- Opowiadanie: dawidiq150 - Odkrycie Wonbrachta

Odkrycie Wonbrachta

Amon­Ra, Mor­der­ca­Bez­Ser­ca, Ne­ar­De­ath i Da­niel­Ku­row­ski1 to są bo­ha­te­rzy dzię­ki któ­rym opo­wia­da­nie wy­glą­da jak wy­glą­da :) Ja już nie po­tra­fię oce­nić czy tekst jest fajny czy nie bo czy­ta­łem go bar­dzo dużą ilość razy :) Je­stem pewny, że ta beta była dla mnie za­ba­wą o dużej war­to­ści dy­dak­tycz­nej. Tytuł jest wy­my­ślo­ny prze­ze mnie. (Be­tu­ją­cy pro­po­no­wa­li mi inny ale ja się upar­łem)

Za­pra­szam do czy­ta­nia i ko­men­to­wa­nia!!!

Jesz­cze raz dzię­ku­ję be­tu­ją­cym bo błę­dów było co nie­mia­ra. PO­ZDRA­WIAM WAS SER­DECZ­NIE!!!

 

PS.

Mam na­dzie­ję, że nie wdarł się jakiś błąd i że coś się po­kieł­ba­si­ło, bo tyle było po­pra­wek, że jakiś błąd mógł się za­kraść :)

 

HASŁA: Elek­tro­nicz­ny mor­der­ca vs Ja­ski­niow­cy vs. Di­no­zau­ry

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Odkrycie Wonbrachta

Dwu­dzie­ste­go ósme­go kwiet­nia dwa ty­sią­ce sto pięć­dzie­sią­te­go pierw­sze­go roku nie­miec­ki na­uko­wiec Otto Won­bracht opu­bli­ko­wał nie­zwy­kłą pracę, która opi­sy­wa­ła jedno z naj­więk­szych od­kryć ludz­ko­ści. Po­dob­nie, jak w przy­pad­ku prac Ein­ste­ina, dzie­ło życia Won­brah­ta trud­no było zro­zu­mieć, a co do­pie­ro do niego dojść. Cie­ka­we jest to, że bez od­kry­cia teo­rii względ­no­ści ono by nie po­wsta­ło. Ein­ste­ino­wi za­pew­ne nie śniło się nawet, że jego ce­gieł­ka bę­dzie pod­wa­li­ną do stwo­rze­nia tak nie­sa­mo­wi­te­go wy­na­laz­ku.

Spra­wa do­ty­czy­ła moż­li­wo­ści po­dró­ży w prze­szłość, a także bez­piecz­ne­go po­wro­tu. Po­cząt­ko­wo uzna­no od­kryw­cę za głup­ca, jed­nak nie każdy pod­cho­dził do ta­kich no­wi­nek na­uko­wych scep­tycz­nie. Tak więc po kil­ku­na­stu dniach, gdy teo­rię po­parł jeden z bar­dziej po­wa­ża­nych ba­da­czy, za­czę­to brać pod lupę teo­rię i wy­li­cze­nia Won­brach­ta.

Po pew­nym cza­sie ba­da­cze od­kry­cia zgod­nie stwier­dzi­li, że to, co od­krył Otto jest jak naj­bar­dziej lo­gicz­ne i że taka po­dróż ma szan­sę się po­wieść. Tak więc teo­re­tycz­nie ist­nia­ła moż­li­wość po­dró­ży w cza­sie i po­wro­tu, jed­nak wy­ko­na­nie tego w prak­ty­ce było na razie tylko ma­rze­niem. Za­czę­to ba­da­nia na ogrom­ną skalę. Wielu in­we­sto­rów za­czę­ło wy­kła­dać ol­brzy­mie kwoty na te pro­jek­ty. Od tej pory ze­spo­ły na­ukow­ców z ca­łe­go świa­ta prze­ści­ga­ły się w coraz to now­szych od­kry­ciach. Tech­no­lo­gia była ulep­sza­na nie­mal z dnia na dzień.

 

***

 

Czte­ry lata póź­niej zbu­do­wa­no pierw­szy pro­to­typ we­hi­ku­łu. Dało się po­dró­żo­wać w prze­szłość i z po­wro­tem, ale nie o do­wol­ną ilość czasu we­dług wła­sne­go uzna­nia. Te „skoki” w prze­szłość moż­li­we były, jak to wy­ni­ka­ło z nie­zwy­kle trud­nych i skom­pli­ko­wa­nych wy­li­czeń Won­brach­ta, nie bli­żej jak do około czter­dzie­stu mi­lio­nów lat wstecz. To była mi­ni­mal­na gra­ni­ca. Potem „na oko” usta­wia­no przy­rzą­dy w we­hi­ku­le, by tra­fić w kon­kret­ny czas z od­chy­le­niem mniej wię­cej o dzie­sięć mi­lio­nów bli­żej albo dalej.

Do tej pory, w gru­pach trzy i czte­ro­oso­bo­wych, łącz­nie dwa­dzie­ścia osiem osób pod­ję­ło tę próbę i nie wró­ci­ło. Do­pie­ro rok od zbu­do­wa­nia we­hi­ku­łu czasu pierw­szej oso­bie udało się bez­piecz­nie odbyć tę po­dróż. Do­ko­nał tego Ro­sja­nin – Fio­dor Smo­trij. Owo­cem jego misji były nie­zwy­kłe zdję­cia i filmy. Sa­me­go Smo­tri­ja pod­da­no ba­da­niom, ale nie wy­ka­za­ły one żad­nych ne­ga­tyw­nych skut­ków po­dró­ży. To ozna­cza­ło, że roz­po­czę­ła się nowa era.

Era po­dró­ży po­przez czas.

 

***

 

Minął ko­lej­ny rok. Jak grzy­by po desz­czu, w wielu kra­jach za­czę­ły po­wsta­wać firmy ofe­ru­ją­ce nie­zwy­kłą po­dróż. Nie na­le­ża­ła ona do naj­tań­szych, po­nie­waż wy­two­rze­nie pa­li­wa, któ­re­go po­trze­bo­wa­no na­praw­dę dużo, kosz­to­wa­ło ba­joń­skie sumy. Mimo to biz­nes był do­cho­do­wy, po­nie­waż każdy chciał zo­ba­czyć di­no­zau­ry, albo po pro­stu pre­hi­sto­rycz­ny kra­jo­braz na wła­sne oczy.

 

***

 

Pew­ne­go razu wła­ści­ciel bo­ga­tej firmy, wraz z żoną i dzieć­mi, za­pla­no­wa­li taką po­dróż.

Miał on na imię Ma­riusz, wraz z żoną Marią i dwój­ką dzie­ci Paw­łem i Ro­ber­tem przy­je­chał do wsi Kru­szy­nia­ny bli­sko War­sza­wy, gdzie znaj­do­wa­ła się sie­dzi­ba firmy JUM­PING, ofe­ru­ją­cej po­dróż w cza­sie. Gdy wy­sie­dli z sa­mo­cho­du, ich oczom uka­za­ły się im­po­nu­ją­ce za­bu­do­wa­nia, po­mię­dzy któ­ry­mi stał od­gro­dzo­ny wy­so­kim na dwa­dzie­ścia me­trów pół­przej­rzy­stym polem si­ło­wym we­hi­kuł. Miał kształt koła, któ­re­go śred­ni­ca wy­no­si­ła około pięć­dzie­się­ciu me­trów.

Kom­pleks oto­czo­ny był pięk­ny­mi ogro­da­mi, w któ­rych znaj­do­wa­ły się po­łą­czo­ne stru­my­ka­mi sa­dzaw­ki i oczka wodne. Będąc w do­brych hu­mo­rach, człon­ko­wie ro­dzi­ny szli alej­ką w cie­niu drzew, aż do­tar­li do głów­nych drzwi bu­dyn­ku. We­szli, a po przej­ściu krót­kim ko­ry­ta­rzem zna­leź­li się w re­cep­cji, gdzie sie­dzia­ła młoda, bar­dzo ele­ganc­ka ko­bie­ta.

– Dzień dobry, moje na­zwi­sko Szra­ma, dzwo­ni­łem wczo­raj. Umó­wi­li­śmy się na pięt­na­stą trzy­dzie­ści – oznaj­mił Ma­riusz.

– Tak oczy­wi­ście, roz­ma­wiał pan ze mną. – Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się. Na­stęp­nie spraw­dzi­ła coś na kom­pu­te­rze i stwier­dzi­ła. – Nie do­ko­na­no jesz­cze wpła­ty, pew­nie nie są pań­stwo do końca zde­cy­do­wa­ni.

– Ow­szem, dzie­ci chcia­ły­by uj­rzeć di­no­zau­ry, ale ta po­dróż jest naj­droż­sza, dla­te­go chcie­li­śmy się za­py­tać, może coś tań­sze­go?

– Po­wiem tak – ko­bie­ta po­pa­trzy­ła na chłop­ców – na­praw­dę warto wy­brać wła­śnie tę naj­droż­szą opcję, wra­że­nia są nie­sa­mo­wi­te. Ale jeśli chcą pań­stwo ta­niej to mo­że­cie le­cieć z grupą.

– Oj nie nie, od­pa­da – wtrą­ci­ła się żona Ma­riu­sza Maria. – Chce­my, żeby było eks­klu­zyw­nie, Ma­riusz, prze­cież nas stać!

Dłu­żej się nie za­sta­na­wia­li i Ma­riusz wy­cią­gnął ze swo­jej torby nie­wiel­ki pła­ski kom­pu­ter i do­ko­nał elek­tro­nicz­nej płat­no­ści.

– Wy­la­tu­ją pań­stwo za pół go­dzi­ny. Za­pra­sza­my na obiad do na­sze­go lobby – po­in­for­mo­wa­ła re­cep­cjo­nist­ka.

Po po­sił­ku po­szli na spa­cer po na­le­żą­cym do firmy parku. Dzie­ci roz­ma­wia­ły tylko o przy­go­dzie, która ich cze­ka­ła, nawet sami ro­dzi­ce nie mogli się do­cze­kać.

W końcu na­de­szła go­dzi­na od­lo­tu. Wró­ci­li do bu­dyn­ku firmy JUM­PING. Tam cze­kał już na nich młody, ele­ganc­ki męż­czy­zna, który za­pro­wa­dził ich scho­da­mi jedno pię­tro w dół, pod zie­mię. Szli ko­ry­ta­rzem ozdo­bio­nym ko­lo­ro­wy­mi ry­sun­ka­mi róż­nych ga­tun­ków di­no­zau­rów i dawno nie­ist­nie­ją­cy­mi ro­śli­na­mi.

Na końcu ko­ry­ta­rza były drzwi, które same się otwo­rzy­ły. Męż­czy­zna za­pro­sił ro­dzi­nę do środ­ka we­hi­ku­łu i grzecz­nie ją po­że­gnał.

Po­miesz­cze­nie, w któ­rym się zna­leź­li było w kształ­cie okrę­gu o śred­ni­cy czte­rech me­trów. Ścia­ny po­ma­lo­wa­no na ciem­ne od­cie­nie nie­bie­skie­go, zie­lo­ne­go, żół­te­go. Pa­no­wał tu pół­mrok. Wszyst­ko, było po to, by wy­two­rzyć przy­jem­ny, nie­po­wta­rzal­ny kli­mat.

W środ­ku cze­ka­ły czte­ry osoby. Jedna z nich, ko­bie­ta w wieku czter­dzie­stu lat, przy­wi­ta­ła ich sło­wa­mi:

– Wi­taj­cie. Mam na imię Ela. – Uśmiech­nę­ła się, a na­stęp­nie wska­za­ła na resz­tę za­ło­gi. – To jest Adam, to Kry­stian, a to Mi­chał. Czy to pierw­sza wasza po­dróż w cza­sie?

– Tak – od­po­wie­dzie­li mał­żon­ko­wie rów­no­cze­śnie.

– W takim razie mam kilka in­for­ma­cji, które na pewno was za­cie­ka­wią. Cof­nie­my się w cza­sie o sto osiem­dzie­siąt mi­lio­nów lat. Na miej­scu wsią­dzie­cie z Ada­mem do ma­łe­go stat­ku, któ­rym od­bę­dzie­cie kurs trwa­ją­cy czte­ry go­dzi­ny. Zo­ba­czy­cie wspa­nia­ły pre­hi­sto­rycz­ny świat. Uj­rzy­cie wiel­kie­go ty­ra­no­zau­ra a także la­ta­ją­ce pte­ro­zau­ry i oczy­wi­ście wiele in­nych ga­tun­ków. Sama po­dróż we­hi­ku­łem trwa, od dwu­dzie­stu minut, do pół go­dzi­ny. Za­pew­niam, że bę­dzie­cie za­do­wo­le­ni, a wy­da­nych pie­nię­dzy nie po­ża­łu­je­cie. Mało tego, je­stem pewna, że bę­dzie­cie chcie­li to po­wtó­rzyć. Czy macie ja­kieś py­ta­nia?

– Czy można robić zdję­cia? – Pierw­szy wy­rwał się Pa­we­łek.

– Oczy­wi­ście, jak naj­bar­dziej. – Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się do malca.

– A ja mam takie py­ta­nie – ode­zwał się jego brat Ro­bert – czy jest ja­kieś ry­zy­ko, że coś się ze­psu­je i nie wró­ci­my?

– Nie ma się czym przej­mo­wać, takie ry­zy­ko jest mi­ni­mal­ne. Po­dró­że w cza­sie są dużo bar­dziej bez­piecz­ne niż jazda sa­mo­cho­dem au­to­stra­dą.

Nie padło wię­cej pytań. Ro­dzi­ce z dzieć­mi usie­dli w fo­te­lach umiesz­czo­nych przy ścia­nie, a ko­bie­ta opu­ści­ła po­miesz­cze­nie.

Włą­czo­no sil­ni­ki, za­czę­ło trząść, i mimo za­mon­to­wa­nych urzą­dzeń tłu­mią­cych hałas po­miesz­cze­nie wy­peł­ni­ły gło­śne, ostre dźwię­ki do­cho­dzą­ce spod pod­ło­gi. Od­głos po chwi­li prze­stał być sły­szal­ny, a lu­dzie znaj­du­ją­cy się w ma­szy­nie od­czu­li siłę bez­wład­no­ści wci­ska­ją­cą ich w fo­te­le. Dzia­ło się tak dla­te­go, że prze­skok w cza­sie od­by­wał się do­pie­ro w mo­men­cie wyj­ścia we­hi­ku­łu poza or­bi­tę Ziemi.

Po chwi­li coś za­czę­ło rzę­zić ni­czym spa­li­no­wa piła łań­cu­cho­wa. Za­trzę­sło moc­niej niż przed chwi­lą. Potem prze­sta­ło ale tylko na chwi­lę. Pa­sa­że­ro­wie po­czu­li jakby ktoś za­nu­rzał ich w ga­la­re­cie. Na końcu w po­miesz­cze­niu do­szło do wy­ła­do­wań elek­trycz­nych, które spra­wi­ły, że tu­ry­ści stra­ci­li przy­tom­ność.

 

***

 

Pierw­sze obu­dzi­ły się dzie­ci, Paweł i Ro­bert. Chłop­cy z za­tro­ska­niem zbli­ży­li się do ro­dzi­ców nie wie­dząc, czy śpią, czy nie żyją. Po chwi­li do po­miesz­cze­nia we­szła Ela, a z nią Adam, Kry­stian i Mi­chał.

– Nie mar­tw­cie się – ko­bie­ta zwró­ci­ła się do ma­lu­chów – ro­dzi­ce zaraz się obu­dzą.

– Ale co się stało? – spy­tał Ro­bert. – Czy tak miało być?

Ela lekko się za­kło­po­ta­ła, jed­nak dzie­ci tego nie za­uwa­ży­ły. Skła­ma­ła:

– Do­szło do nie­wiel­kiej awa­rii. Ale nie mar­tw­cie się, wszyst­ko jest pod kon­tro­lą. Coś ta­kie­go już się zda­rza­ło.

Kry­stian, po­kła­do­wy le­karz, wie­dział, co na­le­ży teraz zro­bić. Pod­szedł do nie­przy­tom­nych Ma­riu­sza i Marii. Badał ich przez chwi­lę, na­stęp­nie wy­cią­gnął z torby, którą miał na ra­mie­niu, dwie nie­wiel­kie strzy­kaw­ki i za­apli­ko­wał oboj­gu ich za­war­tość.

Ci mo­men­tal­nie od­zy­ska­li przy­tom­ność i otwar­li oczy. Przez chwi­lę wal­czy­li z sen­no­ścią.

Gdy cał­kiem wró­ci­ła im świa­do­mość, za­czę­li do­ma­gać się wy­ja­śnień:

– Co się wła­ści­wie stało?! – za­py­tał Ma­riusz gniew­nym gło­sem.

Mi­chał, który był od­po­wie­dzial­ny za spra­wy tech­nicz­ne oznaj­mił:

– Do­szło do awa­rii, po­nie­waż na­po­tka­li­śmy ano­ma­lię. Pro­szę się jed­nak nie oba­wiać, gdyż je­ste­śmy w od­po­wied­nim miej­scu i cza­sie. Pra­wie całe pa­li­wo zo­sta­ło zu­ży­te, ale my na taki wy­pa­dek by­li­śmy przy­go­to­wa­ni. Przed roz­po­czę­ciem dzia­łal­no­ści firmy JUM­PING wy­bra­li­śmy się da­le­ko w prze­szłość i umie­ści­li­śmy tam za­pa­so­we po­jem­ni­ki wy­two­rzo­ne z naj­trwal­szej nam zna­nej sub­stan­cji, w któ­rych było pa­li­wo do we­hi­ku­łu. Do skrzyń do­łą­czo­ny jest na­daj­nik, dzię­ki któ­re­mu je znaj­dzie­my. Tak więc oprócz tego wy­pad­ku do któ­re­go do­szło w cza­sie po­dró­ży, wszyst­ko dla was od­bę­dzie się zgod­nie z pla­nem. Szy­kuj­cie się więc do przy­go­dy.

 

***

 

Gdy ro­dzi­na opu­ści­ła wnę­trze we­hi­ku­łu, nie­sa­mo­wi­ty widok za­parł im dech w pier­siach. Byli bo­wiem na wzgó­rzu, z któ­re­go roz­ta­czał się roz­le­gły, nie­zwy­kły widok. Na po­ro­śnię­tym pa­pro­cia­mi wiel­kim te­re­nie pasły się ol­brzy­mie gady. Wy­cią­ga­jąc dłu­gie szyje sku­ba­ły li­ście z wy­so­kich drzew. Były to pa­ta­go­ti­ta­ny, naj­więk­sze ro­śli­no­żer­ne di­no­zau­ry. W po­bli­żu nie­któ­rych osob­ni­ków bie­ga­ło po­tom­stwo.

– Je­ste­ście za­do­wo­le­ni? – spy­ta­ła Ela pewna od­po­wie­dzi.

– Jasne, że tak – od­po­wie­dzia­ły dzie­cia­ki.

– To do­pie­ro po­czą­tek. Wsia­daj­cie do „Mi­ni­ga­da”, my w cza­sie wa­szej wy­ciecz­ki od­naj­dzie­my i za­bie­rze­my po­jem­ni­ki z pa­li­wem.

Ma­lut­ka winda, znaj­du­ją­ca się obok wej­ścia do we­hi­ku­łu czasu, za­wio­zła ich na plat­for­mę, gdzie już z pra­cu­ją­cym sil­ni­kiem cze­kał spe­cjal­nie za­pro­jek­to­wa­ny przez firmę JUM­PING sa­mo­lo­cik „Mi­ni­gad” a w nim bę­dą­cy skarb­ni­cą wie­dzy o fau­nie i flo­rze tego hi­sto­rycz­ne­go okre­su Adam.

Sta­te­czek mo­gą­cy po­mie­ścić dwu­dzie­stu czte­rech pa­sa­że­rów, po­sia­da­ją­cy au­to­pi­lo­ta wzniósł się w górę i po chwi­li roz­su­nął klapy w oknach i pod­ło­dze. Dla le­cą­cych ludzi było to nie­zwy­kłe prze­ży­cie, po­czu­li się jak szy­bu­ją­cy ptak.

 

***

 

W tym cza­sie resz­ta za­ło­gi we­hi­ku­łu pod­ję­ła się nie­ła­twe­go za­da­nia. Mi­chał otwo­rzył scho­wek pod kon­so­lą. Jego oczom uka­za­ły się różne przed­mio­ty, uło­żo­ne w ide­al­nym po­rząd­ku. Po pra­wej stro­nie było to, czego szu­kał. Pła­ski przed­miot wiel­ko­ści dwa­dzie­ścia na trzy­dzie­ści cen­ty­me­trów. Ode­tchnął z ulgą.

Razem z Elą we­szli do ka­bi­ny po­jaz­du, któ­re­go od dawna nie mu­sie­li uży­wać. Znaj­do­wa­li się w ła­zi­ku zwa­nym żar­to­bli­wie „elek­trycz­nym mor­der­cą”. Mo­gą­ce po­mie­ścić pięć osób po­miesz­cze­nie unio­sło się, gdy ma­szy­na wy­su­nę­ła swoje sześć nóg. Robot miał dzie­sięć me­trów wy­so­ko­ści.

Mi­chał przy po­mo­cy dżoj­sti­ka skie­ro­wał ma­szy­nę w stro­nę punk­tu, który pul­so­wał na wy­świe­tla­czu. Jak wska­zy­wa­ło urzą­dze­nie, był on od­da­lo­ny o sześć ki­lo­me­trów.

Omi­ja­jąc z da­le­ka grupy wiel­kich gadów, po­wo­li zbli­ża­li się do celu. Po kil­ku­dzie­się­ciu mi­nu­tach uj­rze­li przez przed­nią szybę kok­pi­tu coś dziw­ne­go. Zro­zu­mie­li co to jest, gdy do­strze­gli po­ru­sza­ją­ce się syl­wet­ki ludzi. Był to zbu­do­wa­ny z ele­men­tów roz­mon­to­wa­ne­go we­hi­ku­łu obóz. Skła­dał się z sied­miu cha­tek oto­czo­nych me­ta­lo­wym ogro­dze­niem, które jak można się do­my­ślić, było pod na­pię­ciem.

– Widać ktoś miał po­dob­ny kło­pot co my – po­wie­dział Mi­chał do Eli.

– Udało im się, za­bie­rze­my ich do domu.

Gdy zbli­ży­li się ro­bo­tem na od­le­głość kil­ku­na­stu me­trów, Mi­chał „po­ło­żył” go i mogli wyjść na ze­wnątrz. Byli tro­chę za­sko­cze­ni bo po­wi­ta­li ich sta­rzy lu­dzie.

– Czyli jed­nak tu nie umrze­my – po­wie­dział po an­giel­sku męż­czy­zna o si­wych wło­sach i po­marsz­czo­nej twa­rzy. Pła­kał.

– Mie­li­ście szczę­ście, bo stra­ci­li­śmy pa­li­wo. Czy są tu po­zo­sta­wio­ne za­pa­sy? – spy­tał Mi­chał

– Tak, są. – Męż­czy­zna wska­zał je trzę­są­cym się pal­cem, były nie­da­le­ko.

– Ile czasu tu je­ste­ście? – za­py­ta­ła Ela.

– Czter­dzie­ści dwa lata. Było nas dzie­więt­na­stu. Sześć osób zmar­ło.

– Jak udało wam się prze­żyć? Zresz­tą opo­wie­cie wszyst­ko jak wró­ci­my, teraz bie­rze­my po­jem­ni­ki z pa­li­wem, po­ło­wa z was może wsiąść z nami do ro­bo­ta. Zro­bi­my dwa kursy.

Obóz znaj­do­wał się nie­da­le­ko po­usta­wia­nych obok sie­bie skrzyń. Ela po­de­szła spraw­dzić, czy po­jem­ni­ki nie są na­ru­szo­ne. Jed­nak wy­glą­da­ły so­lid­nie, choć były za­pró­szo­ne zie­mią i gdzie­nie­gdzie po­ra­sta­ły je mchy i po­ro­sty.

Nic nie stało na prze­szko­dzie, by zro­bić to, co za­pla­no­wa­li. Przy­cze­pio­no więc skrzy­nie do ła­zi­ka i razem z grupą nie kry­ją­cych wzru­sze­nia i ra­do­ści star­ców wró­ci­li nim do we­hi­ku­łu.

 

***

 

W tym samym cza­sie, bez żad­nych pro­ble­mów pięć pod­eks­cy­to­wa­nych osób le­cia­ło „Mi­ni­ga­dem” oglą­da­jąc nie­zwy­kły, fa­scy­nu­ją­cy świat di­no­zau­rów i ro­ślin­no­ści sprzed stu osiem­dzie­się­ciu mi­lio­nów lat. Dzie­ci były wnie­bo­wzię­te. Czte­ry go­dzi­ny mi­nę­ły im jak z bicza strze­lił. Zanim się obej­rze­li, trze­ba było wra­cać. „Mu­si­my tu wró­cić” – po­wta­rza­li cią­gle chłop­cy.

Au­to­ma­tycz­ny pilot za­wró­cił i skie­ro­wał się w stro­nę we­hi­ku­łu czasu.

Po kil­ku­na­stu mi­nu­tach „Mi­ni­gad” usiadł na małym lą­do­wi­sku we­hi­ku­łu czasu. Na pa­sa­że­rów cze­ka­ła w środ­ku nie­spo­dzian­ka. Trzy­na­ście osób roz­ma­wia­ją­cych z Elą, Kry­stia­nem i Mi­cha­łem. Wszy­scy byli star­ca­mi.

– Czas wra­cać – po­wie­dzia­ła do wszyst­kich Ela.

Na­stęp­nie, razem z trój­ką pra­cow­ni­ków firmy JUM­PING bez słowa opu­ści­ła po­miesz­cze­nie.

Za­łą­czo­no sil­ni­ki, które pra­cu­jąc wy­wo­ły­wa­ły zna­jo­my już wszyst­kim hałas i drże­nie. Potem, gdy we­hi­kuł z wiel­ką szyb­ko­ścią le­ciał w górę, wci­snę­ło pa­sa­że­rów w fo­te­le. Po­dró­ży w cza­sie to­wa­rzy­szy­ły różne cie­le­sne od­czu­cia, ale już po chwi­li mieli być z po­wro­tem w swoim cza­sie.

 

***

 

– Sil­ni­ki po­win­ny już się wy­łą­czyć! – po­wie­dział zde­ner­wo­wa­ny Mi­chał. – Le­ci­my już ponad pół go­dzi­ny.

Adam pró­bo­wał za­cho­wać spo­kój, choć był nie mniej zde­ner­wo­wa­ny. Rów­na­nia Otto Won­brach­ta nie prze­wi­dy­wa­ły sko­ków w przy­szłość. Po­wrót do te­raź­niej­szo­ści teo­re­tycz­nie miał być dużo prost­szy. I nigdy żadna z firm umoż­li­wia­ją­cych po­dró­że w prze­szłość nie miała z tym naj­mniej­sze­go pro­ble­mu.

Nikt jed­nak nie prze­wi­dział, że w pa­li­wie le­ża­ku­ją­cym mi­lio­ny lat, doj­dzie do nie­zba­da­nych re­ak­cji che­micz­nych. Do­szło przez to do uwol­nie­nia tak dużej ener­gii, że we­hi­kuł czasu firmy JUM­PING wy­strze­lił da­le­ko w przy­szłość. Gdyby tylko lu­dzie mogli zba­dać zmie­nio­ny przez długi czas le­że­nia skład che­micz­ny pa­li­wa, to może udało by się też po­dró­żo­wać w przy­szłość. Sy­tu­acja była jed­nak inna.

 

***

 

Po krót­kim na­my­śle wy­łą­czo­no ręcz­nie sil­nik ma­szy­ny. Wszel­kie ha­ła­sy i wstrzą­sy uci­chły.

Ela opu­ści­ła ka­bi­nę pi­lo­tów i we­szła do po­miesz­cze­nia, gdzie spo­koj­nie sie­dzia­ło sie­dem­na­ście osób nie­świa­do­mych no­wych pro­ble­mów.

Ktoś spy­tał:

– Czy to już ko­niec po­dró­ży? Czy wszyst­ko po­szło do­brze?

Ela nie chcia­ła kła­mać i od­par­ła:

– Nie­ste­ty nie. Wyjdę na ze­wnątrz i spraw­dzę gdzie je­ste­śmy. Pro­szę się nie de­ner­wo­wać.

I opu­ści­ła sta­tek. Pełna obaw, ale też pod­eks­cy­to­wa­na.

 

***

 

Już wie­dzia­ła, że nie jest do­brze. Cięż­ko było od­dy­chać. W po­wie­trzu mu­sia­ło być mało tlenu. Słoń­ce pa­li­ło nie­mi­ło­sier­nie. Wy­lą­do­wa­li na pu­sty­ni, która ota­cza­ła wszyst­ko aż po ho­ry­zont. Aby le­piej wszyst­ko zo­ba­czyć, ko­bie­ta po­je­cha­ła windą na górę we­hi­ku­łu.

Wes­tchnę­ła, jak okiem się­gnąć, pra­wie w ogóle nie było tu życia. Je­dy­nie w kil­ku­dzie­się­cio­me­tro­wych od­stę­pach rosły suche drze­wa bez liści. Po pra­wej stro­nie w od­le­gło­ści ja­kichś trzy­stu me­trów za­uwa­ży­ła duży kra­ter.

Do­łą­czy­li do niej Adama, Mi­chał i Kry­stian.

– I co teraz? – spy­tał Adam

– Po­pa­trz­cie tam! – Kry­stian wska­zał pal­cem miej­sce gdzie znaj­do­wa­ło się ja­kieś dziw­ne zwie­rzę.

Duży, wy­so­ki na dwa i pół metra osob­nik nie­zna­ne­go im ga­tun­ku, stał na czte­rech no­gach i pa­trzył na nich swo­imi przy­mru­żo­ny­mi ocza­mi. Jego skóra była czer­wo­ne­go ko­lo­ru. Przy­po­mi­nał ko­to­wa­te­go. Na grzbie­cie miał brą­zo­wy, cią­gną­cy się od głowy do zadu pió­ro­pusz. Szcze­rzył zęby.

Po chwi­li od­chy­lił głowę do góry i wydał z sie­bie gwiż­dżą­cy od­głos. Po jego lewej stro­nie, ja­kieś trzy­dzie­ści me­trów, jakby spod ziemi wy­sko­czył drugi po­dob­ny osob­nik, ten jed­nak nie miał pió­ro­pu­sza. Za to po­sia­dał duży na­brzmia­ły brzuch. Otrze­pał się z kurzu. Na­stęp­nie pierw­szy z dra­pież­ni­ków rzu­cił się szyb­ko w stro­nę ludzi.

– I co teraz zro­bi­my? – po­wtó­rzył py­ta­nie Adam.

– Umrze­my – od­par­ła Ela.

Koniec

Komentarze

Wrzu­cać :D ! Płyń po mo­rzach i oce­anach!

 

Po­wo­dze­nia! :] 

Je­stem ban­dzior! Świr! Sa­dy­sta! Nie­po­praw­ny opty­mi­sta!

Wrócę tu póź­niej, a na razie tylko su­ge­stia, żebyś w przed­mo­wie dał ze­staw haseł, jakie wy­bra­łeś.

Known some call is air am

Cał­kiem spoko. Prze­czy­ta­łem z za­in­te­re­so­wa­niem. Oczy­wi­ście są po­tknię­cia, ale nie prze­szka­dza­ją prze­sad­nie. Mógł­byś na przy­kład po­pra­co­wać nad po­sta­cia­mi, nadać im ja­kieś cechy na po­cząt­ku cho­ciaż­by fi­zycz­ne, potem roz­wi­nąć cha­rak­te­ry, bo jak na razie wszy­scy na jedno ko­py­to.

 

ALE PRZEDE WSZYST­KIM!

Pa­ta­go­ty­ta­ny nie żyły 180 mi­lio­nów lat temu, ale ja­kieś 80 mln póź­niej (o ile się nie mylę), w kre­dzie . 

Już nie mó­wiąc o ty­ra­no­zau­rze, któ­re­go obie­cu­je Ela. Sło­dziak sobie by­to­wał pod ko­niec kredy ja­kieś 68 – 66 mln lat temu. Z takim po­sza­no­wa­niem dla chro­no­lo­gii, nie po­trze­bu­jesz we­hi­ku­łu czasu, żeby ze­tknąć bo­ha­te­rów z di­no­zau­ra­mi, bo rów­nie do­brze gady mo­gły­by żyć z nimi współ­cze­śnie. Pa­rę­dzi­siąt mi­lio­nów w tę czy we w tę, co za róż­ni­ca, nie? 

 

 

Ukło­ny

 

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

TY­RA­NO­TY­TAN 3000 

 

Ale czy ta wie­dza jest pewna? Ro­zu­miem, że je­steś ar­che­olo­giem skoro pi­szesz takie rze­czy :)))

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

No… tak, jest to wie­dza pewna. Nikt nigdy nie zna­lazł ty­ra­no­zau­ra rexa w war­stwie ju­raj­skiej (może ja­kichś jego przod­ków, ale wąt­pię czy o nich Ci cho­dzi­ło, bo nie byli zbyt im­po­nu­ją­cy) i mogę sobie dać rękę uciąć, że nikt nie znaj­dzie. Oczy­wi­ście może się tak zda­rzyć, że do­ko­na­my od­kry­cia, które prze­wró­ci do góry no­ga­mi hi­sto­rię ewo­lu­cji i zmusi do szu­ka­nia no­wych roz­wią­zań, ale stan wie­dzy na dzień dzi­siej­szy wska­zu­je, że nie ma szans na spo­tka­nie ty­ra­no­zau­ra 180 mi­lio­nów lat temu.

 

I nie, nie je­stem ar­che­olo­giem, a nawet jak­bym był to nie mia­ło­by to nic do rze­czy, bo ar­che­olog się nie zaj­mu­je di­no­zau­ra­mi. Ra­czej po­wi­nie­nem być pa­le­on­to­lo­giem. I uwierz mi nie muszę mieć wy­kształ­ce­nia w dzie­dzi­nie, żeby się wy­po­wia­dać na ten temat, bo to no… pod­sta­wy… To tro­chę tak jak­byś osa­dził opo­wia­da­nie w śre­dnio­wie­czu, dał bo­ha­te­ro­wi te­le­fon ko­mór­ko­wy i nie przyj­mo­wał uwagi, że to ana­chro­nizm od ni­ko­go poza me­die­wi­sta­mi…

I sorry jeśli za­brzmia­łem jak bufon i cham w któ­rymś mo­men­cie, ale wiesz… byłem swego czasu di­no­zau­ro­wym świ­rem i tro­chę to w czło­wie­ku sie­dzi…

 

Ukło­ny

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

byłem swego czasu di­no­zau­ro­wym świ­rem i tro­chę to w czło­wie­ku sie­dzi…

Mam to samo, gdy się na­tknę na błąd rze­czo­wy w dzie­dzi­nie, na punk­cie któ­rej sam mam świra ;D. Nie da się przejść obo­jęt­nie! :]

 

Dawid – na­ucz­ka na przy­szłość: do be­to­wa­nia na­stęp­ne­go tek­stu z di­no­zau­ra­mi bie­rze­my TY­RA­NO­TY­TA­NA 3000 ;].

 

Ze swo­jej stro­ny rów­nież po­dzię­ku­ję za współ­pra­cę przy becie. Stwo­rzy­łeś bar­dzo fajną at­mos­fe­rę, jako go­spo­darz warsz­ta­tu i praca nad tek­stem była dla mnie przy­jem­no­ścią :]. Życzę po­wo­dze­nia i trzy­mam kciu­ki za no­mi­na­cje do bi­blio­te­ki. 

 

po­zdra­wiam 

M. 

Je­stem ban­dzior! Świr! Sa­dy­sta! Nie­po­praw­ny opty­mi­sta!

Mor­der­ca­Bez­Ser­ca dzię­ki!!!

 

Spoko ja je­stem dobry w re­la­cjach mię­dzy­ludz­kich. Aż za bar­dzo.

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Chyba każdy za dzie­cia­ka prze­cho­dził etap fa­scy­na­cji di­no­zau­ra­mi :) Do dzi­siaj pa­mię­tam, jak mama ku­po­wa­ła mi wiel­kie al­bu­my z ob­raz­ka­mi i po­tra­fi­łem spę­dzić nad nimi całe go­dzi­ny. Obec­nie nadal je­stem dziec­kiem, tylko takim 28-let­nim, więc etap di­no­zau­rów mam już za sobą i temat in­te­re­su­je mnie znacz­nie mniej. Mimo to, Da­wi­dzie, tekst wydał mi się cał­kiem in­te­re­su­ją­cy. Mia­łeś cie­ka­wy po­mysł na akcję i cho­ciaż kon­cept może nie jest naj­bar­dziej ory­gi­nal­ny na świe­cie, to wątek awa­rii pod­czas po­dró­ży w cza­sie uzna­łem za cał­kiem fajny.

Wy­ko­na­nie też nie jest złe i muszę tu wszyst­kim po­wie­dzieć, że Dawid z wiel­ką de­ter­mi­na­cją szli­fo­wał tekst, żeby opo­wia­da­nie wy­glą­da­ło jak naj­le­piej i spę­dził nad nim na­praw­dę dużo czasu :) Nie gra mi tylko jedna rzecz, o któ­rej alar­mo­wa­łem już w cza­sie bety: po od­na­le­zie­niu obozu tych roz­bit­ków w cza­sie jest roz­mo­wa o tym, że utknę­li w pre­hi­sto­rii 42 lata temu, umar­ło 6 osób, a po tych wszyst­kich dra­ma­tycz­nych no­wi­nach bo­ha­ter re­agu­je sło­wa­mi w stylu “Dobra, dobra, opo­wie­cie nam potem”, jakby w ogóle nie zro­bi­ło to na nim wra­że­nia. No ale skoro po­sta­no­wi­łeś po­zo­sta­wić wątek w ta­kiej for­mie to muszę po pro­stu z tym żyć :P

Co do wy­po­wie­dzi TY­RA­NO­TY­TA­NA 3000 o tym, że wszy­scy bo­ha­te­ro­wie są na jedno ko­py­to: nie­praw­da :D

 

– Oj nie nie, od­pa­da – wtrą­ci­ła się żona Ma­riu­sza Maria. – Chce­my, żeby było eks­klu­zyw­nie, Ma­riusz, prze­cież nas stać!

A ten frag­ment? Gdy to prze­czy­ta­łem po raz pierw­szy, jako żywo uj­rza­łem ocza­mi wy­obraź­ni ko­bie­tę z wście­kle czer­wo­ny­mi usta­mi, do­cze­pio­ny­mi rzę­sa­mi, w płasz­czu w pan­ter­kę i z to­reb­ką wy­ko­na­ną z ja­kie­goś gada (sic!) :D 

Da­wi­dzie, szcze­rze trzy­mam kciu­ki za opo­wia­da­nie i mam na­dzie­ję, że znaj­dzie się wielu za­do­wo­lo­nych czy­tel­ni­ków :)

 

 

Amon­Ra fak­tycz­nie umknę­ło mi tamto, pa­mię­tam, że za­zna­cza­łeś. Ale niech zo­sta­nie, niech to bę­dzie moja wi­zy­tów­ka :DDD że ten kto czyta bę­dzie my­ślał “no fak­tycz­nie to opo­wia­da­nie Da­wi­da”.

 

A na serio to pa­mię­tam tam­ten twój ko­men­tarz i nie za­ja­rzy­łem po pro­stu o co cho­dzi, wiem, że coś po­pra­wi­łem i my­śla­łem, że już jest OK.

 

Jeśli bar­dzo razi to fak­tycz­nie nie faj­nie, że tak wy­szło. Boję się teraz zmie­niać bo może się po­waż­nie po­kieł­ba­sić i co wtedy? :(

 

 

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Nie ma haseł kon­kur­so­wych w przed­mo­wie, ale do­my­ślam się, że cho­dzi o di­no­zau­ry i elek­tro­nicz­ne­go mor­der­cę. Ten ostat­ni po­ja­wia się zdaw­ko­wo i nawet nie­ko­niecz­nie jest nie­zbęd­ny. W czy­ta­niu prze­szka­dza­ła mi roz­wle­kła forma i opisy epi­zo­dów, które ni­cze­go nie wno­szą do fa­bu­ły, np. że po­szli coś zjeść przed od­lo­tem… Co do bo­ha­te­rów, wy­da­ją się pa­pie­ro­wi, nie prze­ży­wa­ją emo­cji, ani pot im nie spły­wa po karku, ani serce nie wali mło­tem, sło­wem przy dość dłu­gim opo­wia­da­niu strasz­nie mało wiemy o pro­ta­go­ni­stach. Ale naj­bar­dziej za­dzi­wi­ło mnie przy­wią­za­nie Au­to­ra do liczb, a mia­no­wi­cie mamy sie­dem chat, sześć nóg, pięć osób i trzy­na­ście osób, czter­dzie­ści dwa lata, czte­ry go­dzi­ny, czte­ry metry, dwu­dzie­stu czte­rech pa­sa­że­rów… W końcu za­czę­łam się za­sta­na­wiać, czy aby to nie miał być jakiś kod do roz­szy­fro­wa­nia :)

Po­czą­tek o wy­na­laz­cy po­do­bał mi się.

Po­zdra­wiam!

No, nie jest źle. Widać, że beta do­brze Ci po­słu­ży­ła, bo po­czą­tek jest po­zba­wio­ny zgrzy­tów. Nie­ste­ty te po­ja­wia­ją się póź­niej, w re­la­cjach po­mię­dzy po­sta­cia­mi, które są sztucz­ne i mało prze­ko­ny­wu­ją­ce.

Też mógł­bym się przy­cze­pić do tych mi­lio­nów lat i ty­ra­no­zau­rów albo in­nych gadów, bo di­no­fre­akiem też byłem swego czasu, ale od­pusz­czam, bo nie o tym jest to opo­wia­da­nie. Po­mysł wy­eks­plo­ato­wa­ny i to dość mocno, cho­ciaż z mo­ty­wem zo­sta­wie­nia gdzieś w prze­szło­ści pa­li­wa na wy­pa­dek ja­kiejś wtopy jest cie­ka­wy i chyba nie spo­tka­łem się z czymś takim wcze­śniej.

Nie będę się tutaj juz bar­dziej roz­pi­sy­wał, po­wiem tylko, że jest OK, ale nic po­nad­to.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

Known some call is air am

chal­bar­czyk dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. To praw­da, że nie trzy­ma­łem się haseł kon­kur­so­wych, wła­ści­wie one tylko na­pro­wa­dzi­ły mnie na po­mysł.

 

Tak mi się coś wy­da­je, że za bar­dzo uwie­rzy­łem w sie­bie po ostat­nim :))) Nie przy­ło­ży­łem się do­sta­tecz­nie a moi be­tu­ją­cy cho­ciaż ro­bi­li co mogli nie wy­pro­sto­wa­li moich błę­dów.

 

Teraz ka­su­ję wszyst­ko co było. Za­czy­nam od nowa, nie pa­trzę wstecz, piszę wła­śnie bar­dzo krót­ki tekst na kon­kurs w moim mie­ście. Po­sta­ram się wy­ko­rzy­stać ogrom­ną ilość rad którą od wszyst­kich do­sta­łem i liczę, że ktoś mnie zbe­tu­je.

 

Prze­pra­szam jeśli kogoś za­wio­dłem.

Po­zdra­wiam!!!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Outta Sewer dzię­ku­ję za ko­men­tarz :)))

 

Pi­sząc opo­wia­da­nie za bar­dzo uwie­rzy­łem w sie­bie, że mam wy­obraź­nię i tak dalej. To mnie zgu­bi­ło. Nie mogę po­peł­nić tego sa­me­go błędu w przy­szło­ści.

 

Dla­te­go wy­szło jak wy­szło. Ale myślę, że beta bar­dzo dużo mnie na­uczy­ła. :)

 

Po­zdra­wiam!!!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Da­wi­dzie, wieki nie czy­ta­łem two­ich opo­wia­dań, po­nie­waż – nie ukry­wam – te, z któ­ry­mi kie­dyś mia­łem do czy­nie­nia, nie sa­tys­fak­cjo­no­wa­ły mnie. 

Dla­te­go cie­szę się, że wzią­łeś udział w kon­kur­sie i mia­łem oka­zję się prze­ko­nać, jak duże zro­bi­łeś po­stę­py.

Hi­sto­ria, jaką opi­sa­łeś, nie jest może szcze­gól­nie ory­gi­nal­na, ale czy­ta­ło się ją przy­jem­nie. Po­do­ba­ły mi się opisy, niby nie ma ich wiele, ale udało ci się spra­wić, że zo­ba­czy­łem to, co chcia­łeś po­ka­zać. Na plus także pu­en­ta. Tro­chę ubo­le­wam, że nie wplo­tles w opo­wia­da­nie moc­niej­szych ak­cen­tów zwią­za­nych z ha­słem, ale to rzu­to­wać może na ocenę kon­kur­so­wą (może, ale nie musi – to za­le­ży od gło­su­ją­cych) a nie na wra­że­nia z lek­tu­ry. 

Jeśli miał­bym dać ja­kieś rady na na­stęp­ny raz, to:

– zwróć uwagę na po­wtó­rze­nia; w tak krót­kim tek­ście masz ich na­praw­dę sporo, 

– po­pra­cuj nad zda­nia­mi zło­żo­ny­mi, 

 

Po­zdra­wiam! 

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Dzię­ki Ge­ki­ka­ra no jakby nie było po­stę­pów to mu­siał­bym sobie dać spo­kój z pi­sa­niem :)))

 

Po­zdra­wiam rów­nież!!!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Hej, da­wi­d150. Przy­jem­ne opo­wia­dan­ko. Prze­wi­dy­wa­łem, że roz­bit­ko­wie będą pa­sa­że­ra­mi tej wy­pra­wy i stwo­rzysz swo­je­go ro­dza­ju pętlę cza­so­prze­strzen­ną :) i uwię­zisz ich w nie­koń­czą­cej się po­wta­rzal­no­ści, ale jed­nak nie :D

 

 

PS. Po­le­ca se­rial Dark je­dy­ny minus to, że jest Nie­miec­ki :D

Cześć, Dawid!

Bar­dzo przy­jem­na przy­go­dów­ka. Widzę też, że ro­bisz na­praw­dę duże po­stę­py w bu­do­wa­niu spój­nej i cie­ka­wej fa­bu­ły. Fakt, nie jest może super od­kryw­cza, ale czy­ta­ło się dość płyn­nie. W paru miej­scach można by co praw­da prze­my­śleć pewne kon­struk­cje zdań zło­żo­nych, jed­nak nie psuło to ogól­ne­go wra­że­nia. 

Z czy­stym ser­cem mogę po­le­cić ten tekst do bi­blio­te­ki.

Po­zdra­wiam

oidrin dzię­ki!!! fa­jo­wo. Bę­dzie jesz­cze le­piej :)))

 

Po­zdra­wiam!!!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Przy­znam, że do­tych­czas nie prze­czy­ta­łem w ca­ło­ści żad­ne­go Two­je­go opo­wia­da­nia, ale na pod­sta­wie frag­men­tów, które zda­rzy­ło mi się cza­sem przej­rzeć, rów­nież stwier­dzam, że po­czy­ni­łeś po­stę­py. Sporo w Twoim tek­ście okle­pa­nych mo­ty­wów, ale czy­ta­ło się nie­źle. Tak czy siak di­no-tu­ry­sty­ka, przez ol­brzy­mi sen­ty­ment do ,,Parku Ju­raj­skie­go", i tak mnie ku­pi­ła :)

Też rzu­ci­ło mi sie w oczy to, o czym wspo­mnia­ła chal­bar­czyk – nie ma po­trze­by ser­wo­wać tak wielu pre­cy­zyj­nych in­for­ma­cji w opi­sach. Cza­sa­mi le­piej na­pi­sać ,,kilka" niż ,,sie­dem". Chyba że ta licz­ba jest na­praw­dę istot­na.

Po­zdra­wiam!

adam_c4 dzię­ku­ję!!! Na­praw­dę bar­dzo cie­szy mnie, gdy ktoś choć tro­chę po­zy­tyw­nie się wy­po­wie o moim tek­ście. Po­wiem ci, że mi się też jakby “le­piej”, “ła­twiej” pisze. Na­bra­łem tro­chę do­świad­cze­nia i prze­czy­ta­łem masę wspa­nia­łych rad :)

 

po­zdra­wiam!!!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Witaj, Da­wi­dzie :) Przede wszyst­kim gra­tu­la­cje – zro­bi­łeś ogrom­ne po­stę­py pi­sar­skie.

 

Opo­wia­da­nie jest pro­ste i pro­sto opo­wie­dzia­ne, ale czyta się je sym­pa­tycz­nie, a sa­miu­teń­ki finał wy­szedł na­praw­dę do­brze – świet­ne ostat­nie zda­nie.

 

Nie ła­pan­ko­wa­łam, ale dwa ba­bol­ki in­ter­punk­cyj­ne rzu­ci­ły mi się w oczy:

 

– A ja mam takie py­ta­nie – po­wie­dział teraz jego brat Ro­bert – Czy jest ja­kieś ry­zy­ko, że coś się ze­psu­je i nie wró­ci­my?

Tu albo:

– A ja mam takie py­ta­nie – po­wie­dział teraz jego brat Ro­bert[.] – Czy jest ja­kieś ry­zy­ko, że coś się ze­psu­je i nie wró­ci­my?

Albo le­piej:

– A ja mam takie py­ta­nie – po­wie­dział teraz jego brat Ro­bert – Cczy jest ja­kieś ry­zy­ko, że coś się ze­psu­je i nie wró­ci­my?

 

W ogóle zmie­ni­ła­bym: po­wie­dział teraz jego brat Ro­bert → ode­zwał się jego brat Ro­bert

 

Pełna obaw[+,] ale też pod­eks­cy­to­wa­na.

http://altronapoleone.home.blog

dra­ka­ina bar­dzo dzię­ku­ję!!! :))))))

 

A ja też za­uwa­ży­łem, że le­piej mi się pisze, ale bez was osią­gnął­bym figę z ma­kiem. Po­wiem ci, że cie­szy mnie, iż mogę być do­brym przy­kła­dem dla ludzi dą­żą­cym do ja­kie­goś celu.

 

heh pa­mię­tam moje pierw­sze tek­sty tak bez­na­dziej­ne, że można je po­rów­nać do brzy­do­ty po­ka­zy­wa­nej na nie­któ­rych ob­ra­zach. Ta brzy­do­ta była pięk­na, urze­ka­ją­ca. I tylko miała tę za­le­tę, że można było z niej się śmiać. Nie wiem jak można było to ro­zu­mieć. Czy to było racz­ko­wa­nie, czy trud­ne po­cząt­ki? Słusz­nie jedna osoba na­zwa­ła mnie gra­fo­ma­nem. Może to nie­praw­do­po­dob­ne i nie każdy w to wie­rzy ale na­praw­dę wiara prze­no­si góry, a jak się to zro­zu­mie to można bez pro­ble­mu stwier­dzić, że można osią­gnąć wszyst­ko o czym zdro­wy umysł może po­my­śleć.

 

PPoz­dra­wiam!!! Je­stem tu nadal :)

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Hej :)

Cał­kiem cie­ka­wy po­mysł. Spodo­ba­ły mi się opisy, można sobie do­kład­nie wy­obra­zić, o czym pi­szesz. Co praw­da bo­ha­te­ro­wie, jak już o tym zresz­tą wspo­mi­na­no w ko­men­ta­rzach, mają tro­chę za mało wła­sne­go cha­rak­te­ru, wszy­scy za­cho­wu­ją się tak samo. 

To wła­ści­wie nie jest błąd, ale w oczy rzu­ci­ło mi się jesz­cze to, że wła­ści­wie nie ma głów­ne­go bo­ha­te­ra, a głów­ny wątek zo­sta­je dosyć późno przed­sta­wio­ny. Może le­piej by­ło­by już na samym po­cząt­ku wspo­mnieć o po­dró­ży i głów­nych bo­ha­te­rach, a hi­sto­rię stwo­rze­nia we­hi­ku­łu mógł­by przed­sta­wić na przy­kład ktoś z tej firmy? Wtedy by­ło­by też wię­cej miej­sca na przed­sta­wie­nie bo­ha­te­rów.

No, ale tak się cze­piam, a opo­wia­da­nie czy­ta­ło się cał­kiem przy­jem­nie. Widać, że ro­bisz po­stę­py :)

Jesz­cze zna­la­złam mały ba­bo­lek:

Potem prze­sta­ło ale tylko na chwi­lę.

Przed ale pisze się prze­ci­nek

 

Po­zdra­wiam :)

Oluta dzię­ku­je!!! Faj­nie, że moje po­przed­nie tek­sty nie po­szły w za­po­mnie­nie i ktoś je jesz­cze czyta :))))

 

Po­zdro­wie­nia :)))))))

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Cześć!

 

Cie­ka­wy po­mysł na opo­wia­da­nie. Za­wsze fa­scy­no­wa­ły mnie za­gad­nie­nia w stylu “po­dró­że w cza­sie”, dla­te­go czy­ta­łem z za­in­te­re­so­wa­niem. Sporo miej­sca po­świę­ci­łeś na opis ele­men­tów fan­ta­stycz­no-fi­zycz­no-tech­nicz­nych, które mnie w ta­kich wi­zjach za­wsze naj­bar­dziej krę­ci­ły (a potem za­czą­łem się uczyć fi­zy­ki i mnie rze­czy­wi­stość do par­te­ru spro­wa­dzi­ła), i cał­kiem baj­ko­wo ci to wy­szło. Na plus, choć nie­któ­re aspek­ty tech­nicz­ne są mocno fan­ta­stycz­ne po­wiedz­my.

Oba hasła kon­kur­so­we w pew­nym sen­sie za­war­łeś w opo­wia­da­niu, cho­ciaż “elek­tro­nicz­ne­go mor­der­cy” nie było zbyt wiele (nazwa czy funk­cja nie miały za­cze­pie­nia w tek­ście), ja­ski­niow­ców czy ich kon­flik­tu z di­no­zau­ra­mi nie zna­la­złem. Ale po­mysł cie­ka­wy, i s-f nie bra­ko­wa­ło.

Wy­ko­na­nie dużo lep­sze niż nie­któ­re z Two­ich wcze­śniej­szych opo­wia­dań, pi­sa­nie i bety przy­no­szą efek­ty, do­brze.

Mia­łem tro­chę obiek­cji do za­koń­cze­nia (bo byłem cie­kaw, co bę­dzie dalej), ale takie otwar­te – w pew­nym sen­sie – też pa­su­je imho.

Pod­su­mo­wu­jąc, 3P dla Cie­bie: Po­zdra­wiam, Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie i Po­le­cam do bi­blio­te­ki (za po­mysł i po­stęp)

 

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

kra­r85 bar­dzo faj­nie :)))))))) Dzię­ku­ję za miłe słowa. Ja może to już wiele razy wspo­mi­na­łem ale mi się na­praw­dę le­piej pisze. Kie­dyś na­pi­sa­łem pół stro­ny i ob­le­wa­łem się zim­nym potem wi­dząc, że to strasz­ny szajs. :-)

 

Faj­nie, że się cza­sem UDA :P

Po­zdra­wiam!!!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Tekst zło­żo­ny z nie­no­wych ele­men­tów, ale jako ca­łość daje radę.

Zga­dzam się, że elek­tro­nicz­ny mor­der­ca słabo za­ak­cen­to­wa­nych. Ja­ski­niow­ców też mało.

Tro­chę uste­rek ję­zy­ko­wych zo­sta­ło.

– Wy­la­tu­ją pań­stwo za pół go­dzi­ny. Za­pra­sza­my na obiad do na­sze­go lobby – po­in­for­mo­wa­ła re­cep­cjo­nist­ka.

Zdą­ży­li w pół go­dzi­ny zjeść obiad i jesz­cze po­spa­ce­ro­wać? Chyba że do­sta­li po hot­do­gu. ;-)

prze­skok w cza­sie od­by­wał się do­pie­ro w mo­men­cie wyj­ścia we­hi­ku­łu poza or­bi­tę Ziemi.

A “poza or­bi­tą Ziemi” to gdzie? W po­ło­wie drogi na Marsa? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Witam :) 

Po­czu­łam się jak w Ju­ras­sic Park :D Czy­ta­jąc opo­wia­da­nie sięga się wy­obraź­nią w prze­szłość i w przy­szłość. Po­do­ba mi się po­mysł na za­koń­cze­nie, jak bo­ha­te­ro­wie lą­du­ją… wła­śnie w przy­szło­ści. 

p.s. a na taką wy­ciecz­kę nie ku­pi­li bi­le­tu ;) 

Po­zdra­wiam :) 

ista­ri dzię­ku­ję! :)))) bar­dzo mnie to cie­szy.

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Cześć, Da­wi­dzie. ^^

Po­do­ba­ło mi się. Przy­jem­ny tekst, po­mi­mo fa­tal­ne­go za­koń­cze­nia dla bo­ha­te­rów.

 

Po­zdra­wiam. :-)

Dzię­ku­ję!!! Ajzan

 

Nie­zmier­nie mi miło :)

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Nie ma za co. ^^

I gra­tu­lu­ję do­sta­nia się do Bi­blio­te­ki. :-)

Prze­czy­ta­łem. IMO takie sobie.

Nie po­rwa­ło mnie :(

Przy­no­szę ra­dość :)

Anet nic nie szko­dzi to jest stare opo­wia­da­nie :) teraz piszę dużo le­piej.

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Nowa Fantastyka