
Hasło to “w oku cyklopa”, a że piszę ja, to to się mogło skończyć tylko w jeden sposób.
Hasło to “w oku cyklopa”, a że piszę ja, to to się mogło skończyć tylko w jeden sposób.
Zginęli, głupi, przez swoją wielką zuchwałość
Drzemałam sobie spokojnie w oku cyklopa, kiedy jakaś banda pojebów zrobiła mi wjazd palem na chatę.
Mój cyklop darł się po pijaku od ładnych paru godzin, ale do tego zdążyłam, jako jego druga połówka, przez lata przywyknąć. Ataku się natomiast nie spodziewałam. Nagle rąbnęło, trzasnęło, ciało szkliste zachlupotało ohydnie, a ja popłynęłam w cholerę wraz z potopem humor aquosus. Nawet nie wiecie, ile jest w oku jednego cyklopa tego humoru.
Płynęłam, klęłam, aż poczułam pod tyłkiem coś twardego. No dobra. Chciałam złapać się tego ramionami i udami, ale nie udało się: cholerstwo było dużo za grube i na dodatek ruszało się pode mną przez cały czas. W końcu udało mi się obrócić, usiąść na tym czymś okrakiem i zjechać poza zrujnowane oko.
Z tyłkiem pełnym drzazg – jak się okazało, zjeżdżałam po wielkim, drewnianym i na chybcika ociosanym palu – i zwichniętym prawym skrzydłem wylądowałam na podłodze jaskini, którą dotąd oglądałam tylko z wysokości cyklopiej głowy. Ogłupiała od zapachów mokrej wełny i owczego gnoju, znacznie intensywniejszych teraz, kiedy nie filtrowała ich powierzchnia oka, nie wiedziałam, co się dzieje, kiedy nagle schwytało mnie gigantyczne łapsko.
Cyklop wył, jakiś koleś się darł, a we mnie wpatrywały się wielkie oczyska, niby mniejsze, niż cyklopowe, ale i tak spore. Dwa, dla odmiany po cyklopie.
– Te, patrz, jaka lala! – ryknęło coś nad moją głową.
– Kaliasz, kurde, zostaw lalę, trza się z cyklopem rozprawić! – wrzasnął jakiś inny głos.
Łapa podniosła mnie, zgniatając skrzydła, po czym posadziła wysoko na wyłysiałym czubku głowy. Zanim zdążyłam się zerwać i zwiać w cholerę, przykrył mnie metalowy hełm.
– Szkoda lali – wymamrotał głos.
W ciemnym, cuchnącym rdzą i potem więzieniu przesiedziałam bliżej nieokreślony czas. Typ miał szczęście, że dusze nie sikają, bo z rozkoszą naszczałabym mu na szyję.
W końcu hełm zdjęto, a ja z powrotem znalazłam się w wielkiej łapie. Byłam w ciemnym miejscu, a nade mną pochylały się dwie gęby dwuoków.
– Patrz się, jaka lala! – powtórzył właściciel hełmu. – Przeleciałbym, gdyby była większa.
– Ty jednak, kurwa, durny jesteś – syknął drugi. – Wiesz, co to jest? Dusza, kurde! Zapasowa dusza! Wyrwie ci jedną wróg albo co, a ta siup ci do oka, i już, żyjesz dalej!
– Ja tam bym wolał przelecieć – mruknął z uporem pierwszy. – Patrz, jaka ładniutka!
– Te! – ten drugi zwrócił się do mnie. – Ty gadasz?
Nie z takimi tłukami, jak wy, pomyślałam mściwie.
– Co z nią zrobimy? – spytał drugi dwuok.
– Chyba ja! – wciął się pierwszy. – Ja ją złapałem, jest moja i jak tylko znajdę sposób, żeby ją powiększyć, to ją przelecę.
– To cię żona potem przeleci! – zarechotał drugi. – Wrzecionem przez łeb!
– Babie powiem, że to branka. Jestem, kurwa, heros wojenny, mam prawo se brankę przywieźć, co nie? – spytał pierwszy. – Byle się ją dało powiększyć!
– A jak chcesz to niby zrobić, drogi Kaliaszu? – powiedział fałszywie słodkim tonem dwuok numer dwa. Nazwałam ich sobie prywatnie Dupek i Cwaniak, niech nie myślą, że się zniżę do zapamiętania ich imion!
– A prosto, drogi Harmidorze! – odpowiedział Dupek. – Nasz szef to geniusz sprytu, prawda? No to pójdę do niego i zapytam, co by zrobił.
– Ciebie to już kompletnie pogięło! – jęknął Cwaniak. – Przecież on nam ją zabierze! Sam będzie chciał mieć duszę na zapas!
– Albo lalę do przelecenia – mruknął Dupek.
– Stary, zróbmy tak – zaproponował Cwaniak. – Poszukamy sposobu, żeby ją powiększyć, żebyś sobie mógł poużywać, ale poza tym, zatrzymamy ją jako rezerwową duszę, co? Na wszelki wypadek. Wiesz, jaki szef ma talent do pakowania nas w kłopoty.
I tak się, kurwa, zaczęła moja nieplanowana podróż w towarzystwie Dupka i Cwaniaka. Zrobili dla mnie klateczkę z gałęzi, którą na wszelki wypadek przykrywali na całe dnie starą tuniką Cwaniaka. Cwaniak nie prał swoich rzeczy zbyt często, to mogłam stwierdzić organoleptycznie.
Pewnego dnia Dupek po mnie przyszedł, wyjął z klatki i zabrał na pokład. Był wściekły upał, a z góry patrzyło na mnie wielkie oko niebiańskiego cyklopa. Gdyby udało mi się w nim zamieszkać, miałabym spokój na zawsze; tu byle pal by nie wystarczył, pomyślałam mściwie.
Dupek usiadł ze mną pod stosem lin. Chwilę potem dołączył do niego Cwaniak.
– I co, i co? – Dupek spytał.
– Spoko. Zwinęli staremu worek. Myślą, że tam jest złoto. Powiedziałem, że worek jest zaklęty i że ty odważysz się go otworzyć…
– Dlaczego ja? – przerwał Dupek.
– Bo, kurde, to ty chcesz przelecieć lalę, co nie? W worku nie ma żadnego złota, są za to wiatry, w cholerę wiatrów, ale nasi przemądrzy koledzy tego nie wiedzą. Posadzimy lalę na worku, wiatr ją nadmucha, ty ją przelecisz, a potem będziemy mieć duszę na zapas.
Kurwa, ale debile, pomyślałam z rozpaczą.
Cwaniak złapał mnie za skrzydła i przytrzymał, podczas gdy Dupek rozwiązał worek.
Nastąpiło to, co nastąpić musiało: nie, posadzenie mnie okrakiem na wylocie worka nie sprawiło, że wiatr mnie nadmuchał i urosłam. Wywołało za to morską burzę na dziesięć w skali Bofortosa, znaczy, pieprzone tornado.
Dupek i Cwaniak niestety przeżyli. Mnie wiatr omal nie porwał gdzieś daleko od nich, ale, też niestety, Cwaniak zdążył mnie łapnąć.
Wiecie, co jest najgorsze? Że nic, ale to nic ich to nie nauczyło.
– Ty, a jakby ją nakarmić, tak solidnie? Nawet siłą, co? Może by urosła? – spytał Dupek pewnego dnia. Statek zawinął na jakąś wyspę, a oni obaj dostali za zadanie iść nazbierać drewna na ognisko i oczywiście dźwigali mnie ze sobą.
– A co ona w ogóle żre? – zastanowił się Cwaniak. – Widziałeś, żeby jadła?
– Zjadłbym se mięcha – rozmarzył się Dupek. – Nie tylko ciągle ryby, zielsko, ryby, zielsko…
– Stary, tu są jakieś krowy, widzieliśmy je z brzegu. Może zapolujemy? – spytał Cwaniak.
– Szef powiedział, żeby nie… – Dupek chyba pierwszy raz w życiu wykazał jakiś ślad rozsądku.
– A musi wiedzieć? Kto mu powie? Ja nie – kusił drugi dwuok. – Nażremy się, napasiemy lalę, może zacznie się powiększać…
Dupek popatrzył na mnie maślanymi oczami.
– Już widzę, normalnie, jak rośnie, cycki jej nabrzmiewają… – wymruczał. – Ale bym przeleciał! Chodźmy na te krówska!
Mogłam im powiedzieć, kto powie ich szefowi – przysięgam, złamałabym swoją zasadę nierozmawiania z dwuokimi durniami – ale nie musiałam. Widziałam, że wielki cyklop na niebie też widzi.
Zostawili mnie w klateczce pod kamieniem i ruszyli. Nie było ich tak długo, że miałam nadzieję, że w końcu szlag ich trafił, ale to byłoby za dużo szczęścia. Wrócili, a co gorsza, przynieśli ze sobą miskę pełną mięcha.
Uch. Ohyda. Udało mi się użreć Cwaniaka w palec dwa razy, ale w końcu otwarli mi usta przemocą i napakowali mnie po same uszy cholernym surowym mięsem. Było tego tyle, że dosłownie wychodziło mi gardłem, a czerwony sok ściekał po ciele. Dupek przyglądał mi się z niezdrową ciekawością.
– Chyba trochę urosła, nie? – spytał z nadzieją. – Ręce ma jakby dłuższe?
Resztę jego rozkmin pochłonęła wściekłość niebiańskiego cyklopa; cóż, nikt nie lubi, jak się mu kradnie krowy. Rozwałka była pierwszej klasy, ale moje kuzynki mieszkające w oczach obu dwuoków musiały się naprawdę mocno trzymać, bo jak na złość i tym razem udało im się przeżyć.
Co nie przeszkodziło im podejmować kolejnych prób. Kiedy usłyszałam, że jędza na jakiejś wyspie na końcu świata zmieniła obu w knury, byłam najszczęśliwsza w świecie. Już wolałam leżeć zapomniana w klatce pod przepoconą tuniką niż znosić tych dwóch dłużej. Dusze są nieśmiertelne i prędzej czy później doczekałabym się rozpadu klatki i wyrwania się na wolność.
Niestety. Po długich a złożonych negocjacjach, obejmujących magiczny czosnek i równie magiczny seks, jędza wróciła wieprzom ich ludzką postać, zanim zdążyła ich przerobić na pieczyste. Jedno pewne, rozsądku im od tego nie przybyło.
Szczerze mówiąc, straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek się ich pozbędę. Po nocach śniła mi się zaśliniona morda Dupka, opowiadającego, co ze mną zrobi, jak mnie wreszcie powiększy. Równie dosyć miałam mądrzenia się Cwaniaka, fantazjującego o tym, jak to dzięki mnie będzie nieśmiertelny.
Wsadzili mnie w oko martwej kobiecie, myśląc, że ją ożywię. Jasne, zwłaszcza z tą dziurą w czaszce, od której umarła. Potem próbowali ulepić mi ciało z gliny, zamknąć mnie w środku i zapieczętować magicznym słowem – co by nawet mogło zadziałać, gdyby debile wiedzieli, jak się pisze prawda. Uwaga, zaklęcie napisane z błędami nie działa.
Aż wreszcie, o szczęśliwy dniu! Spotkaliśmy syreny.
Nie miałam nadziei, że coś z tego wyjdzie – szef kupił od jędzy przepis na opłynięcie wyspy śpiewających potworzyc. Częścią sposobu było zatkanie załodze uszu woskiem, choć akurat w przypadku Dupka było to zdecydowanie marnowanie wosku, bo pokłady brudu w jego uszach wystarczyłyby same z siebie.
No i płynęliśmy, moi durnie przy wiosłach nie słyszący nic absolutnie, szef z rozanieloną miną przywiązany do masztu, a wtedy, szczęśliwie, Dupek podniósł wzrok. Nad naszym statkiem unosiła się właśnie wielka syrena – no wiecie, krótkie ptasie nogi, szpony, potężne skrzydła, reszta z człowieka.
– Łooo, jakie cycki! – westchnął przewidywalnie Dupek. Syrena wyciągnęła ku niemu głowę.
Normalnie one są przyzwyczajone, że ludzi uwodzi ich głos, bo urodę mają z tych raczej nienachalnych. Nie wzięły jednak pod uwagę, że na świecie są mężczyźni, faceci, kolesie, koszmarne typy, a na samym dnie tej klasyfikacji – Dupek.
– Ej, chodź tu, lala! – zawołał Dupek do syreny. – Zabawimy się?
– Te, stary, ty się uspokój! – mruknął zaniepokojony Cwaniak, widząc, że kumpel rusza gębą i domyślając się, że mówi coś głupiego. – Odbiło ci?
Ale Dupek nie słyszał. Gapił się w nadlatującą syrenę tym samym obleśnym wzrokiem, jakim wpatrywał się we mnie.
– Chodź, no chodź – zachęcał.
Syrena podleciała, wylądowała na jego głowie, po czym wbiła pazury w mózg i szarpnęła raz, a mocno, po czym odleciała z oderwanym łbem Dupka w szponach.
– Ale… ale… ale jak? – mamrotał Cwaniak, rozmazując sobie na twarzy Dupkową krew. – Co tu się, kurwa, stało?
Towarzysze urządzili ofierze pospieszny pogrzeb w morzu. Miałam nadzieję, że będzie smakował rybom (i syrenom).
Tego wieczora przyszedł do mnie Cwaniak.
– Słuchaj, lala – powiedział tonem, który pewnie uważał za władczy. – Dogadajmy się. Co było, to było, Kaliasz był i go nie ma. Koniec z gadaniem o przelatywaniu cię i z próbami powiększania. Teraz mamy czysty układ: jakby co, gdyby mnie coś dopadło, wiesz, co masz robić. Siup i zastępujesz starą duszę, jasne?
Obdarzyłam go promiennym uśmiechem. Cwaniak myślał, że jest sprytny. Kimże ja jestem, żeby wyprowadzać go z błędu?
Okazja nadarzyła się zupełnie niedługo. Szef postanowił zaryzykować i pójść na całość. W teorii to nie był zły pomysł, zważywszy, jaki mieli wybór.
– Albo popłyniemy koło morskiej suki, która na pewno zeżre sześciu z was, albo zaryzykujemy śpiącego potwora, który może nie porwać nikogo, ale może też pochłonąć nas wszystkich – powiedział załodze. – Osobiście gotów jestem na poświęcenie sześciu, jeśli ocali to resztę. Płyniemy do suki.
Co było robić, popłynęli do suki.
Moja klateczka leżała pod nogami Cwaniaka. Wycie i szczekanie usłyszałam chyba wcześniej, niż oni – jak się jest eteryczną duszą, to i zmysły ma się odpowiednio wysublimowane. A potem okręt wcisnął się w wąski pas wody między skałami, a z morskiej piany wyłoniła się ona, sucza bogini.
Dupek, niech nie spoczywa w pokoju, dostałby erotycznego kręćka na jej widok: wielkie, białe, kobiece ciało zawisło nad statkiem, a na nim – w pępku, między udami, na torsie, ramionach, pośladkach, pod pachami, w miejscu piersi – wyrastały setkami psie głowy, z mlaszczącymi jęzorami i zaślinionymi kłami. Duszący odór mokrej sierści wisiał w gorącym powietrzu.
Bogini nachyliła się mocniej. Warczące, wściekłe psie łby sięgnęły ku gardłom ofiar.
– Kurrrrr… – ryknął Cwaniak, kiedy kły zacisnęły się na jego ramieniu. Szarpał się, ale głupawo uśmiechnięta paszcza labradora nie puszczała, wgryzając się w jego ciało coraz mocniej.
– Już czas! – zaśpiewałam najsłodszym melodyjnym głosem, jaki byłam w stanie z siebie wydać. – Uwoooolnij mnie!
Półprzytomny Cwaniak miał jeszcze na tyle sił, by otworzyć klatkę.
– Już! – jęknął. – Siup!
– Chyba „pa, pa” – powiedziałam i ignorując konającego Cwaniaka, któremu pies bogini właśnie zaczynał pożerać twarz, uniosłam się, na moich motylich skrzydłach, w powietrze.
Leciałam, zostawiając za sobą statek, sukę i trupa Cwaniaka, ja, blada wędrowna duszyczka, dążąca wprost w oko wielkiego, słonecznego Cyklopa, który przyglądał się wydarzeniom na statku z bosko idealną obojętnością.
Żeby nie spojlować w samym tekście: motto jest z inwokacji do Odysei w najnowszym (2020) przekładzie Roberta Chodkowskiego.
ninedin.home.blog
Mój cyklop darł się po pijaku od ładnych paru godzin, ale do tego, jako jego druga połówka, przez lata przywyknąć
Czegoś tu brak.
Dwa, dla odmiany
pocyklopie
Oczywista oczywistość. :P
pomyślałam mściwie
Nieniest to co prawda jakieś bliskie powtórzenie, ale kilka linijek wcześniej też się pojawiają te dwa słowa obok siebie i tak przy czytaniu mi się to rzuciło w oczy.
Przyznam szczerze, że nie znałem tej wersji wyprawy Odyseusza (tej z sucza boginią), więc nie wiem, czy to twoja inwencja tworcza, czy wykorzystanie materiału źródłowego. :)
Podobała mi się historia, choć teksty nasycone wulgaryzmami nie należą do moich ulubionych. Na pewno widać tu bizarro, albo elementy bizarro w wydaniu antycznogreckim.
Nieco mnie zawiodło zakończenie, bo duszyczka sobie ot tak uciekła, w sumie od początku to planowała i plan zrealizowała przy pierwszej okazji. Trochę tu zbrakło zaskoczenia. A już myślałem, że się duszyczka przełamie i ulituje nad biednym Cwaniakiem.
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
@Gekikara: Dzięki za odwiedziny! Myślisz, że się powinna była zlitować? Może masz rację, że to za proste zakończenie…
Powiem tak: to jest pierwszy literacki tekst od kwietnia 2020 (!), który udało mi się napisać od zera (ten z eklektycznego jest przeróbką) – zacząć, skończyć, opublikować. W jeden dzień, dodajmy. Sama trochę w to nie wierzę :D . Innymi słowy – nie mam żadnych wątpliwości, że mogło było być lepiej, ja się cieszę, że w ogóle coś jest :)
ninedin.home.blog
Dzięki za odwiedziny! Myślisz, że się powinna była zlitować? Może masz rację, że to za proste zakończenie…
Nue wiem, czy powinna, ale jak czytałem, to mi się w głowie właśnie taki twist układał, że w końcu wyjdzie na to, że to dibra duszyczka i pomoże Cwaniakowi – nlco nie orzeszkodzi jej nadal go obrażać i nie szanować. :P
Powiem tak: to jest pierwszy literacki tekst od kwietnia 2020 (!)
Grunt to pisać! :)
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Cześć.
Z drobnostek / bardzej “półpytań” dla mojego rozwoju:
– I co, i co? – Dupek spytał.
Nie powinno być:
– I co, i co? – spytał Dupek.
– Chodź, no chodź – zachęcał.
A tu:
– Chodź, no chodź. – Zachęcał.
Opowiadanie ciekawe, wulgaryzmy dobrze wkomponowane.
Pomysły dwóch brylantów zabawne, natomiast rzeczywiście – zakończenie mogło być ciut bardziej zaskakujące ;)
Niezły tekst, tym razem pomimo obecności mitologii, dużo więcej odniesień załapałem. Jednak greckie mity są mi bliższe od egipskich.
To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...
Interesujący retelling Odysei, gdzieś mi pobrzmiewa echo “Bracie gdzie jesteś?” w sensie pełnej dezynwoltury w podejściu do kwestii retellingu tego konkretnego dzieła ;)
Jak wiesz, wulgaryzmy w literaturze to nie moja bajka, choć zarówno gatunek, jak i narracja je usprawiedliwiają – może jednakowoż wolałabym je po grecku (znasz przecież), co również dodawałoby punktów do immersji?
Niemniej napisane z werwą, co do bizarro – jest chyba dość subtelne, bo jak dla mnie to bardziej weirdzik w stylu tego, co miałaś na kafkach, tylko z dodatkiem rzucania mięsem ;) Ale założenie podobne: wzięcie na warsztat nie tylko retellingu mitologii, ale jej reinterpretacji przez filtr dosłowności, co daje ten weird wymiar.
Łapanki nie robiłam, bo mi się nie chciało ;), wolałam sobie popłynąć przez tekst, zresztą przyjdą lepsi w te klocki.
Aha, Hadrianek zawsze na propsie :)
http://altronapoleone.home.blog
Ładne. Podobało mi się.
Odyseję na szczęście pamiętam. Miałam za dzieciaka jej wersję dla młodszych z obrazkami. I tak mi się ta książka przypomniała. Nie dlatego, że jest dziecinna, ale ze względu na plastyczność opisów przypomniałam sobie ilustracje w niej zawarte. Np. cyklopa. :)
Wulgaryzmy mi nie przeszkadzają, ale bez nich tekst też miałby swój urok.
Dobrze się czytało. Miła lektura.
@Drakaina: dziękuję za miłe słowa. Jak już mówimy o inspiracjach – jest taki wiersz Jorgosa Seferisa o towarzyszach Odysa. Ci nieszczęśni zazwyczaj określani są przez Homera jako “głupcy”, Seferis natomiast pokazuje, że ich głupota jest bardzo zwyczajna, bardzo “ludzka”, wynikająca nie tyle z jakichś szczególnych przywar czy wyjątkowej tępoty, tylko z tego, że oni są jak przeciętni ludzie, nie patrzą na konsekwencje, myślą żołądkiem albo innymi częściami ciała, nie rozumieją boskich planów i długofalowych implikacji itd. Moi są może trochę wredniejsi od przeciętnej, ale gdzieś mi to myślenie – Odyseusz jest herosem (nie w sensie idealnego charakteru/ heroizmu, tylko bystrości przewyższającej przeciętną, ludzką), ale jego towarzysze to zwykłe ludziki – zostało w głowie.
Bizarrowa w założeniu była cielesność opisów, rozumiem, że wyszło trochę za mało. :(
@SaraWinter: dziękuję! Bardzo fajne skojarzenie z ilustracjami :)
@Gekikara, jeszcze raz: bogini-suka to jest Skylla. Jeden z jej mitów, związany z imieniem (skylos = szczenię) mówi, że bogowie ukarali ją za jakieś przewinienie (mitologia daje kilka do wyboru), przemieniając ją w kobietę, z której ciała wyrastały liczne psie głowy. Stąd moja wizja.
ninedin.home.blog
O, jakie to było dobre, to nie wierzę :) Serio, siłą retellingu jest to, że wiesz jakie będą kolejne stacje na drodze fabuły, jednak ciekaw jesteś co wkomponowano pomiędzy, z jakiej perspektywy, jak mocno zaingerowano w utwór oryginalny. U Ciebie to jest mistrzostwo. Opowiedziałaś historię, którą znam, w taki sposób, że czułem się jakbym jej nie znał i odkrywał na nowo. W jeden wieczór trafiam na dwa świetnie napisane teksty na bizarro :-/ Ten konkurs mnie wciąż zaskakuje :)
Wracając do opowiadania, wulgaryzmy, które wplotłaś w tekst nie tylko mi nie przeszkadzają, ale pozwalają mi zbudowac w wyobraźni bardzo wiarygodne postacie. Zwykłych marynarzy, którzy towarzyszą Odysowi, którzy pewnie tacy herosowaci nie byli ;) Wiesz z kim mi się skojarzyli? Z tą dwójką gostków z Piratów z Karaibów – Pintel i Ragetti :D Postać duszy też mi kilka skojarzeń nasunęła, ale chyba najbardziej Dzwoneczka z Piotrusia Pana, ale nie disneyowskiego, tylko z komiksu autorstwa Loisela (mocny komiks, bardzo nie dla dzieci, polecam :))
Aha, jeszcze to odniesienie do golema i emet, świetne :)
Jestem bardzo usatysfakcjonowany z lektury Twojego opowiadania, ninedin. Jest świetne.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Bardzo sympatyczna wersja Odysei. Czytało się przyjemnie.
Zgadzam się z przedpiścami, że zakończenie mało zaskakujące. No, jakieś takie nijakie. Ale reszta miodna.
Rozpoznawanie różnych motywów sprawia nielichą satysfakcję.
Babska logika rządzi!
Cześć!
Przyjemna realizacja hasła. Przewidywalna, gdy już ogarniemy, co to za historia, ale sugestywnie pokazana z perspektywy zapasowej duszy jednookiego potwora. Do końca zastanawiałem się, kiedy stanie się coś niespodziewanego, innego. Trochę mi tego w sumie zabrakło, jakiegoś zwrotu akcji, choć wizja bogini z końcówki z polotem.
Dobrze napisane, dialogi oddają rzeczywistość “grupy chłopów” na statku imho. Czytało się przyjemnie, wulgaryzmy nie przytłaczały.
3P dla Ciebie: Pozdrawiam, polecam do biblioteki i powodzenia w konkursie!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
@Outta Sewer: dziękuję Ci najserdeczniej – to jest naprawdę fantastyczne, kiedy czytelnik “siedzi ci w głowie” i widzi w tekście to, co autor chciał tam umieścić.
@Finkla, @krar85: dziękuję za wizytę. Hmmm, skoro już po konkursie, to może pomyślę, jak by to zakończenie podkręcić, żeby zaskakiwało…
ninedin.home.blog
Przyjemna lektura. Od pierwszych akapitów kupiłem postać narratorki i sposób, w jaki snuje historię. Mnie akurat wulgaryzmy nie przytłaczały, ale może dlatego, że sam (w tym co piszę) stosuję ich trochę za dużo. Ciekaw byłem, jak bohaterka poradzi sobie z prymitywnymi oprawcami. No i lubię mitologię grecką, więc sama idea retellingu Odysei dla mnie również na plus.
Polecam do biblioteki, pozdrawiam!
dziękuję Ci najserdeczniej – to jest naprawdę fantastyczne, kiedy czytelnik “siedzi ci w głowie” i widzi w tekście to, co autor chciał tam umieścić.
Cieszę się, że zauważyłem to, co chciałaś tam pokazać, ninedin :) To naprawdę kawał świetnego opowiadania i jeśli przerwało Twoją niemoc twórczą, to zacznij ją przełamywać częściej, bo jeśli będziesz to robić w takim stylu, to ja będę czekał na kolejne Twoje teksty.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Cześć!
Ciekawa historia, gratuluję pisarskiego przełamania.
Mi przypomina nieco Herberta, ten Odys i jego ekipa okazują się w gruncie rzeczy bandą łachmytów :) Para “bohaterów”, Dupek i Cwaniak, nieźle ukazują stereotypy (a może nie tylko?) męskiej płci.
Podoba mi się, dlaczego to jeszcze nie w bibliotece? Lecę zgłosić.
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Przeczytałam opowiadanie z przyjemnością. Miałaś ciekawy pomysł na bohaterkę i jej przygody. Postacie Dupka i Cwaniaka, fakt, stereotypowe, ale dobrze oddałaś sposób myślenia i mówienia tego typu ludzi. Podobał mi się rodzaj humoru użyty w tekście, chociaż chwilami byłam zaskoczona nowym obliczem Ninedin, autorki zupełnie innych opowiadań.;)
Nie zgłaszam do wątku, bo widzę, że masz już komplet klików.
Hej, Ninedin. W zasadzie powtórzę się po poprzednikach, ale jedyne, na czym się lekko zawiodłem, to zakończenie. Zabrakło jakiegoś fajnego pomysłu na nie, jakiejś wisienki na torcie. Bo pomijając ten aspekt czytało się świetnie. Mimo znajomości historii, na której się oparłaś, czytało się to jak zupełnie nową, zwariowaną, wielce pomysłową przygodę. Podobało się :) No i dobrze, że blokada przełamana. Pozdrawiam!
Cześć :)
Ale to jest świetne. Pomysł na historię bardzo mi się spodobał, wykonanie zresztą też. Kiedy Dupek i Cwaniak wpadli na pomysł, aby ją napompować wiatrami parsknęłam śmiechem, co przy czytaniu zdarza mi naprawdę rzadko.
Mogłam im powiedzieć, kto powie ich szefowi
powtórzenie
Pozdrawiam :)
Rany, ależ to było cudne :) Już pierwsze zdanie mnie rozwaliło, a dalej było coraz lepiej. I pacz, jak punkt siedzenia zmienia punkt widzenia na historię :)
Zakończenie może i przewidywalne, ale mnie się podoba, a dobrze im tak ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Przeczytałem i chociaż nie lubię bizarro, spodobało to mi się.
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)