
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Łubudubu!!!
– Co jest, do jasnej cholery?! Ten dźwięk obudziłby zmarłego! Moment! Mam otworzyć czy co….
Niewiele myśląc sięgnął ręką, by otworzyć te drzwi, w które przed chwilą ktoś niemiłosiernie załomotał. Samo wykonanie tego ruchu nie nastręczyło żadnych trudności, jednak jego efekty odbiły się szerokim echem w głowie, gdzie odezwały się dzwony, niczym w niedzielne południe. Błyskawicznie cofnął rękę i przetarł nią twarz, która okazała się przyjemnie gładka i chłodna. W ustach poczuł metaliczny posmak, całkiem niezły, gdyby nie ta gryząca, ostra nuta. Zaswędziały go dziąsła, więc kilkakrotnie poruszył szczęką, aż coś w niej przeskoczyło. Ponowił, tym razem zdecydowanie wolniej i z większą rozwagą, ruch ręki. Na szczęście łomot się nie powtórzył.
– Może to mi się śniło? Hmmm…ale zaraz, zaraz! Kurwa gdzie ja jestem?
Przed sobą, gdzieś na wysokości twarzy, wyczuł opór, którego zdecydowanie nie powinien był wyczuć. Nie zważając na skutki zbyt gwałtownych ruchów wyciągnął obie ręce i nerwowo zaczął obmacywać przestrzeń wokół siebie. Nagle na twarz posypały mu się wióry i poczuł powiew nieświeżego powietrza, za którym przypłynęła mocna woń mokrej ziemi i starych desek. Zaczął się krztusić, gdy nieopatrznie wziął głęboki oddech, wciągając w siebie trującą mieszaninę resztek tlenu, drobin kurzu i opiłków drewna. Po chwili znieruchomiał i powoli otworzył oczy. Otaczała go gęsta, smolista ciemność.
– Tylko spokój nas uratuje, tylko spokój nas uratuje. Raz, dwa , trzy, cztery. Ommmmmmmmm. Dość tego, kurwa.
Łubudubu!!!
Bez zastanowienia trzasnął w niewidzialną przeszkodę, która z głuchym łoskotem rozleciała się na kawałki, skoczył na równe nogi, i nie zważając na ból głowy pobiegł instynktownie kierując się ku otwartym na oścież drzwiom.
Na zewnątrz królowała noc. Poszarzałą, naznaczoną ciemnymi plamami tarczę księżyca otaczał migotliwy orszak tysięcy gwiazd. Przystanął, gdy do jego nozdrzy dotarł niezwykły, kuszący zapach. W oddali, na łunie horyzontu, niczym klejnot, błyszczało miasto. Przyzywało go. Nie oglądając się za siebie, ruszył w jego kierunku.
Światło. Morze, ocean światła, które próbuje zmierzyć się z nocą, rzucić jej wyzwanie. Ludzie. Setki, tysiące ludzi, przemieszczających się we wszystkich kierunkach w sobie tylko wiadomym celu. Zaczął się zastanawiać, co on tu właściwie robi. Wydawało mu się, że przed chwilą to wiedział.
– Nigdy więcej nie będę pił, nigdy więcej! Skupić się, skupić się, sku-pić!
Oparł czoło o chłodną szybę. Właściwie to miał ochotę roztrzaskać ją w drobny mak, ale jego uwagę przykuł migoczący telewizor, na ekranie którego blondwłosa reporterka coś mówiła.
…...dzikie zwierzę. Na razie policja nie podaje szczegółów z uwagi na dobro śledztwa………
Zbliżenie kamery ukazało bliżej nieokreśloną, skołtunioną, szarobrunatną masę, leżącą na ziemi. Oblizał się.
– Nareszcie! Gdzieś ty się podziewał?
Ktoś bezceremonialnie szarpnął go za ramię. Nim zdążył pomyśleć, już trzymał za gardło tego, kto śmiał go dotknąć. Nieszczęśnik dyndał na wyciągniętej ręce i próbował coś powiedzieć.
– Ppppuść mnie, to ja.
– Jaki ja?
– Hrrrrrrrrrrhrrrrrrhhhhhh…..
– Że co, kurwa? Powtórz grzecznie i wyraźnie.
Nagle jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Zaczął się od stóp, przemierzył lędźwie, błyskawicznie opanował głowę i wystrzelił feerią zapachu w nosie. Wrażenie było równie niesamowite, co niespodziewane.
– O ja pierdolęęęę.
Bezwiednie puścił charczącego osobnika i przymknął oczy. Delektował się uczuciem, które opanowało jego zmysły i ciało. Po chwili otworzył oczy i podejrzliwie przyjrzał się otrzepującemu się człowiekowi. Był on niski, chudy i całkowicie nijaki.
– Co to było?
– No jak to co? Jestem twoim żywicielem.
– Co ty gadasz? Że niby jak, kupujesz mi żarcie czy robisz zakupy? W ogóle to widzę cię pierwszy raz na oczy!
– Znowu piłeś…..
– Tak, kurwa, chyba piłem i to ostro, bo nic nie pamiętam. A ty mnie zaczepiasz i wciskasz jakiś bzdet o żywicielu.
Do jego głowy, z której całkowicie i nagle zniknął ból, zaczął sączyć się lęk. Zdradliwie niczym wąż wpełzał coraz głębiej i głębiej. Sytuacji nie poprawiał fakt, że stojący przed nim człowieczek wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać.
– Tylko mi tu nie płacz, kurwa!
– A pójdziesz ze mną w jakieś ustronne miejsce?
– Spierdalaj, ty zboczeńcu!
Już miał się odwrócić na pięcie i odejść, ale powstrzymało go to, że w sumie nie miał dokąd iść, nie wiedział, po co miałby iść i czuł totalną pustkę. Pozostał więc na miejscu i wycedził przez zaciśnięte zęby:
– Okej, pójdę z tobą, ale jeden fałszywy ruch i nie żyjesz.
– Wszystko ci wyjaśnię i obiecuję, że nie będziesz niczego żałował.
Pochłonęło ich miasto. Zaczęli kluczyć w plątaninie jego arterii, niczym w żywym organizmie, pulsującym światłem i ruchem. Między nimi zapanowała osobliwa cisza, specyficzne, warunkowe i czasowe, porozumienie. W końcu dotarli do miejskiego parku. Nieliczne latarnie słabo oświetlały ciemną ścianę drzew i niknącą za zakrętem ścieżkę. Byli sami. Cisza stała się wręcz drażniąca.
– No więc? Czekam, kurwa.
Człowieczek bez słowa odsłonił nadgarstek i szybkim ruchem przeciął sobie nabrzmiałe żyły. Z otwartej rany zaczęła płynąć krew. Gęsta i ciemnoczerwona. W powietrzu rozszedł się metaliczny zapach, czysty i zachęcający. Przełknął ślinę. Cała jego uwaga skupiła się na tym pulsującym strumieniu. Uświadomił sobie, że nie oddycha.
– Pij!
– Co? Pojebało cię?
– Nie mów, że nie masz ochoty.
– Eeeeeeeeee. No ale jak?
– Masz w górnej szczęce przystosowane do tego zęby, użyj ich, żeby się wbić w nadgarstek.
Nerwowo przejechał językiem po jamie ustnej. Faktycznie, miał nienaturalnie długie kły. W ogóle nie zauważył tego wcześniej. Powoli otworzył usta, spojrzał na człowieczka, złapał go za rękę i niewiele myśląc wpił się w nią z zachłannością. Znów przeszedł go dreszcz, tym razem dużo łagodniejszy. Z każdym cudownym łykiem wracała mu pamięć. Był wampirem. Spał w trumnie. Musiał unikać światła słonecznego i czosnku. Ludzi z chorobami krwi i…..
– O kurwa.
– Przypomniałeś sobie, na szczęście.
– Ta rzeź, którą widziałem w telewizji…….
– Tak, to twoje dzieło. Krew tych ludzi była skażona. Działa jak narkotyk, bardzo uzależnia i powoduje zaniki pamięci u wampirów, a z czasem doprowadza ich do szaleństwa.
– A ty…
– Ja jestem czysty. Chodź, zaprowadzę cię do twojego gniazda. Będziesz musiał wytłumaczyć się swojej królowej. Współczuję ci.
– Taaaa…to dopiero jest zimna suka.
Nad ich głowami ciemność nocy powoli i niechętnie ustępowała miejsca nadchodzącej jasności dnia.
To jakiś wstęp do czegoś większego? Bo tak zaczęło się, troszkę rozwinęło i skończyło. I dupa blada... Nie za bardzo łapie przesłania tego tekstu, chyba, że to miał być po prostu jeden wieczór z życia skacowanego wampira... Jakby to było dłuższe, bardziej rozwiniete i z sensem, to dałbym 4, a tak nie daję nic.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Ogólnie OK, ale też wydaje mi się, że to bardziej wygląda jak wstęp do czegoś dłuższego, niz skończone opowiadanie.
Tematyka trochę oklepana, ale czyta się szybko, z zainteresowaniem.
Daję 3.
Czyta się szybko, ale koniec wydaje mi się nieco... chaotyczny. Mi również wygląda to na fragment czegoś większego.
Niestety, więcej nie będzie ;) Chciałam się trochę pobawić "konwencją wampirzą", jeśli tak to można nazwać. Przy okazji pozdrawiam wszystkich wampofilów :)
Nie jest to złe, ale nic ponad przeciętność. Czytało się szybko, ale po przeczytaniu mam wrażenia podobne jak Fasoletti. Skończyło się, zanim na dobre się rozwinęło.
"Człowieczek bez słowa odsłonił nadgarstek i szybkim ruchem przeciął sobie nabrzmiałe żyły." - eee... i przeżył? Zazwyczaj wampir wgryza się w żyły, a nie chłepce z rozciętej nożem (?) ręki. Użyte sformułowanie jest według mnie trochę niefortunne.
Eferelin Rand- człowieczek przeżył; od samego przecięcia nadgarstka się nie umiera. A musiał to zrobić, bo ten wampir-który nie pamięta, że jest wampirem, sam by na to nie wpadł, że trzeba się wgryźć.
Za wszelkie uwagi dziękuję, a jako że to moje pierwsze pisanie od jakiś 10 lat, to postaram się wziąć Wasze rady do serca i kiedyś tam dokończyć to, co zaczęłam :)