- Opowiadanie: Brzoskwinka - Kto idzie ostatni, ginie jako pierwszy.

Kto idzie ostatni, ginie jako pierwszy.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kto idzie ostatni, ginie jako pierwszy.

Był tam. Stał na barierce mostu i patrzył w dół. Chciałam krzyknąć, jednak z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Patrzyłam na niego, jak się chwieje, a po chwili spada do wody. Łzy zaczęły spływać mi po policzku. Uderzyła mnie fala zimnego powietrza. Nie mogłam się ruszyć, byłam jak sparaliżowana. W pewnym momencie zauważyłam bladą dziewczynę w białej sukience. Miała długie, czarne włosy. Z koszykiem w ręku wesoło podskakiwała, nucąc jakąś piosenkę.

– Hej! – krzyknęłam. – Poczekaj!!

Zaczęłam biec najszybciej, jak tylko mogłam, jednak za wszelką cenę nie mogłam jej dogonić. Ale nie poddawałam się.

– Hej!! – wołałam za nią. – Kim jesteś?

I wtedy przystanęła. Zwolniłam, lekko przestraszona. Rozejrzałam się dookoła, lecz przez mgłę nie widziałam nic, oprócz niej. Gdy za nią przystanęłam i dotknęłam zimnego ramienia niewiasty zaczął padać deszcz. Dziewczyna odwróciła się, a jej widok mnie przeraził. Miała czerwone oczy, jej twarz była pocięta, z każdej rany spływała krew, a wzrok jakby chciała mnie zabić. Zaczęłam krzyczeć, a wtedy wyciągnęła nóż i powiedziała:

– Kto idzie ostatni, ginie jako pierwszy…

Gwałtownie się obudziłam ze łzami w oczach. Ten koszmar nękał mnie już od kilku dni. Za każdym razem śnił mi się mężczyzna, który skacze z mostu i dziewczyna, która chce mnie zabić. Nigdy nie mogłam rozpoznać ich twarzy. Ale co to wszystko znaczy?! Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziesiąta rano. Konrad już dawno wyszedł. Praca policjanta nie pozwalała na późne wstawanie… Usiadłam na brzegu łóżka i głośno ziewnęłam. Mogłabym spać nawet do dwunastej, jednak miałam już inne plany.

Zimny prysznic do końca mnie rozbudził. Przebrałam się w wygodne ubrania i zasiadłam do śniadania. Zjadłam płatki na mleku i wypiłam kawę. Promyki słońca delikatne muskały moje policzki. Odstawiłam naczynia, kiedy usłyszałam jakieś krzyki. Szybko podeszłam do okna. Rozejrzałam się i zobaczyłam grupkę dzieci bawiących się na placu zabaw. Uśmiechnęłam się pod nosem. Te maluchy przypominały mnie, jako sześciolatkę. Zawsze dużo psociłam, brudziłam i głośno się zachowywałam. Mamie nigdy to nie przeszkadzało, jednak ojciec często miał do mnie pretensje. Gdy byłam mała bił mnie, a potem… Łza popłynęła mi po policzku. Te cztery lat, podczas których tata przychodził do mnie do pokoju i zmuszał do seksu, dużo zmieniły w moim życiu, które przerodziło się w piekło. Gdziekolwiek byłam miałam wrażenie, że ludzie na mnie patrzą, wytykają palcami i szepczą, że jestem nieczysta. Matka nic nie wiedziała, a ja nie mogłam jej o tym powiedzieć. Ojciec groził, że jak się wygadam, zrobi mi krzywdę. Więc milczałam. Byłam sama i nikt nie mógł mi pomóc. Uwolniłam się od tego, gdy rodzicie zginęli w wypadku. Nie było mi ich żal, na pogrzebie prawie nie płakałam. Miałam wtedy osiemnaście lat i mogłam żyć własnym życiem.

Poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Podskoczyłam z przerażenia.

– Spokojnie – powiedział Konrad, głaszcząc moje ramię. – To tylko ja…

Szybko otarłam twarz, nie chciałam, aby widział, że płakałam.

– To wszystko minęło. Nie warto wracać do przeszłości.

– Ale to naszło tak nagle… – powiedziałam. – W tych malcach widziałam siebie…

– Ciii. Już dobrze. Jestem przy tobie.

Staliśmy tak przytuleni jeszcze chwilę. Konrad powiedział, że wpadł po jakieś dokumenty, ale może już nie wracać do pracy. Nie zgodziłam się na to, poza tym wraz z Darią miałam iść na spotkanie klasowe.

– Na co? – zapytał zaskoczony Konrad.

– Nie mówiłam ci, że dzisiaj zbiera się cała klasa z podstawówki?

– Nie.

– W takim razie przepraszam. Najwyraźniej wyleciało mi to z głowy…

– I zamierzasz tam pójść?

– Tak, dlaczego nie? Po piętnastu latach mamy okazję znowu się spotkać…

– Nie, tak tylko pytam. To idź i baw się dobrze.

Delikatnie mnie pocałował, po czym poszedł do pokoju. Znalazł to, czego szukał i wyszedł. pozmywałam naczynia i poszłam się szykować.

 

Dwie godziny później siedziałam w samochodzie Darii. Ustaliliśmy, że spotkamy się w barze Marka, mojego przyjaciela z dawnych lat. Ostatni raz widziałam go na zakończeniu roku w szóstej klasie. Po apelu zaciągnął mnie do jakiegoś pomieszczenia i próbował rozebrać. Zaczęłam się szarpać i uderzyłam go w nos, który się złamał. Cała się trzęsąc wybiegłam, zostawiając Marka samego. Nawet po takim czasie nie miałam ochoty się z nim spotkać.

Zamyśliłam się, gdy w pewnym momencie usłyszałam.

– Jesteśmy na miejscu.

– Tak szybko?

W odpowiedzi posłała mi uśmiech. Powoli wysiadłam z auta

– To co, wchodzimy, czy będziemy tu tak stać? – usłyszałam po chwili. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nadal stałam przy samochodzie.

– Jasne. Idziemy.

Okolica była przepiękna. Łąki, lasy, wzgórza… I bar. Kto by pomyślał w takim miejscu stawiać bar? – pomyślałam, gdy wchodziłyśmy już do środka. Przyszłyśmy chyba ostatnie. Witałyśmy się ze wszystkimi, przytulałyśmy… Wiele osób się zmieniło, jednak niektórzy wyglądali tak, jak kiedyś. Było tak duszno, że aż zakręciło mi się w głowie. Usiadłam na krześle i rozejrzałam się za przyjaciółką. Daria zniknęła mi z oczu, ale zobaczyłam, że zbliża się do mnie… Nie kto inny, jak Marek. Zapytał czy może się przysiąść. Odparłam, że tak i zaczęliśmy rozmawiać, jakby nic się nie stało. Ktoś włączył muzykę. Marek poprosił mnie do tańca. Niechętnie się zgodziłam. A potem… Pamiętam tylko, że zaschło mi w gardle i poszłam się napić. Po trzech sokach byłam już nakręcona. Szalałam po parkiecie i zaczepiałam wszystkich chłopaków. Czułam się wspaniale. Nie przeszkadzało mi to, że włosy przykleiły mi się do ciała, ani to, że gdzieś zgubiłam buty. W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie i upadłam, chyba rozbijając szklankę…

 

– Klaro, słyszysz mnie? – usłyszałam stłumiony głos. – Skarbie, już dobrze…

– Ccccooo… się stało? – wyjąkałam, próbując otworzyć oczy.

– Ktoś dolał ci coś do picia. Zachowywałaś się jak szalona, gdy Daria cię tu przywiozła. Opowiadałaś mi o jakimś Marku i zemdlałaś.

– Moja głowa… Ja nic nie pamiętam…

– Spokojnie, ja się tym zajmę. Dowiem się, kto ci to zrobił – powiedział i lekko musnął moje wargi.

– Pójdę do apteki po jakieś tabletki. A ty leż tu grzecznie i odpoczywaj.

Usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Kto mógł mi to zrobić? – pytałam siebie, idąc powoli do łazienki. – I po co? Dziesięć minut później byłam odświeżona, jednak nadal bolała mnie głowa. Chciałam położyć się spać, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.

– Dzień dobry. Pani Klara Moczarek? – zapytał wysoki mężczyzna.

– Tak, to ja.

– Proszę tu podpisać – złożyłam swój podpis, po czym wręczył mi bukiet kwiatów.

– Dziękuję.

Dwanaście czerwonych róż, a między nimi jedna czarna. Ciekawe, od kogo one są… – pomyślałam, siadając przy stole. Nie było żadnej karteczki, portier też nic nie mówił… Schlebiało mi, że ktoś wysłał mi kwiaty, jednak bałam się reakcji Konrada. Żeby uniknąć kłótni chciałam je schować, ale w tym momencie zobaczyłam, że stoi w przedpokoju.

– Co to? – zapytał z kamienną miną.

– Róże – odpowiedziałam spokojnie.

– Od kogo?

– Nie wiem.

– Jak to nie wiesz?! – wykrzyczał. – Zresztą nie ważne. Daria…

– Co z nią?

– Ona…

– Wykrztuś to z siebie, do cholery! Co z moją przyjaciółką?

– Ona nie żyje…

– Cooo?? – zapytałam i upadłam na podłogę.

Pięć minut później, zalewając się łzami, zaczęłam wypytywać chłopaka, jak to się stało. Odparł, że potrącił ją samochód, dwie ulice od nas. Akurat wtedy szedł z apteki i wszystko widział. Zadzwonił po karetkę, ale nie udało się jej uratować.

– Dlaczego ona? Dlaczego?? – pytałam, nadal płacząc.

– Nie wiem, kochanie. Widocznie los tak chciał – Konrad próbował być twardy, jednak widziałam, że jest mu ciężko.

Siedziałam wtulona w pierś Konrada. Nagle poczułam, że moje powieki robią się ciężkie, a po chwili zapadłam w głęboki sen. Koszmar powrócił…

 

 

Cztery dni później odbyło się nabożeństwo żałobne. Daria nie miała rodziny, więc zjawili się tylko jej znajomi. Zawsze mówiła, że jak umrze chce, aby jej ciało zostało skremowane. Spełniłam jej prośbę.

Dzień był ciepły i słoneczny. Konrad wyszedł już do pracy. Cały czas chodził lekko zdenerwowany.

Róże dostawałam nadal, zawsze niepodpisane. Konrad nic o nich nie wiedział, wyrzucałam je, gdy go nie było. Tamtego dnia nie doszły. Koło dwunastej wyszłam z domu. Ubrana w czarną spódnicę i bluzkę w tym samym kolorze ruszyłam nad rzekę. W dobrze zamkniętym pudełku spoczywały prochy Darii. W takiej chwili nie chciałam, aby ktoś mi przeszkadzał. Nikomu nie powiedziałam, gdzie to się odbędzie. Było mi gorąco, kosmyki włosów przyklejały mi się do twarzy. Szłam powoli, nie płakałam. Przez ostatnie kilka dni nie robiłam nic innego, jak tylko szlochałam. Chyba skończyły mi się łzy – pomyślałam. Byłam w połowie drogi, kiedy jakiś pies zaczął się do mnie łasić. Zaczęłam go odpychać i krzyczeć, żeby sobie poszedł, ale on nie dawał na wygraną. Cały czas spoglądał na krzaki i machał głową, jakby chciał mi coś pokazać. Zaciekawiło mnie, co tam jest, więc niepewnie za nim ruszyłam. Przedzierałam się przez gałęzie drzew, gdy kundel się zatrzymał. Musiałam jeszcze kawałek podejść, aby zobaczyć, co tam jest. Podeszłam bliżej i zobaczyłam zmasakrowane ciało mężczyzny. Serce zaczęło bić mi mocniej, ledwo oddychałam. Zaczęłam się trząść, pudełko wypadło mi z rąk. Nie wiedziałam, kim jest denat. Bałam się i nie mogłam dłużej tam zostać. Odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Co chwilę o coś się potykałam, lecz nie zatrzymywałam się. Zanim się obejrzałam, znalazłam się przy moście. Rozejrzałam się dookoła. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że jest to te same miejsce, które wielokrotnie mi się śniło. Przeszył mnie zimny dreszcz. W pobliżu nikogo nie było, jednak ja dalej natarczywie rozglądałam się na wszystkie strony. Po chwili zobaczyłam jakąś postać.

– Konrad… – wyszeptałam po chwili. Przybliżał się, lecz nie do mnie. Szedł w stronę barierki mostu.

– Zawsze myślałem – zaczął. – Że życie jest piękne. Gdy cię poznałem takie było. A teraz? Mało nie zginęłaś na tym spotkaniu klasowym…

– O czym ty mówisz?!

– Ktoś wsypał ci coś do napoju. Gdyby nie Daria, już byś nie żyła. Nie wiem, po co ci ją podał, ale wtedy już wiedziałem, że nie zostawię tak tego.

– Jak naprawdę zginęła Daria?

– To był wypadek. Biegła ci powiedzieć, że wie, kto to zrobił. Gdy poszedłem po leki, wziąłem samochód. Ona tak się śpieszyła, że wpadła prosto pod koła… – urwał na chwilę. Czułam, że płacze. – Nikogo nie było w pobliżu, więc uciekłem. Nawet nie wiesz, jak cholernie się bałem. Ale nie mogłem ciebie stracić. Nie mogłem pozwolić, żebyś przeżywała to drugi raz.

Nie miałam siły nic powiedzieć. Po chwili milczeniu znów się odezwał:

– Gdy umierała, wyszeptała mi, że to Marek. Domyśliłem się, o kogo chodzi, bo był już kilka razy notowany i ma wyrok w zawieszeniu, za próbę zabójstwa. Śledziłem go, a potem…

– Zabiłeś go… – wyszeptałam.

– Tak. Musiałem cię chronić. Teraz nie mogę z tym żyć…

Wspiął się na barierkę, jednak wciąż się trzymał.

– Dłużej tak nie potrafię…

Ustał i wyprostował ręce. Stałam jak wryta. Chciałam coś krzyknąć, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Powoli zaczęłam się cofać. Konrad zachwiał się i skoczył w dół. Zdawało mi się, że krzyczy:

– Kocham cię Klaro…

Potem usłyszałam tylko głośny plusk. Szybko podbiegłam do miejsca, w którym przed chwilą stałam, lecz było już za późno. Jego ciało płynęło wraz z prądem wody. Płakałam i płakałam, aż zaczęłam się dusić. Siedziałam na trawie, gdy zobaczyłam dziewczynę, która biegnie z koszykiem w ręku. Wstałam i zaczęłam krzyczeć:

– Hej! Poczekaj chwilę!

Biegłam za nią, lecz nie mogłam jej dogonić. W pewnym momencie zatrzymała się. Podeszłam do niej i, dokładnie jak w moim śnie, dotknęłam jej ramienia. Nie bałam się. Powoli odwróciła się… zamiast jej pociętej twarzy zobaczyłam twarz swojego ojca. Chciałam się cofnąć, coś krzyknąć, jednak on szybko wyciągnął nóż.

– Kto idzie ostatni, ginie jako pierwszy – powoli wypowiedział te słowa, po czym dźgnął mnie w brzuch. Upadłam na ziemię, wijąc się z bólu. Zaczęłam krwawić. Jak przez mgłę widziałam, że ktoś się nade mną nachyla. Poczułam ból, a już po chwili zapadła ciemność…

 

Koniec

Komentarze

Zaczęłam biec najszybciej, jak tylko mogłam, jednak za wszelką cenę nie mogłam jej dogonić. -  Za wszelką cenę mogłaś chcieć ją dogonić. Nie móc dogonić, to na przykład za nic, za cholerę, choć bardzo się starałam nie mogłam…

 

Miała czerwone oczy, jej twarz była pocięta, z każdej rany spływała krew, a wzrok jakby chciała mnie zabić. – co wzrok? Uciekło ci „miała”. Albo jakoś inaczej spróbuj sformułować to zdanie, bo kuleje troszkę. Np. Miała czerwone oczy i spoglądała na mnie, jakby chciała mnie zabić. Jej twarz była….

 

 Po chwili milczeniu znów się odezwał: -  milczenia

 

Tyle ci wytknę i tam później opis, jak dziewczyna znajduje w krzakach ciało, szwankuje. Bardzo dużo w nim "się", a to razi I sprawia wrażenie napisanego na szybko. Ten proroczy sen... Wszystko było by ok, gdyby nie niejsaność dotycząca tej dziewoi z koszykiem. Nie łapię za bardzo kim ona była. We śnie miała pocharataną twarz, w rzeczywistości była to twarz ojca. Tylko dlaczego? To był jakiś symbol? I dlaczego zabił główną bohaterkę?

 

Tak reasumując, nie jest źle. Tylko trochę niejasności się wkradło i byków. Ale jak jeszcze dasz radę i je poprawisz to bedzie ok.Unikaj w opisach tych nieszczęsnych "się". Typu: Potkłam się i obejrzałam się. Zastanowiłam się o co i przeraziłam się widząc trupa.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nie jest źle, rzeczywiście. Poza pewnymi niejasnościami, których nie rozumiem, w sumie to wytknął je Fasoletti.
Ale czytało się nieźle.

Czytało się nieźle, ale zupełnie nie kumam zakończenia. Pozostawiłaś mnóstwo niejasności.

Nowa Fantastyka