- Opowiadanie: varg - Ostatni sen gąsienicy

Ostatni sen gąsienicy

Tekst usunięty ze względu na przygotowania do publikacji (namiary wrzucę tu, gdy już będą znane).

Bardzo jestem wdzięczny za wszystkie komentarze, dlatego z szacunku zostawiam je w tym miejscu, tuż pod ziejącą dziurą po tekście.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ostatni sen gąsienicy

(…)

Koniec

Komentarze

Vargu, czy wiesz, że tekst liczący ponad 90000 znaków, raczej nie ma przed sobą świetlanej przyszłości…?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oj reg, dopisze jeszcze trzy razy tyle i kto wie, kto wie.

No co Ty, MTF, tu należałoby skracać, a nie dopisywać. ;)

Ale Warg chyba nie zdecyduje się na żadne cięcia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wiem, Reg.

Ale nie ma gdzie tego wysłać, poza rzeczywiście rozwinięciem w pełnoprawną książkę, ale na książki to mam inne pomysły, więc…

No, szkoda tych literek.

 

Edit: teraz się zastanawiam, czy jednak nie usunąć, ale… Hm.

-:)

Nie usuwaj, Vargu, niebawem przeczytam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Droga Reg, jak na Twój gust to chyba rzecz jest zbyt zagmatwana… Ostrzegam lojalnie. Ale dziękuję.

Vargu, dziękuję za ostrzeżenie, ale chciałbym spróbować. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj.

Opowiadanie powalające na kolana rozmachem, objętością, ogromem wątków, opisów, zwrotów akcji, odczuć, wrażeń, walk, ucieczek etc., etc., etc.

Czytałam z przejęciem, ciekawa, jak zakończą się poszukiwania Davi’ego i jaką decyzję ostatecznie podejmie. 

Podziwiam szczerze wyobraźnię oraz pomysł. 

Luźne skojarzenia pewnych fragmentów z “Siódmym wtajemniczeniem” (szczególnie o kozach) i “Więźniem labiryntu” utrwaliły w mojej pamięci konkretne opisy. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dziękuję, Bruce, miło to czytać :)

Ponieważ tekst jest faktycznie rozmiarów słusznych, w ramach wdzięczności masz u mnie betę. Jeśli będzie Ci potrzebna, wyślij proszę wiadomość na priv.

Myślę, że przy takiej objętości – i mojej ograniczonej obecności na portalu – wypada zaoferować takie nietypowe rozwiązanie każdemu solidnemu czytelnikowi. Przeedytuję przedmowę w tym kierunku.

Witaj.

Jestem mile zaskoczona, bo zdaję sobie sprawę, że – jako Znana Sobie Społeczność (tak Was postrzegam i jestem urzeczona niezwykle wysoką kulturą oraz rodzinnym wręcz ciepłem, tak rzadko teraz spotykanymi na forach heart) – pomagacie i poświęcacie czas sobie wzajemnie, lecz w żadnym wypadku ja, jako nowa, nie powinnam jeszcze prosić o coś takiego, jak betowanie, bo wszak czas to pieniądz, każdy ma go mało (a teraz, w czasach pandemii, to już w ogóle), zatem czytam z uwagami każde porady w komentarzach, lecz zdaję sobie sprawę z niskiego poziomu moich tekstów (:wstyd:) i wiem, że muszę się uczyć, uczyć, uczyć. :)

Ogromne dzięki, naprawdę jest mi bardzo miło. heart

 

Co do Twojego opowiadania, czytałam je z prawdziwą przyjemnością i wyobrażałam sobie ekranizację, która wypadłaby z pewnością świetnie.

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Istotnie, Vargu, szkoda byłoby literek, bo jakkolwiek opowieść nie należy do prostych i nieskomplikowanych, to wiedz, że czytałam ją z zaciekawieniem, a lektura okazała się satysfakcjonująca. Bez trudu imaginowałam sobie opisywane sytuacje i postaci, a dzięki wartkiej akcji historia zyskała właściwą dynamikę.

Nie ukrywam, że w końcówce nieco się pogubiłam, bo mam wrażenie, że tam nagle wszystko zaczęło się dziać jednocześnie i w dodatku niezwykle szybko, i pewnie dlatego mój w latach już posunięty rozum nie poradził sobie z takim tempem.

Mam nadzieję, Vargu, że dokonasz poprawek, bo chciałbym móc udać się do klikarni i zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

„On już do­brze o tym wie, że to się za­koń­czy źle” ―> Używamy albo cudzysłowu, albo kursywy. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

Czar­ny ma­ki­jaż pra­wie przy­kry­wał jej praw­dzi­we rysy twa­rzy. ―> Zbędne dopowiedzenie – makijaż to kosmetyki nałożone na twarz.

Wystarczy: Czar­ny ma­ki­jaż pra­wie przy­kry­wał jej praw­dzi­we rysy.

 

W gęst­nie­ją­cych ciem­no­ściach wpa­da­li­śmy na roz­bi­te klom­by… ―> Klomb to miejsce obsadzone kwiatami/ krzewami; nie wydaje mi się, aby można go rozbić.

Proponuję: W gęst­nie­ją­cych ciem­no­ściach wpa­da­li­śmy na zniszczone/ rozwalone klom­by

 

Wsta­waj, Davi!” – po­czu­łem w gło­wie nie swoje słowa. ―> Wsta­waj, Davi! – po­czu­łem w gło­wie nie swoje słowa.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać głosy w głowie/ telepatię: Głosy w głowie, telepatia

 

wciąż chyba opa­da­jąc lekko w dół… ―> Masło maślane – czy coś może opadać w górę?

 

Straż­ni­cy-do­rad­cy wy­mie­ni­li się spoj­rze­nia­mi… ―> Straż­ni­cy-do­rad­cy wy­mie­ni­li spoj­rze­nia­

Można wymienić się przedmiotami, ale nie spojrzeniami.

 

Sta­rzec prych­nął śmie­chem. ―> Czy tu aby, zamiast prychnąć, nie miało być: Sta­rzec parsknął śmie­chem.

 

To w końcu dzia­ła. Pokaż nam, Davi.” ―> Albo: To w końcu dzia­ła. Pokaż nam, Davi. Albo: „To w końcu dzia­ła. Pokaż nam, Davi”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

– A rum­sprin­ga koń­czy się..? ―> – A rum­sprin­ga koń­czy się?

Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Czy to na­praw­dę..? ―> Wielokropkowi brakuje jednej kropki.

 

zgią­łem się w pół i zwi­ną­łem w kłę­bek. ―> …zgią­łem się wpół i zwi­ną­łem w kłę­bek.

http://portalwiedzy.onet.pl/141563,,,,w_pol_wpol,haslo.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję pięknie, Reg :) Bardzo się cieszę, że moje obawy się nie spełniły.

Wprowadziłem poprawki, zostawiłem tylko rysy twarzy, bo to właściwie taki niby-zbędny dodatek dla lepszego brzmienia. Śmiem uważać, że to dopuszczalne.

O cudzysłowach nawet na becie napisałem, że to już zostawiam redakcji do poprawy, bo sam miałem w głowie mętlik i znajdowałem sprzeczne informacje na ten temat (również w zakresie interpunkcji w takim zapisie – ostatecznie wzorowałem się na anglosaskiej, ale i to chyba nie zawsze). Zmieniłem wedle Twojej sugestii, bo z pewnością wiesz na ten temat więcej niż ja.

Nie odwdzięczę Ci się pewnie betą, ale tak czy owak kłaniam się nisko.

Bardzo proszę, Vargu. I ja się cieszę, że Twoje obawy były na wyrost. Ciesze się też, że mogłam się przydać.

Nie znam się zupełnie na interpunkcji anglosaskiej, ale sugeruję, abyś w tekstach pisanych po polsku stosował interpunkcję rodzimą.

Nie ma takiej możliwości, byś mógł odwdzięczyć się betą, ale ukłon przyjmuję z ukontentowaniem i udaję się do klikarni. ;) 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie, czy może nowela (noweletta? jak to tam wychodzi w tych podziałach?) spodobało się bardzo. Acz musze przyznać, że trudno nie dopatrzyć się pewnych podobieństw w jego konstrukcji i konstrukcji “Różańca” Rafała Kosika. Czy inspiracyjnych świadomie, nieświadomie, czy może zupełnie przypadkowych – to już osobna sprawa. Zwłaszcza, ze i różnice są, a i te podobieństwa i tak pozostają przy jednoczesnym “odwróceniu” pewnych rozwiązań. A tam, gdzie są różnice, są wyraźne. Tak więc – to NIE jest zarzut. Choć jestem ciekaw, czy czytałeś ten tytuł?

Ale wracając do “Ostatniego snu gąsienicy”… Wieje tu pewnym klimatem anime postapo-cyberpunkowego. Zwłaszcza na początku i w środku. Przy idei wędrującego miasta bardzo. I wyszło to w dechę. Ciekawy koncept.

Co mnie denerwowało… Na początku strasznie nie szło mi czytanie – przemogłem się głównie ze względu na polecenie Reg. No i musze przyznać, że o ile pierwsze 20K było opornie, to z perspektywy całego opowiadania miało to pełne uzasadnienie. Mało tego, udało Ci się uzyskać efekt, w którym akcja konsekwentnie przyśpieszała i “kompresowała się” wraz z lekturą. Bez żadnych fal, skoków, ale i bez sztucznego przyśpieszania – to przyśpieszenie wyszło naturalnie. Nieczęsty efekt przy tak długim tekście, a trzeba przyznać, że dobrze to zrobiło lekturze.

Co zazgrzytało pod koniec? Skoro wszystko było zaplanowane, to podejrzenie dużo danych zostało zaoferowanych ludziom z zewnątrz. Niby można bronić, ze koderka zdolna, ale nie gdy to była pułapka. Niby można tłumaczyć, że to nie była pułapka, tylko szczodrodobrzy wykorzystali sytuację już zaistniałą – ale temu przeczy treść, skoro od początku nawracały kontrolne “głosy”. No ten element się rozjeżdża i w aktualnej formie trudno go obronić, choć jednocześnie nie trzeba tak wiele, by się tego problemu pozbyć lub “wyregulować” ten element.

Nie przeszkadza to jednak w ocenie całości jako bardzo dobrej. Podejrzewam, ze na papierze czytałoby się jeszcze lepiej. W ogóle pod wieloma opowiadaniami marudzę, że spokojnie można ściąć. A tu tego nie powiem. Zarówno zawartością, jak i wspomnianym ustawieniem tempa, sprawiasz, ze tekst doskonale pasuje do swojej długości. Bez wody, bez niepotrzebnego pompowania, długość tekstu wynika sama z siebie, a nie z “błądzenia”.

Przemowy na końcu? Niby można kręcić nosem, ale co ciekawe, wspomniane “wieje anime” mocno niwelują zastrzeżenia. Ot, niektóre konwencje pozwalają sięgać po elementy, które w ich przypadku są uzasadnialne, a w innych gatunkach by nie były.

No i jeszcze wspomnę o finale. Tym epilogowym. Bardzo klimatyczny.

 

Z drobiazgów:

 

"Wydało mi się, że widzę ruch w oknie mojego mieszkania"

Dwusetne piętro, panie, a coś dostrzegał?

 

"Istnieje prawdopodobieństwo, że uda cię się samemu zobaczyć"

– ci się

 

"Zaczęła chodzić w te i we w tę."

te -> tę

 

 

PS. Co do wzajemności, o której piszesz w przedmowie… Lektura była satysfakcjonująca i uważam, że jest warta polecenia. Tak więc nie wymagam, nie oczekuję. Ale jeśli się upierasz, to zapraszam do “Dziesięciu tysięcy pokoleń” :-)

 

Edit: lubię narrację pierwszoosobową, ale zastanawiam się, czy w tym konkretnym opowiadaniu lepiej by nie wyszła trzecioosobowa. Ale to już luźne gdybanie.

PONIEWAŻ NIE KOMENTUJĘ JUŻ TYLE CO KIEDYŚ, LECZ JEDNOCZEŚNIE UZNAJĘ ZASADĘ WZAJEMNOŚCI, OBIECUJĘ, ŻE KAŻDY, KTO PRZECZYTA I ZOSTAWI KOMENTARZ PRZED WPADNIĘCIEM DO BIB, MA U MNIE BETĘ LUB KOMENTARZ POD SWOIM TEKSTEM (DO WYBORU – DECYZJA NA PRIV). INACZEJ NIE BYŁOBY FAIR.

Wysoko ta poprzeczka ustawiona. wink

Dzięki, Wilku. Celne uwagi, choć nie na wszystkie odpowiem. Wydaje mi się, że na pewnym etapie tłumaczenie “co autor miał na myśli” szkodzi – ot, po co psuć czytelnikowi humor, każdy powinien interpretować tak, jak uważa ;) Powiem tylko, że w moich założeniach Eylis ugrywa więcej niż “przeciwnik pozwala”, ponieważ owszem – tak jest dobra. Zgadzam się jednak, że pewne rzeczy można było nieco bardziej uwypuklić. Po prawdzie to od początku o tym wiedziałem, po prostu uwypuklanie często kończy się infodumpami, których – nie da się ukryć – i tak trochę tu jest. Więc odpuściłem tę kwestię. I teraz już raczej nie zmienię, bo ten tekst jest jak organizm w bardzo delikatnej homeostazie.

“Różańca” nie czytałem. Za to przyznam się, że pewne klasyki anime zawsze odciskają jakieś piętno, gdy wchodzę w cyberpunkowe klimaty. Dla mnie to pewien wzorzec, do którego często nieświadomie się odnoszę. Ale nie próbowałem budować oczywistych nawiązań, co to, to nie.

A co do narracji – baaardzo długo o tym myślałem. Wiesz, to jest stary tekst i już nie pamiętam, która to ze scen mnie w końcu przekonała, ale chodziło o to, że procesu “odkrywania” świata wraz z czytelnikiem nie dało się tak dobrze przedstawić z perspektywy trzeciej osoby. Co nie zmienia faktu, że pierwsza osoba jest faktycznie bardzo trudna w takim ujęciu – niełatwo uniknąć kolejnych infodumpowych rozkmin.

I to dwusetne piętro. Kurczę. Jak tak patrzę w moje przepastne annały, to ono zawsze tam było. W mojej wyobraźni budynek od początku był zdecydowanie niższy, ale tak czy owak – z tego co pamiętam z moich wewnętrznych uzasadnień, to chodziło o to, że lądują przecież na dachu. Więc nie mogło być to jakieś 20-te, bo byłoby pod nimi :) Czy aż dwusetne… no, pewnie nie. Nie wiem, jak mi to umknęło :)

Oczywiście, że odwiedzę Twój tekst. Jak tylko znajdę chwilę czasu.

Dzięki raz jeszcze.

 

@ManeTekelFares oj tam ;)

Z tymi infodumpami bym nie przesadzał. Trzecia osoba daje po prostu nieco inne możliwości opisu świata niż pierwsza. A jak zostaną wykorzystane, to już osobna sprawa.

A propos miast – ostatnio w jakimś komentarzu wspominałem Urbikandyjską gorączkę, drugi tom serii komiksowej “Mroczne miasta”. Wraz z pierwszym tomem (Samaris) warte sięgnięcia. Tam są właśnie takie “dziwne” koncepcje tego, czym organizm miejski może być i co może robić.

Nie znam, ale faktycznie, przeglądając pobieżnie widzę pewne podobieństwo wizji (niekoniecznie tej przedstawionej, ale tej przyświecającej “w tle”). A prawda jest chyba taka, że ja jeszcze w dzieciństwie byłem pod olbrzymim wrażeniem m.in. “Miasta skazanego” Strugackich. Nie wiem, czy je dobrze zrozumiałem, na pewno dodałem coś od siebie, lecz wiele moich pomysłów ma wspólne korzenie w projekcji tamtej książki na moją wyobraźnię, w tym i te tutaj. Nic w tym nie ma złego, normalna rzecz :)

No, powinieneś to zatytuować Zmanipulowany umysł ;)

Podobało mi się i obawiam się, że zapamiętam na długo ;) Strasznie przygnębiające, w nich nie zostało już nic z ludzi, takie życie tylko dla samego życia. Nawet nie zwierzęta, bo brakuje tej potrzeby przekazania genów dalej. Człowiek sprowadzony sama nie wiem do czego. Dobrze, że ja już tego nie dożyję ;)

Manipulacja wydaje mi się warstwowa, przekopiesz się przez jedną warstwę i jesteś w kolejnej, też nieprawdziwej. Właściwie pewnie już nie można się dokopać do tego, kim ci ludzie są naprawdę, o ile w ogóle coś tu zostało pozostawione przypadkowi.

W którymś momencie zaczęłam podejrzewać, że bohater może być podstawionym koniem trojańskim, ale kolejne zwroty akcji i tak mnie zaskakiwały. Gdybym miała się czegoś przyczepić, to tego, że dziewczyna podejrzanie dużo zdołała osiągnąć.

Zakończenie pasuje perfekcyjnie. On widzi w oddali świat zapewne podobny, może kierujący się innymi regułami, ale w gruncie rzeczy taki sam. Bo żeby przeżyć w takim świecie, trzeba się wyzbyć tego, co czyni nas ludźmi. W tak funkcjonującym mieście nie można sobie pozwolić na ludzi, którzy myślą inaczej, mają własne zdanie, bo to oznacza w praktyce koniec tego miasta.

No, robi wrażenie :)

Kliczek :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

infodumpami, których – nie da się ukryć – i tak trochę tu jest.

Infodumpy? Panie, gdzie? Wskaż mi palcem :D

 

W przeciwieństwie do Wilka nie miałam wrażenia oporności przy wstępie, porwałeś mnie od pierwszych akapitów. Opisy imprezy są tak cholernie plastyczne i klimatyczne, że bardziej miałam wrażenie, że oglądam film niż czytam opowiadanie.

Zaintrygowałeś mocno, potem zeszliśmy nieco na trakty znane jak świat. Z jednej strony zbudowałeś fabułę na nieco oklepanych motywach, rzec można – klasykach: koniec znanego świata na skutek jakiejś globalnej katastrofy klimatycznej, życie pod kopułą (tą dosłowną jak i w przenośni), tłumienie emocji w celu niwelowania potencjalnych konfliktów, ścisły monitoring biochemii mieszkańców; z drugiej jednak powykręcałeś ją w takich miejscach, że ostatecznie zostawiasz schematy gdzieś w tyle.

Składowe, które moim zdaniem zadecydowały to postawa Yasuna i jego poniekąd samolubna chęć rzucenia górnolotnych głupot w cholerę. Tu zerwałeś z szablonem.

Finał – bardzo wymowny. Bardzo. I niesamowicie przykry.

Tak, to z rodzaju tych opowiadań, które rozmachem wizji oraz wzbudzeniem konkretnych emocji zostaje w głowie na dłużej. To 90k znaków czytało się jakby miało góra 30k, a mogłoby mieć i więcej.

 

 

P.S wędrujące miasto – świetny, świetny pomysł. Podobnie jak surowy zakaz samoistnego rozmnażania. Podobny wątek był chyba w “Nowym wspaniałym świecie”, ale w kontekście silnej niechęci jaką wywoływała sama idea niż jako zbrodnia per se.

Nie oczekuję rewanżu, lektura była czystą przyjemnością :)

Oczywiście idzie zgłoszenie do biblioteki (chociaż tyle można zrobić :P).

Infodumpy? Panie, gdzie? Wskaż mi palcem :D

Bo wśród osób piszących zdarza się zjawisko infodumpofobii ;) 

 

Jakieś sprawdzone sposoby na prewencję tej “jednostki”? :P

Najlepiej zdaje się działać nieznajomość tego słowa ;P

Ta została niniejszym pogrzebana, przynajmniej w przyszłości wiem na kogo zwalić… :D

@Arya

Chciałem napisać, skąd moja infodumpofobia, ale już nie będę odkrywał wszystkich kart ;) Skoro się tych zrzutów nie czuje, to znaczy, że wykonałem dobrą robotę, gdy je ukrywałem :)

Schematy jako fundament lub spoiwo są całkiem korzystne, bo czytelnik od razu czuje się jak w domu i tłumaczyć też nie trzeba za wiele (oszczędzając liczbę znaków, czas ekranowy etc.). Za to na tym można już budować własne konstrukty. Skupiłem się ostatnio na analizie znanych i lubianych fabuł i do takich właśnie wniosków doszedłem. Zresztą Ocha i Enderek bardzo mi pomogli opisami swojego odbioru, bo to też nie takie proste – nie można pójść za głęboko w schematy, a z drugiej strony punkty “wyłamania” powinny być wyeksponowane.

No, nie będę za dużo tłumaczył, bo przecież “ma to wyglądać, jakbym od początku wiedział do czego zmierzałem” ;)

 

@Irka_Luz

Może to i ponura wizja, ale w końcu miałem osiem lat na przemyślenie, jak sam bym próbował zorganizować takie miasto, gdybym nie miał tzw. hamulców. ;) I wyszło mi coś takiego. Może lepiej miejmy nadzieję, że nie ja będę organizować przetrwanie gatunku ;)

 

@Wszyscy

Dzięki za opinie, kliki i dobre słowa. Proszę się nie wykręcać, obietnica jest obietnicą, mam u Was dług wdzięczności. Nie mam już czasu, żeby aktywnie uczestniczyć w życiu portalu, więc mogę zrobić chociaż tyle. Oczywiście nie miałbym też czasu na 5 bet jednocześnie, więc po prostu – jeśli kiedyś gdzieś, to wiedzcie, że nie odmówię i będę starał się zmieścić w sensownym czasie :) Jak coś, to na priv.

Cześć, Vargu!

Zaraz po wstępie przypomniała mi się nasza wymiana zdań pod pewną betą. Są takie teksty, których zakończenie sprawia nam przykrość, bo chcielibyśmy więcej. I to chyba dla mnie jest jeden z nich. 

Zacznę od pozytywów, których jest sporo. Wciągasz w swoją wizję świata od pierwszych zdań, budujesz klimat nienachalnie, powoli, ale od momentu wejścia trudno się oderwać aż do ostatniej linijki. Wizja, którą prezentujesz, nie jest wesoła, ani przyjemna, jednak na tyle frapująca, że nie odrzuca, gdy zbacza z w coraz mroczniejsze rejony. Używasz dość typowego w cyberpunku motywy hakerki i chęci ucieczki z systemu, ale podajesz to tak, że czyta się dobrze i zainteresowaniem, co będzie dalej.

Co do rzeczy, które nie do końca mi podeszły, to końcówka, w której jest sporo niedopowiedzeń i kwestii otwartych. Być może tak miało być, ale taka już moja preferencja czytelnicza. W dodatku wcześniejsza część tekstu toczy się nieco innym tempem, co minimalnie wytrąca z rytmu.

Innymi słowy, szkoda, że masz już inny pomysł na powieść.smiley 

Pozdrawiam i klikam

Dziękuję, Oidrin. Jak wyżej i zgodnie z obietnicą – możesz dać mi znać.

Wiesz, ja miałem świadomość, że to opowiadanie nie jest złe, dlatego wysłałem je do MC. Ale to co piszesz, to dla mnie wielki komplement. Naprawdę mi miło. Powinien to być również komplement dla Was wszystkich, bo to na portalu nauczyłem się zwracać uwagę na to, co ważne. Nie mam wątpliwości, że jeszcze ktoś przyjdzie ponarzekać, bo inaczej być nie może, ale już te pierwsze opinie są na tyle budujące, by wiedzieć, że było warto spędzić nad tekstem tyle wieczorów.

Czy mogła to być książka? Ja uznałem, że nie, głównie ze względu na (obawiałem się) średnio wyrazistego bohatera. Czy kilka razy więcej spędzonych z nim chwil, to nie zbyt wiele? Nie miałem pewności. Nie mogłem go już zmienić, bo taki był i kropka. Bez niego byłaby to zupełnie inna opowieść.

A druga sprawa jest taka, że ten tekst porzuciłem po pierwszym drafcie, te wiele lat temu, gdyż takie historie nagle stały się zbyt modne. Gdy zdecydowałem się go wskrzesić, z mocno zmienionymi akcentami, nie miałem już odwagi zaryzykować z powieścią. Zresztą – kto to wie, jak by było. Rynek wydawniczy też się stale zmienia. Przeważnie na gorsze ;) Ale, jak pisałem, pomysły jeszcze mam, spokojna głowa. Tylko czasu brak…

Przeczytałem, chociaż nie lubię postapo. Zaciekawiło, pobudziło chęć przeczytania dalszego ciągu, gdy nastąpi.

Dzięki, Koalo, za przeczytanie i śladu bytności pozostawienie :)

Ciekawy świat, przemyślany. Czytało się nieźle.

Trochę mam wrażenie, że pod koniec akcja przyśpiesza aż za bardzo. W rezultacie wydaje się, że początkowe dotarcie na imprezkę trwa dłużej niż późniejsza podróż nad morze. Czyli rozwinęłabym końcówkę. Bo na razie wygląda na nieco “po łebkach”.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo. Jak już pisałem gdzieś wcześniej: tak wyszło i niewiele można było z tym zrobić po tym, jak zrezygnowałem z brnięcia głębiej w powieść – czy też niepublikowalne opowiadanie, które zgniłoby później w szufladzie. Zrobiłem, co się dało, efekt powyżej :)

Ale to nieistotne. Wszystko czemuś służy i to opowiadanie swój plan minimum zrealizowało, więc uważam podjęte decyzje za w pełni słuszne.

Dzięki za przebrnięcie i pozdrawiam:)

Cześć!

 

Początek tego opowiadania jest prawdziwym majstersztykiem. Ależ przyjemnie mi się zgłębiało zakamarki wykreowanego świata. Serwujesz to wszystko bardzo zgrabnie i niespiesznie, tworząc fantastyczny klimat. Dla mnie całość mogłaby uderzać w takie tony. ;-)

Nie do końca przypadło mi do gustu pojawienie się „zwiastuna przygody”. Ot, wpada dziewczyna i informuje bohatera, który ledwo się wygrzebał po konkretnej balandze, że zły system już czeka za drzwiami. Przyszło to chyba zbyt nagle i wywołało pewien dysonans. Być może dlatego, że początek był taki fascynujący. ;-)

Sama przygoda jest intrygująca i dobrze przedstawiona, motywacja Yasuna przekonywująca, zaś końcówka bardzo satysfakcjonująca. Bohaterowie są OK. Nie powiem, abym się z którymś specjalnie zżył (w szczególności z narratorem), ale nie można mieć wszystkiego. ;-)

Całość jest napisana bardzo profesjonalnie, językiem wręcz wybornym. Generalnie nie ma żadnych zbędnych ozdobników czy niewłaściwych metafor (Szczodrodobry Rząd – genialne; najmniej przypasowała mi: ciocia Eylis [rozumiem zamysł grania kontrastem, ale dla mnie to było ciut ponad potrzebę, to jednak drobiażdżek] i heheszkujemy – to słowo już chyba obecnie wychodzi z mody, a co dopiero za czas jakiś ;-)).

 

– Obszerne fragmenty dokumentacji defensywnej. W tym kompletne plany miasta. Zdobyłam je z niewielką pomocą przyjaciela. – Spojrzała na mnie przelotnie. – Jeśli to przeanalizujemy, będziemy mieli ich na widelcu.

 

– zabrakło kropki, ale zawsze można dostawić. ;-)

 

Podsumowując (przede wszystkim za wyśmienity język oraz świetnie wykreowany świat): czapki z głów! :-)

 

Pozdrawiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Dzięki, FilipieWiju, za te miłe słowa :) Bardzo się cieszę, że dobrze się czytało. O tym początku już wcześniej słyszałem. Zabawne jest, że to właśnie tę część również mnie pisało się najprzyjemniej. Ciekawe, co z tego wynika…

Heheszki już wychodzą z mody? Ja już powoli wkraczam w wiek, kiedy traci się kontakt z językiem współczesnym ;) Nawet z narzeczem internetu zaczynam mieć problem. Więc może się nie zorientowałem.

Ale tak czy owak – zawsze w pisaniu przyjmuję “zasadę tłumaczenia”, dlatego np. nie znoszę stylizacji. Chodzi o to, że jest całkiem jasne, że bohaterowie naszych opowiadań fantastycznych przeważnie nie mówią po polsku czy w ogóle jakimkolwiek współczesnym językiem. Przyjmuję, że “tłumaczę” opowiadanie napisane w ich języku na nasz – choć każdy autor już sam musi sobie zdefiniować, czym akurat ten “nasz” jest. W tłumaczeniu uzasadnione jest też zastępowanie neologizmów jak i słów w naszym języku nieistniejących dobrze brzmiącymi odpowiednikami (“Miecz migbłystalny świstotnie”) oraz wiele innych zabiegów – w niektórych wypadkach nawet stylizacja, jeśli chcemy podkreślić różnice w sposobach wypowiadania się.

Uważam że zasada jest dobra i jej się trzymać będę. Podsumowując, heheszkowanie zostaje ;) Niemniej dziękuję za Twoje uwagi, wszelkie sugestie są bardzo cenne a i Twój komentarz dał mi trochę do myślenia. No i kropkę trzeba wstawić, tak :)

Pozdrawiam.

Dziękuję za wyjaśnienia. Oczywiście nie miałem zamiaru ingerować w Twój tekst. ;-) Wskazałem jedynie, które słowa mi mniej przypasowały, a znalazły się „aż” dwa. ;-)

Czy to heheszkowanie wychodzi z mody? Napisałem „chyba”, bo tak mi się tylko wydaje. Po prostu nie lubię tego słowa i wydaje mi się, że szybko przeminie. To jednak detal.

 

Pozdrawiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję, Anet! Czasem by się chciało usłyszeć coś więcej, ale cóż… “Fajne” to instytucja, która – z tego co widziałem – poszła ostatnio w świat :) Nie będę narzekać.

Za to przypomniałaś mi, że miałem wstawić brakującą kropkę, o której pisał FilipWij :)

Podoba mi się pomysł na wędrujące miasta. Tak naprawdę to, że jest w nich miejsce tylko dla wybranych, jest oczywiste. I wiadomo, że po drugiej stronie też musi istnieć jakieś życie, wszyscy odrzuceni. To jest ciekawe. 

Jedni będą chcieli do “lepszego” życia, drudzy nie będą chcieli się tym “lepszym życiem” dzielić, jedni będą chcieli się dogadać, drudzy atakować. No i zawsze znajdzie się ten “wariat”, który będzie chciał uciec z “lepszego” do “gorszego”. Albo nie będzie chciał, ale ucieknie, mimo że nie będą chcieli go wypuścić.

Jakoś to chyba bardzo spłaszczyłam. Hmmm…

No nie wiem. Mnie się podobało. Czytało się bardzo dobrze, wciągnęło mnie. Nie wiem, co więcej napisać ;)

Przynoszę radość :)

Anet, dzięki, dzięki, nic więcej nie musisz mówić. Już czuję się wyróżniony długością komentarza ;) Trochę się po tym tekście zablokowałem/zapętliłem sam w sobie i szukam motywacji. Cieszę się, że się podobało. Szczerze mówiąc te miasta i ten warkocz budynków za nimi były jedną z prześladujących mnie wizji. Miałem jednak poczucie, że nie oddałem w tym opowiadaniu tego, co chciałem, głównie ze względu na cięcia na zasadzie: co nic nie wnosi do fabuły, to leci. A tu proszę – chyba jednak jakoś tam wyszło.

Fajnie :)

Pozdrawiam!

Bardzo dobrze wyszło, naprawdę świetny pomysł :)

Przynoszę radość :)

Wow. Po prostu wow. Siedzę przed ekranem i analizuję to, co właśnie przeczytałem. Mieszanka postapokalitpycznych klimatów z cyberpunkową dystopią bardzo przypadły mi do gustu.

 

Kontrola umysłów? Indukowane szczęście? Koniec świata, jednocześnie dosłowny, gdzie duża część Ziemi stała się pustynią z drugiej strony symbolizuje koniec wolnego myślenia. Bohater tragiczny, tak naprawdę niemający kontroli nad swoimi poczynaniami. Wykorzystany.

 

Stał się jednym z ostatnich mieszkańców Wszechmiasta i wyruszył na poszukiwania oceanu. Trochę, jak “Attack on Titan” :) Miasto w murach, prawda o świecie zewnętrznym jest zakłamana…

 

Podobało mi się bardzo.

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Dzięki za wizytę i komentarz Barbarzyński Katafrakcie! Takie odwiedziny zawsze dają solidnego bonusa do morale.

Zastanawiałem się, cóż takiego Cię tu przygnało, bo że Anet błądzi w odmętach biblioteki (i nie tylko) to rzecz normalna, ale też i raczej mało powszechna. Słusznie się domyśliłem, że to Wilk polecał tu i ówdzie (dzięki, Wilku!). To chyba dobry znak, że nadal pamięta :)

Cieszę się, że się spodobało. Ciekawe, że mnie nigdy do głowy nie przyszło, że są tu ślady cyberpunka czy anime, ale macie rację, coś się pewnie we mnie takiego trawiło i wypluło w tej formie. Nie pamiętam już, kiedy to wymyśliłem, zbyt wiele lat minęło, więc nie mam pewności, co to mogło być. Wiem tylko, kiedy i w jakich okolicznościach wymyśliłem Tkaczy – ale to mogę najwyżej opowiedzieć przy piwie.

W każdym razie – kurczę, może jednak trzeba było iść w powieść :D

No cóż. Pozdrawiam!

Przeczytałem, rzekłbym, błyskawicznie ;p

Co z tą publikacją? Namiarów nie widzę, Vargu!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Ho, ho, co za wizyta! Witaj, Hrabio :) Dawno ni widu, ni słychu, ni czytu.

A widzisz, tak mi nawet pisali, że niby 90k, a czyta się szybko ;)

 

Nie wiem, publikacja wciąż tkwi w zawieszeniu, a ja po prostu czekam. Może jednak się nie doczekam. Ale miałem usunąć, to usunąłem. Kurczę, ten tekst ma już ponad 3 lata (pomijając, że pierwsza wersja jakieś 10). Gdzie ja byłem przez ten czas?

A widzisz, tak mi nawet pisali, że niby 90k, a czyta się szybko ;)

Jednym tchem! XD

 

Gdzie ja byłem przez ten czas?

Tego nie wiem, ale ufam, że dobrze się bawiłeś :)

Niektóre teksty potrzebują dojrzeć – najnowszy Maras przykładem.

 

Skoro cisza wyborcza, to odezwę się na priv ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Nowa Fantastyka