
Nieśmiertelność przypomina kształtem jajko. Eyren wpatruje się w półprzezroczysty kamień, złote drobinki we wnętrzu wirują jak zbłąkane iskierki. Sprawiają, że mieszkanie w blokowisku staje się mniej ponure niż zwykle.
Kamień ogrzewa ręce, wydaje się pulsować niczym krew w tętnicach. Eyren czuje, że już dawno zastąpił jego serce… Powoli obraca go w dłoniach, wodzi palcami po gładkiej powierzchni. Nie może pojąć, dlaczego nieśmiertelność nazwano darem, ale wie, że przeznaczenie musi się dopełnić.
Wstaje z kanapy, wsuwa życiodajny przedmiot do kieszeni. Mięśnie ze stali, ciało nieczułe na ból, na razie idealnie słuchają swojego pana. Muszą. Nawet nagłe zawroty głowy nie sprawią, że Eyren pobiegnie na SOR. Nie w tym wcieleniu.
Podchodzi do okna, bystrymi jak u herosa oczami patrzy na ludzi idących po chodniku. Śmieją się, pewnie rozmawiają o wczorajszym serialu, o ciuchach, imprezach, znajomych. O drobiazgach, z których odziera człowieka nieśmiertelność.
Eyren już dawno zostawił ten świat za sobą.
Dostrzega sąsiadkę, która wysiada z auta. Na karoserii zielonej toyoty widać wgniecenie na wysokości drzwi.
“Zina miała stłuczkę? Chyba nic jej się nie stało?" – Wkrada się śmiertelna myśl.
– Aaaa. – Cichy jęk natychmiast przywraca go do rzeczywistości.
Eyren patrzy w głąb pokoju.
Na wózku siedzi nieruchomo chudy mężczyzna w średnim wieku, jego prawa ręka zwisa bezwładnie. Wygląda jak uwieczniony na kiepskiej fotografii. Jakby świat się dla niego zatrzymał.
– Aaaa. – Z kącika ust mężczyzny sączy się ślina, ścieka na świeżo zmienioną koszulę.
Eyren podchodzi sprężystym krokiem, chusteczką wyciera jego twarz i ubranie.
– Już dobrze, braciszku. – Głaszcze go po siwiejących włosach. – Napijemy się herbatki.
Na dźwięk tych słów człowiek na wózku jakby zbudził się ze snu, śledzi oczami każdy ruch Eyrena, który przynosi kubek ze słomką i mówi:
– Ładna dzisiaj pogoda. Wiosna idzie.
Jego brat sączy napój powoli, bez końca.
Eyren, lekko schylony, cierpliwie czeka, chociaż plecy buntują się na niewygodną pozycję.
Wreszcie odstawia kubek na stół.
"Nieśmiertelny nigdy nie skarży się na swój los" – myśli, zaciskając szczęki. “Ile to już lat? Wieczność!”
Doskonale pamięta dzień, kiedy dziwny przedmiot nagle pojawił się w jego kieszeni. Dzień wypadku brata.
Przecież może wyrzucić kamień. To pragnienie kolejny raz narasta niczym lawina.
Eyren wybiega na balkon, patrzy w dół. Wie, że wystarczy jeden ruch. Zamyka oczy, zaciska palce na kamieniu, który zda się ważyć tonę.
Marzy o spokoju.
"Jakim człowiekiem bym się stał?" – Ta myśl chwyta go za gardło.
Szczęki mu drgają, kamień oplata klatkę piersiową niczym macki. Przecież Eyren jest nieśmiertelny, silniejszy od zwykłego człowieka! Musi być… Tacy nigdy się nie poddają, wszyscy to wiedzą.
Pamięta, co sobie obiecał: jako ostatni zgasi światło, dopiero wtedy odrzuci kamień, ale…
"Dość, szkoda czasu!” – Wyciąga rękę z kieszeni.
Dostrzega Zinę rozmawiającą z sąsiadką. Jego myśli zmieniają się w stado kolorowych motyli, które tańczą na wietrze, upajając się chwilą.
Barwa skrzydeł owadów szybko wraca do nieśmiertelnej czerni.
Eyren wie, że nigdy nie zaprosi Ziny na kawę. Za bardzo się boi, że ona należy do innego świata, w którym nie ma miejsca na nieśmiertelność.
Nie czeka, żeby ktoś pochwalił jego siłę i poświęcenie.
Marzy o zwykłym uśmiechu.
Nastrojowe. Fajny pomysł z kamieniem-jajkiem, tylko nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam tekst. Zastanawiam się, czy kamień rzeczywiście daje bohaterowi nieśmiertelność, czy on tylko to sobie wyobraża – bo właściwie wszystko, co się w tekście wydarza, jest zwyczajne, i tylko bohater twierdzi, że jest nieśmiertelny, dodatkowo jego ciało wydaje się być śmiertelne, odczuwa dyskomfort, zmęczenie. Nie rozumiem, też jak ma się do tego wszystkiego wypadek i stan brata i o co chodzi z poświęceniem, o którym bohater wspomina na końcu (opieka nad bratem?).
It's ok not to.
Dogs, bohater ma kamień, który rzeczywiście chroni przed śmiercią, ale ta nieśmiertelność wygląda inaczej niż ludzie zwykle ją sobie wyobrażają. Bohater odczuwa niepokój, irytację, niewygodę.
Eyren dostał kamień, żeby opiekować się bratem. Śmierć opiekuna to duży problem dla osoby niepełnosprawnej. Tu rozwiązała ją siła wyższa za pomocą kamienia filozoficznego.
Niby nieśmiertelność to dar, ale w takiej sytuacji można się zastanawiać.
Ale Twoja interpretacja też mi się podoba.
Witaj Ando,
Sporo niedopowiedzeń w tym szorcie, przez co chyba nie wszystko zrozumiałem. Braciszek, sądząc po siwych włosach, niedługo (w skali osób nieśmiertelnych ;) umrze, czy wtedy Eyren nie będzie mógł odrzucić kamienia i żyć normalnie?
Pozdrawiam!
Przyznam, że tekst chwycił za serce. Nieśmiertelność jest tu taka… zwyczajna. Eyren nie wykorzystuje mocy kamienia do niekończących się studiów nad arkanami sztuk magicznych, nie do przejęcia władzy nad światem, nie do ochrony potężnych artefaktów przed złymi ludźmi. Wykorzystuje ją do opieki nad chorym bratem.
Muszę pochwalić tak sprawne pokazanie w krótkiej formie istotnego problemu opiekunów osób niepełnosprawnych. Tak jak brat jest przykuty do wózka, tak Eyren jest przykuty do brata. Jego życie towarzyskie polega na oglądaniu ludzi przez okno, nie przez obustronne interakcje. Bohaterem targają wątpliwości, czy nie rzucić tego “kamienia” i zacząć normalnie żyć. Ale wie, że tak po prostu nie można.
Ciekawy i głęboki tekst. Bardzo mi się podobał.
Pozdrawiam
Cześć, Ando!
Tekst stoi klimatem, ale i mnóstwem niedopowiedzeń. Sporo to ładnych refleksji o nieśmiertelności i tęsknoty za tym, co wraz z nią bezpowrotnie tracimy czyli wątek Ziny. Niestety wydaje mi się, że wielość refleksji zaburza mi tu odbiór finalnej puenty. Innymi słowy widziałabym ten tekst w nieco rozbudowanej wersji lub skupiła się na wątku tęsknoty za życiem lub opieki nad bratem. Niemniej nastrój naprawdę przedni.
Pozdrawiam
Cześć, ANDO. Bardzo mi się spodobało to opowiadanie. Jest takie… ludzkie, emocjonalne, pokazujące kamień oraz nieśmiertelność z odwrotnej strony, niż zazwyczaj. Jako przekleństwo. Uzależnienie, z którego trudno się wyrwać, choć dobrze wiemy, że nam szkodzi. Sam koniec lekko dla mnie zagadkowy, ale to nic. W tym wypadku wystarczył mi klimat. Chyba jeden z nielicznych, prawdziwie smutnych opek w tym konkursie. I dobrze. Niechaj ludzie wiedzą, że nie wszystko złoto, co się świeci :P Jak trzeba będzie to zgłoszę popołudniu, pozdrawiam!
Ciężko mi się to czytało. Nie wiem czy to wina narracji w czasie rzeczywistym, czy po prostu nie przekonał mnie pomysł. Nie zrozum mnie źle, bo nieśmiertelność ujęta jako dar będący jednocześnie przekleństwem to motyw stary i ograny (”Kane” Wagnera, seria filmów “Nieśmiertelny”, geneza kainitów z Księgi Noda w World of Darkness), a jednak udaje się autorom coś ciekawego z niego wykrzesać, ująć go z jakiejś innej strony, a tutaj mi tego zabrakło. Bohater to człowiek, którego ta nieśmiertelność uwiera, pokazujesz jego tęsknotę za normalnością. Fajnie, tyle, że tutaj nie ma jakiejś wyraźnej puenty, czegoś co by mnie zaskoczyło albo kazało spojrzeć na jego przypadek w oderwaniu od tego co już było, co znam.
Pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
Cześć!
Wewnętrzne rozterki kogoś, kto jest (albo uważa, że jest) nieśmiertelny. Temat ciekawy, ale wielu rzeczy nie złapałem. Rozumiem, że bohater nie jest do końca człowiekiem (stalowe mięśnie), ale ma brata, który jest jakoś powiązany ze sposobem zdobycia nieśmiertelności. Oraz marzy o jakiejś relacji. Bardzo dużo odczuć i uczuć, ale brak faktów jakoś nie pozwala wczuć się w sytuację. Może po prostu nie jestem targetem.
Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Kamień, który jest jednocześnie przekleństwem. W dodatku podwójnym. Jak z czegoś dobrego, rodzi się niepotrzebne, a może nawet złe.
Ładnie napisane, choć chyba zabrakło znaków, aby nie potraktować po łebkach, lecz może tylko dla mnie.
Interesowałby mnie moment wypadku i sama decyzja oraz konfrontacja. Tu ją mamy, lecz też z konieczności limitowej lekko zarysowaną.
Fajny tytuł!
Powodzenia w konkursie!
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Świetne zdanie otwierające. Na dzień dobry przykuwa uwagę, rzadko się takie zdarza. Ciekawie też ewoluuje Twój styl pisania, tu jest jakby… pewniejszy? Tak, to chyba dobre słowo. Sama historia mnie już niestety nie przekonała, bo choć nie jestem przeciwnikiem sięgania po istniejące wcześniej schematy, to jednak dobrze by było je jakoś ogrywać, tu nie ma czegoś nowego. Ale mimo to wspomniane już zdanie początkowe siedzi w pamięci, porusza wyobraźnię i po prawdzie nadawałoby się na wiele różnych historii, od bardzo realistycznych, po bardzo dziwne. No, inspiruje.
Dziękuję za wszystkie komentarze i za kliki.
Dłuższe odpowiedzi napiszę później. Teraz wspomnę tylko ogólnie.
Ta opowieść wyczerpuje temat, reszta dzieje się we wnętrzu bohatera. Kluczem do zrozumienia tekstu jest wczucie się w jego sytuację. Wyrzucić kamień czy nie? Dylemat każdego dnia. Trudniejsze niż uratowanie świata. ;)
Macie rację, z literatury znamy klątwę nieśmiertelności, ale bohaterowie raczej skupiają się na sobie niż na pomocy innym.
A jeśli wolicie czytać moje opowiadania z akcją, obiecuję, będą.
Hmmm. Nie przekonało mnie – za dużo niedopowiedzeń, żebym swobodnie popłynęła z tekstem. Komentarze sporo wyjaśniają, ale to dopiero komentarze.
Na przykład fraza o gaszeniu światła pchnęła mnie w stronę interpretacji, że bohater zamierza zostać ostatnim człowiekiem na Ziemi. Dopiero wtedy wyrzuci kamień.
Jeśli planuje umrzeć wcześniej, to dlaczego nie umówi się z Ziną? Kilkadziesiąt lat w dobrym zdrowiu nie powinno skłonić jej do podejrzeń. W ten sposób nabieram przekonania, że facet nie ma normalnego życia, bo taką podjął decyzję.
Kamień pojawił się w dniu wypadku brata. OK, to jakaś wskazówka, że nieśmiertelność służy opiece, ale nie wyklucza innych. Bo może to był wypadek w laboratorium alchemicznym?
I znowu – chyba niezamierzenie – wybijasz mnie z nastroju współczucia. Bo skoro w sprawie brata interweniowała magia, zsyłając nieśmiertelność, to ma olbrzymiego farta. Miliony innych nie mogą na to liczyć. W ten sposób raczej można Twoim bohaterom zazdrościć.
Ale spojrzenie na nieśmiertelność prezentujesz ciekawe.
Babska logika rządzi!
Niby zwykła historia, ale kamień dodaje jej sporo niezwykłości. I tylko tak wiele tu smutku.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, masz rację, wiele tu smutku. Kiedyś obiecałam Ci, że napiszę coś optymistycznego. Może następnym razem.
Finklo, cóż, trudno, ale dzięki za odwiedziny.
Ando, na pewno przyjdzie czas i na optymistyczne opowiadanie. Tylko trzeba trochę poczekać, żeby ten czas przyszedł. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Smutne to, Twój bohater ma nieśmiertelność, ale nie ma życia. To jeden z tych tekstów, któremu limit trochę zaszkodził. Przydałoby się to i owo dopisać.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Regulatorzy, mam nadzieję, że taki czas nadejdzie.
Irko, dziękuję za klika. Zgadzam się, to smutny tekst. Myślę, że wiele ograniczeń tkwi w głowie bohatera.
Bardzo nastrojowe i w moim odczuciu bardzo smutne opowiadanie. Smutna, ale bardzo ładnie opisana historia. Dobrze mi się czytało.
Poza tym bardzo podoba mi się Twój pomysł na kamień. Jajko, które łączy w sobie “dobro” i “zło” :)
Oczywiście klikam bibliotekę.
Przeczytałem tekst dwa razy i jestem pod wrażeniem tego, jak dużo można przekazać w tak krótkiej formie. Wbrew opinii poprzednich czytelników uważam, że limit nie zaszkodził temu szortowi. Kluczem do zrozumienia, czemu bohater nie może żyć normalnie jest ostatni akapit. To nie kamień czy nieśmiertelność jest tu ograniczeniem tylko strach.
Początkowo myślałem, że usunięcie kamienia jako elementu fantastycznego nie zmieniłoby wydźwięku opowiadania, a bohater zastanawia się po prostu nad tym, czy porzucić niepełnosprawnego brata. Wiem, że osoby będące opiekunami, a w szczególności opiekujące się niepełnosprawnymi dziećmi martwią się, co stanie się z dzieckiem po śmierci opiekuna. Kamień był więc dla bohatera błogosławieństwem i jednocześnie brzemieniem.
Eyren wybiega na balkon, patrzy w dół. Wie, że wystarczy jeden ruch. Zamyka oczy, zaciska palce na kamieniu, który zda się ważyć tonę.
Tu powinno być “zdaje”
Katiu, dziękuję za klika i komentarz. Jak zwykle u mnie, wyszło smutne opowiadanie. Mam nadzieję, że następne będzie chociaż trochę bardziej optymistyczne.
Fladrifie, doskonale opisałeś problem, właśnie o to chodziło. Dzięki za klika.
Tak, mając pod opieką bliską osobę stajesz się ‘nieśmiertelnym’. Nie ma miejsca na słabość. Albo będziesz d…..m.
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Cieszę się, Anet. :)