
W dzieciństwie przeżyłem traumę, a mianowicie toksyczny dotyk wujka Jacka. Dobrze pamiętam, co wydarzyło się w Holandii, gdzie spędzaliśmy razem urlop: ja, moi rodzice oraz Jacek. Jego brudne, czerwone łapska usiłowały mnie dopaść i wysmarować olejem (z braku kremu do opalania). Zadrżałem i starałem się zrobić unik, ale mi nie wyszedł. Długie, kosmate szpony nieśpiesznie dotykały moich pleców i rozsmarowywały ciecz, która skapywała kropelka po kropelce po spodenkach, tworząc tłuste, niezmywalne plamy.
Tego dnia olej i żar lejący się z nieba ładnie ze sobą współgrały, a do tego dochodził jeszcze zapach zjełczałego tłuszczu i smażonej gdzieś w oddali flądry. Okropność! Horror marynistyczny w wydaniu holenderskim! Wiara zgromadzona na plaży tu właśnie zdawała się czcić swego solarnego bożka, racząc się komunią w postaci fast foodów. Jadła te fast foody bezpośrednio paluchami, a paluchy wycierała w szorty, czepki, majtaski, stringaski, stroje kąpielowe skrywające zwałki tłuszczu, a nawet w niezdrowo zaczerwienione ciała pół ludzi, pół krabów. Bałwany! Biły o brzeg aż do wieczora. Była to istna orgia pogaństwa i plugawego barbarzyństwa, z którym nie chciałem mieć nic wspólnego.
Zaraz po powrocie na kemping wziąłem ci ja prysznic (alleluja), starając się zmyć grzech brudu i resztki tłuszczu pierwotnego, co wcale nie było takie łatwe i oznaczało krzyż pański. Brałem ten prysznic jak jakiś chrzest, przy okazji parząc i tak już poparzoną przez słońce skórę i becząc jak zarzynany baranek. Natomiast – i to jest bardzo, bardzo ciekawe – starszy krewniak oznajmił, że już się kąpał w morzu i że mu ta kąpiel w zupełności wystarczy. Leżał potem cały tłusty i lśniący, jakby naświecowany, w łóżku z ojczulkiem, z którym to łóżko dzielił, a któremu szczerze podówczas współczułem.
Od tamtej pory zakodowałem sobie, że niemycie się oznacza olej, a olej to wróg, to nic innego jak tłusta fryta. A ja nie mogę, nie lubię i nie chcę czuć się jak kurak na patelni albo pyra w frytkownicy. No i nie cierpię słońca, nie, nie, nie cierpię słońca. Mam – co tu dużo gadać – poważny uraz psychiczny do butelkowanych efektów tłoczenia nasion oraz wujaszka Hiacynta, który jest strasznym kosmitą, dzban jeden! Holender, kuźwa, Latający ze wsi Dupomłoty! Zresztą pies mu mordę lizał oraz jajca!
Witaj.
Wiele tu strachu, tytułowej traumy, obaw, leków, przerażających opisów i… obleśnych dotyków kosmity.
Zastanawiającym jest fakt, czy bohater/narrator, mający wuja-kosmitę, sam czasem także nie jest przybyszem z kosmosu. :)
Starasz się na pewno stworzyć nastrój, opisujesz go tak, aby udzielił się również czytelnikowi.
Mam tu pewne niejasności, nie do końca umiem sobie wszystko dopowiedzieć oraz wyobrazić, lecz ogólnie szort przyjemny w odbiorze. :)
Pozdrawiam.
Pecunia non olet
Dzięki, Bruce,
to taki żart, tekst na wesoło i na straszno zarazem, a co ciekawe oparty na faktach.
Wesołych Świąt!
M :)
Dla jasności mogę opisać to jeszcze inaczej, prościej i dobitniej, o właśnie tak:
Mam traumatyczne wspomnienie z dzieciństwa, uraz psychiczny. Zaczęło się od tego, że wujaszek Jacuś wysmarował mi plecy olejem spożywczym, co miało chronić mnie przed słońcem. Siebie też wysmarował, po czym powędrowaliśmy razem na plażę, jako że pogoda była cudna. Nigdy nie zapomnę tego, jak wróciliśmy potem do domu, ja od razu wziąłem prysznic, natomiast Jacuś oznajmił, że już się kąpał w morzu i że mu ta kąpiel morska w zupełności wystarczy. Leżał, wylegiwał się, a nawet spał w warunkach kempingowych cały tłusty w jednym łóżku z moim ojcem, któremu szczerze współczułem. Od tamtej pory zakodowałem sobie, że tłuszcz i niemycie się oznaczają olej, a olej to nic innego, jak frytka. A ja nie chcę czuć się jak kurczak na patelni albo ziemniaczki w frytkownicy. No i nie lubię słońca, bardzo, bardzo nie lubię słońca. Z Jacusia to jest jednak kosmita.
No albo inaczej jeszcze (w postaci – jak mniemam – drabbelka):
W dzieciństwie przeżyłem straszną traumę. Wuj wysmarował mi plecy olejem spożywczym, co miało chronić mnie przed słońcem. Siebie też wysmarował, po czym poszliśmy na plażę, gdyż pogoda była cudna. Kiedy wróciliśmy natychmiast wziąłem prysznic, krewniak natomiast oznajmił, że już się kąpał w morzu i że mu ta kąpiel wystarczy. Leżał potem w warunkach kempingowych cały tłusty w jednym łóżku z tatusiem, któremu szczerze współczułem. Od tamtej pory zakodowałem sobie, że niemycie się oznacza olej, a olej to nic innego, jak frytka. A ja nie chcę czuć się jak frytka i nie znoszę słońca. Wuja też nie znoszę, bo to kosmita.
Dziękuję bardzo, Wesołych i Zdrowych dla Ciebie. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Jakkolwiek zwyczaje wujka Jacka były nie z tej ziemi, to zastanawiam się, czy aby na pewno był kosmitą… No, ale Ty, Maćku, znałeś wujaszka osobiście, więc wiesz najlepiej, jak było. ;)
Tak przywykłam do opisów Twoich górski wycieczek, że z pewnym zdumieniem znalazłam Cię na nadmorskiej plaży. ;)
Na ich widok zadrżałem. Staram się zrobić unik, ale mi nie wyszedł. Długie, kosmate szpony nieśpiesznie dotykały… ―> Dlaczego nagle czas teraźniejszy?
…rozsmarowując tłustą ciesz… ―> Literówka.
…zaczerwienione ciała pół-ludzi, pół-krabów. ―> …zaczerwienione ciała pół ludzi, pół krabów.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/pol-martwy-pol-zywy;11320.html
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki, Reg, za Twą nieocenioną pomoc, bo – jak widać – i w takim króciaku mogą pojawić się bambusy… znaczy babole. A przy okazji i Tobie życzę spokojnych świąt w domowych, czyli ulubionych, pieleszach, wśród ciekawych lektur oczywiście! :)
Dziękuję, Maćku, i też życzę, aby święta mijały Ci miło. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przyznam, że absurd jakoś do mnie nie trafił, choć miło było znaleźć się na słonecznej, zatłoczonej plaży… ech, marzenia ;)
deviantart.com/sil-vah
Dzięki! Zdrowych, Wesołych i Mokrych (ale nie Śnieżnych)! :)
Cześć!
Czytając tekst zastanawiałem się, o co tu chodzi. Bez podpowiedzi w komentarzach nie złapałem, o czym jest. Po przeczytaniu podpowiedzi odnoszę wrażenie, że nie jestem targetem: nie czuję klimatu, widzę komizm, ale jakoś to do mnie nie trafia. Krótka forma literacka na temat wrażliwości. Niestety, bez fantastyki (nie licząc kosmity). Napisane sprawnie, bez zgrzytów, nie wiem, co więcej napisać.
wyjąc jak krwawiący baranek.
Od kiedy baranki wyją?
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Mam podobne odczucia co krar85 – nie odnalazłam się za bardzo w tym tekście. Ale rozumiem, że miał być żartobliwy, a nie wszystkie żarty trafiają do każdego ;)
Pozdrawiam!
„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien
O, jaka niespodzianka, Nati! Jesteś cieszynianką? Kiedyś mieszkałem w Górkach, miejscowości kojarzącej się z Z. Kossak i W. Krząszczem. Śląsk Cieszyński. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. :)
Dzięki Krar. Szczerość jest zawsze w cenie, a baranka poprawię. Może ten była jakiś inny, może to była czarna owca? :)
Maćku, owszem, cieszyniaczka pełną gębą ;D Pozdrawiam sąsiada! Nie piszę „byłego”, bo myślę, że masz ten nasz Śląsk ciągle w sercu ;)
„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien
Oj, mam w sercu, mam. :))
Hmmm. To tylko scenka, w dodatku bez fantastyki (chyba że liczyć dzieciaka, który przejmuje się spieralnością plam) i bez fabuły. Wydaje mi się, że bohater histeryzuje.
Babska logika rządzi!
Masz rację, Finkla. To tylko scenka rodzajowa. Na dodatek nie wiadomo, czy zabawna. Jedno się udało z całą pewnością: ukazać bohatera w sposób pogłębiony (o jego własną histerię, a nawet wspominkową historię). A to już coś. Dzięki i pozdrawiam! :)
Oj, Maciuś. Jak zwykle onirycznie, ale dowcip zrozumiałam. Chyba. Choć widzę, że od wakacji nad morzem, w upałach, wśród szumu fal i aromatu ryb, wolisz jednak górskie hale :) czego pochwalić mi nie pozwala patriotyzm lokalny, ale ogólny już tak.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Oj, Tarninko (mogę tak do Ciebie mówić?), cieszę się, że napisałaś, co napisałaś, ale bardziej jeszcze cieszę się, że w ogóle po tylu miesiącach, nocach i dniach przypomnieliśmy sobie o sobie i swoim istnieniu. Morze, ech! Może z gór się już trochę wyleczyłem, bo musiałem. Wiadomo: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi… miasto Wrocław. ;)
To Chronos, cholernik jeden, tak mnie pogania i popędza, i łykędy (słowo łykęd pochodzi od łyku świeżego powietrza) mi zawala, że nie wiem, co olać jako pierwsze XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
“Łykędy” wchodzą od teraz oficjalnie do mego słownika. :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.