- Opowiadanie: fleszgordon - Zanim powrócą bogowie. cz.1

Zanim powrócą bogowie. cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zanim powrócą bogowie. cz.1

Sytuacja Antyhepa nie była do pozazdroszczenia. Był daleko od domu i chociaż miał mapy, chyba zabłądził. Świeże rany na ciele powodowały, że najmniejszy nawet ruch, sprawiał jakże nieproporcjonalny do niego, duży ból. W ogóle musiał siedzieć w pół zgiętej pozycji mając prawą rękę na temblaku. Tak bolało najmniej. Z jego, jak się okazało, nie tak dzielnej drużyny, zostało trzech naj-nie dzielnych członków. Ci zaś, już dawno stracili chęć na Jego towarzystwo. Jedyne co ich zatrzymywało przed rozwiązaniem tego problemu, był sam fakt, że Antyhep żyje. Żyje i po powrocie to On zostanie rozliczony z niepowodzenia wyprawy. Kapłani z pewnością, taką jak to, że bogowie powrócą. Poświęcą Antyhepa i pokażą całemu Miastu co znaczy nie wypełnić Ich zadania. A trzej pozostali co najwyżej zostaną skazani na banicję.”Co najwyżej” w porównaniu z losem Antyhepa … Grunt żeby przeżył. Lecz sam zainteresowany, bądź nie. Bo nie wyglądał na takiego co by był. Nie wyglądał też, co najważniejsze, na takiego, co by miał przeżyć najbliższe dni, a co dopiero cały powrót do Miasta. Co ‘’najważniejsze’’ i co najgorsze! Bo wtedy sami pozostali musieliby skazać się na banicję! … Więc jaka jest różnica? Banicja oficjalna, nałożona litościwie przez kapłanów pozostawiała wystarczająco dużo praw skazanemu. To ‘’wystarczająco dużo’’, to tyle, że inny mieszkaniec Miasta spotkany poza jego domeną, nie może bezkarnie zabić skazanego. Tak więc w ‘’samowolnej banicji’’ sprawa przedstawia się zupełnie na odwrót. Mało tego! Zabójca, po przedstawieniu dowodów, może upomnieć się o nagrodę u kapłanów. Wybór jest nawet duży; od zwykłego błogosławieństwa po duże, oficjalne błogosławieństwo podczas któregoś ze świętych dni. Wybór trzech towarzyszy Antyhepa nie był duży, bo albo zabiją, a raczej w tej sytuacji, dobiją Antyhepa. I już do końca życia będą musieli oglądać się za siebie, daleko za plecami mając Miasto. Albo utrzymają do powrotu do Miasta Antyhepa przy życiu i oddadzą się ‘’łasce’’ kapłanów … Antyhep niemiał wyboru … Musiał i chciał wrócić do Miasta. Musiał, ze względu na kapłanów i tego co teraz wie na ich temat. Chciał, ze względu na Nią, by udowodnić Jej, że mimo wszystko jest wart Jej uczucia. Chociaż nie miał pewności, że takowe jeszcze istnieje. Ale czy Ona była tego warta? Jak na razie nie miał co do tego wątpliwości. Jak i do tego, że z tym co teraz wie, może zmienić Miasto … Jeśli tylko zdoła powrócić do niego.

-Mówię wam, zróbmy to teraz – powiedział jeden z trzech siedzących za plecami Antyhepa. – I tak jest już tylko ciężarem dla nas.

-Karaku, mówię Ci głupcze – warknął najstarszy, o czym świadczyły tatuaże na twarzy, z trójki. – On jest naszą gwarancją nie ciężarem. A my powinniśmy zadbać o jego życie – dodał.

-Mehep ma rację Karaku – wtrącił trzeci, z jednym tylko, małym tatuażem na twarzy. – Ja chcę jeszcze zobaczyć Miasto, mieć jakieś szanse. Poza tym – ściszył głos – wolę podróżować na monolicie niż błąkać się pieszo po nieznanym.

-Jesteś jeszcze młody Motoko i wiem do czego Ci tak spieszno w Mieście – wyszczerzył szyderczo zęby Karak. – Jedynie w sprawie monolitu masz racje. Mówię wam, nakłońmy go do oddania obręczy. Wtedy monolit będzie nasz, a On – spojrzał przez ramię na Antyhepa – martwy – zakończył bez cienia emocji na twarzy. Kilkunasto tonowy monolit, na którym siedzieli, zatrzymał się nagle i delikatnie wibrując osiadł na ziemię miażdżąc wszystko pod sobą. Trójka rozmawiających spojrzała szybko po sobie, potem na Antyhepa.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Krótki tekst, a przebrnąć przez niego to nie lada wyczyn. Napisane strasznie chaotycznie, ni cholery nie wiadomo o co chodzi, jakie miasto, jaka misja.... Ok, rozumiem, część pierwsza, ale do jasnej-ciasnej mógłbyś opisać jaśniej o co w ogóle biega. BO takie niedomówienia już na wstępie wcale nie zaciekawiają, wręcz zniechęcają do dalszego czytania. Przeczytaj sobie ostatnie teksty kolegi Serginha ---> http://www.fantastyka.pl/4,2486.html .

Świetnie wyczuł momenty, w których należy zakończyć fragment, aby czytelnika skręcało z ciekawości co będzie dalej.

Tu tego niestety brakuje.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Karaku, mówię Ci głupcze - mówię ci głupcze
Taki fajny tytuł, a tu taki chaos. Nic nie wiadomo a urwałeś w takim momencie, że nie ma tego pożądanego wyczekiwania. Słusznie radzi Fasoletti, zobacz, jak urywa Serginho, jak wyczuć moment.

"Karaku, mówię Ci głupcze", "... stracili chęć na Jego towarzystwo", "Chciał, ze względu na Nią". itd.
"naj-niedzielny członek" - ?
"Kapłani z pewnością, taką jak to, że bogowie powrócą" - ??
"Lecz sam zainteresowany, bądź nie. Bo nie wyglądał na takiego co by był." - ???

Króciutki tekst, a nafaszerowany błędami aż oczy bolą.

Ok, Ok poprawie się obiecuję. Kto się spieszy temu, jak widać, nie wychodzi. Dzięki za konstruktywną krytykę - taka najlepsza jest :) Pozdrawiam.

Skoro obiecujesz i to przy świadkach to ja w takim razie trzymam za słowo. Nie spiesz się zatem z drugą częścią, jeżeli chcesz zrobić dobre wrażenie. Mam nadzieję, że przeczytam z przyjemnością.

Jeżżu kolczasty... Co zdanie, to coś do poprawienia... I nie za dobrze wiadomo, o co chodzi.

Nowa Fantastyka