***
Rozdział 1:
Razem z nowym miejscem pojawiło się także nowe uczucie. Wydawało mi się, że unoszę się w wodzie. Otaczała mnie gęsta, czarna mgła. W całości wypełniała pomieszczenie, w którym się znajdowałem, uniemożliwiając w zupełności dostrzeżenie jakichkolwiek zarysów. Rozejrzałem się dookoła starając się zrozumieć gdzie jestem. Za moimi plecami ciemną zasłonę przebijało maleńkie, ledwo widoczne światełko. Promień wydobywał się z niewielkiej dziurki na klucz. Przyłożyłem do niej rękę, starając się wymacać klamkę. Drzwi otworzyły się wydając przy tym nieprzyjemny pisk.
Moje oczy automatycznie powędrowały na znajomą sylwetkę. Na środku pokoju siedziała dziewczyna. Przesuwała srebrniki po blacie okrągłego, sosnowego stolika, układając je w niewielkie stosy.
Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi. Pomieszczenie było ciemne, jedynie ledwo paląca się, świeca rzucała wesołe cienie i przebłyski na drewniane ściany w całości pokryte wapnem. W środku nie było okien, nie było też zbyt wielu mebli. Stare łóżko, szafa i niewielki stolik z krzesłem były całym wyposażeniem pomieszczenia.
Złotowłosa odwróciła się w moją stronę i podniosła dłoń w powitalnym geście. Ogarnęło mnie mocne zmęczenie, próbowałem skupić wzrok ale nie mogłem dostrzec twarzy dziewczyny. Bezskutecznie starałem się walczyć z opadającymi powiekami. Czarna mgła z poprzedniego pomieszczenia zaczęła powoli wdzierać się i tutaj.
– Poczekaj… jeszcze… jeszcze chwilę… – Ruszyłem w jej kierunku jednak na próżno. Czułem jakbym próbował przejść przez smołę. Zmęczenie wygrało.
***
Gdy tylko zamknąłem oczy wszystkie moje siły wróciły. A razem z nim dziwne mrowienie, które zawsze towarzyszy mi przy teleportacji. Wciąż byłem w pokoju jednak tym razem siedziałem w rogu przyglądając się dziewczynie.
– “Chyba wróciła do liczenia pieniędzy” – pomyślałem.
Nie zdążyłem przemyśleć całego zajścia. Od strony drzwi rozległ się mocny hałas. Na zewnątrz ktoś brutalnie kopał jakieś skrzynie lub beczki. Drzwi otworzyły się wpuszczając promienie słońca. W przejściu pojawiła się kobieta. Jej sylwetka, przeciwnie do całego otoczenia, była niezwykle wyraźna. Wysoka, z kruczymi włosami spiętymi z tyłu i fioletowymi oczami. Ubrana w grubą skórzaną zbroję i czarne niedźwiedzie futro. Na nogach miała wysokie buty z cholewką.
Podeszła do dziewczyny, a za nią wszedł potężnie zbudowany mężczyzna. Niezbyt wysoki, z czarnymi włosami i paskudną blizną na twarzy.
– Spłaciliśmy już wszystko, nie masz tu po co przychodzić – odezwała się dziewczyna.
Na jej twarzy było widać napięcie. Ciemnowłosa tylko się uśmiechnęła i skinęła palcem na mężczyznę. Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Wyraźnie bawiła go ta sytuacja. Nie, to było coś innego i bardziej złowrogiego. Zaczął iść w kierunku stołu. Zamarłem a czas jakby zwolnił.
–” Stój, nie podchodź!” – krzyknąłem w myślach.
Na mojej twarzy pojawił się grymas napięcia. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Mężczyzna nadal zbliżał się do dziewczyny. Był tak blisko, że mógłby ją chwycić. Odsunęła się przerażona. Ogarnął mnie nagły wstrząs.
– “Przecież, nie mogę pozwolić mu jej skrzywdzić!” – rozmawiałem w myślach sam ze sobą.
Wstałem i rzuciłem się na mężczyznę. Silnym płynnym ruchem powaliłem przeciwnika na ziemię. Odskoczyłem w tył unikając kontry. Kobieta, która z nim była dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności. Odsunęła się o kilka kroków.
– Nie spodziewałam się ciebie tutaj – powiedziała nerwowo, rozglądając się na boki.
Jej towarzysz wstał i zakasłał krwią. Spojrzał na mnie pełen wściekłości. Wyprostował się i uderzył. Zbyt wolno. Z łatwością się uchyliłem. Jego pięść nie miała się na czym oprzeć i mężczyzna stracił równowagę. Jednak nim do tego doszło zwinnym ruchem obrócił się na pięcie zamieniając upadek w zawrotnie szybki atak. Szczęśliwym trafem udało mi się go sparować. Cios był niespodziewanie mocny. Chwiejnym krokiem odsunąłem się od napastnika. Jednak ten nie ustępował. Każde kolejne uderzenie było mocniejsze a uniki przychodziły mi z coraz większym trudem. Cofałem się krok za krokiem. Rozpaczliwy marsz przerwało nagłe uczucie zimna – ściana.
– “Jeszcze trochę i po zabawie“ – pomyślałem nerwowo, zaciskając zęby.
Najszybciej jak mogłem odskoczyłem na bok robiąc kilka fikołków po podłodze. Mimo lekkiego zawrotu głowy, wyprowadziłem cios mierząc w szczękę przeciwnika. Jeszcze raz i jeszcze. Rywal stracił równowagę tracąc zarazem grunt pod stopami. W panice złapał za krzesło by nie runąć na ziemię. Kopnąłem z impetem w odsłonięte plecy wroga. Upadł na ziemię i podparł się ręką. To była doskonała szansa. Wyprowadziłem cios, celując w kark. Rozległ się głuchy odgłos łamania kości.
– To chyba na tyle – powiedziałem w kierunku kobiety.
Jakby nie zważając na stan swojego sojusznika kobieta patrzyła się na mnie z pewnym siebie uśmiechem.
Odwróciłem się w kierunku leżącego rywala. Nie rozumiejąc co się dzieje, patrzyłem jak mężczyzna bez problemu wstaje. Na twarzy przybysza pojawił się przerażający, wręcz szalony uśmiech. Jego skóra sczerniała i pojawiły się na niej dziwne znaki. Wtedy wszystko zrozumiałem.
– Jesteś jednym z tych potworów, nazywających siebie ludźmi! – wrzasnąłem rozwścieczony a moje oczy zapłonęły. Sięgnąłem za plecy i wyciągnąłem swojego najwierniejszego towarzysza – długie czarne ostrze – i rzuciłem się z nim na potwora.