- Opowiadanie: Outta Sewer - Będzie jak dawniej

Będzie jak dawniej

Na­pi­sa­ne na pra­wie ostat­nią chwi­lę. Mam na­dzie­ję, że da się to czy­tać bez bólu oczu, zębów, czy kogo co tam po­bo­le­wa pod­czas czy­ta­nia cu­dzych tek­stów ;)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Będzie jak dawniej

Ma­ciuś pra­wie spadł z ka­na­py, kiedy nad­szedł pierw­szy wstrząs. Nie cze­ka­jąc na ko­lej­ne, ze­sko­czył na pod­ło­gę, po­biegł do kuch­ni i scho­wał się pod so­lid­nym, drew­nia­nym sto­łem, który ostał się w ro­dzin­nym domu po cza­sach, kiedy wszyst­ko było ro­bio­ne po­rząd­nie. Sku­lił się i za­sło­nił rę­ka­mi głowę.

Znów za­trzę­sło, tym razem moc­niej. I zde­cy­do­wa­nie dłu­żej.

Chłop­czyk po­czuł się jak wtedy, na łódce, kiedy oj­ciec wziął go na week­en­do­wy wypad, z za­mia­rem za­szcze­pie­nia sy­no­wi mi­ło­ści do węd­ko­wa­nia. Gwał­tow­na burza, która za­sko­czy­ła ich na środ­ku je­zio­ra, bu­ja­ła wy­na­ję­tą łu­pin­ką tak mocno, że Mać­ko­wi nie po­mógł nawet po­łknię­ty przed wy­pły­nię­ciem awio­ma­rin. Wy­mio­to­wał za burtę, gdy nagły prze­chył wy­rzu­cił go do wody.

Pa­mię­tał sie­bie wy­pa­da­ją­ce­go za kra­wędź – jakby pa­trzył ocza­mi ojca.

Skok w toń je­zio­ra, ręka ła­pią­ca Maćka za koł­nierz i wrzu­ca­ją­ca go do wnę­trza łódki. Dło­nie za­ci­ska­ją­ce się na bur­cie, widok sku­lo­ne­go, prze­ra­żo­ne­go dzie­wię­cio­lat­ka. Fala, wio­sło, ciem­ność…

Wspo­mnie­nie roz­wia­ło się i po­zo­sta­ło tylko to kosz­mar­ne bu­ja­nie, które teraz do­pa­dło go tutaj, na lą­dzie, w domu.

Żo­łą­dek Ma­ciu­sia pod­ska­ki­wał, wy­czy­nia­jąc dzi­kie harce. Chłop­czyk za­mknął oczy, po­nie­waż roz­chy­bo­ta­ny obraz oto­cze­nia po­tę­go­wał mdło­ści, ogłu­piał błęd­nik, po­wo­do­wał za­wro­ty głowy. Z sza­fek za­czę­ły wy­pa­dać na­czy­nia, sprzę­ty ku­chen­ne oraz wszel­kiej maści po­jem­nicz­ki. Okap od­padł od ścia­ny i z hu­kiem wy­lą­do­wał na pod­ło­dze. Coś ude­rzy­ło w stół, z brzę­kiem roz­pa­dło się na ty­siąc dro­bin – naj­pew­niej to lampa ode­rwa­ła się od su­fi­tu.

Prze­strzeń wokół chłop­ca wy­peł­niał hałas. Drzwi lo­dów­ki kła­pa­ły aryt­micz­nie, szkło brzę­cza­ło w ga­blot­kach, garn­ki z me­ta­licz­nym brzdę­ka­niem to­czy­ły się po ka­fel­kach.

Nagle wszyst­ko znie­ru­cho­mia­ło. Uci­chło.

Ma­ciuś roz­chy­lił po­wie­ki i wy­peł­znął spod stołu. Omi­ja­jąc po­roz­rzu­ca­ne po całej kuch­ni przed­mio­ty do­stał się z po­wro­tem do sa­lo­nu. Wy­ci­szo­ny te­le­wi­zor wciąż dzia­łał, usta­wio­ny na je­dy­nym do­stęp­nym ka­na­le. Chło­piec zer­k­nął w prze­lo­cie na wy­peł­nia­ją­cą ekran gład­ką taflę je­zio­ra, po któ­rej su­nę­ła nie­wiel­ka łó­decz­ka, po­pę­dza­na bi­ją­cy­mi o wodę wio­sła­mi. Ma­ciek prze­ciął pokój, wpadł do sieni. W po­śpie­chu za­ło­żył buty oraz kurt­kę i wy­szedł na ze­wnątrz.

Było ciem­no. Z nieba sypał śnieg. Wiel­kie płat­ki bar­dziej przy­po­mi­na­ły ka­wał­ki po­dar­tych chu­s­te­czek, niż de­li­kat­ny puch. Na ulicy przed domem było pusto, świa­tło nie świe­ci­ło się w żad­nym z dwóch są­sied­nich bu­dyn­ków. Ma­ciek po­my­ślał, że może ze­rwa­ło linie ener­ge­tycz­ne. Ale nie, to nie mogło być to, w końcu u niego dzia­łał te­le­wi­zor.

– Mamo, kiedy wró­cisz? – wy­szep­tał.

Ro­zej­rzał się po wy­lud­nio­nej oko­li­cy i do­szedł do wnio­sku, że skoro trzę­sie­nie ziemi się skoń­czy­ło, bez­piecz­niej bę­dzie wró­cić do środ­ka. Kto wie, czy w ciem­no­ściach na ze­wnątrz nie czai się jakiś zło­dziej, po­ry­wacz albo czar­na wołga? Już miał otwo­rzyć drzwi, kiedy znie­ru­cho­miał i zga­nił sam sie­bie za bycie tchó­rzem.

A jeśli w są­sied­nich do­mach ktoś ucier­piał? Ktoś może po­trze­bo­wać po­mo­cy. Wpraw­dzie Ma­ciek miał do­pie­ro dzie­więć lat i nie ko­ja­rzył za bar­dzo są­sia­dów, jed­nak nie ozna­cza­ło to, że nie po­wi­nien pomóc w razie po­trze­by.

Prze­szedł kil­ka­dzie­siąt me­trów dzie­lą­cych go od pierw­sze­go do­mo­stwa, wszedł na sze­ro­ki, drew­nia­ny ganek. Za­trzy­mał się pod drzwia­mi. Za­pu­kał. Brak od­po­wie­dzi. Może ni­ko­go nie było w środ­ku, a może… Ma­ciek nie przy­po­mi­nał sobie, żeby kie­dy­kol­wiek wi­dział kogoś, kto wcho­dził­by do tego domu, lub go opusz­czał.

Już miał odejść, kiedy drzwi prze­raź­li­wie skrzy­piąc nie­na­oli­wio­ny­mi za­wia­sa­mi uchy­li­ły się nie­znacz­nie. Wy­glą­da­ło na to, że otwar­ły się same, po­nie­waż nikt się nie przy­wi­tał, ani nie za­py­tał, czego Ma­ciek tutaj szuka.

Chło­pak pchnął skrzy­dło, jed­no­cze­śnie ro­biąc krok w tył. We­wnątrz było ciem­no. Tchnę­ło ze środ­ka cięż­kim za­du­chem, jaki zda­rza się w nie­wen­ty­lo­wa­nych po­miesz­cze­niach, ogrze­wa­nych zbie­ra­ją­cy­mi kurz, że­liw­ny­mi ka­lo­ry­fe­ra­mi.

Za­pach sta­ro­ści i osa­mot­nie­nia.

Ma­ciek ze­brał w sobie całą od­wa­gę na jaką stać dzie­wię­cio­lat­ka i prze­kro­czył próg.

 

***

 

Wy­so­ka blon­dyn­ka kro­iła wa­rzy­wa, po­świę­ca­jąc czyn­no­ści całą uwagę. Obok niej, przy piecu, stał do­brze zbu­do­wa­ny czter­dzie­sto­pa­ro­la­tek. Męż­czy­zna po­chło­nię­ty był do­glą­da­niem sma­żo­nych na pa­tel­ni sa­dzo­nych jajek.

– Bła­żej, za pół go­dzi­ny mu­sisz ode­brać Maćka ze szko­ły. Potem wra­casz po Mi­len­kę i za­wo­zisz dzie­ci do babci – przy­po­mnia­ła męż­czyź­nie blon­dyn­ka, od­kła­da­jąc nóż do zlewu.

– Wiem, ko­cha­nie. – Bła­żej usta­wił pa­tel­nię na ni­skim pło­mie­niu. Pod­szedł do ko­bie­ty i objął ją od tyłu, w talii. – Pró­bu­jesz za­cho­wać spo­kój… Wiem, że ten dzień, ta de­cy­zja, są dla cie­bie trud­ne. Nie mu­si­my tam je­chać. Wiesz, że można to za­ła­twić on­li­ne. To prze­cież tylko ostat­ni pod­pis.

– Chcę się po­że­gnać.

– Co po­wie­dzia­łaś Mać­ko­wi?

– Że zna­jo­my za­pro­sił nas na łódkę. Mi­len­ka jest za mała, żeby je­chać. A Ma­ciek… Prze­cież wiesz.

Męż­czy­zna przy­tu­lił się do ko­bie­ty i po­ca­ło­wał ją w pła­tek ucha.

– Bę­dzie do­brze, Nati, zo­ba­czysz. Czte­ry lata. Sama mó­wi­łaś, że nie ma sensu tego dłu­żej cią­gnąć. Orze­cze­nie po­zwo­li­ło ci na roz­wód, a teraz dało ko­lej­ną moż­li­wość. Pa­mię­taj, że to dla na­sze­go dobra.

Na­ta­lia od­wró­ci­ła się przo­dem do męża.

– Ko­cham cię.

Wtu­li­ła się w zgię­cie jego szyi, żeby ukryć ci­sną­ce się do oczu łzy.

– Ja cie­bie też.

 

***

 

– Halo? Jest tu kto? – za­wo­łał chło­piec.

Na oślep na­ma­cał włącz­nik, na­ci­snął go i po chwi­li po­ja­wi­ło się przy­tłu­mio­ne świa­tło, bi­ją­ce coraz moc­niej od roz­ża­rza­ją­cych się po­wo­li ża­ró­wek. W domu pa­no­wał nie­po­rzą­dek, jesz­cze więk­szy niż u Maćka po ostat­nich wstrzą­sach. Tyle, że tutaj ba­ła­gan wy­glą­dał na taki z ro­dza­ju, który wi­du­je się w za­pusz­czo­nych miesz­ka­niach, a nie w do­mach po trzę­sie­niu ziemi. Ma­ciuś z obawą ru­szył znaj­du­ją­cym się za pro­giem ko­ry­ta­rzem i zaj­rzał przez pierw­sze drzwi.

Jak się oka­za­ło – do kuch­ni.

Na sta­rym li­no­leum oraz na bla­tach ku­chen­nych za­le­ga­ła gruba war­stwa kurzu. W zle­wie pię­trzy­ły się w nie­ła­dzie stare garn­ki i ron­dle, całe po­obi­ja­ne, z odłu­pa­ną tu i ów­dzie ema­lią. Śmier­dzia­ło stę­chli­zną i reszt­ka­mi je­dze­nia, a w czymś męt­no­zie­lo­nym, czym wy­peł­nio­na była sto­ją­ca na skra­ju stołu szklan­ka, coś się chyba ru­sza­ło.

Ma­ciek miał ocho­tę uciec, ale jakiś we­wnętrz­ny nakaz po­wstrzy­my­wał go od pod­da­nia się stra­cho­wi.

Zaj­rzał za ko­lej­ne drzwi. Sy­pial­nia. Znów ba­ła­gan. Salon. Ba­ła­gan. To­a­le­ta. Ba­ła­gan. Smród. Stę­chli­zna.

Wresz­cie sta­nął przed drzwia­mi na końcu ko­ry­ta­rza, zła­pał klam­kę. Po­cią­gnął.

Pod su­fi­tem pu­ste­go, po­zba­wio­ne­go okien po­ko­ju brzę­cza­ła świe­tlów­ka, przy­ga­sa­jąc co kilka se­kund i roz­ja­rza­jąc się na nowo. Na środ­ku po­miesz­cze­nia sie­dział na krze­śle zgar­bio­ny męż­czy­zna, ubra­nie luźno wi­sia­ło na jego wy­chu­dzo­nym ciele. Za­pad­nię­te po­licz­ki, blada cera oraz pod­krą­żo­ne oczy nie świad­czy­ły do­brze o sta­nie zdro­wia oraz kon­dy­cji lo­ka­to­ra tego strasz­ne­go miej­sca.

– Cze­ka­łem na cie­bie – wy­chry­piał czło­wiek, po czym spoj­rzał na Maćka zmę­czo­nym wzro­kiem. Wątły uśmiech po­ja­wił się na jego ustach. – W końcu przy­sze­dłeś.

Ma­ciuś sta­nął jak wryty.

– Nie bój się. Nic ci nie zro­bię. Zresz­tą, nawet gdy­bym chciał, to i tak nie miał­bym na to siły. Nad­szedł ten dzień! Dzi­siaj mu­sisz opu­ścić to miej­sce. A ja wiem, gdzie jest wyj­ście.

– Jakie miej­sce, o czym pan mówi? – za­py­tał skon­ster­no­wa­ny dzie­wię­cio­la­tek.

– To miej­sce. Ten frag­ment ze strzęp­ków i kłamstw. To wspo­mnie­nie świa­ta. Pój­dzie­my razem, w końcu się stąd wy­rwie­my.

Męż­czy­zna wstał. Chwie­jąc się na no­gach od­su­nął krze­sło, z tru­dem przy­kuc­nął i szarp­nął me­ta­lo­wą klam­rę wy­sta­ją­cą z pod­ło­gi.

Drew­nia­na klapa unio­sła się, od­sła­nia­jąc otwór, z któ­re­go roz­lał się po całym po­ko­ju złoty blask. Po­świa­ta za­gra­ła re­flek­sa­mi na wy­chu­dzo­nej twa­rzy lo­ka­to­ra domu, od­bi­ła się w jego oczach.

– Po­dejdź. Bez obaw. To wła­śnie jest wyj­ście. – Męż­czy­zna wska­zał dło­nią otwór.

Ma­ciek nie chciał się zbli­żać, ale coś jakby pcha­ło go na­przód, na­ka­zy­wa­ło po­dejść, zaj­rzeć do środ­ka. Pod­dał się temu cze­muś i sta­nął ramię w ramię ze star­szym czło­wie­kiem. Pod klapą był pia­sek. Złote dro­bin­ki zsy­py­wa­ły się od kra­wę­dzi ku środ­ko­wi, two­rząc płyt­ki lej. Ma­ciek i męż­czy­zna stali tak za­pa­trze­ni przez dłuż­szą chwi­lę, a pia­sku zda­wa­ło się nie uby­wać.

– Wy­star­czy, że wsko­czy­my.

– Kim pan jest? – za­py­tał Ma­ciek, od­zy­sku­jąc rezon.

– Ważne jest to, kim ty je­steś. Wiesz jak masz na imię?

– Głu­pie py­ta­nie. A czemu miał­bym nie wie­dzieć?

– Bo nie je­steś Mać­kiem. Wspo­mnie­nia mie­sza­ją ci się z wy­obra­że­nia­mi o tym, jaki po­wi­nien być Ma­ciek, co po­wi­nien pa­mię­tać. Przy­po­mnij sobie kiedy ostat­nio wi­dzia­łeś dru­gie­go czło­wie­ka? Kiedy z kimś roz­ma­wia­łeś? Kiedy było lato?

– Pan jest dziw­ny – po­wie­dział Ma­ciek i od­su­nął się od otwo­ru. – Rano roz­ma­wia­łem z mamą…

– Na pewno rano? A jak wy­glą­da twoja mama? Jest może krępą bru­net­ką?

– Moja mama jest szczu­pła i pięk­na. I ma złote, krót­kie włosy.

– Śpie­wa­ła ci do snu ko­ły­san­kę “Na Woj­tu­sia z po­piel­ni­ka iskie­recz­ka mruga”, praw­da? Przy­po­mnij sobie jak to ro­bi­ła.

Ma­ciek miał dość tego dziw­ne­go miej­sca, dziw­ne­go czło­wie­ka i dziw­ne­go otwo­ru w pod­ło­dze. Miał na­dzie­ję, że to mu się tylko śni, ale mimo to spró­bo­wał sobie przy­po­mnieć mamę, nu­cą­cą mu ko­ły­san­kę. Przed ocza­mi sta­nął Mać­ko­wi obraz szczu­płej blon­dyn­ki, przy­cup­nię­tej na skra­ju łóżka i gła­dzą­cej go po wło­sach. Była pięk­na. We wspo­mnie­niu mama otwar­ła usta, a kiedy spo­mię­dzy jej warg po­pły­nę­ły słowa, stało się coś dziw­ne­go. Matka prze­sta­ła być atrak­cyj­ną blon­dyn­ką, a stała się niską, pulch­ną bru­net­ką o prze­cięt­nej uro­dzie. Ta obca ko­bie­ta zdała się jed­nak chło­pa­ko­wi w jakiś nie­zro­zu­mia­ły spo­sób zna­jo­ma.

Ma­ciek mru­gnął kilka razy, roz­ga­nia­jąc wspo­mnie­nie. Na jego dzie­cię­cej twa­rzy ma­lo­wa­ła się dez­orien­ta­cja.

– Wspo­mnie­nia cię za­wo­dzą. Mie­sza­ją się. Mu­si­my wsko­czyć, to je­dy­ne roz­sąd­ne wyj­ście – po­na­glił męż­czy­zna.

Za­miast po­słu­chać, Ma­ciek za­czął po­wo­li wy­co­fy­wać się w stro­nę ko­ry­ta­rza.

– Muszę iść. Mama mogła już wró­cić.

Męż­czy­zna spoj­rzał twar­do na chłop­ca, ale nie ru­szył się z miej­sca.

– Jeśli stąd wyj­dziesz, zgu­bisz się jesz­cze bar­dziej. Zgu­bisz mnie. Ro­zu­miesz? Jeśli po­słu­chasz tam­te­go… Znisz­czysz z tru­dem wy­wal­czo­ny spo­kój i szczę­ście osoby, którą ko­chasz.

– Nie wiem o czym pan mówi. – Krok za kro­kiem, Ma­ciek tyłem zbli­żał się do drzwi. – Mama na mnie czeka.

Chło­piec wresz­cie od­wa­żył się od­wró­cić ple­ca­mi do dzi­wa­ka i po­biec ku wyj­ściu. Kiedy prze­bie­gał przez próg, do­szedł go roz­pacz­li­wy krzyk opusz­czo­ne­go męż­czy­zny:

– Nie wierz w jego kłam­stwa!

 

***

 

– On ma już trzy­na­ście lat, Nati. Nie żyje w szkla­nej bańce, wiele ro­zu­mie.

– Bła­żej… Pro­szę, prze­stań. – Na­ta­lia sie­dzia­ła sztyw­no na fo­te­lu pa­sa­że­ra. W my­ślach mo­dli­ła się, żeby ta droga trwa­ła w nie­skoń­czo­ność a oni nigdy nie do­je­cha­li na miej­sce. Nie miała siły spie­rać się po raz ko­lej­ny. – Prze­dys­ku­tu­je­my to, obie­cu­ję.

– Teraz. Teraz jest mo­ment na dys­ku­sję. My­ślisz, że okła­my­wa­nie go bę­dzie lep­sze? Za pięć lat Ma­ciek bę­dzie do­ro­sły. Może wró­cić do kraju, jako naj­bliż­szy czło­nek ro­dzi­ny Wojt­ka bę­dzie mógł po­pro­sić o do­stęp do do­ku­men­tów. Bez two­jej wie­dzy. I co wtedy? Doda dwa do dwóch. Le­piej bę­dzie jeśli dowie się w taki spo­sób? – Bła­żej nie od­pu­ścił, drą­żył coraz na­tar­czy­wiej.

– Daj spo­kój, po­wie­dzia­łam! – wy­buch­nę­ła ko­bie­ta. Drżą­cy­mi rę­ka­mi wy­cią­gnę­ła z to­reb­ki chu­s­tecz­kę i prze­tar­ła za­wil­got­nia­łe oczy.

Bła­żej sku­pił się na dro­dze. Za­le­głą ciszę prze­rwał do­pie­ro po prze­je­cha­niu pa­ru­na­stu ko­lej­nych ki­lo­me­trów.

– Za pięt­na­ście minut bę­dzie­my na miej­scu. I… Prze­pra­szam. Zro­bisz, co bę­dziesz uwa­ża­ła za słusz­ne.

– Ko­cham cię.

– Też cię ko­cham. – Zła­pał żonę za rękę i ści­snął mocno, do­da­jąc jej otu­chy. Mając na­dzie­ję, że po­pra­wi jej humor, po­chwa­lił się z dumą: – Dzi­siaj Ma­ciek pierw­szy raz na­zwał mnie tatą. Ła­pie­my kon­takt.

Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się blado.

– Mam na­dzie­ję, że cze­ka­ją­ca nas prze­pro­wadz­ka tego nie po­psu­je.

 

***

 

Ma­ciuś stał przed swoim domem. Chciał ukryć się w środ­ku i po­cze­kać na mamę. Opo­wie­dzieć jej o trzę­sie­niu, wi­zy­cie w domu obok, o dziw­nym męż­czyź­nie, który tam miesz­ka oraz o peł­nym zło­te­go pia­sku otwo­rze w pod­ło­dze. Jed­nak drzwi oka­za­ły się za­mknię­te. Szar­pał klam­kę, bił pię­ścia­mi, wście­kle wdu­szał przy­cisk dzwon­ka, ale nic to nie dało.

W końcu usiadł na schod­ku i zer­k­nął na dom dziw­ne­go czło­wie­ka. Nie wróci tam, o nie! Ob­ró­cił głowę i zer­k­nął na drugi z są­sied­nich bu­dyn­ków. Przed­tem było w nim ciem­no, lecz teraz przez sze­ro­ki pro­sto­kąt wej­ścia wy­le­wa­ło się na ulicę mięk­kie świa­tło. Za­pra­sza­ło, nę­ci­ło obiet­ni­cą bez­pie­czeń­stwa i cie­pła.

Chło­piec nie wie­dział, co ma zro­bić. Zdro­wy roz­są­dek na­ka­zy­wał po­cze­kać, może mama za chwi­lę się po­ja­wi, przy­tu­li, otwo­rzy drzwi, da cie­płej her­ba­ty i po­ło­ży do łóżka, za­śpie­wa ko­ły­san­kę. A jeśli trzę­sie­nie ziemi spo­wo­do­wa­ło w mie­ście więk­sze szko­dy? Spra­wi­ło, że drogi są nie­prze­jezd­ne, a wtedy Ma­ciek bę­dzie tutaj mar­z­nął, kto wie, czy nie do sa­me­go rana.

Chwi­lę bił się z my­śla­mi i w końcu pod­jął de­cy­zję. Ru­szył ku za­pra­sza­ją­co otwar­te­mu wej­ściu domu dru­gie­go są­sia­da.

Ostroż­nie wszedł do środ­ka, tra­fia­jąc wprost do no­wo­cze­śnie urzą­dzo­ne­go sa­lo­nu. Tutaj, dla od­mia­ny, pa­no­wał nie­ska­zi­tel­ny po­rzą­dek, lampy świe­ci­ły rów­nym bla­skiem, na bia­łych ścia­nach nie było nawet śladu za­bru­dzeń. W umiesz­czo­nym cen­tral­nie ko­min­ku we­so­ło trza­skał ogień, tra­wił grube po­la­na, rzu­cał przez osmo­lo­ną prze­sło­nę roz­chy­bo­ta­ne cie­nie na wy­pa­sto­wa­ne pod­ło­go­we pa­ne­le. W ga­blot­kach pod ścia­na­mi stały równo po­usta­wia­ne fi­gur­ki, dzwo­necz­ki, puste ramki na zdję­cia i cała masa in­nych przed­mio­tów. Nic nie le­ża­ło na pod­ło­dze, nic nie wy­glą­da­ło na uszko­dzo­ne. Czy to moż­li­we, że trzę­sie­nie ziemi nie spo­wo­do­wa­ło w tym miej­scu żad­nych szkód? – za­sta­no­wił się chło­piec.

Ma­ciek już miał za­wo­łać, żeby spraw­dzić, czy ktoś tutaj jest, kiedy z są­sied­nie­go po­miesz­cze­nia wy­szedł męż­czy­zna, na oko czter­dzie­sto­let­ni, wy­spor­to­wa­ny, ubra­ny w mar­ko­we ciu­chy. Sze­ro­ki uśmiech za­go­ścił na jego przy­stoj­nej twa­rzy, gdy tylko spo­strzegł sto­ją­ce­go w wej­ściu Maćka.

– Wresz­cie je­steś! Cze­ka­łem na cie­bie!

Męż­czy­zna pod­szedł do in­tru­za sprę­ży­stym kro­kiem. Przy­jem­ne cie­pło bi­ją­ce ze środ­ka domu spra­wi­ło, że chło­piec nie miał ocho­ty ucie­kać na widok ko­lej­ne­go dziw­ne­go fa­ce­ta, który twier­dził, że na niego cze­kał.

– Dla­cze­go? – za­py­tał Ma­ciek bez­na­mięt­nie.

– Bo dziś jest ten dzień! Wy­do­sta­nie­my się stąd razem! Wró­ci­my i bę­dzie jak daw­niej.

– Pan też ma klapę w pod­ło­dze? Taką ze zło­tym pia­skiem?

– Byłeś u niego… Pew­nie na­ga­dał ci ja­kichś bzdur o od­po­wie­dzial­no­ści, co? – za­sę­pił się męż­czy­zna, ale tylko na se­kun­dę, bo zaraz na jego twarz po­wró­ci­ła ra­dość. – Ale, hej! I tak przy­sze­dłeś do mnie! Słusz­ny wybór!

Ma­ciek nadal stał w wej­ściu, kiedy ten ura­do­wa­ny dzi­wak znik­nął w są­sied­nim po­miesz­cze­niu. Wró­cił ubra­ny w pu­cho­wą kurt­kę, z ki­lo­fem w ręce. Wy­mi­nął chłop­ca w drzwiach.

– No, chodź. Idzie­my – rzu­cił przez ramię, po czym ru­szył za­śnie­żo­nym chod­ni­kiem w noc. Pro­sto przed sie­bie, ku mia­stu.

– A nie mogę po­cze­kać u pana, aż mama wróci?

– Twoja mama czeka na nas tam, dokąd idzie­my. Chodź.

Mać­ko­wi było już wszyst­ko jedno. Strach gdzieś się ulot­nił, zdro­wy roz­są­dek zgu­bił, wąt­pli­wo­ści wy­pa­ro­wa­ły. Chło­piec po­wlókł się za męż­czy­zną.

Prze­szli tak razem kil­ka­dzie­siąt me­trów, od­da­la­jąc się od trzech są­sia­du­ją­cych ze sobą domów. Z nieba już nie sy­pa­ło, ale ro­bi­ło się coraz zim­niej. Z każ­dym me­trem śnieg pod bu­ta­mi skrzy­piał gło­śniej. W końcu męż­czy­zna przy­sta­nął.

– Po­patrz. To jest gra­ni­ca – po­wie­dział do chłop­ca i wy­cią­gnął rękę przed sie­bie. Dłoń na­po­tka­ła opór, opar­ła się o coś, czego nie było. Jak o nie­wi­dzial­ną ba­rie­rę. – Szkla­na bańka, w któ­rej nas za­mknię­to. Mo­żesz ją znisz­czyć! Otwo­rzyć nam wyj­ście. Do mamy, czy taty, obo­jęt­nie. Do świa­ta, gdzie bę­dzie jak daw­niej! A nawet le­piej! Weź kilof.

Ma­ciek po­słusz­nie wy­cią­gnął dło­nie i przy­jął po­da­ne mu na­rzę­dzie.

– A teraz uderz! No! Raz, a mocno!

Kilof był cięż­ki, ale Mać­ko­wi jakoś udało się unieść go nad głowę. Wziął za­mach i przy­po­mniał sobie dzi­wa­ka od dziu­ry z pia­skiem. On też chciał wyjść, opu­ścić to miej­sce. Przez głowę chłop­ca prze­bie­gła myśl, że ten za­bie­dzo­ny czło­wiek, gdyby o niego za­dbać, wy­glą­dał­by po­dob­nie do męż­czy­zny, który stał teraz obok niego. Ma­ciek się za­wa­hał.

– Dalej, Woj­tuś! Tam, na ze­wnątrz bańki, jest twoja mama! Nie każ jej dłu­żej cze­kać!

Ma­ciek ude­rzył.

 

***

 

W holu było pusto. Tylko re­cep­cjo­nist­ka sie­dzia­ła na po­ste­run­ku za wy­so­kim kon­tu­arem, sku­pio­na na wer­to­wa­niu ster­ty pa­pie­rów.

Na­ta­lia nie po­cze­ka­ła na par­ku­ją­ce­go sa­mo­chód Bła­że­ja. Chcia­ła mieć to jak naj­prę­dzej za sobą.

– Dzień dobry. Ja do dok­to­ra Ba­rań­cza­ka, w spra­wie męża. Je­stem umó­wio­na.

– Pani na­zwi­sko? – za­py­ta­ła star­sza ko­bie­ta.

– Na­ta­lia Wie­lic­ka.

Re­cep­cjo­nist­ka iry­tu­ją­co długo kli­ka­ła coś na kom­pu­te­rze, żeby na ko­niec oznaj­mić:

– Nie mam ta­kie­go na­zwi­ska na li­ście.

– Mój mąż, to zna­czy były mąż, Woj­ciech Wie­lic­ki, jest wa­szym pa­cjen­tem. – Głos Na­ta­lii drżał, stres po­tę­go­wał zde­ner­wo­wa­nie.

– Spraw­dzę jesz­cze raz, to pew­nie jakiś błąd. Wie pani, może na to nie wy­glą­da, ale mamy tutaj dziś małe urwa­nie głowy.

Ko­bie­ta po­now­nie za­głę­bi­ła się w lek­tu­rę ta­be­lek po­ja­wia­ją­cych się na ekra­nie kom­pu­te­ra. Bła­żej zna­lazł wresz­cie miej­sce par­kin­go­we, wszedł do kli­ni­ki i sta­nął przy wy­raź­nie roz­trzę­sio­nej żonie.

– Coś nie tak? – za­in­te­re­so­wał się sta­nem Na­ta­lii.

– Mówią, że nie ma mo­je­go na­zwi­ska na li­ście. Nie mają też Wojt­ka, a prze­cież jest tutaj od czte­rech lat.

– Jesz­cze raz, jakie to było na­zwi­sko? – za­py­ta­ła re­cep­cjo­nist­ka.

– Wie­lic­ka. Woj­ciech Wie­lic­ki to wasz pa­cjent. – Na­ta­lia znów była na gra­ni­cy pła­czu.

– Niech pani po­cze­ka – wtrą­cił się Bła­żej. Zła­pał żonę za ramię i sta­now­czo od­wró­cił ją przo­dem do sie­bie. – Nati, ja wiem, że to przez stres, więc się nie przej­muj, do­brze? Zie­liń­ski. Nie Wie­lic­ki. Woj­ciech Zie­liń­ski jest twoim byłym mężem. To my, teraz, po ślu­bie, je­ste­śmy Wie­lic­cy.

– O boże… – Na­ta­lia ukry­ła twarz w dło­niach. Szlo­cha­jąc przy­pa­dła do męża. – Boże…

Bła­żej mocno przy­tu­lił żonę.

– Zie­liń­ski? Ten, który miał wy­pa­dek na łódce, gdy ra­to­wał syna? Pani jest jego żoną? Pró­bo­wa­li­śmy się do pani do­dzwo­nić… – Re­cep­cjo­nist­ka była na­praw­dę prze­ję­ta.

Wtem pro­wa­dzą­ce na od­dzia­ły, sze­ro­kie, dwu­skrzy­dło­we drzwi otwar­ły się z im­pe­tem. Do holu wpadł ły­sie­ją­cy pięć­dzie­się­cio­la­tek w bia­łym kitlu. Re­cep­cjo­nist­ka ze­rwa­ła się ze stoł­ka jak opa­rzo­na i z da­le­ka za­wo­ła­ła do le­ka­rza:

– Dok­to­rze Ba­rań­czak! Żona Zie­liń­skie­go do pana! Nie mo­gli­śmy się do niej do­dzwo­nić, jesz­cze nie wie…

Na­ta­lia ode­rwa­ła się od Bła­że­ja. Prze­tar­ła oczy chu­s­tecz­ką.

– Pani Zie­liń­ska. – Le­karz pod­szedł, uśmie­cha­jąc się sze­ro­ko. – Skoro pani jesz­cze nie wie, to muszę panią po­in­for­mo­wać, że dziś zda­rzył się u nas jeden z tych ma­łych cudów, ja­kich cza­sem je­ste­śmy świad­ka­mi. Pan Woj­ciech się wy­bu­dził! Aku­rat w dniu, kiedy mie­li­śmy do­peł­nić przy­krych for­mal­no­ści.

En­tu­zjazm oraz ra­dość aż ki­pia­ły ze słów i po­sta­wy dok­to­ra Ba­rań­cza­ka. Le­ka­rza nieco zdzi­wił oraz za­sta­no­wił brak ra­do­ści na twa­rzy Na­ta­lii, ale nie­zra­żo­ny kon­ty­nu­ował:

– Czte­ry lata! A wy­bu­dził się ot tak, nagle, bez żad­nych wcze­śniej­szych oznak! I jesz­cze jeden cud na­stą­pił: jest zdez­o­rien­to­wa­ny, ale cał­kiem świa­do­my oto­cze­nia! Wy­po­wie­dział już nawet pierw­sze słowa. Ba! Całe zda­nie! Czy to nie wspa­nia­łe?! To nie­sa­mo­wi­ty przy­pa­dek, który na­da­je się do te­le­wi­zji, na jakiś re­por­taż przy­naj­mniej…

– Co po­wie­dział? – Roz­trzę­sio­na Na­ta­lia prze­rwa­ła pa­pla­ni­nę dok­to­ra.

– No, więc, jego mowa jest jesz­cze – co zro­zu­mia­łe, bio­rąc pod uwagę za­ist­nia­łe oko­licz­no­ści – nieco beł­ko­tli­wa, ale, jeśli do­brze usły­sza­łem, to pan Zie­liń­ski po­wie­dział: Wró­ci­łem do cie­bie, teraz bę­dzie jak daw­niej.

A nawet le­piej.

Koniec

Komentarze

Prze­czy­ta­łem. Trze­ba przy­znać – widać, że pi­sa­ne na ostat­nią chwi­lę. Fan­ta­stycz­nie roz­bu­do­wa­łeś życie we­wnętrz­ne po­sta­ci i przy­czyn­ki kie­ru­ją­ce ich dzia­ła­niem, pew­nie jesz­cze bar­dzo długo nie będę tak po­tra­fił, ale ogól­ne wra­że­nie – chaos. Co się stało z tatą Ma­ciu­sia, wiemy, ale trud­no dojść, o co cho­dzi z “za­mia­ną” mamy i jaki zwią­zek z tym mają dzi­wacz­ni są­sie­dzi. Może to jed­nak za­mie­rzo­ne.

 

I jedna, bar­dzo po­waż­na uwaga.

Na prze­kór orze­cze­niu o śmier­ci mózgu, pan Woj­ciech się dzi­siaj wy­bu­dził!

Kpi czy o drogę pyta? Pa­cjen­ta w sta­nie we­ge­ta­tyw­nym mniej wię­cej tak samo łatwo po­my­lić z mar­twym, jak pa­cjen­ta am­bu­la­to­ryj­ne­go (cho­dzą­ce­go i roz­ma­wia­ją­ce­go z le­ka­rza­mi) z takim w sta­nie we­ge­ta­tyw­nym. To jest na­praw­dę spora róż­ni­ca, czy pa­cjent leży bez świa­do­mo­ści, ale poza tym or­ga­nizm mu funk­cjo­nu­je w miarę po­praw­nie, czy ra­czej nie utrzy­mu­ją się żadne funk­cje ży­cio­we, nie od­dy­cha sa­mo­dziel­nie, nie trawi, wy­ma­ga sta­łej sty­mu­la­cji serca, nie­pra­wi­dło­wo pra­cu­ją mu nerki, ma znie­sio­ne od­ru­chy źre­nic i tak dalej, i tak dalej. Ewen­tu­al­nie, przy na­praw­dę wiel­kim pechu, za mar­twe­go można uznać pa­cjen­ta, który ma ze­rwa­ną ko­mu­ni­ka­cję cen­tral­ne­go ukła­du ner­wo­we­go z resz­tą ciała (zawał brzusz­nej czę­ści mostu mózgu, nie­któ­re rzad­kie tru­ci­zny). Jed­nak i przed tym można się do­brze za­bez­pie­czyć, cho­ciaż­by dzię­ki po­stę­po­wi tech­no­lo­gii – apa­ra­ty do mie­rze­nia ak­tyw­no­ści elek­trycz­nej mózgu (EEG) – poza tym do­świad­czo­ny ane­ste­zjo­log zwy­kle i tak od­róż­ni gołym okiem, a orze­cze­nie śmier­ci mózgu to nie jest błaha spra­wa, ob­li­ga­to­ryj­nie zbie­ra się kon­sy­lium le­ka­rzy od­po­wied­nich spe­cjal­no­ści. Tek­sty takie jak ten służą tylko roz­po­wszech­nia­niu ste­reo­ty­pu, ja­ko­by le­ka­rze po­bie­ra­ją­cy na­rzą­dy do prze­szcze­pu byli mor­der­ca­mi. Za­sta­nów się, czy rze­czy­wi­ście chcesz przy­kła­dać do tego rękę.

 

To się roz­pi­sa­łem. A jesz­cze w dro­bia­zgach:

Ma­ciek ze­brał w sobie całą od­wa­gę, na jaką stać dzie­wię­cio­lat­ka i prze­kro­czył próg.

Prze­ci­nek po “dzie­wię­cio­lat­ka” (do­mknię­cie wtrą­ce­nia).

Drew­nia­na klapa od­sko­czy­ła, od­sła­nia­jąc otwór z któ­re­go roz­lał się po całym po­ko­ju złoty blask.

Prze­ci­nek przed “z któ­re­go” (zda­nie pod­rzęd­ne).

 

Ogól­nie – jak mó­wi­łem – tekst wy­da­je mi się na­praw­dę dobry w war­stwie psy­cho­lo­gicz­nej, spró­bu­ję tu za­pa­mię­tać coś dla sie­bie, ale ra­czej nie­do­pra­co­wa­ny. I ta nie­szczę­sna kwe­stia me­dycz­na.

Po­zdra­wiam,

Ś

Hej, Outta Sewer

Wy­szło Ci oni­rycz­ne opo­wia­da­nie. Po­do­ba mi się, jak je na­pi­sa­łeś od stro­ny tech­nicz­nej, ale fa­bu­lar­nie już nieco mniej. Albo cze­goś nie zro­zu­mia­łem, albo coś prze­oczy­łem. Ma­ciek może wy­brać, któ­re­mu z miesz­kań­ców dziw­ne­go mia­sta wró­cić do domu, za­bie­dzo­ne­mu czy wręcz prze­ciw­nie, po­ma­ga temu dru­gie­mu. Nie wiem, czy wy­brał do­brze, nie wiem, czemu jest w tym śnie, do­my­ślam się je­dy­nie, że cho­dzi o jego ojca, który ura­to­wał go pod­czas wy­pra­wy łódką.

Jest tam pew­nie ja­kieś ukry­te dno, ale, jak dla mnie, ukry­łeś je za bar­dzo. Po­mi­ja­jąc, ten fakt, do­brze na­pi­sa­ne i sądzę, że za­słu­gu­je na klika.

Hej, Q,

 

Naj­pierw parę cze­pów:

 

kiedy drzwi, prze­raź­li­wie skrzy­piąc nie­na­oli­wio­ny­mi za­wia­sa­mi, uchy­li­ły się nie­znacz­nie.

Tro­chę za duży szcze­gół z tymi za­wia­sa­mi. O ile takie rze­czy nie mają póź­niej zna­cze­nia, le­piej to od­pu­ścić.

 

Obok niej, przy piecu, stał do­brze zbu­do­wa­ny czter­dzie­sto­pa­ro­la­tek.

Hm, czy tam było bar­dzo cia­sno? Ina­czej to po­win­no być albo obok niej albo przy piecu lub po­mię­dzy.

 

Przy­jem­na opo­wiast­ka z twi­stem, taka z po­gra­ni­cza snu i jawy. Nie do końca ro­zu­miem, czy to bo­ha­ter w swoim śnie stał się Ma­ciu­siem, czy Ma­ciuś to może jego syn. I nie wiem, jak to wy­glą­da od stro­ny praw­nej, jak ktoś ma męża w śpiącz­ce, na lo­gi­kę coś mi tu zgrzy­ta, ale nie kłócę się, bo nie je­stem w tym eks­per­tem. Ogól­nie, za­sko­czy­łeś, ale nie wiem, czy do końca widzę, co tu z czego wy­ni­ka. Przy czym w tego typu tek­stach może to być śro­dek do celu. 

Po­zdra­wiam

Witaj.

Cóż, po Au­to­rze “Abra­ka­da­bry” nie po­win­nam była spo­dzie­wać się ni­cze­go in­ne­go. smileycryingheart

Moim zda­niem masz nie­zwy­kły dar po­ka­zy­wa­nia w ge­nial­ny spo­sób mnó­stwa po­plą­ta­nych ludz­kich losów, emo­cji, uczuć, roz­te­rek, wra­żeń, wspo­mnień, prze­my­śleń, obaw, wresz­cie – świa­tów wła­śnie, bo tu aku­rat rzecz roz­bi­ja się jesz­cze do­dat­ko­wo o kon­kur­so­we świa­ty

Oczy­wi­ście je­stem ab­so­lut­ną fanką tego opo­wia­da­nia, po­ry­cza­łam się znowu pod ko­niec, tekst jest mocno kli­ma­tycz­ny i ab­so­lut­nie nie­prze­wi­dy­wal­ny, dzię­ki czemu chło­nie się go bły­ska­wicz­nie i z ogrom­nym prze­ję­ciem. 

Brawa! laugh

Po­zdra­wiam, dzię­ku­ję, życzę po­wo­dze­nia. smiley

Pe­cu­nia non olet

Hej :)

 

@Śli­ma­ku

 

ale ogól­ne wra­że­nie – chaos. Co się stało z tatą Ma­ciu­sia, wiemy, ale trud­no dojść, o co cho­dzi z “za­mia­ną” mamy i jaki zwią­zek z tym mają dzi­wacz­ni są­sie­dzi. Może to jed­nak za­mie­rzo­ne.

Chyba za głę­bo­ko ukry­łem to, co się w opo­wia­da­niu dzie­je na­praw­dę. Pi­sa­łem na ostat­nią chwi­lę, pod wpły­wem im­pul­su, po pro­stu do głowy przy­szedł pe­wien po­mysł i po­sta­no­wi­łem go spi­sać. W mojej gło­wie to wszyst­ko ukła­da się w jedną ca­łość, po­roz­rzu­ca­łem nawet pewne wska­zów­ki w tek­ście, ale to wcale nie zna­czy, że w gło­wie czy­tel­ni­ka to wszyst­ko ma sens. Mea culpa. Chyba wrócę do bar­dziej do­słow­nych form :)

 

I jedna, bar­dzo po­waż­na uwaga.

Dałem *upy, kajam się. Wcale nie mia­łem na myśli cze­goś ta­kie­go, co su­ge­ru­jesz. Uwa­żam, że trans­plan­to­lo­gia to bar­dzo po­trzeb­ny dział me­dy­cy­ny i nie uwa­żam le­ka­rzy po­bie­ra­ją­cych na­rzą­dy za mor­der­ców i nie chciał­bym, by kto­kol­wiek tak po­my­ślał po prze­czy­ta­niu tego tek­stu. Dla­te­go zmie­ni­łem kilka rze­czy, tro­chę tu do­da­łem, tro­chę tam ują­łem, w za­sa­dzie w miarę ko­sme­tycz­ne zmia­ny, ale stała się rzecz nie­zwy­kła (a przy­naj­mniej nie­zwy­kła w mojej gło­wie), bo zmie­ni­ła wy­dźwięk dzia­łań Na­ta­lii i Bła­że­ja. Te po­sta­cie stały się przez to bar­dziej nie­jed­no­znacz­ne, po­wie­dział­bym nawet, że teraz można ich bez­dy­sku­syj­nie znie­lu­bić. A kwe­stia me­dycz­na, którą spar­to­li­łem, zo­sta­ła za­stą­pio­na wła­śnie mo­ty­wem, który każe pa­trzeć na te po­sta­cie bar­dziej kry­tycz­nie. IMHO po­pra­wia to wy­dźwięk moich wy­po­cin. Bar­dzo ci dzię­ku­ję za tę uwagę, bo po­zwo­li­łeś mi nie tylko nie robić z sie­bie de­bi­la, ale zna­czą­co po­pra­wi­łeś kon­flikt.

 

@Za­na­is

 

Dzię­ki za klika :) A co do Two­ich pytań, cóż, nie wiem czy na nie od­po­wia­dać, bo nie chciał­bym na­rzu­cać in­ter­pre­ta­cji, a jed­no­cze­śnie je­stem świa­dom, że zbyt mocno chyba za­krę­ci­łem tym ko­glem mo­glem, żeby czy­tel­nik wy­ła­pał za­mysł.

Po­wiem tylko, że w tym “śnie” oj­ciec jest Mać­kiem, jest za­gu­bio­ny w swoim umy­śle, odkąd za­padł w śpiącz­kę po tym jak pra­wie uto­nął, ra­tu­jąc to­ną­ce­go syna.

 

@o­idrin

 

Tro­chę za duży szcze­gół z tymi za­wia­sa­mi. O ile takie rze­czy nie mają póź­niej zna­cze­nia, le­piej to od­pu­ścić.

Chcia­łem pod­kre­ślić stan w jakim jest pierw­szy dom. Wszyst­ko stare, za­ku­rzo­ne, syf, smród, za­wia­sy skrzy­pią itepe. Dla­te­go zo­sta­je :)

 

Hm, czy tam było bar­dzo cia­sno? Ina­czej to po­win­no być albo obok niej albo przy piecu lub po­mię­dzy.

Po­my­ślę nad tym.

 

Nie do końca ro­zu­miem, czy to bo­ha­ter w swoim śnie stał się Ma­ciu­siem, czy Ma­ciuś to może jego syn.

Jak w od­po­wie­dzi do Za­na­isa: oj­ciec jest Mać­kiem, jest za­gu­bio­ny w swoim umy­śle, odkąd za­padł w śpiącz­kę po tym jak pra­wie uto­nął, ra­tu­jąc to­ną­ce­go syna.

 

I nie wiem, jak to wy­glą­da od stro­ny praw­nej, jak ktoś ma męża w śpiącz­ce, na lo­gi­kę coś mi tu zgrzy­ta, ale nie kłócę się, bo nie je­stem w tym eks­per­tem.

Tro­chę po­czy­ta­łem na ten temat. Cięż­ko jest za­ła­twić taki roz­wód, ale nie jest to nie­moż­li­we. Jest nawet spra­wa hisz­pan­ki, która po­mi­mo tego, że jest w śpiącz­ce od je­de­na­stu lat, uzy­ska­ła roz­wód, o który wy­stą­pi­li jej opie­ku­no­wie praw­ni. Były ku temu prze­słan­ki, więc sąd przy­chy­lił się do tej de­cy­zji. Jest to dość skom­pli­ko­wa­ne i trud­ne, ale nie nie­moż­li­we.

 

@bru­ce

 

Twój en­tu­zjazm mnie prze­ra­ża, mó­wi­łem Ci już, praw­da? :)

 

Dzię­ku­ję za miłe słowa :) Chyba jed­nak mają rację przed­pi­ś­cy, że zbyt wiele tutaj jest do do­my­śle­nia się, nie po­da­ne wprost. W do­dat­ku po prze­rób­ce, aby usu­nąć su­ge­ro­wa­ną przez Śli­ma­ka bzdur­kę me­dycz­ną, re­la­cje bo­ha­te­rów zy­ska­ły inny, moc­niej­szy wy­dźwięk, co chyba każe się do­my­ślać jesz­cze wię­cej. Ale bar­dzo dzię­ku­ję za uzna­nie i cie­szę się, że tam­ten tekst jesz­cze pa­mię­tasz :) Takie dwie oby­cza­jó­wy w sumie, heh ;)

 

Dzię­ku­ję Wam wszyst­kim za czas, który po­świę­ci­li­ście na prze­czy­ta­nie i po­zo­sta­wie­nie po sobie ko­men­ta­rza :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Dam tylko znać, że je­stem mile za­sko­czo­ny i zbu­do­wa­ny Twoim od­nie­sie­niem się do tej uwagi. Spo­dzie­wa­łem się co naj­wy­żej krót­kiej ko­rek­ty do po­sta­ci mniej wię­cej ta­kiej: Aku­rat wtedy, gdy ko­mi­sja etycz­na wy­da­ła zgodę na za­prze­sta­nie upo­rczy­wej te­ra­pii – a Ty za­miast tego rze­czy­wi­ście prze­pra­co­wa­łeś spory ka­wa­łek tek­stu. Dzię­ku­ję!

Muszę też po­wie­dzieć, że pier­wot­nie nie wpa­dłem na to, iż le­żą­cy (po­zor­nie?) bez świa­do­mo­ści bo­ha­ter iden­ty­fi­ku­je się ze swoim synem i stąd takie prze­mie­sza­nie fa­bu­ły. Przy uważ­nej lek­tu­rze pew­nie da­ło­by się do tego dojść.

Tak, tak, mó­wi­łeś. :)) Na moje uspra­wie­dli­wie­nie po­wiem że ja za­wsze wolę tek­sty, które mają nie­do­po­wie­dze­nia i każą wy­obra­żać sobie do­my­śla­nie się. Po lek­tu­rze ta­kich opo­wia­dań po­zo­sta­ję cią­gle, jak w tran­sie. Nie po­wiem, sny też mam wów­czas nie­sa­mo­wi­te. Może nie­ko­niecz­nie jesz­cze takie, jakie mie­wał Lynch, który ponoć wszyst­kie swoje wizje senne prze­no­sił potem na ekran, ale za­wsze. laugh

Po­zdra­wiam i raz jesz­cze gra­tu­lu­ję. :)

Pe­cu­nia non olet

@Śli­mak

 

W sumie to nie prze­pra­co­wa­łem za bar­dzo :) Tylko te frag­men­ty, gdzie po­ja­wia się Na­ta­lia z Bła­że­jem. I wcale nie tak mocno, wy­star­czy­ło, jak pi­sa­łem wcze­śniej, usu­nąć kilka zdań i do­pi­sać w kilku miej­scach kilka in­nych, które zmie­ni­ły mo­ty­wa­cję mał­żeń­stwa oraz stan w jakim znaj­du­je się Woj­tek :)

Więc nie ma za co dzię­ko­wać, to ja dzię­ku­ję Tobie, za uchro­nie­nie mnie przed zbłaź­nie­niem się :)

Co do mo­ty­wu iden­ty­fi­ko­wa­nia się jako Ma­ciek, to dałem chyba za mało w tek­ście wska­zó­wek, żeby to za­ła­pać.

 

@bru­ce

 

wolę tek­sty, które mają nie­do­po­wie­dze­nia i każą wy­obra­żać sobie do­my­śla­nie się.

Na ogół rów­nież wolę takie tek­sty, choć cza­sem mam ocho­tę na do­słow­ność, bo wtedy mózg może dzia­łać na nor­mal­nych ob­ro­tach, bez po­trze­by wią­za­nia ze sobą mo­ty­wów fa­bu­lar­nych. Nie wiem, czy czy­ta­łaś “Wszyst­kie te­raź­niej­szo­ści Bena Mem­mor­ti­go­na” au­tor­stwa Ge­ki­ka­ry, bo jeśli nie, to po­le­cam – bar­dzo nie­do­słow­ny, a jed­no­cze­śnie świet­ny tekst, który do­stał nie tak dawno piór­ko.

 

Może nie­ko­niecz­nie jesz­cze takie, jakie mie­wał Lynch

Tak po­krę­co­ne wizje, jakie miewa Lynch, to ja nie wiem, czy bym chciał mieć :) Cho­ciaż “Za­gi­nio­na au­to­stra­da” to jeden z moich ulu­bio­nych fil­mów. Kie­dyś nawet mi wilk-zi­mo­wy po­de­słał linka do świet­nej, spój­nej i lo­gicz­nie roz­km­ni­nia­ją­cej fa­bu­łę tego filmu in­ter­pre­ta­cji. Ale, kurde, teraz jej nie znaj­dę :(

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Dzię­ku­ję, na pewno zaj­rzę do po­le­co­ne­go tek­stu. 

Mnie swego czasu urze­kło “Mia­stecz­ko…” Lyn­cha. “Ogniu, krocz za mną” obej­rza­ne oczy­wi­ście potem, choć do­ty­czą­ce te­ma­tycz­nie wy­da­rzeń przed, jesz­cze spo­tę­go­wa­ło mój strach i po­dziw w jed­nym. Wspo­mnia­ny se­rial jest dla mnie po pro­stu ge­nial­ny. :)

Po­zdra­wiam. ;)

Pe­cu­nia non olet

O, Saro, Twoja prze­pięk­na gra­fi­ka i do tego błę­kit­na! heart

Pe­cu­nia non olet

Hej, Saro :) Witam ju­ror­kę z jedną z jej gra­fik te­ma­tycz­nych :D

Known some call is air am

Warsz­ta­to­wo i kli­ma­tycz­nie – ok. Taki letki hor­ror Ci wy­szedł. Tro­chę spo­dzie­wa­łam się in­ne­go za­koń­cze­nia i że zrobi się mniej oby­cza­jo­wo, ale po­nie­waż na ostat­nią chwi­lę i tak jest do­brze. Zdzi­wi­łam się, że Woj­ciech Zie­liń­ski, a nie Ma­ciej, no i mia­łam sporą na­dzie­ję na więk­szą ta­jem­ni­cę ta­jem­ni­czą, bo faj­nie się za­po­wia­da­ło z tym pia­sko­wym lejem i do­brze czy­ta­ło. 

Koń­czysz też w hor­ro­ro­wym kli­ma­cie "bę­dzie jak daw­niej". Ki­bi­co­wa­łam sta­rusz­ko­wi. ;-)

 

Skar­żę za po­praw­ność: kon­struk­cję i ładne pi­sa­nie. ;-)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Cześć, Asy­lum :)

 

Taki letki hor­ror Ci wy­szedł

Ce­lo­wa­łem w tych frag­men­tach z zi­mo­wym świa­tem w kli­mat lek­kich thril­ling tales, więc cie­szę się, że w Twoim od­czu­ciu mi wy­szło :)

 

że zrobi się mniej oby­cza­jo­wo

U mnie albo humor, albo oby­cza­jo­wo. Ina­czej nie umiem :D

 

Zdzi­wi­łam się, że Woj­ciech Zie­liń­ski, a nie Ma­ciej

Ano, za bar­dzo za­krę­ci­łem. Choć wcze­śniej pan za­nie­dba­ny mówi Mać­ko­wi, że nie jest Mać­kiem, a na końcu, przed znisz­cze­niem bańki, pan za­dba­ny – który wie, kim jest na­praw­dę Ma­ciek – wy­ry­wa się i do­pin­gu­je go sło­wa­mi “Dalej, Woj­tuś”.

 

bo faj­nie się za­po­wia­da­ło z tym pia­sko­wym lejem

Pia­sko­wy lej, tak. Tak wy­glą­da pia­sek zsy­pu­ją­cy się w klep­sy­drze z gór­nej czę­ści do dol­nej. Czas minął, trze­ba Mać­ko­wi/Wojt­ko­wi wy­brać, czy odejść tam gdzie może bę­dzie mu le­piej, prze­mi­nąć, czy wbrew roz­sąd­ko­wi uwie­rzyć na­dziei, że może być jak daw­niej, wy­rwać się na wol­ność i wró­cić do świa­ta, który przez czte­ry lata się zmie­nił w spo­sób, do któ­re­go Woj­tek bę­dzie mu­siał przy­wyk­nąć, ale nie­ko­niecz­nie bę­dzie umiał za­ak­cep­to­wać.

 

Ki­bi­co­wa­łam sta­rusz­ko­wi. ;-)

Ja też. Tak na­ka­zy­wał roz­są­dek ;)

 

Dzie­ki za po­skar­że­nie, lek­tu­rę i ko­men­tarz :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Przej­mu­ją­ce.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Chłop­czyk po­czuł się jak wtedy, na łódce, kiedy oj­ciec wziął go na week­en­do­wy wypad, z za­mia­rem za­szcze­pie­nia sy­no­wi mi­ło­ści do węd­ko­wa­nia.

“Mój stary to fa­na­tyk węd­kar­stwa…” ;)

 

teraz to kosz­mar­ne bu­ja­nie do­pa­dło go w domu. Żo­łą­dek Ma­ciu­sia pod­ska­ki­wał, wy­czy­nia­jąc dzi­kie harce.

Wiemy czyj.

 

po­nie­waż roz­chy­bo­ta­ny obraz oto­cze­nia po­tę­go­wał mdło­ści, ogłu­piał błęd­nik, po­wo­do­wał za­wro­ty głowy. Z sza­fek za­czę­ły wy­pa­dać na­czy­nia, sprzę­ty ku­chen­ne oraz wszel­kiej maści po­jem­nicz­ki. Okap od­padł od ścia­ny

Uwa­żaj, bo Tar­ni­na bije za takie ali­te­ra­cje. :P

 

Ma­ciek ze­brał w sobie całą od­wa­gę, na jaką stać dzie­wię­cio­lat­ka, i prze­kro­czył próg.

Kur­cze, tro­che mi nie pa­su­je, by w dzie­wię­cio­lat­ku był za­ko­rze­nio­ny aż taki mo­ral­ny im­pe­ra­tyw, by nieśc innym pomoc. Kie­ro­wa­ny cie­ka­wo­ścią… może i by wlazł.

 

– Wresz­cie je­steś! Cze­ka­łem na cie­bie!

Męż­czy­zna pod­szedł do in­tru­za sprę­ży­stym kro­kiem.

Skoro był ocze­ki­wa­ny, to nie może byc in­tru­zem.

 

– Jesz­cze raz, jakie to było na­zwi­sko? – za­py­ta­ła re­cep­cjo­nist­ka.

– Wie­lic­ka. Woj­ciech Wie­lic­ki to wasz pa­cjent. – Na­ta­lia znów była na gra­ni­cy pła­czu.

– Niech pani po­cze­ka – wtrą­cił się Bła­żej. Zła­pał żonę za ramię i sta­now­czo od­wró­cił ją przo­dem do sie­bie. – Nati, ja wiem, że to przez stres, więc się nie przej­muj, do­brze? Zie­liń­ski. Nie Win­nic­ki. Woj­ciech Zie­liń­ski jest twoim byłym mężem. To my, teraz, po ślu­bie, je­ste­śmy Win­nic­cy. Ro­zu­miesz swoją po­mył­kę?

Coś ci sie tu po­mie­sza­lo w na­zwi­skach. Wie­lic­ki, Win­nic­ki…

A swoją droga bar­dzo re­ali­stycz­na scena. I bar­dzo dobra.

 

– Dok­to­rze Ba­rań­czak! Żona Zie­liń­skie­go do pana! Nie umie­li­śmy się do niej do­dzwo­nić, jesz­cze nie wie…

Ra­czej nie mo­gli­śmy.

 

Kur­cze, chyba nie wszyst­ko z tego opo­wia­da­nia zro­zu­mia­łem i po­zo­sta­wi­ło mnie z więk­sza ilo­ścią pytąń niż od­po­wie­dzi. Do­my­ślam sie, że jest jakiś powód, dla któ­re­go oj­ciec mysli, że jest synem (a przy­naj­mniej że tak ma na imię), ale nie mogę go zna­leźć. Nie czaję też, o co cho­dzi z dwoma fa­ce­ta­mi, któ­rych spo­tkał w gło­wie. Oka­za­ło sie w końcu, że ten drugi, do­brze ubra­ny, wy­glą­da­ją­cy jak się pa­trzy na dwu­li­co­we­go typa, miał rację? To gdzie by po­pro­wa­dził tunel? Dalej w śpiącz­kę?

Wiele pytań, tak wiele. Coś mi umyka.

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Siema, Geki :)

 

Wy­chwy­co­ne ba­bo­le po­pra­wię, od­nio­sę się do kilku rze­czy je­dy­nie:

 

Kur­cze, tro­che mi nie pa­su­je, by w dzie­wię­cio­lat­ku był za­ko­rze­nio­ny aż taki mo­ral­ny im­pe­ra­tyw, by nieśc innym pomoc. Kie­ro­wa­ny cie­ka­wo­ścią… może i by wlazł.

No wła­śnie, nie w dzie­wię­cio­lat­ku :)

 

Do­my­ślam sie, że jest jakiś powód, dla któ­re­go oj­ciec mysli, że jest synem (a przy­naj­mniej że tak ma na imię), ale nie mogę go zna­leźć.

Chyba za bar­dzo za­krę­ci­łem i czy­ta­jąc Wasze ko­men­ta­rze, musze przy­znać, że to o jeden motyw za da­le­ko, żeby ca­łość była zro­zu­mia­ła. Oj­ciec ura­to­wał syna – Maćka – przed śmier­cią, i sam uległ wy­pad­ko­wi, który spo­wo­do­wał u niego śpiącz­kę. Ten Ma­ciek/Woj­tek z tego świa­ta jest czę­ścią praw­dzi­we­go Wojt­ka, jest mi­ło­ścią, za­gu­bio­ną, bo oj­ciec był gotów po­świę­cić się z mi­ło­ści do syna. A teraz ta mi­łość chce do Na­ta­lii, żony, którą kocha, jed­nak z po­wo­du za­gu­bie­nia i iden­ty­fi­ko­wa­nia się jako Ma­ciek, widzi ją jako matkę. Na praw­dzi­we wspo­mnie­nia Wojt­ka na­kła­da się obraz Na­ta­lii i do­pie­ro kiedy pierw­szy z męż­czyzn każe Ma­ciu­sio­wi/Wojt­ko­wi sku­pić się na wspo­mnie­niu o matce, to przez wy­obra­że­nia i ułudę prze­bi­ja się praw­dzi­we wspo­mnie­nie, które ma uświa­do­mić Ma­ciu­sio­wi, że jest Wojt­kiem. Ale kim są ci męż­czyź­ni? Skąd wie­dzą, kim na­praw­dę jest Ma­ciek? ;)

 

Jeśli chcesz, Geki, coś do­kład­niej to na PW, tylko daj znać. Tutaj nie chcę za dużo gadać o tym co w mojej gło­wie się wy­klu­ło i prze­po­czwa­rzy­ło w tego cosia. Moja in­ter­pre­ta­cja jest moja, Twoja nie musi być taka sama, prze­cież wiesz, panie Mem­mor­ti­gon ;)

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Hmm… to wiele wy­ja­śnia.

Przy­znam, ze sam bym na to nie wpadł, za mało dla mnie było wska­zó­wek. :P

Cie­ka­wy po­mysł, bar­dzo cie­ka­wy. Mi­łość do dziec­ka była mu ko­niecz­na do wy­bu­dze­nia sie ze śpiąc­ki. Kurde, bar­dzo fajny po­mysł, aż szko­da, że nie na­pi­sa­łeś wię­cej zna­ków – wtedy siłą rze­czy by­ło­by więk­sze praw­do­po­do­bień­stwo, że za­ła­pię o co cho­dzi. xD

In­ter­pre­tu­ję to tak – Woj­tek wcale nie był ja­kims ide­al­nym mężem. Nie wiem dla­cze­go, ale tak mi sie wy­da­je. I jego na­tu­ra roz­sz­cze­pi­ła się na dwoje, jedną po­grą­żo­na w roz­pa­czy, może bar­dziej świa­do­mą upły­wu lat – ten gośc z za­pusz­czo­ne­go domu – i on wcale (tak mi się wy­da­je) nie chciał się obu­dzić, tylko po­grą­żyć w ko­lej­nym śnie (może szczę­śliw­szym?), bo ten złoty pia­sek ko­ja­rzy mi sie z Pia­sko­wym Dziad­kiem.

Za to drugi Woj­tek to ten, który od­rzu­ca wszyst­ko co było nie­ide­al­ne, żyje w idyl­li. Jest też w nim pewna zło­wiesz­czość, nie wiem z czego ona wy­ni­ka, może wła­śnie z tego, że wcale to nie było ide­al­ne mał­żeń­stwo. Wy­da­je mi się czło­wie­kiem, który mógł­by ty­ra­ni­zo­wać żonę, takim per­fek­cjo­ni­stą… ale chyba tu już ide za da­le­ko. :P

Nie mu­sisz mi tu od­po­wia­dac, ale jak na­pi­szesz mi PW, czy je­stem bli­sko, to mi wy­star­czy. :)

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Bar­dzo bli­sko, Geki. Ten za­pusz­czo­ny Woj­tek jest tym, który wie, że nic go już czeka do­bre­go w świe­cie i wy­glą­da jak wy­glą­da, bo zdaje sobie spra­wę, że czas zo­sta­wił swoje pięt­no na jego praw­dzi­wym ciele oraz na jego zyciu, które bę­dzie roz­pie­przo­ne jak dom, w któ­rym miesz­ka. A ten drugi to ten, który ma na­dzie­ję, że bę­dzie jak daw­niej, a nawet le­piej i wy­glą­da tak, jak wy­obra­ża sobie, że bę­dzie w jego zyciu po wy­bu­dze­niu.

Known some call is air am

Nie umie­li­śmy się do niej do­dzwo­nić, jesz­cze nie wie… – Nie po­tra­fią po­słu­gi­wać się te­le­fo­nem w re­cep­cji? ;) Bar­dziej pa­su­je cho­ciaż­by: nie mo­gli­śmy.

 

Outta, bry.

Dobre to było, ale za­cznę od za­rzu­tów/zgrzy­tów.

Po pierw­sze, za­cho­wa­nia chłop­ca (wiem, że to Woj­tek niby jego cia­łem ste­ru­je, ale jed­nak opi­su­jesz jego prze­ży­cia jak prze­ży­cia dzie­wię­cio­let­nie­go chłop­ca w kon­kret­nych sce­nach) cza­sa­mi są sprzecz­ne. Z jed­nej stro­ny, po trzę­sie­niu ziemi, sa­mot­ny i wy­stra­szo­ny, idzie do domu jak z hor­ro­ru, bo jest małym bo­ha­te­rem. Chwi­lę póź­niej jed­nak sie­dzi pod drzwia­mi i marzy o tym, aby mama za­śpie­wa­ła mu ko­ły­san­kę. Btw. w dzi­siej­szych cza­sach dzie­wię­cio­lat­ki już ra­czej ko­ły­sa­nek nie słu­cha­ją.

Po dru­gie fakt, że w za­sa­dzie opo­wia­da­nie to jest tro­chę na siłę pod­cią­gnię­te pod fan­ta­sty­kę. Tą fan­ta­sty­ką są tu wizje, które to­wa­rzy­szą czło­wie­ko­wi pod­czas śpiącz­ki. W za­sa­dzie to tak jak z mo­ty­wem snu w tek­stach.

Teraz o mojej in­ter­pre­ta­cji, bez czy­ta­nia in­nych ko­men­ta­rzy. Woj­ciech pró­bo­wał ura­to­wać kie­dyś syna na je­zio­rze, ale się nie udało. Chło­pak zmarł. Być może razem się to­pi­li, ale zdo­ła­li ura­to­wać tylko ojca, który za­padł w śpiącz­kę (dla­cze­go w nią za­padł nie wiemy kon­kret­nie). Ewen­tu­al­nie mam jesz­cze hi­po­te­zę, że wła­śnie przez ten ból to­wa­rzy­szą­cy tam­te­mu wy­da­rze­niu i stra­cie syna, tak jakby od­szedł z nor­mal­ne­go świa­ta, za­sy­pia­jąc niby na wiecz­ność, two­rząc w umy­śle ob­ra­zy daw­ne­go życia. Życia sprzed wy­pad­ku. Woj­ciech jest pod­czas tej śpiącz­ki w skó­rze swego syna, tylko dla­cze­go. Dla­te­go, że tak mocno był z nim zwią­za­ny, czy są tutaj inne po­wo­dy? Tego nie je­stem pe­wien. Na ko­niec mamy motyw wy­bu­dze­nia. Dwóch ta­jem­ni­czych gości uzna­ję za dwa ob­li­cza ojca, jakby dwie stro­ny duszy. Jedna cią­gnie go na dół, chce po­grze­bać raz na za­wsze, aby się już nie wy­bu­dził, bo nie ma po co, druga zaś mówi, że warto wró­cić. Że można za­po­mnieć o prze­szło­ści i może być le­piej. I za tą po­dą­ża, bu­dząc się w dzień, w któ­rym była żona miała pod­pi­sać się pod eu­ta­na­zją. 

Kurde, sorry za ten wywód, ale gdy chce mi się grze­bać, in­ter­pre­to­wać i roz­k­mi­niać jakiś tekst, to zna­czy tylko tyle, że mnie po­ru­szył. Że jest na tyle dobry, iż jest tego wart.

Za­bra­kło re­al­nej fan­ta­sty­ki i za­cho­wa­nia chłop­ca tro­chę zgrzy­ta­ły, ale huś­taw­ka emo­cji, jaką mi za­ofe­ro­wa­łeś, wy­na­gro­dzi­ła to. Idę i kli­kam.

Po­zdra­wiam!

Cześć, Re­aluc :)

 

Po pierw­sze, za­cho­wa­nia chłop­ca (wiem, że to Woj­tek niby jego cia­łem ste­ru­je, ale jed­nak opi­su­jesz jego prze­ży­cia jak prze­ży­cia dzie­wię­cio­let­nie­go chłop­ca w kon­kret­nych sce­nach) cza­sa­mi są sprzecz­ne. Z jed­nej stro­ny, po trzę­sie­niu ziemi, sa­mot­ny i wy­stra­szo­ny, idzie do domu jak z hor­ro­ru, bo jest małym bo­ha­te­rem. Chwi­lę póź­niej jed­nak sie­dzi pod drzwia­mi i marzy o tym, aby mama za­śpie­wa­ła mu ko­ły­san­kę.

Masz rację. W któ­rymś mo­men­cie zo­rien­to­wa­łem się, że jego za­cho­wa­nie jest mało spój­ne i po­wi­nie­nem ra­czej po­pro­wa­dzić nar­ra­cję w jeden spo­sób, tak jakby do­ty­czy­ła tylko ma­łe­go chłop­ca, albo tylko męż­czy­zny uwię­zio­ne­go w ciele chłop­ca. Póź­niej jed­nak stwier­dzi­łem, że cho­ciaż nie­chcą­cy wy­szła mi ta nie­spój­ność, to ją zo­sta­wię, bo skoro wspo­mnie­nia Wojt­ka/Maćka są nie­spój­ne, to i jego za­cho­wa­nie takie być też cza­sem po­win­no. Wiem, wy­glą­da tak, jak­bym się tłu­ma­czył, bo nie chce mi się po­pra­wiać tek­stu ;)

 

Po dru­gie fakt, że w za­sa­dzie opo­wia­da­nie to jest tro­chę na siłę pod­cią­gnię­te pod fan­ta­sty­kę. Tą fan­ta­sty­ką są tu wizje, które to­wa­rzy­szą czło­wie­ko­wi pod­czas śpiącz­ki. W za­sa­dzie to tak jak z mo­ty­wem snu w tek­stach.

Piona :D Niue spo­sób nie przy­znać Ci racji. Nie­jed­no­krot­nie zży­ma­łem się na opo­wia­da­nia, w któ­rych na końcu wszyst­ko oka­zy­wa­ło się być snem, a tutaj, jak widać, sam taki tekst po­peł­ni­łem. I je­stem tego świa­dom, jak świa­dom byłem tego, że ktoś prę­dzej czy póź­niej zwró­ci na to uwagę. Cały czas jed­nak żyję na­dzie­ją, że ten oni­ryzm się obro­ni, po­mi­mo tego, że jest ty­po­wo “senną” fan­ta­sty­ką ;)

 

Woj­ciech pró­bo­wał ura­to­wać kie­dyś syna na je­zio­rze, ale się nie udało. Chło­pak zmarł. Być może razem się to­pi­li, ale zdo­ła­li ura­to­wać tylko ojca, który za­padł w śpiącz­kę (dla­cze­go w nią za­padł nie wiemy kon­kret­nie).

Ma­ciek prze­żył. Syn, zna­czy. W roz­mo­wach Na­ta­lii z nowym mężem, Bła­że­jem, prze­wi­ja się imię Maćka, a także jego wiek – trzy­na­ście lat. Senny Ma­ciek/Woj­tek jest dzie­wię­cio­lat­kiem, a od wy­pad­ku – o czym mówi Na­ta­lia – mi­nę­ły czte­ry lata. Bła­żej wspo­mi­na też, że Ma­ciek w końcu na­zwał go tatą.

 

Ewen­tu­al­nie mam jesz­cze hi­po­te­zę, że wła­śnie przez ten ból to­wa­rzy­szą­cy tam­te­mu wy­da­rze­niu i stra­cie syna, tak jakby od­szedł z nor­mal­ne­go świa­ta, za­sy­pia­jąc niby na wiecz­ność, two­rząc w umy­śle ob­ra­zy daw­ne­go życia.

W za­sa­dzie to mia­łem na myśli – zna­czy ból, strach i za­gu­bie­nie, które to­wa­rzy­szy­ły umie­ra­niu, ale też mi­łość do syna, dla któ­re­go się po­świę­cił. Ale nie umarł, za­padł w śpiącz­kę, nie wiemy do­kład­nie dla­cze­go. Jest za­gu­bio­ny w ciele syna w świe­cie, w któ­rym czeka przed te­le­wi­zo­rem aż mama wróci z pracy, też jakby nie­świa­dom oto­cze­nia, aż do dnia trzę­sie­nia ziemi. Czyli do dnia, kiedy rusza się sprzed ekra­nu i musi do­ko­nać wy­bo­ru.

 

Dwóch ta­jem­ni­czych gości uzna­ję za dwa ob­li­cza ojca, jakby dwie stro­ny duszy. Jedna cią­gnie go na dół, chce po­grze­bać raz na za­wsze, aby się już nie wy­bu­dził, bo nie ma po co, druga zaś mówi, że warto wró­cić. Że można za­po­mnieć o prze­szło­ści i może być le­piej. I za tą po­dą­ża, bu­dząc się w dzień, w któ­rym była żona miała pod­pi­sać się pod eu­ta­na­zją. 

Do­kład­nie :D Ta druga stro­na to na­dzie­ja, pięk­na ale głu­pia, mało re­al­na, mó­wią­ca o tym co marzy by było, a nie o tym co mówi nie­zdro­wy, wy­chu­dzo­ny roz­są­dek, miesz­ka­ją­cy w za­pusz­czo­nym domu ;) Tylko z tą eu­ta­na­zją nie do końca. Po upo­mnie­niu Śli­ma­ka po­sta­no­wi­łem to lekko prze­krę­cić, bo wcze­śniej rze­czy­wi­ście tak było – zna­czy motyw eu­ta­na­zji. Teraz to w moim umy­śle jest zrze­cze­nie się prawa do spra­wo­wa­nia opie­ki nad osobą ubez­wła­sno­wol­nio­ną.

 

Kurde, sorry za ten wywód, ale gdy chce mi się grze­bać, in­ter­pre­to­wać i roz­k­mi­niać jakiś tekst, to zna­czy tylko tyle, że mnie po­ru­szył. Że jest na tyle dobry, iż jest tego wart.

Bar­dzo mnie to cie­szy, Re­alu­cu. I żadne sorry, bo sam uwiel­biam roz­k­mi­niać niej­sa­ne opo­wia­da­nia i nie jeden raz zo­sta­wi­łem pod czy­imś tek­stem moje przy­dłu­gie in­ter­pre­ta­cje. Strasz­ną mam z tego fraj­dę, więc mając na­dzie­ję, że Ty rów­nież, cie­szę się, że mo­głem Ci tę ewen­tu­al­ną fraj­dę za­pew­nić ;)

I po­wiem Ci, że cał­kiem kon­kret­na roz­k­mi­na i wy­jąt­ko­wo cel­nie po­kry­wa­ją­ca się z hi­sto­rią w mojej gło­wie. High five po raz drugi :)

 

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę, czas po­świę­co­ny na roz­k­mi­nę i czy­ta­nie tek­stu, a także za po­dzie­le­nie się swoją in­ter­pre­ta­cją mojej pi­sa­ni­ny :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

O wi­dzisz, z tym Mać­kiem to mnie za­sko­czy­łeś, ale rze­czy­wi­ście przy­to­czy­łeś in­for­ma­cje z tek­stu, które dość jasno mówią o tym, że on żyje. A ja jakoś od po­cząt­ku za­ło­ży­łem jego śmierć, być może dla­te­go mój umysł nie wy­ła­pał tych da­nych :P

Ogól­nie już od­po­wia­da­jąc, ro­zu­miem Twoje tłu­ma­cze­nia, mają sens, co nie zmie­nia faktu, że chyba jed­nak jest o ciut za dużo pola do do­my­słów w tym opo­wia­da­niu. Za dużo zo­sta­ło tylko w Two­jej gło­wie, a za mało dałeś po­szlak do tek­stu. Takie mam od­czu­cie, choć­by na przy­kła­dzie eu­ta­na­zji. Nie ko­ja­rzę w tek­ście frag­men­tu, który po­wie­dział­by mi, że to tylko cho­dzi o prawa do opie­ki. A tak w ogóle to wer­sja z eu­ta­na­zją bar­dziej mi się oso­bi­ście po­do­ba i wy­wo­łu­je wię­cej emo­cji, więc w mojej in­ter­pre­ta­cji taka zo­sta­nie :D

Re­asu­mu­jąc: chyba odro­bi­nę za­bra­kło do do­bre­go wy­wa­rze­nia mię­dzy ta­jem­ni­cą i nie­do­po­wie­dze­nia­mi a in­for­ma­cja­mi, które by się w tek­ście przy­da­ły. Ale i tak jest git ;)

Po­zdrów­ka

Takie mam od­czu­cie, choć­by na przy­kła­dzie eu­ta­na­zji. Nie ko­ja­rzę w tek­ście frag­men­tu, który po­wie­dział­by mi, że to tylko cho­dzi o prawa do opie­ki. A tak w ogóle to wer­sja z eu­ta­na­zją bar­dziej mi się oso­bi­ście po­do­ba i wy­wo­łu­je wię­cej emo­cji, więc w mojej in­ter­pre­ta­cji taka zo­sta­nie :D

Bo nie pa­da­ją :) To jest w do­my­śle, bo wcze­śniej było na ostro z eu­ta­na­zją. Teraz jest tak, po­wiedz­my, na dwoje babka wró­ży­ła. Ale skoro bar­dziej od­po­wia­da Ci in­ter­pre­ta­cja z eu­ta­na­zją, to ja nie mam nic prze­ciw­ko :)

Known some call is air am

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Po­wi­tał CM-a, dru­gie­go po Sarze or­ga­ni­za­to­ra kon­kur­su :)

Known some call is air am

Chyba tro­chę za dużo zo­sta­ło w Two­jej gło­wie. Po­cząt­ko­wo my­śla­łam, że Ma­ciek to oj­ciec le­żą­cy w śpiącz­ce. Potem, że to syn, który po wy­pad­ku ma ja­kieś psy­chicz­ne pro­ble­my i jakiś spo­sób to­wa­rzy­szy w tym świe­cie ojcu. I to on może uwol­nić ojca, albo po­zwo­lić mu odejść. Co Ci po gło­wie cho­dzi­ło, zro­zu­mia­łam do­pie­ro po lek­tu­rze ko­men­ta­rzy. No, nie widać tego.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Ro­zu­miem. W sumie już wiem jak to le­piej wy­eks­po­no­wać, ale nie chxe ni­cze­go zmie­niać w trak­cie trwa­nia kon­kur­su. Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i opi­nię :) Po­zdra­wiam ser­decz­nie Q

Known some call is air am

Cześć Outta ;)

Po­do­ba­ło mi się, cho­ciaż szko­da, że za­bra­kło ostat­nie­go szli­fu. Cza­sem to widać w opi­sach, cza­sem widać prze­staw­ny szyk zdań. Nie mniej jed­nak prze­czy­ta­łem jed­nym cią­giem, więc chyba jest dość do­brze. ;)

Opisy mo­men­ta­mi jak z hor­ro­ru. Barw­ne, lecz mo­men­ta­mi było ich za dużo moim zda­niem.

Co do fa­bu­ły – cie­ka­wa, choć ca­łość „roz­ja­śni­ła” mi się w ostat­niej sce­nie. W niej też za­war­łeś fajny zwrot akcji. Zo­sta­wi­łeś czy­tel­ni­ków z nie­ja­snym za­koń­cze­niem, któ­re­go można się je­dy­nie do­my­ślać. I coś, co było dla mnie bar­dzo na plus – czuć Twoje ży­cio­we do­świad­cze­nie w tym tek­ście.

Ma­łe­go Maćka i jego roz­bi­cie bańki po­strze­gam, nie wiem czy do­brze, czy nie­do­brze, jako osta­tecz­ne wy­bu­dze­nie, a wszyst­ko to co było po dro­dze – trzę­sie­nia ziemi, śnieg i to wszyst­ko – to były dla mnie stany bo­ha­te­ra w śpiącz­ce które się do tego przy­czy­ni­ły. Tata Maćka pew­nie był tro­chę świa­do­my na prze­kór le­kar­skim wy­ro­kom.

Jako że oce­niam ca­łość na plus, to za fa­bu­łę i umo­ty­wo­wa­ne po­sta­cie idę zgło­sić klika. ;) Po­zdra­wiam!

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć Outta!

 

Czy­ta­łem z za­cie­ka­wie­niem, choć przy­znam, że z po­cząt­ku nie­wie­le ro­zu­mia­łem. Jak po­ja­wił się Woj­tek, to na chwi­lę cał­ko­wi­cie się zgu­bi­łem i do­pie­ro koń­ców­ka coś mi roz­ja­śni­ła. Mamy chłop­ca, który w sta­nie za­gro­że­nia wy­cho­dzi z domu – oka­zu­je od­wa­gę, i za­glą­da do dwóch domów. W pierw­szym za­sta­je ba­ła­gan i re­zy­gna­cję, oraz klapę, ze zło­tym pia­skiem, a w dru­gim dają mu kilof, i za­chę­ca­ją, by nie­ja­ko wykuł swój los (albo się do niego do­ko­pał). Dwie drogi, z po­zo­ru ła­twiej­sza i trud­niej­sza. Każda z po­sta­ci za­chę­ca do innej. Tylko, że ucie­ka­jąc od klapy, bo­ha­ter oka­zu­je pewna od­wa­gę i dzia­ła­nie, a w sce­nie z ki­lo­fem jest ra­czej apa­tycz­ny i wy­ko­nu­je po­le­ce­nia. Za­sta­na­wiam się, dokąd pro­wa­dzi­ła klapa, czy tez na ze­wnątrz, czy ra­czej do ziemi, a może do “lep­sze­go świa­ta”. Po­my­ślę i pew­nie się ode­zwę.

Jak ro­zu­miem, to czło­wiek w śpiącz­ce my­ślał, że jest swoim wła­snym synem, i żona mu się z matką po­mie­sza­ła. Ok. Po­sta­cie w do­mach to ja­kieś czę­ści jego ja, te do­ro­słe, ale i bo­gat­sze o wie­dzę, któ­rej bra­ku­je bo­ha­te­ro­wi. Za mało wiem o tym, co w gło­wie sie­dzi, ale cie­ka­wa wizja. Może przy trau­mach “ja” ma ten­den­cje do dzie­le­nia się.

Na­pi­sa­ne spraw­nie, bez zgrzy­tów (jak na moje nie­uważ­ne oko). Czy­tał się przy­jem­nie.

Z rze­czy, któ­rych jakoś za­bra­kło, to fan­ta­sty­ka. Nie od­bie­ram tre­ści w taki spo­sób i wi­dzia­łem tutaj fan­ta­sty­ki, ale to nie za­rzut, wszak dałeś ka­te­go­rie “inne”.

3P dla Cie­bie: Po­zdra­wiam, po­wo­dze­nia w kon­kur­sie i po­le­cam do bi­blio­te­ki. Za nie­pew­ność, zwrot w koń­ców­ce i do­brze od­da­ny na­strój za­gu­bie­nia. I jesz­cze wrócę. Po­my­ślę, po­czy­tam ko­men­ta­rze, bo mam wra­że­nie, że coś z two­je­go za­my­słu jesz­cze mi umyka.

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Za­zna­czę na po­czą­tek, że nie wczy­ty­wa­łam się zbyt­nio w ko­men­ta­rze. Za­cznę od ła­twiej­szej czę­ści: tech­nicz­nie jest na­praw­dę faj­nie, kilka bar­dzo ład­nych zdań, w tym to o płat­kach śnie­gu przy­po­mi­na­ją­cych po­rwa­ną chu­s­tecz­kę – bar­dzo mi się spodo­ba­ło. Ja­kichś więk­szych uste­rek nie za­uwa­ży­łam, a nawet jeśli, nie wy­bi­ja­ły na tyle z rytmu, abym je sobie gdzieś na boku ko­pio­wa­ła.

O fa­bu­le nie do końca wiem, co są­dzić. Ro­zu­miem, że wybór po­le­gał na śmier­ci albo po­wro­cie do życia. Tylko że w opo­wia­da­niu jest to tak przed­sta­wio­ne, jakby ów po­wrót był “złym” wy­bo­rem, a tym po­praw­nym, któ­re­go po­wi­nien do­ko­nać bo­ha­ter, to ze­sko­cze­nie w lej w opusz­czo­nym domu. Czyli śmierć ojca, a chyba nie za bar­dzo o to cho­dzi­ło… Na do­da­tek nie wiem zbyt­nio, jak od­czy­ty­wać trzę­sie­nie ziemi. Zna­czy, spo­dzie­wa­ła­bym się po pro­stu, że ten wątek ma ja­kieś więk­sze za­cze­pie­nie w rze­czy­wi­sto­ści.

Koń­ców­ka – no, kło­po­tli­wa dla ludzi, któ­rzy już uło­ży­li sobie życie. Tro­chę jak z “Cast away”.

Ogól­nie to chyba tro­chę zbyt za­mo­ta­ne, jak na mój gust. Ale na­pi­sa­ne zgrab­nie, za­mysł jest wi­docz­ny, więc do­rzu­cę klicz­ka.

deviantart.com/sil-vah

Coś pięk­ne­go.

Niby jest oni­rycz­ne, ale prze­my­śla­ne. Więk­szość świa­ta przed­sta­wio­ne­go jest we­wnętrz­nym prze­ży­ciem, spo­so­bem na prze­tra­wie­nie emo­cji. Opo­wia­da­nie słod­kie i gorz­kie za­ra­zem, po­ka­zu­ją­ce, że żadna “de­cy­zja”, je­że­li mo­że­my tak to na­zy­wać nie jest zła, ani dobra. Krót­kie opo­wia­da­nie na­pi­sa­łeś, do­dat­ko­wo z dwie­ma per­spek­ty­wa­mi, a tutaj jest tyle bólu… jest tak przej­mu­ją­ce.

I mia­łeś opis wnę­trza, który naj­bar­dziej lubię – nie był czy­sty, był oni­rycz­ną, scho­wa­ną przy­god­ną, która wy­ra­ża­ła całą wolę prze­ży­cia. Po­do­ba mi się, jak z po­cząt­ku cięż­ko było to pojąć, ale z ostat­ni­mi aka­pi­ta­mi każde zda­nie na­bra­ło sensu. Dałeś czy­tel­ni­ko­wi czas na prze­tra­wie­nie wszyst­kie­go, zro­zu­mie­nie na swój spo­sób.

Koń­ców­ka jest smut­na. Dla obu stron. A z dru­giej stro­ny mamy cud, bo się wy­bu­dził. Źle i do­brze… chyba nawet go­rzej niż le­piej. Nie­sa­mo­wi­te.

Za dwa dni no­mi­nu­ję.

Siema :)

 

@Sa­gitt

 

Zo­sta­wi­łeś czy­tel­ni­ków z nie­ja­snym za­koń­cze­niem, któ­re­go można się je­dy­nie do­my­ślać. I coś, co było dla mnie bar­dzo na plus – czuć Twoje ży­cio­we do­świad­cze­nie w tym tek­ście.

Nie prze­sa­dzał­bym z tym do­świad­cze­niem. Aku­rat w ta­kiej sy­tu­acji nigdy nie byłem i nie znam ni­ko­go, kto by był, ale cza­sem – dla za­ję­cia umy­słu – roz­trzą­sam takie ewen­tu­al­no­ści i sta­ram się je uwia­ry­gad­niać, bio­rąc pod uwagę pewne wzor­ce za­cho­wań, które ob­ser­wu­ję u ludzi z któ­ry­mi się sty­kam.

 

Ma­łe­go Maćka i jego roz­bi­cie bańki po­strze­gam, nie wiem czy do­brze, czy nie­do­brze, jako osta­tecz­ne wy­bu­dze­nie, a wszyst­ko to co było po dro­dze – trzę­sie­nia ziemi, śnieg i to wszyst­ko – to były dla mnie stany bo­ha­te­ra w śpiącz­ce które się do tego przy­czy­ni­ły. Tata Maćka pew­nie był tro­chę świa­do­my na prze­kór le­kar­skim wy­ro­kom.

Do­brze, Sa­git­t­cie. Tata Maćka był przede wszyst­kim – a przy­naj­mniej jego część była – świa­do­ma tego, co go czeka po wy­bu­dze­niu. A jego inna część miała na­dzie­ję, że nie­wie­le się zmie­ni­ło i bę­dzie jak daw­niej ;)

 

@krar

 

Tylko, że ucie­ka­jąc od klapy, bo­ha­ter oka­zu­je pewna od­wa­gę i dzia­ła­nie, a w sce­nie z ki­lo­fem jest ra­czej apa­tycz­ny i wy­ko­nu­je po­le­ce­nia. Za­sta­na­wiam się, dokąd pro­wa­dzi­ła klapa, czy tez na ze­wnątrz, czy ra­czej do ziemi, a może do “lep­sze­go świa­ta”. Po­my­ślę i pew­nie się ode­zwę.

W sce­nie z ki­lo­fem jest już inny, ule­gły, bo klapa i tamta ewen­tu­al­ność już są za nim, nie wróci do nich. Zgu­bił coś, co ka­za­ło­by spoj­rzeć mu na roz­ta­cza­ne przez męż­czy­znę od ki­lo­fa wizje z per­spek­ty­wy roz­sąd­ku i re­ali­zmu. Drogę na ze­wnątrz wy­brał roz­bi­ja­jąc ki­lo­fem bańkę. Klapa pro­wa­dzi do tych dwóch po­zo­sta­łych ewen­tu­al­no­ści.

 

Jak ro­zu­miem, to czło­wiek w śpiącz­ce my­ślał, że jest swoim wła­snym synem, i żona mu się z matką po­mie­sza­ła. Ok. Po­sta­cie w do­mach to ja­kieś czę­ści jego ja, te do­ro­słe, ale i bo­gat­sze o wie­dzę, któ­rej bra­ku­je bo­ha­te­ro­wi.

Cie­szę się, że to za­uwa­ży­łeś. Wizja matki śpie­wa­ją­cej ko­ły­san­kę po­wo­du­je na­kła­da­nie się praw­dzi­wych wspo­mnień o matce Wojt­ka, z tym, co Woj­tek uważa, że po­wi­nien pa­mię­tać Ma­ciek. Po­sta­cie w do­mach po­ka­zu­ją mu drogi do dal­sze­go życia – jedna re­al­ną, praw­do­po­dob­ną, druga nie­praw­dzi­wą, wy­ide­ali­zo­wa­ną, taką z pra­gnień.

 

@Si­lva

 

Tylko że w opo­wia­da­niu jest to tak przed­sta­wio­ne, jakby ów po­wrót był “złym” wy­bo­rem, a tym po­praw­nym, któ­re­go po­wi­nien do­ko­nać bo­ha­ter, to ze­sko­cze­nie w lej w opusz­czo­nym domu. Czyli śmierć ojca, a chyba nie za bar­dzo o to cho­dzi­ło…

A nie był złym wy­bo­rem? ;) I tak, o to cho­dzi­ło z tym ska­ka­niem w lej – o uciecz­kę od cier­pie­nia, które bę­dzie nie tylko jego udzia­łem, jeśli nie zde­cy­du­je się na tę drogę. Tutaj nie ma do­bre­go wyj­ścia. W jed­nym nie ży­jesz i oszczę­dzasz bólu sobie, zaś już nie takim bli­skim tylko nie­wie­le. W dru­gim wra­casz i za­sta­jesz życie w roz­syp­ce. Jasne, mo­żesz sobie je póź­niej jakoś uło­żyć, ale czy bę­dziesz miał na to siłę? Ile wy­cier­pisz zanim – jeśli – ci się to uda. To trud­ne py­ta­nie, a wybór Wojt­ka/Maćka i jego słusz­ność nie są wcale zero je­dyn­ko­we. Czy­tel­nik musi sam roz­są­dzić, czy Woj­tek wy­brał do­brze, czy gdyby był Wojt­kiem też wy­brał­by tę drogę co on.

 

Na do­da­tek nie wiem zbyt­nio, jak od­czy­ty­wać trzę­sie­nie ziemi. Zna­czy, spo­dzie­wa­ła­bym się po pro­stu, że ten wątek ma ja­kieś więk­sze za­cze­pie­nie w rze­czy­wi­sto­ści.

Prze­łom, po pro­stu. Dzień wy­bo­ru. Gdyby trzę­sie­nie nie na­stą­pi­ło Ma­ciek/Woj­tek nie wy­szedł­by z domu i nie tra­fił­by do są­sied­nich bu­dyn­ków, tylko nadal sie­dział w wiecz­nym ocze­ki­wa­niu aż mama wróci, za­pa­trzo­ny w ekran te­le­wi­zo­ra, od­twa­rza­ją­cy scenę sprzed sa­me­go wy­pad­ku – łódka su­ną­ca po gład­kiej jesz­cze tafli je­zio­ra.

 

Koń­ców­ka – no, kło­po­tli­wa dla ludzi, któ­rzy już uło­ży­li sobie życie. Tro­chę jak z “Cast away”.

Nie mia­łem na myśli “Cast Away” pod­czas pi­sa­nia, ale myślę, że to dobry trop. Pa­su­je.

 

@Ma­Skrol

 

Więk­szość świa­ta przed­sta­wio­ne­go jest we­wnętrz­nym prze­ży­ciem, spo­so­bem na prze­tra­wie­nie emo­cji. Opo­wia­da­nie słod­kie i gorz­kie za­ra­zem, po­ka­zu­ją­ce, że żadna “de­cy­zja”, je­że­li mo­że­my tak to na­zy­wać nie jest zła, ani dobra.

 

Ba­aar­dzo dzię­ku­ję, Ma­Skro­lu. Wła­śnie o to cho­dzi. Nie ma do­bre­go wyj­ścia, jest wybór, który bę­dzie niósł ze sobą różne kon­se­kwen­cje, jed­no­cze­śnie po­zy­tyw­ne i ne­ga­tyw­ne, do­ty­ka­ją­ce za­ra­zem bo­ha­te­ra jak i osoby, które kocha.

 

Po­do­ba mi się, jak z po­cząt­ku cięż­ko było to pojąć, ale z ostat­ni­mi aka­pi­ta­mi każde zda­nie na­bra­ło sensu. Dałeś czy­tel­ni­ko­wi czas na prze­tra­wie­nie wszyst­kie­go, zro­zu­mie­nie na swój spo­sób.

Po więk­szo­ści ko­men­ta­rzy ra­czej skłon­ny je­stem przy­znać, że jed­nak zbyt głę­bo­ko scho­wa­łem ten za­mysł, który przy­świe­cał tek­sto­wi. I jed­no­cze­śnie nie­sa­mo­wi­cie się cie­szę, że dla Cie­bie oka­zał się być wi­docz­ny :) Cza­sem tak mam, że ło­pa­tą w głowę czy­tel­ni­ka ude­rzam, żeby mu po­ka­zać – o tutaj! Po­patrz, teraz już ro­zu­miesz? A cza­sem znów w drugą stro­nę prze­gi­nam i uży­wam tej ło­pa­ty do za­ko­pa­nia sensu głę­biej. Muszę się na­uczyć, że ło­pa­ta nie jest dobra w żad­nym z przy­pad­ków, zo­sta­wić ją w ga­ra­żu i pisać tak, żeby ba­lan­so­wac po­środ­ku nie­zro­zu­mie­nia i wy­ja­śnia­nia za­my­słu. Ale to jesz­cze pew­nie tro­chę po­trwa.

 

Koń­ców­ka jest smut­na. Dla obu stron. A z dru­giej stro­ny mamy cud, bo się wy­bu­dził. Źle i do­brze… chyba nawet go­rzej niż le­piej.

To po­zo­sta­wiam oce­nie od­bior­cy, choć sam – muszę przy­znać – od­bie­ram ją tak, jak Ty :)

 

Za dwa dni no­mi­nu­ję.

O kurde… Dzię­ku­ję bar­dzo, to dla mnie wiel­kie wy­róż­nie­nie, ale nie spo­dzie­wam się cudów. Muszę jesz­cze pra­co­wać nad warsz­ta­tem, żeby było le­piej. Ale skoro już się za­de­kla­ro­wa­łeś, to chciał­bym znać Twoją opi­nię od­no­śnie do­da­nia na po­cząt­ku pew­nej wzmian­ki, która od pierw­szej sceny roz­ja­śni kwe­stię, że Ma­ciek to Woj­tek. Chcę tam wrzu­cić wspo­mnie­nie, w tórym Ma­ciek tonie i ktoś go wy­cią­ga, ale Ma­ciek/Woj­tek nie pa­mię­ta uczu­cia to­nię­cia, tylko widzi to­pią­ce­go się sie­bie czy­imiś ocza­mi (czyli ocza­mi Wojt­ka, ojca, któ­rym w rze­czy­wi­sto­ści jest) a póź­niej ta re­tro­spek­cja urywa się, w mo­men­cie kiedy we wspo­mnie­niu po­ja­wia się zbli­ża­ją­ce się do jego twa­rzy, szarp­nię­te buj­nię­ciem sma­ga­nej wia­trem łodzi, wio­sło. Ten motyw dałby wska­zów­kę, że ze wspo­mnie­nia­mi jest cos nie tak, na­kie­ro­wał­by od­bior­cę na to, co oka­zu­je się póź­niej.

 

Dzię­ku­ję Wam za od­wie­dzi­ny, czas po­świę­co­ny na lek­tu­rę i po­zo­sta­wie­nie po sobie roz­bu­do­wa­nych ko­men­ta­rzy. No i oczy­wi­ście za po­le­caj­ki :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

Known some call is air am

No, nie ob­ra­zi­ła­bym się za wię­cej in­for­ma­cji. Mia­łeś fajny po­mysł, ale tro­chę zbyt duża jego część zo­sta­ła w Tobie. Ja to sobie zin­ter­pre­to­wa­łam, że Woj­tek mógł wy­brać, czy obu­dzi się teraz, czy póź­niej.

W sumie niby motyw z klapą i pia­skiem po­wi­nien na­pro­wa­dzić na ślad, ale nie za­ja­rzy­łam.

Nie bar­dzo ro­zu­miem, jak to się stało, że była żona za­po­mnia­ła, jak się na­zy­wa i jak się na­zy­wa­ła. Poza tym, ro­zu­miem, że męża w sta­nie śpiącz­ki nie od­wie­dza­ła zbyt czę­sto, ale chyba po­win­na ko­ja­rzyć część per­so­ne­lu szpi­ta­la, a oni ją? Ta część wy­szła mi na bar­dzo my­lą­cą. Albo z tą ko­bie­tą coś jest mocno nie tak…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Mam wra­że­nie, że czy­ta­jąc otrzy­ma­łem tro­chę za mało in­for­ma­cji i tro­chę cięż­ko od­nieść mi się do tre­ści, bo nie do końca zro­zu­mia­łem całą fa­bu­łę.

Pod wzglę­dem formy jest OK, ale bez re­we­la­cji. Je­dy­nie tro­chę iry­to­wa­ło mnie cią­głe po­wta­rza­nie “Ma­ciuś” i “chłop­czyk” aż do znu­dze­nia. Na plus rów­nież cie­ka­wy kli­mat, który za­chwy­ca swoją nie­zwy­kło­ścią i oni­rycz­no­ścią. Co chwi­lę przez umysł prze­la­ty­wa­ła mi myśl “co tu się wła­ści­wie dzie­je?”.

Po­zdra­wiam

All in all, it was all just bricks in the wall

Yo!

 

@Fin­kla

 

No, nie ob­ra­zi­ła­bym się za wię­cej in­for­ma­cji. Mia­łeś fajny po­mysł, ale tro­chę zbyt duża jego część zo­sta­ła w Tobie. Ja to sobie zin­ter­pre­to­wa­łam, że Woj­tek mógł wy­brać, czy obu­dzi się teraz, czy póź­niej.

Zdaję sobie spra­wę, że tro­chu za mało info. Dla­te­go chyba do­pi­szę te scen­kę pod­czas trzę­sie­nia ziemi, w któ­rej Ma­ciek/Woj­tek ma fla­sh­back z wy­pad­ku na je­zio­rze. Może to tro­chę roz­ja­śni.

 

W sumie niby motyw z klapą i pia­skiem po­wi­nien na­pro­wa­dzić na ślad, ale nie za­ja­rzy­łam.

Wiesz, Twoja in­ter­pre­ta­cja nie jest zła. Bo co z tego, że nie po­kry­wa się z moim za­my­słem? Rów­nie do­brze pod klapą może być prze­cież ko­lej­ny, głęb­szy etap jego śpiącz­ki. Tylko pew­nie wy­bu­dzić się bę­dzie trud­niej, bo to level niżej :)

 

Nie bar­dzo ro­zu­miem, jak to się stało, że była żona za­po­mnia­ła, jak się na­zy­wa i jak się na­zy­wa­ła.

Nie wiem, Fin­klo, czy roz­ma­wia­łaś kie­dyś z kims w głę­bo­kim szoku, lub kims mocno roz­ko­ja­rzo­nym, przed kim czeka trud­ne za­da­nie, któ­re­go nie chce zro­bić, ale uważa, że musi. W ta­kich sy­tu­acjach lu­dzie róż­nych rze­czy za­po­mi­na­ją. Ona była kie­dyś Zie­liń­ska, teraz jest Win­nic­ka i jako Win­nic­ka funk­cjo­nu­je, więc na py­ta­nie o swoje dane od­po­wia­da zgod­nie z praw­dą, za­po­mi­na­jąc, że była kie­dyś Zie­liń­ska. I prze­no­si swoje na­zwi­sko na męża, tyle, że nie ak­tu­al­ne­go a by­łe­go.

 

Poza tym, ro­zu­miem, że męża w sta­nie śpiącz­ki nie od­wie­dza­ła zbyt czę­sto, ale chyba po­win­na ko­ja­rzyć część per­so­ne­lu szpi­ta­la, a oni ją?

Po lek­kim prze­mo­de­lo­wa­niu, dzię­ki su­ge­stiom Śli­ma­ka – masz rację, nie od­wie­dza­ła męża od dłuż­sze­go czasu, uło­zy­ła sobie zycie na nowo. W re­cep­cji jest jakaś babka, jedna z wielu, więc mogła jej nie ko­ja­rzyć. Z kolei le­karz ją ko­ja­rzył, nie ma ni­g­dzie na­pi­sa­ne, że nie ko­ja­rzył. Ow­szem, pani z re­cep­cji in­for­mu­je le­ka­rza, że ta pani jest żoną pa­cjen­ta, ale ona tez nie jest wszech­wie­dzą­ca, więc może nie wie­dzieć, że dok­tor Ba­rań­czak ją zna, in­for­mu­je go więc o tym fak­cie, kiedy tylko le­karz się po­ja­wia. To rze­czy­wi­ście może być my­lą­ce, jed­nak oso­bi­ście uwa­żam za sce­na­riusz praw­do­po­dob­ny, dla­te­go wła­śnie w ta­kiej for­mie po­wstał ten tekst, z ta­ki­mi za­leż­no­ścia­mi. Ja na­praw­dę mocno się za­sta­na­wiam nad re­la­cja­mi po­sta­ci, tłu­ma­czę je sobie w opar­ciu o za­cho­wa­nia z ja­ki­mi się spo­tka­łem i tak kon­stru­uję ich mo­ty­wy i za­cho­wa­nia, by były praw­do­po­dob­ne :) Ale wia­do­mo, każdy z nas ma od­mien­ne do­świad­cze­nia i ina­czej pa­trzy na świat wokół, więc biorę tę kry­ty­kę na klatę i będę tego mo­ty­wu bro­nić :)

 

@Si­me­one

 

Pod wzglę­dem formy jest OK, ale bez re­we­la­cji.

Co masz na myśli, pi­sząc o for­mie?

 

Co chwi­lę przez umysł prze­la­ty­wa­ła mi myśl “co tu się wła­ści­wie dzie­je?”.

Twój ko­men­tarz dał mi do my­śle­nia. Sam lubię opo­wie­ści, pod­czas czy­ta­nia któ­rych co chwi­la się za­sta­na­wiam “co tu się od­jten­te­go­wu­je?” i chyba w tym tek­ście w tę stro­nę po­sze­dłem. Tro­chę nie­świa­do­mie chyba, ale kiedy o tym za­czą­łem my­śleć, wy­szło mi, że skon­stru­owa­łem to opo­wia­da­nie po­dob­nie do tego, jak swoją ge­nial­ną po­wieść “Ko­niec świat i hard bo­iled won­der­land” skon­stru­ował Ha­ru­ki Mu­ra­ka­mi. Oczy­wi­ście nie po­rów­nu­ję się do ge­niu­sza, za któ­re­go uwa­żam Mu­ra­ka­mie­go, jed­nak echa tej po­wie­ści wciąz do mnie wra­ca­ją, mo­głem więc pod­świa­do­mie skon­stru­owac tekst w po­dob­ny spo­sób.

 

Dzię­ku­ję Wam za od­wie­dzi­ny i po­dzie­le­nie się wra­że­nia­mi :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Pod wzglę­dem formy jest OK, ale bez re­we­la­cji.

Co masz na myśli, pi­sząc o for­mie?

Ogól­nie po­ję­ty spo­sób pi­sa­nia: za­rów­no język, jak i kon­wen­cję, w któ­rej na­pi­sa­łeś tekst.

All in all, it was all just bricks in the wall

Tekst jest tro­chę krót­szy od więk­szo­ści opo­wia­dań kon­kur­so­wych, więc i mój ko­men­tarz bę­dzie bar­dziej zwię­zły. Nie do­szu­kuj się tu, pro­szę, żad­nych oznak dys­kry­mi­na­cji. ;-)

Po­czą­tek (opo­wia­da­nia, nie mo­je­go ko­men­ta­rza ;)) na­zwał­bym takim dość kla­sycz­nym wpro­wa­dze­niem pod ta­jem­ni­cę. Trzę­sie­nie ziemi, przej­ście do in­ne­go domu. Do tego masa nie­do­po­wie­dzeń, oso­bli­wo­ści. Poj­mu­je­my z tego wszyst­kie­go nie­wie­le, ale na tym eta­pie tek­stu tak jesz­cze po­win­no być.

Póź­niej ten na­strój oso­bli­wo­ści się utrzy­mu­je. Dalej jest bar­dzo ta­jem­ni­czo. Niby coraz wię­cej wia­do­mo, ale do końca nie wia­do­mo nic. Ma­ciek spo­ty­ka ja­kichś ob­cych ludzi. Do­sta­je­my scenę o za­wo­dzą­cej pa­mię­ci. Matka jest zde­ner­wo­wa­na. Na­to­miast w tym mo­men­cie pro­blem jest taki, że ja dalej nie do końca wie­dzia­łem, z jakim ro­dza­jem opo­wia­da­nia mam do czy­nie­nia. Czy to bę­dzie jakiś tekst opar­ty na nie­do­po­wie­dze­niach z lekką war­stwą re­flek­syj­ną – taki, który wy­ma­ga od czy­tel­ni­ka odro­bi­ny in­wen­cji przy in­ter­pre­to­wa­niu zda­rzeń. A może jed­nak pro­wa­dzisz nas w kie­run­ku we­ir­du i stąd ta oso­bli­wość i nie­zro­zu­mie­nie? Na upar­te­go mógł­by to być i hor­ror, choć ja na tym eta­pie lek­tu­ry to od­rzu­ca­łem. Te dwie osoby, które Ma­ciek spo­ty­ka, te na­wo­ły­wa­nia o prze­bi­cie bańki. W sumie cały ten prze­kaz, który od nich wy­cho­dzi – wszyst­ko to kie­ro­wa­ło mnie znów ku tej pierw­szej myśli o nie­do­po­wie­dze­niach z war­stwą re­flek­syj­ną.

Na­to­miast głów­ny pro­blem po­le­gał na tym, że to wszyst­ko były je­dy­nie do­my­sły. I ta nie­wie­dza robi jed­nak opo­wia­da­niu krzyw­dę. Bo jeśli nie wiesz, co czy­tasz, to i bar­dziej niż na lek­tu­rze sku­piasz się na po­szu­ki­wa­niu ja­kie­goś punk­tu za­cze­pie­nia. Ge­ne­ral­nie w pew­nym mo­men­cie ro­zu­mia­łem już, że tekst jest opar­ty na ta­jem­ni­cy, a cała za­ba­wa w przy­pad­ku czy­tel­ni­ka bę­dzie po­le­ga­ła na tym, by ści­gać się z au­to­rem i pró­bo­wać zna­leźć wy­ja­śnie­nie przed ostat­nią krop­ką. Jed­nak Twój tekst wy­da­je mi się w bu­do­wa­niu owej ta­jem­ni­cy po­spiesz­ny. A zatem i szan­se czy­tel­ni­ka nie są równe.

Z tym tek­stem to w sumie jest tak, że on ma cał­kiem sporo ele­men­tów, za które można po­chwa­lić, ale te ele­men­ty wy­da­ją się być po­łą­czo­ne ze sobą wła­śnie tro­chę na­pręd­ce, przez co i nie do końca skła­da­ją się na takie opo­wia­da­nie, jakie sobie za­ło­ży­łeś i wy­my­śli­łeś.

Pi­sa­łem o do­brym, lekko oso­bli­wym wpro­wa­dze­niu. Bar­dzo fajne, takie nieco ta­jem­ni­cze są te sceny, kiedy Ma­ciek spo­ty­ka te dziw­ne osoby. Fajne są też te ich roz­mo­wy, kiedy do ta­jem­ni­cy do­cho­dzi jesz­cze taka nuta pra­gnie­nia „prze­bi­cia się”, „do­tar­cia do cze­goś”. To tro­chę dzi­wacz­ne, prze­siąk­nię­te nie­po­ko­jem za­cho­wa­nie ko­bie­ty rów­nież do­brze wpi­su­je się w ogól­ną at­mos­fe­rę opo­wia­da­nia. Trze­ba też do­rzu­cić jedno zda­nie o opi­sach w pierw­szej czę­ści opo­wia­da­nia – one rów­nież swoje wno­szą, są do­brze do­bra­ne i od­po­wied­nio ob­ra­zo­we.

Jeśli więc przy­glą­dam się po­szcze­gól­nym ele­men­tom to, jak wi­dzisz, mam za co chwa­lić. Na­to­miast to, co po­tra­fi zro­bić wra­że­nie roz­ło­żo­ne na ele­men­ty, jako ca­łość nie po­tra­fi tego wra­że­nia pod­trzy­mać. Te czę­ści skła­do­we lekko się ze sobą pod­gry­za­ją, są ze sobą po­łą­czo­ne „na szyb­ko” i tak nie do końca po­tra­fią się zło­żyć w atrak­cyj­ne opo­wia­da­nie. Mogę chwa­lić za opisy, za na­strój oso­bli­wo­ści, za po­mysł na ta­jem­ni­cę. Ale kiedy znów spo­glą­dam na to jako ca­łość to jed­nak czuję przede wszyst­kim mę­tlik, jaki od pew­ne­go mo­men­tu to­wa­rzy­szył lek­tu­rze. Jakby ten po­mysł nie zdą­żył się do końca „uło­żyć”, by od­po­wied­nio wy­brzmieć w tek­ście. Ale jeśli mieć już z opo­wia­da­niem jakiś pro­blem, to chyba naj­le­piej taki, bo i do ko­ry­go­wa­nia wy­da­je się być nie­wie­le. Tro­chę wię­cej czasu, spo­ko­ju. Moż­li­wość roz­wa­że­nia raz jesz­cze, jak roz­pi­sać ten tekst, by każdy z ele­men­tów mógł na­le­ży­cie wy­brzmieć i wy­ko­rzy­stać w pełni swój po­ten­cjał. I to wszyst­ko. Tu na­praw­dę ta linia od­dzie­la­ją­ca Twój tekst od ta­kiej so­lid­nej, atrak­cyj­nej czy­tel­ni­czo lek­tu­ry jest bar­dzo cien­ka i w sumie nie­wie­le bra­kło, by ją prze­kro­czyć. Po­szcze­gól­ne ele­men­ty wy­da­ją się być jak trze­ba. Tyle że po zło­że­niu w ca­łość jakoś nie mogą się zgrać w od­po­wied­nio atrak­cyj­ne opo­wia­da­nie.

Po­dzię­ko­wał za udział w kon­kur­sie.

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Siema, CM :)

 

Na­to­miast w tym mo­men­cie pro­blem jest taki, że ja dalej nie do końca wie­dzia­łem, z jakim ro­dza­jem opo­wia­da­nia mam do czy­nie­nia. Czy to bę­dzie jakiś tekst opar­ty na nie­do­po­wie­dze­niach z lekką war­stwą re­flek­syj­ną – taki, który wy­ma­ga od czy­tel­ni­ka odro­bi­ny in­wen­cji przy in­ter­pre­to­wa­niu zda­rzeń. A może jed­nak pro­wa­dzisz nas w kie­run­ku we­ir­du i stąd ta oso­bli­wość i nie­zro­zu­mie­nie?

Czyli Cię skon­fun­do­wa­łem? :D Ro­zu­miem za­rzut: do końca nie wie­dzia­łeś, czego się spo­dzie­wać. Po­cząt­ko­wo chcia­łem iść w taką nie­sa­mo­wi­tość, lekko pod­szy­tą grozą, ale wy­szło bar­dziej re­flek­syj­nie. Więc osta­tecz­nie w do­brym kie­run­ku się kie­ro­wa­łeś.

 

Na­to­miast głów­ny pro­blem po­le­gał na tym, że to wszyst­ko były je­dy­nie do­my­sły. I ta nie­wie­dza robi jed­nak opo­wia­da­niu krzyw­dę.

(…)

Jed­nak Twój tekst wy­da­je mi się w bu­do­wa­niu owej ta­jem­ni­cy po­spiesz­ny. A zatem i szan­se czy­tel­ni­ka nie są równe.

Tak, tutaj po­zo­sta­je mi się zgo­dzić. Pi­sa­łem na ostat­nią chwi­lę, bo na ostat­nią chwi­le taka wizja się w gło­wie po­ja­wi­ła. I w gło­wie się skle­ja­ła, ale – co już wy­tknę­li mi przed­pi­ś­cy – nie­do­sta­tecz­na ilość in­for­ma­cji z głowy zo­sta­ła prze­nie­sio­na w tekst. Mea culpa.

 

Jeśli więc przy­glą­dam się po­szcze­gól­nym ele­men­tom to, jak wi­dzisz, mam za co chwa­lić. Na­to­miast to, co po­tra­fi zro­bić wra­że­nie roz­ło­żo­ne na ele­men­ty, jako ca­łość nie po­tra­fi tego wra­że­nia pod­trzy­mać.

Czyli pi­szesz, że jest tak do­brze, że go­rzej być nie mogło? ;)

 

Dzię­ki za ob­szer­ny ko­men­tarz, choć na Twoje stan­dar­dy, to jest rze­czy­wi­ście la­ko­nicz­nie :D Ale nie bój nic, nie czuję się dys­kry­mi­no­wa­ny. Jak­byś był po­ju­trze w po­łu­dnie gdzieś w oko­li­cach Edu­ka­cji, to mogę Ci do­bit­niej po­ka­zać, że nie czuję się dys­kry­mi­no­wa­ny, bo się idę szcze­pić ;)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Cześć, Out­ta­Se­wer!

A to przy oka­zji u Cie­bie po­wiem, jak mi się głu­pio wsta­wia te ko­men­ta­rze po tych CM-owych wy­po­ci­nach, bo ja to jed­nak tak się roz­lać po ekra­nie nie po­tra­fię. ;p

 

Twoje opo­wia­da­nie oce­ni­łam w tym kon­kur­sie jako śred­nie. Nie wiem, dla­cze­go, ale spo­dzie­wa­łam się po Tobie więk­sze­go po­pi­su wy­obraź­ni, a dałeś nam taką tro­chę oby­cza­jów­kę okra­szo­ną fan­ta­sty­ką, otu­lo­ną snem.

Wy­da­je mi się, że za­bra­kło Ci po­my­słu. I czasu.

Pierw­sze, na co zwró­ci­łam uwagę to pię­cio­let­ni chło­piec, który chce ra­to­wać są­sia­dów. Hmm… Albo tu cze­goś nie zro­zu­mia­łam, albo to na­praw­dę dziw­ne, że chło­piec nie scho­wał się pod stół, cho­ciaż z dru­giej stro­ny dzi­wac­twa się zda­rza­ją nawet w na­szym praw­dzi­wym świe­cie, więc to takie cze­pial­stwo tro­chę na siłę. Jest kli­ma­tycz­nie i na­stro­jo­wo, to trze­ba przy­znać. Tekst nie jest zły, bo za­pa­da w pa­mięć. Cho­le­ra, mi­nę­ło już tro­chę czasu od czy­ta­nia, a ja wciąż go pa­mię­tam, a to u mnie jeden z wy­znacz­ni­ków ja­ko­ści opo­wia­dań. ;)

Po­da­łeś nam ta­jem­ni­czą wizję świa­ta/świa­tów Maćka. Moim zda­niem, mógł­byś jesz­cze nad opo­wia­da­niem po­pra­co­wać, ale i tak sza­cun za szyb­kie na­pi­sa­nie przy­zwo­ite­go, nie­złe­go tek­stu, który nie wy­le­ciał mi z głowy zaraz po prze­czy­ta­niu.

Poza tym, że tekst na­pi­sa­ny jest nawet przy­jem­nie. A ta łódka bar­dzo mi się po­do­ba­ła. :)

Po­zdra­wiam!

Cześć Saro :)

 

Tym, że CM pisze ko­men­ta­rze dłuż­sze od ko­men­to­wa­nych tek­stów się nie przej­muj :)

 

Nie wiem, dla­cze­go, ale spo­dzie­wa­łam się po Tobie więk­sze­go po­pi­su wy­obraź­ni, a dałeś nam taką tro­chę oby­cza­jów­kę okra­szo­ną fan­ta­sty­ką, otu­lo­ną snem.

Ja różne rze­czy sta­ram się pisać, żeby się nie za­mknąć w jed­nej kon­wen­cji, stąd i oby­cza­jów­ka, zresz­tą nie pierw­sza.

 

Wy­da­je mi się, że za­bra­kło Ci po­my­słu. I czasu.

Po­mysł na ostat­nią chwi­lę, więc i czasu nie było. Zresz­tą za­sta­na­wia­łem się, czy ten tekst w ogóle pa­su­je do te­ma­ty­ki kon­kur­so­wej i czy dawać Wasz tag. No i dałem, może nie­słusz­nie, ale pal licho, obec­nośc w ko­lej­nym kon­kur­sie przy­naj­mniej za­li­czy­łem ;)

 

Pierw­sze, na co zwró­ci­łam uwagę to pię­cio­let­ni chło­piec, który chce ra­to­wać są­sia­dów. Hmm… Albo tu cze­goś nie zro­zu­mia­łam, albo to na­praw­dę dziw­ne, że chło­piec nie scho­wał się pod stół, cho­ciaż z dru­giej stro­ny dzi­wac­twa się zda­rza­ją nawet w na­szym praw­dzi­wym świe­cie, więc to takie cze­pial­stwo tro­chę na siłę.

Dzie­wię­cio­let­ni, Saro :) Mam dwu­na­sto­let­nie­go syna, więc wiem do czego jest taki dzie­ciak zdol­ny, stąd się wzię­ło to dzie­więć lat – wiek na tyle opty­mal­ny, że to jesz­cze jest dziec­ko, ale już na tyle ogar­nię­te, że może zro­bić coś wię­cej. Inna spra­wa, że to de facto do­ro­sły facet, któ­re­mu je­dy­nie wy­da­je się, że jest dziec­kiem i pewne jego za­cho­wa­nia moga być nie­kon­se­kwent­ne i nie­ade­kwat­ne wzglę­dem wieku.

 

Cho­le­ra, mi­nę­ło już tro­chę czasu od czy­ta­nia, a ja wciąż go pa­mię­tam, a to u mnie jeden z wy­znacz­ni­ków ja­ko­ści opo­wia­dań. ;)

No, i to mi się po­do­ba :)

 

Poza tym, że tekst na­pi­sa­ny jest nawet przy­jem­nie. A ta łódka bar­dzo mi się po­do­ba­ła. :)

 

Aye, cap­ta­in. Tylko mo­ty­li brak, choć i tutaj mo­gły­by przy­le­cieć i po­krą­żyć wokół bo­ha­te­rów ;)

 

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny, opi­nię i zor­ga­ni­zo­wa­nie kon­kur­su.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

Hej!

 

My­śla­łem i my­śla­łem i nadal nie wszyst­ko ro­zu­miem. Jakoś nie do końca czuję sym­bo­li­kę dwóch domów oraz tego, co ze sobą niosą dla bo­ha­te­ra.

W sce­nie z ki­lo­fem jest już inny, ule­gły, bo klapa i tamta ewen­tu­al­ność już są za nim, nie wróci do nich.

Jakoś mi to umknę­ło. Nie widzę tej de­cy­zji bo­ha­te­ra, ani in­nych czyn­ni­ków, które go do tego pre­de­sty­nu­ją. Zaraz to jesz­cze raz prze­czy­tam.

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Cześć!

po­dob­nie jak po­przed­ni­kom nie udało mi się roz­gryźć wszyst­kie­go – do­pie­ro zer­k­nię­cie wyżej na Twoje wy­po­wie­dzi i szer­szy kon­tekst wy­wo­ła­ły u mnie takie “aaaa”. Nieco szko­da, bo po­mysł cie­ka­wy, ale fak­tycz­nie za mało dałeś wska­zó­wek, a za dużo ta­jem­ni­cy. Szcze­gól­nie motyw ze zmie­nia­ją­cą się matką wpro­wa­dził dla mnie dużo za­mie­sza­nia, a nie bar­dzo dawał mi ka­wał­ki do uło­że­nia ca­ło­ści.

Po­ru­szy­łeś jed­nak wątek mi­ło­ści ro­dzi­ca – to chyba jed­nak temat mało po­ru­sza­ny w fan­ta­sty­ce (no może poza ze­mstą za śmierć dziec­ka), a to za­wsze fajny po­wiem świe­żo­ści. 

Ge­ne­ral­nie czu­łam też nie­ste­ty ten chaos, co w po­łą­cze­niu z ta­jem­ni­czo­ścią tek­stu spra­wiał, że kil­ku­krot­nie skro­lo­wa­łam do góry, bo wie­dzia­łam, że coś mi umyka, ale jed­nak nie po­tra­fi­łam po­ukła­dać tych puz­zli. 

Mam też pro­blem z de­cy­zją Maćka/Wojt­ka – jest to przed­sta­wio­ne, jakby było mu już wszyst­ko jedno kogo po­słu­cha. I tutaj bra­kło mi jed­nak tro­chę roz­bu­do­wa­nia tego ele­men­tu, coś niż to, że był zmę­czo­ny, cze­kał na mamę i drugi pan wy­da­wał się mniej po­dej­rza­ny. 

 

Siema :)

 

@krar

 

Jakoś mi to umknę­ło. Nie widzę tej de­cy­zji bo­ha­te­ra, ani in­nych czyn­ni­ków, które go do tego pre­de­sty­nu­ją.

Po­myśl o tym w ten spo­sób – tra­fiasz na go­ścia który jest za­pusz­czo­ny, miesz­ka w za­pusz­czo­nym domu, jest dziw­ny, gada o rze­czach kto­rych nie ro­zu­miesz. Ucie­kasz. Tra­fiasz na rów­nie dziw­ne­go typa, ale ten jest za­dba­ny, miesz­ka w za­dba­nym domu, nie każe ci ska­kać do ja­kiejś dziu­ry, tylko kon­kret­nie mówi o tym, że wie jak mo­żesz zy­skać to, na czym ci za­le­ży. Ten za­pusz­czo­ny jest zdro­wym roz­sąd­kiem, jest re­al­ną wizją tego, co cię bę­dzie cze­kać. Ten drugi, za­dba­ny, to obiet­ni­ca, na­dzie­ja, kłam­stwo wy­ni­ka­ją­ce z ży­cze­nio­wej po­sta­wy, że na prze­kór temu co się stało, ile czasu mi­nę­ło, nadal może być jak daw­niej.

 

@Shan­ti

 

Nieco szko­da, bo po­mysł cie­ka­wy, ale fak­tycz­nie za mało dałeś wska­zó­wek, a za dużo ta­jem­ni­cy. Szcze­gól­nie motyw ze zmie­nia­ją­cą się matką wpro­wa­dził dla mnie dużo za­mie­sza­nia, a nie bar­dzo dawał mi ka­wał­ki do uło­że­nia ca­ło­ści.

Ehh, tk to jest jak się pisze na ostat­nią chwi­lę, na bazie po­my­słu, który nagle przy­szedł do głowy. Co cie­ka­we, scena z matką i tym jak sie zmie­nia zo­sta­ła do­da­na, żeby po­ka­zać, że wspo­mnie­nia Maćka nie są praw­dzi­we; ta scena miała dać nieco wska­zó­wek, a oka­zu­je się, że wpro­wa­dzi­ła więk­szość czy­tel­ni­ków w jesz­cze więk­szą kon­ster­na­cję. Na­stęp­nym razem po­sta­ram się bar­dziej :)

 

Ge­ne­ral­nie czu­łam też nie­ste­ty ten chaos, co w po­łą­cze­niu z ta­jem­ni­czo­ścią tek­stu spra­wiał, że kil­ku­krot­nie skro­lo­wa­łam do góry, bo wie­dzia­łam, że coś mi umyka, ale jed­nak nie po­tra­fi­łam po­ukła­dać tych puz­zli. 

Ten chaos jest tylko po­zor­ny, przy­naj­mniej dla mnie ;) Chyba jed­nak za dużo w gło­wie zo­sta­ło. Zaś co do tego go­nie­nia kró­licz­ka, to przy­znam, że zro­bi­łem to z pełną pre­me­dy­ta­cją, bo tek­sty oni­rycz­ne moim skrom­nym zda­niem wła­śnie po­win­ny się za­sa­dzać na tej go­ni­twie za czymś po­zor­nie nie­uchwyt­nym, co w końcu daje się zła­pać. Pry­wat­nie skła­niam się ku opi­nii “the chase is bet­ter then the catch”, stąd takie po­pro­wa­dze­nie fa­bu­ły.

 

jest to przed­sta­wio­ne, jakby było mu już wszyst­ko jedno kogo po­słu­cha. I tutaj bra­kło mi jed­nak tro­chę roz­bu­do­wa­nia tego ele­men­tu, coś niż to, że był zmę­czo­ny, cze­kał na mamę i drugi pan wy­da­wał się mniej po­dej­rza­ny. 

Ok. Ro­zu­miem za­rzut. Czyli to mój błąd, bo wła­śnie takie było za­ło­że­nie – zroz­pa­czo­ne­mu Mać­ko­wi jest już wszyst­ko jedno, a ten drugi pan wy­da­je się miły i mówi, że wie jak tra­fić do mamy, więc chło­piec po­sta­na­wia mu uwie­rzyć, bo co by się nie stało, to przy­naj­mniej sie sta­nie; nie bę­dzie już ocze­ki­wa­nia w nie­pew­no­ści.

 

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za lek­tu­rę i po­zo­sta­wie­nie po sobie kry­tycz­ne­go ko­men­ta­rza :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Opo­wia­da­nie prze­czy­ta­łam jed­nym tchem.

Bar­dzo wzru­sza­ją­ce i do­brze po­pro­wa­dzo­ne.

 

 

Po­zdra­wiam cie­pło – Goch.

 

p.s. na pewno będę za­glą­dać do Two­ich tek­stów.smiley

"bądź do­brej myśli, bo po co być złej" Lem

Cześć, Go­chaw :)

 

Cie­szę się, że opo­wia­da­nie przy­pa­dło Ci do gustu. A jesz­cze bar­dziej cie­szy mnie de­kla­ra­cja, że bę­dziesz wpa­dac pod inne moje tek­sty ;D

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Cześć!

 

Cie­ka­wie przed­sta­wi­łeś wizję czło­wie­ka w śpiącz­ce. W trak­cie czy­ta­nia parę razy za­da­wa­łam sobie py­ta­nie o co tu cho­dzi, zwłasz­cza gdy po­ja­wia­ły się sceny z rze­czy­wi­sto­ści, ale fi­nal­nie pra­wie wszyst­ko się wy­ja­śni­ło (przy­naj­mniej tak mi się wy­da­je). De­cy­zję, któ­re­go do­ko­nu­je Ma­ciek/Woj­tek zin­ter­pre­to­wa­łam jak wybór mię­dzy ży­ciem a śmier­cią, mógł sko­czyć w piach i umrzeć albo prze­bić się przez bańkę i wyjść ze śpiącz­ki. Nie je­stem pewna dla­cze­go Na­ta­lia nie ucie­szy­ła się z prze­bu­dze­nia męża? Czy cho­dzi­ło o to, że po­ukła­da­ła sobie życie na nowo? I nie ogar­nę­łam jesz­cze dla­cze­go Ma­ciek jest za gra­ni­cą, czy on ja­kość ucier­piał pod­czas wy­pad­ku na je­zio­rze? To mnie za­sta­no­wi­ło:

– Co po­wie­dzia­łaś Mać­ko­wi?

– Że zna­jo­my za­pro­sił nas na łódkę. Mi­len­ka jest za mała, żeby je­chać. A Ma­ciek… Prze­cież wiesz.

Nie wiem dla­cze­go przy pierw­szym aka­pi­cie po­my­śla­łam, że Ma­ciuś to kot i potem po­czu­łam się nawet tro­chę roz­cza­ro­wa­na, że to jed­nak chło­piec ;)

Ogól­nie opo­wia­da­nie mi się po­do­ba­ło. 

 

Cześć Ali­cel­lo :)

 

De­cy­zję, któ­re­go do­ko­nu­je Ma­ciek/Woj­tek zin­ter­pre­to­wa­łam jak wybór mię­dzy ży­ciem a śmier­cią, mógł sko­czyć w piach i umrzeć albo prze­bić się przez bańkę i wyjść ze śpiącz­ki.

Bar­dzo traf­nie. Tutaj nie­ste­ty żaden wybór nie pro­wa­dził do happy endu.

 

Nie je­stem pewna dla­cze­go Na­ta­lia nie ucie­szy­ła się z prze­bu­dze­nia męża? Czy cho­dzi­ło o to, że po­ukła­da­ła sobie życie na nowo?

I znów bingo :)

 

I nie ogar­nę­łam jesz­cze dla­cze­go Ma­ciek jest za gra­ni­cą, czy on ja­kość ucier­piał pod­czas wy­pad­ku na je­zio­rze? To mnie za­sta­no­wi­ło:

– Co po­wie­dzia­łaś Mać­ko­wi?

– Że zna­jo­my za­pro­sił nas na łódkę. Mi­len­ka jest za mała, żeby je­chać. A Ma­ciek… Prze­cież wiesz.

Nie jest za gra­ni­cą. Na­ta­lia z Bła­że­jem jadą do­peł­nić ostat­nich for­mal­no­ści, żeby móc wy­je­chać za gra­ni­cę, razem z dzieć­mi. To co Cię za­sta­no­wi­ło, to nie kwe­stia tego, że Ma­ciek ucier­piał, tylko Ma­ciek ma trau­mę od tam­te­go czasu. Dla­te­go skła­ma­ła, że jadą na łódki, bo wie­dzia­ła, że Ma­ciek nie bę­dzie chciał je­chać. Taki sam motyw jak z “Tru­man show” :)

 

Nie wiem dla­cze­go przy pierw­szym aka­pi­cie po­my­śla­łam, że Ma­ciuś to kot i potem po­czu­łam się nawet tro­chę roz­cza­ro­wa­na, że to jed­nak chło­piec ;)

Wszy­scy chcą kotów, dam­mit :) A, może na­pi­sze kie­dyś coś z per­spek­ty­wy fu­trza­ka, tylko mu­siał­by się jakiś po­mysł wy­kluć :)

 

Ogól­nie opo­wia­da­nie mi się po­do­ba­ło. 

Bar­dzo mnie to cie­szy :)

Dzię­ku­ję za lek­tu­rę i po­zo­sta­wie­nie po sobie ko­men­ta­rza.

 

Po­zdra­wiam

Q

 

Known some call is air am

Prze­czy­ta­łem. Nie zro­zu­mia­łem. Mi­sio­wy ro­zu­mek nie wy­star­czył.

To dość oni­rycz­ne opo­wia­da­nie, zbyt wiele tam wci­sną­łem, ukry­łem, a za mało dałem wska­zó­wek. Przy­naj­mniej tak mi wy­cho­dzi z re­ak­cji czy­ta­ją­cych :) Dzię­ki wiel­kie za lek­tu­rę i po­zo­sta­wie­nie po sobie śladu – po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

Od po­cząt­ku po­czu­łam za­cie­ka­wie­nie, za­in­try­go­wa­na nie­co­dzien­ną sy­tu­acją, w ja­kiej zna­lazł się Ma­ciuś. Jed­nak potem, kiedy chło­piec po­sta­no­wił nieść pomoc są­sia­dom, zdzi­wi­łam się, że taka myśl po­sta­ła w gło­wie dzie­wię­cio­lat­ka. A jesz­cze póź­niej prze­stał mi się zga­dzać wiek chłop­ca, bo raz miał dzie­więć lat, a raz trzy­na­ście i w końcu prze­sta­łam się orien­to­wać, co dzie­je się ak­tu­al­nie, co było wspo­mnie­niem i dla­cze­go chło­piec był w domu sam, skoro miał być od­wie­zio­ny do babci… Lo­ka­to­rzy są­sied­nich domów do końca sta­no­wi­li za­gad­kę.

Lek­tu­ra ko­men­ta­rzy nieco roz­ja­śni­ła sy­tu­ację, ale cóż, Outto, nie mogę po­wie­dzieć, że to była w pełni sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca lek­tu­ra.

 

Zaj­rzał przez ko­lej­ne drzwi. ―> Zaj­rzał za ko­lej­ne drzwi.

Oba­wiam się, że przez drzwi – jeśli nie były prze­zro­czy­ste – nic by nie zo­ba­czył.

 

Wresz­cie sta­nął przed drzwia­mi na końcu ko­ry­ta­rza, zła­pał za klam­kę. ―> Wresz­cie sta­nął przed drzwia­mi na końcu ko­ry­ta­rza, zła­pał klam­kę.

 

szarp­nął za me­ta­lo­wą klam­rę osa­dzo­ną w pod­ło­dze. ―> …szarp­nął me­ta­lo­wą klam­rę osa­dzo­ną w pod­ło­dze.

 

– Ważne jest to, kim ty je­steś.Od­po­wie­dział męż­czy­zna… ―> – Ważne jest to, kim ty je­steś – od­po­wie­dział męż­czy­zna

 

– Pan jest dziw­ny. – po­wie­dział Ma­ciek… ―> Zbęd­na krop­ka po wy­po­wie­dzi.

 

przy­cup­nię­tej na skra­ju łózka… ―> Li­te­rów­ka.

 

Szar­pał za klam­kę, bił pię­ścia­mi… ―> Szar­pał klam­kę, bił pię­ścia­mi

 

przez sze­ro­ki pro­sto­kąt wej­ścia wy­le­wa­ło się z niego na ulicę mięk­kie świa­tło. ―> Zbęd­ny za­imek.

 

– No, chodź. Idzie­my.Rzu­cił przez ramię… ―> – No, chodź. Idzie­my  – rzu­cił przez ramię

 

– Twoja mama czeka na nas tam, gdzie idzie­my. ―> – Twoja mama czeka na nas tam, dokąd idzie­my.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny Reg :) Jak pi­sa­łem już wcze­śniej, zbyt ten oni­ryzm mi się roz­lazł, przez co opo­wia­da­nie rze­czy­wi­ście może być trud­ne w od­bio­rze, nie­mniej jed­nak wdzięcz­ny je­stem, że do­brnę­łaś do końca :)

 

Błedy zo­sta­ną po­pra­wio­ne lada mo­ment :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Bar­dzo pro­szę, Outto, i cie­szę się, że uzna­łeś uwagi za przy­dat­ne.

Życzę też – jeśli zda­rzy Ci się pisać coś rów­nie oni­rycz­ne­go – aby rze­czo­ny oni­ryzm nie roz­ła­ził się ni­g­dzie, żebyś po­sta­rał się mieć wtedy twar­dą ręką i trzy­mać go w kupie. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki, Anet :)

Known some call is air am

Miś prze­czy­tał. Jest pod wra­że­niem. Prze­czy­tał potem ko­men­ta­rze, czego zwy­kle nie robi. Z więk­szo­ścią się zga­dza i nie dziwi się, że jest ich tak dużo i tak po­waż­nych. Po­ru­sza­ją­ce opo­wia­da­nie. Miś po­le­ca do prze­czy­ta­nia tym, któ­rzy jesz­cze tego nie uczy­ni­li. Na praw­dę warto.

Dzię­ku­ję, Koalo, nie­zmier­nie mi miło, że przd­czy­ta­les to opo­wia­da­nie. Jest smut­ne, ale chyba pa­su­je do kli­ma­tu, który ak­tu­al­nie mamy, bo jest zi­mo­we. Jeśli masz dłuż­sza chwi­lę, to za­pra­szam do ostat­nie­go mo­je­go tek­stu – opo­wieść drogi w kli­ma­cie po­sta­po, z po­dró­ża­mi w cza­sie w tle. Tyle że jest dłu­gie i dla­te­go na razie tylko jedna osoba prze­czy­ta­ła, więc muszę się jakoś re­kla­mo­wać ;) Po­zdra­wiam ser­decz­nie Q

Known some call is air am

Nowa Fantastyka