- Opowiadanie: MaSkrol - Planeta Manekinów

Planeta Manekinów

Ogrom­ne po­dzię­ko­wa­nia dla So­na­ty i Verus za be­to­wan­ko. Tekst po­cząt­ko­wo miał 63k zna­ków. Jakoś udało się skró­cić. Nigdy wię­cej ta­kie­go ma­so­chi­zmu.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Planeta Manekinów

Szu­ka­łem po omac­ku, w ciem­no­ści, która okry­ła oczy jak płaszcz. Prze­bi­ja­łem się przez kil­ka­set warstw cier­pie­nia. Grze­ba­łem w nim, pró­bu­jąc zna­leźć świa­do­mość. Nogi ugię­ły się pod cię­ża­rem za­gu­bio­ne­go umy­słu. Umy­słu pro­szą­ce­go o wy­rwa­nie go z pętli po­wta­rza­nych sce­na­riu­szy. Po­mo­gę.

 – Chwyć moją więź.

 Coś za­drża­ło, po­ru­szy­ło się, czu­łem de­li­kat­ny dotyk jej obec­no­ści.

 – K… m est-eś?

 – Na­wi­ga­to­rem, ode­pchnij się od sko­ru­py.

 Za­beł­ko­ta­ła.

 – Ode­pchnij się! – Kości po­pę­ka­ły, tkan­ka mięk­ka za­czę­ła się de­gra­do­wać. – Dłoń! Chwyć dłoń!

 Złe wy­obra­ża­nie, nie­po­praw­na wi­zu­ali­za­cja, wbiła pa­zu­ry w mięso. Zdu­si­łem krzyk, żeby jej nie wy­stra­szyć.

 – De­li­kat­niej… ostroż­nie… jesz­cze raz!

 Ode­rwa­ła mi dłoń, ale ujęła wy­sta­ją­cą kość, zanim zdą­ży­łem za­re­ago­wać. Sta­wia­ła za duży opór. Ból nie­mal mnie unie­ru­cho­mił, po­cią­gną­łem moc­niej. Mięso ode­szło, kości się prze­su­nę­ły. Całe ramię od­pa­dło, ale zdo­ła­łem chwy­cić ją w ostat­niej chwi­li, gdy pra­wie za­skle­pi­ła się na po­wrót w ciele. Wy­le­cia­łem z bu­dyn­ku, zanim żar prze­pa­lił na­skó­rek i wbi­łem się w naj­bliż­sze za­zę­bie­nie.

 Stra­ci­łem rękę. Stra­ci­łem pie­przo­ną rękę, a to do­pie­ro po­czą­tek.

 

*

 

 Bu­dzi­ła się po­wo­li, mię­śnie przy­zwy­cza­ja­ły się do życia nieco poza cza­sem. Palce po­tra­fi­ły drżeć nie­re­gu­lar­nie, kiedy ci­śnie­nie spa­da­ło znacz­nie po­ni­żej normy. Ciało względ­nie się uspo­ko­iło, usta nieco zde­for­mo­wa­ły, wy­da­ła z sie­bie stłu­mio­ny krzyk.

 – Gdz… ie ja cie-cie… mn, o!

 – Otwórz oczy – pró­bo­wa­łem mo­du­lo­wać głos, żeby brzmiał nieco cie­plej.

 – Jjj… a?

 – Wy­obraź sobie, że je otwie­rasz.

 Sły­sza­łem gwał­tow­ny wdech, w umy­śle za­wi­bro­wa­ła nuta za­chwy­tu, którą zdu­si­ła me­lo­dia stra­chu. Las roz­po­ście­rał się aż po ho­ry­zont, gór­skie szczy­ty przy­wo­dzi­ły na myśl cha­otycz­nie roz­rzu­co­ne fale, jakby stąp­nię­cie gi­gan­ta wy­pię­trzy­ło skały.

 Znów pró­bo­wa­ła mówić, lecz słowa roz­bi­ja­ły się o za­mknię­te usta.

 – Wy­obraź sobie, że chcesz coś po­wie­dzieć, wtedy za…

 – Wal się!

 Ptaki po­de­rwa­ły się z drzew, świer­got na mo­ment za­głu­szył nawet myśli.

 – Wła­śnie tak, do­brze. Resz­ta dzia­ła tak samo, do ruchu dołóż wy­obra­że­nie.

 Ze­rwa­ła się z ziemi. Nawet nie pa­trzy­łem, co chce zro­bić, strach przy­tkał mi płuca. Chcia­łem od­sko­czyć, ale nie zna­la­złem opar­cia w bra­ku­ją­cej ręce.

 Upa­dłem, zni­ka­jąc mię­dzy wy­so­ką trawą, ale ude­rze­nie nie na­de­szło.

 – Nie do­ty­kaj mnie. – Wsta­łem po­wo­li, nie­zgrab­nie.

 – Twoja ręka… – Gdy mó­wi­ła spo­koj­nie, miała nawet ładny głos.

 – Od­pa­dła.

 – Zresz­tą zgnij, po­rwa­łeś mnie… co to za miej­sce w ogóle, jak… prze­cież, my le­cie­li­śmy… – Sło­wo­to­kiem pró­bo­wa­ła zdu­sić strach. – Co tu się dzie­je?!

 Mię­śnie jej twa­rzy za­czę­ły bez­ład­nie drżeć, ze­bra­ło jej się na płacz, ale nie wy­obra­zi­ła sobie czyn­no­ści.

 – Pa­mię­tasz co­kol­wiek, poza mo­men­tem gdy wyr… poza po­dró­żą?

 Wy­bąk­nę­ła dźwięk, który przy­po­mi­nał za­prze­cze­nie.

 – Tyy-y l… – Usta za­bul­go­ta­ły od nie­wy­po­wie­dzia­ne­go prze­kleń­stwa. – Ból i… jak­bym wy­szła z ja­kiejś pusz­ki.

 – Pust­ki, wi­sia­łaś w pu­st­ce.

 Po­ru­sza­ła pal­ca­mi, spla­ta­ła dło­nie, ucząc się po­ru­szać na nowo.

 – No dobra, to… – Wska­za­łem jeden z kli­fów. –  Wy­obraź sobie, że sie­dzisz na jego czub­ku, tam przy tym wy­sta­ją­cym obe­li­sku.

 Ledwo skoń­czy­łem zda­nie, a dziew­czy­na znik­nę­ła, po­zo­sta­wia­jąc małą smugę, po któ­rej się prze­nio­słem. Dy­sza­ła, przy­cze­pio­na do ka­mie­nia.

 – Mm… aaa. – Prze­łknę­ła ślinę. – Mam lęk wy­so­ko­ści.

 – To nie spa­daj. – Wsze­dłem na po­wie­trze.

 Za­sko­cze­nie wy­pły­nę­ło pro­sto z jej umy­słu.

 – Ży­je­my na in­nych stru­nach rze­czy­wi­sto­ści. Wszyst­ko to pewne przy­bli­że­nie.

 – Co ze mną zro­bisz? – Nie są­dzi­łem, że spoj­rzę na nią w ten spo­sób, ale… jej emo­cje ład­nie pach­nia­ły. Umysł pięk­nie for­mo­wał myśli, jakby wy­ra­biał cia­sto i od­kła­dał je, aby wy­ro­sło.

 – Bę­dziesz mi po­ma­gać, a póź­niej pój­dziesz w swoją stro­nę. – Skrzy­wi­łem się nieco, z tyłu głowy biły emo­cje, któ­rych nie mo­głem zde­fi­nio­wać.

 – Gdzie je­ste­śmy? – Sku­pi­ła się na kra­jo­bra­zie, od­py­cha­jąc go­rycz stra­chu.

 – Na jed­nej z przy­pad­ko­wych pla­net. Czas na nas. – Otwo­rzy­łem ścież­kę. – Gdy wej­dziesz, w środ­ku zo­ba­czysz smugę po mnie. Wy­obraź sobie, że pły­niesz wzdłuż niej.

 Kiw­nę­ła głową, od­chrząk­nę­ła, gdy się od­wró­ci­łem.

 – Przed­sta­wisz się przy­naj­mniej? – Jej uczu­cia to po­mie­sza­na breja. – Tyle przy­naj­mniej je­steś mi wi­nien.

 – Na ję­zy­ki z two­je­go świa­ta to bę­dzie Ali­qius, Ali wy­star­czy. – Wsze­dłem do por­ta­lu, po­trze­bo­wa­łem choć na mo­ment oczy­ścić umysł. Wy­pu­ścić wy­obra­że­nie żalu i drżą­cych rąk.

 

*

 

Wy­bie­głem na me­ta­lo­we płyty. Huk­nę­ło, kiedy zde­rzy­ła się z pod­ło­żem. Ar­ka­ni, scho­wa­ny za kasą bi­le­to­wą zer­k­nął na dziew­czy­nę, póź­niej na wyrwę w moim barku. Dużo bym oddał, aby wie­dzieć, o czym my­ślał, ale od nie­daw­na uni­kał roz­mów jak ognia.

 – Kin… ga tak, tak mam… – Wy­rzu­ca­ła słowa po­mię­dzy wde­cha­mi. – Imię.

 – Brak tchu to tylko wy­obra­że­nie wy­wo­ła­ne stra­chem. – Ar­ka­ni uda­wał, że mnie nie widzi. – Nie po­wie­dział ci?

 Prze­rwa­ła mo­men­tal­nie.

 – Dzię­ki, wspom… – Za­mil­kła, napad pa­ni­ki był jak ude­rze­nie pię­ścią, przy­tka­ło nas. – Co to za miej­sce?

 Prze­su­nę­ła wzro­kiem po krót­kiej, po­kry­tej płyt­ka­mi ścia­nie, gdzie wid­nia­ło okien­ko do sprze­da­ży bi­le­tów. Ma­ły­mi krocz­ka­mi po­de­szła do brze­gu, za któ­rym nor­mal­nie po­win­ny jeź­dzić po­cią­gi. Strach ją pa­ra­li­żo­wał.

 – Sta­cja ko­le­jo­wa w ko­smo­sie? – Ko­lej­ne mie­sza­ne uczu­cia. – Po co?

 – To wi­zu­ali­za­cja. – Za­pach na­ra­sta­ją­cej zło­ści draż­nił nos. – W tym punk­cie na­kła­da się każda rze­czy­wi­stość, tutaj prze­ska­ku­je­my do in­nych.

 – Ale sta­cja? – Nie za­uwa­ży­ła, jak zer­kam na Ar­ka­nie­go.

 Za­wi­snę­li­śmy w czar­nej prze­strze­ni, Kinga na­dę­ła po­licz­ki, krzy­cząc bez wy­obra­że­nia.

 – Zna­la­zła­byś drogę bez sta­cji? – za­py­ta­łem, gdy wró­ci­ły me­ta­lo­we płyty. – Bez wi­zu­ali­za­cji myśli mo­gły­by się roz­pierzch­nąć.

 Chyba dy­go­ta­ły mi nogi. Tak re­al­nie. Dło­nie też za­czę­ły, gdy tylko po­my­śla­łem o tej ciem­no­ści. Coś nie­zna­ne­go czy­ha­ło na skra­ju moich myśli.

 – Zaraz macie po­ciąg. – Głos Ar­ka­nie­go prze­bił się przez na­tłok myśli. – Pod­su­nę wam po­łą­cze­nie.

 Smu­kła ma­szy­na zwal­nia­ła z de­li­kat­nym pi­skiem. Za­mkną­łem oczy i spoj­rza­łem głę­biej. Ko­niec drogi tęt­nił jak serce… nie, jak setki serc pu­stych, prze­pa­lo­nych, obrzy­dli­wych, choć nieco już do mnie po­dob­nych. Tro­chę.

 – Stój – rzu­ci­łem do Kingi, gdy chcia­ła zaj­rzeć do środ­ka. – To nie ten po­ciąg.

 Me­ta­lo­we płyty za­drża­ły, gdy ma­szy­na sta­nę­ła. Dziew­czy­na zdu­si­ła krzyk.

 – Po­wi­nie­neś po­je­chać. – Ar­ka­ni śmier­dział tro­ską, ale ten za­pach wcze­śniej wy­da­wał się ład­niej­szy.

 – Otwórz mi na nowy. – Pchną­łem po­ciąg w prze­strzeń. – Już teraz bez wi­zu­ali­za­cji, po pro­stu daj ścież­kę.

 Ko­lej­ny prze­skok. Może jakaś isto­ta pa­trzy­ła na mój tors, kiedy zer­ka­łem za sie­bie. Może cze­ka­ła przede mną, gdy sku­pi­łem się na dro­dze. Coś się zmie­ni­ło.

 

*

 

 Zie­mia wi­bro­wa­ła. Po pia­sku pły­nę­ło cier­pie­nie. De­spe­ra­cja gry­zła skórę jak mróz. Ode­rwa­łem ucho od drogi, wró­ci­łem do klę­czek. Po­win­no mnie skrę­cać w żo­łąd­ku, żal po­wi­nien osła­bić mię­śnie, smród nie­na­wi­ści…

 – Po tym, co ci po­ka­żę, nie bę­dzie od­wro­tu. – Od­ru­cho­wo trzy­ma­łem pięść na ustach, ale mdło­ści nie na­de­szły. Miła od­mia­na.

 – Czyli wcze­śniej mia­łam jakiś wybór?! – Krzyk nie po­ma­gał, to i tak już wy­star­cza­ją­co trud­ne.

 – Masz wybór teraz.

 – Mogę wró­cić do tej ciem­no­ści?

 – Tak… do ciem­no­ści. – Prze­łkną­łem ślinę, mia­łem wra­że­nie, że za­war­tość żo­łąd­ka chce wró­cić.

 – Zo­sta­nę.

 Dzię­ku­ję. Pra­wie po­wie­dzia­łem to na głos.

 – Usiądź.

 Z ocią­ga­niem speł­ni­ła proś­bę.

 – Za­mknij oczy i skup się na sobie. Tak, wła­śnie tak… – po­wie­dzia­łem, gdy nieco się roz­luź­ni­ła. – Po­szu­kaj emo­cji, po­myśl o nich, a póź­niej wy­obraź sobie, że roz­glą­dasz się za tym samym wokół, po­szuk…

 Za­nio­sła się kasz­lem. Cze­ka­łem, aż uciek­nie w krza­ki. Wróci blada, roz­trzę­sio­na.

 – Co to było? – Opar­ła się o drze­wo.

 – Nie­na­wiść, śmierć, bez­sil­ność. – Oglą­da­łem jej neu­tral­nie ładną twarz. – Wą­chasz to w jed­nym miej­scu, aby póź­niej po­wtó­rzyć w innym, cza­sem za­mę­czą cię od­ru­chy wy­miot­ne, cza­sem do­sta­niesz kon­wul­sji.

 Mil­cza­ła.

 – To wła­śnie robię – plu­łem sło­wa­mi jak żół­cią.

 – Co teraz? – Wbiła pa­znok­cie w gałąź, na któ­rej sie­dzie­li­śmy.

 – Ist­nie­je pe­wien spo­sób, żeby bez­po­śred­nio zmie­niać ludzi, ale cy­wi­li­za­cja jest za stara. – Po­krę­ci­łem głową. – Krysz­ta­ły. W pew­nej fazie roz­wo­ju umy­słu ludzi, mógł­bym spło­nąć od kon­tak­tu z nimi.

 – Tak jak twoja ręka.

 Za­sty­głem na mo­ment.

 – Mniej wię­cej.

 Prze­nio­słem się w miej­sce bitwy, a ona prze­sko­czy­ła za mną. Wal­czy­li na mo­ście o… po pro­stu się nie­na­wi­dzi­li. Zmie­ni­łem oto­cze­nie w ich oczach, chmu­ry ściem­nia­ły, pio­ru­ny ude­rzy­ły w zie­mię.

 Walka usta­ła, a razem z nią uci­chły głosy. Ludz­kie prze­ra­że­nie po­win­no wy­wo­łać zimno, su­chość w gar­dle, jed­nak tego za­bra­kło.

 – Jeśli chcesz, mo­żesz zo­ba­czyć, ile lat prze­trwa­ją.

 – Jj-ak? – Szczę­ka­ła zę­ba­mi.

 – Wy­obraź to sobie. – Skrzy­wi­łem się. Trzy ty­sią­ce lat, nie­wie­le.

 Mieli dziw­ny sys­tem wie­rzeń. Uzna­wa­li, że co jakiś czas po­ja­wia­ją się nowi bo­go­wie, któ­rzy za­bi­ja­ją sta­rych i zmie­nia­ją prawo.

 Ze­sko­czy­łem bli­żej, ma­sze­ru­jąc mię­dzy ni­cze­go nie­świa­do­my­mi wo­jow­ni­ka­mi. Byłem wia­trem, ulot­ny­mi zwi­da­mi. Szep­ną­łem wo­dzom do ucha o nowym bó­stwie, które za­ję­ło miej­sce naj­wyż­sze­go. Ro­ifa­lak – pan zwa­śnio­nych, krze­wi­ciel mi­ło­sier­dzia, który otwo­rzył raj dla do­brych. Resz­tę fak­tów do­po­wie­dzą sami.

 – Dwie­ście dwa­na­ście lat – po­wie­dzia­ła. – Tyle udało ci się prze­dłu­żyć.

 – Za­wsze coś. – Prze­tar­łem oczy. Niby nie po­trze­bu­ję snu. Niby.

 Prze­sko­czy­łem z po­wro­tem do za­zę­bie­nia.

 – To tyle? Nie zo­sta­niesz z nimi? – Wciąż de­li­kat­nie drża­ła.

 – Je­ste­śmy tro­chę poza cza­sem, ale to nie zna­czy, że on dla nas nie pły­nie. – Mia­łem wra­że­nie, że wyrwa w pra­wym boku po­wo­li się po­więk­sza. – Dla nas oboj­ga.

 

*

 

 Nie­wie­le spo­śród ty­się­cy wi­do­ków po­tra­fi­ło wryć mi się w pa­mięć. Za­wsze lu­bi­łem za­chód słoń­ca w morzu lub obraz czer­wo­ne­go dysku, który wta­pia się w pia­sek.

 W tym świe­cie mie­li­śmy oba.

 – Tutaj zro­bi­łem to po raz pierw­szy. – Uśmiech wpełzł mi na usta.

 – Co? – Kinga od­sta­wi­ła kie­li­szek. Po­zby­ła się nie­pew­no­ści, ale brzy­dził mnie po­dziw w jej spoj­rze­niu.

 – Za­trzy­ma­łem się. Na dłuż­szy czas. 

 Mu­sia­łem zdu­sić za­że­no­wa­nie. Do tej pory nikt o tym nie wie­dział.

 – Przez pierw­sze dni, gdy za­czą­łem ich ob­ser­wo­wać, my­śla­łem, że je­stem chory. – Dresz­cze wbi­ja­ły się w skórę, było coś draż­nią­ce­go w tej przy­jem­no­ści. – Pró­bo­wa­łem zna­leźć w sobie coś poza pust­ką. Za­czą­łem czuć ich emo­cje. Od­kry­łem, że w za­sa­dzie się nie róż­ni­my.

 – Wła­ści­wie to jak… no. – Za­mil­kła na mo­ment. – Skąd się wzię­li­śmy?

 – Wciąż ni­cze­go nie pa­mię­tasz? – Ledwo zdu­si­łem wi­zu­ali­za­cję, kiedy po­krę­ci­ła głową. – Uro­dzi­łem się…

 Ciem­ność, ból i płacz. Wiele stra­chu i wła­ści­wie nic poza tym. Te emo­cje po­że­ra­ły mnie od środ­ka, byłem cie­czą, bez­kształt­nym sku­pi­skiem o pra­wie nie­skoń­czo­nej ob­ję­to­ści. Póź­niej się po­ja­wi­łem. Tyle.

 – Na po­cząt­ku sam nie wie­dzia­łem. – Wes­tchną­łem. – To wciąż tylko ob­ser­wa­cje, ale gdy ci naj­bar­dziej bez­sil­ni się po­świę­ca­ją, ich wola czy­nie­nia dobra opusz­cza ciało. Z tego zlep­ku po­wsta­je nie­za­leż­ny umysł tro­chę ma­te­rial­ny, tro­chę nie­ma­te­rial­ny, zro­dzo­ny z głę­bo­kiej em­pa­tii, he­ro­izmu ca­łe­go świa­ta i nimi wa­run­ko­wa­ny.

 Do­pie­ro za­uwa­ży­łem, że wiatr zu­peł­nie znik­nął.

 – Je­steś nie­śmier­tel­ny?

 Nie­na­wi­dzi­łem jej wzro­ku, mia­łem ocho­tę wy­dłu­bać… Co się ze mną dzie­je?

 – Jak osoba od cze­goś za­leż­na mo­gła­by być nie­śmier­tel­na?

 – Po­wi­nie­neś być… – Przy­tu­li­ła swoje ko­la­na, słoń­ca pra­wie znik­nę­ły.

Lu­dzie we­wnątrz domu koń­czy­li za­ba­wę. My też mu­sie­li­śmy odejść, a jed­nak pró­bo­wa­łem od­wlec tę chwi­lę. Ten świat tak na mnie dzia­łał czy at­mos­fe­rę po­tę­go­wa­ło jej to­wa­rzy­stwo?

 – Naj­więk­szy dar i naj­więk­sze prze­kleń­stwo.

 – Co? – Unio­sła brwi.

 – Za­mknij oczy i ob­ser­wuj. – Cza­sem czu­cie emo­cji mogło być przy­jem­ne, nawet jeśli wra­że­nia ledwo prze­śli­zgi­wa­ły się po skó­rze. – Co zna­la­złaś?

 – Cie­pło, życz­li­wość… – Sku­pi­ła się na mo­ment. – Dużo cierp­ko­ści… me­lan­cho­lii i roz­ża­le­nia.

 – Roz­sta­nia za­wsze by­wa­ją smut­ne. – Za­ci­sną­łem po­wie­ki, wy­obra­zi­łem sobie pot, żeby nieco uci­szyć umysł.  Dla­cze­go tego nie czuję? Dla­cze­go nie widzę po­trze­by, aby to czuć?

 – Teraz widzę stres, Ali, to twoje emo­cje. – Sta­nę­ła za moim le­ża­kiem. – Co się dzie­je?

 Cie­nie za­czy­na­ły po­kry­wać świat, ale mia­łem wra­że­nie, że nie koń­czą się tutaj, opa­da­ją na cały glob i się­ga­ją do in­nych świa­tów. Co ja wła­ści­wie pró­bo­wa­łem osią­gnąć?

 – Chciał­bym, żeby to był mój dom.

 – Dom jest tam, gdzie czu­je­my przy­na­leż­ność. – Kinga da­ro­wa­ła sobie wi­zu­ali­za­cję.

 – Wie­rzysz w to?

 – Tak.

 – Życzę ci, aby tak wła­śnie było. – Opar­łem się wy­god­niej.

Skie­ro­wa­ła się do na­mio­tu.

 – Cze­kaj… – otwo­rzy­łem usta, jed­nak szczę­ka tylko za­drża­ła. Chcia­łem to z sie­bie wy­rzu­cić, na­le­ża­ło jej się, ale… to nie­lo­gicz­ne, nie mo­głem.

 – Mu­sisz sobie wy­obra­zić, że mó­wisz te słowa, wtedy się uda.

 Śmiech nawet dla mnie brzmiał sztucz­nie.

 – Przy­po­mnij mi, że muszę ci jutro coś po­wie­dzieć.

 Ski­nę­ła głową, poła na­mio­tu opa­dła. Gdy nie pa­trzy­ła, zwi­zu­ali­zo­wa­łem cały stres, a drgaw­ki i na­pa­dy zimna trwa­ły nie­mal do świtu.

 Tra­ci­łem pa­no­wa­nie. A może chwi­la­mi je od­zy­ski­wa­łem?

 

*

 

 Słoń­ca długo nie wy­chy­la­ły się zza ho­ry­zon­tu. Swę­dzia­ła mnie ręka, którą stra­ci­łem, skóra cały czas była po­draż­nio­na. Nie sły­sza­łem emo­cji Kingi, mu­sia­ła wciąż spać. Od­chy­li­ła połę, gdy chcia­łem ją obu­dzić.

 – Mu­si­my iść.

 – Gdzie? – Wi­dzia­łem za­sko­cze­nie w jej oczach.

 Jed­nak go nie czu­łem, wy­obra­zi­ła je sobie z ja­kie­goś po­wo­du. Sku­pi­łem się, za­mkną­łem nawet oczy, ale nic. Zu­peł­nie nic.

 – Muszę ci coś po­ka­zać. – Ba­da­łem po­spiesz­nie ścież­kę. – Omi­nie­my peron.

 – Mia­łeś mi coś po­wie­dzieć. – Jej nie­cier­pli­wy ton ata­ko­wał umysł.

 – Nie pa­mię­tam, chodź, póź­niej. – Wsko­czy­łem do por­ta­lu, zanim zdą­ży­ła po­czuć mój za­pach.

 Wbi­li­śmy się w zie­mię, znik­nę­li­śmy pod wodą. Stra­ci­łem rów­no­wa­gę w locie… prze­ści­gnę­ła mnie? Kiedy wy­pły­ną­łem, Kinga cze­ka­ła przy wnę­kach z róż­no­ko­lo­ro­wy­mi krysz­ta­ła­mi.

 – Czemu one wy­da­ją się takie… – Się­gnę­ła po czer­wo­ny, naj­więk­szy ze wszyst­kich.

 – Nie do­ty­kaj! – Prze­nio­słem się wy­obra­że­niem.

 – Dziw­nie mnie przy­cią­ga­ją. – Prze­su­nę­ła pal­cem zaraz obok ka­mie­nia.

 Zła­pa­łem jej rękę, ale zanim zdą­ży­łem po­cią­gnąć, ból zalał cały umysł. Upa­dłem, za­chły­sną­łem się po­wie­trzem. Kinga wy­glą­da­ła na prze­stra­szo­ną, ale nie sły­sza­łem jej myśli.

 – Prze­pra­szam…

 – Wy­ja­śnię wszyst­ko. Na po­wierzch­ni. – Po­trze­bo­wa­łem chwi­li, żeby ochło­nąć. Prze­sko­czy­ła pierw­sza.

 Z dłoni zszedł mi na­skó­rek, miej­sca­mi od­pa­dło tro­chę mięsa, wy­sta­wa­ła kość. Roz­kład znów przy­spie­szył.

 Wy­ce­lo­wa­łem w ścież­kę, ciem­ność na mo­ment za­kry­ła oczy. Kinga sie­dzia­ła na górze gruzu, słoń­ce ledwo tu do­cho­dzi­ło, wszyst­ko przy­sła­nia­ło gęste, zie­lo­ne po­wie­trze. Za­schło mi w ustach od jej prze­ra­że­nia, po­mi­mo tak upo­śle­dzo­ne­go czu­cia.

 – Tu jest tak cicho… – Wska­za­ła masę człe­ko­kształt­nych ciał, które po­ły­ski­wa­ły w stłu­mio­nych pro­mie­niach słoń­ca. Z drzew po­spa­da­ły ptaki, ich skrzy­dła rów­nież lśni­ły. – Nic nie sły­szę, ale te zwło­ki przy­po­mi­na­ją żywe. Wy­glą­da­ją, jakby zaraz miały się obu­dzić…

 – Nie obu­dzą się. – Po­wie­trze rów­nież stało w miej­scu. –  Wy­bu­chła tu wojna, gdy ktoś na­mie­szał w emo­cjach. Ten zie­lo­ny gaz wcho­dzi w re­ak­cję z tle­nem. Przy­le­ga jak po­wło­ka, ide­al­nie kon­ser­wu­je nawet drze­wa, po mie­sią­cach ob­le­pił ryby w morzu.

 Mil­cze­li­śmy przez kilka minut.

 – Pla­ne­ta Ma­ne­ki­nów, tak ją na­zy­wam.

 – Kto byłby w sta­nie zro­bić coś ta­kie­go? – Dra­pa­ła pa­znok­ciem ka­mień.

 Od­chrząk­ną­łem.

 – Świat jest mar­twy. – Od pust­ki pra­wie świsz­cza­ło w uszach. – Zu­peł­nie mar­twy, krysz­ta­ły też.

 – One na­praw­dę mnie przy­cią­ga­ły… – Pod­nio­sła wzrok, ale w jej oczach ziała pust­ka, zu­peł­ne nie­zro­zu­mie­nie tego miej­sca. – Czemu nie mo­głam ich ru­szyć, skoro są mar­twe?

 – Mar­twe, ale wciąż po­tęż­ne. Mo­żesz wpły­wać na całe cy­wi­li­za­cje bez ich świa­do­mo­ści. Prze­pro­gra­mu­jesz umy­sły w mar­twym świe­cie, ale w żywym zro­bisz to po­now­nie. Pra­cu­ję przy nich tylko, gdy człe­ko­kształt­ni do­pie­ro za­czy­na­ją się roz­wi­jać.

 – Trzę­siesz się. – Zmarsz­czy­ła brwi.

 Prze­sko­czy­łem na naj­wyż­szy bu­dy­nek w oko­li­cy. Na dachu wciąż stały dwa pod­nisz­czo­ne fo­te­le. W sumie kto miał­by je prze­sta­wić? Usia­dłem i ob­ser­wo­wa­łem zu­peł­nie nie­ru­cho­my, jakby wy­rzeź­bio­ny świat. Do­łą­czy­ła w ciszy.

 – Wra­cam tutaj co jakiś czas, żeby przy­po­mnieć sobie, że każda de­cy­zja za­pi­sze się gdzieś na świe­cie. – Przy­ło­ży­łem pięść do ust. – Zo­sta­wi rysę na murze, albo pla­ne­tę z mi­liar­dem nie­ru­cho­mych po­mni­ków.

 – Obrzy­dli­wy spo­sób na…

 – Roz­mna­ża­nie. Ar­ka­ni się tutaj uro­dził.  Prze­łkną­łem po­wie­trze, prze­tar­łem łzy. – Wiesz, kiedy rodzą się naj­sil­niej­si?

 Po­krę­ci­ła głową.

 – Pod­czas naj­bar­dziej he­ro­icz­nych dzia­łań. – Wra­że­nia… mie­sza­ły się. Apa­tia z roz­pa­czą, wście­kłość i żal. – By­li­śmy za­mknię­ci w pętli. Wiel­ka wojna po­chła­nia­ła świat, ro­dził się ktoś silny, jego wpływ ogra­ni­czał wojny. Nie było he­ro­icz­nych unie­sień, ro­dzi­li się słabi, za­czy­na­ły się wiel­kie wojny, sche­mat się za­my­ka. I tak było do­pó­ki ktoś nie zro­zu­miał tej za­leż­no­ści.

 Pu­ści­łem ka­mień, ob­ser­wu­jąc jak od­bi­ja się od ścia­ny i grzęź­nie w ziemi tuż obok czy­ichś otwar­tych ust.

 – Sche­mat wciąż się po­wta­rza. Teraz wy­wo­łu­ją wojny na jed­nym świe­cie ot tak, dla przy­jem­no­ści. Jak zwie­rzę­ta. – Po­chu­cha­łem w dło­nie, żeby prze­go­nić zimno. – Po pew­nym kry­tycz­nym mo­men­cie nie da się ru­szyć krysz­ta­łów. Więc po­przez roz­mna­ża­nie za­bi­ja­ją sie­bie na­wza­jem.

 – I ludzi. – Była blada, głos pra­wie się łamał. – Po­trze­bu­ję chwi­li… muszę…

 Zo­sta­łem sam jak za każ­dym po­przed­nim razem. Jed­nak gdzie po­dział się ból i au­ten­tycz­ne łzy? Cię­żar zni­kał, dy­le­ma­ty się roz­my­ły, tylko…

 Tylko dla­cze­go wcze­śniej przej­mo­wa­łem się tak bar­dzo tą pla­ne­tą?

 Usły­sza­łem jak lą­du­je na dachu.

 – Rodzą się z mi­ło­sier­dzia ży­wych, więc dla­cze­go ich za­bi­ja­ją?

 – Bo mają wolną wolę. Dla­cze­go dzie­ci ucie­ka­ją z domów, dla­cze­go psy gryzą swo­ich wła­ści­cie­li?

 Nie od­po­wie­dzia­ła.

 – Dla­cze­go są w sta­nie podać dłoń i wbić nóż w plecy?! – Nie wiem czy mó­wi­łem do niej, czy do po­wy­krzy­wia­nych ciał. – Dla­cze­go są w sta­nie po­świę­cić wła­sne życie, żeby ra­to­wać je innym?!

 Za­ci­snę­ła pię­ści, aż po­bie­la­ły jej knyk­cie. Świa­tło nieco przy­ga­sło od jej wi­zu­ali­za­cji.

 – Bo mogą… – Po­ło­ży­łem dłoń na ba­rier­ce, zaraz obok za­sty­gnię­te­go mo­ty­la. – Bo nie widzą in­ne­go wyj­ścia.

 – I muszą umie­rać nie­win­ni? – Po­cią­gnę­ła nosem, jakby wie­dzia­ła, że ina­czej nie zo­ba­czę jej emo­cji. – Na­praw­dę nie macie in­ne­go wy­bo­ru?

 Ob­ra­ca­łem mo­ty­la w dłoni. Rzu­ci­łem go przed sie­bie, chyba ocze­ku­jąc, że po­le­ci mimo ciała nie­zdol­ne­go do ruchu.

 – Za­wsze jest jakiś wybór. – Chciał­bym móc jakoś za­kryć emo­cje, żeby nie mu­sia­ła ich oglą­dać. – Do pew­ne­go mo­men­tu jest.

 Otwo­rzy­łem przej­ście. Skóra na dłoni za­czę­ła pękać, wyrwa w barku pie­kła coraz moc­niej, bodź­ce ula­ty­wa­ły mię­dzy pal­ca­mi. Wy­lą­do­wa­li­śmy.

 Rzędy gwiazd wy­ście­la­ły niebo, a wto­pio­ne w tło bu­dyn­ki od­bi­ja­ły ich blask. Człe­ko­kształt­ni sie­dzie­li na drze­wach, da­chach i ko­cach. Jak nie­zli­czo­ne ko­mór­ki jed­ne­go oka ob­ser­wo­wa­li niebo, przy­tu­la­li się, od­py­cha­jąc wszyst­kie myśli, któ­ry­mi na co dzień byli tak zmę­cze­ni. Zdą­ży­li­śmy.

 – Sły­szę ich szep­ty. – Jej usta za­drża­ły w prze­lot­nym uśmie­chu. – Jak się prze­pra­sza­ją, czuję to cie­pło.

 Wes­tchną­łem cicho, gdy wró­ci­ła do mnie świa­do­mość wszech­ogar­nia­ją­cej ciszy.

 – Ta sło­dycz… to oni. Wszyst­ko to ich uczu­cia. – Za­śmia­ła się, wzię­ła głę­bo­ki wdech. – Mo­że­my gdzieś usiąść?

 Prze­sko­czy­li­śmy na półkę skal­ną, nieco od­da­lo­ną od tłumu.

 – Czuję tyle szczę­ścia, że drżą mi dło­nie. – Wy­chy­li­ła się nieco, aby le­piej objąć wzro­kiem ogrom lud­no­ści. – Co to za miej­sce?

 – Inny wybór.

 – Po­mo­głeś im. – Nie py­ta­ła, a tylko to jedno wy­zna­nie wy­star­czy­ło, żeby znów pa­trzy­ła na mnie ina­czej.

 – Chcia­łem tylko prze­ła­mać sche­mat. – Pod­su­ną­łem się bli­żej kra­wę­dzi. – Wy­my­śli­łem to świę­to. Raz w roku wszyst­ko mogą sobie wy­ja­śnić i prze­ba­czyć, oddać, za­dość­uczy­nić. Są pla­stycz­ni. Samo świę­to wy­star­czy­ło, żeby świat prze­trwał ko­lej­ne dwa ty­sią­ce lat…

 Które nie mają żad­ne­go zna­cze­nia.

 Śpie­wa­li. Cicha pieśń ty­się­cy gar­deł wę­dro­wa­ła mię­dzy ska­ła­mi. Mó­wi­ła, żeby nie bać się wy­znań. Za­chę­ca­ła do prze­ba­cza­nia.

– Nie… – Słowo ugrzę­zło w gar­dle, stra­ci­łem dech. Or­ga­nizm wal­czył z myślą. Nie było już mnie. – Nie wszy­scy umar­li. Lu­dzie z tam­tej pla­ne­ty wpa­ko­wa­li dzie­ci na stat­ki. Po­wie­dzie­li im, że to wy­ciecz­ka szkol­na, wy­obra­żasz sobie? Wy­sła­li je na sko­lo­ni­zo­wa­ną pla­ne­tę obok. Przej­ścia znasz, więc idź nawet na sam… sa­miu­teń­ki po­czą­tek, tak. Idź.

 Do­pie­ro po chwi­li zo­rien­to­wa­ła się, że mówię o Pla­ne­cie Ma­ne­ki­nów. Po­dzię­ko­wa­ła i prze­sko­czy­ła. Zo­sta­łem sam ze sobą, po­now­nie nie­zdol­ny, żeby wy­znać jej tylko jedną rzecz.

 Nie ro­zu­mia­łem, co się ze mną dzie­je.

 Lu­dzie w końcu unie­śli głowy, oglą­da­jąc pe­wien ewe­ne­ment. Gwiezd­ny pył, bo tak na­zwa­li ten wszech­obec­ny, sre­brzy­sty pro­szek, był tylko na­skór­kiem i wło­sa­mi, które wiatr od­ry­wał z mojej skóry.

 

*

 

 Całą noc prze­sie­dzia­łem w miej­scu, my­śląc o wszech­obec­nej bez­ce­lo­wo­ści.

 Wy­sko­czy­ła ze ścież­ki.

 – Chodź szyb­ko, zaraz wy­ja­śnię. – Ledwo wy­bie­gła z przej­ścia, a już chcia­ła do niego wró­cić.

 – Cześć. – Słoń­ce pa­li­ło od­sło­nię­tą skórę, choć nie po­wi­nie­nem tego czuć.

 – Oni znów się mor­du­ją. Po­mysł z bo­giem nie za­dzia­łał. – Ka­mień prze­to­czył się obok mo­je­go uda i spadł w prze­paść. – Czas skró­cił się o pięć­set lat.

 – Zda­rza się. Przy­kro mi.

 – Nie, nie jest ci przy­kro. Ty… – za­drżał jej głos. – Śmier­dzisz apa­tią, nie ob­cho­dzą cię… Zo­sta­wisz ich tak?!

 – Tak. – Nie mia­łem ocho­ty nawet pod­nieść ręki. – Ale sama mo­żesz ich ra­to­wać.

 Nie po­tra­fi­łem od­czy­tać jej uczuć, ale jesz­cze przez chwi­lę czu­łem obec­ność. Co zmie­ni jedna pla­ne­ta?

 Nic, jak wszyst­kie po­przed­nie.

 Znów przy­szła, ale nie wiem czy mi­nę­ło pięt­na­ście minut, czy dzień. Za­ta­cza­ła się ze zmę­cze­nia.

 – Ile świa­tów tak zo­sta­wi­łeś, co? – Se­ple­ni­ła tro­chę.

 – Ten jest pierw­szy. – Skro­ba­łem pa­znok­cia­mi litą skałę. – Do­pie­ro za­uwa­ży­łem, że nie mam po co się sta­rać.

 – Nie masz po co?! – Wy­plu­wa­ła słowa, jakby chcia­ła, aby mnie po­ka­le­czy­ły. – Oni tam giną!

 – Ja też umie­ram! Zmar­no­wa­łem dla nich cały swój czas!

 Mil­cza­ła, przy­naj­mniej deszcz zabił ciszę.

 – Ro­bi­łeś coś do­bre­go… – Ostroż­nie do­bie­ra­ła słowa. Nie­po­trzeb­nie.

 – Tak… my­śla­łem, że zna­la­złem lep­szą drogę. – Od­pa­dły mi dwa pa­znok­cie. – Prze­dłu­ży­łem życie ty­się­cy cy­wi­li­za­cji, bo my­śla­łem, że to coś zmie­ni. Mo­głem po pro­stu się bawić, jak wszy­scy inni.

 – Zmie­ni­ło! Do ja­snej cho­le­ry, ura­to­wa­łeś…

 – Bi­lio­ny ist­nień. – Pa­trzy­łem na tłum. Za­zwy­czaj o tej porze śpie­wa­łem razem z nimi. – Kie­dyś wie­rzy­łem, że je­stem inny, że mam kon­tro­lę i mogę de­cy­do­wać o sobie. Ale to wciąż in­stynkt. Ja nie mam wła­snej woli, ro­zu­miesz? Je­stem uza­leż­nio­ny od ty­się­cy in­nych. Dzie­siąt­ki ty­się­cy lat żyję jak ma­rio­net­ka.

 – Nikt inny tak się nie po­świę­cił.

 – Ale zdech­nie tak samo jak ja! – Pła­ka­łem chyba, nie pa­mię­tam. – Skoro ro­dzi­my się, żeby ra­to­wać in­nych, to dla­cze­go mam umrzeć?! Gdzie to wra­ca­ją­ce dobro?! Wiesz… wiesz?!

 Po­krę­ci­ła głową, taki ab­sur­dal­ny widok. W lewo i prawo, lewo i prawo, przy­po­mi­na­ła głów­kę drew­nia­nej lalki.

 – Zdech­nie razem ze mną! Więc po co mi było takie życie? – Prze­tar­łem twarz. – Znik­nę i nic się nie zmie­ni, kto bę­dzie to kul­ty­wo­wał?

 – Ja… albo znaj­dzie­my spo­sób… po­mo­gę ci… – Nie wiem czy pła­ka­ła sama z sie­bie, czy to moje wła­sne emo­cje tak ją przy­tło­czy­ły.

 – Nie chcę two­jej po­mo­cy! Nigdy jej nie chcia­łem! – Zdzie­ram gar­dło, które znów pró­bo­wa­ło się za­ci­snąć. – Bo…

 Stra­ci­łem dech, język ze­sztyw­niał. Wi­dzia­łem, jak pęka jej świat, tę bez­na­dzie­ję wy­pły­wa­ją­cą z każ­dej jej czą­stecz­ki.

 – Wi­dzisz? Nawet nie po­tra­fię się wy­sło­wić. – Ledwo utrzy­my­wa­łem rów­no­wa­gę. – Tak wy­glą­da moja wol­ność.

 – Na pewno mogę coś zro­bić! – Za­ci­snę­ła pię­ści, włosy przy­le­pi­ły jej się do twa­rzy. – Będę kon­ty­nu­ować, co za­czą­łeś!

 – Nie bę­dziesz. Nie mo­żesz. – Otwo­rzy­łem przej­ście, póki jesz­cze wy­star­cza­ło mi sił. – Idź spać, je­steś zmę­czo­na, mu­sisz od­po­cząć.

 Za­beł­ko­ta­ła i po­ło­ży­ła się na ziemi. Przy­naj­mniej su­ge­stia wciąż dzia­ła­ła. Za­snę­ła.

 – I wra­caj, póki jesz­cze masz szan­sę zdą­żyć.

 Por­tal śmier­dział wspo­mnie­nia­mi, roz­my­ty­mi jak nigdy wcze­śniej.

 

***

 

 Rze­czy­wi­stość wra­ca­ła po­wo­li. Naj­pierw świa­do­mość, że leżę na twar­dej ziemi, póź­niej prze­bi­ły się cha­otycz­ne myśli i ich upo­rząd­ko­wa­nie. W cza­sie. Prze­strze­ni.

 Nie sły­sza­łam go.

 Zo­sta­łam bez prze­wod­ni­ka. Drża­ły mi dło­nie, oczy pra­wie za­le­wa­ły łzy. Nie do końca ma­te­rial­na forma chcia­ła wie­dzieć, czy on żyje. Umysł mu­siał się sku­pić. Co mam zro­bić? Dla­cze­go kazał wra­cać? Dokąd?

 Bądź silna. Zrób pierw­szy krok.

 Wcze­śniej wy­obra­ża­łam sobie ten dzień, kiedy pierw­szy raz ruszę sama w drogę, ale wizje się nie po­kry­ły. Mia­łam iść w drugą stro­nę, za­miast go szu­kać.

 Bo żył. Mu­siał żyć…

 Zna­la­złam ścież­kę, ale nie zdo­ła­łam się w nią wbić. Inne wi­zu­ali­za­cje też nie po­dzia­ła­ły.

 Tra­ci­łam od­dech. Wbi­łam się w drogę na sta­cję, zanim stres mnie przy­tło­czył. Wszyst­ko pul­so­wa­ło, ktoś mnie wołał. Po­win­nam być gdzieś in­dziej, da­le­ko stąd.

 To nie ma sensu. Bałam się łą­czyć in­for­ma­cje, jakby od tego miał za­wa­lić się świat.

 Co chciał mi po­wie­dzieć, kiedy się krztu­sił? Jak można nie mieć wol­nej woli? Dla­cze­go je­stem dla niego bezuż…

 Zde­rzy­łam się z bla­sza­nym pod­ło­żem sta­cji. Ręce nie prze­sta­wa­ły się trząść, świa­do­mość wiel­kiej ko­smicz­nej pust­ki wbi­ja­ła się w każdy cal umy­słu, coś krzy­cza­ło nie­usta­nie w tym samym ryt­mie. Świst… wrzask… beł­kot… wizg… wiz…

– Wi­zu­ali­za­cja! – Ko­ja­rzy­łam ten głos. – To wi­zu­ali­za­cja! Sły­szysz?!

 Ali? Żyje?! Strach ode­pchnę­łam na tyle, żeby móc spoj­rzeć na Ar­ka­nie­go.

 – Wszyst­ko pul­su­je… tak po­wo­li – opi­su­ję, jak na­uczy­li. – Jakby na­brzmie­wa i wraca do pier­wot­ne­go kształ­tu, cała rze­czy­wi­stość, wszyst­ko i… nie, nie­waż­ne.

 Mia­łam wra­że­nie, że ta nie­skoń­czo­ność po­win­na mnie prze­ra­żać. Wcze­śniej też od­rzu­ca­ła, ale teraz czu­łam, że po­win­nam jej się bać. Bez­pod­staw­nie.

 – Mu­sisz wra­cać. – Ar­ka­ni ro­zej­rzał się, jakby pa­nicz­nie szu­kał po­mo­cy. – Naj­wyż­szy czas, on i tak…

 – Znik­nął! – Prze­rwa­łam, wzię­łam wdech, krzyk tylko wy­wo­ła ko­lej­ne ataki. – Ścież­ka też nie dzia­ła, jakby ją za­mknął.

 Prze­sko­czy­li­śmy pod jego budkę.

 – Bo to zro­bił.

 Ni­cze­go nie sły­sza­łam, Ar­ka­ni wy­da­wał się czy­sty, nie wy­peł­nia­ły go silne emo­cje, zu­peł­nie jak Alie­go na po­cząt­ku…

 – Jak?! – Wy­stu­ki­wa­łam rytm, ki­wa­łam głową, to w jakiś dziw­ny spo­sób mnie uspo­ka­ja­ło.

 – Nor­mal­nie, kiedy ich nie pod­trzy­mu­je­my, to się za­my­ka­ją. – Ar­ka­ni zmru­żył oczy, lu­stro­wał moją twarz.

 – On je cały czas pod­trzy­mu­je?

 – Są coraz węż­sze, masz mało czasu. – Jego dło­nie co rusz za­sty­ga­ły w po­wie­trzu, jakby przy­po­mi­nał sobie, że nie może mnie do­tknąć.

 – Okła­mał mnie. – Za­sy­cha­ło mi w gar­dle, choć wcale sobie tego nie zwi­zu­ali­zo­wa­łam. Co się dzie­je? – Chcę mu pomóc.

 – To nic nie da. – Ar­ka­ni tra­cił pa­no­wa­nie. – Uchy­lę przej­ście i wró­cisz, zanim czas się skoń­czy. Za­po­mnij o Alim, on… za­po­mnij o nim po pro­stu. I ni­cze­go nie mu­sisz, nic nie je­steś mu winna, ro­zu­miesz?!

 – Otwórz mi przej­ście do jego świa­ta.

 – Okła­mał cię, ukradł twój czas i go nie zwró­ci, ale wciąż nie stra­ci­łaś go tak dużo. – Bla­cha pod sto­pa­mi za­dy­go­ta­ła, od­pa­dła, pchnię­ta zim­nym po­dmu­chem. Chłód stre­su mu­snął moją skórę.

 – Zo­sta­wił przej­ścia, dla­cze­go ich nie za­my­kał?! – Sta­ra­łam się nie de­ner­wo­wać, ale bla­cha wciąż drża­ła.

 – On jest ukła­dan­ką, która się roz­pa­da, nie szu­kaj tu lo­gi­ki. – Spoj­rzał w kie­run­ku przej­ścia. – Utrzy­mu­je je dla cie­bie.

 – Po co miał­by mnie za­bie­rać?! Nie zro­bi­łam nic, dla­cze­go mam wra­cać? – Trzę­sły mi się nogi, ale to nie wi­zu­ali­za­cja, czu­łam się bar­dziej… ma­te­rial­na?

 – Nie szu­kaj lo­gi­ki! – Ar­ka­ni pra­wie upadł przez metal, który nagle się wy­giął. – On cie­bie nie chciał, nie bierz tego do sie­bie, ale on w ogóle nie po­wi­nien cię za­bie­rać, to…

 – Za­mknij się! – Wy­obra­zi­łam sobie stałe pod­ło­że, ale nic się nie zmie­ni­ło. – Otwórz mi drogę.

 Ar­ka­ni cof­nął się, zanim zdą­ży­łam go chwy­cić. Cała sta­cja się prze­su­nę­ła. Bał się.

 – Wy­rwał cię siłą! Nie po­ka­zał ci pla­net, żebyś się nimi za­ję­ła, on klu­czył! – Ar­ka­ni scho­wał się w budce.

 Wy­obra­ża­niem roz­bi­łam szybę.

 – To on wy­wo­łał wojnę na Pla­ne­cie Ma­ne­ki­nów. – Ar­ka­ni prze­sko­czył, za­wisł w prze­strze­ni, da­le­ko od plat­for­my. – Po­wie­dział ci o tym?

 Coś się we mnie skur­czy­ło. Pękło.

 Wra­cam tutaj co jakiś czas, żeby przy­po­mnieć sobie, że każda de­cy­zja za­pi­sze się gdzieś na świe­cie.

 – Po­wie­dział, że jak skoń­czy ci się czas, to zgi­nie­cie oboje?

 – Nie. Tylko dla­cze­go?

 – Nie wiem – szep­nął Ar­ka­ni. – Może pró­bo­wał, je­ste­śmy nie­sta­bil­ny­mi by­ta­mi.

 Otwo­rzył przej­ście, a ja się tam wto­czy­łam.

 

***

 

Kroki lub zegar. Brzmia­ły, ty­ka­ły, ale nie tutaj… w ja­kimś innym, od­da­lo­nym świe­cie. Tutaj była ciem­na mgła, a bu­dyn­ki się­ga­ły ponad chmu­ry. Tutaj emo­cje przy­le­ga­ły do ży­wych, po­nie­waż nie chcie­li się nimi dzie­lić. Tylu ludzi, ale każdy dla sie­bie obcy.

Czy to wła­śnie twój świat?

 Po­wie­trze nio­sło jeden trop. Trud­no po­wie­dzieć, jak go wy­czu­łam, ale to był Ali. To na pewno był on, bo… tam coś wal­czy­ło. Pró­bo­wa­ło się sprze­ci­wić. Prze­gry­wa­ło.

 On jest sprzecz­no­ścią.

 Tra­fi­łam przed za­ro­śnię­tą bramę, farba już dawno od­pa­dła, wej­ście blo­ko­wa­ło kil­ka­na­ście łań­cu­chów, które ob­ro­sła zie­leń.

 Za­krę­ci­ło mną w po­wie­trzu pod­czas prze­sko­ku. Roz­bi­łam ko­la­no o jakiś ka­mień, fi­zycz­ny ból za­krył umysł. Tak dawno go nie czu­łam.

 – W mordę… – Wy­rwa­łam ga­łę­zie, naj­pierw jedną, póź­niej kilka ko­lej­nych, kop­nę­łam ka­mien­ną ścian­kę, a złość nie chcia­ła znik­nąć, do­pó­ki ta nie roz­bi­ła się o zie­mię.

 Etrytm elh’t Trayt 473-678

 Prze­sta­wa­łam pa­no­wać nad emo­cja­mi.

 Groby cią­gnę­ły się po ho­ry­zont, wy­so­kie i ni­skie, mniej lub bar­dziej za­ro­śnię­te. Za­po­mnia­ne. Wszyst­kie z wy­jąt­kiem jed­ne­go, na któ­rym cze­ka­ła sku­lo­na syl­wet­ka. Mała, po­kracz­na, ledwo od­róż­nia­ła się od zbit­ki drew­na.

 Syl­wet­ka drża­ła de­li­kat­nie, jakby to ciało krzy­cza­ło, ge­ne­ru­jąc inny ro­dzaj drgań. Je­dy­ną ręką za­sła­niał twarz, wokół le­ża­ły ja­kieś jasne skraw­ki, chyba pyłki drze­wa.

 – Ali? – Za­mar­łam, gdy głowa z im­pe­tem pod­sko­czy­ła do góry.

 Nie pyłki, tylko skraw­ki twa­rzy…

 Sze­rzej otwo­rzył oczy, za­ci­snę­łam zęby od na­głe­go ataku jego pa­ni­ki. Wi­dzia­łam tyle sprzecz­nych emo­cji, z każ­dej mo­głam uło­żyć kilka re­ak­cji. Scen.

 Ale on tylko sie­dział, ru­szał gał­ka­mi.

 – Je­steś tam w środ­ku, praw­da? To ty, Ali? – Pod­nio­słam patyk, do spo­co­nej dłoni przy­legł kurz. – Pew­nie, że to ty, ale… nie chcia­łam cię wi­dzieć w takim sta­nie, prze…

 Przy­ło­ży­łam pięść do ust.

 – Wy­cią­gnę cię z tego – szep­nę­łam. – Jesz­cze nie wiem jak, ale…

 Jego oczy błą­dzi­ły.

 – Kła­ma­łeś. – Za­trzy­mał wzrok na mnie. – Wiem, że znisz­czy­łeś Pla­ne­tę Ma­ne­ki­nów.

 Skrzy­wił się, a ja ledwo opa­no­wa­łam od­ruch wy­miot­ny.

 – Ale wie­rzę… wie­rzę, że na­praw­dę je­steś inny. Nie mo­żesz nie być, widzę, co czu­jesz. – Szturch­nę­łam go pa­ty­kiem.

 Z ciała po­sy­pa­ły się wióry, sto­czył się z grobu. Nie wydał nawet żad­ne­go dźwię­ku, był zlep­kiem nie­ru­cho­me­go ciała z odro­bi­ną woli.

 – Nie je­steś zwie­rzę­ciem, Ali. – Pa­trzy­łam mu w oczy, wy­cie­ra­jąc łzy.

 Prze­sta­wał się sku­piać na mojej twa­rzy.

 – Wciąż tam je­steś. – Płyta na­grob­na wbi­ja­ła mi się w skórę, palce po­bie­la­ły. – Jeśli nie bę­dziesz wal­czył, wszyst­kie twoje świa­ty upad­ną.

 Zbyt gorz­ko, zbyt… nagle? Ra­to­wa­nie cy­wi­li­za­cji ma skoń­czyć się w ciszy, na pu­stym cmen­ta­rzu, ja­kimś mar­nym mo­no­lo­giem? Usia­dłam obok Alego.

 – Ja wciąż widzę cię jako kogoś więk­sze­go. – Uśmiech­nę­łam się, bo coś za­drża­ło głę­bo­ko w nim. – Prze­ży­jesz, bo na każ­dym z tych świa­tów cię pa­mię­ta­ją. Po­śred­nio, ale to wciąż twoja in­ge­ren­cja, wciąż ty.

 Cały ten czas gdzieś w jego my­ślach krył się strach, ból, świa­do­mość po­raż­ki.

 – Nie wiem tylko, co ja robię w tej hi­sto­rii. – Wes­tchnę­łam. – Dla­cze­go po mnie przy­sze­dłeś skoro nie… nie je­stem ci po­trzeb­na.

 Tyle bólu i roz­ża­le­nia, aż wy­krę­ci­ło mi twarz.

 – Dla­te­go wró­ci­łam, bo w tym musi być jakiś cho­ler­ny powód. Nawet jeśli sam sobie za­prze­czasz, a Ar­ka­ni kazał ucie­kać… – Za­śmia­łam się, w za­sa­dzie na­praw­dę bar­dzo mnie to ba­wi­ło. – Gdzie mam wra­cać, po co? Nawet mi nie po­wie­dzia­łeś, kim je­stem.

 Prze­je­cha­łam ję­zy­kiem po zę­bach, z na­dzie­ją, że zbio­rę nieco tej pa­skud­niej go­ry­czy.

 – Wiem tylko, że je­stem inna. – Wy­cią­gnę­łam do niego dłoń. – Zro­zu­mia­łam po dro­dze, że cały czas je­stem ci do cze­goś po­trzeb­na…

 Chwy­ci­łam jego ubra­nie, zanim zdą­żył się ru­szyć. Krzy­czał, szar­pał się. Do­sko­czy­łam do ścież­ki, wpa­dli­śmy do pu­stej ja­ski­ni. Nie. Jed­nak nie.

 Była pusta na każ­dym innym świe­cie, ale nie tutaj. Rzędy bia­łych na­pi­sów wy­ście­la­ły sufit, każdy miał pod sobą datę, jed­nak ro­zu­mia­łam tylko jeden.

 Jak mam zmie­nić ludzi, na któ­rych ba­zu­ję? Jak mam zmie­nić pod­sta­wy sa­me­go sie­bie?!

 Czu­łam jego wstyd, gro­ma­dzą­cy się jak brud pod pa­znok­cia­mi.

 – Ali ten świat jest obrzy­dli­wy i… – „Nie wy­glą­dasz jak oni” pra­wie po­wie­dzia­łam do ży­ją­ce­go po­sąż­ka. – Roz­pa­dasz się.

 Skraw­ki ciała od­pa­da­ły jak sierść. Zdu­si­łam krzyk, prze­ra­żo­na, nie­zdol­na do ruchu. Krysz­ta­ły. One wciąż są klu­czem, dla­te­go je po­ka­zy­wał, dla­te­go nie chciał, abym je ru­sza­ła. Jego dwie czę­ści. Dwie stro­ny mo­ne­ty.

 Pę­ka­ła mi głowa od jego pul­su­ją­ce­go serca. Oczyść myśli.

 – Prze­sta­wię krysz­ta­ły. – Do­mi­no­wał nie­bie­ski prag­ma­tyzm, sporo czer­wie­ni, na­to­miast zie­lo­ne­go po­zo­sta­ły za­le­d­wie skraw­ki. Cy­wi­li­za­cja jest roz­wi­nię­ta, krysz­ta­ły wy­pa­li­ły­by ciało Alego, ale… ale ja też bym je spa­li­ła.

 Drża­ły mi dło­nie. A co jeśli się mylę? Pa­zno­kieć stuk­nął o twar­dą struk­tu­rę krysz­ta­łu. Nic. Ale może…

 Kość Alego od­pa­dła i stuk­nę­ła o ka­mień.

 Ści­snę­łam krysz­tał w dłoni.

 Wi­dział to. Ból wciąż mie­szał się z na­dzie­ją. Sprzecz­ność. Jedna część chcia­ła mnie tutaj przy­pro­wa­dzić, a druga pa­mię­ta Pla­ne­tę Ma­ne­ki­nów. Druga pla­no­wa­ła umrzeć. Bra­ku­je lo­gi­ki, jest tylko ego­izm i al­tru­izm.

 A im bli­żej był śmier­ci, tym bar­dziej do­mi­no­wał ten pierw­szy. Dla­te­go Ali za­mknął swoje ciało.

 Jeśli to zro­bię, może mnie znie­na­wi­dzić. Ist­nie­je szan­sa, że stwo­rzę coś gor­sze­go od Pla­ne­ty Ma­ne­ki­nów. Emo­cje trupa za­głu­sza­ły moje myśli. Zrób to. Nie do­ty­kaj. Ucie­kaj. Ratuj mnie.

 Praw­dzi­wy Ali chciał­by, żebym ucie­kła…

 Roz­trza­ska­łam krysz­tał i roz­sy­pa­łam reszt­ki po in­nych otwo­rach. Pro­szek zmie­niał ko­lo­ry, prze­kie­ro­wy­wał świa­do­mość. Nisz­czy­łam lu­dziom umy­sły.

 Gdy­bym prze­sta­wa­ła pra­co­wać, już bym ich nie tchnę­ła. Nie po­tra­fi­łam do­brać pro­por­cji. Nie mo­głam ich zwa­żyć.

 Czu­łam jego ulgę, która prze­ro­dzi­ła się w ból, wście­kłość i zmar­twie­nie. Sło­dycz i eu­fo­rię, póź­niej pie­cze­nie, pot, go­rycz. Wszyst­ko znik­nę­ło. Od­ciął swój umysł, a to zna­czy…

 Opa­dłam na zie­mię. Za­pła­ka­na, słaba, bez­sil­na. Odżył.

 

***

 

 Obu­dzi­łem się w burzy. Krę­ci­ło mi się w gło­wie. Świa­do­mość, która pra­wie dała się zdu­sić, po­wró­ci­ła na po­wierzch­nię. Sły­sza­łem myśli stłu­mio­ne przez ki­lo­me­try skał. Wra­że­nia ludzi, któ­rzy wa­rio­wa­li.

 Coś naj­lep­sze­go zro­bi­ła? Co ja zro­bi­łem?

 Wy­glą­da­ła ina­czej, pra­wie się ze­sta­li­ła, była rów­no­cze­śnie naj­bli­żej i naj­da­lej ciała. W sam raz, żeby kon­tro­lo­wać krysz­ta­ły. Do­kład­nie tak jak on chciał… jak ja chcia­łem. Wszyst­kim ma­ni­pu­lo­wał.

Opar­łem się o skałę, wciąż słaby, ledwo żywy w za­sa­dzie. Wi­dzia­łem jak Kinga de­li­kat­nie rusza nogą, pró­bu­jąc wy­stu­kać rytm.

 – Pro­szę, wy­trzy­maj jesz­cze chwi­lę.

 Otwo­rzy­ła oczy, pół­przy­tom­na. Beł­ko­ta­ła, pró­bu­jąc wstać.

 – Wi­zu­ali­za­cja, pa­mię­taj. – Pod­su­wam por­tal bli­żej, ale nawet go nie za­uwa­ży­ła.

 – Słabo mi, boli w klat­ce, jakby ktoś na­ci­skał. – Jej pierś gwał­tow­nie pod­sko­czy­ła.

 Po­trze­bo­wa­ła siły. Znie­czu­le­nia.

 – Wiesz, czemu on cię wy­brał, ten drugi ja? – Za­ci­sną­łem pięść. – Wiesz czemu chciał­bym na­pra­wiać z tobą świa­ty?

 Do­czoł­ga­ła się do por­ta­lu, we­szli­śmy na ścież­kę, ale tra­ci­ła siły.

 – Mów… po­wiedz w końcu wszyst­ko – wy­szep­ta­ła. – Gdzie mam wra­cać?

 – Do swo­je­go ciała. – Pró­bo­wa­łem ją ase­ku­ro­wać, żeby nie wy­pa­dła z drogi.

 – Mam ciało?

 – Tak, na Ziemi. – Mu­si­my zdą­żyć.

 – Czyli ja…

 – Ży­jesz. – Serce mi za­drża­ło, gdy znów osła­bła. – Ży­jesz, tylko wy­trzy­maj jesz­cze chwi­lę.

 Uśmiech­nę­ła się.

 – A tamci lu-dzie?

 – Po­ra­dzą sobie, jest do­brze… – Skrzy­wi­ła się w my­ślach od mo­je­go kłam­stwa. Wciąż czuła emo­cje? – Zginą, pew­nie za chwi­lę.

 – A… le ty nie.

 – Ja razem…

 – Nie t-y nie… – za­chły­snę­ła się po­wie­trzem.

 – Je­stem z nimi zwią­za­ny.

 – Jes… eś a a, le związz. – Chcia­ła do­tknąć mo­je­go po­licz­ka. – Ze wszyss… kimi, kóre ura­tow.

 – Ale ten jeden…

 – Ciii. – Palec opadł jej na usta. – Ciii jus, bo głow mie bo i… gdyś nie ył, to dawno yś prze-adł. Tfój swaat nie ył chory od wczo-aj. Mas prze-zy…

 Jak?! Jak do cho­le­ry?!

 – Jakk oś. – Bla­dła, ob­li­cze za­czy­na­ło się roz­my­wać, a pierś znów pod­sko­czy­ła. – Ży esz w sercc-a, ich i mooim. Nie war-ujesz… boo on-i to tylk frag… ment. Ura­to­wa-am cię.

 Drża­ły mi dło­nie, ale to nie przy­tło­cze­nie, nie wi­zu­ali­za­cja, tylko czy­ste emo­cje. Praw­dzi­we.

 – Nie tylko mnie. Dwój­kę dzie­ci też, pa­mię­tasz? Jesz­cze na Ziemi, wy­pchnę­łaś je spod kół, pa­mię­tasz?

 – Chybb aak…

 – Jesz­cze chwi­la… tylko chwi­la, roz­ma­wiaj ze mną! – krzyk­ną­łem. – Roz­ma­wiaj, pro­szę…

 – Co się…

 – Je­steś w śpiącz­ce, twoje ciało jest, za chwi­lę bę­dzie­my na miej­scu. Zwró­cę cię i się wy­bu­dzisz, do­brze?

 – Dobrz… – Nie sły­sza­ła mnie.

 – Już widzę pla­ne­tę, wy­trzy­maj. – Przez stru­mień nie­wie­le dało się zo­ba­czyć. – Lu­bi­łaś tań­czyć, pa­mię­tasz? Uczy­łaś tańca.

 – Taa… – Po­ru­szy­ła stopą, wy­bi­ja­ła rytm pal­ca­mi, uśmiech­nę­ła się.

 – Mia­łaś fobie, wiesz? Ale sobie z nimi po­ra­dzi­łaś, w po­dró­ży ze mną, pa­mię­tasz?

 Kiw­nę­ła głową, nie prze­sta­jąc się uśmie­chać.

 – Cze­ka­ją na cie­bie… – Ugry­złem się w język. Nie wie­dzia­łem, czy na­praw­dę ktoś cze­kał.

 – Ali?

 – Tak… tak, Ali na cie­bie czeka. – Wcią­gną­łem po­wie­trze przez za­ci­śnię­te gar­dło.

 – Too… to wytrz… wy­trzy­mam.

 Pła­ka­łem, po­wta­rza­łem w kółko te same słowa, a ona od­po­wia­da­ła coraz sła­biej. Wpa­dli­śmy do sali. Pod­sko­czy­ła jej klat­ka, obie w za­sa­dzie. Na­kie­ro­wa­łem ją, jak wy­lą­do­wać.

 – Prze­pra­szam, że cię w to wcią­gną­łem, prze­pra­szam za ten ból.

 – To-o był on, nii-e ty – wy­ją­ka­ła pod­czas nie­udol­nej próby do­czoł­ga­nia się do łóżka. Opa­dła na zie­mię, ale nie mo­głem jej pomóc. – Ty żyesz w naas, ww-e mnie.

 Za­trzy­ma­ła się, coraz bar­dziej przy­le­ga­jąc do pod­ło­ża. Już tylko metr, mniej nawet. Idź… pro­szę.

 Le­ka­rze krę­ci­li gło­wa­mi. Chcie­li od­pu­ścić.

 – Za­prze­czy­łaś wszyst­kie­mu. Zro­bi­łaś coś, co za­prze­cza­ło two­jej na­tu­rze, zbli­ży­łaś się do wzoru, który stwo­rzy­łem ty­sią­ce lat temu. Dla­te­go cię wy­brał. Wstań! Bła­gam cię, wstań.

 Ob­ser­wo­wa­łem, jak chwy­ta się po­rę­czy. Oglą­da­łem, jak ledwo unosi swoją syl­wet­kę, choć ta nawet nie miała jako ta­kiej masy. Pa­trzy­łem, jak wal­czy, bo wie­rzy, że wciąż jest o co. Nawet, jeśli wkra­cza w ko­lej­ne nie­zna­ne, znów zmie­nia oto­cze­nie, całe spoj­rze­nie na rze­czy­wi­stość.

 Może miała rację. Może żyję w każ­dym świe­cie, któ­re­mu po­mo­głem, a wielu wciąż mogę pomóc. Za­czy­na­jąc od po­ka­za­nia nowej drogi moim pier­wot­nym.

 – Ali… nnie mogę wejść… – po­wie­dzia­ła, a ja na ję­zy­ku czu­łem jej prze­ra­że­nie, gdy le­ka­rze za­czę­li opusz­czać salę.

 Nie­któ­re hi­sto­rie koń­czą się tam, gdzie się za­czę­ły. Zu­peł­nie jak­bym za­miast prze­ży­cia wiel­kiej po­dró­ży, po­sta­wił mały krok. Ból tym razem nie prze­szka­dzał tak bar­dzo, widok roz­pa­da­ją­ce­go się ciała nie brzy­dził, prze­cież to tylko przy­bli­że­nie. Swego ro­dza­ju wi­zu­ali­za­cja.

 

***

 

 Długo le­ża­łam osła­bio­na. Naj­bar­dziej ude­rzy­ła mnie fi­zycz­ność wszyst­kie­go wokół. Chwi­lę póź­niej do­szły wciąż lekko za­tar­te wspo­mnie­nia. Ali…

 Gdzie teraz je­steś?

 Stuk­nę­ły drzwi, a dźwięk kro­ków wy­prze­dzi­ła sło­dycz na ję­zy­ku.

 – Cie­szy się pani – szep­nę­łam.

 Drgnę­ła, ale po chwi­li zo­ba­czy­łam uśmiech.

 – Tak, mamy dzień cudów. – Ro­bi­ła coś przy moim łóżku, ale ja po­tra­fi­łam sku­pić się tylko na twa­rzy, która mnie do­strze­ga­ła.

 – Co się stało… poza oczy­wi­ście…

 – Do jed­ne­go z pa­cjen­tów zgło­si­ła się spon­sor. – Pie­lę­gniar­ka od­sło­ni­ła nieco jedno z okien. – Do­sta­nie dro­gie pro­te­zy, zu­peł­nie jak nowe dło­nie.

 – Nowe co?!

 – Ręce w sen­sie. – Ko­bie­ta wes­tchnę­ła. – Stra­cił obie w dwóch róż­nych wy­pad­kach.

 – Czy ja… – Su­chość gar­dła prze­szka­dza­ła w ko­mu­ni­ka­cji. – Mogę go póź­niej zo­ba­czyć?

 – Na ten mo­ment to nie­moż­li­we, ale kie­dyś… kto wie. – Ucie­kła, zanim zdą­ży­łam znów otwo­rzyć usta.

 Kiedy po ja­kimś cza­sie za­py­ta­łam o nie­zna­ne­go pa­cjen­ta, nie wie­dzia­ła, o czym mówię. Chcia­ła o coś za­py­tać, ale jej obawa i zdzi­wie­nie nagle znik­nę­ły, jakby ktoś szep­nął jej kilka słów otu­chy.

 Po­sła­łam uśmiech w pusty kąt, bo wie­dzia­łam, że on gdzieś tam jest. Czuwa.

Koniec

Komentarze

Ktoś mi tu na­pi­sał (no dobra – tym kto­siem była Lana, ale nie tylko ona miała po­dob­ny po­gląd ;-) ), że skra­ca­nie na siłę tek­stu, który po­wi­nien mieć 60+k zna­ków, do 40k zna­ków to bar­dzo duży błąd ;-)

Ali­qius – ktoś inny. Fajne dia­lo­gi. Nie wiem czemu przy­po­mi­na mi to “Gwiaz­dy moje prze­zna­cze­nie” – jak mi star­czy czasu i sił, to jesz­cze tu wrócę z ob­szer­niej­szym ko­men­ta­rzem. Na razie za­zna­czam tylko, że po­do­ba­ło się.

 

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dzień dobry! Po­zwo­lę sobie prze­kle­ić frag­ment z ko­men­ta­rza z bety. I tak jak mó­wi­łam, moim zda­niem tekst zy­skał na wy­wa­le­niu nie­któ­rych scen. :D Lep­sza dy­na­mi­ka, przy­jem­niej się czyta. A co do ogól­nej opi­nii:

 

Jeśli cho­dzi o ca­łość – bar­dzo do­bit­nie i jed­no­znacz­nie na­zy­wasz emo­cje, co ma tutaj sens, bo mamy w końcu do czy­nie­nia ze świa­tem, w któ­rym uczu­cia na­le­ży sobie wy­obra­zić, aby je po­czuć. Sama hi­sto­ria Pla­ne­ty Ma­ne­ki­nów i ogól­ny prze­kaz hi­sto­rii mi się bar­dzo po­do­ba­ją. Opo­wia­dasz o dra­ma­tycz­nej walce, a wła­ści­wie kilku wal­kach. Więk­szość z nich do­ty­czy prze­trwa­nia. To się faj­nie przez tekst prze­bi­ja, na­da­je mu dobry kli­mat. Bo­ha­te­ro­wie – wszy­scy troje, po­wiedz­my – są żywi i mają cha­rak­ter. Czuć też, że dzie­lą jakąś re­la­cję, może nawet jakąś hi­sto­rię.

 

To opo­wia­da­nie bar­dzo w Twoim stylu, de­li­kat­nie we­ir­dow­skim, cza­sa­mi nieco po­etyc­kim. :D Dobra lek­tu­ra, choć wcale nie lekka – ale też jej celem chyba nie miało być “lekką”.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Cześć, Jimie,

Spory błąd, tylko przy­naj­mniej u mnie z tek­sta­mi bywa tak, że za­wsze muszę je tro­chę skró­cić. Gdy piszę do­da­ję dużo nie­po­trzeb­nych rze­czy. Co nie zmie­nia faktu, że kilka ostat­nich ty­się­cy było na siłę. Z tego co wiem, Ty też chyba bar­dzo swoje skró­ci­łeś, praw­da? :P

Ali­qius – ktoś inny.

Byłem cie­kaw kto pierw­szy za­uwa­ży, gra­tu­lu­ję :D

Nie wiem czemu przy­po­mi­na mi to “Gwiaz­dy moje prze­zna­cze­nie”

Nie­ste­ty nie czy­ta­łem tego :/

Cie­szę się, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło. Ob­szer­ny ko­men­tarz bę­dzie miły, ale zro­zu­miem, jeśli nie zdą­żysz :P

 

Verus,

A ja po­zwo­lę sobie po­dzię­ko­wać po­now­nie. Dzię­ku­ję za miłe słowa i pomoc.

To opo­wia­da­nie bar­dzo w Twoim stylu, de­li­kat­nie we­ir­dow­skim, cza­sa­mi nieco po­etyc­kim. :D Dobra lek­tu­ra, choć wcale nie lekka – ale też jej celem chyba nie miało być “lekką”.

No to już chyba się do mnie przy­pię­ło. Chcia­łem tym razem opo­wia­da­nia, które bę­dzie nieco inne od więk­szo­ści moich. Naj­wi­docz­niej taki już mój styl :D

I w sumie mi to pa­su­je.

Więc prze­kle­jam moją lekko zmo­dy­fi­ko­wa­ną opi­nię z bety :)

Jest to smut­na opo­wieść o męż­czyź­nie ba­wią­cym się ży­wy­mi isto­ta­mi i jego roz­ter­kach z tym zwią­za­nych, a ra­czej roz­ter­kach zwią­za­nych z za­ni­ka­ją­cy­mi, jak widać, uczu­cia­mi co do tego, pewną znie­czu­li­cą. Bar­dzo to ży­cio­we. Jest po­dróż przez nie­zwy­kłe świa­ty, jest dziw­na więź mię­dzy bo­ha­te­ra­mi, widać ich nie­pew­ność, strach i smu­tek. Cie­ka­wy po­mysł na roz­po­zna­wa­nie uczuć jako sma­ków i za­pa­chów. To wy­obra­ża­nie sobie czyn­no­ści i re­ak­cji ko­ja­rzy­ło mi się przez cały tekst ze świa­do­my­mi snami i jak się oka­za­ło na końcu, tro­chę mia­łam rację ;) Ale koń­ców­ka z tym szpi­ta­lem mnie oczy­wi­ście za­sko­czy­ła ;) 

Po­do­ba­ły mi się też ory­gi­nal­ne za­cho­wa­nia bo­ha­te­rów i ogól­nie ich cha­rak­ter. Za­cho­wy­wa­li się nie­pew­nie, jak dzie­ci, które do­pie­ro uczą się żyć, a zwłasz­cza ko­bie­ta. Dzię­ki temu w opo­wia­da­niu jest taki spe­cy­ficz­ny kli­mat za­gu­bie­nia. Tro­chę smut­ny/de­pre­syj­ny był dla mnie ten tekst, ale koń­ców­ka już nie smut­na i dla­te­go pa­su­je, pięk­nie i doj­rza­le pod wzglę­dem li­te­rac­kim ro­ze­gra­na, pełna świa­tła i na­dziei. 

Ge­ne­ral­nie ślicz­ne, po­do­ba­ło mi się. Wska­za­łeś w tym tek­ście dużo ludz­kich pro­ble­mów i jest tu też kli­mat cha­osu i me­lan­cho­lii. Co praw­da z po­cząt­ku nie wie­dzia­łam, o co cho­dzi, ale za to na ko­niec wszyst­ko ład­nie się wy­ja­śni­ło, a nie­zro­zu­mia­łe ele­men­ty na­bra­ły sensu. Wszyst­kie nie­do­po­wie­dze­nia, które wy­ma­ga­ły­by do­po­wie­dze­nia, że tak zry­mu­ję, zdały mi się pod ko­niec od­po­wied­nio wy­ja­śnio­ne, zro­zu­mia­łam sens i prze­kaz.

I ucię­cie na­praw­dę dużo dało temu tek­sto­wi, warto było! Stał się dzię­ki temu bar­dziej dy­na­micz­ny i zro­zu­mia­ły.

 

EDIT Przy­po­mnia­ło mi się ostat­nio to opo­wia­da­nie i uwa­żam, że temat kon­kur­su zo­stał po­trak­to­wa­ny tu w bar­dzo doj­rza­ły spo­sób, bo mam wra­że­nie, że na­pi­sa­łeś ten tekst, by po­ru­szyć bar­dzo ważne dy­le­ma­ty mo­ral­ne i po­ka­zać pewne rze­czy, aby czy­tel­nik się nad nimi za­sta­no­wił, np. to “po pro­stu się nie­na­wi­dzi­li”. Jak­bym była ju­ror­ką, miał­byś u mnie za to wie­eel­kie­go plusa.

So­na­to!

Znów czy­tam ten ko­men­tarz i znów nie wiem, co po­wie­dzieć poza: dzię­ku­ję, cie­szę się, że tekst Ci pod­pa­so­wał. Serce ro­śnie, gdy czyta się takie ko­men­ta­rze, bo wiem, że więk­szość rze­czy udało mi się zre­ali­zo­wać. Dzię­ku­ję jesz­cze raz. :D

Taga choć jed­ne­go dodaj, bez tagów nie wy­lą­du­je na stro­nie głów­nej po za­bi­blio­te­ko­wa­niu.

O, nie wie­dzia­łem, dzię­ki. Tag do­da­ny :D

Cze­ka­łem na pięk­ny, epic­ki ob­ra­zek… ale przy­znam, że to zde­cy­do­wa­nie bar­dziej pa­su­je. Witaj, Saro :)

Nie mu­sia­łaś heart

Chyba za dużo znam Two­ich tek­sów, bo widzę, że gar­ścia­mi się­gasz po pewne ele­men­ty wcze­śniej­szych opo­wia­dań, gdy pi­szesz ko­lej­ne ;) A jed­no­cze­śnie to nie jest ko­pio­wa­nie, ra­czej prze­two­rze­nie wy­bra­nych ele­men­tów skła­do­wych i do­da­nie cze­goś no­we­go. Ma­ne­ki­ny wia­do­mo, z któ­re­go opo­wia­da­nia, wzor­ce z “Zej­dzie­my jesz­cze głę­biej”, jest też tro­chę ele­men­tów ko­ja­rzą­cych się ze “Skalą od­cie­ni”. Przy czym jak mówię – to nie jest “wał­ko­wa­nie jed­ne­go”, to ra­czej, hm, uży­wa­nie tych sa­mych su­row­ców do rzeź­bie­nia cze­goś no­we­go, ale jed­no­cze­śnie jakoś z ele­men­ta­mi wspól­ny­mi. No, może ta pięść uno­szo­na do ust po­wta­rza się dość czę­sto mię­dzy tek­sta­mi, ale resz­ta jest bar­dziej “nie­na­ma­cal­na”. W sen­sie – resz­ta wy­glą­da jak po­szu­ki­wa­nie cze­goś no­we­go, lep­sze­go, bez wy­rzu­ca­nia do­tych­cza­so­wych ele­men­tów. Co w sumie można trak­to­wac jak “prze­ni­ka­nie się świa­tów”, takie easte­reg­go­wa­nie mię­dzy uni­ver­sa­mi.

Acz­kol­wiek.

Acz­kol­wiek koń­co­wa dy­na­mi­ka mo­men­ta­mi prze­szar­żo­wa­ła. Bo choć słusz­nie tempo przy­śpie­szy­łeś, to coś tam mo­men­ta­mi pra­wie się gu­bi­ło. I wszem, można to bro­nić tym, że była to ta część tek­stu, w któ­rej na­le­ża­ło oddać roz­sy­py­wa­nie się, ale… chyba le­piej by było spró­bo­wać zro­bić to rów­nież (nie za­miast) za po­mo­cą jakiś zdań “kli­ma­to­wych” (co ow­szem, jest cho­ler­nie trud­ne, jeśli jed­no­cze­śnie wszyst­ko ma przy­śpie­szać).

Wiem, ze ści­na­łeś tekst. Nie wiem jak wy­glą­da­ła wer­sja nie­po­cię­ta. Brawa za to, ze udało się to zro­bić tak, że wy­glą­da jakby do­ce­lo­wo miało być jak jest, bez wi­docz­nych ele­men­tów “pi­ło­wa­nych” (bo koń­ców­ka wy­glą­da na taką, która od sa­me­go po­cząt­ku była pla­no­wa­na na ury­wa­ną, więc tu jest ok). Ale za­ra­zem o ile po for­mie nie widać ścięć, to po­mysł ofe­ro­wał dużo i… chyba z ja­kie­goś po­wo­du zo­stał stem­pe­ro­wa­ny. Py­ta­nie czy na po­zio­mie skra­ca­nia, czy na eta­pie pla­no­wa­nia hi­sto­rii.

 

"Wy­sła­li je sko­lo­ni­zo­wa­ną pla­ne­tę obok"

– na sko­lo­ni­zo­wa­ną pla­ne­tę

 

Cześć, Wilku, dzię­ku­ję.

Nie my­śla­łem o tym, szcze­rze mó­wiąc. Tro­chę ele­men­tów chcia­łem użyć, ale na­wią­za­nie do “Zej­dzie­my jesz­cze głę­biej” nie było ce­lo­we. Może pod­świa­do­mie łączę tek­sty, sche­ma­ty, do­pó­ki nie uda mi się dojść do cze­goś kon­kret­ne­go. Może po­do­ba mi się ta me­ta­fo­ra czło­wie­ka-ma­rio­net­ki. Może lubię przed­sta­wiać w ten spo­sób sche­ma­ty za­cho­wań. A może po pro­stu tonę we wła­snych sche­ma­tach.

Zga­dzam się z dy­na­mi­ką, ten tekst miał być wol­niej­szy, bar­dziej emo­cjo­nal­ny. Eks­plo­ata­cja świa­tów miała przy­po­mi­nać pie­lę­gno­wa­nie sa­dzon­ki, a nie wkle­ja­nie dębu w miej­sce świer­ku. Chcia­łem, żeby to było nieco kon­tem­pla­cyj­ne, to opo­wia­da­nie po­win­no mieć wię­cej zna­ków, ale w in­nych miej­scach. Po­wi­nie­nem zmie­nić tę hi­sto­rię, za­miast tylko ją skra­cać, skró­cić i roz­bu­do­wać znów. Stra­ci­łem naj­waż­niej­szy ele­ment, nie­ro­ze­rwal­ną część. Nie zdo­ła­łem po­ka­zać tej ukry­tej za­ży­ło­ści z każ­dym świa­tem, który od­wie­dzał. Nie­ste­ty.

I wy­obraź sobie, że wcze­śniej na­pi­sa­łem nieco lep­szy ko­men­tarz, ale na­tych­miast chcia­łem po­pra­wić błąd i go znik­ną­łem…

Lubię samą wizję ma­ne­ki­nów. Cza­sa­mi zdaje mi się sym­bo­lem tego od­cho­dzą­ce­go już świa­ta. Tak więc tytuł misię! Pa­mię­tam też opko z Kafki na kon­kurs Żon­gler.

 

Tak więc, Ma­Skro­lu… bar­dzo, bar­dzo misię Twoje opo­wia­da­nie! Jest głę­bo­ko hu­ma­ni­stycz­ne. Każda jego li­te­ra. 

Bo­ha­ter toczy bez­na­dziej­ną walkę. Zna­jo­mość wy­ni­ku coraz sil­niej go obez­wład­nia. Już nie po­tra­fi ze­pchnąć jej do tła, ukryć w za­ka­mar­kach umy­słu. Myśl o po­wta­rzal­nych wzor­cach i nie­uchron­nej klę­sce po­ra­ża ko­lej­ne neu­ro­ny, nisz­czy sy­nap­sę za sy­nap­są. Całe ob­sza­ry świa­do­mo­ści ogar­nia po­żo­ga. Pożar roz­prze­strze­nia się bły­ska­wicz­nie. Tak mało czasu, po­zo­sta­ło tak mało czasu. 

– Ale po co?

– Po co wlec tę kulę sko­ro­do­wa­ne­go że­la­stwa na sam szczyt? Prze­cież nie utrzy­ma się na wierz­choł­ku. Zleci w oka mgnie­niu. Nie zdą­żysz nawet usiąść, by od­po­cząć.

– Więc, po co?

Szar­pie się. Za­baw­ne są te po­dry­gi drew­nia­nej kukły. 

– My­ślisz, że drew­no coś czuje? Tak, nawet jeśli umar­ło i jest wy­su­szo­ne.

– Żywe i mar­twe czuje.

– Co je oży­wia?

– Ruch?

Po­dźwi­gnął się jesz­cze raz i tak już bę­dzie do końca, aż świa­ty ogar­nie wiecz­ny mrok. W ciem­no­ści wi­ru­ją świe­tli­ste dro­bi­ny. Wy­glą­da­ją jak płat­ki cyn­fo­lii. Może zbli­żą się do sie­bie jesz­cze raz. Może. Na pewno.

 

Nie­któ­re frag­men­ty są pięk­ne. Sła­wią dobro, al­tru­izm, które są i jed­no­cze­śnie ich nie ma. Ro­dzaj ide­ali­zmu, ry­cer­sko­ści, mitu, który ście­ra się z prak­tycz­no­ścią i uży­tecz­no­ścią rze­czy. Bla­sza­ny drwal ma pęk­nię­te serce, Ku­kieł­ki po­ru­sza­ją się coraz szyb­ciej. Sznur­ki mi­ga­ją i plą­czą się w po­wie­trzu, nie na­dą­ża­jąc za ru­cha­mi lal­ka­rzy. Do­brze już, bo cią­gle będę od­pły­wać, za­miast coś ci – z sen­sem lub bez  -na­pi­sać, zna­czy ko­men­tarz.

 

Chyba naj­bar­dziej po­ru­szy­ły mnie dwie rze­czy: spo­sób dia­lo­gu po­sta­ci oraz doj­mu­ją­ce od­czu­cie nad­cho­dzą­cej po­raż­ki głów­ne­go bo­ha­ty­ra, ro­dzaj po­więk­sza­ją­ce­go się roz­dar­cia. Bu­du­jesz wy­ra­zi­ste z ob­ra­zy, uży­wasz moc­nych cza­sow­ni­ków.

Od­no­śnie samej tre­ści mi aku­rat śred­nio się po­do­ba­ło za­koń­cze­nie, ale w tym mo­men­cie nie mam po­my­słu na inne, poza tym li­te­rac­ko i kon­kur­so­wo jest nie­złe, choć tro­chę ogra­ne.

Warsz­ta­to­wo mam pro­blem z za­pi­sem wy­po­wie­dzi, w któ­rych atry­bu­cje od­no­szą się do innej po­sta­ci. Przy­kła­dy po­ni­że , ale zda­rza się też w in­nych miej­scach. W oby­dwu przy­pad­kach wy­po­wie­dzi są jej, a atry­bu­cje na­le­żą do niego. 

– Przed­sta­wisz się przy­naj­mniej? – Jej uczu­cia to po­mie­sza­na breja. – Tyle przy­naj­mniej je­steś mi wi­nien.

– Chodź szyb­ko, zaraz wy­ja­śnię. – Ledwo wy­bie­gła z przej­ścia, a już chcia­ła do niego wró­cić.

 

I teraz tak: nie wiem, jak można by­ło­by to zro­bić ina­czej; czy­ta­ło mi się do­brze i ro­zu­mia­łam bez kło­po­tu; za­uwa­ży­łam tylko i wy­łącz­nie dla­te­go, że je­stem prze­tre­no­wa­na w tej ma­te­rii przez por­tal NF; co wię­cej po­do­ba­ło mi się, bo uwia­ry­gad­nia­ło spo­sób ko­mu­ni­ka­cji po­mię­dzy nimi.

 

Na­tu­ral­nie skar­żę do bi­blio. :-) Po czym po dwóch dniach zgło­szę wątku na piór­ka. :-) Jeśli tego nie chcesz – daj znaka.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Cześć, Asy­lum, dzię­ku­ję za wi­zy­tę.

Lubię samą wizję ma­ne­ki­nów. Cza­sa­mi zdaje mi się sym­bo­lem tego od­cho­dzą­ce­go już świa­ta.

Mam po­dob­ne od­czu­cia, chyba dla­te­go tak czę­sto po­ja­wia się u mnie ten wątek.

Tak więc, Ma­Skro­lu… bar­dzo, bar­dzo misię Twoje opo­wia­da­nie! Jest głę­bo­ko hu­ma­ni­stycz­ne. Każda jego li­te­ra. 

Dzię­ku­ję… bar­dzo się cie­szę, bo taki wła­śnie był głów­ny cel.

Szar­pie się. Za­baw­ne są te po­dry­gi drew­nia­nej kukły. 

– My­ślisz, że drew­no coś czuje? Tak, nawet jeśli umar­ło i jest wy­su­szo­ne.

– Żywe i mar­twe czuje.

– Co je oży­wia?

– Ruch?

Po­dźwi­gnął się jesz­cze raz i tak już bę­dzie do końca, aż świa­ty ogar­nie wiecz­ny mrok. W ciem­no­ści wi­ru­ją świe­tli­ste dro­bi­ny. Wy­glą­da­ją jak płat­ki cyn­fo­lii. Może zbli­żą się do sie­bie jesz­cze raz. Może. Na pewno.

Za­sta­na­wiasz się jak po­win­no wy­glą­dać za­koń­cze­nie, a sama na­pi­sa­łaś lep­sze ode mnie. Bar­dziej od­da­lo­ne od hi­sto­rii, bar­dziej mo­ty­wu­ją­ce. Do­kład­nie takie, jakie po­win­no być. Wy­my­śli­łaś to, czy wkle­iłaś frag­ment ja­kie­goś tek­stu?

Jeśli to tekst, to chciał­bym go prze­czy­tać.

Do­brze już, bo cią­gle będę od­pły­wać, za­miast coś ci – z sen­sem lub bez  -na­pi­sać, zna­czy ko­men­tarz.

Lubię twoje od­pły­wa­nie, bar­dzo ład­nie wtedy pi­szesz. :)

Chyba naj­bar­dziej po­ru­szy­ły mnie dwie rze­czy: spo­sób dia­lo­gu po­sta­ci oraz doj­mu­ją­ce od­czu­cie nad­cho­dzą­cej po­raż­ki głów­ne­go bo­ha­ty­ra, ro­dzaj po­więk­sza­ją­ce­go się roz­dar­cia.

Nad­cho­dzą­ca po­raż­ka… wokół niej było bu­do­wa­ne całe opo­wia­da­nie, ale dobre dia­lo­gi to mój mały suk­ces. Tak na­praw­dę nie wie­dzia­łem, że po­tra­fię je pisać. I chcia­łem za­py­tać, co masz na myśli przez spo­sób dia­lo­gu? On aż tak bar­dzo się wy­róż­nia?

Od­no­śnie samej tre­ści mi aku­rat śred­nio się po­do­ba­ło za­koń­cze­nie, ale w tym mo­men­cie nie mam po­my­słu na inne, poza tym li­te­rac­ko i kon­kur­so­wo jest nie­złe, choć tro­chę ogra­ne.

Masz rację, ale przy­zna­ję się… cza­sem lubię wi­dzieć w czymś sche­mat, o ile do­brze się spraw­dza. :P

Warsz­ta­to­wo mam pro­blem z za­pi­sem wy­po­wie­dzi, w któ­rych atry­bu­cje od­no­szą się do innej po­sta­ci. Przy­kła­dy po­ni­że , ale zda­rza się też w in­nych miej­scach. W oby­dwu przy­pad­kach wy­po­wie­dzi są jej, a atry­bu­cje na­le­żą do niego. 

Masz rację, w za­sa­dzie na­pi­sa­łem tak od­ru­cho­wo. W końcu nar­ra­cja jest pierw­szo­oso­bo­wa, on mówi, co robi ona. Kie­ro­wa­łem się lo­gi­ką, że skoro ma tę nie­sa­mo­wi­tą zdol­ność, że może wi­dzieć jej emo­cje, może też ko­men­to­wać je pod­czas pro­wa­dze­nia nar­ra­cji. Nie wiem czy to po­praw­ne w za­sa­dzie.

I teraz tak: nie wiem, jak można by­ło­by to zro­bić ina­czej; czy­ta­ło mi się do­brze i ro­zu­mia­łam bez kło­po­tu; za­uwa­ży­łam tylko i wy­łącz­nie dla­te­go, że je­stem prze­tre­no­wa­na w tej ma­te­rii przez por­tal NF; co wię­cej po­do­ba­ło mi się, bo uwia­ry­gad­nia­ło spo­sób ko­mu­ni­ka­cji po­mię­dzy nimi.

Ro­zu­miem, teraz jesz­cze bar­dziej nie wiem, czy to po­pra­wić, czy nie. Póki co zo­sta­wię.

Na­tu­ral­nie skar­żę do bi­blio. :-) Po czym po dwóch dniach zgło­szę wątku na piór­ka. :-) Jeśli tego nie chcesz – daj znaka.

Dzię­ku­ję… i oczy­wi­ście, nie mam nic prze­ciw­ko, bar­dzo się cie­szę :)

Jeśli to tekst, to chciał­bym go prze­czy­tać.

Nie, to nie jest tekst, Ty mnie za­in­spi­ro­wa­łeś, wła­ści­wie Twoje opko, myśli, aby skre­ślić kilka słów.  :-)

co masz na myśli przez spo­sób dia­lo­gu? On aż tak bar­dzo się wy­róż­nia?

Dla mnie tak, zna­czy – wy­róż­nia się. Bar­dzo pa­su­je do po­ro­zu­mie­wa­nia się po­sta­ci. Jest w punkt, pod­kre­śla in­ność. To takie my­ślo­mo­wo-od­czu­wa­nie, chyba pre­cy­zyj­niej nie po­tra­fię okre­ślić. W sen­sie wy­ko­rzy­sty­wa­nia tego za­bie­gu we w ogóle, we wszyst­kich, za­wsze (i cała resz­ta du­żych kwan­ty­fi­ka­to­rów) na­tu­ral­nie nie, ale tutaj pa­su­je ide­al­nie. Może gdzieś tam tra­fi­ły się jesz­cze ja­kieś kiksy, ale są bez zna­cze­nia, bo po­pro­wa­dzi­łeś mega kon­se­kwent­nie po ich czu­ciu.

Zresz­tą, męczy cię to, cie­ka­wi, pró­bu­jesz przy­bli­żyć i uchwy­cić w ko­lej­nym opo­wia­da­niu. Mam tak, gdy coś mnie jesz­cze fa­scy­nu­je, bo sama nie wiem, wtedy naj­czę­ściej mam siłę, aby po­pra­wiać, ko­ry­go­wać, za­sta­na­wiać się.

cza­sem lubię wi­dzieć w czymś sche­mat, o ile do­brze się spraw­dza. :P

To mi bli­skie. :P Do­brze zro­bi­łeś.

nie mam nic prze­ciw­ko, bar­dzo się cie­szę :)

Faj­nie, zatem bę­dzie. Szko­da, że nie je­stem dy­żur­ną, mój głos bar­dziej by się li­czył, ale cóż, jest jak jest. 

 

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Nie to nie jest tekst, Ty mnie za­in­spi­ro­wa­łeś, wła­ści­wie Twoje opko, myśli, aby skre­ślić kilka słów.  :-)

Bar­dzo ład­nych słów :)

Dla mnie tak, zna­czy – wy­róż­nia się. Bar­dzo pa­su­je do po­ro­zu­mie­wa­nia się po­sta­ci. Jest w punkt, pod­kre­śla in­ność. To takie my­ślo­mo­wo-od­czu­wa­nie, chyba pre­cy­zyj­niej nie po­tra­fię okre­ślić. W sen­sie wy­ko­rzy­sty­wa­nia tego za­bie­gu we w ogóle, we wszyst­kich, za­wsze (i cała resz­ta du­żych kwan­ty­fi­ka­to­rów) na­tu­ral­nie nie, ale tutaj pa­su­je ide­al­nie. Może gdzieś tam tra­fi­ły się jesz­cze ja­kieś kiksy, ale są bez zna­cze­nia, bo po­pro­wa­dzi­łeś mega kon­se­kwent­nie po ich czu­ciu.

Zresz­tą, męczy cię to, cie­ka­wi, pró­bu­jesz przy­bli­żyć i uchwy­cić w ko­lej­nym opo­wia­da­niu. Mam tak, gdy coś mnie jesz­cze fa­scy­nu­je, bo sama nie wiem, wtedy naj­czę­ściej mam siłę, aby po­pra­wiać, ko­ry­go­wać, za­sta­na­wiać się.

Już ro­zu­miem, dzię­ku­ję.

To mi bli­skie. :P Do­brze zro­bi­łeś.

Cie­szę się :D

Faj­nie, zatem bę­dzie. Szko­da, że nie je­stem dy­żur­ną, mój głos bar­dziej by się li­czył, ale cóż, jest jak jest. 

Jeden głos to dla mnie bar­dzo dużo :)

Czeźć.

 

Dra­ma­tycz­ne losy skra­ca­nia opka śle­dzi­łem po­śred­nio na di­scor­dzie, więc mam pewne po­ję­cie, ile bólu to kosz­to­wa­ło… i po­pie­ram, żeby ta­kie­go ma­so­chi­zmu ra­czej wię­cej nie wdra­żać :)

 

Co tu się dzie­je?! – Mam ocho­tę pytać o to samo za każ­dym razem, kiedy czy­tam Twoje opko :O

 

jej emo­cje ład­nie pach­nia­ły. Umysł pięk­nie for­mo­wał myśli, jakby wy­ra­biał cia­sto i od­kła­dał je, aby wy­ro­sło. – po­now­nie dał­bym emot­kę „:O”, ale duża li­ter­ka O nie od­da­je mo­je­go zdzi­wie­nia.

 

Otwo­rzy­łem ścież­kę.–

Czyż­by jakaś spa­cja prze­nio­sła się na inną stru­nę rze­czy­wi­sto­ści?

 

wbi­jał się w umysł.

 – Nie pa­mię­tam, chodź, póź­niej. – Wsko­czy­łem do por­ta­lu, zanim zdą­ży­ła po­czuć mój za­pach.

 Wbi­li­śmy się

 

Chyba ciut za bli­sko sie­bie te wbi­ja­nia.

 

Co do ca­ło­ści.

Z bólem stwier­dzam, że to skra­ca­nie jed­nak tro­chę widać. Nie po­mo­gło ono opo­wia­da­niu, które od po­cząt­ku i tak miało na pewno duży po­ziom abs­trak­cji. W Skali Od­cie­ni po­ziom abs­trak­cji był spory, ale zno­śny. Tu oba­wiam się, że abs­trak­cja wy­le­wa się zbyt sze­ro­kim stru­mie­niem :V

 

Opo­wia­da­nie jest na­pi­sa­ne ład­nie, oczy­wi­ście, ale skła­da się tak jakby głów­nie z myśli. Nie wy­wo­ła­ło wielu ob­ra­zów w mojej gło­wie, a że je­stem wzro­kow­cem, to ob­ra­zy lubię. Więc pew­nie go nie będę pa­mię­tał nie­dłu­go. Moja rada: nie skra­caj tak dra­ma­tycz­nie opo­wia­dań :)

Po­zdra­wiam!

Precz z sy­gna­tur­ka­mi.

Cześć,

Jest jak jest, wię­cej tego nie zro­bię.

Mam ocho­tę pytać o to samo za każ­dym razem, kiedy czy­tam Twoje opko :O

No… it is what it is XDD

po­now­nie dał­bym emot­kę „:O”, ale duża li­ter­ka O nie od­da­je mo­je­go zdzi­wie­nia.

Aż tak od­je­cha­łem? XD

Czyż­by jakaś spa­cja prze­nio­sła się na inną stru­nę rze­czy­wi­sto­ści?

Nie ina­czej.

Z bólem stwier­dzam, że to skra­ca­nie jed­nak tro­chę widać. Nie po­mo­gło ono opo­wia­da­niu, które od po­cząt­ku i tak miało na pewno duży po­ziom abs­trak­cji. W Skali Od­cie­ni po­ziom abs­trak­cji był spory, ale zno­śny. Tu oba­wiam się, że abs­trak­cja wy­le­wa się zbyt sze­ro­kim stru­mie­niem :V

Tro­chę to… smut­ne no. W sen­sie zga­dzam się ze skra­ca­niem, ale głów­nym pla­nem było stwo­rze­nie opo­wia­da­nia mniej ode­rwa­ne­go od rze­czy­wi­stość jak za­zwy­czaj. No jest jak jest XD

Opo­wia­da­nie jest na­pi­sa­ne ład­nie, oczy­wi­ście, ale skła­da się tak jakby głów­nie z myśli. Nie wy­wo­ła­ło wielu ob­ra­zów w mojej gło­wie, a że je­stem wzro­kow­cem, to ob­ra­zy lubię. Więc pew­nie go nie będę pa­mię­tał nie­dłu­go. Moja rada: nie skra­caj tak dra­ma­tycz­nie opo­wia­dań :)

Jak już wspo­mi­na­łem w od­po­wie­dzi dla Wilka, ob­ra­zów wy­cią­łem za dużo, więc ro­zu­miem. Opo­wia­da­nie przy­spie­sza znów, zanim zdąży zwol­nić, nie tak miało być. Nie­ste­ty.

I nie mam za­mia­ru już wię­cej tak skra­cać na siłę.

Po­zdra­wiam rów­nież i dzię­ku­ję! :P

https://www.wykop.pl/cdn/c3201142/comment_y1mBZpBst3R3wLncKcnRF3skYYaqGytN,w400.jpg

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Witam ju­ro­ra, dzię­ku­ję za prze­ra­ża­ją­cy ob­ra­zek.

Mam wra­że­nie, że za dużo zo­sta­ło w Two­jej gło­wie. Nie wiem, czy jest to kwe­stia skra­ca­nia tek­stu, czy ra­czej po pro­stu pewne rze­czy są dla Cie­bie tak oczy­wi­ste, że są­dzisz, iż dla in­nych też są ;) A przy tym to nie­dłu­gie w końcu opko jest prze­ła­do­wa­ne. Tro­chę jak­byś pa­ko­wał ple­cak dla kogoś, kto rusza w długą po­dróż. Wkła­dasz do niego wszyst­ko, co wy­da­je Ci się nie­zbęd­ne, ale ple­cak robi się tak cięż­ki, że nie spo­sób go unieść. Kwe­stia­mi, które po­ru­szasz w swoim opku lu­dzie zaj­mu­ją się od ty­się­cy lat, a Ty pró­bu­jesz je wci­snąć w to ma­leń­stwo ;) Przez to zro­zu­mie­nie tek­stu zdaje się jesz­cze trud­niej­sze. Zo­ba­czy­my na ile mi się udało… ;)

Sam tekst wy­da­je mi się pie­kiel­nie pe­sy­mi­stycz­ny. Za­kła­dasz, że każda cy­wi­li­za­cja zmie­rza do sa­mo­za­gła­dy. Nie może być ina­czej, skoro są tacy jak Ali­qius, isto­ty, które pró­bu­ją te świa­ty ra­to­wać.

On czuje się ma­rio­net­ką, ale mnie się wy­da­je, że jest ra­czej za­baw­ką Boga, albo bogów. Gdzieś, kie­dyś mu­siał się po­świę­cić, więc jakiś byt nad­rzęd­ny za­śmiał mu się w gębę i po­wie­dział: Sko­roś taki al­tru­ista, to zaj­mij się na­pra­wą świa­tów. Tyle że on jest uwa­run­ko­wa­ny przez świat, w któ­rym żył, świat rów­nież ska­za­ny na za­gła­dę. Co może wy­my­ślić? Mi­ło­sier­ne­go boga, który na­gra­dza rajem tych do­brych. Hmm, wia­do­mo, co lu­dzie mogą z taką ideą zro­bić. Cza­sem udaje mu się do­rzu­cić tro­chę czasu ja­kiejś cy­wi­li­za­cji, ale po­dej­rze­wam, że czę­ściej idzie ona jesz­cze szyb­ciej na dno.

Inna spra­wa to, czy ci bez­sil­ni, któ­rzy się po­świę­ca­ją rze­czy­wi­ście robią to z al­tru­izmu. Chyba jed­nak nie za­wsze, skoro są jacyś inni, któ­rzy bawią się świa­ta­mi im po­wie­rzo­ny­mi. A może al­tru­izm jest ogra­ni­czo­ny tylko do swo­ich, sobie po­dob­nych?

Myślę, że po­ka­za­łeś go w chwi­li kom­plet­ne­go wy­pa­le­nia. Jego roz­pa­da­ją­ce się ciało jest dla mnie tego sym­bo­lem. Już nie wie­rzy, że może pomóc, przy­tła­cza­ją go wszyst­kie po­raż­ki, które po­niósł. Z jed­nej stro­ny ma dość, chciał­by, żeby to wszyst­ko wresz­cie się skoń­czy­ło, ale z dru­giej, jak każda ży­ją­ca isto­ta nie chce umrzeć.

I w tym mo­men­cie po­ja­wia się Kinga. Na pierw­szy rzut oka może się wy­da­wać, że on ją ra­tu­je, ale chyba nie do końca tak to było. Myślę, że zła­pał ją w mo­men­cie mię­dzy ży­ciem a śmier­cią. I nie tyle śmier­ci ją wy­rwał, co lo­so­wi, który był jego udzia­łem. Ura­to­wa­ła dwój­kę dzie­ci, pew­nie i tak by tam tra­fi­ła, a on za­wie­sił ją po­mię­dzy ży­ciem i śmier­cią. Spró­bo­wał oszu­kać ten byt nad­rzęd­ny. Czego od niej chciał. Chyba sam nie wie­dział, wahał się po­mię­dzy od­da­niem swo­ich świa­tów w dobre ręce i pra­gnie­niem, by go oca­li­ła. Wie­dział, że czas jej się koń­czy, znik­nął, ale zo­sta­wił ślad. Ale przed tym dał jej po­czuć smak po­raż­ki. Sam po­trak­to­wał ją jak ma­rio­net­kę. Niby miała wybór, ale myślę, że od po­cząt­ku było jasne, co wy­bierz, bo w grun­cie rze­czy nie mogła ina­czej.

Kinga go ra­tu­je, ale jed­no­cze­śnie ska­zu­je na za­gła­dę setki ist­nień. Robi to, bo być może wie­rzy, że on może ura­to­wać jesz­cze wię­cej ist­nień, ale rów­nie do­brze on może roz­pie­przyć ko­lej­ne świa­ty. Myśle, że ra­czej ra­tu­je go, bo nie może znieść myśli, że mo­gła­by go tak zo­sta­wić. On jest znany, a ci któ­rzy umie­ra­ją – nie.

I py­ta­nie o al­tru­izm i ego­izm. To jest coś, co na wła­sny uży­tek na­zwa­łam syn­dro­mem lu­stra. Ro­bisz coś, co teo­re­tycz­nie jest dla Cie­bie nie­ko­rzyst­ne, na przy­kład trzy­ma­jąc się przy­kła­du Kingi – ry­zy­ku­jesz ży­ciem, żeby wy­cią­gnąć dzie­cia­ki sprzed pę­dzą­ce­go auta. Mo­żesz zgi­nąć, ale jeśli tego nie zro­bisz i dzie­cia­ki zginą, to bę­dzie Ci trud­no pa­trzeć w lu­stro bez wstrę­tu. Ego­izm czy al­tru­izm?

Ge­ne­ral­nie mimo za­strze­żeń, o któ­rych pi­sa­łam na po­cząt­ku, po­do­ba­ło mi się. Twój tekst zmu­sza do za­sta­no­wie­nia się. Kli­czek :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Cześć, Irko, długo kogoś wy­pa­try­wa­łem. :P

Nie­któ­re in­for­ma­cję mu­sia­łem skra­cać i upy­chać, nie­któ­re sub­tel­niej­sze wy­ja­śnie­nia re­du­ko­wać, więc nie dzi­wię się, że wła­śnie takie wra­że­nie od­nio­słaś. Praw­do­po­dob­nie opo­wia­da­nie mo­gło­by być jesz­cze dłuż­sze, z in­ny­mi świa­ta­mi i wąt­ka­mi, ale limit.

Sam tekst wy­da­je mi się pie­kiel­nie pe­sy­mi­stycz­ny. Za­kła­dasz, że każda cy­wi­li­za­cja zmie­rza do sa­mo­za­gła­dy. Nie może być ina­czej, skoro są tacy jak Ali­qius, isto­ty, które pró­bu­ją te świa­ty ra­to­wać.

W za­sa­dzie to miało wy­glą­dać ina­czej, ten świat z dwoma słoń­ca­mi miał być przy­kła­dem in­ne­go, ale wątek za­gi­nął pod­czas skra­ca­nia tek­stu w pierw­szych fa­zach. 

On czuje się ma­rio­net­ką, ale mnie się wy­da­je, że jest ra­czej za­baw­ką Boga, albo bogów. Gdzieś, kie­dyś mu­siał się po­świę­cić, więc jakiś byt nad­rzęd­ny za­śmiał mu się w gębę i po­wie­dział: Sko­roś taki al­tru­ista, to zaj­mij się na­pra­wą świa­tów.

Hmm… sta­ra­łem się nie wspo­mi­nać o żad­nej sile wyż­szej. Pod­kre­śla­łem ra­czej od­dzia­ły­wa­nie wza­jem­ne, ale tro­chę ta re­la­cja ucier­pia­ła, wia­do­mo z ja­kie­go po­wo­du.

Inna spra­wa to, czy ci bez­sil­ni, któ­rzy się po­świę­ca­ją rze­czy­wi­ście robią to z al­tru­izmu. Chyba jed­nak nie za­wsze, skoro są jacyś inni, któ­rzy bawią się świa­ta­mi im po­wie­rzo­ny­mi. A może al­tru­izm jest ogra­ni­czo­ny tylko do swo­ich, sobie po­dob­nych?

Ten motyw był aku­rat bar­dzo ucię­ty i nie było jak le­piej go opi­sać, chyba nie do końca się udało. Za­cho­wa­nie istot po­kro­ju Alie­go roz­wi­ja się wraz z poj­mo­wa­niem i po­strze­ga­niem he­ro­izmu, mi­ło­sier­dzia w ich pod­sta­wo­wych świa­tach.

Myślę, że po­ka­za­łeś go w chwi­li kom­plet­ne­go wy­pa­le­nia. Jego roz­pa­da­ją­ce się ciało jest dla mnie tego sym­bo­lem. Już nie wie­rzy, że może pomóc, przy­tła­cza­ją go wszyst­kie po­raż­ki, które po­niósł. Z jed­nej stro­ny ma dość, chciał­by, żeby to wszyst­ko wresz­cie się skoń­czy­ło, ale z dru­giej, jak każda ży­ją­ca isto­ta nie chce umrzeć.

Do­brze to od­czy­ta­łaś :)

Wal­czą jego dwa cha­rak­te­ry, ten z pier­wot­ne­go świa­ta, który od ja­kie­goś czasu się prze­war­to­ścio­wu­je i zmie­nia oraz ta spy­cha­na do we­wnątrz po­zo­sta­łość.

I w tym mo­men­cie po­ja­wia się Kinga. Na pierw­szy rzut oka może się wy­da­wać, że on ją ra­tu­je, ale chyba nie do końca tak to było. Myślę, że zła­pał ją w mo­men­cie mię­dzy ży­ciem a śmier­cią. I nie tyle śmier­ci ją wy­rwał, co lo­so­wi, który był jego udzia­łem. Ura­to­wa­ła dwój­kę dzie­ci, pew­nie i tak by tam tra­fi­ła, a on za­wie­sił ją po­mię­dzy ży­ciem i śmier­cią. Spró­bo­wał oszu­kać ten byt nad­rzęd­ny. Czego od niej chciał. Chyba sam nie wie­dział, wahał się po­mię­dzy od­da­niem swo­ich świa­tów w dobre ręce i pra­gnie­niem, by go oca­li­ła. Wie­dział, że czas jej się koń­czy, znik­nął, ale zo­sta­wił ślad. Ale przed tym dał jej po­czuć smak po­raż­ki. Sam po­trak­to­wał ją jak ma­rio­net­kę. Niby miała wybór, ale myślę, że od po­cząt­ku było jasne, co wy­bierz, bo w grun­cie rze­czy nie mogła ina­czej.

Do­brze ro­zu­miesz tekst, Irko. :)

No poza tym bytem nad­rzęd­nym… cały czas wal­czył sam ze sobą, ale nie udało mi się tego do­brze po­ka­zać.

Kinga go ra­tu­je, ale jed­no­cze­śnie ska­zu­je na za­gła­dę setki ist­nień. Robi to, bo być może wie­rzy, że on może ura­to­wać jesz­cze wię­cej ist­nień, ale rów­nie do­brze on może roz­pie­przyć ko­lej­ne świa­ty. Myśle, że ra­czej ra­tu­je go, bo nie może znieść myśli, że mo­gła­by go tak zo­sta­wić. On jest znany, a ci któ­rzy umie­ra­ją – nie.

Nie będę się po­wta­rza, ale wspo­mnę, że świet­nie się czyta takie ko­men­ta­rze :)

I py­ta­nie o al­tru­izm i ego­izm. To jest coś, co na wła­sny uży­tek na­zwa­łam syn­dro­mem lu­stra. Ro­bisz coś, co teo­re­tycz­nie jest dla Cie­bie nie­ko­rzyst­ne, na przy­kład trzy­ma­jąc się przy­kła­du Kingi – ry­zy­ku­jesz ży­ciem, żeby wy­cią­gnąć dzie­cia­ki sprzed pę­dzą­ce­go auta. Mo­żesz zgi­nąć, ale jeśli tego nie zro­bisz i dzie­cia­ki zginą, to bę­dzie Ci trud­no pa­trzeć w lu­stro bez wstrę­tu. Ego­izm czy al­tru­izm?

Ład­nie to na­zy­wasz. I… no nie mogę nic wię­cej tutaj dodać, w punkt.

Ge­ne­ral­nie mimo za­strze­żeń, o któ­rych pi­sa­łam na po­cząt­ku, po­do­ba­ło mi się. Twój tekst zmu­sza do za­sta­no­wie­nia się. Kli­czek :)

Dzię­ku­ję, Irko :)

Hmm… sta­ra­łem się nie wspo­mi­nać o żad­nej sile wyż­szej.

No poza tym bytem nad­rzęd­nym…

Hmm, czyli nie ma bytu nad­rzęd­ne­go. A skąd wiesz, że tak prze­wrot­nie za­py­tam? ;)

On sam nie wiem do końca jak się tam zna­lazł. Przy­pusz­cza, do­mnie­my­wa, mówi o woli czy­nie­nia dobra, ale musi być jakaś pod­sta­wa, jakaś teo­ria, na któ­rej się opie­rasz. I wła­ści­wie wybór nie jest duży, bio­rąc pod uwagę, że autor po­cho­dzi z Ziemi ;) Może to być albo jakaś isto­ta wyż­sza, albo wzią­łeś za punkt wyj­ścia jakąś da­le­ko­wschod­nią mi­sty­kę: zen, bud­dyzm, albo fi­zy­ka. Na mi­sty­ce się śred­nio znam. Jeśli cho­dzi o fi­zy­kę, to mu­siał­by być to ten ro­dzaj, który pró­bu­je po­łą­czyć fi­zy­kę z du­chem, świa­do­mo­ścią i wy­cho­dzi po­łą­cze­nie, za któ­rym nie prze­pa­dam, bo mi się rów­na­nie E=mc² nie zga­dza. Choć przy­zna­ję, że li­te­rac­ko jest to cie­ka­we po­łą­cze­nie. W siłę wyż­szą też nie wie­rzę, ale ak­cep­tu­ję bez­pro­ble­mo­wo wiarę in­nych. Stąd mój wybór padł aku­rat na siłę wyż­szą ;) Krót­ko mó­wiąc, to jest przy­kład tego, że za dużo zo­sta­ło w Two­jej gło­wie, a po­nie­waż ja też je­stem uwa­run­ko­wa­na, to wy­bra­łam, jak wy­bra­łam.

Na po­cie­sze­nie, nie twier­dzę, że poza fak­tem prze­nie­sie­nia ta siła wy­wie­ra­ła jakiś wpływ. To było ra­czej, jakby ktoś umie­ścił mrów­kę w za­mknię­tym sło­iku i pa­trzył, jak po nim krąży.

 

Za­cho­wa­nie istot po­kro­ju Alie­go roz­wi­ja się wraz z poj­mo­wa­niem i po­strze­ga­niem he­ro­izmu, mi­ło­sier­dzia w ich pod­sta­wo­wych świa­tach.

Aaa, to fak­tycz­nie jest ma­rio­net­ką. My­śla­łam ra­czej, że jest to suma jego ży­cio­wych do­świad­czeń plus jakaś po­zy­tyw­na ener­gia świa­ta, ale w mo­men­cie jego śmier­ci. Nie za­ja­rzy­łam, że jego pod­sta­wo­wy świat nadal na niego od­dzia­ły­wu­je.

 

cały czas wal­czył sam ze sobą, ale nie udało mi się tego do­brze po­ka­zać.

A nie, wręcz prze­ciw­nie, to Ci się udało po­ka­zać :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hmm, czyli nie ma bytu nad­rzęd­ne­go. A skąd wiesz, że tak prze­wrot­nie za­py­tam? ;)

On sam nie wiem do końca jak się tam zna­lazł. Przy­pusz­cza, do­mnie­my­wa, mówi o woli czy­nie­nia dobra, ale musi być jakaś pod­sta­wa, jakaś teo­ria, na któ­rej się opie­rasz. I wła­ści­wie wybór nie jest duży, bio­rąc pod uwagę, że autor po­cho­dzi z Ziemi ;) Może to być albo jakaś isto­ta wyż­sza, albo wzią­łeś za punkt wyj­ścia jakąś da­le­ko­wschod­nią mi­sty­kę: zen, bud­dyzm, albo fi­zy­ka. Na mi­sty­ce się śred­nio znam. Jeśli cho­dzi o fi­zy­kę, to mu­siał­by być to ten ro­dzaj, który pró­bu­je po­łą­czyć fi­zy­kę z du­chem, świa­do­mo­ścią i wy­cho­dzi po­łą­cze­nie, za któ­rym nie prze­pa­dam, bo mi się rów­na­nie E=mc² nie zga­dza. Choć przy­zna­ję, że li­te­rac­ko jest to cie­ka­we po­łą­cze­nie. W siłę wyż­szą też nie wie­rzę, ale ak­cep­tu­ję bez­pro­ble­mo­wo wiarę in­nych. Stąd mój wybór padł aku­rat na siłę wyż­szą ;) Krót­ko mó­wiąc, to jest przy­kład tego, że za dużo zo­sta­ło w Two­jej gło­wie, a po­nie­waż ja też je­stem uwa­run­ko­wa­na, to wy­bra­łam, jak wy­bra­łam.

Na po­cie­sze­nie, nie twier­dzę, że poza fak­tem prze­nie­sie­nia ta siła wy­wie­ra­ła jakiś wpływ. To było ra­czej, jakby ktoś umie­ścił mrów­kę w za­mknię­tym sło­iku i pa­trzył, jak po nim krąży.

Ro­zu­miem, co masz na myśli. I jeśli bar­dziej się nad tym za­sta­no­wić, to mo­żesz mieć rację. Cza­sem ope­ru­ję rze­cza­mi tro­chę mniej wy­ja­śnio­ny­mi, ale nie lubię ni­ko­mu na­rzu­cać kon­kret­nej in­ter­pre­ta­cji.\

Aaa, to fak­tycz­nie jest ma­rio­net­ką. My­śla­łam ra­czej, że jest to suma jego ży­cio­wych do­świad­czeń plus jakaś po­zy­tyw­na ener­gia świa­ta, ale w mo­men­cie jego śmier­ci. Nie za­ja­rzy­łam, że jego pod­sta­wo­wy świat nadal na niego od­dzia­ły­wu­je.

Mia­łem to cał­kiem do­brze opi­sa­ne, nie­ste­ty frag­ment miał ko­niecz­ną re­duk­cję.

A nie, wręcz prze­ciw­nie, to Ci się udało po­ka­zać :)

Uff :)

Hmmm, w ko­men­ta­rzach parę in­ter­pre­ta­cji już się po­ja­wi­ło, niby to do­brze, ale czy to nie sy­gnał, że tekst jest tro­chę prze­ła­do­wa­ny tre­ścią? Oso­bi­ście mia­łem tro­chę trud­no­ści przy czy­ta­niu, nowe in­for­ma­cje, ko­lej­ne ele­men­ty ukła­dan­ki po­ja­wia­ły się szyb­ciej niż byłem w sta­nie prze­tra­wić do­tych­cza­so­we. Czu­łem skra­ca­nie i pewną skró­to­wość (zwłasz­cza w opi­sach), i pew­nie roz­cią­gnię­cie tego tek­stu do pier­wot­nych 60k zna­ków czy nawet wię­cej, mo­gło­by uła­twić spo­koj­ne przy­swo­je­nie myśli (w licz­bie mno­giej), które w opo­wia­da­niu chcia­łeś prze­ka­zać. A myśli te są bar­dzo cie­ka­we :)

Ogól­nie uwa­żam, że udany tekst. Mia­łeś cie­ka­wy po­mysł na świat, nie­któ­re wizje bar­dzo mi się po­do­ba­ły (jak ty­tu­ło­wa pla­ne­ta ma­ne­ki­nów, ale też opis roz­pa­da­ją­ce­go się Alie­go, czy two­rzo­ny przez niego pył – wszyst­ko było bar­dzo ob­ra­zo­twór­cze). Zo­sta­wi­łeś też nie­ła­twy pro­blem do roz­wią­za­nia, i to za­pew­ne wię­cej niż jeden –na pewno o za­ba­wie w boga i tego, czy warto/można/po­win­no się na­pra­wiać świat, gdy każdy czyn może nieść po­waż­ne, a nie­raz nie­prze­wi­dzia­ne kon­se­kwen­cje (tak ro­zu­miem świat ma­ne­ki­nów); a także o de­cy­do­wa­niu kogo oca­lić – bo życie Alie­go oku­pio­ne zo­sta­ło in­ny­mi (hmm… po­wie­dział­bym, że tro­chę li­te­rac­kie uję­cie trol­ley pro­blem). Oba te­ma­ty zresz­tą łączą się, co jest do­dat­ko­wo na plus.

Osta­tecz­nie chyba zwró­cił­bym na dwie rze­czy, z mi nie­pa­su­ją­cych, uwagę:

Ali i Ar­ka­ni to cał­kiem po­dob­ne imio­na i, przy tro­chę nie­uważ­nej lek­tu­rze, mogą się mylić. A przy­naj­mniej mi się to zda­rzy­ło (za pierw­szym razem), więc uwa­żał­bym na to.

O ile ogól­nie nie czu­łem nie­do­sy­tu/skra­ca­nia tek­stu, to w jed­nym mo­men­cie przy­da­ło­by się tro­chę wię­cej. Mia­no­wi­cie na po­cząt­ku, po po­rwa­niu Kingi, za­bra­kło mi tro­chę czasu na po­zna­nie się z tym świa­tem, który kreu­jesz.

Слава Україні!

Witam no­wych czy­tel­ni­ków :)

 

Pan­Do­min­go,

Dzię­ku­ję za opi­nię i ro­zu­miem, że część opo­wia­da­nie wy­da­je się prze­ła­do­wa­na in­for­ma­cja­mi. Nawet się nie wy­da­je, po pro­stu taka wła­śnie jest. Mam jed­nak na­dzie­ję, że mimo wszyst­ko miło spę­dzi­łeś czas przy tym opku :P

 

Go­lodh,

Nigdy nie wiem, jak do­kład­nie od­pi­sać na po­zy­tyw­ne uwagi… dzię­ku­ję. Mia­łem w gło­wie te ob­ra­zy, bar­dzo wy­raź­ne i cie­szę się, że zdo­ła­łem do­brze prze­lać je na “pa­pier”. I wa­go­nik… tak, tak to wy­szło, choć nie my­śla­łem o tym w trak­cie pi­sa­nia.

Tak, nie zwró­ci­łem na uwagi, ale imio­na rze­czy­wi­ście po­dob­ne. Będę na­stęp­nym razem uwa­żał.

O ile ogól­nie nie czu­łem nie­do­sy­tu/skra­ca­nia tek­stu, to w jed­nym mo­men­cie przy­da­ło­by się tro­chę wię­cej. Mia­no­wi­cie na po­cząt­ku, po po­rwa­niu Kingi, za­bra­kło mi tro­chę czasu na po­zna­nie się z tym świa­tem, który kreu­jesz.

Był tam długi frag­ment, ładny, ale nie­ste­ty mało wno­sił do samej fa­bu­ły, więc był pierw­szy do cię­cia.

 

Dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze! :D

Hmmm. Świat cie­ka­wy, ale bar­dzo nie mój. Ja sobie po­czą­tek zin­ter­pre­to­wa­łam tak, że bo­ha­te­ro­wie są bo­ga­mi emo­cji. Po­ro­zu­mie­wa­li się ja­kimś szy­frem słabo do­stęp­nym dla mnie, kon­cen­tro­wa­li się na emo­cjach, a przy tym wpły­wa­li na los świa­tów.

Koń­ców­ka bar­dzo ich spłasz­czy­ła, zde­gra­do­wa­ła do zwy­kłych ludzi i to unie­ru­cho­mio­nych w szpi­ta­lu.

Co do ma­ni­pu­lo­wa­nia – pod wpły­wem tek­stu można dojść do wnio­sku, że emo­cje służą do ma­ni­pu­lo­wa­nia ludź­mi. Chcesz spra­wić, żeby czło­wiek kupił coś, czego wcale nie po­trze­bu­je – grasz jego emo­cja­mi; wzbu­dzasz za­zdrość, po­żą­da­nie, cie­ka­wość… Chcesz dać mu wybór – wrę­czasz in­struk­cję ob­słu­gi i tłu­ma­czysz; “na­ci­śniesz tutaj, uzy­skasz taki wynik”.

A Twój bo­ha­ter ni cho­le­ry nie tłu­ma­czy dziew­czy­nie, o co cho­dzi…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

 Prze­czy­ta­łam i nie wiem co wię­cej mo­gła­bym po­wie­dzieć, bo wi­dzisz, Ma­Skro­lu, głu­pio się przy­znać, ale ja tego opo­wia­da­nia nie zro­zu­mia­łam… :(

 

– K…m est-eś? ―> Brak spa­cji po wie­lo­krop­ku.

 

– Gdz… ie ja cie-cie…mn, o! ―> Jak wyżej.

 

– Otwórz oczy.Pró­bo­wa­łem mo­du­lo­wać głos, żeby brzmiał nieco cie­plej. ―> – Otwórz oczy – pró­bo­wa­łem mo­du­lo­wać głos, żeby brzmiał nieco cie­plej.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

wy­obraź sobie, że roz­glą­dasz za tym samym… ―> Chyba miało być: …wy­obraź sobie, że roz­glą­dasz się za tym samym

 

skóra cały czas była po­draż­nio­na. Nie sły­sza­łem jej emo­cji, mu­sia­ła wciąż spać. ―> Czy do­brze ro­zu­miem, że nie sły­szał emo­cji po­draż­nio­nej skóry, która pew­nie wciąż spała?

 

i grzęź­nie w ziemi zaraz obok czy­ichś otwar­tych ust. ―> …i grzęź­nie w ziemi tuż obok czy­ichś otwar­tych ust.

 

Po­dmu­cha­łem w dło­nie, żeby prze­go­nić zimno. ―> Dmu­cha się na coś go­rą­ce­go, więc ra­czej: Po­chu­cha­łem w dło­nie, żeby prze­go­nić zimno.

 

Dla­cze­go kazał wra­cać? Gdzie? ―> Dla­cze­go kazał wra­cać? Dokąd?

 

I ni­cze­go nie mu­sisz, ni­cze­go nie je­steś mu winna… ―> I ni­cze­go nie mu­sisz, ni­c nie je­steś mu winna

 

farba już dawno się obe­rwa­ła… ―> Ra­czej: …farba już dawno się złusz­czy­ła/od­pa­dła

 

Usia­dłam obok Alie­go. ―> Usia­dłam obok Ale­go.

Tu znaj­dziesz od­mia­nę imie­nia Ali.

 

Czu­łam jego wstyd, gro­ma­dzą­cy się jak bród pod pa­znok­cia­mi. ―> Bój się bogów, Ma­Skro­lu! Sprawdź zna­cze­nie słowa bród.

 

po­wie­dzia­łam do ży­ją­ce­go po­sąż­ku. ―> …po­wie­dzia­łam do ży­ją­ce­go po­sąż­ka.

Tu znaj­dziesz od­mia­nę słowa po­są­żek.

 

krysz­ta­ły wy­pa­li­ły­by ciało Alie­go… ―> …krysz­ta­ły wy­pa­li­ły­by ciało Ale­go

 

Kość Alie­go od­pa­dła i stuk­nę­ła o ka­mień. ―> Kość Ale­go od­pa­dła i stuk­nę­ła o ka­mień.

 

 – Jes.. eś a a, le związz. ―> Jakiś taki nie­do­ro­bio­ny ten wie­lo­kro­pek.

 

– Ze wszyss.. kimi, kóre ura­tow. ―> Tu też.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć, witam, wy­bacz­cie, że nie od­pi­sa­łem wcze­śniej. Naj­pierw gonił czas, a póź­niej, jakoś za­bra­ło sił, gdy mia­łem kilka minut.

 

Fin­klo,

Po pierw­sze gra­tu­lu­ję wy­gra­nej. :)

Hmmm. Świat cie­ka­wy, ale bar­dzo nie mój. Ja sobie po­czą­tek zin­ter­pre­to­wa­łam tak, że bo­ha­te­ro­wie są bo­ga­mi emo­cji. Po­ro­zu­mie­wa­li się ja­kimś szy­frem słabo do­stęp­nym dla mnie, kon­cen­tro­wa­li się na emo­cjach, a przy tym wpły­wa­li na los świa­tów.

Dzię­ki i ro­zu­miem, cza­sem od­pły­wam tro­chę za bar­dzo. A mo­men­ty, w któ­rych wy­ja­śnia­łem wszyst­ko nieco le­piej mu­sia­łem wy­ciąć. Nie­ko­niecz­nie cho­dzi­ło o bogów i nie­ste­ty ten ele­ment… no za­bra­kło tych zna­ków, albo ja po pro­stu nie po­tra­fi­łem zro­bić tego przej­rzy­ście.

Co do ma­ni­pu­lo­wa­nia – pod wpły­wem tek­stu można dojść do wnio­sku, że emo­cje służą do ma­ni­pu­lo­wa­nia ludź­mi. Chcesz spra­wić, żeby czło­wiek kupił coś, czego wcale nie po­trze­bu­je – grasz jego emo­cja­mi; wzbu­dzasz za­zdrość, po­żą­da­nie, cie­ka­wość… Chcesz dać mu wybór – wrę­czasz in­struk­cję ob­słu­gi i tłu­ma­czysz; “na­ci­śniesz tutaj, uzy­skasz taki wynik”.

Hmm, tro­chę tak. Może nie cho­dzi­ło tylko o to, ale tak, masz rację. Do ta­kie­go wnio­sku można dojść.

A Twój bo­ha­ter ni cho­le­ry nie tłu­ma­czy dziew­czy­nie, o co cho­dzi…

Tro­chę tłu­ma­czył, pod­sta­wy, ile mu­siał, ale to wy­cią­łem. Nie­któ­rych rze­czy nie chciał tłu­ma­czyć, ze wzglę­dów za­war­tych w tek­ście, naj­wi­docz­niej za­war­tych zbyt nie­ja­sno. Taki już los tych moich tek­stów, że cza­sem piszę zbyt nie­wy­raź­nie, nie­ste­ty.

 

Cześć Re­gu­la­to­rzy,

 Prze­czy­ta­łam i nie wiem co wię­cej mo­gła­bym po­wie­dzieć, bo wi­dzisz, Ma­Skro­lu, głu­pio się przy­znać, ale ja tego opo­wia­da­nia nie zro­zu­mia­łam… :(

To mi po­win­no być głu­pio w pew­nym stop­niu, ale chyba już zo­ba­czy­li­śmy za­leż­ność, że jakoś nie mogę do Cie­bie tra­fić. I to nie jest ani moja, ani twoja wina, piszę spe­cy­ficz­nie i nie­ste­ty tekst nie trafi do każ­de­go. Bar­dzo do­ce­niam twoje ko­men­ta­rze, ale cał­ko­wi­cie ro­zu­miem, że opo­wia­da­nia mogą być nie­czy­tel­ne i w ogóle ja­kieś roz­my­te, przez to nie­cie­ka­we. Więc po raz ko­lej­ny mówię – jeśli ko­lej­ne bę­dzie rów­nie cięż­kie, masz moje ofi­cjal­ne po­zwo­le­nie na rzu­ce­nie go w kąt, w do­wol­nym mo­men­cie czy­ta­nia, z za­pew­nie­niem, że się nie ob­ra­żę. :P

– Otwórz oczy. – Pró­bo­wa­łem mo­du­lo­wać głos, żeby brzmiał nieco cie­plej. ―> – Otwórz oczy – pró­bo­wa­łem mo­du­lo­wać głos, żeby brzmiał nieco cie­plej.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Niby to wiem, ale tutaj chyba nieco się po­spie­szy­łem :P

wy­obraź sobie, że roz­glą­dasz za tym samym… ―> Chyba miało być: …wy­obraź sobie, że roz­glą­dasz się za tym samym

A tak, zde­cy­do­wa­nie tak miało być :)

skóra cały czas była po­draż­nio­na. Nie sły­sza­łem jej emo­cji, mu­sia­ła wciąż spać. ―> Czy do­brze ro­zu­miem, że nie sły­szał emo­cji po­draż­nio­nej skóry, która pew­nie wciąż spała?

Ojoj. No i jak to jest, że nor­mal­nie tego w ogóle nie widać xD

W sen­sie, gdy sam pró­bu­ję po­pra­wiać.

Czu­łam jego wstyd, gro­ma­dzą­cy się jak bród pod pa­znok­cia­mi. ―> Bój się bogów, Ma­Skro­lu! Sprawdź zna­cze­nie słowa bród.

O niee… za­wsze takie coś się trafi. Za­wszę! Reg, pro­szę, daj mi jesz­cze jedną szan­sę. Od­po­ku­tu­ję. Jejku. Jaki wstyd.

 – Jes.. eś a a, le związz. ―> Jakiś taki nie­do­ro­bio­ny ten wie­lo­kro­pek.

Ups.

– Ze wszyss.. kimi, kóre ura­tow. ―> Tu też.

Ups x2

 

Jeśli nie od­pi­sa­łem na nie­któ­re czę­ści ła­pan­ki, to zna­czy, że po pro­stu je po­pra­wi­łem. Bar­dzo dzię­ku­ję, jak za­wsze je­steś nie­sa­mo­wi­ta :D

Dzię­ku­ję, przy­far­ci­ło. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ku­ję, przy­far­ci­ło. :-)

Nie no za­słu­żo­ne, nie żar­tuj :P

Nie no, to ja wpa­dłam na po­mysł, ja na­pi­sa­łam, więc ja­kieś za­słu­gi mam. Ale że uro­dził się po­mysł, że zdą­ży­łam w ter­mi­nie, że lud tę­sk­ni do SF – to już fart.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

…jeśli ko­lej­ne bę­dzie rów­nie cięż­kie, masz moje ofi­cjal­ne po­zwo­le­nie na rzu­ce­nie go w kąt, w do­wol­nym mo­men­cie czy­ta­nia…

Dzię­ku­je za dys­pen­sę, Ma­Skro­lu, ale mam tak, że czy­ta­jąc nawet mało zro­zu­mia­ły tekst, za­wsze żywię na­dzie­ję, że jesz­cze wy­da­rzy się coś, co otwo­rzy mi oczy i po­zwo­li pojąć za­mysł twór­cy. Więc kiedy za­cznę czy­tać Twoje ko­lej­ne dzie­ło, pew­nie prze­czy­tam je do końca i pew­nie zro­bię ła­pan­kę. Choć wo­la­ła­bym, żeby obe­szło się bez niej. ;D

 

Ojoj. No i jak to jest, że nor­mal­nie tego w ogóle nie widać xD

W sen­sie, gdy sam pró­bu­ję po­pra­wiać.

A ja mam tak, że kiedy tra­fię na po­dob­ne sfor­mu­ło­wa­nie, mocno się za­sta­na­wiam, jak można było tego nie za­uwa­żyć… ;D

 

O niee… za­wsze takie coś się trafi. Za­wszę! Reg, pro­szę, daj mi jesz­cze jedną szan­sę. Od­po­ku­tu­ję. Jejku. Jaki wstyd.

O nie, Ma­Skro­lu, po­ku­ty nie bę­dzie, bo jakąż mo­gła­bym Ci zadać? Prze­cież nie każę Ci na­pi­sać stu zdań z uży­ciem brudubrodu, bo to kara z za­mierz­chłej prze­szło­ści i szko­da nią czasu. A poza tym je­stem prze­ko­na­na, że już za­wsze bę­dziesz wie­dział, co różni brud od brodu.

I już prze­stań się wsty­dzić, bo taki by­czek może przy­tra­fić się każ­de­mu. ;)

 

I nie­zmier­nie się cie­szę, że uzna­łeś uwagi za przy­dat­ne. ;D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Wiesz, mia­łem w tym kon­kur­sie kilka ta­kich przy­pad­ków, kiedy na­pi­sa­nie ko­men­ta­rza ju­ror­skie­go przy­cho­dzi­ło mi z tru­dem, mimo że ocena tek­stu (jego wad, zalet) nie bu­dzi­ła więk­szych wąt­pli­wo­ści. Tutaj, po raz pierw­szy, tra­fia mi się sy­tu­acja od­wrot­na. Do­kład­nie wiem, co na temat Two­je­go tek­stu mam w ko­men­ta­rzu na­pi­sać, a jed­no­cze­śnie mam ol­brzy­mi pro­blem z jego oceną.

Po­czą­tek mo­je­go ko­men­ta­rza bę­dzie przy­dłu­gi, nudny, ale ko­niecz­ny.

Je­że­li bawię się w ju­ro­ra, jest dla mnie jasne, że moje pre­fe­ren­cje i ocze­ki­wa­nia czy­tel­ni­cze nie tyle nawet idą na bok, co lą­du­ją głę­bo­ko w sza­fie. Mnie na­praw­dę bar­dzo za­le­ży, żeby każdy w tym kon­kur­sie (nie­za­leż­nie od tego, w jakim ga­tun­ku pisze) zo­stał oce­nio­ny mak­sy­mal­nie uczci­wie. Przed oceną każ­de­go tek­stu za­da­ję sobie py­ta­nie, czego po opo­wia­da­niu ta­kie­go, a nie in­ne­go typu po­wi­nie­nem ocze­ki­wać, a czego mi ocze­ki­wać ab­so­lut­nie nie wolno. No i w końcu z tym swoim po­dej­ściem do­cie­ram do Cie­bie…

Pi­szesz opo­wia­da­nia opar­te na nie­do­po­wie­dze­niach. Zwy­kle jest to weird, tutaj do­sta­je­my ja­kie­goś da­le­kie­go krew­ne­go tego ga­tun­ku – jest to tekst oso­bli­wy, ra­czej rzad­ko spo­ty­ka­ny, ale to aku­rat do­brze, bo widać Twój in­dy­wi­du­al­ny styl.

Do czego zmie­rzam. Tekst wydał mi się w wielu miej­scach nie­ja­sny. Na prze­strze­ni tych bli­sko 40 000 zna­ków wła­ści­wie bez prze­rwy tań­czysz na gra­ni­cy nie­zro­zu­mie­nia. Wiem, że cha­rak­te­ry­sty­ka tego opo­wia­da­nia nie­ja­ko na­rzu­ca wręcz czy­tel­ni­ko­wi pewną in­wen­cję. Szu­ka­nie sko­ja­rzeń, do­po­wia­da­nie, in­ter­pre­to­wa­nie. Na­to­miast po­ja­wia się tutaj dość istot­ne (a za­ra­zem tra­dy­cyj­ne w ta­kich przy­pad­kach) py­ta­nie: czy to jest tekst nie­do­po­wie­dzia­ny? Czy może zwy­czaj­nie nie­ja­sny? Czy udało się za­trzy­mać przed tą gra­ni­cą, która po­zwa­la utrzy­mać tekst w danej kon­wen­cji? A może jed­nak ta gra­ni­ca zo­sta­ła prze­kro­czo­na?

Wiem, że to, co tutaj piszę, może tro­chę przy­po­mi­nać ja­ło­we fi­lo­zo­fo­wa­nie, ale od­po­wiedź na to py­ta­nie jest klu­czo­wa do oceny tek­stu.

Lek­tu­ra Two­je­go tek­stu przy­po­mi­na­ła w moim przy­pad­ku per­ma­nent­ną walkę o uchwy­ce­nie tych nie­do­po­wie­dzeń. Ge­ne­ral­nie jej re­zul­tat pla­so­wał się mniej wię­cej na po­zio­mie: gdzieś dzwo­ni, ale nie je­stem pe­wien, w któ­rym ko­ście­le.

Mia­łem jed­no­cze­śnie pewne wąt­pli­wo­ści, czy to za­gu­bie­nie jest winą opo­wia­da­nia, czy jed­nak za wszyst­ko od­po­wia­da moja nie­zdol­ność do ob­co­wa­nia z takim tek­stem – nigdy prze­cież nie ukry­wa­łem, że przy nie­do­po­wie­dze­niach nie czuję się naj­le­piej. Stąd brały się moje wąt­pli­wo­ści w spra­wie oceny tek­stu i temu też za­wdzię­czasz ten kosz­mar­nie długi wstęp ko­men­ta­rzo­wy (obie­cu­ję, że za mo­ment będą już same kon­kre­ty).

Każde opo­wia­da­nie kon­sul­to­wa­li­śmy w wątku ju­ror­skim. Sara po­twier­dzi­ła, że miała takie same pro­ble­my ze zro­zu­mie­niem tek­stu (a ona aku­rat nie­do­po­wie­dze­nia lubi). Jed­no­cze­śnie przy­po­mnia­łem też sobie Twój tekst we­ir­do­wy z „Kafki…”, w któ­rym, mimo nie­do­po­wie­dzeń, można się było łatwo od­na­leźć. I w opar­ciu o te dwa ar­gu­men­ty za­padł wyrok: prze­strze­li­łeś z nie­ja­sno­ścią w opo­wia­da­niu.

Obie­ca­łem, że będą już same kon­kre­ty, więc sypię kon­kre­ta­mi. Tekst od pierw­szych aka­pi­tów wy­ma­gał ode mnie po­dziel­nej uwagi. Z jed­nej stro­ny czy­tam ko­lej­ne zda­nia, z dru­giej wal­czę o to, by zna­leźć sobie jakąś linię in­ter­pre­ta­cyj­ną. Wiem, że tutaj nie wszyst­ko bę­dzie po­da­ne na tacy, więc pró­bu­ję i szu­kam. Jed­no­cze­śnie już ta jedna moja uwaga wska­zu­je na dwa dość istot­ne pro­ble­my opo­wia­da­nia. Bo je­że­li szu­kam, to zna­czy, że samo ab­so­lut­nie nic mi się nie na­su­wa. Że nawet nie pró­bu­je się na­su­wać. I to jest w mojej opi­nii wy­raź­ny sy­gnał, że jed­nak po­ziom nie­do­po­wie­dzeń prze­kro­czył czer­wo­ną linię.

Drugi pro­blem jest taki, że jeśli muszę szu­kać i wal­czyć, to siłą rze­czy nie mam szans, by sku­pić się wy­łącz­nie na lek­tu­rze. W ten spo­sób, po­przez ów błąd, sam jak gdyby od­wra­casz moją uwagę od całej tej pracy, którą wło­ży­łeś w stwo­rze­nie tego tek­stu. Tek­stu, który za­pre­zen­to­wał mi kilka na­praw­dę świet­nych po­my­słów. I tym bar­dziej jest mi go szko­da.

Nie na­pi­szę tutaj, rzecz jasna, że nie wiem, co prze­czy­ta­łem. Bo to nie­praw­da. Uczci­wie bę­dzie na­pi­sać, że nie wszyst­kie ele­men­ty były dla mnie w pełni jasne (co za­ra­zem ozna­cza, że nie wszyst­ko wy­brzmia­ło tak, jak mogło).

Moje próby zro­zu­mie­nia tego tek­stu przy­po­mi­na­ły tro­chę taką długą walkę z muchą, która bez­czel­nie kręci się koło nosa. Już ci się wy­da­je, że ją masz, że zła­pa­łeś. Otwie­rasz ręce…

…a tam pusto. A mucha lata dalej. ;-)

Od razu za­zna­czę też jedną rzecz. Wiem, że to opo­wia­da­nie było mocno skra­ca­ne. Wiem, że trze­ba było ści­nać do li­mi­tu i pewne rze­czy, być może ważne, stąd znik­nę­ły. Na­to­miast muszę też jasno za­zna­czyć, że to nie jest opo­wia­da­nie na wię­cej niż 40 000 zna­ków. Tu nie ma zło­żo­nej fa­bu­ły, wart­kiej akcji, a bez tego nie mo­żesz zbyt mocno szar­żo­wać ze zna­ka­mi, bo zmę­czysz czy­tel­ni­ka kon­wen­cją. Jeśli więc gdzieś tam po­ja­wia się re­flek­sja, że nie było warto ści­nać, to też trze­ba uczci­wie oce­nić, że bez ści­na­nia z jed­ne­go pro­ble­mu wpadł­byś w inny. A imię jego „prze­ga­da­nie”. ;)

Jesz­cze krót­ko po­ma­ru­dzę i po­opo­wia­dam o tym za­gu­bie­niu (żebyś miał jakiś ma­te­riał po­glą­do­wy na przy­szłość), a póź­niej przej­dę do po­chwał.

Pierw­sze sceny po­wo­do­wa­ły lekki mę­tlik. Jest bo­ha­ter, póź­niej bo­ha­ter­ka – tu jesz­cze wszyst­ko było OK, cho­ciaż na imio­nach oszczę­dza­łeś, jak tylko się dało. Póź­niej po­ja­wia się Ar­ka­ni, do­sta­je­my wzmian­kę o Kin­dze. Zwróć uwagę, że w pierw­szych dwóch pod­roz­dzia­łach nie przed­sta­wiasz nam ni­ko­go, przez co ten trze­ci, gdy imio­na się po­ja­wią, wpro­wa­dza lekki mę­tlik. Na szczę­ście póź­niej jest już dużo czy­tel­niej, zwłasz­cza, że mocno ogra­ni­czy­łeś licz­bę bo­ha­te­rów w tek­ście, by jak naj­moc­niej zbu­do­wać cha­rak­te­ry tych naj­waż­niej­szych po­sta­ci – to aku­rat bar­dzo dobra de­cy­zja.

Z bo­ha­te­ra­mi mia­łem ten sam pro­blem, co z całym opo­wia­da­niem. Ge­ne­ral­nie ich kon­struk­cja wy­da­je się być bar­dzo cie­ka­wa (o tym jesz­cze bę­dzie), ale nie po­tra­fię w pełni zro­zu­mieć ich roli – krok za da­le­ko w nie­do­po­wie­dze­niach (ale wła­śnie tylko krok, bo ja… pra­wie ro­zu­miem ;)). Ten sam pro­blem był tro­chę w przy­pad­ku pla­ne­ty Ma­ne­ki­nów – tu z kolei mia­łem po­czu­cie nie tyle nie­zro­zu­mie­nia, co ra­czej, że coś mi umyka, że tam jest jesz­cze wię­cej, niż widzę. Strasz­nie iry­tu­ją­ce uczu­cie swoją drogą, bo to tro­chę tak, jakby oglą­dać film czy mecz przy lekko śnie­żą­cym ob­ra­zie.

Dia­lo­gi bar­dzo szar­pa­ne. Tutaj z kolei mój pro­blem po­le­gał na tym, że nie do końca wie­dzia­łem, ile w tym ce­lo­wo­ści, a ile cięć.

Koń­cząc już o tych pro­ble­mach, na­pi­szę tak: nie mam nic prze­ciw­ko nie­do­po­wie­dze­niom, ale za­wsze sta­wiam jeden wa­ru­nek. Chcę czuć w tym świa­do­mą de­cy­zję au­to­ra. Chcę wy­raź­nie wy­czu­wać, że autor do­kład­nie wy­wa­żył, ile po­ka­zać, ale ile ce­lo­wo zo­sta­wić do zin­ter­pre­to­wa­nia. Że cho­ciaż po­zwo­lił czy­tel­ni­ko­wi na snu­cie do­my­słów, to w pełni wie­dział co chce na­pi­sać i po­ka­zać (a przede wszyst­kim prze­ka­zać) i gdyby go za­py­tać, jak do­kład­nie zde­fi­nio­wał­by świat i bo­ha­te­rów, to bę­dzie w sta­nie mi na to py­ta­nie od­po­wie­dzieć. Że w końcu się­ga­jąc po nie­do­po­wie­dze­nia nie dzia­łał „na udo”, li­cząc na to, że czy­tel­nik wy­my­śli sobie za niego to, co jemu udało się wy­kre­ować je­dy­nie męt­nie i nie­oczy­wi­ście.

I za­zna­czę od razu: ja nie su­ge­ru­ję, że pi­sa­łeś ten tekst „na udo”! Wiem, że mia­łeś kon­kret­ny po­mysł na opo­wia­da­nie w każ­dym jego aspek­cie i te nie­do­po­wie­dze­nia miały być tylko war­to­ścią do­da­ną – pewną prze­strze­nią od­da­ną do dys­po­zy­cji czy­tel­ni­ka. Tyle że zbyt duża część tego, co wy­my­śli­łeś, zo­sta­ła jed­nak w two­jej gło­wie. I wła­śnie dla­te­go tekst zdaje się spra­wiać wra­że­nie, jakby dzia­łał tro­chę „na udo” – zbyt dużo muszę wy­my­ślić tu sam, żeby opo­wia­da­nie stało się pełne.

Dobra, teraz za­le­ty.

Na pewno kon­struk­cja bo­ha­te­rów. Bar­dzo oso­bli­wi, cha­rak­te­ry­stycz­ni. Jasne, jed­nym to się spodo­ba, dru­gim nie, ale widać, że sta­wiasz tu bar­dzo mocno na bu­do­wę po­sta­ci i to widać. Przede wszyst­kim to, w jaki spo­sób ich przed­sta­wiasz, świet­nie wpi­su­je się w wy­dźwięk ca­łe­go opo­wia­da­nia. W tę mocno dzi­wacz­ną at­mos­fe­rę, którą tutaj two­rzysz. W przy­pad­ku tych bo­ha­te­rów ja mniej wię­cej ro­zu­miem ich rolę. Im moc­niej jed­nak prze­su­nął­byś to zro­zu­mie­nie w stro­nę „wię­cej”, tym le­piej te ich cha­rak­te­ry i pro­ble­my by wy­brzmie­wa­ły. Na­to­miast tak czy ina­czej jedno mogę na­pi­sać z całym prze­ko­na­niem: to bez wąt­pie­nia nie są pa­pie­ro­we po­sta­ci. To widać. I przede wszyst­kim jest do­sko­na­le wy­czu­wal­ne. Je­dy­ne, czego można szcze­rze ża­ło­wać, to że część klu­czy do zro­zu­mie­nia pod­staw tego ich cier­pie­nia, nie­po­ko­ju u dy­le­ma­tów zo­sta­ła w Two­ich kie­sze­niach. ;)

Dia­lo­gi. Znów, tro­chę za­zna­cza­łem, że „z wierz­chu” wy­glą­da to na efekt cięć (i być może po czę­ści tak jest), ale ja nie mam wąt­pli­wo­ści, że te szarp­nię­cia, ury­wa­nie, krót­kie wy­po­wie­dzi – że to wszyst­ko jest ce­lo­wym za­bie­giem do­pa­so­wa­nym do bo­ha­te­rów, ich sy­tu­acji i cha­rak­te­rów, a przede wszyst­kim do at­mos­fe­ry, jaka ma to­wa­rzy­szyć lek­tu­rze tego opo­wia­da­nia.

Dalej. Nie­ty­po­wy, bar­dzo zło­żo­ny spo­sób od­bie­ra­nia emo­cji. To chyba naj­cie­kaw­szy motyw w tym opo­wia­da­niu. A przy oka­zji, znów, świet­nie do­pa­so­wa­ny za­rów­no do kli­ma­tu tek­stu, jak i zło­żo­nej, dzi­wacz­nej kon­struk­cji bo­ha­te­rów. Ten motyw bar­dzo wcią­ga, in­try­gu­je, zwra­ca na sie­bie uwagę. A to ważne. Jak pi­sa­łem, to nie jest typ opo­wia­da­nia o zło­żo­nej fa­bu­le i wart­kiej akcji. U Cie­bie nie po­dą­ża­my za bie­giem zda­rzeń, ale ra­czej do wnę­trza bo­ha­te­rów. To jest nie­ja­ko wręcz druga od­sło­na „Ta­jem­nic świa­tów” w Twoim tek­ście, bo te ich oso­bo­wo­ści wręcz ura­sta­ją do miana ta­kich mi­kro­świa­tów. A nie­ty­po­wy spo­sób od­bie­ra­nia emo­cji jest jed­nym z punk­tów klu­czo­wych owych mi­kro­świa­tów. Które mają robić wra­że­nie i robią.

Świa­ty? Ko­lej­ny raz na­pi­szę: na gra­ni­cy peł­ne­go zro­zu­mie­nia, ale znów jest w tym jakaś fajna głę­bia oraz oso­bli­wość, któ­rej próż­no szu­kać w in­nych opo­wia­da­niach. I na­praw­dę można szcze­rze ża­ło­wać, że nie wy­bra­łeś innej ścież­ki dla tego tek­stu.

Tech­nicz­nie: na pewno mi­gnął mi w pierw­szej fazie tek­stu jeden prze­ci­nek wci­śnię­ty mię­dzy pod­miot, a orze­cze­nie (bra­kło tam dru­gie­go do „za­mknię­cia” wtrą­ce­nia). To jed­nak tylko in­cy­dent wy­ni­kły praw­do­po­dob­nie ze spo­rej licz­by zmian i ko­rekt w trak­cie pracy nad tek­stem. Parę razy za­trzy­ma­łem się też przy za­pi­sie nie­któ­rych zdań, jak:

Swę­dzia­ła mnie ręka, którą stra­ci­łem.

Przy ta­kich za­pi­sach nie do końca wia­do­mo, czy to błąd au­to­ra, czy ko­lej­na oso­bli­wość wy­ni­ka­ją­ca z cha­rak­te­ru tek­stu.

Pod­su­mo­wu­jąc. Wy­my­śli­łeś parę świet­nych rze­czy (zwróć uwagę, że przy nie­mal każ­dym klu­czo­wym ele­men­cie opo­wia­da­nia można bez trudu wska­zać jego za­le­ty). Do­pa­so­wa­łeś je tak, że wszyst­ko bar­dzo faj­nie ze sobą współ­gra i do sie­bie pa­su­je. Prze­sa­dzi­łeś tylko z na­gro­ma­dze­niem „mgły” w opo­wia­da­niu. Lekka mgieł­ka wzma­ga czuj­ność, cie­ka­wość i za­chę­ca czy­tel­ni­ka do in­ter­pre­ta­cji (a może nawet re­flek­sji). Gęsta mgła spra­wia, że czy­tel­nik musi się już jed­nak prze­bi­jać, a całą tę sub­tel­ność tego za­bie­gu biorą dia­bli.

Po­dzię­ko­wał za udział w kon­kur­sie.

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Finko,

Nie no, to ja wpa­dłam na po­mysł, ja na­pi­sa­łam, więc ja­kieś za­słu­gi mam. Ale że uro­dził się po­mysł, że zdą­ży­łam w ter­mi­nie, że lud tę­sk­ni do SF – to już fart.

Ro­zu­miem teraz, ma to tro­chę sensu :)

 

Re­gu­la­to­rzy

Dzię­ku­je za dys­pen­sę, Ma­Skro­lu, ale mam tak, że czy­ta­jąc nawet mało zro­zu­mia­ły tekst, za­wsze żywię na­dzie­ję, że jesz­cze wy­da­rzy się coś, co otwo­rzy mi oczy i po­zwo­li pojąć za­mysł twór­cy. Więc kiedy za­cznę czy­tać Twoje ko­lej­ne dzie­ło, pew­nie prze­czy­tam je do końca i pew­nie zro­bię ła­pan­kę. Choć wo­la­ła­bym, żeby obe­szło się bez niej. ;D

Może na­stęp­nym razem nie po­peł­nię tylu błę­dów :P

A ja mam tak, że kiedy tra­fię na po­dob­ne sfor­mu­ło­wa­nie, mocno się za­sta­na­wiam, jak można było tego nie za­uwa­żyć… ;D

Przy­pusz­czam, że przy kil­ku­krot­nym czy­ta­niu i wielu in­nych po­praw­kach już cięż­ko nie­któ­re rze­czy za­uwa­żyć, szcze­gól­nie te, które do­pie­ro co się do­da­ło.

O nie, Ma­Skro­lu, po­ku­ty nie bę­dzie, bo jakąż mo­gła­bym Ci zadać? Prze­cież nie każę Ci na­pi­sać stu zdań z uży­ciem brudu i brodu, bo to kara z za­mierz­chłej prze­szło­ści i szko­da nie nią czasu. A poza tym je­stem prze­ko­na­na, że już za­wsze bę­dziesz wie­dział, co różni brud od brodu.

I już prze­stań się wsty­dzić, bo taki by­czek może przy­tra­fić się każ­de­mu. ;)

Będę już wie­dział na pewno :P

 

No i CMie,

Chyba ochło­ną­łem na tyle, żeby już od­pi­sać.

Do­kład­nie wiem, co na temat Two­je­go tek­stu mam w ko­men­ta­rzu na­pi­sać, a jed­no­cze­śnie mam ol­brzy­mi pro­blem z jego oceną.

Okej, po­trak­tu­ję to jak swego ro­dza­ju wy­róż­nie­nie XD

Do czego zmie­rzam. Tekst wydał mi się w wielu miej­scach nie­ja­sny. Na prze­strze­ni tych bli­sko 40 000 zna­ków wła­ści­wie bez prze­rwy tań­czysz na gra­ni­cy nie­zro­zu­mie­nia.

Nie­ste­ty tak wy­szło. Po czę­ści to moja wina, bo może prze­ce­ni­łem swoje wy­ja­śnie­nia, po dru­gie bra­ko­wa­ło mi na wiele miej­sca. Opisy stop­nio­wo wszyst­ko wy­ja­śnia­ły, ale mu­sia­łem je po­ści­nać.

Lek­tu­ra Two­je­go tek­stu przy­po­mi­na­ła w moim przy­pad­ku per­ma­nent­ną walkę o uchwy­ce­nie tych nie­do­po­wie­dzeń.

I wła­śnie dla­te­go nie je­stem z tego tek­stu za­do­wo­lo­ny. Bez wzglę­du jak inne rze­czy wy­szły do­brze, to nie po­win­no tak wy­glą­dać. Wy­la­łem tutaj dużo sie­bie i wła­snych spo­strze­żeń, szko­da, że nie udało się do­brze wszyst­kie­go ująć.

Na­to­miast muszę też jasno za­zna­czyć, że to nie jest opo­wia­da­nie na wię­cej niż 40 000 zna­ków. Tu nie ma zło­żo­nej fa­bu­ły, wart­kiej akcji, a bez tego nie mo­żesz zbyt mocno szar­żo­wać ze zna­ka­mi, bo zmę­czysz czy­tel­ni­ka kon­wen­cją.

Tylko że ona miała tu być. To opo­wia­da­nie było za­rzy­na­ne od kiedy prze­kro­czy­łem 20k zna­ków pod­czas pi­sa­nia. Nie wiem. Może nie umiem tego wy­wa­żyć, ale gdy­bym to ści­snął w 25k, to nic nie zdą­ży­ło­by wy­brzmieć. Wszyst­ko by było me­cha­nicz­ne i wa­li­ło po sche­ma­cie jak stresz­cze­nie, chcia­łem spró­bo­wać cze­goś in­ne­go. Ope­ro­wać tro­chę ob­ra­zem, chcia­łem żeby cała akcja sku­pia­ła się na po­wol­nym upad­ku, ale nie wy­szło. Trud­no.

Jest bo­ha­ter, póź­niej bo­ha­ter­ka – tu jesz­cze wszyst­ko było OK, cho­ciaż na imio­nach oszczę­dza­łeś, jak tylko się dało. Póź­niej po­ja­wia się Ar­ka­ni, do­sta­je­my wzmian­kę o Kin­dze. Zwróć uwagę, że w pierw­szych dwóch pod­roz­dzia­łach nie przed­sta­wiasz nam ni­ko­go, przez co ten trze­ci, gdy imio­na się po­ja­wią, wpro­wa­dza lekki mę­tlik. Na szczę­ście póź­niej jest już dużo czy­tel­niej, zwłasz­cza, że mocno ogra­ni­czy­łeś licz­bę bo­ha­te­rów w tek­ście, by jak naj­moc­niej zbu­do­wać cha­rak­te­ry tych naj­waż­niej­szych po­sta­ci – to aku­rat bar­dzo dobra de­cy­zja.

Ja tam zja­dłem ponad pół­to­rej sceny i wszyst­ko się syp­nę­ło, póź­niej już tego nie opa­no­wa­łem, ale masz cał­ko­wi­cie rację.

Ge­ne­ral­nie ich kon­struk­cja wy­da­je się być bar­dzo cie­ka­wa (o tym jesz­cze bę­dzie), ale nie po­tra­fię w pełni zro­zu­mieć ich roli – krok za da­le­ko w nie­do­po­wie­dze­niach (ale wła­śnie tylko krok, bo ja… pra­wie ro­zu­miem ;)).

To chyba pro­blem uci­na­nia dia­lo­gów, prze­sa­dzi­łem przy­pusz­czal­nie i Cię ro­zu­miem.

Ten sam pro­blem był tro­chę w przy­pad­ku pla­ne­ty Ma­ne­ki­nów – tu z kolei mia­łem po­czu­cie nie tyle nie­zro­zu­mie­nia, co ra­czej, że coś mi umyka, że tam jest jesz­cze wię­cej, niż widzę.

Na pewno o ten tytuł cho­dzi? :P

Strasz­nie iry­tu­ją­ce uczu­cie swoją drogą, bo to tro­chę tak, jakby oglą­dać film czy mecz przy lekko śnie­żą­cym ob­ra­zie.

Też go nie lubię, jak iro­nicz­nie to nie brzmi.

Dia­lo­gi bar­dzo szar­pa­ne. Tutaj z kolei mój pro­blem po­le­gał na tym, że nie do końca wie­dzia­łem, ile w tym ce­lo­wo­ści, a ile cięć.

Praw­dę mó­wiąc, też sam już nie wiem. Cią­łem je chyba dużo, ale w sumie cią­łem wszyst­ko. Miej­sca­mi na pewno za­bi­łem mocno ten dia­log.

Tyle że zbyt duża część tego, co wy­my­śli­łeś, zo­sta­ła jed­nak w two­jej gło­wie. I wła­śnie dla­te­go tekst zdaje się spra­wiać wra­że­nie, jakby dzia­łał tro­chę „na udo” – zbyt dużo muszę wy­my­ślić tu sam, żeby opo­wia­da­nie stało się pełne.

Ro­zu­miem i mogę tylko prze­pro­sić, bo co in­ne­go mi zo­sta­je.

Na­to­miast tak czy ina­czej jedno mogę na­pi­sać z całym prze­ko­na­niem: to bez wąt­pie­nia nie są pa­pie­ro­we po­sta­ci.

Przy­naj­mniej tyle do­brze, my­śla­łem, że nie umiem pisać bo­ha­te­rów.

Je­dy­ne, czego można szcze­rze ża­ło­wać, to że część klu­czy do zro­zu­mie­nia pod­staw tego ich cier­pie­nia, nie­po­ko­ju u dy­le­ma­tów zo­sta­ła w Two­ich kie­sze­niach. ;)

Wiesz co mnie boli? Że ja to w któ­rejś wer­sji po­ka­zy­wa­łem pa­lu­chem, wy­ja­śnia­łem wprost, a teraz nawet nie wiem, czy to zde­chło w tek­ście, czy to wy­cią­łem… a szu­kać już nawet mi się tego nie chce.

Dia­lo­gi. Znów, tro­chę za­zna­cza­łem, że „z wierz­chu” wy­glą­da to na efekt cięć (i być może po czę­ści tak jest), ale ja nie mam wąt­pli­wo­ści, że te szarp­nię­cia, ury­wa­nie, krót­kie wy­po­wie­dzi – że to wszyst­ko jest ce­lo­wym za­bie­giem do­pa­so­wa­nym do bo­ha­te­rów, ich sy­tu­acji i cha­rak­te­rów, a przede wszyst­kim do at­mos­fe­ry, jaka ma to­wa­rzy­szyć lek­tu­rze tego opo­wia­da­nia.

Z tego też się cie­szę, bo mam pro­blem z dia­lo­ga­mi.

U Cie­bie nie po­dą­ża­my za bie­giem zda­rzeń, ale ra­czej do wnę­trza bo­ha­te­rów.

W tych wszyst­kich ko­men­ta­rzach cze­ka­łem na to wła­śnie zda­nie. :)

Wiesz, ja po­trak­to­wa­łem ten temat dwo­ja­ko, to ska­ka­nie po pla­ne­tach jest w za­sa­dzie dru­go­rzęd­ne. I tak miało być od sa­me­go po­cząt­ku.

Ko­lej­ny raz na­pi­szę: na gra­ni­cy peł­ne­go zro­zu­mie­nia, ale znów jest w tym jakaś fajna głę­bia oraz oso­bli­wość, któ­rej próż­no szu­kać w in­nych opo­wia­da­niach.

Ele­ment świa­tów był roz­bu­do­wa­ny, ale mu­sia­łem wy­ciąć ważna scenę i kilka frag­men­tów :(

Swę­dzia­ła mnie ręka, którą stra­ci­łem.

Przy ta­kich za­pi­sach nie do końca wia­do­mo, czy to błąd au­to­ra, czy ko­lej­na oso­bli­wość wy­ni­ka­ją­ca z cha­rak­te­ru tek­stu.

To ra­czej ko­niecz­na re­duk­cja dłuż­sze­go opisu, która do­pie­ro po ja­kimś cza­sie od skró­ce­nia za­czę­ła brzmieć strasz­nie.

Gęsta mgła spra­wia, że czy­tel­nik musi się już jed­nak prze­bi­jać, a całą tę sub­tel­ność tego za­bie­gu biorą dia­bli.

Tak. I tekst w za­sa­dzie do ni­cze­go wię­cej się nie na­da­je. Prze­la­łem tu bar­dzo dużo sie­bie, szko­da, że fi­nal­nie tak wy­szło.

Bar­dzo dzię­ku­ję za ten ko­men­tarz, jest nie­sa­mo­wi­ty. :)

nawet nie wiem, czy to zde­chło w tek­ście, czy to wy­cią­łem… a szu­kać już nawet mi się tego nie chce.

Nie za­rżną­łeś tego w tek­ście, jest obec­ne. Cały tekst nim na­są­czy­łeś. Ja, tak myślę, prze­kaz ode­bra­łam. Był na­praw­dę cie­ka­wy!

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Nie za­rżną­łeś tego w tek­ście, jest obec­ne. Cały tekst nim na­są­czy­łeś. Ja, tak myślę, prze­kaz ode­bra­łam. Był na­praw­dę cie­ka­wy!

Dzię­ku­ję heart

To opo­wia­da­nie było za­rzy­na­ne od kiedy prze­kro­czy­łem 20k zna­ków pod­czas pi­sa­nia.

Tutaj to przy­naj­mniej mogę na­pi­sać, że do­sko­na­le Cię ro­zu­miem. ;)

Może nie umiem tego wy­wa­żyć, ale gdy­bym to ści­snął w 25k, to nic nie zdą­ży­ło­by wy­brzmieć.

Wiesz, ge­ne­ral­nie naj­bar­dziej przy lek­tu­rze tego tek­stu wy­bi­ja­ło się to “zwie­dza­nie” wnę­trza bo­ha­te­rów, dla­te­go są­dzi­łem, że fa­bu­ła miała być na dru­gim miej­scu. Może zwy­czaj­nie ten ele­ment mniej ucier­piał na ści­na­niu i dla­te­go moc­niej wy­brzmiał niż fa­bu­ła.

Ja tam zja­dłem ponad pół­to­rej sceny i wszyst­ko się syp­nę­ło, póź­niej już tego nie opa­no­wa­łem, ale masz cał­ko­wi­cie rację.

Z tym pi­sa­niem to tak wła­śnie jest. Mo­żesz ha­ro­wać, prze­pi­sy­wać, po­pra­wiać. A wy­star­czy, że raz Ci się “ciach­nie” coś za mocno i póź­niej za dia­bła nie idzie tego po­skła­dać.

Na pewno o ten tytuł cho­dzi? :P

Nie. XD

Mach­ną­łem się przy prze­pi­sy­wa­niu ko­men­ta­rza. Mia­łem na myśli ten tekst na “Kawkę…”. ;)

Praw­dę mó­wiąc, też sam już nie wiem. Cią­łem je chyba dużo, ale w sumie cią­łem wszyst­ko. Miej­sca­mi na pewno za­bi­łem mocno ten dia­log.

Ale przy­znam Ci, że ta szar­pa­ni­na nawet faj­nie pa­so­wa­ła.

Wiesz co mnie boli? Że ja to w któ­rejś wer­sji po­ka­zy­wa­łem pa­lu­chem, wy­ja­śnia­łem wprost, a teraz nawet nie wiem, czy to zde­chło w tek­ście, czy to wy­cią­łem… a szu­kać już nawet mi się tego nie chce.

Wiesz, myślę, że w tym przy­pad­ku to taki pro­blem, który może faj­nie za­pro­cen­to­wać w przy­szłych tek­stach. Bo mimo, że tekst był po­ści­na­ny, to jed­nak byłem tylko na gra­ni­cy zro­zu­mie­nia pew­nych ele­men­tów, nic wię­cej. To nie jest tekst skraj­nie nie­zro­zu­mia­ły. Pa­ra­dok­sal­nie, go­rzej by było, gdy­byś na­pi­sał, że to tak wszyst­ko miało być. XD

A tak to może się oka­zać, że Twoje ko­lej­ne opo­wia­da­nia będą mogły tra­fić do szer­szej grupy, bo jeśli tutaj, mimo ści­na­nia, ge­ne­ral­nie cały czas byłem dość bli­sko, to pew­nie przy swo­bod­niej zło­żo­nym tek­ście nawet taki CM, który śred­nio się czuje przy nie­do­po­wie­dze­niach, praw­do­po­dob­nie do­brze się tam od­naj­dzie.

W każ­dym razie, nie­za­leż­nie od tego, że nie wszyst­ko tu w stu pro­cen­tach mi za­gra­ło, to pod kątem pi­sa­nia ko­lej­nych opo­wia­dań ten tekst może mocno za­pro­cen­to­wać. I to ra­czej w bliż­szej przy­szło­ści niż dal­szej. ;)

Tak. I tekst w za­sa­dzie do ni­cze­go wię­cej się nie na­da­je.

Nie no, tak bym nie pisał. Wpa­dło tro­chę ko­men­ta­rzy, no­mi­na­cje piór­ko­we też z su­fi­tu nie spa­dły. To nie jest tak, że tekst jest zły. I myślę, że jemu pa­ra­dok­sal­nie mogły naj­bar­dziej za­szko­dzić te stery rze­czy, które za­pew­ne mia­łeś na gło­wie, pi­sząc ten tekst. Sam wiesz, jak się wtedy pra­cu­je nad opo­wia­da­niem. Na­to­miast ogól­nie uwa­żam, że ono na­praw­dę do­brze wróży na przy­szłość, bo wy­da­je się jed­nak przede wszyst­kim bar­dziej kom­plet­ne niż po­przed­nie. A że tro­chę ucier­pia­ło? Wiesz, faj­nie by było, gdyby wszyst­ko za­wsze wy­cho­dzi­ło jak trze­ba, ale to tak do­brze nie­ste­ty nie dzia­ła. Żeby się uczyć na błę­dach naj­pierw trze­ba je po­peł­nić. ;-)

A gdy­byś jed­nak nie chciał wra­cać do tego tek­stu (choć uwa­żam, że bę­dzie go bar­dzo szko­da) to cho­ciaż zrób uży­tek z tych po­my­słów, które tutaj są, bo aż szko­da je mar­no­wać.

No i przede wszyst­kim bar­dzo się cie­szę, że dałeś radę nam coś wrzu­cić na kon­kurs. Pa­mię­taj, że myśmy mu­sie­li od­pa­lić ok. 30 opo­wia­dań, żeby przy­znać wy­róż­nie­nia, więc siłą rze­czy mu­sie­li­śmy szu­kać wszel­kich moż­li­wych nie­do­cią­gnięć. I na­praw­dę uwa­żam, że w dłuż­szej per­spek­ty­wie po­wsta­nie tego tek­stu da Ci bar­dzo dużo. ;-)

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Tutaj to przy­naj­mniej mogę na­pi­sać, że do­sko­na­le Cię ro­zu­miem. ;)

Tylko Tobie to wy­szło le­piej :P

Wiesz, ge­ne­ral­nie naj­bar­dziej przy lek­tu­rze tego tek­stu wy­bi­ja­ło się to “zwie­dza­nie” wnę­trza bo­ha­te­rów, dla­te­go są­dzi­łem, że fa­bu­ła miała być na dru­gim miej­scu. Może zwy­czaj­nie ten ele­ment mniej ucier­piał na ści­na­niu i dla­te­go moc­niej wy­brzmiał niż fa­bu­ła.

Oj sam już nie wiem. Chyba chcia­łem, żeby wszyst­ko było względ­nie wy­rów­na­ne, ale no xD

Z tym pi­sa­niem to tak wła­śnie jest. Mo­żesz ha­ro­wać, prze­pi­sy­wać, po­pra­wiać. A wy­star­czy, że raz Ci się “ciach­nie” coś za mocno i póź­niej za dia­bła nie idzie tego po­skła­dać.

Do­kład­nie. :/

Nie. XD

Mach­ną­łem się przy prze­pi­sy­wa­niu ko­men­ta­rza. Mia­łem na myśli ten tekst na “Kawkę…”. ;)

Tak wła­śnie mi się wy­da­wa­ło :P

W każ­dym razie, nie­za­leż­nie od tego, że nie wszyst­ko tu w stu pro­cen­tach mi za­gra­ło, to pod kątem pi­sa­nia ko­lej­nych opo­wia­dań ten tekst może mocno za­pro­cen­to­wać. I to ra­czej w bliż­szej przy­szło­ści niż dal­szej. ;)

Dzię­ki, ale póki co niech sobie po­cze­ka. Za­czą­łem pisać na Sny Umar­łych :P

To nie jest tak, że tekst jest zły. I myślę, że jemu pa­ra­dok­sal­nie mogły naj­bar­dziej za­szko­dzić te stery rze­czy, które za­pew­ne mia­łeś na gło­wie, pi­sząc ten tekst.

Tu mam pro­blem ze zro­zu­mie­niem. Cho­dzi o “czte­ry”, “stare” czy o co? :P

A gdy­byś jed­nak nie chciał wra­cać do tego tek­stu (choć uwa­żam, że bę­dzie go bar­dzo szko­da) to cho­ciaż zrób uży­tek z tych po­my­słów, które tutaj są, bo aż szko­da je mar­no­wać.

Wró­cić będę chciał, tylko nie wiem jesz­cze kiedy :P

No i przede wszyst­kim bar­dzo się cie­szę, że dałeś radę nam coś wrzu­cić na kon­kurs. Pa­mię­taj, że myśmy mu­sie­li od­pa­lić ok. 30 opo­wia­dań, żeby przy­znać wy­róż­nie­nia, więc siłą rze­czy mu­sie­li­śmy szu­kać wszel­kich moż­li­wych nie­do­cią­gnięć. I na­praw­dę uwa­żam, że w dłuż­szej per­spek­ty­wie po­wsta­nie tego tek­stu da Ci bar­dzo dużo. ;-)

Wiem, masz rację. Tro­chę zże­rał mnie żal, bo dużo pracy w to wło­ży­łem, ale zo­ba­czy­łem dzię­ki temu opo­wia­da­niu kilka no­wych rze­czy. Do­brze, że je na­pi­sa­łem. Kie­dyś wrócę i spró­bu­ję je nieco wy­gła­dzić i po­pra­wić. :P

Tu mam pro­blem ze zro­zu­mie­niem. Cho­dzi o “czte­ry”, “stare” czy o co? :P

Ster­ty. ;-)

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

 Tekst po­cząt­ko­wo miał 63k zna­ków. Jakoś udało się skró­cić.

… mózg wy­ko­nał nie­pra­wi­dło­wą ope­ra­cję i na­stą­pi jego za­mknię­cie…

 ciem­no­ści, która okry­ła oczy jak płaszcz

Cały aka­pit jest abs­trak­cyj­ny i pur­pu­ro­wy.

– Chwyć moją więź.

Więź nie jest z tego ro­dza­ju, żeby ją chwy­tać.

 tkan­ka mięk­ka za­czę­ła się de­gra­do­wać

An­gli­cyzm. Mogła się za­cząć roz­pa­dać.

 zdo­ła­łem chwy­cić ją

Zdo­ła­łem ją chwy­cić. Ale zaraz, on nie ma ręki? Wut?

 gdy pra­wie za­skle­pi­ła się na po­wrót w ciele

? Z czego on ją wy­cią­ga?

 wbi­łem się w naj­bliż­sze za­zę­bie­nie

Na pewno?

 życia nieco poza cza­sem

Jak można być tylko "nieco" poza cza­sem?

 za­wi­bro­wa­ła nuta za­chwy­tu, którą zdu­si­ła me­lo­dia stra­chu

Hmmm.

gór­skie szczy­ty przy­wo­dzi­ły na myśl cha­otycz­nie roz­rzu­co­ne fale, jakby stąp­nię­cie gi­gan­ta wy­pię­trzy­ło skały

Ładne.

 za­głu­szył nawet myśli

Czemu "nawet"?

 strach przy­tkał mi płuca

?

Upa­dłem, zni­ka­jąc mię­dzy wy­so­ką trawą

Primo – naraz? Se­cun­do – chyba zni­ka­jąc w tra­wie? Bo "mię­dzy" trze­ba czymś a czymś, np. źdźbła­mi trawy.

 Sło­wo­to­kiem pró­bo­wa­ła zdu­sić strach.

Hmmm. Psy­cho­lo­gicz­nie i gra­ma­tycz­nie.

 za­czę­ły bez­ład­nie drżeć

Hmmmm.

 poza mo­men­tem gdy wyr

Poza mo­men­tem, gdy wyr…

Wy­bąk­nę­ła dźwięk

Bąk­nę­ła, albo wy­bą­ka­ła.

 Wszyst­ko to pewne przy­bli­że­nie.

Co masz na myśli? Chyba skom­pre­so­wa­łeś to zda­nie poza gra­ni­ce sensu.

emo­cje, któ­rych nie mo­głem zde­fi­nio­wać

Okre­ślić. De­fi­nio­wa­nie to ter­min tech­nicz­ny i ozna­cza two­rze­nie pojęć.

 Przed­sta­wisz się przy­naj­mniej?

Ali­te­ra­cyj­ne.

 Jej uczu­cia to po­mie­sza­na breja.

A przed chwi­lą ład­nie pach­nia­ły? Skąd taka zmia­na sto­sun­ku?

 Na ję­zy­ki z two­je­go świa­ta to bę­dzie Ali­qius

Na ję­zy­ki można kogoś wziąć. W ję­zy­ku two­je­go świa­ta. Tutaj wy­ska­ku­je epi­ste­mo­lo­gicz­na pusz­ka Pan­do­ry, któ­rej z całą sta­ran­no­ścią nie otwo­rzę.

 Wy­pu­ścić wy­obra­że­nie

Ali­te­ra­cja.

 Ar­ka­ni, scho­wa­ny za kasą bi­le­to­wą zer­k­nął na dziew­czy­nę

Wtrą­ce­nie: Ar­ka­ni, scho­wa­ny za kasą bi­le­to­wą, zer­k­nął na dziew­czy­nę.

 Dużo bym oddał, aby wie­dzieć, o czym my­ślał,

Nie je­stem pewna, ale chyba po­win­no być: o czym myśli.

wy­obra­że­nie wy­wo­ła­ne stra­chem

Hmm.

 Za­mil­kła, napad pa­ni­ki był jak ude­rze­nie pię­ścią, przy­tka­ło nas.

Ale zaraz potem wra­ca­ją do roz­mo­wy?

 po­kry­tej płyt­ka­mi ścia­nie, gdzie wid­nia­ło okien­ko do sprze­da­ży bi­le­tów

Hmmmmmmm.

 Strach ją pa­ra­li­żo­wał

Ale cho­dzi­ła po pe­ro­nie?

 Zna­la­zła­byś drogę bez sta­cji? – (…) – Bez wi­zu­ali­za­cji

Rym.

 de­li­kat­nym pi­skiem

Po raz enty po­wta­rzam, "de­li­kat­ny" to nie to samo, co "nie­znacz­ny". Te­zau­rus PWN:

de­li­kat­ny (dźwięk, kolor, smak): dys­kret­ny, mięk­ki, przy­tłu­mio­ny, przy­mglo­ny, sub­tel­ny, ści­szo­ny, przy­ga­szo­ny, ła­god­ny

Czy pisk może być taki?

choć nieco już do mnie po­dob­nych. Tro­chę.

"Nieco" i "tro­chę" użyte razem zwra­ca­ją uwagę na sie­bie, a nie na sens.

 Po­wi­nie­neś po­je­chać

Ciut ali­te­ra­cyj­ne, choć nie bar­dzo prze­szka­dza.

 Otwórz mi na nowy

Na nowy? Czy nowy?

 wró­ci­łem do klę­czek

Nie po pol­sku.

 Od­ru­cho­wo trzy­ma­łem pięść

Hmmm.

 to i tak już wy­star­cza­ją­co trud­ne

Hmmmmm.

 neu­tral­nie ładną twarz

Hmm.

 za­mę­czą cię od­ru­chy wy­miot­ne

To jeden, kon­kret­ny od­ruch.

 Wbiła pa­znok­cie w gałąź, na któ­rej sie­dzie­li­śmy

Przed chwi­lą sie­dzie­li na dro­dze?

 W pew­nej fazie roz­wo­ju umy­słu ludzi, mógł­bym spło­nąć od kon­tak­tu z nimi.

Prze­ci­nek zbęd­ny, ale tak w ogóle, to nie bar­dzo wiem, o co cho­dzi.

 Tak jak twoja ręka.

Tak, jak twoja ręka.

 Wal­czy­li na mo­ście o… po pro­stu się nie­na­wi­dzi­li.

… bo­ha­ter­sko po­wstrzy­mu­jąc stek zło­śli­wo­ści, które mój roz­sy­pu­ją­cy się umysł strasz­nie chce wy­rzy­gać na to zda­nie, za­cy­tu­ję tylko Che­ster­to­na: "The true sol­dier fi­ghts not be­cau­se he hates what is in front of him, but be­cau­se he loves what is be­hind him."

 Zmie­ni­łem oto­cze­nie w ich oczach

? Demon Kar­te­zju­sza? Twój bo­ha­ter jest de­mo­nem Kar­te­zju­sza?

Walka usta­ła, a razem z nią uci­chły głosy.

Czyli walka uci­chła? Mogła, ale.

jed­nak tego za­bra­kło

Hmm.

 Ze­sko­czy­łem bli­żej, ma­sze­ru­jąc

Naj­pierw ze­sko­czył, potem ma­sze­ro­wał. Po pol­sku nie można tego za­ła­twić imie­sło­wem przy­miot­ni­ko­wym, tylko przy­słów­ko­wym: Ze­sko­czyw­szy, po­ma­sze­ro­wa­łem.

 Szep­ną­łem wo­dzom do ucha o nowym bó­stwie, które za­ję­ło miej­sce naj­wyż­sze­go.

Hmm. Nie­spe­cjal­nie mi to bó­stwo pa­su­je do przy­ję­tych za­ło­żeń teo­lo­gicz­nych. Nie zdzi­wi­ła­bym się, gdyby Ali wy­wo­łał wła­śnie wojnę re­li­gij­ną.

 Resz­tę fak­tów do­po­wie­dzą sami.

Co to jest fakt?

 Wciąż de­li­kat­nie drża­ła.

Lekko, nie­znacz­nie, ledwo za­uwa­żal­nie…

 Je­ste­śmy tro­chę poza cza­sem, ale to nie zna­czy, że on dla nas nie pły­nie.

To są, czy nie są? Argh.

 Za­wsze lu­bi­łem za­chód słoń­ca w morzu lub obraz czer­wo­ne­go dysku, który wta­pia się w pia­sek.

Gdy­bym była zło­śli­wa, spy­ta­ła­bym, czy to al­ter­na­ty­wa wy­klu­cza­ją­ca. Gdy­bym była zło­śli­wa.

 brzy­dził mnie po­dziw w jej spoj­rze­niu

Hmm.

 Ledwo zdu­si­łem wi­zu­ali­za­cję

Wszyst­ko mu­sisz dusić?

 bez­kształt­nym sku­pi­skiem o pra­wie nie­skoń­czo­nej ob­ję­to­ści

…?

 Z tego zlep­ku

Zlep­ku czego? Co się z czym zle­pia? Już po­mi­jam, że byty oso­bo­we nie mają czę­ści, po­mi­jam, że wola, i to jesz­cze wola czy­nie­nia dobra jest ni­czym bez in­te­lek­tu, żeby je roz­po­znać i wy­my­ślić, jak je czy­nić, a zda­niem nie­któ­rych także bez emo­cji (nie będę tu dys­ku­to­wać o tym, czy po­zna­nie ak­sjo­lo­gicz­ne ma coś wspól­ne­go z emo­cja­mi). Ale co, na stare gacie po Pla­to­nie, się tu zle­pia?

umysł tro­chę ma­te­rial­ny, tro­chę nie­ma­te­rial­ny

Młyn Le­ib­nit­za. Omó­wić w dwu­stu sło­wach.

 zro­dzo­ny z głę­bo­kiej em­pa­tii, he­ro­izmu ca­łe­go świa­ta i nimi wa­run­ko­wa­ny

Co to zna­czy, hmm?

– Je­steś nie­śmier­tel­ny?

Skąd ten wnio­sek?

 Przy­tu­li­ła swoje ko­la­na

An­gli­cyzm.

 at­mos­fe­rę po­tę­go­wa­ło jej to­wa­rzy­stwo

?

Cza­sem czu­cie

Ali­te­ra­cja.

 Dom jest tam, gdzie czu­je­my przy­na­leż­ność

Kto tak mówi?

 Skie­ro­wa­ła się do na­mio­tu.

Na ga­łę­zi? Chyba się po­gu­bi­łam.

otwo­rzy­łem usta, jed­nak szczę­ka tylko za­drża­ła

?

 mu­sia­ła wciąż spać

An­gli­cyzm. Na pewno jesz­cze spała.

– Gdzie?

Dokąd.

 Jej nie­cier­pli­wy ton ata­ko­wał umysł.

Ton nie może być nie­cier­pli­wy. Ani cier­pli­wy. Nie ma uczuć.

 Prze­nio­słem się wy­obra­że­niem.

Dokąd?

Prze­su­nę­ła pal­cem zaraz obok ka­mie­nia.

Tuż obok. Nie uprze­strzen­niaj czasu.

 Zła­pa­łem jej rękę

An­gli­cyzm. Zła­pa­łem ją za rękę.

 Z dłoni zszedł mi na­skó­rek, miej­sca­mi od­pa­dło tro­chę mięsa, wy­sta­wa­ła kość.

Tej nie­od­pad­nię­tej jesz­cze?

 po­mi­mo tak upo­śle­dzo­ne­go czu­cia

Jak upo­śle­dzo­ne­go?

 Ten zie­lo­ny gaz wcho­dzi w re­ak­cję z tle­nem.

Czyli, skoro jesz­cze tyle go jest, mu­sia­ło go być wię­cej, niż tlenu. Ste­chio­me­trycz­nie przy­naj­mniej.

 Przy­le­ga jak po­wło­ka

Po­wło­ka na tym po­le­ga, że przy­le­ga.

 po mie­sią­cach ob­le­pił

An­gli­cyzm. Po kilku mie­sią­cach.

 Pod­nio­sła wzrok, ale w jej oczach ziała pust­ka, zu­peł­ne nie­zro­zu­mie­nie tego miej­sca.

Jak nie­zro­zu­mie­nie może ziać?

Mo­żesz wpły­wać na całe cy­wi­li­za­cje bez ich świa­do­mo­ści.

Nie po pol­sku. Nie mu­sisz for­mu­ło­wać fraz na an­giel­ską modłę. Na­praw­dę.

 Prze­pro­gra­mu­jesz umy­sły w mar­twym świe­cie, ale w żywym zro­bisz to po­now­nie.

?

 żeby przy­po­mnieć sobie

Żeby sobie przy­po­mnieć.

 prze­tar­łem łzy

Otar­łem łzy. Prze­tar­łem oczy.

 Wra­że­nia… mie­sza­ły się. Apa­tia z roz­pa­czą, wście­kłość i żal

?

 Nie było he­ro­icz­nych unie­sień, ro­dzi­li się słabi, za­czy­na­ły się wiel­kie wojny, sche­mat się za­my­ka.

Miło wie­dzieć, kogo za to winić… Sche­mat się nie za­my­ka. Za­my­ka się koło.

 I tak było do­pó­ki ktoś nie zro­zu­miał tej za­leż­no­ści.

I tak było, do­pó­ki ktoś nie zro­zu­miał tej za­leż­no­ści.

 Pu­ści­łem ka­mień, ob­ser­wu­jąc jak

Pu­ści­łem ka­mień, żeby ob­ser­wo­wać, jak.

Jak zwie­rzę­ta.

Zwie­rzę­ta nie mają ta­kiej zdol­no­ści prze­wi­dy­wa­nia.

 Po pew­nym kry­tycz­nym mo­men­cie nie da się ru­szyć krysz­ta­łów. Więc po­przez roz­mna­ża­nie za­bi­ja­ją sie­bie na­wza­jem.

Mętne. Nie­zbyt po pol­sku.

Zo­sta­łem sam jak za każ­dym po­przed­nim razem.

Zo­sta­łem sam, jak za każ­dym po­przed­nim razem.

 Jed­nak gdzie po­dział się ból i au­ten­tycz­ne łzy?

Czemu "jed­nak"?

 dla­cze­go wcze­śniej przej­mo­wa­łem się tak bar­dzo tą pla­ne­tą

Szyk: dla­cze­go wcze­śniej tak bar­dzo się przej­mo­wa­łem tą pla­ne­tą?

Usły­sza­łem jak lą­du­je na dachu.

Usły­sza­łem, jak.

 Bo mają wolną wolę.

To ni­cze­go nie tłu­ma­czy.

 Dla­cze­go są w sta­nie podać dłoń i wbić nóż w plecy?!

Hmm.

 Nie wiem czy mó­wi­łem

Nie wiem, czy mó­wi­łem.

 Dla­cze­go są w sta­nie po­świę­cić wła­sne życie, żeby ra­to­wać je innym?!

Nie­zręcz­ne, choć facet jest wzbu­rzo­ny. Ale "dla­cze­go" nie jest tu wła­ści­wym py­ta­niem.

 Świa­tło nieco przy­ga­sło od jej wi­zu­ali­za­cji.

Za­czy­nam po­dej­rze­wać, że nie wiesz, co to zna­czy.

 zaraz obok za­sty­gnię­te­go mo­ty­la

Tuż obok za­sty­głe­go mo­ty­la.

 po­le­ci mimo ciała nie­zdol­ne­go do ruchu

Nie­zgrab­ne.

 półkę skal­ną, nieco od­da­lo­ną od tłumu

Jakby półki sobie wę­dro­wa­ły…

 tylko to jedno wy­zna­nie wy­star­czy­ło, żeby znów pa­trzy­ła na mnie ina­czej

Hmm.

 Które nie mają żad­ne­go zna­cze­nia.

“No­thing stays saved fo­re­ver.” Con­nie Wil­lis.

 Cicha pieśń ty­się­cy gar­deł wę­dro­wa­ła mię­dzy ska­ła­mi.

Nie prze­ko­nu­je mnie to.

 Or­ga­nizm wal­czył z myślą. Nie było już mnie

Jaki or­ga­nizm? Nic już nie ro­zu­miem. Prze­cież on jest bez­cie­le­sny, tak jakby? Chyba.

 po­now­nie nie­zdol­ny

Dziw­nie to brzmi.

 oglą­da­jąc pe­wien ewe­ne­ment

To nie po pol­sku.

 był tylko na­skór­kiem i wło­sa­mi, które wiatr od­ry­wał z mojej skóry

Dobra, facet jest bez­cie­le­sną in­te­li­gen­cją, ale jego łu­pież widać? Co się tu dzie­je? Od­ry­wał od mojej skóry, jak już.

 my­śląc o wszech­obec­nej bez­ce­lo­wo­ści

Ko­lej­na z tych rze­czy, które nie są obec­ne.

 Czas skró­cił się o pięć­set lat.

Hmm.

 nie wiem czy mi­nę­ło

Nie wiem, czy mi­nę­ło.

przy­naj­mniej deszcz zabił ciszę

Hmm. No, nie wiem.

 że mam kon­tro­lę

Nie po pol­sku.

 tak samo jak ja!

Tak samo, jak ja!

 Gdzie to wra­ca­ją­ce dobro?!

Hmm. Wiem, że bo­ha­ter prze­ży­wa za­ła­ma­nie i tak dalej, ale, na­wią­zu­jąc do mę­czo­nej prze­ze mnie "Epi­ste­mo­lo­gii" sza­now­ne­go pana pro­fe­so­ra J. chcia­ła­bym po­wie­dzieć – a figę. Z Bo­giem się nie han­dlu­je. Ze wszech­świa­tem też nie. Dobra nie masz wpi­sa­ne­go w plan pracy i nie do­sta­niesz za nie wy­pła­ty. A całą tę mi­sty­kę może sobie pan pro­fe­sor po­sta­wić na półce. Bo skąd wła­ści­wie wia­do­mo, że każde pra­gnie­nie i dą­że­nie musi być za­spo­ko­jo­ne, przy­naj­mniej po­ten­cjal­nie? Dla­cze­go niby świat ma być pre­cy­zyj­nie po­ukła­da­ny jak jakaś ma­szy­na?

 W lewo i prawo, lewo i prawo, przy­po­mi­na­ła głów­kę drew­nia­nej lalki.

Kinga?

 kto bę­dzie to kul­ty­wo­wał

Kto tak mówi, i to w unie­sie­niu? Taką dobrą, emo­cjo­nal­ną scenę (nie zga­dzam się z bo­ha­te­rem, ale czuję jego fru­stra­cję) psu­jesz takim sło­wem.

 Nie wiem czy pła­ka­ła

Nie wiem, czy pła­ka­ła.

 Zdzie­ram gar­dło, które znów pró­bo­wa­ło się za­ci­snąć.

Zmia­na czasu – ma być?

 Nawet nie po­tra­fię się wy­sło­wić. – Ledwo utrzy­my­wa­łem rów­no­wa­gę. – Tak wy­glą­da moja wol­ność.

A co ma pier­nik do wia­tra­ka?

 Będę kon­ty­nu­ować, co za­czą­łeś!

Znowu dziw­ny ton.

 Za­beł­ko­ta­ła i po­ło­ży­ła się na ziemi.

?

cha­otycz­ne myśli i ich upo­rząd­ko­wa­nie. W cza­sie. Prze­strze­ni.

Bez Kan­tów mi tu. Cha­otycz­ne – to nie­upo­rząd­ko­wa­ne. Krop­ka.

 oczy pra­wie za­le­wa­ły łzy

Oczy są wpraw­dzie płyn­ne, ale ni­cze­go nie za­le­wa­ją.

 Nie do końca ma­te­rial­na forma chcia­ła wie­dzieć, czy on żyje.

?

 ale wizje się nie po­kry­ły

Z czym?

Zna­la­złam ścież­kę, ale nie zdo­ła­łam się w nią wbić

Mie­sza­na me­ta­fo­ra.

 Bałam się łą­czyć in­for­ma­cje, jakby od tego miał za­wa­lić się świat.

?

 Jak można nie mieć wol­nej woli?

Wła­śnie…

 bla­sza­nym pod­ło­żem

?

 świa­do­mość wiel­kiej ko­smicz­nej pust­ki wbi­ja­ła się w każdy cal umy­słu

Tryin' too hard.

 opi­su­ję, jak na­uczy­li.

Jak mnie na­uczy­li.

 Jakby na­brzmie­wa i wraca do pier­wot­ne­go kształ­tu

…?

czu­łam, że po­win­nam jej się bać. Bez­pod­staw­nie.

To po­win­na, czy nie?

Ar­ka­ni ro­zej­rzał się, jakby pa­nicz­nie szu­kał po­mo­cy.

Bo może szu­kał?

 Wy­stu­ki­wa­łam rytm, ki­wa­łam głową, to w jakiś dziw­ny spo­sób mnie uspo­ka­ja­ło.

Hmm.

 nic nie je­steś mu winna

Nie je­steś mu nic winna.

 wciąż nie stra­ci­łaś go tak dużo

An­gli­cyzm. Nie stra­ci­łaś go jesz­cze tak dużo.

 Chłód stre­su mu­snął moją skórę.

?

 Nie zro­bi­łam nic

Ni­cze­go.

 To on wy­wo­łał wojnę na Pla­ne­cie Ma­ne­ki­nów.

No, ja tam zga­dłam.

 Może pró­bo­wał, je­ste­śmy nie­sta­bil­ny­mi by­ta­mi.

Może pró­bo­wał – czego?

 Tylu ludzi, ale każdy dla sie­bie obcy.

We­dług pro­fe­so­ra J. taka jest kon­dy­cja ludz­ka. Ale Tobie chyba cho­dzi o ob­cość mię­dzy ludź­mi, nie oso­bi­stą alie­na­cję…

 fi­zycz­ny ból za­krył umysł

Hmm.

 złość nie chcia­ła znik­nąć, do­pó­ki ta nie roz­bi­ła się o zie­mię

Hmmmmmmmmmmmm.

 cze­ka­ła sku­lo­na syl­wet­ka

Syl­wet­ka nie czeka.

zbit­ki drew­na

https://sjp.pwn.pl/szukaj/zbitka.html

drża­ła de­li­kat­nie

 ge­ne­ru­jąc inny ro­dzaj drgań

???

jasne skraw­ki, chyba pyłki drze­wa

Co, sosny?

głowa z im­pe­tem pod­sko­czy­ła do góry

Nie.

emo­cji, z każ­dej mo­głam uło­żyć kilka re­ak­cji

Źle to brzmi.

 Ale on tylko sie­dział, ru­szał gał­ka­mi.

Obraz po­wsta­ły w moim umy­śle ra­czej nie od­po­wia­da Two­jej in­ten­cji.

 nie wiem jak

Nie wiem, jak.

 – Kła­ma­łeś.

Za­le­d­wie prze­mil­czał.

– Ale wie­rzę… wie­rzę, że na­praw­dę je­steś inny.

… se­rio­usly? Bo wy­star­czy, że raz na ciem­ną ścież­kę wstą­pisz, i już mu­sisz być Va­de­rem? Chło­oooopie.

 był zlep­kiem nie­ru­cho­me­go ciała z odro­bi­ną woli

Po­ko­le­nia fi­lo­zo­fów prze­wra­ca­ją się w gro­bach… https://filozofuj.eu/tag/problem-umysl-cialo/

 Płyta na­grob­na wbi­ja­ła mi się w skórę

To mu­sia­ła być roz­bi­ta. Chyba.

 Ra­to­wa­nie cy­wi­li­za­cji ma skoń­czyć się w ciszy, na pu­stym cmen­ta­rzu, ja­kimś mar­nym mo­no­lo­giem?

Lamp­sha­de już Cię nie ura­tu­je.

Ja wciąż widzę cię jako kogoś więk­sze­go.

An­gli­cyzm.

 ale to wciąż twoja in­ge­ren­cja, wciąż ty

An­gli­cyzm. Nie "wciąż" tylko "i tak".

 Dla­cze­go po mnie przy­sze­dłeś skoro

Dla­cze­go po mnie przy­sze­dłeś, skoro.

Gdzie mam wra­cać

Dokąd.

 pa­skud­niej

Li­te­rów­ka.

Była pusta na każ­dym innym świe­cie, ale nie tutaj.

To są świa­ty rów­no­le­głe, inne pla­ne­ty, wy­mia­ry? Świa­ty moż­li­we? Hę?

 Rzędy bia­łych na­pi­sów wy­ście­la­ły sufit

https://sjp.pwn.pl/szukaj/wyście­lać.html

 każdy miał pod sobą datę

Data nie na­le­ży do na­pi­su? Fruwa sobie w po­wie­trzu?

 jed­nak ro­zu­mia­łam tylko jeden

Nie "jed­nak", "ale".

na któ­rych ba­zu­ję

Co to zna­czy?

 Jak mam zmie­nić pod­sta­wy sa­me­go sie­bie?!

Nie da się. Na­stęp­ny, pro­szę.

 Ali ten świat jest obrzy­dli­wy

Wo­łacz od­dziel: Ali, ten świat jest obrzy­dli­wy.

 Skraw­ki ciała od­pa­da­ły jak sierść

Czyli pod spodem coś było…

 One wciąż są klu­czem

Czemu mia­ły­by prze­stać nim być?

 nie chciał, abym je ru­sza­ła

Żebym. To, że krysz­ta­ły są czę­ścią Alego, jest oczy­wi­ste.

 Pę­ka­ła mi głowa od jego pul­su­ją­ce­go serca.

Pę­ka­ła mi głowa od pul­so­wa­nia jego serca.

 Do­mi­no­wał nie­bie­ski prag­ma­tyzm, sporo czer­wie­ni, na­to­miast zie­lo­ne­go po­zo­sta­ły za­le­d­wie skraw­ki.

Dobra, ale to już zni­kąd nie wy­ni­ka. Dotąd ko­ja­rzy­łeś aspek­ty umy­sło­wo­ści z za­pa­cha­mi i sma­ka­mi. Po­nad­to: skra­wek po­cho­dzi od skra­wa­nia. Nie od­pa­da­nia. Za­po­mnia­łam wyżej za­zna­czyć.

 Cy­wi­li­za­cja jest roz­wi­nię­ta, krysz­ta­ły wy­pa­li­ły­by ciało Alego

…? Czemu?

 A co jeśli się mylę?

A co, jeśli się mylę?

 Pa­zno­kieć stuk­nął o twar­dą struk­tu­rę krysz­ta­łu.

… po­wierzch­nię. Po­wierzch­nię!!! https://sjp.pwn.pl/szukaj/struktura.html

 Ból wciąż mie­szał się z na­dzie­ją. Sprzecz­ność.

Po­le­mi­zo­wa­ła­bym.

 Bra­ku­je lo­gi­ki, jest tylko ego­izm i al­tru­izm.

“Nie sprze­ci­wia się lo­gi­ce przed­kła­da­nie znisz­cze­nia świa­ta nad za­dra­śnię­cie ma­łe­go palca.” Hume. Lo­gi­ka, mój drogi, nie wy­zna­cza celów. Naj­wy­żej ścież­ki. KPW?

 Dla­te­go Ali za­mknął swoje ciało.

Co do­kład­nie masz na myśli?

roz­sy­pa­łam reszt­ki po in­nych otwo­rach

Ja­kich in­nych? Gdzie tu były ja­kieś otwo­ry?

 Gdy­bym prze­sta­wa­ła pra­co­wać, już bym ich nie tchnę­ła.

A nie "tknę­ła", aby?

 póź­niej pie­cze­nie, pot, go­rycz

Pot nie jest emo­cją.

 Świa­do­mość, która pra­wie dała się zdu­sić, po­wró­ci­ła na po­wierzch­nię.

Mie­sza­na me­ta­fo­ra.

Coś naj­lep­sze­go zro­bi­ła?

Coś ty naj­lep­sze­go zro­bi­ła?

 była rów­no­cze­śnie naj­bli­żej i naj­da­lej ciała

?

 Do­kład­nie tak jak on chciał

Do­kład­nie tak, jak on chciał.

 Wi­dzia­łem jak Kinga de­li­kat­nie rusza nogą

Wi­dzia­łem, jak. "De­li­kat­nie" jesz­cze tu uj­dzie, ale nie­dłu­go za­cznę kon­stru­ować bomby na jego widok…

 Pod­su­wam por­tal bli­żej, ale nawet go nie za­uwa­ży­ła.

Zmie­nio­ny czas.

 Jej pierś gwał­tow­nie pod­sko­czy­ła.

… ?

 Wiesz czemu chciał­bym na­pra­wiać z tobą świa­ty?

Zgu­bio­ny prze­ci­nek.

 Gdzie mam wra­cać?

Dokąd.

 ob­li­cze za­czy­na­ło się roz­my­wać

Nagle takie wy­so­kie "ob­li­cze"?

 Drża­ły mi dło­nie, ale to nie przy­tło­cze­nie, nie wi­zu­ali­za­cja, tylko czy­ste emo­cje. Praw­dzi­we.

A te wi­zu­ali­za­cje, to one skąd się biorą, co? I przy­tła­cza też coś, a nie brak cze­goś, za­sad­ni­czo.

Zwró­cę cię

Hmm.

 Pod­sko­czy­ła jej klat­ka

Nawet nie chcę wie­dzieć.

 wy­ją­ka­ła pod­czas nie­udol­nej próby do­czoł­ga­nia się do łóżka

Skom­pre­so­wa­ne.

Za­trzy­ma­ła się, coraz bar­dziej przy­le­ga­jąc do pod­ło­ża

…?

Zro­bi­łaś coś, co za­prze­cza­ło two­jej na­tu­rze, zbli­ży­łaś się do wzoru, który stwo­rzy­łem ty­sią­ce lat temu.

Nie mam po­ję­cia, o co cho­dzi.

unosi swoją syl­wet­kę, choć ta nawet nie miała jako ta­kiej masy

Syl­wet­ka to kształt, abs­trakt, nie da się jej unieść. A "jako taki" to ocena, nie pa­su­je tu.

 oto­cze­nie, całe spoj­rze­nie

Rym.

 moim pier­wot­nym

Czemu pier­wot­ne­mu?

ja na ję­zy­ku czu­łem jej prze­ra­że­nie

Szyk.

 jak­bym za­miast prze­ży­cia wiel­kiej po­dró­ży, po­sta­wił

Wtrą­ce­nie: jak­bym, za­miast odbyć wiel­ką po­dróż, po­sta­wił.

 prze­cież to tylko przy­bli­że­nie. Swego ro­dza­ju wi­zu­ali­za­cja.

Co to jest przy­bli­że­nie, do ja­snej cia­snej?

 Chwi­lę póź­niej do­szły wciąż lekko za­tar­te wspo­mnie­nia.

Hmm.

 twa­rzy, która mnie do­strze­ga­ła

Twarz nie do­strze­ga.

 Na ten mo­ment to nie­moż­li­we

Te­le­wi­zyj­ne.

 

 

A teraz się do­wiesz, za co obe­rwa­łeś. Słu­chaj, facet, ten tekst MIAŁ PO­TEN­CJAŁ, ŻEBY MNIE ZA­CHWY­CIĆ. I co? I pstro. Nie­wy­klu­czo­ne, że część tego po­ten­cja­łu tra­fi­ła w nie­byt przez cię­cia. Część przez ogra­ni­cze­nia cza­so­we i brak przy­go­to­wa­nia fi­lo­zo­ficz­ne­go. Część przez zły dobór słów.

 

Wiem tyle, że mia­łeś tutaj ma­te­rię, ale nie nada­łeś jej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cej formy. Tekst jest tak cha­otycz­ny i nie­po­zbie­ra­ny, że nawet nie wiem, jaka forma by­ła­by sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca. Bo tak: myśl nie­wąt­pli­wie błąka się gdzieś w oko­li­cach "dum spiro, spero" (a nawet, jak już nie spiro, to jesz­cze tro­chę spero). Jest facet nie cał­kiem, ale wy­star­cza­ją­co nie­po­dob­ny do Dok­to­ra i panna w roli to­wa­rzysz­ki. Jest od­po­wie­dzial­ność, przy­naj­mniej mu­śnię­ta. Jest parę moc­nych, ob­ra­zo­wych opi­sów. Jest jakaś on­to­lo­gia. Tylko… co mi po­ka­żesz ka­wa­łek tej on­to­lo­gii, to zaraz po­ka­zu­jesz coś prze­ciw­ne­go. Zwią­zek mię­dzy parą po­dróż­ni­ków jest mętny, ni­ja­ki, w sumie nie wiem, czy im na sobie za­le­ży i dla­cze­go robią to, co robią. Nie mam po­ję­cia, co tu się dzie­je etycz­nie. Me­ta­fi­zycz­nie też. Opi­su­jesz rze­czy tak abs­trak­cyj­ne, że naj­mniej­szy błąd w do­bo­rze słów po­wo­du­je oczo­pląs – a w do­dat­ku te rze­czy zmie­nia­ją się bez ostrze­że­nia, za ku­li­sa­mi. Ogół spra­wia wra­że­nie strasz­li­we­go ba­ła­ga­nu. Wy­cią­łeś około po­ło­wy tek­stu, ale czy to była ta wła­ści­wa po­ło­wa? Czy wszyst­kie naj­lep­sze ka­wał­ki wy­lą­do­wa­ły w koszu? Czy wła­śnie naj­lep­sze ka­wał­ki zo­sta­ły, ale tak po­szat­ko­wa­ne, że prze­sta­ły być dobre? Nie mam po­ję­cia, skąd się wzię­ło za­koń­cze­nie, dla­cze­go Kinga nie mo­gła­by zo­stać po­moc­ni­cą Alego? Czy może ra­czej, żeby nie było nie­po­ro­zu­mień, nie prze­szka­dza mi, że wró­ci­ła. Prze­szka­dza mi, że nic wcze­śniej na to nie wska­zy­wa­ło.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 

 Ali­qius – ktoś inny.

Nawet nie zwró­ci­łam na to uwagi. Byłam już pod­mi­no­wa­na, tak. Ale nie zwró­ci­łam. A takie zna­czą­ce imię musi być, no, zna­czą­ce. Tylko – co chcia­łeś, żeby zna­czy­ło?

 smut­na opo­wieść o męż­czyź­nie ba­wią­cym się ży­wy­mi isto­ta­mi i jego roz­ter­kach z tym zwią­za­nych, a ra­czej roz­ter­kach zwią­za­nych z za­ni­ka­ją­cy­mi, jak widać, uczu­cia­mi co do tego, pewną znie­czu­li­cą

Hmm. Smut­na bez wąt­pie­nia. Roz­ter­ki też są, i co do za­ni­ku uczuć, ow­szem. Ale mnie bo­ha­ter wydał się mar­twić bar­dziej o sie­bie, niż o świa­ty. O to, jaki on sam jest, skoro zro­bił to czy tamto.

 Cie­ka­wy po­mysł na roz­po­zna­wa­nie uczuć jako sma­ków i za­pa­chów.

Tak, to dobry po­mysł, tak prze­su­nąć qu­alia – ciało już ich nie ma, więc wszyst­ko przej­mu­je umysł, zresz­tą za­pa­chy mają pod­bar­wie­nie emo­cjo­nal­ne.

Eks­plo­ata­cja świa­tów miała przy­po­mi­nać pie­lę­gno­wa­nie sa­dzon­ki, a nie wkle­ja­nie dębu w miej­sce świer­ku.

Eks­plo­ata­cja?

 Stra­ci­łem naj­waż­niej­szy ele­ment, nie­ro­ze­rwal­ną część. Nie zdo­ła­łem po­ka­zać tej ukry­tej za­ży­ło­ści z każ­dym świa­tem, który od­wie­dzał.

Ano, nie. Może jed­nak trze­ba było ściąć mniej i wrzu­cić poza kon­kur­sem?

 Nad­cho­dzą­ca po­raż­ka… wokół niej było bu­do­wa­ne całe opo­wia­da­nie,

Hmm. Ale co miało być tą po­raż­ką? Bo samo to, że po­trze­bo­wał po­mo­cy, chyba nią nie jest.

Kie­ro­wa­łem się lo­gi­ką, że skoro ma tę nie­sa­mo­wi­tą zdol­ność, że może wi­dzieć jej emo­cje, może też ko­men­to­wać je pod­czas pro­wa­dze­nia nar­ra­cji. Nie wiem czy to po­praw­ne w za­sa­dzie.

Nie widzę pro­ble­mu. Aku­rat to, że Ali widzi (czy ina­czej od­czu­wa) emo­cje Kingi, jest jasne.

 głów­nym pla­nem było stwo­rze­nie opo­wia­da­nia mniej ode­rwa­ne­go od rze­czy­wi­stość jak za­zwy­czaj

… wha­aaaat? :P

 Kwe­stia­mi, które po­ru­szasz w swoim opku lu­dzie zaj­mu­ją się od ty­się­cy lat, a Ty pró­bu­jesz je wci­snąć w to ma­leń­stwo ;)

O, to, to. Nie we wszyst­kim zga­dzam się z Irką, ale ja­kieś 80% jej ko­men­ta­rza bym prze­pi­sa­ła. Więc nie będę.

 Jeśli cho­dzi o fi­zy­kę, to mu­siał­by być to ten ro­dzaj, który pró­bu­je po­łą­czyć fi­zy­kę z du­chem, świa­do­mo­ścią i wy­cho­dzi po­łą­cze­nie, za któ­rym nie prze­pa­dam, bo mi się rów­na­nie E=mc² nie zga­dza.

Iruś, fi­zy­ka nie zaj­mu­je się du­chem ani świa­do­mo­ścią. Inna rzecz, że przyj­mu­jąc przy­czy­no­we do­mknię­cie świa­ta fi­zycz­ne­go ska­zu­je­my się na epi­fe­no­me­na­lizm, czyli trak­to­wa­nie sie­bie jak ma­szyn, któ­rym się tylko zdaje, że myślą. Ale to dy­gre­sja.

 Nie za­ja­rzy­łam, że jego pod­sta­wo­wy świat nadal na niego od­dzia­ły­wu­je.

Ja też nie. A wła­ści­wie dla­cze­go od­dzia­łu­je?

 A Twój bo­ha­ter ni cho­le­ry nie tłu­ma­czy dziew­czy­nie, o co cho­dzi…

Nie dość, że on nie tłu­ma­czy, Ty, Au­to­rze, tego nie po­ka­zu­jesz.

 Ojoj. No i jak to jest, że nor­mal­nie tego w ogóle nie widać xD W sen­sie, gdy sam pró­bu­ję po­pra­wiać.

Znany w psy­cho­lo­gii fe­no­men – kiedy tekst Ci się opa­trzy, prze­śli­zgu­jesz się nad szcze­gó­ła­mi. Wszy­scy tak mają. Trze­ba go odło­żyć, aż się za­po­mni, a le­piej dać komuś, kto jesz­cze nie czy­tał, a ma dobre oko.

 czy­ta­jąc nawet mało zro­zu­mia­ły tekst, za­wsze żywię na­dzie­ję, że jesz­cze wy­da­rzy się coś, co otwo­rzy mi oczy i po­zwo­li pojąć za­mysł twór­cy

Ja tak samo. :)

 wła­ści­wie bez prze­rwy tań­czysz na gra­ni­cy nie­zro­zu­mie­nia

heart

 Jeśli więc gdzieś tam po­ja­wia się re­flek­sja, że nie było warto ści­nać, to też trze­ba uczci­wie oce­nić, że bez ści­na­nia z jed­ne­go pro­ble­mu wpadł­byś w inny. A imię jego „prze­ga­da­nie”. ;)

Może i tak… a może nie.

 Ope­ro­wać tro­chę ob­ra­zem, chcia­łem żeby cała akcja sku­pia­ła się na po­wol­nym upad­ku, ale nie wy­szło. Trud­no.

Zro­bisz lep­sze kiedy in­dziej.

 Wiesz, ja po­trak­to­wa­łem ten temat dwo­ja­ko, to ska­ka­nie po pla­ne­tach jest w za­sa­dzie dru­go­rzęd­ne.

Niby tak, cho­ciaż…

 Tutaj to przy­naj­mniej mogę na­pi­sać, że do­sko­na­le Cię ro­zu­miem. ;)

:P

 Ster­ty. ;-)

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Tar­ni­no. Bar­dzo, bar­dzo, prze­ogrom­nie dzię­ku­ję… i prze­pra­szam od razu, bo mam w ostat­nich dniach niebo spada mi na głowę i nie będę miał czasu, żeby wpro­wa­dzać po­praw­ki. Jak tylko nieco obo­wiąz­ków mi uciek­nie, to wszyst­ko spraw­dzę, wdro­żę i na wszyst­ko od­po­wiem ;)

Nie ma pro­ble­ma, my wszy­scy tak :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie zro­zu­mia­łam :(

Czy­ta­ło się przy­jem­nie, tylko nie wiem, o czym :(

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka