
Ogromne podziękowania dla Sonaty i Verus za betowanko. Tekst początkowo miał 63k znaków. Jakoś udało się skrócić. Nigdy więcej takiego masochizmu.
Ogromne podziękowania dla Sonaty i Verus za betowanko. Tekst początkowo miał 63k znaków. Jakoś udało się skrócić. Nigdy więcej takiego masochizmu.
Szukałem po omacku, w ciemności, która okryła oczy jak płaszcz. Przebijałem się przez kilkaset warstw cierpienia. Grzebałem w nim, próbując znaleźć świadomość. Nogi ugięły się pod ciężarem zagubionego umysłu. Umysłu proszącego o wyrwanie go z pętli powtarzanych scenariuszy. Pomogę.
– Chwyć moją więź.
Coś zadrżało, poruszyło się, czułem delikatny dotyk jej obecności.
– K… m est-eś?
– Nawigatorem, odepchnij się od skorupy.
Zabełkotała.
– Odepchnij się! – Kości popękały, tkanka miękka zaczęła się degradować. – Dłoń! Chwyć dłoń!
Złe wyobrażanie, niepoprawna wizualizacja, wbiła pazury w mięso. Zdusiłem krzyk, żeby jej nie wystraszyć.
– Delikatniej… ostrożnie… jeszcze raz!
Oderwała mi dłoń, ale ujęła wystającą kość, zanim zdążyłem zareagować. Stawiała za duży opór. Ból niemal mnie unieruchomił, pociągnąłem mocniej. Mięso odeszło, kości się przesunęły. Całe ramię odpadło, ale zdołałem chwycić ją w ostatniej chwili, gdy prawie zasklepiła się na powrót w ciele. Wyleciałem z budynku, zanim żar przepalił naskórek i wbiłem się w najbliższe zazębienie.
Straciłem rękę. Straciłem pieprzoną rękę, a to dopiero początek.
*
Budziła się powoli, mięśnie przyzwyczajały się do życia nieco poza czasem. Palce potrafiły drżeć nieregularnie, kiedy ciśnienie spadało znacznie poniżej normy. Ciało względnie się uspokoiło, usta nieco zdeformowały, wydała z siebie stłumiony krzyk.
– Gdz… ie ja cie-cie… mn, o!
– Otwórz oczy – próbowałem modulować głos, żeby brzmiał nieco cieplej.
– Jjj… a?
– Wyobraź sobie, że je otwierasz.
Słyszałem gwałtowny wdech, w umyśle zawibrowała nuta zachwytu, którą zdusiła melodia strachu. Las rozpościerał się aż po horyzont, górskie szczyty przywodziły na myśl chaotycznie rozrzucone fale, jakby stąpnięcie giganta wypiętrzyło skały.
Znów próbowała mówić, lecz słowa rozbijały się o zamknięte usta.
– Wyobraź sobie, że chcesz coś powiedzieć, wtedy za…
– Wal się!
Ptaki poderwały się z drzew, świergot na moment zagłuszył nawet myśli.
– Właśnie tak, dobrze. Reszta działa tak samo, do ruchu dołóż wyobrażenie.
Zerwała się z ziemi. Nawet nie patrzyłem, co chce zrobić, strach przytkał mi płuca. Chciałem odskoczyć, ale nie znalazłem oparcia w brakującej ręce.
Upadłem, znikając między wysoką trawą, ale uderzenie nie nadeszło.
– Nie dotykaj mnie. – Wstałem powoli, niezgrabnie.
– Twoja ręka… – Gdy mówiła spokojnie, miała nawet ładny głos.
– Odpadła.
– Zresztą zgnij, porwałeś mnie… co to za miejsce w ogóle, jak… przecież, my lecieliśmy… – Słowotokiem próbowała zdusić strach. – Co tu się dzieje?!
Mięśnie jej twarzy zaczęły bezładnie drżeć, zebrało jej się na płacz, ale nie wyobraziła sobie czynności.
– Pamiętasz cokolwiek, poza momentem gdy wyr… poza podróżą?
Wybąknęła dźwięk, który przypominał zaprzeczenie.
– Tyy-y l… – Usta zabulgotały od niewypowiedzianego przekleństwa. – Ból i… jakbym wyszła z jakiejś puszki.
– Pustki, wisiałaś w pustce.
Poruszała palcami, splatała dłonie, ucząc się poruszać na nowo.
– No dobra, to… – Wskazałem jeden z klifów. – Wyobraź sobie, że siedzisz na jego czubku, tam przy tym wystającym obelisku.
Ledwo skończyłem zdanie, a dziewczyna zniknęła, pozostawiając małą smugę, po której się przeniosłem. Dyszała, przyczepiona do kamienia.
– Mm… aaa. – Przełknęła ślinę. – Mam lęk wysokości.
– To nie spadaj. – Wszedłem na powietrze.
Zaskoczenie wypłynęło prosto z jej umysłu.
– Żyjemy na innych strunach rzeczywistości. Wszystko to pewne przybliżenie.
– Co ze mną zrobisz? – Nie sądziłem, że spojrzę na nią w ten sposób, ale… jej emocje ładnie pachniały. Umysł pięknie formował myśli, jakby wyrabiał ciasto i odkładał je, aby wyrosło.
– Będziesz mi pomagać, a później pójdziesz w swoją stronę. – Skrzywiłem się nieco, z tyłu głowy biły emocje, których nie mogłem zdefiniować.
– Gdzie jesteśmy? – Skupiła się na krajobrazie, odpychając gorycz strachu.
– Na jednej z przypadkowych planet. Czas na nas. – Otworzyłem ścieżkę. – Gdy wejdziesz, w środku zobaczysz smugę po mnie. Wyobraź sobie, że płyniesz wzdłuż niej.
Kiwnęła głową, odchrząknęła, gdy się odwróciłem.
– Przedstawisz się przynajmniej? – Jej uczucia to pomieszana breja. – Tyle przynajmniej jesteś mi winien.
– Na języki z twojego świata to będzie Aliqius, Ali wystarczy. – Wszedłem do portalu, potrzebowałem choć na moment oczyścić umysł. Wypuścić wyobrażenie żalu i drżących rąk.
*
Wybiegłem na metalowe płyty. Huknęło, kiedy zderzyła się z podłożem. Arkani, schowany za kasą biletową zerknął na dziewczynę, później na wyrwę w moim barku. Dużo bym oddał, aby wiedzieć, o czym myślał, ale od niedawna unikał rozmów jak ognia.
– Kin… ga tak, tak mam… – Wyrzucała słowa pomiędzy wdechami. – Imię.
– Brak tchu to tylko wyobrażenie wywołane strachem. – Arkani udawał, że mnie nie widzi. – Nie powiedział ci?
Przerwała momentalnie.
– Dzięki, wspom… – Zamilkła, napad paniki był jak uderzenie pięścią, przytkało nas. – Co to za miejsce?
Przesunęła wzrokiem po krótkiej, pokrytej płytkami ścianie, gdzie widniało okienko do sprzedaży biletów. Małymi kroczkami podeszła do brzegu, za którym normalnie powinny jeździć pociągi. Strach ją paraliżował.
– Stacja kolejowa w kosmosie? – Kolejne mieszane uczucia. – Po co?
– To wizualizacja. – Zapach narastającej złości drażnił nos. – W tym punkcie nakłada się każda rzeczywistość, tutaj przeskakujemy do innych.
– Ale stacja? – Nie zauważyła, jak zerkam na Arkaniego.
Zawisnęliśmy w czarnej przestrzeni, Kinga nadęła policzki, krzycząc bez wyobrażenia.
– Znalazłabyś drogę bez stacji? – zapytałem, gdy wróciły metalowe płyty. – Bez wizualizacji myśli mogłyby się rozpierzchnąć.
Chyba dygotały mi nogi. Tak realnie. Dłonie też zaczęły, gdy tylko pomyślałem o tej ciemności. Coś nieznanego czyhało na skraju moich myśli.
– Zaraz macie pociąg. – Głos Arkaniego przebił się przez natłok myśli. – Podsunę wam połączenie.
Smukła maszyna zwalniała z delikatnym piskiem. Zamknąłem oczy i spojrzałem głębiej. Koniec drogi tętnił jak serce… nie, jak setki serc pustych, przepalonych, obrzydliwych, choć nieco już do mnie podobnych. Trochę.
– Stój – rzuciłem do Kingi, gdy chciała zajrzeć do środka. – To nie ten pociąg.
Metalowe płyty zadrżały, gdy maszyna stanęła. Dziewczyna zdusiła krzyk.
– Powinieneś pojechać. – Arkani śmierdział troską, ale ten zapach wcześniej wydawał się ładniejszy.
– Otwórz mi na nowy. – Pchnąłem pociąg w przestrzeń. – Już teraz bez wizualizacji, po prostu daj ścieżkę.
Kolejny przeskok. Może jakaś istota patrzyła na mój tors, kiedy zerkałem za siebie. Może czekała przede mną, gdy skupiłem się na drodze. Coś się zmieniło.
*
Ziemia wibrowała. Po piasku płynęło cierpienie. Desperacja gryzła skórę jak mróz. Oderwałem ucho od drogi, wróciłem do klęczek. Powinno mnie skręcać w żołądku, żal powinien osłabić mięśnie, smród nienawiści…
– Po tym, co ci pokażę, nie będzie odwrotu. – Odruchowo trzymałem pięść na ustach, ale mdłości nie nadeszły. Miła odmiana.
– Czyli wcześniej miałam jakiś wybór?! – Krzyk nie pomagał, to i tak już wystarczająco trudne.
– Masz wybór teraz.
– Mogę wrócić do tej ciemności?
– Tak… do ciemności. – Przełknąłem ślinę, miałem wrażenie, że zawartość żołądka chce wrócić.
– Zostanę.
Dziękuję. Prawie powiedziałem to na głos.
– Usiądź.
Z ociąganiem spełniła prośbę.
– Zamknij oczy i skup się na sobie. Tak, właśnie tak… – powiedziałem, gdy nieco się rozluźniła. – Poszukaj emocji, pomyśl o nich, a później wyobraź sobie, że rozglądasz się za tym samym wokół, poszuk…
Zaniosła się kaszlem. Czekałem, aż ucieknie w krzaki. Wróci blada, roztrzęsiona.
– Co to było? – Oparła się o drzewo.
– Nienawiść, śmierć, bezsilność. – Oglądałem jej neutralnie ładną twarz. – Wąchasz to w jednym miejscu, aby później powtórzyć w innym, czasem zamęczą cię odruchy wymiotne, czasem dostaniesz konwulsji.
Milczała.
– To właśnie robię – plułem słowami jak żółcią.
– Co teraz? – Wbiła paznokcie w gałąź, na której siedzieliśmy.
– Istnieje pewien sposób, żeby bezpośrednio zmieniać ludzi, ale cywilizacja jest za stara. – Pokręciłem głową. – Kryształy. W pewnej fazie rozwoju umysłu ludzi, mógłbym spłonąć od kontaktu z nimi.
– Tak jak twoja ręka.
Zastygłem na moment.
– Mniej więcej.
Przeniosłem się w miejsce bitwy, a ona przeskoczyła za mną. Walczyli na moście o… po prostu się nienawidzili. Zmieniłem otoczenie w ich oczach, chmury ściemniały, pioruny uderzyły w ziemię.
Walka ustała, a razem z nią ucichły głosy. Ludzkie przerażenie powinno wywołać zimno, suchość w gardle, jednak tego zabrakło.
– Jeśli chcesz, możesz zobaczyć, ile lat przetrwają.
– Jj-ak? – Szczękała zębami.
– Wyobraź to sobie. – Skrzywiłem się. Trzy tysiące lat, niewiele.
Mieli dziwny system wierzeń. Uznawali, że co jakiś czas pojawiają się nowi bogowie, którzy zabijają starych i zmieniają prawo.
Zeskoczyłem bliżej, maszerując między niczego nieświadomymi wojownikami. Byłem wiatrem, ulotnymi zwidami. Szepnąłem wodzom do ucha o nowym bóstwie, które zajęło miejsce najwyższego. Roifalak – pan zwaśnionych, krzewiciel miłosierdzia, który otworzył raj dla dobrych. Resztę faktów dopowiedzą sami.
– Dwieście dwanaście lat – powiedziała. – Tyle udało ci się przedłużyć.
– Zawsze coś. – Przetarłem oczy. Niby nie potrzebuję snu. Niby.
Przeskoczyłem z powrotem do zazębienia.
– To tyle? Nie zostaniesz z nimi? – Wciąż delikatnie drżała.
– Jesteśmy trochę poza czasem, ale to nie znaczy, że on dla nas nie płynie. – Miałem wrażenie, że wyrwa w prawym boku powoli się powiększa. – Dla nas obojga.
*
Niewiele spośród tysięcy widoków potrafiło wryć mi się w pamięć. Zawsze lubiłem zachód słońca w morzu lub obraz czerwonego dysku, który wtapia się w piasek.
W tym świecie mieliśmy oba.
– Tutaj zrobiłem to po raz pierwszy. – Uśmiech wpełzł mi na usta.
– Co? – Kinga odstawiła kieliszek. Pozbyła się niepewności, ale brzydził mnie podziw w jej spojrzeniu.
– Zatrzymałem się. Na dłuższy czas.
Musiałem zdusić zażenowanie. Do tej pory nikt o tym nie wiedział.
– Przez pierwsze dni, gdy zacząłem ich obserwować, myślałem, że jestem chory. – Dreszcze wbijały się w skórę, było coś drażniącego w tej przyjemności. – Próbowałem znaleźć w sobie coś poza pustką. Zacząłem czuć ich emocje. Odkryłem, że w zasadzie się nie różnimy.
– Właściwie to jak… no. – Zamilkła na moment. – Skąd się wzięliśmy?
– Wciąż niczego nie pamiętasz? – Ledwo zdusiłem wizualizację, kiedy pokręciła głową. – Urodziłem się…
Ciemność, ból i płacz. Wiele strachu i właściwie nic poza tym. Te emocje pożerały mnie od środka, byłem cieczą, bezkształtnym skupiskiem o prawie nieskończonej objętości. Później się pojawiłem. Tyle.
– Na początku sam nie wiedziałem. – Westchnąłem. – To wciąż tylko obserwacje, ale gdy ci najbardziej bezsilni się poświęcają, ich wola czynienia dobra opuszcza ciało. Z tego zlepku powstaje niezależny umysł trochę materialny, trochę niematerialny, zrodzony z głębokiej empatii, heroizmu całego świata i nimi warunkowany.
Dopiero zauważyłem, że wiatr zupełnie zniknął.
– Jesteś nieśmiertelny?
Nienawidziłem jej wzroku, miałem ochotę wydłubać… Co się ze mną dzieje?
– Jak osoba od czegoś zależna mogłaby być nieśmiertelna?
– Powinieneś być… – Przytuliła swoje kolana, słońca prawie zniknęły.
Ludzie wewnątrz domu kończyli zabawę. My też musieliśmy odejść, a jednak próbowałem odwlec tę chwilę. Ten świat tak na mnie działał czy atmosferę potęgowało jej towarzystwo?
– Największy dar i największe przekleństwo.
– Co? – Uniosła brwi.
– Zamknij oczy i obserwuj. – Czasem czucie emocji mogło być przyjemne, nawet jeśli wrażenia ledwo prześlizgiwały się po skórze. – Co znalazłaś?
– Ciepło, życzliwość… – Skupiła się na moment. – Dużo cierpkości… melancholii i rozżalenia.
– Rozstania zawsze bywają smutne. – Zacisnąłem powieki, wyobraziłem sobie pot, żeby nieco uciszyć umysł. Dlaczego tego nie czuję? Dlaczego nie widzę potrzeby, aby to czuć?
– Teraz widzę stres, Ali, to twoje emocje. – Stanęła za moim leżakiem. – Co się dzieje?
Cienie zaczynały pokrywać świat, ale miałem wrażenie, że nie kończą się tutaj, opadają na cały glob i sięgają do innych światów. Co ja właściwie próbowałem osiągnąć?
– Chciałbym, żeby to był mój dom.
– Dom jest tam, gdzie czujemy przynależność. – Kinga darowała sobie wizualizację.
– Wierzysz w to?
– Tak.
– Życzę ci, aby tak właśnie było. – Oparłem się wygodniej.
Skierowała się do namiotu.
– Czekaj… – otworzyłem usta, jednak szczęka tylko zadrżała. Chciałem to z siebie wyrzucić, należało jej się, ale… to nielogiczne, nie mogłem.
– Musisz sobie wyobrazić, że mówisz te słowa, wtedy się uda.
Śmiech nawet dla mnie brzmiał sztucznie.
– Przypomnij mi, że muszę ci jutro coś powiedzieć.
Skinęła głową, poła namiotu opadła. Gdy nie patrzyła, zwizualizowałem cały stres, a drgawki i napady zimna trwały niemal do świtu.
Traciłem panowanie. A może chwilami je odzyskiwałem?
*
Słońca długo nie wychylały się zza horyzontu. Swędziała mnie ręka, którą straciłem, skóra cały czas była podrażniona. Nie słyszałem emocji Kingi, musiała wciąż spać. Odchyliła połę, gdy chciałem ją obudzić.
– Musimy iść.
– Gdzie? – Widziałem zaskoczenie w jej oczach.
Jednak go nie czułem, wyobraziła je sobie z jakiegoś powodu. Skupiłem się, zamknąłem nawet oczy, ale nic. Zupełnie nic.
– Muszę ci coś pokazać. – Badałem pospiesznie ścieżkę. – Ominiemy peron.
– Miałeś mi coś powiedzieć. – Jej niecierpliwy ton atakował umysł.
– Nie pamiętam, chodź, później. – Wskoczyłem do portalu, zanim zdążyła poczuć mój zapach.
Wbiliśmy się w ziemię, zniknęliśmy pod wodą. Straciłem równowagę w locie… prześcignęła mnie? Kiedy wypłynąłem, Kinga czekała przy wnękach z różnokolorowymi kryształami.
– Czemu one wydają się takie… – Sięgnęła po czerwony, największy ze wszystkich.
– Nie dotykaj! – Przeniosłem się wyobrażeniem.
– Dziwnie mnie przyciągają. – Przesunęła palcem zaraz obok kamienia.
Złapałem jej rękę, ale zanim zdążyłem pociągnąć, ból zalał cały umysł. Upadłem, zachłysnąłem się powietrzem. Kinga wyglądała na przestraszoną, ale nie słyszałem jej myśli.
– Przepraszam…
– Wyjaśnię wszystko. Na powierzchni. – Potrzebowałem chwili, żeby ochłonąć. Przeskoczyła pierwsza.
Z dłoni zszedł mi naskórek, miejscami odpadło trochę mięsa, wystawała kość. Rozkład znów przyspieszył.
Wycelowałem w ścieżkę, ciemność na moment zakryła oczy. Kinga siedziała na górze gruzu, słońce ledwo tu dochodziło, wszystko przysłaniało gęste, zielone powietrze. Zaschło mi w ustach od jej przerażenia, pomimo tak upośledzonego czucia.
– Tu jest tak cicho… – Wskazała masę człekokształtnych ciał, które połyskiwały w stłumionych promieniach słońca. Z drzew pospadały ptaki, ich skrzydła również lśniły. – Nic nie słyszę, ale te zwłoki przypominają żywe. Wyglądają, jakby zaraz miały się obudzić…
– Nie obudzą się. – Powietrze również stało w miejscu. – Wybuchła tu wojna, gdy ktoś namieszał w emocjach. Ten zielony gaz wchodzi w reakcję z tlenem. Przylega jak powłoka, idealnie konserwuje nawet drzewa, po miesiącach oblepił ryby w morzu.
Milczeliśmy przez kilka minut.
– Planeta Manekinów, tak ją nazywam.
– Kto byłby w stanie zrobić coś takiego? – Drapała paznokciem kamień.
Odchrząknąłem.
– Świat jest martwy. – Od pustki prawie świszczało w uszach. – Zupełnie martwy, kryształy też.
– One naprawdę mnie przyciągały… – Podniosła wzrok, ale w jej oczach ziała pustka, zupełne niezrozumienie tego miejsca. – Czemu nie mogłam ich ruszyć, skoro są martwe?
– Martwe, ale wciąż potężne. Możesz wpływać na całe cywilizacje bez ich świadomości. Przeprogramujesz umysły w martwym świecie, ale w żywym zrobisz to ponownie. Pracuję przy nich tylko, gdy człekokształtni dopiero zaczynają się rozwijać.
– Trzęsiesz się. – Zmarszczyła brwi.
Przeskoczyłem na najwyższy budynek w okolicy. Na dachu wciąż stały dwa podniszczone fotele. W sumie kto miałby je przestawić? Usiadłem i obserwowałem zupełnie nieruchomy, jakby wyrzeźbiony świat. Dołączyła w ciszy.
– Wracam tutaj co jakiś czas, żeby przypomnieć sobie, że każda decyzja zapisze się gdzieś na świecie. – Przyłożyłem pięść do ust. – Zostawi rysę na murze, albo planetę z miliardem nieruchomych pomników.
– Obrzydliwy sposób na…
– Rozmnażanie. Arkani się tutaj urodził. – Przełknąłem powietrze, przetarłem łzy. – Wiesz, kiedy rodzą się najsilniejsi?
Pokręciła głową.
– Podczas najbardziej heroicznych działań. – Wrażenia… mieszały się. Apatia z rozpaczą, wściekłość i żal. – Byliśmy zamknięci w pętli. Wielka wojna pochłaniała świat, rodził się ktoś silny, jego wpływ ograniczał wojny. Nie było heroicznych uniesień, rodzili się słabi, zaczynały się wielkie wojny, schemat się zamyka. I tak było dopóki ktoś nie zrozumiał tej zależności.
Puściłem kamień, obserwując jak odbija się od ściany i grzęźnie w ziemi tuż obok czyichś otwartych ust.
– Schemat wciąż się powtarza. Teraz wywołują wojny na jednym świecie ot tak, dla przyjemności. Jak zwierzęta. – Pochuchałem w dłonie, żeby przegonić zimno. – Po pewnym krytycznym momencie nie da się ruszyć kryształów. Więc poprzez rozmnażanie zabijają siebie nawzajem.
– I ludzi. – Była blada, głos prawie się łamał. – Potrzebuję chwili… muszę…
Zostałem sam jak za każdym poprzednim razem. Jednak gdzie podział się ból i autentyczne łzy? Ciężar znikał, dylematy się rozmyły, tylko…
Tylko dlaczego wcześniej przejmowałem się tak bardzo tą planetą?
Usłyszałem jak ląduje na dachu.
– Rodzą się z miłosierdzia żywych, więc dlaczego ich zabijają?
– Bo mają wolną wolę. Dlaczego dzieci uciekają z domów, dlaczego psy gryzą swoich właścicieli?
Nie odpowiedziała.
– Dlaczego są w stanie podać dłoń i wbić nóż w plecy?! – Nie wiem czy mówiłem do niej, czy do powykrzywianych ciał. – Dlaczego są w stanie poświęcić własne życie, żeby ratować je innym?!
Zacisnęła pięści, aż pobielały jej knykcie. Światło nieco przygasło od jej wizualizacji.
– Bo mogą… – Położyłem dłoń na barierce, zaraz obok zastygniętego motyla. – Bo nie widzą innego wyjścia.
– I muszą umierać niewinni? – Pociągnęła nosem, jakby wiedziała, że inaczej nie zobaczę jej emocji. – Naprawdę nie macie innego wyboru?
Obracałem motyla w dłoni. Rzuciłem go przed siebie, chyba oczekując, że poleci mimo ciała niezdolnego do ruchu.
– Zawsze jest jakiś wybór. – Chciałbym móc jakoś zakryć emocje, żeby nie musiała ich oglądać. – Do pewnego momentu jest.
Otworzyłem przejście. Skóra na dłoni zaczęła pękać, wyrwa w barku piekła coraz mocniej, bodźce ulatywały między palcami. Wylądowaliśmy.
Rzędy gwiazd wyścielały niebo, a wtopione w tło budynki odbijały ich blask. Człekokształtni siedzieli na drzewach, dachach i kocach. Jak niezliczone komórki jednego oka obserwowali niebo, przytulali się, odpychając wszystkie myśli, którymi na co dzień byli tak zmęczeni. Zdążyliśmy.
– Słyszę ich szepty. – Jej usta zadrżały w przelotnym uśmiechu. – Jak się przepraszają, czuję to ciepło.
Westchnąłem cicho, gdy wróciła do mnie świadomość wszechogarniającej ciszy.
– Ta słodycz… to oni. Wszystko to ich uczucia. – Zaśmiała się, wzięła głęboki wdech. – Możemy gdzieś usiąść?
Przeskoczyliśmy na półkę skalną, nieco oddaloną od tłumu.
– Czuję tyle szczęścia, że drżą mi dłonie. – Wychyliła się nieco, aby lepiej objąć wzrokiem ogrom ludności. – Co to za miejsce?
– Inny wybór.
– Pomogłeś im. – Nie pytała, a tylko to jedno wyznanie wystarczyło, żeby znów patrzyła na mnie inaczej.
– Chciałem tylko przełamać schemat. – Podsunąłem się bliżej krawędzi. – Wymyśliłem to święto. Raz w roku wszystko mogą sobie wyjaśnić i przebaczyć, oddać, zadośćuczynić. Są plastyczni. Samo święto wystarczyło, żeby świat przetrwał kolejne dwa tysiące lat…
Które nie mają żadnego znaczenia.
Śpiewali. Cicha pieśń tysięcy gardeł wędrowała między skałami. Mówiła, żeby nie bać się wyznań. Zachęcała do przebaczania.
– Nie… – Słowo ugrzęzło w gardle, straciłem dech. Organizm walczył z myślą. Nie było już mnie. – Nie wszyscy umarli. Ludzie z tamtej planety wpakowali dzieci na statki. Powiedzieli im, że to wycieczka szkolna, wyobrażasz sobie? Wysłali je na skolonizowaną planetę obok. Przejścia znasz, więc idź nawet na sam… samiuteńki początek, tak. Idź.
Dopiero po chwili zorientowała się, że mówię o Planecie Manekinów. Podziękowała i przeskoczyła. Zostałem sam ze sobą, ponownie niezdolny, żeby wyznać jej tylko jedną rzecz.
Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje.
Ludzie w końcu unieśli głowy, oglądając pewien ewenement. Gwiezdny pył, bo tak nazwali ten wszechobecny, srebrzysty proszek, był tylko naskórkiem i włosami, które wiatr odrywał z mojej skóry.
*
Całą noc przesiedziałem w miejscu, myśląc o wszechobecnej bezcelowości.
Wyskoczyła ze ścieżki.
– Chodź szybko, zaraz wyjaśnię. – Ledwo wybiegła z przejścia, a już chciała do niego wrócić.
– Cześć. – Słońce paliło odsłoniętą skórę, choć nie powinienem tego czuć.
– Oni znów się mordują. Pomysł z bogiem nie zadziałał. – Kamień przetoczył się obok mojego uda i spadł w przepaść. – Czas skrócił się o pięćset lat.
– Zdarza się. Przykro mi.
– Nie, nie jest ci przykro. Ty… – zadrżał jej głos. – Śmierdzisz apatią, nie obchodzą cię… Zostawisz ich tak?!
– Tak. – Nie miałem ochoty nawet podnieść ręki. – Ale sama możesz ich ratować.
Nie potrafiłem odczytać jej uczuć, ale jeszcze przez chwilę czułem obecność. Co zmieni jedna planeta?
Nic, jak wszystkie poprzednie.
Znów przyszła, ale nie wiem czy minęło piętnaście minut, czy dzień. Zataczała się ze zmęczenia.
– Ile światów tak zostawiłeś, co? – Sepleniła trochę.
– Ten jest pierwszy. – Skrobałem paznokciami litą skałę. – Dopiero zauważyłem, że nie mam po co się starać.
– Nie masz po co?! – Wypluwała słowa, jakby chciała, aby mnie pokaleczyły. – Oni tam giną!
– Ja też umieram! Zmarnowałem dla nich cały swój czas!
Milczała, przynajmniej deszcz zabił ciszę.
– Robiłeś coś dobrego… – Ostrożnie dobierała słowa. Niepotrzebnie.
– Tak… myślałem, że znalazłem lepszą drogę. – Odpadły mi dwa paznokcie. – Przedłużyłem życie tysięcy cywilizacji, bo myślałem, że to coś zmieni. Mogłem po prostu się bawić, jak wszyscy inni.
– Zmieniło! Do jasnej cholery, uratowałeś…
– Biliony istnień. – Patrzyłem na tłum. Zazwyczaj o tej porze śpiewałem razem z nimi. – Kiedyś wierzyłem, że jestem inny, że mam kontrolę i mogę decydować o sobie. Ale to wciąż instynkt. Ja nie mam własnej woli, rozumiesz? Jestem uzależniony od tysięcy innych. Dziesiątki tysięcy lat żyję jak marionetka.
– Nikt inny tak się nie poświęcił.
– Ale zdechnie tak samo jak ja! – Płakałem chyba, nie pamiętam. – Skoro rodzimy się, żeby ratować innych, to dlaczego mam umrzeć?! Gdzie to wracające dobro?! Wiesz… wiesz?!
Pokręciła głową, taki absurdalny widok. W lewo i prawo, lewo i prawo, przypominała główkę drewnianej lalki.
– Zdechnie razem ze mną! Więc po co mi było takie życie? – Przetarłem twarz. – Zniknę i nic się nie zmieni, kto będzie to kultywował?
– Ja… albo znajdziemy sposób… pomogę ci… – Nie wiem czy płakała sama z siebie, czy to moje własne emocje tak ją przytłoczyły.
– Nie chcę twojej pomocy! Nigdy jej nie chciałem! – Zdzieram gardło, które znów próbowało się zacisnąć. – Bo…
Straciłem dech, język zesztywniał. Widziałem, jak pęka jej świat, tę beznadzieję wypływającą z każdej jej cząsteczki.
– Widzisz? Nawet nie potrafię się wysłowić. – Ledwo utrzymywałem równowagę. – Tak wygląda moja wolność.
– Na pewno mogę coś zrobić! – Zacisnęła pięści, włosy przylepiły jej się do twarzy. – Będę kontynuować, co zacząłeś!
– Nie będziesz. Nie możesz. – Otworzyłem przejście, póki jeszcze wystarczało mi sił. – Idź spać, jesteś zmęczona, musisz odpocząć.
Zabełkotała i położyła się na ziemi. Przynajmniej sugestia wciąż działała. Zasnęła.
– I wracaj, póki jeszcze masz szansę zdążyć.
Portal śmierdział wspomnieniami, rozmytymi jak nigdy wcześniej.
***
Rzeczywistość wracała powoli. Najpierw świadomość, że leżę na twardej ziemi, później przebiły się chaotyczne myśli i ich uporządkowanie. W czasie. Przestrzeni.
Nie słyszałam go.
Zostałam bez przewodnika. Drżały mi dłonie, oczy prawie zalewały łzy. Nie do końca materialna forma chciała wiedzieć, czy on żyje. Umysł musiał się skupić. Co mam zrobić? Dlaczego kazał wracać? Dokąd?
Bądź silna. Zrób pierwszy krok.
Wcześniej wyobrażałam sobie ten dzień, kiedy pierwszy raz ruszę sama w drogę, ale wizje się nie pokryły. Miałam iść w drugą stronę, zamiast go szukać.
Bo żył. Musiał żyć…
Znalazłam ścieżkę, ale nie zdołałam się w nią wbić. Inne wizualizacje też nie podziałały.
Traciłam oddech. Wbiłam się w drogę na stację, zanim stres mnie przytłoczył. Wszystko pulsowało, ktoś mnie wołał. Powinnam być gdzieś indziej, daleko stąd.
To nie ma sensu. Bałam się łączyć informacje, jakby od tego miał zawalić się świat.
Co chciał mi powiedzieć, kiedy się krztusił? Jak można nie mieć wolnej woli? Dlaczego jestem dla niego bezuż…
Zderzyłam się z blaszanym podłożem stacji. Ręce nie przestawały się trząść, świadomość wielkiej kosmicznej pustki wbijała się w każdy cal umysłu, coś krzyczało nieustanie w tym samym rytmie. Świst… wrzask… bełkot… wizg… wiz…
– Wizualizacja! – Kojarzyłam ten głos. – To wizualizacja! Słyszysz?!
Ali? Żyje?! Strach odepchnęłam na tyle, żeby móc spojrzeć na Arkaniego.
– Wszystko pulsuje… tak powoli – opisuję, jak nauczyli. – Jakby nabrzmiewa i wraca do pierwotnego kształtu, cała rzeczywistość, wszystko i… nie, nieważne.
Miałam wrażenie, że ta nieskończoność powinna mnie przerażać. Wcześniej też odrzucała, ale teraz czułam, że powinnam jej się bać. Bezpodstawnie.
– Musisz wracać. – Arkani rozejrzał się, jakby panicznie szukał pomocy. – Najwyższy czas, on i tak…
– Zniknął! – Przerwałam, wzięłam wdech, krzyk tylko wywoła kolejne ataki. – Ścieżka też nie działa, jakby ją zamknął.
Przeskoczyliśmy pod jego budkę.
– Bo to zrobił.
Niczego nie słyszałam, Arkani wydawał się czysty, nie wypełniały go silne emocje, zupełnie jak Aliego na początku…
– Jak?! – Wystukiwałam rytm, kiwałam głową, to w jakiś dziwny sposób mnie uspokajało.
– Normalnie, kiedy ich nie podtrzymujemy, to się zamykają. – Arkani zmrużył oczy, lustrował moją twarz.
– On je cały czas podtrzymuje?
– Są coraz węższe, masz mało czasu. – Jego dłonie co rusz zastygały w powietrzu, jakby przypominał sobie, że nie może mnie dotknąć.
– Okłamał mnie. – Zasychało mi w gardle, choć wcale sobie tego nie zwizualizowałam. Co się dzieje? – Chcę mu pomóc.
– To nic nie da. – Arkani tracił panowanie. – Uchylę przejście i wrócisz, zanim czas się skończy. Zapomnij o Alim, on… zapomnij o nim po prostu. I niczego nie musisz, nic nie jesteś mu winna, rozumiesz?!
– Otwórz mi przejście do jego świata.
– Okłamał cię, ukradł twój czas i go nie zwróci, ale wciąż nie straciłaś go tak dużo. – Blacha pod stopami zadygotała, odpadła, pchnięta zimnym podmuchem. Chłód stresu musnął moją skórę.
– Zostawił przejścia, dlaczego ich nie zamykał?! – Starałam się nie denerwować, ale blacha wciąż drżała.
– On jest układanką, która się rozpada, nie szukaj tu logiki. – Spojrzał w kierunku przejścia. – Utrzymuje je dla ciebie.
– Po co miałby mnie zabierać?! Nie zrobiłam nic, dlaczego mam wracać? – Trzęsły mi się nogi, ale to nie wizualizacja, czułam się bardziej… materialna?
– Nie szukaj logiki! – Arkani prawie upadł przez metal, który nagle się wygiął. – On ciebie nie chciał, nie bierz tego do siebie, ale on w ogóle nie powinien cię zabierać, to…
– Zamknij się! – Wyobraziłam sobie stałe podłoże, ale nic się nie zmieniło. – Otwórz mi drogę.
Arkani cofnął się, zanim zdążyłam go chwycić. Cała stacja się przesunęła. Bał się.
– Wyrwał cię siłą! Nie pokazał ci planet, żebyś się nimi zajęła, on kluczył! – Arkani schował się w budce.
Wyobrażaniem rozbiłam szybę.
– To on wywołał wojnę na Planecie Manekinów. – Arkani przeskoczył, zawisł w przestrzeni, daleko od platformy. – Powiedział ci o tym?
Coś się we mnie skurczyło. Pękło.
Wracam tutaj co jakiś czas, żeby przypomnieć sobie, że każda decyzja zapisze się gdzieś na świecie.
– Powiedział, że jak skończy ci się czas, to zginiecie oboje?
– Nie. Tylko dlaczego?
– Nie wiem – szepnął Arkani. – Może próbował, jesteśmy niestabilnymi bytami.
Otworzył przejście, a ja się tam wtoczyłam.
***
Kroki lub zegar. Brzmiały, tykały, ale nie tutaj… w jakimś innym, oddalonym świecie. Tutaj była ciemna mgła, a budynki sięgały ponad chmury. Tutaj emocje przylegały do żywych, ponieważ nie chcieli się nimi dzielić. Tylu ludzi, ale każdy dla siebie obcy.
Czy to właśnie twój świat?
Powietrze niosło jeden trop. Trudno powiedzieć, jak go wyczułam, ale to był Ali. To na pewno był on, bo… tam coś walczyło. Próbowało się sprzeciwić. Przegrywało.
On jest sprzecznością.
Trafiłam przed zarośniętą bramę, farba już dawno odpadła, wejście blokowało kilkanaście łańcuchów, które obrosła zieleń.
Zakręciło mną w powietrzu podczas przeskoku. Rozbiłam kolano o jakiś kamień, fizyczny ból zakrył umysł. Tak dawno go nie czułam.
– W mordę… – Wyrwałam gałęzie, najpierw jedną, później kilka kolejnych, kopnęłam kamienną ściankę, a złość nie chciała zniknąć, dopóki ta nie rozbiła się o ziemię.
Etrytm elh’t Trayt 473-678
Przestawałam panować nad emocjami.
Groby ciągnęły się po horyzont, wysokie i niskie, mniej lub bardziej zarośnięte. Zapomniane. Wszystkie z wyjątkiem jednego, na którym czekała skulona sylwetka. Mała, pokraczna, ledwo odróżniała się od zbitki drewna.
Sylwetka drżała delikatnie, jakby to ciało krzyczało, generując inny rodzaj drgań. Jedyną ręką zasłaniał twarz, wokół leżały jakieś jasne skrawki, chyba pyłki drzewa.
– Ali? – Zamarłam, gdy głowa z impetem podskoczyła do góry.
Nie pyłki, tylko skrawki twarzy…
Szerzej otworzył oczy, zacisnęłam zęby od nagłego ataku jego paniki. Widziałam tyle sprzecznych emocji, z każdej mogłam ułożyć kilka reakcji. Scen.
Ale on tylko siedział, ruszał gałkami.
– Jesteś tam w środku, prawda? To ty, Ali? – Podniosłam patyk, do spoconej dłoni przyległ kurz. – Pewnie, że to ty, ale… nie chciałam cię widzieć w takim stanie, prze…
Przyłożyłam pięść do ust.
– Wyciągnę cię z tego – szepnęłam. – Jeszcze nie wiem jak, ale…
Jego oczy błądziły.
– Kłamałeś. – Zatrzymał wzrok na mnie. – Wiem, że zniszczyłeś Planetę Manekinów.
Skrzywił się, a ja ledwo opanowałam odruch wymiotny.
– Ale wierzę… wierzę, że naprawdę jesteś inny. Nie możesz nie być, widzę, co czujesz. – Szturchnęłam go patykiem.
Z ciała posypały się wióry, stoczył się z grobu. Nie wydał nawet żadnego dźwięku, był zlepkiem nieruchomego ciała z odrobiną woli.
– Nie jesteś zwierzęciem, Ali. – Patrzyłam mu w oczy, wycierając łzy.
Przestawał się skupiać na mojej twarzy.
– Wciąż tam jesteś. – Płyta nagrobna wbijała mi się w skórę, palce pobielały. – Jeśli nie będziesz walczył, wszystkie twoje światy upadną.
Zbyt gorzko, zbyt… nagle? Ratowanie cywilizacji ma skończyć się w ciszy, na pustym cmentarzu, jakimś marnym monologiem? Usiadłam obok Alego.
– Ja wciąż widzę cię jako kogoś większego. – Uśmiechnęłam się, bo coś zadrżało głęboko w nim. – Przeżyjesz, bo na każdym z tych światów cię pamiętają. Pośrednio, ale to wciąż twoja ingerencja, wciąż ty.
Cały ten czas gdzieś w jego myślach krył się strach, ból, świadomość porażki.
– Nie wiem tylko, co ja robię w tej historii. – Westchnęłam. – Dlaczego po mnie przyszedłeś skoro nie… nie jestem ci potrzebna.
Tyle bólu i rozżalenia, aż wykręciło mi twarz.
– Dlatego wróciłam, bo w tym musi być jakiś cholerny powód. Nawet jeśli sam sobie zaprzeczasz, a Arkani kazał uciekać… – Zaśmiałam się, w zasadzie naprawdę bardzo mnie to bawiło. – Gdzie mam wracać, po co? Nawet mi nie powiedziałeś, kim jestem.
Przejechałam językiem po zębach, z nadzieją, że zbiorę nieco tej paskudniej goryczy.
– Wiem tylko, że jestem inna. – Wyciągnęłam do niego dłoń. – Zrozumiałam po drodze, że cały czas jestem ci do czegoś potrzebna…
Chwyciłam jego ubranie, zanim zdążył się ruszyć. Krzyczał, szarpał się. Doskoczyłam do ścieżki, wpadliśmy do pustej jaskini. Nie. Jednak nie.
Była pusta na każdym innym świecie, ale nie tutaj. Rzędy białych napisów wyścielały sufit, każdy miał pod sobą datę, jednak rozumiałam tylko jeden.
Jak mam zmienić ludzi, na których bazuję? Jak mam zmienić podstawy samego siebie?!
Czułam jego wstyd, gromadzący się jak brud pod paznokciami.
– Ali ten świat jest obrzydliwy i… – „Nie wyglądasz jak oni” prawie powiedziałam do żyjącego posążka. – Rozpadasz się.
Skrawki ciała odpadały jak sierść. Zdusiłam krzyk, przerażona, niezdolna do ruchu. Kryształy. One wciąż są kluczem, dlatego je pokazywał, dlatego nie chciał, abym je ruszała. Jego dwie części. Dwie strony monety.
Pękała mi głowa od jego pulsującego serca. Oczyść myśli.
– Przestawię kryształy. – Dominował niebieski pragmatyzm, sporo czerwieni, natomiast zielonego pozostały zaledwie skrawki. Cywilizacja jest rozwinięta, kryształy wypaliłyby ciało Alego, ale… ale ja też bym je spaliła.
Drżały mi dłonie. A co jeśli się mylę? Paznokieć stuknął o twardą strukturę kryształu. Nic. Ale może…
Kość Alego odpadła i stuknęła o kamień.
Ścisnęłam kryształ w dłoni.
Widział to. Ból wciąż mieszał się z nadzieją. Sprzeczność. Jedna część chciała mnie tutaj przyprowadzić, a druga pamięta Planetę Manekinów. Druga planowała umrzeć. Brakuje logiki, jest tylko egoizm i altruizm.
A im bliżej był śmierci, tym bardziej dominował ten pierwszy. Dlatego Ali zamknął swoje ciało.
Jeśli to zrobię, może mnie znienawidzić. Istnieje szansa, że stworzę coś gorszego od Planety Manekinów. Emocje trupa zagłuszały moje myśli. Zrób to. Nie dotykaj. Uciekaj. Ratuj mnie.
Prawdziwy Ali chciałby, żebym uciekła…
Roztrzaskałam kryształ i rozsypałam resztki po innych otworach. Proszek zmieniał kolory, przekierowywał świadomość. Niszczyłam ludziom umysły.
Gdybym przestawała pracować, już bym ich nie tchnęła. Nie potrafiłam dobrać proporcji. Nie mogłam ich zważyć.
Czułam jego ulgę, która przerodziła się w ból, wściekłość i zmartwienie. Słodycz i euforię, później pieczenie, pot, gorycz. Wszystko zniknęło. Odciął swój umysł, a to znaczy…
Opadłam na ziemię. Zapłakana, słaba, bezsilna. Odżył.
***
Obudziłem się w burzy. Kręciło mi się w głowie. Świadomość, która prawie dała się zdusić, powróciła na powierzchnię. Słyszałem myśli stłumione przez kilometry skał. Wrażenia ludzi, którzy wariowali.
Coś najlepszego zrobiła? Co ja zrobiłem?
Wyglądała inaczej, prawie się zestaliła, była równocześnie najbliżej i najdalej ciała. W sam raz, żeby kontrolować kryształy. Dokładnie tak jak on chciał… jak ja chciałem. Wszystkim manipulował.
Oparłem się o skałę, wciąż słaby, ledwo żywy w zasadzie. Widziałem jak Kinga delikatnie rusza nogą, próbując wystukać rytm.
– Proszę, wytrzymaj jeszcze chwilę.
Otworzyła oczy, półprzytomna. Bełkotała, próbując wstać.
– Wizualizacja, pamiętaj. – Podsuwam portal bliżej, ale nawet go nie zauważyła.
– Słabo mi, boli w klatce, jakby ktoś naciskał. – Jej pierś gwałtownie podskoczyła.
Potrzebowała siły. Znieczulenia.
– Wiesz, czemu on cię wybrał, ten drugi ja? – Zacisnąłem pięść. – Wiesz czemu chciałbym naprawiać z tobą światy?
Doczołgała się do portalu, weszliśmy na ścieżkę, ale traciła siły.
– Mów… powiedz w końcu wszystko – wyszeptała. – Gdzie mam wracać?
– Do swojego ciała. – Próbowałem ją asekurować, żeby nie wypadła z drogi.
– Mam ciało?
– Tak, na Ziemi. – Musimy zdążyć.
– Czyli ja…
– Żyjesz. – Serce mi zadrżało, gdy znów osłabła. – Żyjesz, tylko wytrzymaj jeszcze chwilę.
Uśmiechnęła się.
– A tamci lu-dzie?
– Poradzą sobie, jest dobrze… – Skrzywiła się w myślach od mojego kłamstwa. Wciąż czuła emocje? – Zginą, pewnie za chwilę.
– A… le ty nie.
– Ja razem…
– Nie t-y nie… – zachłysnęła się powietrzem.
– Jestem z nimi związany.
– Jes… eś a a, le związz. – Chciała dotknąć mojego policzka. – Ze wszyss… kimi, kóre uratow.
– Ale ten jeden…
– Ciii. – Palec opadł jej na usta. – Ciii jus, bo głow mie bo i… gdyś nie ył, to dawno yś prze-adł. Tfój swaat nie ył chory od wczo-aj. Mas prze-zy…
Jak?! Jak do cholery?!
– Jakk oś. – Bladła, oblicze zaczynało się rozmywać, a pierś znów podskoczyła. – Ży esz w sercc-a, ich i mooim. Nie war-ujesz… boo on-i to tylk frag… ment. Uratowa-am cię.
Drżały mi dłonie, ale to nie przytłoczenie, nie wizualizacja, tylko czyste emocje. Prawdziwe.
– Nie tylko mnie. Dwójkę dzieci też, pamiętasz? Jeszcze na Ziemi, wypchnęłaś je spod kół, pamiętasz?
– Chybb aak…
– Jeszcze chwila… tylko chwila, rozmawiaj ze mną! – krzyknąłem. – Rozmawiaj, proszę…
– Co się…
– Jesteś w śpiączce, twoje ciało jest, za chwilę będziemy na miejscu. Zwrócę cię i się wybudzisz, dobrze?
– Dobrz… – Nie słyszała mnie.
– Już widzę planetę, wytrzymaj. – Przez strumień niewiele dało się zobaczyć. – Lubiłaś tańczyć, pamiętasz? Uczyłaś tańca.
– Taa… – Poruszyła stopą, wybijała rytm palcami, uśmiechnęła się.
– Miałaś fobie, wiesz? Ale sobie z nimi poradziłaś, w podróży ze mną, pamiętasz?
Kiwnęła głową, nie przestając się uśmiechać.
– Czekają na ciebie… – Ugryzłem się w język. Nie wiedziałem, czy naprawdę ktoś czekał.
– Ali?
– Tak… tak, Ali na ciebie czeka. – Wciągnąłem powietrze przez zaciśnięte gardło.
– Too… to wytrz… wytrzymam.
Płakałem, powtarzałem w kółko te same słowa, a ona odpowiadała coraz słabiej. Wpadliśmy do sali. Podskoczyła jej klatka, obie w zasadzie. Nakierowałem ją, jak wylądować.
– Przepraszam, że cię w to wciągnąłem, przepraszam za ten ból.
– To-o był on, nii-e ty – wyjąkała podczas nieudolnej próby doczołgania się do łóżka. Opadła na ziemię, ale nie mogłem jej pomóc. – Ty żyesz w naas, ww-e mnie.
Zatrzymała się, coraz bardziej przylegając do podłoża. Już tylko metr, mniej nawet. Idź… proszę.
Lekarze kręcili głowami. Chcieli odpuścić.
– Zaprzeczyłaś wszystkiemu. Zrobiłaś coś, co zaprzeczało twojej naturze, zbliżyłaś się do wzoru, który stworzyłem tysiące lat temu. Dlatego cię wybrał. Wstań! Błagam cię, wstań.
Obserwowałem, jak chwyta się poręczy. Oglądałem, jak ledwo unosi swoją sylwetkę, choć ta nawet nie miała jako takiej masy. Patrzyłem, jak walczy, bo wierzy, że wciąż jest o co. Nawet, jeśli wkracza w kolejne nieznane, znów zmienia otoczenie, całe spojrzenie na rzeczywistość.
Może miała rację. Może żyję w każdym świecie, któremu pomogłem, a wielu wciąż mogę pomóc. Zaczynając od pokazania nowej drogi moim pierwotnym.
– Ali… nnie mogę wejść… – powiedziała, a ja na języku czułem jej przerażenie, gdy lekarze zaczęli opuszczać salę.
Niektóre historie kończą się tam, gdzie się zaczęły. Zupełnie jakbym zamiast przeżycia wielkiej podróży, postawił mały krok. Ból tym razem nie przeszkadzał tak bardzo, widok rozpadającego się ciała nie brzydził, przecież to tylko przybliżenie. Swego rodzaju wizualizacja.
***
Długo leżałam osłabiona. Najbardziej uderzyła mnie fizyczność wszystkiego wokół. Chwilę później doszły wciąż lekko zatarte wspomnienia. Ali…
Gdzie teraz jesteś?
Stuknęły drzwi, a dźwięk kroków wyprzedziła słodycz na języku.
– Cieszy się pani – szepnęłam.
Drgnęła, ale po chwili zobaczyłam uśmiech.
– Tak, mamy dzień cudów. – Robiła coś przy moim łóżku, ale ja potrafiłam skupić się tylko na twarzy, która mnie dostrzegała.
– Co się stało… poza oczywiście…
– Do jednego z pacjentów zgłosiła się sponsor. – Pielęgniarka odsłoniła nieco jedno z okien. – Dostanie drogie protezy, zupełnie jak nowe dłonie.
– Nowe co?!
– Ręce w sensie. – Kobieta westchnęła. – Stracił obie w dwóch różnych wypadkach.
– Czy ja… – Suchość gardła przeszkadzała w komunikacji. – Mogę go później zobaczyć?
– Na ten moment to niemożliwe, ale kiedyś… kto wie. – Uciekła, zanim zdążyłam znów otworzyć usta.
Kiedy po jakimś czasie zapytałam o nieznanego pacjenta, nie wiedziała, o czym mówię. Chciała o coś zapytać, ale jej obawa i zdziwienie nagle zniknęły, jakby ktoś szepnął jej kilka słów otuchy.
Posłałam uśmiech w pusty kąt, bo wiedziałam, że on gdzieś tam jest. Czuwa.
Ktoś mi tu napisał (no dobra – tym ktosiem była Lana, ale nie tylko ona miała podobny pogląd ;-) ), że skracanie na siłę tekstu, który powinien mieć 60+k znaków, do 40k znaków to bardzo duży błąd ;-)
Aliqius – ktoś inny. Fajne dialogi. Nie wiem czemu przypomina mi to “Gwiazdy moje przeznaczenie” – jak mi starczy czasu i sił, to jeszcze tu wrócę z obszerniejszym komentarzem. Na razie zaznaczam tylko, że podobało się.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Dzień dobry! Pozwolę sobie przekleić fragment z komentarza z bety. I tak jak mówiłam, moim zdaniem tekst zyskał na wywaleniu niektórych scen. :D Lepsza dynamika, przyjemniej się czyta. A co do ogólnej opinii:
Jeśli chodzi o całość – bardzo dobitnie i jednoznacznie nazywasz emocje, co ma tutaj sens, bo mamy w końcu do czynienia ze światem, w którym uczucia należy sobie wyobrazić, aby je poczuć. Sama historia Planety Manekinów i ogólny przekaz historii mi się bardzo podobają. Opowiadasz o dramatycznej walce, a właściwie kilku walkach. Większość z nich dotyczy przetrwania. To się fajnie przez tekst przebija, nadaje mu dobry klimat. Bohaterowie – wszyscy troje, powiedzmy – są żywi i mają charakter. Czuć też, że dzielą jakąś relację, może nawet jakąś historię.
To opowiadanie bardzo w Twoim stylu, delikatnie weirdowskim, czasami nieco poetyckim. :D Dobra lektura, choć wcale nie lekka – ale też jej celem chyba nie miało być “lekką”.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Cześć, Jimie,
Spory błąd, tylko przynajmniej u mnie z tekstami bywa tak, że zawsze muszę je trochę skrócić. Gdy piszę dodaję dużo niepotrzebnych rzeczy. Co nie zmienia faktu, że kilka ostatnich tysięcy było na siłę. Z tego co wiem, Ty też chyba bardzo swoje skróciłeś, prawda? :P
Aliqius – ktoś inny.
Byłem ciekaw kto pierwszy zauważy, gratuluję :D
Nie wiem czemu przypomina mi to “Gwiazdy moje przeznaczenie”
Niestety nie czytałem tego :/
Cieszę się, że opowiadanie się podobało. Obszerny komentarz będzie miły, ale zrozumiem, jeśli nie zdążysz :P
Verus,
A ja pozwolę sobie podziękować ponownie. Dziękuję za miłe słowa i pomoc.
To opowiadanie bardzo w Twoim stylu, delikatnie weirdowskim, czasami nieco poetyckim. :D Dobra lektura, choć wcale nie lekka – ale też jej celem chyba nie miało być “lekką”.
No to już chyba się do mnie przypięło. Chciałem tym razem opowiadania, które będzie nieco inne od większości moich. Najwidoczniej taki już mój styl :D
I w sumie mi to pasuje.
Więc przeklejam moją lekko zmodyfikowaną opinię z bety :)
Jest to smutna opowieść o mężczyźnie bawiącym się żywymi istotami i jego rozterkach z tym związanych, a raczej rozterkach związanych z zanikającymi, jak widać, uczuciami co do tego, pewną znieczulicą. Bardzo to życiowe. Jest podróż przez niezwykłe światy, jest dziwna więź między bohaterami, widać ich niepewność, strach i smutek. Ciekawy pomysł na rozpoznawanie uczuć jako smaków i zapachów. To wyobrażanie sobie czynności i reakcji kojarzyło mi się przez cały tekst ze świadomymi snami i jak się okazało na końcu, trochę miałam rację ;) Ale końcówka z tym szpitalem mnie oczywiście zaskoczyła ;)
Podobały mi się też oryginalne zachowania bohaterów i ogólnie ich charakter. Zachowywali się niepewnie, jak dzieci, które dopiero uczą się żyć, a zwłaszcza kobieta. Dzięki temu w opowiadaniu jest taki specyficzny klimat zagubienia. Trochę smutny/depresyjny był dla mnie ten tekst, ale końcówka już nie smutna i dlatego pasuje, pięknie i dojrzale pod względem literackim rozegrana, pełna światła i nadziei.
Generalnie śliczne, podobało mi się. Wskazałeś w tym tekście dużo ludzkich problemów i jest tu też klimat chaosu i melancholii. Co prawda z początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale za to na koniec wszystko ładnie się wyjaśniło, a niezrozumiałe elementy nabrały sensu. Wszystkie niedopowiedzenia, które wymagałyby dopowiedzenia, że tak zrymuję, zdały mi się pod koniec odpowiednio wyjaśnione, zrozumiałam sens i przekaz.
I ucięcie naprawdę dużo dało temu tekstowi, warto było! Stał się dzięki temu bardziej dynamiczny i zrozumiały.
EDIT Przypomniało mi się ostatnio to opowiadanie i uważam, że temat konkursu został potraktowany tu w bardzo dojrzały sposób, bo mam wrażenie, że napisałeś ten tekst, by poruszyć bardzo ważne dylematy moralne i pokazać pewne rzeczy, aby czytelnik się nad nimi zastanowił, np. to “po prostu się nienawidzili”. Jakbym była jurorką, miałbyś u mnie za to wieeelkiego plusa.
Sonato!
Znów czytam ten komentarz i znów nie wiem, co powiedzieć poza: dziękuję, cieszę się, że tekst Ci podpasował. Serce rośnie, gdy czyta się takie komentarze, bo wiem, że większość rzeczy udało mi się zrealizować. Dziękuję jeszcze raz. :D
Taga choć jednego dodaj, bez tagów nie wyląduje na stronie głównej po zabibliotekowaniu.
O, nie wiedziałem, dzięki. Tag dodany :D
Czekałem na piękny, epicki obrazek… ale przyznam, że to zdecydowanie bardziej pasuje. Witaj, Saro :)
Nie musiałaś
Chyba za dużo znam Twoich teksów, bo widzę, że garściami sięgasz po pewne elementy wcześniejszych opowiadań, gdy piszesz kolejne ;) A jednocześnie to nie jest kopiowanie, raczej przetworzenie wybranych elementów składowych i dodanie czegoś nowego. Manekiny wiadomo, z którego opowiadania, wzorce z “Zejdziemy jeszcze głębiej”, jest też trochę elementów kojarzących się ze “Skalą odcieni”. Przy czym jak mówię – to nie jest “wałkowanie jednego”, to raczej, hm, używanie tych samych surowców do rzeźbienia czegoś nowego, ale jednocześnie jakoś z elementami wspólnymi. No, może ta pięść unoszona do ust powtarza się dość często między tekstami, ale reszta jest bardziej “nienamacalna”. W sensie – reszta wygląda jak poszukiwanie czegoś nowego, lepszego, bez wyrzucania dotychczasowych elementów. Co w sumie można traktowac jak “przenikanie się światów”, takie eastereggowanie między universami.
Aczkolwiek.
Aczkolwiek końcowa dynamika momentami przeszarżowała. Bo choć słusznie tempo przyśpieszyłeś, to coś tam momentami prawie się gubiło. I wszem, można to bronić tym, że była to ta część tekstu, w której należało oddać rozsypywanie się, ale… chyba lepiej by było spróbować zrobić to również (nie zamiast) za pomocą jakiś zdań “klimatowych” (co owszem, jest cholernie trudne, jeśli jednocześnie wszystko ma przyśpieszać).
Wiem, ze ścinałeś tekst. Nie wiem jak wyglądała wersja niepocięta. Brawa za to, ze udało się to zrobić tak, że wygląda jakby docelowo miało być jak jest, bez widocznych elementów “piłowanych” (bo końcówka wygląda na taką, która od samego początku była planowana na urywaną, więc tu jest ok). Ale zarazem o ile po formie nie widać ścięć, to pomysł oferował dużo i… chyba z jakiegoś powodu został stemperowany. Pytanie czy na poziomie skracania, czy na etapie planowania historii.
"Wysłali je skolonizowaną planetę obok"
– na skolonizowaną planetę
Cześć, Wilku, dziękuję.
Nie myślałem o tym, szczerze mówiąc. Trochę elementów chciałem użyć, ale nawiązanie do “Zejdziemy jeszcze głębiej” nie było celowe. Może podświadomie łączę teksty, schematy, dopóki nie uda mi się dojść do czegoś konkretnego. Może podoba mi się ta metafora człowieka-marionetki. Może lubię przedstawiać w ten sposób schematy zachowań. A może po prostu tonę we własnych schematach.
Zgadzam się z dynamiką, ten tekst miał być wolniejszy, bardziej emocjonalny. Eksploatacja światów miała przypominać pielęgnowanie sadzonki, a nie wklejanie dębu w miejsce świerku. Chciałem, żeby to było nieco kontemplacyjne, to opowiadanie powinno mieć więcej znaków, ale w innych miejscach. Powinienem zmienić tę historię, zamiast tylko ją skracać, skrócić i rozbudować znów. Straciłem najważniejszy element, nierozerwalną część. Nie zdołałem pokazać tej ukrytej zażyłości z każdym światem, który odwiedzał. Niestety.
I wyobraź sobie, że wcześniej napisałem nieco lepszy komentarz, ale natychmiast chciałem poprawić błąd i go zniknąłem…
Lubię samą wizję manekinów. Czasami zdaje mi się symbolem tego odchodzącego już świata. Tak więc tytuł misię! Pamiętam też opko z Kafki na konkurs Żongler.
Tak więc, MaSkrolu… bardzo, bardzo misię Twoje opowiadanie! Jest głęboko humanistyczne. Każda jego litera.
Bohater toczy beznadziejną walkę. Znajomość wyniku coraz silniej go obezwładnia. Już nie potrafi zepchnąć jej do tła, ukryć w zakamarkach umysłu. Myśl o powtarzalnych wzorcach i nieuchronnej klęsce poraża kolejne neurony, niszczy synapsę za synapsą. Całe obszary świadomości ogarnia pożoga. Pożar rozprzestrzenia się błyskawicznie. Tak mało czasu, pozostało tak mało czasu.
– Ale po co?
– Po co wlec tę kulę skorodowanego żelastwa na sam szczyt? Przecież nie utrzyma się na wierzchołku. Zleci w oka mgnieniu. Nie zdążysz nawet usiąść, by odpocząć.
– Więc, po co?
Szarpie się. Zabawne są te podrygi drewnianej kukły.
– Myślisz, że drewno coś czuje? Tak, nawet jeśli umarło i jest wysuszone.
– Żywe i martwe czuje.
– Co je ożywia?
– Ruch?
Podźwignął się jeszcze raz i tak już będzie do końca, aż światy ogarnie wieczny mrok. W ciemności wirują świetliste drobiny. Wyglądają jak płatki cynfolii. Może zbliżą się do siebie jeszcze raz. Może. Na pewno.
Niektóre fragmenty są piękne. Sławią dobro, altruizm, które są i jednocześnie ich nie ma. Rodzaj idealizmu, rycerskości, mitu, który ściera się z praktycznością i użytecznością rzeczy. Blaszany drwal ma pęknięte serce, Kukiełki poruszają się coraz szybciej. Sznurki migają i plączą się w powietrzu, nie nadążając za ruchami lalkarzy. Dobrze już, bo ciągle będę odpływać, zamiast coś ci – z sensem lub bez -napisać, znaczy komentarz.
Chyba najbardziej poruszyły mnie dwie rzeczy: sposób dialogu postaci oraz dojmujące odczucie nadchodzącej porażki głównego bohatyra, rodzaj powiększającego się rozdarcia. Budujesz wyraziste z obrazy, używasz mocnych czasowników.
Odnośnie samej treści mi akurat średnio się podobało zakończenie, ale w tym momencie nie mam pomysłu na inne, poza tym literacko i konkursowo jest niezłe, choć trochę ograne.
Warsztatowo mam problem z zapisem wypowiedzi, w których atrybucje odnoszą się do innej postaci. Przykłady poniże , ale zdarza się też w innych miejscach. W obydwu przypadkach wypowiedzi są jej, a atrybucje należą do niego.
– Przedstawisz się przynajmniej? – Jej uczucia to pomieszana breja. – Tyle przynajmniej jesteś mi winien.
– Chodź szybko, zaraz wyjaśnię. – Ledwo wybiegła z przejścia, a już chciała do niego wrócić.
I teraz tak: nie wiem, jak można byłoby to zrobić inaczej; czytało mi się dobrze i rozumiałam bez kłopotu; zauważyłam tylko i wyłącznie dlatego, że jestem przetrenowana w tej materii przez portal NF; co więcej podobało mi się, bo uwiarygadniało sposób komunikacji pomiędzy nimi.
Naturalnie skarżę do biblio. :-) Po czym po dwóch dniach zgłoszę wątku na piórka. :-) Jeśli tego nie chcesz – daj znaka.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Cześć, Asylum, dziękuję za wizytę.
Lubię samą wizję manekinów. Czasami zdaje mi się symbolem tego odchodzącego już świata.
Mam podobne odczucia, chyba dlatego tak często pojawia się u mnie ten wątek.
Tak więc, MaSkrolu… bardzo, bardzo misię Twoje opowiadanie! Jest głęboko humanistyczne. Każda jego litera.
Dziękuję… bardzo się cieszę, bo taki właśnie był główny cel.
Szarpie się. Zabawne są te podrygi drewnianej kukły.
– Myślisz, że drewno coś czuje? Tak, nawet jeśli umarło i jest wysuszone.
– Żywe i martwe czuje.
– Co je ożywia?
– Ruch?
Podźwignął się jeszcze raz i tak już będzie do końca, aż światy ogarnie wieczny mrok. W ciemności wirują świetliste drobiny. Wyglądają jak płatki cynfolii. Może zbliżą się do siebie jeszcze raz. Może. Na pewno.
Zastanawiasz się jak powinno wyglądać zakończenie, a sama napisałaś lepsze ode mnie. Bardziej oddalone od historii, bardziej motywujące. Dokładnie takie, jakie powinno być. Wymyśliłaś to, czy wkleiłaś fragment jakiegoś tekstu?
Jeśli to tekst, to chciałbym go przeczytać.
Dobrze już, bo ciągle będę odpływać, zamiast coś ci – z sensem lub bez -napisać, znaczy komentarz.
Lubię twoje odpływanie, bardzo ładnie wtedy piszesz. :)
Chyba najbardziej poruszyły mnie dwie rzeczy: sposób dialogu postaci oraz dojmujące odczucie nadchodzącej porażki głównego bohatyra, rodzaj powiększającego się rozdarcia.
Nadchodząca porażka… wokół niej było budowane całe opowiadanie, ale dobre dialogi to mój mały sukces. Tak naprawdę nie wiedziałem, że potrafię je pisać. I chciałem zapytać, co masz na myśli przez sposób dialogu? On aż tak bardzo się wyróżnia?
Odnośnie samej treści mi akurat średnio się podobało zakończenie, ale w tym momencie nie mam pomysłu na inne, poza tym literacko i konkursowo jest niezłe, choć trochę ograne.
Masz rację, ale przyznaję się… czasem lubię widzieć w czymś schemat, o ile dobrze się sprawdza. :P
Warsztatowo mam problem z zapisem wypowiedzi, w których atrybucje odnoszą się do innej postaci. Przykłady poniże , ale zdarza się też w innych miejscach. W obydwu przypadkach wypowiedzi są jej, a atrybucje należą do niego.
Masz rację, w zasadzie napisałem tak odruchowo. W końcu narracja jest pierwszoosobowa, on mówi, co robi ona. Kierowałem się logiką, że skoro ma tę niesamowitą zdolność, że może widzieć jej emocje, może też komentować je podczas prowadzenia narracji. Nie wiem czy to poprawne w zasadzie.
I teraz tak: nie wiem, jak można byłoby to zrobić inaczej; czytało mi się dobrze i rozumiałam bez kłopotu; zauważyłam tylko i wyłącznie dlatego, że jestem przetrenowana w tej materii przez portal NF; co więcej podobało mi się, bo uwiarygadniało sposób komunikacji pomiędzy nimi.
Rozumiem, teraz jeszcze bardziej nie wiem, czy to poprawić, czy nie. Póki co zostawię.
Naturalnie skarżę do biblio. :-) Po czym po dwóch dniach zgłoszę wątku na piórka. :-) Jeśli tego nie chcesz – daj znaka.
Dziękuję… i oczywiście, nie mam nic przeciwko, bardzo się cieszę :)
Jeśli to tekst, to chciałbym go przeczytać.
Nie, to nie jest tekst, Ty mnie zainspirowałeś, właściwie Twoje opko, myśli, aby skreślić kilka słów. :-)
co masz na myśli przez sposób dialogu? On aż tak bardzo się wyróżnia?
Dla mnie tak, znaczy – wyróżnia się. Bardzo pasuje do porozumiewania się postaci. Jest w punkt, podkreśla inność. To takie myślomowo-odczuwanie, chyba precyzyjniej nie potrafię określić. W sensie wykorzystywania tego zabiegu we w ogóle, we wszystkich, zawsze (i cała reszta dużych kwantyfikatorów) naturalnie nie, ale tutaj pasuje idealnie. Może gdzieś tam trafiły się jeszcze jakieś kiksy, ale są bez znaczenia, bo poprowadziłeś mega konsekwentnie po ich czuciu.
Zresztą, męczy cię to, ciekawi, próbujesz przybliżyć i uchwycić w kolejnym opowiadaniu. Mam tak, gdy coś mnie jeszcze fascynuje, bo sama nie wiem, wtedy najczęściej mam siłę, aby poprawiać, korygować, zastanawiać się.
czasem lubię widzieć w czymś schemat, o ile dobrze się sprawdza. :P
To mi bliskie. :P Dobrze zrobiłeś.
nie mam nic przeciwko, bardzo się cieszę :)
Fajnie, zatem będzie. Szkoda, że nie jestem dyżurną, mój głos bardziej by się liczył, ale cóż, jest jak jest.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Nie to nie jest tekst, Ty mnie zainspirowałeś, właściwie Twoje opko, myśli, aby skreślić kilka słów. :-)
Bardzo ładnych słów :)
Dla mnie tak, znaczy – wyróżnia się. Bardzo pasuje do porozumiewania się postaci. Jest w punkt, podkreśla inność. To takie myślomowo-odczuwanie, chyba precyzyjniej nie potrafię określić. W sensie wykorzystywania tego zabiegu we w ogóle, we wszystkich, zawsze (i cała reszta dużych kwantyfikatorów) naturalnie nie, ale tutaj pasuje idealnie. Może gdzieś tam trafiły się jeszcze jakieś kiksy, ale są bez znaczenia, bo poprowadziłeś mega konsekwentnie po ich czuciu.
Zresztą, męczy cię to, ciekawi, próbujesz przybliżyć i uchwycić w kolejnym opowiadaniu. Mam tak, gdy coś mnie jeszcze fascynuje, bo sama nie wiem, wtedy najczęściej mam siłę, aby poprawiać, korygować, zastanawiać się.
Już rozumiem, dziękuję.
To mi bliskie. :P Dobrze zrobiłeś.
Cieszę się :D
Fajnie, zatem będzie. Szkoda, że nie jestem dyżurną, mój głos bardziej by się liczył, ale cóż, jest jak jest.
Jeden głos to dla mnie bardzo dużo :)
Czeźć.
Dramatyczne losy skracania opka śledziłem pośrednio na discordzie, więc mam pewne pojęcie, ile bólu to kosztowało… i popieram, żeby takiego masochizmu raczej więcej nie wdrażać :)
Co tu się dzieje?! – Mam ochotę pytać o to samo za każdym razem, kiedy czytam Twoje opko :O
jej emocje ładnie pachniały. Umysł pięknie formował myśli, jakby wyrabiał ciasto i odkładał je, aby wyrosło. – ponownie dałbym emotkę „:O”, ale duża literka O nie oddaje mojego zdziwienia.
– Otworzyłem ścieżkę.–
Czyżby jakaś spacja przeniosła się na inną strunę rzeczywistości?
wbijał się w umysł.
– Nie pamiętam, chodź, później. – Wskoczyłem do portalu, zanim zdążyła poczuć mój zapach.
Wbiliśmy się
Chyba ciut za blisko siebie te wbijania.
Co do całości.
Z bólem stwierdzam, że to skracanie jednak trochę widać. Nie pomogło ono opowiadaniu, które od początku i tak miało na pewno duży poziom abstrakcji. W Skali Odcieni poziom abstrakcji był spory, ale znośny. Tu obawiam się, że abstrakcja wylewa się zbyt szerokim strumieniem :V
Opowiadanie jest napisane ładnie, oczywiście, ale składa się tak jakby głównie z myśli. Nie wywołało wielu obrazów w mojej głowie, a że jestem wzrokowcem, to obrazy lubię. Więc pewnie go nie będę pamiętał niedługo. Moja rada: nie skracaj tak dramatycznie opowiadań :)
Pozdrawiam!
Precz z sygnaturkami.
Cześć,
Jest jak jest, więcej tego nie zrobię.
Mam ochotę pytać o to samo za każdym razem, kiedy czytam Twoje opko :O
No… it is what it is XDD
ponownie dałbym emotkę „:O”, ale duża literka O nie oddaje mojego zdziwienia.
Aż tak odjechałem? XD
Czyżby jakaś spacja przeniosła się na inną strunę rzeczywistości?
Nie inaczej.
Z bólem stwierdzam, że to skracanie jednak trochę widać. Nie pomogło ono opowiadaniu, które od początku i tak miało na pewno duży poziom abstrakcji. W Skali Odcieni poziom abstrakcji był spory, ale znośny. Tu obawiam się, że abstrakcja wylewa się zbyt szerokim strumieniem :V
Trochę to… smutne no. W sensie zgadzam się ze skracaniem, ale głównym planem było stworzenie opowiadania mniej oderwanego od rzeczywistość jak zazwyczaj. No jest jak jest XD
Opowiadanie jest napisane ładnie, oczywiście, ale składa się tak jakby głównie z myśli. Nie wywołało wielu obrazów w mojej głowie, a że jestem wzrokowcem, to obrazy lubię. Więc pewnie go nie będę pamiętał niedługo. Moja rada: nie skracaj tak dramatycznie opowiadań :)
Jak już wspominałem w odpowiedzi dla Wilka, obrazów wyciąłem za dużo, więc rozumiem. Opowiadanie przyspiesza znów, zanim zdąży zwolnić, nie tak miało być. Niestety.
I nie mam zamiaru już więcej tak skracać na siłę.
Pozdrawiam również i dziękuję! :P
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Witam jurora, dziękuję za przerażający obrazek.
Mam wrażenie, że za dużo zostało w Twojej głowie. Nie wiem, czy jest to kwestia skracania tekstu, czy raczej po prostu pewne rzeczy są dla Ciebie tak oczywiste, że sądzisz, iż dla innych też są ;) A przy tym to niedługie w końcu opko jest przeładowane. Trochę jakbyś pakował plecak dla kogoś, kto rusza w długą podróż. Wkładasz do niego wszystko, co wydaje Ci się niezbędne, ale plecak robi się tak ciężki, że nie sposób go unieść. Kwestiami, które poruszasz w swoim opku ludzie zajmują się od tysięcy lat, a Ty próbujesz je wcisnąć w to maleństwo ;) Przez to zrozumienie tekstu zdaje się jeszcze trudniejsze. Zobaczymy na ile mi się udało… ;)
Sam tekst wydaje mi się piekielnie pesymistyczny. Zakładasz, że każda cywilizacja zmierza do samozagłady. Nie może być inaczej, skoro są tacy jak Aliqius, istoty, które próbują te światy ratować.
On czuje się marionetką, ale mnie się wydaje, że jest raczej zabawką Boga, albo bogów. Gdzieś, kiedyś musiał się poświęcić, więc jakiś byt nadrzędny zaśmiał mu się w gębę i powiedział: Skoroś taki altruista, to zajmij się naprawą światów. Tyle że on jest uwarunkowany przez świat, w którym żył, świat również skazany na zagładę. Co może wymyślić? Miłosiernego boga, który nagradza rajem tych dobrych. Hmm, wiadomo, co ludzie mogą z taką ideą zrobić. Czasem udaje mu się dorzucić trochę czasu jakiejś cywilizacji, ale podejrzewam, że częściej idzie ona jeszcze szybciej na dno.
Inna sprawa to, czy ci bezsilni, którzy się poświęcają rzeczywiście robią to z altruizmu. Chyba jednak nie zawsze, skoro są jacyś inni, którzy bawią się światami im powierzonymi. A może altruizm jest ograniczony tylko do swoich, sobie podobnych?
Myślę, że pokazałeś go w chwili kompletnego wypalenia. Jego rozpadające się ciało jest dla mnie tego symbolem. Już nie wierzy, że może pomóc, przytłaczają go wszystkie porażki, które poniósł. Z jednej strony ma dość, chciałby, żeby to wszystko wreszcie się skończyło, ale z drugiej, jak każda żyjąca istota nie chce umrzeć.
I w tym momencie pojawia się Kinga. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że on ją ratuje, ale chyba nie do końca tak to było. Myślę, że złapał ją w momencie między życiem a śmiercią. I nie tyle śmierci ją wyrwał, co losowi, który był jego udziałem. Uratowała dwójkę dzieci, pewnie i tak by tam trafiła, a on zawiesił ją pomiędzy życiem i śmiercią. Spróbował oszukać ten byt nadrzędny. Czego od niej chciał. Chyba sam nie wiedział, wahał się pomiędzy oddaniem swoich światów w dobre ręce i pragnieniem, by go ocaliła. Wiedział, że czas jej się kończy, zniknął, ale zostawił ślad. Ale przed tym dał jej poczuć smak porażki. Sam potraktował ją jak marionetkę. Niby miała wybór, ale myślę, że od początku było jasne, co wybierz, bo w gruncie rzeczy nie mogła inaczej.
Kinga go ratuje, ale jednocześnie skazuje na zagładę setki istnień. Robi to, bo być może wierzy, że on może uratować jeszcze więcej istnień, ale równie dobrze on może rozpieprzyć kolejne światy. Myśle, że raczej ratuje go, bo nie może znieść myśli, że mogłaby go tak zostawić. On jest znany, a ci którzy umierają – nie.
I pytanie o altruizm i egoizm. To jest coś, co na własny użytek nazwałam syndromem lustra. Robisz coś, co teoretycznie jest dla Ciebie niekorzystne, na przykład trzymając się przykładu Kingi – ryzykujesz życiem, żeby wyciągnąć dzieciaki sprzed pędzącego auta. Możesz zginąć, ale jeśli tego nie zrobisz i dzieciaki zginą, to będzie Ci trudno patrzeć w lustro bez wstrętu. Egoizm czy altruizm?
Generalnie mimo zastrzeżeń, o których pisałam na początku, podobało mi się. Twój tekst zmusza do zastanowienia się. Kliczek :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cześć, Irko, długo kogoś wypatrywałem. :P
Niektóre informację musiałem skracać i upychać, niektóre subtelniejsze wyjaśnienia redukować, więc nie dziwię się, że właśnie takie wrażenie odniosłaś. Prawdopodobnie opowiadanie mogłoby być jeszcze dłuższe, z innymi światami i wątkami, ale limit.
Sam tekst wydaje mi się piekielnie pesymistyczny. Zakładasz, że każda cywilizacja zmierza do samozagłady. Nie może być inaczej, skoro są tacy jak Aliqius, istoty, które próbują te światy ratować.
W zasadzie to miało wyglądać inaczej, ten świat z dwoma słońcami miał być przykładem innego, ale wątek zaginął podczas skracania tekstu w pierwszych fazach.
On czuje się marionetką, ale mnie się wydaje, że jest raczej zabawką Boga, albo bogów. Gdzieś, kiedyś musiał się poświęcić, więc jakiś byt nadrzędny zaśmiał mu się w gębę i powiedział: Skoroś taki altruista, to zajmij się naprawą światów.
Hmm… starałem się nie wspominać o żadnej sile wyższej. Podkreślałem raczej oddziaływanie wzajemne, ale trochę ta relacja ucierpiała, wiadomo z jakiego powodu.
Inna sprawa to, czy ci bezsilni, którzy się poświęcają rzeczywiście robią to z altruizmu. Chyba jednak nie zawsze, skoro są jacyś inni, którzy bawią się światami im powierzonymi. A może altruizm jest ograniczony tylko do swoich, sobie podobnych?
Ten motyw był akurat bardzo ucięty i nie było jak lepiej go opisać, chyba nie do końca się udało. Zachowanie istot pokroju Aliego rozwija się wraz z pojmowaniem i postrzeganiem heroizmu, miłosierdzia w ich podstawowych światach.
Myślę, że pokazałeś go w chwili kompletnego wypalenia. Jego rozpadające się ciało jest dla mnie tego symbolem. Już nie wierzy, że może pomóc, przytłaczają go wszystkie porażki, które poniósł. Z jednej strony ma dość, chciałby, żeby to wszystko wreszcie się skończyło, ale z drugiej, jak każda żyjąca istota nie chce umrzeć.
Dobrze to odczytałaś :)
Walczą jego dwa charaktery, ten z pierwotnego świata, który od jakiegoś czasu się przewartościowuje i zmienia oraz ta spychana do wewnątrz pozostałość.
I w tym momencie pojawia się Kinga. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że on ją ratuje, ale chyba nie do końca tak to było. Myślę, że złapał ją w momencie między życiem a śmiercią. I nie tyle śmierci ją wyrwał, co losowi, który był jego udziałem. Uratowała dwójkę dzieci, pewnie i tak by tam trafiła, a on zawiesił ją pomiędzy życiem i śmiercią. Spróbował oszukać ten byt nadrzędny. Czego od niej chciał. Chyba sam nie wiedział, wahał się pomiędzy oddaniem swoich światów w dobre ręce i pragnieniem, by go ocaliła. Wiedział, że czas jej się kończy, zniknął, ale zostawił ślad. Ale przed tym dał jej poczuć smak porażki. Sam potraktował ją jak marionetkę. Niby miała wybór, ale myślę, że od początku było jasne, co wybierz, bo w gruncie rzeczy nie mogła inaczej.
Dobrze rozumiesz tekst, Irko. :)
No poza tym bytem nadrzędnym… cały czas walczył sam ze sobą, ale nie udało mi się tego dobrze pokazać.
Kinga go ratuje, ale jednocześnie skazuje na zagładę setki istnień. Robi to, bo być może wierzy, że on może uratować jeszcze więcej istnień, ale równie dobrze on może rozpieprzyć kolejne światy. Myśle, że raczej ratuje go, bo nie może znieść myśli, że mogłaby go tak zostawić. On jest znany, a ci którzy umierają – nie.
Nie będę się powtarza, ale wspomnę, że świetnie się czyta takie komentarze :)
I pytanie o altruizm i egoizm. To jest coś, co na własny użytek nazwałam syndromem lustra. Robisz coś, co teoretycznie jest dla Ciebie niekorzystne, na przykład trzymając się przykładu Kingi – ryzykujesz życiem, żeby wyciągnąć dzieciaki sprzed pędzącego auta. Możesz zginąć, ale jeśli tego nie zrobisz i dzieciaki zginą, to będzie Ci trudno patrzeć w lustro bez wstrętu. Egoizm czy altruizm?
Ładnie to nazywasz. I… no nie mogę nic więcej tutaj dodać, w punkt.
Generalnie mimo zastrzeżeń, o których pisałam na początku, podobało mi się. Twój tekst zmusza do zastanowienia się. Kliczek :)
Dziękuję, Irko :)
Hmm… starałem się nie wspominać o żadnej sile wyższej.
No poza tym bytem nadrzędnym…
Hmm, czyli nie ma bytu nadrzędnego. A skąd wiesz, że tak przewrotnie zapytam? ;)
On sam nie wiem do końca jak się tam znalazł. Przypuszcza, domniemywa, mówi o woli czynienia dobra, ale musi być jakaś podstawa, jakaś teoria, na której się opierasz. I właściwie wybór nie jest duży, biorąc pod uwagę, że autor pochodzi z Ziemi ;) Może to być albo jakaś istota wyższa, albo wziąłeś za punkt wyjścia jakąś dalekowschodnią mistykę: zen, buddyzm, albo fizyka. Na mistyce się średnio znam. Jeśli chodzi o fizykę, to musiałby być to ten rodzaj, który próbuje połączyć fizykę z duchem, świadomością i wychodzi połączenie, za którym nie przepadam, bo mi się równanie E=mc² nie zgadza. Choć przyznaję, że literacko jest to ciekawe połączenie. W siłę wyższą też nie wierzę, ale akceptuję bezproblemowo wiarę innych. Stąd mój wybór padł akurat na siłę wyższą ;) Krótko mówiąc, to jest przykład tego, że za dużo zostało w Twojej głowie, a ponieważ ja też jestem uwarunkowana, to wybrałam, jak wybrałam.
Na pocieszenie, nie twierdzę, że poza faktem przeniesienia ta siła wywierała jakiś wpływ. To było raczej, jakby ktoś umieścił mrówkę w zamkniętym słoiku i patrzył, jak po nim krąży.
Zachowanie istot pokroju Aliego rozwija się wraz z pojmowaniem i postrzeganiem heroizmu, miłosierdzia w ich podstawowych światach.
Aaa, to faktycznie jest marionetką. Myślałam raczej, że jest to suma jego życiowych doświadczeń plus jakaś pozytywna energia świata, ale w momencie jego śmierci. Nie zajarzyłam, że jego podstawowy świat nadal na niego oddziaływuje.
cały czas walczył sam ze sobą, ale nie udało mi się tego dobrze pokazać.
A nie, wręcz przeciwnie, to Ci się udało pokazać :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Hmm, czyli nie ma bytu nadrzędnego. A skąd wiesz, że tak przewrotnie zapytam? ;)
On sam nie wiem do końca jak się tam znalazł. Przypuszcza, domniemywa, mówi o woli czynienia dobra, ale musi być jakaś podstawa, jakaś teoria, na której się opierasz. I właściwie wybór nie jest duży, biorąc pod uwagę, że autor pochodzi z Ziemi ;) Może to być albo jakaś istota wyższa, albo wziąłeś za punkt wyjścia jakąś dalekowschodnią mistykę: zen, buddyzm, albo fizyka. Na mistyce się średnio znam. Jeśli chodzi o fizykę, to musiałby być to ten rodzaj, który próbuje połączyć fizykę z duchem, świadomością i wychodzi połączenie, za którym nie przepadam, bo mi się równanie E=mc² nie zgadza. Choć przyznaję, że literacko jest to ciekawe połączenie. W siłę wyższą też nie wierzę, ale akceptuję bezproblemowo wiarę innych. Stąd mój wybór padł akurat na siłę wyższą ;) Krótko mówiąc, to jest przykład tego, że za dużo zostało w Twojej głowie, a ponieważ ja też jestem uwarunkowana, to wybrałam, jak wybrałam.
Na pocieszenie, nie twierdzę, że poza faktem przeniesienia ta siła wywierała jakiś wpływ. To było raczej, jakby ktoś umieścił mrówkę w zamkniętym słoiku i patrzył, jak po nim krąży.
Rozumiem, co masz na myśli. I jeśli bardziej się nad tym zastanowić, to możesz mieć rację. Czasem operuję rzeczami trochę mniej wyjaśnionymi, ale nie lubię nikomu narzucać konkretnej interpretacji.\
Aaa, to faktycznie jest marionetką. Myślałam raczej, że jest to suma jego życiowych doświadczeń plus jakaś pozytywna energia świata, ale w momencie jego śmierci. Nie zajarzyłam, że jego podstawowy świat nadal na niego oddziaływuje.
Miałem to całkiem dobrze opisane, niestety fragment miał konieczną redukcję.
A nie, wręcz przeciwnie, to Ci się udało pokazać :)
Uff :)
Hmmm, w komentarzach parę interpretacji już się pojawiło, niby to dobrze, ale czy to nie sygnał, że tekst jest trochę przeładowany treścią? Osobiście miałem trochę trudności przy czytaniu, nowe informacje, kolejne elementy układanki pojawiały się szybciej niż byłem w stanie przetrawić dotychczasowe. Czułem skracanie i pewną skrótowość (zwłaszcza w opisach), i pewnie rozciągnięcie tego tekstu do pierwotnych 60k znaków czy nawet więcej, mogłoby ułatwić spokojne przyswojenie myśli (w liczbie mnogiej), które w opowiadaniu chciałeś przekazać. A myśli te są bardzo ciekawe :)
Ogólnie uważam, że udany tekst. Miałeś ciekawy pomysł na świat, niektóre wizje bardzo mi się podobały (jak tytułowa planeta manekinów, ale też opis rozpadającego się Aliego, czy tworzony przez niego pył – wszystko było bardzo obrazotwórcze). Zostawiłeś też niełatwy problem do rozwiązania, i to zapewne więcej niż jeden –na pewno o zabawie w boga i tego, czy warto/można/powinno się naprawiać świat, gdy każdy czyn może nieść poważne, a nieraz nieprzewidziane konsekwencje (tak rozumiem świat manekinów); a także o decydowaniu kogo ocalić – bo życie Aliego okupione zostało innymi (hmm… powiedziałbym, że trochę literackie ujęcie trolley problem). Oba tematy zresztą łączą się, co jest dodatkowo na plus.
Ostatecznie chyba zwróciłbym na dwie rzeczy, z mi niepasujących, uwagę:
Ali i Arkani to całkiem podobne imiona i, przy trochę nieuważnej lekturze, mogą się mylić. A przynajmniej mi się to zdarzyło (za pierwszym razem), więc uważałbym na to.
O ile ogólnie nie czułem niedosytu/skracania tekstu, to w jednym momencie przydałoby się trochę więcej. Mianowicie na początku, po porwaniu Kingi, zabrakło mi trochę czasu na poznanie się z tym światem, który kreujesz.
Слава Україні!
Witam nowych czytelników :)
PanDomingo,
Dziękuję za opinię i rozumiem, że część opowiadanie wydaje się przeładowana informacjami. Nawet się nie wydaje, po prostu taka właśnie jest. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko miło spędziłeś czas przy tym opku :P
Golodh,
Nigdy nie wiem, jak dokładnie odpisać na pozytywne uwagi… dziękuję. Miałem w głowie te obrazy, bardzo wyraźne i cieszę się, że zdołałem dobrze przelać je na “papier”. I wagonik… tak, tak to wyszło, choć nie myślałem o tym w trakcie pisania.
Tak, nie zwróciłem na uwagi, ale imiona rzeczywiście podobne. Będę następnym razem uważał.
O ile ogólnie nie czułem niedosytu/skracania tekstu, to w jednym momencie przydałoby się trochę więcej. Mianowicie na początku, po porwaniu Kingi, zabrakło mi trochę czasu na poznanie się z tym światem, który kreujesz.
Był tam długi fragment, ładny, ale niestety mało wnosił do samej fabuły, więc był pierwszy do cięcia.
Dziękuję za komentarze! :D
Hmmm. Świat ciekawy, ale bardzo nie mój. Ja sobie początek zinterpretowałam tak, że bohaterowie są bogami emocji. Porozumiewali się jakimś szyfrem słabo dostępnym dla mnie, koncentrowali się na emocjach, a przy tym wpływali na los światów.
Końcówka bardzo ich spłaszczyła, zdegradowała do zwykłych ludzi i to unieruchomionych w szpitalu.
Co do manipulowania – pod wpływem tekstu można dojść do wniosku, że emocje służą do manipulowania ludźmi. Chcesz sprawić, żeby człowiek kupił coś, czego wcale nie potrzebuje – grasz jego emocjami; wzbudzasz zazdrość, pożądanie, ciekawość… Chcesz dać mu wybór – wręczasz instrukcję obsługi i tłumaczysz; “naciśniesz tutaj, uzyskasz taki wynik”.
A Twój bohater ni cholery nie tłumaczy dziewczynie, o co chodzi…
Babska logika rządzi!
Przeczytałam i nie wiem co więcej mogłabym powiedzieć, bo widzisz, MaSkrolu, głupio się przyznać, ale ja tego opowiadania nie zrozumiałam… :(
– K…m est-eś? ―> Brak spacji po wielokropku.
– Gdz… ie ja cie-cie…mn, o! ―> Jak wyżej.
– Otwórz oczy. – Próbowałem modulować głos, żeby brzmiał nieco cieplej. ―> – Otwórz oczy – próbowałem modulować głos, żeby brzmiał nieco cieplej.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/
…wyobraź sobie, że rozglądasz za tym samym… ―> Chyba miało być: …wyobraź sobie, że rozglądasz się za tym samym…
…skóra cały czas była podrażniona. Nie słyszałem jej emocji, musiała wciąż spać. ―> Czy dobrze rozumiem, że nie słyszał emocji podrażnionej skóry, która pewnie wciąż spała?
…i grzęźnie w ziemi zaraz obok czyichś otwartych ust. ―> …i grzęźnie w ziemi tuż obok czyichś otwartych ust.
Podmuchałem w dłonie, żeby przegonić zimno. ―> Dmucha się na coś gorącego, więc raczej: Pochuchałem w dłonie, żeby przegonić zimno.
Dlaczego kazał wracać? Gdzie? ―> Dlaczego kazał wracać? Dokąd?
I niczego nie musisz, niczego nie jesteś mu winna… ―> I niczego nie musisz, nic nie jesteś mu winna…
…farba już dawno się oberwała… ―> Raczej: …farba już dawno się złuszczyła/odpadła…
Usiadłam obok Aliego. ―> Usiadłam obok Alego.
Tu znajdziesz odmianę imienia Ali.
Czułam jego wstyd, gromadzący się jak bród pod paznokciami. ―> Bój się bogów, MaSkrolu! Sprawdź znaczenie słowa bród.
…powiedziałam do żyjącego posążku. ―> …powiedziałam do żyjącego posążka.
Tu znajdziesz odmianę słowa posążek.
…kryształy wypaliłyby ciało Aliego… ―> …kryształy wypaliłyby ciało Alego…
Kość Aliego odpadła i stuknęła o kamień. ―> Kość Alego odpadła i stuknęła o kamień.
– Jes.. eś a a, le związz. ―> Jakiś taki niedorobiony ten wielokropek.
– Ze wszyss.. kimi, kóre uratow. ―> Tu też.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, witam, wybaczcie, że nie odpisałem wcześniej. Najpierw gonił czas, a później, jakoś zabrało sił, gdy miałem kilka minut.
Finklo,
Po pierwsze gratuluję wygranej. :)
Hmmm. Świat ciekawy, ale bardzo nie mój. Ja sobie początek zinterpretowałam tak, że bohaterowie są bogami emocji. Porozumiewali się jakimś szyfrem słabo dostępnym dla mnie, koncentrowali się na emocjach, a przy tym wpływali na los światów.
Dzięki i rozumiem, czasem odpływam trochę za bardzo. A momenty, w których wyjaśniałem wszystko nieco lepiej musiałem wyciąć. Niekoniecznie chodziło o bogów i niestety ten element… no zabrakło tych znaków, albo ja po prostu nie potrafiłem zrobić tego przejrzyście.
Co do manipulowania – pod wpływem tekstu można dojść do wniosku, że emocje służą do manipulowania ludźmi. Chcesz sprawić, żeby człowiek kupił coś, czego wcale nie potrzebuje – grasz jego emocjami; wzbudzasz zazdrość, pożądanie, ciekawość… Chcesz dać mu wybór – wręczasz instrukcję obsługi i tłumaczysz; “naciśniesz tutaj, uzyskasz taki wynik”.
Hmm, trochę tak. Może nie chodziło tylko o to, ale tak, masz rację. Do takiego wniosku można dojść.
A Twój bohater ni cholery nie tłumaczy dziewczynie, o co chodzi…
Trochę tłumaczył, podstawy, ile musiał, ale to wyciąłem. Niektórych rzeczy nie chciał tłumaczyć, ze względów zawartych w tekście, najwidoczniej zawartych zbyt niejasno. Taki już los tych moich tekstów, że czasem piszę zbyt niewyraźnie, niestety.
Cześć Regulatorzy,
Przeczytałam i nie wiem co więcej mogłabym powiedzieć, bo widzisz, MaSkrolu, głupio się przyznać, ale ja tego opowiadania nie zrozumiałam… :(
To mi powinno być głupio w pewnym stopniu, ale chyba już zobaczyliśmy zależność, że jakoś nie mogę do Ciebie trafić. I to nie jest ani moja, ani twoja wina, piszę specyficznie i niestety tekst nie trafi do każdego. Bardzo doceniam twoje komentarze, ale całkowicie rozumiem, że opowiadania mogą być nieczytelne i w ogóle jakieś rozmyte, przez to nieciekawe. Więc po raz kolejny mówię – jeśli kolejne będzie równie ciężkie, masz moje oficjalne pozwolenie na rzucenie go w kąt, w dowolnym momencie czytania, z zapewnieniem, że się nie obrażę. :P
– Otwórz oczy. – Próbowałem modulować głos, żeby brzmiał nieco cieplej. ―> – Otwórz oczy – próbowałem modulować głos, żeby brzmiał nieco cieplej.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/
Niby to wiem, ale tutaj chyba nieco się pospieszyłem :P
…wyobraź sobie, że rozglądasz za tym samym… ―> Chyba miało być: …wyobraź sobie, że rozglądasz się za tym samym…
A tak, zdecydowanie tak miało być :)
…skóra cały czas była podrażniona. Nie słyszałem jej emocji, musiała wciąż spać. ―> Czy dobrze rozumiem, że nie słyszał emocji podrażnionej skóry, która pewnie wciąż spała?
Ojoj. No i jak to jest, że normalnie tego w ogóle nie widać xD
W sensie, gdy sam próbuję poprawiać.
Czułam jego wstyd, gromadzący się jak bród pod paznokciami. ―> Bój się bogów, MaSkrolu! Sprawdź znaczenie słowa bród.
O niee… zawsze takie coś się trafi. Zawszę! Reg, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Odpokutuję. Jejku. Jaki wstyd.
– Jes.. eś a a, le związz. ―> Jakiś taki niedorobiony ten wielokropek.
Ups.
– Ze wszyss.. kimi, kóre uratow. ―> Tu też.
Ups x2
Jeśli nie odpisałem na niektóre części łapanki, to znaczy, że po prostu je poprawiłem. Bardzo dziękuję, jak zawsze jesteś niesamowita :D
Dziękuję, przyfarciło. :-)
Babska logika rządzi!
Dziękuję, przyfarciło. :-)
Nie no zasłużone, nie żartuj :P
Nie no, to ja wpadłam na pomysł, ja napisałam, więc jakieś zasługi mam. Ale że urodził się pomysł, że zdążyłam w terminie, że lud tęskni do SF – to już fart.
Babska logika rządzi!
…jeśli kolejne będzie równie ciężkie, masz moje oficjalne pozwolenie na rzucenie go w kąt, w dowolnym momencie czytania…
Dziękuje za dyspensę, MaSkrolu, ale mam tak, że czytając nawet mało zrozumiały tekst, zawsze żywię nadzieję, że jeszcze wydarzy się coś, co otworzy mi oczy i pozwoli pojąć zamysł twórcy. Więc kiedy zacznę czytać Twoje kolejne dzieło, pewnie przeczytam je do końca i pewnie zrobię łapankę. Choć wolałabym, żeby obeszło się bez niej. ;D
Ojoj. No i jak to jest, że normalnie tego w ogóle nie widać xD
W sensie, gdy sam próbuję poprawiać.
A ja mam tak, że kiedy trafię na podobne sformułowanie, mocno się zastanawiam, jak można było tego nie zauważyć… ;D
O niee… zawsze takie coś się trafi. Zawszę! Reg, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Odpokutuję. Jejku. Jaki wstyd.
O nie, MaSkrolu, pokuty nie będzie, bo jakąż mogłabym Ci zadać? Przecież nie każę Ci napisać stu zdań z użyciem brudu i brodu, bo to kara z zamierzchłej przeszłości i szkoda nią czasu. A poza tym jestem przekonana, że już zawsze będziesz wiedział, co różni brud od brodu.
I już przestań się wstydzić, bo taki byczek może przytrafić się każdemu. ;)
I niezmiernie się cieszę, że uznałeś uwagi za przydatne. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wiesz, miałem w tym konkursie kilka takich przypadków, kiedy napisanie komentarza jurorskiego przychodziło mi z trudem, mimo że ocena tekstu (jego wad, zalet) nie budziła większych wątpliwości. Tutaj, po raz pierwszy, trafia mi się sytuacja odwrotna. Dokładnie wiem, co na temat Twojego tekstu mam w komentarzu napisać, a jednocześnie mam olbrzymi problem z jego oceną.
Początek mojego komentarza będzie przydługi, nudny, ale konieczny.
Jeżeli bawię się w jurora, jest dla mnie jasne, że moje preferencje i oczekiwania czytelnicze nie tyle nawet idą na bok, co lądują głęboko w szafie. Mnie naprawdę bardzo zależy, żeby każdy w tym konkursie (niezależnie od tego, w jakim gatunku pisze) został oceniony maksymalnie uczciwie. Przed oceną każdego tekstu zadaję sobie pytanie, czego po opowiadaniu takiego, a nie innego typu powinienem oczekiwać, a czego mi oczekiwać absolutnie nie wolno. No i w końcu z tym swoim podejściem docieram do Ciebie…
Piszesz opowiadania oparte na niedopowiedzeniach. Zwykle jest to weird, tutaj dostajemy jakiegoś dalekiego krewnego tego gatunku – jest to tekst osobliwy, raczej rzadko spotykany, ale to akurat dobrze, bo widać Twój indywidualny styl.
Do czego zmierzam. Tekst wydał mi się w wielu miejscach niejasny. Na przestrzeni tych blisko 40 000 znaków właściwie bez przerwy tańczysz na granicy niezrozumienia. Wiem, że charakterystyka tego opowiadania niejako narzuca wręcz czytelnikowi pewną inwencję. Szukanie skojarzeń, dopowiadanie, interpretowanie. Natomiast pojawia się tutaj dość istotne (a zarazem tradycyjne w takich przypadkach) pytanie: czy to jest tekst niedopowiedziany? Czy może zwyczajnie niejasny? Czy udało się zatrzymać przed tą granicą, która pozwala utrzymać tekst w danej konwencji? A może jednak ta granica została przekroczona?
Wiem, że to, co tutaj piszę, może trochę przypominać jałowe filozofowanie, ale odpowiedź na to pytanie jest kluczowa do oceny tekstu.
Lektura Twojego tekstu przypominała w moim przypadku permanentną walkę o uchwycenie tych niedopowiedzeń. Generalnie jej rezultat plasował się mniej więcej na poziomie: gdzieś dzwoni, ale nie jestem pewien, w którym kościele.
Miałem jednocześnie pewne wątpliwości, czy to zagubienie jest winą opowiadania, czy jednak za wszystko odpowiada moja niezdolność do obcowania z takim tekstem – nigdy przecież nie ukrywałem, że przy niedopowiedzeniach nie czuję się najlepiej. Stąd brały się moje wątpliwości w sprawie oceny tekstu i temu też zawdzięczasz ten koszmarnie długi wstęp komentarzowy (obiecuję, że za moment będą już same konkrety).
Każde opowiadanie konsultowaliśmy w wątku jurorskim. Sara potwierdziła, że miała takie same problemy ze zrozumieniem tekstu (a ona akurat niedopowiedzenia lubi). Jednocześnie przypomniałem też sobie Twój tekst weirdowy z „Kafki…”, w którym, mimo niedopowiedzeń, można się było łatwo odnaleźć. I w oparciu o te dwa argumenty zapadł wyrok: przestrzeliłeś z niejasnością w opowiadaniu.
Obiecałem, że będą już same konkrety, więc sypię konkretami. Tekst od pierwszych akapitów wymagał ode mnie podzielnej uwagi. Z jednej strony czytam kolejne zdania, z drugiej walczę o to, by znaleźć sobie jakąś linię interpretacyjną. Wiem, że tutaj nie wszystko będzie podane na tacy, więc próbuję i szukam. Jednocześnie już ta jedna moja uwaga wskazuje na dwa dość istotne problemy opowiadania. Bo jeżeli szukam, to znaczy, że samo absolutnie nic mi się nie nasuwa. Że nawet nie próbuje się nasuwać. I to jest w mojej opinii wyraźny sygnał, że jednak poziom niedopowiedzeń przekroczył czerwoną linię.
Drugi problem jest taki, że jeśli muszę szukać i walczyć, to siłą rzeczy nie mam szans, by skupić się wyłącznie na lekturze. W ten sposób, poprzez ów błąd, sam jak gdyby odwracasz moją uwagę od całej tej pracy, którą włożyłeś w stworzenie tego tekstu. Tekstu, który zaprezentował mi kilka naprawdę świetnych pomysłów. I tym bardziej jest mi go szkoda.
Nie napiszę tutaj, rzecz jasna, że nie wiem, co przeczytałem. Bo to nieprawda. Uczciwie będzie napisać, że nie wszystkie elementy były dla mnie w pełni jasne (co zarazem oznacza, że nie wszystko wybrzmiało tak, jak mogło).
Moje próby zrozumienia tego tekstu przypominały trochę taką długą walkę z muchą, która bezczelnie kręci się koło nosa. Już ci się wydaje, że ją masz, że złapałeś. Otwierasz ręce…
…a tam pusto. A mucha lata dalej. ;-)
Od razu zaznaczę też jedną rzecz. Wiem, że to opowiadanie było mocno skracane. Wiem, że trzeba było ścinać do limitu i pewne rzeczy, być może ważne, stąd zniknęły. Natomiast muszę też jasno zaznaczyć, że to nie jest opowiadanie na więcej niż 40 000 znaków. Tu nie ma złożonej fabuły, wartkiej akcji, a bez tego nie możesz zbyt mocno szarżować ze znakami, bo zmęczysz czytelnika konwencją. Jeśli więc gdzieś tam pojawia się refleksja, że nie było warto ścinać, to też trzeba uczciwie ocenić, że bez ścinania z jednego problemu wpadłbyś w inny. A imię jego „przegadanie”. ;)
Jeszcze krótko pomarudzę i poopowiadam o tym zagubieniu (żebyś miał jakiś materiał poglądowy na przyszłość), a później przejdę do pochwał.
Pierwsze sceny powodowały lekki mętlik. Jest bohater, później bohaterka – tu jeszcze wszystko było OK, chociaż na imionach oszczędzałeś, jak tylko się dało. Później pojawia się Arkani, dostajemy wzmiankę o Kindze. Zwróć uwagę, że w pierwszych dwóch podrozdziałach nie przedstawiasz nam nikogo, przez co ten trzeci, gdy imiona się pojawią, wprowadza lekki mętlik. Na szczęście później jest już dużo czytelniej, zwłaszcza, że mocno ograniczyłeś liczbę bohaterów w tekście, by jak najmocniej zbudować charaktery tych najważniejszych postaci – to akurat bardzo dobra decyzja.
Z bohaterami miałem ten sam problem, co z całym opowiadaniem. Generalnie ich konstrukcja wydaje się być bardzo ciekawa (o tym jeszcze będzie), ale nie potrafię w pełni zrozumieć ich roli – krok za daleko w niedopowiedzeniach (ale właśnie tylko krok, bo ja… prawie rozumiem ;)). Ten sam problem był trochę w przypadku planety Manekinów – tu z kolei miałem poczucie nie tyle niezrozumienia, co raczej, że coś mi umyka, że tam jest jeszcze więcej, niż widzę. Strasznie irytujące uczucie swoją drogą, bo to trochę tak, jakby oglądać film czy mecz przy lekko śnieżącym obrazie.
Dialogi bardzo szarpane. Tutaj z kolei mój problem polegał na tym, że nie do końca wiedziałem, ile w tym celowości, a ile cięć.
Kończąc już o tych problemach, napiszę tak: nie mam nic przeciwko niedopowiedzeniom, ale zawsze stawiam jeden warunek. Chcę czuć w tym świadomą decyzję autora. Chcę wyraźnie wyczuwać, że autor dokładnie wyważył, ile pokazać, ale ile celowo zostawić do zinterpretowania. Że chociaż pozwolił czytelnikowi na snucie domysłów, to w pełni wiedział co chce napisać i pokazać (a przede wszystkim przekazać) i gdyby go zapytać, jak dokładnie zdefiniowałby świat i bohaterów, to będzie w stanie mi na to pytanie odpowiedzieć. Że w końcu sięgając po niedopowiedzenia nie działał „na udo”, licząc na to, że czytelnik wymyśli sobie za niego to, co jemu udało się wykreować jedynie mętnie i nieoczywiście.
I zaznaczę od razu: ja nie sugeruję, że pisałeś ten tekst „na udo”! Wiem, że miałeś konkretny pomysł na opowiadanie w każdym jego aspekcie i te niedopowiedzenia miały być tylko wartością dodaną – pewną przestrzenią oddaną do dyspozycji czytelnika. Tyle że zbyt duża część tego, co wymyśliłeś, została jednak w twojej głowie. I właśnie dlatego tekst zdaje się sprawiać wrażenie, jakby działał trochę „na udo” – zbyt dużo muszę wymyślić tu sam, żeby opowiadanie stało się pełne.
Dobra, teraz zalety.
Na pewno konstrukcja bohaterów. Bardzo osobliwi, charakterystyczni. Jasne, jednym to się spodoba, drugim nie, ale widać, że stawiasz tu bardzo mocno na budowę postaci i to widać. Przede wszystkim to, w jaki sposób ich przedstawiasz, świetnie wpisuje się w wydźwięk całego opowiadania. W tę mocno dziwaczną atmosferę, którą tutaj tworzysz. W przypadku tych bohaterów ja mniej więcej rozumiem ich rolę. Im mocniej jednak przesunąłbyś to zrozumienie w stronę „więcej”, tym lepiej te ich charaktery i problemy by wybrzmiewały. Natomiast tak czy inaczej jedno mogę napisać z całym przekonaniem: to bez wątpienia nie są papierowe postaci. To widać. I przede wszystkim jest doskonale wyczuwalne. Jedyne, czego można szczerze żałować, to że część kluczy do zrozumienia podstaw tego ich cierpienia, niepokoju u dylematów została w Twoich kieszeniach. ;)
Dialogi. Znów, trochę zaznaczałem, że „z wierzchu” wygląda to na efekt cięć (i być może po części tak jest), ale ja nie mam wątpliwości, że te szarpnięcia, urywanie, krótkie wypowiedzi – że to wszystko jest celowym zabiegiem dopasowanym do bohaterów, ich sytuacji i charakterów, a przede wszystkim do atmosfery, jaka ma towarzyszyć lekturze tego opowiadania.
Dalej. Nietypowy, bardzo złożony sposób odbierania emocji. To chyba najciekawszy motyw w tym opowiadaniu. A przy okazji, znów, świetnie dopasowany zarówno do klimatu tekstu, jak i złożonej, dziwacznej konstrukcji bohaterów. Ten motyw bardzo wciąga, intryguje, zwraca na siebie uwagę. A to ważne. Jak pisałem, to nie jest typ opowiadania o złożonej fabule i wartkiej akcji. U Ciebie nie podążamy za biegiem zdarzeń, ale raczej do wnętrza bohaterów. To jest niejako wręcz druga odsłona „Tajemnic światów” w Twoim tekście, bo te ich osobowości wręcz urastają do miana takich mikroświatów. A nietypowy sposób odbierania emocji jest jednym z punktów kluczowych owych mikroświatów. Które mają robić wrażenie i robią.
Światy? Kolejny raz napiszę: na granicy pełnego zrozumienia, ale znów jest w tym jakaś fajna głębia oraz osobliwość, której próżno szukać w innych opowiadaniach. I naprawdę można szczerze żałować, że nie wybrałeś innej ścieżki dla tego tekstu.
Technicznie: na pewno mignął mi w pierwszej fazie tekstu jeden przecinek wciśnięty między podmiot, a orzeczenie (brakło tam drugiego do „zamknięcia” wtrącenia). To jednak tylko incydent wynikły prawdopodobnie ze sporej liczby zmian i korekt w trakcie pracy nad tekstem. Parę razy zatrzymałem się też przy zapisie niektórych zdań, jak:
Swędziała mnie ręka, którą straciłem.
Przy takich zapisach nie do końca wiadomo, czy to błąd autora, czy kolejna osobliwość wynikająca z charakteru tekstu.
Podsumowując. Wymyśliłeś parę świetnych rzeczy (zwróć uwagę, że przy niemal każdym kluczowym elemencie opowiadania można bez trudu wskazać jego zalety). Dopasowałeś je tak, że wszystko bardzo fajnie ze sobą współgra i do siebie pasuje. Przesadziłeś tylko z nagromadzeniem „mgły” w opowiadaniu. Lekka mgiełka wzmaga czujność, ciekawość i zachęca czytelnika do interpretacji (a może nawet refleksji). Gęsta mgła sprawia, że czytelnik musi się już jednak przebijać, a całą tę subtelność tego zabiegu biorą diabli.
Podziękował za udział w konkursie.
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Finko,
Nie no, to ja wpadłam na pomysł, ja napisałam, więc jakieś zasługi mam. Ale że urodził się pomysł, że zdążyłam w terminie, że lud tęskni do SF – to już fart.
Rozumiem teraz, ma to trochę sensu :)
Regulatorzy,
Dziękuje za dyspensę, MaSkrolu, ale mam tak, że czytając nawet mało zrozumiały tekst, zawsze żywię nadzieję, że jeszcze wydarzy się coś, co otworzy mi oczy i pozwoli pojąć zamysł twórcy. Więc kiedy zacznę czytać Twoje kolejne dzieło, pewnie przeczytam je do końca i pewnie zrobię łapankę. Choć wolałabym, żeby obeszło się bez niej. ;D
Może następnym razem nie popełnię tylu błędów :P
A ja mam tak, że kiedy trafię na podobne sformułowanie, mocno się zastanawiam, jak można było tego nie zauważyć… ;D
Przypuszczam, że przy kilkukrotnym czytaniu i wielu innych poprawkach już ciężko niektóre rzeczy zauważyć, szczególnie te, które dopiero co się dodało.
O nie, MaSkrolu, pokuty nie będzie, bo jakąż mogłabym Ci zadać? Przecież nie każę Ci napisać stu zdań z użyciem brudu i brodu, bo to kara z zamierzchłej przeszłości i szkoda nie nią czasu. A poza tym jestem przekonana, że już zawsze będziesz wiedział, co różni brud od brodu.
I już przestań się wstydzić, bo taki byczek może przytrafić się każdemu. ;)
Będę już wiedział na pewno :P
No i CMie,
Chyba ochłonąłem na tyle, żeby już odpisać.
Dokładnie wiem, co na temat Twojego tekstu mam w komentarzu napisać, a jednocześnie mam olbrzymi problem z jego oceną.
Okej, potraktuję to jak swego rodzaju wyróżnienie XD
Do czego zmierzam. Tekst wydał mi się w wielu miejscach niejasny. Na przestrzeni tych blisko 40 000 znaków właściwie bez przerwy tańczysz na granicy niezrozumienia.
Niestety tak wyszło. Po części to moja wina, bo może przeceniłem swoje wyjaśnienia, po drugie brakowało mi na wiele miejsca. Opisy stopniowo wszystko wyjaśniały, ale musiałem je pościnać.
Lektura Twojego tekstu przypominała w moim przypadku permanentną walkę o uchwycenie tych niedopowiedzeń.
I właśnie dlatego nie jestem z tego tekstu zadowolony. Bez względu jak inne rzeczy wyszły dobrze, to nie powinno tak wyglądać. Wylałem tutaj dużo siebie i własnych spostrzeżeń, szkoda, że nie udało się dobrze wszystkiego ująć.
Natomiast muszę też jasno zaznaczyć, że to nie jest opowiadanie na więcej niż 40 000 znaków. Tu nie ma złożonej fabuły, wartkiej akcji, a bez tego nie możesz zbyt mocno szarżować ze znakami, bo zmęczysz czytelnika konwencją.
Tylko że ona miała tu być. To opowiadanie było zarzynane od kiedy przekroczyłem 20k znaków podczas pisania. Nie wiem. Może nie umiem tego wyważyć, ale gdybym to ścisnął w 25k, to nic nie zdążyłoby wybrzmieć. Wszystko by było mechaniczne i waliło po schemacie jak streszczenie, chciałem spróbować czegoś innego. Operować trochę obrazem, chciałem żeby cała akcja skupiała się na powolnym upadku, ale nie wyszło. Trudno.
Jest bohater, później bohaterka – tu jeszcze wszystko było OK, chociaż na imionach oszczędzałeś, jak tylko się dało. Później pojawia się Arkani, dostajemy wzmiankę o Kindze. Zwróć uwagę, że w pierwszych dwóch podrozdziałach nie przedstawiasz nam nikogo, przez co ten trzeci, gdy imiona się pojawią, wprowadza lekki mętlik. Na szczęście później jest już dużo czytelniej, zwłaszcza, że mocno ograniczyłeś liczbę bohaterów w tekście, by jak najmocniej zbudować charaktery tych najważniejszych postaci – to akurat bardzo dobra decyzja.
Ja tam zjadłem ponad półtorej sceny i wszystko się sypnęło, później już tego nie opanowałem, ale masz całkowicie rację.
Generalnie ich konstrukcja wydaje się być bardzo ciekawa (o tym jeszcze będzie), ale nie potrafię w pełni zrozumieć ich roli – krok za daleko w niedopowiedzeniach (ale właśnie tylko krok, bo ja… prawie rozumiem ;)).
To chyba problem ucinania dialogów, przesadziłem przypuszczalnie i Cię rozumiem.
Ten sam problem był trochę w przypadku planety Manekinów – tu z kolei miałem poczucie nie tyle niezrozumienia, co raczej, że coś mi umyka, że tam jest jeszcze więcej, niż widzę.
Na pewno o ten tytuł chodzi? :P
Strasznie irytujące uczucie swoją drogą, bo to trochę tak, jakby oglądać film czy mecz przy lekko śnieżącym obrazie.
Też go nie lubię, jak ironicznie to nie brzmi.
Dialogi bardzo szarpane. Tutaj z kolei mój problem polegał na tym, że nie do końca wiedziałem, ile w tym celowości, a ile cięć.
Prawdę mówiąc, też sam już nie wiem. Ciąłem je chyba dużo, ale w sumie ciąłem wszystko. Miejscami na pewno zabiłem mocno ten dialog.
Tyle że zbyt duża część tego, co wymyśliłeś, została jednak w twojej głowie. I właśnie dlatego tekst zdaje się sprawiać wrażenie, jakby działał trochę „na udo” – zbyt dużo muszę wymyślić tu sam, żeby opowiadanie stało się pełne.
Rozumiem i mogę tylko przeprosić, bo co innego mi zostaje.
Natomiast tak czy inaczej jedno mogę napisać z całym przekonaniem: to bez wątpienia nie są papierowe postaci.
Przynajmniej tyle dobrze, myślałem, że nie umiem pisać bohaterów.
Jedyne, czego można szczerze żałować, to że część kluczy do zrozumienia podstaw tego ich cierpienia, niepokoju u dylematów została w Twoich kieszeniach. ;)
Wiesz co mnie boli? Że ja to w którejś wersji pokazywałem paluchem, wyjaśniałem wprost, a teraz nawet nie wiem, czy to zdechło w tekście, czy to wyciąłem… a szukać już nawet mi się tego nie chce.
Dialogi. Znów, trochę zaznaczałem, że „z wierzchu” wygląda to na efekt cięć (i być może po części tak jest), ale ja nie mam wątpliwości, że te szarpnięcia, urywanie, krótkie wypowiedzi – że to wszystko jest celowym zabiegiem dopasowanym do bohaterów, ich sytuacji i charakterów, a przede wszystkim do atmosfery, jaka ma towarzyszyć lekturze tego opowiadania.
Z tego też się cieszę, bo mam problem z dialogami.
U Ciebie nie podążamy za biegiem zdarzeń, ale raczej do wnętrza bohaterów.
W tych wszystkich komentarzach czekałem na to właśnie zdanie. :)
Wiesz, ja potraktowałem ten temat dwojako, to skakanie po planetach jest w zasadzie drugorzędne. I tak miało być od samego początku.
Kolejny raz napiszę: na granicy pełnego zrozumienia, ale znów jest w tym jakaś fajna głębia oraz osobliwość, której próżno szukać w innych opowiadaniach.
Element światów był rozbudowany, ale musiałem wyciąć ważna scenę i kilka fragmentów :(
Swędziała mnie ręka, którą straciłem.
Przy takich zapisach nie do końca wiadomo, czy to błąd autora, czy kolejna osobliwość wynikająca z charakteru tekstu.
To raczej konieczna redukcja dłuższego opisu, która dopiero po jakimś czasie od skrócenia zaczęła brzmieć strasznie.
Gęsta mgła sprawia, że czytelnik musi się już jednak przebijać, a całą tę subtelność tego zabiegu biorą diabli.
Tak. I tekst w zasadzie do niczego więcej się nie nadaje. Przelałem tu bardzo dużo siebie, szkoda, że finalnie tak wyszło.
Bardzo dziękuję za ten komentarz, jest niesamowity. :)
nawet nie wiem, czy to zdechło w tekście, czy to wyciąłem… a szukać już nawet mi się tego nie chce.
Nie zarżnąłeś tego w tekście, jest obecne. Cały tekst nim nasączyłeś. Ja, tak myślę, przekaz odebrałam. Był naprawdę ciekawy!
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Nie zarżnąłeś tego w tekście, jest obecne. Cały tekst nim nasączyłeś. Ja, tak myślę, przekaz odebrałam. Był naprawdę ciekawy!
Dziękuję
To opowiadanie było zarzynane od kiedy przekroczyłem 20k znaków podczas pisania.
Tutaj to przynajmniej mogę napisać, że doskonale Cię rozumiem. ;)
Może nie umiem tego wyważyć, ale gdybym to ścisnął w 25k, to nic nie zdążyłoby wybrzmieć.
Wiesz, generalnie najbardziej przy lekturze tego tekstu wybijało się to “zwiedzanie” wnętrza bohaterów, dlatego sądziłem, że fabuła miała być na drugim miejscu. Może zwyczajnie ten element mniej ucierpiał na ścinaniu i dlatego mocniej wybrzmiał niż fabuła.
Ja tam zjadłem ponad półtorej sceny i wszystko się sypnęło, później już tego nie opanowałem, ale masz całkowicie rację.
Z tym pisaniem to tak właśnie jest. Możesz harować, przepisywać, poprawiać. A wystarczy, że raz Ci się “ciachnie” coś za mocno i później za diabła nie idzie tego poskładać.
Na pewno o ten tytuł chodzi? :P
Nie. XD
Machnąłem się przy przepisywaniu komentarza. Miałem na myśli ten tekst na “Kawkę…”. ;)
Prawdę mówiąc, też sam już nie wiem. Ciąłem je chyba dużo, ale w sumie ciąłem wszystko. Miejscami na pewno zabiłem mocno ten dialog.
Ale przyznam Ci, że ta szarpanina nawet fajnie pasowała.
Wiesz co mnie boli? Że ja to w którejś wersji pokazywałem paluchem, wyjaśniałem wprost, a teraz nawet nie wiem, czy to zdechło w tekście, czy to wyciąłem… a szukać już nawet mi się tego nie chce.
Wiesz, myślę, że w tym przypadku to taki problem, który może fajnie zaprocentować w przyszłych tekstach. Bo mimo, że tekst był pościnany, to jednak byłem tylko na granicy zrozumienia pewnych elementów, nic więcej. To nie jest tekst skrajnie niezrozumiały. Paradoksalnie, gorzej by było, gdybyś napisał, że to tak wszystko miało być. XD
A tak to może się okazać, że Twoje kolejne opowiadania będą mogły trafić do szerszej grupy, bo jeśli tutaj, mimo ścinania, generalnie cały czas byłem dość blisko, to pewnie przy swobodniej złożonym tekście nawet taki CM, który średnio się czuje przy niedopowiedzeniach, prawdopodobnie dobrze się tam odnajdzie.
W każdym razie, niezależnie od tego, że nie wszystko tu w stu procentach mi zagrało, to pod kątem pisania kolejnych opowiadań ten tekst może mocno zaprocentować. I to raczej w bliższej przyszłości niż dalszej. ;)
Tak. I tekst w zasadzie do niczego więcej się nie nadaje.
Nie no, tak bym nie pisał. Wpadło trochę komentarzy, nominacje piórkowe też z sufitu nie spadły. To nie jest tak, że tekst jest zły. I myślę, że jemu paradoksalnie mogły najbardziej zaszkodzić te stery rzeczy, które zapewne miałeś na głowie, pisząc ten tekst. Sam wiesz, jak się wtedy pracuje nad opowiadaniem. Natomiast ogólnie uważam, że ono naprawdę dobrze wróży na przyszłość, bo wydaje się jednak przede wszystkim bardziej kompletne niż poprzednie. A że trochę ucierpiało? Wiesz, fajnie by było, gdyby wszystko zawsze wychodziło jak trzeba, ale to tak dobrze niestety nie działa. Żeby się uczyć na błędach najpierw trzeba je popełnić. ;-)
A gdybyś jednak nie chciał wracać do tego tekstu (choć uważam, że będzie go bardzo szkoda) to chociaż zrób użytek z tych pomysłów, które tutaj są, bo aż szkoda je marnować.
No i przede wszystkim bardzo się cieszę, że dałeś radę nam coś wrzucić na konkurs. Pamiętaj, że myśmy musieli odpalić ok. 30 opowiadań, żeby przyznać wyróżnienia, więc siłą rzeczy musieliśmy szukać wszelkich możliwych niedociągnięć. I naprawdę uważam, że w dłuższej perspektywie powstanie tego tekstu da Ci bardzo dużo. ;-)
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Tutaj to przynajmniej mogę napisać, że doskonale Cię rozumiem. ;)
Tylko Tobie to wyszło lepiej :P
Wiesz, generalnie najbardziej przy lekturze tego tekstu wybijało się to “zwiedzanie” wnętrza bohaterów, dlatego sądziłem, że fabuła miała być na drugim miejscu. Może zwyczajnie ten element mniej ucierpiał na ścinaniu i dlatego mocniej wybrzmiał niż fabuła.
Oj sam już nie wiem. Chyba chciałem, żeby wszystko było względnie wyrównane, ale no xD
Z tym pisaniem to tak właśnie jest. Możesz harować, przepisywać, poprawiać. A wystarczy, że raz Ci się “ciachnie” coś za mocno i później za diabła nie idzie tego poskładać.
Dokładnie. :/
Nie. XD
Machnąłem się przy przepisywaniu komentarza. Miałem na myśli ten tekst na “Kawkę…”. ;)
Tak właśnie mi się wydawało :P
W każdym razie, niezależnie od tego, że nie wszystko tu w stu procentach mi zagrało, to pod kątem pisania kolejnych opowiadań ten tekst może mocno zaprocentować. I to raczej w bliższej przyszłości niż dalszej. ;)
Dzięki, ale póki co niech sobie poczeka. Zacząłem pisać na Sny Umarłych :P
To nie jest tak, że tekst jest zły. I myślę, że jemu paradoksalnie mogły najbardziej zaszkodzić te stery rzeczy, które zapewne miałeś na głowie, pisząc ten tekst.
Tu mam problem ze zrozumieniem. Chodzi o “cztery”, “stare” czy o co? :P
A gdybyś jednak nie chciał wracać do tego tekstu (choć uważam, że będzie go bardzo szkoda) to chociaż zrób użytek z tych pomysłów, które tutaj są, bo aż szkoda je marnować.
Wrócić będę chciał, tylko nie wiem jeszcze kiedy :P
No i przede wszystkim bardzo się cieszę, że dałeś radę nam coś wrzucić na konkurs. Pamiętaj, że myśmy musieli odpalić ok. 30 opowiadań, żeby przyznać wyróżnienia, więc siłą rzeczy musieliśmy szukać wszelkich możliwych niedociągnięć. I naprawdę uważam, że w dłuższej perspektywie powstanie tego tekstu da Ci bardzo dużo. ;-)
Wiem, masz rację. Trochę zżerał mnie żal, bo dużo pracy w to włożyłem, ale zobaczyłem dzięki temu opowiadaniu kilka nowych rzeczy. Dobrze, że je napisałem. Kiedyś wrócę i spróbuję je nieco wygładzić i poprawić. :P
Tu mam problem ze zrozumieniem. Chodzi o “cztery”, “stare” czy o co? :P
Sterty. ;-)
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Tekst początkowo miał 63k znaków. Jakoś udało się skrócić.
… mózg wykonał nieprawidłową operację i nastąpi jego zamknięcie…
ciemności, która okryła oczy jak płaszcz
Cały akapit jest abstrakcyjny i purpurowy.
– Chwyć moją więź.
Więź nie jest z tego rodzaju, żeby ją chwytać.
tkanka miękka zaczęła się degradować
Anglicyzm. Mogła się zacząć rozpadać.
zdołałem chwycić ją
Zdołałem ją chwycić. Ale zaraz, on nie ma ręki? Wut?
gdy prawie zasklepiła się na powrót w ciele
? Z czego on ją wyciąga?
wbiłem się w najbliższe zazębienie
życia nieco poza czasem
Jak można być tylko "nieco" poza czasem?
zawibrowała nuta zachwytu, którą zdusiła melodia strachu
Hmmm.
górskie szczyty przywodziły na myśl chaotycznie rozrzucone fale, jakby stąpnięcie giganta wypiętrzyło skały
Ładne.
zagłuszył nawet myśli
Czemu "nawet"?
strach przytkał mi płuca
?
Upadłem, znikając między wysoką trawą
Primo – naraz? Secundo – chyba znikając w trawie? Bo "między" trzeba czymś a czymś, np. źdźbłami trawy.
Słowotokiem próbowała zdusić strach.
Hmmm. Psychologicznie i gramatycznie.
zaczęły bezładnie drżeć
Hmmmm.
poza momentem gdy wyr
Poza momentem, gdy wyr…
Wybąknęła dźwięk
Bąknęła, albo wybąkała.
Wszystko to pewne przybliżenie.
Co masz na myśli? Chyba skompresowałeś to zdanie poza granice sensu.
emocje, których nie mogłem zdefiniować
Określić. Definiowanie to termin techniczny i oznacza tworzenie pojęć.
Przedstawisz się przynajmniej?
Aliteracyjne.
Jej uczucia to pomieszana breja.
A przed chwilą ładnie pachniały? Skąd taka zmiana stosunku?
Na języki z twojego świata to będzie Aliqius
Na języki można kogoś wziąć. W języku twojego świata. Tutaj wyskakuje epistemologiczna puszka Pandory, której z całą starannością nie otworzę.
Wypuścić wyobrażenie
Aliteracja.
Arkani, schowany za kasą biletową zerknął na dziewczynę
Wtrącenie: Arkani, schowany za kasą biletową, zerknął na dziewczynę.
Dużo bym oddał, aby wiedzieć, o czym myślał,
Nie jestem pewna, ale chyba powinno być: o czym myśli.
wyobrażenie wywołane strachem
Hmm.
Zamilkła, napad paniki był jak uderzenie pięścią, przytkało nas.
Ale zaraz potem wracają do rozmowy?
pokrytej płytkami ścianie, gdzie widniało okienko do sprzedaży biletów
Hmmmmmmm.
Strach ją paraliżował
Ale chodziła po peronie?
Znalazłabyś drogę bez stacji? – (…) – Bez wizualizacji
Rym.
delikatnym piskiem
Po raz enty powtarzam, "delikatny" to nie to samo, co "nieznaczny". Tezaurus PWN:
delikatny (dźwięk, kolor, smak): dyskretny, miękki, przytłumiony, przymglony, subtelny, ściszony, przygaszony, łagodny
Czy pisk może być taki?
choć nieco już do mnie podobnych. Trochę.
"Nieco" i "trochę" użyte razem zwracają uwagę na siebie, a nie na sens.
Powinieneś pojechać
Ciut aliteracyjne, choć nie bardzo przeszkadza.
Otwórz mi na nowy
Na nowy? Czy nowy?
wróciłem do klęczek
Nie po polsku.
Odruchowo trzymałem pięść
Hmmm.
to i tak już wystarczająco trudne
Hmmmmm.
neutralnie ładną twarz
Hmm.
zamęczą cię odruchy wymiotne
To jeden, konkretny odruch.
Wbiła paznokcie w gałąź, na której siedzieliśmy
Przed chwilą siedzieli na drodze?
W pewnej fazie rozwoju umysłu ludzi, mógłbym spłonąć od kontaktu z nimi.
Przecinek zbędny, ale tak w ogóle, to nie bardzo wiem, o co chodzi.
Tak jak twoja ręka.
Tak, jak twoja ręka.
Walczyli na moście o… po prostu się nienawidzili.
… bohatersko powstrzymując stek złośliwości, które mój rozsypujący się umysł strasznie chce wyrzygać na to zdanie, zacytuję tylko Chestertona: "The true soldier fights not because he hates what is in front of him, but because he loves what is behind him."
Zmieniłem otoczenie w ich oczach
? Demon Kartezjusza? Twój bohater jest demonem Kartezjusza?
Walka ustała, a razem z nią ucichły głosy.
Czyli walka ucichła? Mogła, ale.
jednak tego zabrakło
Hmm.
Zeskoczyłem bliżej, maszerując
Najpierw zeskoczył, potem maszerował. Po polsku nie można tego załatwić imiesłowem przymiotnikowym, tylko przysłówkowym: Zeskoczywszy, pomaszerowałem.
Szepnąłem wodzom do ucha o nowym bóstwie, które zajęło miejsce najwyższego.
Hmm. Niespecjalnie mi to bóstwo pasuje do przyjętych założeń teologicznych. Nie zdziwiłabym się, gdyby Ali wywołał właśnie wojnę religijną.
Resztę faktów dopowiedzą sami.
Co to jest fakt?
Wciąż delikatnie drżała.
Lekko, nieznacznie, ledwo zauważalnie…
Jesteśmy trochę poza czasem, ale to nie znaczy, że on dla nas nie płynie.
To są, czy nie są? Argh.
Zawsze lubiłem zachód słońca w morzu lub obraz czerwonego dysku, który wtapia się w piasek.
Gdybym była złośliwa, spytałabym, czy to alternatywa wykluczająca. Gdybym była złośliwa.
brzydził mnie podziw w jej spojrzeniu
Hmm.
Ledwo zdusiłem wizualizację
Wszystko musisz dusić?
bezkształtnym skupiskiem o prawie nieskończonej objętości
…?
Z tego zlepku
Zlepku czego? Co się z czym zlepia? Już pomijam, że byty osobowe nie mają części, pomijam, że wola, i to jeszcze wola czynienia dobra jest niczym bez intelektu, żeby je rozpoznać i wymyślić, jak je czynić, a zdaniem niektórych także bez emocji (nie będę tu dyskutować o tym, czy poznanie aksjologiczne ma coś wspólnego z emocjami). Ale co, na stare gacie po Platonie, się tu zlepia?
umysł trochę materialny, trochę niematerialny
Młyn Leibnitza. Omówić w dwustu słowach.
zrodzony z głębokiej empatii, heroizmu całego świata i nimi warunkowany
Co to znaczy, hmm?
– Jesteś nieśmiertelny?
Skąd ten wniosek?
Przytuliła swoje kolana
Anglicyzm.
atmosferę potęgowało jej towarzystwo
?
Czasem czucie
Aliteracja.
Dom jest tam, gdzie czujemy przynależność
Kto tak mówi?
Skierowała się do namiotu.
Na gałęzi? Chyba się pogubiłam.
otworzyłem usta, jednak szczęka tylko zadrżała
?
musiała wciąż spać
Anglicyzm. Na pewno jeszcze spała.
– Gdzie?
Dokąd.
Jej niecierpliwy ton atakował umysł.
Ton nie może być niecierpliwy. Ani cierpliwy. Nie ma uczuć.
Przeniosłem się wyobrażeniem.
Dokąd?
Przesunęła palcem zaraz obok kamienia.
Tuż obok. Nie uprzestrzenniaj czasu.
Złapałem jej rękę
Anglicyzm. Złapałem ją za rękę.
Z dłoni zszedł mi naskórek, miejscami odpadło trochę mięsa, wystawała kość.
Tej nieodpadniętej jeszcze?
pomimo tak upośledzonego czucia
Jak upośledzonego?
Ten zielony gaz wchodzi w reakcję z tlenem.
Czyli, skoro jeszcze tyle go jest, musiało go być więcej, niż tlenu. Stechiometrycznie przynajmniej.
Przylega jak powłoka
Powłoka na tym polega, że przylega.
po miesiącach oblepił
Anglicyzm. Po kilku miesiącach.
Podniosła wzrok, ale w jej oczach ziała pustka, zupełne niezrozumienie tego miejsca.
Jak niezrozumienie może ziać?
Możesz wpływać na całe cywilizacje bez ich świadomości.
Nie po polsku. Nie musisz formułować fraz na angielską modłę. Naprawdę.
Przeprogramujesz umysły w martwym świecie, ale w żywym zrobisz to ponownie.
?
żeby przypomnieć sobie
Żeby sobie przypomnieć.
przetarłem łzy
Otarłem łzy. Przetarłem oczy.
Wrażenia… mieszały się. Apatia z rozpaczą, wściekłość i żal
?
Nie było heroicznych uniesień, rodzili się słabi, zaczynały się wielkie wojny, schemat się zamyka.
Miło wiedzieć, kogo za to winić… Schemat się nie zamyka. Zamyka się koło.
I tak było dopóki ktoś nie zrozumiał tej zależności.
I tak było, dopóki ktoś nie zrozumiał tej zależności.
Puściłem kamień, obserwując jak
Puściłem kamień, żeby obserwować, jak.
Jak zwierzęta.
Zwierzęta nie mają takiej zdolności przewidywania.
Po pewnym krytycznym momencie nie da się ruszyć kryształów. Więc poprzez rozmnażanie zabijają siebie nawzajem.
Mętne. Niezbyt po polsku.
Zostałem sam jak za każdym poprzednim razem.
Zostałem sam, jak za każdym poprzednim razem.
Jednak gdzie podział się ból i autentyczne łzy?
Czemu "jednak"?
dlaczego wcześniej przejmowałem się tak bardzo tą planetą
Szyk: dlaczego wcześniej tak bardzo się przejmowałem tą planetą?
Usłyszałem jak ląduje na dachu.
Usłyszałem, jak.
Bo mają wolną wolę.
To niczego nie tłumaczy.
Dlaczego są w stanie podać dłoń i wbić nóż w plecy?!
Hmm.
Nie wiem czy mówiłem
Nie wiem, czy mówiłem.
Dlaczego są w stanie poświęcić własne życie, żeby ratować je innym?!
Niezręczne, choć facet jest wzburzony. Ale "dlaczego" nie jest tu właściwym pytaniem.
Światło nieco przygasło od jej wizualizacji.
Zaczynam podejrzewać, że nie wiesz, co to znaczy.
zaraz obok zastygniętego motyla
Tuż obok zastygłego motyla.
poleci mimo ciała niezdolnego do ruchu
Niezgrabne.
półkę skalną, nieco oddaloną od tłumu
Jakby półki sobie wędrowały…
tylko to jedno wyznanie wystarczyło, żeby znów patrzyła na mnie inaczej
Hmm.
Które nie mają żadnego znaczenia.
“Nothing stays saved forever.” Connie Willis.
Cicha pieśń tysięcy gardeł wędrowała między skałami.
Nie przekonuje mnie to.
Organizm walczył z myślą. Nie było już mnie
Jaki organizm? Nic już nie rozumiem. Przecież on jest bezcielesny, tak jakby? Chyba.
ponownie niezdolny
Dziwnie to brzmi.
oglądając pewien ewenement
To nie po polsku.
był tylko naskórkiem i włosami, które wiatr odrywał z mojej skóry
Dobra, facet jest bezcielesną inteligencją, ale jego łupież widać? Co się tu dzieje? Odrywał od mojej skóry, jak już.
myśląc o wszechobecnej bezcelowości
Kolejna z tych rzeczy, które nie są obecne.
Czas skrócił się o pięćset lat.
Hmm.
nie wiem czy minęło
Nie wiem, czy minęło.
przynajmniej deszcz zabił ciszę
Hmm. No, nie wiem.
że mam kontrolę
Nie po polsku.
tak samo jak ja!
Tak samo, jak ja!
Gdzie to wracające dobro?!
Hmm. Wiem, że bohater przeżywa załamanie i tak dalej, ale, nawiązując do męczonej przeze mnie "Epistemologii" szanownego pana profesora J. chciałabym powiedzieć – a figę. Z Bogiem się nie handluje. Ze wszechświatem też nie. Dobra nie masz wpisanego w plan pracy i nie dostaniesz za nie wypłaty. A całą tę mistykę może sobie pan profesor postawić na półce. Bo skąd właściwie wiadomo, że każde pragnienie i dążenie musi być zaspokojone, przynajmniej potencjalnie? Dlaczego niby świat ma być precyzyjnie poukładany jak jakaś maszyna?
W lewo i prawo, lewo i prawo, przypominała główkę drewnianej lalki.
Kinga?
kto będzie to kultywował
Kto tak mówi, i to w uniesieniu? Taką dobrą, emocjonalną scenę (nie zgadzam się z bohaterem, ale czuję jego frustrację) psujesz takim słowem.
Nie wiem czy płakała
Nie wiem, czy płakała.
Zdzieram gardło, które znów próbowało się zacisnąć.
Zmiana czasu – ma być?
Nawet nie potrafię się wysłowić. – Ledwo utrzymywałem równowagę. – Tak wygląda moja wolność.
A co ma piernik do wiatraka?
Będę kontynuować, co zacząłeś!
Znowu dziwny ton.
Zabełkotała i położyła się na ziemi.
?
chaotyczne myśli i ich uporządkowanie. W czasie. Przestrzeni.
Bez Kantów mi tu. Chaotyczne – to nieuporządkowane. Kropka.
oczy prawie zalewały łzy
Oczy są wprawdzie płynne, ale niczego nie zalewają.
Nie do końca materialna forma chciała wiedzieć, czy on żyje.
?
ale wizje się nie pokryły
Z czym?
Znalazłam ścieżkę, ale nie zdołałam się w nią wbić
Mieszana metafora.
Bałam się łączyć informacje, jakby od tego miał zawalić się świat.
?
Jak można nie mieć wolnej woli?
Właśnie…
blaszanym podłożem
?
świadomość wielkiej kosmicznej pustki wbijała się w każdy cal umysłu
Tryin' too hard.
opisuję, jak nauczyli.
Jak mnie nauczyli.
Jakby nabrzmiewa i wraca do pierwotnego kształtu
…?
czułam, że powinnam jej się bać. Bezpodstawnie.
To powinna, czy nie?
Arkani rozejrzał się, jakby panicznie szukał pomocy.
Bo może szukał?
Wystukiwałam rytm, kiwałam głową, to w jakiś dziwny sposób mnie uspokajało.
Hmm.
nic nie jesteś mu winna
Nie jesteś mu nic winna.
wciąż nie straciłaś go tak dużo
Anglicyzm. Nie straciłaś go jeszcze tak dużo.
Chłód stresu musnął moją skórę.
?
Nie zrobiłam nic
Niczego.
To on wywołał wojnę na Planecie Manekinów.
No, ja tam zgadłam.
Może próbował, jesteśmy niestabilnymi bytami.
Może próbował – czego?
Tylu ludzi, ale każdy dla siebie obcy.
Według profesora J. taka jest kondycja ludzka. Ale Tobie chyba chodzi o obcość między ludźmi, nie osobistą alienację…
fizyczny ból zakrył umysł
Hmm.
złość nie chciała zniknąć, dopóki ta nie rozbiła się o ziemię
Hmmmmmmmmmmmm.
czekała skulona sylwetka
Sylwetka nie czeka.
zbitki drewna
https://sjp.pwn.pl/szukaj/zbitka.html
drżała delikatnie
generując inny rodzaj drgań
???
jasne skrawki, chyba pyłki drzewa
Co, sosny?
głowa z impetem podskoczyła do góry
emocji, z każdej mogłam ułożyć kilka reakcji
Źle to brzmi.
Ale on tylko siedział, ruszał gałkami.
Obraz powstały w moim umyśle raczej nie odpowiada Twojej intencji.
nie wiem jak
Nie wiem, jak.
– Kłamałeś.
Zaledwie przemilczał.
– Ale wierzę… wierzę, że naprawdę jesteś inny.
… seriously? Bo wystarczy, że raz na ciemną ścieżkę wstąpisz, i już musisz być Vaderem? Chłooooopie.
był zlepkiem nieruchomego ciała z odrobiną woli
Pokolenia filozofów przewracają się w grobach… https://filozofuj.eu/tag/problem-umysl-cialo/
Płyta nagrobna wbijała mi się w skórę
To musiała być rozbita. Chyba.
Ratowanie cywilizacji ma skończyć się w ciszy, na pustym cmentarzu, jakimś marnym monologiem?
Lampshade już Cię nie uratuje.
Ja wciąż widzę cię jako kogoś większego.
Anglicyzm.
ale to wciąż twoja ingerencja, wciąż ty
Anglicyzm. Nie "wciąż" tylko "i tak".
Dlaczego po mnie przyszedłeś skoro
Dlaczego po mnie przyszedłeś, skoro.
Gdzie mam wracać
Dokąd.
paskudniej
Literówka.
Była pusta na każdym innym świecie, ale nie tutaj.
To są światy równoległe, inne planety, wymiary? Światy możliwe? Hę?
Rzędy białych napisów wyścielały sufit
https://sjp.pwn.pl/szukaj/wyścielać.html
każdy miał pod sobą datę
Data nie należy do napisu? Fruwa sobie w powietrzu?
jednak rozumiałam tylko jeden
Nie "jednak", "ale".
na których bazuję
Co to znaczy?
Jak mam zmienić podstawy samego siebie?!
Nie da się. Następny, proszę.
Ali ten świat jest obrzydliwy
Wołacz oddziel: Ali, ten świat jest obrzydliwy.
Skrawki ciała odpadały jak sierść
Czyli pod spodem coś było…
One wciąż są kluczem
Czemu miałyby przestać nim być?
nie chciał, abym je ruszała
Żebym. To, że kryształy są częścią Alego, jest oczywiste.
Pękała mi głowa od jego pulsującego serca.
Pękała mi głowa od pulsowania jego serca.
Dominował niebieski pragmatyzm, sporo czerwieni, natomiast zielonego pozostały zaledwie skrawki.
Dobra, ale to już znikąd nie wynika. Dotąd kojarzyłeś aspekty umysłowości z zapachami i smakami. Ponadto: skrawek pochodzi od skrawania. Nie odpadania. Zapomniałam wyżej zaznaczyć.
Cywilizacja jest rozwinięta, kryształy wypaliłyby ciało Alego
…? Czemu?
A co jeśli się mylę?
A co, jeśli się mylę?
Paznokieć stuknął o twardą strukturę kryształu.
… powierzchnię. Powierzchnię!!! https://sjp.pwn.pl/szukaj/struktura.html
Ból wciąż mieszał się z nadzieją. Sprzeczność.
Polemizowałabym.
Brakuje logiki, jest tylko egoizm i altruizm.
“Nie sprzeciwia się logice przedkładanie zniszczenia świata nad zadraśnięcie małego palca.” Hume. Logika, mój drogi, nie wyznacza celów. Najwyżej ścieżki. KPW?
Dlatego Ali zamknął swoje ciało.
Co dokładnie masz na myśli?
rozsypałam resztki po innych otworach
Jakich innych? Gdzie tu były jakieś otwory?
Gdybym przestawała pracować, już bym ich nie tchnęła.
A nie "tknęła", aby?
później pieczenie, pot, gorycz
Pot nie jest emocją.
Świadomość, która prawie dała się zdusić, powróciła na powierzchnię.
Mieszana metafora.
Coś najlepszego zrobiła?
Coś ty najlepszego zrobiła?
była równocześnie najbliżej i najdalej ciała
?
Dokładnie tak jak on chciał
Dokładnie tak, jak on chciał.
Widziałem jak Kinga delikatnie rusza nogą
Widziałem, jak. "Delikatnie" jeszcze tu ujdzie, ale niedługo zacznę konstruować bomby na jego widok…
Podsuwam portal bliżej, ale nawet go nie zauważyła.
Zmieniony czas.
Jej pierś gwałtownie podskoczyła.
… ?
Wiesz czemu chciałbym naprawiać z tobą światy?
Zgubiony przecinek.
Gdzie mam wracać?
Dokąd.
oblicze zaczynało się rozmywać
Nagle takie wysokie "oblicze"?
Drżały mi dłonie, ale to nie przytłoczenie, nie wizualizacja, tylko czyste emocje. Prawdziwe.
A te wizualizacje, to one skąd się biorą, co? I przytłacza też coś, a nie brak czegoś, zasadniczo.
Zwrócę cię
Hmm.
Podskoczyła jej klatka
Nawet nie chcę wiedzieć.
wyjąkała podczas nieudolnej próby doczołgania się do łóżka
Skompresowane.
Zatrzymała się, coraz bardziej przylegając do podłoża
…?
Zrobiłaś coś, co zaprzeczało twojej naturze, zbliżyłaś się do wzoru, który stworzyłem tysiące lat temu.
Nie mam pojęcia, o co chodzi.
unosi swoją sylwetkę, choć ta nawet nie miała jako takiej masy
Sylwetka to kształt, abstrakt, nie da się jej unieść. A "jako taki" to ocena, nie pasuje tu.
otoczenie, całe spojrzenie
Rym.
moim pierwotnym
Czemu pierwotnemu?
ja na języku czułem jej przerażenie
Szyk.
jakbym zamiast przeżycia wielkiej podróży, postawił
Wtrącenie: jakbym, zamiast odbyć wielką podróż, postawił.
przecież to tylko przybliżenie. Swego rodzaju wizualizacja.
Co to jest przybliżenie, do jasnej ciasnej?
Chwilę później doszły wciąż lekko zatarte wspomnienia.
Hmm.
twarzy, która mnie dostrzegała
Twarz nie dostrzega.
Na ten moment to niemożliwe
Telewizyjne.
A teraz się dowiesz, za co oberwałeś. Słuchaj, facet, ten tekst MIAŁ POTENCJAŁ, ŻEBY MNIE ZACHWYCIĆ. I co? I pstro. Niewykluczone, że część tego potencjału trafiła w niebyt przez cięcia. Część przez ograniczenia czasowe i brak przygotowania filozoficznego. Część przez zły dobór słów.
Wiem tyle, że miałeś tutaj materię, ale nie nadałeś jej satysfakcjonującej formy. Tekst jest tak chaotyczny i niepozbierany, że nawet nie wiem, jaka forma byłaby satysfakcjonująca. Bo tak: myśl niewątpliwie błąka się gdzieś w okolicach "dum spiro, spero" (a nawet, jak już nie spiro, to jeszcze trochę spero). Jest facet nie całkiem, ale wystarczająco niepodobny do Doktora i panna w roli towarzyszki. Jest odpowiedzialność, przynajmniej muśnięta. Jest parę mocnych, obrazowych opisów. Jest jakaś ontologia. Tylko… co mi pokażesz kawałek tej ontologii, to zaraz pokazujesz coś przeciwnego. Związek między parą podróżników jest mętny, nijaki, w sumie nie wiem, czy im na sobie zależy i dlaczego robią to, co robią. Nie mam pojęcia, co tu się dzieje etycznie. Metafizycznie też. Opisujesz rzeczy tak abstrakcyjne, że najmniejszy błąd w doborze słów powoduje oczopląs – a w dodatku te rzeczy zmieniają się bez ostrzeżenia, za kulisami. Ogół sprawia wrażenie straszliwego bałaganu. Wyciąłeś około połowy tekstu, ale czy to była ta właściwa połowa? Czy wszystkie najlepsze kawałki wylądowały w koszu? Czy właśnie najlepsze kawałki zostały, ale tak poszatkowane, że przestały być dobre? Nie mam pojęcia, skąd się wzięło zakończenie, dlaczego Kinga nie mogłaby zostać pomocnicą Alego? Czy może raczej, żeby nie było nieporozumień, nie przeszkadza mi, że wróciła. Przeszkadza mi, że nic wcześniej na to nie wskazywało.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Aliqius – ktoś inny.
Nawet nie zwróciłam na to uwagi. Byłam już podminowana, tak. Ale nie zwróciłam. A takie znaczące imię musi być, no, znaczące. Tylko – co chciałeś, żeby znaczyło?
smutna opowieść o mężczyźnie bawiącym się żywymi istotami i jego rozterkach z tym związanych, a raczej rozterkach związanych z zanikającymi, jak widać, uczuciami co do tego, pewną znieczulicą
Hmm. Smutna bez wątpienia. Rozterki też są, i co do zaniku uczuć, owszem. Ale mnie bohater wydał się martwić bardziej o siebie, niż o światy. O to, jaki on sam jest, skoro zrobił to czy tamto.
Ciekawy pomysł na rozpoznawanie uczuć jako smaków i zapachów.
Tak, to dobry pomysł, tak przesunąć qualia – ciało już ich nie ma, więc wszystko przejmuje umysł, zresztą zapachy mają podbarwienie emocjonalne.
Eksploatacja światów miała przypominać pielęgnowanie sadzonki, a nie wklejanie dębu w miejsce świerku.
Straciłem najważniejszy element, nierozerwalną część. Nie zdołałem pokazać tej ukrytej zażyłości z każdym światem, który odwiedzał.
Ano, nie. Może jednak trzeba było ściąć mniej i wrzucić poza konkursem?
Nadchodząca porażka… wokół niej było budowane całe opowiadanie,
Hmm. Ale co miało być tą porażką? Bo samo to, że potrzebował pomocy, chyba nią nie jest.
Kierowałem się logiką, że skoro ma tę niesamowitą zdolność, że może widzieć jej emocje, może też komentować je podczas prowadzenia narracji. Nie wiem czy to poprawne w zasadzie.
Nie widzę problemu. Akurat to, że Ali widzi (czy inaczej odczuwa) emocje Kingi, jest jasne.
głównym planem było stworzenie opowiadania mniej oderwanego od rzeczywistość jak zazwyczaj
… whaaaaat? :P
Kwestiami, które poruszasz w swoim opku ludzie zajmują się od tysięcy lat, a Ty próbujesz je wcisnąć w to maleństwo ;)
O, to, to. Nie we wszystkim zgadzam się z Irką, ale jakieś 80% jej komentarza bym przepisała. Więc nie będę.
Jeśli chodzi o fizykę, to musiałby być to ten rodzaj, który próbuje połączyć fizykę z duchem, świadomością i wychodzi połączenie, za którym nie przepadam, bo mi się równanie E=mc² nie zgadza.
Iruś, fizyka nie zajmuje się duchem ani świadomością. Inna rzecz, że przyjmując przyczynowe domknięcie świata fizycznego skazujemy się na epifenomenalizm, czyli traktowanie siebie jak maszyn, którym się tylko zdaje, że myślą. Ale to dygresja.
Nie zajarzyłam, że jego podstawowy świat nadal na niego oddziaływuje.
Ja też nie. A właściwie dlaczego oddziałuje?
A Twój bohater ni cholery nie tłumaczy dziewczynie, o co chodzi…
Nie dość, że on nie tłumaczy, Ty, Autorze, tego nie pokazujesz.
Ojoj. No i jak to jest, że normalnie tego w ogóle nie widać xD W sensie, gdy sam próbuję poprawiać.
Znany w psychologii fenomen – kiedy tekst Ci się opatrzy, prześlizgujesz się nad szczegółami. Wszyscy tak mają. Trzeba go odłożyć, aż się zapomni, a lepiej dać komuś, kto jeszcze nie czytał, a ma dobre oko.
czytając nawet mało zrozumiały tekst, zawsze żywię nadzieję, że jeszcze wydarzy się coś, co otworzy mi oczy i pozwoli pojąć zamysł twórcy
Ja tak samo. :)
właściwie bez przerwy tańczysz na granicy niezrozumienia
Jeśli więc gdzieś tam pojawia się refleksja, że nie było warto ścinać, to też trzeba uczciwie ocenić, że bez ścinania z jednego problemu wpadłbyś w inny. A imię jego „przegadanie”. ;)
Może i tak… a może nie.
Operować trochę obrazem, chciałem żeby cała akcja skupiała się na powolnym upadku, ale nie wyszło. Trudno.
Zrobisz lepsze kiedy indziej.
Wiesz, ja potraktowałem ten temat dwojako, to skakanie po planetach jest w zasadzie drugorzędne.
Niby tak, chociaż…
Tutaj to przynajmniej mogę napisać, że doskonale Cię rozumiem. ;)
:P
Sterty. ;-)
XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć, Tarnino. Bardzo, bardzo, przeogromnie dziękuję… i przepraszam od razu, bo mam w ostatnich dniach niebo spada mi na głowę i nie będę miał czasu, żeby wprowadzać poprawki. Jak tylko nieco obowiązków mi ucieknie, to wszystko sprawdzę, wdrożę i na wszystko odpowiem ;)
Nie ma problema, my wszyscy tak :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie zrozumiałam :(
Czytało się przyjemnie, tylko nie wiem, o czym :(
Przynoszę radość :)