- Opowiadanie: NiskiJezuita - Czternasty. O wyłomie w Murze Szczurorzędzkich

Czternasty. O wyłomie w Murze Szczurorzędzkich

Tekst jest po­dzie­lo­ny na sześć czę­ści, ko­lej­ność, poza po­cząt­kiem i koń­cem, ma zna­cze­nie (teo­re­tycz­nie) dru­go­rzęd­ne, acz­kol­wiek to i tak tech­nicz­nie się skła­da wszyst­ko na ca­łość, więc to już za­le­ży, jak kto woli czy­tać. (nie­kie­dy po pro­stu nar­ra­cja z po­przed­niej czę­ści nie jest kon­ty­nu­owa­na zaraz na po­cząt­ku dru­giej, więc no, wolę tutaj to nad­mie­nić/przed­po­wie­dzieć(?))

 

Nie do końca wiem, co zro­bić z ta­ga­mi, zo­sta­wię więc koty (tech­nicz­nie się zga­dza) i gra­fo­ma­nię (jako motyw naj­bar­dziej prze­wod­ni also for memes). Nie ma szczu­rów, nie ma myszy, nawet nie ma gry­zo­ni. Dla­cze­go koty mają swój wła­sny tag, a ich głów­ni “”wro­go­wie”” nie? 

 

Tekst i wy­da­rze­nia w nim przed­sta­wio­ne NIE po­win­ny być od­bie­ra­ne jako an­ty-ko­cia pro­pa­gan­da, ja na­praw­dę nie chcę za­dzie­rać z ludź­mi lu­bią­cy­mi koty, sam je lubię, słowo

 

Na­praw­dę szko­da, że nie ma tagu szczu­ry

 

Pierw­szy raz tutaj pu­bli­ku­ję, więc je­stem cie­kaw, czy tekst się jakoś śmiesz­nie nie sfor­ma­tu­je czy coś  

 

Ja­kieś dwa ty­go­dnie temu, na­praw­dę nie chcia­łem być “tą osobą”, która pu­bli­ku­je tekst w ostat­ni dzień, ale jak to zwy­kle bywa z chce­niem i nie­chce­niem – nie wy­cho­dzi tak jak chce­my)

 

Takie rze­czy są le­gal­ne, w sen­sie spa­mie­nie czymś takim w przed­mo­wie? tech­nicz­nie nie jest ni­g­dzie na­pi­sa­ne, że nie wolno, to po­dob­nie jak z pacz­ko­ma­ta­mi, ale za­wsze jest gdzieś jakaś za­sa­da, wi­szą­ca w po­wie­trzu i w ogóle, bę­dzie faj­nie się do­wie­dzieć, ta­kie­mu świe­ża­ko­wi, dzię­ku­ję i życzę przy­jem­ne­go czy­tan­ka.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy II, Użytkownicy IV, Użytkownicy V, Finkla

Oceny

Czternasty. O wyłomie w Murze Szczurorzędzkich

 

 

O życiu pod Murem.

 

– Ile zo­sta­ło?

– Jakoś tak nie­wie­le. Ze trzy?

– Trzy? A niech ich… za mało. 

– Ano. Mało.

– A szu­ka­li­ście może coś dziś?

– Pusto pod murem. Szczę­kacz był. Chło­pa­ki drap­nę­li parę razy i też po­szli szu­kać. Ale nic.

– Jasna cho­le­ra! Już od trzech dni nie rzu­ca­ją. A mieli, mieli rzu­cać.

– Mó­wi­łem ci, jak za­czę­li zrzu­cać pół­li­tro­we. Że zaraz prze­sta­ną.

– I prze­sta­li, jak pań­stwo widzą!

– Ano. Prze­sta­li.

– Dobra, to pójdę pod okno, do Niego. Może bę­dzie dziś i coś zor­ga­ni­zu­je.

– Nie było Go wczo­raj, nie było przed­wczo­raj.

– A pa­trzył Szczę­kacz dziś?

– A pa­trzył.

– I co?

– I też nie było. Mó­wi­łem, że po kilku ra­zach prze­sta­nie.

– I prze­stał, jak pań­stwo widzą!

– Ano. prze­stał.

 

 Ale ja nie prze­sta­łem. Oni tylko sie­dzą przy stole. Oni by tylko ga­da­li, mię­dzy sobą, do sie­bie, do peł­nej czy też nawet do pu­stej sali. Oni ani razu nie dra­pa­li. Pa­znok­cie czy­ste, dłu­gie, nie­po­gry­zio­ne. Gdy za­sy­sa w brzu­chu, zęby same to­czyć za­czy­na­ją ślinę. Li­ta­nia gry­zo­ni, brak gry­zie­nia to i brak zmar­twie­nia.

 

 Szare futro nosi w sobie wszel­kie cho­ro­by. Nie ma zna­cze­nia, jak za­dba­ne są palce, ale ich to, jak widać, strasz­nie zaj­mu­je. Dzi­siaj też będę dra­pał, tak jak wczo­raj dra­pa­łem. Dra­pię od kiedy pa­mię­tam, za­wsze w tym samym miej­scu. Dra­pię sam, wy­dra­pu­ję inną niż resz­ta dziu­rę. Oni niby dra­pią, ci od Szczę­ka­cza, we trzech dra­pią, ale co z tego, jak ja sam wię­cej od nich wy­dra­pa­łem? Raz z nimi byłem, sły­sza­łem, bo mówił, naj­młod­szy z nich:

 

– Wiesz, myślę sobie tak: po co my to w ogóle dra­pie­my?

– Bo tak trze­ba. Tak ro­bi­li przed nami, to i my ro­bi­my.

– No do­brze, ale gdzie my się w ogóle chce­my do­dra­pać? Ty wiesz w ogóle, co tam za tym Murem?

– Nie.

– To po co to wszyst­ko w ogóle?

– Ja tam nie wiem. Oj­ciec dra­pał, dzia­dek dra­pał, to i ja dra­pię. Twoi też, ogól­nie, dra­pa­li.

– No tak, ale nie my­śla­łeś o tym tak sobie kie­dyś ogól­nie?

– Nie.

– W ogóle?

– Nie. Słu­chaj, drap­nij tam jesz­cze z grub­sza trzy razy, żeby było, że coś zro­bio­ne i potem giry na stole.

– Ja nie wiem, jak tak sobie myślę nie­kie­dy ogól­nie, że tam w ogóle nic nie ma za tym Murem.

– Jakby nie było, to po co byśmy w ogóle dra­pa­li, hmm? Drap­nij i chodź. Jak przyj­dzie ktoś z kwa­te­ry, to ścia­na ogól­nie twar­da, za­kwa­sy ogól­ne po wczo­raj, aku­rat zro­bi­li­śmy wła­śnie dzie­sięć minut prze­rwy, albo że sły­chać było kota gdzieś tam, ogól­nie, za oknem. 

– A z oknem nie było wczo­raj?

– A może. Może było.

 

 Za­bra­łem im li­tro­wą, którą dziś mieli. Ja jej bar­dziej po­trze­bu­ję. Oni biorą, niby na trzech, niby bo cięż­ka ro­bo­ta, ale tylko się opi­ja­ją, nie! tylko jeden z nich, naj­star­szy, Szczę­kacz wła­śnie, pije! Spe­cjal­nie pa­znok­cie ob­gry­za, by po­ka­zać, jak to on cięż­ko nie ha­ru­je. A tamta dwój­ka, jego ekipa, na to przy­zwa­la, no ale co się dzi­wić, no bo co ma niby po­wie­dzieć? Star­szy, to niby źle robi? Roz­ka­zać mu mają coś mają, dupę ze stoł­ka pod­nieść? Jak niby star­sze­mu, taki chły­stek, może pod­sko­czyć? Jak ma młoda krew niby wy­grać ze star­czy­mi mą­dro­ścia­mi? Pluje im pro­sto do py­sków, a oni mu jesz­cze po­dzię­ku­ją. 

 

 Ale ja wiem, ja wiem swoje! Wiem, że nie bę­dzie po­trze­ba ko­lej­ne­go po­ko­le­nia, by do­ko­pać się do środ­ka, wiem że sta­nie się to jesz­cze za mo­je­go życia! Je­stem jesz­cze młody, a sta­rzy niech sobie tam ga­da­ją, ja nie mam na to czasu!

 

 Są wśród nas tacy, co nie wie­rzą w Śro­dek, nie wie­rzą w Świat, do któ­re­go od po­ko­leń się do­dra­pać pró­bu­je­my. Więk­szość jed­nak wie­rzy, ale tylko tak, bo wy­pa­da. Ot tak, dla za­sa­dy i dla świę­te­go spo­ko­ju. Nikt z nas jed­nak nie wi­dział, naj­star­si nawet nie sły­sze­li. 

 

 Ponoć za życia mo­je­go pra­pra­dzia­da Brama się otwo­rzy­ła. Ponoć wy­szedł ktoś ze środ­ka. Ponoć był młody i mówił ja­kieś słowa nie­zro­zu­mia­łe, wy­per­fu­mo­wa­ne, upięk­szo­ne, ja­kieś takie na­zbyt do­sko­na­łe. Miał ró­żo­we, ale gład­kie futro i nie­bie­skie oczy, czy­ste ja­kieś na sobie ubra­nie, takie ko­lo­ro­we. Za­dba­ne i schlud­ne włosy, a także dziw­ną czap­kę na gło­wie. Pach­nia­ło od niego ład­nie. Ale coś było u jego lewej kost­ki, coś me­ta­licz­nie stu­ka­ło.

 

 W pew­nym mo­men­cie urwa­ły się słowa, zroz­pa­czo­ne bo nie­sły­szal­ne, mimo że cała masa się wtedy ze­bra­ła. Złoty łań­cuch się na­cią­gnął, wy­pro­sto­wał. Po­ja­wi­ły się łzy w oczach, rzu­cać po­czę­ła się na wszyst­kie stro­ny prze­ra­żo­na głowa. Oszu­ka­na głowa. Łań­cuch po­czął wcią­gać go, po­wo­li, do Środ­ka. Rwał się, prze­wra­cał, wie­lo­krot­nie, zdzie­rał swoje pięk­ne, ale coraz bar­dziej brud­ne ubra­nie. Śmie­chów licz­ne za­stę­py roz­brzmie­wa­ły zza Bramy, szy­de­ry, drwi­ny cięły po­wie­trze, zie­mię re­za­ły. Twar­da, ka­mie­ni­sta i spróch­nia­ła zdzie­ra­ła zeń ró­żo­we futro, od­sła­nia­jąc kości wę­gli­ście czar­ne. Roz­pła­ka­ły się, szare teraz, prze­ra­żo­ne oczy. Wy­pa­dły, star­cze już teraz, brud­ne włosy. Śro­dek go po­chło­nął, wcią­gnął na zło­tym łań­cu­chu po­now­nie w swoje trze­wia. Już w sumie trupa, odar­te­go z całej god­no­ści i mie­nia. Za­trza­snę­ła się za nim Brama, po­twor­ny ryk wy­da­jąc. Dzie­więć razy prze­krę­co­no w niej ogrom­nym klu­czem. Ze zło­ty­mi łań­cu­cha­mi, jed­nak wciąż to­ną­cy w bło­cie. 

 

 Ze­bra­li­śmy zdar­te futro, ze­bra­li­śmy brud­ne ubra­nie. Krew wsią­kła w zie­mię, krew gęsta i sztucz­nie na nie­bie­sko bar­wio­na. Zie­mia przed Bramą od za­wsze była ja­ło­wa, od za­wsze czar­na, od za­wsze mar­twa. Ko­lej­na ni­błę­kit­na krew tylko coraz bar­dziej ją wy­su­sza.

 

A potem tylko padał deszcz.

 

 Mam od ojca ka­wa­łek tego ubra­nia. Prze­ka­zy­wa­ny z dzia­da, pra­dzia­da. Dowód na Środ­ka ist­nie­nie. Ale ja nie po­trze­bu­ję do­wo­du, bo ja wie­rzę. Nie po­trze­ba mi nie­do­wiar­ków ani jed­no­dnio­wych de­wo­tów. Do­sta­nę się do Środ­ka. Znaj­dę pięk­ne ubra­nie. I wrócę. Wrócę, z moimi wła­sny­mi, z na­szy­mi sło­wa­mi, wrócę z nor­mal­ny­mi ge­sta­mi. I nie dam się po­chło­nąć Bra­mie!

 

 

O woj­nie z ko­ta­mi.

 

Dym i po­piół wciąż nam to­wa­rzy­szą, każdy od­dech to lo­te­ria. Za­wsze na nas to wszyst­ko opada, bo to cięż­sze jest od po­wie­trza. Prze­klę­te niech będą szare wy­po­tli­ny, niech prze­klę­ci będą ba­ro­no­wie ule­pie­ni z węgla i śliny! 

 

 

Roz­pa­dli­ny roz­ci­na­ją wszyst­ko wokół. W ziemi li­chej i sza­rej roz­ora­ne ko­le­iny, w któ­rych my, szczu­ry i myszy, się gnieź­dzi­my. Po­nu­re to, te zie­miań­skie blo­ko­wi­ska, ale są domem, więc jest to kwe­stia w ja­kimś stop­niu ma­cie­rzy­sta. Bo ro­dzi­my się tutaj i tu umie­ra­my. Mamy po jed­nym życiu na głowę, nie mie­li­śmy szczę­ścia uro­dzić się ko­ta­mi. Ka­ta­mi na­sze­go losu są wła­śnie te za­pchlo­ne zwie­rzy­ska, jak my ich nie­na­wi­dzi­my, ale co też zro­bić mo­że­my, poza cho­wa­niem głów w pia­sek? 

 

 

Za­wsze się oszu­ku­je­my, mimo że nasz nos stara się ze wszyst­kich sił. Mamy nosa do tych spraw, po­wie­dzą ci, co nigdy nie tra­fia­ją tam, gdzie trze­ba. A potem za­wsze trąci ja­kimś gry­zo­niem. Bo nie chce się sprzą­tać cu­dze­go syfu, a prze­cież to nie my to wszyst­ko pro­du­ku­je­my, za to to­nie­my pod górą nie-na­szych śmie­ci. Gdy ktoś przy nas pali, śmier­dzi bar­dziej, niż gdy my sami pa­li­my. Oto ka­ba­ła pier­wot­ne­go smro­du. 

 

Mój przy­ja­ciel z Ko­le­iny 8/11 pró­bo­wał kie­dyś stwo­rzyć ruch prze­ciw tej ko­ciej swa­wo­li, a ja mia­łem być przy tym co jakiś czas, słu­chać i spa­mię­tać, coby potem prze­ka­zać innym. Było ich szes­na­stu, mło­dych, am­bit­nych, wa­lecz­nych. Mieli nie­sa­mo­wi­te me­to­dy.

 

Sobie od pyska odjąć po­tra­fi­li, gdy zza Muru zrzu­co­na zo­sta­ła tuń­czy­ka pusz­ka, aby użyć jej jako wa­bi­ka, żeby do­rwać prze­ciw­ni­ka. Wy­ko­py­wa­li wów­czas głę­bo­kie, ale wą­skie nory, pusz­kę na dnie umiesz­cza­li. Ale dno było oszu­stwem – była tam za­pad­nia. Gdy jakiś kot, zwa­bio­ny za­pa­chem, wlazł mordą i przed­ni­mi ła­pa­mi do dziu­ry, to za­pa­da­ła się pod nim pod­ło­ga, na­dzie­wał sobie łapy na za­ostrzo­ne za­pał­ki. Były one wbite lon­tem do ziemi. Przy­cza­jo­ny na samym dole par­ty­zant, w wy­ko­pa­nym spe­cjal­nie po to tu­ne­lu, od­pa­lał tyle za­pa­łek, ile się dało, pod­czas gdy z góry, grupa wy­pa­do­wa, wbi­ja­ła inne za­pał­ki w tylne nogi. One rów­nież miały lont i pło­nę­ły po chwi­li. Pło­nę­ło ich wię­cej, ile się dało, ale za­wsze tyle, ile na jed­ne­go prze­ciw­ni­ka prze­zna­czo­no. A licz­ba to do­kład­nie 50 i do­dat­ko­we dzie­więć, tak zwa­ne­go, wra­zie­cze­go.

 

Kot palił się z dwóch stron, po­twor­ne wi­do­wi­sko. Ale ubó­stwia­li ryk prze­ciw­ni­ka, ci mło­dzi bo­jow­ni­cy, śmia­li się, pluli, szy­dzi­li z jego męki. A on się spa­lał, po­wo­li i bez­li­to­śnie, czę­sto przy­gnia­ta­ny jesz­cze ka­mie­nia­mi, by na pewno nie mógł się wy­do­stać. Prze­kli­nał swo­ich opraw­ców, bła­gał o li­tość, mo­dlić się za­czy­nał, pła­kał, och jak po­twor­nie pła­kać wów­czas za­czy­nał! Gdy strach z roz­pa­czą się po­łą­czy, gdy ze wszyst­kich stron uci­ska­ją nas ścia­ny, gdy boli, gdy tak po­twor­nie nas parzy, gdy sta­nąć mamy już nie­dłu­go przed Śmier­ci twa­rzą, go­dzi­my się z losem, z ostat­ni­mi se­kun­da­mi, bo­wiem umie­ra­jąc, ro­bi­my to za­wsze sami, odar­ci z god­no­ści, upior­nie nadzy.

 

I tak by było, w ja­kiejś wy­śnio­nej być może walce, w opo­wie­ści o wiel­kim cier­pie­niu i pięk­nym umie­ra­niu. Wszyst­ko dzia­ło­by się nie szyb­ko, ale rów­nież nie długo. Nie­dłu­go by­ło­by po wszyst­kim, po cier­pie­niu. Ale nie tutaj, bo tu było jesz­cze cze­ka­nie. Bo to nie ogień kota wy­kań­czał, to też nie za­pał­ki, wbi­ja­ne w nogi. To czas, naj­bar­dziej ze wszyst­kich broni, zło­wro­gi. To zmę­cze­nie, za­klesz­cze­nie w ziemi, ten brak po­wie­trza, prze­chod­nie znu­dze­ni, któ­rym za­chcia­ło się do­łą­czyć do bi­czo­wa­nia, coby żal za coś z prze­szło­ści, ko­cie­mu sym­bo­lo­wi po­wie­rzyć. I mi­ja­ją dłu­gie mo­men­ty tego na wpół życia i na wpół umie­ra­nia.

 

I spo­cznie na bar­kach przy­szłych, a głów­nie tego na­stęp­ne­go po­ko­le­nia, aby uza­sad­nić, zro­zu­mieć czy też na za­wsze prze­kląć takie dzia­ła­nia.

 

Po­je­dyn­cze trium­fy par­ty­zanc­kie­go od­dzia­łu przy­nio­sły im sporo sławy wśród in­nych osie­dli. Ich sze­re­gi za­czę­ły się roz­ra­stać. Koty za­czę­ły za­cho­wy­wać się znacz­nie ostroż­niej, nie­kie­dy nawet od­pusz­cza­ły, wi­dząc zwę­glo­ne łapy swo­ich po­przed­ni­ków wy­sta­wio­ne na prze­stro­gę. Star­szy­zny osie­dlo­we nie po­dzie­la­ły tego ich mło­dzień­cze­go en­tu­zja­zmu bun­tow­ni­cze­go, cze­goś się oba­wia­li. 

 

Koty ata­ko­wa­ły też inne osie­dla. Do­sta­ło się Roz­pa­dli­nie 16, po­rwa­no tam jed­nej nocy całą ro­dzi­nę. W No­ro­wi­sku 3, po­roz­ry­wa­ne zwło­ki trzy­na­stu mło­dych były potem bar­dzo mo­zol­nie i z tru­dem przez ro­dzi­ny iden­ty­fi­ko­wa­ne, a na­stęp­nie cho­wa­ne. Dzia­ła­nia te jed­nak, za­miast po­wo­li stu­dzić zapał tych na­szych bo­jow­ni­ków, tylko do­da­wa­ły im zwo­len­ni­ków. Wszyst­ko za­czę­ło eska­lo­wać, star­szy­zny osie­dlo­we za­czę­ły się nie­po­ko­ić. So­lid­nie nie­po­ko­ić. 

 

Pewne­go dnia, do­szło do ka­ta­stro­fy. W prze­cią­gu paru go­dzin cały ruch oporu zo­stał zli­kwi­do­wa­ny. Z sa­me­go rana, gdy par­ty­zan­ci jesz­cze smacz­nie spali, pewni sie­bie i roz­le­ni­wie­ni po wielu drob­nych zwy­cię­stwach, zo­sta­li za­sko­cze­ni przez grupę wy­spe­cja­li­zo­wa­nych kotów. Bez­względ­ne be­stie roz­dar­ły liche struk­tu­ry ich bazy, wy­ry­wa­ły ich ze snu, zdra­py­wa­ły z po­słań. Baza była jed­nak przy­go­to­wa­na na taką ewen­tu­al­ność: sieć roz­licz­nych tu­ne­li cią­gnę­ła się da­le­ko poza Ko­le­inę 8, coby umoż­li­wić uciecz­kę.

 

A przy­naj­mniej tak by było, gdyby nie fakt, że ktoś za­wa­lił ich sporą część. Że ktoś umie­ścił w tu­ne­lach białe ka­mie­nie, które wy­pa­la­ją skórę. Że ktoś wydał po­ło­że­nie bazy. Że ktoś wy­ła­pał tych, co pró­bo­wa­li ucie­kać. Że ktoś ich wydał w ręce katów. Że ktoś rękę na swo­ich braci i sio­stry pod­niósł. Że star­szy­zna mil­cza­ła, gdy ktoś potem o to pytał. Jak się o nich do­wie­dzie­li? Skąd wie­dzie­li gdzie szu­kać? Kto z na­szych im po­mógł? Kto wydał? Te i inne py­ta­nia, wraz z pyłem i ku­rzem, wy­peł­nia­ły po­miesz­cze­nia miesz­kal­ne przez na­stęp­ne ty­go­dnie. 

 

Trze­ba było uprząt­nąć "ba­ła­gan" po­zo­sta­wio­ny przez na­szych par­ty­zan­tów z Ko­le­iny 8. Też mu­sia­łem sprzą­tać. Tar­ga­li­śmy kocie zwło­ki aż pod Okno. To zwy­kle jest około sie­dem go­dzin drogi. Ze zwło­ka­mi scho­dził cały dzień, bo prze­cież trze­ba jesz­cze wró­cić. I tak to uci­chło. Ale z obu stron, o dziwo. Koty też prze­sta­ły wy­ła­zić na łowy. Nie­kie­dy tylko je widać, ale wów­czas tylko spa­ce­ru­ją. Może prze­ra­zi­ła ich licz­ba dzie­więć? 

 

 

Mówi się o sta­nach rze­czy. 

 

Wszy­scy du­si­my się dymem. Wszy­scy za Murem oczy­wi­ście. W Środ­ku na pewno nie mają ta­kich pro­ble­mów, w Środ­ku na pewno nie trują się czar­ną chmu­rą. 

 

A przy­naj­mniej tak będą mówić ci, co nigdy kota nie wi­dzie­li, a je­dy­nie coś tam od kogoś kie­dyś sły­sze­li. Bo tak się uśmie­cha­ją, gdy pupil coś w pyszcz­ku przy­nie­sie. Bo to śmiesz­ne, bo to za­ba­wa. Bawią się ary­sto­kra­ci, przy­wią­zu­jąc chło­pa za nogi do konia. Ci się śmie­ją, a ten kona. Zwy­kła spra­wa – ot w dwóch róż­nych ho­do­wa­na sta­wach, ale wciąż ta sama ryba, bul­go­cze sobie, je i pływa. 

 

To jakaś więk­sza głowa nad ko­ta­mi stoi, ktoś w końcu mu­siał ich tak wy­cho­wać. I ta głowa wiel­ka jesz­cze mniej ma od nich ro­zu­mu, dławi się tylko śliną przy obie­dzie, chi­chra się, pije po­spo­łu i koń­czy, nosem skie­ro­wa­na w niebo, ale jed­nak w dół stołu. Prze­pięk­na to fik­sa­cja, tego próż­ne­go oby­cia, tego odzie­nia ko­lo­ro­we­go, dro­gie­go na­kry­cia, nie­sa­mo­wi­ta to pa­to­lo­gia po­wszech­nych stan­dar­dów, gdy za­miast wy­cie­ra­nia, sto­su­je się ob­li­zy­wa­nie pal­ców. Chwa­ła tym wszyst­kim, któ­rzy wy­so­ko głowy trzy­ma­ją, chwa­ła ro­dzi­com, co swoje po­cie­chy same sobie zo­sta­wia­ją, chwa­ła wła­ści­cie­lom, wszel­kiej ko­ciej masy, bo bar­dziej oni, niż taki kot na le­ni­stwo są łasi! 

 

Mło­dzie­niec nie­mal­że prze­ko­pał się przez mur. Tak, zda­rzy się to jesz­cze w na­szym po­ko­le­niu, jakaż to upior­nie eks­cy­tu­ją­ca wizja. Ta­jem­ni­ca zo­sta­nie roz­wia­na, praw­da przy­nie­sio­na, mara okieł­zna­na! 

 

 A nie­kie­dy po pro­stu wo­li­my być ręką wyż­szej isto­ty pro­wa­dze­ni, tak to już wy­ni­ka z na­sze­go po­cho­dze­nia. Cho­dzi­my od nie­chce­nia, trze­ba wsta­wać rano, cho­ciaż mało mamy do zro­bie­nia. Ot, wy­zna­cze­ni są ci od przy­no­sze­nia, wy­zna­cze­ni ci od sprzą­ta­nia cią­gle za­ku­rza­ją­ce­go się osie­dla, wy­zna­cze­ni ci, co mą­dro­ści mają do ga­da­nia, ale nie­wie­le w nich wno­sze­nia. 

 

Od­wie­dzę dziś Mło­dzień­ca, co dra­pie w pocie czoła, we­sprę go, być może zro­bić to zdoła. Ach, jakże nie­sa­mo­wi­te jest samo wy­obra­że­nie, Śro­dek, po tylu la­tach, sta­nie przed nami otwo­rem! Tak, też wie­rzę, że to po­ko­le­nie nas od­mie­ni, kurz ze­trze, czar­ny dym za­trzy­ma, na nowo naszą rze­czy­wi­stość z cze­goś-tam ulepi. Ot wszel­kie­go sta­ra­nia się przy­czy­na – aby było le­piej tym, co po nas na­sta­ną. Aby od­dech prze­stał być lo­te­rią, aby w kurzu nie du­si­ły się po­ko­le­nia, aby pod gó­ra­mi śmie­ci nie to­nę­ły młode dusze, aby było wię­cej wody i je­dze­nia. Jest to, wie­rzę głę­bo­ko, do zro­bie­nia. Prze­łom, Mur musi znik­nąć z pola wi­dze­nia, albo przy­naj­mniej do­pu­ścić nas do Środ­ka. Bo tam po­wie­trze nie jest szare, to na pewno. Dym nie unosi się tak wy­so­ko. Z dru­giej jed­nak stro­ny, nikt Muru nie wi­dział szczy­tu. Być może ist­nie­je, ale to bez zna­cze­nia. Kie­dyś upad­nie, mamy taką na­dzie­ję. 

 

– Może nie, że upad­nie – powie do mnie Mło­dzie­niec, jak już na­pi­je się wody – ale na pewno przej­dzie­my. Prze­bi­ję się, nie dziś, nie jutro, ale wie­rzę, że nie­dłu­go. Czuję w ko­ściach.

– A wła­śnie – po­wiem – jak Twoje kości? Od tego dra­pa­nia to muszą cię nie­źle.

– Boleć? Nie, nie bolą, to już w sumie bez zna­cze­nia, wiesz, dra­pię już tak długo, że się ciało przy­zwy­cza­iło. Nie­kie­dy nawet przy­sy­piam pod­czas dra­pa­nia. 

– A to nie jest cięż­ka ro­bo­ta? 

– A co wy tam wie­cie, wy Mą­drzy. – Splu­nie, nie­grzecz­nie, ale ro­zu­miem. – Wy nie dra­pie­cie, cho­ciaż po­win­ni­ście, jak każdy. No, ale w po­rząd­ku, tak długo, jak się nie bę­dzie­cie pchać do prze­cho­dze­nia. Cięż­ko jest, cięż­ko, no ale trze­ba, cho­le­ra. 

– Nie my­śla­łeś od­po­cząć. – Prze­trę mu czoło chu­s­tą. – Cho­ciaż kilka dni?

– Teraz? Teraz nie ma sensu, zbyt bli­sko je­stem, czuję w ko­ściach, wszę­dzie czuję. Już pra­wie, jesz­cze tylko chwi­la. .

– A jakiś plan? Co zro­bisz, jak już się przed­ra­piesz?

– Wejdę, znaj­dę ko­lo­ro­we ubra­nia, za­pa­mię­tam, co się da i wrócę, po­wiem wszyst­kim, co wi­dzia­łem i bę­dzie wię­cej cho­dzić. Po je­dze­nie cho­ciaż­by.

– Ale mamy prze­cież je­dze­nie.

– Tak, tyle, by nie gło­do­wać, ma­rze­nie po pro­stu.

– Więc po cóż ko­lo­ro­we ubra­nia?

– Bo to ma więk­sze zna­cze­nie! Jasne, woda, je­dze­nie i tak dalej, czy­ste po­wie­trze, ale mu­si­my mieć coś poza tym, coś… coś pięk­ne­go, coś je­dy­ne­go, coś, co więk­szym celem się sta­nie!

– Ubra­nie?

– Tak, ubra­nie. I niech każdy ma takie, ko­lo­ro­we, pięk­ne, je­dy­ne tylko dla sie­bie!

– Nie patrz spode łba na to, co mówię, ja się zga­dzam, ja po­mo­gę, tylko że. Tylko, że nie do końca ro­zu­miem to ubra­nie. – Wy­cią­gnie z kie­sze­ni ka­wa­łek ma­te­ria­łu, zębem czasu wie­lo­krot­nie po­gry­zio­ny i mi po­ka­że. – A to co? 

– Ka­wa­łek ubra­nia, sprzed wielu lat. Mój pra­pra­dziad zdo­był je od ró­żo­wej po­sta­ci ze zło­tym łań­cu­chem. Kie­dyś było pięk­ne i ko­lo­ro­we wła­śnie.

– Prze­mi­ja­nie, wszyst­ki kolor się ze­trze z cza­sem.

– Tak, oczy­wi­ste, ale my bę­dzie­my po­ko­le­niem w barw­ne odzia­nym szaty! Pierw­szym od lat, i zo­sta­nie­my za­pa­mię­ta­ni na lata. 

– Być może, być może tak bę­dzie. 

 

Po­mo­głem mu dziś z dra­pa­niem, dra­pa­li­śmy na zmia­nę. Chce się wie­rzyć, że bę­dzie ina­czej. Chce się ma­rzyć o ko­lo­ro­wej sza­cie. Chce się od­dy­chać czy­stym po­wie­trzem, chce się jeść coś, co nie jest wy­rzu­co­ne przez kogoś in­ne­go. Chce się pisać, chce się czy­tać, cho­ciaż się nie umie, bo i po co, w takim sta­nie? Mó­wi­ło się, że tak długo, jak słoń­ce świe­ci, będą ro­dzić się poeci. Słoń­ce ma pro­blem z prze­bi­ciem się przez czar­ne chmu­ry. Wszyst­ko ską­pa­ne w cie­niu, oto wła­śnie mrok no­wych wie­ków, na wskroś po­nu­ry. 

 

 

O Po­wta­rza­niu, czyli me­to­dy ro­zu­mie­nia.

 

Ponoć po­ko­le­nia od­le­głe, co przed nami ist­nia­ły, pa­mię­ta­ły jesz­cze za­pach świe­żej trawy. Miała być zie­lo­na i gnieź­dzić w sobie życie. Zie­mia, na któ­rej rosła miała być żyzna i moż­li­wa do wy­ko­rzy­sta­nia. Ponoć siało się w niej i coś wy­ra­sta­ło. Ponoć można było jeść płody tych upraw. Ponoć by­li­śmy kie­dyś jej pa­na­mi. 

 

Teraz mamy tylko szary. Zie­mia kwa­śnym jest zra­sza­na desz­czem od wielu lat, nic w niej nie ro­śnie, nie ma jak. Teraz wszyst­ko jest już tylko mar­twe, to już nawet nie jest umie­ra­nie. 

 

Za­wsze cze­goś bra­ku­je, ale to już na­tu­ral­na kwe­stia ist­nie­nia. Póź­niej po­ja­wia się szu­ka­nie, nor­mal­ne na­stęp­stwo gu­bie­nia. 

 

Mło­dzie­niec wie­rzy, że za Murem jest zdro­wa zie­mia. Wie­rzy, że rosną na niej rze­czy, które można bez stra­chu zja­dać. Wie­rzy, że pach­nie tam ta trawa. I ja chcę wie­rzyć, cho­ciaż trud­na jest ta wiara. 

 

Tu się wszyst­ko tylko wciąż po­wta­rza. Bo wszyst­ko to tylko po­wta­rza­nie, tylko ono ist­nie­je, tylko ono daje życie, de­fi­niu­je zwy­cza­je. Wsta­wa­nie, cho­dze­nie, zbie­ra­nie, je­dze­nie, picie, za­mar­twia­nie, roz­ma­wia­nie, kasz­le­nie, wciąż bra­ku­je, za­sy­pia­nie, pusty brzuch, bur­cze­nie, potem po­bud­ka, łka­nie i strach, mil­cze­nie, wiel­kie wie­ków umie­ra­nie i ro­dze­nie i wciąż w kółko, takie trwa­nie, tra­wie­nie. Po­wta­rza­nie, po­wta­rza­nie, po­wta­rza­nie. Z ca­łych po­przed­nich po­ko­leń osta­ły się jeno ości, które w gar­dle stają, uwie­ra­ją, bo to mil­cze­nie bez speł­nie­nia, bo to urwa­ne zda­nia i nie­do­po­wie­dze­nia. Znowu pada kwa­śny deszcz. 

 

 

Prze­łom. 

 

Udało mi się, na­resz­cie udało! Mam, widzę, czuję, ja­kieś, tak to ja­kieś świa­tło! Po dru­giej stro­nie, prze­bi­łem się przez Mur, śro­dek już zaraz przede mną się roz­ry­su­je, bę­dzie ubra­nie, je­dze­nie, bę­dzie woda, bę­dzie po­wie­trze! Na­resz­cie, na­resz­cie, zmar­twych­wsta­nie! 

 

***

 

Bolą mnie nogi zaraz po prze­bu­dze­niu. A trze­ba wsta­wać, trze­ba iść pod okno, bo z je­dze­niem licho. Ech, niech to. Ale wody jest przy­naj­mniej sporo, to do­brze, szu­kać nie trze­ba. Idźmy więc, idźmy, bo kto cho­dzi rano, jak to mówią, i tak dalej. 

 

***

 

Nie­sa­mo­wi­te, cu­dow­ne, pięk­ne, wspa­nia­łe! To już pra­wie tutaj, już pra­wie, już się przed­ra­pa­łem! Jesz­cze tylko kilka, jesz­cze kilka drap­nięć i… i już, już chwil­ka. Odła­ma­ny, ostat­ni ka­wa­łek, odła­ma­ny. Ja… ja widzę, ja czuję, to… to jest Śro­dek, on ist­nie­je, on ist­nie­je i jest… i jest… 

 

***

 

O cię jasna cho­le­ra, a co to tu się czyni. Jakiś cwa­niak se prze­niósł po­sła­nie bli­żej okna, a? Stąd ma ze, hmm, z go­dzi­nę może, no nie­źle, nie­źle, niech po­cze­ka, aż się kto ze star­szych dowie. Cie­ka­we z ja­kie­go osie­dla go tu przy­wia­ło. Sprawdź­my sobie na szyb­ko, czy jest na miej­scu. Och, tu jest dra­pa­ne. Ale prze­cie chwi­la, tego nie po­win­no tutaj być. Szczę­kacz ma dra­pa­nie swoje nie­da­le­ko, to ten co tutaj robi? Jakaś sa­mo­wol­ka widzę, no super, super. Ech, no nic, naj­wi­docz­niej trze­ba im dać na­ucz­kę, tym mło­ko­som, bo to pewne, że młody jakiś dra­pie, widać po łapie. Star­szy­zna się dowie, i to jesz­cze dziś. Ale w sumie? Dla­cze­go wieje z dziu­ry? Gdzieś się do­stał? Bah, bzdu­ra, nie ma żad­ne­go prze­cie Środ­ka. Pew­nie mi się wy­da­je. Albo jed­nak? Spraw­dzę, spraw­dzę i już. A gdzie mój, ach tu jest, za­wsze w razie czego przy sobie, nie­za­wod­ny, uni­wer­sal­ny i w ogóle. Za­wsze jakoś tak bez­piecz­niej wtedy.

 

– Co to się tu wy­ra­bia, a? 

– Ja się prze­ko­pa­łem, prze­ko­pa­łem do Środ­ka! 

– Jakże? Że do "Środ­ka"? 

– Tak, tak! Tak, do­kład­nie! 

– A to ci. 

– Jest tam, jest tam wszyst­ko, czego u nas nie ma, mówię ci, chodź, chodź po­ka­żę Ci, nie uwie­rzysz, och, uwie­rzysz, bo zo­ba­czysz! 

– Śro­dek, taaa? 

– Chodź, zo­ba­czysz, a póź­niej powie się innym, przy­nie­sie się, przy­nie­sie ze środ­ka, ach, ko­lo­ro­we ubra­nie! 

– Taaa, przy­nie­sie sie…

– Co ty… 

– … ubra­nie

– … ro­bisz?

– Taaa. Ko­lo­ro­we ubra­nie. Zo­ba­czy­my, w końcu: czemu nie, a?

 

 

Dzie­więć. 

 

Mia­łem kie­dyś przy­ja­cie­la i on dra­pał. Cie­szył­by się za­pew­ne, jakby mógł tutaj z nami dzi­siaj stać. Pew­nie chciał­by zo­ba­czyć. 

 

Z rana przy­szła wia­do­mość: Brama, pierw­sze prze­krę­ce­nie zamka. Całe tłumy, wy­la­li­śmy się z osie­dli, każdy pod Bramę. Dru­gie, sły­chać je wszę­dzie, od­bi­ja się ten dźwięk od każ­dej ścia­ny. 

 

Trzy, cze­ka­my. Sto­imy i mi­ja­ją go­dzi­ny, mamy na­dzie­ję, że nie bę­dzie padać. Czwar­ty, prze­ra­że­nie. Pytań wiele, co to ma niby zna­czyć, co się do cho­le­ry dzie­je?! Pa­ni­ka, ale sto­imy i pa­trzy­my, może bę­dzie zrzu­ca­ne. 

 

Pięć, nie­po­ko­ją się nogi, drżą ręce, pot na czo­łach, każdy i wszę­dzie, szep­ty i głosy, licz­ne za­wo­ła­nia. Szó­sty, już pra­wie, mówią wszy­scy: "już pra­wie bo to ma być niby Dzie­więć", ale nikt do­kład­nie nie wie, tylko sły­szał, coś niby, po­przed­nie po­ko­le­nia. 

 

Sie­dem, jest już sie­dem, a za każ­dym razem coraz więk­sze po­ru­sze­nie, a potem nie­sa­mo­wi­te, coraz głęb­sze mil­cze­nie. 

 

Ósmy. Nie­po­kój, ogrom­ne zmar­twie­nie. Co to bę­dzie, znów, co się sta­nie, czy nam coś grozi, jak od­po­wie­dzieć dziec­ku na takie py­ta­nia? Od­de­chy wstrzy­ma­ne, każda se­kun­da teraz od­li­cza­na, a jest ich wiele, coraz bli­żej, coraz… 

 

Dzie­więć. 

 

A potem tylko padał deszcz. 

 

Koniec

Komentarze

Czesc. Ja tylko bar­dzo krot­ko i z te­le­fo­nu, wiec mo­zli­wo­sci mam ogra­ni­czo­ne. Szo­ruj z in­ter­punk­cją, zanim ju­ro­rzy wpad­ną :p Masz sporo błę­dow, jak tu: "Za­bra­łem im li­tro­wą. którą dziś mieli.". Masz też mno­stwo po­wto­rzeń, jak tu: " Miał ró­żo­we, ale gład­kie futro, miał nie­bie­skie oczy. Miał czy­ste ja­kieś na sobie ubra­nie, takie ko­lo­ro­we, miał czy­ste i schlud­ne włosy, a także dziw­ną czap­kę na gło­wie." Nie­kto­re aka­pi­ty wy­ma­ga­ją roz­bi­cia, jak ten: "Moj przy­ja­ciel z Ko­le­iny…". Błed­nie za­pi­su­jesz dia­lo­gi, jak tu: "– Nie my­śla­łeś od­po­cząć – prze­trę mu czoło chu­s­tą." Z opi­nią do­ty­cza­cą tre­sci wroce po­zniej. Tym­cza­sem spro­buj cos po­pra­wic, ale czasu masz nie­wie­le ;)

Nie można chyba ina­czej prze­czy­tać tego opo­wia­da­nia, jak tylko jako wiel­ką, sym­bo­licz­ną i pro­fe­tycz­ną wizję. Udało Ci się stwo­rzyć świat, który jest uni­wer­sal­ny w swo­ich po­wią­za­niach, emo­cjach, zna­cze­niu… i to mi się nie­zmier­nie po­do­ba.

Język jest in­try­gu­ją­cy. Pa­te­tycz­ne czę­ści nie po­zwa­la­ją, aby od­czy­tać je do­słow­nie, więc czy­tel­nik po­zo­sta­je w ob­rę­bie uni­wer­sal­ne­go mitu czy przy­po­wie­ści.

 

Oj­ciec dra­pał, dzia­dek dra­pał, to i ja dra­pie.

dra­pię – li­te­rów­ka

 

To była in­te­re­su­ją­ca lek­tu­ra. Jeśli po­pra­wisz błędy in­ter­punk­cyj­ne i re­dak­cyj­ne, to zgło­szę do bi­blio­te­ki.

Po­zdra­wiam!

Dzię­ku­ję za uwagi, po­sta­ram się jesz­cze wpro­wa­dzić zmia­ny w kwe­stiach in­ter­punk­cyj­nych (pięta achil­le­sa) i upo­rząd­ku­ję co umiem.

Uwa­żam, że roz­wle­kłeś treść za bar­dzo, wręcz ją roz­wod­ni­łeś. Szczur opo­wia­da o walce z ko­ta­mi czy prze­gry­za­niu się przez mur, ale wszyst­ko tak bez emo­cji, z wiel­ką pre­ten­sją bo­ha­te­ra do ca­łe­go świa­ta. O ile sam motyw przed­sta­wie­nia nar­ra­cji z punk­tu wi­dze­nia szczu­ra uwa­żam za cie­ka­wy, to wy­ko­na­nie go zu­peł­nie nie przy­pa­dło mi do gustu. Pro­ble­my z za­pi­sem dia­lo­gów i prze­cin­ka­mi, za­im­ki oso­bo­we wiel­ką li­te­rą, a przede wszyst­kim pełno rymów, np. 

Roz­pa­dli­ny roz­ci­na­ją wszyst­ko wokół. W ziemi li­chej i sza­rej roz­ora­ne ko­le­iny, w któ­rych my, szczu­ry i myszy, się gnieź­dzi­my. Po­nu­re to, te zie­miań­skie blo­ko­wi­ska, ale są domem, więc jest to kwe­stia w ja­kimś stop­niu ma­cie­rzy­sta. Bo ro­dzi­my się tutaj i tu umie­ra­my. Mamy po jed­nym życiu na głowę, nie mie­li­śmy szczę­ścia uro­dzić się ko­ta­mi.

I tak jest z wie­lo­ma zda­nia­mi, w końcu tekst za­czął przy­po­mi­nać słowa pio­sen­ki.

Cie­ka­wy eks­pe­ry­ment, ale nie po­rwał.

Po­zdra­wiam

Oooooo, dzię­ki temu ob­raz­ko­wi przy­po­mniał mi się Rollo, spec od sa­bo­ta­żu, z Sze­re­gow­ca Do­lo­ta! (to chyba stąd w gło­wie pod­świa­do­mie obraz szczu­ra z za­pał­ka­mi mia­łem)

 

Ups. No przed­mo­wa tak za­wi­ła, żem trzy razy mu­sia­ła prze­czy­tać, a i potem wra­ca­łam. Pierw­szy raz mia­łam ocho­tę na­pi­sać ko­men­tarz do przed­mo­wy. xd

A, tak w ogóle, teo­ria winna z prak­ty­ką się zga­dzać. Teo­rie są w po­rząd­ku, spoko, okej­ka. Prak­ty­ka bez sensu, ir­ra­cjo­nal­na, po­zba­wio­na w więk­szo­ści po­lo­tu i zna­cze­nia.

Memy są ni­cze­mu nie­win­ne, po­dob­nie jak myszy i koty. Ko­ma­ry za to na­le­ży wy­tę­pić. Tak je­stem bez­względ­na i tnę je ma­cze­tą, jak tylko jed­ne­go zoczę, a jak się trafi jakaś azja­tyc­ka bie­dron­ka – też. I za nic mam wtedy eko­lo­gicz­ne na­po­mnie­nia. 

A dla­cze­go coś jest w ta­gach bądź nie, pisz re­kla­ma­cję do Wiel­kiej Klam­ry, rzecz­ni­ka Chthu­lu na por­ta­lu. xd

A teraz już do­brze czy­ta­my Twoje opko, tak jak je na­pi­sa­łeś, od pierw­sze­go znaku do ostat­nie­go, nie po­mi­ja­jąc środ­ko­wych i pil­nie wy­pa­tru­jąc po dro­dze pu­ła­pek na myszy. ;-)

 

Przed­ra­pa­łam się przez tekst! Ka­pi­tal­nie pro­wa­dzisz tę nar­ra­cję i po­mi­mo trud­nej dla mnie se­kwen­cji z ko­ta­mi, po­do­ba­ło misię! No ale i myszy też do­sta­ły. Jak nie lu­dzie, niech tam Ci bę­dzie. W sumie mu­sia­łeś ob­my­ślić sza­tań­ską pu­łap­kę. 

To, co piszę wska­zu­je, że mam już dwóch fa­wo­ry­tów w kon­kur­sie TŚ, Sary i CMa. :-)

Co misię po­do­ba­ło – przede wszyst­kim nar­ra­cja (spój­na, za­baw­na, ale i prztycz­ki w nos w niej były obec­ne, iście ludz­kie), ale także i to:

Nagle w tek­ście po­ja­wi­ło się wier­szo­wa­nie

Szok, szast-prast, byłam na ko­ciej po­la­nie

Gdzie myszy tępią pa­zu­ry o drze­wa

Za­ko­cha­ny kot pa­trzy i altem śpie­wa

A drugi bu­ra­sek szuka w tra­wie sera

ogo­nem po­ru­sza­jąc do tego co­ve­ra

A nad wszyst­ki­mi krąży mewa

Pió­rem scze­pio­na z pu­cha­czem,

Któ­re­mu dzień z nocką się  po­my­lił

A ja, kie­lich wzno­szę utrwa­la­czem

I dra­pać, dra­pać, nie prze­sta­nę.

 

Ostat­nia scena – cze­ka­nie. Może ten deszcz nie­kwa­śny. Nie wia­do­mo. Mi sko­ja­rzył się ze sceną mok­nię­cia po­szcze­gól­nych jed­no­stek na Gai, choć u Cie­bie ma wy­dźwięk ra­czej smut­ny.

Po­ni­żej masz dro­bia­zgi in­ter­punk­cyj­ne i to­to­wa­nie. Jeśli po­pra­wisz prze­cin­ki (tak jesz­cze tro­chę ich zo­sta­ło po­mi­mo po­pra­wia­nia), zaraz pójdę po­skar­żyć się do bi­blio. A tak w ogóle – witaj na forum NF. Nie spraw­dza­łam, czy je­steś zu­peł­nie nowy, czy sta­ro-no­wy. W każ­dym razie na po­czą­tek link do do­bre­go pod­su­mo­wa­nia praw prze­ży­cia na por­ta­lu NF, au­tor­stwa Dra­ka­iny

Por­tal dla żół­to­dzio­bów

 

,No to po co to wszyst­ko w ogóle?

,drap­nij tam jesz­cze z grub­sza ze trzy razy,

,A tamta dwój­ka, jego ekipa, na to przy­zwa­la, no ale co się dzi­wić, no bo co niby powie?

Zer­k­nij, czy aby nie kiks, bo aż się prosi "ma po­wie­dzieć"?

,wiem(+,) że sta­nie się to za mo­je­go jesz­cze życia! Je­stem jesz­cze młody,

Pod­kre­śle­nie – zer­k­nij, prze­czy­taj na głos jak brzmi, ja zmie­ni­ła­bym szyk.

Kur­sy­wa – po­wtó­rze­nie, jeśli ce­lo­we, zo­staw.

,Ko­lej­na ni­błę­kit­na krew

Li­te­rów­ka?

,Mam od ojca ka­wa­łek tego ubra­nia. Prze­ka­zy­wa­ne z dzia­da, pra­dzia­da.

Li­te­rów­ka?

,Za­wsze na nas to wszyst­ko opada, bo to cięż­sze jest od po­wie­trza.

Totu­jesz, oba do usu­nię­cia. ;-)

,Po­nu­re to, te zie­miań­skie blo­ko­wi­ska, ale są domem, więc jest to kwe­stia w ja­kimś stop­niu ma­cie­rzy­sta.

jw.

,prze­cież to nie my to wszyst­ko pro­du­ku­je­my, za to to­nie­my pod górą nie-na­szych śmie­ci.

jw.

,śmier­dzi bar­dziej(+,) niż gdy my sami pa­li­my

,aby użyć jej jako wa­bi­ka, aby do­rwać prze­ciw­ni­ka.

Po­wtó­rze­nie.

,to też nie za­pał­ki,

,Bo to nie ogień kota wy­kań­czał, to też nie za­pał­ki, wbi­ja­ne w nogi. To czas, naj­bar­dziej ze wszyst­kich broni, zło­wro­gi. To zmę­cze­nie,

Jedno może zo­stać, resz­ta weg.

,Za­czę­ło to wszyst­ko eska­lo­wać

Nie­po­trzeb­ne.

,W prze­cią­gu paru go­dzin,(-,) cały ruch oporu zo­stał zli­kwi­do­wa­ny.

,co by umoż­li­wić uciecz­kę.

Chyba jed­nak łącz­nie w tym przy­pad­ku. Sprawdź:

https://polszczyzna.pl/coby-czy-co-by/

nck

,Skąd wie­dzie­li(+,) gdzie szu­kać?

,Te i inne py­ta­nia, wraz z pyłem i ku­rzem wy­peł­nia­ły po­miesz­cze­nia miesz­kal­ne przez na­stęp­ne ty­go­dnie. 

Hmm, tu chyba trze­ba by­ło­by po­trak­to­wać jako wtrą­ce­nie i dać prze­ci­nek po ku­rzem, lub zli­kwi­do­wać pierw­szy prze­ci­nek, jed­nak nie mam pew­no­ści – co zro­bić, jak le­piej?

,chwa­ła ro­dzi­com(+,) co swoje po­cie­chy same sobie zo­sta­wia­ją, chwa­ła wła­ści­cie­lom(+,) wszel­kiej ko­ciej masy, bo bar­dziej oni,(-,) niż taki kot,(-,) na le­ni­stwo są łasi! 

,tak to już wy­ni­ka

,No(+,) ale w po­rząd­ku, tak długo(+,) jak się nie bę­dzie­cie pchać do prze­cho­dze­nia

,za­pa­mię­tam(+,) co się da i wrócę, po­wiem wszyst­kim(+,) co wi­dzia­łem

Przy dwóch cza­sow­ni­kach w funk­cji orze­cze­nia – trze­ba mu­so­wo. :-)

,Nie patrz z pode łba na to, co mówię, ja się zga­dzam, ja po­mo­gę, tylko że. Tylko, że nie do końca ro­zu­miem to ubra­nie. – Wy­cią­gnie z kie­sze­ni ka­wa­łek ma­te­ria­łu, zębem czasu wie­lo­krot­nie po­gry­zio­ny i mi po­ka­że. – A to co?

To jest ubra­nia ka­wa­łek, sprzed wielu lat

Zo­staw naj­le­piej jedno, no, góra dwa. :-)

Pod­kre­śle­nie – spode!

,Chce się ma­rzyć,(-,) o ko­lo­ro­wej sza­cie

,to do­brze, to szu­kać nie trze­ba.

,Ale prze­cie(+,) chwi­la, to nie po­win­no tutaj być.

 

pzd srd :-)

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Asy­lum chce po­pra­wiać to, to, to… ale mnie się wy­da­je, że nie można. Ina­czej cały czar pry­śnie! Styl się roz­le­ci i wszyst­ko się zrobi po­praw­ne i nudne.

Zgło­szę do bi­blio­te­ki, bo prze­my­ślaw­szy spra­wę, stwier­dzam, że aka­de­mic­kie ry­go­ry in­ter­punk­cji tu nie pa­su­ją.

 

Nie zrobi się nudne, chal­bar­czyk, byłam uważ­na! Pro­si­łam tylko i wy­łącz­nie o po­pra­wę prze­cin­ków,  a cała resz­ta – do uzna­nia, uwa­ża­nia! :-)

 

Edyt­ka: Byłam przez rok dy­żur­ną i nie je­stem już – może szko­da, choć cią­gle się nie daję, przy­naj­mniej pró­bu­ję – prze­tre­no­wa­na w pod­sta­wach. Mu­sia­łam, taki life. <ulu­bio­na motka Baila>

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Nie­sa­mo­wi­te, jak to się po­tra­fi przed ocza­mi uło­żyć, jak to wszyst­ko “to” co tu się mnoży (jak szczu­ry nor­mal­nie) jest teraz z tek­stu wy­dar­te i uka­za­ne. I fak­tycz­nie, może nie­kie­dy wy­szło tego za dużo xD

Ale jedno zda­nie jest tutaj, w któ­rym “to” gra rolę ważną:

 

“prze­cież to nie my to wszyst­ko pro­du­ku­je­my, za to to­nie­my pod górą nie-na­szych śmie­ci”

 

“to nie my”, “to­nie­my”. Taka to, gra, w to­nię­cie. Ja na przy­kład nie umiem pły­wać, ale to nie ma aku­rat zna­cze­nia.

 

W isto­cie li­te­rów­ka w “prze­ka­zy­wa­ne” – moja wina, po­pra­wię.

 

Ale li­te­rów­ką nie jest “ni­błę­kit­ny”. To zbi­tek: “niby” i “błę­kit­ny”, a jako, że błę­kit­ny tak wy­god­nie za­czy­na się od “b-“, a pierw­sza sy­la­ba “niby” może też być użyta jako osob­na forma “(ni taki, ni owaki), to po­wstał tutaj ni­błę­kit, imi­ta­cja błę­ki­tu. A błę­kit­na/ni­by-błę­kit­na/ni­błę­kit­na/ni to błę­kit­na, ni… krew to już ra­czej oczy­wi­ste xD. 

 

Wpro­wa­dzę po­praw­ki jakie się da, takie co nie roz­ja­dą tek­stu, takie co go tylko sen­sow­nie po­prze­ci­na­ją (bo to chyba jesz­cze le­gal­ne, przy ta­kiej dacie na ka­len­da­rzu, cnie?)

 

 

Od­nio­sę się też do po­przed­nie­go ko­men­ta­rza, o roz­wad­nia­niu i ry­mo­wa­niu – być może tak jest, pew­nie tak jest, tu już mi cięż­ko oce­nić, bo to opi­nia, bo masz tu rację, bo ja nie lubię tak wprost nie­kie­dy, a to wku­rza nie­kie­dy, jak każde słowo w wy­gło­sie koń­czy się na to samo. Ale chcę tylko dodać, że tam nie jest jeden szczur jako nar­ra­tor. Jest ich co­najm­niej trzech. 

 

I jesz­cze do pierw­sze­go ko­men­ta­rza – w pierw­szym roz­dzia­le to w ogóle się mnó­stwo po­wta­rza. Takie słowa jak: “w ogóle”, “miał”, “dra­pa­nie” i jego od­mia­ny, mnó­stwo po­wta­rza­nia. Ale taka to me­to­da ro­zu­mie­nia. W końcu ta­jem­ni­ca, a jej od­po­wie­dzią jest po­wta­rza­nie. 

 

Nie­mniej, ser­decz­ne wszyst­kim dzię­ki za wy­ka­za­ne błędy. Z in­ter­punk­cyj­ny­mi się zga­dzam, w pełni, bo im wię­cej lat mi przy­by­wa tym bar­dziej się orien­tu­ję, ze za­po­mi­nam jej zasad pod­sta­wo­wych, z nie­któ­ry­mi błę­da­mi o cha­rak­te­rze po­wtó­rek się zga­dzam, a to “to” mnie boli, bo to tak nie­zwy­kłe słów­ko, co to tak cięż­ko wy­rwać z tek­stu. Po­sta­ram się, ale nic nie obie­cu­ję

 

Dla mnie mo­men­ta­mi zbyt okrut­ne, jed­nak czyta się płyn­nie i wcią­ga.

“Oto ka­ba­ła pier­wot­ne­go smro­du.” – to nie­złe motto;)

Wie­lo­po­ko­le­nio­we dra­pa­nie też jest głę­bo­kie.

Chęt­nie się­gnę po Twoje ko­lej­ne dzie­ła.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Zgła­szam, pisz, mi tam się ca­łość ogrom­nie spodo­ba­ła! :-)

NJ, ano tak już jest z tym to­to­wa­niem, że przy po­dob­nej nar­ra­cji mnoży się jak kró­li­ki. :-) W po­je­dyn­czych brzmi, w ca­ło­ści – prze­sta­je. 

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Witaj.

Żal mi kotów, bo za opi­sy­wa­ny­mi tu par­ty­zan­ta­mi w żaden spo­sób nie je­stem. :)

Nie­zły po­mysł, sporo hu­mo­ru i nie­sa­mo­wi­tych akcji. Dra­pa­nie z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie w końcu musi przy­nieść ja­kieś efek­ty! :)

 

Po­zdra­wiam i gra­tu­lu­ję cie­ka­we­go tek­stu. :)

Pe­cu­nia non olet

Efek­ty być może, na pewno ja­kieś, cięż­ko po­wie­dzieć, czy to dobre, takie do­dra­pa­nie.

 

Żal, praw­da (autor pra­gnie w tym miej­scu za­zna­czyć, że kocha zwie­rzę­ta, koty, psy, a nawet szczur­ki, i że rów­nież nie po­chwa­la au­to­ra za takie bru­tal­ne roz­wią­za­nie, za takie na wskroś na­tu­ra­li­stycz­ne nar­ra­cyj­ne za­gra­nie)

 

Po­zdra­wiam rów­nież, ser­decz­nie.

laugh

No tak, walka musi nieść ofia­ry, taka jej na­tu­ra…

Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Nie­zbyt, przy­zna­ję, przy­pa­dło mi to do gustu. Na po­cząt­ku byłam za­fa­scy­no­wa­na nieco inną formą, mo­men­ta­mi bar­dzo po­etyc­ką, mimo że to tekst o szczu­rach, ale szyb­ko się zmę­czy­łam. Kli­mat pa­su­je do gry­zo­ni – jest taki… po­spiesz­ny? Nie wiem, jak to na­zwać, ale ko­ja­rzy mi się wła­śnie ze zwie­rzę­ta­mi kła­pią­cy­mi bar­dzo szyb­ko zę­ba­mi. Uwa­żam, że na krót­ki tekst forma by­ła­by cał­kiem in­te­re­su­ją­ca, ale przy tak dłu­gim przy­tła­cza, a fa­bu­ła nie jest na tyle cie­ka­wa, aby to nad­ro­bić.

 

Ach, PS Wi­ta­my na por­ta­lu. :D

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Chcę Ci tylko na­pi­sać, NJ, że z chę­cią zgło­si­ła­bym to opo­wia­da­nie do no­mi­na­cji piór­ko­wej – to naj­wyż­sze uzna­nie na por­ta­lu, jeśli tego nie wiesz. Jed­nak tego nie zro­bię, bo nie wiem, czy to nie jed­no­ra­zo­wy strzał (niby po­win­no nie prze­szka­dzać, ale…), pierw­sza wer­sja była bar­dzo chro­po­wa­ta – prze­cin­ki, teraz jest już le­piej i ewen­tu­al­nej wy­gra­nej w kon­kur­sie nie za­szko­dzi (to inne – ważne wy­róż­nie­nie fo­ru­mo­we), poza tym lekko prze­szka­dza mi też, że żad­ne­go z opo­wia­dań zgło­szo­nych na kon­kurs nie prze­czy­ta­łeś-sko­men­to­wa­łeś (mo­je­go nie mu­sisz, bo nie warto – jest nudne i tego nie chcę, ale zu­peł­nie żad­ne­go?).

Tekst jest cie­ka­wy, dra­pa­nie zo­sta­ło w pa­mię­ci. Pisz i roz­wi­jaj się. :-)

pzd srd :-)

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Czy­ta­łam , cią­gle tylko my­śląc “przed­ra­pie się czy nie przed­ra­pie?”, “no i co wła­ści­wie jest za tym murem?”. Z pew­no­ścią więc po­tra­fisz wzbu­dzić za­cie­ka­wie­nie czy­tel­ni­ka. Styl miej­sca­mi robił się bar­dziej pa­te­tycz­ny, cza­sa­mi mniej. In­try­gu­ją­cy za­bieg. Fak­tycz­nie mia­łam wra­że­nie, że czy­tam mit czy po­da­nie o szczur­ko­wym pro­fe­cie.

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Pióra, skrzy­dła, co by po wę­drow­nych pia­skach pta­si­mi nóż­ka­mi stą­pać nie mu­sieć. Cóż, Asy­lum, dzię­ku­ję. Za to, że po­ja­wi­ła się taka myśl. To o czymś świad­czy, a mi jest miło. 

Czy to jed­no­ra­zo­we: nie, ra­czej nie. Plany już są, pierw­sze zda­nia. Teraz tylko ta od­wiecz­na li­ta­nia zdań skła­da­nia. 

Czy­ta­nie. Może fak­tycz­nie po­wi­nie­nem, cho­ciaż stu­dia całą ener­gię na czy­ta­nie po­chła­nia­ją. Ko­men­to­wa­nie, też praw­da. 

 

Verus, ro­zu­miem do­sko­na­le i się zga­dzam. Zwłasz­cza z fa­bu­łą, nie je­stem zbyt dobry w do­da­wa­niu jej cie­ka­wo­ści, “tego cze­goś”, za po­mo­cą czego się wy­bro­ni. Po­spiesz­ność tak, zwłasz­cza przy końcu, gdzie te roz­dzia­ły by­wa­ły coraz krót­sze, a w ostat­nim w ogóle od­li­cza­nie. Dzię­ku­ję więc za prze­czy­ta­nie, mimo zmę­cze­nia. 

 

Adan­ba­reth, dzię­ki za prze­czy­ta­nie.

No i przed­ra­pał. Ale ta­jem­ni­ca nie roz­wią­za­na. Kie­dyś pew­nie się do­wiem, bo też je­stem cie­kaw, co za tym Murem sie­dzi(wtedy dam znać). 

Zwłasz­cza z fa­bu­łą, nie je­stem zbyt dobry w do­da­wa­niu jej cie­ka­wo­ści, “tego cze­goś”, za po­mo­cą czego się wy­bro­ni.

To się da wy­pra­co­wać. :D

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Chal­bar­czyk, zwra­cam uwagę, że tek­sty no­mi­no­wa­ne do Bi­blio­te­ki po­win­ny być po­praw­ne ję­zy­ko­wo (co ozna­cza też po­praw­ną in­ter­punk­cję – wia­do­mo, prze­ci­nek tu czy tam mógł uciec, ale przy kil­ku­na­stu/kil­ku­dzie­się­ciu po­praw­kach…). To je­dy­ne obiek­tyw­ne kry­te­rium przy gło­sie do Bi­blio. Wał­ku­je­my przy róż­nych oka­zjach ten temat od lat.

 

Ni­ski­Je­zu­ito:

Prze­czy­ta­łem i nie je­stem pe­wien jak od­czy­tać tekst, me­ta­fo­rycz­nie, ni­czym bajkę zwie­rzę­cą, czy może bar­dziej do­słow­nie, jako po­sta­po­ka­lip­tycz­ny świat, w któ­rym “szczu­ry” i “koty” to po­zo­sta­ło­ści ludz­ko­ści.

Naj­moc­niej­szy dla mnie ka­wa­łek to ten, w któ­rym po­ja­wia­ją się ob­ser­wa­cje o za­cho­wa­niach spo­łecz­nych (hie­rar­chia wieku, cwa­niac­two dzie­dzi­czo­ne w spad­ku, młoda, gniew­na par­ty­zant­ka, wie­lo­po­ko­le­nio­we dra­pa­nie do Środ­ka, bo tam trawa bar­dziej zie­lo­na). Nie do końca ro­zu­miem Śro­dek i Bramę, ale być może jest to Ta­jem­ni­ca, któ­rej nie chcia­łeś od­sła­niać – trud­no jed­nak w tym kon­tek­ście zła­pać mi powód i zna­cze­nie wi­zy­ty kogoś ze Środ­ka (łań­cuch wcią­ga­ją­cy go z po­wro­tem jako sym­bol uwię­zie­nia w do­bro­by­cie? Śmie­chy i szy­der­stwa bo ide­ali­sta, syty usi­łu­ją­cy “na­wró­cić” na coś głod­nych?).

Na pewno na­pi­sa­ne jest spraw­nie, choć gdzie­nie­gdzie raził szyk prze­staw­ny (cza­sow­nik na końcu zda­nia, np w “Mówi się o sta­nie rze­czy”). Mam wra­że­nie nie­kon­se­kwent­nej sty­li­za­cji, tak jak­byś przez chwi­lę przy­po­mniał sobie o ar­cha­iza­cji mowy by pod­kre­ślić wiek nar­ra­to­ra w danym frag­men­cie. Mimo to czy­ta­łem z za­cie­ka­wie­niem do sa­miut­kie­go końca i tak tro­chę je­stem nie­pe­wien, co autor miał na myśli: czy ci, co przed­ra­pa­li się do środ­ka, otwie­ra­ją Bramę? Czy zda­nie o desz­czu ozna­cza, że za Bramą jest tak samo, jak przed?

 

Udany de­biut, wi­ta­my na por­ta­lu ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

A do mnie nie prze­mó­wi­ło, mimo że sam po­mysł mi się po­do­ba. Przede wszyst­kim za bar­dzo uczło­wie­czy­łeś szczu­ry: sie­dzą przy stole, na stoł­kach, mają ręce. Uży­wasz pojęć, które nijak mają się do świa­ta zwie­rząt: par­ty­zan­ci, ruch oporu. Za­cho­wa­nia też nie szczu­rze, kota by zżar­ły, a nie cią­gły gdzieś poza sie­dzi­bę, a w śmie­ciach jest pełno żar­cia.

Nie wiem, gdzie one są. Chcą się do­stać do wnę­trza domu, ale jed­no­cze­śnie mam wra­że­nie, że są na ja­kiejś ogra­ni­czo­nej prze­strze­ni. Szczur jak gdzieś wle­zie, to i wy­le­zie.

Bra­ku­je mi tu re­al­nej wie­dzy o szczu­rach.

 

 

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Py­scho­Fish

 

To już chyba jak komu wy­god­niej, czy­nić czy­ta­nie, nie będę ni­cze­go na­rzu­cał.

 

Śro­dek i Brama: z łań­cu­chem jest tak jak my­ślisz, prze­to złoty (ze zło­ty­mi łań­cu­cha­mi to­nie­my w bło­cie). Powód może być różny, a jeden z nich przed­sta­wił Mło­dzie­niec. Jemu cho­dzi­ło o wró­ce­nie z ubra­nia­mi. Wró­ce­nie. Po­wta­rza­nie. Dla­cze­go śmiech? Bo Śro­dek prze­far­bo­wał futro na ró­żo­wo, bo znie­kształ­cił mowę, bo krew zni­błę­kit­nił a potem się śmie­ją tylko, bo to za­baw­ne musi być dla nich, jak się stara co­kol­wiek po­wie­dzieć, jak­kol­wiek po­ro­zu­mieć. Na po­cząt­ku i na końcu. Po­wta­rza­nie.

Tak, sty­li­za­cja jest nie­kon­se­kwent­na, nie­kie­dy na­le­cia­ło­ści stylu mó­wie­nia jed­nej po­sta­ci prze­cho­dzą na drugą – to coś, co muszę po­pra­wić, ulep­szyć. 

 Ci co się przed­ra­pa­li zbyt mali są aby wła­sny­mi si­ła­mi Bramę otwo­rzyć. Ale trop w do­brym kie­run­ku pro­wa­dzi. Deszcz pada, bo padał na po­cząt­ku, i pada na końcu bo to po­wta­rza­nie. Za Bramą zde­cy­do­wa­nie jakoś jest, ale na pewno ina­czej – w końcu nawet mowa jest inna, w końcu stam­tąd są koty, na­tu­ral­ni szczu­rów wro­go­wie

 

Ir­ka­_Luz

Zgo­dzę się, nie­zwy­kle mocno uczło­wie­czy­łem szczu­ry. Koty też, w dużym stop­niu, w końcu koty się nie modlą (a przy­naj­mniej z mo­je­go do­świad­cze­nia tak wy­ni­ka).

Nie wiem, czy Mur i Brama to czę­ści skła­do­we ty­po­we­go domu. 

I co do ostat­nie­go aka­pi­tu – zga­dzam się zu­peł­nie, ja nie mam żad­ne­go po­ję­cia na temat szczu­rów (nie­iro­nicz­nie zwie­rze­nie: nigdy nie wi­dzia­łem na żywo ży­we­go szczu­ra. Tylko mar­twe, albo w In­ter­ne­cie) 

 

(nie­iro­nicz­nie zwie­rze­nie: nigdy nie wi­dzia­łem na żywo ży­we­go szczu­ra. Tylko mar­twe, albo w In­ter­ne­cie)

Ja nie­ste­ty wi­dzia­łam, przed­ra­pał mi się do miesz­ka­nia i wy­stra­szył swoim wście­kłym fu­ka­niem jak cho­le­ra ;)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

To jest w ogóle dziw­ne, od paru lat miesz­kam w mie­ście, gdzie jest są ich ponoć całe wa­ta­hy, a jesz­cze nie mia­łem przy­jem­no­ści spo­tkać się z takim dżen­tel­me­nem. 

NJ, spie­szę do­nieść, że myśli przy czy­ta­niu opek nie przy­cho­dzą mi tak czę­sto. Nar­ra­cja na­praw­dę fajna! Udzie­lać się nie mu­sisz – Twój wybór. za­wsze tak jest, ale super, że wcho­dzisz przy­naj­mniej w dia­log pod swoim opo­wia­da­niem. Resz­ta, cóż opcje, kli­kasz to, co chcesz. Pizza, ham­bur­ger vege, sa­łat­ka, piwo, ice tea, go­lon­ka. 

Jeśli stu­dia całą ener­gię po­chła­nia­ją na czy­ta­nie – czy­taj. :-) Acz drob­nym przy­jem­no­ściom nie od­da­waj. :p

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Po­do­ba mi się ta sym­bo­li­ka jed­nak nie będę się wgłę­biał bar­dziej, bo inni już to zro­bi­li, a ja bym się po­wtó­rzył. Po­do­ba­ją mi się re­la­cje spo­łecz­ne i za­cho­wa­nia, które tutaj po­ka­za­łeś. Cał­kiem nie­źle opi­su­jesz myśli i dia­lo­gi, brzmią au­ten­tycz­nie, mo­men­ta­mi jak ciągi sko­ja­rzeń, gdzie cza­sem ktoś na mo­ment gubi po­przed­ni wątek – jakby uwy­pu­klasz pro­ces my­ślo­wy, widać, że bo­ha­ter to for­mu­łu­je, a nie jakaś siła z góry wrzu­ca tylko na pa­pier.

No­mi­nu­ję do bi­blio­te­ki, lubię takie rze­czy.

Ma­Skrol 

Lubię spon­ta­nicz­ne roz­mo­wy bo to zwy­kle takie ciągi i myśli ja­koś­tam ze­bra­ne i wy­po­wie­dzia­ne. Lubię słu­chać, bo wię­cej niż się wy­da­wać może jest w ta­kich na żywca wła­śnie zda­niach, wy­rwa­nych, za­sły­sza­nych. Więc cie­szy mnie, że i Tobie się po­do­ba­ją.

I dzię­ku­ję

 

Asy­lum, nie ja­dłem go­lon­ki od lat, a teraz mam ocho­tę. Dzię­ku­ję (gdzie ja teraz znaj­dę go­lon­kę, skoro ona tylko ist­nie­je na we­se­lach?)

Witaj, Niski Je­zu­ito! Bar­dzo mi miło, że Twoje pierw­sze opo­wia­da­nie do­sta­ło nasz tag kon­kur­so­wy. Miło i cie­szę się, bo dawno się tak nie uba­wi­łam.

Twoje opo­wia­da­nie jest spe­cy­ficz­ne. Na pewno wy­ła­mu­je się ze sche­ma­tów, po­ja­wi­ły się błędy, było tro­chę nie­rów­no. No i te rymy, cza­sem de­ner­wo­wa­ły.

Osta­tecz­nie jed­nak je­stem z lek­tu­ry za­do­wo­lo­na, bo mnie po pro­stu urzekł ten świat, ci bo­ha­te­ro­wie, ta nar­ra­cja, którą można zresz­tą wy­rów­nać.

Po­do­bał mi się ten szczu­rzy, w czte­rech ścia­nach świat, pro­ble­my gry­zo­ni, a walka z kotem to taki popis (tro­chę cho­rej) wy­obraź­ni, że o ja cię kręcę.

Ja teraz już tylko po­wiem, że bar­dzo mi się po­do­ba­ło, ale wy­róż­nio­ne być nie mogło, bo jed­nak są w kon­kur­sie tek­sty lep­sze warsz­ta­to­wo. Nie znie­chę­caj się więc i jeśli chcesz, zo­stań na por­ta­lu i pieść warsz­tat.

Po­zdra­wiam i mam na­dzie­ję, do na­stęp­ne­go!

 

Witaj, Saro.

Ła­ma­nie, dra­pa­nie, ry­mo­wa­nie. I de­ner­wo­wa­nie. 

Cie­szy mnie więc za­do­wo­le­nie, mimo uka­za­nej gra­fo­ma­nii.

Zo­sta­nę, coby na po­wrót na­uczyć się prze­cin­ki sta­wiać. 

Coś bę­dzie po­wsta­wać, może już nie o szczu­rach. 

Dura lex sed lex, więc jak naj­bar­dziej ro­zu­miem. I tak za­sko­czo­ny je­stem, że po­ja­wi­ły się osoby chcą­ce wy­róż­nić te 21i­tro­chę ty­się­cy zna­ków. 

Po­zdra­wiam rów­nież. 

O nie, taka kocia an­ty­pro­pa­gan­da…indecision

 

A na serio to opo­wia­da­nie mi się po­do­ba­ło. Styl spe­cy­ficz­ny, ale bar­dzo przy­jem­ny, choć zgo­dzę się z po­przed­ni­ka­mi, że mo­men­ta­mi jed­nak nieco zbyt roz­wle­kły. 

Przy sce­nie z par­ty­zan­ta­mi i ko­ta­mi, tro­chę cięż­ko mi się to czy­ta­ło – pew­nie dla­te­go, że je­stem ko­cia­rą i mam dwie takie be­stie.

Pew­nie chcia­łeś zo­sta­wić to w do­my­śle, ale bra­kło mi wy­tłu­ma­cze­nia tego, co jest za murem, o co cho­dzi­ło z ró­żo­wym fu­trem oraz zło­tym łań­cu­chem. Przy­da­ło­by się tutaj coś czy­tel­ni­ko­wi jed­nak rzu­cić, może nie wprost ale jakaś pod­po­wiedź do roz­wią­za­nia za­gad­ki.

 

 

Złoty łań­cuch, nie­wol­nic­two z pro­fi­ta­mi. 

Futro ró­żo­we, bo nasze jest szare. To nie­ko­niecz­nie mu­sia­ło być futro, ale ob­ser­wa­cja jest z per­spek­ty­wy szczu­ra. Po­dob­nie jak z krwią, stała się niby nie­bie­ska. Śro­dek jakoś na to wszyst­ko wpły­nął, a teraz trzy­ma na łań­cu­chu. Dla hecy? Śmie­ją się zza ple­ców, to może dla za­ba­wy?

To, co za Murem, to co w Środ­ku – są tylko przy­pusz­cze­nia. Jedni chcą ubra­nia, inni pew­nie ja­kieś dobre je­dze­nie. Albo chcą zo­ba­czyć trawę, bo ona też ponoć kie­dyś ist­nia­ła i może “tam’ nadal ist­nie­je 

No i są koty. 

Są pod­po­wie­dzi do roz­wią­za­nia za­gad­ki. Ale za­le­ży któ­rej. “Co jest za Murem?”. Za­le­ży, kogo by za­py­tać. “O co cho­dzi z łań­cu­chem?”. To, co zda­rzy­ło się już kie­dyś, prze­ko­pa­nie, po­wtór­ka z bramy otwie­ra­nia – w ta­kiej ko­lej­no­ści, ale czas ma mniej­sze zna­cze­nie. “Czemu aku­rat ró­żo­we?” – to jest pro­ste. Je­że­li weź­mie­my pod uwagę, że te szczu­ry ra­czej mało szczu­rzo się za­cho­wu­ją. 

Być może praw­da, zbyt dużo gra­nia samym ob­ra­zem i sym­bo­lem, samą per­spek­ty­wą pierw­szo­oso­bo­wą, wie­lo­ma opi­nia­mi, za­miast wrzu­ce­nia ja­kichś wska­zó­wek. 

Dra­pa­nie, dra­pa­nie.

Nie­mniej (tro­chę się roz­wle­kłem z od­po­wie­dzią, to już chyba na­tu­ral­ne),

dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie.

 

Mam mie­sza­ne uczu­cia.

Bar­dzo fajny wybór bo­ha­te­rów, po­do­ba­ła mi się szczu­rza sty­li­za­cja – rwana, ner­wo­wa, bie­ga­ją­ca w kółko.

Ale po prze­czy­ta­niu do końca po­zo­sta­łam z nie­do­sy­tem. No, co tam było?! Tyle dra­pa­nia i nic nie po­ka­zu­jesz!

Ogól­nie – za­bra­kło mi klu­czy do zro­zu­mie­nia ca­ło­ści.

Ale czy­ta­ło się cał­kiem nie­źle.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie po­rwa­ło mnie :(

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka