
Paszkwil o lekkim zabarwieniu patriotycznym.
Paszkwil o lekkim zabarwieniu patriotycznym.
Król Wyrosław Trzeci był wielce niezadowolony. Już od dłuższego czasu siedział na tronie, machał królewską nóżką, podpierał poradlone królewskie czoło królewską piąstką i myślał. Ba, „myślał”! Toż to niedomówienie. Król Wyrosław Trzeci się wręcz zamartwiał. Na swych wątłych barkach dźwigał przecież brzemię zapewnienia dobrobytu dla całego wielkiego narodu, całej Wielkiej Wolski!
– VVateusz! – krzyknął wreszcie władca. – VVateusz, gdzieś ty, mordo zdradziecka?! Ile mam czekać na ten raport?!
– Już pędzę, już biegnę, królu mój złoty! – Dało się słyszeć od strony podwórca.
Minister rzeczywiście pędził, a echo jego kroków odbijały nagie kamienie krużganków, łuków kolumnady i gotyckiego sklepienia. Król Wyrosław poprawił się niecierpliwie na tronie, przełożył ciążącą mu koronę na lewe ucho i czekał… czekał… czek…
– No ileż mam na ciebie jeszcze czekać, kanalio?! – ryknął wreszcie, nie wytrzymawszy.
– Jestem.
Władca Wolski aż podskoczył na głos, który wydobył się z Nienacka tuż zza tronu.
– A skąd żeś się, chytrusku, tam wziął? – spytał zaskoczony Wyrosław, zrywając się na równe nóżki. – Jak filip z konopi mi tu wyskakujesz? Czyś ty jest wariat, czy agent?
– No gdzież tam, agent?! – odparł zmieszany VVateusz. – Toż przecież przez Mierzeję Wiślaną, skrótem, żem przybiegł.
Król Wyrosław zmrużył czujne oczy, pogroził jeszcze czujniejszym paluszkiem i siadając na powrót na tronie rzekł:
– Ty mnie tu nie przekonuj że białe jest białe, a czarne czarne. Ale dość o tym. Gadaj, co z tą Wolską? Mamy już ten dobrobyt, czy nie?
– Mamy! – odparł bez wahania VVateusz. – No pewnie, że mamy. Taki… mamy dobrobyt, że… hej?!
Jego entuzjazm stopniowo topniał pod surowym spojrzeniem władcy, aż nie pozostał z niego nawet maleńki ogarek.
– Ty mi tu prawdę powiedz, jak ojcu na spowiedzi, programy socjalne działają?
– Tak, działają świetnie! – rozochocił się doradca. – Właśnie podnieśliśmy kwotę pięć tysięcy plus na dziesięć! Takie chwytliwe hasełko nawet nam wyszło: „dostaniesz od nas dychę, żebyś nie brał na krychę!” Dobre, nie?
– Jak, „dychę”?
– No, „dychę”. Dziesięć tysięcy, znaczy się.
Król nerwowo potarł poradlone czoło. To, co usłyszał ewidentnie nie mieściło się w jego królewskiej głowie.
– Obrachowałem to sobie w pamięci, bo nieźle w pamięci rachuję, i wytłumacz ty mi tutaj: jak nas na to będzie stać?
VVateusz wyraźnie zmieszany, wyjął z kieszeni kiermany mały notesik w czarnej, skórzanej oprawie, wyciągnął z niego mały, czarny, ogryziony ołóweczek, którym przerzucił pierwszą stronę, drugą stronę, trzecią…
– No odpowiesz ty mi wreszcie, czy nie!? – huknął niespodziewanie Wyrosław, aż VVateuszowi ten mały, ogryziony ołóweczek z palców się był wymsknął i potoczył po marmurowej posadzce prosto pod tron.
– Podatki… podniosę? – Bardziej zapytał niż stwierdził minister.
– Jak to „podniesiesz”? – zdecydowanie zapytał władca. – Toż nie rozumiesz, że tak nie można? Nie da się wprowadzić wyższych podatków, bo Wolacy wysokich podatków nie lubią. Co nam zatem pozostaje?
VVateusz wpatrywał się w oczy władcy niczym w krynicę mądrości. Gdzież mu było się mierzyć z tym tytanem, tym półbogiem intelektu niemalże?
– Trzeba wprowadzić dużo małych podatków – wyjaśnił w końcu władca. – Od cukru, od soli, od deszczu, od przechodzenia przez ulicę i tak dalej. To już sobie jakoś tam ogarniecie.
– A-ale to nie to samo?
– Każdy może to widzieć sam, zostawiam to inteligencji Wolaków – uciął władca i płynnie przeszedł do następnej kwestii: – To ile dzieci się nam urodziło z tego dziesięć tysięcy plus?
VVateusz przekartkował notesik, po czym na palcach zaczął odliczać. Doszedł do pięciu i z konsternacją stwierdził, że technicznie nie da rady liczyć dalej. Po chwili jednak wpadł na pomysł, włożył sobie notes w zęby i wolną ręką doliczył.
– Szewem! – wymamrotał dumnie, wciąż trzymając okładkę w ustach.
– Ile?
VVateusz wyjął notes, oblizał umazane klejem wargi i powtórzył:
– Siedem.
– Tysięcy?
– Sztuk.
Wyrosławowi wszystko opadło: ręce, nogi, nawet korona na oczy. VVateusz chciał się nawet na pomoc rzucić, ale władca powtrzymał go palcem, sam sobie koronę poprawił i zapytał:
– Wydaliśmy kupę szmalu, tak?
– Tak! – przytaknął entuzjastycznie doradca.
– Ale poddani się nie kopulują, tak?
– Tak!
– Bo zamiast się kopulować to chlają wicerroje i kurzą jagnasie, tak?
– Tak.
– To czegoś jeszcze, do cholery akcyzy na piwsko i szlugi nie podniósł?
Doradca aż zaniemówił w obliczu geniuszu majestatu. Drżącą ręką już miał pochwycić ołówek, żeby tę złotą myśl zapisać, zanim zniknie z ulotnej pamięci, ale ze zgrozą skonstatował, że rzeczony dalej leży gdzieś pod tronem. By wątku nie stracić, zaczął sobie szeptać pod nosem, jak mantrę: „akcyzę podnieść, akcyzę podnieść, akcyzę…”
– A ty co, modlił się teraz będziesz? Koronki mi tu odklepujesz?
VVateusz trzasnął się w czoło otwarta dłonią. Dopiero teraz sobie przypomniał rzecz wagi najważniejszej:
– Królu, jeszcze sprawa jest!
Wyrosław poprawił się na tronie ze zniecierpliwieniem, bo miał niejasne przeczucie, że to, co teraz usłyszy nie wprawi go w dobry nastrój.
– Słucham – rzekł w końcu łaskawie.
VVateusz skwapliwie przekartkował swój notesik i zatrzymał się na stronie pomazanej czerwonym długopisem.
– Naczelny kapłan prosi Waszą Wielmożność o interwencję. – Tu się zatrzymał i ściskając książeczkę w obu dłoniach wbił wyczekujące spojrzenie we władcę.
– No, słucham, słucham! – ponaglił Wyrosław.
– Otóż arcykapłan zwraca uwagę, że ludzie się burzą jak kapłani mówią, że jak jest mało dzieci, to godzi to w ich interesy.
Wyrosław z gniewu aż huknął piąstką o poręcz tronu. VVateusz ze strachu aż schował się za notesem.
– W interesy im to godzi?! – ryknął władca. – Ty mu lepiej powiedz, że oni mają trzymać te swoje interesy po samą szyję pozapinane! Co oni sobie myślą? Że ja tu nie mam nic do roboty, tylko mogę myśleć o ich…
Tu urwał. VVateusz rozchylił przerażone powieki i wychynął znad krawędzi notesu, cokolwiek nieśmiało spoglądając na władcę. A Wyrosław pochylił się do przodu i z wyrazem przebiegłości ściągającej twarz, zmrużył oczy, złożył palce w piramidkę i powiedział:
– Komisję powołamy.
Doradca wyprostował się i spojrzał na władcę skonstatowany:
– Ale, że jak, komisje? Żeby im interesy sprawdzała?
– Tyś to głupi jest, naprawdę! No pewnie, że żeby im sprawdzała, tyle, że po naszemu.
VVateusz odetchnął z ulgą, bo choć dalej nic nie zrozumiał, to z tonu wypowiedzi wywnioskował, że „jeszcze będzie dobrze”. Władca natomiast ciągnął dalej:
– Do arcykapłana pójdziesz i powiesz mu, żeby dziób na kłódkę trzymał… wrrróć! Nie, najpierw ma ogłosić, że przebacza, a dopiero później ma trzymać dziób, jasne?
– Trzymać dziób, jasne! – odpowiedział VVateusz, notując wszystko w pamięci.
– No! I jak komisja sprawę wyjaśni tak jak trzeba, to sobie będą dalej te swoje interesy prowadzać.
– Jasne!
Wyrosław widocznie ukontentowany poprawił się na tronie i łaskawym głosem rzekł:
– A teraz opowiadaj, jak walka ze wrogiem? Która to już fala, bo się w rachubach zgubiłem, choć w pamięci rachuję całkiem dobrze.
– Czterdziesta i czwarta – podsunął usłużnie VVateusz. – I pokonamy ją, tak jak i pozostałe.
– Dobrze. To jaki mamy plan?
– Przetarg poszedł na tarcze i miecze. Sprzedawca rożnów wygrał i sprowadził.
– Sprzedawca rożnów sprzęt dla wojska nam dostarcza?
– No tak! Aż z Chin sprowadził i właśnie Wisłą spławia. Największą barką flisacką, jaka kiedykolwiek po Wiśle spływała! Ludzie i przez sto lat będą o tym gadać.
– No ale, jak to? Z Chin to Wisłą spławiają? To którędy oni jechali?
– No jak „którędy”? Toż normalnie, zwyczajnie – najpierw statkiem do Gdańska, potem przeładowali na wozy i przez Łódź do Nowego Sącza, a dalej na barkę i srrruu…
– Ty, czekaj, czekaj – wszedł mu w słowo władca. – Wytłumacz ty mnie, jak ojcu na spowiedzi, dlaczego oni tymi wozami nie przewieźli tego do nas, tutaj do Krakowa, tylko zrobili ten cyrk z budową największej barki i tak dalej?
– No, bo jakby to było tak normalnie, zwyczajnie, to by nie było efektu pijarowskiego. Wszyscy o tym gadają. Już trzy mosty musieliśmy rozebrać, ale dopływamy.
– To paranoja jakaś – mruknął władca. – Cyrk odstawiasz, ot co! To nie dało się u nas tych mieczy i tarcz wykuć?
– No dało się, dało, ale efektu by nie było…
– Ej tam, kręcisz mi tu coś na boku. Zaraz sprawę zweryfikuję przez kanały urzędowe i wolne media. Kursko! Sasinko! – krzyknął władca w kierunku drzwi do sali tronowej.
Oba błazny natychmiast wpadły do środka i fikając koziołki jeden przez drugiego popędziły ku tronowi.
– Gadać mi tu zaraz – rozkazał Wyrosław groźnym tonem. – Jak to było z tym transportem?
– Sukces wielki, o władco, wszystkie kraje nam zazdroszczą! – darł się Kursko.
– E tam, sukces! Toż taniochę zwykłą sprowadzili. Nawet siedemdziesięciu milionów bym za to nie dał! – gderał Sasinko.
– Nieprawda! – zabeczał Kursko. – To są potwarze i kalumnie powtarzane przez przeciwników obozu dobrej zmiany! Ponad dwa miliardy na to poszło.
– Dwa miliardy? – zdumiał się Władca Wolnej Wolski. – I coście mi tu sprowadzili za taką kupę szmalcu?
– Ha! – zaśmiał się Sasinko. – Tarcze z dykty i miecze z gównolitu! Od samego leżenia na powietrzu się krzywią!
– Ale, ale! – wszedł mu w słowo Kursko. – Za to na przywitaniu barki, utwór „Barka” wykona nasz najznamienitszy artysta ludowy – Zenobiusz! Wszystkie kraje będą nam zazdrościć!
– Ale te miecze… – próbował włączyć się w rozmowę VVateusz.
– Miecze do niczego nie są potrzebne – uciął Kursko.
– O, a to dlaczego? – zainteresował się Wyrosław.
– Bo pojmaliśmy wroga! – oznajmił przepełniony dumą Sasinko.
– Znowu? – mruknął sceptycznie VVateusz. – Toż już przecież pojmaliście wszystkich z RPG, LPG, RWPG, EWG, EKG, ZMP, CWKS…
– No właśnie – poparł go niespodziewanie Wyrosław. – Przecież już chyba wszystkie skróty żeście pojmali, wyłapali i pozamykali.
– No, właśnie – zgodził się Sasinko. – Ale tym razem to nie skrót. Tym razem to smog!
– Smog!? – zapytali zgodnie Wyrosław z VVateuszem.
– Tak, smog! – odparł dumnie Sasinko. – Został pojmany dziś rano, dzięki naszemu programowi „Patry-jota Plus”. Zaraz wprowadzą, to zobaczycie! – Błazen klasnął w dłonie, a wrota do komnaty otworzyły się na oścież.
W progu stał młodzieniec. Szlachetne jego rysy podkreślał dres bojowy z motywem patriotycznym na szerokiej klacie. Tam to orzeł biały o skrzydłach spitfajera i w husarskim szyszaku brał pod obronę redutę Ordona, stojącą u stóp Jasnej Góry podczas Bitwy Warszawskiej, a całość okalał napis 18 czerwca 1949 PAMIĘTAMY!
Wszyscy zebrani w sali tronowej aż jęknęli z zachwytu, a młodzieniec potrząsnął długim łańcuchem i ruszył ku majestatowi. Na końcu postronka dreptał smog. Postać nikczemna i odrażająca. Brązowy sweterek opinał przygarbiony, wątły grzbiet, kuse nogawki odsłaniały pałąkowate łydki obute w znoszone espadryle, na długim nosie kiwały się okrągłe okulary w rogowej oprawie, zmierzwiona, przylizana na czole czupryna ledwie skrywała rozbiegane ślepia.
– Ale szkaradzieństwo! – ryknął Wyrosław. – Na stos z nim. Łeb mu od razu uciąć!
Oba błazny i minister przyskoczyli z krzesłami, ławami i innymi meblami.
– Sąd Najwyższy zbierać? – zapytał VVateusz.
– Szkoda czasu, potem się proces dopisze – mruknął Wyrosław. – Teraz ścinać.
Patriota wprowadził smoga na szafot. Zmusił, by bestia łeb położyła na taborecie i wzniósł do ciosu miecz z gównolitu. Zanim ostrze opadło bestia zdołała wydeklamować:
– Widziałem wszystkie stare zbrodnie świata ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem.[1]
Ale zaraz zagłuszyły go słowa hymnu państwowego, który gromkim głosem zaintonował Władca Wielkiej Wolski:
– Żeby Wolska! Żeby Wolska! Żeby Wolska była Wolską!
Miecz świsnął i nastał dobrobyt.
[1] – cyt. Zygmunt Krasiński „Nie-Boska Komedia”
Tekst jest trochę za mało subtelny, jak na mój gust, ale całkiem dobrze się go czyta, jako to czym jest :) .
Zrezygnowałbym z tego określenia: “obozu dobrej zmiany”, ponieważ wyrywa ze świata opowiadania, z powrotem do rzeczywistości, co jest zdecydowanie wadą. Warto byłoby też odstawić go na tydzień, dwa, i w międzyczasie pomyśleć nad trochę bardziej zaskakującym/interesującym zakończeniem, bo obecne mnie nie usatysfakcjonowało. Ma lepszy początek niż koniec (gdzie czytelnik jest już obyty z jego stylem).
Jeżeli chodzi o same żarty: większość z nich to po prostu przerysowane, powszechnie znane zarzuty, więc o ile są dosyć zabawnie przedstawione, to same w sobie są dosyć mało kreatywne, co sprawia że kojarzy mi się to trochę ze skeczem kabaretowym, co nie jest dobrym skojarzeniem.
Czyli podsumowując: językowo super, konceptualnie słabiej. Pierwsze wrażenie jest lepsze niż drugie. Tekst raczej słabo się zestarzeje, ale przyjemnie mi się go czytało.
Łukasz
Paszkwil może niekoniecznie zaskakujący, ale przyjemny w odbiorze ;) Podobnie jak Lukenowi, zabrakło mi czegoś mocniejszego w zakończeniu.
Kilka drobnostek zwróciło moją uwagę, mimo absurdalności tekstu chyba nie są to celowe błędy ;)
Minister rzeczywiście pędził, a echo jego kroków obijały nagie kamienie krużganków, łuków kolumnady i gotyckiego sklepienia. → odbijały
Jak Filip z konopi → filip
VVateusz przekartkował notesik, po czym na placach zaczął odliczać. → palcach
Pozdrawiam!
„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien
Cześć Łukaszu,
Dzięki za komentarz :].
Tekst raczej słabo się zestarzeje,
Mam szczerą nadzieję, że są to słowa prorocze i rzeczywiście niedługo wszystkie te wydarzenia odejdą w niepamięć :].
Cześć Nati,
Dzięki za babole. Już poprawiam :].
Jeśli chodzi o zakończenie, to właśnie w takiej formie wybrzmiało mi w głowie, jeszcze zanim wymyśliłem resztę tekstu. Miało zostawić czytelnika z uczuciem, że może i na początku było śmiesznie i zabawnie, ale skończyć się może naprawdę smutno.
pozdrawiam serdecznie
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Zacna opowieść i podnosząca na duchu jak nie przymierzając: miałeś chamie czapkę z piór ostał ci się jeno…
Pozdrowienia z okazji rocznicy uchwalenia *********** trzeciego maja
Morderco,
Byłoby śmiesznie, gdyby nie było strasznie. Podobieństwa do prawdziwych zdarzeń, zupełnie przecież nieprzypadkowe, smucą. Zapis imienia “VVateusz” to jedna z kilku pereł w koronie, na jaką zasługuje ten tekst w kategorii “satyra na rzeczywistość”.
Słabo mi tu wybrzmiewa konkursowe hasło. Rozumiem ideę, ale oczekiwałem jakiegoś łupnięcia, które byłoby prawdziwym happy endem dla tego/tych złego/złych. Tymczasem status quo rządzących jest takie samo, jak na początku.
Idę z tym do biblioteki, chociaż nie powiem, że z wielką radością. Ale to przecież nie Twoja wina. :)
Pozdrawiam.
Cześć!
Podobał mi się początek i zabawna stylizacja języka, ale potem się zorientowałam, że to nie fantastyka tylko rzeczywistość. To takie smutne. Myślę, że tekst zyskałby, gdyby odniesienia to obecnej sytuacji nie były tak dosłowne.
Wyłapałam kilka usterek tekstowych.
– A skąd żeś się, chytrusku, tam wziął? – spytał zaskoczony Wyrosław, zrywając się równe nóżki.
się na równe nóżki.
Drżącą ręką już miał pochwycić ołówek, żeby tą złotą myśl zapisać[+,} zanim zniknie z ulotnej pamięci, ale ze zgrozą skonstatował, że rzeczony dalej leży gdzieś pod tronem.
tę złotą myśl
Tu się zatrzymał i ściskając książeczkę w obu dłoniach[+,] wbił wyczekujące spojrzenie w władcę.
we władcę.
VVateusz rozchylił przerażone powieki i wychynął znad krawędzi notesu, cokolwiek nieśmiało spoglądając na władcę.
Trochę to nie pasuje, bo czy powieki mogą być przerażone.
Nie, najpierw ma ogłosić[+,] że przebacza, a dopiero później ma trzymać dziób, jasne?
– Miecze do niczego nie są potrzebne – uciął
goKursko.
Witaj.
Odczytałam tekst jako silnie prześmiewczy, niczym sławetna Teka Stańczyka.
Przy niektórych fragmentach mimowolnie miałam skojarzenia z genialnym filmem “Big Bang” Kondratiuka, w którym każda rola każdego odtwórcy to prawdziwa perła.
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Adku,
Happy end zależy od miejsca siedzenia. Dla rządzących tak on właśnie wygląda – mogą robić, co im się podoba. Ja mam tylko nadzieję, że kiedyś nastanie happy end dla nas i ziszczą się słowa prorocze: “Mamy przed sobą jasne cele!”
A będą to cele zamknięte i dobrze pilnowane :P.
Cześć Alicello!
VVateusz rozchylił przerażone powieki i wychynął znad krawędzi notesu, cokolwiek nieśmiało spoglądając na władcę.
Trochę to nie pasuje, bo czy powieki mogą być przerażone.
Jak się otaguje #absurd, to się dostaje trochę luzu w ramach licentia poetica :P.
A za resztę baboli dziękuję i biorę jak rząd dopłaty :D. Tylko nie mówcie Reg, że znowu zrobiłem byka z tę/tą ;].
Witaj Bruce.
Tobie się zawsze moje historyjki tak ładnie kojarzą, a mi potem wstyd, że ani nie czytałem, ani nie oglądałem :D.
Na yutubcu znalazłem “Big Bang”, to chociaż tyle nadrobię :D. Dzięki za miły komentarz.
pozdrawiam
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
MordercoBezSerca, piękne/świetnie napisane historie zawsze dobrze się kojarzą.
Mnie z kolei wstyd, bo to skojarzenia sprzed wielu, wielu lat. Nowości nie znam wcale.
Zdrów! :)
Pecunia non olet
Tekst świetny, ale mógłby być nieco mniej dosłowny. I bardziej wystylizowany, tzn. skoro jest król, to Wateusz mógłby się posługiwać piórem i pergaminem a nie ołówkiem i notesem, zakup mógłby być w Kitaju a nie w Chinach, etc.
Zgadzam się, że tekst mógłby być mniej dosłowny i bardziej subtelny. Pomysł ciekawy, ale czegoś zabrakło. :)
Ja bym jednak obstawała za zmienieniem zapisu z Wateusza na → Vateusza. ;) If you know what I mean.
Władca Wolski aż podskoczył na głos, który wydobył się z Nienacka zaraz zza tronu.
Z Nienacka – czy to ta miejscowość, z której nadają pewni kamraci? ;)
Pozdrawiam!
Macie rację. Mogłem podstylizować i nie walić w oczy takiej łopatologii – mea culpa :].
Ja bym jednak obstawała za zmienieniem zapisu z Wateusza na → Vateusza. ;) If you know what I mean.
If ju noł łot Aj min to on jest VVateusz przez dwa V :P
Władca Wolski aż podskoczył na głos, który wydobył się z Nienacka zaraz zza tronu.
Z Nienacka – czy to ta miejscowość, z której nadają pewni kamraci? ;)
Tak!
pozdrawiam
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
If ju noł łot Aj min to on jest VVateusz przez dwa V :P
Faktycznie! Śleptok ze mnie. Zwracam honor. :D
Nie chciałam tak od razu zarzucać skojarzeniami (a tych, jak wiadomo, mam zawsze w nadmiarze ), ale na studiach miałam koleżankę, nazywającą się Wolska, mieszkającą na dodatek na ulicy Wolskiej.
Pecunia non olet
Można by rzec “Mazurek Pawlaka”, o tym hymnie.
Skojarzyło mi się z Klarą Veritas;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Zarzucają Ci tutaj dosłownośc, a mnie się ona podoba. I smutno, że to wszystko tylko wygląda na prześmiewczą fantastykę, a tak naprawdę nie jest wcale aż tak wykoślawionym obrazem tego, co każdego dnia wprawia nas w coraz większe osłupienie. Kiedyś mieliśmy bareizmy, ale to co mamy teraz, to przerasta bareizmy absurdem.
Dobry paszkwil, który w jednym miejscu mnie po prostu powalił celnością:
Tam to orzeł biały o skrzydłach spitfajera i husarskim szyszaku brał pod obronę redutę Ordona, stojącą u stóp Jasnej Góry podczas Bitwy Warszawskiej, a całość okalał napis 18 czerwca 1949 PAMIĘTAMY!
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
bruce,
To miałaś wpływową koleżankę – ulica był znana znana z tego, że ona tam mieszkała :P
Ambush
Skojarzenie z Klarą Veritas – ogromny komplement dla mnie :D. Dzięki.
Q
I teraz się połowa czytających zastanawia, o zzo chozzi z tym Autystycznym Dniem Dumy :P.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Jedno pytanie mnie nurtuje. Gdzie jest królewski kot? Czemuż nie leży u stópek swego pana, złowieszczo łypiąc oczkami?
Ech, Morderco, czytało się tę opowiastkę nawet nieźle, ale muszę wyznać, że raczej nie przepadam za historyjkami na tematy aktualne, a zwłaszcza kiedy jako żywo przypominają teksty kabaretowe.
Wykonanie mogłoby być lepsze.
…głos, który wydobył się z Nienacka zaraz zza tronu. ―> …głos, który wydobył się z Nienacka tuż zza tronu.
VVateusz rozchylił przerażone powieki i wychynął znad krawędzi notesu… ―> Czy tu aby nie miało być: Przerażony VVateusz rozchylił powieki i wychynął znad krawędzi notesu…
…z wyrazem przebiegłość ściągającej twarz… ―> …z wyrazem przebiegłości ściągającej twarz…
– No, bo jakby to był tak normalnie… ―> – No, bo jakby to było tak normalnie…
…orzeł biały o skrzydłach spitfajera i husarskim szyszaku… ―> …orzeł biały o skrzydłach spitfajera i w husarskim szyszaku…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Alicello,
Ciekawe, że pytasz o kota. Może to on za wszystkim stoi?
Cześć Reg :]
Poprawiwszy, tylko to o przerażonych powiekach sobie zostawię, bo mi się podoba :].
…zwłaszcza kiedy jako żywo przypominają teksty kabaretowe.
Wykonanie mogłoby być lepsze.
Zgadzam się. Trochę zmarnowałem potencjał. Mogłem to spróbować napisać jako dramat z podziałem na role, bogatszymi didaskaliami itd. Wtedy wyszłoby ciekawiej.
Na razie potraktujmy to jako wprawkę warsztatową pt. “jak sobie wyobrażam dialog kilku postaci”.
Dzięki za korektę :]
Pozdrawiam
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Bardzo proszę, Morderco, i PSNP. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Złośliwy, wredny tekst. Fajny.
Szkoda, że fantastyki tak mało. Oj, szkoda.
Babska logika rządzi!
No jak mało? Przecież to postapokalipsa pełną gębą :].
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Czy postapokalipsa wydaje się fantastyczna komuś żyjącemu w preapokalipsie? [zadumane westchnienie]
Babska logika rządzi!
Brawurowa i niezwykle barwna głosowa interpretacja Bajki Popromiennej "Wolska i smok" w wykonaniu @-marek-sen- Link: https://youtu.be/2vTTqt3F8Uc
Niecałe 17 minut, więc polecam do przesłuchania przy kawie :D
pozdro
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!
Autorze, trzeba być bez serca, żeby wmawiać nam, że realna analogia zdarzeń obecnych i przyszłych, to absurd. Jak żyć, autorze, kiedy real wiernie przypomina ten absurd?
Czytelniku,
Gdy zapytali premiera “jak żyć?’, ten im krótko odpowiedział.
A tak na poważnie Koalo, to mamy trzy wyjścia: wściekać się, płakać, albo się pośmiać. Ja jestem optymista z natury a pesymista z doświadczenia, więc wysmarowałem taki właśnie obraz na podobieństwo :P.
pozdro
M.
Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!