
Witam serdecznie :)
Z góry pragnę uprzedzić, że narracja jest mieszana, służy do przedstawienia opowieści.
Miłej lektury :).
Witam serdecznie :)
Z góry pragnę uprzedzić, że narracja jest mieszana, służy do przedstawienia opowieści.
Miłej lektury :).
– Niech żyje król! – w sali rozległy się wiwaty.
Egbert z zadowoleniem upił łyk wina ze złotego pucharu. Skrzywił się, wyczuwając gorzki smak śmierci. Z brzękiem odstawił kielich, ale było już za późno. Oddech stał się krótki i urywany. Fala gorąca zalała ciało, sprawiając że pot spływał mu po ogorzałej twarzy. Czy to sir Simon stał tuż obok? Przeklęta mgła. Wyciągnął w jego stronę drżącą dłoń, czując jak wszystko dookoła wiruje. Zniekształconą twarz rycerza wykrzywił uśmiech. Wrzaski gości dochodziły do niego stłumione. Czy to trucizna go dławiła, czy przerażenie? Próbował krzyczeć, ale czyjaś obecność go obezwładniała. Opadł na krzesło, nim przymknął ciężkie powieki.
– Król nie żyje! – zawołał sir Simon.
Wokół wybuchła wrzawa. Krzyki dam i męskie przekleństwa łączyły się w jedną, wielką kakofonię dźwięków. Zauważyłam, jak sir Simon chowa szybko rękę za siebie. Zaintrygowana ledwo odwróciłam od niego spojrzenie, wprost na moją rozmówczynię, lady Cecylię, trajkoczącą niemiłosiernie.
– To straszne! Nie wierzę w to co widzę. Nic nie słyszałam o złym zdrowiu króla, a ty lady Różo? O, przepraszam, jaka jestem nietaktowna. Twój mąż na pewno nie cierpiał podczas choroby.
Spuściłam głowę, chowając spływającą łzę, co tylko bardziej rozczuliło lady Cecylię.
– Co się dzieje z tym światem. Król umiera, w mieście grasuje gwałciciel. – Musiała dostrzec moje zdziwienie, gdyż od razu dodała. – Strażnicy miejscy przetrząsają wszystkie domy w poszukiwaniu garbatego mężczyzny z blizną w kształcie ptaka na szyi. No ale cóż, jak się jest brzydkim to nie ma się wyboru.
Zniesmaczona żartem przyglądałam się jak do głównego stołu podchodzi trzech gwardzistów, aby zabrać ciało władcy. Z ust nieboszczyka nadal wypływała piana. Odwróciłam się, nie mogąc na to patrzeć. I wtedy zauważyłam, jak lord Harold wchodzi chyłkiem do sali, pocierając mocno usta chusteczką.
Moc dziwów dzisiejszego wieczora.
– Sir Simonie… dobrze, że jesteś.
Wszedłem do królewskiej sypialni, nie wiedząc co mnie tam czeka. Wokół łoża zgromadziła się cała świta z następcą tronu na czele.
– Trucizna – orzekł nadworny medyk.
Poczułem, jak oblewa mnie gorąco. Książę William uderzył pięścią w stół, patrząc na nas. Lord Harold i sir Roger pozostali niewzruszeni. Jedynie ja nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. Ledwie powstrzymywałem mdłości.
– Sir Simonie, byłeś przy nim przez cały czas. Jak to się stało?!
Podniosłem wzrok. Wiedziałem, że gdyby tylko książę miał nóż, wbiłby mi go prosto w serce. Król traktował mnie niemal jak drugiego syna, co jedynie podsycało książęcą niechęć do mnie.
– Wznieśliśmy toast, król upił łyk i… i to się stało – wydukałem, czując palące spojrzenia zebranych. Zawroty głowy się nasiliły. Musiałem przytrzymać się parapetu, by nie upaść. – Kazałem aresztować podczaszego, ale prawda jest taka że każdy mógł czegoś dosypać. Nie spodziewaliśmy się zamachu.
– Macie znaleźć sprawcę i przyprowadzić go tu. Osobiście wypruję mu flaki.
To nie były czcze pogróżki. Książę, choć niezbyt postawny, miał zadziwiającą siłę.
– Co teraz? – pytanie sir Rogera odwróciło ode mnie uwagę. Mogłem odetchnąć.
– Musisz zostać królem – rzekł lord. – Ale czy jesteś na to gotowy?
– Oczywiście, że jestem! Od dawna przekonywałem ojca, aby przekazał mi część obowiązków, ale jak zwykle mówił, że jeszcze nie czas.
– Bzdura. Będziesz silnym, zdecydowanym władcą – zapewnił sir Roger.
Kiedy słyszałem tego lizusa, aż mnie coś skręcało od środka.
– Mam nadzieję, że siostra nie przyjedzie tu, zgarnąć kolejnego tronu do kolekcji. Albo co gorsza jej mąż.
– Król Roland zawsze miał chrapkę na nasze ziemie. Ale prawo jest po twojej stronie, masz pierwszeństwo do tronu.
– Może to Taruna wysłała skrytobójcę. – Nieśmiało poddał myśl sir Roger. – Ten kraj od wieków nas nienawidzi.
– Wątpię. Nie posunęliby się tak daleko. Są zbytnimi tchórzami. – William zwrócił się do lorda. – Od najmłodszych lat byłeś mi mentorem. Jak to rozegrać?
Lord Harold spojrzał na mnie.
– Wyjdź – brzmiał rozkaz przyszłego króla, a ja z radością go spełniłem.
Kolejne dni stały się koszmarem. Cały dwór o niczym innym nie plotkował, tylko o śmierci króla. Służba po kątach, kucharze przy garach, możni otwarcie. Każdy miał swój typ na truciciela. Na ucztach, korytarzu, polowaniu zaczepiano mnie, by wypytać o szczegóły. Nawet przychodzili do prywatnych komnat. Ile można?! Z desperacji skryłem się w królewskim ogrodzie pośród krzaków wonnych róż. Usiadłem na trawie, oparłem się o drzewo i wreszcie odetchnąłem. Byłem w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Ominął mnie gniew księcia, ale teraz straciłem w hierarchii. W sumie i tak bym stracił, jeśli Egbert po tym czego się dowiedział, spełniłby swoją obietnicę wypędzenia mnie z zamku. Gdybym tylko…
– Tigran, poczekaj. Chciałabym odpocząć.
Nie usłyszałem, kiedy nadeszła. Lady Róża usiadła na ławce i zatopiła się w lekturze. Lśniące loki spływały uwodzicielsko na ramiona. Odkąd tylko ją dostrzegłem kilka lat temu, zapadła mi w pamięć. Nie potrafiłem się od niej uwolnić. Na drodze stał jedynie sir Ethan. Teraz, kiedy zniknął z tego świata, a żałoba się skończyła miałem pole do działania. Wstałem i wyszedłem spomiędzy pergoli, zupełnie ją zaskakując. Tuż przy lady pojawił się jej barczysty ochroniarz. Krępy, o przenikliwym spojrzeniu mogącym niejednego zmrozić. Ale nie mnie. Usiadłem przy niej. Starałem się nie zauważyć, że lekko się odsunęła speszona. Ta jej delikatność pociągała.
– Piękny dzień – palnąłem jak kretyn, ale nic innego nie przyszło mi do głowy.
Obdarzyła mnie uśmiechem, odgarniając włosy.
– W istocie. Aż żal nie pobyć w tym pięknym miejscu. – Oboje przez chwilę przyglądaliśmy się biegającej za motylami małej dziewczynce, przyszłej królowej. – Jak mniemam uciekasz przed wścibskimi, panie?
Zdołałem jedynie skinąć głową. Musiałem mieć głupkowaty wyraz twarzy, bo się roześmiała.
– To niecodzienny widok, aby rycerz wychodził spomiędzy krzaków w ogrodzie.
– Racja. Nie tylko piękna, ale i inteligentna.
– To jeden z niesprawiedliwych mitów. Ale dziękuję za komplement.
Zatraciłem się w jej oczach. Delikatna twarz, filigranowe ciało w obcisłej sukni, szczery śmiech sprawiły, że zapłonął we mnie ogień. Tym razem zła część mnie wzięła górę. Musiałem ją mieć. Pochyliłem się ku niej, ale odsunęła się. Próbowałem ją przytrzymać. Dopiero lęk w jej oczach i klinga miecza na szyi powstrzymały mnie. Spojrzałem wściekle na stojącego nade mną ochroniarza.
– Niestety muszę iść – wyszeptała zbielałymi wargami.
Wstając upuściła książkę. Jej niezgrabność rozczulała. Mogłem jedynie patrzeć, jak lady Róża odchodzi. Grożące mi ostrze zniknęło, ale nie ma wściekłość. Zerwałem się z ławki, stając twarzą w twarz z tym łajdakiem.
– Czy wiesz, co grozi prostaczkowi wyciągającemu miecz na rycerza?
– A rycerzowi, który skrzywdzi moją panią? Lady Róża nadal nie przebolała straty męża, więc nie masz czego u niej szukać.
Wyminął mnie i odszedł nie dając możliwości riposty. Jeśli myślał, że się poddam to był głupszy niż myślałem. Zerknąłem na ławkę i się uśmiechnąłem.
Zapukałem w drzwi, zaklinając w duchu, by otworzyła ona. Udało się. Była jak zwykle piękna. Zaskoczenie szybko zmieniło się w uśmiech, kiedy zobaczyła, że trzymam jej książkę.
– To również dla ciebie – wręczyłem ukochanej srebrną tacę z podkradzionymi w kuchni kulkami marcepanu. – Każda kobieta je uwielbia.
Przez chwilę się wahała, nim zaprosiła do środka.
– Nie spodziewałam się gości. Proszę, usiądź.
Dyskretnie rozejrzałem się za osiłkiem, lecz nigdzie go nie dostrzegłem. Z zadowoleniem rozsiadłem się w fotelu. Nalała mi kielich wina i usiadła naprzeciw. Tak mogłoby być co wieczór, gdybym tylko ją zdobył.
– Chyba jako jedyna nie wypytujesz o śmierć króla.
– Wyobrażam sobie, jakie to dla ciebie musi być trudne, panie. A i tak zewsząd słyszę plotki. – Zerknęła nerwowo w stronę drugiej komnaty.
– Przepraszam, ale muszę na chwilę wyjść.
Wstała szybko i zniknęła za drzwiami.
Również wstałem. Rozglądałem się po pokoju po części z nudów a po części chcąc ją poznać. Jak na kobietę było tu zadziwiająco mało bibelotów. Z zaciekawieniem podszedłem do sekretarzyka pod oknem. Dostrzegłem na blacie jej pierścień. Nigdy nie dała mi swej chusteczki, to może wezmę pierścień, by mi o niej przypominał? Z zaciekawieniem zacząłem obracać go w dłoniach i wtedy rubin odskoczył niczym wieczko. Co jest? W środku dostrzegłem igłę. Może nie byłem znawcą biżuterii, ale wiedziałem, że to nie ma związku z błyskotkami. Taki rekwizyt widziałem tylko raz, dawno temu i należał do szpiega, którego próbowałem doprowadzić na przesłuchanie. Z obawą spojrzałem za siebie. Bogowie, jacy byliśmy głupi nie zauważając drobnych znaków. Teraz składały się w logiczną całość. Szybko odłożyłem wszystko na miejsce i odszedłem od sekretarzyka, akurat przed przyjściem lady Róży i Tigrana. Pomyślałem z goryczą, że jeden pierścień zmienił wszystko. Ale czy to naprawdę możliwe? Szybko zerknąłem na nią i na jej przybocznego i już wiedziałem, że muszę wyjść stąd jak najszybciej.
Niedowierzanie na twarzy sir Simona i płoche spojrzenie powiedziały wszystko – domyślił się. Ale jak? Spojrzałam na sekretarzyk i przypomniałam sobie, że zostawiłam tam pierścień. Niech to. Gdyby nie nagła wizyta informatora nie musiałabym go zostawiać samego. Ale sir Simon musiał węszyć tam gdzie nie potrzeba. A to oznaczało tylko jedno. Dałam dyskretny znak Tigranowi, by zatarasował drzwi.
– Wybacz lady, ale obowiązki wzywają. – Uśmiechnął się czarująco, wycofując tyłem w stronę wyjścia i trafiając wprost na Tigrana.
– Puszczaj! – rozkazał sir Simon tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Zaczął się szarpać, próbując dobyć sztyletu przy pasie, ale Tigran jedynie się uśmiechnął. Odwróciłam się, by nie patrzeć na rozlew krwi. Zduszony jęk powiedział mi, że już po wszystkim. Leżący u stóp Tigrana sir Simon wpatrywał się martwo w sufit. Na śnieżnobiałej koszuli rozkwitała czerwona plama. Uklękłam przy nim, chcąc zaspokoić ciekawość. Czy szpiegował dla księcia? Sięgnęłam do kieszeni jego surduta i natrafiłam na buteleczkę. Po jej odkorkowaniu rozszedł się odurzający zapach ziół.
– Silny lek. A więc chorował.
Przetrząsnęłam resztę kieszeni, wyjmując z nich jego rzeczy osobistych. Odchyliłam kołnierzyk, by sprawdzić, czy nie nosi łańcuszka i omal nie usiadłam z wrażenia. U podstawy szyi widniał wytatuowany jastrząb.
– No to mamy naszego gwałciciela. Kobiety są teraz bezpieczniejsze. Choć szkoda tak przystojnego rycerza. – Lekkie rozmarzenie ustąpiło miejsca zimnej kalkulacji. – Ukryj go w miejscu, gdzie go nie znajdą. Mam plan co do niego.
– Oczywiście. Od dawna miałem ochotę wbić mu sztylet.
– I pozbądź się tej tacy. Nie znoszę marcepanu.
Tigran skinął głową. Już miał wyjść, kiedy się cofnął.
– Zadanie wykonane. Czy zacząć nas pakować?
– Nie.
Zdumienie na jego twarzy rozbawiło mnie. Otworzyłam w sekretarzyku skrytkę. Z dumą spojrzałam na kolekcję barwnych fiolek z truciznami. Dołożyłam buteleczkę sir Simona i zatrzasnęłam szufladkę.
– Ale pani… lepiej być jak najdalej stąd, nim odkryją prawdę.
Ledwie go słuchałam. Mój umysł właśnie miał wenę.
– Jak myślisz. Jak to jest być królową?
– Chcesz działać na własną rękę? Twoim mocodawcom to się nie spodoba.
– Jakoś ich przekonam. Lecz jeśli chcesz się wycofać, droga wolna.
Wyprostował się dumnie, jak na byłego żołnierza przystało.
– Przysięgałem stać u twego boku, pani.
– Cieszę się z tak oddanego towarzysza. Masz jeszcze te przedmioty z naszej poprzedniej misji z Taruny?
– Tak, pani. W skrytce za miastem.
– Dobrze. Podrzuć je do jego komnaty – wskazałam na trupa. – Muszę jeszcze tylko rozsiać plotkę o ucieczce sir Simona-truciciela.
Przypięłam do sukni broszkę szafirowej żabki w złocie, doskonale pasującej do blond pasm i błękitnego koloru oczu. Na palec wsunęłam pierścień z cytrynową żabą. Ktoś mógłby naiwnie pomyśleć, że to zwykłe świecidełka. Jednak ich wnętrza kryły jedną z najsilniejszych trucizn, pochodzącą właśnie od takich kolorowych żabek. Wystarczyło dotknąć ukrytej igły. Nieraz te błyskotki uratowały mi życie i cnotę, dlatego zawsze miałam je przy sobie. Tak jak Tigran sygnet.
Zadowolona z efektu ruszyłam wcielać kolejny etap planu i spotkać się z lordem Haroldem.
– Lady Różo, jak miło cię widzieć!
Zazwyczaj ten piskliwy głos sprawiał, że chciałam uciec jak najdalej, ale teraz lady Cecylia mogła się przydać. Odwróciłam się z promiennym uśmiechem.
– Witaj, lady. Nie spodziewałam się ciebie tu spotkać.
– Właśnie wracam z ploteczek u żony sir Bernarda. Zastanawiałyśmy się kto mógł zrobić taką potworność. No i gdzie się podział sir Simon. Od kilku dni nikt go nie widział.
– Lady, czy… czy zauważyłaś może, jak tuż po otruciu króla sir Simon chował coś do kieszeni?
Kobieta od razu wyprostowała się, wietrząc niezłą gratkę.
– Nie, skarbie, ale to bardzo ciekawe co mówisz.
– Może mi się jednak tylko przywidziało? Proszę nikomu o tym nie wspominać.
– Ależ oczywiście, moja droga.
Godzinę później połowa zamku nie mówiła o niczym innym.
Zapukałam do drzwi lorda czując, że to mój dzień. Przyjął mnie z uśmiechem, szerokim gestem zapraszając do środka. Na stole czekała karafka z winem i dwa kryształowe kielichy. To tylko potwierdzało domysły co do gospodarza.
– Droga lady Różo. – Ukłonił się nisko. Nawet nie musiałam sięgać do swojego daru, by wiedzieć co roi się w jego głowie. – Domyślam się z czym przychodzisz, lady. Król nie zdołał podpisać dokumentów związanych z twoją posiadłością.
– Ależ obiecał.
– Tak, wiem. Miał to zrobić po uczcie. – Lord westchnął ze smutkiem. – Jedyne co mogę zrobić to szepnąć słówko księciu o twej sprawie, jeśli tylko zechcesz.
Poczułam na dłoni jego łapsko.
– To wspaniała myśl. Ale… zmieniły się moje priorytety.
Wstałam nie mogąc znieść dotyku tego padalca. Mój pewny siebie uśmiech wyprowadził go z równowagi.
– Nie sądzisz, że przyszłemu królowi potrzebna jest żona, a jego ślicznej córeczce matka?
Zdumienie na jego twarzy przerodziło się w oburzenie. Również wstał.
– Jak śmiesz coś takiego proponować. Kim ty w ogóle jesteś?! Zwykła dziewucha nie wiadomo skąd. Jedynie przez małżeństwo udało ci się trafić na dwór królewski.
Bawiła mnie jego tyrada. I obłuda. Był niczym robak, którego zaraz miałam zdeptać.
– Lordzie, nie wypada tak się unosić. Ja jedynie przyszłam z pewną propozycją. Pragnę byś tylko szepnął księciu o moim istnieniu, a ja w zamian za to nie zdradzę twojej kochanki. – Postawiłam wszystko va banque.
Lord zbladł. Ręce lekko mu drżały.
– Nie wiem o czym mówisz – próbował jeszcze dziecinnie.
– Kiedy zobaczyłam ciebie, lordzie, wchodzącego na salę podczas tej feralnej uczty… w rozchełstanej koszuli i szminką na ustach, wiedziałam, że coś się święci.
Nie wiedziałam jedynie z kim. Lecz kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Czyż nie? Dla pewności podesłałam mu wizje skandalu, jaki wybuchłby na dworze. Tego jak zostawia go wpływowa żona, traci swoje dobre imię i intratne stanowisko przy nowym królu. I ten zawód w oczach księcia.
Lord ukrył twarz w dłoniach. Słyszałam łomot jego serca, czułam przyspieszony puls i niemal słyszałam szpetne myśli. A mnie chciało się śmiać – był mój.
*
– Książę, skoro teraz będziesz władcą, sądzę że potrzebna ci małżonka… kolejna. – Lord Harold upił łyk wina, próbując pozbyć się suchości w ustach. Te słowa ledwo przechodziły mu przez gardło. Jedynie wizja skandalu popychała go dalej. Ale on tak tego nie zostawi. Nie pozwoli sobą pomiatać. Jakaś byle prostaczka nie wygra z nim. Teraz jednak bezpieczniej udawać potulnego.
Książęca mina wyrażała jednak sceptycyzm, powodując u lorda podwyższone ciśnienie. Wiedział, że musi namówić następcę tronu do ożenku, jeśli chce uratować skórę.
– Panie, po tym jak zamknąłeś swoją żonę w klasztorze, nie cieszysz się zbytnią popularnością wśród ludu. Mają cię za furiata i okrutnika.
– Miałem rozgłosić całemu światu, że żona przyprawia mi rogi?!
Lord skurczył się w sobie pod wściekłym spojrzeniem księcia, lecz kontynuował z heroizmem godnym bohatera.
– Właśnie nowa małżonka ociepliłaby twój wizerunek.
Wiliam zamyślił się.
– Zapewne masz rację, ale gdzie tak szybko znajdę żonę.
– Mam pewną kandydatkę. Lady Różę, wdowę po sir Ethanie.
– Taak… chyba kojarzę. Piękna kobieta, choć taka delikatna. Mogłaby być doskonałą macochą dla Laury.
Żebyś się nie zdziwił, pomyślał lord, lecz uśmiech nie schodził mu z ust.
– Czy podoła obowiązkom królowej?
– Mogę cię zapewnić, że jest silniejsza niż ci się zdaje.
Sir Oliver siedział skwaszony nad szachami, wciąż nie pojmując, jak mógł znów przegrać w grę, której finezji nie do końca pojmował. Bawiła mnie gra z nim, ale potrzebowałam godnego siebie rywala. Mój intelekt stanowczo się tego domagał.
– Brawo.
Kiedy usłyszałam oklaski i głos księcia wiedziałam, że właśnie zapunktowałam. Odwróciłam się rozpromieniona ze skromnym uśmiechem przestraszonej łani. Mężczyźni to uwielbiają.
– Może ja spróbuję się z tobą zmierzyć, o pani?
– Będę zaszczycona.
Usiadł naprzeciwko. Jeszcze nigdy nie widziałam go z tak bliska i musiałam przyznać, że robił wrażenie. Pociągła twarz, ostro zarysowana szczęka i bystre spojrzenie mahoniowych oczu. I już niedługo miał być mój.
– Widzę, że jesteś nie tylko piękna, ale i inteligentna. Legenda o twych wygranych dotarła nawet do mnie, dlatego postanowiłem sprawdzić to osobiście.
– To zaszczyt. Po śmierci męża to jedyna rozrywka. Szczerze mówiąc nie umiem szyć.
Roześmiał się.
– Lubię, kiedy kobieta potrafi zaskakiwać i nie jest kalką jakich wiele. Pragnę poznać cię lepiej.
Podsunęłam Wiliamowi myśl o naszej upojnej nocy. Poruszył się niespokojnie, czując się nieswojo, ale wiedziałam, że wizja bardzo mu się spodobała. Czy jednak będzie wystarczająca do przekonania go do ożenku?
– Ehm… piękna broszka. – Próbował zebrać myśli. – Choć dość niezwykła. Kobiety nie przepadają za płazami.
– Zrobiono ją na specjalne zamówienie. Te małe żabki są tak piękne, że nie mogłam się powstrzymać.
*
Szczelniej okryłam się wełnianą opończą, próbując ukryć się przed wilgotnym chłodem. Teraz najchętniej grzałabym się przy kominku, zamiast jechać z Tigranem przez chaszcze. Kiedy tylko usłyszałam za oknem gołębia, od razu wyczułam problemy. I nie myliłam się. Krótka, zaszyfrowana wiadomość kazała mi zjawić się w umówionym miejscu tej nocy. Jednocześnie obawiałam się tej chwili i czułam ulgę, że to już. Spaliłam wiadomość i wraz z Tigranem wymknęłam się poza miejskie mury tajnym wyjściem porośniętym trującym bluszczem. Tam czekały na nas osiodłane konie.
Zatrzymałam się przy omszałym głazie na skraju lasu. To tu wyznaczyli mi przed przybyciem do zamku miejsce spotkań. Usiadłam na kamieniu, czekając cierpliwie. Tigran obserwował uważnie okolicę. Byłam pewna, że oni za to obserwują nas, by upewnić się, że jesteśmy sami. Niemal czułam ich spojrzenia. Drżałam, marząc o kubku grzanego wina.
– Ir em en? – usłyszałam tuż za sobą. Choć spodziewałam się tego, nie znosiłam, kiedy pojawiała się znikąd. Po minie Tigrana poznałam, że nawet on jej nie zauważył.
– Zan – odpowiedziałam na zawołanie.
Spomiędzy drzew wyszła zakapturzona postać. Nigdy nie widziałam jej twarzy, ale ten znienawidzony głos poznałabym wszędzie. To ona wciągnęła mnie w szpiegostwo, najpierw nęcąc pieniędzmi, a kiedy weszłam w to za daleko, szantażem. Doskonale zdawałam sobie sprawę czemu im tak na mnie zależy. Jako szpieg byłam bardzo skuteczna ze swoim darem wpływania na myśli innych.
– Miałaś już dawno opuścić zamek i zniknąć. A tu próbujesz zostać królową.
Czyli mają drugiego szpiega, a może nawet kilku. Kto to może być? W myślach przerzucałam twarze od służących po lordów. Prawda jednak była taka, że to mógł być absolutnie każdy. Nawet zwykły handlarz suknem przychodzący na dwór królewski. Trudno. Takiej wieści i tak nie utrzymałabym w tajemnicy.
– Narazisz nas, jeśli posuniesz się za daleko.
– Czy posiadanie w królowej szpiega nie jest warte ryzyka? – wypowiedziałam kluczowe zdanie. Jeśli to ich nie przekona, to nic nas nie uratuje.
Cisza. Byłam jednak przekonana, że to pytanie sami sobie zadawali, kiedy tylko usłyszeli o moich planach. Wyobrażałam sobie tę burzę przy stole za i przeciw. Pytanie brzmiało – która opcja wygrała. Teraz Ona miała przekazać decyzję.
– Na razie działaj. – Słysząc to, odetchnęłam z ulgą. – Jednak jeśli rzucisz choć cień podejrzenia, że działasz na szkodę króla Rolanda…
Nie musiała kończyć. Zbyt dobrze wiedziałam, co spotykało niepokornych agentów.
– Muszę przyznać, że sprytnie rzuciłaś podejrzenia na naszych wrogów. Jeśli króla Williama i Tarunę pochłonie wojna to tylko lepiej dla nas. Ale nie zostawiaj już zbyt wielu trupów – przestrzegła jeszcze na odchodne.
Skinęłam głową. Nie sądziłam, że aż tak mi ulży po jej odejściu. Ostatnie wydarzenia nadszarpnęły moje nerwy bardziej niż myślałam.
Dosiadłam konia, chcąc jak najszybciej wrócić do komnat i wszystko sobie poukładać.
– Pani, czemu chcesz zostać królową, skoro właśnie doprowadzasz do wojny?
– Dobre pytanie – uśmiechnęłam się. – Lubię stawiać sobie cele nie do zrealizowania, a później je osiągać. Czy królowa Róża nie brzmi wspaniale? Co prawda kraj pod rządami tego furiata Williama szybko osłabnie, a wtedy król Roland i jego małżonka łatwo przejmą rządy. A ja jak zwykle rozpłynę się w tłumie.
– Polityka nie na moją głowę – burknął pod nosem Tigran.
Nagły przebłysk czyjejś myśli i my jadący w oddali.
Uchyliłam się w ostatniej chwili. Bełt przeleciał tuż przed moją twarzą. Cholera, co to było?! Głupie pytanie, głupia odpowiedź – następny bełt. Tym razem trafił w konia, który złożył się pode mną, zrzucając na ziemię. Cud, że nie zostałam przygnieciona. Starałam się schować za rzucającym się w przerażeniu zwierzęciem. Rżenia koni nie pozwalały usłyszeć zamachowców, dopóki nie stanęli tuż obok. Tigran rzucił się na nich z mieczem, odcinając mnie na chwilę od zagrożenia. Sięgnęłam do pierścienia. Zamarło mi serce. Nie było go. Przerażona wyciągnęłam nóż, drugą ręką sięgając do broszy. Przeklęta, akurat teraz zaplątała się w pelerynę. Nagle wyrósł przede mną jeden z nich. Musiał się wyrwać Tigranowi. Za sobą słyszałam brzęk stali o stal. On mi nie pomoże. Bandzior tylko uśmiechnął się na widok nożyka w dłoni. Nie dziwiłam mu się. Piękna, bezbronna kobieta to nie robota, to przyjemność. Ale jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa.
– Lord przesyła pozdrowienia.
Więc to ten idiota za tym stoi?! Nie podaruję mu.
Spojrzałam prosto w kaprawe oczka. Czego on mógł się bać? Każdy człowiek czegoś się boi. Podsunęłam mu wizję własnej agonii, lecz jak się spodziewałam ze śmiercią był za pan brat. Może lęk wysokości? Węże… nie zwrócił na nie uwagi, tak jak na szczury. Takie dranie pewnie nie boją się żadnych takich plugastw, jakimi sami są. Był niczym karaluch… obruszył się na tę myśl. Poczułam jego łapska na ramionach. Wiedziałam co chodzi mu po głowie. Wpuściłam w jego umysł wizje wychodzącego spod ziemi wszelkiego robactwa i zaczynającego pełzać po nim. Ziemisty zapach rozkładu, długie czułki, obrzydliwe odnóża. Obłaziły go coraz wyżej. Rzucił się do tyłu, niczym sparzony. Panicznie strząsał z ubrania niewidoczne robaki.
– Co zrobiłaś czarownico?!
Chwytał się za usta, rozorując twarz. Zerknęłam na swojego towarzysza, przypatrującego się z założonymi rękoma temu dziwnemu widowisku. Obok jego nóg leżał martwy przeciwnik.
– Skończ z nim lepiej pani, bo jeszcze kto go usłyszy.
Miał rację. Z niemałą satysfakcją wbiłam oprychowi nóż w serce.
– Lord nas nie docenił, wysyłając takich idiotów – powiedział Tigran, pakując zwłoki na grzbiet jedynego żywego konia. Rzeka płynąca tuż obok zabierze je daleko stąd.
– Masz rację. Pewnie jak co tydzień jest teraz w karczmie „Pod Szkarłatną Różą”. – Dwoma palcami podałam Tigranowi zakrwawiony nóż. – Kiedy będzie pijany podmienisz mu kubek na cisowy. W połączeniu z alkoholem stanowi truciznę. Nikomu nie przyjdzie do głowy co się stało, jeśli tylko zabierzesz go z powrotem.
Wizyta sir Rogera w mojej komnacie, sam na sam, zwiastowała kłopoty. Początkowe uprzejmości jedynie zwiększały moją podejrzliwość.
– Ostatnio przejeżdżałem ulicami miasta i podsłuchałem o czym rozmawia pospólstwo. Wielu z nich narzeka na swój los. Bieda, choroby, przestępczość… jednym słowem śmierć. Ale wbrew temu co myślą, u nas na zamku wcale nie jest lepiej. Nikt nikomu nie może ufać. Strach o zachowanie władzy, wieczne intrygi, zamachy, nagła lecz wcale nie niespodziewana… śmierć. – Sir Roger pochylił się ku mnie, uśmiechając się przebiegle. – Zastanawiam się, czym otrułaś króla Egberta. Nie, nie. Nie zaprzeczaj. Widziałem, jak zachowywałaś się w trakcie uczty.
Po raz pierwszy nie wiedziałam co powiedzieć, bo i pierwszy raz zostałam przyłapana. Musiałam szybko wziąć się w garść. Pewnie blefował.
– Wybacz panie zaskoczenie, ale… Nie miałabym z tego żadnej korzyści. Nawet straciłam na tym. Król obiecał przekazać mi ziemię, lecz nie zdążył podpisać dokumentów. Mówią, że to sir Simon jest zdrajcą.
Lecz on tylko uśmiechnął się, odchylając na oparcie krzesła.
– A mało to szpiegów jest na dworze? Mam dziwne wrażenie, że mój druh nie żyje. A jak wiemy trupy nie mogą się bronić. Nawet jeśli jesteś niewinna jak mówisz, to zawsze można rzucić na ciebie cień podejrzenia.
– Panie!
– Spokojnie. Nie jest to w naszym interesie. Przychodzę w związku z twym zamążpójściem. Uważam, że jesteś doskonałą kandydatką.
– Czego chcesz?
– Małej pomocy. Król nie chciał oddać ziem, niegdyś należących do rodziny. Jako sojuszniczka, mogłabyś szepnąć coś mężowi. Nie będziesz na tym stratna. Jak wiesz mam zwierzchnictwo nad strażą miejską. Również mogę okazać się przydatny.
Ledwo oddychałam. Czegoś takiego się nie spodziewałam.
– I nie próbuj otrucia, tak jak króla i jak przypuszczam swego męża. Jeśli coś mi się stanie, to wszyscy dowiedzą się o tobie.
Wściekłość to mało powiedziane. Nie znosiłam, kiedy coś szło nie tak. Ten buc miał nade mną władzę. Lodowaty chłód przeszedł po ciele, a zaraz po nim fala gorąca. Tylko spokojnie. Wdech i wydech. I uśmiech numer sześć. Zaczęłam rozważać plusy i minusy. I okazało się, że to wcale nie taka zła sytuacja. Posiadanie w sir Rogerze tak silnego sprzymierzeńca, którego interesy są zbieżne i który nie jest lojalny królowi, nie jest złe.
– Zgadzam się na ten układ – odparłam, wiedząc że każde z nas kiedy tylko osiągnie swój cel spróbuje pozbyć się drugiego. Pytanie brzmiało, kto będzie pierwszy.
Nareszcie książę po mnie posłał. Ślub zbliżał się, a tu połowa rzeczy niegotowa. W myślach sprawdzałam listę: ceremonia, wesele, lista gości, muzycy… muszę tylko pamiętać, żeby nie przesadzić, jako skromna wdowa. Szkoda tylko, że Tigran nie wrócił jeszcze z misji. Posłaniec zaskoczył mnie w ogrodzie, gdzie dałam się wyciągnąć na ploteczki lady Cecylii. Nawet nie zdążyłam wrócić do komnaty i przygotować się należycie do spotkania. Lecz jak to mówią: pięknemu, we wszystkim pięknie.
Weszłam do gabinetu. W chwili gdy zatrzasnęły się za mną drzwi wiedziałam, że coś jest nie tak. Książę William siedział za biurkiem, uśmiechając się z satysfakcją. Po jego prawej stronie w cieniu, stał sir Roger z nietęgą miną. Zdrową dłonią podtrzymywał obandażowaną rękę. Opatrunek nabrał już szkarłatnej barwy.
– Witaj, ukochana. Jak widzisz spotykamy się w nowym składzie. Muszę przyznać, że dość znacznie uszczupliłaś grono mych zaufanych ludzi.
– Nie rozumiem… – Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a serce zamiera, by po chwili eksplodować.
– Zbladłaś. Dobrze się czujesz? – Słowa, aż ociekały kpiną. – Myślałaś, że nasz wywiad nie sprawdzi przyszłej królowej?
Jak mogli cokolwiek odkryć?! Przecież nie popełniłam błędu!
– Byłaś czysta prawie jak łza. Z dobrego domu, żona zasłużonego rycerza. Nie wychylałaś się. Nie mogli nic na ciebie znaleźć. Do czasu. Dwa dni temu przybyła na ślub hrabina Anastazja i przysięgłaby, że spotkała cię już wcześniej za granicą, jako żonę zamożnego i wpływowego kupca oskarżonego o szpiegostwo. Zarzekał się, że to nie on. Na dodatek jego żona nagle znikła wraz z kuzynem. Czyli jak mniemam Tigranem. Biedak nie czuje się najlepiej. Jest cały obolały, ale to już nie potrwa długo.
Poczułam się jakbym dostała w twarz. Wiedziałam, że Tigran nie zdradzi. Miałam tylko nadzieję, że użył sygnetu, zadając kłam słowom księcia. Bolałam nad jego losem. I swoim. Zapewne mistrz tortur czekał już na mnie na dole. Ale nie zamierzałam się poddać.
– Dlaczego wierzysz jakiejś kobiecie? Jestem niewinna…
– DOŚĆ! – Walnął pięścią w stół, wstając raptownie. – Sir Roger po drobnych namowach podzielił się swoimi podejrzeniami. Ponadto zestaw trucizn w tajnej skrytce sekretarzyka przypieczętował twoją winę.
– Jak ją znaleźliście? – ledwo wyszeptałam.
– Siekiery są bardzo pomocne w szybkim szukaniu. Wybacz, że muszę odwołać nasz ślub, ale śmiertelne choroby dotykają i wysoko urodzonych – odparł z uśmiechem i morderczą furią w oczach, chcąc odebrać mi ostatnią nadzieję.
Również się uśmiechnęłam. Rozbawił mnie, tak szczerze. Myślał, że przechytrzy lisicę.
Zdezorientowany wyprostował się, spoglądając nieufnie. Tak, już przeczuwał, że mam asa w rękawie. Nie był głupi, dlatego kazał wszystkim wyjść.
– Twoja córka jest piękną, małą i ufną osóbką. Lecz czy to dobrze w zamku pełnym ludzi? Przejezdni, całe rzesze służby… – zawiesiłam głos, dając czas ziarnku zrozumienia na wykiełkowanie.
– Nie groź, stojąc pod szafotem.
Roześmiałam się, chowając dłonie za siebie. Otworzyłam pierścień, wciąż niepewna czy blef się uda. Zatruta igiełka kusiła wybawieniem od wszelkich trosk. Lecz wola walki buntowała się przed kapitulacją.
– Postawię sprawę po męsku. Jeśli zginę, księżniczka rozpłynie się w tłumie. A wtedy na nic ci będzie moja śmierć. Twoi agenci nawet nie zdążą pisnąć.
– Czego chcesz – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
– Aby nic się nie zmieniło w naszych planach ślubnych. Tylko tyle, mój ukochany.
Wiedziałam, że obmyśla różne scenariusze i wybierze ten najbezpieczniejszy – zgoda na układ, a później cicha próba pozbycia się mnie.
Kiwnięciem głowy przypieczętował nasz pakt. A ja mogłam spokojnie przymknąć wieczko pierścienia. Na razie.
Bardzo ładnie sobie radzisz z opisywaniem intryg (przypadek ? :D). Przyjemny, lekki język i dobra gra emocjami oraz mimiką bohaterów.
Mnie osobiście brakuje dokładniejszego opisu wyglądu postaci, ubiorów i lokacji oraz klimatu (np: pogoda, kurz wiszący w sali etc.), ale to moje zdanie, bo jestem po plastyku i jestem wzrokowcem.
Trochę też się gubiłem przy przełączaniu się na kolejne postacie … nie wiem, może tylko ja ale można by było to odrobinę poprawić.
Język, którym mówią postacie wydaje się w paru miejscach trochę zbyt nowoczesny ale to już tylko takie moje marudzenie. Przykłady :
– Ehm… piękna broszka. – Próbował zebrać myśli. – Choć dość niezwykła. Kobiety nie przepadają za płazami. - może mi się wydaje ale w średniowieczu chyba nie wiedzieli o takim słowie. Płazy i gady były dla nich raczej zbyt podobne do siebie.
Mój umysł właśnie miał wenę. użyłbym tu słowa natchnienie bo też mało średniowieczne.
Było też coś o ciśnieniu krwi ale zgubiłem, zresztą może paru lekarzy o nim wiedziało w tamtych czasach.
Parę małych kwiatków :
Służba po kontach, kucharze … domyśliłem się, że po kątach a nie w MBanku :D
Fabuła jest za to wręcz super tylko wydaje mi się, że koniec jest urwany, chyba że zamierzasz napisać jeszcze dalszą część aż do ślubu, bo tryumfalny uśmiech po zaślubinach byłby wg. mnie idealną sceną końcową :) . . . (Odwołuję, właśnie zobaczyłem liczbę znaków. Szkoda)
Bravo
Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien
Bardzo dziękuję za pierwszy pozytywny komentarz :).
Mnie osobiście brakuje dokładniejszego opisu wyglądu postaci, ubiorów i lokacji oraz klimatu (np: pogoda, kurz wiszący w sali etc.), ale to moje zdanie, bo jestem po plastyku i jestem wzrokowcem.
Fajny pomysł i chętnie bym go zrealizowała, ale limit :(.
Tekst był napisany kiedyś i pierwotnie kończył się zupełnie inaczej, właśnie w tym miejscu :).
Służba po kontach, kucharze … domyśliłem się, że po kątach a nie w MBanku :D
Nie do końca zrozumiałam… napisałam, że kucharze przy garach.
Całkiem fajne opowiadanie, główna bohaterka w mojej opinii dobrze rozpisana. Niestety tekst dość nierówny – momentami czyta się bardzo dobrze, a czasem ilość błędów (głównie przecinki czy szyk zdań) dawała się we znaki.
Na początku zdawało mi się nieco chaotyczne poprzez szybkie wprowadzenie wielu postaci, które ciężko zapamiętać. Zakończenie rzeczywiście trochę takie mało zakończeniowe (ach, ten limit).
Ogólne wrażenia mam więc pozytywne, aczkolwiek znalazłoby się niemało do poprawy, jeśli chodzi o styl.
Witam i dzięki za komentarz:).
Starałam się wyłapać wszystkie przecinki, ale widać nie udało mi się. A w którym momencie styl Ci się nie podoba, to bym zerknęła.
To straszne! Nie wierzę w to co widzę. Nic nie słyszałam(
,)o złym zdrowiu króla, a ty(,) lady Różo? O(,) przepraszam, jaka jestem nietaktowna. Twój mąż na pewno nie cierpiał podczas choroby.
– Co się dzieje z tym światem. Król umiera, po mieście grasuje gwałciciel. – Musiała dostrzec moje zdziwienie, gdyż od razu dodała(podjęła się wyjaśnień). – Strażnicy miejscy przetrząsają wszystkie domy w poszukiwaniu garbatego mężczyzny z blizną na szyi w kształcie ptaka. No ale cóż, jak się jest brzydkim to nie ma się wyboru.
Takie “dodała” zakończone kropką po prostu mi trochę zgrzyta.
– Wznieśliśmy toast, król upił łyk i… i to się stało – wydukałem, czując palące spojrzenia zebranych.
– Król Roland zawsze miał chrapkę na nas.(na nasze państwo/ziemie itd., chyba że był kanibalem)
Służba po kontach(kątach), kucharze przy garach, możni otwarcie.
Kilku przykładów z początku, dalej też by się to i owo znalazło. No i nie wiem, czy to jest moje subiektywne odczucie, ale trochę za mało wiem o świecie i postaciach, przez co wspominanie niektórych miejsc bądź wydarzeń powoduje zamieszanie, choć rozumiem, że ze względu na limit konkursowy ciężko byłoby to już zmienić.
Dzięki :) Poprawię wskazane miejsca. Choć, akurat podjęła się wyjaśnień jest ciut za długie i dla mnie brzmi troszkę sztucznie.
No tak, a mi z kolei zgrzytało dodała. Bo w formie jakiej jest to zdanie wygląda na ucięte. "Musiała dostrzec moje zdziwienie, gdyż od razu dodała." Co dodała? Jeśli tam ma być kropka, to ostatni wyraz po prostu trzeba czymś zastąpić.
Hej, Monique!
Ostrzegłaś przed mieszaną narracją, ale… i tak mnie to trochę zjadło. Może za każdym razem, gdy się ta narracja zmienia, mogłabyś napisać, czyimi oczami patrzymy teraz na świat.
Takie łapanki mi się rzuciły w oczy:
Z pomiędzy drzew wyszła zakapturzona postać.
Powinno być “Spomiędzy”. Jest też profit – odzyskasz jeden znak ;)
Tigran rzucił się na nich z mieczem, odcinają mnie na chwilę od zagrożenia.
A tu ten znak znów stracisz :D
Intryga mi się podoba, ale trzeba przyznać, że tekst pędzi na złamanie karku. Cóż, limity, limity. Myślę, że jakby dodać ze dwa wątki poboczne i klimatyczne opisy, to miałabyś gotową książkę, może nawet pierwszy tom całej sagi ;)
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Dzięki za komentarz i miłe słowa, błędy już poprawiłam :).
Cieszę się, że ogólnie na plus:). W moim poprzednim tekście mówili odwrotnie, że raczej mało się dzieje. Nad zaznaczaniem osób również się zastanawiałam, dlatego dość szybko starałam się umieszczać z czyjego punktu widzenia patrzymy. Zerknę czy da się jeszcze coś zmienić, choć jestem przy limicie.
Dla mnie końcówka trochę niewiarygodna, bo jak mieli wszystkie dowody, to chyba by się jej nie upiekło. Ale czyta się bardzo przyjemnie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dzięki:). Końcówka była zmieniana na ten konkurs :). No ale wiesz, William na razie chronił córkę, a później cichaczem chciał ją zlikwidować.
Cześć, Monique!
Bardzo trudny temat na opowiadanie sobie wybrałaś, bo obecny w literaturze już niezliczoną ilość razy. W takim przypadku autor musi się nieźle natrudzić, aby zainteresować czytelnika. Uważam, że częściowo Ci się to udało, ale parę rzeczy wymagałoby dopracowania.
Główny wątek jest prosty: król zostaje otruty oczywiście przez kobietę, bo przecież trucizna to broń kobiet ;), a potem bohaterka usiłuje odsunąć od siebie podejrzenia i ugrać jak najwięcej. Należałoby się więc zastanowić czym ten wątek urozmaicić. Moim zdaniem w takim przypadku są co najmniej dwie drogi: kreacja bohaterów i motywy ich działania. Róża jest postacią interesującą. Jej zachowanie wskazuje, iż czerpie przyjemność z intryg jakie prowadzi, lubi wygrywać i jest bezwzględna. Pozostałe postaci stanowią dla niej właściwie tylko tło i sceny z ich perspektywy odebrałam jako wyłącznie informacyjne, co sprawia, że intryga staje się jednostronna, czyli mniej fascynująca.
Motywacje Róża ma właściwie dwie. Cel związany z wypełnianiem zadań jako szpieg jest jasny, choć nieco szersze przedstawienie tła całej intrygi dodałoby opowiadaniu głębi. Aktualnie czytelnik niewiele wie o sytuacji zwaśnionych królestw. Motywacja osobista Róży trochę się rozmywa.
– Dobre pytanie – uśmiechnęłam się. – Lubię stawiać sobie cele nie do zrealizowania, a później je osiągać. Czy królowa Róża nie brzmi wspaniale? Co prawda kraj pod rządami tego furiata Williama szybko osłabnie, a wtedy król Richard i jego małżonka łatwo przejmą rządy. A ja wtedy jak zwykle rozpłynę się w tłumie.
Z tej wypowiedzi wynika, że po prostu lubi robić zamieszanie i znikać, a to jest mało przekonujące. Poza tym kim jest król Richard? Chyba chodziło o Rolanda.
Dzięki za komentarz:)
Właściwie dobrze podsumowałaś całe opowiadanie:). Nie starałam się wymyślać czegoś nowego na siłę, lecz bardziej postawić właśnie na główną bohaterkę. Cieszę się, że choć częściowo mi się udało :). Po części rzeczywiście inne postacie są tłem, ale nawet im starałam się nadać jakieś własne cechy.
Król faktycznie mi się omsknął przy dopisywaniu fragmentów :).
Cześć :)
Przeczytałem przedwczoraj i chciałem napisac od razu komentarz, ale mi się wysypało trochę rzeczy w życiu. A że nadal się sypie, będzie krótko.
Całkiem przyjemna opowieść, choć trochę się z imionami postaci na początku pogubiłem. Co mi nie grało? Sir Simon, rozumiem, że chciałaś, żeby on też był w jakiś sposób zły i na początku myślałem, że to on, a nie cwana Mata Hari, jest tym, który otruł króla. Zwiodłaś mnie, vixen ;) I to wiedzenie jest OK, jednak nie pozwoliłaś dobrze wybrzmieć temu motywowi z Simonem, jego truchłem i zrzuceniem na niego winy – to się tam gdzieś przewija, ale niedostatecznie mocno jest zaakcentowane i troszku mnie to zirytowało, ale niech Ci będzie :)
No i to otwarte zakończenie, które sugeruje, że może dobrze być złym, ale może tak nie do końca, bo jak to się dalej rozwinie to nie wiemy. Ale to też tylko moje marudzenie :)
IMHO rządzi tutaj pani szpieg, reszta trochę po łebkach poprowadzona, więc całość aż prosi się o rozwinięcie, bo stworzyłaś zarys świata, który jest pojemniejszy, niż to co dałaś czytelnikom w opowiadaniu (chętnie dowiedziałbym się co to za organizacja, do której należy protagonistka, bo lubię takie szemrane instytucje).
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Witam:) Fajnie, że wpadliście :)
Mam nadzieję, że u Ciebie Outta wszystko ułoży się pomyślnie.
Cieszę się, że udała mi się sztuczka z Simonem:). Jak już pisałam, starałam się nadać każdej postaci trochę cech własnych, ale co ja mogłam zrobić z tym limitem (i tego się będę trzymać ).
Cześć, Monique!
Najpierw czep.
Osobiście rozpruję mu flaki.
Wypruję.
Czytało się płynnie, proporcje w fabule wyważyłaś dobrze, postać trucicielki niby zła, ale nie taka do końca antypatyczna. Z rzeczy, które zagrały mi mniej: dialogi. Momentami są troszkę infodumpowe, a do konwencji pasowałaby jakaś bardziej humorystyczna przewrotność. Mówię to, bo wiem, że w coś takiego potrafisz, a nie do końca wyszło to przy okazji tego tekstu. Niemniej to nie błąd, tylko takie coś, co mi się parę razy nasunęło podczas lektury.
Ponieważ nie stwierdzam jednak grubszych anomalii, zgłaszam do biblio.
Pozdrawiam
Witam i dziękuję bardzo :). Fajnie, że podeszło:).
Faktycznie, czasem udają mi się takie “humorystyczne” teksty, ale niestety muszę mieć do nich wenę. A o ile pamiętam (tekst pisany dawno), wtedy akurat płynnie mi się pisało, lecz nie w takim klimacie :). Ale rozumiem co masz na myśli.
Hmmm. Intrygi, wieczne knucie, spiski… Jak to na dworze.
Nie bardzo rozumiem, jak udało się jej otruć króla. Musiała przecież wziąć do ręki jego kielich i nikt tego nie zauważył? W ogóle nikt nie próbował królewskiego wina?
Później William, IMO, za łatwo się poddał. Wysłać dziecko ze starą piastunką do jakiegoś zameczku, zgładzić narzeczoną i spokój. Dlaczego przestraszył się tego blefu, skoro córka była w jego rękach? Zresztą, jeśli żona przyprawiała mu rogi, to nie wiadomo do końca, czyje to dziecko…
Trochę mało fantastyki – bohaterka podrzuca rozmówcom jakieś obrazy, ale właściwie tekst mógłby się bez tego obejść.
Zakończenie zbyt otwarte jak na mój gust. Ta historia jeszcze nie wybrzmiała do końca, a tu zły limit ją uwięził.
Babska logika rządzi!
Witaj Finklo i dziękuję za komentarz:).
Trochę mnie masz z tym otruciem króla. To był dla mnie bardziej środek do celu. Ale sądzę, że nie jest to niemożliwe – kogoś przekupić itp. Przecież w historii również zdarzały się różne otrucia.
Odnośnie córki, mógł ją wysłać z kimś do zamku, ale czy wiedział komu na prawdę może ufać? Gdzie ta żmijka ma swoje macki? Uważam, że nie zrobił głupio. Na razie przystał na jej warunki, a kiedy mógłby już odpowiednio zabezpieczyć córkę, pozbyć się Róży. Ona zresztą się tego spodziewała.
deviantart.com/sil-vah
No cóż, historia do odkrywczych nie należy, albowiem intrygi na królewskich dworach to codzienność, a i opowieści szpiegowskich napisano już wiele. Mnogość podobnych do siebie postaci raczej nie sprzyja ich zapamiętaniu, ale jakoś sobie z tym poradziłam, choć łatwo nie było. Wypadki toczą się dość żwawo i czytałam z ciekawością, jednocześnie odbiór psuła mi niemożność ulokowania opowieści w jakimś sensownym czasie – masz tu bowiem miecze i kusze, a jednocześnie sir Simon nosi surdut. Słownictwo, moim zdaniem, jest miejscami zbyt współczesne, nawet jak na czasy, kiedy nosiło się surduty. Trafiają się też słowa użyte niezgodnie z ich znaczeniem.
Wykonanie pozostawia wiele do życzenia i nie przyczyniło się do polepszenia wrażenia, więc lektury nie mogę uznać za w pełni satysfakcjonującą.
– Niech żyje król! – po sali rozeszły się wiwaty. ―> – Niech żyje król! – w sali rozległy się wiwaty.
Król umiera, po mieście grasuje gwałciciel. ―> Król umiera, w mieście grasuje gwałciciel.
…garbatego mężczyzny z blizną na szyi w kształcie ptaka. ―> Czy dobrze rozumiem, że mężczyzna miał szyję w kształcie ptaka?
A może miało być: …garbatego mężczyzny z blizną w kształcie ptaka na szyi.
Poczułem, jak oblewa mnie gorąc. ―> Poczułem, jak oblewa mnie gorąco.
Cały dwór o niczym innym nie plotkował, jak o śmierci króla. ―> Cały dwór nie plotkował o niczym innym, tylko o śmierci króla.
Miałem sytuację nie do pozazdroszczenia. ―> Byłem w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
…jeśli Egbert po tym co się dowiedział… ―> …jeśli Egbert, po tym czego się dowiedział…
Wstałem i wyszedłem z pomiędzy pergoli… ―> Wstałem i wyszedłem spomiędzy pergoli…
…zupełnie ją zaskakując. Tuż przy niej pojawił się jej barczysty ochroniarz… ―> Nadmiar zaimków. Czy w czasach tego opowiadania znano określenie ochroniarz?
Niski, krępy, o przenikliwym spojrzeniu… ―> Zbędne dopowiedzenie – osoba krępa jest niewysoka z definicji.
Lady Róża nadal nie przebolała straty po mężu… ―> Lady Róża nadal nie przebolała straty męża…
Przetrząsnęłam resztę kieszeni, pozbywając się jego rzeczy osobistych. ―> Chyba miało być: Przetrząsnęłam resztę kieszeni, zabierając/ wyjmując z nich jego rzeczy osobiste.
Mój umysł właśnie miał wenę. ―> Wena to zapał twórczy, natchnieni. Wenę może mieć twórca/ artysta, ale nie umysł.
Może: Mój umysł pracował nader/ wyjątkowo sprawnie.
Nie raz te błyskotki uratowały mi życie… ―> Nieraz te błyskotki uratowały mi życie…
– Może mi się jednak tylko przewidziało? ―> – Może mi się jednak tylko przywidziało?
Poznaj znaczenie słów: przewidzieć i przywidzieć.
Ukłonił się ze zbytnią emfazą. ―> Na czym polega emfaza ukłonu?
Poznaj znaczenie słowa emfaza.
…wchodzącego na sale podczas tej feralnej uczty… ―> Literówka.
A mi chciało się śmiać… ―> A mnie chciało się śmiać…
Książęca mina wyrażała jednak sceptycyzm, powodując u niego podwyższone ciśnienie. ―> Czy dobrze rozumiem, że sceptycyzmowi podskoczyło ciśnienie?
Czy w czasach tego opowiadania wiedziano, co to podwyższone ciśnienie?
…grę, której finezji nie do końca pojmował. ―> …grę, której finezję nie do końca pojmował.
– Zrobiłam ją na specjalne zamówienie. ―> Róża zrobiła broszkę?
A może miało być: – Zrobiono ją na specjalne zamówienie.
Tigran obserwował uważnie okolice. ―> Literówka.
Wyobrażałam sobie tę burzę przy stole za i przeciw. ―> Co to jest stół za i przeciw?
Teraz Ona miała przekazać decyzję. ―> Dlaczego wielka litera?
Ostatnie wydarzenia bardziej nadszarpnęły moimi nerwami niż myślałam. ―> Ostatnie wydarzenia nadszarpnęły moje nerwy bardziej niż myślałam.
…a wtedy król Roland i jego małżonka łatwo przejmą rządy. A ja wtedy… ―> Czy to celowe powtórzenie?
Takie dranie pewnie nie boją się żadnych takich plugastw… ―> Nie brzmi to najlepiej.
Wpuściłam w jego umysł wizje wychodzących spod ziemi wszelkich robactw i zaczynających wchodzić po nim. ―> Wpuściłam w jego umysł wizję wychodzącego spod ziemi wszelkiego robactwa i zaczynającego łazić/ pełzać po nim.
Zerknęłam na swojego towarzysza, przypatrującemu się… ―> Zerknęłam na swojego towarzysza, przypatrującego się…
…jest teraz w karczmie „Pod szkarłatną różą”. ―> …jest teraz w karczmie „Pod Szkarłatną Różą”.
…a tu połowa rzeczy nie gotowa. ―> …a tu połowa rzeczy niegotowa.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za komentarz:). Błędy poprawię. Szkoda, że nie podeszło. Jednak widzę pozytywną rzecz – Twoja lista błędów pod moimi tekstami jest o wiele krótsza niż na początku mojej bytności :).
Mam nadzieję, Monique, że z czasem łapanki będą coraz krótsze, aż w końcu nie będzie ich wcale. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmm, trochę nie rozumiem bohaterki, z jednej strony nieźle radzi sobie na dworze, ma własne ambicje, a z drugiej daje się prowadzić na pasku tajemniczej organizacji. Nienawidzi jej, boi się, ale jednocześnie postępuje wbrew jej rozkazom. O samej organizacji niewiele wspominasz i mogłabyś się właściwie bez niej obejść. Dziewczyna byłaby naprawdę zła, gdyby wszystko to robiła dla własnego kaprysu.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cześć Irko, fajnie że wpadłaś :).
Fakt, mało wiemy o organizacji (limit), ale dałam pewne poszlaki czym jest i dla kogo pracuje. Róża owszem słucha się jej, ale lubi ryzyko. A miała przeczucie, że jej plany mogą być na rękę organizacji. Poza tym przecież prawie całe opowiadanie opiera się na jej własnym kaprysie :).
Hail Discordia
Te różne narracje to fajny pomysł, ale czasem nie wyłapywałem momentu zmiany perspektywy. Pisanie w pierwszej osobie na pewno tego nie ułatwia, sama końcówka czasowników to trochę za mało na rozróżnianie (a jakby wszystkie perspektywy były wyłącznie kobiece czy wyłącznie męskie? Albo byłoby to pisane choćby po angielsku i takiego rozróżnienia by nawet nie było?). Myślę, że na zmiany bohaterów to albo trzecia osoba, albo wyraźne zaznaczenie “teraz, drogi czytelniku, będzie z perspektywy X” ;) Ale zawsze chwalę odwagę do eksperymentowania!
Początkowo trochę czułem się przytłoczony kolejnymi pojawiającymi się postaciami i czasem nie wiedziałem, kto jest autorem danej wypowiedzi (myślę, że nad tym warto popracować, czytelnik powinien zastanawiać się “kto/jak/dlaczego zabił?”, a nie “kto to powiedział?”). Potem już było lepiej, jakoś to się wszystko uporządkowało i wiedziałem, kto jest kto.
Sama fabuła to trochę typowa dworska intryga jakich wiele, nie czułem jakiegoś takiego elementu, który wyróżniłby to właśnie opowiadanie spośród jemu podobnych. Pamiętam twoje dwa poprzednie opowiadania (Azyl na Krańcu świata i Stracona szansa). Zbudowałaś w nich fajny świat i chyba właśnie dzięki temu wciąż je wspominam. Tutaj świat był taki “typowy”, nie miał tego wyróżnika i niestety wiem, że opowiadanie zagubi mi się gdzieś w przegródce “intrygi dworskie”.
Podsumowując: fabuła typowa, ale poprowadzona dobrze; niestety świat zbyt typowy, by go zapamiętać; duży plus za mieszaną narrację, nie do końca to zagrało, ale w następnych tekstach na pewno to zaowocuje :)
Dzięki za komentarz i niezmiernie mi miło, że pamiętasz moje poprzednie teksty :).
Ten powstał kilka lat temu (akurat podpasował mi do tego konkursu, więc go odświeżyłam). Niestety nie miałabym nawet znaków by dodać światotwórstwo :(. Ale i tak czytając tekst po latach byłam zadowolona i fajnie mi się czytało ze względu na bohaterkę, dlatego postanowiłam go użyć :). Z narracją się zgadzam i kiedy konkurs minie, może uda mi się trochę naprowadzić czytelnika kto mówi. A może tak jak w niektórych książkach, po prostu napisać na początku akapitu z czyjego punktu widzenia piszemy?
A może “tytułować” poszczególne scenki imionami POV?
Babska logika rządzi!
Myślę, że “tytułowanie” imionami to dobry trop, działa i byłby najbardziej minimalistyczny (jeśli chodzi o limit znaków). Można też pokombinować ze zdaniami rodzaju “Tymczasem u sir Simona…”, o ile będzie to pasować do konwencji (ale to sugerowałoby istnienie jakiegoś wszystkowiedzącego narratora, którego tu przecież nie ma).
Można pewnie kilka takich sposobów wymyślić. Same imiona wystarczą, urozmaicenia to już zadanie z gwiazdką ;)
Cześć!
no więc na pewno na plus na silną kobiecą bohaterkę :) choć pokazałaś ją dość nieźle, to zabrakło mi nieco jej szerszego zarysu. Dlaczego robiła to co robiła, dlaczego w sumie nagle chciała zostać królową?
Szczególnie na początku zgrzytały mi dialogi, a później była już tylko gonitwa. Akcja moim zdaniem choć ciekawa była zdecydowanie za szybka i nie pozwoliła nawet na zastanowienie się kto faktycznie zabił. No i te trupy ścieliły się co chwilę – nie przeszkadza mi sam fakt ich obecności, ale było ich tyle, że w pewnym momencie, mnie to jako czytelnika już to nie wzruszało. No i miałam poczucie, że Róży jakoś tak idzie wszystko za łatwo? Tu się ładnie ułożyło, tu blef, a w sumie trucizny w sekretarzyku to dość głupie bo jak czegoś by szukali to właśnie tam.
No i zakończenie bardzo naciągane, zupełnie mnie nie przekonało – król ulega szpiegowi, którego złapał na gorącym uczynku? W sumie ryzykuje, że Róża wbije mi sztylet w serce kiedy będzie się tego najmniej spodziewał.
Dzięki za komentarz:) Dużo osób pisało o zakończeniu – no cóż, w wersji pierwotnej popełniła samobójstwo, wbijając sobie igłę z pierścienia. Natomiast całokształt opowiadania podpasował mi, więc zmieniłam końcówkę :). Poza tym tu chciała jedynie zyskać na czasie, by jak najszybciej się ulotnić. Może byłoby lepiej gdyby wprost mu powiedziała, by ją uwolnił i nie śledził, bo córce coś się stanie… Do zastanowienia.
Cześć, Monique.M!
Początek intrygujący. Nie zrozumiałem jedynie, dlaczego czyjaś obecność obezwładniała króla. Wydaje mi się, że było to raczej spowodowane trucizną, ale może czegoś nie pojąłem należycie. ;-)
Historia okazała się spójna i w miarę interesująca, aczkolwiek niektóre fragmenty były zbyt melodramatyczne (jak na mój gust oczywiście). ;-) Końcówka nie do końca wybrzmiała jako happy end dla szwarccharakteru.
Przy zastosowanej narracji (która była ciekawa) zabrakło wskazania POV-ów (najlepiej w formie opisów, sprytnie zapowiadających przyszłe wydarzenia).
Wykonanie było całkiem dobre, przez co czytało się nieźle. Poniżej drobnostki:
Zniesmaczona żartem przyglądałam się (+,) jak do głównego stołu podchodzi trzech gwardzistów, aby zabrać ciało władcy. – zabrakło przecinka.
Kazałem aresztować podczaszego, ale prawda jest taka (+,) że każdy mógł czegoś dosypać. – tu również.
Zapukałam do drzwi lorda (+,) czując, że to mój dzień. – i tutaj.
Ominął mnie gniew księcia, ale teraz straciłem w hierarchii. – to mi zgrzyta. Moim zdaniem zabrakło słowa „miejsce” lub „pozycję”. „Teraz” bym z kolei usunął.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie! :-)
"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski
Dzięki za komentarz i fajnie, że ogólnie opowiadanie na plus :). W wolnej chwili poprawię :).
Przeczytałem. Zręczne. Wstęp do większego ?
:). Na razie nie, ale może w przyszłości…
To jest opinia, którą napisałem przed wrzuceniem obrazka potwierdzającego przeczytanie. Nie śledziłem tego, czy w tekście zachodziły później jakieś zmiany. Nie czytałem komentarzy innych użytkowników przed spisaniem własnych uwag.
[wyedytowane]
Dziękuję pięknie za udział w konkursie, życzę miłego dnia ;)
Dzięki za obszerny komentarz .
Mam plan by ulżyć czytelnikom i podpisać, kto akurat wciela się w daną postać. Wydaje mi się, że wcielając się w nie właśnie lepiej poznajemy ich motywacje i sposoby myślenia np. Simona. Poza tym ta narracja była mi potrzebna do rozmycia na początku, kto jest sprawcą. Troszkę też nie zgodzę się, że postacie są płaskie. Starałam się każdej nadać jakieś cechy, np.: lord jest kobieciarzem, ożenił się dla wpływów i jest jednak lekkim tchórzem. Simon jest zadufany w sobie, nie obchodzi go kodeks rycerski i okazuje się, że prowadzi podwójne życie. Przyszły król jest furiatem, który nie jest kryształowy (pozbył się żony), ale kocha swoją córkę. Chyba, że chodziło Ci o coś jeszcze i chętnie się dowiem na przyszłość :).
Co do pretekstowości świata to się zgadzam :). Kiedy to pisałam zbytnio mnie nie interesował. Zresztą i tak w konkursie byłam tuż pod limitem. Ale może teraz dodam gdzieś zdanie czy dwa, żeby nadać mu życia. Bardzo lubię ten tekst, więc będę chciała go dopracować. Jeśli masz jeszcze jakieś uwagi, to możesz zapodać .
Cześć!
Epizod z życia szpiega. Zabójstwa, intrygi i ciągła gra, a to wszystko w nieco fantastycznych realiach. Historia klasyczna, choć ciekawa i niepozwalająca się nudzić. Zakończenie robi niestety wrażenie końca odcinka, bo w zasadzie żaden z wątków nie został wykorzystany do końca. Chociaż oczywiście położenie kobiety pokazałaś celnie.
Zabrakło trochę fantastyki, bo poza miejscem akcji i zdolnością bohaterki (z której ta tylko dwa razy korzysta jak rozumiem) nic więcej tu nie widzę. Widząc kategorię fantasy liczyłem na coś więcej. Napisane znośnie, nic specjalnie nie zgrzyta, choć miejscami nie do końca jestem pewien, co kto mówi a i powtórzenia rzucają się w oczy:
– Wznieśliśmy toast, król upił łyk i… i to się stało – wydukałem, czując palące spojrzenia zebranych. Zawroty głowy się nasiliły. Musiałem przytrzymać się parapetu, by nie upaść. – Kazałem aresztować podczaszego, ale prawda jest taka że każdy mógł czegoś dosypać. Nie spodziewaliśmy się zamachu.
Zazwyczaj ten piskliwy głos sprawiał, że chciałam uciec jak najdalej, ale teraz lady Cecylia mogła się przydać. Odwróciłam się z promiennym uśmiechem.
– Witaj, lady. Nie spodziewałam się ciebie tu spotkać.
– Właśnie wracam z ploteczek u żony sir Bernarda. Zastanawiałyśmy się kto mógł zrobić taką potworność. No i gdzie się podział sir Simon.
– Droga lady Różo. – Ukłonił się nisko. Nawet nie musiałam sięgać do swojego daru, by wiedzieć co roi się w jego głowie. – Domyślam się z czym przychodzisz, lady.
Dużo tego się
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Dziękuję za komentarz:). W wolnej chwili wprowadzę zmiany.
Dużo do poprawki w kwestii interpunkcji – najczęściej brakowało przecinków, czasem trafiały się w miejscach, w których zdecydowanie nie powinny być. Osobiście zgrzytało mi nowoczesne słownictwo i kolokwializmy wplatane do tekstu, mam wrażenie, bez zbytniej refleksji: kretyński, głupkowaty, va banque (czyż nie lepiej brzmiałoby: postawić wszystko na jedną kartę?), skwaszony, kalka (w quasi-średniowieczu?), ocieplanie wizerunku… Dodając do tego „uśmiech numer sześć” skręcasz tu, w moim odczuciu, mocno w stronę young adult. Nie znam się zbytnio na gatunku, ale chyba nawet tam nie ma takich fikołków językowych.
Do tego błędy: „z pomiędzy pergoli” (spomiędzy! Swoją drogą, później lady Róża mówi, że wyszedł spomiędzy krzaków), tu i tam siękoza (w jednym akapicie naliczyłam siedem „się”), problemy z odmianą („zgarnąć kolejnego tronu” zamiast „zgarnąć kolejny tron”), osobliwe wyrażenia, jak na przykład „stracić w hierarchii” (w hierarchii to można spaść), nie zawsze grający szyk, czasem budowa zdań jakby urwana i niekompletna… Trochę tego, niestety, było.
Przyznam, że opisywane wydarzenia zdawały mi się toczyć w mocno umownej przestrzeni. Nie poczułam zarysowanego świata; moim jedynym wyobrażeniem, a i tak bardzo ogólnym, było z grubsza średniowiecze, i to chyba tylko przez wzmiankę o zamku. Bohaterowie unosili się niemal w próżni. Zabrakło opisów, porządnego tła dla akcji. Z kolei postaci było tyle, że przez większość tekstu nie bardzo miałam pojęcie, kto jest kim. Oni w gruncie rzeczy są pozbawieni twarzy i mają tylko imiona, a imiona zapamiętuje się najtrudniej. A ponieważ jest ich aż tylu, to zabrakło miejsca na pogłębienie charakterów – każdy ma krótką rolę do odfajkowania i zaraz usuwa się w cień, by pozostali zdążyli wejść na scenę.
Chaos w narracji nie pomagał w nadążaniu za fabułą. Niestety, nie przekonała mnie naprzemienna pierwszo– i trzecioosobowa narracja. W momencie, kiedy próbowałam się połapać w postaciach drugoplanowych, musiałam jeszcze się zastanawiać, czyją perspektywę akurat przedstawiasz w danym fragmencie. Wątków też nawrzucałaś, aż kipi i przelewa się przez brzeg. Gwałciciel ze znamieniem, tajemnicza zakapturzona Ona, jakaś siatka szpiegowska, król Roland, który ma przejąć władzę, choć jako czytelnik nie miałam pojęcia, czemu miałby być lepszym władcą od obecnego. Część z tych wątków się zamyka, choć pospiesznie i nie wzbudzając zbytniego poczucia satysfakcji, część pozostaje irytująco otwarta, jak ci szpiedzy. Jest intryga, ale za mało wiem o świecie i postaciach, aby móc się do niej jakoś ustosunkować. Albo dar bohaterki – to takie magiczne deus ex machina, ratujące bohaterkę z opałów, kiedy to potrzebne w fabule, ale to tyle. Brak jakiegokolwiek wyjaśnienia, skąd ma te umiejętności, czy to częsta zdolność w tym świecie, jakie ma ograniczenia…
Główna bohaterka jest jak dla mnie najmocniejszym punktem opowiadania. Zdeterminowana, pozbawiona skrupułów, przebiegła i ambitna. Ewentualnie nie zawsze trafiała do mnie logika jej zachowania, dla przykładu – nie zrozumiałam, czemu praktycznie zaraz po tym, jak sir Simon się do niej przystawiał, tak po prostu wpuściła go do domu, jakby nic między nimi a zaszło (a zaszło! Przecież nawet jej ochroniarz interweniował!). Czekałam na jakieś wyjaśnienie, ale żadnego, niestety, nie było.
Końcówka, w moim odczuciu, nieprzekonująca. Czy sir Roger nie mógł po prostu rozkazać sprowadzić córkę do siebie, aby mieć pewność, że jest bezpieczna, i wtedy wydać trucicielkę na męki i egzekucję? Jej blef jak dla mnie był zbyt słaby, aby z taką ilością dowodów po prostu się wycofał.
– Miałem rozgłosić całemu światu, że żona przyprawia mi rogi?!
Wcześniej wystarczyło, że bohaterka zaledwie zapytała o gest sir Simona po otruciu króla, a plotkowała o tym połowa królewskiego dworu. A ten mówi wprost, że żona go zdradzała, i jeszcze nie chce, aby „cały świat” się o tym dowiedział?
Sir Oliver siedział skwaszony nad szachami, wciąż nie pojmując, jak mógł znów przegrać w grę, której finezji nie do końca pojmował.
Skoro nie pojmował jej finezji, to czemu się dziwił, że przegrał? Później okazuje się, że to fragment z perspektywy bohaterki, więc w porządku, to mogła być już jej osobista uwaga, ale moim zdaniem nie dość wyraźnie to wybrzmiało, a przez to myląco.
Odwróciłam się rozpromieniona ze skromnym uśmiechem przestraszonej łani.
Nie sądzę, by łanie się uśmiechały.
Podsumowując – miałam ogólnie podczas lektury wrażenie, że to jeden z Twoich starszych tekstów. Być może też pokrzywdził go trochę limit. Bohaterka ma potencjał, szkoda jednak, że światotwórstwo, drugi plan i wykonanie ciągną ją w dół.
deviantart.com/sil-vah
Dzięki za wnikliwy komentarz . Co do interpunkcji i językowych potknięć, których nie dostrzegłam, to biję się w pierś :). Światotwórstwa, jak już pisałam, rzeczywiście nie ma. Kiedyś też wprowadzę zapowiadane zmiany, ale obecnie walczę z tekstem na konkurs i idzie mi opornie. Z niektórymi zarzutami nie do końca się zgadzam, ale tak to już mają autorzy :). Po prostu lubię ten tekst taki jaki jest :).
Przyjemne :)
Przynoszę radość :)
Dziękuję :)