- Opowiadanie: nartrof - Obraz Mamusi

Obraz Mamusi

Proza życia sza­re­go czło­wie­ka. Re­la­cje ro­dzin­ne, za­ku­py i inne ele­men­ty co­dzien­no­ści. W krót­kiej i za­baw­nej for­mie.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy II, Finkla, Użytkownicy IV, Użytkownicy

Oceny

Obraz Mamusi

 

– W końcu, czas dla sie­bie. – Męż­czy­zna roz­parł się w fo­te­lu. – Me­czyk.

Obraz ho­lo­wi­zje­ra wy­peł­nił pokój. Dwie dru­ży­ny zło­żo­ne z ro­bo­tów i ludzi sta­nę­ły na­prze­ciw sie­bie. Sę­dzia przy­ło­żył gwiz­dek do ust, lecz wstrzy­mał od­dech, a wzrok wbił pro­sto w widza w fo­te­lu. Ar­bi­ter za­marł.

Męż­czy­zna spoj­rzał na sę­dzie­go z uda­nym zdzi­wie­niem.

– Ojej – spy­tał nie­win­nym gło­si­kiem. – Cze­ka­cie na mnie? Oczy­wi­ście, ale jesz­cze pi­wer­ko.

Gwiz­dek sę­dzie­go ide­al­nie zgrał się z sy­kiem otwie­ra­nej pusz­ki. Ki­bi­ce na try­bu­nach osza­le­li z ra­do­ści. Męż­czy­zna zaś po­cią­gnął kilka głę­bo­kich łyków chłod­ne­go na­po­ju, po czym wes­tchnąw­szy z ulgą, wy­cią­gnął się w fo­te­lu. Z przy­jem­no­ścią ob­ser­wo­wał jak roz­gryw­ka od pierw­szych minut na­bra­ła du­że­go tempa.

Pił­ka­rze bie­ga­li żwawo, a piłka szyb­ko krą­ży­ła od nogi do nogi. Cza­sa­mi prze­la­ty­wa­ła tuż pod fotel oglą­da­ją­ce­go, gdyby się wy­chy­lił mógł­by ją chwy­cić rę­ka­mi. Zaraz potem obraz od­jeż­dżał i kibic w fo­te­lu wi­dział całe bo­isko wraz z try­bu­na­mi wy­peł­nio­ny­mi sza­le­ją­cą pu­blicz­no­ścią. At­mos­fe­ra wy­da­rze­nia była nie­ziem­ska.

Nagle pił­ka­rze znie­ru­cho­mie­li a wrza­wa ki­bi­ców uci­chła. Obraz ho­lo­wi­zje­ra roz­mył się, a przed męż­czy­zną sta­nę­ła ko­bie­ta w śred­nim wieku. Zja­wi­ła się, jak za­wsze, bez­sze­lest­nie.

– Jutro przy­jeż­dża moja mama. Uma­wia­li­śmy się, że po­wie­sisz jej obraz.

– Od trzech ty­go­dni cze­ka­łem na ten finał. Mecz już dawno ro­ze­gra­ny, ko­le­dzy ga­da­ją o wy­ni­ku, a ja nie mia­łem nawet czasu, aby obej­rzeć po­wtór­kę.

– Jak cze­kasz trzy ty­go­dnie, to jeden dzień cię nie zbawi. A moja mama od­wie­dzi nas jutro.

– Po co to wie­szać? Bo­ho­maz jakiś.

Ko­bie­ta ostro zri­po­sto­wa­ła:

– Mecz stop! Tu­to­rial do wie­sza­nia ob­ra­zu plus zakup po­trzeb­nych na­rzę­dzi, start!

Ko­bie­ta od­wró­ci­ła się z sa­tys­fak­cją na pię­cie i wy­szła z po­ko­ju. Ho­lo­wi­zjer za­mi­go­tał i w sa­lo­nie po­ja­wił się męż­czy­zna, w śred­nim wieku, po­dob­ny tro­chę do czło­wie­ka sie­dzą­ce­go w fo­te­lu, jed­nak szczu­plej­szy i bar­dziej za­dba­ny oraz, w prze­ci­wień­stwie do ży­we­go od­po­wied­ni­ka, uśmiech­nię­ty.

– Cześć Stan­ley! Sły­sza­łem, że masz za­miar wie­szać obraz w sa­lo­nie.

– Obraz to za dużo po­wie­dzia­ne – mruk­nął do sie­bie męż­czy­zna po­cią­ga­jąc piwo z pusz­ki. – Bo­ho­maz!

– Po­mo­gę ci to zro­bić. – Stan-so­bo­wtór spra­wiał wra­że­nie bar­dzo pew­ne­go sie­bie. – To nie jest trud­ne, zo­ba­czysz. Skoń­czy­my, zanim Ka­th­le­en skoń­czy robić pra­nie i wspól­nie obej­rzy­my mecz.

– Nie chcę oglą­dać meczu z ho­lo­gra­mem. To pach­nie cho­ro­bą psy­chicz­ną.

So­bo­wtór nawet się nie zmie­szał.

– Jasne stary. Każdy po­trze­bu­je cza­sem pobyć sam. Prze­my­śleć życie i w ogóle. Pa­mię­taj tylko, abyś nie prze­kro­czył dzien­nej normy czasu w sa­mot­no­ści, usta­lo­nej przez mi­ni­stra zdro­wia, która wy­no­si sześć go­dzin i dwa­dzie­ścia trzy mi­nu­ty. No, a teraz bie­rze­my się do wier­ce­nia. Nie krzyw się tak. Zo­ba­czysz, to świet­na za­ba­wa.

Ho­lo­gram kon­ty­nu­ował:

– Bę­dzie­my po­trze­bo­wa­li ro­bo­czych rę­ka­wic, koł­ków roz­po­ro­wych o śred­ni­cy trzy ósme cala cala i dłu­go­ści jeden i trzy czwar­te cala, miar­ki la­se­ro­wej, wier­tar­ki uda­ro­wej…

Po­szcze­gól­ne przed­mio­ty prze­la­ty­wa­ły przed ocza­mi Stan­leya, który szyb­ko stra­cił za­in­te­re­so­wa­nie i prze­stał słu­chać. Pa­trzył bez­myśl­nie w pusz­kę z piwem. Tym­cza­sem, nie­zra­żo­ny ni­czym Stan-so­bo­wtór kon­ty­nu­ował:

– …I na ko­niec wkrę­tar­ki lub śru­bo­krę­ta. Po­zio­mi­cy aby po­praw­nie usta­wić obraz…

– Bo­ho­maz!

– Z tego co wiem, – kon­ty­nu­ował nie­wzru­szo­ny ho­lo­gram – masz już w domu kołki, wier­tła, miar­kę z po­zio­mi­cą, od­po­wied­ni śru­bo­kręt. Wy­sła­łem służ­bę aby przy­nio­sła te na­rzę­dzia.

Rze­czy­wi­ście, do sa­lo­nu wszedł robot słu­żeb­ny nio­sąc wy­mie­nio­ne przed­mio­ty.

– Teraz czas, abyś za­mó­wił wier­tar­kę.

– Mam wier­tar­kę. Służ­ba, przy­nieś wier­tar­kę.

Robot słu­żeb­ny ru­szył do ga­ra­żu.

– Stan, ten stary rzęch na­zy­wasz wier­tar­ką?! Ona ma już trzy lata! To za­by­tek! Na rynku są takie mo­de­le jak Ul­tra­drill 5000.

Przed ocza­mi Stan­ley za­wi­ro­wa­ła lśnią­co­czer­wo­na ma­szy­na. So­bo­wtór chwy­cił ją w ręce roz­po­czy­na­jąc de­mon­stra­cję.

– Re­gu­lo­wa­na pręd­kość ob­ro­to­wa oraz la­se­ro­we na­pro­wa­dza­nie wier­tła to już stan­dard. Masz to w gra­ti­sie! Po­patrz na to cacko, ma sto ki­lo­dżu­li udaru, więc prze­cho­dzi przez zbro­jo­ny beton jak przez masło. Do tego ma wbu­do­wa­ną po­zio­mi­cę. Już nigdy nie wy­wier­cisz dwóch otwo­rów nie w po­zio­mie, Stan­ley! Ma opcję cen­tro­wa­nia. Za­po­mnij o po­mia­rach, dzie­le­niu i do­da­wa­niu, to ma­leń­stwo po­tra­fi samo zna­leźć śro­dek na każ­dej ścia­nie, na za­da­nej wy­so­ko­ści. Pro­gra­mu­jesz tutaj wiel­kość kołka ja­kie­go uży­wasz i włala, wier­tar­ka wy­wier­ci do­kład­nie taką głę­bo­kość jaką po­trze­bu­jesz. Ani o włos wię­cej.

– Ile to…

– To wszyst­ko za je­dy­ne pięć­set dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć.

– Ufff.

– To eks­tra­kla­sa wśród wier­ta­rek do­mo­we­go użyt­ku. Spe­cjal­nie dla cie­bie, pro­mo­cja, Jesz­cze tylko przez czte­ry mi­nu­ty i pięć­dzie­siąt czte­ry se­kun­dy. , je­dy­ne trzy­sta dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć kre­dy­tów. Oszczę­dzasz dwie paki!

– Nie. Użyję mojej wła­snej wier­tar­ki. Jest w stu pro­cen­tach dzia­ła­ją­ca. Sko­rzy­sta­łem z niej może dwa razy. Z czego ten drugi, w sumie się nie liczy, bo po­ży­czy­łem ją Je­re­my’emu.

– Za­sta­nów się stary! – Ho­lo­gram nie usta­wał w na­ma­wia­niu.

– Nie! – wark­nął. – Użyję mo­je­go sprzę­tu!

Robot słu­żeb­ny wła­śnie wniósł starą wier­tar­kę Stan­leya. Męż­czy­znay chwy­cił wa­liz­kę pewną ręką.

– Dobra, stary, nie ma pro­ble­mu, wy­lu­zuj. Pew­nie. – Ul­tra­drill 5000 znik­nął z rąk Sta­na-so­bo­wtó­ra. – W końcu to tylko jedna dziu­ra.

Stan­ley wyjął wier­tar­kę z wa­liz­ki. Po­trzą­snął nią dwa razy i… na jego twa­rzy po­ja­wi­ła się nie­pew­ność.

– Ok. Przy­po­mnij mi, jak się to robi.

Ho­lo­gram mru­gnął zna­czą­co okiem.

– Już śpie­szę. Na po­czą­tek, przy­kła­dasz ob­ra­zek na ścia­nie w miej­scu gdzie chcesz aby wi­siał. Za­zna­czasz ołów­kiem…

So­bo­wtór, ze szcze­gó­ła­mi prze­szedł przez pro­ces wie­sza­nia ob­raz­ka na ścia­nie. Oso­bi­ście po­ka­zy­wał na ho­lo­wi­zyj­nych ścia­nach i na­rzę­dziach jak na­mie­rzać, wier­cić, wbi­jać, wkrę­cać. W new­ral­gicz­nych punk­tach cofał się i cier­pli­wie tłu­ma­czył Stan­ley­owi trud­niej­sze ele­men­ty pro­ce­su. Po pół­go­dzin­nym in­struk­ta­rzu Stan­ley czuł, że w końcu wie, o co w tym wszyst­kim cho­dzi.

– Ok, to za­czy­nam. Przy­kła­dam ob­ra­zek. O tak, do­brze?

– Tro­chę w lewo, ooo za dużo. Tro­chę w prawo. Za dużo, lekko w lewo. Za da­le­ko…

– Musi być tak ide­al­nie?

– Robię po­miar z do­kład­no­ścią do jed­nej set­nej cala. Jeśli chcesz pod­jąć ry­zy­ko, że obraz za­wi­śnie w złym miej­scu i bę­dzie raził gusta es­te­tycz­ne two­ich gości…

– Nie, no nie chcę aby ich gusta były za­wie­dzio­ne.

– No wi­dzisz, więc prze­suń tro­chę w lewo. Za da­le­ko, w prawo. Prze­sa­dzi­łeś, cof­nij…

– Wiesz co? – mruk­nął znie­chę­co­ny Stan­ley. – Myślę, że wezmę jed­nak na klatę to, że gusta gości będą za­wie­dzio­ne. – Męż­czy­zna od­su­nął się od ścia­ny i z od­le­gło­ści, na oko, pró­bo­wał oce­nić gdzie jest śro­dek. – Myślę, że jed­nej set­nej cala mogą nie za­uwa­żyć.

– O mój drogi, we­dług Wi­ki­pe­dii Ty­siąc­le­cia wy­ćwi­czo­ne oko ludz­kie…

– Oj daj już spo­kój, po­wie­śmy to tu, bę­dzie ład­nie. – Stan­ley przy­ło­żył po­now­nie obraz do ścia­ny.

– Ale Stan­ley, to nie jest po­środ­ku!

– Prze­stań, jest po­środ­ku i tyle! Ja nie widzę róż­ni­cy! – męż­czy­zna pod­niósł głos wy­raź­nie dając do zro­zu­mie­nia, że jest zi­ry­to­wa­ny.

– Ok, stary. Jeśli na­le­gasz to niech tak bę­dzie.

– Tak! Na­le­gam!

– Dobra, nie ma spra­wy. Uzna­je­my, że w le­wo-pra­wo mamy usta­lo­ne. Teraz gó­ra-dół.

Stan­ley, z wra­że­nia, mało nie upu­ścił ob­raz­ka

– Słu­chaj widzę, że je­steś zły. Może zro­bi­my to na ła­twiej­szym pro­gra­mie? Wiesz to żaden wstyd a pój­dzie szyb­ciej i bez stre­su.

– Jest ła­twiej­szy pro­gram? – spy­tał za­sko­czo­ny go­spo­darz.

– No jasne, stary. My­śla­łem, że chcesz to zro­bić sam? Tak old­sku­lo­wo, za­zna­cza­nie ołów­kiem i w ogóle. Ale nic stra­co­ne­go. Patrz, wy­świe­tlam zdję­cie ob­ra­zu w skali jeden do jeden. Po­wiedz, gdzie chcesz aby wi­siał.

– Tu, lekko do góry. Ooo! I teraz w bok, jest. Tu, jest do­brze – ucie­szył się męż­czy­zna.

– Świet­nie Stan­ley. Teraz wy­świe­tlę ci na ścia­nie czer­wo­ną krop­kę. To jest miej­sce, w tym punk­cie mu­sisz przy­ło­żyć czu­bek wier­tła. Pa­mię­taj aby wy­ce­lo­wać do­kład­nie w punkt. Ooo tak. Nie, tro­chę w lewo i do góry. Za da­le­ko, teraz w dół i w prawo. Prze­je­cha­łeś…

Wier­tar­ka wark­nę­ła ostro, wier­tło szyb­ko wgry­zło się w ścia­nę na całą swoją dłu­gość. Za­sko­czo­ny Stan­ley jesz­cze przez chwi­lę trzy­mał palec za­ci­śnię­ty na przy­ci­sku re­gu­la­cji ob­ro­tów.

– Stop! Stop! Wier­tar­ka stop! – krzyk­nął so­bo­wtór.

Urzą­dze­nie, po­słusz­nie, prze­sta­ło pra­co­wać. Stan­ley, jesz­cze tro­chę za­sko­czo­ny, wyjął wier­tło z otwo­ru. Na ścia­nie nadal świe­cił się jasny punk­cik, w który Stan­ley miał wce­lo­wać. Ale otwór był dwa-trzy razy więk­szy niż śred­ni­ca czer­wo­nej krop­ki. Męż­czy­zna i jego ho­lo­gra­mo­wy to­wa­rzysz w mil­cze­niu wpa­try­wa­li się w dziu­rę w ścia­nie. Ciszę prze­rwał so­bo­wtór.

– Stan­ley. Tak na­praw­dę są dwa po­wo­dy tego zda­rze­nia.

– Oświeć mnie! – wark­nął męż­czy­zna.

– Twoja wier­tar­ka…

– Co z nią nie tak?!

– Ul­tra­drill 5000 ma au­to­ma­tycz­ne cen­tro­wa­nie…

– Daj już spo­kój wier­tar­ce!

– Ok. Spoko. Drugi powód to wier­tło. Wier­tło jest tępe oraz krzy­we. W gnieź­dzie wier­tar­ki sie­dzi do­brze, ale jest krzy­we i wier­ci dziu­rę dużo więk­szą niż jego śred­ni­ca. Ul­tra­drill 5000 wy­kry­wa gdy wier­tło jest skrzy­wio­ne.

Męż­czy­zna po­mru­czał z nie­za­do­wo­le­niem pod nosem. Nie czuł się do końca prze­ko­na­ny ale jed­no­cze­śnie nie po­tra­fił wy­su­nąć kontr­ar­gu­men­tów w dys­ku­sji.

– Sze­fie, czy chcesz abym za­mó­wił ci nowe wier­tło?

Stan­ley, z ocią­ga­niem i nie­chę­cią, od­po­wie­dział do­pie­ro po chwi­li:

– Tak.

– Świet­nie – ucie­szył się so­bo­wtór. – Mam trzy wier­tła do wy­bo­ru…

Stan­ley nie miał ocho­ty słu­chać. Tępo pa­trzył na prze­su­wa­ją­ce się przed nim przed­mio­ty.

– Które re­ko­men­du­jesz? – spy­tał, gdy so­bo­wtór skoń­czył pre­zen­ta­cję.

– Bra­dley­To­ols za pięć dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć, to dobry kom­pro­mis mię­dzy ja­ko­ścią i ceną.

– Zamów.

– Pro­po­nu­ję dwa w cenie…

– Dobra dobra. Zamów na jutro.

– Na dzi­siaj, prze­sył­ka eks­pre­so­wa! – do­le­ciał głos Ka­th­le­en z góry.

– Zro­zu­mia­łem, za­mó­wi­łem – po­twier­dził kom­pu­ter gło­sem Stan­leya-so­bo­wtó­ra.

Stan­ley-czło­wiek osu­nął się na fotel. Chwy­cił piwo.

– Przy­naj­mniej bę­dzie chwil­ka od­de­chu. Mecz start.

So­bo­wtór znik­nął a w sa­lo­nie po­ja­wi­ły się mie­sza­ne ro­bo­to-ludz­kie dru­ży­ny, które uga­nia­ły się za piłką po zie­lo­nej mu­ra­wie. Głos ko­men­ta­to­ra wy­peł­nił po­miesz­cze­nie.

– Widać, że in­ży­nie­ro­wie z MU wznie­śli się w tym roku na szczy­ty swo­ich umie­jęt­no­ści. MU zdo­był mi­strzo­stwo kraju, pu­char kraju, a teraz, jak burza idzie po tytuł…

– Mecz stop!

Zja­wi­ła się w sa­lo­nie, jak zwy­kle, cicho i bez ostrze­że­nia.

– Twoje wier­tła przy­szły. – Ka­th­le­en rzu­ci­ła mę­żo­wi małą pa­czusz­kę. – Pro­gram wie­sza­nia ob­ra­zu, wzno­wić!

Ko­bie­ta wy­szła z po­ko­ju a na śro­dek po­ko­ju po­now­nie wy­sko­czył ho­lo­gra­mo­wy na­uczy­ciel.

– Hej Stan­ley, sły­sza­łem, że masz już wier­tła.

Męż­czy­zna ze zło­ści za­klął pod nosem.

– Ej, no stary, nie przej­muj się tak – kon­ty­nu­ował kom­pu­ter. – Raz, dwa to za­ła­twi­my. Mamy dwie opcje, trud­niej­szą – szpa­chlo­wa­nie…

– Wy­bie­ram opcję ła­twiej­szą!

– Ok, ro­zu­miem. Po­wie­si­my obraz tro­chę wyżej, tak żeby za­sło­nił dziu­rę.

Stan­ley uśmiech­nął się.

– Dobry po­mysł, po­do­ba mi się.

Wizja szpa­chlo­wa­nia otwo­ru mu się nie po­do­ba­ła. Nie przy­zna­wał się przed sztucz­ną in­te­li­gen­cją, ale nie wie­dział co to jest to szpa­chlo­wa­nie. Po samej na­zwie, wy­da­wa­ło mu się to czymś o wiele trud­niej­szym od wier­ce­nia, które nie po­szło mu naj­le­piej.

Sztucz­na in­te­li­gen­cja, w ho­lo­wi­zje­rze, sy­mu­lo­wa­na przez jego bar­dziej za­dba­ne­go i przy­stoj­niej­sze­go so­bo­wtó­ra, wie­dzia­ła, że Stan­ley-czło­wiek nie wie czym jest szpa­chlo­wa­nie. Ale się nie przy­zna­ła. Taki miała pro­gram.

– Wy­świetl jak bę­dzie wi­siał obraz. – Roz­ka­zał swo­je­mu ho­lo­wi­zyj­ne­mu so­bo­wtó­ro­wi. – Nie, nie, nie po­do­ba mi się, prze­suń obraz w prawo.

– Stan­ley, osiem­dzie­siąt sześć pro­cent ludzi lubi sy­me­trię rze­czy i spraw.

– Ale mi się po­do­ba tak jak teraz.

– Ale twoim go­ściom się nie spodo­ba, po­my­ślą, że nie masz gustu.

– Wszyst­kie domy wy­glą­da­ją tak samo, bo im tak do­ra­dza­cie! Pójdę do do­wol­ne­go domu w oko­li­cy i z za­mknię­ty­mi ocza­mi znaj­dę ser­wet­ki, sztuć­ce, pa­pier to­a­le­to­wy i kie­lisz­ki. Wszę­dzie jest tak samo! A JA chcę ina­czej! Niech obraz wisi tu! Basta!

– Dobra stary. Jest luz – po­jed­naw­czo po­wie­dział Stan-so­bo­wtór. – Ro­zu­miem. Je­steś taki… – pró­bo­wał za­żar­to­wać – …eks­tra­wa­ganc­ki. Ok. Wie­sza­my jak mó­wisz. Tutaj jest ok?

– Tak.

– Dobra. Wy­świe­tlam punkt do wier­ce­nia. Przy­łóż wier­tar­kę, star­tuj.

Ostry war­kot wy­peł­nił cały dom. Nagle roz­legł się gło­śny huk. Świa­tło zga­sło a wier­tar­ka wy­łą­czy­ła się. Po chwi­li, świa­tło po­now­nie się za­pa­li­ło. Wier­tar­ka nadal mil­cza­ła.

– Co to było? – zdzi­wił się Stan­ley.

– Wy­glą­da na to, że prze­wier­ci­łeś prze­wód elek­trycz­ny. Za­bez­pie­cze­nia w skrzyn­ce elek­trycz­nej wy­rzu­ci­ło. Włą­czy­łem po­now­nie te, które mo­głem. Obec­nie nie macie za­si­la­nia gniazd­ka w sa­lo­nie oraz w pral­ni.

– A HaWu?

– Ho­lo­wi­zjer ma ba­te­rię do trzech go­dzin.

– Ufff – ode­tchnął z ulgą męż­czy­zna. – We­zwij elek­try­ka.

– Już to zro­bi­łem, bę­dzie jutro rano.

– Tak późno?

– Nie­ste­ty, to naj­szyb­szy ter­min jaki udało mi się zna­leźć.

– A co ro­bi­my z tym?

– Nic, elek­tryk się tym zaj­mie.

– Ale można tu kołek wsa­dzić? – za­py­tał nie­pew­nie.

– Nie, ab­so­lut­nie. Mu­sisz wy­wier­cić ko­lej­ną dziu­rę na kołek.

– Ko­lej­ną?

– Tak.

– A jak tra­fię na ko­lej­ny kabel?

– Ul­tra­drill 5000, ma wbu­do­wa­ny ska­ner do wy­kry­wa­nia prze­wo­dów w ścia­nie. W ten spo­sób unik­niesz nie­przy­jem­nej po­mył­ki.

– No dobra, dobra – od­rzekł zre­zy­gno­wa­ny męż­czy­zna. – Zamów już tego Ul­tra­dril­la.

– Za­ma­wiam.

– Ja chyba osza­le­ję! – Stan­ley zła­pał się za głowę.

– Stan­ley, mam wra­że­nie, że je­steś ze­stre­so­wa­ny, czy mam za­mó­wić me­li­skę lub ta­blet­ki uspo­ka­ja­ją­ce? A może chcesz wi­zy­tę w…

– Nic już nie chcę! – wark­nął męż­czy­zna. – Chcę w spo­ko­ju obej­rzeć mecz! – Upadł cięż­ko na fotel. – Mecz start!

W sa­lo­nie po­ja­wi­ły się po­sta­cie pił­ka­rzy i ro­bo­tów.

– Mecz stop! – zja­wi­ła się, jak zwy­kle, nie­zau­wa­żo­na. – Twoja wier­tar­ka przy­szła. – Za Ka­th­le­en do sa­lo­nu wszedł robot słu­żeb­ny nio­sąc prze­sył­kę. – Pro­gram wie­sza­nia ob­ra­zu, wznów!

Na śro­dek sa­lo­nu wy­sko­czył so­bo­wtór Stan­leya.

– Hej Stan­ley, sły­sza­łem, że przy­szło do cie­bie to cacko, Ul­tra­drill 5000. Po­ka­żesz jak z nim sza­le­jesz?

Stan­ley­owi opa­dły ręce.

– Nie k… – Męż­czy­zna ugryzł się w język. – Nie po­ka­żę!

– Hej Stan, co się dzie­je stary? – So­bo­wtór wy­da­wał się na szcze­rze za­sko­czo­ne­go.

Męż­czy­zna tym­cza­sem roz­darł opa­ko­wa­nie, wy­rwał z niego czer­wo­ną, lśnią­cą no­wo­ścią wier­tar­kę.

– Mon­taż wier­tła! – za­ko­men­de­ro­wał.

– Hej Stan­ley, nie po­wi­nie­neś tego robić bez za­po­zna­nia się z in­struk­cją. Ho­lo­wi­zja z in­struk­cją trwa je­dy­ne dwie i pół go­dzi­ny. To pod­sta­wa bez­piecz­ne­go wier­ce­nia. Hej Stan­ley, co ty ro­bisz?! – Ho­lo­gram bez­sku­tecz­nie pró­bo­wał po­wstrzy­mać mi­strza do­mo­wych re­mon­tów.

Stan­ley już za­mon­to­wał wier­tło.

– Włącz funk­cję wy­kry­wa­nia kabli! – roz­ka­zał urzą­dze­niu.

Na ścia­nie wy­świe­tlo­ne zo­sta­ły czer­wo­ne linie bie­gną­ce w górę i w dól.

– Hej Stan­ley – ho­lo­gra­mo­wy to­wa­rzysz pró­bo­wał zdo­być jego uwagę. – Aby za­kryć oba otwo­ry mu­sisz wy­wier­cić ko­lej­ny otwór dwa cale wyżej, twój wzrost to pięć stóp i sześć cali. Się­ga­nie tak wy­so­ko, bez od­po­wied­nie­go sprzę­tu, to na­ru­sze­nie prze­pi­sów Be­Ha­Pe. Po­trze­bu­jesz dra­bi­ny albo co naj­mniej stoł­ka o wy­so­ko­ści co naj­mniej dwa­na­ście cali. Spójrz, są dra­bi­ny skła­da­ne za czter­na­ście dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć. Stan­ley! Nie rób tego. Stan­ley, mu­sisz stać na czymś sta­bil­nym! Stos ksią­żek nie jest sta­bil­ny! Stan­ley! Ta sy­tu­acja sta­no­wi za­gro­że­nie two­je­go życia i zdro­wia w myśl Ko­dek­su Praw i Obo­wiąz­ków Oby­wa­te­la. Jeśli uru­cho­misz wier­tar­kę będę mu­siał we­zwać po­li­cję. Ostrze­gam cię…

War­kot Ul­tra­drill 5000 sku­tecz­nie za­głu­szył ostrze­że­nia ho­lo­gra­mu. Sto ki­lo­dżu­li udaru wgry­zło się w ścia­nę jak w masło. Szyb­kość i moc wier­tar­ki za­sko­czy­ły Stan­leya, nie utrzy­mał ma­szy­ny. Wier­tło od­bi­ło się i prze­ko­si­ło w otwo­rze, roz­oru­jąc mur na kilka cen­ty­me­trów. Nie­chcą­cy, Stan­ley zmie­nił kie­ru­nek ob­ro­tów. Wiel­ka moc wier­tar­ki wy­pchnę­ła wier­tło ze ścia­ny. Stan stra­cił rów­no­wa­gę. Upa­da­jąc upu­ścił wier­tar­kę. Bez­piecz­nik za­dzia­łał i wy­łą­czył ob­ro­ty. W samą porę, wier­tar­ka z im­pe­tem ude­rzy­ła maj­stra w głowę.

 

Leżał tak przez dłuż­szą chwi­lę bez ruchu.

– Stan­ley, Stan­ley, wszyst­ko w po­rząd­ku? – So­bo­wtór miał za­tro­ska­ną minę. Na ho­lo­wi­zje­rze wy­sko­czył kar­dio­gram i po­ziom na­peł­nie­nia płuc. Kom­pu­ter szyb­ką dia­gno­zą stwier­dził, że Stan­ley­owi nie stało się nic po­waż­ne­go oraz że nie ma po­trze­by we­zwa­nia po­go­to­wia.

Męż­czy­zna, bar­dzo po­wo­li i nie­mra­wo, zbie­rał się z pod­ło­gi. Oparł się o ścia­nę. Lekko za­ta­cza­jąc się, ru­szył w stro­nę kuch­ni. Z za­mra­żar­ki wziął wo­re­czek z lodem, który przy­ło­żył sobie do głowy.

Za­świer­go­tał dzwo­nek do drzwi. Z sa­lo­nu znik­nął Stan­ley-so­bo­wtór a po­ja­wi­ła się po­stać w gra­na­to­wym mun­du­rze.

– Oby­wa­te­lu, na­tych­miast otwórz­cie!

Stan­ley po­wo­li pod­szedł do drzwi wej­ścio­wych przy akom­pa­nia­men­cie świer­go­czą­ce­go dzwon­ka. Był jesz­cze otu­ma­nio­ny.

– Otwórz – za­ko­men­de­ro­wał tępym gło­sem.

Po­li­cjant spoj­rzał srogo na Stan­leya. Na prze­dzie jego czap­ki pa­li­ła się drob­na lamp­ka.

– Oby­wa­te­lu! Ho­lo­wi­zja i wi­zje­rzy trą­bią non-stop, non-stop, o tym ile kosz­tu­je służ­ba zdro­wia! – grzmiał tu­bal­nym gło­sem po­li­cjant. – Że jest nie­do­fi­nan­so­wa­na, że bra­ku­je pie­nię­dzy na leki i ope­ra­cje star­szych ludzi! To my wszy­scy się na nią skła­da­my, z na­szych cięż­ko za­pra­co­wa­nych pie­nię­dzy! A ty, sa­mo­wol­nie sobie kołek w ścia­nie mon­tu­jesz! I to jesz­cze bez dra­bi­ny! Ry­zy­ku­jąc cięż­ką kon­tu­zję i nie­po­trzeb­ne, pod­kre­ślam, ob­cią­że­nie sys­te­mu opie­ki zdro­wot­nej! Skan­dal! To nie­pa­trio­tycz­ne, nie­uczci­we za­cho­wa­nie, nie­li­cu­ją­ce z po­sta­wą po­rząd­ne­go oby­wa­te­la! Skan­dal!

Stan­ley po­pa­trzył na po­li­cjan­ta wiel­ki­mi ocza­mi.

– Je­re­my, czyś ty zwa­rio­wał? – wy­mam­ro­tał.

– Oby­wa­te­lu, je­stem tu służ­bo­wo. – Mun­du­ro­wy nie zmie­nił po­ucza­ją­ce­go tonu głosu. – Jako stróż po­rząd­ku pu­blicz­ne­go i po­li­cjant! Spra­wy oso­bi­ste zo­sta­wia­my na boku. Udzie­lam ci upo­mnie­nia w myśl Ko­dek­su praw i obo­wiąz­ków oby­wa­te­la, pa­ra­graf dwie­ście czter­dzie­ści pięć, ustęp ósmy. Po­now­ne na­ru­sze­nie tego pa­ra­gra­fu po­skut­ku­je na­ga­ną oby­wa­tel­ską i man­da­tem w wy­so­ko­ści dwu­stu kre­dy­tów oraz od­ję­ciem pię­ciu punk­tów za­ufa­nia oby­wa­tel­skie­go. Do wi­dze­nia. – Po­li­cjant ob­ró­cił się i raź­nym kro­kiem ru­szył do wozu po­li­cyj­ne­go.

Stan­ley stał jak za­mu­ro­wa­ny, z roz­dzia­wio­ny­mi usta­mi ga­piąc się za przy­ja­cie­lem. Po­li­cjant po paru kro­kach za­trzy­mał się i do­tknął gu­zi­ka na kla­pie ma­ry­nar­ki. Mała lamp­ka na jego czap­ce zga­sła. Wtedy mun­du­ro­wy za­wró­cił. Spo­koj­nym już kro­kiem pod­szedł do onie­mia­łe­go Stan­leya. Objął go ra­mie­niem i ści­szo­nym gło­sem po­wie­dział:

– Stan, co ty wy­pra­wiasz? Taki numer? Mo­głeś cho­ciaż po­cze­kać aż nie będę na służ­bie. Dam ci radę na przy­szłość. – Je­re­my ści­szył głos jesz­cze bar­dziej – Wy­cią­gnij wtycz­kę HaWu z gniazd­ka i włącz go na cały re­gu­la­tor. Potem idź do ga­ra­żu lub weź ką­piel. Igno­ruj pi­ka­nie a po trzech go­dzi­nach ba­te­ria się roz­ła­du­je. Potem mo­żesz robić co chcesz. Jakby co, po­wiesz, że za­po­mnia­łeś, bo za­ję­ty byłeś ro­bie­niem karm­ni­ków w czy­nie spo­łecz­nym. Nic ci nie zro­bią a jesz­cze za­punk­tu­jesz. No, już, ogar­nij się. Wi­dzi­my się jutro u Tima. Trzy­maj się. I pa­mię­taj co ci po­wie­dzia­łem. – Gli­niarz mru­gnął zna­czą­co okiem.

Stan­ley, po­wo­li do­cho­dząc do sie­bie, pa­trzył za nim jak od­jeż­dża. Po­czuł jak lód się roz­pusz­cza i zimna woda ciek­nie mu po karku. Kątem oka doj­rzał jak fi­ran­ka w domu są­sia­dów się po­ru­szy­ła, a są­siad­ka z na­prze­ciw­ka uda­wa­ła, nie­zgrab­nie, jak przy­ci­na krzacz­ki w ogro­dzie. Tuż obok niej, robot słu­żeb­ny robił to samo, dużo spraw­niej i do­kład­niej. No tak, po­li­cja na osie­dlu, to nie lada wy­da­rze­nie. Dla Stana rów­nież. Był wście­kły. Na Je­re­my’ego, na Ka­th­le­en, na ho­lo­wi­zjer, na sys­tem, na ma­mu­się. Na ma­mu­się naj­bar­dziej. Wró­cił do domu. Rzu­cił z im­pe­tem lód do śmiet­ni­ka. Ten za­pi­kał, sy­gna­li­zu­jąc nie­wła­ści­wą se­gre­ga­cję od­pa­dów. Stan zi­gno­ro­wał su­gnał i ru­szył ener­gicz­nie do ga­ra­żu. Grze­bał przez chwi­lę w skrzyn­ce z na­rzę­dzia­mi. Za­mi­go­tał obraz ho­lo­wi­zje­ra i po­now­nie po­ja­wił się Stan-ulep­szo­ny-so­bo­wtór.

– Wy­łącz! – wark­nął Stan­ley. Obraz na­tych­miast znikł.

Wy­grze­bał ze skrzyn­ki mło­tek. Z wście­kło­ścią i de­ter­mi­na­cją na twa­rzy ru­szył do sa­lo­nu.

– Stary dobry mło­tek i gwóźdź.

Ostroż­nie przy­ci­snął obraz bar­kiem do ścia­ny. Zi­gno­ro­wał ostrze­gaw­cze sy­gna­ły i ko­men­dy po­zio­mi­cy. Był zły, że za­po­mniał ją wy­łą­czyć. Ale już było za późno. Wło­żył gwóźdź w uchwyt ob­ra­zu, wy­ce­lo­wał po­środ­ku trzech wy­wier­co­nych otwo­rów. Za­czął de­li­kat­nie i mia­ro­wo stu­kać młot­kiem w łepek gwoź­dzia.

– Ostroż­nie Stan, ostroż­nie. Nie za mocno. – Uspo­ka­jał sam sie­bie. – O tak, o tak. Do­brze ci idzie – mru­czał pod nosem ob­ser­wu­jąc jak gwóźdź, mi­li­metr po mi­li­me­trze za­głę­bia się w ścia­nę. – O tak, o tak, do­brze, do­brze. Mamy to!

Za­krzyk­nął ra­do­śnie, od­su­nął się ostroż­nie od ścia­ny. Obraz wi­siał. Gwóźdź tylko tro­chę za bar­dzo wy­sta­wał. Stan­ley wziął lekki za­mach.

– Ostroż­nie Stan – bły­snął ho­lo­wi­zjer i so­bo­wtór po­ja­wił się tuż przy nim. Męż­czy­zna prze­stra­szył się, ude­rzył młot­kiem z więk­szą siłą niż pla­no­wał. Na­rzę­dzie omsknę­ło się po gwoź­dziu i wy­rżnę­ło w ramę ob­ra­zu. Rama pękła od ciosu. Obraz spadł a płót­no po­dziu­ra­wi­ło się na roz­rzu­co­nych na­rzę­dziach.

Stan­ley stał jak za­mu­ro­wa­ny. Ho­lo­gram na­tych­miast za­czął mu pe­ro­ro­wać co zro­bił nie tak i jak po­wi­nien po­stą­pić. Od razu za­ofe­ro­wał pomoc i wy­szu­kał firmy sprzą­ta­ją­ce oraz te zaj­mu­ją­ce się re­no­wa­cją i na­pra­wą ob­ra­zów. Ale Stan­ley już go nie sły­szał. Gapił się w dziu­ra­wą ścia­nę i po­trza­ska­ny obraz. Si­niak na gło­wie pul­so­wał mu z bólu.

„Nie, go­rzej już być nie mogło, po pro­stu nie mogło” – my­ślał sobie.

Roz­legł się dzwo­nek do drzwi, ho­lo­wi­zjer za­mi­go­tał i Stan­ley uj­rzał star­szą, uśmiech­nię­tą twarz.

– Ka­th­le­en, Stan­ley, to ja, mama. Nie­spo­dzian­ka. Po­sta­no­wi­łam, że przy­ja­dę dzień wcze­śniej.

 

 

Koniec

Komentarze

Po­dzię­ko­wa­nia dla Am­bush za be­to­wa­nie.

Cześć!

Jest tu odro­bi­na hu­mo­ru, choć ba­zu­jesz na bar­dzo okle­pa­nych żar­tach, więc szału nie ma. Udało Ci się oddać fru­stra­cję głów­ne­go bo­ha­te­ra i ab­sur­dal­ność sy­tu­acji. Fa­bu­ła nie jest zbyt wcią­ga­ją­ca, a opis wier­ce­nia zde­cy­do­wa­nie mi się dłu­żył. Ogól­nie jed­nak nie czy­ta­ło się źle. Naj­cie­kaw­szym ele­men­tem był sprze­daw­ca-so­bo­wtór. Za­nie­dba­łeś in­ter­punk­cję, czę­sto bra­ku­je prze­cin­ków przed “a” i przed “aby”. 

Cześć Ali­cel­la.

Dzię­ki za wi­zy­tę i za uwagi. Przyj­mu­ję.

Po­zdra­wiam

 

Opo­wia­da­nie jest mocno prze­ga­da­ne i w nad­mia­rze wy­peł­nio­ne hu­mo­rem, który jako żywo przy­po­mi­na skecz ka­ba­re­to­wy. A ja nie lubię ske­czów, zwłasz­cza tak dłu­gich i ob­fi­tu­ją­cych w tak ste­reo­ty­po­we żarty, skut­kiem czego nie mogę uznać lek­tu­ry za sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cą, zwłasz­cza, że wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia bar­dzo wiele do ży­cze­nia.

 

usta­lo­nej przez Mi­ni­stra Zdro­wia… → …usta­lo­nej przez mi­ni­stra zdro­wia

 

Ho­lo­gram kon­ty­nu­ował. → Ho­lo­gram kon­ty­nu­ował:

 

Przed ocza­mi Stan­ley za­wi­ro­wa­ła lśnią­co-czer­wo­na ma­szy­na. → Przed ocza­mi Stan­ley za­wi­ro­wa­ła lśnią­coczer­wo­na ma­szy­na.

 

– Chło­pa­ku, za cenę… → – Chło­pa­ku, za cenę

 

Po­trzą­snął nią nie­pew­nie dwa razy i … → Zbęd­na spa­cja przed wie­lo­krop­kiem.

 

na oko pró­bo­wał oce­nić gdzie jest środe. → Li­te­rów­ka.

 

– Prze­stań, jest po środ­ku i tyle!– Prze­stań, jest pośrod­ku i tyle!

 

– Tu, lekko do góry. Ooo! I teraz w bok, jest. Tu, jest do­brze. – ucie­szył się męż­czy­zna. → Zbęd­na krop­ka po wy­po­wie­dzi.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Teraz wy­świe­tlę ci punkt na ścia­nie. To jest punkt, gdzie po­wi­nien znaj­do­wać się kołek roz­po­ro­wy a teraz w tym punk­cie mu­sisz przy­ło­żyć czu­bek wier­tła. Pa­mię­taj aby wy­ce­lo­wać do­kład­nie w punkt. → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nia?

 

Wier­tar­ka wark­nę­ła ostro, wier­tło szyb­ko wgry­zło się w ścia­nę na dłu­gość ca­łe­go wier­tła. → Brzmi tonie naj­le­piej.

 

Ale otwór był 2-3 razy więk­szy… → Ale otwór był dwa-trzy razy więk­szy

Li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie.

 

– Stan­leY. →> Dla­cze­go na końcu jest wiel­ka li­te­ra?

 

Chwy­cił swoje piwo. → Zbęd­ny za­imek – czy tam było jesz­cze inne, cudze piwo?

 

…z za­mknię­ty­mi ocza­mi znaj­dę , ser­wet­ki… → Zbęd­na spa­cja przed prze­cin­kiem.

 

A może chcesz wi­zy­tę w … → Zbęd­na spa­cja przed wie­lo­krop­kiem.

 

twój wzrost to pięć 5 stóp i sześć cali. → Dwa grzyb­ki w barsz­czy­ku, ten drugi jest zbęd­ny.

 

albo co naj­mniej stoł­ka o wy­so­ko­ści co naj­mniej 12 cali. → …albo stoł­ka o wy­so­ko­ści co naj­mniej dwu­na­stu cali.

 

Ta sy­tu­acja sta­no­wi to za­gro­że­nie… → Ta sy­tu­acja sta­no­wi za­gro­że­nie

 

Pod­parł się o ścia­nę.O­parł się o ścia­nę.

 

Go­spo­darz spoj­rzał się na znaną mu po­stać.Go­spo­darz spoj­rzał na znaną mu po­stać.

 

spoj­rzał się srogo na Stan­leya. → …spoj­rzał srogo na Stan­leya.

 

i man­da­tem w wy­so­ko­ści dwie­ście kre­dy­tów… → …i man­da­tem w wy­so­ko­ści dwu­stu kre­dy­tów

 

Stan­ley stał jak za­mu­ro­wa­ny ga­piw­szy się za przy­ja­cie­lem z roz­dzia­wio­ną buzią. → Brzmi to nie naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: Stan­ley stał jak za­mu­ro­wa­ny, z roz­dzia­wio­ny­mi usta­mi ga­piąc się za przy­ja­cie­lem.

Buzię mają dzie­ci.

 

Stan­ley pa­trzył za nim jak od­jeż­dża, po­wo­li do­cho­dząc do sie­bie. → Czy do­brze ro­zu­miem, że po­li­cjan­ta, od­jeż­dża­jąc, do­cho­dził do sie­bie?

A może miało być: Stan­ley, po­wo­li do­cho­dząc do sie­bie, pa­trzył jak od­jeż­dża.

 

Ten mo­men­tal­nie za­pi­kał , sy­gna­li­zu­jąc… → Zbęd­na spa­cja przed prze­cin­kiem.

 

„Nie, go­rzej już być nie mogło, po pro­stu nie mogło.” – my­ślał sobie. → „Nie, go­rzej już być nie mogło, po pro­stu nie mogło” – my­ślał sobie.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ki Re­gu­la­to­rzy za wi­zy­tę i ko­men­ta­rze. Wpro­wa­dzę. Po­zdra­wiam

Bar­dzo pro­szę, Nar­tro­fie. I cie­szę się, że uzna­łeś uwagi za przy­dat­ne. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nieco prze­ga­da­ne. Tak 10k mniej i by­ło­by per­fekt ;) Fru­stra­cję bo­ha­te­ra ro­zu­miem, sama mam pro­blem z wbi­ciem gwoź­dzie, a o wier­tar­ce nawet nie myślę, a jak jesz­cze ktoś stoi za ple­ca­mi i ko­men­tu­je… No, można do­stać cze­goś.

Tro­chę się w tych żar­tach zgu­bi­ło samo uni­wer­sum, a szko­da, bo uto­pia wy­szło Ci ni­cze­go sobie :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Dzię­ki Ir­ka­_Luz za wi­zy­tę i uwagi. 10k mnie to nie­zły chal­lan­ge :)

W sumie rze­czy­wi­ście, jak teraz pa­trzę to jest dużo dia­lo­gów bez opi­sów sa­me­go świa­ta.

Cześć, Nar­tro­fie. Jako żywo sko­ja­rzył mi się se­rial “Mio­do­we Lata”, a przed ocza­mi mia­łem po­stać Ka­ro­la Kraw­czy­ka i Ma­mu­si, tylko w wer­sji scien­ce-fic­tion ;) To praw­da, że opko prze­ga­da­ne i to praw­da, że nie­któ­re żarty mają długą brodę, ale nie mogę po­wie­dzieć, że czy­ta­ło się źle. Skró­ce­nie tej hi­sto­rii o po­ło­wę bar­dzo mocno by się jej przy­słu­ży­ło (wszak mamy 20+k zna­ków, a dzie­je się nie­wie­le), do­dat­ko­wo mógł­byś za­dbać o lep­sze wy­ko­na­nie tech­nicz­ne (po­pra­wi­łeś błędy wska­za­ne przez Reg, ale w dal­szym ciągu jest po­waż­ny nie­do­sta­tek prze­cin­ków). 

Jeśli cho­dzi o mocne stro­ny Two­jej pracy, to mia­łeś cie­ka­wy po­mysł na za­pre­zen­to­wa­nie wizji przy­szło­ści: ot, zwy­czaj­na, do­mo­wa scen­ka, przy oka­zji któ­rej pre­zen­tu­jesz swoje po­my­sły. Nie jest to coś, co wy­rwa­ło­by mnie z butów, ale lek­tu­ra była cał­kiem przy­jem­na. 

Po­zdra­wiam! ;)

A mi się z kolei tekst spodo­bał! :-)

Fakt – hi­sto­ria jest pro­sta, po­nie­waż od­wo­łu­je się do kul­tu­ro­we­go ste­reo­ty­pu: te­ścio­wej, roli męża i żony, ale umie­ści­łeś ją w bli­skiej przy­szło­ści, czyli nie­ja­ko dal­szym ciągu tego szu­ka­nia in­struk­cji na youtu­bie i za­własz­cze­nie ko­lej­nej dzie­dzi­ny przez biz­nes (po­szu­ki­wa­nie zysku, wy­ko­rzy­sta­nie DIY i "pod­ręcz­no­ści"). Czy­tel­na jest też kon­struk­cja – prze­my­śla­na, po kolei i dla mnie nie­prze­ga­da­na, bo po­dą­ża­ła. Jasne, że fa­bu­ła pro­wa­dzi­ła do ka­ta­stro­fy, więc twist w tym sen­sie zda­wał się oczy­wi­sty, choć cień wąt­pli­wo­ści we mnie drze­mał.

Można by­ło­by się cze­piać po­sta­ci, że sche­ma­tycz­ne, ale gdy przy­po­mnia­łam sobie są­sia­do­we wier­ce­nie w ścia­nie dziu­ry na za­mo­co­wa­nie kar­ni­szy i swoje ćmo­je-bo­je z wy­rzy­nar­ką i wier­tar­ką oraz netem, to re­ak­cje od­da­łeś w punkt.

Dla mnie za­baw­ne i strasz­na przy­szłość. Dia­lo­gi na­tu­ral­ne, mo­ty­wa­cje jasne, może świat (wa­run­ki) za mało okre­ślo­ne, bo to tak jak­byś wpy­chał stary sche­mat w przy­szłość. Oso­bi­ście sądzę, że sche­ma­ty lekko się zmie­nią i trze­ba by­ło­by dać jakąś trans­for­ma­cję.

Skar­ży­py­tu­ję do bi­blio. :-)

pzd srd

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Zgo­dzę się, że opo­wia­da­nie jako scen­ka jest nieco prze­dłu­żo­na, ale, po­dob­nie jak Asy­lum, mam wra­że­nie, że tra­fi­łeś w 100% z tymi re­kla­mo-wstaw­ka­mi: są wia­ry­god­ne i nie­ste­ty praw­do­po­dob­ne.

ninedin.home.blog

Heloł,

Nie spo­dzie­wa­łem się ta­kiej fre­kwen­cji. :)

Amon­Ra, ni­ne­din, Asy­lum, dzię­ki za wi­zy­tę.

Kilka ko­men­ta­rzy do ko­men­ta­rzy, nie na obro­nę, ale by­ście znali moje mo­ty­wa­cje.

Mo­ty­wa­cją do na­pi­sa­nia opo­wia­da­nia była hi­sto­ria z końca dzie­więt­na­ste­go (XIX) wieku, gdzie głowa ro­dzi­ny pró­bo­wa­ła po­wie­sić obraz :D. Gdy ją czy­ta­łem, jak żywo sta­nę­ły mi przed ocza­mi mo­men­ty, gdy mój oj­ciec pró­bo­wał wy­ko­ny­wać drob­ne prace do­mo­we a ja bie­ga­łem, po­da­wa­łem śru­bo­kręt, trzy­ma­łem mło­tek, świe­ci­łem la­tar­ką. I sobie wtedy po­my­śla­łem “mi­nę­ło sto lat, i na­tu­ra ludz­ka nie ule­gła zmia­nie, pew­nie za sto lat też się mocno nie zmie­ni, tylko tech­no­lo­gia pój­dzie do przo­du”. Z tego co pisze Asy­lum, nie byłem w tym osa­mot­nio­ny. No i na­pi­sa­łem takie opo­wia­da­nie.

Rze­czy­wi­ście, jak pa­trzę z per­spek­ty­wy czasu, dużo dia­lo­gów, mało opi­sów, wy­szła sztu­ka te­atral­na, czy, jak pi­sa­ła Reg, skecz. Wnio­sek za­pi­sa­ny na przy­szłość.

Co do dłu­go­ści, to mam wąt­pli­wość. Brnę teraz przez “Wiedź­mi­na”. Sap­kow­ski na­pi­sał go tak, że długa scena, mimo iż nie­wie­le się w niej dzie­je, wcale się nie dłuży. Taki po­ziom chciał­bym kie­dyś osią­gnąć. Jak Bóg da. :) Więc do­cho­dzę do wnio­sku, że moja hi­sto­ria nie jest za długa, lecz tro­chę … przy­nu­dzo­na :)

Po­zdro­wie­nia i dzię­ki za wi­zy­tę.

Hej!

 

Hi­sto­ryj­ka ma swo­jej mo­men­ty, kiedy się lekko uśmiech­ną­łem. Gdyby tekst był o po­ło­wę krót­szy, wy­brzmiał­by pew­nie le­piej. Jest jed­nak dużo dia­lo­gów, więc można się przez to w miarę łatwo prze­bić. Wi­zy­ta po­li­cjan­ta świet­na.

Szko­da, że prze­cin­ków tona uto­nę­ła w trak­cie pracy twór­czej. ;-) Wrzu­cam kilka z po­cząt­ku.

 

Sę­dzia przy­ło­żył gwiz­dek do ust(+,) lecz wstrzy­mał od­dech(+,) a wzrok wbił pro­sto w widza w fo­te­lu.

Męż­czy­zna zaś po­cią­gnął kilka głę­bo­kich łyków chłod­ne­go na­po­ju, po czym(+,) wes­tchnąw­szy z ulgą(+,) wy­cią­gnął się w fo­te­lu. Z przy­jem­no­ścią ob­ser­wo­wał(+,) jak roz­gryw­ka od pierw­szych minut na­bra­ła du­że­go tempa.

Pił­ka­rze bie­ga­li żwawo(+,) a piłka szyb­ko krą­ży­ła od nogi do nogi. Cza­sa­mi prze­la­ty­wa­ła tuż pod fotel oglą­da­ją­ce­go., tak że Gdyby się wy­chy­lił(+,) mógł­by ją chwy­cić rę­ka­mi.

Obraz ho­lo­wi­zje­ra roz­mył się(+,) a przed męż­czy­zną sta­nę­ła ko­bie­ta w śred­nim wieku.

– Od trzech ty­go­dni cze­ka­łem na ten finał. Mecz już dawno ro­ze­gra­ny, ko­le­dzy ga­da­ją o wy­ni­ku(+,) a ja nie mia­łem nawet czasu(+,) aby obej­rzeć po­wtór­kę.

Traw­nik sko­sił robot(+,) a za­ku­py zro­bi­łam przez sieć.

Wiesz(+,) ile kosz­tu­ją teraz ob­ra­zy stwo­rzo­ne przez ludzi?

– Obraz to za dużo po­wie­dzia­ne – mruk­nął do sie­bie męż­czy­zna(+,) po­cią­ga­jąc piwo z pusz­ki. – Bo­ho­maz!

Zro­bi­my to(+,) zanim Ka­th­le­en skoń­czy robić pra­nie i wspól­nie obej­rzy­my mecz.

 

Plus ja­kieś dro­bia­zgi.

 

Ale otwór był 2-3 razy więk­szy niż śred­ni­ca punk­ci­ka.

 

Ale otwór był dwa, trzy razy więk­szy niż śred­ni­ca punk­ci­ka.

 

– Stan­ley. Tak na­praw­dę są dwa po­wo­dy tego zda­rze­nia.

 

Po­zdra­wiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Cześć Filip.

Dzie­ki za wi­zy­tę.

 

Wpro­wa­dzi­łem to co wy­szcze­gól­ni­łeś plus to co zna­la­złem. Skró­ci­łem też opo­wia­da­nie o czte­ry ty­sią­ce zna­ków.

 

 

Po­zdra­wiam

 

Śmiesz­no i strasz­no, po­do­ba­ło mi się. Oba­wiam się, że wła­śnie w tę stro­nę idzie­my. No i sobie bie­dak nie obej­rzy meczu.

koł­ków roz­po­ro­wych o śred­ni­cy trzy ósme cala cala

To coś koło cen­ty­me­tra. Gi­gan­tycz­ne koły. IMO, bar­dziej do pa­li­ko­wa­nia wam­pi­ra niż do wie­sza­nia ob­ra­zu.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej Fin­kla

Celna uwaga. Choć za­le­ży ja­kiej wiel­ko­ści ten obraz. Ma­mu­sia mogła być kre­atyw­na :)

Po­zdra­wiam i dzię­ki za wi­zy­tę.

Cześć. 

Na po­cząt­ku czy­ta­nia za­czą­łem sobie wy­pi­sy­wać rze­czy, które moim zda­niem są uster­ka­mi. Jed­nak w miarę, gdy au­to­rze wcią­ga­łeś mnie w opo­wieść.. prze­sta­łem zwra­cać uwagę na “a może by po­pra­wić to, czy tamto”. Za­ją­łem się tym, czym po­wi­nie­nem, czyli śle­dze­niem losów bo­ha­te­ra, któ­re­go au­ten­tycz­nie po­lu­bi­łem i mocno trzy­ma­łem za niego kciu­ki.

Zro­bi­łeś Au­to­rze to, co wy­róż­nia dobrą opo­wieść. Za­cie­ka­wi­łeś i “we­ssa­łeś” czy­tel­ni­ka w głąb fa­bu­ły. 

Nie ma fa­jer­wer­ków warsz­ta­to­wych, są uster­ki, typu po­wtó­rze­nia, nie­zręcz­no­ści ję­zy­ko­we. Mo­gło­by ich nie być, ale umów­my się, zda­rza się to naj­lep­szym au­to­rom. I je­ste­śmy w sta­nie im to wy­ba­czyć, jeśli w za­mian do­sta­nie­my sa­tys­fak­cję cie­ka­wej hi­sto­rii.

Tak jest tym razem.

Kli­kam do bi­blio­te­ki i mam na­dzie­ję, że mimo upły­wu czasu, znaj­dzie się jesz­cze dwój­ka usa­tys­fak­cjo­no­wa­nych czy­tel­ni­ków, by opo­wia­da­nie prze­sko­czy­ło do bi­blio­te­ki.

Uśmiech­nę­ło mimo wszyst­ko. Jak widać, nawet tra­ge­dię można przed­sta­wić z hu­mo­rem. 

Za­baw­na i prze­ra­ża­ją­ca hi­sto­ria. Spodo­ba­ła mi się już na becie, ale potem za­po­mnia­łam sko­men­to­wać.

Wy­cho­dzi na to, że le­piej mieć wier­tar­kę niż so­bo­wtó­ra;)

 

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hej! Piszę z ko­mór­ki, więc ostrze­gam, że ko­men­tarz na tę chwi­lę bę­dzie ścia­ną tek­stu. Po­do­ba­ło mi się. Tekst wcią­ga, jest humor. Hi­sto­ria ra­czej prze­wi­dy­wal­na, ale i tak chce się ją skoń­czyć. Wy­ko­na­nie mo­gło­by być lep­sze, tro­chę po­wi­nie­neś po­pra­co­wać nad in­ter­punk­cją, ale nie jest to spra­wa, która unie­moż­li­wia czy­ta­nie, a nawet szcze­gól­nie nie prze­szka­dza. Ja je­dy­nie utknę­łam nad jed­nym frag­men­tem. Pi­szesz: "Sztucz­na in­te­li­gen­cja, w ho­lo­wi­zje­rze, sy­mu­lo­wa­na przez jego bar­dziej za­dba­ne­go i przy­stoj­niej­sze­go so­bo­wtó­ra, wie­dzia­ła, że Stan­ley-czło­wiek nie wie czym jest szpa­chlo­wa­nie. Ale się nie przy­zna­ła. Taki miała pro­gram." Tro­chę to dla mnie nie­zro­zu­mia­łe. Od­bior­nik (ho­lo­wi­zjer) za­wie­ra sztucz­na in­te­li­gen­cję, która jest sy­mu­lo­wa­na przez ho­lo­gram? Ja my­śla­łam, że ten so­bo­wtór jest ava­ta­rem sztucz­nej in­te­li­gen­cji. Zda­nie su­ge­ru­ją­ce że jakiś twór sy­mu­lu­je sztucz­ną in­te­li­gen­cję jest dla mnie nie­zro­zu­mia­łe. Mógł­byś wy­tłu­ma­czyć za­sa­dę dzia­ła­nia świa­ta? Jak można "sy­mu­lo­wać" sztucz­ną in­te­li­gen­cję? Czym jest ten so­bo­wtór, że jest ponad sztucz­ną in­te­li­gen­cję? Po­zdra­wiam!

Hej Avei.

Tro­chę czasu mi­nę­ło od pu­bli­ka­cji także miła nie­spo­dzian­ka, że tu za­wi­ta­łaś.

Celna uwaga z tym ava­ta­rem. Twoje ro­zu­mie­nie bar­dziej od­po­wia­da temu co chcia­łem prze­ka­zać.

Czyli ho­lo­gra­mo­wy so­bo­wtór jest ava­ta­rem sztucz­nej in­te­li­gen­cji. 

Rze­czy­wi­ście jak pa­trzę na zda­nie, które na­pi­sa­łem nie jest to takie oczy­wi­ste.

Je­stem w trak­cie pi­sa­nia opo­wia­dan­ka na kon­kurs, więc wpro­wa­dzę po­praw­kę za jakiś czas.

 

Po­zdra­wiam

O ja, mało spo­strze­gaw­czy…

 

Witam Was Moi Dro­dzy!

 

@Ma­ne­Te­kel­Fa­res – warsz­tat ćwi­czę

@Ko­ala­75 – miało cie­szyć, więc cie­szę się, że cie­szy

@Am­bush – dzię­ki jesz­cze raz za betę. 

 

Bar­dzo dzię­ku­ję za wi­zy­tę i klik­nię­cia.

Nic nie cie­szy bar­dziej niż za­do­wo­lo­ny czy­tel­nik.

Nowa Fantastyka