
– Jeszcze raz, imię!
– Nic wam nie powiem, łachudry! – zaskrzeczał niewysoki brodacz, po czym szarpnął, jednak jego ruch krępowały magi-kajdany, przykuwające go do krzesła. – Walcie się na ryj, strażnicze fajfusy!
Brodacz zaczął bluzgać w niezrozumiałym języku. Robił to tak głośno, jakby próbował sprawdzić wytrzymałość bębenków przesłuchujących go detektywów.
– Pravin – rzekł detektyw do partnera – podaj naszemu krasnoludkowi coś na uspokojenie.
– Tylko nie krasnoludkowi, ty ciemny ch… – Brodacz nie zdołał dokończyć, gdyż Pravin wlewał mu już do gardła jeden z podręcznych eliksirów.
– No, imię!?
– Jo-jo-jo-k-k-k…
– Szlag! Pravin, coś ty mu dał! Jąkać nam się będzie?
– W alchemicznym praktykanci musieli coś popieprzyć. Nie moja wina, Vilko.
Vilko westchnął. Spojrzał na siedzącego przy niewielkim stoliczku w kącie młodego protokolanta. Ten wbił wzrok w leżący przed nim arkusz papieru.
– Zapiszesz to wszystko z pominięciem tego jo-jo-jąkania?
Chłopak przytaknął. Wyszeptał kilka formułek. Pióro wyfrunęło z kałamarza i zastygło nad kartką w pozycji gotowej do protokołowania.
***
Protokół przesłuchania aresztowanego w sprawie napadu na Jałmacki Skład Medyczno-Alchemiczny “Medal” w Jałmaku Zach., ul. Guślarska 3 w nocy z 21/22 msc. jemiołuszki VI r. rządów burm. Theo Ruxevica, LXII r. od obalenia tyranii.
Przesłuchiwany: Jokum “Zapałka” bn. (J).
Przesłuchujący: det. Josif Vilko (V), det. Iblan Pravin (P).
Protokolant: Markko Olus.
I Strażnica Miejska Jałmaku Zach., 9:00-10:30, 22 jem. VI T. Ruxevic/LXII o.o.t.
Uwagi: przesłuchiwany pod wpływem eliksiru uspokajającego. Przesłuchiwany jąka się. Jąkanie pominięto w protokole.
V: Imię?
J: Jokum.
V: Dalej?
J: Z bidula jestem, sierota.
V: Przezwisko, pseudonim…?
J: Zapałka.
P: Ciekawe.
J: Bo się lubię drapać za…
[Przesłuchiwany otrzymał pouczenie odczuwalne, by odpowiadał jedynie na pytania przesłuchujących.]
V: Noc napadu. Ilu was było, jak dostaliście się do składu, kto wam pomagał, jak dostaliście się do wewnętrznego magazynu? Każdy detal i nazwisko może oznaczać miesiąc odsiadki mniej.
J: Trójka. Ja, Gellja i Yechez.
P: Nazwiska?
J: Nie znam.
V: Twoja rola?
J: Piro… jakoś tak, nie wiem, jak to po waszemu. Kłódki przepalam, zamki wyłamuję.
P: Górnik?
J: Bo niski i z brodą to od razu do kopalni? Stereotypy zasrane.
[Przesłuchiwany splunął, za co otrzymał drugie pouczenie odczuwalne.]
P: Ani na miejscu, ani przy łupie nie znaleziono żadnych kłódek.
J: Bo profesjonał zabiera swe dzieło ze sobą…
P: Wiemy. Pytamy, gdzie są?
J: Tu i tam. Po drodze rozrzucaliśmy.
V: Brama główna miała nie tylko zamek, ale i magiczną barierę z iluzją. Jak ją przeszliście?
J: Zapałka jestem, ja kłódki palę, nie szyfruję. Nie do mnie z tym.
P: W takim razie zamek. Jak?
J: Proszek, zapałka i nie ma zamka.
V: Bujasz, krasnalu.
[Przesłuchiwany zaczął przeklinać w niezrozumiałym dialekcie, prawdopodobnie w którymś z dialektów Wschodniego Przedgórza. Otrzymał upomnienie ustne.]
V: Proch powoduje wybuch. Byłyby ślady na drzwiach.
[Przesłuchiwany milczy.]
V: Wrócimy do tego. Jesteście w środku. Skąd wiecie, co brać?
J: Bralim, co popadnie.
P: Ciekawe. Skrzynie są podpisane magazynowymi sygnaturami Medalu i naukowymi nazwami mikstur. Albo mieliście kogoś wewnątrz, albo był z wami alchemik.
J: Bralim, co popadnie.
V: Tak? I akurat w ręce wam wpadły najbardziej wartościowe mikstury?
J: Fartownie.
V: Wewnętrzny skarbiec. Jak się dostaliście?
J: Przepaliłem.
V: Farmazon wciskasz.
J: Było, jak mówię.
V: Cały wóz towaru mieliście. Jak zdążyliście to wynieść?
J: A jak mieliśmy? Rękoma!
V: Pościg. Wtedy rozrzucaliście kłódki?
J: Tia.
V: Sklepik, spożywczak pana Alojda Garduza. Planowaliście tam wbić i wziąć zakładnika?
J: Dopiero jakeśmy barykady na drodze zobaczyli.
P: Wzięliście zakładnika i czego oczekiwaliście?
J: Że ma drugie wyjście z tego sklepiku. A nie miał.
V: A potem?
J: Potem to nas zwinęliście.
V: W waszym łupie brakuje jednej skrzyni.
J: Wszystko było na wozie.
V: Medal mówi, że brakuje.
J: To niech mówi. Jak zapakowaliśmy towar, tak go nie ruszaliśmy.
V: Nie mam więcej pytań.
P: Ja też. Przynajmniej na razie.
***
– Goście z Medalu chcą jak najszybciej odzyskać zagubioną skrzynię. – Pravin wziął Vilka na bok, z dala od ciekawskich uszu ruchliwego korytarza strażnicy.
Vilko dopiero teraz zauważył, że Pravin utyka.
– A ja chcę spędzić emeryturę na Papużych Wyspach, popijając trzcinówkę z cytrynką w otoczeniu pięknych dziewcząt, a będzie mnie stać co najwyżej…
– Nie rozumiesz – przerwał mu Pravin.
– Co z twoją nogą?
– Nieważne. Medal wie już, co jest w skrzyni.
Vilko spojrzał pytająco.
– Środek na likantropizm.
– I co z tego? Do tej pory nie przeszkadzało im zatrzymanie łupu jako dowodu.
– Bo to CAŁY zapas antylikantropów w mieście.
– W jednej skrzyni?
– Jest aktywny już w małych dawkach.
– Nie mają zapasów?
– Warzą go na bieżąco.
– A inni?
– Medal ma monopol.
– Kiedy pełnia?
– Dziś.
– Szlag.
– Szlag – przytaknął Pravin.
Zorientowali się, że zatrzymał się przy nich młody strażnik.
– Druga z aresztowanych jest już w przesłuchalni, detektywi. – Młodziak wyprostował się dumnie.
za 13 godzin pełnia
Protokół przesłuchania aresztowanej w sprawie napadu na Jałmacki Skład Medyczno-Alchemiczny “Medal” w Jałmaku Zach., ul. Guślarska 3 w nocy z 21/22 msc. jemiołuszki VI r. rządów burm. Theo Ruxevica, LXII r. od obalenia tyranii.
Przesłuchiwany: Gellja “Czujka” bn. (G).
Przesłuchujący: det. Josif Vilko (V), det. Iblan Pravin (P).
Protokolant: Markko Olus.
I Strażnica Miejska Jałmaku Zach., 11:00-12:00, 22 jem. VI T. Ruxevic/LXII o.o.t.
Uwagi: brak.
V: Imię?
G: Mogę zapalić?
V: Nie. Imię?
G: Gellja.
V: Nazwisko?
G: Brak. Mówią na mnie Czujka.
V: Twoja rola w napadzie?
G: Czujka.
V: Wyjaśnij.
G: Wyczuwam magiczne bariery.
V: Tylko?
G: A to mało?
V: Mało. Przydałoby się je rozszyfrować.
G: To rozszyfrowuję.
P: Ilu was było?
G: Sama byłam.
V: Nie igraj, panienko.
G: [Niezrozumiałe. Zapewne przekleństwa w języku obcym.]
V: Proszę się zwracać “panie detektywie” albo “detektywie”. Przy bluzganiu zwłaszcza.
P: Ilu was było?
G: Za każdą informację żądam…
P: Nie jesteś w pozycji do negocjacji.
G: Nie? To wam pali się grunt pod nogami. Ja i tak za to beknę.
P: Od ciebie zależy jak długi będzie to bek.
V: I czy nie będzie to bek z porzygiem.
G: Trójka. Tyle nas było.
V: Daj jej zapalić.
[det. Pravin uwolnił jedną rękę przesłuchiwanej, pozostawiając na niej bransoletę przeciwmagiczną. Przesłuchiwana zapaliła papierosa wręczonego przez det. Pravina.]
V: Jak przeszliście bramę główną?
G: Rozszyfrowałam. Banalny magbar.
V: I tyle?
G: Z mojej strony tyle.
V: Według czego łupiliście?
G: Trochę chaotycznie, trochę na czuja.
V: Wyczuwasz też wartość mikstur?
G: Ile odsiadki mi odejmiecie, jeśli powiem, że tak, detektywie?
V: Drugi fajek wystarczy?
P: Dalej. Jak dostaliście się do skarbca? Miał coś więcej niż banalny magbar.
G: Dwa proste magbary.
V: Coś dużo tego towaru mieliście. Jak go wynieśliście?
G: Ja tylko rozszyfrowuję. Nie znam się na magii kinezyjnej.
V: Więc?
G: Rękoma, detektywie.
P: Potem doszło do pościgu. Żadne pudło, skrzynka czy choćby mikstura wam nie wypadły?
G: Cały towar był przypięty do wozu.
V: Sklep Alojda Garduza. Planowaliście to?
G: Nie.
V: Dlaczego tam uciekliście?
G: Tylko tam paliło się światło. Liczyliśmy, że będzie otwarte.
V: Co potem?
G: Szukaliśmy tylnego wyjścia. Nie było. Dalej znacie.
V: Nie mam pytań.
P: Także.
za 11 godzin pełnia
– Skąd wiedziała, że pali nam się grunt pod nogami? – Dym z cygara Vilka ogarnął cały, ledwo mieszczący dwa biurka, gabinet. – I to jeszcze przed pytaniem, czy nic im nie wypadło?
– Może strzelała? – zaproponował niemrawo Pravin, doprawiając już drugą czarę czaju zawartością piersiówki. – A może… no wiesz, jest czujką?
– Że niby nas wyczuła? – prychnął Vilko.
Rozległo się pospieszne pukanie i zaraz potem otworzyły się drzwi. Duża szafa na akta, pamiętająca co najmniej dziadka ostatniego tyrana, zatrzymała drzwi w połowie. Do gabinetu wepchnął się młody strażnik, a Pravin wyćwiczonym ruchem schował piersiówkę gdzie jej miejsce.
– Detektywi… – zaczął intruz. Wyglądał jakby sam miał się przyznać do współpracy z szajką. – Jest problem z trzecim…
– Wysłów się – wycedził Vilko gasząc jednocześnie cygaro. Już wiedział, że problem wyrwie go z gabinetu.
– O-o-on jest chyba niemy…
W sali przesłuchań do krzesła przykuty był krótko ostrzyżony młody mężczyzna. Był szczupły, ale ręce miał silne, przywykłe do pracy fizycznej. Wyraz jego twarzy był trudny do odgadnięcia. Coś między spokojem a tępotą.
– Świra jedzie, a nie żaden niemy – zawyrokował Vilko, oglądając z bliska głowę chłopaka.
– Zbadać go trzeba – zaprotestował Pravin.
– Luvic go widział? – rzucił Vilko.
– Doktor Luvic powiedział – młody strażnik poczuł się wywołany do tablicy – że to wykracza poza jego kompetencje.
– Konował… – mruknął Vilko, po czym zwrócił się do Pravina: – Krasnalek mówił, że jak on się wabi?
– Yechez.
Niemowa spojrzał wyzywająco na Vilka. Detektyw odwzajemnił wzrok. Złapał go mocno za szczękę i spojrzał głęboko w oczy. Yechez niczym doświadczony bywalec biednych jałmackich podwórek wystrzelił ślinę wprost w oczy śledczego. Pravin chciał złapać rękę kolegi, jednak nagły zryw spowodował rozdzierający ból w rannej nodze. Pięść Vilka zostawiła krwawy ślad na policzku niemowy.
– Aleś się urządził, bratku – Vilko przeniósł wzrok na wciąż stojącego w drzwiach młodziaka – podczas aresztowania, co nie?
Strażnik lekko przytaknął, unikając wzroku detektywa.
– To co, chyba trzeba sprowadzić medyka? – zaproponował Pravin rozcierając nogę.
– Ta, będzie tu za parę godzin i gówno powie – żachnął się Vilko. – Pamiętnika tu trzeba. Leć po Leggiahova, młody.
za 9 godzin pełnia
Do sali niespiesznie wszedł otyły wąsacz, w stroju wartym co najmniej pensję jałmackiego detektywa. Całą swoją mową ciała wyrażał nonszalanckie oburzenie za tak nagłe wezwanie w porze obiadowej.
– Leggiahov. – Wyciągnął tłustą rękę. – Mnemowizje, mnemotechniki, synestezje…
Vilko uścisnął mu niedbale dłoń i posadził na krześle obok niemowy.
– Zaczynajmy.
– Jestem zmuszony przypomnieć, że mnemowizja jest sztuką niedoskonałą i może zawierać zakłócenia, przedstawiające inny obraz niż rzeczywisty i nie jest dozwolone, by jej efekty stanowiły wiarygodny dowód w śledztwie, według Kodeksu Praw…
– Wiemy – przerwał Vilko. – Zaczynaj pan.
– W moim obowiązku jest przedstawić…
– To nie rodzinne wspominki, a strażnica miejska, do cholery – warknął zniecierpliwiony detektyw.
– Mój kolega chciał tylko powiedzieć, że to sprawa najwyższej wagi, liczy się każda minuta – załagodził Pravin. – Jeśli byłby pan łaskaw, proszę zacząć.
Mnemowizor, bynajmniej nie przestraszony, a za to jeszcze bardziej obrażony niż na wejściu, jedną dłoń położył na czole Yecheza, drugą na stole. Dotknęli ją detektywi.
Zaczęła się wizja.
***
Ciemność.
W ciszy słychać tylko skrzypienie wozu i stukot końskich kopyt o bruk.
Dźwięk ustał. Ktoś zszedł z wozu. Jedna osoba ciężko spadła na chodnik. Po niej druga, zupełnie lekko, słychać było tylko skrzypnięcie wozu.
Chwila ciszy.
Niewielki, niebieskawy rozbłysk rozświetlił na sekundę otoczenie. Przy bramie Medalu stała dwójka ludzi. Niski i barczysty oraz wysoki i smukły.
Spod bramy dobiegło jakieś ciche przekleństwo zasyczane męskim głosem. Momentalnie uciszyła go druga osoba, prawdopodobnie kobieta.
Brama skrzypnęła. Nic nie widać, ale znów przez chwilę słychać stukot kopyt.
Cisza.
Słychać kroki kilku osób biegnących po starych deskach magazynu. Ktoś zapalił niewielki kaganek. Widać cienie osób noszących skrzynie do wozu.
W oddali znów dało się zobaczyć niebieskawy rozbłysk. I zaraz po nim kolejny. Rozległ się metaliczny dźwięk wrót do skarbca.
Słychać prędkie kroki, bieg i przyspieszone oddechy kilku osób niosących łup na pojazd.
I znów stukot kopyt. Obładowany wóz ruszył.
Zza chmur wyszedł księżyc, rozświetlił ulicę. Nadal niewiele było widać. Dobiegł krzyk zza pleców: Stać, zatrzymać się! Ktoś obok męskim głosem zawołał: Szybciej Yachez, szybciej!
W oddali zamigotało światło. Zdążali ku niemu. Ktoś obok, innym głosem powiedział: Tutaj!
Wóz zatrzymał się przed witryną sklepową.
Z tyłu słychać krzyki.
Kilka osób zeszło z wozu i wbiegło do sklepu. Słychać biegnących ku nim strażników.
Widać przerażoną twarz sklepikarza.
Słychać czyjś krzyk: Nie ma wyjścia!
Do sklepu wbiegają strażnicy. Jaśnieją liczne rozbłyski, rozlegają się okrzyki. I jęki bólu.
Strażnicy krzyczą: Puścić go! Już! Już!
Widać kajdany antymagiczne.
Sklepikarz dziękuje.
Ciemność.
za 8 godzin pełnia
– Pieprzona mnemowizja – powiedział Pravin i pociągnął wprost z piersiówki. – Zawsze kręci mi się po niej w głowie.
Vilko odpalił cygaro, zamknął oczy i rozsiadł się w fotelu.
– Co sądzisz? – spytał go Pravin po kolejnym łyku.
– Coś kryje – odparł Vilko. – Starał się nie patrzeć na kolegów.
– Zwykłe krycie tożsamości?
– Może. Albo coś więcej. Ile naliczyłeś różnych głosów?
– Szlag, Vilko. Myślisz, że nie wszystkich złapaliśmy?
– Kto wie – burknął Vilko, po czym zwrócił się do czającego się pod drzwiami gabinetu strażnika: – Jest już Alojd Garduz?
– Nie stawił się.
– Stary jest, może się jeszcze wlecze? – zasugerował Pravin.
– Starzy są zawsze godzinę przed czasem – odparował Vilko.
– Pojechać po niego, detektywie? – zaproponował strażnik.
– Sam to zrobię. Albo czekaj. Jedziesz ze mną. Zgarnij paru chłopaków, weź wykrywacze. Obadamy ten sklepik. Pravin?
– Zostanę. – Wskazał na nogę. – Sprawdzę łup i protokoły. Przynieśli jakąś kłódkę ze śmietnika, może to dzieło krasnala.
za 7 godzin pełnia
Drzwi do spożywczaka Garduza były otwarte. Sklep nie zmienił się od zeszłej nocy. Na podłodze wciąż walały się warzywa, rozsypana mąka, szkło z rozbitych butelek. Właściciela brak.
Detektyw zajrzał na zaplecze. Pusto. Dosłownie. Żadnych skrzynek z marchwią, korców ziarna, worków z przyprawami, nawet flaszki popijanej po kryjomu. Gołe ściany i warstwa kurzu na podłodze.
Vilko wrócił do głównego pomieszczenia. Sięgnął po pierwszy lepszy towar na regale. Trafiło na kapustę.
– No tak… – mruknął widząc pustkę za nią.
Sprawdził kolejne. Tylko pierwsze rzędy były zapełnione. Na pokaz.
– Macie coś? – odezwał się do strażników badających sklep amuletami wykrywającymi działalność magiczną.
– Żadnych czarów, śladów mikstur czy iluzji. Ale za to mamy krew.
– Krew?
Strażnik pokazał zaschniętą plamkę na podłodze.
– Tuż za ladą – powiedział strażnik.
– Tam, gdzie się skryli – przytaknął Vilko. – Zobaczcie czy się da wyekstrahować i sprawdźcie zgodność z aresztowanymi.
Detektyw wyszedł na zewnątrz. Przyjrzał się malowanemu szyldowi nad drzwiami “Garduz – warzywa, chleb, przyprawy”. Chleba w środku nie widział.
– Mieszka tu pani? – zwrócił się do starszej kobiety, gapiącej się na pracę strażników.
– Tuż obok.
– Co może pani powiedzieć o Alojdzie Garduzie, właścicielu sklepu?
– Nic nie mogę powiedzieć.
– Proszę współpracować…
– Nie mogę powiedzieć, bo tu żadnego sklepu do wczoraj nie było!
za 6 godzin pełnia
Vilko wrócił do strażnicy. Od przekroczenia progu rzucił się na niego tłum jałmackich dziennikarzy i żurnalistów.
– Czy kradzież w Medalu ma związek ze śmiercią strażnika?
– Czy to prawda, że wśród skradzionych towarów był cały zapas antylikantropów?
– Czy jałmackiej straży zależy na wzbudzeniu paniki, by potem polepszyć statystyki?
– Jak daleko to sięga? Czy kapitan wie? Co na to burmistrz?
– Czy to prawda, że detektyw Pravin był w spisku ze złodziejami?
– Jak to się stało, że złodzieje uciekli z aresztu?
W końcu udało mu się przejść do części niedostępnej dla ludzi z zewnątrz. Korytarz pełen był biegających gorączkowo strażników. Vilko zatrzymał jednego z nich.
– Szlag! Co tu się dzieje? Co ma znaczyć ta zgraja pismaków? Gdzie jest Pravin?
– Martwy. Znaleziono go w mieszkaniu. Podejrzewają, że nie żyje od co najmniej rana, jeśli nie od nocy.
– Co? Przecież… cały dzień z nim przesłuchiwałem… gadałem z nim godzinę temu! Szlag!
– Badają go w łapiduszce na Błotnej, detektywie.
Strażnik pobiegł dalej.
– Detektywie Vilko! – Zawołał z oddali jakiś chłopak. – Złodzieje z Medalu uciekli! Ktoś ich wypuścił.
– Szlag! Dowiedz się, w którym kierunku mogli uciec! Już! – rozkazał i zawołał jeszcze za nim. – Informuj mnie! Na Błotnej w kostnicy będę!
za 5 godzin pełnia
Vilko wszedł do kostnicy. Nad ciałem partnera zobaczył znajomego anatomopatologa, Gerkkisa. Zwrócił się do niego bez zbędnych formalności.
– I?
– Martwy od parunastu godzin. Co najmniej piętnastu, raczej nie więcej niż dwudziestu.
– Czyli tuż po napadzie… Przyczyna?
– Uduszenie. – Pokazał krtań Pravina. – Dość zręczne i profesjonalne.
– A noga?
– Noga?
– No jakieś rany, zadrapania, zwichnięcia?
Gerkkis przyjrzał się nodze.
– Nic – odrzekł. – Nic widocznego przynajmniej. Żadnych obecnych złamań. Musiałbym go ciąć, żeby zobaczyć, czy były jakieś w przeszłości.
– Nie trzeba.
– Słuchaj – patolog ściszył głos. – Wiem, że to… źle widziane, ale jak chcesz mogę załatwić postmortemwizora. Zobaczyłbyś jego ostatnie chwile.
– Nekromancja? Dzięki, nie skorzystam.
– Jak sobie chcesz, ale pełna dyskrecja. Gość nie jest niezawodny, ale jest niezły…
– Szlag, Gerkkis. Nawet nie pytam. Poza tym, jeśli był uduszony to prawdopodobnie od tyłu. Sprawcy nie zobaczę.
Do pomieszczenia wdarł się chłopak w mundurze I Strażnicy.
– Na wschodniej bramie mówią, że mogli widzieć zbiegów jakieś czterdzieści minut temu!
– Przyszykujcie cały sprzęt, wozy, ekipę. Ruszę przodem, zbadam rozwidlenia. Zostawię wam wiadomość na rozstaju Ronkovniku. Jeśli wyjechali na zachód, musieli tamtędy przejechać.
8 godzin po pełni
“RABUNEK, MARTWI DETEKTYWI I LIKANTROPIA – CHAOS NA ULICACH JAŁMAKU”.
– Już o nas piszą? – spytał utykający mężczyzna wyciągając ku czytającemu butelkę z mętnym płynem.
Drugi mężczyzna przytaknął, odłożył Poranny Kurier Nadbrzeżny na stół i łyknął z flaszki. Skrzywił się.
– Trzcinówka z cytrynką to nie jest – uśmiechnął się pierwszy – ale to najlepsze, co znalazłem na tej łajbie.
– Przynajmniej są piękne dziewczęta – odparł głośno towarzysz – No, jedna.
– Pieprz się – odpowiedziała mu Gellja, wypuszczając dym papierosa przy stoliku obok.
– Chciałaś powiedzieć: pieprz się, detektywie Vilko – zaszydził mężczyzna, przybierając na chwilę fizjonomię jałmackiego śledzczego. – Poza tym, miałem na myśli Jokuma. Lubię łyse, niskie i brodate.
– Ha! – zaśmiał się mężczyzna o wyglądzie krasnoluda, bawiący się zapałkami przy sąsiednim stole. – Dawaj flakon, nie zatrzymuj kolejki.
Jokum przyssał się do butli, aż siedzący obok Yechez wyrwał mu ją z ust i zaczął spijać resztki.
– Też chciałeś? – Wyraził udawane zaniepokojenie brodacz. – To czego nic nie mówiłeś?
Niemowa w odpowiedzi zrosił jego roześmiane oczy palącym alkoholem ze swoich ust. Jokum zerwał się z krzykiem, próbując na oślep uderzyć Yecheza. Gellja wypuściła dymka, sycząc przekleństwo pod nosem. Polimorf udający Vilka wyciągnął się zadowolony na krześle.
– To co? Jeszcze tylko dwa miesiące atrakcji i nuda na Papużych Wyspach?
– À propos atrakcji – drugi z polimorfów wyciągnął z kieszeni kolejną flaszkę.
Czytało się wyśmienicie ale niedosyt tego co działo się w momencie pełni już ze mną zostanie;)
– Nic wam nie powiem, łachudry! – zaskrzeczał niewysoki brodacz, po czym szarpnął, jednak jego ruch krępowały magi-kajdany, przykuwające go do krzesła.
– Walcie się na ryj, strażnicze fajfusy! – wykrzyknął i zacząć bluzgać w niezrozumiałym języku.
Skoro to wypowiedź jednego bohatera, to czemu jest podzielona na dwa akapity?
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ambush, w czasie pełni bohaterowie byli już hen daleko, echa tych wydarzeń docierają jedynie przez prasę :) Dziękuję za komentarz, miło słyszeć, że czytało się wyśmienicie. Dzięki też za zwrócenie uwagi na ten fragment dialogu, tyle razy go przeredagowywałem, że w końcu zostało z błędem :P Akapity połączę.
Struktura opowiadania robi świetną robotę. Zaczynasz od przysłowiowego trzęsienia ziemi, zawartego już w pierwszych akapitach, a następnie kolejne odkrywane karty, incydenty i niespodzianki potęgują zainteresowanie. Z kolei "za x godzin pełnia" stale obiecuje nadchodzący wielkimi krokami climax.
Przepychanki słowne w dialogach czyta się bardzo przyjemnie :)
Lubię minimalistyczny styl, ale ten tekst wydaje mi się napisany nieco zbyt oszczędnie. Kilka dodatkowych zdań dokładniej opisujących okoliczności i – tym samym – uściślających, co dokładnie się dzieje, mogłoby zwiększyć komfort czytania.
Pozdrawiam :)
Hej
ładne fajne i przyjemne ale raz ci się noga powineła:
Wóz się zatrzymał się przed witryną sklepową.
Pozdrawiam.
Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać
Cześć, Panie Domingo!
Świetna kompozycja, dzięki której czyta się lekko i przyjemnie. Opuszczone zostały te części, które czytelnicy zazwyczaj pomijają i to mi się podoba. Nie ma zbędnego bajania, tylko konkret. Sporo niezłych dialogów, bo i dialogami opowiadanie stoi. Całość jest zadowalająca, czytałem z zaciekawieniem, a na końcu pokiwałem głową z uznaniem.
Interesujące są te specjalizacje Leggiahova (wylicza je jak nie przymierzając „,młodzi wilcy”), choć po cóż tam „synestezje”, to nie mam pojęcia. ;-).
Jak mniemam przypałętała się literówka:
Słychać kroki kilku osób biegnących po starych deskach magazynu.
Zresztą w tym fragmencie występuje całkiem sporo bieganiny:
Słychać kroki kilku osób biegnących po starych desek magazynu. Ktoś odpalił niewielki kaganek. Widać cienie osób biegnących ze skrzyniami do wozu.
W oddali znów dało się zobaczyć niebieskawy rozbłysk. I zaraz po nim kolejny. Rozległ się metaliczny dźwięk wrót do skarbca.
Słychać szybkie kroki, bieg i przyspieszone oddechy kilku osób niosących łup na pojazd.
Pozdrawiam i powodzenia w konkursie życzę!
"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski
Bartosz Janiszek, chciałem właśnie sprawdzić jak zadziała taki oszczędny styl, więc dzięki za opinię.
aKuba139, cieszę się, że fajne i przyjemne. Dzięki za czujne oko :)
FilipWij, dobrze czytać, że było lekko i przyjemnie. Cieszy mnie też, że podobały ci się dialogi – w końcu przez większość opowiadania postacie siedzą i rozmawiają. To końcowe pokiwanie głową z uznaniem też jest dla mnie ważne, bo obawiałem się, że finał nie zagra. Ale widocznie wyszło okej :) Przy specjalizacjach Leggiahova trochę miałem “młodych wilków” w głowie. A że synestezje, czemu nie? Jeśli są na to klienci… ;) Dzięki za łapankę!
Fajna, wartka fabuła.
Spodobał mi się pomysł z protokołem. Bardzo skondensowany, mnóstwo informacji, a przy okazji przemycasz jakieś dane o świecie.
Słychać biegnących ku nim strażnicy schodzą z wozów.
Coś tu się posypawszy.
Babska logika rządzi!
Lekki i przyjemny tekst, bez zbędnych dłużyzn i opisów. Forma protokołu bardzo trafiona :)
Kilka drobnych literówek:
Ktoś obok męskim głos zawołał:
Widać przerażona twarz sklepikarza.
Co ma znaczyć za zgraja pismaków?
I jeszcze jedna rzecz:
Kilka osób schodzi z wozu i wbiega do sklepu.
W tym fragmencie wizji przechodzisz nagle z czasu przeszłego na teraźniejszy, trzeba by ujednolicić ;)
Pozdrawiam!
„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien
Finklo, cieszę się, że się podobało. Pomysł z protokołem pomógł mi też ominąć problem dwóch bliźniaczych scen. Oczywiście nadal są one podobne, ale przynajmniej można przez nie szybko przebrnąć :) Dziękuję za zwrócenie uwagi na posypany fragment. I dzięki też za klika!
nati-13-98, dzięki za opinię i łapankę!
Eee, dobre to było, a muszę przyznać, że w pierwszym momencie, gdy zobaczyłam ten zapis protokołów, to się skrzywiłam i pomyślałam, że będą trudne do przebycia. Rozegrałeś to jednak bardzo fajnie i przeleciałam gładziutko :) Są dobrze napisane, skondensowane, ale zrozumiałe.
Fabuła też niczego sobie, choć chętnie dowiedziałabym się po cholerę był im cały zapas lekarstwa.
Generalnie mi się :)
Klik :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
No, prawda, fajnie byłoby się dowiedzieć, co działo się podczas pełni. Budowałeś napięcie, budowałeś, a potem przeniosłeś akcję gdzieś indziej.
Babska logika rządzi!
Irko_Luz, to super, że się :) i dziękuję za klika! Cały zapas lekarstwa był im potrzebny do wywołania zamieszania: pełnia + brak leków na likantropię + wścibscy dziennikarze = chaos murowany = względnie łatwa droga ucieczki ze szczególnie wartościowym łupem.
Finklo, przyznam, że mogłem dać nieco większy wgląd na wydarzenia w mieście, choćby paroma zdaniami więcej niż prasowy nagłówek w końcowej scenie. Ale z drugiej strony chciałem trzymać akcję przy bohaterach, a po opuszczeniu miasta całe to zamieszanie obchodziło ich tyle, co nagłówek w gazecie.
morteciusie, witam jurora!
Hej, PanieDomingo!
Przyjemne to było, krótki kryminał, ciekawa struktura.
Do jednego mógłbym się przyczepić: kulawy Pravin śmierdział od samego początku. W kryminale fajnie jest trochę pozgadywać, zwątpić, przerzucić podejrzenia, a tutaj nie dostaliśmy żadnego fałszywego tropu. Ta noga była w sumie jedynym tropem, więc już wiadomo było kto, a do końca pchała mnie ciekawość “jak?”.
Niemniej jednak tekst bardzo udany, dziękuję za ciekawe opko.
Pozdrawiam!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Krokusie, dzięki za spostrzeżenie braku fałszywego tropu, na przyszłość będę o tym pamiętał. Dobrze jednak, że cały czas była ta ciekawość “jak?”, trochę też na to stawiałem w tym opku. Cieszę się, że i tak się podobało.
Również pozdrawiam!
Cześć!
Niestety, nie była to dla mnie interesująca lektura. Konstrukcja tekstu jest ciekawa, ale nie czułam presji czasu, którą sugerowały nagłówki. Fragmenty z protokołów okazały się nużące. Cały wątek z niemym więźniem i mnemowizją wydaj się niewiele wnosić (albo coś mi umknęło). Nie przekonuje mnie też logika działania polimorfów. Opowiadanie jest dobrze napisane, ale po prostu nie wciągnęło.
Alicello, szkoda, że nie wciągnęło, ale dziękuję za opinię i wskazanie słabości opka. Będę miał to na uwadze w pracy nad kolejnymi tekstami.
Cześć, PanieDomingo,
jakoś tak średnio wciągają mnie teksty z tego konkursu (to pewnie dlatego, że nie lubię jak obrzydliwie złe postacie mają dobre zakończenie), ale tutaj nie tylko doczytałam, ale bawiłam się przednio. Lekkie, bawiące się formą opowiadanie, w którym źli nie są właśnie “obrzydliwie źli”, nie gwałcą, nie niszczą świata, i choć niewątpliwe nie są postaciami pozytywnymi, można im nawet kibicować. To lubię. Bo generalnie lubię czarne charaktery, ale muszą mieć w sobie to coś.
Spodobały mi się, i to bardzo, te przesłuchania wplecione w tekst. Fajne, naturalne dialogi.
Przejrzałam teraz komentarze i zgadzam się z nimi. Bez zbędnych opisów, a jednak bez akcji non stop. Rolę “odsapnięcia” od akcji mogą więc pełnić nie tylko opisy, ale też dialogi.
Dobiegł krzyk zza pleców: Stać[+,] zatrzymać się!
Albo też kropka, bo jakoś trzeba je oddzielić.
Jeśli wyjechali na zachód[+,] musieli tamtędy przejechać.
Powodzenia w konkursie!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
LanoVallen, dziękuję za komentarz! Właśnie nie chciałem robić “obrzydliwych złych”. Jasne, kogoś zabili, narobili trochę zamieszania, ale jednak nie jest to skala zbrodniarzy wojennych. Cieszy mnie też, że podobała ci się forma, a dialogi traktowałaś jako formę odsapnięcia. Dzięki też za czujne oko!
Fajnie się czytało. Protokół był bardzo zajmujący. Zwłaszcza pouczenia odczuwalne. Wprawdzie czarne charaktery wyszły jak na mój gust niezbyt soczyste. Bardziej zadymiarze niż zbrodniarze. Do środka nie zaglądasz, co uważam powinno mieć miejsce w historii o czarnych charakterach.
Nikolzollernie, cieszy mnie, że zwróciłeś uwagę na protokoły i pouczenia odczuwalne zwłaszcza. Dziękuję za opinię o postaciach. Trochę miałem problem z ich wnętrzem, gdyż jakbym odsłonił zbyt dużo, to końcowy twist byłby już zbyt oczywisty. Ale rozumiem, że może być to poczytane jako pewien brak. Mimo wszystko dobrze, że czytało się fajnie.
PanieDomingo, bardzo fajny i ciekawy eksperyment. Świetna, minimalistyczna forma, co do której po pierwszym rzucie oka miałem spore obawy, ale koniec końców stwierdziłem, że ładnie udźwignąłeś temat. Mimo niewielkiej liczby znaków, tekst zawiera zastanawiającą zagadkę i trochę światotwórstwa. Opko wywołuje to, co kryminał powinien wywoływać, czyli uczucie “WTF”. Zdołałeś mnie zaintrygować i sprawić, bym wyczekiwał wyjaśnienia :D
Spodobały mi się techniki kryminalistyczne w postaci postmortemwizji i mnemowizji. Lekki humor tlący się w opowiadaniu dodaje mu smakowitości :)
Pochwalić muszę także wykonanie, stojące na wysokim poziomie!
Ponieważ opowiadanie ma wszystko, co mieć powinno, udaję się czym prędzej do Biblioteki!
Pzdr!
O AmonieRa, dzięki ci składam za twą opinię i boskie polecenie do biblioteki! Trochę chciałem poeksperymentować w tym tekście i fajnie, że usatysfakcjonowałem tym eksperymentem bóstwo ;)
Fajny pomysł, ale obawiam się, że nie wszystko do mnie trafiło. Akcja pędzi tu na złamanie karku, co rozumiem, bo przecież zbliża się pełnia, i być może coś mi umknęło, bo mimo że nieźle się czytało, pozostałam z pewnym niedosytem i chyba nie mogę mówić o pełnej satysfakcji.
…zaskrzeczał niewysoki brodacz, po czym szarpnął, jednak jego ruch krępowały magi-kajdany… ―> Co szarpnął?
V: Z waszego łupu brakuje jednej skrzyni. ―> V: W waszym łupie brakuje jednej skrzyni.
Mnemowizor, bynajmniej przestraszony, a za to jeszcze bardziej obrażony niż na wejściu… ―> Chyba miało być: Mnemowizor, bynajmniej nie przestraszony, a za to jeszcze bardziej obrażony niż na wejściu…
…znów na chwilę słychać stukot kopyt. ―> …znów przez chwilę słychać stukot kopyt.
Ktoś odpalił niewielki kaganek. ―> Ktoś zapalił niewielki kaganek.
Rozlegają się liczne rozbłyski i okrzyki. ―> W jaki sposób rozlega się rozbłysk?
Proponuje: Widać/ Jaśnieją liczne rozbłyski, rozlegają się okrzyki.
…CHAOS NA ULICACH JAŁMAKU.” ―> …CHAOS NA ULICACH JAŁMAKU”.
Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, dziękuję za komentarz i łapankę. Szkoda, że lektura nie była w pełni satysfakcjonująca, ale to sygnał dla mnie, by dogłębnie przeanalizować tekst i poszukać przyczyn takiego stanu rzeczy.
PanieDomingo, pozostaję z nadzieją, że w przyszłości zaprezentujesz świetne opowiadania, a ich lektura sprawi mi mnóstwo przyjemności. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, też żywię taką nadzieję :)
:D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć!
Ciekawy pomysł na opowiadanie. Kryminał detektywistyczny w świecie fantasy. Forma przesłuchań nieco męcząca z początku, ale potem można się w tym odnaleźć. Zgrabnie to poskładałeś i prosta z pozoru sprawa okazała się nie taka błaha, a zło zwyciężyło. Sprytnie wplotłeś to odliczanie do pełni, choć nie do końca zrozumiałem, jaki miało ono wpływ na wydarzenia.
W ostatniej części byłem trochę zagubiony, ale chyba wszystko zrozumiałem i stanowi to logiczna całość. Nie jestem pewien, kto przeżył a kto zginął, ale rozumiem, że było dwoje zmieniających postać i to oni bruździli. Ciekawy pomysł z tym sklepem od wczoraj, coraz bardziej śmierdział i bum, wyszło szydło z worka.
Napisane dobrze, czytało się płynnie, bez większych zgrzytów imho, choć jakoś też nie porwało specjalnie.
Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
krar85, w zamyśle odliczanie do pełni miało budować napięcie, gdyż nieodnalezienie leków przeciw likantropii przed pełnią równałoby się panice w mieście. Szkoda, że to nie wybrzmiało.
Dobrze, że wszystko jakoś połączyło się to w logiczną całość, mimo pewnych niejasnych fragmentów.
Dzięki za komentarz!
deviantart.com/sil-vah
Silvo, miło mi powitać jurorkę :)
Czuć presję, która towarzyszy zmaganiom strażników, aż szkoda że nie mogliśmy być świadkami tego, co stanie się podczas pełni. Dobrze zagrało przeplatanie narracji z protokołem, to świetny sposób na przekazanie jak największej ilości informacji w stosunkowo krótkiej formie. Końcowego twistu w ogóle się nie spodziewałem, choć od początku nie pasowało mi tłumaczenie, że włamywacze wybrali sklep pod wpływem impulsu i dali się tak głupio złapać.
Mam jednak problem z mnemowizją. Moim zdaniem to zbyt potężna umiejętność, szczególnie w kontekście tego opowiadania. Przecież można było jej użyć na wszystkich bez potrzeby przesłuchiwania, żeby potwierdzić ich zeznania i wyszukać ewentualne nieścisłości. Z drugiej strony wygląd Leggiahova sugeruje, że całkiem nieźle mu się wiodło, więc pewnie usługi też nie należały do najtańszych.
Fladrifie, dzięki za wypunktowanie elementów, które dobrze wyszły. Co do mnemowizji trafiłeś w sedno – tego typu usługi były drogie, a do tego trzeba było poczekać na mnemowizora (a tu czas był ważny) oraz nie było to coś idealnego. Bardziej pokaz slajdów niż film, który bazuje na pamięci, a pamięć jest zawodna i wybiórcza. Dlatego też, jak próbował zaznaczyć Leggiahov, prawo nie dopuszczało tego jako dowód w sprawie – mogło służyć jako wskazówka, ale ze sporą dozą ostrożności.
Hail Discordia
japkiewicz, witam jurora :)
Lubię dawać ostatnie kliczki :) A kliczek ode mnie przede wszystkim za protokół :) w którym zgrabnie przemyciłeś dużo treści i muszę przyznać, że był wciągający. Poza tym fajny pomysł na połączenie fantastyki z przesłuchaniem. I na plus wartka akcja. Dobrze się czytało :)
katio72, cieszę się, że się podobało i moje pomysły wyszły zgrabnie. I dziękuję za ostatniego kliczka :)
To jest opinia, którą napisałem przed wrzuceniem obrazka potwierdzającego przeczytanie. Nie śledziłem tego, czy w tekście zachodziły później jakieś zmiany. Nie czytałem komentarzy innych użytkowników przed spisaniem własnych uwag.
[wyedytowane]
Dziękuję pięknie za udział w konkursie, życzę miłego dnia ;)
morteciusie, dziękuję za opinię. Wymieniłeś wszystkie elementy, nad którymi szczególnie pracowałem, czyli protokół, zarysowanie postaci i świat.
Dzięki za zorganizowanie konkursu!
A mi się nie podoba.
Znaczy, podoba mi się – problem w tym, że w momencie, jak pomyślałem “no, pionki na planszy rozstawione, teraz to fabuła ruszy z kopyta”, to nagle przeskakujemy do właściwie epilogu.
Mamy wstęp, z przesłuchaniami i oględzinami miejsca zbrodni, potem mamy pierwszy rozwój akcji, bo okazuje się, że detektyw to nie detektyw, a sprawcy uciekli, i człowiek się szykuje, że teraz to się zacznie właściwe śledztwo, znajdywanie i wiązanie ze sobą tropów, dowiemy się kto co jak dlaczego i po co, to przeskakujemy bezpośrednio do epilogu, jak sprawcy sobie piją drinki z palemką.
A ja dalej nie wiem, po co ta akcja z fałszywym sklepem, skąd szajka wiedziała co ukraść, co miała na celu ta akcja z infiltracją policji i jak dorwali detektywa, co właściwie miał na celu ten plan – bo skoro prawie cały łup przejęła policja, a kradzież antylikantropów była po to, żeby wywołać zamieszanie, żeby mogli łatwiej uciec, to to się nie klei.
Odpryskowy, czyli, jak rozumiem, zabrakło ci klasycznego wyjaśnienia “sprytnego” planu. Wiem, że tego typu historie zawsze mają wyjaśnienie planu – niezależnie, czy są opowiadane z perspektywy detektywów czy rabusiów. Świadomie zerwałem z tym schematem. Chciałem opowiedzieć historię z perspektywy rabusiów i trochę poudawałem przed czytelnikiem, że protagonistą jest detektyw. Jak detektyw, to i dochodzenie, wyjaśnianie zagadek itd. Ale gdy detektyw zmienił się w rabusia, zmieniły się także działania i motywacje postaci. Co może interesować rabusia, po wypełnieniu planu? No, według mnie, to już wyłącznie przyjemności ;)
Co do ostatniego akapitu, to dla mnie bardzo cenne, co piszesz. Dzięki temu wiem, co nie wybrzmiało w samym tekście. Wyjaśniam:
Rabusie wiedzieli, że i tak nie uciekną prosto z miejsca, więc dali się złapać – fałszywy sklep to po prostu część planu, przygotowana scena, w której jeden z rabusiów gra napadniętego sklepikarza.
Skąd szajka wiedziała, co ukraść? W jednym z przesłuchań wspomniano opcję “posiadania człowieka wewnątrz” – jak się na koniec dowiadujemy, ze zdolnościami polimorfii mogli zinfiltrować policję, a więc mogli zinfiltrować wszystko, co by chcieli.
Po co zinfiltrowali policję? To nieodzowna część planu, jeśli niepolimorficzna część gangu miała zostać złapana, to musieli mieć też pewność, że ich wyciągną. A do tego dochodzi kwestia panowania nad planem – jeśli sami prowadzą własne śledztwo to minimalizują prawdopodobieństwo nieoczekiwanych sukcesów ze strony policji. Sami mogą przeciągać śledztwo, aż wybuchnie zamieszanie i na komisariacie, i w całym mieście.
Jak dorwali detektywa? Nawet miałem to opisywać, ale uznałem, że nie za wiele by to wniosło. Raczej sposób dorwania nie wpływa zbytnio na fabułę.
A co do antylikantropów, zamieszanie, jakie wywołał ich brak, mówi nam o ich wartości – w danej chwili były cenniejsze niż cały wóz tego towaru.
Dziękuję za opinię. Chyba za dużo gram niedopowiedzeniami :)
Czytało się płynnie, z ciekawością. Postacie przestępców nawet budzące sympatie. Tekst niedługi, a treści sporo. Fajne
Koalo75, dzięki za wizytę ;)
Jak dla mnie – rewelka! Czytało się ciekawie, uśmiałem się z dialogów. Dopiero pod koniec, pod presją ciągłego zbliżania się do północy, opanowało mnie leciuuutkie znużenie formą… a tu nagle… epilog. Oczekiwałem czegoś większego, bardziej barwnego w tym miejscu. Może bardziej opisowego, a może finałowego dialogu ala Sherlock/Watson. Ale to tylko takie prywatne odczucie subiektywne (no bo jakież inne mogłoby być?). Z chęcią poczytam inne twoje teksty. Dzięki za dobrą zabawę.
patetronusie, miło mi, że dobrze się bawiłeś przy lekturze. Dzięki za komentarz :)
Hej :)
Czytałam kilka dni temu ale zupełnie nie było czasu na komentarz, więc obawiam się, że pewnie coś przeoczę/o czymś nie wspomnę.
Dawno nie wsiąknęłam tak w opowiadanie, naprawdę nie czuło się znaków i rzadko mi się to zdarza jak czytam na telefonie/ekranie. Bardzo lekko napisane, fajne dialogi, ciekawy twist – nie dziwi mnie wygrana :)
To czego mi zabrakło to wyjaśnienia kilku kwestii – sklepikarza, środka antylikantropii itp. Widziałam wyżej, że zrobiłeś to celowo ale mimo wszystko, brakuje mi tutaj jednak pewnego zamknięcia .
Gratulacje!
Shanti, fajnie, że się podobało, dzięki za komentarz!
A co do zamknięcia – dzięki, że o tym wspomniałaś. Tu było to celowe, ale uwzględnię to przy następnych opkach ;)
Cześć Panie Domingo!
Czyta się to lekko i z przyjemnością, i z zainteresowaniem. Nie przesadzasz z formą, a i jest trochę treści. Bohaterów przedstawiasz w ich wypowiedziach i jest to super. Są plastyczni, barwni i chciałoby się przeczytać z nimi jakąś zamkniętą całość, gdzie wszystkie wątki znajdą swoje rozwiązanie.
No właśnie, kompozycja wydaje się być zachwiana, dużo miejsca poświęcasz na wprowadzenie bohaterów, członków szajki i detektywów. Przecież przesłuchania mają na celu prezentację protagonistów (antagonistów?), a nie zbudowaniu obrazu zbrodni. A później, prawie od razu, przechodzisz do zakończenia – gdyby początek i koniec utrzymały swoje proporcje, myślę, że opowiadanie podobałoby mi się bardziej.
Nie wiem, czy do końca zrozumiałam, kto zginął i dlaczego. Przypuszczam, że brak pewnej klarowności, którą się dało odczuć przy lekturze, jest spowodowany tematem konkursu, który chcąc nie chcąc wymusza pewne rozwiązania i twisty. Na przykład: wydaje się najpierw, że motywem przewodnim jest odliczanie do pełni (napięcie ciągle rośnie), a przy końcu widzimy, że ten motyw się już nie liczy, a w zamian mamy metamorfosis, tak jakby znikąd.
Więc ogólnie podobało mi się i była to przyjemna rozrywka, ale piszę ten komentarz z pewnym niedosytem z powodu niewykorzystanych okazji :)
Pozdrawiam!
Cześć, chalbarczyk!
Cieszę się, że dobrze się czyta.
Do bohaterów na razie nie planuję wracać, ale kto wie…
Dzięki za uwagi do kompozycji, będę brał je pod uwagę przy następnych tekstach.
Z tą klarownością już wyżej tłumaczyłem, że to tak specjalnie chciałem trochę przełamać schematy, ale dzięki. Wiem, żeby na przyszłość pisać jaśniej :)
Dzięki za komentarz i pozdrawiam!
Technicznie jest sprawnie, czasem zdarzały się małe potknięcia z przecinkami, a gdzieś rzuciła mi się w oczy byłoza. Ogólnie jednak – bez większych wpadek. (Choć zastanawiają mnie te Papuże Wyspy… nie miało przypadkiem być: Papuzie?) Może nie jest to literacki popis, ale czyta się szybko, a akcja wciąga.
Dużym plusem są urozmaicenia w postaci protokołów, mnemowizji oraz ciągłej presji czasu poprzez odliczanie godzin pozostałych do pełni. Na brak atrakcji zdecydowanie nie można narzekać. Co dodatkowo robi wielkie wrażenie, to to, jak oszczędnie przedstawiasz świat i postaci, a jednak czytelnik wie wszystko, co powinien. Poszczególni bohaterowie dobrze się od siebie odróżniają, a przy takiej narracji nie była to łatwa sztuka.
Gdybym miała na coś narzekać: opowiadanie, mimo sporego marginesu znaków, jaki pozostał do konkursowego limitu, wydaje się okrojone. Zwłaszcza czułam to w końcówce, kiedy następuje dość nagły przeskok w akcji, tak jakbyś wyciął scenę z nastaniem pełni. Uważam, że zdecydowanie dało się rozbudować ten tekst; ogólnie po lekturze trochę było mi szkoda tego, co jeszcze mogło się w opowiadaniu znaleźć i uzupełnić przedstawiony obraz. Szczególnie – w moim odbiorze – przydałoby się nieco lepsze podbudowanie motywów złoli.
Jeśli natomiast chodzi o kreację konkursowego złola, a raczej złoli, jakiegoś większego szału nie ma. Są, spełniają swoją funkcję – temat zrealizowany, a więc wszystko jest na swoim miejscu.
Ogólnie jest to porządny kawałek opowiadania. Uważam, że w dłuższej formie zrobiłby większe wrażenie, ale i tak była to bardzo miła lektura.
Pokonkursowo: gratuluję głównej nagrody! :)
deviantart.com/sil-vah
Silvo, dziękuję za komentarz :)
Wszystkie uwagi biorę pod rozwagę i będę pracował nad wymienionymi brakami.
Fajne, podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Misiowi też się podobało. Konstrukcja, realizacja i pomysł. Zdaniem misia niepotrzebne byłoby rozbudowywanie opka, jest w sam raz.
Anet i Koalo75, dziękuję, miło czytać, że się podobało :)
Cześć!
Lubię kryminały, więc wciągnęło mnie od początku. Nie jestem pewna, dlaczego akurat to pudło z antidotum na likantropizm wzięli, wiedzieli, że to ważny towar i specjalnie chcieli zdenerwować detektywów czy potrzebowali to do własnych potrzeb? Chyba tego nie było w tekście. Troszkę szkoda, że przeskoczyłeś punkt kulminacyjny (pełnia), mogła być niezła akcja ;) Ale ogólnie fajne, jest klimat :)
Pozdrawiam!
avei, przepraszam za tak późną odpowiedź, dopadła mnie projektoza i dziś na portal wchodzę, nad czym ubolewam, rzadko. Dlaczego antidotum na likantropizm? Cóż, teraz widzę, że opis kulminacji jednak by się przydał. Szajka wiedziała, co bierze i zabrała to, by wywołać w mieście chaos, który umożliwi im ucieczkę. Dzisiaj pewnie bym to rozbudował, opisał na spokojnie, pewnie nie gnałbym tak z akcją – ale to dzisiaj, wtedy sam walczyłem z czasem, by zdążyć na konkurs ;)
Dzięki za odwiedziny!