- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - cena skupienia

cena skupienia

Opo­wia­da­nie na­pi­sa­ne w duzym stop­niu z wla­sne­go do­swiad­cze­nia, opi­su­ja­ce wy­na­le­zie­nie i dys­try­bu­cje leku na roz­pro­sze­nia umy­słu.

Opo­wia­da­nie pi­sa­ne na szyb­ko, za­wie­ra wul­ga­ry­zmy i masę błę­dów które zo­bo­wią­zu­ję się po­pra­wić nie­ba­wem :-)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

cena skupienia

 

 

 

1. 

– TY nie ro­zu­miesz… TY NIE RO­ZU­MIESZ co się stało…-ję­czał Chris, wzno­sząc ręce ku górze w te­atral­nym ge­ście– TO SIĘ TYLKO TAK ZA­CZY­NA… to tylko po­cząt­ki a koń­czy się to sama wiesz czym– wy­du­kał i trzę­są­cy­mi się rę­ka­mi wy­ma­chi­wał w po­wie­trzu.

Miał rację. To się tylko tak za­czy­na– że niby nie ma się nic wspól­ne­go z jed­nost­ką, że niby się tylko wy­mie­nia laj­ki-sraj­ki na in­sta­gra­mie lub innym takim chu­jo­stwie. Niby nie masz nic wspól­ne­go bo wy­mie­ni­łeś się pod­sta­wo­wy­mi da­ny­mi i po­lu­bi­łeś jedno zdję­cie: tak na­praw­dę osoba ta wcho­dzi już na stałe do two­je­go kręgu, oto­cze­nia i może zro­bić z tobą co chce.

Chris zda­niem Ewy siał pa­ra­no­ję w gło­wie mło­dzia­na. Dla Ewki taki „lajk” to jak po­ma­cha­nie ręką pły­nąc jach­tem do ludzi sto­ją­cych na brze­gu rzeki. Takie „nic”.

Tym­cza­sem… mło­dzian już za­czął swoją przy­go­dę z czymś nie­zna­nym i cho­ler­nie nie­bez­piecz­nym. Za­darł z wy­so­ką rangą prze­stęp­ca­mi.

W końcu Ewa zde­cy­do­wa­ła się za­brać głos w ro­dzin­nej awan­tu­rze. Zro­bi­ła to w spo­sób re­zo­lut­ny i dy­plo­ma­tycz­ny– jak na mądrą dziew­czy­nę przy­sta­ło.

– Stało się co się stało. Nie ży­je­my w prze­szło­ści. Niech się le­piej za­sta­no­wi… Ty, za­sta­nów się, jaki masz sto­su­nek do tego czło­wie­ka i jaki jest Twój dal­szy plan na życie– za­ak­cen­to­wa­ła ostat­nie trzy słowa Ewka– To już pra­wie Twoje życie– do­da­ła i zło­ży­ła dło­nie w ge­ście po­jed­na­nia– za czte­ry mie­sią­ce bę­dziesz miał eg­za­mi­ny za sobą. Po­myśl. Może jesz­cze masz czas aby to od­krę­cić….

„ No ….świry…”– sko­men­to­wał we wła­snej gło­wie, lecz na ze­wnątrz po­ki­wał głową i spu­ścił wzrok. Teraz tylko czas. On dzia­ła na nie­ko­rzyść w osią­gnię­ciu celu Mło­dzia­na. Czte­ry mie­sią­ce na wy­pro­wadz­kę. A może nie jest jesz­cze tak źle?

No bo co niby ta­kie­go zro­bił? Za­ło­żył konto w dark­ne­cie.. prze­cież każdy może! Za­mó­wił tro­chę zioła… prze­cie każdy w wieku Mło­dzia­na pali towar… Nie ro­zu­miał ani obu­rze­nia ani prze­ra­że­nia oj­czy­ma.

Gdy już za­de­kla­ro­wał chęć na­pra­wy sy­tu­acji, od­da­lił się do swo­je­go po­ko­ju i uru­cho­mił kom­pu­ter. Ga­du-ga­du od razu za­ko­mu­ni­ko­wa­ło wia­do­mość od Ndan­te­go– zna­jo­me­go z forum mo­to­ry­za­cji i od Nani ( pod tym nic­kiem miał za­pi­sa­ną przy­ja­ciół­kę z pa­ra­lel­nej klasy gim­na­zjum).

 

Ko­le­dze uprzej­mie od­po­wie­dział, że motor by chciał za­ku­pić praw­do­po­dob­nie koń­cem wrze­śnia. Dwoma zna­ka­mi za­py­ta­nia opa­trzył py­ta­nie o pomoc w pierw­szym ser­wi­so­wa­niu. Chciał , żeby koszt za­ku­pu za­wie­rał w sobie już pierw­szy ser­wis– żeby nie do­kła­dać już na po­cząt­ku do in­te­re­su.

Nani po­twier­dził ju­trzej­sze przyj­ście do pracy. Krę­cił się w fo­te­lu raz w lewo, raz w prawo, za­sta­na­wia­jąc się nad wła­snym dal­szym losem. „Weed” za­mó­wił na adres do­mo­wy. Tego sta­rzy nie wie­dzie­li. Mogło być do­brze, słabo lub ki­jo­wo. Młody li­czył na po­myśl­ne roz­wią­za­nie a czas… czas dzia­łał na nie­ko­rzyść.

 

 

 

2. 

Sie­dzie­li we trój­kę w parku: Lola, Tymek i Ania. Pa­li­li skrę­ta pa­trząc na mu­ska­ją­ce bloki po­ma­rań­czo­wym świa­tłem, za­cho­dzą­ce słoń­ce. Lola prze­trzy­ma­ła ko­lej­kę tro­chę za długo– jak gdyby trzy­ma­nie dziw­ne­go pa­pie­ro­sa do­da­wa­ło jej ele­gan­cji. Kolej Ty­mo­na. Ścią­gnął dwa machy i pa­trząc na czer­wo­ną tar­czę słoń­ca, za­śmiał się.

– … naj­lep­sze jest to, że nikt się nie do­wie­dział o za­da­niu na jutro z matmy– wy­szcze­rzył zęby i podał pa­pie­ro­sa Ani. Wie­dzie­li­śmy o tym tylko my z Tom­kiem, ja się za­wi­ja­łem po WF i spe­cjal­nie dwa razy mu przy­po­mnia­łem żeby na­pi­sał na gru­pie.. spraw­dza­łem dziś przed wyj­ściem– nadal nic nie na­pi­sał.

Tymek oparł się łok­cia­mi o ko­la­na i wy­cią­gnął z kie­sze­ni pacz­kę „szlug­sów”. Wy­cią­gnął jed­ne­go, po­mię­to­lił w pal­cach i za­pa­lił. Chciał bar­dzo wy­glą­dać na twar­dzie­la. Nie­trud­no było to za­uwa­żyć.

Ania nie ba­wi­ła się skrę­tem. Wzię­ła go do ust i wy­ze­ro­wa­ła dwoma po­cią­gnię­cia­mi. Peta zga­si­ła o po­de­szwę buta i wrzu­ci­ła do trawy za sobą, tro­chę jak panna młoda welon po pierw­szym ślub­nym po­ca­łun­ku.

Sie­dzie­li luźno we trój­kę na par­ko­wej ławce. Troje na­sto­lat­ków sku­tych jak bobry z suszą w ustach jak naj­such­sze wydmy Ara­bii Sau­dyj­skiej. Nie by­ło­by w tym nic smut­ne­go, gdyby nie fakt, że nie mieli nawet dwu­na­stu lat. Nie by­ło­by w tym nic cie­ka­we­go, gdyby nie re­alia Po­zna­nia lat prze­ło­mu 90`tych i lat 00`. By­ło­by to ab­so­lut­nie wska­za­ne, gdyby były to dzie­cia­ki z bied­nych ro­dzin…

Jed­nak­że: Lola miała 14 zaś Tymek i Ania po 11. Po­znań­scy stu­den­ci świę­to­wa­li ju­we­na­lia a po­li­cjan­ci już spali obok swo­ich nie­za­spo­ko­jo­nych, wpół­pi­ja­nych żon.

Na tej ławce dzia­ło się wszyst­ko i nic. Tymek do­pa­lał pa­pie­ro­sa de­lek­tu­jąc się smro­dem i obrzy­dli­stwem do­ro­sło­ści. Ania dłu­ba­ła w pra­wym uchu wska­zu­ją­cym pal­cem i wy­cie­ra­ła o spoden­ki. Lola ga­pi­ła się na po­świa­tę po zmierz­chu, mając na­dzie­ję, że nie do­sta­nie w domu lania.

Je­dy­ne co można po­wie­dzieć z całą pew­no­ścią na temat po­znań­skiej mło­dzie­ży to to, że łatwo się nie pod­da­je– jeśli bryk­nie raz to pewno będą na­stęp­ne fale buntu.

Trój­ca sie­dzia­ła za­chwy­co­na sta­nem nie­ogar­nię­cia. Wtem jak gdyby nigdy nic do­siadł się do nich Stef­cio. Lola za­uwa­ży­ła go kątem oka i z ulgą wes­tchnę­ła, gdyż li­czy­ła na roz­luź­nie­nie przed po­wro­tem do chaty a Ste­fan miał al­ko­hol. Na­pi­li się z bu­tel­ki ta­nie­go wina.

Nie za­da­wał pytań a więc nie krę­po­wał ni­ko­go z sie­dzą­cych na ławce. Tymek po pierw­szym łyku zga­sił „kap­cia” w buzi i miał już wy­wa­lo­ne. Ania nawet nie za­uwa­ży­ła przy­by­sza (lub sta­ra­ła się go zi­gno­ro­wać.).

Przy­bysz pa­trzył z ukosa na Lolę, uśmie­cha­jąc się nie­peł­nym uzę­bie­niem. Lola uśmie­cha­ła się wza­jem­nie i sztur­cha­ła star­sze­go o rok ko­le­gę w ramię. Wresz­cie stwier­dził , że trze­ba roz­ła­do­wać at­mos­fe­rę.

– No to… tego.. pani na lek­cji pyta Jasia…– jął opo­wia­dać swój ulu­bio­ny dow­cip Ste­fan…

 

3. 

Prze­stęp­stwa in­ter­ne­to­we w roku dwu­dzie­stym dru­gim dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go wieku były z rzad­ka eg­ze­kwo­wa­ne. Ka­ra­no za ła­ma­nie praw au­tor­skich– zaiks nie znik­nął z dnia na dzień. Ka­ra­no za dzie­cię­ce porno i stal­king na­sto­la­tek przez sta­rych zwy­ro­li. Nie­mniej jed­nak rze­czy typu obrót nie­le­gal­ny­mi sub­stan­cja­mi, dys­try­bu­cja broni, kość sło­nio­wa, pod­ziem­na sprze­daż bi­żu­te­rii skra­dzio­nej przez ge­sta­po żydom… to wszyst­ko nadal miało miej­sce tu i ów­dzie, w mniej­szym lub więk­szym stop­niu.

Po­li­cja in­ter­we­nio­wa­ła w sy­tu­acjach kry­zy­so­wych lecz pew­nej rze­czy prze­wi­dzieć wcze­śniej po pro­stu się nie da­wa­ło. W prze­cią­gu kilku mie­się­cy na prze­ło­mie dwu­ty­sięcz­ne­go dzie­więt­na­ste­go i dwu­dzie­ste­go, bio­che­mi­cy ba­da­ją­cy tajgę pod kątem bo­ta­nicz­nym, od­kry­li sub­stan­cję, która zo­sta­ła szyb­ko spo­pu­la­ry­zo­wa­na jako Ka­ta­na. W eu­ro­pie była znana z tej wła­śnie nazwy zaś w obu ame­ry­kach na­zy­wa­no ją Sante, na czar­nym lą­dzie prze­zwa­no ten eks­trakt Ma­cze­tą a w azji przy­ję­ła się nazwa Kobra.

Wszyst­kie te nazwy do­ty­czy­ły jed­ne­go eks­trak­tu– wy­cią­gu z ko­rze­nia po­pu­lar­ne­go w Rosji ostro­krze­wu. W ciągu dwóch ty­go­dni po ogło­sze­niu wy­ni­ków badań Wil­hel­ma Prot­sa i Adel­li Ma­th­ra– tej samej pary bio­che­mi­ków, oka­za­ło się, że sub­stan­cja ta może po­ma­gać lot­ni­kom, chi­rur­gom, eks­tre­mal­nym al­pi­ni­stom i innym lu­dziom wy­ma­ga­ją­cym na­tych­mia­sto­we­go sku­pie­nia. Sub­stan­cja szyb­ciut­ko zo­sta­ła za­adap­to­wa­na przez woj­sko ame­ry­kań­skie lecz zie­la­rze z całej eu­ro­py pręd­ko na­wią­za­li kon­takt z ro­sja­na­mi i Ka­ta­na roz­prze­strze­ni­ła się w eu­ro­pie jako śro­dek sku­pia­ją­cy umysł; kon­cen­tru­ją­cy świa­do­mość.

Uży­wa­li jej oczy­wi­ście już nie tylko lot­ni­cy, chi­rur­dzy i al­pi­ni­ści– lecz nawet stu­den­ci uczą­cy się do eg­za­mi­nów lub kie­row­cy zda­ją­cy na prawo jazdy. Pro­ble­mu by nie było gdyby nie fakt, że ostro­krzew ten je­dzo­ny był przez zwie­rzę­ta tajgi w celu po­lep­sze­nia efek­tyw­no­ści po­lo­wań. Gdy ostro­krze­wu za­bra­kło w ciągu dwóch se­zo­nów, zwie­rzę­ta dra­pież­ne z coraz więk­szą trud­no­ścią za­bi­ja­ły słabą zwie­rzy­nę, przez co po­wo­li same wy­mie­ra­ły.

Jed­nym sło­wem: do ka­ta­kli­zmu kli­ma­tycz­ne­go nie­wie­le bra­ko­wa­ło. Od od­kry­cia sub­stan­cji w grud­niu dwa ty­sią­ce dzie­więt­na­ste­go do wy­gi­nię­cia jed­ne­go z przod­ków psa husky mi­nę­ło za­le­d­wie dwa i pół roku. W dwu­dzie­stym dru­gim eko­sys­tem tajgi upadł na przy­sło­wio­we ko­la­na, zaś więk­szość sta­re­go lądu i w ogóle kra­jów za­cho­du uza­leż­ni­ło swoje życia od eg­zo­tycz­ne­go środ­ka.

Na­ukow­cy uświa­da­mia­li sobie coraz bar­dziej kon­se­kwen­cje gra­nia boga w przed­sta­wie­niu ziem­skie­go życia. Wtedy za­czę­ły się syn­dro­my od­sta­wien­ne.

 

 

 

 

4. 

– Tak! I teraz po­staw czwar­tą łapę! – z ra­do­ścią krzyk­nę­ła Iza, gdy jej kot wcho­dził po raz pierw­szy do ku­we­ty. Po­sta­wi­ła swoją kawę na kra­wę­dzi stołu aby móc po nią szyb­ko się­gnąć. Schy­li­ła się nad kotem i po­gła­ska­ła go de­li­kat­nie po głów­ce.

– A teraz zrób kupkę! No… dalej!- za­chę­ca­ła ulu­bień­ca dziew­czy­na, roz­glą­da­jąc się po po­ko­ju aby cho­ciaż co nieco po­sprzą­tać przed przyj­ściem Igora. Ścią­gnę­ła z pa­ra­pe­tu ta­le­rze i je umyła, po­ście­li­ła łóżko, po­ście­ra­ła kurze na bia­łych pó­łecz­kach do­mo­wej bi­blio­te­ki, umyła pod­ło­gę i wy­sprzą­ta­ła lo­dów­kę. Gdy wresz­cie, spo­co­na, usia­dła na brze­gu łóżka, usły­sza­ła dzwo­nek w drzwi.

Ko­cha­nek stał przed drzwia­mi z ory­gi­nal­nie wy­glą­da­ją­cą bu­tel­ką. Iza ze­zło­ści­ła się. Znowu alko. Gdyby miał temat, przy­szedł­by z kwia­ta­mi.. Otwo­rzy­ła drzwi i wy­chy­li­ła się samą głową, na któ­rej grzyw­ka za­sła­nia­ła lewe oko. Roz­ma­wia­li cicho, jakby bojąc się, że ktoś z są­sia­dów usły­szy.

– Wpu­ścisz mnie?

– A masz ja­poń­ca?

-Ni cho­le­ry. Całe mia­sto na fazie jest po tym. Nie chce już tego.

– To spier­da­laj. Już miała za­mknąć drzwi, gdy zo­ba­czy­ła jak za drzwi wsuwa się but.

Igor wszedł, po­sta­wił bu­tel­kę na stole i nie zdej­mu­jąc butów po­ło­żył się na wyrku. „Jak gdyby nigdy nic. Co za cha­mi­dło”-po­my­śla­ła Iza, lecz od razu za­ję­ła się bu­tel­ką.

Iza wie­dzia­ła, że długo nie wy­trzy­ma bez Ka­ta­ny, lecz po­zwa­la­ła sobie na chwi­lę na­iw­no­ści i kilka chwil przed ko­lej­nym wy­bu­chem gnie­wu. Igor mówił praw­dę. Całe mia­sto miało ha­lu­cy­na­cje od pro­cha.

To było jakoś tak, że sub­stan­cja sztucz­nie na­gi­na­ła moż­li­wo­ści ludz­kie­go or­ga­ni­zmu. Go­dzi­nę kon­cen­tra­cji opła­ca­ło się kosz­ma­ra­mi na jawie, które wy­stę­po­wa­ły w razie jeśli dwa razy w mie­sią­cu nie po­bra­ło się tego prosz­ka. Iza nie miała ha­lu­nów. Na tym eta­pie od­sta­wie­nia ma się je­dy­nie przez chwi­lę przy­cho­dzą­cy głód który za­mie­niał się po ja­kimś cza­sie w kiep­ski humor.

Iza miała go­rzej niż ze­psu­ty humor. Była wście­kła, wręcz hi­ste­ry­zu­ją­ca. Już miała wrza­snąć kiedy Igor wstał i za­pa­lił świe­cę.

 

Pod­szedł do niej i chwy­ta­jąc ją za po­ty­li­cę, wy­mu­sił po­ca­łu­nek. Wal­czy­ła przez chwi­lę aż się pod­da­ła i roz­chy­li­ła usta z na­mięt­no­ścią. Le­że­li przez chwi­lę na łóżku, ob­ści­sku­jąc się i mię­to­sząc. Gdy po­czu­ła, że tro­chę jej le­piej, od­su­nę­ła się i się­gnę­ła do anek­su po lamp­ki. Kot ob­ser­wo­wał scenę leżąc przy drzwiach. Pa­trzył na ko­chan­ków ocza­mi peł­ny­mi znie­chę­ce­nia– tak przy­naj­mniej od­czy­ta­ła humor kota Iza­be­la.

Na­le­wa­jąc wino do szkła pa­trzy­ła na Igora z lek­kim po­dzi­wem. Gdy zbli­ży­ła się do niego z trun­kiem, do­tknął jej szyi i po­gła­skał po gło­wie de­li­kat­nie.

Tym razem roz­ma­wia­li jesz­cze ci­szej, jak gdyby sta­ra­jąc się nie obu­dzić wła­snych na­mięt­no­ści, gnie­wu i pasji.

– Co dziś na­bry­ka­łeś, że przy­sze­dłeś?

– Mia­łem wy­rzu­ty su­mie­nia, że coraz rza­dziej się spo­ty­ka­my..

– To fakt

– Jak ci sma­ku­je?

– Pół­słod­kie, przy­jem­ne, praw­do­po­dob­nie doj­rza­łe– Iza znała się na wi­nach nie go­rzej niż pro­fe­sjo­nal­ni de­gu­sta­to­rzy.

Wtu­la­jąc się w sie­bie, le­że­li mil­cząc i cicho szep­cząc sobie za­pew­nie­nia wier­no­ści i mi­ło­ści. Słod­kie kłam­stew­ka prze­cho­dzi­ły przez ich gar­dła jak gdyby wino wra­ca­ło do świa­ta po­przez wi­bra­cję w po­wie­trzu, me­lo­dię wy­twa­rza­ną przez stru­ny gło­so­we i mi­łość in­ten­cjo­nal­ną.

 

5.

 

– Sza­nu­jąc pana i mój czas…– pod­su­mo­wy­wał roz­mo­wę nie­na­gan­nie ubra­ny Agent. Mówił z do­sko­na­łą dyk­cją, ak­cen­tu­jąc pierw­sze dwa słowa– …firma może za­pew­nić panu ubez­pie­cze­nie przed ko­li­zją, wy­pad­kiem lo­so­wym, zła­pa­niem „kap­cia” w tra­sie, stra­ce­niem pa­no­wa­nia nad po­jaz­dem lecz na pewno nie przed za­śnię­ciem przed kie­row­ni­cą– uśmiech­nął się po­ro­zu­mie­waw­czo– przy­kro mi.

Współ­ro­zmów­ca– wy­so­ki blon­dyn w pro­sto­kąt­nych oku­la­rach kiw­nął głową i wpa­trzył się w em­ble­mat firmy ubez­pie­cze­nio­wej, wmon­to­wa­ny w ścia­nę nad głową Agen­ta. Nie wie­dział co ma zro­bić– pro­ble­my z kon­cen­tra­cją miał już od dwóch ty­go­dni, zaś w po­przed­nim ty­go­dniu miał po­waż­ny wy­pa­dek na au­to­stra­dzie i o mało nie ska­so­wał auta fir­mo­we­go. Blon­dyn był przed­sta­wi­cie­lem han­dlo­wym w re­no­mo­wa­nej, glo­bal­nej fir­mie. Nie bar­dzo mógł po­zo­stać na sta­no­wi­sku, chyba że mógł­by za­bez­pie­czyć spo­kój fi­nan­so­wy ro­dzin­ce w razie wy­pad­ku.

Wpa­try­wa­li się w sie­bie przez chwi­lę. Agent ma­rząc już o swo­jej prze­rwie i pa­pie­ro­sie, zaś Blon­dyn w na­dziei że wy­my­śli się jakiś wy­ją­tek od re­gu­ły.

– A utra­ta przy­tom­nośc

– Z pew­no­ścią tak– jeśli to jest omdle­nie z po­wo­du nie­do­tle­nie­nia mózgu. Za­śnię­cie jed­nak nie kla­sy­fi­ku­je się jako utra­ta przy­tom­no­ści.

Blon­dyn prze­klął w my­ślach cho­ler­ną Ka­ta­nę i spoj­rzał jesz­cze raz na umowę ubez­pie­cze­nio­wą, pró­bu­jąc od­czy­tać re­gu­la­min i zna­leźć jakąś lukę.

Agent wes­tchnął cięż­ko, pod­da­jąc się wła­snej sła­bo­ści. Mógł­by od­mó­wić dal­szej ob­słu­gi i iść na prze­rwę, lecz za­miast tego za­py­tał wprost:

-Dla­cze­go pan się spo­dzie­wa za­śnię­cia za kół­kiem?

– To oso­bi­ste– zbył Agen­ta blon­dyn, wciąż wpa­tru­jąc się we wciąż ucie­ka­ją­ce przed spoj­rze­niem żucz­ki liter.

Blon­dyn uśmiech­nął się nie­znacz­nie i wy­cią­gnął rękę do współ­ro­zmów­cy. Wra­ca­jąc tro­chę się już za­ta­czał na ulicy. Wie­rzył, że może coś ugrać jeśli ro­ze­gra spraw­kę zanim na­dej­dzie fala zwi­dów.

Ka­ta­na nie ro­bi­ła do­brze na umysł. Wie­dział o tym do­brze już po za­ży­ciu pierw­szej dawki eks­trak­tu. Po­zo­sta­ło za­dbać o swo­ich, za­dbać o ro­dzi­nę… resz­ta była dla niego nie­istot­na bo prze­mi­jal­na.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ano­ni­mie, tekst li­czą­cy ponad trzy­na­ście ty­się­cy zna­ków to już nie szort. Bądź uprzej­my zmie­nić ozna­cze­nie na OPO­WIA­DA­NIE.

Hej,

 

Za­cznie­my od małej ła­pan­ki:

– TY nie ro­zu­miesz… TY NIE RO­ZU­MIESZ co się stało…-ję­czał Chris, wzno­sząc ręce ku górze w te­atral­nym ge­ście– TO SIĘ TYLKO TAK ZA­CZY­NA… to tylko po­cząt­ki a koń­czy się to sama wiesz czym– wy­du­kał i trzę­są­cy­mi się rę­ka­mi wy­ma­chi­wał w po­wie­trzu.

  1. W kwestiach dialogowych używamy półpauzy (stało…-jęczał – tu użyłeś dywizu)
  2. Za półpauzą zawsze spacja, a jeśli następuje po innych słowach, to przed nią również
  3. To się tyczy całego tekstu.

Za­darł z wy­so­ką rangą prze­stęp­ca­mi.

wy­so­ki­mi

 

Nani po­twier­dził ju­trzej­sze przyj­ście do pracy.

po­twier­dzi­ła – to przy­ja­ciół­ka: ona

 

spraw­dza­łem dziś przed wyj­ściem– nadal nic nie na­pi­sał.

To jedna wy­po­wiedź dia­lo­go­wa – sta­raj się w dia­lo­gach uży­wać pół­pauz tylko do od­dzie­la­nia kwe­stii od atry­bu­cji. Jeśli wsa­dzisz pół­pau­zę w kwe­stię – ro­bisz za­mie­sza­nie, bo czy­tel­nik się gubi, czy to dal­sza część wy­po­wie­dzi, czy już atry­bu­cja. Tutaj mógł­by być dwu­kro­pek:

“spraw­dza­łem dziś przed wyj­ściem: nadal nic nie na­pi­sał.”

 

Li­czeb­ni­ki pi­sze­my słow­nie, a poza tym pi­szesz, że:

gdyby nie fakt, że nie mieli nawet dwu­na­stu lat.

a chwi­lę potem, że Lola miałą 14.

 

Po­znań­scy stu­den­ci świę­to­wa­li ju­we­na­lia(+,) a po­li­cjan­ci już spali obok swo­ich nie­za­spo­ko­jo­nych, wpół­pi­ja­nych żon.

Jak stu­den­ci świę­tu­ją ju­we­na­lia, to po­li­cjan­ci nie śpią… wpół­pi­ja­nych – dziw­ne to słowo – może “pod­pi­tych”?

 

Nie za­da­wał pytań(+,) a więc nie krę­po­wał ni­ko­go z sie­dzą­cych na ławce.

Ania nawet nie za­uwa­ży­ła przy­by­sza (lub sta­ra­ła się go zi­gno­ro­wać.).

Przy­bysz pa­trzył z ukosa na Lolę, uśmie­cha­jąc się nie­peł­nym uzę­bie­niem.

Po­wtó­rze­nie.

 

To nie wszyst­ko, sporo jest do po­pra­wy. Nie ba­wi­łem się już w żadne skład­nie, ko­śla­we zda­nia i zapis dia­lo­gów w wielu miej­scach.

Nad­uży­wasz wie­lo­krop­ka. Mógł­byś/mo­gła­byś wy­rzu­cić więk­szość z nich (albo nawet wszyst­kie) i tekst za­cho­wał­by sens, a zy­skał es­te­ty­kę.

 

Na­to­miast co do samej tre­ści to… czy te hi­sto­rie się ze sobą łączą? Pierw­sze dwie są ode­rwa­ne zu­peł­nie. W trze­ciej mó­wisz co to Ka­ta­na i ta sub­stan­cja prze­wi­ja się jesz­cze przez dwie ko­lej­ne czę­ści. Jeśli chcia­łeś/chcia­łaś po­ka­zać dra­ma­ty uza­leż­nio­nych ludzi, to kom­plet­nie nie zła­pa­łem więzi z bo­ha­te­ra­mi, a co za tym idzie: nie prze­ją­łem się tym zu­peł­nie. Są tu tak małe strzęp­ki hi­sto­rii, że cięż­ko mi nawet sa­me­mu do­bu­do­wać sobie resz­tę tre­ści.

Masz sporo pracy przed sobą, ale takie krót­kie formy to dobry spo­sób na tre­ning. Może spró­buj naj­pierw z hi­sto­ria­mi z dwoma, max trze­ma bo­ha­te­ra­mi. Tutaj było ich co naj­mniej je­de­na­stu! Cięż­ko opa­no­wać taką moc ;)

Po­wo­dze­nia w dal­szej pracy!

 

Po­zdra­wiam!

 

 

Prze­brnę­łam przez Cenę sku­pie­nia z naj­więk­szym tru­dem, al­bo­wiem tekst jest na­pi­sa­na w spo­sób do­sko­na­le utrud­nia­ją­cy lek­tu­rę i w obec­nym sta­nie, moim zda­niem, nie po­wi­nien w ogóle uj­rzeć świa­tła dzien­ne­go.

Mam na­dzie­ję, Ano­ni­mie, że, mimo nie naj­lep­szych do­świad­czeń, do­ło­żysz wszel­kich sta­rań, aby Twoje przy­szłe tek­sty nada­wa­ły się do czy­ta­nia.

Oba­wiam się, że nie mam po­ję­cia, co chcia­łeś opo­wie­dzieć. Dużo tu mo­ra­li­zo­wa­nia i wznio­słe­go ga­da­nia, na­to­miast nie­wie­le się dzie­je. A to, co się dzie­je, nijak się ze sobą nie spla­ta.

Witaj.

Na razie do­brze by było, abyś, Sza­now­ny Ano­ni­mie, sam po­sta­rał się po­pra­wić bar­dzo dużo uste­rek ję­zy­ko­wych. Zda­nia, jakie nie są za­koń­czo­ne krop­ką, wska­zu­ją na zbyt po­spiesz­ne za­miesz­cze­nie tek­stu, do końca nie po­pra­wio­ne­go sa­mo­dziel­nie. A o tagu lub krót­kim wspo­mnie­niu w Przed­mo­wie, wska­zu­ją­cym na użyte wul­ga­ry­zmy, to wspo­mnę tylko do­dat­ko­wo. 

Jak ro­zu­miem, chcesz po­ka­zać Forum swój tekst i po­znać opi­nie, po­nie­waż go tu za­mie­ści­łeś. Zatem, naj­pierw do­ko­naj au­to­ko­rek­ty, bo na razie jej cał­kiem brak.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Nowa Fantastyka