- Opowiadanie: mcraptorking - Powinność wskrzeszonego

Powinność wskrzeszonego

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Irka_Luz, BasementKey, Finkla, Użytkownicy III

Oceny

Powinność wskrzeszonego

Po śmier­ci dusze po­zba­wio­ne trosk, pra­gnień oraz myśli o prze­szłym lub przy­szłym życiu prze­mie­rza­ły czas i prze­strzeń złą­czo­ne w wiecz­nym po­wie­wie. Nagle jedną z nich po­chwy­ci­ła okrut­na siła i za­cią­gnę­ła w kon­kret­ny mo­ment, w kon­kret­ne miej­sce.

 Duszę oto­czy­ły barwy, two­rzą­ce cha­otycz­ne kom­po­zy­cje, a także się­ga­ją­ce sza­ro­bu­re­go nieba, rzędy bla­dych pni, które cią­gnęły się, aż do ścia­ny gę­stej mgły. U jej pod­nó­ża dusza do­strze­gła wiel­ki ciem­ny kształt. Nagle widok przy­sło­ni­ła jej szkar­łat­na plama. Roz­legł się dźwięk, bu­dzą­cy sko­ja­rze­nie z hu­cze­niem wia­tru, do­sta­ją­ce­go się do ja­ski­ni przez cia­sną szcze­li­nę. Dusza po­czu­ła, że coś ją przy­gnia­ta, cią­gnie, wy­krę­ca.

Do­świad­czy­ła ty­się­cy wizji. Z po­cząt­ku nie­zro­zu­mia­łych, jed­nak z cza­sem zy­sku­ją­cych sens. Po­wra­ca­ły za­po­mnia­ne po­ję­cia i od­czu­cia. Naraz za­brzmia­ły setki gło­sów, krzy­ków, śmie­chów oraz kilka bła­gań o li­tość. 

Wątły pło­myk świe­cy oświe­tlał pa­pie­ry roz­rzu­co­ne na stole. Wśród nich listę na­zwisk. Męż­czy­zna w czar­nym stro­ju wziął ją do ręki. Po­ki­wał głową. Za­bój­ca przy­jął zle­ce­nie.

Za­dę­to w róg bi­tew­ny. Dwie armie na­cie­ra­ły na sie­bie. Dusza przy­po­mnia­ła sobie cię­żar bu­ła­wy. Usły­sza­ła chrzęst że­la­za i trzask kości. Na­stęp­nie mu­zy­kę. Ko­bie­ta o po­pie­la­tych wło­sach tań­czy­ła we­so­ło. Nie­spo­dzie­wa­nie padła bez życia. Znik­nę­ła. Po­ja­wił się ogrom­ny żal, potem gniew. Uśmie­chy przy­ja­ciół dzia­ła­ły ko­ją­co, jed­nak wkrót­ce za­stą­pi­ły je gniew­ne gry­ma­sy, potem roz­dzia­wio­ne usta oraz oczy wy­trzesz­czo­ne w prze­ra­że­niu. W końcu naj­bliż­si dru­ho­wie także ode­szli w nie­byt.

Dusza przy­po­mnia­ła sobie swoje imię – Timos. Timos z rodu Wir­tan.

Po­wró­cił do miej­sca, w któ­rym się zma­te­ria­li­zo­wał, lecz teraz wszyst­ko było dla niego zro­zu­mia­łe. Uj­rzał bladą ko­bie­tę skry­wa­ją­cą twarz pod szkar­łat­nym kap­tu­rem. W rę­kach trzy­ma­ła bu­ła­wę – jego dawny oręż. Od­stą­pi­ła na bok. Wir­tan się ro­zej­rzał.

Ko­lum­ny pod­trzy­my­wa­ły skle­pie­nie wiel­kiej sali. Mię­dzy ich trzo­na­mi, na ścia­nach wi­sia­ły ar­ra­sy, przed­sta­wia­ją­ce sceny bi­tew­ne oraz uczty. Za wi­tra­ża­mi pa­no­wa­ła bez­gwiezd­na noc, je­dy­nie na ho­ry­zon­cie można było do­strzec jasną łunę. W końcu sali znaj­do­wał się tron. Sie­dział na nim młody męż­czy­zna ze złotą ob­rę­czą na skro­niach. Wy­ba­łu­szo­ny­mi oczy­ma wpa­try­wał się w śro­dek sali.

– Wuju… – wy­mam­ro­tał.

Wir­tan popa­trzył w dół, na ciało za­ku­te w stal. Miał na sobie zbro­ję, w któ­rej zgi­nął. Po­pla­mio­ną krwią, po­ry­so­wa­ną i po­wgnia­ta­ną.

– Lor­dzie Wir­tan! – król zdo­był się na od­wa­gę i prze­mó­wił gło­śniej.

Duch uniósł wzrok na sio­strzeń­ca. Ścią­gnął brwi. Mil­czał.

– Jeśli pra­gniesz ze­msty – pod­jął mło­dzie­niec – le­piej od razu sobie od­puść. I tak nie mo­żesz zro­bić mi krzyw­dy. Je­steś pod naszą kon­tro­lą. – Rzu­cił spoj­rze­nie w stro­nę cza­row­ni­cy. Ta ski­nę­ła głową, uśmiech­nę­ła się lekko.

– Dla­cze­go za­bu­rza­cie mój spo­kój? – za­py­tał Wir­tan.

Jego głę­bo­ki głos nie tylko do­cie­rał do uszu, lecz także prze­ni­kał bez­po­śred­nio do umy­słów. Król wzdry­gnął się z prze­stra­chu.

Szyb­ko opa­no­wał emo­cje i od­po­wie­dział na py­ta­nie ducha:

– Po­trze­bu­ję two­jej po­mo­cy, lor­dzie mar­szał­ku. Ja, Myron III Ley­to­nis, na­ka­za­łem przy­wo­łać cię, byś jesz­cze raz ura­to­wał nasze kró­le­stwo.

– To już nie jest moje kró­le­stwo – rzekł duch bez chwi­li za­sta­no­wie­nia.

– Może i masz rację czci­god­ny lor­dzie… Zgi­ną­łeś, uda­łeś się na wiecz­ny spo­czy­nek. Spra­wy ży­ją­cych nie po­win­ny cię już do­ty­czyć. A jed­nak sto­isz teraz tutaj, cał­ko­wi­cie zdany na mą łaskę. Ro­zu­miesz, że moja wola wy­kra­cza poza ten świat? – Króla My­ro­na ogar­nął przy­pływ pasji. Mówił gło­śniej, żywo ge­sty­ku­lo­wał: – Wy­da­ję wy­ro­ki śmier­ci, by potem wskrze­szać! Nie masz wy­bo­ru. Bę­dziesz mi po­słusz­ny! Zrób to! – wydał roz­kaz cza­row­ni­cy.

Blada ko­bie­ta przy­tu­li­ła bu­ła­wę do pier­si, aby jej nie upu­ścić. Unio­sła prawą dłoń. Splo­tła dłu­gie palce wska­zu­ją­cy oraz środ­ko­wy, po czym wy­krzyk­nę­ła za­klę­cie w sta­rej mowie:

– Mera unti wainôn zai duruh!

Nad wy­cią­gnię­tą ku górze dło­nią zma­te­ria­li­zo­wa­ły się kol­cza­ste pną­cza. Przez chwi­lę wiły się ni­czym węże, by wresz­cie do­paść ducha, opleść go od stóp do czub­ka głowy. Czar­ne cier­nie prze­bi­ja­ły zbro­ję i ciało. Wir­tan, ku swemu za­sko­cze­niu, po­czuł ból – ukłu­cia dzie­sią­tek kol­ców ostrych jak szty­le­ty. Zawył.

Zamek drżał od za­wo­dzeń ducha. Król Myron sku­lił się na swym tro­nie. Za­sło­nił uszy, ale wów­czas jesz­cze wy­raź­niej sły­szał wycie wuja.

Pną­cza za­ci­ska­ły się coraz moc­niej, roz­ry­wa­jąc przy­wo­ła­ne do życia ciało. Wir­tan prócz bólu fi­zycz­ne­go do­zna­wał kom­plet­nej bez­sil­no­ści tak samo jak wtedy, gdy na polu bitwy dwóch naj­bliż­szych to­wa­rzy­szy zwró­ci­ło się prze­ciw niemu. Mieli po­zbyć się lorda mar­szał­ka z roz­ka­zu króla. I udało im się… do pew­ne­go stop­nia. Nie zdo­ła­li na­cie­szyć się za­szczy­ta­mi obie­ca­ny­mi za zdra­dę. Timos za­brał ich ze sobą. Ską­pa­ny we krwi przy­ja­ciół, czu­jąc, że i z niego ucie­ka życie, za­czął za­wo­dzić i prze­kli­nać wszyst­kich bogów.

Krzy­czał, by zła­go­dzić ból, lęk i żal. Krzy­czał, bo po­że­ra­ny przez ni­cość nie mógł zro­bić już nic in­ne­go.

Cza­row­ni­ca opu­ści­ła rękę. W oka­mgnie­niu pną­cza roz­luź­ni­ły się, a na­stęp­nie znik­nę­ły. Po za­da­nych ra­nach nie po­zo­stał ślad. Cier­pie­nie ustą­pi­ło tak nagle, że za­miast ulgi Wir­tan do­znał szoku. Padł na ko­la­na.

– Wuju wy­bacz… – wy­du­sił król. – Muszę mieć pew­ność, że zro­bisz to, czego za­żą­dam.

– Po­peł­niasz błąd, My­ro­nie – wy­szep­tał Timos.

– Oni już tu są! – Mło­dzie­niec ze­rwał się z miej­sca, wy­cią­gnął rękę w stro­nę wi­tra­ży. – Sły­szysz ich bębny? Szy­ku­ją się do sztur­mu. Stań na mu­rach lor­dzie Wi­tran. Pokaż się i za­grzej lud do walki. Prze­raź na­szych wro­gów!

W kom­na­cie na­sta­ła cisza. Duch nie od­po­wia­dał. Na­słu­chi­wał. W isto­cie, z od­da­li do­bie­gał mar­szo­wy rytm wy­bi­ja­ny na ta­ra­ba­nach.

– Po­peł­niasz błąd – po­wtó­rzył gło­śniej.

– Błąd? Gdzie do­strze­gasz błąd, mój drogi wuju? – Młody król wy­krzy­wił twarz w gniew­nym gry­ma­sie. Pot ście­kał mu po czole, po za­czer­wie­nio­nych po­licz­kach. 

Mło­dzie­niec zbli­żył się do ducha i cza­row­ni­cy. 

– Nie ma nic cen­niej­sze­go niż kró­le­stwo. Za­wsze to po­wta­rza­łeś. – Spoj­rzał Wir­ta­no­wi pro­sto w oczy. – Słu­ży­łeś mi radą wuju, a ja znie­na­wi­dzi­łem cię, lecz teraz wiem, że to przez moją wła­sną sła­bość. Nie po­tra­fi­łem prze­łknąć praw­dy. Gorz­kiej praw­dy… – Opu­ścił głowę, wes­tchnął cięż­ko. – Teraz ro­zu­miem. Każda pod­łość, któ­rej się do­pu­ści­łeś, była ko­niecz­na. Mój brat… nie mo­głeś po­zwo­lić, by ktoś taki za­siadł na tro­nie. Nie­zdol­ny do prze­dłu­że­nia linii… Ka­le­ka.

– Milcz! – za­grzmiał lord mar­sza­łek, aż za­trzę­sła się twier­dza. Wi­tra­że po­prze­ci­na­ła pa­ję­czy­na pęk­nięć. Król i cza­row­ni­ca stra­ci­li rów­no­wa­gę, po­upa­da­li. Bu­ła­wa wy­pa­dła z ra­mion ko­bie­ty, z hu­kiem ude­rzy­ła o po­sadz­kę.

Timos po­pa­trzył na broń. Zro­zu­miał, że to ten przed­miot wiąże go ze świa­tem ży­wych. Jest po­trzeb­ny cza­row­ni­cy do od­pra­wie­nia ry­tu­ału przy­zwa­nia. Do­strzegł, że oręż zo­stał skro­pio­ny krwią.

Czyją? – za­sta­no­wił się Wir­tan.

Ko­bie­ta w szkar­ła­cie chwy­ci­ła bu­ła­wę, ze­rwa­ła się na równe nogi. Gniew­nie wy­krzyk­nę­ła słowa:

– Bên ginug!

Pstryk­nę­ła. Usta Wir­ta­na za­ro­sły skórą. Lord po­ru­szył szczę­ką, usi­łu­jąc coś po­wie­dzieć. Po­jąw­szy, że coś jest nie tak, po­tarł twarz. W prze­ra­że­niu wy­ba­łu­szył oczy.

– Prze­kra­czasz gra­ni­ce wiedź­mo – wark­nął Myron. – Po­zwól mu mówić! Tylko niech wię­cej nie pod­no­si na mnie głosu – dodał.

Cza­row­ni­ca ski­nę­ła głową. Po dru­gim pstryk­nię­ciu Timos Wir­tan od­zy­skał usta. Po­wie­dział:

– Dia­bel­skie sztucz­ki… Grze­szysz, My­ro­nie.

Na twa­rzy mło­dzień­ca po­ja­wił się lekki uśmiech.

– Naj­waż­niej­sze, że kró­le­stwo prze­trwa.

Lord mar­sza­łek po­krę­cił głową.

– Co się z tobą stało, chłop­cze?

– Nie je­stem chłop­cem! – wy­krzyk­nął Myron.

Od razu się zmie­szał, spu­ścił wzrok. Za­ci­snął pię­ści, po­sta­wił dwa kroki. Za­trzy­mał się tuż przed Wir­ta­nem. Skrzy­żo­wa­li spoj­rze­nia.

– Chcesz mnie upo­ko­rzyć. – Do oczu mło­dzień­ca na­bie­gły łzy. – Jak za­wsze! Nawet gdy przy­znam ci rację, ty ob­ró­cisz wszyst­ko tak, żeby zro­bić ze mnie nie­udacz­ni­ka. Dla­te­go ka­za­łem cię zabić! Byłem tchó­rzem. Bałem się, że jeśli nie ja cie­bie, to ty mnie… Skoń­czył­bym tak samo, jak Leyto, nie­praw­daż?… – głos mu się za­ła­mał.

– Nie. Nie pla­no­wa­łem two­jej śmier­ci, My­ro­nie… – Timos prze­rwał na mo­ment, prze­łknął ślinę. – A za­bój­stwo two­je­go brata uzna­ję za swój naj­cięż­szy grzech. Prze­pra­szam.

Myron roz­chy­lił usta. Chciał coś po­wie­dzieć, lecz słowa sta­nę­ły mu w gar­dle. W jego umy­śle roz­brzmie­wa­ło echo głosu Wir­ta­na. Głosu prze­peł­nio­ne­go naj­praw­dziw­szą skru­chą. Król wziął głę­bo­ki wdech, za­ci­snął zęby.

– To jakiś for­tel, tak? – ode­zwał się w końcu. – Wię­cej mnie nie zmy­lisz star­cze. – Dał znak cza­row­ni­cy, po czym od­wró­cił się i od­szedł w stro­nę tronu.

Cier­nie, wrzask, wspo­mnie­nie bitwy. Przy­ja­cie­le, uko­cha­na… Każde ukłu­cie przy­po­mi­na­ło Ti­mo­so­wi o tym, że jest już za późno. Nie na­pra­wi zła, które wy­rzą­dził w ciągu życia. Zmar­no­wał swój czas.

Gdy pną­cza pu­ści­ły lorda, runął na po­sadz­kę. Z tru­dem pod­niósł się na ko­la­na, dy­sząc cięż­ko. Ko­bie­ta w szkar­ła­cie rzu­ci­ła za­klę­cie, trzy­ma­jąc dłoń nad jego głową:

– Folgân Gio­zar tenar!

Duch gwał­tow­nie roz­po­starł ra­mio­na. Cza­row­ni­ca mach­nę­ła ręką ku górze. Wir­tan ode­rwał się od pod­ło­ża. Za­wisł w po­wie­trzu.

– Jest coraz słab­szy – rze­kła ko­bie­ta. – Jeśli się nie po­spie­szy­my, po­trzeb­na bę­dzie na­stęp­na ofia­ra.

Myron III Ley­to­nis przy­mknął oczy, wziął głę­bo­ki od­dech. Prze­mó­wił:

– Lor­dzie Ti­mo­sie, prze­stań się opie­rać, czy ro­bisz to z ze­msty, czy z ja­kie­go­kol­wiek in­ne­go po­wo­du. Tu nie cho­dzi o mnie albo mo­je­go brata. Pań­stwo jest w po­trze­bie! Muszę mieć pew­ność, że gdy wy­nie­sie­my bu­ła­wę na mury, prze­mó­wisz do woj­ska. Zmo­ty­wu­jesz na­szych ludzi do walki. Bę­dziesz też obec­ny pod­czas bitwy. Je­stem pe­wien, że wro­dzy żoł­nie­rze, uj­rzaw­szy cię, rzucą broń i się roz­pierzch­ną. Pa­mię­ta­ją twoje dawne wy­czy­ny. Je­steś praw­dzi­wą le­gen­dą.

– Do­brze, zro­bię, czego za­pra­gniesz – wy­mam­ro­tał Wir­tan.

Król sta­nął na równe nogi.

– Na­resz­cie! – wy­krzyk­nął oży­wio­ny.

– Ale mam dwa wa­run­ki – Timos dodał po chwi­li.

Myron mo­men­tal­nie utra­cił en­tu­zjazm.

– Słu­cham. – Za­sę­pił się, spoj­rzał na le­wi­tu­ją­ce­go ducha spod ścią­gnię­tych brwi. Wy­czu­wał pod­stęp.

– Po pierw­sze jesz­cze raz wy­słu­chasz moich prze­pro­sin – Wir­tan ważył słowa. – Wy­ba­czysz mi lub nie, wiedz tylko, że nie pró­bu­ję cię oszu­kać. My­ro­nie, po­są­dza­łem cię o głu­po­tę i tchó­rzo­stwo tak jak i wielu in­nych. Tak na­praw­dę sam byłem głu­pim tchó­rzem. Zo­ba­czy­łem to wy­raź­nie, ko­na­jąc w bło­cie. Żyłem w lęku. Bałem się, że ktoś pew­ne­go dnia za­gro­zi pań­stwu, pod­wa­ży naszą su­we­ren­ność. Nie mia­łem na celu dobra ludu. Nie pra­gną­łem pre­sti­żu dla swego rodu ani oso­bi­stej sa­tys­fak­cji. Nim zgi­ną­łem, wy­da­wa­ło mi się, że noszę brze­mię. Z po­czu­cia po­win­no­ści ob­my­śla­łem plany kon­flik­tów, czę­sto sam je wy­wo­ły­wa­łem, ma­ni­pu­lu­jąc, kim po­pa­dło. Za­stra­sza­łem, zle­ca­łem mor­der­stwa. Mia­łem do tego dryg, jed­nak… nie czu­łem ani krzty­ny ra­do­ści. Teraz ro­zu­miem, że nie­na­wi­dzi­łem życia i sa­me­go sie­bie. Każda zbrod­nia spra­wia­ła mi ból, lecz za­miast od­pu­ścić, po­peł­nia­łem na­stęp­ną. Wie­rzy­łem, że jeśli się nie ugnę, to w końcu znik­ną ja­kie­kol­wiek opory i do­pie­ro wów­czas będę co­kol­wiek wart. Jed­nak wy­rzu­ty su­mie­nia, choć stłu­mio­ne, nigdy mnie nie opu­ści­ły. Nigdy… – urwał.

Za­czął szlo­chać.

Król stał w bez­ru­chu i nie po­tra­fił wydać z sie­bie choć­by wes­tchnie­nia. Widok Wir­ta­na za­le­wa­ją­ce­go się łzami go oszo­ło­mił. 

Po chwi­li, po­mi­mo łez oraz ła­mią­ce­go się głosu, lord mar­sza­łek kon­ty­nu­ował: 

– Nie po­zwo­li­łem kró­le­stwu osłab­nąć, jed­nak jakim kosz­tem? Po­świę­ci­łem sie­bie i tyle nie­win­nych dusz, nie po to, by co­kol­wiek oca­lić… lecz aby pod­trzy­mać po­tę­gę. Głup­stwo! Bła­gam cię My­ro­nie… Po­wiedz, że mi wie­rzysz… Po­wiedz co­kol­wiek…

– Wie­rzę w każde twoje słowo… – rzekł mło­dzie­niec bez­na­mięt­nym gło­sem. – A drugi wa­ru­nek?

– Po­wiesz mi, kto był ofia­rą.

– Moja żona. – Coś bły­snę­ło w oczach mło­dzień­ca. Duma.

Wir­tan po­czuł ucisk w klat­ce pier­sio­wej.

– To moja wina! – Znów za­niósł się pła­czem. – Zła­ma­łem cię… Chłop­cze… Zła­ma­łem…

– Źle po­stą­pi­łem? – Myron uniósł brwi. – Jaki inny los ją cze­kał? Uro­dzi­ła mi dwie córki i była za słaba na ko­lej­ną ciążę. A ja po­trze­bu­ję dzie­dzi­ca. I tak mu­siał­bym ją od­su­nąć, przy­nieść jej hańbę. Przy­naj­mniej na coś się przy­da­ła. – W sło­wach sio­strzeń­ca po­brzmie­wa­ła po­nu­ra sa­tys­fak­cja, tak do­brze znana Ti­mo­so­wi.

Za fa­sa­dą po­zor­nej siły skry­wa­ła się go­rycz.

Cza­row­ni­ca od­chrząk­nę­ła zna­czą­co. Czas ucie­kał.

– Od­po­wiedz mi krót­ko, lor­dzie mar­szał­ku – za­żą­dał król. – Zro­bisz co w two­jej mocy, by wspo­móc nasze woj­sko?

Duch po­ki­wał głową. Od­pu­ścił. Na­szła go myśl, która przy­niosła ulgę i jed­no­cze­śnie wy­wo­łała lęk, wy­krę­ca­ją­cy trze­wia. To się zaraz skoń­czy. Każda chwi­la odej­dzie w nie­pa­mięć, nie po­zo­sta­wia­jąc po sobie śladu.

– Do­brze więc. – Myron ski­nął na wiedź­mę. Ode­tchnę­ła z ulgą, mogąc opu­ścić rękę. Wir­tan opadł. Roz­legł się chrzęst zbroi.

– Widar sann ir­hug­gen. – Ko­lej­na in­kan­ta­cja w sta­rej mowie.

Duch le­żą­cy na po­sadz­ce roz­bły­snął ja­sno­nie­bie­skim świa­tłem. Od świa­tła od­dzie­lił się pro­mień i wy­strze­lił w stro­nę bu­ła­wy, spo­czy­wa­ją­cej na wy­cią­gnię­tych dło­niach cza­row­ni­cy. Broń po­ja­śnia­ła na mo­ment, po czym wchło­nę­ła cząst­kę duszy. Ko­lej­ne pro­mie­nie po­dą­ży­ły za pierw­szym. Lord Wir­tan sta­wał się coraz bar­dziej prze­zro­czy­sty, aż wresz­cie znik­nął.

 

***

 

– Po­wi­nie­nem się przy­go­to­wać. – Król ru­szył w stro­nę wyj­ścia z sali.

– Za­cze­kaj, panie. – Ko­bie­ta w szkar­ła­cie za­trzy­ma­ła go.

– O co cho­dzi?

Wiedź­ma moc­niej ści­snę­ła bu­ła­wę w ra­mio­nach.

– Sam wi­dzia­łeś… Opadł z sił. Do­trwa do bitwy, ale czy zdoła prze­mó­wić? We­dług mnie na­le­ży od­no­wić ry­tu­ał. 

Myron po­bladł. Roz­chy­lił usta, wy­mam­ro­tał coś pod nosem. Gwał­tow­nie po­trzą­snął głową, pra­wie zrzu­ca­jąc z niej złotą ob­ręcz.

– Poślę po jedną z moich córek – oznaj­mił.

Sta­nąw­szy przed wro­ta­mi, wydał roz­kaz otwar­cia. Uj­rzał skon­ster­no­wa­ne twa­rze ry­ce­rzy i lor­dów, tej garst­ki, która po­zo­sta­ła mu wier­na. Sły­sze­li roz­mo­wy oraz krzy­ki, czuli trzę­sie­nia zamku. Od star­ców do mło­dych i krzep­kich wo­jow­ni­ków, lico każ­de­go z nich przy­ję­ło barwę po­pio­łu.

Myron zwró­cił się do do­wód­cy swej gwar­dii:

– Przy­pro­wadź…

– Uwa­żaj! – wrza­snę­ła cza­row­ni­ca.

Myron w ostat­nim mo­men­cie spo­strzegł jasny obiekt. Od­sko­czył. Szty­let się­gnął twa­rzy, z oka try­snę­ła krew. Ból pa­ra­li­żo­wał, za­mie­nił ciało króla w watę. Gdy Myron upa­dał, złota ob­ręcz zsu­nę­ła mu się z głowy. Nie wi­dział, kto go zra­nił. Jedno oko dra­śnię­te, dru­gie załza­wi­one.

Usły­szał mie­cze wy­su­wa­ne z po­chew. Za­szczę­ka­ło że­la­zo, roz­le­gły się okrzy­ki i prze­kleń­stwa. Ktoś za­wo­łał:

– Na po­hy­bel bez­boż­ne­mu ty­ra­no­wi! – Myron nie zdo­łał roz­po­znać głosu prze­sy­co­ne­go nie­na­wi­ścią.

My­ślał, że pod­da­ni ro­zu­mie­ją jego po­świę­ce­nie. Jed­nak naj­wi­docz­niej część z nich wo­la­ła upa­dek pań­stwa, niż wy­rze­cze­nie się war­to­ści. Nie­pew­ność za­wład­nę­ła ran­nym kró­lem, za­czął wąt­pić w słusz­ność swo­ich dzia­łań.

Wiedź­ma zdzie­ra­ła gar­dło, cza­ru­jąc:

– Blout nemen. Abên ezan! Sêla ezan opfa­ri bluot!

Ktoś pod­biegł, po­mógł My­ro­no­wi wstać i od­pro­wa­dził go kilka kro­ków. Nagle opu­ścił. Zde­rzy­ły się dwie klin­gi.

– Prze­stań­cie! Roz­ka­zu­je wam, złóż­cie broń! – krzy­czał król. 

Nie po­słu­cha­li. Za­łza­wio­nym okiem wi­dział tylko dwie plamy, wal­czą­ce ze sobą, mo­men­ta­mi zle­wa­ją­ce się w jedną. Wtem usły­szał, jak ostrze roz­ci­na mięk­ką tkan­kę ludz­kie­go ciała. Roz­legł się przed­śmiert­ny jęk, po czym jedna z plam osu­nę­ła się na po­sadz­kę. Myron nie po­tra­fił stwier­dzić, czy to była ta sto­ją­ca po jego stro­nie.

Zwy­cięz­ca po­je­dyn­ku się zbli­żył. Młody król, prze­czu­wa­jąc swój ko­niec, w akcie de­spe­ra­cji za­sło­nił głowę rę­ka­mi. W umy­śle mi­ga­ły wspo­mnie­nia: kasz­ta­no­we włosy, uśmiech, biała szyja ocie­ka­ją­ca krwią.

Ry­cerz chwy­cił go za ramię, uniósł i wy­pro­wa­dził z sali. Wiedź­ma za­wo­dzi­ła ochry­ple. Myron się obej­rzał. Za­mru­gał oca­la­łym okiem. Obraz był roz­my­ty, ale już na tyle wy­raź­ny, aby mło­dzie­niec roz­po­znał zmęt­nia­łe syl­wet­ki. Dwóch zbroj­nych ze szty­le­ta­mi w rę­kach stało nad bla­dym cia­łem ko­bie­ty. Zdar­li z niej szkar­łat­ną szatę. Jed­nak ona nie prze­sta­wa­ła rzu­cać za­klęć:

– Sêla ezan bluot!… Utten fle­isc, inen timna.

Jeden ze zbroj­nych chwy­cił ją za roz­pusz­czo­ne włosy, gwał­tow­nie po­cią­gnął. Za­pisz­cza­ła ni­czym mal­tre­to­wa­ne szcze­nię. Żoł­nierz po­de­rżnął jej gar­dło. Za­mil­kła.

Po skoń­cze­niu z cza­row­ni­cą zdraj­cy spo­strze­gli wy­my­ka­ją­ce­go się króla. Zło­rze­cząc, po­pę­dzi­li w stro­nę wrót. Nagle za ich ple­ca­mi za­ja­śniał błę­kit. Ryk po­tę­pio­nej duszy wstrzą­snął zam­kiem. Zbroj­ni, Myron i jego wy­baw­ca – wszy­scy po­upa­da­li. Ze skle­pie­nia po­sy­pał się pył, potem spa­dły pierw­sze odłam­ki.

Gniew­ne wycie stłu­kło wi­tra­że, oba­li­ło ko­lum­ny, skru­szy­ło ścia­ny. Na zdraj­ców zwa­li­ła się kupa gruzu.

Za­pa­dła cisza. Duch uno­sił się ponad zwa­li­skiem, ośle­pia­jąc błę­kit­nym bla­skiem.

Król ocu­cił do­wód­cę gwar­dii, zszo­ko­wa­ne­go wi­do­kiem zjawy.

– Bie­gnij. Ratuj je. Wy­pro­wadź przez lochy.

– Co z tobą, panie? – za­py­tał ry­cerz.

– Będę cię tylko spo­wal­niał. To ko­niec. Speł­nij mój ostat­ni roz­kaz.

Do­wód­ca za­mru­gał, jakby z po­cząt­ku nie ro­zu­mie­jąc. Wresz­cie po­de­rwał się, ukło­nił i po­biegł ko­ry­ta­rzem, pro­wa­dzą­cym w głąb zamku.

Zo­sta­li sami. Myron, dy­go­cząc, pod­czoł­gał się bli­żej zwa­li­ska. Z rany wciąż cie­kła krew. Słabł z każ­dym ude­rze­niem serca. Za­darł głowę, spoj­rzał na ja­sno­nie­bie­ski pło­mień.

– Wy­ba­czam… – wy­szep­tał.

Nie do­cze­kał się od­po­wie­dzi, lecz nie po­trze­bo­wał jej. Czuł ni­czym nie­zmą­co­ny spo­kój. Wresz­cie głowa mło­dzień­ca opa­dła bez­wład­nie. Pło­mień zgasł.

 

***

Tej nocy za­stę­py dusz do­łą­czy­ły do wiecz­ne­go po­wie­wu, prze­mie­rza­ją­ce­go czas i prze­strzeń. Sta­pia­jąc się z nim utra­ci­ły pra­gnie­nia, tro­ski, myśli o prze­szłym i przy­szłym życiu.

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Po­do­bał mi się opis wskrze­sze­nia z per­spek­ty­wy ducha. Nie­zbyt wcią­gnął mnie za to dia­log z kró­lem, bo po­le­gał tylko na wy­ja­śnia­niu mo­ty­wów.

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz.

Po­do­bał mi się opis wskrze­sze­nia z per­spek­ty­wy ducha.

Ten opis do­pi­sa­łem pod wpły­wem su­ge­stii be­tu­ją­cych. Fak­tycz­nie wy­szło to cał­kiem cie­ka­wie.

 

Nie­zbyt wcią­gnął mnie za to dia­log z kró­lem, bo po­le­gał tylko na wy­ja­śnia­niu mo­ty­wów.

Po czę­ści zga­dzam się z za­rzu­ta­mi od­no­śnie dia­lo­gu. Opo­wia­da­nie, przez dużą ilość od­wo­łań do prze­szło­ści po­sta­ci, spra­wia wra­że­nie, jakby nie było do końca sa­mo­dziel­nym two­rem, a sceną koń­co­wą dłuż­szej hi­sto­rii… Po­sta­ram się nie prze­sa­dzać z tym wy­ja­śnie­niem mo­ty­wów w moim dal­szym pi­sa­niu.

Po­zdra­wiam.

Lu­cer­nam olet – czuć smród wszem i wobec...

Opo­wia­da­nie, nie­ste­ty, nie zdo­ła­ło mnie za­cie­ka­wić. Zbyt wiele tu, jak na mój gust, wspo­mi­na­nia prze­szłych czy­nów i de­li­be­ra­cji nad tym co było, a czego od­wró­cić się nie da. Nie do końca też poj­mu­ję finał – czy król nie po­dej­rze­wał, że ma nie­przy­ja­ciół, że mógł za­wią­zać się spi­sek prze­ciw niemu?

 

wów­czas jesz­cze wy­raź­niej sły­szał ka­tu­sze wuja. ―> Można sły­szeć krzy­ki kogoś pod­da­wa­ne­go  ka­tu­szom, ale ka­tu­szy nie można sły­szeć.

 

– Czyją? – za­sta­no­wił się Wir­tan. ―> Czy to nie po­win­no być za­pi­sa­ne jak myśl? Np.: Czyją? – za­sta­no­wił się Wir­tan.

 

Pstryk­nę­ła pal­ca­mi. ―> Czy ist­nia­ła moż­li­wość, aby pstryk­nę­ła nie uży­wa­jąc pal­ców?

 

Skoń­czył­bym tak samo, jak Leyto, nie­praw­daż?… – Głos mu się za­ła­mał. ―> Skoń­czył­bym tak samo, jak Leyto, nie­praw­daż?… – głos mu się za­ła­mał.

 

ale już na tyle wy­raź­ny, aby mło­dzie­niec roz­po­znał nie­wy­raź­ne syl­wet­ki. ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Żoł­nierz po­de­rn­żął jej gar­dło. ―> Li­te­rów­ka.

 

Za­darł głowę do góry, spoj­rzał na ja­sno­nie­bie­ski pło­mień. ―> Masło ma­śla­ne – czy można coś za­drzeć do dołu?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Fakt, wspo­mnień sporo, po­dob­nie jak roz­trzą­sa­nia prze­szło­ści, ale też po to wy­wo­łu­je się duchy ;) Chyba ;)

Masz w tym opku ha­czyk, na który mnie zła­pa­łeś. Mo­ty­wy Ti­mo­sa wła­śnie. On nawet nie my­ślał o sobie, my­ślał o kraju, chciał go uczy­nić wiel­kim. Uży­wa­jąc współ­cze­sne­go ję­zy­ka, maż­na­by go na­zwać pa­trio­tą. Ale to taki szcze­gól­ny pa­trio­tyzm, tchó­rzem pod­szy­ty. Nie był dumny ze swo­je­go kraju, bo gdyby był, nie czuł­by stra­chu. A u kresu drogi i tak oka­zu­je się, że waż­niej­sze, by być przy­zwo­itym czło­wie­kiem, a nie do­brym pa­trio­tą. I i tak wszy­scy do­łą­cza­ją do po­wie­wu, i swoi, i wro­go­wie.

Klik za ha­czyk :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hej, Kró­lu­Rap­to­rze!

 

Kilka razy się za tekst za­bie­ra­łem. Tro­chę to wina mo­je­go oto­cze­nia ;), ale spory udział miało też otwar­cie tek­stu – nie je­stem zwo­len­ni­kiem ma­lo­wa­nia wielu za­mglo­nych ob­ra­zów zanim jesz­cze co­kol­wiek się wy­da­rzy w tek­ście. Gu­bi­łem się. Ale jak już prze­brną­łem, to po­le­cia­ło.

Na plus prze­my­śle­nia Ti­mo­sa, jest re­flek­sja nad sobą. Kto, jak nie duch, ma mieć lep­sze spoj­rze­nie na sens życia i swoje czyny?

Dia­log da­ło­by się po­pro­wa­dzić jesz­cze tro­chę le­piej, tutaj było sporo pa­to­su (ma to też swoje uza­sad­nie­nie – roz­ma­wia­ją w końcu dwaj wład­cy), tro­chę bra­kło mi mo­men­ta­mi na­pię­cia, albo lep­szej mo­ty­wa­cji – tutaj ducha mo­ty­wo­wa­ła wizja tor­tur, może gdyby mo­ty­wo­wa­ły go emo­cje np. tro­ska o bli­skich, czy co­kol­wiek in­ne­go. Ale to tylko moja wizja ;)

 

Po­zdra­wiam!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie za ko­men­ta­rze.

Irko in­ter­pre­ta­cja bar­dzo dobra, cho­ciaż może mi nie za­le­ża­ło tak bar­dzo na uka­za­niu “tchórz­li­we­go pa­trio­ty­zmu”, co po pro­stu na za­leż­no­ści: tyran to naj­czę­ściej zwy­kły prze­gryw. Dzię­ki za klika.

Kro­kus, mo­ty­wa­cją dla Ti­mo­sa mogło być to, że usły­szał o po­ten­cjal­nej ko­lej­nej ofie­rze. Poza tym tor­tu­ry dzia­ła­ły tak, że prócz bólu fi­zycz­ne­go przy­wo­ły­wa­ły ne­ga­tyw­ne emo­cje i wspo­mnie­nia, więc moim zda­niem mo­ty­wa­cja była dobra.

Po­zdra­wiam.

Lu­cer­nam olet – czuć smród wszem i wobec...

Hej,

 

jak dla mnie za dużo chcia­łeś upchnąć w tej hi­sto­rii, przy­da­ło­by się z 20k zna­ków jesz­cze.

Bar­dzo mało wiemy o kró­le­stwie i jego miesz­kań­cach, in­try­ga zdraj­ców spro­wa­dza się wła­ści­wie wy­łącz­nie do roz­wa­le­nia drzwi i rzu­ce­nia się z bro­nią na króla, nic też nie wia­do­mo o tym, skąd wzię­ła się cza­row­ni­ca i przede wszyst­kim jak może dys­po­no­wać tak ogrom­ną mocą.

Fajne idee po­ru­szy­łeś, jak wyżej wspo­mnia­ła Irka i Kro­kus, okru­cień­stwo opa­ko­wa­ne w tchó­rzo­stwo, tro­ska o pań­stwo przy­sła­nia tro­skę o lud, że tak na­praw­dę nie wia­do­mo już do końca co jest czym (bo czym­że jest kró­le­stwo bez na­ro­du). Dla mnie przy­da­ło­by się je, te idee, tylko i aż, nieco bar­dziej opa­ko­wać w zda­nia ;)

 

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

Zgo­dzę się z przed­pi­ś­ca­mi, że tro­chę tu dużo roz­trzą­sa­nia mo­ty­wów z prze­szło­ści. Wia­do­mo, że czasu mają, co kot na­pła­kał. Tu duch słab­nie, tam woj­sko pod­cho­dzi pod mury. A oni sobie uci­na­ją po­ga­węd­ki…

Mam też wra­że­nie, że mo­men­ta­mi znę­ca­ją się nad du­chem bez po­trze­by (a on słab­nie, zaraz bę­dzie ko­niecz­na na­stęp­na ofia­ra).

Ale ogól­nie tekst daje radę. Mnie też po­do­ba­ło się po­ka­za­nie ty­ra­nów w tchórz­li­wym świe­tle.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Te po­cząt­ki o du­szach, opa­rach i po­wie­wach są nudne i nie­ja­kie.

Na­to­miast sama opo­wieść mi się po­do­ba­ła.

Śro­dek to samo krwi­ste mię­cho, faj­nie roz­pi­sa­ne zda­rze­nia i pla­stycz­ni bo­ha­te­ro­wie.

Za­klę­cia też ład­nie na­mo­ta­ne. 

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Nowa Fantastyka