"CZŁOWIEK W BRYLE LODOWEJ" – brzmiał jeden z zewnętrznych nagłówków Świeżych Wieści czytanych przez mężczyznę siedzącego na niebieskiej ławce w parku. Ponad gazetę wystawał jedynie jego czarny kapelusz z czerwoną naszywką w kształcie trupiej czachy.
– Być może zastanawiałeś się, co by było, gdybyś posiadł magiczne moce. Zapewne myślałeś o możliwościach, które by się przed tobą pojawiły. A czy rozważałeś, jaką cenę byłbyś skłonny za nie zapłacić? – spytał nie odrywając się od lektury.
* * *
Na kozetce, w gabinecie psychologa położył się młody chłopak. Wyglądał na zestresowanego, a z jego czoła ściekał pot. Powodem takiego stanu nie było jednak podenerwowanie, a zbyt ciepłe ubranie.
– Zdejmij proszę rękawiczki i szalik. Bluzę najlepiej też. Bo ci będzie za gorąco. – Młody mężczyzna w białej koszuli zamknął drzwi, a następnie usiadł wygodnie w fotelu.
– Wolałbym nie – odpowiedział pacjent.
– Powinieneś czuć się komfortowo. Inaczej więcej do mnie nie przyjdziesz. Nie jestem tu, by oceniać twój wygląd, tylko by ci pomóc – wyjaśnił poprawiając okulary.
Chłopak niechętnie zdjął ubranie, ukazując liczne blizny po oparzeniach. Lekarz nie przejął się tym widokiem. Sięgnął po notes i długopis, a następnie skierował wzrok na pacjenta sygnalizując gotowość do słuchania.
– Wszystko zaczęło się, gdy byłem dzieckiem. Mieszkaliśmy w starej wiejskiej chacie, takiej pokrytej strzechą. Pamiętam, że była wtedy susza. Przez to plony były kiepskie, a i wodę trzeba było nosić z daleka. Tego dnia ojciec wybrał się po nią, a my z bratem wyczekiwaliśmy jego powrotu z twarzami przyklejonymi do szyby. Ucieszyliśmy się, gdy na niebie zobaczyliśmy chmury i wybiegliśmy na dwór by pobawić się w deszczu. Ale nie rozpadało się. Zamiast tego były pioruny, cała masa piorunów. Mama wybiegła za nami i zabrała nas do domu. Wtedy jedna z błyskawic uderzyła w nasz dach i wybuchł pożar. Dlatego mama wytargała nas z powrotem na dwór i pobiegła po dziadka. Ledwo chodził, więc samemu by nie dał rady. A wtedy ja, głupi bachor, pobiegłem po zabawki. Już je miałem w rękach i chciałem wracać, gdy zorientowałem się, że ze wszystkich stron otacza mnie ogień. Byłem przerażony. Po chwili mama wpadła do pokoju. Chwyciła mnie z całej siły i wyniosła z pożaru, okrywając własnym ciałem. Płomienie i tak mnie dosięgły, stąd te blizny. Dlatego może pan sobie wyobrazić w jak ciężkim stanie była mama. Zmarła jeszcze zanim przyjechało pogotowie. Od tamtego czasu nie sypiam po nocach. Dzień w dzień śni mi się to samo. Ogień, pożar, zgliszcza. Często jeszcze widzę twarz mamy pośrodku płomieni i to jak umiera. Czasami umierają też wszyscy inni, a na końcu płomienie dosięgają także mnie. Przez mój strach nie mam w domu kuchenki gazowej i nie chodzę w odwiedziny do osób, które mają. Nigdy nie pojechałem na biwak, bo wiedziałem, że będzie tam ognisko. Przez fobię moja życie towarzyskie nie istnieje. Przed zakupem mieszkania, robiliśmy z tatą i bratem obchody po osiedlu by sprawdzić, czy są jacyś palacze. Bo ja bałem się, że któryś kiedyś przyśnie na ławce, a od niedopałków zapali się trawa, potem ławka i tak spłonie całe osiedle. Dzień w dzień każę sprawdzać instalację elektryczną w mieszkaniu, w obawie, że dojdzie do zwarcia i zapłonu. W każdym pomieszczeniu mamy przynajmniej dwie gaśnice, mimo że to nowoczesne osiedle wyposażone w zraszacze, czujniki dymu i temperatury. Z jednej strony tłumacze moje zachowanie ostrożnością, ale z drugiej ludzie mówią mi, że to paranoja, którą powinienem leczyć. Dlatego w końcu przyszedłem do pana. Proszę mi powiedzieć, co pan uważa na ten temat? – opowiedział chłopak, a terapeuta skinął głową.
– Wszystkie działania prowadzące do zwiększenia bezpieczeństwa i ograniczenia lęku są uzasadnione. Problem zaczyna się wtedy, gdy ich zastosowanie nie prowadzi do osiągnięcia komfortu psychicznego. Skutecznym sposobem wygrania z fobią przed danym zagrożeniem jest nauczenie się jak je pokonać. W twoim przypadku mógłbyś wziąć udział w jakichś kursach gaszenia ognia. Jeśli wiedziałbyś jak sobie poradzić w tej konkretnej sytuacji, to zmniejszyłaby się twoja obawa przed nią. Pożar zawsze ma swoja przyczynę, więc jeśli na twoim osiedlu jest od groma zabezpieczeń, to nic cie nie grozi. Przecież nie ma możliwości, żeby świat zaczął płonąć sam z siebie, prawda? – wyjaśnił psycholog, jednak przerażenie malujące się na twarzy chłopaka świadczyło, że słowa lekarza zamiast go przekonać, wywołały kolejny lęk. Chwile później całe pomieszczenie stanęło w płomieniach.
* * *
Mężczyzna w kapeluszu z czaszką siedział teraz na przystanku autobusowym, tym razem kartkując strony Jeszcze Świeższych Wieści.
– A słyszałeś kiedyś o chorobie zwanej Syndromem Mocy Lękowej? Nie? Jak nazwa wskazuje, polega na tym, że twój największy lęk staje się mocą. Dlatego jeśli obawiasz się, że zła i straszna postać z czytanego tekstu ożyje, to prawdopodobnie się spotkamy – zaśmiał się wychylając zza gazety, by pokazać swoją pokancerowaną twarz i pająki wybiegające z ust.
* * *
– Panie prezydencie! – krzyknęła młoda, blondwłosa kobieta ubrana w żakiet, krótką spódniczkę i szpilki. – Z całego kraju docierają do nas informacje o katastrofach i dziwnych incydentach. Jeśli wierzyć świadkom, ludzie zyskują nadprzyrodzone moce wynikające z ich strachu.
Siwiejący mężczyzna spojrzał na swoją atrakcyjną sekretarkę i zerwał się z fotela. Jego twarz przybrała poważny wyraz, przez co znamię na nosie stało się bardziej widoczne. Poluźnił kołnierzyk i podszedł do okna, by je otworzyć.
– Strasznie tu gorąco, nie sądzisz, Lisa? – spytał, by ukryć podenerwowanie, ale kobieta nie odpowiedziała. – Czytałem o tym w internecie, ale myślałem, że to tylko głupi żart. Jednak wygląda na to, że sytuacja jest poważna. Musimy się jak najszybciej dowiedzieć, co wywołuje to zjawisko i czym prędzej poznać lęki naszych ludzi. Nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek straty w moim sztabie. Na szczęście ja się niczego nie boję – zakończył, bo zadzwonił telefon. – To żona, zostaw mnie samego i sprawdź to, o co prosiłem – wyjaśnił, a Lisa bez słowa wyszła z gabinetu prezydenta, zamykając za sobą drzwi. – Tak, kochanie? Wiem, pracujemy nad tym… Tak, postaram się wrócić wcześniej… Będziemy mieli gościa? Kto to taki? – odpowiadał, przechadzając się po gabinecie. – To twoja mamusia?! – spytał nerwowo. – No dobrze, do zobaczenia – zakończył rozmowę.
Gdy podniósł wzrok znad telefonu, wrzasnął. Stała przed nim starsza kobieta ubrana w różową garsonkę. Omal nie zszedł na zawał na jej widok. Dopiero po chwili zorientował się, że to jego odbicie w lustrze.
* * *
– Wciąż tu jesteś? – spytał mężczyzna w kapeluszu z czaszką, skrywając twarz pod parasolem. – To by znaczyło, że nie boisz się pająków ani oszpeconych twarzy. Tylko nie ciesz się przedwcześnie, bo każdy ma jakąś fobię. Chcesz wiedzieć, z czego wynika moja? Nie? I tak ci powiem. Pracowałem jako model, ale miałem też pewne nietypowe hobby. Lubiłem na tyle dobrze gościć u siebie nowych kolegów, że ich nigdy nie wypuszczałem. Koleżanek zresztą też. Ale spokojnie, tylko niektórym bez zgody ukradłem cnotę. Choć głównie dlatego, że w większości przypadków ktoś mnie uprzedził. Dzieci nie robiłem, ale umiałem się świetnie bawić z cudzymi. Chyba wiesz, co mam na myśli? Ale tak to już jest, że gdy jesteś urodziwy i kulturalny, to ludzie nie podejrzewają cię o jakiekolwiek zbrodnie, tylko lgną do ciebie. A gdy prawda wychodzi na jaw, zwykle są w szoku i mówią coś w stylu "to dobry chłopak był, codziennie mówił dzień dobry". Ale nie o tym miałem mówić. Uroda była mi potrzebna zarówno do pracy, jak i do realizowania pasji. Dlatego bałem się, że kiedyś stanę się na tyle szpetny i przerażający, że nikt nie odważy się do mnie choćby zbliżyć. – Kroczył w deszczu zasłaniając oczy parasolem, by nie widzieć reakcji mijanych ludzi na nieustanne zmiany jego wyglądu. Zdążył już przybrać całą paletę lęków. Od ropiejących uszu i rozpadającej się twarzy, poprzez węże wychodzące z oczodołów, aż do potworów rodem z horrorów, gdy nagle przyjął wygląd przystojnego młodzieńca. – A to ciekawe – powiedział, odwracając się za krótko obciętym mężczyzną ubranym w biały podkoszulek z czarnym orłem.
* * *
Grupa dzieci grała w "nogę" na ulicy. Wszystkie czerpały radość z zabawy aż do momentu, gdy piłka utknęła na drzewie. Wtedy najbardziej śmiały z chłopców podbiegł do przechodzącego nieopodal muskularnego mężczyzny w spodniach moro.
– Proszę pana, bo nam piłka wpadła wysoko na drzewo. O, tam – wyjaśnił brzdąc, wskazując palcem.
– Nie ma sprawy, zajmę się tym – powiedział dorosły, a po chwili z kocią zwinnością wspiął się po pniu aż do korony, by zeskoczyć i zwrócić dzieciom utracony przedmiot. – Proszę bardzo.
– Dziękuję! A wie pan, co? Ma pan fajnego orła na koszulce.
– Chciałbyś takiego?
– Pewnie!
– To symbol naszej armii krajowej. Dlatego jak podrośniesz i wstąpisz w nasze szeregi, to też taki dostaniesz.
– Łał, to super, już nie mogę się doczekać!
– Ja również, do zobaczenia – powiedział z uśmiechem na twarzy.
Dzieci pożegnały się z mężczyzną i wróciły do zabawy, a on ruszył dalej. Nie przeszedł jednak więcej, niż sto metrów, gdy usłyszał głośny dziewczęcy pisk. Wyznawał zasadę, że żołnierz jest zawsze na służbie, dlatego pobiegł sprawdzić, co się stało. Na miejscu okazało się, że wielki pająk spadł na twarz jednej z dziewczynek bawiących się w parku. Bohater narodu nie zostawiał nikogo w potrzebie, więc zdjął "potwora" z twarzy dziecka i odstawił go na ziemię. To jednak nie oznaczało, że wojskowy ma spokój.
– Aaaaa! To duch – poniósł się echem krzyk młodej kobiety. Podążając za jej głosem, żołnierz dotarł do białego przezroczystego widma mężczyzny przerażonego bardziej niż panikująca dama.
– Jaki duch?! Gdzie?! Strasznie boję się duchów! – wykrzykiwała nieświadoma zjawa. W tej sytuacji jedynie bohater narodu zachował spokój.
– Duchy nie istnieją, a to co widzi szanowna pani, to zwykły człowiek chory na Syndrom Mocy Lękowej – wyjaśnił, a gdy kobieta się uspokoiła, odwrócił się na pięcie i odszedł.
"Pewnie się spóźnię, ale warto było pomóc tym ludziom" – pomyślał, a następnie by skrócić drogę, skręcił w ciemną uliczkę.
– Ty psie rządowy! Jak śmiesz wchodzić na nasz teren?! – wykrzyknął przedstawiciel bandy zbirów uzbrojonych w noże. Żołnierz ziewnął, a następnie posłał wszystkich na ziemię i wezwał policję. Zaczekał na przybycie stróżów prawa i w końcu udał się na umówione spotkanie. Tym razem po drodze nie wystąpił żaden incydent.
Wszedł do gabinetu psychologicznego, przeprosił za spóźnienie i rozsiadł się na kozetce.
– Pani doktor, obawiam się, że ja niczego się nie boję – powiedział, a starsza kobieta w beżowym żakiecie, zdjęła okulary i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– W świetle ostatnich wydarzeń, powinien pan się raczej cieszyć. Ludzie zazwyczaj przychodzą do mnie, by zwalczyć swoje fobie, ba, nawet wielu moich kolegów po fachu zmieniło pracę z obawy przed tym, że któryś z pacjentów ich podpali. A pan martwi się, że jest pan zdrowy?
– Tak, bo widzi pani, niebawem te moce zostaną opanowane i będą wykorzystane do walki. A ja przez to, że się niczego nie boję, zostanę w tyle.
– Nie wiem, czy pana pocieszę, ale skoro boi się pan, że nie posiądzie żadnych zdolności nadprzyrodzonych, to pańską mocą będzie brak jakichkolwiek mocy – wyjaśniła psycholog, a jej załamany pacjent schował twarz w dłoniach.
* * *
Świeżo namalowany napis "CO SIĘ GAPISZ?!" widniał na transparencie, za którym skrywał się mężczyzna w kapeluszu z czaszką.
– Pewnie jesteś ciekaw, po co mi ta tabliczka? Po prostu lubię wyprzedzać fakty i przewidywać. Moc aktywuje się w różny sposób. Najczęściej wraz z nasilaniem się strachu, rzadziej potrzeba konkretnego bodźca. Moja przykładowo reaguje na lęk osoby, która znajduje się najbliżej mnie. Ale są też nieszczęśnicy, u których efekt utrzymuje się bez przerwy. Jeden facet nawet bał się, że zamarznie, no i zamarzł… Pomimo upalnej pogody. Czemu ci to wszystko tłumaczę? Po prostu wiem, że jesteś tego ciekaw. Wiem także, co sobie teraz myślisz. "Czy ten gość potrafi czytać w moich myślach? Czy jest w stanie przewidywać każde moje posunięcie? A co jeśli nie tylko on, a wszyscy?!"
* * *
Pod wielkim dźwigiem zebrała się grupa elegancko ubranych oficjeli różnych narodowości. Wśród nich był prezydent lękający się teściowej. Teraz jednak jego myśli skupione były na przemowie, więc nie zanosiło się, by jego granatowy garnitur miał przybrać wygląd różowej garsonki.
– Szanowni państwo, trwało to długo, ale w końcu nastąpił przełom w walce z Syndromem Mocy Lękowej. Nareszcie jest lek, który otwiera przed nami nowe możliwości. Już niebawem wszyscy ludzie przestaną się bać i będą mogli świadomie korzystać ze swoich zdolności, zamiast robić krzywdę sobie i innym. A zawdzięczamy to wszystko mojemu zespołowi medyków. Cieszy mnie tak duże zainteresowanie naszym preparatem. Jego cenę ustalimy po pokazie, który udowodni, że nasz specyfik działa. Proszę o powitanie brawami naszą ochotniczkę, Sharon – powiedział prezydent, wskazując na długowłosą brunetkę, ubraną w kombinezon podobny do tych noszonych przez kierowców rajdowych. Po chwili rozległy się oklaski. – W przypadku Sharon mamy do czynienia aż z dwiema fobiami. Pierwszą jest lęk wysokości, a wynikający z niej strach przed lataniem jest drugą. Dlatego nasz śmiałek zażyje lek, a następnie wejdzie na sam szczyt tego ponad dwustumetrowego żurawia, stojącego za moimi plecami, by skoczyć i niczym ptak wzbić się w przestworza. Powodzenia, Szaron! – zakończył mężczyzna, a ochotniczka połknęła tabletkę i już po chwili wspinała się po drabince dźwigu. Gdy znalazła się na szczycie, pomachała do zebranych osób i skoczyła. Wszyscy zgromadzeni z przerażeniem obserwowali jak dziewczyna bez krzyku i choćby grama strachu, rozbija się o betonowe podłoże.
* * *
Mężczyzna w kapeluszu z czaszką siedział na zielonej ławce, czytając najnowsze wydanie Najświeższych Wieści.
– Kopę lat! Nie masz pojęcia, jak wiele się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania. Czyż ten czas nie płynie zbyt szybko? Życie przelatuje przez palce, aż w końcu nastaje śmierć. Nie boisz się, że potem nie ma już nic? A może czujesz już jej oddech na plecach i nawet nie jesteś tego świadom? Być może na coś chorujesz albo jest ci pisane niebawem zginąć niespodziewanie i tragicznie jak tamta dziewczyna? No właśnie. Okazało się, że sztab medyczny pana prezydenta pracował nad specyfikiem, który sprawia, że człowiek niczego się nie boi. Co ciekawe osiągnięto sukces. Nikt jednak nie wziął pod uwagę, że kiedy ludzie przestaną się bać, to znikną także ich moce. Dlatego po fatalnym pokazie, zaniechano dalszych prac nad lekiem. Udało się za to ustalić, że S.M.L. bierze się od kontaktu z nową odmianą wirusa. A przynajmniej taką informację podano do opinii publicznej. Brak preparatu pozwalającego świadomie kontrolować moce nie przeszkodził władzom w próbach wykorzystania osób o przydatnych zdolnościach. W końcu nawet jeśli przez strach nie jesteś w stanie sobą sterować, to nic nie stoi na przeszkodzie, by robili to inni. Nawet wbrew twojej woli. Ludziom się to nie spodobało, więc zrobili transparenty i wyszli na ulicę, by protestować. Inni skorzystali z okazji, by manifestować swoje poglądy i przemyślenia lub coś zareklamować. Byli też tacy jak ja, którzy wybrali się tam po prostu z nudów. – Mężczyzna przerwał swój wywód, bo jakiś bezpański pies chwycił go dla zabawy za nogawkę. – Ach, tak. Zapomniałem wspomnieć, że na zwierzęta moja moc nie działa. Pewnie teraz boisz się, że zobaczysz śmierć tego kundla, co? To już zależy tylko od ciebie. Zdradzę ci pewną tajemnicę. To miejsce z twojej perspektywy może i wygląda na park, ale tak naprawdę to wielki cmentarz, na którym łatwo popełnić zbrodnię. Nie boisz się przebywać w moim towarzystwie z dala od innych ludzi? A może lękasz się, że spotkasz jakiegoś upiora, który wylazł z grobu? Nie martw się, jestem tu jedynym chodzącym trupem – oznajmił i zaśmiał się złowieszczo. – Żartowałem! A teraz przyjrzyj mi się uważnie i pochwal innym, jaka jest twoja moc! – zakończył odsuwając gazetę na bok, by zademonstrować w pełni swoje oblicze.