- Opowiadanie: crev - Mocz pot i łzy

Mocz pot i łzy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mocz pot i łzy

Jak co dzień rano, także i dziś otwarłem oczy. Coś jednak się nie zgadzało. Zwykle, gdy się budzę, widzę już za oknem pierwsze promienie słońca. Tym razem było nieco inaczej, po pierwsze duszno, po drugie, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło było całkowicie ciemno. Nie mówię tu jednak o takiej ciemni jaka jest w środku nocy, kiedy to można mimo wszystko zauważyć kontury poduszki czy stolika. Tym razem było inaczej. Coś mówiło mi, że coś jest nie tak. Ale jako były policjant podszedłem do sprawy spokojnie. Miałem taki również zwyczaj, że gry już się obudziłem układałem sobie w myślach plan dnia. Wstać, zjeść śniadanie, odwiedzić toaletę, wyjść z domu i zająć się czymś co oderwało by mnie od codzienności. Zwykle to coś było przechadzaniem się po okolicy i podpatrywaniem mieszkańców. Sami rozumiecie, takie zboczenie zawodowe. Często też szukałem jakiegoś sposobu aby dorobić do policyjnej, cholernie niskiej emerytury. Jako, że byłem zawsze chłop dość obrotny a w naszym mieście mieściły się dwa ciekawe obiekty korzystałem z ich propozycji nader często. Jednym z nich była placówka hodowli kaczek, oddalona co prawda od samego miasta o kilka kilometrów ale z braku czasu jeździłem tam nawet rowerem. Czasem pomagałem w uboju, czasem coś reperowałem. Taki ze mnie złota rączka można powiedzieć. Drugim ciekawym obiektem był dość tajemniczy obiekt badawczy. Bez jakiegokolwiek szyldu, adresu czy numeru telefony w książce telefonicznej, ba nawet w google nie udało mi się znaleźć cóż to dokładnie jest. Moje zboczenie jednak popchnęło mnie pewnego dnia, niby zapytać o drogę ale jakoś tak pytałem dwie godziny i dowiedziałem się, że w budynku bada się jak społeczeństwo reaguję na różne sytuację. Dziwnym dla mnie było, że propozycję współpracy ode mnie czyli człowieka z ulicy przyjęli bez zastanowienia. Później raz na miesiąc, czasem rzadziej brałem udział w badaniach. Głównie takich, jak ludzie reagują na stres, jaką mają pamięć, kto nas denerwuje i kto nas podnieca. Ot praca bardzo przyjemna, choć przyznam nie zawsze łatwa. Jednym z takich badań było np. pytanie się ludzi o godzinę i bardzo serdeczne im dziękowanie. Tak serdeczne, że miałem ludzi, dotykać i jeśli się da zapraszać na kolację, na której oczywiście nigdy się nie pojawiałem. Zapiski z reakcji były rejestrowane za pomocą kamery i wszystko. Płacili nieźle choć nawet jeśli miałbym to robić za darmo to pewnie bym robił. Cierpię na brak zajęć więc jeśli mogę się komuś przydać korzystam.

Już jednak wracam do sedna. Jak mówiłem coś było nie tak. Leżałem sobie jeszcze chwilę i czekałem. Byłem trochę zmęczony po wczorajszym badaniu i miałem zamiar dziś odespać co najmniej do 8 rano. Całkowita jednak ciemność zdradzała, że jest środek bardzo ciemnej nocy i z mojego planu nici. Postanowiłem więc wstać. Ku mojemu zaskoczeniu chwilę potem uderzyłem się w głowę próbując się podnieść, nie powiem, cholernie się zdziwiłem i jeszcze bardziej wystarczyłem. Wyciągając z kieszeni komórkę aby poświecić nią sobie pokój uderzyłem się jeszcze w łokieć i kolano. Leżałem w czymś małym i już podejrzewałem co się dzieje. Jeszcze nigdy wyciąganie komórki nie szło mi tak sprawnie i tak się nie dłużyło. Włączyłem. To co zobaczyłem uderzyło mnie zimnem i gorącem na przemian, włosy stanęły dęba i chwilę potem po prostu się posikałem. Leżałem ubrany jak wczoraj, w tych samych butach w trumnie. Poznałem ją od razu, jeśli pracuje się w policji kilka lat, wie się jak wyglądają trumny, zwłaszcza jeśli pracuje się tam gdzie ja. Pudło było okropne, wyłożone czerwonym materiałem z drewnianymi ścianami. Nigdy nie sądziłem, że można mnie tak przestraszyć. Dość szybko mocz, spływając w kierunku pleców zdradził, że pochowano mnie pod kątem, głową w dół. Komuś musiało się spieszyć. Wyłączyłem komórkę, uszczypnąłem się w nogę, nic, uszczypnąłem jeszcze raz dużo mocniej, nic. To nie sen. Zrobiłem to co zrobiłby każdy mężczyzna na moim miejscu, zacząłem piszczeć jak nastolatka gdy wrzuca się jej za kołnierzyk pająka. Po paru minutach gardło nie dawało już rady, nogi i ręce bolały od prób wywarzenia ścian i wierzchu trumny. Nie było miło, powiedziałbym że było parszywie. Widziałem już takie rzeczy i wiedziałem czym może się to dla mnie skończyć. Kiedyś sprawdzaliśmy ciało jednego gościa, było podejrzenie, że w trumnie zostały ważne dowody. Gdy ją otwarliśmy widzieliśmy to coś, co zostało mi w pamięci i co śniło mi się w nocy. Facet, leżał zwinięty w kłębek, miał złamaną rękę a na bokach trumny wyryte nie wiadomo czym „żyłem". Teraz ja znalazłem się w podobnej sytuacji, wiedziałem że mam co tu dużo mówić przejebane. Komórka, może jest zasięg, sięgnąłem jeszcze raz, zasięgu nie było. Wśród całkowitej ciemności, smrodu moczu, potu robiło się coraz duszniej i coraz bardziej nerwowo. Zacząłem też odczuwać głód. Próbowałem się uspokoić, nie dało rady, próbowałem myśleć logicznie, nie myślałem, całą siłą chciałem rozwalić te cholerne pomieszczenie, wyrwać się stąd i wrócić do domu. Przypominały mi się sceny z dzieciństwa, matka, ojciec, moja dawna żona, jej kochanek i jego kochanka. Nawet wtedy gdy zastałem ich to znaczy żonę i kochanka w łóżku pozostałem niewzruszony, wyciągnąłem broń, rozładowałem aby mnie nie kusiła usiadłem na krześle i metalicznie powiedziałem „Drogi panie, proszę opuścić mój dom, myślę, że minuta wystarczy w zupełności. Żono, ty masz minut dziesięć, każda za rok który z tobą przeżyłem". Teraz nie było szans na takie trzeźwe podejście, teraz posikałem się drugi już raz, i nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Sprawdziłem kieszenie, scyzoryk, komórka, kluczę od samochodu, trochę drobnych. Najbardziej nie pasowały mi klucze, rzadko jeździłem samochodem a klucze nosiłem jeszcze rzadziej. Nie miałem jednak teraz do tego głowy. Scyzorykiem próbowałem rozkręcić zawiasy, wyskrobałem nieco drewna w miejscu gdzie zwykle się one znajdują i wykręciłem śrubki. Nie sądziłem, że tyle problemów sprawi mi odkręcenie tych, które były przy nogach. Zmęczyłem się tym i nawet zachłysnąłem jakąś kałużą w której leżałem. Nic to jednak nie dało, wieko nawet nie chciało drgnąć. Jeszcze raz wyciągnąłem komórkę aby zobaczyć co jeszcze mogę zrobić. O dziwo był zasięg. Dzwonie do Darka, „Witaj z tej strony Dariusz, pewnie chciałbyś pogadać, zadzwoń później, teraz nie mogę, możesz jeszcze zostawić wiadomość po sygnale. piiiiii". I to były ostatnie słowa jakie mogłem usłyszeć, przy wybieraniu kolejnego numeru komórka padła. Chciałem cisnąć ją o podłogę, ale jak, skoro na podłodze leżałem ja, a miejsca było tylko na to aby zakląć. Śmierdziało coraz bardziej, pociłem się, szczałem, panikowałem. Leżałem tak jeszcze chwilę, brakowało pomysłów. Wyryłem na wieku 5 liter i przez chwilę trzymałem przy żyłach scyzoryk. Był tępy, wykręcanie śrub i skrobanie drewna powyginało i uszkodziło ostrze. Trzymałem go bez ruchu dobrych parę minut, po czym odłożyłem. Postanowiłem jeszcze raz wszystko przemyśleć. Myślałem chwilę. Maksymalnie kilka minut, nie było za dużo opcji do wyboru. Mogłem się udusić, zasikać na śmierć, zwariować lub podciąć sobie żyły. Wybrałem oczywiście to ostatnie, choć postanowiłem jeszcze chwilę zaczekać licząc na to, że ktoś mnie z tej bezsensownej sytuacji wyciągnie. Zaczęło się, gdy brakło powietrza, oddychało się ciężko, a smród tego nie ułatwiał. Chwilę później stało się, chwyciłem scyzoryk i podciąłem lewą rękę, szybko mocno i pewnie. Bolało jak cholera, szczypało ale czułem że krew sączy się szybko. Wiadomo, jak człowiek jest policjantem to wie gdzie należy lub nie należy atakować. Robiło się ciepło i sennie. Co dziwne pamiętam co było potem, jakiś facet krzyknął „ok., wyciągamy gościa badanie skończone", ktoś „wezwijcie karetkę" jeszcze ktoś inny zbladł i padł na ziemię, ktoś krzyczał, że Jacek powinien sprawdzić mi kieszenie. Upadłem na posadzkę uśmiechając się lekko, wiedziałem, że to już koniec, że mnie nie uratują, ale jakoś nie robiło mi to różnicy.

Myliłem się strasznie. Uratowali mnie, przewieźli na obserwację i pozszywali, ręka co prawda bolała mocno, ale dawałem rade. W końcu jak się jest policjantem, trzeba mieć twardą dupę. Kilka dni później odwieźli mnie do psychiatryka. Okazało się, że moja wersja różniła się od wersji sztabu lekarzy. Oni twierdzili, że podczas badania czy jestem daltonistom wpadłem w szał i podciąłem sobie żyły. Nikt oczywiście nie uwierzył. Ja jednak byłem pewien, na moim scyzoryku nadal były ślady drewna. Pamiętam jeszcze coś dziwnego, kiedy odwozili mnie ze szpitala spotkałem znajomego lekarza, tego który często przeprowadzał na mnie badania. Wydawało mi się przez chwilę, że gdy odjeżdżałem, lekko się uśmiechnął i mrugnął okiem, nie jestem jednak pewien. Teraz siedzę sobie tu, w pokoju bez klamek, scyzoryk mi zabrali, nie wiem może faktycznie zwariowałem bo przez okno widać tajemniczy ośrodek badań do którego kiedyś chodziłem. Czasem w nocy latają nad nim dziwne światełka. Nikomu o tym nie mówię, po co, jeszcze uznają, że postarałem zmysły.

Koniec

Komentarze

że gry już się obudziłem układałem sobie w myślach plan dnia.
Wyciągając z kieszeni komórkę 
-> spał z komórką w kieszeni? Taka nachodzi pierwsza myśl, potem się trochę wyjaśnia, ale... bohater myślał, że spokojnie leży sobie w łóżku. Więc bezrefleksyjne sięgniecie po komórkę jest nieco dziwne. Może najpierw by się poklepał po udach? ;)
kluc od samochodu,
Nie sądziłem, że tyle problemów sprawi mi odkręcenie tych, które były przy nogach. - koleś leżał w trumnie i... zdołał odkręcić śrubki przy nogach? Człowiek guma? W trumnie jest chyba jednak za mało miejsca na takie wygibasy.
czy jestem daltonistom
Okazało się, że moja wersja różniła się od wersji sztabu lekarzy. Oni twierdzili, że podczas badania czy jestem daltonistom wpadłem w szał i podciąłem sobie żyły. Nikt oczywiście nie uwierzył. - jemu czy im? Bo wygląda to tak, jakby nikt nie uwierzył lekarzom.

Ale tak, to było nieźle, choć trochę, hm... dziwnie.

(...) a w naszym mieście mieściły się dwa ciekawe obiekty (...).
Jeśli obiekty były mniejsze od miasta, to jasne, że się w tym mieście (z)mieściły.
Formalnie powtórzeniem to nie jest, ale z racji podobieństwa brzmienia... O przecinkach było coś na lekcjach polskiego?
Słabo, szczerze powiedziawszy. Nie ma w tej historii niczego, co wciąga...

Usiane błędami. Redaguj  przed wstawieniem. Napisane jakby na kolanie. Tworzenie to frajda, ale dobre pisanie jest ciężką pracą. Mało kto pisze dobrze na szybko. Ty nie. Popracuj nad warsztatem i wstawiaj tylko dopracowane teksty. Treści nie oceniam. Forma przykryła ją zbyt szczelnie. Na niekorzyść.
M.

ok, dzięki za komentarze, postaram się w takim razie bardziej :)

Brawo za podejście! Czekam na efekty :)
M. 

Nowa Fantastyka