- Opowiadanie: FilipWij - Droga na skróty

Droga na skróty

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Droga na skróty

Gnał, nie zwra­ca­jąc uwagi na prze­szko­dy le­śnych ostę­pów. Po kilku drob­nych kon­trak­tach nad­cho­dzi­ła upra­gnio­na au­dien­cja. Frid Clau­dus nie szczę­dził więc dro­pia­te­go wierz­chow­ca. Zwie­rzę pę­dzi­ło jak w tran­sie, nie­sio­ne dzia­ła­niem wzmac­nia­cza – sub­stan­cji god­nej bogów i kró­lów, nie bez ko­ze­ry na­zy­wa­nej w pół­świat­ku „księż­nicz­ką”. Wy­na­le­zio­na nie­daw­no, uszla­chet­nia­ła wszyst­kich, któ­rzy zde­cy­do­wa­li się ją po­ślu­bić. 

Las Gaary sta­no­wił istne morze drzew, od lat nie­po­ru­sza­ne wia­trem, pach­ną­ce wil­go­cią i dzi­kim zio­łem. Tylko gdzie­nie­gdzie można było na­tra­fić na stary wy­krot lub zdra­dli­wą ścież­kę. Nie ist­nia­ła jed­nak szyb­sza droga, aby prze­do­stać się do do­me­ny rodu Co­lon­na. Frid nie szu­kał zaś roz­wią­zań bez­piecz­nych.

Naraz koń za­czął par­skać i ener­gicz­nie po­trzą­sać łbem. Jeź­dziec się­gnął do sakwy, gdzie trzy­mał reszt­ki księż­nicz­ki, po czym wydał z sie­bie potok słów nie mniej szpet­nych od por­to­wej kur­ty­za­ny. Wo­rek oka­zał się dziu­ra­wy, a cała bez­cen­na za­war­tość prze­pa­dła w cza­sie ga­lo­pu. Clau­dus za­klął po­now­nie i w przy­pły­wie wście­kło­ści ude­rzył pię­ścią w koń­ski grzbiet. Zwie­rzę wierz­gnę­ło, a świat za­wi­ro­wał jak po ostrej po­pi­ja­wie. 

 

*

Ock­nął się z bo­lą­cą głową i za­dra­pa­niem na po­licz­ku. Szczę­śli­wie nie ude­rzył w drze­wo, je­dy­nie za­ha­cza­jąc pod­czas lotu o wy­sta­ją­ce ga­łę­zie. Roz­ma­so­wał na­brzmia­łe miej­sca i ro­zej­rzał się po oko­li­cy. Ni­g­dzie nie spo­strzegł cęt­ko­wa­ne­go wierz­chow­ca, który naj­wy­raź­niej nie za­mie­rzał już mieć do czy­nie­nia z po­ryw­czym mło­dzień­cem.

Frid wspo­mniał po­spiesz­ne opusz­cze­nie naj­mo­wa­nej izby. Trzy razy za­wra­cał, by spraw­dzić, czy do­brze za­pie­czę­to­wał wej­ście. Spo­ko­ju nie da­wa­ła mu kwe­stia do­ga­sze­nia pa­le­ni­ska pod alem­bi­kiem, lecz na ma­gicz­ne za­mknię­cie drzwi zużył sta­now­czo za dużo księż­nicz­ki. Resz­tę wzmac­nia­cza spa­ko­wał do zno­szo­nej sakwy. Zo­stał kie­dyś za­pew­nio­ny, że kiesa przy­no­si szczę­ście, ale bo­go­wie naj­wy­raź­niej wy­mie­ni­li kost­ki do gry. W efek­cie zgu­bił się, bez prosz­ku przy duszy, w lesie, do któ­re­go do­cie­rał wy­łącz­nie po­wiew złej sławy.

Po­zo­sta­­ło się­gnąć do ko­rze­ni. Zanim na­sta­ła era za­klęć wspo­ma­ga­nych, wszyst­ko od­by­wa­ło się znacz­nie bar­dziej kla­sycz­nie. Mu­siał tylko za­czerp­nąć ze źró­dła i po­czuć ból, który prze­wyż­szał inne bo­le­ści. Nie bez przy­czy­ny księż­nicz­ka ro­bi­ła fu­ro­rę, nawet wśród zna­mie­ni­tych cza­ro­dzie­jów. Je­dy­nie garst­ka pro­fe­so­rów za­de­ko­wa­ła się za uni­wer­sy­tec­ki­mi mu­ra­mi, po­mstu­jąc na upa­dek oby­cza­jów. Clau­dus od­rzu­cał ich do­gma­tyzm, uwa­ża­jąc wzmac­niacz za naj­więk­szy wy­na­la­zek w hi­sto­rii. Teraz nie miał wy­bo­ru. „Za­wsze wier­ni, za­wsze na czas” – ro­dzin­ne motto ko­ła­ta­ło mu w gło­wie.

W eks­tre­mal­nej sy­tu­acji po­sta­no­wił dzia­łać, jak pod­ręcz­nik przy­ka­zał. Przy­jął po­zy­cję lo­to­su. Wy­ci­szył myśli, po czym bły­ska­wicz­nie skon­cen­tro­wał się na po­wie­trzu wokół i ziemi pod nim, się­ga­jąc coraz głę­biej w po­szu­kiwaniu źró­dła. Za­czerp­nął, jed­nak przy­pływ ener­gii wstrzą­snął nim jak przy ataku epi­lep­sji. Spró­bo­wał po­lu­zo­wać nie­ma­te­rial­ne więzy, lecz bezskut­ecznie. Wy­krzy­czał za­klę­cie osło­ny, ale głos wdarł się z po­wro­tem do gar­dła. Clau­du­s runął na plecy.

Nagle z jego ciała wy­strze­lił słup róż­no­barw­ne­go bla­sku, do­się­ga­jąc skle­pie­nia nie­bios. Przez oko­li­cę prze­szedł od­świe­ża­ją­cy po­dmuch, któ­re­go w Lesie Gaary nie do­świad­czo­no od dzie­sią­tek lat. Drze­wa za­ko­ły­sa­ły się do­stoj­nie, za­trzesz­cza­ły ga­łę­zie. Frid nie czuł już bólu. Jego umysł ogar­nę­ła ni­cość.

 

*

Zna­leź­li go le­żą­ce­go jak kłoda, któ­rej do­ry­so­wa­no sza­ro­zie­lo­ne oczy. Trzech męż­czyzn szło ku niemu po­wol­nym kro­kiem.

Dwaj mieli na sobie ubra­nia pełne za­schnię­tych plam, co w po­łą­cze­niu z nie­ogo­lo­ny­mi twa­rza­mi, za­ci­śnię­ty­mi usta­mi i mie­cza­mi przy bo­kach two­rzy­ło wi­ze­ru­nek ty­po­wych na­jem­ni­ków. Ich to­wa­rzysz wy­ła­my­wał się z po­wyż­sze­go sche­ma­tu. Niż­szy i znacz­nie szczu­plej­szy, pre­zen­to­wał szyk i bo­gac­two. Na szyi nosił łań­cuch z in­kru­sto­wa­ną za­wiesz­ką w kształ­cie ośmio­ra­mien­nej gwiaz­dy. Sym­bolu przy­na­leż­nego adep­tom czar­nej sztu­ki, wy­wo­łu­ją­cego u po­spól­stwa uczu­cie na­boż­nej czci po­łą­czo­nej ze stra­chem.

Czar­no­księż­nik wyjął białą sub­stan­cję z puz­der­ka i roz­sy­pał ją na śród­rę­czu. Szyb­ki­mi po­cią­gnię­cia­mi za­apli­ko­wał ca­łość do noz­drzy, otrzą­snął się jak pies po wyj­ściu z je­zio­ra i roz­ka­zał:

– Pod­cho­dzi­my ostroż­nie.

– Leży jak trup. Ciach­nę go i po za­ba­wie – od­parł jeden z żoł­da­ków. – Co ty na to, Ja­spis?

– Tylko tyle, że je­steś idio­tą. Ten trup wy­wo­łał nie­ma­łe za­mie­sza­nie. Muszę go spraw­dzić.

Frid pró­bo­wał wstać, ale je­dy­ne co mógł zro­bić, to przewró­cić ocza­mi. Za­mknął więc po­wie­ki, prze­kli­na­jąc bez­gło­śnie chwi­lę, kiedy spa­ko­wał cały towar do spar­cia­łej sakwy. Cze­kał na sztych, lecz usły­szał per­li­sty śmiech.

Ja­spis zła­pał się za pod­brzu­sze, tłu­miąc ko­lej­ne wy­bu­chy we­so­ło­ści. Wy­glą­dał, jakby prze­do­brzył z księż­nicz­ką. Opa­no­wał się jed­nak mo­men­tal­nie, ły­ka­jąc haust po­wie­trza.

– Bo­go­wie! Pry­mus w swo­jej sza­now­nej oso­bie! Taki po­rząd­ny i za­wsze przy­go­to­wa­ny. A teraz le­żysz jak zwa­lo­ny kloc. I na czy­jej je­steś łasce, co? Sta­re­go druha, któ­re­mu nie dałeś od­pi­sać na zie­lar­stwie. Z któ­re­go dwo­ro­wa­łeś sobie po eg­za­mi­nach z prze­mia­ny. No, Pry­mus, moi kom­pa­ni tylko cze­ka­ją, by po­dziu­ra­wić twoją prze­mą­drza­łą skórę – traj­ko­tał jak prze­kup­ka, ge­sty­ku­lu­jąc na wszyst­kie stro­ny.

Clau­dus nie mógł ani od­po­wie­dzieć, ani wzru­szyć ra­mio­na­mi. Jak padł, tak leżał i nic nie wska­zy­wa­ło, by stan ten miał ulec zmia­nie. Mógł je­dy­nie ob­ser­wo­wać żoł­da­ków, któ­rzy zgrzy­ta­li zę­ba­mi i po­chrzą­ki­wa­li coraz gło­śniej. Nie uszło to uwa­dze Ja­spi­sa.

– Dobra, prze­stań­cie kle­ko­tać zę­ba­mi, bo wam wy­pad­ną do resz­ty – po­wie­dział czar­no­księż­nik. – San­dor, masz tu tro­chę prosz­ku. We­trzesz to w dzią­sła Pry­mu­sa. I niech ci przez pusty cze­rep nie przej­dzie myśl, żeby sa­me­mu to wcią­gnąć. Za­klę­cia nie rzu­cisz, a do­sta­niesz tylko prze­klę­te­go sło­wo­to­ku. Co w twoim wy­da­niu może być nader że­nu­ją­ce.

– Czemu sam tego nie zro­bisz, cza­row­ni­ku? – od­parł na­jem­nik.

– Pry­mus wy­wo­łał coś z tej prze­klę­tej ziemi i nie wiem, jak za­re­agu­je na księż­nicz­kę. Chcę go jed­nak po­py­tać o to i owo, więc jak­byś uprzej­mie zajął się tym, do czego pre­de­sty­nu­je cię twoja psia na­tu­ra, to będę nie­zwy­kle wdzięcz­ny!

San­dor wy­ko­nał roz­kaz, wsma­ro­wu­jąc księż­nicz­kę pod wargę Clau­du­sa, który od­zy­skał funk­cje ży­cio­we.

– Chyba muszę ci po­dzię­ko­wać, Gallo – wy­stę­kał po chwi­li Frid, wsta­jąc ocię­ża­le.

– O, to się jesz­cze okaże. Mów mi Ja­spis, tak może zy­skasz tro­chę mojej sym­pa­tii. Nowe imię, nowy ja. A teraz wy­ja­śnisz, co cię spro­wa­dza aku­rat teraz do Lasu Gaary.

– Wody…

– Daj­cie mu wody – burk­nął czar­no­księż­nik.

W stro­nę Clau­du­sa po­le­ciał bu­kłak, który tra­fił w brzuch i upadł na zie­mię. Frid z tru­dem pod­niósł na­czy­nie, a na­stęp­nie za­czerp­nął ży­cio­daj­ne­go płynu, bar­dziej się ob­le­wa­jąc, niż pijąc.

– Słu­chaj, mia­łem na­praw­dę zły dzień. Pytaj, ale…  

– Co tu ro­bisz? – prze­rwał Ja­spis. – Tylko bez klu­cze­nia! Mam w sobie wy­star­cza­ją­co dużo prosz­ku, aby cię so­lid­nie prze­son­do­wać.

– Pę­dzi­łem na ważne spo­tka­nie. Koń się wściekł i mnie zrzu­cił w tym za­sra­nym lesie. Spró­bo­wa­łem sta­rej szko­ły i skoń­czy­łem jako wa­rzy­wo.

– Wy­bra­łeś się w ten za­sra­ny las bez księż­nicz­ki?

– Mia­łem dziu­ra­wą sakwę…

Opo­wieść Clau­du­sa zo­sta­ła prze­rwa­na przez salwy śmie­chu. Ja­spis kle­pał się po udzie, a na­jem­ni­cy re­cho­ta­li ni­czym żaby w sa­dzaw­ce.  

– Dobra, a teraz po­wiesz, do kogo tak pręd­ko chcia­łeś do­trzeć. Mnie­mam, że może mnie to wiel­ce za­in­te­re­so­wać.

Frid ro­zej­rzał się po­wo­li. Sy­tu­acja nie na­pa­wa­ła opty­mi­zmem. W żad­nym z sze­ścior­ga ły­pią­cych na niego oczu nie dane mu było do­strzec choć cie­nia sym­pa­tii. A mógł swego czasu po­zo­stać w ka­te­drze magii sto­so­wa­nej. Kilka lat no­sze­nia cięż­kich zwo­jów za pro­fe­so­ra­mi i uże­ra­nia się z ich po­da­grą, ale w za­mian cie­pła po­sad­ka. Cią­gnę­ło go jed­nak ku przy­go­dom.

– No, mów! – krzyk­nął Ja­spis. – Albo po­ga­dasz ze stalą!

– Je­cha­łem do Wdowy.

– Gło­śniej!

– Gallo, daj mi spo­kój – mruk­nął Clau­dus.

Czar­no­księż­nik spio­ru­no­wał go wzro­kiem, po­gła­dził ce­cho­wy me­da­lion, po czym syk­nął:

– Spo­kój? Za­ba­wa do­pie­ro się za­czę­ła. San­dor, Fe­renc, po­wie­ście pana Pry­mu­sa na ga­łę­zi. Tylko so­lid­nej. Musi utrzy­mać pychę wiel­ko­ści do­rod­ne­go smoka.

Clau­dus pró­bo­wał coś dodać, ale San­dor ude­rzył go na odlew, a Fe­renc po­pra­wił kop­nia­kiem w pod­brzu­sze. Ten dzień przy­no­sił Fri­do­wi moc wra­żeń, głów­nie bo­le­snych.

– Go­to­wy, by się po­huś­tać? – za­py­tał Ja­spis.

– Czego chcesz?

– Teraz? Je­dy­nie cię po­wie­sić. Ro­bisz dla kon­ku­ren­cji i nigdy cię nie lu­bi­łem. Jak wi­dzisz, mam nawet jeden powód za dużo.

San­dor po­pchnął Clau­du­sa w stro­nę po­tęż­ne­go ju­da­szow­ca, zdo­bio­ne­go różem mo­tyl­ko­wych kwia­tów. Po­pra­wił kop­nia­kiem, aby je­niec na­brał wi­go­ru, ale ten po­le­ciał na twarz.

– Wsta­waj – po­wie­dział Fe­renc. – Naj­gor­sze cze­ka­nie. Za­ła­twi­my cię za­wo­do­wo.

Clau­dus ledwo po­wstrzy­my­wał ci­śnie­nie roz­sa­dza­ją­ce pę­cherz. W gło­wie ko­ła­ta­ła mu myśl o rzu­ce­niu naj­prost­sze­go za­klę­cia prze­mia­ny, choć­by w ro­ba­ka, lecz od­rzu­cił to jako nie­do­rzecz­ność. Ostat­nie czer­pa­nie za­koń­czy­ło się ka­ta­stro­fą, a otrzy­ma­na por­cja księż­nicz­ki po­zwa­la­ła je­dy­nie na nie­mra­we cho­dze­nie i mam­ro­czą­cą ar­ty­ku­la­cję.

Nie wal­czył, gdy wsa­dza­li go na konia. Trząsł się, jakby miał zim­ni­cę. Pę­cherz nie wy­trzy­mał i po no­gaw­ce oraz grzbie­cie zwie­rzę­cia po­cie­kła struż­ka uryny.

– Ostat­nie słowa? Może trze­ba od­wie­dzić jakąś na­dob­ną pannę, zło­żyć wy­ra­zy współ­czu­cia i ode­gnać jej smut­ki? – za­py­tał Ja­spis. – No, Frid, na pewno kogoś sobie przy­gru­cha­łeś.

Clau­dus pró­bo­wał przy­po­mnieć sobie obraz Mad­da­le­ny. Myśli zba­cza­ły jed­nak w innym kie­run­ku. Rzu­ca­jąc uczci­wą pracę, wy­obra­żał sobie, że szyb­ko awan­su­je na ko­lej­ne szcze­ble prze­stęp­czej dra­bi­ny. Za­gwa­ran­to­wać to miały nie tylko ma­gicz­ne zdol­no­ści, ale także nie­złom­ny cha­rak­ter. Głę­bo­kie po­czu­cie lo­jal­no­ści było je­dy­nym, co wy­niósł z ro­dzin­ne­go domu. No może z wy­jąt­kiem spar­cia­łej sakwy, która prze­cho­dzi­ła z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie i która sta­no­wi­ła przy­czy­nę spraw­czą całej tej awan­tu­ry.

– Chce się do was przy­łą­czyć! Po­mo­gę wam! – wy­krzy­czał reszt­ka­mi sił.

– A w czym­że mo­żesz nam pomóc? – za­py­tał czar­no­księż­nik.

– Za­pro­wa­dzę was do kry­jów­ki Al­che­mi­ka! Tylko mnie zdej­mij, wzmoc­nij i zro­bi­my taką rejzę, że opi­szą nas w kro­ni­kach! – Frid wy­rzu­cił to z sie­bie, od­zy­sku­jąc rezon.

– Je­steś pe­wien, że znasz drogę? Je­że­li mnie oszu­kasz…

– To mnie po­wie­sisz – do­koń­czył. – Dam ci też adres mojej Mad­da­le­ny. Nie po­ża­łu­jesz!

– Dobra, zdej­mij­cie go – roz­ka­zał Ja­spis. – Jeden fał­szy­wy ruch, a po­wie­szę cię na krót­kiej linie i do­rzu­cę ćwiar­to­wa­nie.

 

*

Wcze­sno­wio­sen­ne słoń­ce po­wo­li chy­li­ło się ku za­cho­do­wi, a Frid miał przed sobą naj­więk­sze wy­zwa­nie w życiu. Prze­cze­sał brą­zo­we, przy­ku­rzo­ne włosy i spoj­rzał na no­wych to­wa­rzy­szy. Czar­no­księż­nik prze­stę­po­wał z nogi na nogę, a na­jem­ni­cy zręcz­ny­mi ru­cha­mi czy­ści­li oręż. Od czasu czer­pa­nia las pach­niał przej­mu­ją­cą świe­żo­ścią, jakby bo­go­wie przy­po­mnie­li sobie o tym za­tę­chłym ka­wał­ku świa­ta.

– Rysuj. – Ja­spis rzu­cił w Clau­du­sa ka­wał­kiem zwi­nię­te­go płót­na.

– Drogę muszę wy­son­do­wać. – Frid uśmiech­nął się krzy­wo. – Tro­chę księż­nicz­ki i…

– Czyś ty zdur­niał do resz­ty? My­ślisz, że ot tak ci po­sy­pię? Żebyś się zmie­nił w rą­cze­go je­le­nia i spie­przył w gę­stwi­nę? Czy tylko po to cię ścią­ga­łem, abyś za chwi­lę za­wi­snął? Lepsi od cie­bie pró­bo­wa­li wy­son­do­wać to miej­sce!

– Jako szu­kacz osią­gną­łem mi­strzo­stwo. Dwa lata w Ksią­żę­cej Służ­bie Skar­bo­wej – od­pa­ro­wał Clau­dus. – Chcesz okryć się sławą czy nadal do­wo­dzić dwój­ką idio­tów?

Ja­spis spoj­rzał na na­jem­ni­ków jak na kupę łajna. Wa­ha­nie trwa­ło kil­ka­na­ście se­kund. 

– No, dobra – wy­ce­dził czar­no­księż­nik. – Do­sta­niesz tro­chę za­ufa­nia na kre­dyt. Bę­dziesz son­do­wał, ale z mie­cza­mi po bo­kach. Go­to­wy­mi, by uciąć ci łapy.

– Pa­su­je! – od­po­wie­dział Clau­dus.

Ja­spis zażył księż­nicz­ki i wy­ry­so­wał na ziemi ośmio­ra­mien­ną gwiaz­dę. Mam­ro­tał przy tym in­kan­ta­cje i żywo ge­sty­ku­lo­wał. Po chwi­li obrys sym­bo­lu za­pło­nął tur­ku­so­wym bla­skiem.

– Wska­kuj do środ­ka. Ogień to tylko ilu­zja, ale za­klę­cie rzu­co­ne we­wnątrz za­pi­sze się w moim me­da­lio­nie. Go­to­wy?

Clau­dus po­tak­nął. Wszedł na wy­zna­czo­ne miej­sce i roz­tarł por­cję księż­nicz­ki. Szyb­ka apli­ka­cja sub­stan­cji na­tchnę­ła jego krwio­bieg do pracy na naj­wyż­szych ob­ro­tach. Nie po­trze­bo­wał żad­ne­go przed­mio­tu zwią­za­ne­go z Al­che­mi­kiem, po­nie­waż wszyst­ko, co nie­zbęd­ne, krą­ży­ło już w trze­wiach.

Tym razem moc przy­szła gład­ko i bez nie­spo­dzia­nek. Re­cy­to­wał for­muł­ki, prze­su­wa­jąc we­wnątrz umy­słu frag­men­ty prze­strze­ni. Wizje przybie­ra­ły na szyb­ko­ści i sile, wdzie­ra­jąc się do mózgu jak klin w wy­su­szo­ny pniak. Nie prze­sta­wał więc zry­wać ko­lej­nych warstw sza­ro-be­żo­wej za­sło­ny. Nagle zgiął się wpół. Tar­gnę­ły nim tor­sje, ale za­trzy­mał sub­stan­cję we­wnątrz. Po­zo­stał mu ostat­ni ele­ment, lecz na­tra­fił na ba­rie­rę. Wy­tę­żył myśli, ale odbił się od prze­szko­dy i po­le­ciał do tyłu. Że­la­zny chwyt San­do­ra uchro­nił go przed upad­kiem.

Frid, spo­co­ny jak mysz w po­ło­gu, dy­szał cięż­ko, opie­ra­jąc się na ra­mie­niu na­jem­ni­ka. Pró­bo­wał po­zo­stać na no­gach, ale dał za wy­gra­ną. Padł na li­sto­wie i przy­mknął oczy.

– Zna­la­złeś drogę? Mieli blo­ka­dę? – in­da­go­wał Ja­spis.

Clau­dus nie mógł wy­do­być z sie­bie dźwię­ku. Do­pie­ro gdy po­czuł na dzią­słach gorz­ki po­smak księż­nicz­ki, na­brał sił, by udzie­lić od­po­wie­dzi.

– To chata nie­da­le­ko stąd. Chcia­łem się we­drzeć do środ­ka, ale po­czu­łem, jak­bym wbiegł w ścia­nę – wy­po­wie­dział to na jed­nym od­de­chu. – Podaj bu­kłak – zwró­cił się do San­do­ra.  

Tym razem na­jem­nik wrę­czył na­czy­nie i Frid wypił kilka ma­łych łyków, po czym za­py­tał:

– Ścią­gnie­my wspar­cie?

Ja­spis pod­szedł do Clau­du­sa i na­chy­lił mu się do ucha.

– Wy­klu­czo­ne. Staw­ka jest za wy­so­ka. Nie za­pra­sza­my ni­ko­go na rejzę.

– Dla­cze­go? – od­szep­nął Frid.

– Nie teraz. Wiem, że Al­che­mik szy­ko­wał dużą do­sta­wę dla Wdowy. Po to tu je­ste­śmy. Ale za­miast ga­niać po lesie, za­czerp­nie­my ze źró­dła.  

 

*

Do sie­dzi­by Al­che­mi­ka je­cha­li w mil­cze­niu. Za­czął sią­pić nie­przy­jem­ny deszcz. Trzy od­po­wied­nio ukie­run­ko­wa­ne konie, nio­są­ce czte­rech jeźdź­ców, po­ru­sza­ły się kłu­sem, który w bar­dziej za­gęsz­czo­nych re­jo­nach lasu prze­cho­dził w stępa. Do­tar­li, gdy ob­ję­ły ich nie­prze­nik­nio­ne ciem­no­ści.

Ja­spis wy­ło­żył zarys planu. Mieli uda­wać ludzi Wdowy, któ­rzy przy­by­li w środ­ku nocy, na roz­kaz zna­nej z braku cier­pli­wo­ści sze­fo­wej. W razie wpad­ki po­zo­sta­wa­ło mor­do­wać wszyst­ko, co się po­ru­sza. Na­jem­ni­cy przy­tak­nę­li bez za­jąk­nię­cia.

– Nie po­do­ba mi się ten po­mysł – stwier­dził Clau­dus. – Może jed­nak po­pro­sisz o pomoc?

– Wy­bacz­cie, ale mu­si­my ma­gicz­nie oczy­ścić za­to­ki. Po­zbie­raj­cie tro­chę szy­szek do worka – od­parł czar­no­księż­nik, zwra­ca­jąc się do żoł­da­ków, po czym po­cią­gnął Frida za klapy zno­szo­ne­go płasz­cza.

Gdy ode­szli wy­star­cza­ją­co da­le­ko, Ja­spis podał Clau­du­so­wi odro­bi­nę księż­nicz­ki i sam zażył pół gar­ści sub­stan­cji.

– Po­myśl, że mo­że­my mieć tego tyle, że nikt nam nie pod­sko­czy. Za­bierze­my towar i przej­mie­my bandę.

– Ot tak?

– Znasz hi­sto­rię Brut­tów? Wiesz, kto jest teraz głową rodu?

Clau­dus za­prze­czył.

– Kiedy zgi­nął Al­fred Brut­ta, Par­szy­wy Ksią­żę, for­mal­nie na czele fa­mi­lii sta­nę­ła Do­lo­res, uko­cha­na có­recz­ka. Fak­tycz­nie prze­wo­dzi jed­nak An­zelm, który ubz­du­rał sobie, że Ksią­żę wy­char­czał mu te­sta­ment na łożu śmier­ci. Do­lo­res musi mieć męża, aby rzą­dzić. Jej oj­ciec nic by ta­kie­go nie wy­my­ślił, ale An­zelm ma po­słuch i swoją ma­czu­gę, którą od­rzu­ca za­lot­ni­ków. Jak zbio­rę wy­star­cza­ją­co dużo księż­nicz­ki, to ura­tu­ję księż­nicz­kę Do­lo­res – wes­tchnął. – Może nie wy­glą­da jak z ob­raz­ka, ale jej posag to wię­cej niż na­dob­ne lico. 

– A ja? Ro­bi­łem dla Wdowy…

– Wyrwę Do­lo­res z łap An­zel­ma i zo­sta­niesz moją prawą ręką. Tylko pomóż mi złu­pić Al­che­mi­ka. Wiem, że nigdy nie lu­bi­łeś brud­nej magii, ale w razie awan­tu­ry dawaj wszyst­ko, co masz. Trzy­maj. – Zdjął wi­sior i wrę­czył go Clau­du­so­wi. – Je­że­li się roz­dzie­li­my, wy­son­duj mnie. – Uca­ło­wał Frida w po­licz­ki i po­szedł w stro­nę na­jem­ni­ków. Wy­szep­tał za­klę­cie, po czym ścia­na krze­wów i cier­ni ota­cza­ją­ca sie­dzi­bę Al­che­mi­ka się roz­stą­pi­ła. Czar­no­księż­nik ru­szył w stro­nę bu­dyn­ku pew­nym kro­kiem, po­gwiz­du­jąc do­no­śnie.

Clau­dus za­my­kał po­chód. Z tru­dem po­wstrzy­my­wał uśmiech. Wie­rzył, że bo­go­wie nie bez przy­czy­ny po­rzu­ci­li go w lesie i ze­sła­li kom­pa­nię, w któ­rej mógł wresz­cie udo­wod­nić swoje zdol­no­ści. 

Gdy zbli­ży­li się na mniej niż dzie­sięć kro­ków, drzwi chat­ki otwo­rzy­ły się z hu­kiem. Po chwi­li do­strze­gli oso­bli­wą syl­wet­kę. Był to nie­wąt­pli­wie hu­ma­no­id, bo sunął ku nim na dwóch obu­tych no­gach. W jed­nej z krót­kich rąk trzy­mał za­pa­lo­ną po­chod­nię. Jego ma­syw­ne, lecz ludz­kie ciel­sko drża­ło przy każ­dym kroku. De­ka­pi­ta­cja nada­ła­by mu wy­gląd w pełni czło­wie­czy, po­nie­waż wy­róż­nia­ła go głowa, a wła­ści­wie oka­za­ły łeb kro­ko­dy­la. Osob­nik przy­sta­nął i krzyk­nął:

– A cóż to za wę­drow­cy mnie ra­czy­li od­wie­dzić o tak póź­nej porze? Mam na­dzie­ję, że nie zbój­cy to jacyś, bo ja uczci­wy pu­stel­nik.

Ja­spis par­sk­nął śmie­chem, ale nie prze­rwał mar­szu, pod­cho­dząc nie­mal na od­le­głość od­de­chu.

Kro­ko­dy­lo­gę­by cof­nął się od­ru­cho­wo i od­sło­nił osiem­dzie­siąt­kę wy­po­le­ro­wa­nych zębów. Jed­nak mo­men­tal­nie zro­bił nie­win­ną minę i wró­cił do tak­so­wa­nia nie­spo­dzie­wa­nych gości.

– Spo­koj­nie, panie pu­stel­ni­ku. Je­ste­śmy od Wdowy. Przy­sła­ła nas po to słyn­ne za­mó­wie­nie. Noc jest, deszcz leje, daj­cie towar i już nas tu nie ma – po­wie­dział Ja­spis.

– Od Wdowy, po­wia­dasz? Tro­chę mi się widzi, panie cza­ro­dzie­ju, że­ście po­dej­rza­na ha­ła­stra – od­parł czło­wiek-kro­ko­dyl. 

– Oczy­wi­ście, że po­dej­rza­na. Kogo in­ne­go się wy­sy­ła na nocną eskor­tę księż­nicz­ki? I kto poza Wdową i jej ludź­mi wie o tym miej­scu?

W od­po­wie­dzi usły­sze­li chrzą­ka­nie i sa­pa­nie. Kro­ko­dy­lo­wa­ty świ­dro­wał ich źre­ni­ca­mi okrą­gły­mi jak księ­życ w pełni. W końcu za­py­tał:

– Dia­men­ty macie?

Ja­spis uśmiech­nął się i wska­zał na worek.

– Oto za­pła­ta, ale naj­pierw spraw­dzi­my towar. Jest w środ­ku?

– Wol­ne­go! Cze­ka­cie tutaj.

Kiedy dwu­noż­ny kro­ko­dyl znik­nął za drzwia­mi, San­dor i Fe­renc wy­ję­li mie­cze, a Clau­dus rękę po ko­lej­ną por­cję księż­nicz­ki. Ktoś za­żar­to­wał z zie­lo­nej mordy, ktoś inny pró­bo­wał na­śla­do­wać tu­bal­ny ton go­spo­da­rza.

W końcu po­ja­wi­ła się ona – po­wab­na, o ob­fi­tych kształ­tach, za­ku­ta­na w grube war­stwy tka­ni­ny. Po­sta­wio­no przed nimi por­cję księż­nicz­ki, za którą można było zdo­być pół kró­le­stwa. Za­nu­rzo­ny w jej wdzię­kach palec czar­no­księż­ni­ka długo bro­dził po sprosz­ko­wa­nych krą­gło­ściach, aby wresz­cie za­czerp­nąć ze źró­dła.

Po szyb­kiej apli­ka­cji Ja­spis nie mógł prze­stać po­trzą­sać głową. Na prze­mian po­cią­gał noz­drza­mi i pry­chał jak kot. Ob­ser­wo­wał z roz­ża­le­niem, jak kro­ko­dy­lo­wa­ty za­wią­zu­je tobół.

– Widzę, że to pierw­sza schadz­ka z nie­roz­cień­czo­ną po­sta­cią. A teraz Kaj­man chce zo­ba­czyć ka­mycz­ki.

Czar­no­księż­nik ski­nął na San­do­ra, który trzy­mał na­peł­nio­ną szysz­ka­mi sakwę. Na­jem­nik po­wo­li ru­szył w stro­nę zie­lo­no­gę­be­go. Zbli­żył się na od­le­głość pię­ści i bły­ska­wicz­nym ru­chem ci­snął wor­kiem, uno­sząc miecz do cię­cia. Za wolno. Ha­czy­ko­wa­te zęby wgry­zły się już w przed­ra­mię, wy­ry­wa­jąc mięso i kości. Kaj­man nie tra­cił czasu, po­rzu­ca­jąc wy­ją­ce­go San­do­ra. Sko­czył z szyb­ko­ścią kobry. Ja­spis wy­wi­nął się uni­kiem, a kro­ko­dy­lo­wa­ty wle­ciał z im­pe­tem w Fe­ren­ca. Czar­no­księż­nik za­czął in­kan­ta­cję, ale prze­rwał mu gwał­tow­ny wy­buch. Gry­zą­cy za­pach wdarł się do noz­drzy.

Clau­dus stał bez ruchu, ob­ser­wu­jąc wal­czą­cych. Nie mógł wy­du­sić naj­prost­sze­go za­klę­cia. Wi­dział, jak Fe­renc wbija szty­let w łu­sko­wa­ty pysk, by za chwi­lę zgi­nąć roz­szar­pa­ny krót­ki­mi ła­pa­mi Kaj­ma­na. Kątem oka do­strzegł za­kap­tu­rzo­ną po­stać rzu­ca­ją­cą w stro­nę Ja­spi­sa po­dłuż­ne na­czyn­ko, które od­bi­ło się od wy­two­rzo­nej przez czar­no­księż­ni­ka ba­rie­ry. Nagle po­czuł ude­rze­nie i runął na wznak. Usły­szał krzyk, a po chwi­li wście­kły trze­pot skrzy­deł. Kop­nię­cie gru­cho­czą­ce nos zwień­czy­ło jego udział w ra­bun­ku. 

 

*

Obu­dził się i zawył ni­czym za­rzy­na­ne pro­się. Chciał do­tknąć nosa, ale ręce, po­dob­nie jak nogi, spę­ta­no mu łań­cu­cha­mi przy­twier­dzo­ny­mi do ra­chi­tycz­nej pry­czy. 

I wtedy uj­rzał ją. Zgrab­nie prze­cha­dza­ła się po izbie, nie mając na sobie nic poza gie­złem. Jej czar­ne loki opa­da­ły na ra­mio­na, a po­ma­lo­wa­ne koh­lem oczy po­głę­bia­ły dzi­kość ob­li­cza. Po­de­szła nie­spiesz­nie, ko­ły­sząc fi­glar­nie tym, czym ob­da­rzy­ła ją na­tu­ra.

A potem na­stą­pi­ło ude­rze­nie. Naj­pierw spo­licz­ko­wa­ła go nie­dba­le, a na­stęp­nie za­czę­ła okła­dać pię­ścia­mi z wście­kło­ścią, fi­nal­nie roz­dra­pu­jąc po­licz­ki i czoło. Gdy skoń­czy­ła, dy­sza­ła cięż­ko, a po jej twa­rzy spły­wa­ły czar­ne łzy. 

– Chęt­nie bym cię za­bi­ła – syk­nę­ła. – Ale Wdowa za­żą­da wy­ja­śnień. Po wszyst­kim po­pro­szę o tę przy­jem­ność. Przy­go­to­wa­łam mik­stu­rę, która zeżre cię od środ­ka jak cmen­tar­ne ro­ba­ki.

Dziew­czy­na od­wró­ci­ła się na pię­cie i wy­bie­gła z bu­dyn­ku.

 

*

Tym razem po­bud­kę za­pew­ni­ło chlu­śnię­cie. Stru­gi wody ob­my­ły po­ra­nio­ną twarz Clau­du­sa, a prze­raź­li­we zimno za­trzą­snę­ło cia­łem. Bły­ska­wicz­nie od­zy­skał świa­do­mość. Wokół jego po­sła­nia ze­bra­ła się zaś nie­ma­ła grupa osób chęt­nych do roz­mo­wy.

Prze­wo­dzi­ła Wdowa – ko­bie­ta w sile wieku, o po­są­go­wych kształ­tach i spoj­rze­niu ja­strzę­bia. Gdy pod­nio­sła urę­ka­wicz­nio­ną dłoń, po­zo­sta­li za­mil­kli. Vit­to­ria Co­lon­na wy­gła­dzi­ła fałdy krwi­sto­czer­wo­nej sukni, po czym wy­da­ła roz­kaz:

– Roz­kuj­cie go!

Frid chciał uprze­dzić wy­pad­ki i wszyst­ko wy­tłu­ma­czyć, ale świ­dru­ją­ce spoj­rze­nia zgro­ma­dzo­nych sku­tecz­nie od­bie­rały mowę.

– Od An­zel­ma czy ksią­żę­cy? – za­py­ta­ła Wdowa.

– Od w-a-a-a-s.

– On jest zdro­wy na umy­śle? Panie Dorf, pro­szę go zba­dać.

– Nie, nie – za­pro­te­sto­wał Clau­dus.

– To wy­ja­śnij mi, chłop­cze, dla­cze­go wzią­łeś udział w na­pa­dzie na moje la­bo­ra­to­rium, w kra­dzie­ży mo­je­go to­wa­ru i za­bi­ciu mo­je­go pier­do­lo­ne­go kro­ko­dy­la?!

– Kaj­man zgi­nął?

– Zgi­nął, kurwa twoja mać! Zgi­nę­ła też księż­nicz­ka, więc le­piej za­cznij śpie­wać, bo Dorf prze­son­du­je ci mózg i zmie­ni go w ga­la­re­tę!  

Clau­dus przed­sta­wił całą hi­sto­rię, po­mi­ja­jąc je­dy­nie nie­wy­god­ne szcze­gó­ły na­tu­ry fi­zjo­lo­gicz­nej. Wy­da­ło mu się, że prze­ko­nał panią Co­lon­nę, po­nie­waż nie od­czuł cha­rak­te­ry­stycz­ne­go ukłu­cia pod czasz­ką.

– Wyjdź­cie wszy­scy – za­ko­men­de­ro­wa­ła Wdowa. – Cie­bie to nie do­ty­czy, Dorf – zwró­ci­ła się do ni­skie­go męż­czy­zny, no­szą­ce­go ja­de­ito­wy na­szyj­nik zna­mio­nu­ją­cy rangę ar­cy­mi­strza.

– Chłop­cze, stra­ci­łam towar wart ma­ją­tek. Mu­sisz od­zy­skać tę pacz­kę. Ewen­tu­al­nie mogę cię od razu oddać Al­che­mikowi. Dziew­czy­na chce ci się do­brać do dupy – kon­ty­nu­owa­ła.

– Zro­bię… Nie boję się ni…

– To nie­do­brze. Ufam tylko lu­dziom, któ­rzy od­czu­wa­ją strach, zwłasz­cza przede mną – prze­rwa­ła Wdowa. – Widzę, że je­steś am­bit­ny. Am­bi­cja nie jest zła, ale sama am­bi­cja nie wy­star­czy. Do­sta­łeś wi­sior od ko­le­gi, a on od­le­ciał z moim to­wa­rem. Wy­son­du­jesz ko­le­gę, a potem wró­cisz w ich sze­re­gi jak zbłą­ka­na owiecz­ka. Tam za­bi­jesz An­zel­ma, wy­dasz mi jego bandę oraz towar oczy­wi­ście. W prze­ciw­nym razie… Panie Dorf, po­pro­szę spra­woz­da­nie.

– Diogo Clau­dus, lat sześć­dzie­siąt, wła­ści­ciel skle­pu w Sie­nie, Da­nie­la Clau­dus, lat dzie­więt­na­ście, za­miesz­ka­ła w Sie­nie, Mad­da­le­na…

– Wy­star­czy! – wy­krzyk­nął Frid. – Zro­bię to.

– An­zelm to nie lada wy­zwa­nie, ale wy­strze­gaj się też ksią­żę­cych szpic­li, któ­rych pełno u Brut­tów. U mnie zresz­tą za­pew­ne po­dob­nie – skwi­to­wa­ła Vit­to­ria Co­lon­na, po czym po­zo­sta­wi­ła jeńca pod opie­ką słu­żą­ce­go jej maga.

Mar­cel Dorf oka­zał się zna­ko­mi­tym uzdro­wi­cie­lem, przy­wra­ca­jąc po­gru­cho­ta­ny nos do peł­nej spraw­no­ści. Dzię­ki temu Clau­dus mógł zażyć księż­nicz­ki i usta­lić, gdzie znaj­du­je się Ja­spis. Reszt­ki za­pa­sów Al­che­mika tchnę­ły we Frida ogrom­ne po­kła­dy ener­gii.  

– Magię prze­mia­ny zna? – za­py­tał Dorf.

– Znam, ale…

– Podam for­mu­łę, aby jak naj­szyb­ciej do­tarł do sub­stan­cji. Za­klę­cia mo­żna użyć tylko na zwie­rzę­ciu. Dla czło­wie­ka przy­nie­sie opła­ka­ne skut­ki. Im dłuż­sza prze­mia­na, tym wię­cej zmian w mózgu.

 

*

Le­ciał więc na koniu zmie­nio­nym w smoka o jabł­ko­wi­tych łu­skach. Po­cząt­ko­wo od­czu­wał przy­jem­ne cie­pło, jakby sie­dział obok ogni­ska. Z cza­sem jed­nak żar dawał się we znaki, pa­rząc ni­czym węgle wrzu­co­ne za ko­szu­lę. Po­sta­no­wił wy­trzy­mać, nie bez po­mo­cy księż­nicz­ki.

Wy­lą­do­wał na tyle da­le­ko, by po­zo­stać nie­zau­wa­żo­nym. Wy­po­wie­dział prze­ka­za­ne słowa i smo­czy wierz­cho­wiec po­wró­cił do Wdowy.

Clau­dus ru­szył dziar­sko, choć ści­ska­ło go w klat­ce pier­sio­wej. Otrzy­mał sporą ilość wzmac­nia­cza, ale więk­szość chciał za­cho­wać na nie­chyb­ną walkę z An­zel­mem. Pew­ność sie­bie miała być na razie jego je­dy­nym orę­żem.

– Kim… – pró­bo­wał za­py­tać jeden z war­tow­ni­ków.

– Morda w kubeł! – prze­rwał Frid. – Pro­wadź do szefa. To dzię­ki mnie Ja­spis po­rwał księż­nicz­kę.

Straż­ni­cy spoj­rze­li po sobie. Jeden z nich za­gwiz­dał prze­cią­gle i po chwi­li przed bramą ze­bra­ła się spora zgra­ja ob­wie­si. Tłusz­cza roz­stą­pi­ła się jed­nak mo­men­tal­nie i Clau­dus mógł zo­ba­czyć swo­je­ prze­zna­cze­nie.

Prze­zna­cze­nie zma­te­ria­li­zo­wa­ło się w wy­so­kie­go na ponad sześć i pół stopy męż­czy­znę, który szedł z po­nu­rą miną, po­cie­ra­jąc wil­got­ną od potu ły­si­nę. Jego ka­la­fio­ro­wa­te uszy su­ge­ro­wa­ły, że sto­czył wię­cej po­je­dyn­ków, niż Frid po­chło­nął cie­płych obia­dów. Jed­nak to chły­stek miał zabić ol­brzy­ma, zu­peł­nie jak w baj­kach.

– Mówi, że od Ja­spi­sa – rzu­cił war­tow­nik.

Wiel­ko­lud za­śmiał się i mach­nął ręką. Po chwi­li przy­pro­wa­dzo­no czar­no­księż­ni­ka. Ten przed­sta­wiał obraz nędzy i roz­pa­czy. Po­szar­pa­ne ubra­nie, przy­gar­bio­na syl­wet­ka i dziw­ny chód wska­zy­wa­ły, że nie wszyst­ko po­szło jak z płat­ka.

– Oto twój Ja­spis!  

– Krik-krik-krik! – wy­krzy­czał nie­do­szły wy­ba­wi­ciel ucie­mię­żo­nych nie­wiast.

Od­głos po­wtó­rzył się kilka razy, dźwię­cząc w uszach ni­czym ude­rze­nie dzwo­nu.

An­zelm wal­nął czar­no­księż­ni­ka w brzuch, a Ja­spis padł jak długi.

– Musi wię­cej od­po­czy­wać – stwier­dził ol­brzy­mi męż­czy­zna. – A teraz ty, księż­nicz­ko. Jakoś cię nie lubię. Od razu widać, żeś za bar­dzo wy­mu­ska­ny na tę ro­bo­tę.

– To ja wy­son­do­wa­łem kry­jów­kę Al­che­mi­ka!

– Aha, czyli szu­kać po­tra­fisz. Jak te mier­no­ty ze skar­bo­we­go. A chciał An­zelm kie­dyś pójść na le­gal­ne, chciał skoń­czyć z losem ban­dy­ty. I co? Do­cho­dy się nie zga­dza­ły, na­sła­li na An­zel­ma po­bor­ców. I ta­kich jak ty ob­szar­pań­ców. Szu­kać umiesz jak pies kieł­ba­sę, to mam dla cie­bie od­po­wied­nie miej­sce.

 

*

Smród od­cho­dów i nie­świe­że­go mięsa wwier­cał się ni­czym gwóźdź wbi­ja­ny w płat czo­ło­wy. Frid leżał z rę­ka­mi sple­cio­ny­mi pod kar­kiem, roz­my­śla­jąc o tym, kiedy bo­go­wie od­wró­cą jego kartę. Po­zba­wio­no go księż­nicz­ki, a to, co za­apli­ko­wał, aby ochło­dzić ciało pod­czas prze­lo­tu, zdą­ży­ło już ule­cieć z krwio­bie­gu. Za­kła­dał, że Wdowa ma plan awa­ryj­ny. W innym przy­pad­ku po­zo­sta­wa­ło li­czyć na cud.

I cud zma­te­ria­li­zo­wał się w po­stać nie­pięk­ną, nie­zgrab­ną, z krzy­wym nosem i pie­go­wa­tą fa­cja­tą. Do­lo­res Brut­ta przy­kuc­nę­ła przy klat­ce, którą Clau­dus dzie­lił z psim to­wa­rzy­stwem.

– Wiesz, Ja­spis był moją ostat­nią na­dzie­ją. Miał wró­cić z wy­pra­wy ni­czym praw­dzi­wy ksią­żę. Od­da­łam mu, co naj­cen­niej­sze, a on teraz gda­cze jak kura – roz­pła­ka­ła się.  

– Opo­wie­dział­bym swoją hi­sto­rię, ale nie wiem, czy nie­szczę­ścia in­nych dzia­ła­ją na cie­bie ko­ją­co. Ja­spis chciał cię uwol­nić. Ja chcia­łem pomóc jemu.

– To teraz po­mo­żesz mi. Otwo­rzę klat­kę, a ty wy­koń­czysz tego by­dla­ka.

– Przez dwa dni przy­ją­łem tyle prosz­ku, że bez księż­nicz­ki mogę co naj­wy­żej po­dłu­bać pal­cem w nosie.

– Do­brze, za­ła­twię ci pro­szek, ale to po­trwa.

Clau­dus przy­mknął oczy i za­padł w sen. Śniła mu się Mad­da­le­na. Od­da­wa­li się łóż­ko­wym igrasz­kom. Wtem z gar­dła, uszu, oczu i in­nych otwo­rów ko­bie­ty za­czę­ły wy­pły­wać ogrom­ne ilo­ści bru­nat­no­czer­wo­nej mazi. Chciał krzy­czeć, ale krew wy­peł­ni­ła mu usta. Tra­cił od­dech.

Wresz­cie usły­szał stu­ka­nie w pręty i po­wró­cił do ży­wych. Do­lo­res przy­by­ła w to­wa­rzy­stwie Ja­spi­sa, który to ma­chał rę­ka­mi, to sia­dał jak na­sro­żo­ny kogut. Co naj­waż­niej­sze przy­cią­gnę­li tobół skra­dzio­ny z la­bo­ra­to­rium.  

– Straż­ni­kom za­chcia­ło się mieć mnie we dwóch, a Ja­spis wy­kradł pa­ku­nek – zre­la­cjo­no­wa­ła Do­lo­res.

– Krik-krik-krik – po­twier­dził czar­no­księż­nik.

– Wcią­gnij, ile się da – kon­ty­nu­owa­ła dziew­czy­na. – Ta ma­czu­ga jest…

– Zgnio­tę go jak ro­ba­ka! – prze­rwał Clau­dus, po czym zażył sub­stan­cji i ru­szył w stro­nę za­bu­do­wań, przy­po­mi­na­jąc sobie wszyst­kie for­muł­ki, które mo­gły­by po­słać An­zel­ma do ostat­nich krę­gów pie­kła. Obie­cał sobie, że tym razem nie stchó­rzy. Czas upo­ko­rzeń miał do­biec końca. 

Pierw­szych kilku żoł­da­ków rzu­cił w po­wie­trze, jakby za­miast zgrai har­dych ban­dy­tów sta­nę­ły mu na­prze­ciw la­taw­ce. Ko­lej­nym czte­rem wśli­zgnął się do mózgu, na­ka­zu­jąc prze­bi­cie wła­sny­mi mie­cza­mi. Resz­ta zo­sta­ła za­ję­ta walką z ilu­zja­mi masz­kar, które po­ścią­gał dla każ­de­go z od­mę­tów ban­dyc­kich umy­słów.

An­zelm prze­dzie­rał się przez tłum, to­ru­jąc sobie drogę kuk­sań­ca­mi. Co bar­dziej opor­nych od­su­wał ude­rze­niem ma­czu­gi. Gdy do­tarł do Clau­du­sa, jego broń ocie­ka­ła po­so­ką.

Frid uło­żył w gło­wie for­mu­łę roz­sz­cze­pie­nia. Do­tych­czas użył jej tylko raz – pod­czas ćwi­czeń na sło­mia­nym ma­ne­ki­nie, co od­cho­ro­wał przez ty­dzień, kasz­ląc jak po za­pa­le­niu płuc. Czuł jed­nak, że trze­ba się­gnąć po środ­ki osta­tecz­ne. Wy­tę­żył więc umysł do gra­nic moż­li­wo­ści, po czym pchnął w stro­nę An­zel­ma wiąz­kę ener­gii. Czas dla Clau­du­sa zwol­nił, jakby bo­go­wie przy­ha­mo­wa­li wska­zów­ki ze­ga­ra. Wi­dział, jak po­wie­trze fa­lu­je i zbli­ża się do celu. I za chwi­lę jak wiel­ko­lud od­bi­ja za­klę­cie ude­rze­niem ma­czu­gi. Frid opadł na ko­la­na.

– Do­pó­ki trzy­mam tę panią, żadna magia się mnie nie ima – po­wie­dział An­zelm. – My­ślisz, że je­steś pierw­szym ma­gio­sra­jem, który pró­bo­wał? – za­śmiał się na całe gar­dło.

Clau­dus po­pa­trzył w niebo otę­pia­łym wzro­kiem i wy­krzy­czał:

– Bo­go­wie! Usłysz­cie mnie wresz­cie! Zsy­ła­cie na mnie ko­lej­ne plagi i nie­szczę­ścia. Co wam uczy­ni­łem, że mnie tak nie­na­wi­dzi­cie? Chyba na­le­ży mi się tro­chę po­mo­cy w tym smut­nym jak…

 

*

W tym samym cza­sie, wy­so­ko ponad gło­wa­mi wal­czą­cych, w nie­za­da­szo­nym po­miesz­cze­niu oto­czo­nym mlecz­no­bia­ły­mi ścia­na­mi, czte­rech ele­ganc­kich męż­czyzn wy­kła­da­ło z za­pa­łem na stół karty zdo­bio­ne ry­ci­na­mi roz­ne­gli­żo­wa­nych nie­wiast. Kłó­ci­li się przy tym co nie­mia­ra.

– W piki, Stay­man! Mia­łeś wyjść w piki!

– Cicho! Znów sły­szę za­wo­dze­nie śmier­tel­ni­ków z trój­ki. Moja głowa zaraz eks­plo­du­je. Ja­co­by, zrób­że coś z tym.

– Bo­skie in­ter­wen­cje to nie po­ran­ne bułki. Nie będę się wtrą­cał za każ­dym razem, gdy roz­bo­li cię głowa!

 

*

– I co teraz, kmiot­ku? Bo­go­wie nie od­po­wie­dzie­li. Nigdy nie od­po­wia­da­ją, bo są po pro­stu wy­ssa­ni z brud­nych ka­płań­skich pal­ców! – An­zelm za­re­cho­tał, uno­sząc ma­czu­gę w bluź­nier­czym ge­ście.

Po­zo­sta­li ban­dy­ci przy­łą­czy­li się do przy­wód­cy, choć tylko nie­licz­ni uśmie­cha­li się bar­dziej niż zdaw­ko­wo.

Do­lo­res ob­ser­wo­wa­ła ich z fa­ta­li­stycz­ną obo­jęt­no­ścią. 

Ja­spis nie prze­sta­wał gar­dło­wać krik-krik-krik.

 

*

– Teraz krzy­czą, że nie ist­nie­je­my!

– Za­wsze tak krzy­czą. Za­wi­sto­wa­łeś jak ofer­ma!

– Krzy­czą, że je­ste­śmy bru­da­sa­mi.

– Takie słowa do dżen­tel­me­nów? Miar­ka się prze­bra­ła!

– In­ter­wen­cja?

– In­ter­wen­cja! Blac­kwo­od, dawaj to tę­czo­we dzia­do­stwo, które wle­cia­ło wczo­raj.

 

*

An­zelm za­mach­nął się, by za­koń­czyć Clau­du­so­wy żywot, i w tym wła­śnie mo­men­cie wie­lo­barw­ny słup ener­gii ude­rzył ol­brzy­ma pro­sto w po­ty­li­cę. Wiel­ko­lud za­chwiał się, ale utrzy­mał na no­gach. Jed­nak za­miast pla­no­wa­ne­go ciosu, po­słał pro­mie­ni­sty uśmiech. Od­rzu­cił ma­czu­gę i pod­niósł prze­ciw­ni­ka, tuląc go do sie­bie jak dawno nie­wi­dzia­ne­go człon­ka ro­dzi­ny.

Frid nie cze­kał, aż zgi­nie, tym razem zgnie­cio­ny przez nad­miar ser­decz­no­ści, tylko ude­rzył na­sa­dą dłoni w pod­bró­dek An­zel­ma i wy­swo­bo­dził się z uści­sku.

– Zabij go! – wykrzy­cza­ła Do­lo­res.

To już nie in­te­re­so­wa­ło Clau­du­sa. Miał dosyć. Chciał za­po­mnieć o wszyst­kim, naj­le­piej w ja­kimś por­to­wym mie­ście i przy szpet­nej kur­ty­za­nie. Sko­czył więc pręd­ko w kie­run­ku psiar­ni, gdzie po­zo­stał tobół z księż­nicz­ką. Do­padł do prosz­ku i po­cią­gnął pro­sto z worka. Po­sta­no­wił za­ry­zy­ko­wać. Wy­krzy­czał usły­sza­ne od Dorfa za­klę­cie, kie­ru­jąc stru­mień mocy w swoją stro­nę. Wkrót­ce potem uno­sił w szpo­nach pa­ku­nek, spo­glą­da­jąc z góry na An­zel­ma przy­tu­la­ją­ce­go ko­lej­nych ban­dy­tów, na Do­lo­res tu­pią­cą no­ga­mi ze zło­ścią i na Ja­spi­sa, który ma­chał rę­ka­mi ni­czym pen­sjo­na­riusz za­kła­du dla obłą­ka­nych.

 

*

Smo­cze skrzy­dła ło­po­ta­ły asy­me­trycz­nie jak żagle rwane hu­ra­ga­nem. Czuł się naj­więk­szym spry­cia­rzem tej czę­ści świa­ta. Jesz­cze chwi­la uciecz­ki, by wy­lą­do­wać i przy­wró­cić ludz­ką po­stać bez ry­zy­ka trwa­łych uszko­dzeń. Choć na­by­cie odro­bi­ny ga­dzich na­le­cia­ło­ści nie wy­da­wa­ło mu się pro­ble­mem. Wie­rzył, że z po­sia­da­ną ilo­ścią księż­nicz­ki może osią­gnąć do­wol­nie ob­ra­ny cel.

I w tym wła­śnie mo­men­cie eks­ta­zy, pru­ją­ca po­wie­trze z nie­bo­tycz­ną pręd­ko­ścią strza­ła wbiła się w smo­czą sem­pi­ter­nę, wy­wo­łu­jąc ryk, który za­trzą­snął oko­li­cą. Grot na­są­czo­ny ma­gicz­nym an­ty­sep­ty­kiem po­wa­lił Clau­du­sa pro­sto w lnia­ną sieć, wokół któ­rej cze­kał co naj­mniej tuzin zbroj­nych. Śro­dek an­ty­ma­gicz­ny usu­nął skut­ki za­klę­cia. Frid, pró­bu­jąc uciec z za­sta­wio­nej pu­łap­ki, wił się ni­czym plą­ta­ni­na węży, a z jego noz­drzy bu­cha­ły smuż­ki dymu.  

– Wyj­mij­cie z saka gada, co utra­cił łuski – roz­ka­zał przy­sa­dzi­sty męż­czy­zna. – I za­bez­pie­czyć towar!

– Tak jest, panie po­rucz­ni­ku!

Trzej żoł­da­cy wy­cią­gnę­li maga i lek­kim szturch­nię­ciem do­pro­wa­dzi­li go przed ob­li­cze do­wód­cy.

– Fri­dzie Clau­du­sie, synu… i tak dalej – wy­mam­ro­tał po­rucz­nik. – Przyj­mij­my, że wy­re­cy­to­wa­łem for­muł­kę. Ni­niej­szym aresz­tu­ję cię na pod­sta­wie ar­ty­ku­łu pięć­dzie­sią­te­go dzie­wią­te­go de­kre­tu de Rico. Mo­żesz mówić, ale nie za­kła­daj, że kto­kol­wiek za­pa­mię­ta co­kol­wiek.

– Gdzie je­stem? Kim je­steś? – od­parł Clau­dus, wy­ka­słu­jąc brud­no­sza­rą mgieł­kę.

– Je­steś w na­szych rę­kach. A ja mam przy­jem­ność zwać się Bo­re­as Sla­vi­ni, po­rucz­nik w służ­bie jego wiel­kok­sią­żę­cej wy­so­ko­ści księ­cia An­to­nie­go de Rico. Nad­mie­nię dla po­rząd­ku, że dwa dni temu jego de­kre­tem za­le­ga­li­zo­wa­no ke­ta­lis fen­cis, okre­śla­ną przez was, ban­dy­tów, mia­nem księż­nicz­ki.

– Prze­cież była le­gal­na. Pro­fe­so­ro­wie…

– To już spór dla ju­ry­stów. Teraz sy­tu­acja jest jasna. Pro­duk­cja i dys­try­bu­cja zo­sta­ła ob­ję­ta pre­ro­ga­ty­wą ksią­żę­cą. To zresz­tą na­tu­ral­ne. Księż­nicz­ka na­le­ży do księ­cia, nie­praw­daż?

– A co to ma wspól­ne­go ze mną?

– A to, że zła­pa­li­śmy cię z ilo­ścią zwia­stu­ją­cą nie­li­chą karę, może nawet głów­ną.

– Ale mówił pan po­rucz­nik, że pro­duk­cja i…

– Pro­duk­cja i dys­try­bu­cja oraz po­sia­da­nie ilo­ści więk­szej niż na uży­tek wła­sny.

– Nic się nie da zro­bić? – za­py­tał Frid bła­gal­nym tonem.

– I tu tra­fi­łeś w sedno. Na mocy sto­sow­ne­go upo­waż­nie­nia mogę zło­żyć bez­wa­run­ko­wą ofer­tę wy­ni­ka­ją­cą z ar­ty­ku­łu sześć­dzie­sią­te­go de­kre­tu de Rico. Idziesz w ko­ro­nę, panie Clau­dus! – Sla­vi­ni uśmiech­nął się szel­mow­sko. – Przyj­mu­jesz tu i teraz albo ofer­ta wy­ga­sa.

– Jaką ko­ro­nę? Będę księ­ciem?

– Bę­dziesz de­nun­cja­to­rem. Wy­dasz wszyst­kich z rodu Brut­ta, Co­lon­na i ich po­plecz­ni­ków. Jak o kimś nie wiesz, mu­sisz być kre­atyw­ny, nie­praw­daż? De­cy­du­jesz się czy pę­ta­my w łań­cu­chy?

– Biorę! – wrza­snął Clau­dus. – Do­sta­nę ochro­nę? Nową toż­sa­mość? A moja ro­dzi­na?

– A tak, tak. Wrzu­ci­my was do ta­kiej chat­ki na to­tal­nym za­du­piu, skrom­nej, ale wy­god­nej. Z ba­rie­rą an­ty­ma­gicz­ną. Wy­chód nie­ste­ty na ze­wnątrz. 

– Ale co ja tam będę robił?

– Do­sta­niesz in­kaust i kilka ar­ku­szy per­ga­mi­nu. Spi­szesz wspo­mnie­nia z prze­stęp­czej ka­rie­ry. Mnó­stwo skru­szo­nych ban­dy­tów tak teraz robi. Jak bę­dziesz kre­atyw­ny, na pewno od­nie­siesz suk­ces, nie­praw­daż?

Koniec

Komentarze

Po­wtó­rzę swoją opi­nię z bety. Bar­dzo do­brze wy­szła ci nar­ra­cja, akcja wart­ko prze na­przód, na­pę­dza­ją ją ko­lej­ne prze­ciw­no­ści losu, które spo­ty­ka­ją Frida. Upa­dek z desz­czu pod rynnę i znowu w deszcz, potem z pa­tel­ni w ogień ani na mo­ment nie nuży, bo ko­lej­ne frag­men­ty łączą się w zgrab­ną ca­łość. Po­sta­cie są cha­rak­te­ry­stycz­ne, a dzię­ki zgrab­nie na­pi­sa­nym dia­lo­gom czuć che­mię mię­dzy nimi. Na szcze­gól­ną uwagę za­słu­gu­je rów­nież przed­sta­wie­nie księż­nicz­ki, a ra­czej księż­ni­czek (cho­ciaż ta w syp­kiej po­sta­ci wy­szła ci naj­le­piej, po­niż­szy cytat jest jed­nym z moich ulu­bio­nych:

W końcu po­ja­wi­ła się ona – po­wab­na, o ob­fi­tych kształ­tach, za­ku­ta­na w grube war­stwy tka­ni­ny. Po­sta­wio­no przed nimi por­cję księż­nicz­ki, za którą można było zdo­być pół kró­le­stwa. Za­nu­rzo­ny w jej wdzię­kach palec czar­no­księż­ni­ka długo bro­dził po sprosz­ko­wa­nych krą­gło­ściach, aby wresz­cie za­czerp­nąć ze źró­dła.

Super! :) Prze­fru­ną­łem przez tekst jak ten smok, Mega zgrab­nie na­pi­sa­ne. Chęt­nie prze­czy­tał­bym książ­kę opar­tą na tym uni­wer­sum. Rzad­ko kiedy po prze­czy­ta­niu opka mam tak, że nie za bar­dzo wiem co na­pi­sać, poza tym, że wy­szło świet­nie. 

Idę no­mi­no­wać do bi­blio­te­ki, bo zwy­czaj­nie nie ma innej opcji :)

Fla­drif, Mor­te­cius

 

Jesz­cze raz Wam bar­dzo dzię­ku­ję, po­nie­waż wspól­nie z Shan­ti spra­wi­li­ście, że tekst na­brał ogła­dy. No i cie­szę się, że opo­wia­da­nie przy­pa­dło do gustu. :-)

 

si­lver_ad­vent

 

Cześć! To teraz ja nie wiem, co na­pi­sać, bo za­sko­czy­łeś mnie mocno. ;-) Na­pi­szę więc po pro­stu: wiel­kie dzię­ki! Za po­le­ce­nie do bi­blio i tak miły ko­men­tarz. Bar­dzo się cie­szę, że aż tak Ci się spodo­ba­ło. :-)

 

Chęt­nie prze­czy­tał­bym książ­kę opar­tą na tym uni­wer­sum.

 

Przy moich mo­cach prze­ro­bo­wych, to pew­nie bym skoń­czył w ko­lej­nym stu­le­ciu. ;-) Na­to­miast cho­dzi mi po gło­wie pe­wien po­mysł wy­ko­rzy­stu­ją­cy dwie po­sta­cie dru­go­pla­no­we, które się tu po­ja­wi­ły. Być może wrócę zatem do tego uni­wer­sum, w for­mie opo­wia­da­nia jed­nak­że.

Dzię­ki raz jesz­cze i po­zdra­wiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Bar­dzo cie­ka­wie po­trak­to­wa­łeś motyw “księż­nicz­ki”. Dzię­ki niej magom nie grozi wy­pa­le­nie za­wo­do­we. ;) Zga­dzam się z po­zo­sta­ły­mi czy­tel­ni­ka­mi – stwo­rzy­łeś barw­ny i in­try­gu­ją­cy świat ( szcze­gól­nie po­do­ba­li mi się Kaj­man i Wdowa). 

Po­zdra­wiam!

Hej, hej

Ładna opo­wiast­ka. Nie wiem, czy miało być hu­mo­ry­stycz­nie z tym wpa­da­niem w coraz więk­sze kło­po­ty, ale hu­mo­ru nie od­czu­łem. Nie prze­szka­dza­ło to w przy­jem­nej lek­tu­rze, po­nie­waż styl masz lekki i bar­dzo płyn­ny. Księż­ni­czek tu kilka, ale ta z prosz­ku wy­róż­nia się naj­bar­dziej. Scena z bó­stwa­mi za­ję­ty­mi grą tro­chę za­sko­czy­ła swoją obec­no­ścią, ale deus ex ma­chi­na w takim wy­da­niu jesz­cze uj­dzie.

Po­do­ba­ły mi się dia­lo­gi – cał­kiem na­tu­ral­ne i od­da­ją­ce kli­mat – oraz kre­acja po­sta­ci – cha­rak­te­ry­stycz­ne i cie­ka­we, szcze­gól­nie Kaj­man. Za­strze­że­nia miał­bym je­dy­nie do Ja­spi­sa zbyt chęt­nie i łatwo go­dzą­ce­go się na oszczę­dze­nie Clau­du­sa, ale to drob­ny man­ka­ment.

Kli­kam, bo warto.

Lupus 

 

Dzię­ki za ko­men­tarz. Cie­szę się, że po­sta­cie i uni­wer­sum po­de­szły. 

 

Za­na­is 

 

Dzię­ki za kilk i dobre słowa, szcze­gól­nie te o stylu, po­nie­waż prze­sta­wie­nie się ze stylu for­mal­ne­go, któ­re­go uży­wam w pracy, na lżej­sze tory, wciąż nie jest takie pro­ste. ;-) 

Bar­dzo mnie cie­szy, że hi­sto­ria po­de­szła. Hu­mo­ru jakoś spe­cjal­nie tu nie ła­do­wa­łem. Miała to być lekka sa­ty­ra na opo­wiast­ki typu Jak zo­sta­łem gang­ste­rem (plus coś jesz­cze), ale ra­czej bez ele­men­tów stric­te hu­mo­ry­stycz­nych. 

Mo­ty­wa­cja Ja­spi­sa, na którą zwró­ci­łeś uwagę, pew­nie nie wy­brzmie­wa tak, jak za­mie­rza­łem. Re­la­cja tych po­sta­ci miała być nieco bar­dziej skom­pli­ko­wa­na, ale mu­sia­łem wy­ciąć ma­cze­tą sporo zna­ków (tak z 15k). W za­my­śle wie­sza­nie było tro­chę na wy­rost (jako re­ak­cja na uży­cie daw­ne­go imie­nia plus dzia­ło się to przy pod­wład­nych, któ­rzy w wer­sji roz­sze­rzo­nej pró­bo­wa­li pod­wa­żyć au­to­ry­tet do­wód­cy), więc i uwol­nie­nie (mo­ty­wo­wa­ne także chę­cią zdo­by­cia to­wa­ru) mogło wyjść ciut le­piej. ;-)

A bo­go­wie to wła­śnie alu­zja do deus ex ma­chi­na, cho­ciaż w tek­ście (w dia­lo­gach czy prze­my­śle­niach bo­ha­te­ra) sta­ra­łem się zwró­cić na nich uwagę. Oczy­wi­ście przed­sta­wie­nie ich jako bry­dży­stów to kom­plet­ny ab­surd, który miał roz­ła­do­wać ton opo­wia­da­nia. ;-)

 

Po­zdra­wiam! 

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Cześć!

Nie prze­pa­dam za fan­ta­sy, co bez wąt­pie­nia miało wpływ na od­biór tek­stu. Miej­sca­mi tro­chę się gu­bi­łem w na­tło­ku wy­da­rzeń, ale może to być spo­wo­do­wa­ne tym, że mój mózg – ostat­nio w nie naj­lep­szej for­mie – nie po­tra­fi się od­po­wied­nio sku­pić na tek­ście, który nie wcho­dzi z au­to­ma­tu do szu­fla­dy – in­te­re­su­ją­ce. Naj­chęt­niej od­pu­ścił­bym sobie ko­men­tarz, żeby przez swoje uprze­dze­nia nie skrzyw­dzić Au­to­ra, ale z racji, że prze­czy­ta­łeś moje tek­sty, to na­le­ży Ci się on jak psu buda.

Za­bra­kło mi kilku zaj­mu­ją­cych opi­sów i wrzu­co­nych mi­mo­cho­dem in­for­ma­cji o świe­cie, mamy tylko to, co jest nie­zbęd­ne dla fa­bu­ły, co z jed­nej stro­ny jest słusz­ne, ale z dru­giej ogra­ni­cza świat do nie­zbęd­ne­go mi­ni­mum. Akcja idzie spraw­nie i od­bior­cy, któ­rzy po­szu­ku­ją w opo­wia­da­niach roz­ryw­ki mogą być w pełni za­do­wo­le­ni, ale ja chciał­bym jesz­cze coś do­dat­ko­we­go, czego – być może przez wła­sną nie­uwa­gę – w Twoim tek­ście nie zna­la­złem.

Styl masz kla­row­ny i do­brze sobie ra­dzisz z dia­lo­ga­mi. Po­sta­cie wy­kre­owa­ne są na za­do­wa­la­ją­cym po­zio­mie. Moim zda­niem tro­chę szko­da, że roz­wią­zu­jesz akcję in­ter­wen­cją bogów, bo to dobry mo­ment na wy­my­śle­nie cze­goś ory­gi­nal­ne­go, co wy­róż­ni­ło­by Twoje opo­wia­da­nie. Choć, przy­zna­ję, owa in­ter­wen­cja pa­su­je do lekko hu­mo­ry­stycz­ne­go tonu opo­wie­ści.

Pod­su­mo­wu­jąc: do­brze na­pi­sa­ne, wart­kie opo­wia­da­nie, w któ­rym za­bra­kło mi cze­goś, co od­róż­ni­ło­by je od in­nych do­brze na­pi­sa­nych i wart­kich opo­wia­dań.

Cześć!

Tempo mamy tu dość szyb­kie, mocno sta­wiasz na akcję. Ma to swoje dobre stro­ny: trud­no się u Cie­bie nu­dzić, nie ma za­mu­la­nia, sta­rasz się wpleść w opo­wia­da­nie cał­kiem sporo zda­rzeń. Są też oczy­wi­ście i gor­sze: cza­sem bra­ku­je tro­chę “wy­peł­nie­nia scen” – ob­szer­niej­sze­go wy­ło­że­nia reguł świa­ta, re­aliów, całej otocz­ki jaka to­wa­rzy­szy bo­ha­te­rom. Nie po­wiem, żeby mi to ze­psu­ło wra­że­nia z lek­tu­ry, bo czy­ta­ło się przy­jem­nie (zwłasz­cza, że tekst jest lekki). Tym nie mniej u mnie to za­wsze jest tak, że je­stem cie­kaw wy­kre­owa­ne­go świa­ta, więc i bez ma­ru­dze­nia na ten brak wy­peł­nie­nia obejść się nie mogło. ;-)

Po­do­ba mi się po­mysł na in­ter­pre­ta­cję te­ma­tu kon­kur­su. Jest dość nie­kon­wen­cjo­nal­ny, a że nie­kon­wen­cjo­nal­ność lubię, to chyba tłu­ma­czyć za bar­dzo nie muszę. :)

Sta­wiasz tutaj na lek­kość. Gdzie­nie­gdzie prze­pla­tasz ją wstaw­ka­mi hu­mo­ry­stycz­ny­mi. To ge­ne­ral­nie za­le­ta opo­wia­da­nia: lek­kość za­wsze uprzy­jem­nia lek­tu­rę, faj­nie po­ma­ga jej nadać okre­ślo­ne tempo. A przy oka­zji taki tekst mniej od czy­tel­ni­ka wy­ma­ga, co uła­twia “pły­nię­cie” z daną hi­sto­rią. Tym nie mniej te po­ja­wia­ją­ce się in­cy­den­tal­nie wstaw­ki hu­mo­ry­stycz­ne są jakby nie­rów­ne. Nie wy­glą­da­ją na pla­no­wa­ne, ra­czej wsta­wio­ne oka­zyj­nie i to bywa tro­chę my­lą­ce, bo jed­nak cięż­ko do końca oce­nić, czy ob­cu­je się z tek­stem hu­mo­ry­stycz­nym, czy może zwy­czaj­nie lek­kim.

Za­trzy­mał mnie jeden mo­ment na po­cząt­ku (pra­wie na po­cząt­ku), kiedy Ja­spis bar­dzo łatwo zga­dza się na pro­po­zy­cję bo­ha­te­ra. Wy­da­je mi się, że tutaj przej­ście było jakby zbyt szyb­kie, ta scena po­trze­bo­wa­ła chyba ze dwóch, trzech wy­mian zdań wię­cej przed zgodą Ja­spi­sa, żeby ją nieco uwia­ry­god­nić. Może to przez limit?

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Pa­la­io

 

Cześć!

Dzię­ki, że jed­nak do­da­łeś ko­men­tarz i do­brze, że je­steś szcze­ry. Wy­ra­zi­łeś kon­kret­ną opi­nię, bez zło­śli­wo­ści i to jest super. Same po­chwa­ły by­ły­by więk­szym pro­ble­mem niż kom­plet ne­ga­ty­wów (tym bar­dziej, jak­byś czy­nił to w ra­mach „re­wan­żu”). ;-) 

Hi­sto­ria miała zaś po­sia­dać dru­gie dno. Jeden z Czy­tel­ni­ków (z bety) wpadł na to, co autor miał na myśli, lecz to nie ozna­cza, że prze­kaz jest kla­row­ny. Nie mia­łem więc za­mia­ru wy­my­ślić tylko kla­sycz­ne­go fan­ta­sy, na­to­miast w tym an­tu­ra­żu czuje się na razie naj­bez­piecz­niej (choć wiem, że nie każdy taką otocz­kę lubi). ;-) 

 

Po­zdra­wiam!

 

CM

 

Hej!

Rów­nież Tobie dzię­ku­ję za opi­nię (ed.: i za klik :-)). Limit fak­tycz­nie spra­wił, że kilka re­la­cji mogło nie za­grać tak, jak za­pla­no­wa­łem. 

Tekst nie miał być hu­mo­ry­stycz­ny, ra­czej lekki, po­nie­waż na razie to maks, jaki je­stem w sta­nie wy­krze­sać. ;-) A pierw­sze opo­wia­da­nie, które wy­pro­du­ko­wa­łem, miało nieco dziw­ną kom­po­zy­cję, więc tym razem chcia­łem, aby było bar­dziej stan­dar­do­wo.

Opi­sów nie lubię zaś (albo ina­czej – do­pie­ro się do nich prze­ko­nu­ję), stąd nie ma ich dużo. Tro­chę w myśl za­sa­dy El­mo­ra Le­onar­da, który twier­dził, że „opusz­cza te czę­ści, które czy­tel­ni­cy po­mi­ja­ją”. ;-) Wiem, że nie każ­de­mu to pa­su­je, ale (być może jesz­cze) ina­czej nie umiem. 

Jak już wspo­mnia­łem w po­przed­niej od­po­wie­dzi, w tym stylu i kli­ma­cie (fan­ta­sy, lekki ton, mało opi­sów) czuję się naj­bez­piecz­niej i spraw­dzam, czy je­stem w sta­nie na­pi­sać coś w miarę straw­ne­go. ;-) Skoro od­biór jest w za­sa­dzie po­zy­tyw­ny, może uda mi się wy­my­ślić coś z innej bajki. Choć czasu na to wszyst­ko bra­ku­je. ;-)

 

Po­zdra­wiam!

 

Ali­cel­la

 

Witam i po­zdra­wiam, bo cóż in­ne­go mogę na­pi­sać. :P

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Fi­li­pie, Drogę na skró­ty prze­by­łam z ogrom­ną przy­jem­no­ścią i mimo że wy­da­rze­nia na­stę­po­wa­ły w dość za­wrot­nym tem­pie, zdo­ła­łam śle­dzić sza­lo­ną akcję z na­le­ży­tą uwagą. Przy­go­dy Frida, choć za­ska­ku­ją­ce i wstrzą­sa­ją­ce, zo­sta­ły opo­wie­dzia­ne ze sto­sow­ną dozą przed­nie­go hu­mo­ru, a to spra­wi­ło, że lek­tu­ra była jesz­cze przy­jem­niej­sza.

Bar­dzo spodo­ba­ła mi się Twoja księż­nicz­ka, zwłasz­cza że wy­stą­pi­ła w po­sta­ci sprosz­ko­wa­nej, a bo­go­wie-dżen­tel­me­ni, choć wy­stą­pi­li w epi­zo­dzie, nad wyraz przy­pa­dli mi do gustu. Nie bez pew­ne­go za­do­wo­le­nia zo­czy­łam w tek­ście sem­pi­ter­nę. ;D

Fi­li­pie, je­stem prze­ko­na­na, że po­pra­wisz uster­ki, więc po­zwa­lam sobie, drogą na skró­ty, udać się do kli­kar­ni.

 

Sym­bolu przy­na­leż­nego adep­tom czar­nej sztu­ki, wy­wo­łu­ją­cego u po­spól­stwa… → Sym­bolem przy­na­leż­nym adep­tom czar­nej sztu­ki, wy­wo­łu­ją­cym u po­spól­stwa

 

je­dy­ne co mógł zro­bić, to wy­wró­cić ocza­mi. → …je­dy­ne co mógł zro­bić, to prze­wró­cić ocza­mi.

 

 – Ostat­nie słowa? Może trze­ba od­wie­dzić jakąś na­dob­ną pannę, zło­żyć wy­ra­zy współ­czu­cia i ode­gnać jej smut­ki? – po­wie­dział Ja­spis. → Ra­czej: …za­py­tał Ja­spis.

 

Wizje prze­bie­ra­ły na szyb­ko­ści i sile… → Chyba miało być: Wizje przybie­ra­ły na szyb­ko­ści i sile

 

po­ru­sza­ły się kłu­sem, który w bar­dziej za­gęsz­czo­nych re­jo­nach lasu prze­cho­dził w stępa. → …prze­cho­dził w stęp.

Tu znaj­dziesz od­mia­nę słowa stęp.

 

ru­szył w stro­nę bu­dyn­ku pew­nym kro­kiem, po­gwiz­du­jąc do­nio­śle. → Chyba miało być: …po­gwiz­du­jąc do­no­śnie.

Za SJP PWN: do­nio­sły «ma­ją­cy wiel­kie zna­cze­nie, od­gry­wa­ją­cy istot­ną rolę»

 

Gdy pod­nio­sła urę­ka­wicz­nio­ną dłoń… → Gdy pod­nio­sła urę­ka­wicz­o­ną dłoń

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Re­gu­la­to­rzy

 

Witam i ser­decz­nie dzię­ku­ję za ko­men­tarz oraz za uda­nie się do kli­kar­ni. :-)

Cie­szę się przede wszyst­kim, że udało się wy­ła­pać sem­pi­ter­nę, po­nie­waż zo­sta­ła użyta, że się tak wy­ra­żę, z de­dy­ka­cją. Po­zo­sta­ła część opi­nii rów­nież wpra­wi­ła mnie w nie­ma­łe za­do­wo­le­nie. :D

Dzię­ku­ję za po­praw­ki. Mam jed­nak dwa do­dat­ko­we py­ta­nia o po­praw­ność, po­nie­waż te aku­rat wy­ra­że­nia do­kład­nie spraw­dza­łem przed pu­bli­ka­cję (być może nie do końca na­le­ży­cie). ;-)

 

po­ru­sza­ły się kłu­sem, który w bar­dziej za­gęsz­czo­nych re­jo­nach lasu prze­cho­dził w stępa. → …prze­cho­dził w stęp.

 

Od­mia­nę spraw­dzi­łem tutaj. Być może daw­niej tak ten wyraz od­mie­nia­no (całe wy­ra­że­nie Prze­szedł w stępa sie­dzia­ło mi na tyle mocno w gło­wie, że od­mia­na w stęp wy­da­ła mi się nie­na­tu­ral­na). ;-)

 

Gdy pod­nio­sła urę­ka­wicz­nio­ną dłoń… → Gdy pod­nio­sła urę­ka­wi­czo­ną dłoń

 

Stąd mi wy­szło, że urę­ka­wicz­nio­ną bę­dzie rów­nież po­praw­nie (a ład­niej brzmia­ło).

 

I jedną wąt­pli­wość:

 

Sym­bo­lu przy­na­leż­ne­go adep­tom czar­nej sztu­ki, wy­wo­łu­ją­ce­go u po­spól­stwa… → Sym­bo­lem przy­na­leż­nym adep­tom czar­nej sztu­ki, wy­wo­łu­ją­cym u po­spól­stwa

Wy­da­ło mi się, że ten rów­no­waż­nik od­wo­łu­je się do wy­ra­że­nia w kształ­cie ośmio­ra­mien­nej gwiaz­dy (bo to gwiaz­da jest wła­śnie sym­bo­lem), a więc uży­cie do­peł­nia­cza jest pra­wi­dło­we, ale być może się mylę (i trze­ba użyć wska­za­nej przez Cie­bie od­mia­ny, po­nie­waż mamy od­wo­ła­nie do wy­ra­że­nia z za­wiesz­ką). Pytam, bo znacz­nie na­tu­ral­niej brzmia­ło mi uży­cie do­peł­nia­cza. ;-)

Po­zo­sta­łe po­praw­ki oczy­wi­ście uwzględ­niam w te pędy. :-)

 

Po­zdra­wiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Od­mia­nę spraw­dzi­łem tutaj. Być może daw­niej tak ten wyraz od­mie­nia­no (całe wy­ra­że­nie Prze­szedł w stępa sie­dzia­ło mi na tyle mocno w gło­wie, że od­mia­na w stęp wy­da­ła mi się nie­na­tu­ral­na). ;-)

Fi­li­pie, nie zwy­kłam dys­ku­to­wać z Na­ro­do­wym Kor­pu­sem Ję­zy­ka Pol­skie­go. Gdy­bym jed­nak miała po­wie­dzieć, co zro­bi­ły konie do­tych­czas bie­gną­ce kłu­sem, uży­ła­bym bier­ni­ka (kogo? co?) i rze­kła­bym, że nagle prze­szły w stęp.

 

Stąd mi wy­szło, że urę­ka­wicz­nio­ną bę­dzie rów­nież po­praw­nie (a ład­niej brzmia­ło).

Rę­ka­wicz­ką, w któ­rej nie ma li­ter­ki „n”, urę­ka­wi­czy­ła­bym dłoń. Skoro jed­nak rę­ka­wicz­ki szyje rę­ka­wicz­nik, to pew­nie można ją i urę­ka­wicz­nić. ;)

 

Wy­da­ło mi się, że ten rów­no­waż­nik od­wo­łu­je się do wy­ra­że­nia w kształ­cie ośmio­ra­mien­nej gwiaz­dy (bo to gwiaz­da jest wła­śnie sym­bo­lem), a więc uży­cie do­peł­nia­cza jest pra­wi­dło­we…

Na­pi­sa­łeś: Na szyi nosił in­kru­sto­wa­ny wi­sior z za­wiesz­ką w kształ­cie ośmio­ra­mien­nej gwiaz­dy. Sym­bolu przy­na­leż­nego adep­tom czar­nej sztu­ki, wy­wo­łu­ją­cego u po­spól­stwa… a ja za­py­ta­łam: czym była gwiaz­da? I wy­cho­dzi mi, że była Sym­bolem przy­na­leż­nym adep­tom czar­nej sztu­ki, wy­wo­łu­ją­cym u po­spól­stwa…

 

Fi­li­pie, nie umiem ina­czej/ le­piej/ ja­śniej wy­tłu­ma­czyć, dla­cze­go za­pro­po­no­wa­łam takie wła­śnie po­praw­ki, ale, po­sa­dziw­szy sem­pi­ter­nę w wy­god­nym fo­te­lu, bar­dzo się cie­szę, że resz­ta opi­nii spra­wi­ła Ci za­do­wo­le­nie. ;D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cie­ka­we to opo­wia­da­nie, lekko na­pi­sa­ne, wcią­ga­ją­ce. Nawet nie wiem kiedy je skoń­czy­łam. Ba­wi­łam się nie­źle. Świet­nie po­pro­wa­dzo­na nar­ra­cja i ge­nial­nie wple­cio­ny humor. Prze­czy­ta­la­bym wię­cej w tym stylu :-)

"Książ­ki są lu­strem: wi­dzisz w nich tylko to, co już masz w sobie" C. Ruiz Zafon

Re­gu­la­to­rzy

 

Dzię­ku­ję za do­dat­ko­we wy­ja­śnie­nia.

Za­sta­no­wię się jesz­cze chwil­kę, jak to fi­nal­nie za­pi­sać, a tym­cza­sem życzę uda­ne­go wy­po­czyn­ku w wy­god­nym fo­te­lu. :-)

 

Lo­tho­rien_le­af

 

Dzię­ku­ję Ci za tak miły ko­men­tarz. :-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Fi­li­pie, dzię­ku­je­my obie – ja i sem­pi­ter­na. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

In­te­re­su­ją­cy po­mysł na księż­nicz­kę. Czyż­by to taka ma­gicz­na forma he­ro­iny? ;-)

Mam wra­że­nie, że mocno cią­łeś, żeby zmie­ścić się w li­mi­cie. Z tego po­wo­du sceny nie wy­brzmia­ły od­po­wied­nio, wkra­dła się odro­bi­na cha­osu. No, piłka la­ta­ła tak szyb­ko, że nie na­dą­ża­łam z krę­ce­niem głową.

Scen­ka z bo­ga­mi za­baw­na, rów­nia po­chy­ła bo­ha­te­ra nie­po­ko­ją­ca.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla

 

Cześć! Dzię­ku­ję za tak szyb­ką wi­zy­tę oraz ko­men­tarz, rzecz jasna.

 

In­te­re­su­ją­cy po­mysł na księż­nicz­kę. Czyż­by to taka ma­gicz­na forma he­ro­iny? ;-)

Eks­per­tem od he­ro­iny zde­cy­do­wa­nie nie je­stem, choć wy­da­je mi się, że nos i dzią­sła nie są pod­sta­wo­wym spo­so­bem jej apli­ka­cji (i chyba efek­ty też nieco inne). :P

 

Mam wra­że­nie, że mocno cią­łeś, żeby zmie­ścić się w li­mi­cie. Z tego po­wo­du sceny nie wy­brzmia­ły od­po­wied­nio, wkra­dła się odro­bi­na cha­osu.

Tak, było ostro cięte, ale uwa­żam, że su­ma­rycz­nie zro­bi­ło to tek­sto­wi do­brze (oprócz jed­nej sceny, która wy­szła za mało wy­ra­zi­ście), po­nie­waż zy­skał na szyb­ko­ści, która po­win­na (w za­ło­że­niu przy­naj­mniej) do­brze wy­brzmieć, mając na uwa­dze kon­tekst hi­sto­rii.

Wy­da­je mi się rów­nież, że zwią­zek przy­czy­no­wo-skut­ko­wy zo­stał za­cho­wa­ny, ale mogę się mylić.

 

No, piłka la­ta­ła tak szyb­ko, że nie na­dą­ża­łam z krę­ce­niem głową.

To mo­głaś się po­czuć jak bo­ha­te­ro­wie po księż­nicz­ce, lecz bez skut­ków ubocz­nych (mam na­dzie­ję, że bez). :P

 

Scen­ka z bo­ga­mi za­baw­na…

Cie­szę się, że pod­szedł ten greps. ;-)

 

…, rów­nia po­chy­ła bo­ha­te­ra nie­po­ko­ją­ca.

W tym cały sens. ;-)

 

Po­zdra­wiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Bez skut­ków ubocz­nych. Chyba że w dłu­gim okre­sie coś wyj­dzie albo okaże się, że je­stem uza­leż­nio­na. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cześć!

To opo­wia­da­nie chyba lep­sze niż tamto wcze­śniej­sze. Kon­wen­cja po­krew­na, ale nie było tu na szczę­ście w jed­nym garn­ku kra­sno­lu­dów, pa­pie­ro­sów, po­li­cjan­tów z włócz­nia­mi i eks­plo­du­ją­cych elfów. Spora swo­bo­da, wigor i taka nie­fra­so­bli­wa in­wen­cja – to istot­ny atut (choć też pe­wien kło­pot).

Po­zdra­wiam!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Iwo

 

Cześć!

 

Dzię­ki za ko­men­tarz, tym bar­dziej że ra­czej nie je­steś tak zwa­nym tar­ge­tem dla tego ro­dza­ju opo­wie­ści. Bez­tro­ska in­wen­cja jest zaś chyba tym, na co obec­nie mnie stać. A i mam na­dzie­ję, że to opo­wia­da­nie fak­tycz­nie lep­sze niż tamto wcze­śniej­sze. ;-)

 

Po­zdra­wiam!

 

Kro­kus

 

No po­wi­tał Ju­ro­ra, przed któ­rym tyle jesz­cze ro­bo­ty. :P

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Na­pi­sa­ne tak, że czyta się szyb­ko i rów­nie szyb­ko za­po­mni. Po­zdra­wiam

Cześć

 

Gnał, nie zwra­ca­jąc uwagi na prze­szko­dy le­śnych ostę­pów.

Tro­chę mi się po­tknę­ło. Za­pro­po­nu­ję:

Gnał przez le­śnie ostę­py, nie zwa­ża­jąc na prze­szko­dy. 

 

Zwie­rzę pę­dzi­ło jak w tran­sie, nie­sio­ne dzia­ła­niem wzmac­nia­cza – sub­stan­cji god­nej bogów i kró­lów, nie bez ko­ze­ry na­zy­wa­nej w pół­świat­ku „księż­nicz­ką”.

Tu też bym od­wró­cił in­for­ma­cję. np. …pę­dzi­ło jak w tran­sie, nie­sio­ne dzia­ła­niem “księż­nicz­ki”. Wzmac­niacz – sub­stan­cja godna bogów i kró­lów, nie bez ko­ze­ry była tak na­zy­wa­na. 

Brzmi bar­dziej in­try­gu­ją­co? ;]

 

Frid nie szu­kał zaś roz­wią­zań bez­piecz­nych.

Dla­cze­go? To ważne :D. 

 

Roz­ma­so­wał na­brzmia­łe miej­sca i ro­zej­rzał się po oko­li­cy.

Hmm? A cóż mu tak na­brzmia­ło? :P

 

„Za­wsze wier­ni, za­wsze na czas” – ro­dzin­ne motto ko­ła­ta­ło mu w gło­wie.

Fajne :D. Śmie­chłem! Ro­dzi­na słu­ży­ła w Woj­skach Obro­ny an­To­nie­go! 

 

Zna­leź­li go le­żą­ce­go jak kłoda, któ­rej do­ry­so­wa­no sza­ro­zie­lo­ne oczy. Trzech męż­czyzn szło ku niemu po­wol­nym kro­kiem.

Weź pod uwagę per­spek­ty­wę, jaką usta­wia­ją te dwa zda­nia. Pierw­sze z per­spek­ty­wy kogoś, kto pa­trzy na bo­ha­te­ra, a dru­gie zu­peł­nie prze­ciw­nie. Czy­tel­nik ma takie uczu­cie nie­przy­jem­ne­go prze­sko­ku. 

 

za­ci­śnię­ty­mi usta­mi i mie­cza­mi po przy bo­kach two­rzy­ło wi­ze­ru­nek ty­po­wych na­jem­ni­ków.

 

Na szyi nosił in­kru­sto­wa­ny wi­sior z za­wiesz­ką w kształ­cie ośmio­ra­mien­nej gwiaz­dy.

Tu trosz­kę bra­ku­je info z ja­kie­go ma­te­ria­łu był ten wi­sior i czym był in­kru­sto­wa­ny. Do tego wi­sior z za­wiesz­ką to tro­chę masło z ma­słem :P. 

 

Czar­no­księż­nik wyjął białą sub­stan­cję z puz­der­ka i roz­sy­pał ją na śród­rę­czu.

To śród­rę­cze wy­wo­łu­je u mnie dość oso­bli­we sko­ja­rze­nia. Czemu nie na dłoni?

 

Zbli­żył się na od­le­głość pię­ści

Od­le­głość od­de­chu jesz­cze jak Cię mogę, ale to? Nie łapię :/

 

Ha­czy­ko­wa­te zęby wgry­za­ły się już w przed­ra­mię, wy­ry­wa­jąc mięso i kości.

Jak da­jesz cza­sow­nik w for­mie cią­głej, to od razu tempo spada. Jak chcesz to przed­sta­wić dy­na­micz­nie to krót­ko i do­sad­nie:

 

Ha­czy­ko­wa­te zęby wgry­zły się w przed­ra­mię. Wy­rwa­ły mięso od kości. 

 

spę­ta­no mu łań­cu­cha­mi przy­twier­dzo­ny­mi do ra­chi­tycz­nej pry­czy. 

Za SJP:

ra­chi­tycz­ny

1. «słabo roz­wi­nię­ty, wątły lub lichy»

2. daw. «ma­ją­cy ob­ja­wy krzy­wi­cy»

 

Vit­to­ria Co­lon­na wy­gła­dzi­ła fałdy krwi­sto­czer­wo­nej sukni, po czym wy­da­ła roz­kaz

Dobre, dobre :]. Nie tak sław­ni jak Bor­gio, ale fajny ester egg. 

 

Ko­lej­nym czte­rem wśli­zgnął się do mózgu, na­ka­zu­jąc by prze­bi­li się prze­bi­cie wła­sny­mi mie­cza­mi.

Widać, że wal­czy­łeś z się­ko­zą, ale tu aku­rat bym zo­sta­wił.

 

– Ale mówił pan po­rucz­nik, że pro­duk­cja i…

– Pro­duk­cja i dys­try­bu­cja oraz po­sia­da­nie ilo­ści więk­szej niż na uży­tek wła­sny.

Nor­mal­nie Mło­dzi Wilcy :D

 

Ca­łość fajne :D. Prze­czy­ta­łem z przy­jem­no­ścią, a to co tam wy­skro­ba­łem to de­ta­le. Cie­ka­wie zbu­do­wa­łeś fa­bu­łę. Zu­peł­nie nie mo­głem prze­wi­dzieć, jak się po­to­czy, a to rzad­kość, zwłasz­cza teraz. Opko po­zy­tyw­nie się wy­róż­nia. 

 

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie. Trzy­mam kciu­ki :D.

 

po­zdro

M.

Je­stem ban­dzior! Świr! Sa­dy­sta! Nie­po­praw­ny opty­mi­sta!

Ko­ala­75

 

Dzię­ki za ko­men­tarz. Szyb­kość czy­ta­nia oce­niam jako dużą za­le­tę i speł­nie­nie przy­ję­te­go za­ło­że­nia (jak wspo­mi­na­łem wyżej, łączy się to z wy­dźwię­kiem hi­sto­rii).

A czy ktoś za­pa­mię­ta coś po lek­tu­rze? Myślę, że i tacy się znaj­dą (tak śmia­łą tezę mogę po­sta­wić, mając na uwa­dze kilka opi­nii, które się już po­ja­wi­ły). W osta­tecz­no­ści w pa­mię­ci może po­zo­stać mniej ty­po­we ogra­nie kon­kur­so­we­go mo­ty­wu, bo to tekst na kon­kurs jed­nak.

Po­zdra­wiam.

 

Mor­der­co

 

Cześć!

Dzię­ki za uwagi. Sporo (jak nie wszyst­kie ;-)) bar­dzo cel­nych, ale nie­któ­re chyba zbyt da­le­ko in­ge­ru­ją w tekst, abym to zmie­niał już teraz, zanim to zo­ba­czą i oce­nią wszy­scy ju­ro­rzy.

Ogło­szą wy­ni­ki, przyj­rzę się raz jesz­cze i pew­nie po­wpro­wa­dzam więk­szość. Na razie zmie­nię tylko to, co jest ro­bo­tą edy­tor­ską, a nie istot­ną po­praw­ką sty­li­stycz­ną (Twój styl zresz­tą po­dzi­wiam, więc tym bar­dziej dzię­ku­ję, że rzu­ci­łeś okiem na moją pi­sa­ni­nę).

Z sza­cun­ku od­nio­sę się do nie­któ­rych uwag, żeby nie było, że tylko czo­łem po ziemi za­mia­tam. ;-)

 

Frid nie szu­kał zaś roz­wią­zań bez­piecz­nych.

Dla­cze­go? To ważne :D. 

Miało wy­brzmieć z tek­stu. Był na swój spo­sób am­bit­ny (aż za bar­dzo). ;-)

 

Roz­ma­so­wał na­brzmia­łe miej­sca i ro­zej­rzał się po oko­li­cy.

Hmm? A cóż mu tak na­brzmia­ło? :P

A w łeb się pi­znął, coś tam więc mu­sia­ło na­brzmieć. :P

 

Czar­no­księż­nik wyjął białą sub­stan­cję z puz­der­ka i roz­sy­pał ją na śród­rę­czu.

To śród­rę­cze wy­wo­łu­je u mnie dość oso­bli­we sko­ja­rze­nia. Czemu nie na dłoni?

Prze­kom­bi­no­wa­nie. Chcia­łem po­ka­zać, że sub­stan­cję można apli­ko­wać w ten spo­sób, ale fak­tycz­nie można było pro­ściej.

 

Zbli­żył się na od­le­głość pię­ści

Od­le­głość od­de­chu jesz­cze jak Cię mogę, ale to? Nie łapię :/

Cho­dzi­ło o od­le­głość, kiedy można zadać cios ręką, ale fak­tycz­nie mało to ob­ra­zo­we.

 

spę­ta­no mu łań­cu­cha­mi przy­twier­dzo­ny­mi do ra­chi­tycz­nej pry­czy. 

Za SJP:

ra­chi­tycz­ny

1. «słabo roz­wi­nię­ty, wątły lub lichy»

2. daw. «ma­ją­cy ob­ja­wy krzy­wi­cy»

W zna­cze­niu li­chej. Mocno mi się ko­ja­rzy po­łą­cze­nie tego przy­miot­ni­ka z me­blem, więc i do pry­czy pa­so­wa­ło, ale teraz już taki pewny nie je­stem. ;-)

 

Vit­to­ria Co­lon­na wy­gła­dzi­ła fałdy krwi­sto­czer­wo­nej sukni, po czym wy­da­ła roz­kaz

Dobre, dobre :]. Nie tak sław­ni jak Bor­gio, ale fajny ester egg. 

Super, że się udało wy­ła­pać.

 

– Ale mówił pan po­rucz­nik, że pro­duk­cja i…

– Pro­duk­cja i dys­try­bu­cja oraz po­sia­da­nie ilo­ści więk­szej niż na uży­tek wła­sny.

Nor­mal­nie Mło­dzi Wilcy :D

XD

 

No i Twój ko­men­tarz o żoł­nier­zach Antka – roz­ba­wił mnie do łez. :D

 

Super, że fa­bu­ła nie oka­za­ła się prze­wi­dy­wal­na. Miał to być wła­śnie taki rol­ler­co­aster, a szyb­ko­ści nada­ło ostre cię­cie z to­tal­nej su­rów­ki.

Jako że pierw­sze opo­wia­da­nie, które wy­sma­ro­wa­łem, miało dość spe­cy­ficz­ną kom­po­zy­cję, więc tu chcia­łem po­sta­wić na wy­da­rze­nia, bo­ha­te­rów, czyli coś stan­dar­do­we­go, ale nie do końca ogra­ne­go. Nie­któ­rym sia­dło bar­dziej, innym mniej, ale bar­dzo się cie­szę, że zna­la­złeś się w pierw­szej z tych grup.

 

Dzię­ki za ca­łość i po­zdro!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Cześć

 

Z sza­cun­ku dla Two­je­go sza­cun­ku, po­zwo­lę sobie sko­men­to­wać Twoje ko­men­ta­rze do moich ko­men­ta­rzy :D

 

Frid nie szu­kał zaś roz­wią­zań bez­piecz­nych.

Dla­cze­go? To ważne :D. 

Miało wy­brzmieć z tek­stu. Był na swój spo­sób am­bit­ny (aż za bar­dzo). ;-)

Dobry po­mysł. Tylko za­uważ pro­szę, że teraz zo­sta­wiasz Czy­tel­ni­ka z taką urwa­ną myślą. Gdy­byś dodał mięk­ki sy­gnał na końcu, to czy­tel­nik wie­dział­by, że coś się dzie­je,  np:

Frid nie szu­kał zaś roz­wią­zań bez­piecz­nych. Przy­naj­mniej nie dzi­siaj/ Nie le­ża­ło to w jego na­tu­rze/Był na to zbyt am­bit­ny –  do wy­bo­ru, do ko­lo­ru ;]. 

 

A w łeb się pi­znął, coś tam więc mu­sia­ło na­brzmieć. :P

Na­brzmia­łe ma dość ero­tycz­ne ko­no­ta­cje. Za­pro­po­no­wał­bym np. obo­la­łe, ew. spuch­nię­te :P

 

W zna­cze­niu li­chej. Mocno mi się ko­ja­rzy po­łą­cze­nie tego przy­miot­ni­ka z me­blem, więc i do pry­czy pa­so­wa­ło, ale teraz już taki pewny nie je­stem. ;-)

Pierw­sze sko­ja­rze­nie mam z ro­ślin­no­ścią. Mo­żesz pod­mie­nić po pro­stu na lichy.

 

Miał to być wła­śnie taki rol­ler­co­aster, a szyb­ko­ści nada­ło ostre cię­cie z to­tal­nej su­rów­ki.

No to: panie pre­ze­sie, mel­du­ję o wy­ko­na­niu za­da­nia :] . Wy­szło, co miało wyjść.

 

po­zdro

M.

 

Je­stem ban­dzior! Świr! Sa­dy­sta! Nie­po­praw­ny opty­mi­sta!

Cześć!

 

Dobry po­mysł. Tylko za­uważ pro­szę, że teraz zo­sta­wiasz Czy­tel­ni­ka z taką urwa­ną myślą. Gdy­byś dodał mięk­ki sy­gnał na końcu, to czy­tel­nik wie­dział­by, że coś się dzie­je,  np:

Frid nie szu­kał zaś roz­wią­zań bez­piecz­nych. Przy­naj­mniej nie dzi­siaj/ Nie le­ża­ło to w jego na­tu­rze/Był na to zbyt am­bit­ny –  do wy­bo­ru, do ko­lo­ru ;]. 

Fersz­te­jen. :-) Do­pi­szę po wy­ni­kach.

 

Na­brzmia­łe ma dość ero­tycz­ne ko­no­ta­cje. Za­pro­po­no­wał­bym np. obo­la­łe, ew. spuch­nię­te :P

No, na takie ko­no­ta­cje to nie wpa­dłem. :D

 

No to: panie pre­ze­sie, mel­du­ję o wy­ko­na­niu za­da­nia :] . Wy­szło, co miało wyjść.

Panie pre­zy­den­cie, od­mel­do­wu­ję się na za­słu­żo­ny urlop. :P

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Cał­kiem nie­złe :) Co praw­da mu­sia­łam prze­czy­tać dwa razy, bo gnasz z fa­bu­ła ni­czym Frid przez ostę­py i nie mo­głam na­dą­żyć, ale po­do­ba­ło mi się. Po­mysł na księż­nicz­kę do­sko­na­ły, po­le­cia­łeś w zu­peł­nie od­je­cha­ne te­ma­ty, a jed­no­cze­śnie na cza­sie i na do­da­tek to wciąż fan­ta­sy – z cza­ra­mi, smo­ka­mi i takie tam. No, kurde, super :) Nagłe zmia­ny w życiu bo­ha­te­ra bar­dzo dy­na­micz­ne ;) Po­do­ba­ła mi się in­ter­wen­cja bo­skich dżen­tel­me­nów :)

No, fajne :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Amon

 

Hej, gif ide­al­nie do­bra­ny do wy­dźwię­ku opo­wia­da­nia. ;-) 

 

Po­zdra­wiam!

 

Irka 

 

Czło­wiek wraca z urlo­pu, a tu takie miłe słowa. Bar­dzo się cie­szę, że hi­sto­ria po­de­szła, nawet je­że­li po­trzeb­na była dwu­krot­na lek­tu­ra.

A szyb­ko być mu­sia­ło, skoro mo­ty­wem prze­wod­nim jest apli­ka­cja sub­stan­cji, która ra­czej nie wy­wo­łu­je stanu za­mu­le­nia. ;-) I super, że greps z bo­ga­mi się Tobie spodo­bał. To frag­ment, który bu­dził moje naj­więk­sze wąt­pli­wo­ści w kon­tek­ście od­bio­ru, ale jed­no­cze­śnie motyw, któ­re­go byłem skłon­ny naj­moc­niej bro­nić. ;-) 

 

Po­zdra­wiam i raz jesz­cze dzię­ku­je za miły dla oka ko­men­tarz. :-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Fa­bu­lar­nie faj­nie – Frid wpada w coraz więk­sze kło­po­ty, wszyst­ko idzie nie po jego myśli – choć cza­sa­mi po­sta­ci za łatwo się ze sobą zga­dza­ją. Po­sta­cie cie­ka­we, ale mo­gły­by być bar­dziej róż­no­rod­ne (w pa­mięć za­pa­dła mi je­dy­nie Wdowa). Re­la­cje mię­dzy po­sta­cia­mi z po­ten­cja­łem, bo każdy z Fri­dem tu w jakiś spo­sób ry­wa­li­zu­je, coś od niego chce, zmu­sza go do współ­pra­cy – to dzia­ła, ale jest z tym pe­wien pro­blem, o któ­rym niżej.

Dia­lo­gi, moim zda­niem, brzmią nieco sztucz­nie i są tro­chę prze­ga­da­ne. Po­sta­cie dzie­lą się z Fri­dem swo­imi tro­ska­mi, hi­sto­ria­mi, po­sia­da­ny­mi in­for­ma­cja­mi zu­peł­nie jakby byli ser­decz­ny­mi przy­ja­ciół­mi. A nie są. Współ­pra­cu­ją ze sobą, bo muszą. Mówią rze­czy, które może i są czę­sto nie­zbęd­ne do zro­zu­mie­nia po­sta­ci i ich mo­ty­wa­cji (a więc są po­trzeb­ne czy­tel­ni­ko­wi), ale nie grają mi jakoś w świe­cie przed­sta­wio­nym.

Co do prze­ga­da­no­ści dia­lo­gów, to nie mówię, że każdy teraz ma po­słu­gi­wać się po­mruk­nię­cia­mi i rów­no­waż­ni­ka­mi zda­nia, bo to druga skraj­ność, ale też nie każdy może być ga­du­łą ;)

Żeby nie być go­ło­słow­nym:

– Rysuj. – Ja­spis rzu­cił w Clau­du­sa ka­wał­kiem zwi­nię­te­go płót­na.

– Drogę muszę wy­son­do­wać. – Frid uśmiech­nął się krzy­wo. – Tro­chę księż­nicz­ki i…

Czyś ty zdur­niał do resz­ty? My­ślisz, że ot tak ci po­sy­pię? Żebyś się zmie­nił w rą­cze­go je­le­nia i spie­przył w gę­stwi­nę? Czy tylko po to cię ścią­ga­łem, abyś za chwi­lę za­wi­snął? Lepsi od cie­bie pró­bo­wa­li wy­son­do­wać to miej­sce!

W tych pię­ciu zda­niach (w tym czte­rech py­ta­niach) mamy po pro­stu od­mo­wę. Na pewno da­ło­by się to wy­ra­zić kró­cej.

– Jako szu­kacz osią­gną­łem mi­strzo­stwo. Dwa lata w Ksią­żę­cej Służ­bie Skar­bo­wej – od­pa­ro­wał Clau­dus. – Chcesz okryć się sławą czy nadal do­wo­dzić dwój­ką idio­tów?

Prze­chwał­ki z pierw­szych dwóch zdań można po­łą­czyć. A ostat­nie zda­nie jest nieco nie­bez­piecz­nym wy­zwa­niem rzu­co­nym Ja­spi­so­wi – w końcu on tu do­wo­dzi, a Frid jest wła­ści­wie tylko jeń­cem. Niżej, jaki to rodzi pro­blem.

Ja­spis spoj­rzał na na­jem­ni­ków jak na kupę łajna. Wa­ha­nie trwa­ło kil­ka­na­ście se­kund. 

No, dobra – wy­ce­dził czar­no­księż­nik. – Do­sta­niesz tro­chę za­ufa­nia na kre­dyt. Bę­dziesz son­do­wał, ale z mie­cza­mi po bo­kach. Go­to­wy­mi, by uciąć ci łapy.

Ja­spis (za) łatwo zgo­dził się na pro­po­zy­cję Frida. Brzmi to jakby rów­no­rzęd­ni part­ne­rzy ubili deal. Czy tak miało być?

Po­gru­bio­ne zda­nia wła­ści­wie mówią to samo, a co wię­cej, myślę, że i bez nich by się ta wy­po­wiedź obyła. W końcu zda­nia “Bę­dziesz son­do­wał” samo w sobie ozna­cza zgodę.

– Pa­su­je! – od­po­wie­dział Clau­dus.

A to do­bit­nie po­ka­zu­je, że ubili rów­no­rzęd­ny deal.

Wy­da­ję mi się, ze ta­kich pro­stych “pa­su­je’ czy “do­brze” parę w tek­ście było, a można się bez nich obyć. Le­piej niech po­sta­cie robią, a nie mówią, że będą robić. 

Opo­wia­da­nie po­do­ba­ło mi się. Po­dej­mu­jesz fajną te­ma­ty­kę, bu­du­jesz kli­mat opo­wie­ści o świe­cie prze­stęp­czym – do­kład­nie to, co lubię. Z nie­cier­pli­wo­ścią więc cze­kam na na­stęp­ne tek­sty ;)

Pan­Do­min­go

 

Cześć!

 

Dzię­ku­ję bar­dzo za opi­nię i cenne uwagi do­ty­czą­ce dia­lo­gów. Na pewno wezmę to pod uwagę pod­czas ko­lej­nej wpraw­ki.

Wy­da­je mi się zaś, że re­la­cja Frid-Ja­spis stała się nie­ste­ty ofia­rą ostre­go cię­cia z wer­sji re­ży­ser­skiej. W za­my­śle Ja­spis miał być fak­tycz­nie tro­chę ga­du­łą, stąd mogło wyjść prze­ga­da­nie. Nadto jego sto­su­nek do Frida miał być nie­jed­no­znacz­ny, z uwagi na łą­czą­cą ich prze­szłość (lekko za­ry­so­wa­ną je­dy­nie), ale pój­ście na skró­ty re­la­cję spły­ci­ło i być może dla­te­go nie­któ­re dia­lo­gi wy­szły mało na­tu­ral­nie.

Cie­szę się jed­nak, że mimo tych nie­do­stat­ków su­ma­rycz­nie się po­do­ba­ło, choć naj­więk­sze dzię­ki za kon­struk­tyw­ną kry­ty­kę, bo każdy oczy­wi­ście po­trze­bu­je po­chwa­ły, ale dla osób po­cząt­ku­ją­cych do­brze uar­gu­men­to­wa­ne za­strze­że­nia to pod­sta­wa. ;-) 

 

Z nie­cier­pli­wo­ścią więc cze­kam na na­stęp­ne tek­sty ;)

To bar­dzo miłe. :D Nie­ste­ty cier­pli­wość jest wy­ma­ga­na, bo czas na spo­koj­ne pi­sa­nie to u mnie towar de­fi­cy­to­wy. ;-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Cześć,

Ko­men­tarz ten zo­stał na­pi­sa­ny jesz­cze przed wsta­wie­niem ko­men­ta­rza z ju­ror­skim ob­raz­kiem, zatem do tego mo­men­tu w tek­ście mogły zajść zmia­ny, któ­rych już nie śle­dzi­łem.

Gra­tu­lu­ję, Wiju! Nie uśmier­ci­łeś żad­ne­go psa! Bę­dzie się to za Tobą cią­gnąć jak… hmm… no na pewno nie jak „Droga na skró­ty”, bo opko pę­dzi­ło na zła­ma­nie karku ;) Ale po kolei…

Chyba naj­bar­dziej za­bra­kło mi kre­acji świa­ta. Opi­sów jest mało, choć pró­bo­wa­łeś wpleść je w te nie­licz­ne wol­niej­sze frag­men­ty. Bo­ha­te­ro­wie są ok, ale bez szału, za to nie­ste­ty nieco się w pew­nym mo­men­cie po­gu­bi­łem – jak to w do­brej in­try­dze, jest wiele stron kon­flik­tu i nie wiem czy w pew­nym mo­men­cie nie stra­ci­łeś nad tym kon­tro­li, albo za­bra­kło nieco miej­sca na opa­no­wa­nie tej na­wał­ni­cy.

Mówi się, że po­cząt­ku­ją­cy pi­sa­rze naj­więk­szy pro­blem mają z krzyw­dze­niem swo­ich bo­ha­te­rów. Zde­cy­do­wa­nie po­cząt­ku­ją­cy nie je­steś, bo mam wra­że­nie, że z dziką przy­jem­no­ścią po­py­cha­łeś Frida pod ko­lej­ne ostrza losu. Fa­bu­ła jest dobrą stro­ną tek­stu, choć, jak już wspo­mnia­łem, od pew­ne­go mo­men­tu pędzi nie­mi­ło­sier­nie. Wszyst­ko (tak mi się wy­da­je) spina się w jedną ca­łość. Skąd ta uwaga w na­wia­sie? Z już wspo­mnia­nej na­wał­ni­cy bo­ha­te­rów i stron kon­flik­tu – nie wiem czy wszyst­ko do­brze od­czy­ta­łem ;)

Uję­cie te­ma­tu kon­kur­so­we­go za to na na­praw­dę do­brym po­zio­mie. Cie­ka­wy po­mysł, do tego do­brze umo­ty­wo­wa­ny w tre­ści – wia­do­mo dla­cze­go tak bar­dzo chcie­li księż­nicz­kę uwol­nić. A jak to bywa w ta­kich sy­tu­acjach, mu­sia­ło być pod górkę i jest. Można też się do­szu­kać in­nych księż­ni­czek, bo wła­ści­wie przez cały tekst Frid jest w opa­łach. Zatem motyw kon­kur­so­wy wie­lo­wy­mia­ro­wy i po­my­sło­wy.

Wy­ko­na­nie tech­nicz­ne to ko­lej­na spra­wa, która mówi, że nie je­steś już po­cząt­ku­ją­cym pi­sa­rzem. Acz­kol­wiek nie jest tak, że nie może być le­piej. Pióro jest lek­kie, ale by­wa­ły nie­wiel­kie zgrzy­ty. Do tego mam wra­że­nie, że roz­sia­łeś po tek­ście wy­szu­ka­ne przy­miot­ni­ki, choć po praw­dzie nie ode­gra­ły wła­ści­wie żad­nej istot­nej roli. Ot, takie ozdob­ni­ki, ale jed­nak świe­cą­ce w tek­ście na ja­skra­wy róż.

Cóż tu pisać w pod­su­mo­wa­niu, dobry to tekst. Usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny wy­cho­dzę, więc chwi­lę po tym jak skoń­czę to pisać – sypnę w ko­men­ta­rzu kwiat­kiem.

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

ześć, Fi­li­pWij! Bar­dzo Ci dzię­ku­ję za udział w kon­kur­sie.

 

Po­czą­tek opo­wia­da­nia za­po­wia­dał kla­sycz­ną gang­ster­ską przy­go­tów­kę, ale potem po­ja­wi­ły się bar­dzo cie­ka­we ele­men­ty, które do­da­ły opo­wia­da­niu nieco głębi. Po­mysł na księż­nicz­kę jest bar­dzo ory­gi­nal­ny, a i ra­to­wa­nie było kon­kret­ne. Tro­chę dłu­ży­ła mi się roz­mo­wa w lesie, myślę, że można było ją nieco skró­cić. Po­do­ba­ło mi się, że w miarę roz­wo­ju fa­bu­ły ten świat sta­wał się coraz bar­dziej fan­ta­stycz­ny. Jest to spój­na bar­dzo do­brze opo­wie­dzia­na hi­sto­ria, zwie­ra­ją­ca zwro­ty akcji i wzbu­dza­ją­ca za­in­te­re­so­wa­nie fa­bu­łą. Boska in­ter­wen­cja, choć sama w sobie bar­dzo mi się po­do­ba­ła, to jed­nak spra­wia wra­że­nie zbyt­nie­go uła­twie­nia bo­ha­te­ro­wi za­da­nia i gdyby to opo­wia­da­nie było po­waż­ne, to takie po­su­nię­cie uzna­ła­bym za mało in­te­re­su­ją­ce, tutaj jed­nak pa­su­je. Na za­koń­cze­nie wy­cią­gną­łeś jesz­cze biu­ro­kra­tycz­ne mo­ty­wy i wpro­wa­dzi­łeś cie­ka­wy zwrot akcji. Ogól­nie opo­wia­da­nie czy­ta­ła się przy­jem­nie, a pod wzglę­dem tech­nicz­nym jest do­brze.

 

Wy­róż­nie­nie Ali­cel­li

Zde­cy­do­wa­nie spodo­ba­ła mi się po­mysł na boska in­ter­wen­cję, to taki do­dat­ko­wy sma­czek, który zde­cy­do­wa­nie dodał opo­wia­da­niu sar­ka­stycz­ne­go uroku.

Hej, Ju­ro­rzy!

 

Dzię­ki wiel­kie za przy­jem­ne dla oka opi­nie i jesz­cze raz za wy­róż­nie­nie. Jako że dzi­siaj za­pla­no­wa­ne mam wie­czor­ne spo­tka­nie na naj­wyż­szym szcze­blu, toteż od­po­wiem jutro nieco bar­dziej szcze­gó­ło­wo. ;-)

 

Po­zdra­wiam! 

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

 Spo­śród in­nych opo­wia­dań kon­kur­so­wych wy­róż­nia­ją Twoją pracę, Fi­li­pie, dwie rze­czy. Pod­czas gdy inni po­sta­wi­li na księż­nicz­ki ra­czej w po­sta­ci ludz­kiej, na­ma­cal­nej i oso­bo­wej, u Cie­bie po­ja­wia się ona w po­sta­ci sprosz­ko­wa­nej, jako ma­gicz­ny koks (tutaj muszę wtrą­cić, bo prze­czy­ta­łem ko­men­ta­rze, he­ro­iny nie wcie­ra się w dzią­sło!). Po dru­gie, jak rzad­ko w tym kon­kur­sie, kom­plet­nie nie byłem w sta­nie prze­wi­dzieć kie­run­ku, w jakim po­pro­wa­dzisz fa­bu­łę i z każ­dym ko­lej­nym epi­zo­dem byłem mile za­ska­ki­wa­ny. Te dwie rze­czy, wraz z przy­staw­ka­mi w po­sta­ci nie­na­chal­ne­go, lek­kie­go hu­mo­ru i ład­ne­go ję­zy­ka spra­wia­ją, że wy­szło Ci bar­dzo sma­ko­wi­te danie.

Chciał­bym po­świę­cić tro­chę miej­sca w swoim ko­men­ta­rzu ję­zy­ko­wi, po­nie­waż wy­jąt­ko­wo przy­padł mi do gustu, a nie­któ­re mo­men­ty wy­szły na­praw­dę zgrab­nie („Zo­stał kie­dyś za­pew­nio­ny, że kiesa przy­no­si szczę­ście, ale bo­go­wie naj­wy­raź­niej wy­mie­ni­li kost­ki do gry.”). Pi­szesz tak, jak trze­ba, wiesz, kiedy tro­chę się sło­wa­mi po­ba­wić, a kiedy po­sta­wić na pro­sto­tę i lek­kość. Uprzy­jem­ni­ło mi to lek­tu­rę jak w mało któ­rym kon­kur­so­wym opo­wia­da­niu.

Nie mar­nu­jesz też miej­sca na zbęd­ne opisy, sta­wia­jąc wszyst­ko na jedną kartę, czyli wart­ko pły­ną­cą akcję. I cho­ciaż na­le­żę do opi­sow­ców i lubię do­ce­nić kunsz­tow­ne, ładne opisy, to u Cie­bie ich po­ten­cjal­ny brak mi nie prze­szka­dzał, a nawet po­ma­gał. Nie wiem, czy zro­bi­łeś to in­ten­cjo­nal­nie, czy też wy­mu­sił taki za­bieg bez­li­to­sny limit – tak czy ina­czej, jest okej.

Co do wart­ko­ści akcji na­to­miast mam jedno za­strze­że­nie – mo­men­ta­mi pły­nę­ła ona za szyb­ko i zno­wuż może to być spraw­ka pa­skud­ne­go li­mi­tu. Na szczę­ście zja­wi­sko takie od­no­to­wy­wa­łem tylko cza­sa­mi i nie było ono w sta­nie za­kłó­cić po­waż­nie od­bio­ru opo­wie­ści.

Za­pre­zen­to­wa­łeś jedną z cie­kaw­szych kon­kur­so­wych prac, przede wszyst­kim ze wzglę­du na in­ter­pre­ta­cję kon­kur­so­we­go te­ma­tu oraz zgrab­ne opi­sa­nie wy­da­rzeń. Ba­wi­łem się przed­nio i sta­ra­łem się nie skrzyw­dzić Cię za­nad­to swoją boską punk­ta­cją :D

Niech Ci Nil za­wsze wy­le­wa ob­fi­cie i ła­ska­wie. Bar­dzo dzię­ku­ję za par­ty­cy­pa­cję w kon­kur­sie.

Dzię­ku­ję rów­nież za opi­nię bo­skie­go ju­ro­ra z Egip­tu. Dzię­ki raz jesz­cze za or­ga­ni­za­cję, bo wszyst­ko prze­bie­gło bar­dzo spraw­nie.

 

Kro­kus

Gra­tu­lu­ję, Wiju! Nie uśmier­ci­łeś żad­ne­go psa! Bę­dzie się to za Tobą cią­gnąć jak… hmm… no na pewno nie jak „Droga na skró­ty”, bo opko pę­dzi­ło na zła­ma­nie karku ;) Ale po kolei…

:D No tym razem mia­łem w pla­nie uśmier­cić k… Nie, no tamta zbrod­nia była wy­so­ce uza­sad­nio­na ory­gi­nal­ną hi­sto­rią bo­ha­te­ra. Już się za takie opo­wie­ści brać nie będę. ;-)

 

Chyba naj­bar­dziej za­bra­kło mi kre­acji świa­ta. Opi­sów jest mało, choć pró­bo­wa­łeś wpleść je w te nie­licz­ne wol­niej­sze frag­men­ty. Bo­ha­te­ro­wie są ok, ale bez szału, za to nie­ste­ty nieco się w pew­nym mo­men­cie po­gu­bi­łem – jak to w do­brej in­try­dze, jest wiele stron kon­flik­tu i nie wiem czy w pew­nym mo­men­cie nie stra­ci­łeś nad tym kon­tro­li, albo za­bra­kło nieco miej­sca na opa­no­wa­nie tej na­wał­ni­cy.

Pełna zgoda. W wer­sji re­ży­ser­skiej było kilka opi­sów wię­cej (choć nie­zbyt dużo i nie byłem z nich za­do­wo­lo­ny ;-)), ale z cze­goś trze­ba było zre­zy­gno­wać. Ucią­łem ja­kieś kil­ka­na­ście kilo zna­ków, ale fi­nal­nie ra­czej z ko­rzy­ścią dla hi­sto­rii.

Uję­cie te­ma­tu kon­kur­so­we­go za to na na­praw­dę do­brym po­zio­mie. Cie­ka­wy po­mysł, do tego do­brze umo­ty­wo­wa­ny w tre­ści – wia­do­mo dla­cze­go tak bar­dzo chcie­li księż­nicz­kę uwol­nić. A jak to bywa w ta­kich sy­tu­acjach, mu­sia­ło być pod górkę i jest. Można też się do­szu­kać in­nych księż­ni­czek, bo wła­ści­wie przez cały tekst Frid jest w opa­łach. Zatem motyw kon­kur­so­wy wie­lo­wy­mia­ro­wy i po­my­sło­wy.

Dzię­ki. Frid miał być taką ukry­tą księż­nicz­ką, która jest prze­cież na pierw­szym pla­nie, ale po­przez na­chal­ne na­zew­nic­two sub­stan­cji wszy­scy kie­ru­ją się w stro­nę tej sprosz­ko­wa­nej. ;-) Oprócz wy­my­śla­nia w miarę zna­czą­cych imion dla po­sta­ci, ukry­wa­nie głów­ne­go mo­ty­wu jest czymś, co spra­wia mi fraj­dę. ;-)

Wy­ko­na­nie tech­nicz­ne to ko­lej­na spra­wa, która mówi, że nie je­steś już po­cząt­ku­ją­cym pi­sa­rzem. Acz­kol­wiek nie jest tak, że nie może być le­piej. Pióro jest lek­kie, ale by­wa­ły nie­wiel­kie zgrzy­ty. Do tego mam wra­że­nie, że roz­sia­łeś po tek­ście wy­szu­ka­ne przy­miot­ni­ki, choć po praw­dzie nie ode­gra­ły wła­ści­wie żad­nej istot­nej roli. Ot, takie ozdob­ni­ki, ale jed­nak świe­cą­ce w tek­ście na ja­skra­wy róż.

Muszę się przyj­rzeć tym przy­miot­ni­kom w takim razie. Na­to­miast osob­ną kwe­stią jest ogrom­ny kom­ple­ment, za który dzię­ku­ję. Ja się uwa­żam za po­cząt­ku­ją­ce­go, bo licz­by nie kła­mią, jed­nak tak miłe słowa zde­cy­do­wa­nie do­da­ją mo­ty­wa­cji (gdyby jesz­cze do­da­ły tak z go­dzi­nę dzien­nie w nie­prze­ry­wa­nej ciszy i spo­ko­ju przed kom­pem :P).

 

Ali­cel­la

Tro­chę dłu­ży­ła mi się roz­mo­wa w lesie, myślę, że można było ją nieco skró­cić.

Masz rację. A już są­dzi­łem, że cię­cie było tak ostre, że nie zo­sta­ły żadne dłu­ży­zny. ;-) Gdy­bym to ciach­nął, może zna­la­zło­by się miej­sce na jakiś ładny opis dla Amona. :P

Po­do­ba­ło mi się, że w miarę roz­wo­ju fa­bu­ły ten świat sta­wał się coraz bar­dziej fan­ta­stycz­ny. Jest to spój­na bar­dzo do­brze opo­wie­dzia­na hi­sto­ria, zwie­ra­ją­ca zwro­ty akcji i wzbu­dza­ją­ca za­in­te­re­so­wa­nie fa­bu­łą.

Dzię­ku­ję. Tym razem, za­miast na prze­my­śle­nia do­ty­czą­ce rze­czy­wi­sto­ści ukry­te pod cien­ką war­stwą fan­ta­stycz­ne­go kurzu, chcia­łem po­sta­wić na fa­bu­łę. ;-)

Boska in­ter­wen­cja, choć sama w sobie bar­dzo mi się po­do­ba­ła, to jed­nak spra­wia wra­że­nie zbyt­nie­go uła­twie­nia bo­ha­te­ro­wi za­da­nia i gdyby to opo­wia­da­nie było po­waż­ne, to takie po­su­nię­cie uzna­ła­bym za mało in­te­re­su­ją­ce, tutaj jed­nak pa­su­je.

W pełni ro­zu­miem. Cał­kiem długo za­sta­na­wia­łem się nad tym mo­ty­wem. W po­waż­nym opo­wia­da­niu na pewno by to nie za­gra­ło.

Na za­koń­cze­nie wy­cią­gną­łeś jesz­cze biu­ro­kra­tycz­ne mo­ty­wy i wpro­wa­dzi­łeś cie­ka­wy zwrot akcji. Ogól­nie opo­wia­da­nie czy­ta­ła się przy­jem­nie, a pod wzglę­dem tech­nicz­nym jest do­brze.

Dzię­ki. :-) 

 

Amon

 

Dzię­ki za po­chwa­ły. Bar­dzo miło się to czyta. :-)

Nie mar­nu­jesz też miej­sca na zbęd­ne opisy, sta­wia­jąc wszyst­ko na jedną kartę, czyli wart­ko pły­ną­cą akcję. I cho­ciaż na­le­żę do opi­sow­ców i lubię do­ce­nić kunsz­tow­ne, ładne opisy, to u Cie­bie ich po­ten­cjal­ny brak mi nie prze­szka­dzał, a nawet po­ma­gał. Nie wiem, czy zro­bi­łeś to in­ten­cjo­nal­nie, czy też wy­mu­sił taki za­bieg bez­li­to­sny limit – tak czy ina­czej, jest okej.

I to i to. Do tej pory (jako czy­tel­nik, bo jako autor to trud­no, abym mówił o ja­kim­kol­wiek sche­ma­cie ;-)) nie byłem fanem opi­sów, ale po­wo­li się do nich prze­ko­nu­ję. Wy­cią­łem sporo z su­rów­ki, więc to też kwe­stia li­mi­tu, choć oczy­wi­ście mo­głem usu­nąć jeden czy drugi epi­zod, ale wo­la­łem fak­tycz­nie po­sta­wić na wart­ką akcję, aby współ­gra­ło to z wy­dźwię­kiem hi­sto­rii.

Co do wart­ko­ści akcji na­to­miast mam jedno za­strze­że­nie – mo­men­ta­mi pły­nę­ła ona za szyb­ko i zno­wuż może to być spraw­ka pa­skud­ne­go li­mi­tu. Na szczę­ście zja­wi­sko takie od­no­to­wy­wa­łem tylko cza­sa­mi i nie było ono w sta­nie za­kłó­cić po­waż­nie od­bio­ru opo­wie­ści.

To wina ke­ta­lis fen­cis. :P

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Masz dwa opo­wia­da­nia na forum i bar­dzo, bar­dzo przy­cią­gał mnie Syn­dy­kat, lecz po roz­sąd­no­ści wy­bra­łam ostat­ni tekst, czyli z Księż­ni­czek.

Sam po­mysł od razu mi się spodo­bał, bo lekko prze­kor­ny i na­tu­ral­ny przez po­wszech­ne ko­rzy­sta­nie z uży­wek i sko­ja­rze­nie z nazwą. A i tytuł bar­dzo się wpi­su­je i fajny. :-)

 

Tuż po prze­czy­ta­niu, jest tak sobie, więc może być gorz­ko, lecz swoje tek­sty trak­tu­ję w po­dob­ny spo­sób, a nawet dużo bar­dziej su­ro­wo.

Sce­ne­ria i akcja cie­ka­wa, a wła­ści­wie mo­gła­by taką być, jed­nak dla mnie taką nie była, o czym za chwi­lę. Sło­wa­mi żon­glu­jesz spraw­nie, po­my­sły masz, a po­dwój­na księż­nicz­ka na­praw­dę nie­zła. 

A teraz, będą czepy.

Samo opo­wia­da­nie ma kilka ciem­nych plam. Dwie i pół za­kwa­li­fi­ko­wa­ła­bym do warsz­ta­to­wych, po­zo­sta­łe – zwią­za­ne z tre­ścią. Wszyst­kie po­trak­tuj jako czy­tel­ni­cze, zna­czy od jed­nej osoby, która coś tam czyta i pró­bu­je uogól­niać, choć nie ma ku temu kwa­li­fi­ka­cji lecz tylko swój gust.

Warsz­ta­to­we: za­mien­ni­ki i roz­py­cha­nie tek­stu sło­wa­mi, okre­śle­nia­mi, które nie wno­szą nic no­we­go do akcji, opisu bo­ha­te­rów i miej­sca w któ­rym są, świa­ta, ra­czej wstrzy­mu­ją i za­wie­sza­ją opo­wieść w mię­dzy­cza­sie po­dob­nie jak stop-klat­ka w trak­cie filmu. Mamy kadr. Krok dalej, i znowu stop. Przy­kła­dy znaj­dziesz po­ni­żej. Po­łów­ka do­ty­czy stanu cia­głe­go oszo­ło­mie­nia Clau­du­sa, który pra­wie w każ­dym roz­dzia­le budzi się po "laniu". Nie­zgrab­ne­go bo­ha­te­ra do­pro­wa­dza­ją­ce­go do bez­u­stan­nych bójek i ka­ta­strof ro­zu­miem, lecz tu nie widzę ku temu po­wo­du ani ni­ja­kie­go spraw­stwa prócz au­tor­skie­go za­my­słu. ;-)

Po­zo­sta­łe dwa i pół, zwią­za­ne z za­war­to­ścią też są re­flek­sją czy­tel­ni­czą, lecz do­ty­czą nie­zro­zu­mie­nia prze­ze mnie za­cho­wa­nia po­sta­ci. Taki, np. czar­no­księż­nik – Ja­spis naj­pierw chce tor­tu­ro­wać Clau­du­sa – pry­mu­sa, bo pa­mię­ta szkol­ne upo­ko­rze­nia, a potem nagle jest z nim w ko­mi­ty­wie i mu ufa? Księż­nicz­ka (może Do­lo­res, choć nie je­stem pewna, bo chyba miej­sce akcji zmie­ni­łeś i pod ko­niec pi­szesz, że jest nie­zgrab­na, więc nie wiem, kim jest ta po­stać – psy­cho­wi­dem) prze­cha­dza się przed nim zgrab­nie w przej­rzy­stym gieź­le, za­lot­nie rusza bio­dra­mi, kręci ty­łecz­kiem, może też pier­sia­mi i daje mu w pysk. Po co tyle za­cho­du z tym miz­drze­niem się przed więź­niem Clau­du­sem? Po­łów­ka w tej czę­ści do­ty­czy wpro­wa­dza­nia przy za­koń­cze­niu tek­stu no­wych po­sta­ci. Szcze­gól­nie za­dzi­wi­li mnie ci kar­cia­rze i jakiś ro­dzaj eks­plo­ato­wa­nia mo­ty­wu fa­scy­na­cji po­sta­ci mę­skich z tek­stu wdzię­ka­mi nie­wie­ści­mi i ich kon­sump­cją. Mamy: Clau­du­sa, Ja­spi­sa, Do­lo­res wy­ko­rzy­sta­ną przez dwóch straż­ni­ków, kar­cia­rzy. Od­no­si­łam wra­że­nie, że gdy nie mamy mor­do­bi­cia to jest o re­la­cji fa­ce­tów z ko­bie­ta­mi. O ile jesz­cze Clau­dus był ok (taka po­stać), Ja­spis (bo umo­ty­wo­wa­ny na­gro­dą), jed­nak resz­ta? Nie wiem. 

 

Dro­bia­zgi i przy­kła­dy jed­no­cze­śnie:

Po­tknę­łam się z po­cząt­ku o słowa lekko sprzecz­ne z przy­ję­tą kon­wen­cją fan­ta­sy, takie jak: "prze­szko­dy le­śnych ostę­pów", ale potem za­uwa­ży­łam, że cały tekst jest po­dob­ny­mi sło­wa­mi prze­pla­ta­ny, taki mix. 

W urban fan­ta­sy mniej by mi prze­szka­dza­ły ze­sta­wie­nia ze współ­cze­sne­go słow­ni­ka, jed­nak Twoje opo­wia­da­nie nie jest na­pi­sa­na w tej kon­wen­cji.

No może z wy­jąt­kiem spar­cia­łej sakwy, która prze­cho­dzi­ła z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie i która sta­no­wi­ła przy­czy­nę spraw­czą całej tej awan­tu­ry.

Dru­gie "która" ra­czej nie po­trzeb­ne? I chyba nad­mia­ro­wym sło­wem jest "spraw­cza"?

– Rysuj. – Ja­spis rzu­cił w Clau­du­sa ka­wał­kiem zwi­nię­te­go płót­na.

– Drogę muszę wy­son­do­wać. – Frid uśmiech­nął się krzy­wo. – Tro­chę księż­nicz­ki i…

Za­mien­ni­ki na tę samą po­stać. Zer­k­nij. Mu­sia­łam wró­cić do po­cząt­ku i spraw­dzić mie­nie bo­ha­te­ra, że Frid Clau­dus. Za­mien­ni­ki trak­tu­ję jako błąd, po­nie­waż jako czy­tel­ni­ko­wi bar­dzo mi to prze­szka­dza, utrud­nia­jąc śle­dze­nie hi­sto­rii. Bo­ha­ter ma mieć jedno miano, a sztu­ką Au­to­ra jest tak pro­wa­dzić opo­wieść, aby w co dru­giej li­nij­ce się nie po­wta­rza­ło, a ja nie mu­sia­łam spraw­dzać, kto zacz się ode­zwał. Po­dob­ny za­bieg sto­su­jesz wiele razy, więc ro­zu­miem, że ce­lo­wo. Ja­spis to czar­no­księż­nik? 

Ja­spis pod­szedł do Clau­du­sa i na­chy­lił mu się do ucha. (-, +:)

– Wy­klu­czo­ne. Staw­ka jest za wy­so­ka. Nie za­pra­sza­my ni­ko­go na rejzę

– Dla­cze­go? – od­szep­nął Frid.

– Nie teraz. Wiem, że Al­che­mik szy­ko­wał dużą do­sta­wę dla Wdowy. Po to tu je­ste­śmy. Ale za­miast ga­niać po lesie, za­czerp­nie­my ze źró­dła.  

Czy ta roz­mo­wa jest gło­śna, czy sobie szep­czą – Ja­spis z Fri­dem Clau­sem? Jeśli tak, może za­zna­czyć?

– Nie po­do­ba mi się ten po­mysł – stwier­dził Clau­dus. – Może jed­nak po­pro­sisz o pomoc?

– Wy­bacz­cie, ale mu­si­my ma­gicz­nie oczy­ścić za­to­ki. Po­zbie­raj­cie tro­chę szy­szek do worka – od­parł czar­no­księż­nik, zwra­ca­jąc się do żoł­da­ków, po czym po­cią­gnął Frida za klapy zno­szo­ne­go płasz­cza.

Nie ro­zu­miem tego dia­lo­gu, zer­k­nij: Frid Claus coś stwier­dza i jak ro­zu­miem su­ge­ru­je ścią­gnię­cie po­mo­cy i do­sta­je zwrot­nie od­po­wiedź, a w niej: wy­bacz­cie (czy sta­ro­pol­skie?, czy do FC grzecz­no­ścio­we, czy do na­jem­ni­ków; jeśli do na­jem­ni­ków pod­kre­śle­nie ra­czej do usu­nię­cia, bo myli.

Kiedy dwu­noż­ny kro­ko­dyl znik­nął za drzwia­mi, San­dor i Fe­renc wy­ję­li mie­cze, a Clau­dus rękę po ko­lej­ną por­cję księż­nicz­ki. Ktoś za­żar­to­wał z zie­lo­nej mordy, ktoś inny pró­bo­wał na­śla­do­wać tu­bal­ny ton go­spo­da­rza.

Czy kto­sie to na­jem­ni­cy, czyli San­dor i Fe­renc?

Po szyb­kiej apli­ka­cji

Chyba pod­mie­ni­ła­bym słowo?

Clau­dus stał bez ruchu, ob­ser­wu­jąc wal­czą­cych. Nie mógł wy­du­sić naj­prost­sze­go za­klę­cia. Wi­dział, jak Fe­renc wbija szty­let w łu­sko­wa­ty pysk, by za chwi­lę zgi­nąć roz­szar­pa­ny krót­ki­mi ła­pa­mi Kaj­ma­na. Kątem oka do­strzegł za­kap­tu­rzo­ną po­stać rzu­ca­ją­cą w stro­nę Ja­spi­sa po­dłuż­ne na­czyn­ko, które od­bi­ło się od wy­two­rzo­nej przez czar­no­księż­ni­ka ba­rie­ry.

Zer­k­nij jesz­cze tutaj i zo­bacz, jak mogą mylić czy­tel­ni­ka za­mien­ni­ki. sie­dzi­my w C., który ob­ser­wu­je walkę na­jem­ni­ka z kro­ko­dy­lo­wa­tym sługą i nagle mamy za­kap­tu­rzo­ną po­stać, rzu­ca­ją­cą na­czyń­ko w jego stro­nę. Ano jego, a mamy Ja­spi­sa, jakby ko­lej­ną po­stać.

przy­wra­ca­jąc po­gru­cho­ta­ny nos do peł­nej spraw­no­ści. Dzię­ki temu Clau­dus mógł zażyć księż­nicz­ki

Hmm, do tej pory wcie­rał w dzią­sła, a teraz nos mu po­trzeb­ny?

An­zelm wal­nął czar­no­księż­ni­ka w brzuch, a Ja­spis padł jak długi.

– Musi wię­cej od­po­czy­wać – stwier­dził ol­brzy­mi męż­czy­zna. – A teraz ty, księż­nicz­ko. Jakoś cię nie lubię. Od razu widać, żeś za bar­dzo wy­mu­ska­ny na tę ro­bo­tę.

– To ja wy­son­do­wa­łem kry­jów­kę Al­che­mi­ka!

Do­brze, a teraz tutaj. Nie ro­zu­miem: An­zelm, ta po­two­ra – męż­czy­zna o ponad sześć i pół stopy nie lubi kogo? Pi­szesz księż­nicz­ki, a cho­dzi o Frida Clau­du­sa?

sia­dał jak na­sro­żo­ny kogut

Hola, jak sia­da­ją ko­gu­ty? xd Nigdy tego nie wi­dzia­łam. Kury mogą na jaj­kach, ale kogut? Nawet za­czę­łam to spraw­dzać. Kury mogą sia­dać, nie­za­leż­nie od płci i jest ob­ja­wem kon­kret­nej cho­ro­by, braku wi­ta­min, np. D, wap­nia, dalej już nie czy­ta­łam. To ro­dzaj pa­ra­li­żu. Chyba, że cho­dzi Ci o wska­ki­wa­nie ko­gu­ta na kury, ale on ra­czej na Do­lo­res w tym mo­men­cie chyba nie wska­ki­wał?

An­zelm prze­dzie­rał się przez tłum, to­ru­jąc sobie drogę kuk­sań­ca­mi.

Kuk­sań­ca­mi, no weź. Kreu­jesz go od po­cząt­ku na mor­der­czą po­stać, stra­szysz nim, a teraz idzie i kuk­sań­ce roz­da­je?

 

Pod­su­mo­wu­jąc: po­mysł fajny, akcja wart­ka, lecz ciut bez­ład­na, po­sta­ci nie­kon­se­kwent­nie pro­wa­dzo­ne i uwa­ża­ła­bym z hu­mo­rem, tj. do­pa­so­wy­wa­ła­bym go do po­sta­ci. Warsz­ta­to­wo – za­mien­ni­ki i może zmniej­szyć licz­bę słów.

 

pzd srd

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Cześć, Asy­lum!

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję za wi­zy­tę i do­ko­na­nie lek­kiej ma­sa­kry. ;-) Każda uwaga cenna, a tu mam ich całą masę. Spró­bu­ję się od­nieść po­ni­żej.

Warsz­ta­to­we: za­mien­ni­ki i roz­py­cha­nie tek­stu sło­wa­mi, okre­śle­nia­mi, które nie wno­szą nic no­we­go do akcji, opisu bo­ha­te­rów i miej­sca w któ­rym są, świa­ta, ra­czej wstrzy­mu­ją i za­wie­sza­ją opo­wieść w mię­dzy­cza­sie po­dob­nie jak stop-klat­ka w trak­cie filmu.

To bar­dzo słusz­na uwaga. Wska­zy­wał na to rów­nież Kro­kus. Je­że­li uda mi się coś jesz­cze wy­pro­du­ko­wać na pewno będę pró­bo­wał wy­strze­gać się pu­sto­sło­wia.

Taki, np. czar­no­księż­nik – Ja­spis naj­pierw chce tor­tu­ro­wać Clau­du­sa – pry­mu­sa, bo pa­mię­ta szkol­ne upo­ko­rze­nia, a potem nagle jest z nim w ko­mi­ty­wie i mu ufa?

Tu lekką krzyw­dę zro­bi­ło cię­cie z wer­sji re­ży­ser­skiej, acz­kol­wiek też nie do końca. Za­mysł na re­la­cję Ja­spis-Clau­dus był bo­wiem zwią­za­ny z ogól­nym wy­dźwię­kiem hi­sto­rii. To wszyst­ko jest wła­śnie drogą na skró­ty, mię­dzy in­ny­mi nie­trwa­łe przy­jaź­nie, które są wy­ni­kiem po pierw­sze in­te­re­sow­no­ści osób z pół­świat­ka (Ja­spis miał być w za­ło­że­niu do­świad­czo­nym prze­stęp­cą, zaś Clau­dus aspi­ru­ją­cym i nie­ma­ją­cym do tego pre­dys­po­zy­cji), ale także za­ży­wa­nia sub­stan­cji. W tym miej­scu po­krót­ce wy­ja­śnię, że ideą, która stała za na­pi­sa­niem tek­stu, była lekka sa­ty­ra na wszech­obec­ne (i to nie od dzi­siaj) hi­sto­rie w stylu Jak zo­sta­łem gang­ste­rem czy wszel­kie inne opo­wiast­ki, które wła­ści­wie glo­ry­fi­ku­ją pół­świa­tek i kreu­ją jego bar­dziej słod­ki niż gorz­ki obraz. Ale nie tylko. Ca­łość miała spro­wa­dzać się rów­nież do pro­ble­mu apli­ko­wa­nia sobie do noz­drzy okre­ślo­nych spe­cy­fi­ków, a nie­trwa­łe przy­jaź­nie pod­czas róż­nych rej­wów (stąd po­zwo­li­łem sobie też użyć w tek­ście, moim zda­niem nie do końca po­praw­nie, słowa rejza) to stan­dard. Tak to wi­dzia­łem i tak sta­ra­łem się przed­sta­wić, a że umie­jęt­no­ści są, jakie są, to wy­szło, jak wy­szło. ;-)  

Księż­nicz­ka (może Do­lo­res, choć nie je­stem pewna, bo chyba miej­sce akcji zmie­ni­łeś i pod ko­niec pi­szesz, że jest nie­zgrab­na, więc nie wiem, kim jest ta po­stać – psy­cho­wi­dem) prze­cha­dza się przed nim zgrab­nie w przej­rzy­stym gieź­le, za­lot­nie rusza bio­dra­mi, kręci ty­łecz­kiem, może też pier­sia­mi i daje mu w pysk.

Ta po­stać w gieź­le to była Al­che­mik. Bo­ha­ter budzi się po na­pa­dzie i wita go go­spo­dy­ni. Za­sta­na­wia­łem się, czy nie usu­nąć tej sceny, ale nie chcia­łem też, aby to la­bo­ra­to­rium było pu­sta­we. W sce­nie walki mamy kro­ko­dy­la i ta­jem­ni­czą po­stać w kap­tu­rze. Dziew­czy­na, które bije Clau­dua, to wła­śnie ta po­stać i jed­no­cze­śnie wy­na­laz­czy­ni ke­ta­lis fen­cis. Ta scena miała też po­ka­zać kon­trast na linii ocze­ki­wa­nia vs. rze­czy­wi­stość.

Szcze­gól­nie za­dzi­wi­li mnie ci kar­cia­rze i jakiś ro­dzaj eks­plo­ato­wa­nia mo­ty­wu fa­scy­na­cji po­sta­ci mę­skich z tek­stu wdzię­ka­mi nie­wie­ści­mi i ich kon­sump­cją.

Kar­cia­rze to wła­ści­wie je­dy­ny stric­te hu­mo­ry­stycz­ny ele­ment opo­wie­ści i jed­no­cze­śnie alu­zja do deus ex ma­chi­na. To są bo­go­wie tego świa­ta, któ­rych sta­ra­łem się za­po­wie­dzieć mi­mo­cho­dem w toku hi­sto­rii. Oczy­wi­ście jest to kon­tro­wer­syj­ny frag­ment, ale chcia­łem nim roz­ła­do­wać ton hi­sto­rii, która wcho­dzi­ła na zbyt „ak­cyj­niac­kie” tory.

Kon­su­mo­wa­nie wdzię­ków nie­wie­ścich to zaś ty­po­wo męska roz­ryw­ka, więc pa­so­wa­ło mi to do bez­tro­skich bogów, któ­rzy grają w bry­dża i od czasu do czasu de­cy­du­ją się na boską in­ter­wen­cję.

Od­no­si­łam wra­że­nie, że gdy nie mamy mor­do­bi­cia to jest o re­la­cji fa­ce­tów z ko­bie­ta­mi.

Ta­kie­go za­ło­że­nia nie mia­łem. ;-) Wyżej wy­ja­śniam, co mi przy­świe­ca­ło, na­to­miast wia­do­mo, że tekst po­wi­nien bro­nić się sam.

Dru­gie "która" ra­czej nie po­trzeb­ne? I chyba nad­mia­ro­wym sło­wem jest "spraw­cza"?

Pew­nie masz rację, je­że­li cho­dzi o warsz­tat, na­to­miast dru­gie „które” po­trzeb­ne mi było, aby wy­ja­śnić mo­ty­wa­cję Clau­du­sa, który za chwi­li okaże się zdraj­cą, wbrew temu, co mu kle­pa­no do głowy w domu ro­dzin­nym. Ro­zu­miem jed­nak, że to wy­brzmia­ło nader kiep­sko.

Za­mien­ni­ki trak­tu­ję jako błąd, po­nie­waż jako czy­tel­ni­ko­wi bar­dzo mi to prze­szka­dza, utrud­nia­jąc śle­dze­nie hi­sto­rii. Bo­ha­ter ma mieć jedno miano, a sztu­ką Au­to­ra jest tak pro­wa­dzić opo­wieść, aby w co dru­giej li­nij­ce się nie po­wta­rza­ło, a ja nie mu­sia­łam spraw­dzać, kto zacz się ode­zwał. Po­dob­ny za­bieg sto­su­jesz wiele razy, więc ro­zu­miem, że ce­lo­wo. Ja­spis to czar­no­księż­nik? 

Ro­zu­miem i dzię­ki za tę uwagę, bo fak­tycz­nie wy­szło, jak pi­szesz. Na przy­szłość będę się sta­rał tego uni­kać. Gwoli wy­ja­śnie­nia: Ja­spis to czar­no­księż­nik.

Czy ta roz­mo­wa jest gło­śna, czy sobie szep­czą – Ja­spis z Fri­dem Clau­sem? Jeśli tak, może za­zna­czyć?

Wy­da­wa­ło mi się, że na­chy­le­nie do ucha i od­szep­nię­cie będą wła­śnie takim za­zna­cze­niem, że roz­mo­wa jest cicha.

Nie ro­zu­miem tego dia­lo­gu, zer­k­nij: Frid Claus coś stwier­dza i jak ro­zu­miem su­ge­ru­je ścią­gnię­cie po­mo­cy i do­sta­je zwrot­nie od­po­wiedź, a w niej: wy­bacz­cie (czy sta­ro­pol­skie?, czy do FC grzecz­no­ścio­we, czy do na­jem­ni­ków; jeśli do na­jem­ni­ków pod­kre­śle­nie ra­czej do usu­nię­cia, bo myli.

Ro­zu­miem. Słowa były w ca­ło­ści kie­ro­wa­ne do na­jem­ni­ków.

Czy kto­sie to na­jem­ni­cy, czyli San­dor i Fe­renc?

Dwóch kto­siów z czwór­ki. Ale ro­zu­miem zgrzyt.

Hmm, do tej pory wcie­rał w dzią­sła, a teraz nos mu po­trzeb­ny?

Wia­do­mo, że przez nos le­piej wej­dzie. :P Ale oczy­wi­ście nie wy­brzmia­ło to, jak na­le­ży.

Do­brze, a teraz tutaj. Nie ro­zu­miem: An­zelm, ta po­two­ra – męż­czy­zna o ponad sześć i pół stopy nie lubi kogo? Pi­szesz księż­nicz­ki, a cho­dzi o Frida Clau­du­sa?

Do­kład­nie tak. Teo­re­tycz­nie kon­kur­so­wą księż­nicz­ką jest sub­stan­cja. Do­ło­żyć można do tego Do­lo­res, ale tak na­praw­dę księż­nicz­ką jest Frid, który nie po­wi­nien brać się za spra­wy, do któ­rych nie zo­stał stwo­rzo­ny. ;-) Ta wy­po­wiedź jest po to, aby na­pro­wa­dzić nieco Czy­tel­ni­ka na po­wyż­szą kon­cep­cję (być może nie­po­trzeb­nie).

Hola, jak sia­da­ją ko­gu­ty?

:P Sto lat nie byłem ta­kiej wsi, wsi, z in­wen­ta­rzem itd., ale wy­da­je mi się, że kogut cza­sem siada np. na pło­cie i się sroży, ale nie dam sobie za to ob­ciąć nawet pa­znok­ci. Mogę to zmie­nić na sta­wał, bo ten kogut mi był jed­nak po­trzeb­ny, aby coś po­ka­zać. Tego okre­śle­nia nie po­prze­dzi­łem jed­nak na­le­ży­tym ro­ze­zna­niem. :P

Kuk­sań­ca­mi, no weź. Kreu­jesz go od po­cząt­ku na mor­der­czą po­stać, stra­szysz nim, a teraz idzie i kuk­sań­ce roz­da­je?

To byli jed­nak jego lu­dzie, ale kto nie zszedł z drogi, do­sta­wał pałką. Tu mi się wy­da­je, że jest ok, ale mogę się oczy­wi­ście mylić. ;-)

 

Dzię­ku­ję raz jesz­cze za przej­ście przez tekst i bar­dzo cenne uwagi. Te o za­mien­ni­kach i sło­wach zbęd­nych przede wszyst­kim, bo do­brze to wy­tłu­ma­czy­łaś.

 

Po­zdra­wiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Cud­nie lek­kie, nie­po­waż­ne i nie­prze­wi­dy­wal­ne. Ra­czej nie ule­gam re­kla­mom, ale za mor­te­ciu­so­wą po­szłam i nie ża­łu­ję. Do­ce­ni­łam zwłasz­cza mo­ment po­wro­tu tę­czo­we­go dzia­do­stwa – już się mar­twi­łam, że ta strzel­ba nie wy­strze­li, a tu taki uro­czy nabój z niej wy­sko­czył!

„Jak mogła się za­mknąć z tym drań­stwem, a teraz nie chce się otwo­rzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Dzię­ki, Dziew­czy­ny za miłe ko­men­ta­rze :) 

Anoia – co to za Mor­te­ciu­so­wa re­kla­ma, bo mia­łem pe­wien roz­brat z tym przy­byt­kiem do­brej na­dziei i cie­ka­wi mnie, co ta dobra mor­decz­ka na­my­śla­ła (za­pew­ne ja­kieś chore bi­zar­ro XD). 

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Sie­masz, Kro­kus! :D Kopę mie­się­cy! Widzę laury zdo­by­te :)) Bra­vis­si­mo! Wie­dzia­łem, że na wiele Cię stać!

 

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Nowa Fantastyka