Mężczyznę obudził rozrywający ból całego ciała. Nienaturalne światło wbijało się ostrymi promieniami pomiędzy sklejone wczorajszą wódką powieki. Nigdy wcześniej, od czasów, gdy wraz ze starszym bratem pił bimber w podziemiach Zofiówki albo wino z pierwszą miłością na plaży nad Świdrem, nie czuł takiego bólu. Zaklął pod nosem szukając po omacku szklanki z czymś mokrym.
– Nie ma – usłyszał głos.
Otworzył oczy i nie rozpoznał miejsca, w którym się znalazł. Pomyślał, że śpi na melinie, ale głos uprzedził jego myśl.
– Nie – Poczuł strach, a w piersi czuł tylko pustkę – Nie usłyszysz już swojego ciała, ale tym bym się nie martwił – Mężczyzna zobaczył postać w tunice, której biel zupełnie do niej nie pasowała. Pokraczna, pomarszczona twarz przypominającą wilczy pysk. I ogon. Jak u diabła.
– Nie dziw się tak Januszu Bąk, synu Józefa i Marii z domu Nowak – wiedział o nim wszystko – Takie czasy. Rynek pracy, nawet u nas, jest dynamiczny. Dlatego przeszedłem ze Smoła Sp. z O.O. do Korporacji Sądy Ostateczne S.A. – Istota się uśmiechnęła – Diabły w niebie, anioły w piekle. Wasi też tu są. Przedstawię się. Jestem Twoim kasjerem – Ukłonił się nisko – Nazwali mnie Łahod. Pozwolisz, że przystąpimy do płatności.
Diabeł zaczął wyliczać uczynki Janusza nie robiąc przy tym żadnej pauzy. Wypluwał z siebie słowa jak karabin, patrząc głęboko w oczy mężczyzny.
– No cóż… Jak widzisz rachunek jest dość długi i należałoby zapłacić za grzech od razu, zważywszy, że zgodnie z planem taryfowym ziemi otwockiej, nie masz możliwości negocjacji cenowych. Wyszło dokładnie wieczność pojenia lawą, bez jednego kieliszka – Łahod żółtymi kłami uśmiechnął się do Janusza i dodał – Dla takich jak ty mamy specjalną linię do piekła. Zapraszam.
Janusz wsiadł do pojazdu, który runął w dół zanim drzwi się zamknęły. Krzyk przerażenia uwiązł mu w gardle.
Kobieta podeszła do kierowcy autobusu linii 702
– Niech pan wyrzuci tego menela. Delirka nim trzęsie i jeszcze coś głupiego zrobi – powiedziała wskazując Janusza Bąka stojącego na końcu autobusu w kałuży własnego strachu.