- Opowiadanie: enakin - Red Hot Chilli Pepa

Red Hot Chilli Pepa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Red Hot Chilli Pepa

Zmierzch miękko przykrywa miasto misiem, który ląduje na drzewach i ulicach. Szczególnie w rozproszonym świetle latarni płatki tańczą leniwie, przyciągając się bądź odpychając, zanim dotkną podłoża, by stopić się z nim i nie móc wzbić ponownie. Pepa siedzi przy oknie z otwartą książką. Od czasu do czasu podnosi głowę, odgarnia włosy z twarzy i wzdycha. Myśli podążają za chłopcem, co obdarowałby ją magiczną mocą. Czy uda się jej go spotkać? I czy na pewno to będzie on? Jak go rozpozna?

 

Ale oto do pokoju wchodzi matka w szlafroku i podkrążonymi oczami. W rękach niesie telefon.

– Ja nie wytrzymam z tą kobietą, zupełnie jej się w głowie poprzewracało – mówi. Podchodzi do kredensu i ze słoika wyjmuje banknot. – Masz tu córuś, idź do sklepu i kup babci papier, bo się skończył.

– Ależ mamo! Jest późno, a babcia mieszka na drugim końcu miasta.

– Bądź grzeczna, moje dziecko. Masz tu jeszcze trochę i kup sobie coś dobrego, a mnie przynieś butelkę wina. Tylko pamiętaj, by nie rozmawiać z nieznajomym. Pospiesz się!

 

Pepa niechętnie ubiera buty i czerwone palto, ostatni krzyk mody. No, może nie taki ostatni, ale umówmy się, że koleżanki zazdroszczą. Na ulicach pustki. Gdzieniegdzie zaparkowany samochód i ani żywej duszy. Zrywa się mroźny wiatr i smaga po uszach. Pepę obiega dziwny dreszcz, jakby niewidzialna dłoń dotknęła jej karku. Odwraca się – nikogo nie ma. Przyspiesza kroku, a wtedy kot złośliwie przebiega jej drogę i znika po drugiej stronie. To pech, myśli. Zatrzymuje się na moment i waha, po czym zdecydowanym krokiem rusza przed siebie.

 

Wtem zza rogu zjawia się chłopak w kapturze.

– Cześć, gdzie idziesz? – zaczepia niskim głosem.

– Do sklepu. – Pepa natychmiast rumieni się. Kojarzy go chyba ze szkoły.

– A po co?

– Po zakupy dla babci, czemu pytasz?

– Tak tylko.

Chłopak szarmancko wkłada ręce do kieszeni i rozgląda się. Idą razem chodnikiem.

– Kim jesteś? – pyta Pepa.

– Ja? Nikim – odpowiada, a następnie chwyta dziewczynę za rękę i przyciska do ściany budynku, przy którym akurat się znajdują. Zbliża twarz do jej twarzy – ach, te jego zielone oczy! Jest w nich coś tak magnetycznego, jak tęsknota do piękna i wolności, że nie sposób im się oprzeć. Już mają się pocałować, gdy ona zrywa się znienacka, z całych sił odpycha go i ucieka. Biegnie, aż brak jej tchu. A jeśli to zboczeniec jest, albo gorzej – morderca? W telewizji mówią cały czas, a matka ostrzegała. Muszę wziąć się w garść, postanawia, po czym zwalnia kroku i upewnia się, że nikt jej nie śledzi. Zapala papierosa.

 

Przez moment żałuje swej decyzji. Co on o niej teraz pomyśli? W szkole na pewno będą się śmiać i nikt nigdy nie zechce jej już więcej pocałować. Zachowała się jak skończona smarkula. Ale z drugiej strony (zaciąga się głęboko i wydmuchuje dym w powietrze), co on sobie w ogóle wyobraża! I jak ma na imię?

 

Miasto, w którym mieszka Pepa jest bardzo stare i posiada wiele historycznych zabytków: zamek królewski, pałac, muzeum, teatr, niezliczoną ilość tuneli podziemnych oraz tajemnych przejść, a także szereg przedwojennych kamienic, z których najbardziej podobają jej się te z ozdobnym balkonikiem bądź gzymsem. Mija gmach z płaskorzeźbą przedstawiającą tysiące twarzy o różnym obliczu: srogie, niewinne, okrutne bądź cierpiące, a wszystkie tak realistyczne, że aż żywe. Wpatrują się w nią. Zdają wołać, nawoływać. Dziwne, nigdy wcześniej tego tutaj nie widziała. A może po prostu nie zwróciła uwagi.

 

Wchodzi do jednego z tych sklepów, które czynne są jeszcze o tej porze. Kieruje się wprost do regału ze środkami czystości, sięga po rolkę papieru i wrzuca do koszyka. Następnie podchodzi do kasy i prosi o butelkę wina, może być czerwone półsłodkie.

– A dowód jest? – Sprzedawca podnosi wzrok, o Boże! To ten sam chłopak, który wcześniej zaczepił ją na ulicy, te same zielone oczy! Jak to możliwe, że znalazł się tu przed nią?

– Yyy… – Chyba nie wie, co powiedzieć.

– Żartowałem. – Chłopak uśmiecha się, puszcza oczko i nie odwracając wzroku, zwinnie wyciąga za siebie ramię, by wnet na ladzie postawić butelkę Rosso. Przeciąga licznikiem po kodzie paskowym. – Zakupy dla babci? – ironizuje. – Grzeczna dziewczynka. – Wyciąga doń dłoń i zniża głos. – Masz tu coś, co otwiera podświadomość. Tylko ostrożnie, jest tak doskonałe, że można przestraszyć samą siebie.

 

Podaje jej niewielkich rozmiarów papierowe pudełeczko. Ich dłonie i oczy znów dotykają się. Dziewczynę paraliżuje kolejny, tym razem silniejszy dreszcz, który nagle przerywa dźwięk dzwonka przy drzwiach. Te otwierają się i wchodzi jakaś postać. Pepa prędko pakuje produkty do torby, rzuca subiektowi pieniądze i nie czekając na resztę, opuszcza sklep.

 

Tymczasem sprzedawca wyskakuje zza lady i rzuca się na postać, która dopiero co weszła i nie zdążyła zareagować. Skręca jej kark i zwierzęco wbija zębami w szyję. Ssie zachłannie, po czym puszcza na podłogę. Podchodzi do okna i wzrokiem odprowadza znikający w oddali cień. Oblizuje się. Na twarzy ledwo dostrzegalny grymas, pod nogami krew.

 

 

Koniec

Komentarze

'Zapala papierosa' - ustawa untynikotynowa!!! (czy jak ją tam zwą) ;)
W moim odczuciu tekst poprawny, ale ja tylko amator :)

Zdrówka :) 

no tak, alem politycznie niepoprawna ;D
dziekuję za komentarz, pozdrawiam :))

Sprawnie napisane, parę zdań można by jeszcze stylistycznie wygładzić, ale jest dobrze.
Ciekawa wariacja Czerwonego Kapturka. Nie załapałem tylko, dlaczego właściwie wilk nie załatwił jej, tylko jakiegoś pechowca? (no chyba, że to ten niespodziewany dzwonek).

Podobało mi się.

cieszę się, dzięki :))

ps. wilk pewnie załatwi ją dopiero u babci ;))

Nowa Fantastyka