
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Taśma klejąca to niezwykła, uniwersalna rzecz, którą można naprawić wszystko. Jeszcze nikomu nie udało się dowiedzieć gdzie rośnie: miejsce plantacji taśmy są pilnie strzeżonym, rządowym sekretem. Poza tymi plantacjami taśma występuje pół-dziko w sklepach papierniczych. Po nabyciu takiej taśmy należy uważnie i ostrożnie ją oswoić; niektóre taśmy są narowiste i bardzo trudno je napocząć.
Czasami zdarza się znaleźć taśmę pod biurkiem. To bardzo rzadki rodzaj taśmy, który często wygląda na zakurzony: nie dajcie się jednak zmylić, ten "kurz" to tak naprawdę mikrokorzonki. Niestety nawet studentom zdarza się taką taśmę wyrzucić, tylko niektórzy bardzo ostrożnie ją myją.
Taśmy klejące to drugi, zaraz po kserokopiarkach, najlepszy przyjaciel studenta. Jak już wspomnieliśmy, naprawić można nimi wszystko, choć niektóre rzeczy tylko raz (np. piec). Dzięki swoim unikalnym właściwościom taśmy pomagają studentom wieszać firany, naprawiać krzesła, zastąpić wybitą szybę po imprezie, czy w końcu skleić ulubiony kufel. Mało kto jednak wie, że taśmy służą nie tylko do naprawy różnych rzeczy – taśmy to także uniwersalny środek na dostarczenie rozrywki i przerwanie nudy na wykładzie. Taśmę można turlać, podrzucać, a odpowiednio naciśnięta na stole pojedzie trochę w jedną stronę i zaraz potem wróci do rozradowanego studenta. Posiadanie większej ilości taśm zwiększa możliwości rozrywkowe: można z nich zbudować wieżę i po ukulaniu kilku papierowych kulek celować do jej środka (od góry) razem z kolegami i koleżankami z ławki.
– Radek! – wściekł się Polon. – Pomóż mi, do cholery, załadować te warzywa!
– Nadal nie rozumiem po co ci piętnaście kilogramów marchewek. Zachciało ci się nagle zdrowo odżywiać, czy co? – zamarudził Radek.
– Sam niedawno wspominałeś że warto byłoby wypić coś nowego!
– Eeee, sok z marchewek to ja już piłem…
– Kto mówi o soku z marchewek? Co ty, wina marchewkowego nigdy nie piłeś?
Radek natychmiast odzyskał wigor i z pasją zabrał się do podnoszenia worka.
– Jak chcesz zrobić wino z marchewek?
– Oj, normalnie, weźmiemy 15 kilo marchwi, 5 kilo rodzynek, 9 kilo cukru, drożdże, pożywki i takie tam, i wyjdzie tego z 40 litrów. Butlę nam jutro kurier przywiezie, zamówiłem w Internecie.
– Trochę kasy na to pójdzie… – powiedział Radek myśląc o swoim napiętym budżecie.
– Ale za 40 litrów winiacza domowej roboty? Zawsze możemy jeszcze je przez destylator przepuścić, zrobi sie brandy marchewkowe. – Polon zatarł ręce. – Pamiętasz to wino z bananów, które dostaliśmy od akademikowców?
– Oj, pamiętam – rozmarzył sie Radek. – Było prawie tak dobre jak ajsówka.
– Ajsówka? – zapytał Polon.
– No nie gadaj, że ajsówki nie piłeś…
– No nie piłem, ale chętnie bym zrobił.
– No to patrz – powiedział Radek chwytając pięć paczek cukierków z napisem "ice" i dwie butelki spirytusu. – Za dwa dni będzie gotowa.
Studenci, zaopatrzeni już w niezbędne do egzystencji rzeczy, ruszyli po chleb, ser i inne artykuły spożywcze.
– O kurde – rzucił Polon, rozpaczliwie przetrzepując kieszenie. – Kasa mi wypadła z kieszeni.
– Czekaj, tu jest, mam ją – uspokoił go Radek. – Nie powinieneś sobie tej dziury zaszyć, czy coś?
– Że niby mam kupić igłę i nitkę? Nie mam kasy na głupoty – obruszył się Polon. – weź mi zaklej tę dziurę, bierz taśmę klejącą.
– Cholera, spadła mi…
– Łap ją!
– No nie, stoczyła się do studzienki odpływowej…
– Radek?
– No?
– A w ogóle po cholerę tutaj studzienka odpływowa?
– Nie wiem, może warzywa ociekają?
– Przecież nie są myte – Polon zaprezentował dłonie, które równie dobrze mogłyby spędzić ostatnią godzinę na grzebaniu w torfie. – Czekaj, masz coś na koszuli… – wytarł je dokładnie o koszulę Radka.
– O ty przefstofiszały pierdogrzmocie! – ryknął Radek, odsuwając się na bezpieczną odległość. – Gdzie mi z tymi brudnymi łapskami?
Polon spojrzał na Radka zaskoczony. No no, czegoś się w końcu nauczył, pomyślał.
– Twoja dziewczyna mówiła to samo. – powiedział niewinnie podważając wieko studzienki długopisem.
– Nie mam dziewczyny – dał się zaskoczyć Radek.
– Musisz czepiać się szczegółów? Zawsze chciałem powiedzieć coś w ten deseń na koniec kłótni.
– A, pieprzyć tę taśmę i dziurę w spodniach – obraził się Radek. – Może od razu je zdejmij, będzie to lepiej wyglądać. – spróbował sarkazmu.
– Twoja dziewczyna mówiła to sa… – zaczął Polon, ale nie udało mu się dokończyć, bo naraz stało się kilka rzeczy.
Przede wszystkim, poruszył wieko studzienki. W tym samym momencie Radek rzucił się w jego stronę. Kierownik sklepu krzyknął "Nie!", a pod nogami Polona otworzyła się zapadnia. Radek doskoczył do krawędzi, chwilę balansował, po czym wpadł do środka. Zapadnia zamknęła się z trzaskiem.
Studenci wpadli do wózka na szynach, który natychmiast rozpoczął podróż. Po kilku chwilach doszli do siebie na tyle, żeby zacząć się szarpać. Wózek gwałtownie skręcił na szynach akurat wtedy, gdy Radek rycząc niczym zraniony niedźwiedź próbował wyrzucić Polona. Ten jednak wczepił się w jego zmaltretowaną koszulę i pociągnął go za sobą. Po chwili studenci wylądowali na stosie taśmy klejącej. Fakt ten zaskoczył ich do tego stopnia, że przestali się szarpać.
– O stary – powiedział szeptem zdumiony Polon. – Gdzie my jesteśmy?
– W podziemiach fabryki taśmy klejącej?
– Tak? To niby skąd ten napis? – Polon wskazał na drzwi z napisem "DZIAŁ PRZESUSZANIA NASION".
– Nic z tego nie rozumiem. Że niby co, jesteśmy na plantacji taśmy klejącej? – zapytał zbity z tropu, przyglądając się pomieszczeniu.
Miejsce, w którym się znaleźli wyglądało jak opuszczona podziemna hala fabryczna, i z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że była to opuszczona podziemna hala fabryczna.
– Nie, no co ty. Myślę, że nie tylko my upuściliśmy taśmę w tym sklepie. Pewnie wszystkie upuszczone taśmy turlają się aż tutaj.
– I układają się w trzy równe stosy?
– To na pewno przypadek – zaperzył się Polon.
Chwilę przyglądali się hali w milczeniu.
– Możemy już iść? Ta hala przypomina mi horror "Chorry Pojeb i Komnata Szeptów" – wzdrygnął się Radek. – Poza tym zimno tu…
– Możesz się zamknąć? – warknął Polon. – Słyszę jakieś głosy.
– Weź pigułkę – odgryzł się Radek.
Nasłuchiwali przez chwilę. Słyszeli (a może im się zdawało) daleki odgłos syren alarmowych, tupot wielu stóp i stłumiony głos powtarzający w kółko "Alarmstufe Rot! Alarmstufe Rot! Alarmstufe Rot!".
– Myślę, że będzie dobrze jak się szybko stąd zwiniemy. – powiedział szybko Radek.
– Też mi się tak wydaje. Otworzysz drzwi?
– To ty i twoje spodnie nas tutaj wpakowały, więc racz, z łaski swojej, iść pierwszy.
– O Makaronowy Potworze Spaghetti, widzisz to i nie ciśniesz pulpetem… – westchnął, jak prawdziwy pastafarianin, Polon.
– Ej, religii do tego nie mieszaj!
– No już dobra, dobra – powiedział pojednawczym tonem Polon, otwierając drzwi. – Droga wolna! – rzucił.
Studenci wyszli na korytarz. Podłoga lśniła a ściany były bielsze niż na zdjęciach przerobionych w Photoshopie. Rozejrzeli się zdezorientowani. Kliniczna czystość działała na nich paraliżująco.
– Cholera, mają pułapki antystudenckie.
– Wdepnęliśmy na cacy. Polon, jakiś pomysł?
– Może nabrudźmy trochę?
Po kilku minutach Radkowi udało się przełamać paraliżujący czar czystości i tupnąć nogą. Z butów spadł piach, z nogawki opadł pył. Następne kroki były coraz prostsze. Mając w pamięci pocieszający widok piachu na podłodze, udało im się przejść do najbliższego okna.
– Ty, ale jaja! – odezwał się Polon. – Widzę mojego nauczyciela z liceum!
– Ja też! I tego z podstawówki, i tą z gimnazjum… – wzdrygnął się.
– Czego cię uczyli? – zaciekawił się Polon.
– No, wszyscy uczyli mnie niemieckiego…
– No zobacz, mnie też. Co to, tajne kółko nauczycieli niemieckiego?
– O, jest koleś od lektoratu na uniwerku…
– Pokaż. Ej, rzeczywiście! Co oni tu w ogóle robią?
– Wiesz – powiedział Radek – wygląda mi to jak odprawa wojskowa.
– O, ruszyli… Nie jest to przyjemny widok…
– Myślę, że musimy spadać, zanim na nas wpadną.
– Masz rację.
Studenci skręcili w prawo i dali nura w najciemniejszą dostępną odnogę korytarza. Przynajmniej nie widzieli zbytnio, że też jest przeraźliwie czysta. Zbiegli po stromych schodach i znaleźli się w wąskim pomieszczeniu z masą drzwi po obu stronach. Słysząc za sobą kroki szybko otworzyli pierwsze z brzegu drzwi i wbiegli do środka.
Nie był to najlepszy pomysł. W środku już ktoś był.
– Łapać ich! – rozległo się za plecami studentów.
Trzy postacie w białych kostiumach natychmiast porzuciły dotychczasową pracę polegają na opryskiwaniu małych drzewek i zaczęły biec w ich stronę.
– Wiejemy! – krzyknął Radek do Polona.
– Jasne, tylko capnę jedno z tych drzewek! – krzyknął, rzucając rolką papieru toaletowego w najbliższego napastnika.
Po chwili studenci biegli korytarzem kolejne piętro niżej.
– Skąd miałeś papier toaletowy?
– Z uniwersytetu. Darmowy, wielofunkcyjny i łatwo wpędza w zakłopotanie! – uśmiechnął się szeroko.
– Polon, chyba już wiem gdzie jesteśmy.
– No, gdzie?
– Pamiętasz rozdział szósty Vademecum Studenta?
– Ten, no… Najlepsi przyjaciele studenta?
– Dokładnie, właśnie ten. Pamiętasz co pisali tam o taśmie klejącej?
– Myślisz, że trafiliśmy na plantację?
– Na pewno.
Korytarz urwał się niespodziewanie, a pogoń była coraz bliżej.
– Co teraz?
Polon zerwał z drzewka niedojrzałą taśmę klejącą.
– Teraz – uśmiechnął się złowrogo – zastawimy pułapkę.
Zaczął szybko rozklejać taśmę, tworząc coś w rodzaju pajęczej sieci.
– Skoro jeszcze niedojrzała, to na pewno klej bardziej skoncentrowany – wydedukował. – Radek! Staraj się wyglądać na zdesperowanego!
– Zrobię co w mojej mocy – powiedział zduszonym głosem Radek usiłując uspokoić własne nogi, które samodzielnie rozpoczęły taniec desperacji, znany także pod nazwą „cholernie, cholernie chce mi się sikać".
Prześladowcy już, już mieli ich dopaść, Polon już niemal stracił pewność siebie, a Radek już chciał rzucać się w stronę ściany kwicząc niczym molestowana świnia, gdy chcący ich dopaść duet wpadł w zastawioną przez Polona pułapkę.
– Dobra, Radek, przestań drapać ściany i weź poprzecinaj tą taśmę, musimy wiać!
– A z nimi co zrobimy? – zapytał Radek wyciągając studencki odpowiednik scyzoryka szwajcarskiego znany także pod nazwą długopisu.
– Przykleimy ich do ściany.
– Nie odkleją się?
– Użyjemy całej taśmy jaką mamy.
Po dłuższej chwili studenci szli spokojnie korytarzem, zostawiając za sobą dwa przyklejone do ścian kokony.
– Głośno się drą – zauważył Radek.
– I do tego po niemiecku – skrzywił się Polon. – Chodź, chcę wydostać się stąd jak najszybciej.
Gdy tylko skręcili za róg, na głowy zarzucono im worki i ogarnęła ich ciemność.
Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Nogi i ręce przyklejono im do krzeseł, na których zostali posadzeni. Co więcej, ktoś świecił im w oczy mocną lampą.
– Szpiedzy! – wydarł się ktoś z niemieckim akcentem. – Jako komendant tej plantacji domagam się wyjaśnień, w przeciwnym razie zawiśniecie na taśmie!
– Odmawiam! – wydarł się Polon. – To jawne naruszenie prawa!
– W sumie ja mógłbym co nieco opowiedzieć – stwierdził Radek – ale tylko jeśli jako pierwszy dostanę odpowiedź na swoje pytanie.
– Zgoda – mruknął komendant. – Wyłączyć światła!
Światła zgasły.
– Słucham twojego pytania. Nie łudź się, i tak nie wyjdziecie z tego żywi – stwierdził złośliwie rechcząc. – Powiem wam co tylko będziecie chcieli – stwierdził łaskawie.
– Dlaczego jest tutaj tylu nauczycieli niemieckiego?
Komendant zaczerwienił się do tego stopnia, że najdojrzalsze pomidory mogłyby zazdrościć mu intensywności koloru.
– Deficyt budżetowy jest… Naziści się skończyli… To biorę, co dają… No bo to tajna stacja badawczo – hodowlana, muszą być naziści… Ale za drogo biorą… – tłumaczył się mętnie coraz bardziej czerwieniejąc. – A co wy tutaj robicie? – szybko zmienił temat.
Radek opowiedział mu swoją wersję wydarzeń.
– Niezła bajeczka – stwierdził komendant. – Jako że odmawiasz prawdziwych wyjaśnień, zawiśniesz na postrach, a twój kolega szpieg powie mi kto was przysłał – uśmiechnął się złowieszczo i rozciął taśmy, żeby oderwać go od krzesła.
Natychmiast stanęło za nim dwóch drabów w każdej chwili gotowych interweniować w przypadku próby ucieczki. Radek spróbował wybiec, ale szybko go złapano. Zdesperowany zawył:
– O wy przekrałaszczone ćwiedrzoszczące, zakrzeczyszcofiłowate, miń-ćwiszewskie farząchy!
Oprócz Polona, patrzącego na Radka ze zdumieniem i podziwem, nikt w pomieszczeniu nie był w stanie znieść takiego stężenia dźwięków niewystępujących w niemieckiej mowie. Jak na komendę wszyscy oprawcy chwycili się za uszy i stracili przytomność. Radek, korzystając z okazji, rozciął długopisem ukrytym w rękawie taśmę krępującą Polona i zabrali się do ucieczki. Przebiegali przez całą bazę wrzeszcząc „ćmowata ćwikła łąkuje grdypiając!" i tym samym pozbawiając przytomności wszystkich napotkanych ludzi na swojej drodze. Polon złapał kilka drzewek i, obładowani, wbiegli do działu przesuszania nasion.
– Czekaj, pomogę ci wejść na te tory – zaproponował Radek.
– Po cholerę? – zapytał Polon i trzymając za doniczki drzewek, wspiął się na strome zbocze jak pająk. – Widzisz? Całe drzewka działają jak przylepce!
Radek wziął przykład z Polona i po chwili byli już przy studzience odpływowej. Polon odsunął wieko i uruchomił zapadnię, wysyłając wrzeszczącego kierownika sklepu w podróż jego życia. Radkowi natomiast udało się odnaleźć zagubioną wcześniej taśmę.
– A mówią, że jesteś drugim najlepszym przyjacielem studenta! – powiedział do niej oskarżycielsko. – Widzisz, jakich kłopotów nam narobiłaś?
Taśma, jakby z uśmiechem, zabłyszczała tajemniczo.
KONIEC
No i znowu fajne opowiadanko z życia studenckiego. Humor jak zwykle super, aż człowiek żałuje, że opowiadanie jest takie krótkie.
Radek i Polon podbijają świat :D
Powiem tak. Zajebiście mi się podobało, co tu dużo gadać :) Opko w sam raz na umilenie wieczoru, przyznam, że dawno nie czytałem na NF niczego równie oryginalnego i ciekawego. Dlaczego tak uważam? Myślę, że głównie dzięki ciekawym dialogom, wartkiej akcji. Choć na ogół jestem przeciwnikiem "dialogizowania" opowiadań i jestem zwolennikiem tezy, aby tego typu teksty pisywać w formie dramatu. Tutaj było inaczej. O dziwo, nie przeszkadzało mi to. Kolejnym atutem będą tutaj świetne, zabawne porównania, i satyryczny-ironiczny styl narracji. Po prostu, czytając, nie da się nie uśmiechnąć pod wąsem!
To tyle jeśli chodzi o plusy. Dalej minusy...
ryknął Radek odsuwając się na bezpieczną odległość - brakujący przecinek przed imiesłowem "odsuwając".
powiedział pojednawczym tonem Polon otwierając drzwi. - tutaj podobnie ;)
krzyknął rzucając rolką papieru toaletowego w najbliższego napastnika. - i tutaj.
- Przecież nie są myte. - Polon zaprezentował dłonie - ta kropeczka zbędna
Studenci wyszli na korytarz. Podłoga lśniła a ściany były bielsze niż na zdjęciach przerobionych w Photoshopie. Studenci rozejrzeli się zdezorientowani. - może te drugie "Studenci" możnaby czymś zastąpić... albo wykasować po prostu.
Trzy postacie w białych kostiumach natychmiast porzuciły dotychczasową pracę polegają na opryskiwaniu małych drzewek i zaczęło biec w ich stronę. - skoro "trzy postacie", to "zaczęły biec".
kwicząc niczym molestowana świnia - tutaj porównanie nieco płytkie... chociaż reszta niczego sobie:)
Po dłuższej chwili studenci szli spokojnie korytarzem, zastawiając za sobą dwa przyklejone do ścian kokony. - tutaj literówka chyba. Nie powinno być "zostawiając"?
Gdy tylko skręcili za róg, na głowy zarzucono im worki i ogarnęła ich ciemność.
Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych, ale przynajmniej zdjęto im z głów worki. - worki, worki. Tak nie ciekawie to wygląda...
uśmiechnął się złowieszczo i rozciął taśmy.
Natychmiast stanęło za nim dwóch drabów w każdej chwili gotowych interweniować w przypadku próby ucieczki. Radek spróbował ucieczki, ale szybko go złapano. - po co rozciął te taśmy? Żeby mogli mu uciec? A i powtórzenie. Ucieczki-ucieczki.
- A mówią że jesteś drugim najlepszym przyjacielem studenta! - A mówią, że przed "że" stawiamy...? ;)
Błędów było więcej, dużo więcej, ale nie chciało mi się każdego wymieniać. Ogólnie najwięcej widzę w tym tekście problemów z interpunkcją w wyrazach z imiesłowowymi równoważnikami zdania. Przyjęło się bowiem w takich zdaniach oddzielać zdania składowe przecinkiem. Dla przykładu: "Jadłem, pisząc", "Pijąc wino marchewkowe, czytałem książkę", albo jak w wymienionym wyżej fragmencie: "powiedział pojednawczym tonem Polon, otwierając drzwi".
Niby nic ważnego, ale razi, razi. Kolejna rzecz, jaka nieco przeszkadzała mi w lekturze to występujące raz po raz powtórzenia. Odniosłem wrażenie, że tekst był pisany na szybko i chyba nie przeszedł szczególnej korekty w końcowej fazie... A wiadomo, korekta rzecz ważna.
Zakończonko nieco mnie rozczarowało, głównie przez to, że za łatwo poszło naszym bohaterom, ale cóż...
Reasumując, mimo tych dość licznych błędów jak na tak krótki tekst... daję piąteczkę;p Wahałbym się między 4+ a 5-, ale tutaj można wystawiać tylko pełne oceny. 4 to za mało, 5 może troszkę za dużo. Ale, jak wspomniałem na początku, opowiadanie zajebiste i tego się trzymajmy! ;)
W najbliższym czasie nadrobię zaległości w przygodach Polona i Radka i czekam na Twoje kolejne utwory!
Pozdr!
@ Volthar: Łorany, dzięki za komentarz! Właśnie bardzo mi pomogłeś pisać kolejne opowiadania. Zwrócę uwagę na wszystkie rzeczy, które wymieniłeś - widać czeka mnie jeszcze trochę pracy.
Co do korekty, skończyłem je pisać coś koło drugiej w nocy i zapomniałem sprawdzić pod kątem poprawności językowej. Skupiłem się na dialogach, z którymi jak dotąd miałem problem (korzystam z okazji i dziękuję RheiDaoVan za pomoc której mi udzieliła, odwdzięczę się jakoś ;))
Poza tym studiuję anglistykę i, co tu dużo mówić, angielska gramatyka wtrynia mi się trochę w polską (inny system przecinkowy), dlatego Twój komentarz jest bardzo pomocny. Oczywiście już rzucam się poprawiać babole w tekście ;)
Pozdrawiam!
A myślałem, że ja mam tendencję do przegadywania :D
Ale opowiadanie bardzo fajne i śmieszne. I dzięki za przepis na wino marchewkowe.
Przepis w opowiadaniu jest niepełny, tutaj masz kompletny (btw, warto zrobić, jest pyszne!):
Przepis na około 4 litry wina:
1,6kg marchewki
0,6kg koncentratu winogronowego lub rodzynek
0,9kg cukru
15g kwasu cytrynowego lub winowego
1g taniny (zalecam najwyżej 0,5g)
2g enzymu pektynowego
2g pożywki
drożdże winne
woda do objętości 4 litrów
Wyczyść dobrze marchewki, usuń wszelkie korzonki. Umieść marchewkę w plastikowym sitku i gotuj w 3,7l wody, aż zmięknie. Wtedy wyjmij marchewkę z wody, ale nie wyciskaj. Wywar marchewkowy przelej do baniaka, dodaj cukru i innych składników, drożdże dodaj dopiero po 24h. Uzupełnij wodą do objętości 4l. Ściągnij wino znad osadu, gdy fermentacja się zakończy.
Tym bardziej dzięki :D Jak widzę, bawiąc, uczysz.