- Opowiadanie: MPJ 78 - Lwica

Lwica

Dobra znajoma po kontakcie z moją pisaniną orzekła, że brak podstawowym jej mankamentem (zaraz po przecinkach), są kobiety. Wedle jej opinii kobiety z moich opowiadań nie maja charaktery a jedynie są piękne.  Powstało więc opowiadanie o prawdziwej lwicy ;)  

 

Bohaterka pojawiała się w jako postać drugoplanowa w opowiadaniach:

Ferie Twardowskich

Najlepszy przyjaciel dziewczyny

Serce z kamienia

Dobra cena

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Lwica

Przy drewnianych stołach zastawionych glinianymi półmiskami z jadłem wszelakim, zebrało się grono szacowne i dostojne. Kontusze, szable troczone do słuckich pasów, lisie czapki z piórami, eleganckie suknie pań, smartfony w dekoltach, dyskusja przelatana kolejnymi toastami. Miła sympatyczna atmosfera szlacheckiej uczty sprawiała, że po przedyskutowaniu bieżących kwestii polityki Rzeczypospolitej i wymienieniu uwag, co do prowadzenia się matek dyskutantów, rozmowa przeszła na kwestie lokalne, ze szczególnym uwzględnieniem historii strasznych i przerażających.

Pierwszy opowieść swą zaczął człowiek o szlachetnej twarzy rzymskiego senatora.

 

Szczęk szarpanego metalu, ryk szturmującej furii, głuche uderzenia w ostatnią zaporę pomiędzy gronem strwożonych ludzi i szaleństwem na zewnątrz.

– No toś Rycerzyku nas wkopał.

– Cezarze, to nie ja, to Księżniczka!

– Ja, jej nie wkurzyłam! – zaprotestowała wskazana.

– Może wezwiemy kogoś na pomoc – Rycerzyk spojrzał pytająco na szefa.

– Za późno – grobowym głosem orzekł Cezar.

 

Faktycznie zamek od drzwi do pokoju nauczycielskiego, chroniący dyrektora i stadko belfrów ustąpił, a do środka wkroczyła niczym bogini wojny i zniszczenia Andżelika Mefistofelska z domu Twardowska.

– Ty! – Rycerzyk wskazany przez nią drżał ze strachu szeleszcząc ortalionowym dresem.

– Taaaak – wydukał.

– Dlaczego mój Maciuś nie jest wystawiony na mecz z Huraganem?

– Ja nie chciałem, ale ona mi kazała. – Wskazał Księżniczkę.

– Po pierwsze jesteś podły kapuś, po drugie kłamca. – Polonistka spojrzała z pogardą na wuefistę. – Ja mu nie kazałam – dodała.

– Tak! – Wuefista drżał ze strachu. – A kto mi mówił, że trzeba nacisnąć na Macieja Mefistofelskiego, by poprawił oceny z polskiego, a nie tylko za-za-za-za… – wyjąkał – piłką ganiał?

– Cisza! – Andżelika zebrawszy dane potrzebowała chwili na zastanowienie się. – Jak rozumiem, jeśli Maciuś poprawi polski, to zagra.

– Tak – szybko potwierdził Rycerzyk.

– To mój syn poprawi, co ma poprawić w przyszłym tygodniu, a jutro zagra w pierwszym składzie.

– Ale…

– Żadne ale, będzie tak.

– Ależ oczywiście będzie tak jak pani sobie życzy. Kolega wstawi Maćka do pierwszego składu. – Szybko zadecydował dyrektor.

– A spróbujcie mi tego nie zrobić. – Błysk w oku opuszczającej pomieszczenie Andżeliki był niczym u polującej lwicy.

 

Dyrektor znany pod ksywką Cezar zakończył swą opowieść, rozpiął kolejny guzik przy koszuli, pod kontuszem. Pozostali zebrani z Grupy Rekonstrukcyjnej Mieszczan i Szlachty Puszczy Białej, Zielonej i Lasów Okolicznych pokiwali głowami. 

– Mówię wam jak wyszła to wszyscy odetchnęliśmy, że tylko na popsutym zamku się skończyło.

– Cezarku ja cię w pełni rozumiem – odrzekła korpulentna pani z bardzo brzydkim wrzodem na nosie, poprawiając suknię wykonaną z narzuty na kanapę. – Żebyś ty wiedział jak naskoczyła na mnie i moją pracownicę z fundacji.

 

Gabriela Boruta i jej koleżanka Aniela Rokita służbowo uśmiechały się do stojącej w drzwiach kobiety. Gabriela przez chwilę czuła pewien niepokój, bo wzrok jakim była taksowana zdawał się być chłodny i analityczny. Osoby o takim spojrzeniu nie nadawały się na podopiecznych fundacji, bo zupełnie niepotrzebnie interesowały się szczegółami pomocy. Na szczęście ten przebłysk zgasł i oczy Andżeliki przybrały maślany bezmyślny wyraz.

– Wy z Jehowych? – zapytała wreszcie.

– Ależ skąd, jesteśmy z fundacji.

– Administracji? Przecież nie mieszkamy w bloku.

– Fundacji – wolno powtórzyła Gabriela.

– Znaczy się?

– Niesiemy pomoc nieszczęśliwym kobietom – dodała Aniela.

– O jakich kwotach mówimy? – Andżelika wykazała się nielubianym przez fundację przywiązaniem do kwestii materialnych.

– My pomagamy rozwiązywać problemy. – Z godnością odrzekła Gabriela.

– Tak bez pieniędzy? – Zdziwiła się Mefistofelska.

– Oferujemy pomoc w rozwodach – Aniela szukała sposobu by zainteresować rozmówczynię.

– A nad czym tu się rozwodzić, skoro nie macie pieniędzy.

– Gdyby pani chciała się uwolnić od… – Gabriela zawiesiła głos – pasożyta.

– Wypraszam sobie, takie! – Anżelika podniosła głos. – U mnie w domu porządek jest i żadnych pasożytów nie ma.

– Koleżanka miała na myśli tego alkoholika i wykolejeńca pani męża.

– A poszła wywłoka mi stąd, bo przyleję za obrażanie mojego ślubnego!

– Pani broni tego pijaka i nieroba – zdziwiła się Aniela.

– To, że wypić lubi, to nie twoja rzecz, a robić, to robi z moim bratem, o ile ma siły.

– To chociaż może skorzysta pani z możliwości sterylizacji. – Gabriela wypaliła ostatni nabój.

– Toż mówiłam, że u mnie posprzątane. Może nie jest sterylnie, ale obleci.

– Proszę pani, nam chodzi o to, by pomóc pani żeby nie miała więcej dzieci i… – zaczęła tłumaczyć Angela.

– Dzieci mi zabrać chcecie! – Andżelika schwyciła w ręce miotłę i zaczęła z wprawą kręcić nią młynki niczym pan Wołodyjowski.

– My nie damy się zabrać! – krzyknęło liczne i bitne potomstwo Mefistofelskich.

 

Marcinek, Marysia, Maciuś i reszta co starszej dzieciarni wsparły matkę nie tylko słowem ale i czynem. Przez okno na piętrze na panie z fundacji chlusnęła zawartość nocnika. Marysia, wykazała się przy tym nadzwyczajną wprost celnością. Piłka kopnięta przez Maciusia trafiła Anielę w głowę, z taką siłą, że kobieta zobaczyła wszystkie gwiazdy Drogi Mlecznej i kliku innych galaktyk. Marcinek, który wyrósł jak spod ziemi obok matki, potraktował Gabrielę elektroszokerem własnego pomysłu, który trzasnął członkinię fundacji z siłą, która odrzuciła ją kilka metrów pod samą furtkę. Pozostałe dzieci podniosły krzyk informując najbliższą okolicę, że mamę mordują.

 

Gabriela aż się wzdrygnęła, gdy zakończyła opowieść.

– Mówię ci ledwie uszłyśmy z życiem.

– Wzywałyście policję? – Cezar zainteresował się dalszym rozwojem sytuacji.

– Poszłyśmy po wszystkim złożyć doniesienie, ale słabo to wyszło.

– Dlaczego?

– Była szybsza. Telefonicznie zdążyła złożyć zawiadomienia o napaści. Podobno ten jej syn to strzelał paragrafami jak z karabinu maszynowego. Do tego nas było tylko dwie, a ona miała cały zastęp świadków: brata, jego narzeczoną, którzy podobno z okna wszystko widzieli, starsze dzieciaki, sąsiadów. Trzeba było zawrzeć ugodę i jej jeszcze zapłacić, za wycofanie oskarżeń. Straszna kobieta – dodała Gabriela.

 

Andżelika Mefistofelska właśnie miała kłaść się spać, kiedy poczuła, że swędzi ją prawe ucho, co było niezawodnym znakiem, iż ktoś ją obgaduje. Zamiast więc położyć się do łóżka, usiadła przed lustrem i zapaliła świecę. Z szuflady wyjęła wisiorek z oprawionym w srebro uchem nietoperza. Zamknęła oczy i cicho wypowiedziała formułkę zapisaną w księdze pozostawionej jej przez babkę. Wolumin składał się z notatek, przepisów i porad. Najstarsze z nich pamiętały czasy Zygmunta Augusta i spisał je sam założyciel familii Twardowskich. Po chwili wiedziała już co i jak.

– Tej mendy z fundacji jak widzę, wrzody na nosie niczego nie nauczyły – wyszeptała.

– Jak jej jęzor sparszywieje, to przestanie nim trzepać po próżnicy – podpowiedział jej duch prababki, którzy nagle pojawił się w lustrze. 

– Przepis ze strony sześćdziesiątej piątej?

– Dokładnie o nim myślałam kochana.

 

Pstryknęła zapalniczka, niewielki palnik laboratoryjny zajarzył się płomieniem. W pipecie znalazły się bimber pędzony o pełni księżyca, proszek z języka ropuchy, noga pasikonika, skrzydła karalucha, szczęki pająka krzyżaka, szczypta paproci zbieranej w noc letniego przesilenia i kropla rosy zebrana porankiem jesiennej równonocy z kwiatu czerwonej róży i jeden z włosów Gabrieli, które straciła po trzepnięciu elektroszokerem. Zabrzmiało zaklęcie.

– Gotowe – orzekł duch prababki.

– Może dla pewności, jakoś się do niej zbliżyć i dodać jej do jedzenia kroplę eliksiru ze strony piętnastej.

– Nie warto, jutro rano tamta wredota będzie miała owrzodzony jęzor i przestanie na ciebie pyskować.

– To dobrze. Pora mi spać, dobranoc babciu.

– Dobranoc wnusiu.

 

Andżelika nie zasnęła od razu. Jak zwykle przez dłuższą chwilę rozmyślała o tym, czy właściwie kieruje losem swych dzieci. Marcinek niewątpliwie zostanie biznesmenem, inżynierem, odkrywcą i konstruktorem, co zapewni reszcie rodzeństwa oparcie na starcie. Marysia już teraz na You Tubie ma kanał ciuchowy i w przyszłości bez problemu dorobi się sieci butików, o ile nie własnego domu mody. Maciuś ma wszelkie predyspozycje by zostać piłkarzem na miarę Lewandowskiego czy Bońka. Co prawda na starcie trzeba będzie go trochę wspomóc i dopilnować drobiazgów, jak z tym wuefistą. Milenka zostanie weterynarzem, co zapewni jej szeroki dostęp do nawet najrzadszych składników pojawiających się w księdze. Toteż ona będzie również strażniczką rodzinnej wiedzy tajemnej. Bliźniaczki Matylda i Monika idealnie odnajdą się w polityce. Kto nie zagłosuje na nie, skoro wesprą je kasą brat i siostra biznesmeni, poparciem brat sławny sportowiec, kolejna siostra i matka magią? Najmłodsi bracia? Jeszcze nie ustaliła czym się zajmą może estradą, może biznesem. W tych skrupulatnie realizowanych planach nawet Rysiek, skądinąd moczymorda był uwzględniany. Po pierwsze był diabelnie przystojny, co dzieci odziedziczą w genach, a wiadomo, że ładnym ludziom w życiu jest łatwiej. Po drugie z uwagi na słabość do napojów wyskokowych nigdy nie zadawał pytań, co też jego żona robi i po co jej dziwne odczynniki w szafce. Ducha prababki nawet jak zauważył, to traktował jako alkoholowy zwid. Dzięki niemu wszyscy traktowali ich rodzinę jako patologię, co w tych czasach zapewnia szeroki dostęp do zasiłków i innych bonusów, na które nie mogłaby liczyć żadna normalna rodzina. Pozwalało to Andżelice skupić się na magii, co było zajęciem na pełen etat. Na swój pokręcony sposób Rysiek był więc idealny, ale co tam o tym może wiedzieć jakaś Gabriela czy inna Aniela. Co one mogą wiedzieć o planach, życiu i interesach? Hieny nie są przecież w stanie ogarnąć umysłem wizji lwicy?

 

 

Koniec

Komentarze

Auć, szlachecka uczta przy glinianych miskach zraniła mój historyczny gust do mięsa.

 

Błysk w oku opuszczającej pomieszczenie Andżeliki był niczym u polującej lwicy.

 

Ten błysk u lwicy nie jest przekonujący.

 

– Cerazku ja cię w pełni rozumiem

 

Chyba Cezarku.

 

Reasumując. Historyjka jest zabawna i lekka. Z tym, że ten pierwszy akapit ze szlachtą całkiem bez sensu. Panie z fundacji też wprowadzają nieco zamieszania. Chyba lepiej byłby zostawić konflikt szkoła – rodzina M, zamiast dodawać innych uczestników.

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję za opinię 

 

Witaj.

Opowieść całkiem nie do pojęcia. :)

Zgadzam się z Ambush, że sporo wątków nieco przysłania obraz samej bohaterki tytułowej.

Określenie ”Lwica” moim zdaniem jest zbyt łagodne, skoro postępuje ona w ten szokujący sposób i zajmuje się czarną magią. :) Oczywiście to jest tylko moje zdanie i moje przemyślenia po lekturze tekstu. 

 

Wstawienie się za mężem przypomniało mi zabawny, ale jednocześnie szokująco-dołujący fragment z “Ferdydurke”, kiedy to główny bohater ujął się za bitą przez męża kobietą, zaś ona nieoczekiwanie zaatakowała go krzycząc, aby nie wtrącał się do nieswoich spraw. W wielu związkach jest podobnie, niestety. 

 

Z technicznych jest trochę rzeczy, np.:

Faktycznie zamek drzwi do pokoju nauczycielskiego chroniące dyrektora i stadko belfrów ustąpił, a do środka wkroczyła niczym bogini wojny i zniszczenia Andżelika Mefistofelska z domu Twardowska.

a nie tylko za za piłką ganiał

Cisza! – Andżelika zebrawszy dane potrzebowała chwili ciszy na zastanowienie się(kropka) – Jak rozumiem…

Cerazku – wskazane już przez Ambush przestawienie liter, nadal jest

Osoby o takim spojrzeniu zupełnie nie nadawały się na podopiecznych fundacji, bo zupełnie niepotrzebnie interesowały się szczegółami pomocy.

 

W wielu zdaniach całkowicie brak jakiejkolwiek interpunkcji, np.:

– Żadne ale będzie tak.

Proszę pani nam chodzi o to by pomóc pani żeby nie miała pani więcej dzieci i… –​

 

W niektórych jest z kolei za dużo interpunkcji, np.:

– Jak jej jęzor sparszywieje, to przestanie nim trzepać po próżnicy.(bez kropki) P(p)odpowiedział jej duch prababki, którzy nagle pojawił się w lustrze. .(tylko jedna kropka) – dla przykładu, nieco dalej masz całkiem inny zapis słów tego ducha: – Gotowe – orzekł duch prababki.

 

Pod tym kątem warto przejrzeć na spokojnie i poprawić cały tekst.

 

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

Sympatyczne. Zgadzam się z dziewczynami, że ta szlachta to ni z gruchy, ni z pietruchy wskoczyła. Nauczyciele się przebrali? Po co, z jakiej okazji, dlaczego imprezują razem, co w tym czasie robią uczniowie?

Potomstwo Ryśka interesujące, mamuśka wszystko ma zaplanowane. Ciekawe, na ile sposobów te plany wezmą w łeb…

Fajna zabawa z imionami i nazwiskami przy paniach z fundacji.

Babska logika rządzi!

Bruce – błędy poprawiłem, niektóre indecision

 

Finklo – z tą szlachtą to zaraz coś wymyślę wink

 

Już wiem dorzucę im nazwę wzorowaną na lokalnych kurkach devil

https://www.facebook.com/mazowiecko.podlaskie/

 

Pierwotnie nosili nazwę Mazowiecko – Podlaskie Bractwo Kurkowe w Broku i Puszczy Białej z siedzibą w Ostrowi Mazowieckiej. O ich imprezach krążyły legendy aczkolwiek początkowo zdarzało się co niektórym braciom przypasywać szable z Pepco laugh Teraz się poprawili mają repliki szabli, co prawda nie z epoki, tylko ludwinówki z dwudziestolecia, a nawet dorobili armaty replika na oko XVII w. Rekonstruktorzy z opowiadania są o tyle inni, że pierwowzór to głównie lokalny biznes, a nie nauczyciele i urzędnicy. No ale biznesmeni nie mogliby obgadywać Mefistofelskiej. wink

 

Może scena a’la szlachty trochę nie pasuje, niemniej chodziła za mną 

 

 

 

MPJ 78, miło mi niezmiernie. :)

Ciekawa sprawa z tym Bractwem Kurkowym. 

Jeśli jakaś scena za Tobą chodzi, to znak, że rzeczywiście należy ją wpleść do opowiadanej historii, sama też tak często mam. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cóż, MPJ-ocie, Lwicę przeczytałam z umiarkowanym zainteresowaniem.

Pierwsza scena z udziałem grona pedagogicznego w kontuszach i sukniach z kanapowych narzut zdała mi się raczej bez sensu i związku z częścią dalszą, a Twoje wyjaśnienia w komentarzach jakoś do mnie nie przemówiły.

Opisanie spotkania Andżeliki z Gabrielą i Anielą, i późniejsze poczynania Andżeli, przy okazji których prezentujesz jej plany na przyszłość, wypadły znacznie lepiej, a przy okazji było mi dane poznać liczne potomstwo Mefistofelskich, bo do tej pory to w zasadzie tylko Marcinek grał pierwsze skrzypce.

 

a nie tylko za za za za… – wy­ją­kał – piłką ga­niał? → …a nie tylko za-za-za-za… – wy­ją­kał – piłką ga­niał?

Tu znajdziesz wskazówki jak zapisywać jąkanie.  

 

– Cisza! – An­dże­li­ka ze­braw­szy dane po­trze­bo­wa­ła chwi­li na za­sta­no­wie­nie się – Jak ro­zu­miem, jeśli Ma­ciuś po­pra­wi pol­ski, to zagra. → Brak kropki po didaskaliach.

 

Po­szy­ły­śmy po wszyst­kim zło­żyć do­nie­sie­nie… → Literówka.

 

jej syn to strze­lał pa­ra­gra­fa­mi jak z ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we. → Literówka.

 

– Nie warto, jutro rano tamta wer­do­ta bę­dzie miała owrzo­dzo­ny jęzor… → Literówka.

 

Ma­ry­sia już teraz na youtu­bie ma kanał→ Ma­ry­sia już teraz na YouTu­be ma kanał

 

na które ni mo­gła­by li­czyć żadna nor­mal­na ro­dzi­na. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg poprawki naniosłem, przepraszam że dopiero teraz, ale przez jakiś czas nie miałem za specjalnie dostępu do sieci 

 

…przez jakiś czas nie miałem za specjalnie dostępu do sieci

Nie wiem, MPJ-cie, czy Ci współczuć, czy zazdrościć… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka