- Opowiadanie: Idillamary - Książka w częściach pt. "Byle do wakacji"- rozdział trzeci- "Beskidy"

Książka w częściach pt. "Byle do wakacji"- rozdział trzeci- "Beskidy"

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Książka w częściach pt. "Byle do wakacji"- rozdział trzeci- "Beskidy"

Ostatnie dni w szkole minęły jak z bicza strzelił. Uczniowie z braku obowiązków wałęsali się po szkole martwiąc się o swoją średnią którą nawet dobre oceny z plastyki i muzyki nie były w stanie podnieść.

Tymczasem Ola i Kamila zaczęły spędzać więcej czasu z braćmi Jabłońskimi, co wywołało zazdrość w śród WZC. Często zaszywali się w murach szkolnej biblioteki by omówić plany swych wakacyjnych przygód.

– A może by tak… Zbudować domek na drzewie?-zaproponowała

Kamila

– Pomysł niezły ale musimy go gdzieś ulokować… No wiecie… Ten domek.– powiedział Piotrek

– Może na jabłoni?– podsunęła Ola

– Albo na jakiejś niskiej sośnie– podpowiedział Michał

– Dobra. Ale gdzie znajdziemy niską sosnę?

Nagle Kamilę olśniło.

– U mojej babci!

– Co?

– Bo wiecie, u dziadków rosła kiedyś sosna. Rosła, do czasu kiedy mój dziadek usłyszał, że Japończycy potrafią wyhodować miniaturowe drzewka, sztuką przycinania i związywania. Postanowił zrobić to samo z sosną która miała już ładne cztery metry. Sosna urosła tylko metr i tak już zostało.

– No dobrze, a czy wiesz czy spełnia ona wymagania– zapytał zawsze ostrożny Michał

– Czyli, czy ma gruby pień i gałęzie?– odpowiedziała pytaniem na pytanie Kamila

– No.

– Oczywiście! Mówię wam… Można by tam słonia posadzić a by się nie złamała.

Obie dziewczynki siedziały już w fotelach zapięte pasami i spakowane. Rok szkolny dobiegł szczęśliwie końca i obie dziewczynki cieszyły się z nadejścia wakacji. Czerwone paski spoczywały w specjalnych teczkach a ich stroje galowe na dnie walizek podróżnych i sześć godzin na rozmyślania. Pierwsze godziny poświęciły bardzo poważnej rozmowie.

– Ty wiesz co?– zagadnęła Kamila

– Hm?

– Lubię tego Piotrka.

– Ja też…– zamyśliła się Ola– Obaj są fajni. Da się ich lubić, ale są strasznie roztrzepani.

– Czy to źle?– zbulwersowała się Kamila

– Wiesz…– zaczęła poważnie Ola– Zależy jak na to się patrzy. Jeżeli ktoś jest roztrzepany tak sam z siebie, to nie jest nic w tym złego bo on za to nie odpowiada… Ale jeżeli ktoś jest roztrzepany bo chce się popisać lub pokazać, to taka postawa nie powinna się podobać.

Kamila popatrzyła na Olę z pod oka. I zamyśliła się chwilę.

– Wiesz…– zaczęła– Oni chyba nie robią tego specjalnie.

– Chyba nie…– odpowiedziała znudzonym tonem Ola, poczym odwróciła się do okna i w samochodzie zapadła głucha cisza.

Samochód jechał szybko, omijając tym samym pola, łąki, lasy. Po mimo swego wyrazu twarzy, Ola bardzo cieszyła się, że nie jedzie do babci łuskać fasole. „Będę mieszkała na Zielonym Wzgórzu!". Dla niej wszystko co obejmowała wzrokiem było ciekawe, inne, nietypowe…

– Piękne!- tak właśnie powitała pierwsze pagórki– Kamilo spójrz! Jak złocą się te łany zburz! Falują… Falują na wietrze jak fale złotego oceanu!

– Tak… Wiem!- mruknęła Kamila. Nagle jednak zerwała się z fotela, i pełna nowej energii zaproponowała opowiadanie sobie kawałów.

– To było by nawet fajne.– poparła Ola– Kto zaczyna?

– Ja.– powiedział pan Wrzosowski.

– Tato. A czy ty znasz jakieś kawały?

– A jak myślisz? Ja też mam poczucie humoru. Jak byłem młody, znano mnie jako największego kawalarza w mieście.

– Naprawdę? Aż trudno w to uwierzyć…– mruknęła pod nosem Kamila

– No dobra. Zaczynam.– poinformował– Chłopak mówi do dziewczyny: „Jakie ty masz piękne zęby" a ona na to „Naprawdę? Wszystkie trzy?"– pan Wrzosowski zrobił pauzę oczekując oklasków. Jednak zamiast nich, odpowiedziała mu cisza.– No co? Nie podobał się?

– Eee. Wiesz… Tato! Tym żartem ośmieszasz kobiety które nie mają pieniędzy na dentystę!

W aucie znów zrobiło się cicho. Nagle przez uchylone okno wpadł zapach krowich odchodów.

– O fu! Krowie łajno!- krzyknęła z dezaprobatą Ola wdzięcznie wyginając mały palec.

– Krowie placki…– zachichotała Kamila– MNIAM!

Teraz śmiech wypełnił już cały samochód i nikt nie myślał o przykrym zapachu. W końcu skończyły się rozległe łąki, a dały początek zielone zbocza.

– Wyżyna Krakowska– powiedziała Kamila

– Skąd wiesz?

– Dziewczyno! Jak miałam siedem lat to do babci jeździłam niemal co miesiąc.

Do celu pozostała jeszcze godzina drogi. Dziewczynki postanowiły poświęcić ją na grę na laptopie. W końcu i to je znużyło. Nagle ich wzrok przykuła duża tabliczka z napisem– Milik.

– Dojeżdżamy.– powiedziała teatralnym szeptem Kamila. Ich wzrok który wcześniej widział tylko pustkę, w tej właśnie chwili miotał góry i doliny. Po drodze mijali coraz więcej znaków informujących o zbliżającym się celu. W końcu zobaczyli Poprad.

Światło słoneczne odbijało się w wzburzonej tafli wody, która bystro płynąc chciała powiedzieć: „Kolejne upalne lato!"

Kamila dyskretnie wyjęła swój rysownik i poczęła malować pasmo gór nad rzeką. Ola nie przerywała jej. Wiedziała, że kiedy Kamila rysuje, skupia całą swoją uwagę na rzeczy która ją interesuje.

Jak tu pięknie!- wykrzyknęła Ola gdy dotarli na miejsce– Spójrz! Z tej góry można by oglądać cały świat!

– No.

– O! Nawet jest to drzewo o którym mówiłaś.

– Wysokie to ono nie jest.– Kamila ogarnęła krytycznym wzrokiem gruby pień

– Ale nie za niskie.– dodała Ola– Takie… W sam raz.

– Mam nadzieję, że chłopaki nie zechcą zrobić tu jakiejś gigantycznej fortecy!

– Kiedy przyjadą?– zapytała Ola

– Jutro. Mamy mnóstwo czasu.– oznajmiła Kamila

– Na co?

– Na przygotowanie planu budowy.

Po gorących powitaniu i obiedzie, dziewczynką udało wyrwać się z domu. Podkradły jedną kartkę A3 z papierów dziadka i zaczęły uzgadniać wymiary domku. Po gorącej dyskusji uzgodniły, że dom będzie miał wymiary 7x7 i antresole. Podział i kolor pokojów miały zostawić Jabłońskim, ale…

– Myślisz o różu? Wydaje mi się, że byłby odpowiedni.

– Ola! Przecież to chłopaki! Zapomniałaś? Oni nienawidzą wszystkiego co dziewczyńskie. Może żółty lub błękitny… Ale różowy? Kategorycznie nie!

– Skoro tak.– powiedziała z rezygnacją Ola– stawiam na żółć.

– Ok. Ja też.

– Myślę, że… Możemy urządzić głosowanie!

– W sumie…– Kamila zawahała się– Może być…

– Uczciwie. Jest nas po równo.

Z tym oto postanowieniem zakończyły pracę.

Ola obudziła się pierwsza. Była godzina siódma. Nie wiedząc co robić, wyjęła czyste rzeczy z komody i poszła do łazienki.

Po starannym umyciu i ubraniu była godzina pół do ósmej. W domu panowała grobowa cisza „ I co ja mam teraz robić"– pomyślała. Wyjrzała przez okno i nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł. Tak więc rzuciła wszystko i ruszyła w stronę drzwi frontowych.

Pierwsze co poczuła po wyjściu z domu był ciepły wiatr, który uderzył ją w tył głowy. Widok był przepiękny. Góry przepasane były soczystą zielenią okalającą się wzdłuż szerokich dolin. Niebo było czyste, niemalże bezchmurne, a do tego niewiarygodnie błękitne.

Na ten widok Oli zaparło dech w piersiach. Z góry, na której znajdował się dom wszystko było widać jak na dłoni. Ruszyła więc ścieżką w dół, kierując się w stronę małego lasku u zbocza góry. Idąc w głąb doszła do małego jeziorka w około zarośniętym drzewami. Ono również było gładkie, niezmącone, spokojne i błękitne. Spokojnie stało w miejscu szemrząc: „Ja mam czas". Ola usiadła na jednym z dużych kamieni znajdujących się na brzegu. Jej oczy starały się ogarnąć wszystko i chociaż głowa robiła co mogła obracając się to w prawo to w lewo, nie potrafiła znaleźć miejsca które by jej nie intrygowało. „ Podoba mi się tu…"– pomyślała– „ Tu jest o niebo lepiej niż u mojej babci."

Wsparła głowę o kolana i rozmyślała dalej. „ Może urządzimy tutaj nasze tajne kąpielisko? Nikt by tutaj nas nie zobaczył bo przecież tu wszędzie rosną drzewa…"

Nagle jakiś tajemniczy dźwięk wyrwał ją z zadumy. Weszła wyżej i zobaczyła, że charkot dochodzi z podwórka dwa domy dalej. Gdy podeszła bliżej dostrzegła sporą ciężarówkę a przy niej…

Nie czekała dłużej, wbiegła na górę, stanęła dopiero na podwórku, gdzie cała rodzina czekała na śniadanie. Wszyscy siedzieli przy stole śmiejąc się. Chociaż stół był zastawiony, nikt nie zaczął jeść.

– No nareszcie!- zakrzykną pan Wrzosowski– Mogę zakosztować tego cudnego posiłku!

– Czekaliśmy na ciebie słonko!- powiedziała babcia

– Gdzie ty byłaś?– zapytała Kamila, jednak Ola nie odpowiedziała na pytanie. Podbiegła do przyjaciółki i powiedziała jedno słowo które Kamila pojęła błyskawicznie…

– Przyjechali!

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ostatnie dni w szkole minęły jak z bicza strzelił. Uczniowie z braku obowiązków wałęsali się po szkole martwiąc się o swoją średnią którą nawet dobre oceny z plastyki i muzyki nie były w stanie podnieść. – średnią, której nawet dobre…

 

Rosła, do czasu kiedy mój dziadek usłyszał, że Japończycy potrafią wyhodować miniaturowe drzewka, sztuką przycinania i związywania. – Ojej, jeśli już, to za pomocą związywania i przycinania ich. To tak, jakby napisać, że kowal wykuwa miecz sztuką uderzania młotem…

 

- No dobrze, a czy wiesz czy spełnia ona wymagania- zapytał zawsze ostrożny Michał – pytajnik po „wymagania”, skoro to pytanie.

 

Obie dziewczynki siedziały już w fotelach zapięte pasami i spakowane. Rok szkolny dobiegł szczęśliwie końca i obie dziewczynki cieszyły się z nadejścia wakacji.

 

Czerwone paski spoczywały w specjalnych teczkach a ich stroje galowe na dnie walizek podróżnych i sześć godzin na rozmyślania. – czerwone paski, to w sensie świadectwa? I o co chodzi z tym „i sześć godzin na rozmyślania”? Bo jakoś nie mogę tego pod nic podpiąć…

 

Czerwone paski spoczywały w specjalnych teczkach a ich stroje galowe na dnie walizek podróżnych i sześć godzin na rozmyślania. Pierwsze godziny poświęciły bardzo poważnej rozmowie. – w ogóle, według tego zdania, to stroje galowe należały do czerwonych pasków, oraz te paski poświęciły czas na rozmyślania…

 

to nie jest nic w tym złego bo on za to nie odpowiada... – składnia tu kuleje. To nie ma w tym nic złego.

 

Kamila popatrzyła na Olę z pod oka. – co??

 

Jak złocą się te łany zburz! – ZBÓŻ!!!!!!

 

Falują... Falują na wietrze jak fale złotego oceanu!

 

W końcu skończyły się rozległe łąki, a dały początek zielone zbocza. – komu lub czemu te zbocza dały początek? Np. A pojawiły się zielone zbocza gór…

 

Ich wzrok który wcześniej widział tylko pustkę, w tej właśnie chwili miotał góry i doliny. – jaka pustkę? Przecież łąki i zbocza ponoć były. Słyszałem powiedzenie, że można miotać wzrokiem pioruny, czy błyskawice, ale góry i doliny?

 

Po drodze mijali coraz więcej znaków informujących o zbliżającym się celu. – zaraz, zaraz. To oni zbliżali się do celu, czy cel do nich? Chyba jednak oni do niego…

 

Światło słoneczne odbijało się w wzburzonej tafli wody, która bystro płynąc chciała powiedzieć:  - we. Skoro to tafla, to wnioskuję, iż było to jezioro. Że ta tafla była wzburzona, ok, ale żeby bystro płynęła, to już trochę nie bardzo. Bystro płynąć to może potok, rzeka, ale nie jezioro czy staw.

 

Po gorących powitaniu i obiedzie, dziewczynką udało wyrwać się z domu. – Biedna dziewczynka… Cóż nią z tego domu wyrwali? Dziewczynkom, bo liczba mnoga.

 

 Podkradły jedną kartkę A3 z papierów dziadka i zaczęły uzgadniać wymiary domku. Po gorącej dyskusji uzgodniły, że dom będzie miał wymiary 7x7 i antresole.

 

W domu panowała grobowa cisza „ I co ja mam teraz robić"- pomyślała. – z tego zdania wynika, że to cisza pomyślała co robić.

 

Pierwsze co poczuła po wyjściu z domu był ciepły wiatr, który uderzył ją w tył głowy. – W tym wypadku: Pierwsza rzeczą, która poczuła po wyjściu z domu był…

 

Góry przepasane były soczystą zielenią okalającą się wzdłuż szerokich dolin. – zieleń może okalać coś, np. zbocza gór, czy te doliny, ale sama siebie nie bardzo. Bez się i dalej inaczej. Np. Góry przepasane były soczysta zielenią, okalającą zbocza szerokich dolin.

 

. Idąc w głąb doszła do małego jeziorka w około zarośniętym drzewami. – zarośniętego drzewami

 

Spokojnie stało w miejscu szemrząc: „Ja mam czas". – no trudno, żeby jeziorko gdzieś poszło

 

Wsparła głowę o kolana i rozmyślała dalej. – możliwe do zrobienia, ale najwygodniejsza pozycja do rozmyślań to to nie jest. No chyba, że jogę ćwiczyła…

 

Może urządzimy tutaj nasze tajne kąpielisko? Nikt by tutaj nas nie zobaczył bo przecież tu wszędzie rosną drzewa..."

 

Ojej, no tu juz byków jest sporo, sporo więcej... Czekam na ten element fantastyczny, ale nie wiem, czy sie doczekam...

 

 

 

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ja jestem bardzo ciekawa, Idillamary, ile masz lat. Sama nie mam wiele, bo zaledwie 16, ale podobne błędy robiłam, no nie wiem, w szóstej klasie. Moje teksty też nie są bezbłędne (gubię literki, zjadam słowa itd.), ale pomimo to rady mam dwie: sprawdzać kilka razy przed publikacją (nic, że boli - czytać po pięć razy cały swój tekst!) i czytać, czytać, czytać!
 Opowiadania/rozdziału nie przeczytałam niestety ;(, błędy zbyt mnie wystraszyły. Jednak życzę powodzenia w wojnie z bykami ;)

Nowa Fantastyka