
TW: wisielczy humor z zabarwieniem erotycznym, palenie łowców czarownic
Inne przygody docenta: Nekromanta bez grantu, Nekrowizytacja
TW: wisielczy humor z zabarwieniem erotycznym, palenie łowców czarownic
Inne przygody docenta: Nekromanta bez grantu, Nekrowizytacja
Docent Uktuglan rozejrzał się wokół siebie po raz ostatni. Noc była ciemna, gwiazdy skryły się za gęstymi, atramentowymi chmurami. Na niektórych grobach paliły się pojedyncze świeczki. Wytężał wzrok, ale nie zauważył nikogo. Na cmentarzu był sam.
Czas zaczynać, pomyślał.
Złapał za szpadel. Spulchniona ziemia prawie nie stawiała oporu. Niedługo zobaczył deski, wreszcie całe wieko trumny. Ta raziła wręcz lichością, bukowe deski sklecono pospiesznie i byle jak. Widać było, że nikt nie chciał łożyć na pogrzeb przechrzty. Docent poczuł od trumny subtelny zapach wczesnego etapu rozkładu.
Miał pochylić się nad trumną, by ją otworzyć, ale poślizgnął się na wilgotnej ziemi, wpadł do grobu i wyrżnął skronią o wieko. Jęknął głośno i stracił przytomność.
Obudził go głos, który dochodził z niedaleka. Potężny, dostojny, ceremonialny…
– Mamy nadzieję, że bogowie znajdą w życiu naszego młynarza Roberta jakieś jasne punkty, na pochwałę zasługujące – słyszał docent. – Bo nam znaleźć je było niezwykle trudno.
Docent podniósł się na rękach i rozejrzał. Dopiero teraz doszło do niego, że był środek dnia.
– Trudno wręcz nie odczuwać pewnej ulgi, że ten opój wreszcie wyciągnął kopyta… – mówił kapłan, po czym urwał nagle, wbijając wzrok w bladego, umorusanego ziemią Uktuglana, wychodzącego z grobu alejkę dalej.
Tłum żałobników zwrócił się w jego kierunku, niektórzy zaczęli krzyczeć.
– Bogowie! Wstaniec! Siła nieczysta! – wrzeszczał przerażony kapłan. Zamierzył się pastorałem w Uktuglana. Docent ułożył ręce i zaczął inkantację…
Fale światła i mroku zderzyły się dokładnie nad trumną ze świeżo zmarłym młynarzem.
Żałobnicy zamilkli. Upłynęła pełna napięcia chwila. Po czym z trumny dobiegło kasłanie. Wieko otworzyło się.
– Patrzcie – słychać było szept dochodzący spośród grupy żałobników – nawet w czeluściach Roberta nie chcieli.
– Pewnie im już wszystkie siarczyste wino wypił – wyszeptano w odpowiedzi.
– Ja myślę, że był głodny, bo w piekłach gęsi nie podają, nawet na kredyt! – szepnął kto inny.
Z trumny wstał mężczyzna w sile wieku. Był blady, oczy miał przekrwione, wzrok błędny, wyraz twarzy zagubiony.
– Woodyyyy… – mówił wolno, zachrypłym, przytłumionym głosem. – Suuszyyy….
– Dziesięć lat się modlę, żeby zięcia do ziemi zabrali – jęknęła starsza kobieta – a on po jednym dniu w trumnie ot, tak sobie powraca!
Uktuglan w tym czasie schował się za nagrobkiem i zaczął skradać w kierunku bram cmentarza. Robert za to spróbował wstać, przewrócił trumnę na bok. Wyczołgał się z niej z trudem. Wzrok wstańca z trumny padł na kobietę, stojącą w pierwszym rzędzie.
– Mania… Żono kochana… – wyszeptał.
Kobieta zaczęła łkać. Chwilę potem w ramiona mężczyzny rzuciła się młoda dziewczyna.
– Robercie! Nie mogłam bez ciebie żyć!
Zaraz jednak cofnęła się przerażona.
– Jaki ty zimny… – powiedziała cicho.
– Ty łachudro! – wrzasnęła żona na Roberta. – Nie dość, że z pastereczką mnie zdradzał, to jeszcze z córką cieśli!
Mężczyzna zrobił krok do tyłu, popatrzył na twarze zebranych. Po chwili odzyskał rezon, rozprostował nogi.
– Moje modlitwy zostały wysłuchane – powiedział z zadowoleniem, uśmiechnął się szeroko i zaczął uciekać.
– Nie gonić – wrzasnął kapłan – siła nieczysta!
Ktoś krzyknął za uciekającym:
– Robercie, nie uiścisz za karty?
Ktoś inny krzyknął:
– Robercie, winnyś za małmazję przedwczoraj w karczmie!
Robert wybiegł z cmentarza i rzucił się prosto w zagajnik. Żałobnicy patrzyli oniemiali. Do płaczącej żony podszedł kapłan. Odchrząknął i nachylił się.
– Rozumie pani sama – powiedział cicho – że opłata za pogrzeb w takim wypadku przepada. A za kolejny może być co najwyżej mały upust.
Uktuglan szedł powoli, rozglądając się dookoła. Brzozowy las porastały gęste, wysokie trawy. Jego magiczne zmysły pozwalały mu wyczuć bliską obecność umarlaka, nie mógł go jednak dojrzeć. Po dłuższej chwili zza pleców usłyszał głos:
– Hop, hop, panie czarodzieju!
Podszedł do Roberta, siedzącego na pniu. Przyglądał mu się przez chwilę.
– Co za wielka szansa dla nauki – powiedział docent.
– Nie macie gorzałki? – spytał tęsknie Robert.
Docent dotknął jego skóry.
– Mogę się dzięki tobie dużo nauczyć.
– Ale mnie ciągnie do lupanaru – powiedział Robert.
Uktuglan podniósł ramię Roberta, pomachał nim, potem zmierzył puls.
– Najlepiej, jak wezmę na wydział…
– Macie tam gęś w śliwkach?
Docent westchnął.
– Ale z kości przechrzty nici… Pewno będą pilnować.
– Z kogo? O czym mówisz?
– Przechrzty, to jest człowieka, który zmienił religię. Jego piszczel jest mi potrzebna do czaru – wytłumaczył Uktuglan.
– Aaa, tak, czaru – powiedział niepewnie Robert.
Nekromanta przypomniał coś sobie.
– Czemu mówiłeś, że twoje modlitwy zostały spełnione?
– Jak mi zaczęło piec w sercu, to modliłem się, żebym mógł jeszcze przed śmiercią zjeść gęś, napić się gorzałki i pójść do lupanaru.
– A gdybym to wszystko zapewnił – spytał docent – to zmieniłbyś wyznanie?
Fundusze na wyjazd powinny to unieść, pomyślał.
– Wyznanie? Innego boga czcić? A co mnie, może być.
– A mógłbym potem odpiłować mały kawałek piszczeli? – spytał nekromanta.
Robert skrzywił się.
– Nic nie poczujesz – dodał pospiesznie Uktuglan. – Załatam!
– A, skoro tak mówicie…
– Stoi? – spytał docent.
– Stoi – uśmiechnął się lubieżnie umarlak. – Dzięki bogom za stężenie pośmiertne.
Kapłan musiał przyznać przed sobą, że nie wiedział, kogo teraz bał się bardziej, dwóch wstańców, którzy poszli hen w las, czy Garricka. Zaczynał żałować swojej decyzji o zatrudnieniu go. Przyboczni łowcy czarownic sprawiali niewiele lepsze wrażenie, choć zapewne nie byli tak tędzy w pomyślunku.
Sam Garrick był wysoki i postawny, na jego twarzy widniały blizny i ślady po oparzeniu. Jego usta były ściśnięte, a twarz pełna napięcia i gniewu. Miał na sobie ciemne szaty przetykane złotem i czerwienią. U pasa wisiały miecz i kajdany. Od wewnętrznej strony płaszcza widać było liczne kieszenie, pełne fiolek, kołków i ostrych, metalowych przyrządów.
– Ślad będzie świeży, jestem wyczulony na złe moce. Będę ich miał do jutra. Zapłata z góry. O nic się nie bójcie – powiedział łowca, cedząc słowa.
Kapłan skrzywił się. Miał nadzieję, że niedługo wpadnie jakiś ślub albo pogrzeb, bo koszt był duży, a szkatuła niezbyt pełna. Niechętnie, ale zgodził się. Nie mógł pozwolić na to, żeby po jego parafii grasowały złe moce.
– Jeszcze jedno, klecho – powiedział łowca ponurym głosem.
– Tak?
– Nie macie może jakiejś dziewki do spalenia na stosie?
Kapłan przełknął ślinę. Garrick pytał, jak gdyby palenie ludzi na stosie sprawiało mu przyjemność. Pokręcił przecząco głową.
– Szkoda, szkoda – powiedział zawiedziony Garrick. – Miło jest połączyć przyjemne z pożytecznym.
– Nigdy – wrzasnęła korpulentna właścicielka przybytku, pani Betty. – Nie ma nawet mowy! Co za piekielne wiatry was przywiały?
Siedzące na różowej kanapie w głębi pomieszczenia, skąpo ubrane dziewczyny patrzyły z zaciekawieniem. Tego jeszcze u nich nie grano.
Po gorzałce i gęsi Robert był nieco ospały. Zastanawiał się, czy kolejność uciech została dobrze dobrana.
– Kiedy w różnym stanie tu się przychodziło… – odparł niepewnie.
– Ale żywym! – krzyknęła Betty.
Robert milczał, patrzył smutno.
– Jesteś zimny i śmierdzisz grobem! Nawet nie zapytam dziewczyn!
– A gdyby tak wyperfumować? – spytał Uktuglan. – I natrzeć olejkiem rozgrzewającym?
– Chyba żartujecie! Poszli!
– A może chociaż taniec? – spytał żałośnie Robert.
Betty zastanowiła się. Dzień miał się ku końcowi, a klientów było jak dotąd niewielu.
– No… skoro tak panom zależy… to podwójna stawka. I bez dotykania. I kolega ma pachnieć jak księżniczka na weselu.
Robert złapał docenta za ramię.
– Idziemy prędko do aptekarza! Do zobaczenia, dobra pani!
Poszli razem raźnym krokiem, trzymając się pod ramię. Robert zanucił sprośną piosenkę.
W aptece panował półmrok. Czuć było zapach medykamentów.
– Chciałem, żeby kolega był pachnący i powabny – powiedział Uktuglan.
Aptekarz założył binokle i spojrzał uczonym wzrokiem. Wciągnął powietrze nosem i skrzywił się. Zaczął czegoś szukać w myślach. Po chwili jego oblicze się rozjaśniło.
– To dla nas żaden problem. Podwójny fiołek górski na terpentynie, do tego feromony dzika. Panowie poczekają.
Wrócił z flakonem oleistej cieszy i podał go wstańcowi. Robert powoli i starannie natarł olejkiem szyję, twarz, brzuch, ramiona i dłonie. Po całym pomieszczeniu rozszedł się kwiecisty zapach. Uktuglan musiał przyznać, że nawet dla niego Robert stał się nieco pociągający. Położył rękę na ramieniu kompana…
Drzwi apteki gwałtownie otworzyły się, trzaskając o ścianę. Na posadzce zadudniły podkute buty.
– Pan łowca, witam – powiedział uniżenie i z lekkim strachem aptekarz.
Dwóch drabów złapało docenta i umarlaka, zanim zdążyli zareagować. Garrick stał za swoimi przybocznymi i uśmiechał się ponuro. Więźniów skuto ołowianymi kajdanami, w których Uktuglan wyraźnie wyczuwał domieszek anytmaginium. Po drodze docent drżał ze strachu. O okrucieństwie Garricka i jego przybocznych było głośno w całej krainie.
Do ich celi wrzucono kobietę z rudymi włosami. Miała na sobie takie same kajdany z ołowiu. Uktugan od razu rozpoznał w niej osobę obdarzoną magiczną mocą.
– Witamy! Was za co, dobra pani? – spytał docent.
Usiadła, poprawiła rozczochrane włosy skutymi rękoma.
– Za czary. Feyanna.
– Miło mi, docent Uktuglan, a to Robert. A za jakie czary wsadzili, jeśli można spytać? – Docent był nieco skrępowany obecnością kobiety.
– A, takie… Uroki, zioła, maści… – powiedziała niepewnie. Była nieco skrępowana obecnością maga z uczelni.
Szarpnęła kajdanami. Wyglądały bardzo solidnie, ale leżały niezbyt ciasno na smukłych nadgarstkach czarownicy. Docentowi przyszedł do głowy pewien pomysł.
– Wiem, jak to brzmi – powiedział – ale czy możesz potrzeć dłońmi o kark mojego przyjaciela? Umarł ledwie niedawno…
Feyanna zaczerwieniła się, na jej twarzy zagościł gniew. Przerażony Uktuglan rzucił szybko: – Olej! Jest cały w oleju!
Feyanna pokiwała głową. Zebrała oleistą ciesz ze skóry umarlaka. Ten uśmiechnął się niecnie. Na to Feyanna syknęła, przez co Robert wyraźnie się przestraszył i skulił.
Kajdany z łatwością zeszły z natłuszczonych rąk. Na dłoniach czarownicy zatańczyły płomienie. Zaczęła śmiać się cicho, ale złowrogo.
Tak narodziła się legenda Feyanny, łowczyni łowców czarownic, a także danie “Skwierczący Garrick”. Okoliczne lupanary po dziś dzień nawiedza pewien mocno wyperfumowany, lekko utykający na jedną nogę jegomość, prosząc o sprośne tańce. Z kolei lokalni kupcy skarżą się na nieco kulejące straszydło, które pobiera opłatę, w swoich słowach “lupanarowe”, za przeprowadzenie przez bagna.
Witaj.
Opowieść przeciekawa, pełna humoru oraz zaskakujących zwrotów akcji i – jak dla mnie – nagle urwana, w najciekawszym momencie. :) Rozumiem, że trzeba sobie dopowiedzieć, co stało się dalej z dwoma bohaterami i ich nową towarzyszką. :)
Z technicznych:
Ta raziła wręcz lichością, bukowe deski byle jak sklecono. – tu mi dziwnie brzmi końcówka zdania
Docent podniósł się na rękach i rozejrzał się. – można ostatnie “się” skreślić
Uktuglan w tym czasie schował się za nagrobkiem i zaczął się przesuwać – tu także
Trudno wręcz nie odczuwać pewnej ulgi, że ten opój wreszcie wyciągnął.. – na końcu jedna lub trzy kropki
Roberta złapał docenta za ramię.
Drzwi apteki gwałtownie otworzył się, trzaskając o ścianę.
To “anytmaginium” jest jakimś fantastycznym związkiem, tak? Czy chodzi ogólnie o “anty magię”?
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Ooo, dzięki! Cieszę się, że się spodobało. Poprawione.
Tak, antymaginium jako zmyślony związek, jak barbarinium w poprzedniej :)
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Tak myślałam. :)
Kontynuuj tę opowieść, bo ciekawie się zapowiada. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Doobre! Krótkie, a tyle się dzieje. Miś też czeka na więcej. Poleca do czytania uśmiechnięty.
Ten to se pożyje…pozazdrościć;)
Lekko bizarro, ale czyta się.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć!
Zabawny szort. Przy końcu trochę się obawiałam, że tekst się nagle urwie, ale zakończenie jednak dobrze zapięło całość.
Zabawny szort. Przy końcu trochę się obawiałam, że tekst się nagle urwie, ale zakończenie jednak dobrze zapięło całość.
Dzięki, cieszę się, że się podobało. Ech, mam reputację człowiekia, co nie umie kończyć, no pięknie…
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Ech, mam reputację człowiekia, co nie umie kończyć, no pięknie…
Nie masz xD
Tekst jest krótki i mnie się wydawało, że w tylu znakach się to zakończenie nie zmieści. Nie spodziewałam się zwrotu akcji z wiedźmą po prostu.
Ciekawe zakończenie, choć momentami gubiłem się, kto zmartwychwstał, kogo pogrzebano na stałe… :P
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.
Greasy – ciekawa, zabawna historia. Początkowo bałam się trochę, że będzie się wolno rozkręcać, ale już po chwili wiedziałam, że pójdziesz jak burza i zabierzesz mnie ze sobą :D I ta scenka na pogrzebie – taka prawdziwa :D
– Miło mi, docent Uktuglan, a to Robert. A za jakie czary wsadzili, jeśli można spytać? – Docent był nieco skrępowany obecnością kobiety.
– A, takie… Uroki, zioła, maści… – powiedziała niepewnie. Była nieco skrępowana obecnością maga z uczelni.
Piękne :)
Stworzyłeś fajnych bohaterów, w dodatku w opowiadaniu jest mnóstwo humoru, który bardzo lubię, bo przywodzi mi na myśl Pratchetta. Jak tylko będę miała wolną chwilę, to z pewnością zerknę na pozostałe opka z tego uniwersum :)
Co mi się rzuciło w oczy, to powtórzenia, zwłaszcza w pierwszej części i momentami niezbyt zgrabie skonstruowane zdania, ale to rzadkość. Nie przeszkadzało w odbiorze tekstu.
Dobra robota!
Dzięki!
który bardzo lubię, bo przywodzi mi na myśl Pratchetta.
To zaszczyt, być postawionym na tej samej szali!
Co mi się rzuciło w oczy, to powtórzenia, zwłaszcza w pierwszej części i momentami niezbyt zgrabie skonstruowane zdania, ale to rzadkość.
Przejrzę tekst świeżym okiem :)
Ciekawe zakończenie, choć momentami gubiłem się, kto zmartwychwstał, kogo pogrzebano na stałe… :P
Dzięki, zerknę, czy da się jakoś poprawić.
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Mi też się podoba :)
Dialogi, akcja, bardzo fajnie – ciekawie, pełno konfliktów, zwrotów akcji. Zabawna puenta na koniec.
Czego chcieć więcej? No właśnie więcej, min. 10k więcej, a pewnie 20k zrobiłoby robotę. Ta historia aż się prosi o rozbudowanie.
Klika daję.
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Klika daję.
Dzięki!
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
No, docent daje radę! Musi mu straszliwie zależeć na tym gnacie przechrzty, że się popisał taką pomysłowością. Ciekawe, do czego to potrzebne.
Końcówka nieco krępująca, ale fajna.
Tak się zastanawiam. Olej na wynekromowanym umrzyku… GreasySmooth, masz ochotę opowiedzieć, skąd wziął się Twój nick? ;-)
Babska logika rządzi!
No, docent daje radę! Musi mu straszliwie zależeć na tym gnacie przechrzty, że się popisał taką pomysłowością. Ciekawe, do czego to potrzebne.
Strach się bać, pewnie czegoś potężnego, co zadziała nie tak, jak powinno :)
Końcówka nieco krępująca, ale fajna.
Przynajmniej fajna, dzięki!
Olej na wynekromowanym umrzyku… GreasySmooth, masz ochotę opowiedzieć, skąd wziął się Twój nick? ;-)
Tylko po 23 :)
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
O, to już niedługo. Poczekam. ;-p
Babska logika rządzi!
W ramach skracania kolejki przyjrzałam się praktykom docenta Uktuglana i muszę przyznać, że były to nad wyraz pożyteczne, a przy tym wielce zabawne obserwacje. ;D
Złapał za szpadel. → Złapał szpadel.
Zamierzył się pastorałem w Uktuglana. → Zamierzył się pastorałem na Uktuglana.
Zamierzamy się na kogoś, nie w kogoś.
– Suuszyyy…. → Zbędna kropka po wielokropku, albowiem po wielokropku nie stawia się kropki.
Uktuglan w tym czasie schował się za nagrobkiem i zaczął skradać w kierunku bram cmentarza. → A może; Uktuglan w tym czasie przykucnął za nagrobkiem i zaczął skradać się w kierunku bramy cmentarza.
Bo chyba nie skradał się ku kilku bramom jednocześnie.
Jego magiczne zmysły pozwalały mu wyczuć… → Czy oba zaimki są konieczne?
…wyraźnie wyczuwał domieszek anytmaginium. → …wyraźnie wyczuwał domieszkę anytmaginium.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wróciło :)
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Przykład bardzo dobrego fantasy, opartego na klasycznej recepcie na sukces w tym gatunku: weźmy znany motyw i go odwróćmy.
Pomysł na łowcę czarownic (wyższego rzędu) mnie oczarował. Atmosfera, jak zwykle u autora, pełna niewymuszonego humoru. Polecam!
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Dzięki Radku! :)
facebook.com/tadzisiejszamlodziez