- Opowiadanie: GeckoRage - Poezja życia

Poezja życia

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Poezja życia

W dole potężna Agana wiła się pasmem zieleni, by przed morzem rozejść się w deltę. Ogromny na tysiące stadionów trójkąt zieleni, poprzecinany rzekami i kanałami. Z góry zdawał się taki mały, a przecież był to spichlerz świata. Te wszystkie wille, pałace, dwory, teraz tak nieznaczne, że oko widzi je niczym malutkie punkciki. Z tej wysokości nawet chmury wyglądały jak skrawki waty unoszące się gdzieś w dole, a przecież z ziemi wydają się granicą świata. W naszej pysze wierzymy w szczególne względy bogów, a tymczasem jesteśmy tak mali. Wszystkie nasze problemy, dramaty, popisy… niewyobrażalnie małe w nieskończoności wszechświata. 

Sięgnęła do kałamarza. Barwne promienie zatańczyły, gdy obróciła pióro w palcach i zanurzyła końcówkę w atramencie. Było to niczym delikatny dotyk i wstrzymanie. Zaproszenie, z którego atrament chętnie skorzystał. Wspiął się po nacięciu, dochodząc aż do jego szczytu. 

Promienie zatańczyły ponownie i pióro znalazło się nad papierem. Tam jednak zastygło we wręcz nienaturalnym bezruchu. Jakby napotkało na niewidzialną barierę. Pokład powoli przyspieszał, zaczął drżeć od przebijania się przez atmosferę, ale pióro pozostawało na mniej niż pół szerokości paznokcia nad papierem. Wtedy poczuła dreszcz na piersiach. Okryła się lepiej futrem. Strzęp myśli zniknął, oparła się zrezygnowana. 

 – Może powinnam była umrzeć.

Drewniane deski nad głową nie odpowiedziały. Zabił dzwon. Dwukrotnie. Ziemia się zbliża, czas wracać na miejsca.

 – Żeby to chociaż mogło trwać nieco krócej – westchnęła.

 

***

 

 – Alanea! – zawołała drobna dziewczyna wesoło i pomachała energicznie. 

Alanea pokazała otwartą dłoń, a gdy przyjaciółka podbiegła, otworzyła ramiona do uścisku. Rina wtuliła się niczym córka. Uścisnęła mocno.

 – Dobrze cię widzieć.

 – Dobrze, że wreszcie przyjechałaś. Jak podróż?

 – Krótka, nie zdążyłam się nią nacieszyć. 

Rina z grymasem wyprostowała się niczym oficjalna delegacja, po czym z ukłonem wskazała miasto. 

 – Witam wielką poetkę w Aleksandrii. Stolicy filozofii i sztuki, kolebce cywilizacji, miejscu narodzin wielkich dzieł i wielkich myśli. Będziesz zachwycona, na pewno. 

 – Teraz to jestem raczej zmęczona. 

Alanea spojrzała na strój koleżanki. Czerwony gorset ozdobiony był licznymi złotymi elementami. Dziewczęce piersi zasłonięte miała delikatnym różowawym woalem, spod którego błyszczały kamienie szlachetne zamocowane kolczykach. Spod gorsetu rozchodziła się na wszystkie strony błękitna spódniczka. Wydawała się nic sobie nie robić z praw grawitacji. Także włosy Riny były idealnie ułożone w delikatnym rozwianiu. Dwa symetryczne loki przechodziły przez czoło i kierowały się za uszy. 

 – Coś wystrojona dzisiaj jesteś.

 – Na powitanie wpadnie kilka osób. Chyba nie masz mi za złe? Każdy chce cię przywitać. Zapraszam jednak tylko kilka najbliższych osób. I kilka, którym nie mogłam odmówić. 

 – Przyjechałam tutaj by odpocząć. 

 – Przepraszam, wiesz, że nie chciałam. Wybaczysz? Wybaczysz. Chodź, karoca czeka. 

Alanea westchnęła. Przez lata mieszkała z Riną i przywykła do takich sytuacji. Przywykła i przygotowana. To wtedy zaczęła zawsze nosić wyjściowe półsuknie. Błękitne ramiączka rozchodzące się aż do bioder, skąd przechodziły w klasyczną suknię balową. Wystarczyło dodać ozdoby i nie wstyd było się pokazać nawet na oficjalnych przyjęciach.

 – Wybaczę, chodźmy.

 

***

 

Już z pokoju słyszała gwar dobiegający z dołu. Przed wyjściem spowolniła ruchy, odprężyła ramiona, złagodziła spojrzenie. Spokojnym krokiem doszła do schodów, a tam jeszcze bardziej zwolniła, ubrała uśmiech. Wiedziała, że niedługo będzie obserwowana. Być może już jest. 

Krok, krok, krok. Obcas stukał na kamiennych schodach. Skanowała wzrokiem salę, odpowiadała grzecznie na przywitalne uśmiechy i skinienia. Łącznie było może z trzydzieści osób skupionych w kilku rozrzuconych po sali grupach grupach. Na samym środku sali stały oczywiście obite czerwienią fotele, a na nich poważnie ubrane towarzystwo. Alanea od razu wiedziała, że tam nie ma ochoty się znaleźć, ale prędzej czy później będzie to nieuniknione. Nieopodal stały w nieładzie instrumenty muzyczne. Dwójka wesołych muzyków improwizowała na harfie i flecie. Dalej grupka osób skupiona wokół sziszy. Z kilku rur buchały kłęby gęstego białego dymu. Rozchodził się w przestronnym pomieszczeniu, pozostawiając przyjemny owocowy zapach. Wyraźnie w grupie panowała wesoła atmosfera, siedzieli tam na poduszkach, ubrani byli swobodnie, wygodnie. Tam Alanea mogłaby chcieć spędzić trochę czasu. Po drugiej stronie sali leżały ogromne kamienie, a na nich siedzieli szarpiący się za brodę filozofowie. Była też niewielka fontanna. Spływająca woda raz na jakiś czas przelewała się przez bambus. Ten odchylał się nagle, ze stuknięciem uderzał o kamień, wylewał wodę i wracał na miejsce. W pomieszczeniu nigdzie nie było widać Riny. Jakież to typowe. 

Przy ostatnich stopniach podeszła do niej delegacja składająca się z dwóch filozofów. Pierwszy wyglądał dość standardowo. Krótka broda, aksamitna tunika, wyjątkowo czarował uśmiechem. Drugi wyróżniał się z oddali. Jego twarz była zgrubiała, pofałdowana, poprzecinana bruzdami czasu. Był biologicznie starcem, prawdopodobnie jedynym w całym kraju. Po cóż ktoś miałby tego chcieć? W dodatku tunikę miał sztywną, szorstką. Alanea łatwo powiązała tę postać z imieniem o którym już nieraz słyszała. Datrus. 

 – Alanea! Wielka przyjemność poznać wielką poetkę – zawołał. 

 – Datrus, jak mniemam.

Filozof odpowiedział uśmiechem. Drugi filozof się wychylił. 

 – Bardzo cieszymy się z waszego przybycia, o pani. Księga piękna poruszyła nasze serce. Długie rozmyślania jej przeznaczyliśmy. Te wiersze niemal dotykają natury piękna. Sam od lat staram się przełożyć choć cząstkę z tego na język filozofii.

 – Daremne trudy – rzekł Datrus.

Alanea już miała otwarte usta by powiedzieć kropka w kropkę to samo, ale teraz obudziła się w niej przekora.

 – A tak właściwie to dlaczego?

 – To różne światy. Nie oddasz emocji językiem liczb, ani finansów językiem miłości.

 – A więc przyznasz, że filozofia jest poniekąd ograniczona?

 – To język inny, ale kompletny. – Wzruszył ramionami. – Z drugiej strony rozumiemy piękno w sposób jaki wam, poetom, by się nawet nie śniło. 

 – Na przykład?

 – Na przykład piękno jest w prostocie abstrakcji. Prosta teza, która wszystko wyjaśnia. Wzór, który można znaleźć nawet w kwiecie. Czy choćby piękno figur geometrycznych.

 – Od lat pracujemy nad wyrównaniem boków delty Agany – dodał drugi.

 – A cóż było nie tak z jej poprzednim kształtem?

 – Był chaosem, bałaganem. Piękna jest prostota – odpowiedział Datrus. 

 – Pani, chodzi o to – wtrącił drugi filozof – że piękno jest w oku patrzącego. Zachód słońca, pasma górskie, ludzkie piękno. To wszystko nie jest piękne ze swojej natury, ale z naszej. Ponoć niegdyś eksperymentowano z modyfikacją natury ludzkiej, i takie twory co innego uważały za piękne. Skoro więc piękno jest w nas, staramy się poznać co jest piękne i dlaczego. 

 – Tworzymy największe dzieło sztuki świata – wyszczerzył się Datrus.

 – Przepraszam bardzo. – Potężny mężczyzna jakby wyrósł obok pogrążonej w dyskusji grupy. Był umięśniony niczym grecki bóg albo mitologiczny heros. Miał na sobie cienką koszulę bez guzików i białe spodnie. Potężne mięśnie emanowały siłą, ale przemiły uśmiech rozczulał. 

 – Bran – przywitał się i wyciągnął rękę po dłoń. 

 – Alanea – położyła ją, a mężczyzna schylił się grzecznie i delikatnie ją ucałował.

 – Mam nadzieję że nie przeszkadzam w przyjemnej rozmowie, ale jest kilka osób, które bardzo chciałyby cię poznać. 

Szybko przeszedł na “ty”. Wyśmienicie. 

 – To nie każmy im czekać. Panowie pozwolą?

 – Ależ oczywiście – odpowiedział Datrus ze skinieniem dłoni – ale zanim pójdziecie czy mógłbym zadać ci pytanie? – zwrócił się do Brana – Czym jest piękno?

 – Piękno ma wiele twarzy. Obraz, rzeźba, poemat. – Uśmiechnął się do Alanei. – Ale jest też w naszych ciałach. Dla mnie to jest piękno. – Pokazał potężną rękę i napiął ją ukazując mnogość większych i mniejszych mięśni. Następnie obrócił rękę w nadgarstku, a mięśnie poruszyły się w synchronicznym tańcu.

 – To widzę, że jesteś prawdziwym artystą – odpowiedział Datrus z nutką szyderstwa, wystarczająco jednak uprzejmie, by Bran odpowiedział uśmiechem i skinieniem głowy jakby otrzymał komplement. – Nie zatrzymuję, bawcie się dobrze. 

 – Do widzenia, pani – dodał drugi filozof – jestem Erasz. Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli okazję porozmawiać.

Poszła za herkulesem aż do foteli. Tam już siedziało już kilka postaci. Pierwszy przywitał się Garon Lorkson, podający się za doradcę samej Mehr. Wypowiadał to z wielką dumą, mimo iż takich doradców były pewnie dziesiątki. Obok siedziała kobieta o zapierającej dech urodzie. Już wcześniej dostrzegła ją Alanea, gdyż aura piękna przyciągała wzrok z oddali i sprawiała, że trudno było go oderwać. Przedstawiła się jako Celenua. Następny siedział mężczyzna w prostej szacie od ramion aż po stopy. Twarz i ramiona miał wychudłe, za to jego przedramiona i dłonie wydawały się mocne jak imadła. Przedstawił się jako Jaan De Luan. Celeana dodała, że jest znanym na całym świecie rzeźbiarzem. Bran z Alaneą zajęli ostatnie dwa wolne fotele w kręgu. 

 – Powiedz, co myślisz o aktualnej polityce? – Garon zwrócił się do Alanei. 

 – Nigdy mnie ona nie interesowała. Mnie interesuje sztuka.

 – Och, to opinia osoby niezaznajomionej z polityką. Kto jej spróbuje ten doskonale wie, że jest ona prawdziwą sztuką, a Mehr jest prawdziwą artystką. 

 – Dla mnie sztuka to tworzenie piękna. 

 – Kolejna błędna opinia. Tak jak piękna jest żaglówka w czasie zwrotu, pięknem wykonania skomplikowanego manewru, tak też pięknym jest skomplikowany manewr polityczny. 

 – Do tego – wtrąciła się Celenua – politykę upiększa to, co robi ona dla artystów. Mehr rozpoczęła tradycję znanego już na całym świecie konkursu piękności. 

 – Dzięki temu masz gdzie wygrywać – zaśmiał się Bran.

 – To bardzo ważne dla lokalnej społeczności. Promuje piękno. 

 – Niestety – pokręciła głową Alanea – ja inaczej pojmuję sztukę. 

 – Ja również – Celenua jakby czuła potrzebę mówienia – sztuka jest tam gdzie jest fizyczne piękno. Takie jak uroda.

 – Uważam również, że sztuka powinna być trwała, powinna zostawać dla innych.

 – Ależ piękno jest trwałe. – Celenua brzmiała dumnie i jakby prosząc o pytania. 

 – O tyle o ile żyje człowiek, nie? – zdziwił się Bran. 

 – Właśnie nie. Moje piękno pozostanie dla wielu, wielu pokoleń. Wszystko dzięki mistrzowi De Luan. – Odpowiadając położyła ręce na jego ramieniu, a ten tylko pokiwał z uznaniem głową. 

 – Znaczy – Bran był zmieszany – przez rzeźby?

 – Tak, właśnie pracujemy nad rzeźbą przełomową. Na pewno objedzie świat. Ale mamy plany na całą kolekcję. – Celenua zdawała się chcieć to wykrzyczeć, by wszyscy usłyszeli. 

Rzeźbiarz kiwał głową z uznaniem, Bran wydawał się zastanawiać, a Alanea była zakłopotana. Polityk zdawał się czekać na ten moment ciszy z kolejnym pytaniem do Alanei. 

 – Słyszałaś może coś o naszej Mehr?

 – Niespecjalnie – odpowiedziała. 

 – A o Aleksandrii? 

 – Same superlatywy.

Garon pokiwał głową z zadowoleniem

 – To jej zasługa.

Alanea uśmiechnęła się, skinęła, po czym łagodnie wstała. 

 – Przepraszam was bardzo, ale nie wiecie może gdzie jest Rina?

 – Wychodziła na zewnątrz do sauny, powinna wciąż tam być – Bran wskazał drogę. 

 – Miałam długą podróż, a do tego jeszcze Rina mi uciekła. To była ciekawa rozmowa, ale teraz pójdę jej poszukać.

 

***

 

Woda zasyczała w kontakcie w rozgrzanymi kamieniami. Buchnęła para. Dziewczęca ręka odłożyła chochlę, a delikatna postać wróciła na miejsce. Wtedy drzwi się uchyliły i zza pary zarysował się kształt smukły, kobiecy. Siedząca znała tę sylwetkę i te ruchy. Było coś typowego w tym połączeniu wprawy salonowej, a przy tym pewnej niedbałości. Jej kroki wydawały się idealnie równe, a przy tym nieco leniwe. Przemknęła przez mgłę i płynnie usiadła obok. Niby jak dama, ale przy tym zupełnie inaczej niż jak by to zrobiła Celenua i jej podobne. Jakby chciała po prostu usiąść, a przy tym nie dawać żadnych powodów by ktoś o niej plotkował, albo nawet się nią po prostu nadmiernie interesował. 

 – Zorganizowałaś to wszystko, a potem się schowałaś?

 – Będę miała cię na co dzień. Niech inni też mogą się tobą nacieszyć.

Nadrabiała dziecinność głosem. To był jeden z tych momentów, kiedy Alanea zastanawiała się, na ile prawdziwa jest to twarz. Szczerość wydawała się oczywista, po cóż cokolwiek grać? Nawet jeśli przyjmujesz maskę dziecięcej i naiwnej. Jeśli za tym jest ukryty głębszy pomyślunek, to pierwsze jego użycie niszczy całą mozolnie kształtowaną aurę. Lepiej więc się go pozbyć, kształtować samą siebie od początku do końca pod wymarzony wzór. Było to zwłaszcza prawdziwe dla Riny, która miałaby wiele do stracenia. Jej aura była bardzo starannie kształtowana i, trzeba to przyznać, niesamowicie skuteczna. Jeśli Bran jest artystą, to stanowczo jest nim także Rina. Mężczyźni traktowali ją jak córkę, kobiety jak młodszą siostrę. Wszyscy brali w opiekę, wszyscy kochali, wszyscy się nią zachwycali. Bardzo kosztowne byłoby ryzykowanie utraty tego wszystkiego, tej starannie wypracowanej aury. 

 – Przywitali mnie filozofowie. W tym Datrus.

 – Rozumiem, bywa nieuprzejmy. 

 – To czemu go zaprosiłaś?

 – Trudno mu się odmawia. 

 – Od kiedy ci to przeszkadza? To ciebie wysłaliśmy, gdy trzeba było komuś powiedzieć “nie”. 

 – Poznałaś już Rabana? – zmieniła temat. – Jest poetą tak jak ty.

Wstał i ukłonił się głęboko. Był szczupły, delikatny, mięśnie ledwo się rysowały na jego ciele. 

– To zaszczyt, pani.

– Proszę, po prostu Alanea. To krępujące. – Usiadła, spojrzała mu w oczy. – Co jest twoją muzą?

 – Ja? Cóż, to co potrzeba. Dużo zleceń, to wtedy polityka. A tak to co mnie poruszy. 

 – Czyli nie piszesz pod tomiki?

 – Chciałbym, ale nie mogę się zabrać. Polityka się nie nadaje. Musiałbym zacząć niemal od początku i… pod pseudonimem.

 – Pseudonimem?

 – Tak, kobiecym, bo kto by kupił męskie wiersze? Wszędzie słyszę, że mężczyźni nie nadają się do poezji, że piszą tylko głową, a kobiety całym ciałem. Pisma wypełnione są poezją, a właściwie wszystkie wiersze podpisane są kobieco. Tak naprawdę wiele z nich to mężczyźni pod pseudonimami, ale to nie pomaga. Zapyta kogokolwiek. Każdy wie, że wiersze to domena kobieca. 

Alanea uniosła brwi zaskoczona. Słyszała o tym problemie, ale nie spotkała jeszcze nikogo, kto by tak dobitnie go doświadczył.

Drzwi się uchyliły i wyjrzał przez nie Ereasz, filozof z którym wcześniej rozmawiała. 

 – Pani, można?

Alanea uprzejmie wskazała miejsce obok. Chętnie je zajął. Był już nagi, więc raczej nie spodziewał się, że mu odmówią. Chodziło więc raczej o grzeczność.

 – Przepraszam za Datrusa. Bywa trudny, ale to bardzo dobry człowiek. Może tylko zbyt surowy. Dla siebie, dla innych, dla świata. Nie chciałbym byś pani…

 – Błagam, mów mi Alanea! I przestań mnie traktować jakbym była nie wiadomo kim. Wszyscy tu jesteśmy równi.

Ten wybuch szykował się już od dawna, ale może wreszcie rozejdzie się między wszystkimi jakiego traktowania oczekuje.

 – Mówiłam – uśmiechała się Rina.

 – Tak, rzeczywiście. Przepraszam. Wiesz, czytałem twoją poezję… To tak jakbym już z tobą rozmawiał po wielokroć, a ty ze mną nie.

 – Wielu tak ma, ale specjalne traktowanie nikomu na dłuższą metę nie służy. W końcu człowiek zaczyna wierzyć, że jest kimś lepszym, a to zatruwa duszę. Długo leczyłam przerost ego, to straszna choroba.

Cisza. W końcu Rina się wychyliła.

 – Coś chciałeś skończyć, Ere.

 – Tak, że filozofia jest znacznie piękniejsza niż mogłoby się wydawać po naszej ostatniej rozmowie. Jest dla mnie światłem, które rozjaśnia ten świat. Rozważania to najprzyjemniejsze chwile w moim życiu.

 – To świetnie, ale cóż mi po niej?

 – Otóż na przykład to co wspomniałaś, o ego zatruwającym duszę. Toż to filozofia w czystej formie. Toż jest to znane filozofom od tysiącleci. Filozofia nie tylko leczy takie problemy, ale i pozwala ich uniknąć.

 – Datrus jest niby znanym filozofem, a ego nie jest mu chyba obce.

 – To co mówiłeś wcześniej, Ere – zwróciła uwagę Rina – było bardzo ciekawe. Że piękne nie są dla ciebie wnioski, a samo uprawianie filozofii. To jak ze sztuką. Tak jest chyba najlepiej, nie?

 – Dla mnie filozofa jest sztuką….

 – Jak to się dzieje, że tutaj wszyscy uważają się za artystów? – Alanea wciąż była przekorna. 

 – Traktaty to tylko owoce – Ereasz nie dał się wytrącić z taktu – to nie one są najważniejsze. To jak z bieganiem. Biegacze lubią wygrywać wyścigi, ale przede wszystkim lubią biegać. Kto nie lubi ten szybko odpuszcza.

Te słowa trafiły do Alanei. Posmutniała, stała się na chwilę nieobecna. Ereasz to dostrzegł, więc zatrzymał swój wywód. 

 – To chyba jest mój problem – szepnęła Alanea jakby do siebie – zgubiłam przyjemność tworzenia.

Ereasz zdawał się liczyć w głowie do trzech zanim odpowiedział. 

 – Jeśli mogę się wtrącić – powiedział podobnym półszeptem – to filozofowie od dawna odkryli, że przywiązanie wagi do wyniku zabija przyjemność z dążenia. Niejeden biegacz skończył karierę niedługo po pierwszej serii zwycięstw. Tak wielki zastrzyk ego jest niczym narkotyk. Chcą więcej, ćwiczą dla wyników, gubią pasję, każda wygrana smakuje coraz słabiej, przegrana coraz mocniej, treningi stają się coraz trudniejsze, turnieje wypełniają się strachem. W końcu albo biegacz rezygnuje sam, widząc jaką robi sobie krzywdę, albo sam sobie podkłada nogę i eliminuje go na przykład kontuzja. Tak samo jest we wszystkich dziedzinach. Filozofowie obserwowali podobny mechanizm w niemal wszystkich dziedzinach sportu czy sztuki. Ścieżki są różne, ale mechanizm jest uniwersalny i powtarzalny.

Alanea mimo gorącej pary poczuła, jakby przeszły ją ciarki. Jak dobrze oddawało to jej historię. Po fali sukcesów upijała się sławą. Pisała już tylko by pompować ją jeszcze i jeszcze. Nie cieszyło ją już pisanie, zmuszała się do niego. Kolejne wiersze były coraz gorsze, coraz bardziej puste, coraz częściej pisane pod łatwy poklask. Od czasu wielkiego sukcesu czuła wieczne ssanie, chciała więcej. Wtedy zaczęła zupełnie nowy projekt. Liczyła, że to będzie przełom, nowy wielki sukces, że zrewolucjonizuje świat, że ukształtuje zupełnie nowy gatunek poezji. Na szczęście miała Rinę. Sprowadziła ją na ziemię kilkoma szczerymi słowami na temat nowej ”poezji”. Użyła starego pseudonimu i opublikowała kilka z tych wierszy przyszłości na łamach lokalnej gazety. Zostały zmieszane z błotem, rozdeptane, oplute. Pseudonim był zdyskredytowany, liczyła że nie zostanie z nią powiązany. Od tego czasu nie napisała ani jednego wiersza. Mimo iż już od kilku lat próbuje przebić tę barierę, na razie bezowocnie.

 – Co w takim razie robić?

 – Skupić się na procesie, nie na celu. Tak jak alpinista powinien skupić się na wspinaczce. Długo alpinistą nie zostanie, kto biczuje się, że jeszcze nie jest na szczycie. Na szczycie jest się tylko chwilę, wspinaczka trwa całe tygodnie. Cóż to za przyjemność stać na kawałku skały? Pokonywanie siebie jest esencją sportu. Biegacz powinien skupić się na przyjemności z biegania, atleta pokochać trening, artysta tworzenie, poeta pisanie wierszy. Pomyśl tylko. Kto się skupia na celu, ten zawsze przegrywa. Jakże krótki jest moment triumfu, jakże długie dążenie. Oczekiwania rosną, a gdy finalna przyjemność im nie sprosta, to będzie to gorzkie zwycięstwo. Jeśli, co rzadkie, przyjemność przerośnie oczekiwania, to te urosną na następny raz. Tak czy tak przegrana. 

 – I takimi rzeczami zajmuje się filozofia?

 – Między innymi.

 – Dziękuję – Raban przerwał ciszę i wstał. – Od dawna chciałem pisać prawdziwe wiersze, ale bałem się zacząć. Teraz wiem już że to nie ma znaczenia. 

 – Już idziesz? – zdziwiła się Rina.

 – Idę pisać, poczułem ducha.

 – Jeśli wpadniesz jutro, to mogę spróbować ci pomóc – zaoferowała się Alanea.

 – Grzechem byłoby nie skorzystać, salam.

 – Salam.

Wyszedł.

 – Tak właściwie, to mamy jakieś plany na jutro, moja gospodyni?

 – Wspominałaś, że chcesz mieć czas na pisanie. 

 – Ale cały dzień?

 – Dlatego zaplanowałam tylko popołudnie i wieczór. Pokażę ci miasto. Właściwie to Raban się zaoferował opowiedzieć o nim, ale teraz jak obudziliście jego ducha to ja nie wiem czy dalej będzie chętny. Może ty Ere? Chyba znasz się na historii. 

 – Mam pewne plany, ale nic, czego nie mógłbym przesunąć.

 – Och, jesteś taki kochany, zawsze gotów do pomocy. Tylko tym razem ani słowa Datrusowi. Odprowadzisz nas potem na wieczorek poetycki?

 – Zgaduję, że tam również się mnie spodziewają – westchnęła Alanea. 

 – Coś tam wspomniałam.

Alanea uśmiechała się sztucznie, wstała.

 – To czeka nas długi dzień. Dziś już jestem zmęczona po podróży. Dla mnie już czas, by się położyć, salam.

 – Oczywiście, do jutra – Rina pomachała energicznie. Miała zaskakującą zdolność robienia wszystkiego po swojemu. Jakkolwiek ktoś się z nami żegna, mamy tendencję do odpowiadania tak samo. Wydaje się to oczywiste, tamta osoba narzuca nam formułę i aż chce się w nią wejść. Tak jest łatwiej i poniekąd grzeczniej. Ale Rina jakby była na to odporna. Zawsze po swojemu. 

 – Do jutra, miło było poznać – Ereasz się uśmiechnął na pożegnanie. 

Po wyjściu obmyła się wodą, założyła błękitna półsuknię i skierowała się do pokoju. Po drodze była jednak sala główna, a w niej wyszła jej naprzeciw kobieta o wyglądzie siłaczki. Była niewątpliwie sportowcem. Na całym ciele rysowały się licznie mięśnie, zwłaszcza na brzuchu i na rękach. Dodatkowo ciało jej błyszczało zielonkawo od oliwy, którą tradycyjnie smarowali się sportowcy. Teraz dawała ona lepszy efekt niż najbardziej strojna suknia. 

 – Witamy w Aleksandrii. Guena, z reprezentacji atletycznej – przedstawiła się wyciągając otwartą rękę do symbolicznego dotyku powitalnego. 

 – Miło mi. – Alanea się przywitała, po czym o dziwo rzeczywiście nabrała ochotę by dowiedzieć się czegoś o nowo poznanej. – W czym się specjalizujesz?

 – Oszczep. Ale ćwiczę też kulę i młot. Właściwie to rzucam wszystkim co się da. 

 – Ale nie mężczyznami?

 – Tylko w ostateczności. 

 – Zawsze myślałam, że jak się ćwiczy jedną dyscyplinę, to już jej się pilnuje. Czy nie jest tak?

 – W zasadzie, ale rzucanie w dal przeróżnymi przedmiotami to świetna rozrywka. Wszystkim rzuca się inaczej. Co roku organizowany jest niedaleko festiwal rzucania właściwie wszystkim. Ludzie znoszą przeróżne rzeczy, a potem rzucamy nimi na odległość. 

Alanea aż przyłapała się na łagodnym uśmiechu, ale poczuła jak wraca do niej zmęczenie. 

 – To bardzo ciekawe, Gueno, ale już zmęczona jestem po podróży. Czy mogłybyśmy dokończyć tę rozmowę innym razem? 

 – Naturalnie. Także zapraszam na stadion. Ćwiczę tam całymi dniami. 

Alanea skinęła głową i szybkim krokiem ruszyła do pokoju. Gdy do niego weszła, czuła że coś jest inaczej niż być powinno. Zaczęła się przyglądać swoim rzeczom. Były ułożone nieco inaczej niż jak to ona zawsze robiła. To nieznaczna różnica, ale jednak czuła wyraźny ślad cudzej ręki. Po co ktoś miałby przeszukiwać moje rzeczy? Czego miałby szukać? Może ktoś liczył, że ukradnie jakieś nowe dzieła? A może ktoś szukał o niej informacji?

Poczuła się obca, poczuła strach. Zdjęła półsuknię i ozdoby, położyła się na łoże. Z dołu dochodziły dźwięki rozmów i instrumentów, nie przeszkodziły jednak, gdy przyszedł sen. 

 

***

 

Gdy otworzyła oczy, muzyka wciąż grała. Czy przyjęcie wciąż trwa? Niemożliwe, słońce już świeci. Dźwięki brzmiały przyjemnie, a przy tym intrygująco. To dla nich wstała z łóżka i otworzyła drzwi. Harfa. Pojedyncza osoba, ale jakże wprawiona. Muzyka płynęła, a płynąc porwała ze sobą Alaneę. Ruszyła w stronę dźwięku, jakby na jej fali. Aż ciarki ją przeszły, gdy zaatakowały pierwsze fałszywe nuty. Były niczym barbarzyńcy rabujący muzeum sztuki. Aż zakłuło Alaneę w sercu, ale te nieszczęsne dźwięki zamiast odpuścić, intensyfikowały się, aż w końcu dominowały. Słuchanie niemal bolało, choć tym bardziej niewyobrażalne byłoby oderwanie się od niej, i wtedy z fałszywych dźwięków zaczęła się wyłaniać harmonia. Z czasem stawały się przyjemniejsze, jakby same się stroiły. Stały się czystą i piękna melodią. Podobną do poprzedniej, a przy tym esencjonalne inną. Znów płynęła niczym fala, tym razem jednak znalazła swój brzeg na który wypadła, odetchnęła, odbiła się i wreszcie ucichła. Zostawiając Alaneę zaraz obok harfistki. Zaklaskała w dłonie.

 – Piękne.

 – Dziękuję – brunetka tylko uśmiechnęła się pokazując białe zęby. 

 – Barbara, jak mniemam.

 – Tak, witaj Alaneo. Jeśli jesteś głodna… – Zamiast dokończyć zdanie wskazała otwartą ręką zastawiony stół. – Rina…

 – Wiem, mieszkałyśmy razem w Danturze. Nie wyjdzie z pokoju do przedpołudnia. Sama jest?

 – Raczej tak.

 – Raban i Ereasz często tu witają?

 – To przyjaciele, ale tak, są bardzo towarzyscy.

Alanea już zdążyła nieco zapomnieć jaka jest Rina. Na zewnątrz towarzyska, ale nie wpuszcza nikogo do swojego świata wewnętrznego. Lubi mieć przyjaciół, co najwyżej przyjaciół.

 – Zjesz ze mną? 

 – Muszę ćwiczyć, dziś daję koncert przed samą Mehr.

 – To miło, z przyjemnością posłucham. 

 

***

 

Alanea przyjechała by pisać, a tymczasem od rana słuchała jak Barbara ćwiczy do występu. Teraz zbliżało się już przedpołudnie i poczuła się głupio z myślą, że niedługo przywita ja Rina, a ona wciąż będzie na etapie śniadania. 

 

Poszła więc się ubrać, zabrała sprzęty do pisania i wyszła do ogrodu. Ustawiła stół i krzesło, rozłożyła papier, kałamarze i pióro. Usiadła. Widok był odpowiedni, wszystko się zgadzało. Zamoczyła pióro, ale po raz kolejny zastygło zaraz nad papierem. Wisiało tak kilka oddechów, aż ocalił ją głos przyjaciółki.

 – Nie uwierzysz kogo nam tu przywiało. – Ton miała nad wyraz wesoły. 

Alanea po odwróceniu się dostrzegła, że idą ku niej Rina i Raban. 

 – Przyszedłem skonsultować to co napisałem – powiedział Raban, po czym się skłonił. 

 – Zapraszam, oczywiście. 

 – Jest też list, od Mehr. Otworzyć? – pytając wyciągnęła list przed siebie i podskoczyła kilka razy. 

 – Jeśli masz ochotę.

Sprawnym ruchem złamała pieczęć, wyjęła kartkę i tak się rozpromieniła jakby miała za chwilę eksplodować radością. Trzymała ją w rękach przed sobą, podskakiwała na stópkach i mówiła radośnie. 

 – O, wiedziałem, zaproszenie na dzisiejszy bankiet. Tam Barbara będzie występowała. Ćwiczy od tygodni. Własną melodię skomponowała. Na pewno się ucieszy. Zobaczylibyśmy ją na żywo jak gra przed samymi elitami. Poznamy ich. Pójdziemy, prawda? Proszę. Pójdziemy?

 – Nie mamy przypadkiem innego spotkania, na które już mnie zapowiedziałaś? – Alanea uśmiechnęła się ironicznie.

 – To jest co tydzień, a bankiet u Mehr to co innego. Proszę, tak się cieszę, chodźmy. Będę idealną osobą towarzyszącą.

 – Spokojnie, pójdziemy. Już poznałam Barbarę i wiem jakie to dla niej ważne. Wiem też jak pięknie gra. Nie przegapiłabym takiego występu. 

 – Jupi! – Wyskoczyła w górę, z rękami wystrzelonymi w niebo, po czym pocałowała Alaneę w policzek i wtuliła się w nią. – Jesteś najlepsza. 

 – Cieszę się, Rino, ale mamy gościa. Chciałabym usiąść teraz i spełnić przyjacielski obowiązek. Raban, przysiądź się tutaj, chętnie rzucę okiem na te wiersze. Dużo ich napisałeś?

 – Trzy.

 – Wszystkie wczoraj?

 – Wszystkie.

 – To miałeś pracowitą noc. 

 – W zasadzie to już mi od dawna w duszy grały, ale wczoraj dostałem takiej energii, że poczułem, że już czas je urzeczywistnić. 

 

***

 

Już robiło się popołudnie, a Alanea z Rabanem wciąż pracowali w ogrodzie nad wierszami, gdy zjawiła się Rina z Ereaszem. 

 – Patrz kto przyszedł oprowadzać cię po mieście.

 – Zaoferowałem się, więc jestem. – Ereasz się ukłonił z uśmiechem. 

 – Lepszych dwóch przewodników niż żaden – Rina była wyraźnie zadowolona ze zgromadzonej grupy. 

 – Myślałem, że odpuszczamy zwiedzanie przed bankietem. 

 – A czemu? Będziemy miały wspaniałą obstawę. – Rina uśmiechnęła się do Ereasza, po czym zwróciła do Alanei – Jak tam nasza rewolucja w poezji?

Alanea odebrała niezrozumiałą dla innych docinkę. 

 – Na dobrej drodze. Te wiersze są ciekawe, oryginalne, głębokie. Brakuje im warsztatu, ale nad tym pracujemy. 

Rina klasnęła w dłonie. 

 – Będziesz wielkim poetą. Ale jeszcze nie dzisiaj, teraz czas na miasto. – Wskazała palcami obu dłoni w kierunku wyjścia. 

 

***

 

 – Agana znana jest jako kolebka naszej cywilizacji. Właśnie tutaj, w jej delcie, dzięki regularnym wylewom mamy naturalnie najżyźniejsze ziemie na świecie. To sprawiło, że pierwszym ludziom opłacało się sadzić rośliny, zamiast kontynuować tryb zbieracko-łowiecki. To wcale nie było oczywiste, bo przed modyfikacją genetyczną wydajność energetyczna roślin była bardzo mała. Co jednak istotne, tryb rolniczy oraz regularne wylewy Agany zmusiły mieszkańców tych terenów do kooperacji. Tak zaczęły powstawać wspólnoty, a z czasem cywilizacje. Tutaj, na terenach Aleksandrii, powstała jedna z pierwszych cywilizacji na świecie i dała podwaliny pod następne. Niestety w okresie rewolucji informacyjnej obszar ten cierpiał z powodu przeludnienia oraz wykluczenia. W nowej erze długo prowadzona była depopulacja zanim rejon ustabilizował się na aktualnym poziomie. Wtedy naturalne piękno rozsławiło go na cały świat i zaczęły zamieszkiwać tutaj elity z najdalszych krajów. – Ereasz był dobrze przygotowany. Zastępował więc Rabana, wciąż pochłoniętego poezją.

 – Czy to jest stadion?

 – Tak, to następny punkt. Stadion centralny. Wszystkich jest sześćdziesiąt pięć w Aleksandrii, ale ten jest największy na całym kontynencie. W środku znajdują się aż cztery stadiony standardowych rozmiarów. Mówi się, że to stadion championów. 

 – Tutaj też ćwiczy Guena?

 – Tak myślę. 

 – Możemy wejść?

 

***

 

Nawet podniesienie oszczepu ze stojaka wydawało się być rytuałem. Zdawała się go oglądać, wywarzała w ręce, podnosiła i tak podchodziła na początek bieżni. Robiła wykrok do pozycji startowej i tak zamierała na chwilę. Wyglądała niczym posąg bogini łowów. Na nagiej sylwetce malowały się napięte mięśnie, całe ciało zdawało się błyszczeć w słońcu.

 – Tradycyjnie zawodnicy smarowali ciało oliwą. Ta niegdyś była istotna ze względu na słońce i uważało się że ma istotne właściwości zdrowotne. Dziś jest już tylko tradycją, ostatnio jednak bardzo popularną. Także tradycyjnie nago występowali tylko mężczyźni, ale po nowym oświeceniu również kobiety zaczęły tak występować i ćwiczyć. – Ereasz wyjaśniał szeptem.

W tym czasie Guena, ruszała, przyspieszała, sprintowała. Wyciągała oszczep daleko za plecy i całym ciałem wyrzucała go w dal. Uderzało to siłą i precyzją, idealne ruchy, powtarzane po tysiąckroć, za każdym razem nieco silniej, nieco szybciej, nieco dokładniej. Oszczep leciał, aż stawał się mały niczym wykałaczka gdzieś wbita daleko dalej. 

Tak też wyrzuciła kolejno kilkanaście oszczepów, używając rąk naprzemiennie, a Alanea przez cały ten czas nie mogła oderwać wzroku od hipnotyzującego widoku. To był ostatni oszczep. Pobiegła więc bieżnią by je pozbierać, ale zamiast wrócić prosto, wróciła na bieżnię z oszczepami na obu rękach i tak biegła dalej. 

 – Dziwny ten trening – skomentowała Rina.

– Każdy sportowiec sam decyduje jak chce ćwiczyć – wyjaśnił Raban – widać tak sobie wymyśliła.

 – Już niedługo – wtrącił Ereasz, krzywiąc się z niezadowoleniem. – Mehr forsuje dekret standaryzujący. Wszyscy będą ćwiczyć tak samo. 

 – A co jej to przeszkadza, że sobie ćwiczą jak chcą? – Rina nie kryła oburzenia. 

 – To reprezentacja regionu. Utrzymywana jest przez Mehr – wyjaśnił Raban krzywo się uśmiechając. – Także chcą zmniejszyć liczbę kontuzji.

 – To kto ma decydować nad tym jak będzie wyglądał trening?

 – Będą rady.

 – Czyli że sportowcy i trenerzy wspólnie opracują najlepszy trening?

 – Na teraz – rzuciła zgryźliwie Alanea. – Techniki się zmieniają szybciej niż standardy. Nowoczesny trening dzisiaj, będzie przestarzały za kilka dekad.

 – Skoro idziecie na bankiet Mehr – powiedział ponuro Raban – może lepiej tam nie mówcie takich rzeczy głośno.

 – Mehr nie najlepiej radzi sobie z krytyką – wyjaśniła Rina, widząc zdziwienie Alanei. 

 

***

 

To był bankiet na cześć dziedzictwa Aleksandrii. Goście usadzani byli dwójkami przy niewielkich stolikach. Na każdym stały po trzy kielichy na każdego gościa, oraz zestaw przystawek. Fotele były głębokie i wygodne. Wszystkie zwrócone były w stronę okrągłej sceny, stojącej na środku sali. Stały na niej liczne instrumenty muzyczne, w sposób zgodny z aktualną modą. 

 – Jestem bardzo dumna z Bari – tak Rina skracała imię przyjaciółki. – Od dawna próbowała się przebić, ale w ostatnich latach jej kariera wreszcie nabrała skrzydeł. W dużym stopniu dzięki aktualnej polityce wsparcia rejonowego Mehr. Ten koncert jest więc dla niej ważny…

Na scenę wyszedł mężczyzna w smokingu.

 – Mam wielką przyjemność powitać wszystkich państwa. Od lat kultura Aleksandrii była dyskredytowana, a lokalni artyści mieli problem by przebić się na scenach międzynarodowych. Niesłusznie, bo ziemia ta wydała wspaniałe plony. Aby uczcić nasze dziedzictwo, w imieniu Mehr zapraszam państwa na koncert Aleksandryjskich gwiazd. Blask wielu z nich świecił już od dawna, ale dopiero za naszej Mehr miał okazję dotrzeć do najdalszych zakątków świata. Drodzy państwo, powitajcie proszę Sarr Jualan. 

Kobieta w czerwonej sukni weszła na scenę, pochyliła głowę, usiadła do wiolonczeli i zagrała. Była dobra, pewnie nawet bardzo, ale Alanei to nie wystarczyło. Czuła się nieswojo. Wszystko było takie nadęte. Goście wyglądali jakby nie przyszli dla siebie, ale po to, by inni widzieli że przyszli. Spoglądając na niektórych, zastanawiała się, czy nie posiedli umiejętności spania z otwartymi oczami, w idealnie prostej pozycji, ze wzniesionym dumnie czołem. Rządziły smokingi i suknie wieczorowe od kostek aż po ramiona, na klasyczną modłę. Współcześnie służyły właściwie wyłącznie na takich okazjach. 

W całym tym zadęciu tylko Alanea kręciła się nerwowo przez wszystkie występy aż do ostatniego. Co prawda Rina też nie była w stanie wysiedzieć bez ruchu, ale ta przynajmniej zmieniała między jedną pseudo-poważną pozycją a inną. To musiało urzekać, nawet pod płaszczem wysublimowania potrafiła być słodka. Niewątpliwie niejeden już czuł potrzebę by wziąć ją pod swoje skrzydła i pomóc odnaleźć się w tym świecie wielkiej sztuki i polityki. 

Upłynęło kilka występów, aż w końcu prowadzący wyszedł na scenę i zaczął zapowiadać Barbarę.

 – Na koniec zostawiliśmy dla państwa coś szczególnego. Wielce utalentowana Aleksandryjska wykonawczyni przygotowała piosenkę o naszej wspaniałej historii. Wsłuchajcie się państwo, a po występie zachęcam do dyskusji na temat państwa interpretacji. Powitajcie proszę Barbarę Sal’uar.

Ta zapowiedź aż zmroziła Alaneę. A więc to był utwór polityczny? Był jakże piękny, tak, opowiadał historię. Historia ta nabrała jednak zupełnie innego wyrazu w świetle całej tej polityki i propagandy. A więc fałszywe nuty mają symbolizować problemy z przeszłości, które zostały odparte, uporządkowane, upięknione. Nową harmonię Aleksandrii. Na koniec jednak doznała szoku. Utwór zakończył się fałszywą nutą. Pojedynczą, cichą, przypadkową. Była inna niż reszta, ale jednak była słyszalna. A może tylko ona ją słyszała?

Rozległy się oklaski. Rina wstała i oklaskiwała energicznie złączonymi przy nadgarstkach dłońmi. Alanea dołączyła się do niej, po swojemu, spokojnym klaskaniem pełnymi dłońmi. W tym czasie Barbara ukłoniła się i zeszła ze sceny. 

 – Muszę jej pogratulować – szepnęła Rina, po czym pognała do Barbary. 

Alanea rozsiadła się w fotelu. Obserwowała jak Rina cieszy się z Barbarą. Szeptały między sobą, cieszyły i śmiały się jak małe dziewczynki. 

Widząc je obok siebie Alanea nie chciała uwierzyć, że to były siostry. Były tak różne. Blondynka i brunetka. Biała niczym kartka, oraz o ciemnej Aleksandryjskiej karnacji. Słodka dziewczynka i silna kobieta. Pierwsza żyjąca każdą chwilą, druga wiecznie dążąca do muzycznej doskonałości. Jak woda i ogień. Yang i Yin. 

Alanea przyłapała się nad tym że od jakiegoś czasu siedzi samotnie i wpatruje się w przyjaciólki stojące po drugiej stronie sali. Co o niej pomyślą? Rozejrzała się. Na szczęście nikt na nią nie patrzył, ale odrzucała ją ta cała atmosfera. Nie chciała z nikim rozmawiać. Wstała. Zwróciła się ku wyjściu, kiedy podszedł do niej człowiek w smokingu.

 – Pani Alaneo, Mehr prosi do gabinetu.

To było niespodziewane. Będąc w szoku, poszła za mężczyzną. Prowadził ja przez szerokie korytarze, aż do ogromnych drewnianych drzwi. Zastukał, otworzył drzwi i zaprosił do środka.

Na środku gabinetu stało potężne dębowe biurko. Za nim na obitym na czerwono fotelu siedziała brunetka o krótkich kruczych włosach i ostrych rysach twarzy. Widząc Alaneę rozparła się, rozłożyła ręce w przywitanym geście i zawołała.

 – Aleksandria wita wielką poetkę. 

Wskazała na krzesło, a Alanea usiadła.

 – Jak podoba ci się moje miasto?

 – Bardzo.

 – Cieszy mnie to. Staję na głowie, by wszystko chodziło tu jak w zegarku. Pochwały stanowią pewną nagrodę. 

 – Cala przyjemność po mojej stronie.

 – Jeszcze bardziej cieszyły by mnie pochwały na piśmie. 

 – O pani, niestety nie mogę. Nie piszę o polityce.

 – Nie mówię tutaj o przysłudze, mówię o bardzo dobrze płatnej pracy, z którą wiązałby się cały szereg korzyści. 

 – Mehr, przepraszam, ale ja z zasady nie piszę o polityce. 

 – Od kilku lat wcale nie piszesz! Ja ci daję nową szansę. Daję inspirację. Chcę pomóc. Chcę cię przyjąć do naszej rodziny. 

Alateę zmroziło. Siedziała w mieszaninie strachu i złości. Mimo że nie chciała tego pokazać, Mehr chyba odczuła to i zmieniła ton.

 – Chyba mnie źle zrozumiałaś, Alaneo. Zacznijmy od nowa. Pozwól że opowiem ci historię. O dziewczynce, która urodziła się dwieście pięćdziesiąt lat temu. Już mówiło się o świecie bez głodu i przemocy, o świecie poezji i sztuki. Ona jednak urodziła się w wiosce beduinów na skraju świata. Brud, głód i trud. Dzień w dzień. Nikt tam nie był modyfikowany, połowa to byli starcy. Teraz wioski już nie ma, wszyscy kolejno poumierali. Wszyscy, poza tą dziewczynką, której udało się uciec do miasta. Musiałam walczyć o wszystko. Wszystkiego musiałam się nauczyć. Bałam się, że nie zdążę, że nie uzbieram pieniędzy i umrę ze starości. Gdy wreszcie uzbierałam pieniądze, nie byłam już młoda. Plecy i nogi regularnie mnie bolały. Nawet nie wiesz co to znaczy, gdy budzisz się z bólem, jakby ktoś cię kłuł od środka. Najgorsza jest jednak świadomość że on nie minie, że będzie coraz gorszy. Nikt zaś tego nie rozumiał, ludzie zachwycali się sztuką. Wiesz co mi mówili? Bym pisała o tym wiersze, bo to bardzo ciekawe. Wtedy nauczyłam się, że światem nie rządzi ani sztuka, ani piękno. Światem rządzi siła. Cała Aleksandria była wtedy w rozsypce, uważana była za kraj biedy i zacofania. Zaczęłam to zmieniać krok po kroku. Działałam w klubach społecznych, pełniłam tam coraz ważniejsze funkcje. W końcu mnie zauważono. Nie miałam znajomości ani nikogo z rodziny, ale szybko doceniono moje zaangażowanie. Przez kilka lat działałam społecznie pod jednym z doradców, aż wreszcie mi zaproponowano to stanowisko. Do tego czasu wszystkie moje działania były zupełnie bezpłatne. Jako że nie miałam majątku, pracowałam całymi dniami, by popołudniami działać dla dobra wspólnego. Będąc doradczynią dopiero mogłam działać. Gdybyś widziała skomplikowane prawa i procedury z czasu jak zaczynałam. Kto by chciał walczyć z tysiącami zgód i pozwoleń by zbudować rezydencję. Uprościłam wszystko, otworzyłam Aleksandrię na świat, ale co najważniejsze wprowadziłam solidne programy stabilizacji populacji. Wtedy w Aleksandrii mieszkało pół miliona ludzi, większość uboga, mieszkająca w blokach. Dziś mieszka pięćdziesiąt tysięcy, większość posiadająca własne rezydencje. Wskaźnik szczęśliwości wzrósł o sześć punktów, a Aleksandria utożsamiana jest na świecie jako rejon szanowany i luksusowy. Nie chcę być nieskromna, ale to ja tego dokonałam. Tylko że nikt tego nie zauważał. W czasie gdy inni latali w chmurach i rzucali mi tylko kłody pod nogi, ja działałam! Dla dobra regionu i nas wszystkich. A mimo to, przez dziesiątki lat wybierano na miejsce Mehr jakiegoś nieudacznika o dobrej prasie i znajomościach. Wtedy odebrałam drugą życiową lekcję: nie jest ważne jakim coś jest, ale jak się o tym mówi. Byłam najlepsza, ale potrzebowałam by zaczęto to dostrzegać. Więc zaczęłam współpracę z artystami, poetami… między innymi z Rabanem. Zaczęłam się pojawiać w prasie i nagle moje poparcie zaczęło rosnąć. W końcu wybrano mnie na nową Mehr. Zaczęłam więc mówić o Aleksandrii, i nagle stała się ona znana i modna na całym świecie. Czego jesteś najlepszym przykładem: twoja przyjaciółka wróciła, bo gdy zaczęła słyszeć o kraju swojego dzieciństwa to jakoś nagle poczuła tęsknotę, ty przyjechałaś, bo zapewne słyszałaś wiele dobrego o Aleksandrii. To moja zasługa. Rozumiesz mnie? Ja potrafię zarządzać, ale żeby to miało sens, potrzebuję wsparcia twórców. Świat musi się dowiedzieć o tym czego dokonałam. Ty zaś jesteś idealną osobą. Ostatnio czytałam twoje wiersze o miłości. Wtedy pomyślałam, że moją miłością jest Aleksandria. Pomyślałam, że piękne byłyby takie wiersze o niej. I niedługo potem dowiedziałam się że tu przyjdziesz i być może zostaniesz na dłużej. Wtedy mnie olśniło. Przecież to jest idealny układ. Od dawna nie piszesz, a to mogłoby rozpocząć nowy rozdział w twojej poezji. Ja bym zadbała, by dotarły one nawet na koniec świata i by absolutnie niczego ci tutaj nie zabrakło. Byłabyś naszą wielką chlubą, naszą gwiazdą. No powiedz, czy nie chciałabyś wrócić na szczyt?

Alanea odczekała chwilę zanim zapytała. 

 – A co, jeśli podejmiesz decyzję, z którą się nie będę zgadzać?

 – Och, nie rozumiesz. Ja to miejsce wyciągnęłam z bagna. Co ty wiesz o zarządzaniu regionem? To jest problem tego świata. Wszyscy myślą że wiedzą najlepiej, zamiast zostawić decyzję tym, którzy potrafią je podejmować. Ja to robię naprawdę dobrze, możesz mi wierzyć. Trzeba po prostu dać mi działać. Musisz mi po prostu zaufać. 

Alanea nawet przez chwilę nie rozważała tej możliwości. Poczuła, jak wzbiera w niej obrzydzenie i złość, ale maskowała je serdecznym uśmiechem. To byłoby sprzedanie się, właściwie prostytucja literacka. Ta propozycja była wręcz szokująca, jak to możliwe że Mehr tego nie widziała? Czyżby była aż tak była zaślepiona władzą? Czy aż tak podległych wyhodowała sobie podwładnych? 

 – Słyszałam, że zdążyłaś się zaprzyjaźnić z Rabanem Kararon – dodała Mehr. – Nie najlepszy poeta, ale u mnie dobrze mu się żyje. Razem z tobą jego kariera niewątpliwie szybko się rozwinie. Odmowa… mogłaby być bardzo nieprzyjemna. 

 – Jest już teraz lepszym poetą niż wam się wydaje. 

 – Cóż, to twoja domena. To jak, kiedy zaczynamy?

 – Mehr, to bardzo łaskawa propozycja, ale przy tym bardzo ciężka. To by wymagało zupełnej zmiany moich planów. Muszę wszystko poukładać sobie i wtedy wrócę z odpowiedzią. 

Zmrużyła oczy, po czym głęboko rozsiadła się w fotelu. 

 – Podejmij ją jak najszybciej, bo mogę się rozmyślić. To okazja twojego życia, ale masz prawo się wahać. Gdy się zdecydujesz, przyjdź do pałacu. Mam też zaplanowany bonus na start, na pewno cię ucieszy. 

Alanea skłoniła głowę, wstała, podeszła do drzwi, ale zaraz przed nimi jeszcze się odwróciła.

 – Mehr, czy to ty nakazałaś przeszukać moje rzeczy?

 – Skrupulatnie zbieramy dane o naszych mieszkańcach. Zwłaszcza, gdy rozważam współpracę z nimi. 

Alanea ponownie pochyliła głowę. 

 – Salam.

 – Do zobaczenia. 

Była wściekła, ale także smutna, bo miała wrażenie jakby była zmuszona do podtapiania w błocie. Niemal uciekła z bankietu, zawołała karocę i pojechała prosto do posiadłości Riny i Barbary. Wyszła do altany, zapaliła lampę oliwną, odstawiła pióro, wygrzebała wśród rzeczy ołówek i gumkę. Nie nadawały się do sztuki pięknej, ale do tego będą idealne. Zaczęła nerwowo zapisywać kartki. 

 

***

 

Przez pół księżyca codziennie od rana zapisywała strony, wprowadziła poprawki, a w przerwach nerwowo kręciła się po ogrodzie. Później przychodził Raban i pracowała z nim nad jego wierszami. Zachęcała go, dawała mu rady, pomagała dobierać słowa. Jak wychodził, to wracała do pracy nad własnym tekstem. Czasem dawała się wyciągać na spacery, ale kategorycznie odmawiała spacerom towarzyskim. W momentach zwątpienia szła na stadion. Guena emanowała siłą i dyscypliną, w jej aurze człowiek czuł, że może wszystko. Także złość brała ją na samą myśl, że ktoś chce narzucić atletyce jak ma ćwiczyć. Wracała stamtąd szybkim krokiem, spieszno było jej by pisać. 

Nikomu nie chciała opowiedzieć o nowym projekcie. Najbardziej zawzięta była Rina. Dopytywała, porywała kartki. Ją pierwszą Alanea wzięła na bok i w sekrecie opowiedziała o swoim pomyśle. Była nim podekscytowana, ale przy tym stała się tylko bardziej zawzięta, by przeczytać rękopis. 

 – Zależy mi byś ty i Barbara przeczytały go dopiero wtedy, jak będzie gotowy.

Rina nie chciała tego zaakceptować i niecierpliwie czekała na swoją kolej. Obraziła się, gdy autorka przekazała Ereaszowi (a nie jej) pierwszą kopię rękopisu wraz z prośbą o poprawki. Pracował nad nim przez kilka dni i rzeczywiście Rinie nie chciał nic powiedzieć. Był jednak ktoś, komu nie mógł odmówić. Gdy wrócił z rękopisem, plik kartek był sporo większy niż pierwotnie. Wypychały go liczne karteczki z rozległymi komentarzami. Komentarze pisane były dwoma kolorami – niebieskim i czerwonym. 

 – Do tekstu dobrał się Datrus. Czerwone komentarze są jego. 

Powiedział ze strachem, ale Alanea tylko pokiwała głową. 

 – Coś mówił?

 – Że to najlepsze co napisałaś.

 – A ty co myślisz?

 – Tekst jest świetny. Aż ciężko uwierzyć że to twoja pierwsza powieść. Porywa, zaskakuje, czaruje. Tylko że jest to oczywiście… powieść polityczna. 

 – Taka miała być.

 – Wywoła skandal.

 – Skandalem jest to, co się tu dzieje.

 – To prawda. Boję się tylko o Rabana. 

 – Już pracuję nad tym, by go uniezależnić od Mehr. 

 – Myślisz że będzie żył z wierszy?

 – Ja to wiem.

 – To nie jest ruletka?

 – Nie. Opublikuję powieść dopiero, gdy będę miała pewność, że Raban jest bezpieczny. 

 – A Barbara?

 – Nie jest zależna od Mehr. Z projektem się zgadza i popiera go. Zresztą dyskretnie dała temu wyraz na przyjęciu. To jej rejon i martwią ją zapędy Mehr. 

Ereasz pokiwał głową. 

 – Z przyjemnością pomogę z tekstem i promocją, ale większą pomocą będzie Datrus. Krytyka władzy to jego specjalność. Te karteczki to głównie jego pomysły i uzupełnienia. Chciałby też wpleść więcej potwierdzonych faktów, by lepiej powiązać tę powieść z historią Mehr. 

 – Świetnie. To poruszy ludzi, a poruszanie ludzi to moja specjalność. 

 

***

 

 – To już mamy prawie cały tomik. – Uśmiechnął się Raban. – Zastanawiałem się wczoraj nad pseudonimem. Co powiesz na Selena Kara?

 – Nie!

 – Czemu nie?

 – To są twoje wiersze, wydaj je pod swoim nazwiskiem.

 – Dobrze wiesz, że nikt tego nie kupi. 

 – Kupi, z moją pomocą kupi. Napiszę rekomendację, uruchomię kontakty, poruszę niebo i ziemię by wyszło to nawet na końcu świata. 

 – Nie mogę cię o to prosić.

 – Nie musisz, nie robię tego dla ciebie.

 – To dlaczego?

 – Bo światu potrzebny jest tomik dobrej męskiej poezji, która się dobrze sprzedaje. By inni przestali się wstydzić, by przestali pisać pod kobiecymi pseudonimami. By poezja przestała być domeną wyłącznie kobiecą.

Raban był wzruszony. W kącikach oczu pojawiły się łzy. Uśmiechnął się wdzięcznie. 

 – Dziękuję. 

 – Jest jeszcze jeden powód: powieść nad którą pracuję. 

 – Czułem, że mnie dotyczy. Widziałem to w spojrzeniach Riny i Ereasza. A już zwłaszcza w drwiącym spojrzeniu Datrusa. Ale prosiłaś, więc nie pytałem.

 – Dotyczy, ale na plus. Tylko najpierw musimy się uniezależnić od aktualnej Mehr.

 – Chcesz ją zmienić?

 – Ja to zrobię. Dlatego powieść wydam dopiero gdy ty już będziesz żył z wierszy.

 – A co jeśli się nie uda?

 – To wydamy kolejny tom, choćbym miała go sama napisać. Uda się, obiecuję ci to. 

Zawahał się, szarpały nim mieszane uczucia. Wolał mieć czas na namysł, ale czuł też energię chwili. Była niczym rozpędzający się głaz lub rozpalany w sercu ogień. Bał się, ale czuł, że chce ruszyć za tą wariatką wprost w nieznane. 

 – Jeszcze jedno – dodała. – Jedna z postaci w powieści to wyśmienity poeta, który musi publikować pod żeńskim pseudonimem. Czy będzie ci to przeszkadzało, jak nazwę go Raban?

 

***

 

Nad Alaneą mieniło się niebo pełne gwiazd. Zostawiła ziemię daleko pod sobą. Niedługo znów zacznie się ku niej zbliżać, ale już daleko od Aleksandrii, jej piękna i jej problemów. Alanea była zadowolona z siebie. Jej nowa książka już określana była jako światowy bestseller, Raban przełamał szklany mur i pracował właśnie nad drugim tomem poezji. Pierwszy sprzedawał się świetnie i wychwalany był przez krytyków poezji z całego świata. Zaś w Aleksandrii już panowała nowa Mehr. Alanea spełniła swoje zadanie. Teraz szukała nowej inspiracji. Wspomniała Aganę i słowa Erenasza. Myślała o ludziach, którzy wiele tysięcy lat temu zdecydowali się tu zostać i zająć się rolnictwem. Początki musiały być łatwe – wsadzasz pestkę i wszystko rośnie. Kilkadziesiąt pokoleń później walczono o własność do ziemi, odgradzają się ścianami domów i płotami, rozwiązywano problemy nieczystości czy dziedziczenia. Jakże dbanie o rośliny i kanały było różne od wcześniejszego trybu zbieracko-łowieckiego. Zaczęły się bóle pleców, jednolita dieta, niewolnictwo, wojny. Jak się musiał czuć taki wojownik wzięty do niewoli, gdy z pana na włościach stał się niewolnikiem pracującym dla obcej osoby? Zastanowiła się nad tym, przyłożyła ołówek i zaczęła pisać "Biegł boso po wysuszonej ziemi, bo tylko tak mógł uniknąć biczowania…".

Koniec

Komentarze

Witaj.

Postać głównej bohaterki, poetki, jawi się dość intrygująco, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej przemyślenia oraz stosunek do omawianych na spotkaniu towarzyskim kwestii. 

Jak widać, nie da się całkowicie odizolować świata polityki od sztuki, a przynajmniej wielu tak uważa. :)

 

Z technicznych jest trochę spraw; przykłady:

kierowały kierowały się za uszy

Coś wystrojona dzisiaj jesteś. – Na powitanie wpadnie dzisiaj kilka osób

Przed wyjściem zrobiła kilka oddechów, spowalnia (spowolniła/spowalniała?) ruchy, odprężyła ramiona, złagodziła spojrzenie.

Spokojnym krokiem doszła do schodów, a tam jeszcze bardziej spowalnia (-ła?).

Sala była potężna, a na niej rozrzucone były niewielkie grupki po kilka osób.

W centrum stały stoły (przecinek) a przy nich obite czerwienią fotele. Zajmowało ich (je) kilka wyniośle ubranych osób.

a ci (przecinek) co siedzieli (przecinek) ubrani byli luźno, codziennie

Tak na prawdę wiele z nich

Że pięknie nie są dla ciebie wnioski, a samo uprawianie filozofii.

– To chyba jest mój problem – szepnęła Alanea jakby do siebie – zgubiłem przyjemność tworzenia.

.Zawsze po swojemy

Słuchanie niemal bolało, choć tymbardziej niewyobrażalne byłoby

Ton miała nadwyraz wesoły. 

a Alanea przez cały ten czas nie mogła oderwać wzroku or hipnotyzującego widoku.

Zresztą dyskretnie dała zresztą temu wyraz na przyjęciu.

 

Warto zatem pod tym kątem przejrzeć jeszcze na spokojnie cały tekst. 

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Przebrnęłam przez ponad połowę opowiadania, cały czas mając nadzieję, że coś się tu zacznie dziać, ale cóż – nadzieją okazała się płonna. Kolejne opisy życia elit zmordowały mnie okrutnie i nie znalazłam w nich nic, co zajęłoby mnie choć w minimalnym stopniu. Wybrałam się jeszcze na wycieczkę po mieście, jednak kiedy dotarłam do stadionu postanowiłam, że na tym zakończę lekturę, zwłaszcza że Poezja życia jest napisana bardzo źle. Ciągle potykałam się na błędach i usterkach, literówkach, licznych powtórzeniach, nie zawsze czytelnie złożonych zdaniach, że o nie najlepszej interpunkcji i braku fantastyki nie wspomnę.

 

W dole po­tęż­na Agana pły­nę­ła wi­ją­cym się pa­smem zie­le­ni, by przed mo­rzem ro­zejść się w deltę. Po­tęż­ny na ty­sią­ce sta­dio­nów trój­kąt zie­le­ni… → Powtórzenia.

 

oko widzi je ni­czym ma­lut­kie punk­ci­ki. → Zbędne dopowiedzenie – punkciki są malutkie z definicji.

 

włosy Riny były ide­al­nie uło­żo­ne w de­li­kat­nym, dziew­czę­cym roz­wia­niu. → Na czym polega dziewczęce rozwianie?

 

Dwa symetryczne loki przechodziły przez czoło i kierowały kierowały się za uszy. → Dwa grzybki w barszczyku.

Nie umiem sobie zwizualizować opisanej fryzury.

 

– Coś wy­stro­jo­na dzi­siaj je­steś.

– Na po­wi­ta­nie wpad­nie dzi­siaj kilka osób. → Czy to celowe powtórzenie?

 

Za­wsze no­si­ła wyj­ścio­wą pół-suk­nię. → Za­wsze no­si­ła wyj­ścio­wą półsuk­nię.

Jak wygląda półsuknia? A może miałeś na myśli spódnicę?

 

Przed wyj­ściem zro­bi­ła kilka od­de­chów… → Czy wcześniej nie oddychała?

 

zro­bi­ła kilka od­de­chów, spo­wal­nia ruchy, od­prę­ży­ła ra­mio­na, zła­go­dzi­ła spoj­rze­nie. Spo­koj­nym kro­kiem do­szła do scho­dów, a tam jesz­cze bar­dziej spo­wal­nia. → Dlaczego mieszasz czasy?

 

Wie­dzia­ła, że za nie­dłu­go bę­dzie ob­ser­wo­wa­na.→ Wie­dzia­ła, że nie­dłu­go bę­dzie ob­ser­wo­wa­na.

 

Scho­dząc scho­da­mi po­chwy­ty­wa­ła wi­ta­ją­ce spoj­rze­nia i wi­ta­ła się ski­nie­niem. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Scho­dząc po stopniach dostrzegała spoj­rze­nia witającychpozdrawiała ich ski­nie­niem.

 

Sala była po­tęż­na, a na niej roz­rzu­co­ne były nie­wiel­kie grup­ki… → Powtórzenie i zbędne dopowiedzenie – grupki są niewielkie z definicji.

 

 W cen­trum stały stoły a przy nich obite czer­wie­nią fo­te­le. Zaj­mo­wa­ło ich kilka wy­nio­śle ubra­nych osób. → Na czym polega wyniosłość ubrania?

Proponuję: Zaj­mo­wa­ło je kilka wykwintnie ubra­nych osób.

 

Dwój­ka we­so­łych mu­zy­ków im­pro­wi­zo­wa­ła przy har­fie i na fle­cie. → Co improwizował przy harfie jeden z wesołych muzyków?

A może miało być: Dwój­ka we­so­łych mu­zy­ków im­pro­wi­zo­wa­ła na har­fie i fle­cie.

 

na po­dusz­kach wokół shi­shy sie­dzia­ła… → …na po­dusz­kach wokół sziszy sie­dzia­ła

 

Wy­raź­nie w gru­pie pa­no­wa­ła we­so­ła at­mos­fe­ra, a ci co sie­dzie­li ubra­ni byli luźno, co­dzien­nie.W gru­pie pa­no­wa­ła wyraźnie we­so­ła at­mos­fe­ra, a sie­dzący ubra­ni byli swobodnie, wygodnie.

 

Była też niewielka fontanna. Spływająca woda raz na jakiś czas przelewała się przez bambus. Ten odchylał się nagle, przechylał się, aż ze stuknięciem uderzał o kamień, wylewał wodę i wracał na miejsce. → Powtórzenie. Nie umiem zobaczyć tej fontanny.

 

W całym po­miesz­cze­niu Riny ni­g­dzie nie było widać. → Raczej: W po­miesz­cze­niu ni­g­dzie nie było widać Riny.

 

Tu­ni­kę miał twar­dą, szorst­ką… → Raczej: Tu­ni­kę miał sztywną, szorst­ką

 

Ala­nea już miala otwar­te usta… → Literówka.

 

– Na przy­klad? → Literówka.

 

– Prze­pra­szam bar­dzo – po­tęż­ny męż­czy­zna→ – Prze­pra­szam bar­dzo.Po­tęż­ny męż­czy­zna

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

 – Mam na­dzie­ję że nie prze­szka­dzam w przy­jem­nej roz­mo­wie, ale jest kilka osób, które bar­dzo chcia­ły­by panią po­znać. 

Szyb­ko prze­szedł na “ty”. Wy­śmie­ni­cie. → W jaki sposób i kiedy przeszedł na „ty” i co było wyśmienite?

 

 – Ależ oczy­wi­ście – od­po­wie­dział Da­trus ze ski­nie­niem dłoni… → Czy dobrze rozumiem, że skinienie dłoni odpowiadało razem z Datrusem?

 

Na­stęp­nie po­ru­szył ręką w nad­garst­ku, a mię­śnie po­ru­szy­ły się… → Czy to celowe powtórzenie?

 

do fo­te­li przy ele­ganc­kim sto­li­ku. Przy nim sie­dzia­ło już kilka po­sta­ci. → Powtórzenie.

Obawiam się, że przy stoliku nie siedziały postaci, a konkretne osoby.

 

spra­wia­ła że cięż­ko było go ode­rwać. → …spra­wia­ła, że trudno było go ode­rwać.

 

męż­czy­zna w pro­stej sza­cie od ra­mion aż po stopy. Twarz, ra­mio­na i klat­kę miał wy­chu­dłe za to jego przed­ra­mio­na i ręce wy­da­wa­ły się mocne jak ima­dła. → Skąd wiadomo, jaką miał klatkę, skoro okrywała ją szata? Przedramiona i ramiona są częścią rąk – skoro ręce wdawały się jak imadła, to ramiona chyba także.

 

po­li­ty­kę upięk­nia to co robi dla ar­ty­stów. → …po­li­ty­kę upięk­sza to co robi dla ar­ty­stów.

 

Tak na przy­kład or­ga­ni­zu­je kon­kur­sy pięk­no­ści. → Czy dobrze rozumiem, że polityka or­ga­ni­zu­je kon­kur­sy pięk­no­ści?

 

W ruchu czuć było wprawę salonową… → Czy ruch wydzielał jakąś woń?

A może: W ruchu widać było salonowe obycie

 

Jeśli za tym kryje się głębszy pomyślunek, to pierwsze jego użycie niszczy całą mozolnie kształtowaną aurę. Lepiej więc się go pozbyć, kształtować się od… → Czy to celowe powtórzenie? Lekka siękoza.

 

– Jemu się ciężko odmawia.– Jemu się trudno odmawia.

 

gdy trzeba było komuś powiedzieć “Nie”. → …gdy trzeba było komuś powiedzieć “nie.

 

Tak na prawdę wiele z nich→ Tak naprawdę wiele z nich

 

Drzwi się uchyliływychylił się przez nie Ereasz. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Drzwi się uchyliły i wsunął się przez nie Ereasz.

 

Bywa ciężki, ale to bardzo dobry człowiek. → Bywa trudny, ale to bardzo dobry człowiek.

 

To tak jakbym już z Tobą rozmawiał→ To tak jakbym już z tobą rozmawiał

Zimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Chwile poświęcone rozważaniom są najprzyjemniejszym w moim życiu. → Chwile poświęcone rozważaniom, są najprzyjemniejsze w moim życiu.

 

Że pięknie nie są dla ciebie wnioski… → Literówka.

 

 – Traktaty to tylko owoce, – Ereasz nie dał… → Przed półpauzą nie stawia się przecinka.

 

– Jeśli mogę się wtrącić – szepnął Ereasz podobnym pół-szeptem… → Brzmi to fatalnie.

Proponuję: – Jeśli mogę się wtrącić – powiedział Ereasz podobnym półszeptem

 

treningi przychodzą coraz ciężej… → …treningi stają się coraz trudniejsze

 

Użyła starego pseudonimu i opublikowała kilka na łamach lokalnej gazety. → Czego kilka opublikowała?

 

nie napisała ani jednego wiersza. Mimo iż już od kilku lat próbuje przebić tę barierę, czuje jakby nie była w stanie. Wtedy pojęła… → Czemu mieszasz czasy?

 

Długo aplinistą nie zostanie… → Literówka.

 

– Już idziesz? – zdziałała się Rina. → Co to znaczy, że Rina się zdziałała?

 

Zawsze po swojemy. → Literówka.

 

założyła błękitna pół-suknię… → …założyła błękitna półsuknię

 

wyszła jej na przeciw kobieta… → …wyszła jej naprzeciw kobieta

 

symbolicznego dotyku powitalnego

– Miło mi. – Alanea się przywitała… → Czy to celowe powtórzenie?

 

po czym o dziwo rzeczywiście nabrała ochotę by dowiedzieć się… → …po czym, o dziwo, rzeczywiście nabrała ochoty, by dowiedzieć się

 

– W zasadzie, ale rzucanie w dal przeróżnymi przedmiotami to świetna rozrywka. Wszystkim rzuca się inaczej. Co roku organizowany jest niedaleko festiwal rzucania właściwie wszystkim. Ludzie znoszą przeróżne rzeczy, a potem rzucamy nimi na odległość. → Czy to celowe powtórzenia?

 

zmęczona jestem po podróżny. → Literówka.

 

Czy moglibyśmy dokończyć tę rozmowę innym razem? → To rozmowa dwóch kobiet, więc: Czy mogłybyśmy dokończyć tę rozmowę innym razem?

 

Po co ktoś miałby przeszukiwać moje rzeczy? → Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

ktoś chciał się dowiedzieć czegoś o niej?

Poczuła się obca, poczuła strach. Zamknęła drzwi na klucz, rozebrała się i położyła się spać. Z dołu niosły się dźwięki… → Siękoza.

 

Muzyka płynęła, a płynąc porwała ze sobą Alaneę. Ruszyła w stronę dźwięku, jakby płynęła na jej fali. → Czy to celowe powtórzenia?

 

Aż ciarki jej przeszły→ Aż ciarki przeszły

 

Aż zakłuło Alaneę na sercu… → Aż zakłuło Alaneę w sercu

 

choć tymbardziej niewyobrażalne… → …choć tym bardziej niewyobrażalne

 

– Tak, witaj Alaneo. Jak jesteś głodna→ – Tak, witaj Alaneo. Jeśli jesteś głodna

 

wskazała otwartą ręką na zastawiony stół. → …wskazała otwartą ręką zastawiony stół.

 

 – Wiem, mieszkaliśmy razem w Danturze. → Tu też piszesz o kobietach, więc:  – Wiem, mieszkałyśmy razem w Danturze.

 

– Raban i Ereasz często tu witają? → – Raban i Ereasz często tu bywają?

 

Pociąga, kokietuje, zauracza, ale rzadko kiedy wypuszcza kogoś do swojego świata.Pociąga, kokietuje, potrafi zauroczyć, ale rzadko kiedy wpuszcza kogoś do swojego świata.

 

słuchała jak Barbara ćwiczy swój występ. → …słuchała, jak Barbara ćwiczy do występu.

 

że za niedługo przywita ja Rina… → …że niedługo przywita ja Rina

 

Po rozstawieniu się w altance zamoczyła pióro… → Co to znaczy, że rozstawiła się w altance?

 

Ton miała nadwyraz wesoły. → Ton miała nad wyraz wesoły.

 

spotkania, na które już mnie zapowiedzialaś? → Literówka.

 

Już zapoznałam się z Barbarą… → Już poznałam Barbarę

 

Raban, rozstawimy się na biurku… → Co to znaczy rozstawić się na biurku?

 

gdy przyszła do nich Rina z Ereaszem. 

 – Patrz kto przyszedł oprowadzać cię po mieście. → ie brzmi to najlepiej.

 

Alanea odebrała niezrozumiałą dla innych docinkę.Alanea odebrała niezrozumiały dla innych docinek.

 

Właśnie tutaj, w jej delcie, dzięki jej regularnym… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

a z czasem cywilizacje. Tutaj, na terenach Aleksandrii, powstała jedna z pierwszych cywilizacji na świecie i dała podwaliny pod późniejsze cywilizacje… → Czy to celowe powtórzenia?

 

Wtedy jego naturalnie pięknie rozsławiło go na cały świat… → Mało to czytelne.

Proponuję: Wtedy to naturalne piękno rozsławiło go na cały świat

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję regulatorzy i bruce za te wszystkie poprawki :) Nauczyłem się z nich wiele. Mam nadzieję, że literatura była przyjemna. 

Poprawki prowadziłem :)

 

Półsuknia to pojęcie wprowadzone na potrzeby powieści. 

 

Bardzo proszę, GeckoRage. Miło mi, ze uznałeś uwagi za przydatne.

 

Półsuknia to pojęcie wprowadzone na potrzeby powieści. 

A czym półsuknia różni się od sukni?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dodałem opis, by to sprecyzować :)

 

To wtedy zaczęła zawsze nosić wyjściowe półsuknie. Błękitne ramiączka rozchodzące się aż do bioder, skąd przechodziły w klasyczną suknię balową. Wystarczyło dodać ozdoby i nie wstyd było się pokazać nawet na oficjalnych przyjęciach.

Rzec można, że była to spódnica na szelkach. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I ja dziękuję, lektura była niebanalna i w wielu miejscach intrygująca. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka