
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
W piwnicy, miejscu nader wszystkim znanym, choć niekoniecznie lubianym, często przechadzała się gromada szczurów. Jedzenia miały pod dostatkiem, więc nie musiały się bawić w gromadzenie zapasów. Jako pokarm służyło im praktycznie wszystko co można było skonsumować nie nabawiając się przy tym ewentualnej choroby żołądka. Lecz przecież wszystko co dobre, kiedyś się kończy, i tak też niestety było z jedzeniem. Szczury dziwiły się jednak, gdyż im więcej jedzenia znikało, tym więcej pojawiało się papierowych tacek z różowymi granulkami. Żaden z nich na razie nie odważył się spróbować nieznanego pokarmu. Na tym postanowiły na razie poprzestać.
Dni mijały, ale głód nie. Któregoś wieczoru jeden szczur nie wytrzymał, i zjadł całą tackę różowych granulek. Śmierdziało od niego strasznie, ale był najedzony. Przez godzinę. Później zdechł wskutek zatrucia pokarmowego. Pozostałe szczury widząc jak parszywie skończył, nie zamierzały powtarzać jego błędów. Truchełko jednak zostało. Śmierdziało dzień i noc, gryzonie nie mogły tego wytrzymać. Lecz nie zapach stanowił tu problem, ale to co on mógł tutaj przyciągnąć.
Jeszcze tego samego dnia drzwi od piwnicy uchyliły się lekko. Kot wśliznął się niczym cień do środka. Na początku jak zwykle miał ochotę tylko na zabawę. Zabawę, która miała skończyć się dla szczurów tragicznie. Kot był lśniąco czarny o zielonych oczach. Na początku zaczepiał gryzonie, targał łapą, bądź wskakiwał w co większe skupiska. I zjadał, lecz nadal dla niego była to zabawa. Czysta igraszka i nic więcej. Do czasu aż drzwi się za nim zamknęły… Kot przez cały czas myślał, że naje się i spokojnie wróci do domu, ale gdy została odcięta mu jedyna droga ucieczki, zaczął myśleć bardziej chaotycznie. Próbował rozdrapywać drzwi, wygryzać ściany, lecz bez skutku.
Szczurom się udało. Szczury po prostu uciekły jak… szczury. Kot został, jego gabaryty nie pozwalały mu na prześliźnięcie się przez malutką dziurkę w ścianie. Postanowił więc poszukać zapasów. Ostatkiem sił krążył po długich ciemnych korytarzach, pełnych drzwi. Drzwi za którymi mieściły się zapewne konfitury, mięsa, sery, może nawet mleko… Tylko że drzwi wszędzie, zewsząd i dookoła były… ZAMKNIĘTE. Cóż było robić, kot nie ślusarz.
Gdy tak krążył po piwnicy, świecąc zielonymi oczami, natknął się na dziurę w ścianie. Bardzo niepewnie przeszedł przez nią, i gdy już myślał że udało się, jest na wolności, zobaczył przed sobą brązowo-białego bernardyna, cztery razy większego od niego. Po chwili rozległo się tubalne: "HAŁ HAŁ HAŁ HAŁ HRRRRRR!" i kot chcąc nie chcąc wskoczył z powrotem do piwnicy. Przy okazji dziura została zatkana gigantycznym tyłkiem psa-potwora.
Kot podreptał więc dalej. Kilka razy natknął się na tacki z różowymi granulkami. Nie był jednak na tyle głupi, by zjeść trutkę na szczury. Inaczej: nie był na razie na tyle zdesperowany, by zjeść trutkę na szczury. Poza tym jest to przecież trutka NA SZCZURY. Teoretycznie więc kotom nic nie grozi, chociaż pewności nie miau, przepraszam: nie miał.
Głód go ściskał, więc coraz bardziej przypominał sobie smakowite szczury, które zaledwie kilka godzin temu mógł bez problemu zjadać. Teraz zaczął myśleć o pomieszczeniu, w którym gryzonie się schowały… Chcąc, nie chcąc cofnął się na początek piwnicy, i zaczął węszyć za wejściem do "domku szczurów". Przychodziła mu na myśl bajka o trzech świnkach, choć oczywiście wiedział, że nie uda mu się zdmuchnąć kamiennej ściany, która dzieliła go od malutkich, włochatych smakołyków.
Gdy tak węszył, natknął się na truchło szczura. Teraz przypomniało mu się, że to ten zapach go tutaj zwabił. Śmierdziało w tym miejscu strasznie, choć nie minął nawet dzień od śmierci gryzonia. Kot nie był pewien, czy ta padlina mu nie zaszkodzi, więc kilka razy obejrzał i pomacał łapą swoją zdobycz. Pewien dalej nie był, ale niestety dalej był głodny. W końcu instynkt przemógł nad zdrowym rozsądkiem, więc…
Kot spróbował i zdechł.
Teoretycznie zdechł, bowiem praktycznie pozostało mu jeszcze osiem żyć. Jednak następnym razem na pewno upewni się, czy dane jedzenie nie zaszkodzi mu aż tak bardzo. Kot żyje sobie dalej, co prawda z klaustrofobią i musofobią, lecz przynajmniej z pewnością, że ktoś nagle nie zamknie za nim drzwi. Pewność bowiem jest najcenniejsza.
Czytam, czytam, a na koniec w głowie rodzi się pytanie: I co? Moim zdaniem opowiadaniu brakuje wyraźnie zarysowanej puenty. Poza tym, trochę mało fantastyki w tej fantastyce - jedyny element fantastyczny znajduje się w ostatnim akapicie.
Pomysł jest świetny i dobrze mógłby posłużyć oddaniu klaustrofobicznego klimatu piwnicy. Przydałby się też jakikolwiek dialog w opowiadaniu, po antropomorfizacji kota i szczurów byłby to dodatkowy atut.
Inna sprawa, że szczur, choćby nie wiem co, nigdy nie tknie trutki. Te sprytne zwierzątka mają węch wyczulony do tego stopnia, że są w stanie wyczuć nawet śladową ilość trutki w jedzeniu. Poza tym, nie dadzą się, ot tak, zjeść kotu. Zdarzają się przypadki, kiedy jeden szczur wyrządza kotu większą krzywdę niż kot szczurowi. A co dopiero cała grupa... Stąd moja rada: jeśli piszesz o zwierzakach, poczytaj troszkę o nich wcześniej.
Po napisaniu przeczytaj uważnie swój tekst, unikniesz dzięki temu błędów takich jak:
Pewien dalej nie był, ale niestety dalej był głodny. - powtórzenie
Bardzo niepewnie przeszedł przez nią, i gdy już myślał że udało się, jest na wolności, - brakuje "że" przed "jest" i przecinka przed "że udało się".
W piwnicy, miejscu nader wszystkim znanym, choć niekoniecznie lubianym, często przechadzała się gromada szczurów. - opis piwnicy wygląda jak wzięty żywcem z bajki dla dzieci, nie lepiej byłoby "ciemnym, mrocznym i budzącym strach"? Choć nie zamierzam się kłócić z Twoją wizją ;)
Ale nie zniechęcaj się - pisz dalej!
Pozdrawiam!
Taka ładnie napisana bajka z morałem w moim odczuciu.
Dobrze napisane opowiadanie. Czytało się przyjemnie, chociaż za wiele z tego nie wynika.
Przyjemne i sympatyczne, bez upierania się przy głębszym przesłaniu. Poprostu się człowiek uśmiecha.