- Opowiadanie: S-W - Tam, gdzie słońce umarło

Tam, gdzie słońce umarło

W końcu udało mi się na­pi­sać opo­wia­da­nie! Fa­bu­ła może być skom­pli­ko­wa­na i mgiel­na, jest to jed­nak za­bieg ce­lo­wy. Za­pra­szam, do prze­czy­ta­nia mojej wizji pie­kła! 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Tam, gdzie słońce umarło

mam ocho­te prze­kli­nac ale nie po­zwa­la mi na to po­wie­trze

jest bar­dzo gęste w mo­men­cie w kto­rym otwie­ram usta

wlewa sie we mnie i dusi w srod­ku wszyst­kie słowa 

----------------------------------------------------

Słoń­ce prze­sta­ło ist­nieć. Jak każda inna gwiaz­da, wy­ga­sła. Na­le­żę do po­ko­le­nia, które nigdy nie po­czu­ło cie­pła na skó­rze. Wszyst­ko, co wiem, po­cho­dzi z ksią­żek, mnie ota­cza­ją­cych a, jako że tylko one mnie ota­cza­ją, jest to je­dy­ne źró­dło in­for­ma­cji, jakie po­sia­dam. Opisy słoń­ca są jed­nak rzad­ko do­kład­ne. W cza­sach kiedy ludzi jesz­cze pi­sa­li książ­ki, opisy gwiazd nie były po­trzeb­ne, każdy wie­dział, jak wy­glą­da­ją. Wy­obra­żam sobie, że słoń­ce wi­sia­ło nie­zdar­nie na nie­bie, po­ru­sza­jąc się po­wo­li w okrę­gu. Nie zmie­nia­jąc kie­run­ku, krę­ci­ło się wokół Ziemi jak zdez­o­rien­to­wa­ny świe­tlik. Spa­da­ły z niego drob­ne iskry i lą­do­wa­ły na chłod­nym grun­cie, sy­cząc cicho. Gdy wiatr był mocny, słoń­ce kru­szy­ło się jesz­cze bar­dziej i pył zla­ty­wał z niego jak z dmu­chaw­ca. Grupy ludzi wy­cho­dzi­ły na ze­wnątrz i czuły drob­ne ukłu­cia go­rą­ca na po­licz­kach. Mój dom jest zimny. Ścia­ny są białe, a po­ko­je su­ro­we. Pod­ło­ga jest chłod­na i śli­ska. Je­dy­ny kolor, jaki jest obec­ny to sza­rość i blada zie­leń sztucz­nych kwia­tów. Pew­ne­go dnia przy­wio­zła mi je ,,stud­nia” – mała dziu­ra w ścia­nie, w któ­rej co­dzien­nie po­ja­wia się je­dze­nie, woda i inne rze­czy nie­zbęd­ne do prze­ży­cia. Bar­dzo rzad­ko przy­no­si mi dro­bia­zgi inne niż pro­duk­ty spo­żyw­cze czy hi­gie­nicz­ne.

Wy­da­je mi się, że ,,stud­nia” bar­dzo nie chce, żebym po­peł­ni­ła sa­mo­bój­stwo. Nie wiem czemu, ale to coś ża­ło­śnie pró­bu­je mnie utrzy­mać szczę­śli­wą… ja chyba nie je­stem szczę­śli­wa. Nie chce być nie­wdzięcz­na, mam wszyst­ko, co po­trze­bu­ję. Wy­god­ne łóżko, ob­szer­ną bi­blio­te­kę, cie­płą wodę, do­sta­łam nawet dzien­nik i farby! W osiem­na­ste uro­dzi­ny w dziu­rze po­ja­wi­ła się nawet bu­tel­ka szam­pa­na, któ­rej co praw­da nie wy­pi­łam. Jed­nak mimo wszyst­kich pre­zen­tów, które do­sta­je od ,,ma­my-stud­ni”, tę­sk­nie za do­ty­kiem. Nie znam obcej skóry. Nie czu­łam nigdy ludz­kie­go cie­pła, nie wiem nawet, czy by mi się spodo­bał, ale czuję w sobie, że mi go bra­ku­ję. Cza­sem, gdy myślę o in­nych lu­dziach, w moim brzu­chu po­ja­wia się dziw­ne mro­wie­nie, jakby mi­lion ma­łych nóżek ma­sze­ru­ją­cych w dół. Czy inni lu­dzie wy­glą­da­ją jak ja? Czym jest męż­czy­zna? Czy ,,stud­nia” kie­dy­kol­wiek przy­nie­sie mi książ­kę z ilu­stra­cja­mi? Do­my­śla­nie i wy­obra­że­nie robi się już mę­czą­ce!

Z po­wie­trzem jest po­dob­nie. Nie wiem, czy to, któ­rym nie od­dy­cham, jest inne, lep­sze, śwież­sze od mo­je­go. Wiem na pewno, że jest praw­dziw­sze. Może i śmier­dzi, ale przy­naj­mniej nie udaje! Ja udaje bar­dzo dużo. Nie chce mi się już myć, jeść, w ogóle wsta­wać z łóżka. Je­dy­nie myśl, że ktoś kie­dyś mnie ura­tu­je, zmu­sza mnie do życia. Cza­sem czuję, że ktoś mnie ob­ser­wu­je i, że to wszyst­ko jeden wiel­ki test, i jak go zdam, to mnie wy­pusz­czą. Nie mam drzwi i mar­twi mnie to tro­chę. Nie chcia­ła­bym umrzeć sama. Może wła­śnie śmierć jest te­stem? Co by miała z tego ,,stud­nia”? Gdyby chcie­li, żebym umar­ła to z pew­no­ścią uśmier­ci­li­by mnie w bar­dziej efek­tow­ny spo­sób. Jak cięż­ko jest zabić? Nawet osoba wszyst­ko to kon­tro­lu­ją­ca nie jest w sta­nie tego zro­bić. Kto­kol­wiek stoi, za ,,matką” musi być nie­zmier­nie po­tęż­ny. Na pewno po­zby­cie się kogoś tak sła­be­go, jak ja nie po­win­no sta­no­wić pro­blem. Na pewno cho­dzi o śmierć we­wnętrz­ną. Chcą mnie ze­psuć i wy­cią­gnąć ze mnie życie. Ja już wszyst­ko wiem. Wszyst­kie książ­ki, które do­sta­łam, miały na celu obu­dze­nia we mnie smut­ku i za­bi­cia na­dziei. Gdy umrę, ukrad­ną moją duszę. Nie je­stem prze­cież je­dy­ną nie­wol­ni­cą. Na pewno jest nas pełno. Chcą uzbie­rać ener­gię ludz­ką i z niej stwo­rzyć nowe słoń­ce, praw­da? Po­trze­bu­ją jej świe­żej, po­trze­bu­ją mnie. Po­wo­dem dla mo­je­go życia… jest śmierć.

Może po­win­nam uciec? Czy ja mogę uciec? ,,Stud­nia” na pewno nie jest jed­no­stron­na, moż­li­we, że by­ła­bym w sta­nie z niej sko­rzy­stać. Nie zmie­ści­ła­bym się w win­dzie, ale w samym szy­bie już tak. Gdy­bym za­blo­ko­wa­ła drzwi… nie mogę mieć pew­no­ści, że winda od­je­dzie przy otwar­tych drzwiach! Na pewno jest wiele sys­te­mów za­bez­pie­cza­ją­cych, po­wstrzy­mu­ją­cych upa­dek lub, w moim przy­pad­ku, uciecz­kę. Mogę spró­bo­wać wy­mu­sić otwar­cie drzwi, po tym, jak już za­bio­rę przed­mio­ty mi przy­wie­zio­ne. Wąt­pię, że jest to moż­li­we. Właz jest cięż­ki i me­ta­lo­wy, poza tym nie mam czym go pod­wa­żyć.

Ko­lej­ną opcją jest śmiet­nik. Znaj­du­je się w osob­nym, nie­oświe­tlo­nym po­ko­ju. Jest mały i pusty. Je­dy­na rzecz warta uwagi to dziu­ra po­dob­na do ,,stud­ni”. Róż­ni­ca po­le­ga na tym, że ta nie jest me­cha­nicz­na. Dzia­ła na za­sa­dzie zsypu. Jest jak szaf­ka, która po za­mknię­ciu traci dno. Znisz­cze­nie jej i prze­ci­śnie­cie się w dół, nie jest nie­moż­li­we. Przy uży­ciu siły na pewno by­ła­bym w sta­nie wy­ła­mać drzwicz­ki. Pro­blem po­ja­wia się, gdy myślę o tym, co może dziać się z od­pad­ka­mi. Moż­li­we jest, że są zgnia­ta­ne w małe kost­ki lub pa­lo­ne. Ry­zy­ko jest nie­ste­ty za dużo, żeby w ogóle roz­wa­żać tę opcję. Nie mogę dać im tego, czego chcą.

Jest jesz­cze sys­tem wen­ty­la­cyj­ny. To stąd spro­wa­dza­ne jest do mnie po­wie­trze. Bryza jest ła­god­na i nie­pach­ną­ca. Szyb nie jest wy­jąt­ko­wo cia­sny, cho­ciaż może zmniej­szać się, im dalej sięga. Po­dob­nie jak śmiet­nik nie wy­glą­da bar­dzo so­lid­nie, ude­rze­nie z łok­cia po­win­no wy­star­czyć.

W wy­pad­ku sko­rzy­sta­nia z tej opcji mu­sia­ła­bym li­czyć się z moż­li­wo­ścią zgu­bie­nia się w la­bi­ryn­cie wen­ty­la­cyj­nym. Nie po­sia­dam planu i nie mam moż­li­wość jego zdo­by­cia. Gdy­bym zde­cy­do­wa­ła­bym się uciec, jest to jed­nak naj­roz­sąd­niej­sza opcja. ,,Stud­nia” jest nie­do­stęp­na, a śmiet­nik naj­pew­niej śmier­tel­ny. Zo­sta­je mi je­dy­nie szyb.

Oczy­wi­ście nawet nie spró­bu­je się wy­do­stać. Nie cho­dzi tu o strach czy ry­zy­ko, po pro­stu nie mam wy­star­cza­ją­ce­go po­wo­du. Je­stem więź­niem, ale nie wiem czemu. Poza zło­wiesz­czy­mi opcja­mi są jesz­cze inne, uza­sad­nio­ne moż­li­wo­ści mo­je­go znie­wo­le­nia. Co, je­że­li je­stem chro­nio­na przed ze­wnętrz­nym świa­tem? Może at­mos­fe­ra jest zbyt tok­sycz­na dla ludzi albo ja je­stem zbyt tok­sycz­na dla at­mos­fe­ry. Nie mogę wy­klu­czyć też za­ra­zy. Może je­stem ostat­nią ko­bie­tą na ziemi, a moim prze­zna­cze­niem jest zo­sta­nie matką ko­lej­nej ge­ne­ra­cji. Cza­sem wy­obra­żam sobie, że je­stem jedną z nie­wie­lu wy­bra­nych do prze­ży­cia. Ludzi jest za wiele i tylko nie­któ­rzy są godni prze­żyć ma­so­wy ubój. Mimo, że wszyst­kie wizje są mrocz­ne, nie prze­ra­ża­ją mnie ani tro­chę. Kie­dyś mia­łam kosz­mar. Po­peł­ni­łam w nim okrop­ną zbrod­nię i zo­sta­łam ska­za­na na do­ży­wo­cie w wy­so­kiej wieży peł­nej in­nych złych ludzi. Od tego snu, żadne wy­obra­że­nie nie prze­ra­ża­ło mnie tak jak to.

Oczy­wi­ście jest ono naj­mniej praw­do­po­dob­ne, nie by­ła­bym w sta­nie ni­ko­go zabić, zgwał­cić, okraść czy nawet ude­rzyć. Je­stem na takie rze­czy zbyt wraż­li­wa. Omi­jam bru­tal­ne sceny i nie tykam nawet ksią­żek o krwa­wej te­ma­ty­ce. Raz, gdy prze­czy­ta­łam opo­wieść o mor­der­cy, nie mo­głam spać przez wiele dni. Jest to po pro­stu nie­moż­li­we, żebym była zła.

Moje po­po­łu­dnio­we roz­wa­ża­nia prze­rwał dzwo­ne­czek sy­gna­li­zu­ją­cy obiad. Za­sko­czy­ło mnie to, cho­ciaż za­pach czuć już kilka minut przed sy­gna­łem. Wsta­łam z łóżka i po­drep­ta­łam do drzwi­czek. Schy­li­łam się po po­si­łek i jak za­mro­żo­na, wpa­try­wa­łam się w śro­dek windy. Na środ­ku stał ta­lerz z pięk­nie przy­go­to­wa­nym ste­kiem, ziem­nia­ka­mi i su­rów­kom z mar­che­wek. Danie pa­ro­wa­ło za­chę­ca­ją­co. Jed­nak to nie uroda i prze­pych je­dze­nia mnie spa­ra­li­żo­wał. Na ścian­ce wid­niał tekst: ,,czy ktos tez tu jest”. Na­pi­sa­ny był białą farbą, nie­zdar­nie i w po­śpie­chu. Myśl o nie­by­ciu samą w tym wię­zie­niu dziw­nie mnie pod­nie­ci­ła. Czy to zna­czy, że mogę mieć kon­takt z ludź­mi? Pod­bie­głam do półki z farb­ka­mi. Zo­sta­ło mi tylko tro­chę nie­bie­skiej. Się­gnę­łam błę­kit­nym pal­cem i na­ba­zgra­łam: ,,tak, ja”. Pa­trzy­łam chwi­lę na ten pięk­ny obraz mo­je­go pierw­sze­go kon­tak­tu z czło­wie­kiem. Za­pa­li­ła się ostrze­gaw­cza, czer­wo­na lamp­ka. Wy­bu­dzi­ła mnie z transu i wy­cią­gnę­łam po­si­łek ze ,,stud­ni”, cho­ciaż nie sądzę, że będę w sta­nie dziś co­kol­wiek zjeść.

W moim mózgu roiło się od na­dziei. Nagle wszyst­ko na­bra­ło sensu. Nie muszę ucie­kać, mam tu wszyst­ko, co po­trze­bu­ję. Mam CZŁO­WIE­KA. Za­wsze tylko tego chcia­łam. Cze­goś, co myśli, czuje i robi. Cała eu­fo­ria przy­sło­ni­ła mi, co było waż­niej­sze. Napis na ścia­nie windy po­twier­dził, że ,,stud­nia” ob­słu­gi­wa­na jest przez ma­szy­ny. Gdyby to czło­wiek pa­ko­wał je­dze­nie, za­uwa­żył­by napis i za­pew­ne go zma­zał. Brak in­ge­ren­cji czło­wie­ka uła­twiał in­te­rak­cję mię­dzy mną a są­sia­dem. Ko­lej­nym od­kry­cie jest ko­lej­ność do­star­cza­nia je­dze­nia. Skoro nikt przede mną nie na­pi­sał od­po­wie­dzi, mój ko­re­spon­dent do­sta­je po­sił­ki zaraz przede mną. Je­że­li ktoś do­sta­je obiad po mnie, za pewne także do­łą­czy do wy­mia­ny zdań. Cie­ka­wość mnie zżera!

Obu­dzi­łam się grubo przed śnia­da­niem. Owi­nię­ta w po­ściel ze­sko­czy­łem z łóżka wprost przed ,,stud­nię”. Uklę­kłam i wpa­try­wa­łam się w nią jak dziec­ko w te­le­wi­zor. Chcia­łam być obo­jęt­na, chcia­ła­bym móc unik­nąć roz­cza­ro­wa­nia. Je­stem zbyt na­iw­na. Śnia­da­nie przy­je­cha­ło, ale nic poza nim. Żad­nych na­pi­sów. Wczo­raj­sze też znik­nę­ły. Oczy­wi­ście, że znik­nę­ły! W win­dzie nigdy nie na­po­tka­łam okrusz­ków. ,,Stud­nia” musi być myta po­mię­dzy do­star­cza­niem! Je­że­li to praw­da to, w jaki spo­sób do­sta­łam wia­do­mość? Moż­li­we, że ro­bo­ty nie wy­kry­ły farby, albo nie umyły jej do­kład­nie, ale je­że­li farba nie ze­szła za pierw­szym razem, czemu ze­szła za dru­gim. Za­wsze jest moż­li­wość, że ktoś po­mię­dzy nami zma­zał wia­do­mość, ale wąt­pię, żeby miał na to wy­star­cza­ją­co czasu.

Chyba że to wcale nie wina ro­bo­tów. Może to wła­śnie czło­wiek ope­ru­je ,,stud­nię”. Mam tak dużo pytań. Czy ktoś z osób pra­cu­ją­cych wy­słał tę wia­do­mość? Ta opcja wy­da­je się naj­bar­dziej re­al­na. Dla­cze­go jed­nak ja zo­sta­łam wy­bra­na i czemu wia­do­mość w ogóle była wy­sła­na? Czemu dziś nie do­sta­łam ko­lej­nej.

Po prze­my­śle­niach i wnio­sko­wa­niach stwo­rzy­łam w gło­wie swoją wer­sję zda­rzeń. Muszę się jej trzy­mać, bo to jest naj­bliż­sza mi praw­da. Pra­cow­ni­cy, czyli lu­dzie ob­słu­gu­ją­cy windę są nie­wol­ni­ka­mi zu­peł­nie jak ja. Tak samo, jak ja nie wie­dzą, po co i czemu tu są, i w ich przy­pad­ku, czemu pra­cu­ją. Wy­sy­ła­ją je­dze­nie na za­sa­dzie zmian. Ru­ty­na nie jest jesz­cze prze­ze mnie od­kry­ta, jed­nak może być, je­że­li do­ko­nam kilka eks­pe­ry­men­tów. Wia­do­mość do­tar­ła do mnie, po­nie­waż je­stem ostat­nia na li­ście. Mój ko­re­spon­dent nie może zo­sta­wić na­pi­sów, a po­mię­dzy róż­ny­mi sta­cja­mi nie ma czasu na wy­sprzą­ta­nie ka­bi­ny. Powód, dla któ­re­go nie zo­sta­wił listu lub przed­mio­tu, może być wy­wnio­sko­wa­ny ze spo­so­bu dzia­ła­nia ,,stud­ni”. Ilość je­dze­nia jest do­kład­nie wy­li­czo­na i jego waga nie może prze­kra­czać ani grama, dla­te­go je­dy­ną jego opcją była farba. Po­śpiech tłu­ma­czył­by nie­sta­ran­ność.

Dalej nie je­stem pewna całej sy­tu­acji. Jaki jest jego cel? Czy pla­nu­je uciecz­kę? Na pewno wie wię­cej niż ja, muszę więc utrzy­mać roz­mo­wę przy życiu. Na razie mogę je­dy­nie li­czyć, że ze­chce do mnie po­now­nie na­pi­sać. Je­że­li tego nie zrobi, nigdy już nie do­wiem się kiedy ma zmia­ny.

Będę mogła się je­dy­nie do­my­ślać. Nie zno­szę, że nawet kiedy wy­da­je się, że mogę od­zy­skać swoje życie, muszę po­le­gać na zu­peł­nie mi obcej oso­bie!

Mi­nę­ły trzy dni. Pra­wie zu­peł­nie utra­ci­łam na­dzie­ję. Być może ktoś do­wie­dział się o jego spi­sku i od­su­nął go z po­zy­cji? Obie­cu­ję, że je­że­li dziś nie do­sta­nę od niego wia­do­mo­ści, od­bio­rę sobie życie. Mam dość bycia za­leż­ną od nie­wi­dzial­nej siły. Mam dość cze­ka­nia na sens, kiedy sens wy­da­je się nie żyć. Na­dzie­ja była taka słaba, ale je­dy­na. Utra­ta jej jest wy­star­cza­ją­cym po­wo­dem do sa­mo­bój­stwa praw­da? Bo­ha­te­ro­wie ksią­żek za­wsze mają jakiś szla­chet­ny powód do śmier­ci. Czy mój jest szla­chet­ny? Prze­cież nie jest to uciecz­ka! Prze­cież to bunt! Nie chcę, żeby kto­kol­wiek wię­ził mnie i moje ciało. Je­stem w po­ko­ju bez drzwi. Czemu ja my­śla­łem, że one po­wsta­ną, że ktoś je wy­bu­du­je lub wy­bu­rzy dziu­rę w ścia­nie? Nie mogę wal­czyć… za­sa­dy nie są spra­wie­dli­we .

Nie mogę po­le­gać na obcej mi oso­bie. Nikt za mnie nie od­zy­ska m o j e g o życia.

Za­bi­ję się szyb­ko. Śmierć nie jest strasz­na, mimo że nigdy jej nie do­świad­czy­łam, wiem, że bę­dzie bez­bo­le­sna. Gdyby była, nikt by nie po­peł­nił sa­mo­bój­stwa. Nikt nigdy…

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pro­blem leży w na­szych płasz­czy­znach. Sty­ka­ją się ro­ga­mi, ledwo co na­cho­dzą na sie­bie, a je­dy­ne co je łączy, to brak słoń­ca. Słoń­ce u niej już dawno umar­ło, moje nigdy nie ist­nia­ło. Moi współ­miesz­kań­cy i ja ży­je­my w cał­ko­wi­tej ciem­no­ści. Two­rzy­my grupy, dłu­gie węzły. Trzy­ma­jąc się za ręce, spę­dza­my nasz czas w bez­myśl­nej, ale ko­niecz­nej spo­łecz­no­ści ślep­ców. Ogień tu nie ist­nie­je, a ży­wi­my się po­wie­trzem, które jest ni­czym jej po­wie­trze tylko ja­dal­ne. Ma­sze­ru­je­my tępo wokół całej ziemi, szu­ka­jąc cze­goś. Nikt nie wie czego, nikt oprócz li­de­ra na­szej sto­no­gi. Zaj­mu­je on to miej­sce od nie pa­mię­ci. Nie wia­do­mo czemu tyle ży­je­my. Nie wiem także, jak po­wsta­ją dzie­ci. Nie mogę spy­tać, bo my nie mó­wi­my – nie mamy ję­zy­ków. Od kiedy pa­mię­tam, moje ręce były zwią­za­ne z dwoma in­ny­mi rę­ko­ma. Węzły po­mię­dzy na­szy­mi pal­ca­mi są tak cia­sne, że nawet nie śni­łem o pusz­cze­niu ich.

Mam w gło­wie mózg. Mózg jest po­łą­czo­ny do niej pew­nym nie­wi­dzial­nym prze­wo­dem. Czuję jej roz­pacz, cier­pie­nie. Czuję jej strach i po­żą­da­nie ludzi. Ja też je czuję. Co praw­da lu­dzie mnie ota­cza­ją, ale nie są dla mnie ni­czym wię­cej niż dłoń­mi. Cza­sem za­sta­na­wiam się, czy po pro­stu nie trzy­mam dwóch od­cię­tych koń­czyn…

Po­dob­nie jak ona, wiem, że było coś przed tą pust­ką. Nie wiem, czemu tu je­stem. My­śla­łem o tym tak dużo. Snu­łem tak wiele mil­czą­cych teo­rii.

Pod­czas tu­łacz­ki, na­po­tka­li­śmy prze­szko­dę, cała wstę­ga za­sty­gła, a na­stęp­nie ru­nę­ła. Mimo upad­ku nasze ręce so­lid­nie się sie­bie trzy­ma­ły. Moja głowa po­wę­dro­wa­ła w dół i ude­rzy­ła z hu­kiem w zie­mię. Wstrząs był taki mocny, że przez jedną, prze­klę­tą se­kun­dę świat się za­świe­cił. Było zu­peł­nie jak­bym zy­skał zdol­ność wi­dze­nia w ciem­no­ści. Wi­dzia­łem twa­rze moich to­wa­rzy­szy. Wszyst­kie były okry­te ku­rzem i krwią. Wi­dzia­łem świat, na któ­rym je­stem. Był szary i mar­twy. Pusty i pła­ski. Jed­nak nic z tych rze­czy nie wstrzą­snę­ła mną tak bar­dzo, jak obraz li­de­ra. Jest ogrom­ny i zgar­bio­ny. Ma płaszcz z czar­nych, kru­czych piór, spod któ­re­go wy­sta­ją dwa za­krę­co­ny rogi, sta­no­wią­ce trzy czwar­te jego wiel­ko­ści. Z jego ple­ców wy­ra­sta ludz­ka ręka. Blada i czy­sta, trzy­ma dłoń ślep­ca za dia­błem.

Gdy wszyst­ko wró­ci­ło do normy, a ciem­ność roz­ło­ży­ła swoje skrzy­dła, wsta­li­śmy i szli­śmy dalej. Nikt oprócz mnie nie wi­dział praw­dzi­we­go ob­li­cza li­de­ra. Owiecz­ki dalej ma­sze­ro­wa­ły za swoim pa­ste­rzem. Było nas ty­sią­ce, po­dą­ża­ją­ce i ufa­ją­ce kozie. Ręce dalej mie­li­śmy zszy­te, mimo tego, że przed mo­men­tem wszy­scy le­że­li­śmy na ziemi, ję­cząc bez ję­zy­ko­wo z bólu. Nie mo­głem uwie­rzyć, że tylko mnie oświe­ci­ło. Uczu­cie, że to ja mogę być me­sja­szem, który uwol­ni nie­świa­do­mych spod szpon dia­bła, ogrza­ło całe moje ciało. Mia­łem, przez drob­ną chwi­lę, prze­zna­cze­nie. Po­czu­łem jak moja wola uciecz­ki, roz­prze­strze­nia się wśród tłumu. Wra­że­nie to mi­nę­ło, gdy moje i jej rze­czy­wi­sto­ści na­ło­ży­ły się. Nie byłem je­dy­nym, który to za­uwa­żył.

Upa­dek, który do­świad­czy­li­śmy wcze­śniej, oka­zał się je­dy­nie po­tknię­ciem.

Za­czę­ło się szarp­nię­ciem. Cały sznur ludzi zro­bił kilka kro­ków przód, a potem ustał w dziw­nym na­pię­ciu. Moje mię­śnie skur­czy­ły się nagle, jakby trzy­ma­ły się cze­goś de­spe­rac­ko. Po chwi­li za­sto­ju ru­szy­li­śmy dalej, cho­ciaż nie ufa­łem dro­dze przede mną. Ucisk nie mijał, ra­czej się po­głę­biał . Mia­łem wra­że­nie, że na całym moim ciele wisi cały mój świat.

Z nie wia­do­mych po­wo­dów przy­spie­szy­li­śmy. Do­tar­ło do mnie wiele jęków i nie­uza­sad­nio­nych la­men­tów. Uzna­łem, że to ze zmę­cze­nia. My­śla­łem, że lider tor­tu­ru­ję nas pręd­ko­ścią i wy­sił­kiem. Co dziw­ne, długi dy­stans mnie nie mę­czył. Im dalej bie­głem, tym bar­dziej lekki się sta­wa­łem. Coś cią­gnę­ło mnie do przo­du. Od­gło­sy mę­czen­ni­ków i świst po­wie­trza mie­sza­ły się w cha­otycz­ny utwór. Ruch, pot, uno­si­ły się do moich noz­drzy. W pod­brzu­szu zbie­rał się mrocz­ny kłę­bek nie­po­ko­ju. Wie­dzia­łem, że coś jest nie tak, ale nie byłem w sta­nie kon­tro­lo­wać tłumu, ani przez szar­pa­nie się, ani przez nie­obec­ne prze­cież słowo. Po pro­stu ro­bi­łem to, co wszy­scy inni.

Nie za­ję­ło mi długo czasu, zo­rien­to­wa­nie się co się dzie­je. Przed nami była dziu­ra. Do niej pro­wa­dził nas dia­beł i mimo że nie wi­dzia­łem dziu­ry, czu­łem jak ogrom­na jest. W gło­wie wi­dzia­łem, jak po­że­ra nas wszyst­kich po kolei. Jak le­ci­my przez nią do nowej rze­czy­wi­sto­ści. Jak ude­rzam kar­kiem w twar­dą zie­mię, a moja świa­do­mość mnie opusz­cza. Nie bałem się, bo wie­dzia­łem, że jest to ko­niec TEJ mę­czar­ni, że czeka mnie nowa. Może ta nowa nie bę­dzie wy­ma­gać ode mnie wiecz­nej tu­łacz­ki wśród ludzi. Może wresz­cie będę sam. Może po­ło­żę się, cho­ciaż na pod­ło­dze i będę spał. Może zjem coś in­ne­go niż po­wie­trze?

 

czy ktos tez tu jest

Tak, ja. Je­ste­śmy tu oboje.

 

Wła­śnie tak po­wsta­łem nią. Jak skoń­czy wią­zać węzeł wokół swo­jej szyi, węzeł wokół moich rąk roz­wią­że się i wy­kreu­je nowy, łą­czą­cy mnie i jej ciało. Jej dusza znik­nie, gdzieś da­le­ko w ciele owiecz­ki w świe­cie bez słoń­ca, a moja sta­nie się ko­bie­tą.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Koniec

Komentarze

S-W, widać, że mia­łaś jakiś po­mysł i sta­ra­łaś się wy­ra­zić go sło­wa­mi, ale cóż, skoń­czy­ło się na mało cie­ka­wych opi­sach prze­my­śleń sa­mot­nie ży­ją­cej bo­ha­ter­ki i osob­ni­ka wę­dru­ją­ce­go w ciem­no­ści. Przyj­mu­ję do wia­do­mo­ści, że to jest Twoja wizja pie­kła, ale nic nie po­ra­dzę, że nie zro­bi­ła na mnie szcze­gól­ne­go, by nie rzec żad­ne­go wra­że­nia.

Na taki od­biór z pew­no­ścią wpły­nę­ło fa­tal­ne, miej­sca­mi wręcz nie­chluj­ne, wy­ko­na­nie – w tek­ście jest mnó­stwo róż­nych błę­dów i uste­rek, wiele dość nie­czy­tel­nie skon­stru­owa­nych zdań, sze­rzy się je­sto­za, że o zlek­ce­wa­żo­nej in­ter­punk­cji nie wspo­mnę. Tekst jest na­pi­sa­ny tak źle, że przy­szło mi do głowy, że pol­ski nie jest ję­zy­kiem, któ­rym po­słu­gu­jesz się na co dzień.

Mam jed­nak na­dzie­ję, że Twoje przy­szłe opo­wia­da­nia będą znacz­nie cie­kaw­sze i zde­cy­do­wa­nie le­piej na­pi­sa­ne.

Mam wra­że­nie, że za­in­te­re­su­je Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Opisy słoń­ca są jed­nak rzad­ko do­kład­ne. → Tro­chę ku­la­we to zda­nie. Pi­szesz o gwieź­dzie, więc po­win­na być wiel­ka li­te­ra. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście kil­ka­krot­nie.

Pro­po­nu­ję: Jed­nak opisy Słoń­ca rzad­ko są do­kład­ne.

 

W cza­sach kiedy ludzi jesz­cze pi­sa­li książ­ki, opisy gwiazd… → Nie brzmi to naj­le­piej. Li­te­rów­ka.

Pro­po­nu­ję: W cza­sach kiedy lu­dzie jesz­cze two­rzy­li książ­ki, opisy gwiazd

 

Mój dom jest zimny. Ścia­ny są białe, a po­ko­je su­ro­we. Pod­ło­ga jest chłod­na i śli­ska. Je­dy­ny kolor, jaki jest obec­ny to sza­rośćblada zie­leń sztucz­nych kwia­tów. → es­to­za. Pi­szesz o dwóch ko­lo­rach.

Pro­po­nu­ję: Mój dom jest zimny. Ma białe ścia­ny i su­ro­we po­ko­je ze śli­ską, chłod­ną pod­ło­gą. Je­dy­ne ko­lo­ry, które mnie ota­cza­ją, to sza­rość i blada zie­leń sztucz­nych ro­ślin.

 

Nie wiem czemu, ale to coś ża­ło­śnie pró­bu­je mnie utrzy­mać szczę­śli­wąja chyba nie je­stem szczę­śli­wa. → A może: Nie wiem czemu, ale to coś usil­nie pró­bu­je spra­wić, bym była szczę­śli­wa… Chyba szczę­śli­wa nie je­stem.

 

Nie chce być nie­wdzięcz­na, mam wszyst­ko, co po­trze­bu­ję. → Nie chcę być nie­wdzięcz­na, mam wszyst­ko, czego po­trze­bu­ję.

 

po­ja­wi­ła się nawet bu­tel­ka szam­pa­na, któ­rej co praw­da nie wy­pi­łam. → I do­brze, że nie wy­pi­ła bu­tel­ki, bo bu­te­lek się ni pije.

Wy­star­czy: …po­ja­wi­ła się nawet bu­tel­ka szam­pa­na, któ­rego nie wy­pi­łam.

 

Nie czu­łam nigdy ludz­kie­go cie­pła, nie wiem nawet, czy by mi się spodo­bał, ale czuję w sobie, że mi go bra­ku­ję. → Po­wtó­rze­nie. Li­te­rów­ka. Cie­pło jest ro­dza­ju ni­ja­kie­go, więc: Nie czu­łam nigdy ludz­kie­go cie­pła, nie wiem nawet czy by mi się spodo­bało, ale mam wra­że­nie, że go bra­ku­je.

 

Do­my­śla­nie i wy­obra­że­nie robi się już mę­czą­ce! → Do­my­śla­nie i wy­obra­ża­nie robi się już mę­czą­ce!

 

Ja udaje bar­dzo dużo. → Li­te­rów­ka.

 

Je­dy­nie myśl, że ktoś kie­dyś mnie ura­tu­je, zmu­sza mnie do życia. → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

Pro­po­nu­ję: Je­dy­nie myśl, że ktoś kie­dyś mnie ura­tu­je, spra­wia że żyję.

 

Cza­sem czuję, że ktoś mnie ob­ser­wu­je… → Czy to ce­lo­wy rym?

Pro­po­nu­ję: Cza­sem czuję, że je­stem ob­ser­wo­wa­na… Lub: Cza­sem mam wra­że­nie, że ktoś mnie ob­ser­wu­je

 

Nie mam drzwi i mar­twi mnie to tro­chę. → Ra­czej: Miesz­ka­nie nie ma drzwi i tro­chę mnie to mar­twi.

 

Jak cięż­ko jest zabić?Jak trud­no jest zabić? Lub: Czy trud­no jest zabić?

 

Kto­kol­wiek stoi, za ,,matką” musi być nie­zmier­nie po­tęż­ny.Kto­kol­wiek stoi za matką”, musi być bar­dzo po­tęż­ny.

 

Wszyst­kie książ­ki, które do­sta­łam, miały na celu obu­dze­nia we mnie smut­ku i za­bi­cia na­dziei. → Wszyst­kie książ­ki, które do­sta­łam, miały na celu obu­dze­nie we mnie smut­ku i za­bi­cie na­dziei.

 

Po­wo­dem dla mo­je­go życia… jest śmierć.Po­wo­dem mo­je­go życia jest… śmierć.

 

jak już za­bio­rę przed­mio­ty mi przy­wie­zio­ne. → …jak już za­bio­rę przy­wie­zio­ne przed­mio­ty.

 

To stąd spro­wa­dza­ne jest do mnie po­wie­trze. → To tędy spro­wa­dza­ne jest do mnie po­wie­trze.

 

Bryza jest ła­god­na i nie­pach­ną­ca. → Ra­czej: Bryza jest ła­god­na i bez­won­na.

 

Moż­li­we jest, że są zgnia­tane­ w małe kost­ki lub pa­lo­ne. Ry­zy­ko jest nie­ste­ty za dużo, żeby w ogóle roz­wa­żać tę opcję. Nie mogę dać im tego, czego chcą.

Jest jesz­cze sys­tem wen­ty­la­cyj­ny. To stąd spro­wa­dza­ne jest do mnie po­wie­trze. Bryza jest ła­god­na i nie­pach­ną­ca. Szyb nie jest wy­jąt­ko­wo… → Ko­lej­ny przy­kład je­sto­zy.

 

Gdy­bym zde­cy­do­wa­ła­bym się uciec→ Gdy­bym zde­cy­do­wa­ła się uciec

 

a śmiet­nik naj­pew­niej śmier­tel­ny. → Czy to zna­czy, że śmiet­nik kie­dyś umrze?

 

Oczy­wi­ście nawet nie spró­bu­je się wy­do­stać. → Li­te­rów­ka.

 

Może at­mos­fe­ra jest zbyt tok­sycz­na dla ludzi albo ja je­stem zbyt tok­sycz­na dla at­mos­fe­ry. Nie mogę wy­klu­czyć też za­ra­zy. Może je­stem ostat­nią ko­bie­tą na ziemi, a moim prze­zna­cze­niem jest zo­sta­nie matką ko­lej­nej ge­ne­ra­cji. Cza­sem wy­obra­żam sobie, że je­stem jedną z nie­wie­lu wy­bra­nych do prze­ży­cia. Ludzi jest za… → Znowu je­sto­za.

 

Raz, gdy prze­czy­ta­łam opo­wieść o mor­der­cy, nie mo­głam spać przez wiele dni. → Może po­win­na spró­bo­wać spać w nocy.

 

wpa­try­wa­łam się w śro­dek windy. Na środ­ku stał… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

Pro­po­nu­ję: …wpa­try­wa­łam się we wnę­trze windy. Na środ­ku stał

 

ta­lerz z pięk­nie przy­go­to­wa­nym ste­kiem, ziem­nia­ka­mi i su­rów­kom z mar­che­wek. → S-W, bój się bogów!

ta­lerz z pięk­nie przy­go­to­wa­nym ste­kiem, ziem­nia­ka­mi i su­rów­ką z mar­che­wek.

 

Danie pa­ro­wa­ło za­chę­ca­ją­co. → Co za­chę­ca­ją­ce­go jest w pa­ro­wa­niu?

A może miało być: Danie pach­nia­ło za­chę­ca­ją­co.

 

Jed­nak to nie uroda i prze­pych je­dze­nia mnie spa­ra­li­żo­wał. → Na czym po­le­gał prze­pych dania?

 

,,czy ktos tez tu jest”. → Do­my­ślam się, że li­te­rów­ki są tu ce­lo­we.

 

Myśl o nie­by­ciu samą w tym wię­zie­niu→ Myśl, że nie je­stem sama w tym wię­zie­niu

 

do­sta­je po­sił­ki zaraz przede mną. → …do­sta­je po­sił­ki tuż przede mną.

 

żeby miał na to wy­star­cza­ją­co czasu. → …żeby miał na to wy­star­cza­ją­co dużo czasu.

 

Może to wła­śnie czło­wiek ope­ru­je ,,stud­nię”. → Dla­cze­go czło­wiek ope­ru­je „stud­nię”?

A może miało być: Może to wła­śnie czło­wiek ob­słu­gu­je ,,stud­nię”.

 

Wy­sy­ła­ją je­dze­nie na za­sa­dzie zmian. → Na za­sa­dzie ja­kich zmian wy­sy­ła­ją je­dze­nie?

 

Ru­ty­na nie jest jesz­cze prze­ze mnie od­kry­ta… → utynę można nabyć, ale ru­ty­na nie jest czymś, co można od­kryć.

 

je­że­li do­ko­nam kilka eks­pe­ry­men­tów. → …je­że­li do­ko­nam kilku eks­pe­ry­men­tów.

 

lub wy­bu­rzy dziu­rę w ścia­nie? → Można wy­bu­rzyć ścia­nę, a nawet cały dom, ale nie można wy­bu­rzyć dziu­ry.

 

za­sa­dy nie są spra­wie­dli­we . → będna spa­cja przed krop­ką.

 

Zaj­mu­je on to miej­sce od nie pa­mię­ci. → Co to zna­czy?

A może miało być: Zaj­mu­je on to miej­sce od niepa­mię­tnych cza­sów.

 

Mam w gło­wie mózg. Mózg jest po­łą­czo­ny do niej→ Mózg jest po­łą­czo­ny z nią… Lub: Mózg jest po­dłą­czo­ny do niej

 

Snu­łem tak wiele mil­czą­cych teo­rii. → Czy poza mil­czą­cy­mi, są także teo­rie roz­mow­ne?

 

Jed­nak nic z tych rze­czy nie wstrzą­snę­ła mną tak bar­dzo→ Jed­nak nic z tych rze­czy nie wstrzą­snę­ło mną tak bar­dzo… Lub: Jed­nak żadna z tych rze­czy nie wstrzą­snę­ła mną tak bar­dzo

 

ję­cząc bez ję­zy­ko­wo z bólu. → …ję­cząc bez­gło­śnie z bólu.

 

uwol­ni nie­świa­do­mych spod szpon dia­bła… → Szpon jest ro­dza­ju mę­skie­go, więc: …uwol­ni nie­świa­do­mych ze szpo­nów dia­bła

 

Mia­łem, przez drob­ną chwi­lę, prze­zna­cze­nie. → Chwi­la może być krót­ka, ale nie drob­na. Co to zna­czy mieć prze­zna­cze­nie? Zbęd­ne prze­cin­ki.

 

Upa­dek, który do­świad­czy­li­śmy→ Upa­dek, któ­re­go do­świad­czy­li­śmy

 

Cały sznur ludzi zro­bił kilka kro­ków przód… → Pew­nie miało być: Cały sznur ludzi zro­bił kilka kro­ków w przód

 

ra­czej się po­głę­biał . → Zbęd­na spa­cja przed krop­ką.

 

że na całym moim ciele wisi cały mój świat. → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

Z nie wia­do­mych po­wo­dów→ Z niewia­do­mych po­wo­dów

 

Nie za­ję­ło mi długo czasu→ Nie za­ję­ło mi wiele czasu

 

moja świa­do­mość mnie opusz­cza. → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzień do­be­rek. 

 

Na pewno po­zby­cie się kogoś tak sła­be­go, jak ja nie po­win­no sta­no­wić pro­blem.

→ pro­ble­mu. 

 

Ry­zy­ko jest nie­ste­ty za dużo, żeby w ogóle roz­wa­żać tę opcję.

→ za duże

 

No to tak:

Jeśli cho­dzi o sty­li­sty­kę, Reg już wy­ła­pa­ła tego sporo, więc sobie od­pu­ści­łem, aby się nie po­wie­lać. Ogól­nie – tekst zde­cy­do­wa­nie po­wi­nien być prze­czy­ta­ny przed pu­bli­ka­cją kil­ku­krot­nie, a jak nie kil­ku­krot­nie to bar­dzo do­kład­nie, aby te li­te­rów­ki i dziw­ne szyki zda­nia wy­eli­mi­no­wać. 

Fa­bu­ła: 

Przy­znam, że dawno cze­goś tak dziw­ne­go tu nie czy­ta­łem – z jed­nej stro­ny to z au­to­ma­tu plus, z dru­giej – w tej dziw­no­ści się po­gu­bi­łem, a mia­no­wi­cie: 

Czemu ja my­śla­łem, że one po­wsta­ną, że ktoś je…

→ Nagle, do­słow­nie nagle z ko­bie­cej nar­ra­cji i chyba w tym samym aka­pi­cie nar­ra­cja z ko­bie­cej, zmie­nia się na męską. Kom­plet­nie nie ro­zu­miem dla­cze­go. Jak już, to po­win­no się to chyba jakoś roz­gra­ni­czyć, bo za­czy­na­łem są­dzić, że to przy­pad­ko­we błędy – no jest nieco chaos. 

Ogól­nie pierw­sza po­ło­wa jest dość in­try­gu­ją­ca i nawet z dużą cie­ka­wo­ścią czy­ta­łem, mimo spo­rej ilo­ści błę­dów. Póź­niej nie­ste­ty czar mi tro­chę prysł. 

Po­do­bał mi się taki wy­alie­no­wa­ny kli­mat za­mknię­cia bo­ha­ter­ki/bo­ha­te­ra, “stud­ni” i ogól­nie ta­jem­ni­czo­ści i szko­da, że w tym wszyst­kim się po­gu­bi­łem, no nic. 

Fa­bu­ła więc po­zo­sta­ła mgiel­na, zgod­nie z Twoim pla­nem, na­to­miast bar­dzo faj­nie, że w końcu udało Ci się na­pi­sać opo­wia­da­nie ;) Po­le­cam tylko wię­cej pracy nad nim, a po­win­no być le­piej i nieco bar­dziej przej­rzy­ście. Bar­dzo lubię pewne nie­ja­sno­ści i do­my­sły, ale jak w nagle od tego sa­me­go aka­pi­tu (są one dość dłu­gie) nar­ra­cja zmie­nia się z bo­ha­ter­ki na bo­ha­te­ra – to nie­ste­ty nie jest udany za­bieg. Prze­sta­je tu być “ta­jem­ni­czo” a dwu­znacz­ność i nie­ja­sno­ści za­mie­nia­ją się w to­tal­ną dez­orien­ta­cję i chaos. 

Do na­stęp­ne­go! 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Stru­mień świa­do­mo­ści to bar­dzo trud­ny ga­tu­nek. W Twoim wy­pad­ku masz na niego po­mysł z tym bra­kiem słoń­ca i in­ny­mi ele­men­ta­mi, ale… no wła­śnie, w pew­nym mo­men­cie wpa­dłaś dla mnie w ty­po­wą sy­tu­ację au­to­rów tego typu tek­stu – po­zwo­li­łaś bo­ha­ter­ce-nar­ra­tor­ce się za bar­dzo roz­ga­dać. W efek­cie moje za­in­te­re­so­wa­nie ze­cze­ło mocno wy­pa­ro­wy­wać, aż po ko­niec było go na­praw­dę bar­dzo nie­wie­le.

Tak więc tym razem nie po­de­szło. Może na­stęp­nym się uda :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka