- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Miłość zasilana elektrycznością

Miłość zasilana elektrycznością

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Miłość zasilana elektrycznością

– Musi pan mi pomóc! – wykrzyczała piskliwym głosem. – Wiem, że jest pan najlepszym fachowcem w mieście!

– Dobrze, dobrze – powiedział Hubert najspokojniej, jak tylko potrafił, spoglądając z ciekawością na niską kobietę opatuloną w mocno znoszone futro. Miał już swoje lata, a warsztat prowadził tak długo, że chyba już nic nie potrafiło go zadziwić. – W czym kłopot?

– Chodzi o mojego Edwarda – odpowiedziała z przejęciem. W jej oczach zalśniły łzy, które po chwili spłynęły po pooranych zmarszczkami policzkach. – Mam go tutaj.

Trzęsącymi się rękami wydobyła z dna plastikowej torby coś włochatego. Wolniutko i ostrożnie położyła na stole.

– Jamnik? – spytał zaskoczony.

– Edward – poprawiła Huberta, jakby urażona jego lekceważącym tonem. – Od wczoraj się nie rusza. Proszę, niech mu pan pomoże. Wszyscy chwalą pana umiejętności.

Pokiwał głową i namacał pośród sierści tabliczkę. Przeczytawszy zawarte na niej informacje, z niedowierzaniem wypalił:

– Przecież on ma prawie trzydzieści lat! To złom!

– Niech pan tak nie mówi… – Rozpłakała się na dobre. – Spędził ze mną prawie połowę mojego życia. Ja… ja nie zniosę takiej straty.

– Proszę, niech się pani uspokoi. – Reakcja kobiety na jego słowa wzbudziła w nim szczere współczucie. Żałował, że nie ugryzł się w język. – Zrobię, co w mojej mocy, ale niczego nie mogę obiecać. To stary model. Ciężko zdobyć do niego części i niemało kosztują.

– Zapłacę każdą cenę – oznajmiła stanowczym tonem. – Tylko niech go pan powróci do życia. Bardzo za nim tęsknię. To jest taki dobry piesek.

– No, dobrze. – Pokiwał głową, nie odrywając wzroku od mechanicznego zwierzęcia. Zauważył, że sierść jamnika prezentowała się jeszcze gorzej niż futro klientki. Tym razem jednak powstrzymał się od komentarza i tylko dodał na odchodne: – Proszę zadzwonić za trzy dni i wtedy powiem, jak się mają sprawy i poinformuję panią o kosztach.

Kobieta, zanim wreszcie opuściła warsztat, dziękowała mu jak najęta. Jej wyjście potrwało chwilę, bo posiadała dość bogate słownictwo wyrażające wdzięczność. Nawet zdarzyło się jej wrócić po kilku minutach, żeby jeszcze raz spojrzeć na Edwarda przed dłuższą rozłąką.

Hubert odetchnął z ulgą, gdy w końcu stało się jasne, że starsza pani zaszczyci warsztat swoją obecnością dopiero wtedy, kiedy pies ponownie zacznie merdać ogonem. Mechanik zacisnął dłoń na śrubokręcie, po czym zajął się pracą. Gmerał dość długo przy jamniku. Wreszcie, otworzywszy pokrywę czaszki, mógł uważnie sprawdzić płytę główną.

– No tak – mruknął. – Układ scalony poszedł w diabli. Nic w tym dziwnego. Dziwne jest raczej to, że wytrzymał tak długo. Gdzie ja teraz znajdę taki zabytek?

Zastanawiał się przez moment, drapiąc się po przerzedzonej czuprynie. Tylko jedno miejsce przychodziło mu na myśl. Nie uśmiechała mu się wyprawa przeładowanym autobusem na drugi koniec miasta, ale nie widział innej możliwości. Po raz kolejny zaklął pod nosem na wspomnienie wszystkich oblanych egzaminów na prawo jazdy.

– Cześć, tatku.

Wyrwany z zadumy aż podskoczył. Już po sekundzie uśmiechnął się szeroko na widok córki.

– Dzień dobry, kochanie. Jak ci się spało?

– Spałam jak suseł. A co to jest? – Zainteresował ją zepsuty jamnik. – Nie widziałam jeszcze takiego robo zwierzaka.

– Ech… była tutaj taka damulka. Chyba nawet starsza ode mnie. – Zaśmiał się. – A to jej pupil. Sprzęt z epoki kamienia łupanego. Wygląda na to, że przyjąłem kłopotliwe zlecenie.

 Wyraz jej zaciekawionych oczu nie pozostawił mu większego wyboru. Ze szczegółami opowiedział poranną wizytę właścicielki Edwarda. Wyraził też osobistą opinię, że reperowanie takiego grata to strata czasu i pieniędzy.

– Dam jej gwarancję tylko na rok. Nawet po naprawie długo nie pociągnie – kontynuował. – Nie rozumiem tego całego przywiązania do maszyn. Przecież praktyczniej jest kupić nową i po sprawie.

 – Ludzie są różni, tatku.

 – Różni, różni – żachnął się. – Ludzie głupieją z wiekiem i tyle. Niedługo zaczną się zakochiwać w pralkach. A ja przez to muszę drałować na drugi koniec miasta. Wiesz, że taką płytę główną można dostać jedynie w antykwariacie u Rohna?

 – Chętnie pojadę do antykwariatu, tatku. I tak chciałam się przejść na spacer. Przynajmniej nie będę kręcić się bez sensu, tylko zrobię coś pożytecznego. Ty zostań i pilnuj interesu.

– O dziękuję, córciu. Dobre z ciebie dziecko.

 Wręczając dziewczynie pieniądze oraz kartkę z detalami technicznymi niezbędnej części, nie mógł przestać myśleć, jakim była dobrym dzieckiem. Nigdy nie sprawiała kłopotów, zawsze grzeczna i pomocna. Odczuwał dumę jako ojciec, w szczególności kiedy dokoła wielu innych narzekało na swoje latorośle.

– Tylko pamiętaj. Bądź ostrożna – przestrzegł ją. – Nie wchodź w dłuższe rozmowy z nieznajomymi. W tych czasach nigdy nic nie wiadomo. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało.

Kiwnęła głową i wyszła z warsztatu. Hubert odprowadził ją wzrokiem, tkwiąc przy oknie, a kiedy zniknęła za rogiem ulicy, powrócił do pracy. Nagle zamarł, a po jego twarzy przebiegł grymas zaniepokojenia.

– Słodki Jezu, przecież nawet tam nie dojedzie…

Błyskawicznie ruszył do drzwi. Chwycił za klamkę, ale zanim je otworzył, coś sobie przypomniał. Zatrzymał się. Jego oblicze znowu przybrało pogodny wyraz.

 – Jest w porządku, już pamiętam. Z wiekiem pamięć zaczyna płatać mi figle. – Odetchnął z ulgą. – Przecież ładowała się przez całą noc.

Koniec

Komentarze

Ładnie napisany tekst. Twist na koniec przyjemny choć byłby nieco przyjemniejszy, gdyby nie okazało się, że główny bohater jest jednak trochę hipokrytą – trudno mi inaczej wytłumaczyć jego postawę. A przy okazji – on ma na imię Jim, czy Hubert? ;)

Dziękuję za wskazanie blondi błędu. Ma na imię Hubert:)

Fajny shorcik. Klimat warsztatu mechanicznego, niemal zegarmistrzowskiego oddany bardzo plastycznie. Tekst napisany dobrze. Twist jednak bardziej niż przewidywalny, chociaż w sumie wielkim mankamentem to nie jest. Co innego, gdyby właściciel zakładu pożyczył córce własną ładowarkę… ;D

Tak czy owak – lektura była przyjemna.

Dobre, dobre. Dialog świetny, absolutnie w klimacie.

 

Trochę przypomina mi się klimat początku Dicka “Do androids dream…”, jak główny bohater próbuje naprawić bodajże robo-kota, co nie kończy się dobrze.

 

Pani jest dość plastycznie opisana, ale warsztat i Hubert z córką nie aż tak bardzo. Nie mówię, że to źle, ale masz tu pole do popisu jak dla mnie. 

 

Odczuwał dumę jako ojciec, w szczególności kiedy dokoła wielu innych narzekało na swoje latorośli.

Tu nie będzie “latorośle”?

 

https://www.nck.pl/en/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/narosl-odrosl-wyrosl-,cltt,N.ajax

 

Przyjemny i szybki szort.

 

Nie rozumiem tego całego przywiązania do maszyn.

Po tym zdaniu, wiadomo było o co chodzi. Mimo to – ciekawie do samego końca :)

Pozdrawiam

Bardzo dziękuję za miłe słowa. Zmieniłem latorośle:)

Siemka, całkiem przyjemny szorcik, i chyba jako jedynego  z komentujących finał mnie zaskoczył, ale to chyba nawet lepiej. 

pozdrawiam! 

Powiedzmy… całkiem zręcznie ci to wyszło :)

Kulosław – no to super!

 

Paracelsus – robię, co mogę:)

 

Dzięki za opinie.

A ten Anonim, czy on się ujawni?

A co to będzie za Anonim, jak się ujawni?:)

Bardzo przyjemny szort, ale nie będę oszukiwał, twist nie zaskoczył. To znaczy nie potachlowałeś anonimie kart na tyle, abym ich nie przejrzał, dlatego czytelnicza radocha była niepełna. W finale Hubert łapie się na tym, że elektryczna córa ładowała się całą noc, więc da radę wykonać zadanie, którego się podjęła, dla szczelności fabuły dobrze by więc było, gdyby i jamniczek miał problem z modułem ładowania (to znaczy “zdechł” bo padł jak podrzędna komórka i nie da się go naładować). Stanowiło by to trop, który w finale pełniej by wybrzmiał.

Zaleciało w tym szorciku “Wypychaczem zwierząt” Grzędowicza. Tam też twist był zbyt oczywisty, bo skoro jest wypychacz zwierząt, to może byc i wypychacz… 

To dobrze, że nie oszukujesz Michale Pe, bo i po co? :)

 

Dziękuję za bardzo cenne wskazówki, chętnie w przyszłości z nich skorzystam:)

Taki luźny szort, aczkolwiek pewna niekonsekwencja głównego bohatera wywołała zgrzyt. Mianowicie – gdy mówi, że nie rozumie przywiązania do maszyn, gdy mówi to do córki, która de facto jest maszyną. :P Zabrakło mi też jakiegoś ukrytego nawiązania, by zwrot akcji był jakkolwiek umotywowany.

Ogólnie czytało się dobrze, fajnie napisane, wyważone i klimatyczne dialogi.

gdy mówi, że nie rozumie przywiązania do maszyn, gdy mówi to do córki, która de facto jest maszyną. :P

 

No, właśnie. Pomyśl nad tym:)

 

Pozdrawiam:)

Zakładam, że żywił względem niej tak głębokie uczucia, że aż o tym zapomniał, ale jakoś nie kupuję tego braku autorefleksji w tym wypadku. :P

 

Czy nastąpi “odanimowanie” czy nie?

No, widzisz. Bardzo fajnie wymyśliłeś. A że nie kupujesz, to już inna sprawa:)

 

Nie, w życiu. Nieśmiałośc mi nie pozwala:)

 

Bardzo dziękuję za Twoją opinię.

Niezłe.

Zastanawiam się, kto z nich był bardziej przywiązany do swojej maszyny – czy starsza pani do Edwarda, czy Hubert do córki. ;)

 

Cięż­ko zdo­być do niego czę­ści→ Trudno zdo­być do niego czę­ści

 

– Układ sca­lo­ny po­szedł w dia­bli. → – Układ sca­lo­ny po­szedł w dia­bły. Lub: – Układ sca­lo­ny wzięli dia­bli.

Fajnie:)

 

Poziom przywiązania oceniam na zbliżony. Z wiekiem ludzie potrafią się przywiązać do wielu rzeczy. Ja staruszkiem jeszcze nie jestem, ale już mam małe akuku na punkcie mojego kubka. Otrzymałem go w prezencie urodzinowym prawie piętnaście lat temu. I od pierwszego dnia tak go pokochałem, że piję poranną kawę, korzystając tylko i wyłącznie z tego kubka właśnie. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł zdradzić mojego kubutka z jakimś innym kubkiem:)

Całkiem niedawno, zupełnie przypadkowo, strąciłem go ze stołu na podłogę. Zamarłem. Przez minutę bałem się spojrzeć na podłogę. W głowie kłębiły się czarne myśli: “a co, jak odpadło uszko” lub “nie daj Boże pękł”. Nawet zacząłem kombinować, jaki klei będzie najlepszy, żeby naprawić ewentualne szkody. Ale nic mu się nie stało! Ani zadraśnięcia. Twardziel! Wiadomo: mój kubasek kochany:)

 

Twoje rady są słuszne, tylko widzisz, jest jedno malutkie “ale”. Chciałem, żeby dialogi brzmiały naturalnie, a ludzie tak mówią, jak napisałem. Więc sam nie wiem. Ale przemyślę:)

 

Dziękuję za wizytę i pozdrawiam:)

 

Anonimie, jeśli to “ale” ma Cię przywieść do nierównej walki z własnymi myślami, zostaw wszystko tak jak jest.

Tobie i Twojemu Kubaskowi życzę mnóstwa wspólnych poranków i zawsze pysznej kawy. ;)

Też trochę szybko domyśliłam się zakończenia, ale lektura była przyjemna i spodobała mi się wizja świata z robo-jamnikami i robo-córkami ;) Rozumiem wytknięcie hipokryzji Huberta, ale jak na mój gust jest to jednak przejaskrawione – najpierw mówi jedno, a potem coś zupełnie przeciwnego. Chyba każdy miałby choćby przelotną refleksję, że sobie zaprzecza.

Dziękuję za opinię:) Tak, zaprzecza sobie, ale o to w sumie chodziło w tekście. Przynajmniej częściowo:)

 

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka