
Napisane w głębokim lockdownie, na uciechę współbratymcom. Enjoy :)
Napisane w głębokim lockdownie, na uciechę współbratymcom. Enjoy :)
Szliśmy przez to, co niegdyś było główną ulicą naszego miasta, ja i chłopaki. Wiatr przewalał śmieci przez podziurawioną jezdnię. Ponad szczerbatymi, bezokimi wieżowcami huczało niebo, czarne i skłębione, raz po raz podświetlane wyładowaniami atmosferycznymi. Nikt nie wiedział, co zepsuło pogodę. Nawet wtedy, rok temu, gdy naukowcy jeszcze badali kolejne spadające na świat katastrofy, nikt nie umiał znaleźć odpowiedzi. Co dopiero teraz, gdy laboratoria i centra badawcze straszyły wybitymi szybami i wyłamanymi drzwiami, do cna splądrowane. Zimno i ciemność przyszły w maju – tylko tyle wiemy. Poczułem, jak z kolejnym podmuchem toksycznego, śmierdzącego chemikaliami wiatru przeszywa mnie dreszcz.
– Te, Łysy, myślisz, że naprawdę coś tam znajdziemy? – zagaiłem, chcąc przerwać napiętą ciszę.
Idący koło mnie chłopak odwrócił błyszczącą, bezwłosą głowę.
– Tak. Ja nie myślę, ja wiem – Postukał się w czaszkę.
By poprzeć swoje słowa, otworzył trzecie oko, które rozbłysło jasną purpurą.
– Zgaś te zole, kurwa! – syknął Siwy – Zobaczą nas, debilu!
– Ciebie prędzej, białasie. Świecisz się jak psu jajca.
Siwy zawarczał. Odsunąłem się lekko od niego, nie chcąc oberwać. Chociaż ze swoją przezroczystą skórą i białymi włosami wyglądał na słabego i chorego, Siwy potrafił przyłożyć. Już widziałem, jak zaczynają pulsować mu żyły. Ciemna sieć wystąpiła mu na szyję i skronie, okalając mleczne oczy. Siwy nie widział za dobrze, więc zawsze była szansa, że rąbnie nie temu, co trzeba.
– Tam! – Wskazał nagle Łysy.
Wbrew ostrzeżeniu nie zamknął purpurowego oka i widziałem, jak cienki snop światła pada w kierunku, w którym patrzył.
Po lewej stronie ulicy, przed zrujnowanym supermarketem stał brudny, biały namiot. Otaczały go rozbite, stłoczone samochody. Widać pacjenci wpadli w karambol, pędząc na ślepo. Takie rzeczy się zdarzały wtedy, zeszłej wiosny. Poczułem, jak głód wykręca mi wnętrzności. Już chciałem zerwać się do biegu, kiedy Siwy chwycił mnie za ramię.
– Cichy, stój! Coś jest nie tak.
Z trudem się opanowałem. Kiedy Siwy mówił, że coś jest nie w porządku, zwykle miał rację. Był na wpół ślepy, ale nadrabiał to dziwnym szóstym zmysłem. To był jeden z powodów, dla których przyjęliśmy go z Łysym do spółki. No i to, że graliśmy kiedyś razem w nogę, ale takie sojusze już rzadko kiedy coś znaczyły. Liczyło się coś znacznie ważniejszego.
Był jednym z nas.
Błyskawica rozświetliła niebo i dopiero wtedy ich zobaczyłem. Czarne sylwetki, zwinnie i cicho przemykające po parkingu, co chwilę przyklękające za kolejnymi osłonami i sprawdzające teren. Potem ponownie zapadły ciemności.
– Kurwa – zaklął Łysy – znowu byli pierwsi.
Nie mieliśmy z nimi szans. Wszystko, co mogliśmy zrobić, to ukryć się, i to już.
– Tam! Za ciężarówkę! – zakomenderowałem i nie czekając zacząłem biec.
Byłem szybki. Bardzo szybki.
Ale i tak było za późno.
Rozległy się strzały. Szlag by to trafił, mieli noktowizory. Oczywiście. Usłyszałem krzyk za plecami. Obróciłem się czując, jak serce chce wyskoczyć mi z piersi. Dobiegł do mnie Siwy, ale nie patrzyłem na niego.
Łysy leżał na pokruszonym asfalcie. Jego szeroko otwarte trzecie oko powoli gasło. Na ten widok poczułem, jak puszczają wszystkie blokady. Pozwoliłem, by wypełnił mnie głód i wściekłość. Spojrzałem szybko na Siwego. Twarz miał pokrytą przerażającą, ciemną siecią tętniących żył. Skinął głową i razem wyskoczyliśmy zza ciężarówki.
– Moderna!!! – ryknął Siwy i bluzgnął falą czarnego jadu w kierunku parkingu.
Dosięgnął przynajmniej kilku. Rozległy się wrzaski ludzi palonych kwasem, który natychmiast przeżarł ich taktyczne kombinezony. Ale kule świszczały dalej.
Nabrałem powietrza w płuca. Teraz już nie było odwrotu.
– MODERNA!!! – wrzasnąłem.
Fala dźwięku uderzyła w spiętrzone samochody przede mną i odrzuciła je w tył. W wysokim, wibrującym krzyku zginęły głosy miażdżonych Pfizerowców. Siwy klęczał koło mnie, szczelnie zwinięty, osłaniając uszy rękami. Jego usta poruszały się, ale nie słyszałem, co mówił. Dopiero po chwili zrozumiałem:
– Uważaj!
Obróciłem się gwałtownie. Dźwięk zamarł mi na ustach i załamał się. Przede mną stał Pfizerowiec, ogromny, czarniejszy od nocy. Zerwał maskę z noktowizorem i moim oczom okazała się ohydnie zmutowana twarz. Chyba próbował coś powiedzieć, ale nie rozumiałem jego charczącego języka. Groza zacisnęła mi gardło. To był koniec. Łysy nie żył. Siwy opróżnił całe zbiorniki jadowe. Nie dostaniemy się do tego namiotu. Nie zdobędziemy kolejnej dawki szczepionki. Niezależnie od tego, co zrobi Pfizerowiec, jesteśmy już martwi. Koniec.
Zza rogu wytoczyły się mutanty Astra Zeneki.
Tylko z powodu mojego krzyku nikt nie usłyszał, jak nadchodziły. Teraz jednak każdy ich krok był jak tąpnięcie, od którego drżała ziemia. Kolosalne nogi kruszyły to, co zostało z jezdni. Ich przywódca podpierał się nienaturalnie długimi rękami. Jego przypominające młoty pięści raz po raz uderzały w asfalt. Podniosłem oczy, czując jednocześnie, jak miękną pode mną kolana.
To był on. Pamiętałem go ze szkoły. Tę kanciastą, ogoloną czaszkę. Te małe, nienawistne ciemne oczka. Ten kark, już wtedy muskularny jak u byka, a teraz dodatkowo groteskowo przerośnięty.
Byli tu wszyscy, cały gang. Nie tylko Parówa, ale też Gruby, Baryła i Szajba.
Pozostali przy życiu Pfizerowcy szybko otrząsnęli się z szoku. Ciemny parking pod Lidlem rozdarły serie z karabinów. Ktoś odpalił miotacz ognia i w pomarańczowym blasku zobaczyłem więcej szczegółów. Rozdęte mięśnie, żyły grube jak postronki. Z basowym rykiem Parówa chwycił najbliższego Pfizerowca i złamał w rękach jak zapałkę. Szajba wyskoczył na trzy metry w górę i wylądował tuż za mną, na kabinie ciężarówki. W rozpaczy rzuciłem się na osłupiałego Pfizerowca nadal stojącego przede mną i wyrwałem mu broń.
– Moderna!!! – wrzasnąłem jeszcze raz, naciskając spust.
Mój głos nie miał już mocy, ale to się nie liczyło. Chciałem umrzeć godnie, w walce, z tym okrzykiem na ustach. Karabin zaterkotał w moich rękach, plując ołowiem i ogniem.
I wtedy nagle zobaczyłem, jak pocięty kulami, rozjuszony Szajbus, zamiast skoczyć na mnie, prostuje się i zamiera bez ruchu. Stanął jak wryty, patrząc na coś w oddali. Otarłem załzawione oczy i próbowałem dojrzeć cokolwiek przez zasłonę dymu, która zawisła nad polem walki. Usłyszałem, jak Siwy bełkocze:
– Coś jest nie tak… Coś jest nie tak…
Kątem oka ujrzałem, jak przyjaciel kiwa się, trzymając obiema rękami głowę.
Ciemność jeszcze głębsza niż poprzednio pokryła niebo przed nami. Coś jakby gigantyczna chmura wynurzyło się zza horyzontu. Nie była to jednak czerń jednolita; rozpełzała się na boki długimi, cienkimi odnóżami, pochłaniając budynki na dole i skłębione chmury powyżej. Zapadła cisza, umikły salwy i krzyki. Mackowata, potworna masa powoli nadchodziła, rzucając cień na walczących, na parking i ulicę, na całe miasto.
Pfizerowiec koło mnie próbował coś powiedzieć. I tym razem, o dziwo, zrozumiałem jedno słowo, które wycisnął ze zdeformowanych ust. Nie wiedziałem, co ono oznacza. Jednak najczystsza groza, która dźwięczała w ochrypłym głosie sprawiła, że pękły resztki mojej odwagi. Był maj 2022 roku, i świat który znałem właśnie po raz kolejny zmienił reguły.
– Sputnik – powtórzył Pfizerowiec.
Temat nawet ciekawy, ale wykonanie leży, niestety. Kłania się właściwy zapis dialogów, a do tego w tekście jest sporo dziwactw językowych. Na przykład nie potrafię sobie wyobrazić połamanego asfaltu. Skruszony, pęknięty, owszem. Takich kwiatków jest znacznie więcej.
Czy to jest horror? Ja się nie przestraszyłem, a raczej uśmiechnąłem kilka razy, bo sam pomysł jest całkiem w porządku, ale bardziej na humoreskę lub bizarro.
Mastiff
No tak, jeśli to miał być horror to średnio wyszło.
Bizarroo to trochę nie moje klimaty i ciężko mi coś więcej powiedzieć o samym opowiadaniu (ogólnie temat mi się nie spodobał, ale to nic nie wnosi…), więc żeby być pożytecznym zostawię kilka przydatnych linków.
Ogólnie myślę, że warto będzie spróbować napisać coś jeszcze, potencjał do rozwoju jest :P
https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842843 → Bo jesteś nowa
https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 → Bo jesteś nowa!
https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ → Bo rzeczywiście błędy w dialogach się plątały (głównie niepotrzebne kropki przed didaskaliami).
I na końcu kilka spacji Ci się zaplątało – podejrzewam, że tekst był przeklejany z jakiegoś Worda :P
Слава Україні!
Bohdan, dziękuję bardzo za komentarz. To po kolei:
– Jaki jest w takim razie właściwy zapis dialogów? Przyznaję, że mam na koncie kilka publikacji i nigdy nie zwrócono mi na to uwagi.
– Na mój rozum kiedy coś bardzo mocno walnie w asfalt, to może się on połamać. Przyznaję jednak, że nie zagłębiałam się we właściwości asfaltu. Taki asfalt, który podzielił się pod wpływem nacisku na duże kawałki, jest chyba połamany? Nie wiem, teraz mam zagwozdkę. Ojca zapytam, on wykłada drogi!
– Nie do końca wiedziałam, jak otagować ten szort – jest to oczywiście humoreska, ale nie chciałam tego ujawniać od początku. Cieszę się, że się uśmiechnąłeś czytając, taki był zamysł.
Golodh, wielkie dzięki za lekturę i za linki, poprawię zapis dialogów.
Horror to to nie jest, ale przyjemnie się czytało :) Moim zdaniem bardzo plastyczny język, miałam w głowie sceny jak z kreskówki, w ogóle szorcik cały kreskówkowy, lubię to.
Rzuciło mi się w oczy parę językowych potknięć, w tym sporo zbędnych zaimków (”Usłyszałem krzyk za moimi plecami”) i przysłówków (”chcąc przerwać napiętą ciszę”, “Siwy zawarczał groźnie”). Warto ich poszukać i wywalić ile się da. Poza tym czyta się fajnie, podobało mi się :)
hamburgerek_aga Bardzo dziękuję i cieszę się, że się podobało. Co do przysłówków – czy one generalnie są złe, czy należałoby czymś je zastąpić?
Generalnie są złe :p
Nie no śmieje się, każdemu czasem się zdarza :) Problem jest taki, że to taka “droga na skróty” i powiedzenie kawa na ławę czegoś, czego czytelnik mógłby się domyślić. Z tego co się orientuję to jest po prostu w złym tonie i świadczy o braku doświadczenia. Lepiej wywalić te niepotrzebne bo np. jak mówisz że ktoś zawarczał to raczej w domyśle jest , że było to groźne, a nie przyjacielskie. O to chodzi :)
Ma to sens. Wielkie dzięki za rzeczową poradę.
Jako matka drżąca przed lockdownem, czuję tę grozę!;)
Czyta się dobrze.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Był kiedyś taki mem albo wideo, rózni kolesie mieli uboczne efekty szczepionki, ktoś tam miał ogon, ktoś był owłosiony – ten tekst wybitnie mi się z tym kojarzy.
Przyczepiłbym się do imion bohaterów – Siwy, Łysy i Cichy. No jakoś, mimo tego klimatu i ogólnie heheszków, nie podeszły mi ;)
Całość, spoko jako taka pisarska wprawka, żarcik.
Polecam w nieco innym klimacie, też covidowe opowiadanie.
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
OK, sympatyczna humoreska, ciekawy pomysł. Przy Sputniku powiało parodią grozy.
Acz nie jestem pewna społecznego wydźwięku tekstu. Jeszcze ktoś potraktuje poważnie…
Po co Ci odstępy między akapitami? Tylko szatkują tekst.
Babska logika rządzi!