- Opowiadanie: michalus - Prze!jedzenie

Prze!jedzenie

A taki tam fragment czegoś dłuższego. Z elementami fantastycznych fantastyk.

Oceny

Prze!jedzenie

*** Były to (nie)normalne czasy. Komuna, a raczej jej schyłek lat osiemdziesiątych. Szaro i buro, zimno i brudno, a w sklepach gówno. Polska lat osiemdziesiątych. Ponoć jako dziecko nie należałem do pięknych. Tył głowy płasko-ostry jak stok na Kasprowym wierchu. Urodzony z żółtaczką, nie powalałem urodą ani nie rozczulałem różowiutką barwą. Choć tego nie pamiętam, założyć mogę, że siostra na widok mój zalała się płaczem, krzycząc schowajcie tego potwora! A na pewno tak pomyślała mała kochana jędza. Choć równie dobrze, to może ja byłem źródłem jej złości? Wszak ten żółty brzydal, obsrajek bez majtek, zrzucił ją z piedestału atencji Mamy. Pamięć ma, przywołuje z tych czasów piosenkę. A ja wolę moją Mamę, co ma włosy jak atrament. Po latach oceniam, że słowa tej pieśni są tragicznie smutne. Jako dzieci oczywiście, że woleliśmy Mamę. Ojciec w domu bywał. Pracował. Miał firmę. Opowiadał o pracy. Kupował prezenty. Często krzyczał. Często przepraszał. Był jaki był. Ale to opowiadanie nie jest ani o Ojcu, ani o Matce, ani o Siostrze, ani o Rodzinie. To opowiadanie jest o tym, że Anioł ostrzega siedem razy. Zaskoczeni? *** Jeżeli na Ziemi należałoby znaleźć odpowiednik zawodu Anioła, to kto by nim był? Moim zdaniem, wypisz wymaluj – adwokat. Nasz anioł stróż, wszystko o nas wie. Zawsze nas słucha. Taka też i niewdzięczna jest rola adwokata. Anioł stróż nie jest od oceny, wydawania wyroków czy decydowania. Także i adwokat nie stawia się w roli sędziego, broni choćby i mordercę dziecka. Dlaczego? Bo każdy ma prawo do obrony? Bo taka praca? Bo nie każdy czyn ułatwia dotarcie do Nieba, ale każdy człowiek zasługuje na Niebo. Anioł nie broni czynu, lecz człowieka. Tak jak adwokat. Proste, nie? Jak to porównanie i nawiązanie do sił nadprzyrodzonych służyć ma wyjaśnieniu fabuły? Pierwsze ostrzeżenie, pojawiło się w okolicach dwudziestej trzeciej, dnia nie do końca sprecyzowanego. Siedząc przy stole, w stanie niemałego upojenia, jedząc i popijając, patrząc w smartfona, nagle,  zobaczyłem to całkiem wyraźnie. Nagłówek. Tytuł artykułu bezmyślnie przeglądanego palcem na ekranie telefonu brzmiał: „Anioł ostrzega siedem razy.”. Dlaczego siedem? Czy to moje pierwsze ostrzeżenie? Clickbait i chuj? A może to moje pierwsze ostrzeżenie? Później, próbowałem znaleźć ten artykuł, ale bezskutecznie. Czy on mi się tylko przyśnił, czy był prawdziwy? To faktycznie było pierwsze ostrzeżenie. Albo moja paranoja. *** Gdy schodzę do garażu, wyciągam słoiczek, ładuję lufkę, odpalam ogień, wciągam szczęście, wydycham dym do domowej roboty filtra, by sąsiad nie poczuł, to prędzej czy później dopada mnie panika. I paranoja. Jadą na sygnale. Do mnie. Ktoś szczęknął drzwiami. Kurwa już tu są! To pewnie Policja. Albo karetka. Kurwa może umarłem? Nie kurwa, zapomniałem zamknąć drzwi do garażu. Pewnie kurwa jebie zapach. To na pewno Policja. Kurwa za wcześnie zszedłem do garażu, sąsiad za płotem jeszcze podlewał ogródek. Nie, to jednak nie była syrena. To tylko zmywarka robi takie io io kurwa to zmywarka tylko, ja pierdolę. Nie, ja jednak umarłem i teraz mam retrospekcję swojego życia. A więc to koniec jednak. Potem przychodzi melancholia. Nie dzwoniłem do ojca. Od ilu to już lat? On dzwoni. Rozmawiamy. Znaczy, on mówi. Ale ja nie zadzwoniłem. Nie wyciągnąłem z kieszeni telefonu. Ciąży zbyt. Nie wybrałem numeru. Choć jest w ulubionych. Nie nacisnąłem tej jebanej zielonej słuchawki. A może to on umarł właśnie teraz? Nie, to kurwa jednak zmywarka robi to io io. A potem dzieje się magia. Prze!jedzienie. Kto jadł zapiekankę w stanie prze!jedzenia, ten wie co to Niebo w gębie. Kto na tą zapiekankę dołożył dodatkowy serek, pastrami, pomidorka koktajlowego, majonez, ketchup i sos słodki chilli, ten wie co to Gigaorgazm w gębie. Kto potem zjadł jeszcze paczkę chipsów, gorzką czekoladę i dwie kanapki z szynką i musztardą, ten rozumie, że mimo uczucia wzdęcia i tak było warto. Kto po takiej przystawce, czując się wciąż głodny, zaspokoił go na szybko przygotowanym tatarkiem i tostem ze smalcem, oczywiście że zgodzi się, że nie było innej możliwości, niż zjeść jeszcze później ogórka kiszonego i trzydzieści deko mieszanki krakowskiej. Czy po czekoladzie piliście whisky? Polecam po niej zagryźć fueta, taki surowy kabanos, zajebiście wchodzi, zwłaszcza gdy zanurzymy go w chrzanie albo nutelli. Po prze!jedzieniu przychodzi wena. Sztuka – to perspektywa na. Prze!jedzenie wywołuje stan wzmożonej percepcji. Myśli, krążą w głowie szybciej niż jebana inflacja w naszym kraju, w przeciwieństwie do czasu, który spowalnia. Mam teorię, że Bóg nie jest nieśmiertelny, lecz po prostu żyje wolniej od nas. Różni nas tylko czas. Z perspektywy motyla, żyjącego kilkanaście dni, człowiek jest nieśmiertelny. Człowiek żyje bowiem sumarycznie tyle, ile tysiące pokoleń motyli. Ciekawe, czy motyle opowiadają sobie: do tego ogrodu przychodzi nieśmiertelny  – mówił mi o nim ojciec, a jemu jego ojciec, a jemu jego ojciec itd. Prze!jedzenie to stan boskości, bo można na chwilę zmienić perspektywę czasu. Taki stan, pozwala na przyjrzenie się detalom. Jedynie wtedy, będąc prze!jedzony, zacząłem rozumieć i widzieć rzeczy, osoby, i rozmawiać. Z Ojcem też. Oczywiście w myślach, nie na żywo. Dostrzegać symbole. Wzory. Przekaz. Obrazy. Paranoja? *** – Skoro każdy człowiek zasługuje na Niebo, czemu nie każdy tam dotrze? – zapytałem samego siebie, będąc już całkiem Prze!jedzony. – Powiemy, że do Nieba pewnie nie trafi ten, kto czynił nie dobrze. – odpowiedziałem z przekonaniem. – Kiedy czyn nie jest dobry? Kto ma to stwierdzić? – zapytałem sam siebie. – Czyn nie jest dobry, gdy czyn stanowi krzywdę? – dyplomatycznie skontrowałem trudne pytanie. – Kto i kiedy ustala, co jest tą krzywdą?! – huknąłem, dostrzegając dziurę w całym. – Jak to kto, to oczywiste, że skrzywdzony? – odparłem poirytowany, to przecież było oczywiste, że skrzywdzony. – Kto zatem nosi klucze do bram Nieba? – zadałem retoryczne pytanie. – Wychodzi na to, że tylko my sami. Tylko my. Sami. – Czyli, by oni poszli do Nieba, musimy im… wybaczyć? *** Zdjęcia. Zacząłem robić zdjęcia w stanie prze!jedzenia. Zaczęło się od pierwszego, jak to z reguły bywa. Pierwsze moje zdjęcie w stanie mojego prze!jedzenia, zrobiłem jakieś dwie godziny po tym, jak zrobiłem pierwsze w życiu zdjęcie mojej zmarłej od kilku minut Mamy. Wtedy jeszcze nie byłem prze!jedzony. Odeszła po chorobie, za wcześnie, tak szybko. Było to przy mnie, przy siostrze, intymnie. Ojciec się spóźnił, godzinę. Ehh, ten czas.  Zawsze unikał trudnych sytuacji. Ale przywiózł morfinę. A wróć, jednak nie przywiózł wtedy, bo w aptece jednak nie było. Ale pogodzili się, to znaczy jestem tego pewien, że się pogodzili, bo wtedy, tak nagle, poczułem ten przymus i zanim ojciec pojechał do tej apteki i zanim Mama umarła, to coś, kazało mi chwycić jego dłoń i dotknąć jej dłoni. Ojciec wtedy zapłakał. Padł na kolana. I mówił do Niej: Esiulko. Tak do niej kiedyś mówił. Zrobiliśmy jej zdjęcia. Jak Ojciec już pojechał. Na pamiątkę, zanim ją wzięli panowie ubrani na czarno. Wcześniej przyjechał lekarz, poświecił Jej latarką po oczach. Ojciec zawsze lubił się wykręcić od trudnych spraw. Czy ta latarka to jest to światełko w tunelu? Nowotwór bywa złośliwy. Ten był bardzo. Siedemnaście dni od diagnozy, choć objawy pewnie zaczęły się wcześniej. W ich trakcie, każdy z nas przeżywał emocje. Gdy zacznie się je okazywać, strasznie trudno jest przestać. Ja osobiście, nigdy ich nie okazywałem. Wtedy, ten koktajl uczuć, smakował gorzko. Zanim jednak posmak ten, taki nieprzyjemny zagościł, dużo bywało nadziei. Do czasu gdy przyszły wyniki. Zostało jedynie dbanie o Jej komfort. A chuj, kupiliśmy Jej marihuanę medyczną. *** Nie zdążyła się zaciągnąć. Zmarła tak szybko, choć umieranie, w tym ostatnim dniu, trwało tak długo, cały dzień. Byliśmy wtedy obok, a ona też tam chyba jeszcze była. Ostatni wdech i. *** Btw, był jeszcze ostatni wydech, zanim nastąpiła śmierć. W głowie rodzi się wtedy wiele pytań. Pierwsze: po chuj nas stworzyłeś Boże, skoro mamy tak chujową perspektywę. Wszystkie Twoje Boże stworzenia stworzyłeś tak zajebiście, że zasadniczo każde Twoje stworzenie, chce zajebać i  pożreć inne Twoje stworzenie, a jak zdoła jakimś cudem zemrzeć ze starości, to kurwa dzieje się to w agonii trwającej w kurwę długo. Drugie: nieśmiertelność Boże i wieczność musi być kurewsko nudna. Nudno jest bowiem, gdy nie ma emocji. Śmierć wywołuje ich w kurwę dużo, tak oceniam z autopsji. A Ty jesteś nieśmiertelny. Czy zszedłeś na ziemię by cokolwiek poczuć, o Boże? Straciłeś niby syna, ale co to za emocje jak wiedziałeś że i tak trzeciego dnia zmartwychwstanie. Emocje jak kurwa na turnieju szachowym. Po tym jak panowie ubrani na czarno elegancko ją wzięli, nastąpiło katharsis. Kumulacja stresu, emocji. Płacz. Lament. O, saszetka z trawą. Ten stan, gdy widzisz więcej, gdy czujesz więcej, gdy myślisz więcej. Wtedy zacząłem robić te zdjęcia. Pierwsze, to było Jej łóżko, z którego zabrali Ją panowie ubrani na czarno. Jeden elegancko chwycił za ramiona, drugi za łydki. Doświadczone, silne ramiona panów ubranych na czarno, z łatwością uniosły wiklinowe zwłoki mojej Mamy. Każda fałdka na Jej pościeli, wciąż przypominała Jej wątłe kontury. Dwie godziny później, prze!jedzony patrząc na ten całun, robiłem zdjęcia mym telefonem. I tak to się zaczęło. ***

Koniec

Komentarze

Przeczytałem i nie za bardzo mi się to podoba. Początkowo czytało się w miarę dobrze, ale potem nie znalazłem tu żadnej opowieści. Tylko brzydkie słowa i prezentacja swojego punktu widzenia na temat Boga.

 

Tak jak mówię, początek w miarę dobry reszta mnie nie porwała.

Jestem niepełnosprawny...

Dziękuję za lekturę i komentarz. Brzydkie słowa, to tylko zabieg stylistyczny, by podkreślić stan psychiczny bohatera, który popada w paranoję. Gwoli wyjaśnienia, opisany tam stosunek do boga, jest stosunkiem bohatera powiastki – nie moim. Gniew i pretensje, to często etap żałoby. Przekleństwa wydają mi się zatem na miejscu – uwiarygadniają gniew. Jakąśtam opowieść i sens opowiadania starałem się w tym tekście ukryć. Skrytość i przeskoki w czasie wynikają z tego, że… bohaterem jest paranoik. Nie jest to opowiadanie o tym, że coś się stało, lecz o trudnych emocjach, relacjach i ich źródle.

michalus dobrze, zobaczymy jak skomentują inni :) jestem bardzo ciekawy

Jestem niepełnosprawny...

Dzień doberek. 

Zaskoczeni? *** Jeżeli na Ziemi należałoby znaleźć odpowiednik zawodu Anioła, to kto by nim był?

→ Gwiazdki alarmują, że powinno się tekst jakoś rozdzielić – na przykład enterem. W całym tekście tak jest. 

 

A więc to koniec jednak. Potem przychodzi melancholia. Nie dzwoniłem do ojca. Od ilu to już lat? On dzwoni. Rozmawiamy. Znaczy, on mówi. Ale ja nie zadzwoniłem. Nie wyciągnąłem z kieszeni telefonu. Ciąży zbyt.

-> Ten styl robota niezbyt dobrze się czyta. Nie mam pojęcia po co tak krótkie zdania. 

 

Sztuka – to perspektywa na.

→ miało być chyba “ma”.

 

Z perspektywy motyla, żyjącego kilkanaście dni, człowiek jest nieśmiertelny. Człowiek żyje bowiem sumarycznie tyle, ile tysiące pokoleń motyli. Ciekawe, czy motyle opowiadają sobie: do tego ogrodu przychodzi nieśmiertelny – mówił mi o nim ojciec, a jemu jego ojciec, a jemu jego ojciec itd.

→ Bezsens – niby wiem co chciałeś przekazać, ale “nieśmiertelność” to nie jest. 

 

Kiedy czyn nie jest dobry? Kto ma to stwierdzić? – zapytałem sam siebie. – Czyn nie jest dobry, gdy czyn stanowi krzywdę? – dyplomatycznie skontrowałem trudne pytanie. – Kto i kiedy ustala, co jest tą krzywdą?! – huknąłem, dostrzegając dziurę w całym.

→ Dyplomatycznie powinno być z dużej, ale to już drobnostka, bo zapisy mowy bohatera w całym tekście są już niepoprawnie zapisane. 

Tu poradnik: 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Pierwsze moje zdjęcie w stanie mojego prze!jedzenia, zrobiłem jakieś dwie godziny po tym, jak zrobiłem pierwsze w życiu zdjęcie mojej zmarłej od kilku minut Mamy.

→ Okropne zdanie. Nadmiar zaimków, powtórzeń aż wypala oczyska. 

 

Co by tu powiedzieć – czy to aby na pewno fragment, czy skończone opowiadanie, bo jeśli to drugie to zalecam zmienić tag tekstu. 

Sorry, ale – tekst napisany jest fatalnie. To jedna ściana tekstu bez jakichkolwiek akapitów. Dwa – dialogi, czy zapisy myśli – również do gruntownego remontu. Nadmiar zaimków i ogólne powtórzenia – o tym już wspomniałem. Nadmiar przekleństw – kompletnie nie pasują do wydarzeń zawartych we fragmencie/opowiadaniu. Zamiast jakiejś dramaturgii, odnoszących się do śmierci matki bohatera, nabierają tylko przekomicznego odbioru. 

Refleksje bohatera co do hmmm – przejedzenia, czy nieśmiertelności motyli, dla mnie nie mają żadnego sensu. Tekst jest bardzo krótki, a i tak kilka zdań koncentruje się na wymienianiu pożartych przez postać dań:

 

Kto jadł zapiekankę w stanie prze!jedzenia, ten wie co to Niebo w gębie. Kto na tą zapiekankę dołożył dodatkowy serek, pastrami, pomidorka koktajlowego, majonez, ketchup i sos słodki chilli, ten wie co to Gigaorgazm w gębie. Kto potem zjadł jeszcze paczkę chipsów…

→ Po co to wszystko wymieniać? I pomyśleć, że to jeszcze nie koniec opisu. 

 

Wszystkie Twoje Boże stworzenia stworzyłeś tak zajebiście, że zasadniczo każde Twoje stworzenie, chce zajebać i pożreć inne Twoje stworzenie,

→ Takich zdań jest więcej. 

 

Śmiem twierdzić, Autorze, że przed publikacją, chyba kompletnie nie sprawdziłeś opublikowanego tekstu. 

Dlaczego niektóre słowa jak policja, są zapisane dużą literą? (są też inne zwroty, które zaczynają się z dużej, a są kompletnie nieuzasadnione). Zresztą sam tytuł – dlaczego ten wykrzyknik wtrącony w przejedzenie? Ni mam pojęcia. 

No nic – lekko mówiąc, mnie nie porwało. 

 

 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Nowa Fantastyka