- Opowiadanie: Adgamaris - Aquaria

Aquaria

Pu­styn­na burza zna ta­jem­ni­cę Po­wie­trza i Ziemi. Prze­brzmie­wa echem daw­nej cy­wi­li­za­cji po któ­rej zo­sta­ły ruiny daw­nej świet­no­ści i Rdza­we Kró­le­stwo. Wsród pu­styn­nych kłę­bów wy­ła­nia­cie się Wy – Re­be­lia Po­ko­le­nia X. Nie je­ste­ście nie­śmier­tel­ni. Nie je­ste­ście wy­jąt­ko­wi. Jesz­cze nie je­ste­ście mar­twi.

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Aquaria

 

Yeray­ah spoj­rza­ła przez lor­net­kę. Że­la­zny las od stro­ny pół­noc­nej wy­da­wał się nad­zwy­czaj spo­koj­ny. Nie był to ro­dzaj ciszy, który mógł się ko­ja­rzyć z ko­ją­cym spo­ko­jem. Po­mi­mo, że na zwiad udała się wcze­snym ran­kiem, zdą­ży­ła już wy­kryć obec­ność rdze­wia­rzy prze­cze­su­ją­cych teren. Ci byli nie­szko­dli­wi, in­te­re­so­wa­ło ich wy­łącz­nie że­la­stwo, które mo­gli­by sprze­dać u miej­sco­wych han­dla­rzy. Zna­le­zio­ne “skar­by” skła­do­wa­li w lesie po­więk­sza­jąc pię­trzą­ce się pi­ra­mi­dy swo­je­go po­kry­te­go ko­ro­zją kró­le­stwa. Mia­sto za­ka­zy­wa­ło bez­po­śred­niej wy­mia­ny to­wa­rów, więc las był trak­to­wa­ny jako swego ro­dza­ju skła­dzik. Jeśli po­szu­ki­wa­cze mieli szczę­ście i zdą­ży­li do­star­czyć zna­le­zio­ne czę­ści do bazy uni­ka­jąc schwy­ta­nia, nie mu­sie­li wy­ru­szać na wy­pra­wę przez kilka ty­go­dni. 

Go­rzej spra­wy się miały z de­la­to­ra­mi. Kil­ku­na­stu uzbro­jo­nych szpic­li re­gu­lar­nie wy­ru­sza­ło na ob­jaz­dy kon­tro­l­ne wokół całej opusz­czo­nej czę­ści mia­sta, wy­ła­pu­jąc wszel­kie żywe bądź zme­cha­ni­zo­wa­ne isto­ty, które od­wa­ży­ły się za­pu­ścić na za­ka­za­ne te­re­ny. Wy­po­sa­że­ni w da­le­ko­sięż­ne de­tek­to­ry ruchu bez pro­ble­mu wy­kry­wa­li każ­de­go nie­uważ­ne­go “tu­ry­stę”, kon­fi­sku­jąc jego zdo­by­cze jak i jego sa­me­go. Yer za­uwa­ży­ła jed­nak, że przez ostat­nie kilka dni ich ak­tyw­ność wi­docz­nie zma­la­ła. Coś po­waż­ne­go mu­sia­ło dziać się w samym mie­ście, skoro nie mieli wy­star­cza­ją­cej ilo­ści ludzi do pa­tro­lo­wa­nia za­ka­za­nej czę­ści Te­th­ris. Spoj­rza­ła prze­lot­nie na pasmo wydm od stro­ny po­łu­dnio­wej. Nikt nie za­pusz­czał się w pu­styn­ne te­re­ny. Wę­dru­ją­ce pia­ski szyb­ko po­kry­wa­ły “skar­by” z cza­sów świet­no­ści mia­sta, a otwar­ta prze­strzeń tylko zwięk­sza­ła ry­zy­ko schwy­ta­nia przez szpic­li. Odło­ży­ła lor­net­kę. Tego ranka rów­nież nie spo­dzie­wa­ła się nie­za­po­wie­dzia­nych gości od stro­ny pu­sty­ni. Ze szczy­tu ko­mi­na opusz­czo­nej elek­trow­ni miała do­sko­na­ły widok na całe przed­mie­ścia. Od wscho­du w od­da­li ma­ja­czy­ło je­zio­ro Kra­li­bi, które było je­dy­nym na­tu­ral­nym zbior­ni­kiem wod­nym w pro­mie­niu dwu­stu ki­lo­me­trów. Wy­sy­cha­ło ono z roku na rok coraz bar­dziej, od­sła­nia­jąc stop­nio­wo wraki za­to­pio­nych w nim ma­szyn. Rdze­wia­rze, któ­rzy pró­bo­wa­li wy­do­być je na po­wierzch­nię to­nę­li, a samo je­zio­ro zy­ska­ło miano “prze­klę­te­go”. Siłą rze­czy licz­ba śmiał­ków ma­ją­cych chrap­kę na za­to­pio­ne skar­by dra­stycz­nie zma­la­ła. Do­stęp do wody w kró­le­stwie miała wy­łącz­nie kró­lo­wa i miesz­kań­cy sto­li­cy, któ­rzy kon­tro­lo­wa­li tamę. W wy­schnię­tym ko­ry­cie daw­nej rzeki miesz­ka­li “wy­klę­ci”, czyli więk­szość spo­łe­czeń­stwa, które nie było godne prze­by­wać w po­bli­żu wład­czy­ni i jej świty.  

Yeray­ah wes­tchnę­ła. Ciszy która tu pa­no­wa­ła nie dało się po­rów­nać z ni­czym innym. Opu­sto­sza­łe domy na osie­dlach zio­nę­ły pust­ką ni­czym po­sta­po­ka­lip­tycz­ne zjawy, które raz po raz za­wo­dzi­ły skrzy­pie­niem furt­ki bądź po­lu­zo­wa­ną rynną chy­bo­czą­cą się na wie­trze. Na­tu­ra po­wo­li przej­mo­wa­ła każdy ele­ment nie­gdyś wszę­do­byl­skiej, dum­nej, ludz­kiej obec­no­ści. Młode drze­wa prze­bi­ja­ły as­falt jak igła sa­ty­nę wy­zna­cza­jąc swoje wła­sne ścież­ki, nie dba­jąc o to czy było to jedno z naj­ru­chliw­szych skrzy­żo­wań czy też mała, cicha ulicz­ka. Blusz­cze oplo­tły już wszyst­ko co było na ich dro­dze przez co dawne fa­bry­ki przy­po­mi­na­ły bar­dziej zamki z basz­ta­mi obron­ny­mi niż po­tęż­ne, bu­cha­ją­ce parą in­du­strial­ne ko­lo­sy. Nikt tak na­praw­dę nie wie­dział, czemu wła­dze za­ka­za­ły wstę­pu wła­śnie na ten ob­szar. Dla­cze­go wy­sy­ła­li de­la­to­rów do pa­tro­lo­wa­nia opusz­czo­nych przed­mieść? Wy­ła­py­wa­nie rdze­wia­rzy było tylko czy­stym pre­tek­stem. Yeray­ah była pewna, że chcą coś ukryć i to COŚ znaj­do­wa­ło się w wła­śnie tutaj. Jej krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła.

– Yer, zmy­waj się. Wy­sy­ła­ją te­th­ra­lot na twój graj­do­łek. – Davin nigdy nie owi­jał w ba­weł­nę, krót­ko i kon­kret­nie, dla­te­go go lu­bi­ła. Ro­zej­rza­ła się ostat­ni raz po czym zwi­nę­ła sprzęt, za­rzu­ci­ła kuszę na ramię i zwin­nie zsu­nę­ła się po linie. Sznur umo­co­wa­ła pod­czas swo­jej pierw­szej wspi­nacz­ki na szczyt elek­trow­ni, po we­wnętrz­nej stro­nie ko­mi­na. Jak dotąd szpic­le nigdy nie wpa­dli na to by prze­cze­sy­wać mury sy­pią­ce­go się przy­byt­ku z lotu ptaka. Była pewna, że i tym razem ni­cze­go nie za­uwa­żą. Zmur­sza­ła, zzie­le­nia­ła lina ide­al­nie wpa­so­wa­ła się do kra­jo­bra­zu opusz­czo­nej me­tro­po­lii, nie wska­zu­jąc na ślady użyt­ko­wa­nia. W od­da­li sły­sza­ła cha­rak­te­ry­stycz­ny dźwięk śmi­gieł prze­ci­na­ją­cych po­wie­trze. Przy­lgnę­ła do ścia­ny i z dołu ob­ser­wo­wa­ła skra­wek nieba wi­docz­ny przez otwór ko­mi­na. Hałas szyb­ko na­ra­stał, byli bli­sko. Mu­sia­ła wie­dzieć ja­kie­go ro­dza­ju he­liks zbli­żał się w jej kie­run­ku.

– Davin, co za rzę­cha wy­sła­li tym razem? – Krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła. – Dwu­wir­ni­ko­wiec – od­parł rze­czo­wo – ledwo char­czy – dodał po chwi­li, a Yeray­ah mo­gła­by przy­siąc, że uśmie­cha się pod nosem. Do­brze wie­dzia­ła, że ta kupa złomu nie ma za­awan­so­wa­ne­go sprzę­tu zwia­dow­cze­go. Od­pa­la­li go tylko wtedy, kiedy wszyst­kie inne stat­ki po­wietrz­ne brały udział w mi­sjach poza mia­stem.

– Yer.. – wy­char­czał, a jego głos był coraz mniej sły­szal­ny – jest jesz­cze sztur­mo­wiec. – Prze­łknę­ła gło­śno ślinę. Żarty się skoń­czy­ły, coś wi­sia­ło w po­wie­trzu. – To nie jest zwy­kły te­th­ra­lot bo­jo­wy – dodał po chwi­li mil­cze­nia – Yeray­ah, ogła­szam od­wrót. Spo­tka­my się przy ge­ne­ra­to­rze. – Dziew­czy­na w dwóch su­sach zna­la­zła się na ze­wnątrz. Przy­kuc­nę­ła w za­ro­ślach i spoj­rza­ła w niebo. Dwu­wir­ni­ko­wiec prze­la­ty­wał wła­śnie nad elek­trow­nią, a w od­da­li ma­ja­czy­ła druga ma­szy­na bo­jo­wa. Davin miał rację, to nie był zwy­kły sztur­mo­wiec. Yeray­ah wy­tę­ży­ła wzrok wpa­tru­jąc się w coraz wraź­niej­szy kształt. – A niech to licho – wy­mam­ro­ta­ła pod nosem, prze­su­wa­jąc się ostroż­nie w stro­nę opusz­czo­nych ba­ra­ków. Ta­kie­go cze­goś jesz­cze nie wi­dzia­ła. Ma­szy­na po­wietrz­na miała kształt osy i śmi­gła za­miast skrzy­deł. Po­ru­sza­ły się one mi­lio­no­wy­mi ob­ro­ta­mi i roz­my­wa­ły w po­wie­trze, zu­peł­nie jak u praw­dzi­we­go owada. Wy­da­wa­ły przy tym wy­so­kie, iry­tu­ją­ce dźwię­ki, o wiele cich­sze niż nor­mal­ny te­th­ra­lot. Że­la­zny in­sekt wy­glą­dał jak fu­tu­ry­stycz­ny po­twór z że­la­za, mu­tant który ewo­lu­ował i po­sta­no­wił za­po­lo­wać, by­naj­mniej nie na pyłki kwia­tów. Ka­bi­na pi­lo­ta znaj­do­wa­ła się w gło­wie osy, a oczy słu­ży­ły jako wi­zje­ry. Po­dej­rze­wa­ła, że czuł­ki peł­ni­ły rolę an­te­ny w pro­ce­sie sy­gna­ło­wym. Za­miast płóz jak w nor­mal­nym te­th­ra­lo­cie, po obu stro­nach znaj­do­wa­ły się trzy pary od­nó­ży. La­ta­ją­cy obiekt lśnił me­ta­licz­nym bla­skiem, po­ły­sku­jąc szcze­gó­ło­wy­mi or­na­men­ta­mi wy­gra­we­ro­wa­ny­mi na tu­ło­wiu. Yer stała chwi­lę bez ruchu, wpa­tru­jąc się w osłu­pie­niu jak za­hip­no­ty­zo­wa­na. – Szlag, ka­mu­flaż! – za­klę­ła pod nosem. W ostat­niej chwi­li wczoł­ga­ła się do be­to­no­wej rury i za­mar­ła w bez­ru­chu. Nie miała po­ję­cia, w jaki sprzęt wy­po­sa­żo­na była nowa ma­szy­na po­wietrz­na. Nie zdzi­wi­ła­by się gdyby już wie­dzie­li o jej obec­no­ści. Sły­sza­ła zbli­ża­ją­ce się brzę­cze­nie. Miała wra­że­nie, że świ­dru­ją­cy dźwięk wdzie­ra się do jej umy­słu za­głu­sza­jąc myśli i pa­ra­li­żu­jąc ciało. Dźwięk emi­to­wa­ła osa, hałas wzra­stał wraz z przy­bli­ża­niem się ma­szy­ny. Ty­sią­ce brzę­czą­cych in­sek­tów. Od­ru­cho­wo za­czę­ła od­ga­niać się od nie­wi­dzial­nych szer­sze­ni, mo­men­tal­nie tra­cąc po­czu­cie tego co jest rze­czy­wi­sto­ścią, a co wy­ima­gi­no­wa­nym ob­ra­zem. Iry­tu­ją­cy dźwięk na­ra­stał, a jego czę­sto­tli­wość rosła. Za­tka­ła uszy ale nie­wie­le to po­mo­gło. Po­czu­ła, że traci kon­tro­lę nad wła­snym cia­łem. Zwi­nę­ła się w kłę­bek i za­czę­ła nucić go­rącz­ko­wo pierw­szą me­lo­dię, która przy­szła jej do głowy. Mu­sia­ła to za­głu­szyć, wy­rwać się z amoku, nie zwa­rio­wać.

Re­wo­lu­cja w ich umy­słach – dzie­ci za­czną ma­sze­ro­wać

Prze­ciw­ko świa­tu, w jakim muszą żyć.

Och! Ta nie­na­wiść w ich ser­cach!

Są zmę­czo­ne po­py­cha­niem

I mó­wie­niem co mają robić,

Będą wal­czyć ze świa­tem, do­pó­ki nie zwy­cię­żą.

Jej słowa zbyt słabo prze­bi­ja­ły się w prze­strzeń, brzę­cze­nie wciąż było zbyt wy­raź­ne.

Więc, dzie­ci świa­ta, słu­chaj­cie tego, o czym mówię

Jeśli chce­cie żyć w lep­szym świe­cie,

Prze­każ­cie dziś tę wia­do­mość:

Po­każ­cie świa­tu, że mu­si­cie być od­waż­ni.

Albo wy, dzie­ci dnia dzi­siej­sze­go, bę­dzie­cie re­lik­ta­mi prze­szło­ści.

Wbrew wła­snej woli po­wo­li czoł­ga­ła się w stro­nę wyj­ścia. Nie mogła tu zo­stać. Be­to­no­wa rura, która jesz­cze nie­daw­no wy­da­wa­ła jej się świet­nym schro­nie­niem, teraz ko­ja­rzy­ła się z klau­stro­fo­bicz­nym wię­zie­niem z któ­re­go na­tych­miast mu­sia­ła się wy­do­stać. Bzzzzzzzzzzzzzzz… – Dźwięk sta­wał się nie do znie­sie­nia, głowa pę­ka­ła na pół. Mi­mo­wol­nie za­czę­ła czoł­gać się ku wyj­ściu, po­trze­bo­wa­ła prze­strze­ni. Jej krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła po­now­nie.

– Yer gdzie je­steś do licha? Wszy­scy już są w bazie! Mu­si­my się zmy­wać! – Mimo, że sły­sza­ła ko­mu­ni­kat czy­sto i wy­raź­nie nie mogła prze­two­rzyć in­for­ma­cji. Dźwię­ki ma­szy­ny po­wo­do­wa­ły, że nie była w sta­nie zło­żyć jed­nej lo­gicz­nej myśli, nie mó­wiąc o prze­my­śla­nym pla­nie ewa­ku­acyj­nym. Sta­ra­ła się sku­pić na od­de­chu, za­czerp­nę­ła po­wie­trza i serię krót­kich wy­de­chów za­stą­pi­ła jed­nym dłu­gim. Wdech. Wy­dech. Spo­koj­nie i jed­no­staj­nie. Wy­eli­mi­no­wać dźwięk, wy­rzu­cić z umy­słu. Czuła, że ci­śnie­nie wzra­sta coraz bar­dziej i nie da rady utrzy­mać dłu­żej swo­jej po­zy­cji. Opie­ra­jąc się jesz­cze przez ostat­nie se­kun­dy wy­szła na ze­wnątrz. Te­th­ra­lot był tuż nad jej głową ale teraz nie miało to zna­cze­nia. Dźwięk ustał, choć jesz­cze przez chwi­lę sły­sza­ła pisz­czą­ce echo, jakby umysł nie był w sta­nie re­je­stro­wać no­wych bodź­ców. Teraz wszyst­ko wi­dzia­ła w zwol­nio­nym tem­pie. Pod­nio­sła głowę pa­trząc na że­la­zną osę. Ob­ser­wo­wa­ła otwie­ra­ją­cy się właz i wy­su­wa­ją­cą się że­la­zną sieć. Zanim zo­rien­to­wa­ła się co się dzie­je uno­si­ła się wraz z pu­łap­ką. Obraz po­wo­li roz­my­wał się, wi­dzia­ła od­da­la­ją­ce się za­bu­do­wa­nia. Nic wię­cej nie za­pa­mię­ta­ła.

***

Miała dziw­ny sen. Pły­nę­ła okrę­tem pi­rac­kim, który sunął w prze­stwo­rzach uno­sząc się wy­so­ko nad zie­mią. Ka­pi­ta­nem był Davin, a resz­tę za­ło­gi two­rzy­ła jej grupa zwia­dow­cza. Ru­do­wło­sa Rosi, bro­da­ty Fhas, Linn sko­śno­oka wo­jow­nicz­ka i Mart – chło­pak o ostrych ry­sach twa­rzy i buj­nej czu­pry­nie. Sta­tek pły­nął spo­koj­nie wpły­wa­jąc w pu­szy­ste ob­ło­ki ró­żo­wią­ce się od za­cho­dzą­ce­go słoń­ca. Po­wie­trze przy­jem­nie mu­ska­ło twarz i roz­wie­wa­ło włosy. Yer wspię­ła się na dziób i roz­po­star­ła ręce. Wy­da­wa­ło się, że fru­nie, a jej ciało jest lek­kie jak obłok. Od­dy­cha­ła spo­koj­nie i czuła lekką mżaw­kę na twa­rzy kiedy okręt wpły­wał w pie­rza­ste cir­ru­sy. Wi­dzia­ła prze­la­tu­ją­ce ptaki w róż­no­barw­nych ko­lo­rach i małe łódki w któ­rych ry­ba­cy ze sto­ic­kim spo­ko­jem cze­ka­li na łów. Wszyst­ko wy­da­wa­ło się ide­al­ne. Zbyt ide­al­ne.

– Yeray­ah! – Usły­sza­ła głos Da­vi­na. Zło­ci­ste ob­ło­ki przy­bra­ły kolor ciem­ne­go gra­na­tu. Wpły­wa­li w chmu­rę bu­rzo­wą. Silny wiatr szar­pał żagle, a pio­ru­ny i bły­ska­wi­ce prze­ci­na­ły niebo. – Lu­zo­wać szoty! Wy­bie­rać gej­ta­wy! – krzy­czał Davin, po­śpie­sza­jąc za­ło­gę do akcji. – Za­ło­ga na perty! – Okręt który do nie­daw­na mocny i sta­bil­ny, mio­ta­ny przez wiatr, wy­da­wał się teraz sko­rup­ką orze­cha. Niebo przy­bra­ło kształt cy­klo­nu, wiru który po­chła­niał wszyst­ko do­oko­ła. Wi­dzia­ła ry­bac­kie łódki i ko­lo­ro­we pióra nik­ną­ce w ot­chła­ni hu­ra­ga­nu. Cała za­ło­ga wal­czy­ła na re­jach, de­spe­rac­ko zwi­ja­jąc to co zo­sta­ło z żagli. Davin wy­tę­żał wszyst­kie siły by utrzy­mać ster, a Yera­ha za­mar­ła wpa­tru­jąc się w po­więk­sza­ją­cy się, roz­świe­tla­ny bły­ska­wi­ca­mi wir. Walka z ży­wio­łem wy­da­wa­ła się bez­sen­sow­na, bu­rzo­we chmu­ry ota­cza­ły okręt, a pio­ru­ny strze­la­ły nad ich gło­wa­mi. Za­czę­li mi­mo­wol­nie uno­sić się wcią­ga­ni przez siłę cy­klo­nu. – Za­ło­ga, ewa­ku­acja! – krzy­czał Davin, a wszy­scy na ko­men­dę od­pię­li się od reji i roz­kła­da­li skrzy­dła. Rzu­ca­li się ze stat­ku niczy spa­do­chro­nia­rze, a Yeray­ah przy­glą­da­ła się nik­ną­cym cie­niom, sły­sząc od­da­la­ją­ce się dźwię­ki fur­ko­tu piór w dole. 

– Yer skacz! – krzy­czał Davin, sta­ra­jąc się prze­krzy­czeć grzmo­ty. Sta­tek na­bie­rał coraz wię­cej wody, a ona za­mar­ła w bez­ru­chu. Czuła silne kro­ple desz­czu obi­ja­ją­ce jej twarz ale nie była w sta­nie się po­ru­szyć, nie miała skrzy­deł. Obu­dzi­ła się z krzy­kiem.

Le­ża­ła na szpi­tal­nym łóżku przy­wią­za­na pa­sa­mi. Całe po­miesz­cze­nie było ośle­pia­ją­co białe i po­trze­bo­wa­ła do­brej chwi­li żeby przy­zwy­cza­ić wzrok. Spró­bo­wa­ła się po­ru­szyć, jed­nak bez­sku­tecz­nie. Dość cia­sno zwią­za­no ją pa­sa­mi, krę­pu­ją­cy­mi koń­czy­ny. Ob­ser­wo­wa­ła przez chwi­lę kro­plów­kę są­czą­cą się le­ni­wie, kro­pla po kro­pli. Ro­zej­rza­ła się do­oko­ła. Po­miesz­cze­nie było wy­jąt­ko­wo su­ro­we i nie­przy­tul­ne. Żad­nych mebli, ob­ra­zów lub ja­kich­kol­wiek ak­cen­tów ko­lo­ry­stycz­nych. Je­dy­ną rze­czą znaj­du­ją­cą się w po­ko­ju była szaf­ka nocna z bia­ły­mi kwia­ta­mi obok łóżka. Po­wo­li od­wró­ci­ła głowę w prze­ciw­ną stro­nę. Jedna ze ścian była szkla­na, a za nią widok na mia­sto. Mu­sia­ła znaj­do­wać się w jed­nym z dra­pa­czy chmur, jako że wszyst­kie wie­żow­ce w dole wy­glą­da­ły jak mi­nia­tu­ro­we ma­kie­ty. Któro to mogło być pię­tro, dwu­set­ne? Przy­mknę­ła oczy i pró­bo­wa­ła przy­po­mnieć sobie co zda­rzy­ło się na za­ka­za­nym te­re­nie. Te­th­ra­lot, świ­dru­ją­cy dźwięk i sieć. Co się stało z jej ekipą zwia­dow­czą? Czy udało im się opu­ścić zonę? Mu­sia­ła uwol­nić się z krę­pu­ją­cych ją pasów. Nie miała pew­no­ści. gdzie się znaj­du­je, ale wie­dzia­ła jedno; lu­dzie za­bra­ni przez de­la­to­rów (zwa­nych przez miej­sco­wą lud­ność de­na­to­ra­mi) nigdy nie wra­ca­li. Nikt tak na­praw­dę nie wie­dział co się z nimi dzia­ło. Ocza­mi swo­jej wy­obraź­ni wi­dzia­ła sie­bie w pod­zie­miach na sali tor­tur. A może uży­wa­li in­nych metod do wy­do­by­cia in­for­ma­cji? A póź­niej zrzu­ca­ją z klifu w ce­men­to­wych bu­ci­kach i po spra­wie. Wzdry­gnę­ła się ma sama myśl. Próby uwol­nie­nia speł­zły na ni­czym, nie mogła po­ru­szyć koń­czy­na­mi, a co do­pie­ro po­lu­zo­wać pasy. Po chwi­li szar­pa­ni­ny usły­sza­ła wy­raź­nie kroki i głos. Wstrzy­ma­ła po­wie­trze, in­stynk­tow­nie czuła, że idą w jej stro­nę. Nie my­li­ła się.

– O pro­szę, nasza pa­cjent­ka obu­dzo­na! – za­świer­go­ta­ła le­kar­ka, chodź o tym, że jest panią dok­tor świad­czył je­dy­nie ste­to­skop na jej szyi. Była ubra­na w ob­ci­sły, brą­zo­wy gor­set ze zło­ty­mi zdo­bie­nia­mi na talii, krót­ką czar­ną spód­ni­cę i białą, ko­ron­ko­wą bluz­kę z brosz­ką w kształ­cie nie­to­pe­rza. Miała dosyć wy­ra­zi­sty ma­ki­jaż. Ciem­ne przy­dy­mio­ne oczy, pod­kre­ślo­ne kości po­licz­ko­we i bor­do­wą szmin­kę. Jej rude włosy były upię­te w ele­ganc­ki kok, ozdo­bio­ny kil­ko­ma pa­wi­mi pió­ra­mi. Złote opraw­ki oku­la­rów od­bi­ja­ły re­flek­sy sło­necz­ne. Yeray­ah prze­łknę­ła gło­śno ślinę. Cze­ka­ła na roz­wój wy­da­rzeń.

– Jak się czu­je­my? – za­py­ta­ła, zer­ka­jąc w wy­kres wi­szą­cy przy łóżku. Jakie to miało zna­cze­nie jak się teraz czuje? Przy­ku­li ją do łóżka jak ska­zań­ca albo po­my­leń­ca i ocze­ku­ją sze­ro­kie­go uśmie­chu i wdzięcz­no­ści za utrzy­ma­nie przy życiu.

– Jak mnie roz­wią­że­cie, za­pew­ne le­piej – od­burk­nę­ła ły­piąc z nie­chę­cią na ko­bie­tę. Le­kar­ka za­śmia­ła się per­li­ście jakby wła­śnie usły­sza­ła dobry żart.

– Oczy­wi­ście moja droga! Naj­pierw weź­miesz tylko jedną, małą ta­ble­tecz­kę i już cię roz­wią­zu­je. – Yer nie wie­dzia­ła czy bar­dziej iry­to­wa­ło ją dzie­cin­ne zdrab­nia­nie słów czy to, że le­kar­ka wspo­mnia­ła o le­kach. Za­kła­da­ła, że był to psy­cho­trop ja­kie­goś ro­dza­ju który miał ją uśpić, uspo­ko­ić albo wspo­móc z zej­ściu z tego łez pa­do­łu. W tej sy­tu­acji nie miała wiele opcji.

– Jaką ta­blet­kę?! Czuję się do­brze, je­dy­ną rze­czą po­trze­bu­ją­cą ra­tun­ku w tej chwi­li są moje koń­czy­ny, ścier­pły nie­mi­ło­sier­nie. – Le­kar­ka po­pra­wi­ła oku­la­ry nie prze­sta­jąc się szcze­rzyć. Yer miała wra­że­nie, że sama jest pod wpły­wem środ­ków odu­rza­ją­cych.

– O nic się nie bój ko­cha­niut­ka! Nad wszyst­kim czu­wa­my! Pro­szę, otwie­ra­my ład­nie buzię i ły­ka­my pa­styl­kę! – Le­kar­ka z tru­dem pró­bo­wa­ła we­pchnąć jej ogrom­ną, nie­bie­ską pi­gu­łę. Naj­chęt­niej wy­plu­ła by ją na­tych­miast, jed­nak roz­wią­za­nie pasów wy­da­wa­ło jej się teraz nie­biań­skim luk­su­sem.

– Bar­dzo ład­nie! – za­świer­go­ta­ła po­now­nie od­pi­na­jąc pasy. Yer po­czu­ła krą­żą­cą krew, a po chwi­li mogła po­now­nie po­ru­szać koń­czy­na­mi. Le­kar­ka ob­ser­wo­wa­ła ją przez chwi­lę. – To co, może mała zmia­na de­ko­ra­cji? Ta biel jest nieco przy­gnę­bia­ją­ca. – Yeray­ah nie miała po­ję­cia co ozna­cza „zmia­na de­ko­ra­cji”, toteż ob­ser­wo­wa­ła le­kar­kę z iro­nicz­nie unie­sio­ną brwią. Le­kar­ka wi­dząc jej gry­mas za­śmia­ła się po­now­nie, po czym na­ci­snę­ła jeden z przy­ci­sków przy jej łóżku. Nagle usły­sza­ła zgrzyt, a całe po­miesz­cze­nie ożyło. Ścia­ny ob­ró­ci­ły się ho­ry­zon­tal­nie, a biel za­mie­ni­ła się w bur­gund ze zło­ty­mi or­na­men­ta­mi. W cen­tral­nym punk­cie każ­dej ze ścian otwo­rzył się właz, z któ­re­go ko­lej­no wy­ła­ni­ły się ob­ra­zy przed­sta­wia­ją­ce zwie­rzę­ta. Każdo z nich stwo­rzo­ne było z róż­nej wiel­ko­ści mo­sięż­nych i srebr­nych try­bi­ków, które wpra­wio­ne w ruch spra­wia­ły, że ikony oży­wa­ły. Ry­czą­cy lew, mru­ga­ją­ce sowy i wy­ją­cy do księ­ży­ca wil­czur. Po­ni­żej ob­ra­zu lwa, który znaj­do­wał się na­prze­ciw­ko szpi­tal­ne­go łóżka, wy­ło­nił się ko­mi­nek z trza­ska­ją­cym ogniem, któ­re­go pło­mie­nie przy­bie­ra­ły formę tań­czą­cych po­sta­ci. Pa­trzy­ła przez chwi­lę za­uro­czo­na jak pło­mień w for­mie dżen­tel­me­na w cy­lin­drze kła­nia się nisko damie w fa­lu­ją­cej sukni, po czym wi­ru­ją w tańcu za­mie­nia­jąc się w jeden ogni­sty wir. Kiedy my­śla­ła, że przed­sta­wie­nie do­bie­gło końca, z su­fi­tu wy­su­nął się po­tęż­ny ży­ran­dol zro­bio­ny z mi­lio­na wi­szą­cych gwin­ta­mi do dołu śru­bek. Kiedy po­ru­sza­ły się przy lek­kich po­wie­wach po­wie­trza, ude­rza­ły o sie­bie wy­da­jąc wy­so­ki, me­ta­licz­ny dźwięk. Jej łóżko rów­nież drgnę­ło i za­czę­ło pod­wyż­szać się, a pod nim wy­rósł pół me­tro­wy po­dest i scho­dy. Pod­ło­ga mo­men­tal­nie zmie­ni­ła kolor na po­ły­sku­ją­cą czerń, spra­wia­jąc wra­że­nie ciem­ne­go stawu, który od­bi­jał całe po­miesz­cze­nie w swo­jej gład­kiej tafli. Yer za­krę­ci­ło się w gło­wie i nie wie­dzia­ła na czym sku­pić wzrok. – Dobre te pi­guł­ki – szep­nę­ła do sie­bie.

– Cud­nie! – Kla­snę­ła w dło­nie le­kar­ka i cmok­nę­ła z za­chwy­tem. – O niebo le­piej praw­da? – Yeray­ah nie od­po­wie­dzia­ła. Zmru­ży­ła oczy i po­trzą­snę­ła lekko głową aby upew­nić się czy to nie ha­lu­cy­na­cja. Czuła się jakby była świad­kiem ja­kie­goś przed­sta­wie­nia, nie była jed­nak pewna jaką rolę ma w nim ode­grać. Le­kar­ka za­mil­kła na chwi­lę spo­dzie­wa­jąc się za­pew­ne słów za­chwy­tu lub pro­ste­go “ach!”, a kiedy to nie na­stą­pi­ło od­chrząk­nę­ła te­atral­nie i za­czę­ła coś skrzęt­nie no­to­wać w swoim małym ze­szy­ci­ku. Yeray­ah zer­k­nę­ła po­now­nie na ko­mi­nek. Tym razem ogień prze­kształ­cił się w le­cą­cą osę. Wzdry­gnę­ła się.

– Co ze mną zro­bi­cie? Po co ten cyrk! – Le­kar­ka od­sko­czy­ła z lę­kiem kiedy zo­ba­czy­ła, że za­kład­nicz­ka ze­szła z łóżka i pod­nio­sła głos. Od­ru­cho­wo chwy­ci­ła za strzy­kaw­kę, którą miała w jed­nej z kie­sze­ni spód­ni­cy. – Zaraz wszyst­ko bę­dzie jasne, tylko bez pa­ni­ki. – Unio­sła drugą rękę jaky chcia­ła zy­skać na cza­sie w razie ataku „nie­po­czy­tal­nej” pa­cjent­ki. Nagle z włazu w pod­ło­dze wy­unął się ogrom­ny ekran, a na nim po­ja­wi­ła się ko­bie­ta do złu­dze­nia przy­po­mi­na­ją­ca le­kar­kę sto­ją­cą obok.

– Numer dwa na wi­dze­nie w Sali Tro­no­wej za 40 minut. – mo­no­ton­ny głos od­czy­tał for­muł­kę, a ko­bie­ta z ekra­nu uważ­niej spoj­rza­ła na Yerayę. – Wszyst­ko tam w po­rząd­ku dok­tor Ross? – Le­kar­ka ści­snę­ła rękę Yer i po­wo­li ski­nę­ła głową. 

– Numer dwa bę­dzie w go­to­wo­ści na czas. Bez od­bio­ru. – Po chwi­li ekran zgasł i znik­nął w pod­ło­dze. Tym więc tym dla nich była. Nu­me­rem dwa.

– Bę­dziesz współ­pra­co­wać czy mam we­zwać pomoc? – Le­kar­ka spoj­rza­ła na nią wy­cze­ku­ją­co, a w jej gło­sie po raz pierw­szy było sły­chać ostrzej­szą nutę. Yer ski­nę­ła nie­chęt­nie głową. Le­kar­ka kla­snę­ła w dło­nie a do po­ko­ju we­szła fi­li­gra­no­wa ko­bie­ta z nie­zbyt wyż­szym od niej męż­czy­zną. Oboje wy­glą­da­li dość eks­tra­wa­ganc­ko. Ko­bie­ta miała na sobie długi, szma­rag­do­wy płaszcz się­ga­ją­cy ziemi, który spię­ty był złotą klam­rą w kształ­cie węża. Zdję­ła go jed­nym ru­chem i rzu­ci­ła nie­dba­le na łóżko. Pod spodem miała marsz­czo­ną suk­nię i złote szpil­ki, o tek­stu­rze smo­czej łuski. Talia ko­bie­ty opię­ta była be­żo­wym gor­se­tem z wy­szy­wa­ny­mi or­na­men­te­mi, przy­po­mi­na­ją­cy­mi kom­pas i mapę. Jej rzęsy wy­glą­da­ły na nie­na­tu­ral­nie dłu­gie, po­dob­nie jak krwi­sto­czer­wo­ne pa­znok­cie. Bro­ka­to­wy cie­nie na po­wie­kach po­ły­ski­wa­ły w róż­nych od­cie­niach błę­ki­tu, a na wło­sach miała błę­kit­no-ró­żo­we dredy. Męż­czy­zna ubra­ny był w ka­mi­zel­kę w biało czar­ne pasy, sze­ro­ki skó­rza­ny pas, przy któ­rym było mnó­stwo róż­nej wiel­ko­ści sakw. Na gło­wie miał cy­lin­der z lor­net­ką, która wy­glą­da­ła bar­dziej na ele­ment de­ko­ra­cyj­ny niż sprzęt szpie­gow­ski. Rę­ka­wy ko­szu­li, która była pod spodem miały de­li­kat­ne roz­cię­cia, a na nad­garst­ku po­ły­ski­wa­ło coś, co wy­glą­da­ło jak wie­lo­funk­cyj­ny ze­ga­rek ze skom­pli­ko­wa­nym me­cha­ni­zmem ma­nu­al­nym.

– Do­sko­na­le! Le­kar­ka przy­kla­snę­ła w dło­nie. – Zo­sta­wiam cię pod okiem sty­li­stów: Louis i Vi­vien. – Mru­gnę­ła po­ro­zu­mie­waw­czo w stro­nę sty­li­stów i od­da­li­ła się tu­piąc gło­śno ob­ca­sa­mi.

– Ulala! Mamy nie­wie­le czasu, bierz­my się do ro­bo­ty! – Vi­vien bez ce­re­gie­li zła­pa­ła Yer za pod­bró­dek i za­czę­ła oglą­dać z każ­dej stro­ny. – Idziesz na Salę Tro­no­wą, mu­sisz jakoś wy­glą­dać, a my mamy nie­wie­le czasu! Oh! – Te­atral­ny głos ko­bie­ty był o wiele mniej iry­tu­ją­cy niż pi­skli­wy głos le­kar­ki. Louis trzy­mał się na dy­stans, nie wcho­dząc w pa­ra­dę kom­pan­ce, która zda­wa­ła się być w swoim ży­wio­le.

– Zo­staw­cie mnie w spo­ko­ju! – Yeray­ah pró­bo­wa­ła wy­krę­cić się z tego nie­do­rzecz­ne­go cyrku, jed­nak Vi­vien nie dała jej dojść do słowa.

– Nie ru­sza­my się, muszę po­brać do­kład­ne wy­mia­ry. – Yeray­ah zer­ka­ła kry­tycz­nie na miar­kę, którą mie­rzy­ła jej dosyć sze­ro­kie barki i umię­śnio­ne ręce. – Mamy tu nie­stan­dar­do­wy wy­miar no no no, cóż tu po­cząć? – Yeray­ah po­wo­li się­gnę­ła do za­wi­nię­tej no­gaw­ki. Scy­zo­ryk nadal był na swoim miej­scu. Nie mogli go wy­kryć, nie był zro­bio­ny z me­ta­lu. Ty­gry­sim sko­kiem zła­pa­ła Vi­vien za gar­dło i przy­war­ła ostrze do krta­ni. Męż­czy­zna za­marł w pa­ni­ce i ob­ser­wo­wał całe zaj­ście z sze­ro­ko otwar­ty­mi oczy­ma. Nie za­mie­rzał in­ter­we­nio­wać, był sty­li­stą, a nie za­bi­ja­ką.

– Za­pro­wadź mnie do kró­lo­wej albo po­że­gnasz się z asy­stent­ką! – krzyk­nę­ła, nie zwal­nia­jąc uści­sku. Louis drżą­ca ręką po­cią­gnął za po­zła­ca­ną dźwi­gnię.

Z włazu w pod­ło­dze wy­su­nę­ła się szkla­na winda. Bez słowa wska­zał na przy­cisk w kształ­cie berła. Sil­nym ru­chem ode­pchnę­ła omdle­wa­ją­cą sty­list­kę i wbie­gła do windy. Miała wra­że­nie, że nie wyj­dzie z tego żywo ale nie miała nic do stra­ce­nia. Przez chwi­lę czuła się jak szczur w ter­ra­rium, od­izo­lo­wa­na od świa­ta ze­wnętrz­ne­go. Czuła na sobie pełne wy­rzu­tu spoj­rze­nie Lo­uisa, ob­ser­wu­ją­ce­go zni­ka­ją­cą w tu­ne­lu windę. Yer zjeż­dza­ła w dół przed dobrą chwi­lę, mi­ja­jąc ko­lo­ro­we pię­tra mie­nią­ce się jak ka­lej­do­skop. „Prze­jażdż­ka” zda­wa­ła się trwać w nie­skoń­czo­ność, a pstro­ka­te kształ­ty za szkla­ną szybą, za­czę­ły zle­wać się w jedną plamę. Za­mknę­ła na chwi­lę oczy. Miała wra­że­nie, że zjeż­dża do pod­zie­mi, za­ta­pia­ła się w ciem­ność. Po chwi­li winda za­trzy­ma­ła się. Drzwi otwo­rzy­ły się bez­sze­lest­nie. Przez chwi­lę wsłu­chi­wa­ła się w gro­bo­wą ciszę, prze­ry­wa­ną je­dy­nie ude­rza­ją­cy­mi o zie­mię kro­pla­mi. Yeray­ah po­ru­sza­ła się na przód, po czym za­trzy­ma­ła się na­słu­chu­jąc. Wy­da­wa­ło jej się, że sły­szy czyjś od­dech. Każdy jej krok zda­wał się nieść echem od­bi­ja­jąc się od ścian, ni­czym szept w aku­stycz­nym po­miesz­cze­niu. Nagle ledwo sły­szal­ny od­dech stał się gło­śniej­szy i prze­mie­nił się w char­cze­nie. Zda­wa­ło jej się, że kto­kol­wiek kryje się na końcu alei stara się coś po­wie­dzieć.

– Po­dejdź – Usły­sza­ła słaby głos wy­do­by­wa­ją­cy się z ciem­no­ści. Nie przy­spie­szy­ła kroku, szła tym samym jed­no­staj­nym tem­pem sta­ra­jąc się zo­ba­czyć roz­mów­cę. Po kil­ku­na­stu kro­kach za­uwa­ży­ła ob­szer­ne scho­dy, a na ich szczy­cie srebr­ny tron. 

– Bli­żej, po­dejdź bli­żej. – Yeray­ah, za­czę­ła wspi­nać się po scho­dach, wy­tę­ża­jąc wzrok. Gdy do­tar­ła na szczyt jej oczom uka­za­ła się czer­wo­no­wło­sa ko­bie­ta o nie­na­tu­ral­nie bla­dym ko­lo­rze skóry. Ubra­na była w zwiew­ną, je­dwa­bi­stą, białą suk­nię, a na jej gło­wie do­strze­gła mały dia­dem. U jej boku stał ro­bo-wilk, go­to­wy do ataku na każde ski­nie­nie.

– Kró­lo­wa Adya. – wy­chry­pia­ła Yer, a jej głos wydał się nie­na­tu­ral­nie gło­śny.

Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się z wy­sił­kiem, a po chwi­li zwi­nę­ła się w gry­ma­sie bólu. Wy­da­wa­ło się, że cier­pi na po­waż­ną cho­ro­bę. Jej po­stać wy­da­wa­ła się kru­cha i słaba. Yeray­ah mi­mo­wol­nie po­my­śla­ła, że jej ko­niec jest bli­ski, co rów­na­ło­by się z uwol­nie­niem od męk i zgry­zot nę­ka­ją­cych kraj. Mi­mo­wol­nie umiech­nę­ła się pod nosem. Nikt tak na­praw­dę nie pa­mię­tał kiedy Te­th­ris miało in­ne­go wład­cę niż Adya. Jarz­mo jej okrut­nej, kró­lew­skiej dyk­ta­tu­ry wy­da­wa­ło się trwać w nie­skoń­czo­ność. Nie­któ­rzy mó­wi­li, że wy­na­la­zła śro­dek na nie­śmier­tel­ność i bę­dzie rzą­dzić w nie­skoń­czo­ność. Kró­lo­wa za­ka­sła­ła prze­cią­gle.

– Ty je­steś tą nową. – wy­chry­pia­ła. – Zła­pa­li się w za­ka­za­niej zonie praw­da? – Jej zie­lo­ne oczy zda­wa­ły się świ­dro­wać dziu­rą w umy­śle jakby chcia­ła za­stra­szyć roz­mów­cę samym spoj­rze­niem.

– Co za róż­ni­ca? – od­burk­nę­ła Yeray­ah i sta­nę­ła w sze­ro­kim, bo­jo­wym roz­kro­ku.

Adya za­śmia­ła się ale zaraz uci­chła jakby ruch prze­po­ny spra­wiał jej ból.

– Bun­tow­nicz­ka, ha? – do­da­ła gdy z tru­dem zdo­ła­ła wy­pro­sto­wać się na tro­nie. Przez dłuż­szą chwi­lę mie­rzy­ła ją wzro­kiem. – Nie pa­su­je Ci ten strój… – wy­szep­ta­ła prze­cią­gle – wy­glą­dasz ni­czym ty­grys w fu­trze norki. – Echo jej chra­pli­we­go głosu za­wi­sło w po­wie­trzu. – Chcia­łam, żeby przy­pro­wa­dza­li mi pięk­nych ludzi w pięk­nych stro­jach, jako na­miast­kę es­te­ty­ki tego świa­ta, ro­zu­miesz? – Yeray­ah za­ci­snę­ła zęby. Miała ocho­tę pomóc kró­lo­wej za­koń­czyć jej żywot i za­koń­czyć ten „es­te­tycz­ny cyrk”. Pa­ra­da próż­no­ści aby na­cie­szyć kró­lew­skie oko, pod­czas gdy jej pod­da­ni przy­mie­ra­li gło­dem. Po chwi­li mil­cze­nia Adya, za­chry­pia­ła po­now­nie. – Wi­dzisz nie mogę stąd wy­cho­dzić. Po serii ma­łych eks­pe­ry­men­tów moje ciało nie ak­cep­tu­je świa­tła. Mam pro­ble­my z funk­cjo­no­wa­niem w tym na­szym małym pu­styn­nym świat­ku ale nie bój się, nie zginę. – Yer zgrzyt­nę­ła zę­ba­mi.

– Je­steś ślep­cem Adyo. Kre­tem, który tchórz­li­wie ukry­wa się w swo­ich ko­ry­ta­rzach by nie oglą­dać efek­tów nik­czem­no­ści, które wy­rzą­dzi­łaś. – Adya za­śmia­ła się cicho i rzu­ci­ła jej jedno z groź­nych spoj­rzeń. 

– Ty nic nie wiesz. Ja je­stem tylko po­śred­ni­kiem. To wy­rocz­nia kie­ru­je na­szym małym pań­stew­kiem, to ona pro­wa­dzi nas do lep­sze­go jutra. To ona wy­bie­ra, kto jest godny, a kto ma zgi­nąć. To od niej za­le­żą losy świa­ta. Nie­ba­wem sama się prze­ko­nasz. Spójrz! – Przy­wo­ła­ła ją ge­stem, a na jej dłoni po­ja­wił się mi­nia­tu­ro­wy ho­lo­gram. Przed­sta­wiał ma­szy­nę, która przy­po­mi­na­ła ogrom­ny mózg z mi­lio­nem try­bi­ków. Obok dla po­rów­na­nia po­ja­wi­ły się po­sta­cie ludz­kie, uka­zu­jąc praw­dzi­wą skalę urzą­dze­nia. Jeśli wie­rzyć ho­lo­gra­ficz­nej pre­zen­ta­cji, ma­szy­na była wiel­ko­ści całej sto­li­cy. Coś ta­kie­go nie umknę­ło­by uwa­dze ludz­kiej. Yeray­ah uważ­nie spoj­rza­ła na Adyę i już wie­dzia­ła. Ma­chi­na ukry­wa­na była pod zie­mią w za­ka­za­nej stre­fie X. To był głów­ny powód do za­mknię­cia zony. Wy­rocz­nia. Pa­trząc na kró­lo­wą wi­dzia­ła teraz obłą­ka­ne­go czło­wie­ka, opę­ta­ne­go przez ma­chi­nę. Czło­wie­ka nie­zdol­ne­go do funk­cjo­no­wa­nia w świe­cie rze­czy­wi­stym. Przez chwi­lę pró­bo­wa­ła dojść do ładu z ty­sią­cem kłę­bią­cych się myśli.

– Na­praw­dę uwa­żasz, że ma­szy­na po­pro­wa­dzi ludz­kość ku lep­sze­mu? My­ślisz, że sztucz­na in­te­li­gen­cja, zbu­do­wa­na ludz­ką ręką ma prawo roz­ka­zy­wać czło­wie­ko­wi?! – Yeray­ah dy­sza­ła ze zło­ści, a kró­lo­wa pa­trzy­ła na nią z po­li­to­wa­niem.

– To sta­ro­żyt­na ma­chi­na. To ona po­tra­fi prze­dłu­żać nasze życia. Po­patrz tylko! – Kró­lo­wa kla­snę­ła w ręce, a Yeray­ah ro­zej­rza­ła się nie wie­dząc czego może się spo­dzie­wać. Z pod­zie­mi wy­nu­rzy­ło się mnó­stwo szkla­nych, de­li­kat­nie pod­świe­tlo­nych tub, a w każ­dym z nich coś zda­wa­ło się po­ru­szać. Yeray­ah po­de­szła bli­żej i za­mar­ła w osłu­pie­niu. Byli to uzna­ni za za­gi­nio­nych miesz­kań­cy Te­th­ris. Nie mieli apa­ra­tu­ry tle­no­wej, a mimo zda­wa­li się swo­bod­nie od­dy­chać. Yer spoj­rza­ła py­ta­ją­co na kró­lo­wą.

– Przyj­rzyj się – wy­char­cza­ła cicho. – Yer po­de­szła nie­pew­nie do jed­nej z tub. Teraz mogła do­strzec dziw­ne uwy­pu­kle­nia na klat­kach pier­sio­wych. Wy­glą­da­ły jak mi­lio­ny pod­skór­nych węży, które po­ru­sza­ły się nie­znacz­nie z każ­dym wde­chem. Kró­lo­wa uchy­li­ła suk­nię uka­zu­jąc ide­tyn­tycz­ny me­cha­nizm w jej ciele.

– Ta ma­szy­na was przez to kon­tro­lu­je! – krzyk­nę­ła Yer trze­sąc się z gnie­wu. – Nie­dłu­go nikt nie bę­dzie pod­le­gał wol­nej woli, a je­dy­nie nie­zna­nej misji sztucz­nej in­te­li­gen­cji! – Adyah wy­wró­ci­ła ocza­mi.

– Nie zro­zu­miesz do­pó­ki nie do­łą­czysz. – Lo­do­wa­dy głos kró­lo­wej zmro­ził w niej krew. Ro­zej­rza­ła się uważ­niej po sali. Z jej pier­si wy­darł się krzyk. Znała więk­szość z tych ludzi, nie­któ­rzy nawet na­le­że­li do jej grupy zwia­dow­czej! Chert, Mar­tya, Pim. Każdy z nich miał za­mon­to­wa­ne urzą­dze­nia i każdy z nich wy­da­wał się od­mie­nio­ny. Ich oczy miały w sobie coś nie­po­ko­ją­ce­go , blade, szkla­ne, bez wy­ra­zu. Jakby nie mieli duszy..

– Widzę, że zna­la­złaś swo­ich zna­jo­mych – szep­nę­ła kró­lo­wa z nie­kry­tą sa­tys­fak­cją. – Tylko pod wodą czują się dobrze..gdybym ich uwol­ni­ła, mie­li­by pro­ble­my z mową tak jak ja. Wy­rocz­nia ma plan – Yeray­ah nie chcia­ła tego słu­chać. Za­mknę­ła usta rę­ka­mi żeby nie krzy­czeć. Miała na­dzie­ję, że to kosz­mar­ny sen z któ­re­go obu­dzi się lada chwi­la. – Wi­dzisz, wy­rocz­nia chce by znisz­czyć tamę i zalać całe Te­th­ris. Prze­ży­ją wy­brań­cy, a ty mia­łaś szczę­ście zna­leźć się wśród nich. Gra­tu­la­cje! Wy­rocz­nia ma wobec cie­bie plan.

– Nigdy! Krzyk­nę­ła roz­pacz­li­wie bie­gnąc ku win­dzie. Robo wilk był jed­nak szyb­szy i jed­nym susem za­gro­dził jej drogę szcze­rząc kły.

– Gdzież ci tak śpiesz­no? Oh dziew­czy­no, chyba nie mar­twisz się, bla­do­ścią na­szych oczu? Wy­rocz­nia przy­ciem­ni dla nas słoń­ce, świa­tło nie bę­dzie nas draż­nić. Bę­dzie ide­al­nie! Ludz­kość wkro­czy na nowy po­ziom! A teraz stań pro­szę pod tą ścia­ną, o tu. – Yeray­ah spoj­rza­ła na kły me­cha­nicz­ne­go wilka i na trzę­są­cych no­gach ru­szy­ła w stro­nę ścia­ny. Przez chwi­lę ośle­pił ją krót­ki błysk. – Wi­dzisz, przed każdą prze­mia­ną ro­bi­my pa­miąt­ko­we zdję­cie w po­sta­ci ludz­kiej. Sty­li­ści jak wi­dzisz bar­dzo się sta­ra­li, by­ło­by im przy­kro gdyby ich praca po­szła na marne, choć w Twoim przy­pad­ku nie­wie­le dało się zro­bić. – Za­śmia­ła się char­cząc. – Ja za­wsze pa­trzę na swoją fo­to­gra­fię i wiem, że ewo­lu­owa­łam. Je­stem nad-czło­wie­kiem i ty też nie­ba­wem sta­niesz po­śród nas. Przed prze­mia­ną jed­nak, sta­niesz się świad­kiem pew­ne­go hi­sto­rycz­ne­go mo­men­tu. Wła­śnie za­le­wa­my tamę, spójrz! – Yeray­ah nie chcia­ła pa­trzeć. To był jakiś kosz­mar! Ho­lo­gram po­ka­zy­wał pę­ka­ją­cą tamę i po­tęż­ne masy wody za­le­wa­ją­ce do­li­nę. Grała na jej emo­cjach, to nie mogła być praw­da.

– Kiedy Te­th­ris bę­dzie pod wodą, a ty przej­dziesz prze­mia­nę, be­dzięsz mogła zo­ba­czyć wy­rocz­nię na wła­sne oczy! Nie cie­szysz się? – Yeray­ah za­mknę­ła oczy. Davin, grupa, zona, dom…Przy­po­mnia­ła sobie swój sen. Stała teraz bez­rad­nie pa­trząc na umie­ra­ją­cą zonę i nic nie mogła zro­bić. Kom­plet­nie nic.

Nie miała skrzy­deł.

 

Koniec

Komentarze

Cześć Ad­ga­ma­ris !!!

 

Ależ wspa­nia­ła wy­obraź­nia!!! To mnie urze­kło. Na­praw­dę. Tak po­win­no być, każde zda­nie jest nowym po­my­słem. W takim tek­ście po pro­stu nie spo­sób zgad­nąć jakie bę­dzie za­koń­cze­nie choć­by czy­tał to ge­niusz nie od­gad­nie co bę­dzie dzia­ło się za chwi­lę. Extra za­koń­cze­nie. Bar­dzo mi się twoje opo­wia­da­nie spodo­ba­ło!!!

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)))

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Cześć da­wi­di­q150!

 

Bar­dzo dzię­ku­ję za po­zy­tyw­ny ko­men­tarz! Jest to pierw­sze opo­wia­da­nie, któ­rym po­dzie­li­łam się w sieci więc ta opi­nia wiele dla mnie zna­czy. Cie­szę się, że Ci się po­do­ba­ło!

 

Po­zdra­wiam z sze­ro­kim uśmie­chem!

MG

 

 

Pierw­sze­mu czy­tel­ni­ko­wi chyba nie prze­szka­dza­ło fa­tal­ne wy­ko­na­nie tek­stu, lecz mi tak. Do tego stop­nia, że nie da się przez to opo­wia­da­nie prze­brnąć dalej niż ¼. 

Co tu się stało z dia­lo­ga­mi?

Niżej uza­sad­nie­nie:

 

 

 

Davin, co za rzę­cha wy­sła­li tym razem? Krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła.

→ Tu ro­zu­miem za­czy­na się dia­log? Brak ja­kie­go­kol­wiek myśl­ni­ka przed. Do dia­lo­gów wrócę też na samym dole, bo wszę­dzie jest pro­blem. Po­ni­żej kilka in­nych błę­dów:

Ci byli nie­szko­dli­wi, in­te­re­so­wa­lo ich wy­łącz­nie że­la­stwo które mo­gli­by sprze­dać u miej­sco­wych han­dla­rzy.

→ in­te­re­so­wa­ło + brak prze­cin­ka przed “które”

 

Od wscho­du w od­da­li ma­ja­czy­ło je­zio­ro Kra­li­bi, które było je­dy­nym na­tu­ral­nym zbior­ni­kiem wod­nym w pro­mie­niu 200 ki­lo­me­trów.

→ Za­pi­su­je­my słow­nie, dwu­stu. 

 

 

Ciszy która tu pa­no­wa­ła nie dało sie po­rów­nać z ni­czym innym.

→ się

 

Młode drze­wa prze­bi­ja­ły as­falt jak igła sa­ty­nę wy­zna­czjąc swoje wła­sne ścież­ki,

→ wy­zna­cza­jąc

 

Tych błę­dów jest dość sporo, bo po­ja­wia­ją się na samym po­cząt­ku, kon­kret­nie przed pierw­szym dia­lo­giem. Wy­star­czy tylko spoj­rzeć na lo­so­wo wy­bra­ne zda­nia, bo prze­le­cia­łem wzro­kiem czy dalej jest le­piej, ale nie­ste­ty nie­zbyt. Nie ła­pa­łem wszyst­kie­go.

Be­dzięsz współ­pra­co­wać czy mam we­zwać pomoc?

→ Bę­dziesz

 

Nie pa­su­je Ci ten strój

→ Z małej, bo to nie list. 

 

– Yer..– jego głos był coraz mniej sły­szal­ny – jest jesz­cze sztur­mo­wiec. Prze­łknę­ła gło­śno ślinę. Żarty się skoń­czy­ły, coś wi­sia­ło w po­wie­trzu. – To nie jest zwy­kły te­th­ra­lot bo­jo­wy – dodał po chwi­li mil­cze­nia. – Yeray­ah, ogła­szam od­wrót. Spo­tka­my się przy ge­ne­ra­to­rze. Dziew­czy­na w dwóch su­sach zna­la­zła się na ze­wnątrz. Przy­kuc­nę­ła w za­ro­ślach i spoj­rza­ła w niebo. Dwu­wir­ni­ko­wiec prze­la­ty­wał wła­śnie nad elek­trow­nią, a w od­da­li ma­ja­czy­ła druga ma­szy­na bo­jo­wa. Davin miał rację, to nie był zwy­kły sztur­mo­wiec.

→ My­śla­łem, że ten chaos wdarł się przy­pad­ko­wo, ale oka­zu­je się, że cały tekst jest tak na­pi­sa­ny. 

Brak od­dzie­le­nia myśl­ni­kiem wy­po­wie­dzi bo­ha­te­ra. Bo w ta­kiej for­mie ro­zu­miem, że to że prze­łknę­ła ślinę – to mówi cały czas ten gość. 

 

-Yeray­ah za­ci­snę­ła zęby. Miała ocho­tę pomóc kró­lo­wej za­koń­czyć jej żywot i za­koń­czyć ten „es­te­tycz­ny cyrk”. Pa­ra­da próż­no­ści aby na­cie­szyć kró­lew­skie oko, pod­czas gdy jej pod­da­ni cier­pie­li głód. Pod­czas chwi­li mil­cze­nia Adya, za­chry­pia­ła po­now­nie. – Wi­dzisz nie mogę stąd wy­cho­dzić. Po serii ma­łych eks­pe­ry­men­tów moje ciało nie ak­cep­tu­je świa­tła. Mam pro­ble­my z funk­cjo­no­wa­niem w tym na­szym małym pu­styn­nym świat­ku ale nie bój się, nie zginę. –Yer zgrzyt­nę­ła zę­ba­mi i do­da­ła po chwi­li mil­cze­nia:

→ Drugi przy­kład, byś wie­dzia­ła o czym mówię. Już nie wspo­mi­na­jąc o braku spa­cji przed myśl­ni­ka­mi, bo przy tym pro­ble­mie z za­pi­sem dia­lo­go­wym to pier­do­ła.

 

I trze­ci, po­ka­zu­ją­cy to w prost­szy spo­sób:

 

– Jaką ta­blet­kę?! Czuję się do­brze, je­dy­ną rze­cza po­trze­bu­ją­cą ra­tun­ku w tej chwi­li są moje koń­czy­ny,  ścier­pły nie­mi­ło­sier­nie. Le­kar­ka po­pra­wi­ła oku­la­ry nie prze­sta­jąc się szcze­rzyć. Yer miała wra­że­nie, że sama jest pod wpły­wem środ­ków odu­rza­ją­cych.

→ li­te­rów­ka do tego – rze­czą. 

Po­win­no być:

 

– Jaką ta­blet­kę?! Czuję się do­brze, je­dy­ną rze­cza po­trze­bu­ją­cą ra­tun­ku w tej chwi­li są moje koń­czy­ny,  ścier­pły nie­mi­ło­sier­nie. – Le­kar­ka po­pra­wi­ła oku­la­ry nie prze­sta­jąc się szcze­rzyć. Yer miała wra­że­nie, że sama jest pod wpły­wem środ­ków odu­rza­ją­cych.

 

 

 

Wy­da­je mi się, że nie czy­ta­łaś uważ­nie tego tek­stu przed pu­bli­ka­cją, bo opo­wia­da­nie jest na­pi­sa­ne w strasz­nie nie­chluj­ny spo­sób i nie da się skon­cen­tro­wać na hi­sto­rii przy tych pro­ble­mach. Choć­bym chciał, to nie ma opcji, by przy tak dez­orien­tu­ją­co za­pi­sa­nych dia­lo­gach czy­tać to dalej. 

Po­le­cę Ci po­rad­nik do za­pi­sy­wa­nia dia­lo­gów: 

Mini po­rad­nik Na­zgu­la: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Moja opi­nia, lekko mó­wiąc, za­pew­ne nie była bu­du­ją­ca, ale służy temu byś w przy­szło­ści skon­cen­tro­wa­ła się na po­wyż­szych uwa­gach. Praca nad dia­lo­ga­mi, uważ­ne przy­glą­da­nie się tek­sto­wi przed pu­bli­ka­cją i już da­ło­by się czy­tać. W przy­szło­ści za­pew­ne tak bę­dzie. 

 

 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Ne­ar­De­ath za­baw­ne jest, że opo­wia­da­nie, które mi się po­do­ba przez fa­chow­ców okre­śla­ne jest jako słabe a to które mi się nie po­do­ba wcho­dzi potem do bi­blio­te­ki :)))

 

To już któ­ryś raz mi się zda­rza :)))))))))))

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

@Ne­ar­De­ath bar­dzo dzię­ku­ję za szcze­gó­ło­wy fe­ed­back i za link do po­rad­ni­ka! Zde­cy­do­wa­nie muszę po­pra­co­wać nad za­pi­sem dia­lo­go­wym, a wszyst­kie po­wyż­sze uwagi uwa­żam za słusz­ne. Dzię­ki za po­świę­co­ny czas i kon­kret­ne przy­kła­dy, dzię­ki któ­rym będę wie­dzia­ła na co zwra­cać uwagę w przy­szło­ści.

Po­zdra­wiam!:)

MG

Cześć, Ad­ga­ma­ris!

 

Ktoś mi szep­nął, że wrzu­ci­łaś tekst w pią­tek, a to dzień mo­je­go dy­żu­ru, zatem…

 

Do­stęp do wody w kró­le­stwie miała wy­łącz­nie kró­lo­wa i miesz­kań­cy sto­li­cy, któ­rzy kon­tro­lo­wa­li tamę.

Ok, to w jaki spo­sób resz­ta żyła bez wody?

– Davin, co za rzę­cha wy­sła­li tym razem? – Krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła. – Dwu­wir­ni­ko­wiec – od­parł rze­czo­wo – ledwo char­czy – dodał po chwi­li, a Yeray­ah mo­gła­by przy­siąc, że uśmie­cha się pod nosem.

Oj, oj. Jak mówi inna osoba, to już inna li­nij­ka. To pod­sta­wy pod­staw.

Póź­niej jest tak samo. Tu sto­su­je­my pro­stą za­sa­dę – jeśli ktoś coś mówi, to le­ci­my do na­stęp­nej linii, jeśli jest wy­po­wiedź innej osoby niż do­tych­czas – rów­nież. Myślę, że jeśli pi­szesz, to też coś czy­tasz, wy­star­czy więc otwo­rzyć do­wol­ną książ­kę, żeby zo­ba­czyć jak to dzia­ła.

Po­ru­sza­ły się one mi­lio­no­wy­mi ob­ro­ta­mi

To może i jesz­cze jakoś przej­dzie, ale co to są “mi­lio­no­we ob­ro­ty”? Z kon­tek­stu ro­zu­miem, że śmi­gła krę­ci­ły się bar­dzo szyb­ko, ale dla mnie to jest dosyć dziw­ne okre­śle­nie.

Któro to mogło być

li­te­rów­ka

– Bar­dzo ład­nie! – za­świer­go­ta­ła po­now­nie od­pi­na­jąc pasy.

A tu widać jak ważną rze­czą jest in­ter­punk­cja. Zro­zu­mia­łem, że po­now­nie od­pi­na­ła pasy.

– Numer dwa na wi­dze­nie w Sali Tro­no­wej za 40 minut.

li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie

 

Przed chwi­lą sta­nę­ła na no­gach i krzyk­nę­ła na le­kar­kę, a jak tylko na­zwa­li ją nu­me­rem dwa, to stwier­dzi­ła, że to strasz­nie źle, jest tylko nu­me­rem. Dla­cze­go nie dzia­ła­ła, dla­cze­go nie ata­ku­je?

Dla­cze­go po­szła na współ­pra­cę, gdy była już wy­swo­bo­dzo­na? Przez ta­blet­kę? Nie widać za bar­dzo efek­tów jej dzia­ła­nia.

ko­bie­ta z nie­zbyt wyż­szym od niej męż­czy­zną.

dziw­nie to brzmi – ra­czej “nie­wie­le”

Chwi­lę póź­niej do­sta­je­my opisy dwóch po­sta­ci – za­pa­mię­ta­łem je­dy­nie szma­rag­do­we płasz­cze, bo były na po­cząt­ku – póź­niej­sze bom­bar­do­wa­nie in­for­ma­cja­mi o wy­glą­dzie nuży. Prze­le­cia­łem tylko wzro­kiem przez opis.

– Ulala! Mamy nie­wie­le czasu, bierz­my się do ro­bo­ty! – Vi­vien bez ce­re­gie­li zła­pa­ła Yer za pod­bró­dek i za­czę­ła oglą­dać z każ­dej stro­ny. – Idziesz na Salę Tro­no­wą, mu­sisz jakoś wy­glą­dać, a my mamy nie­wie­le czasu! Oh!

Po­wtó­rze­nie

Na­praw­dę nie wy­cią­gnę­li scy­zo­ry­ka? I tak po pro­stu od­pię­li pasy? Ama­to­rzy. A kto się boi ama­to­rów? Na­pię­cie siada. Żad­nej stra­ży? Nic?

Dla­cze­go po­rzu­ci­ła za­kład­ni­ka? Miała po­li­sę na życie, ale ją zo­sta­wi­ła i wla­zła do cia­snej pu­łap­ki sama. Je­dzie do kró­lo­wej, za­pew­ne do naj­bar­dziej strze­żo­ne­go miej­sca w bu­dyn­ku.

pstro­ka­te kształ­ty za szkla­ną szybą, za­czę­ły zle­wać się w jedną plamę. Za­mknę­ła na chwi­lę oczy. Miała wra­że­nie, że zjeż­dża do pod­zie­mi, za­ta­pia­ła się w ciem­ność. Po chwi­li winda za­trzy­ma­ła się. Drzwi otwo­rzy­ły się bez­sze­lest­nie. Przez chwi­lę wsłu­chi­wa­ła się w gro­bo­wą ciszę, prze­ry­wa­ną je­dy­nie ude­rza­ją­cy­mi o zie­mię kro­pla­mi. Yeray­ah po­ru­sza­ła się na przód, po czym za­trzy­ma­ła się na­słu­chu­jąc. Wy­da­wa­ło jej się, że sły­szy czyjś od­dech. Każdy jej krok zda­wał się nieść echem od­bi­ja­jąc się od ścian, ni­czym szept w aku­stycz­nym po­miesz­cze­niu. Nagle ledwo sły­szal­ny od­dech stał się gło­śniej­szy i prze­mie­nił się w char­cze­nie. Zda­wa­ło jej się, że kto­kol­wiek kryje się na końcu alei stara się coś po­wie­dzieć.

15x się – kla­sycz­na się­ko­za. Nie­je­dy­na w tek­ście.

co rów­na­ło­by się z uwol­nie­niem od męk i zgry­zot nę­ka­ją­cych kraj

To nie bę­dzie żad­ne­go na­stęp­cy? Liche to “im­pre­ium” czy co­kol­wiek to jest.

 

Ła­pan­ka była wy­biór­cza – nie wska­zy­wa­łem wszyst­kie­go. Ogól­nie: leży in­ter­punk­cja i zapis dia­lo­gów. To nie­ste­ty bar­dzo utrud­nia lek­tu­rę.

Ogól­nie przy­da­ło­by się cza­sem wię­cej aka­pi­tów – teraz tekst wy­glą­da jak ko­lej­ne bloki tek­stu, co nie za­chę­ca do lek­tu­ry. Jest to prze­ga­da­ne.

Na­to­miast naj­wię­cej za­strze­żeń mam do war­stwy lo­gicz­nej. Wiele dzie­je się tu pre­tek­sto­wo. Już wyżej wska­za­łem kilka nie­lo­gicz­no­ści i nie­ste­ty z każdą ko­lej­ną coraz mniej Ci wie­rzę w ja­kie­kol­wiek za­my­sły. Po pro­stu chcia­łaś uwol­nić bo­ha­ter­kę we­wnątrz bu­dyn­ku, więc od­pię­łaś jej pasy; chcia­łaś żeby wzię­ła za­kład­ni­ka, więc wsa­dzi­łaś jej scy­zo­ryk do buta (czy gdzie on tam był).

I jesz­cze bym przy­stał na to, że to wszyst­ko wiel­ki plan kró­lo­wej, że wła­śnie tak chcia­ła wład­czy­ni, żeby się po­to­czy­ły wy­pad­ki, ale… w za­sa­dzie po co jest ta cała roz­mo­wa? Ja widzę jedno tylko wy­tłu­ma­cze­nie: po pro­stu przez usta kró­lo­wej chcia­łaś wy­tłu­ma­czyć czy­tel­ni­ko­wi co i jak. Nie ku­pu­ję tego. Dla mnie to ten sam ro­dzaj in­fo­dump’a, co mo­ment, gdzie czar­ny cha­rak­ter ma zabić bo­ha­te­ra, ale zanim po­cią­gnie za spust, to tłu­ma­czy swoje za­cho­wa­nie do dzie­się­ciu lat wstecz.

Po co w ogóle była ta ta­blet­ka? Ona jak­kol­wiek dzia­ła­ła? Nie za­uwa­ży­łem.

W ta­gach masz cy­ber­punk, a mi tu bar­dziej za­le­cia­ło ste­am­pun­kiem, choć to może tylko wra­że­nie.

 

Droga Ad­ga­ma­ris, wiele pracy jesz­cze przed Tobą, ale wszyst­ko da się zro­bić. Jak prze­czy­ta­łem, jest to pierw­sze opu­bli­ko­wa­ne przez Cie­bie opko i to widać, ale prze­cież każdy kie­dyś za­czy­nał. Tekst na­le­ża­ło­by prze­re­da­go­wać i sko­ry­go­wać. Myślę, że spo­koj­nie można przy­ciąć kilka ty­się­cy zna­ków, bez szko­dy, a wręcz z ko­rzy­ścią dla tek­stu.

Na por­ta­lu znaj­dziesz sporo po­rad­ni­ków, jak np. ten pod­lin­ko­wa­ny przez ND.

Jeśli chcesz zła­pać wię­cej czy­tel­ni­ków, to po­le­cam czy­tać i ko­men­to­wać opka in­nych, a także brać udział w kon­kur­sach – ak­tu­al­nie w toku jest Kon­kurs Świą­tecz­ny, któ­re­go za­sa­dy znaj­dziesz tutaj: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/27706

Naj­waż­niej­sze jed­nak, żeby tekst od­le­żał swoje i prze­szedł au­to­re­dak­cję i ko­rek­tę. Mo­żesz też sko­rzy­stać z do­bro­dziejstw be­to­wa­nia.

Życzę Ci żeby pi­sa­nie spra­wia­ło Ci fraj­dę, a ko­lej­ne tek­sty była znacz­nie bar­dziej udane. A teraz do ro­bo­ty! :)

 

Po­zdra­wiam!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Jak na pierw­szy tekst, nie jest źle. Spodo­ba­ło mi się świa­to­twór­stwo, to zde­cy­do­wa­nie naj­moc­niej­sza część opo­wia­da­nia. Jest tro­chę uste­rek tech­nicz­nych. Wy­da­je mi się, że fa­bu­ła mo­gła­by się zmie­ścić w mniej­szej licz­bie zna­ków, nie jest zła, ale na pewno nie na­le­ży do roz­bu­do­wa­nych.

Przy­kro mi to pisać, Ad­ga­ma­ris, ale przez Aqu­arię prze­brnę­łam z naj­więk­szym tru­dem, usta­wicz­nie po­ty­ka­jąc się na błę­dach i uster­kach, masie li­te­ró­wek, licz­nych po­wtó­rze­niach, za­im­ko­zie i sza­le­ją­cej się­ko­zie, że o fa­tal­nie za­pi­sa­nych dia­lo­gach i zlek­ce­wa­żo­nej in­ter­punk­cji nie wspo­mnę. :(

Z pew­no­ścią mia­łaś po­mysł na opo­wia­da­nie, ale jesz­cze za­bra­kło umie­jęt­no­ści, aby całą rzecz wy­ło­żyć czy­tel­nie i cie­ka­wie. Mam na­dzie­ję, że Twoje przy­szłe opo­wia­da­nia będą zde­cy­do­wa­nie le­piej na­pi­sa­ne i zdo­ła­ją mnie bar­dziej za­cie­ka­wić.

 

Nie był to ro­dzaj ciszy, który mógł się ko­ja­rzyć… → Pi­szesz o ciszy, a ta jest ro­dza­ju żeń­skie­go, więc: Nie był to ro­dzaj ciszy, która mogła się ko­ja­rzyć

 

ich ak­tyw­ność wi­docz­nie zma­la­ła. → Ra­czej: …ich ak­tyw­ność za­uwa­żal­nie zma­la­ła.

 

nie mieli wy­star­cza­ją­cej ilo­ści ludzi… → Ludzi można po­li­czyć, więc: …nie mieli wy­star­cza­ją­cej licz­by ludzi

 

Blusz­cze oplo­tły już wszyst­ko co było na ich dro­dze… → Skoro bra­ko­wa­ło wody, to oba­wiam się, że blusz­cze ra­czej nie mogły opleść ni­cze­go, al­bo­wiem po­trze­bu­ją cie­nia i sporo wil­go­ci.

 

Sznur umo­co­wa­ła pod­czas swo­jej pierw­szej wspi­nacz­ki… → Zbęd­ny za­imek – czy mogła umo­co­wać sznur pod­czas cu­dzej wspi­nacz­ki?

 

Zmur­sza­ła, zzie­le­nia­ła lina… → Mur­sze­je drew­no, nie lina.

Gdyby lina była zu­ży­ta/ znisz­czo­na i po­kry­ta ple­śnią, nie nada­wa­ła­by się do wspi­nacz­ki.

 

– Davin, co za rzę­cha wy­sła­li tym razem? – Krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła. – Dwu­wir­ni­ko­wiec – od­parł rze­czo­wo – ledwo char­czy – dodał po chwi­li, a Yeray­ah mo­gła­by przy­siąc, że uśmie­cha się pod nosem. Do­brze wie­dzia­ła, że ta kupa złomu nie ma za­awan­so­wa­ne­go sprzę­tu zwia­dow­cze­go. → Wy­po­wiedź dia­lo­go­wą za­pi­su­je­my w nowym wier­szu. Nar­ra­cji nie za­pi­su­je­my z di­da­ska­lia­mi. Winno być:

– Davin, co za rzę­cha wy­sła­li tym razem?  

Krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła.

– Dwu­wir­ni­ko­wiec – od­parł rze­czo­wo – ledwo char­czy – dodał po chwi­li.

Yeray­ah mo­gła­by przy­siąc, że uśmie­cha się pod nosem. Do­brze wie­dzia­ła, że ta kupa złomu nie ma za­awan­so­wa­ne­go sprzę­tu zwia­dow­cze­go.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi.

 

– Yer.. – wy­char­czał, a jego głos był coraz mniej sły­szal­ny. → Wie­lo­krop­ko­wi bra­ku­je jed­nej krop­ki; wie­lo­kro­pek ma za­wsze trzy kopki!

 

wpa­tru­jąc się w coraz wraź­niej­szy kształt. → Li­te­rów­ka.

 

śmi­gła za­miast skrzy­deł. Po­ru­sza­ły się one mi­lio­no­wy­mi ob­ro­ta­mi… → Mi­lio­no­wy obrót wy­ko­na coś, co do tej pory ob­ró­ci­ło się dzie­więć­set dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć ty­się­cy dzie­więć­set dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć razy, ale nie mam po­ję­cia, co to są mi­lio­no­we ob­ro­ty?

 

Sły­sza­ła zbli­ża­ją­ce się brzę­cze­nie. Miała wra­że­nie, że świ­dru­ją­cy dźwięk wdzie­ra się do jej umy­słu za­głu­sza­jąc myśli i pa­ra­li­żu­jąc ciało. Dźwięk emi­to­wa­ła osa, hałas wzra­stał wraz z przy­bli­ża­niem się ma­szy­ny. Ty­sią­ce brzę­czą­cych in­sek­tów. Od­ru­cho­wo za­czę­ła od­ga­niać się od nie­wi­dzial­nych szer­sze­ni, mo­men­tal­nie tra­cąc po­czu­cie tego co jest rze­czy­wi­sto­ścią, a co wy­ima­gi­no­wa­nym ob­ra­zem. Iry­tu­ją­cy dźwięk na­ra­stał, a jego czę­sto­tli­wość rosła. → W jakim celu kil­ka­krot­nie po­wta­rzasz tę samą in­for­ma­cję?

 

czoł­ga­ła się w stro­nę wyj­ścia. Nie mogła tu zo­stać. Be­to­no­wa rura, która jesz­cze nie­daw­no wy­da­wa­ła jej się świet­nym schro­nie­niem, teraz ko­ja­rzy­ła się z klau­stro­fo­bicz­nym wię­zie­niem z któ­re­go na­tych­miast mu­sia­ła się wy­do­stać. Bzzzzzzzzzzzzzzz… – Dźwięk sta­wał się nie do znie­sie­nia, głowa pę­ka­ła na pół. Mi­mo­wol­nie za­czę­ła czoł­gać się ku… → Się­ko­za. Po­wtó­rze­nie.

 

otwie­ra­ją­cy się właz i wy­su­wa­ją­cą się że­la­zną sieć. Zanim zo­rien­to­wa­ła się co się dzie­je uno­si­ła się wraz z pu­łap­ką. Obraz po­wo­li roz­my­wał się, wi­dzia­ła od­da­la­ją­ce się za­bu­do­wa­nia. → Się­ko­za.

 

Sta­tek pły­nął spo­koj­nie wpły­wa­jąc w pu­szy­ste… → Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Wi­dzia­ła prze­la­tu­ją­ce ptaki w róż­no­barw­nych ko­lo­rach… → Masło ma­śla­ne – ko­lo­ry są róż­no­barw­ne z de­fi­ni­cji.

Wy­star­czy: Wi­dzia­ła prze­la­tu­ją­ce róż­no­barw­ne ptaki

 

na ko­men­dę od­pię­li się od reji… → …na ko­men­dę od­pię­li się od rej

 

Rzu­ca­li się ze stat­ku niczy spa­do­chro­nia­rze… → Li­te­rów­ka.

 

– Yer skacz! – krzy­czał Davin, sta­ra­jąc się prze­krzy­czeć grzmo­ty. → Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Któro to mogło być pię­tro, dwu­set­ne? → Li­te­rów­ka.

 

zda­rzy­ło się na za­ka­za­nym te­re­nie. Te­th­ra­lot, świ­dru­ją­cy dźwięk i sieć. Co się stało z jej ekipą zwia­dow­czą? Czy udało im się opu­ścić zonę? Mu­sia­ła uwol­nić się z krę­pu­ją­cych ją pasów. Nie miała pew­no­ści. gdzie się znaj­du­je… → Ko­lej­ny przy­kład się­ko­zy. I na tym po­prze­sta­nę.

 

Ocza­mi swo­jej wy­obraź­ni wi­dzia­ła sie­bie w pod­zie­miach… → Czy pierw­szy za­imek jest ko­niecz­ny? Czy mogła coś wie­dzieć ocza­mi cu­dzej wy­obraź­ni?

 

Wstrzy­ma­ła po­wie­trze… → Na czym po­le­ga wstrzy­ma­nie po­wie­trza?

Pro­po­nu­ję: Wstrzy­ma­ła od­dech

 

Naj­pierw weź­miesz tylko jedną, małą ta­ble­tecz­kę i już cię roz­wią­zu­je. → Li­te­rów­ka.

 

– Bar­dzo ład­nie! – za­świer­go­ta­ła po­now­nie od­pi­na­jąc pasy. → A kiedy wcze­śniej od­pię­ła pasy, skoro teraz od­pi­na je po­now­nie?

A może miało być: – Bar­dzo ład­nie! – za­świer­go­ta­ła po­now­nie, od­pi­na­jąc pasy.

 

Le­kar­ka wi­dząc jej gry­mas za­śmia­ła się po­now­nie, po czym na­ci­snę­ła jeden z przy­ci­sków przy jej łóżku. → Czy ko­niecz­ne są oba za­im­ki?

 

ko­lej­no wy­ła­ni­ły się ob­ra­zy… → Li­te­rów­ka.

 

Każdo z nich stwo­rzo­ne było… → Li­te­rów­ka.

 

pod nim wy­rósł pół me­tro­wy po­dest… → …pod nim wy­rósł półme­tro­wy po­dest

 

od­bi­jał całe po­miesz­cze­nie w swo­jej gład­kiej tafli. → Zbęd­ny za­imek.

 

za­czę­ła coś skrzęt­nie no­to­wać w swoim małym ze­szy­ci­ku. → Zbęd­ny za­imek.

 

Od­ru­cho­wo chwy­ci­ła za strzy­kaw­kę… → Od­ru­cho­wo chwy­ci­ła strzy­kaw­kę

 

Unio­sła drugą rękę jaky chcia­ła… → Li­te­rów­ka.

 

Nagle z włazu w pod­ło­dze wy­unął się… → Li­te­rów­ka.

 

– Numer dwa na wi­dze­nie w Sali Tro­no­wej za 40 minut.– Numer dwa na wi­dze­nie w sali tro­no­wej za czter­dzie­ści minut.

Li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie.

 

we­szła fi­li­gra­no­wa ko­bie­ta z nie­zbyt wyż­szym od niej męż­czy­zną. → …we­szła fi­li­gra­no­wa ko­bie­ta z nieco/ tro­chę/ nie­wie­le wyż­szym od niej męż­czy­zną.

 

…cie­nie na po­wie­kach po­ły­ski­wa­ły w róż­nych od­cie­niach błę­ki­tu… → …cie­nie na po­wie­kach po­ły­ski­wa­ły róż­ny­mi od­cie­nia­mi błę­ki­tu

 

na wło­sach miała błę­kit­no-ró­żo­we dredy. → Dredy to włosy, tyle że w sfil­co­wa­nych pa­smach. Dre­dów nie można mieć na wło­sach.

 

ubra­ny był w ka­mi­zel­kę w biało czar­ne pasy… → …ubra­ny był w ka­mi­zel­kę w biało-czar­ne pasy

 

Męż­czy­zna ubra­ny był w ka­mi­zel­kę w biało czar­ne pasy, sze­ro­ki skó­rza­ny pas, przy któ­rym było mnó­stwo róż­nej wiel­ko­ści sakw. Na gło­wie miał cy­lin­der z lor­net­ką, która wy­glą­da­ła bar­dziej na ele­ment de­ko­ra­cyj­ny niż sprzęt szpie­gow­ski. Rę­ka­wy ko­szu­li, która była pod spodem miały de­li­kat­ne roz­cię­cia, a na nad­garst­ku po­ły­ski­wa­ło coś, co wy­glą­da­ło jak wie­lo­funk­cyj­ny ze­ga­rek ze skom­pli­ko­wa­nym me­cha­ni­zmem ma­nu­al­nym. → Czy do­brze ro­zu­miem, że męż­czy­zna miał ko­szu­lę pod ka­pe­lu­szem, a od pasa w dół był goły?

Jakie zna­cze­nie dla opo­wia­da­nia ma to dość szcze­gó­ło­we opi­sy­wa­nie stro­jów po­sta­ci?

 

– Zo­sta­wiam cię pod okiem sty­li­stów: Louis i Vi­vien. – Mru­gnę­ła po­ro­zu­mie­waw­czo w stro­nę sty­li­stów… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

– Idziesz na Salę Tro­no­wą→ – Idziesz do sali tro­no­wej

 

zła­pa­ła Vi­vien za gar­dło i przy­war­ła ostrze do krta­ni. → Oba­wiam się, że ostrza nie można przy­wrzeć do krta­ni.

Pro­po­nu­je: …zła­pa­ła Vi­vien za gar­dło i przy­sta­wi­ła/ przy­tknę­ła/ przy­ło­ży­ła ostrze do krta­ni.

 

Miała wra­że­nie, że nie wyj­dzie z tego żywo… → Li­te­rów­ka.

 

Yer zjeż­dza­ła w dół przed dobrą chwi­lę… → Li­te­rów­ka. Masło ma­śla­ne – czy mogła zjeż­dżać w górę?

 

Yeray­ah po­ru­sza­ła się na przód… → Na przód czego się po­ru­sza­ła?

A może miało być: Yeray­ah po­ru­sza­ła się na­przód

 

za­trzy­ma­ła się na­słu­chu­jąc. Wy­da­wa­ło jej się, że sły­szy czyjś od­dech. Każdy jej krok zda­wał się nieść echem od­bi­ja­jąc się od ścian, ni­czym szept w aku­stycz­nym po­miesz­cze­niu. Nagle ledwo sły­szal­ny od­dech stał się gło­śniej­szy i prze­mie­nił się w char­cze­nie. Zda­wa­ło jej się, że kto­kol­wiek kryje się na końcu alei stara się coś po­wie­dzieć. → Się­ko­za. Lekka za­im­ko­za. Po­wtó­rze­nia.

 

Wy­da­wa­ło się, że cier­pi na po­waż­ną cho­ro­bę. Jej po­stać wy­da­wa­ła się kru­cha i słaba. → Po­wtó­rze­nie.

 

z uwol­nie­niem od męk i zgry­zot… → …z uwol­nie­niem od mąk i zgry­zot

 

Mi­mo­wol­nie umiech­nę­ła się pod nosem. → Li­te­rów­ka.

 

trwać w nie­skoń­czo­ność. Nie­któ­rzy mó­wi­li, że wy­na­la­zła śro­dek na nie­śmier­tel­ność i bę­dzie rzą­dzić w nie­skoń­czo­ność. → Po­wtó­rze­nie?

 

– Zła­pa­li się za­ka­za­niej zonie praw­da? → – Zła­pa­li cięza­ka­za­nej zonie, praw­da?

 

oczy zda­wa­ły się świ­dro­wać dziu­rą w umy­śle… → Li­te­rów­ka.

 

– Nie pa­su­je Ci ten strój→ – Nie pa­su­je ci ten strój

Za­im­ki pi­sze­my wiel­ką li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie.

 

nie umknę­ło­by uwa­dze ludz­kiej. Yeray­ah uważ­nie spoj­rza­ła… → Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Z pod­zie­mi wy­nu­rzy­ło się mnó­stwo szkla­nych, de­li­kat­nie pod­świe­tlo­nych tub, a w każ­dym z nich coś zda­wa­ło się po­ru­szać. → Pi­szesz o tu­bach, które są ro­dza­ju żeń­skie­go, więc: Spod­zie­mi wy­nu­rzy­ło się mnó­stwo szkla­nych, de­li­kat­nie pod­świe­tlo­nych tub, a w każ­dej z nich coś zda­wa­ło się po­ru­szać.

 

a mimo zda­wa­li się swo­bod­nie od­dy­chać. → Pew­nie miało być: …a mimo to zda­wa­li się swo­bod­nie od­dy­chać.

 

Kró­lo­wa uchy­li­ła suk­nię uka­zu­jąc ide­tyn­tycz­ny me­cha­nizm w jej ciele. → Na czym po­le­ga uchy­le­nie sukni? Li­te­rów­ka.

A może miało być: Kró­lo­wa roz­pię­ła suk­nię, uka­zu­jąc iden­tycz­ny me­cha­nizm w swoim ciele.

 

 Lo­do­wa­dy głos kró­lo­wej… → Li­te­rów­ka.

 

Ich oczy miały w sobie coś nie­po­ko­ją­ce­go , blade… → Zbęd­na spa­cja przed prze­cin­kiem.

 

Jakby nie mieli duszy.. → Jeśli zda­nie miała koń­czyć krop­ka, jest o jedną krop­kę za dużo, a jeśli wie­lo­kro­pek, bra­ku­je jed­nej krop­ki.

 

– Tylko pod wodą czują się dobrze..gdybym… → Wie­lo­krop­ko­wi bra­ku­je jed­nej krop­ki. Bra­ku­je też spa­cji po nim.

 

Robo wilk był jed­nak szyb­szy… → Wcze­śniej na­pi­sa­łaś: U jej boku stał ro­bo-wilk… → Na­le­ża­ło­by ujed­no­li­cić pi­sow­nię.

 

na trzę­są­cych no­gach ru­szy­ła w stro­nę ścia­ny. → …na drżą­cych no­gach ru­szy­ła w stro­nę ścia­ny.

 

choć w Twoim przy­pad­ku… → …choć w twoim przy­pad­ku

 

nie­ba­wem sta­niesz po­śród nas. Przed prze­mia­ną jed­nak, sta­niesz się… → Po­wtó­rze­nie.

 

be­dzięsz mogła zo­ba­czyć… → Li­te­rów­ka.

 

Davin, grupa, zona, dom…Przy­po­mnia­ła… → Brak spa­cji po wie­lo­krop­ku.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Przy­by­łem, zo­ba­czy­łem, prze­czy­ta­łem.

Wiel­ki plus za cie­ka­we świa­to­twór­stwo. Ten tag “Fan­fic­tion” mnie z lekka prze­ra­ził, bo z reguł za­po­wia­da, że jeśli jako czy­tel­nik nie znam świa­ta, to autor nie za­mie­rza mi nic po dro­dze tłu­ma­czyć. Tutaj tego tak mocno nie po­czu­łem – po­szcze­gól­ne ele­men­ty świa­ta są do­brze na­świe­tlo­ne, skłą­da­ją się także w miarę spój­ną ca­łość. Tak więc tutaj wy­szło to do­brze.

Po­przed­ni­cy wspo­mnie­li o aspek­tach tech­nicz­nych, ta­kich jak dłu­gość i po­dział na aka­pi­ty czy po­wtó­rze­nia. Nie będę się więc za nimi, nomen omen, po­wta­rzał :)

Ale muszę zwró­cić Twoją uwagę, Au­tor­ko, na uży­wa­nie in­fo­dum­pów. Bo jest to coś, co za­uwa­ży­łem mocno nad­uży­wasz w tek­ście. Sporo tutaj mo­men­tów, gdy wcisz­kasz pauzę w opi­sach czy dzia­ła­niach, a zaraz potem ci­skasz we mnie cie­ka­wym, ale mimo wszyst­ko wy­bi­ja­ją­cym z akcji opi­sem wy­da­rze­nia. Tak, in­fo­dum­py są po­trzeb­ne, ale mogą być groź­ne, bo przy ich nad­mia­rze ma się wra­że­nie czy­ta­nia en­cy­klo­pe­dii, a nie pły­nię­cia przez akcję tek­stu.

Tyle ode mnie. Na ko­niec przy­dat­ne linki ze stro­ny :)

Dia­lo­gi – mini po­rad­nik Na­zgu­la: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dia­lo­gi – kla­sycz­ny po­rad­nik Mor­ty­cja­na: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Pod­sta­wo­we po­ra­dy por­ta­lo­we Se­le­ne: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o be­to­wa­niu au­tor­stwa Psy­cho­Fi­sha: Betuj bliź­nie­go swego jak sie­bie sa­me­go

Temat, gdzie można pytać się o pro­ble­my ję­zy­ko­we:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szu­kać spe­cja­li­stów do “ri­ser­czu” na wy­bra­ny temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Po­rad­nik łow­ców ko­men­ta­rzy au­tor­stwa Fin­kli, czyli co robić, by być ko­men­to­wa­nym i przez to zbie­rać duży więk­szy “fe­ed­back”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Po­rad­nik Is­san­de­ra, jak do­stać się do Bi­blio­te­ki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funk­cjo­no­wa­nia por­ta­lu i tu­tej­szych oby­cza­jów au­tor­stwa Dra­ka­iny:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

Po­wo­dze­nia!

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

@Kro­kus, bar­dzo dzię­ku­ję za szcze­gó­ło­we omó­wie­nie za­rów­no tech­nicz­ne jak i me­ry­to­rycz­ne. Tekst zde­cy­do­wa­nie idzie “do pra­nia”, a dzię­ki takim ko­me­na­rzom wiem gdzie są “plamy”.

@Zyg­fry­d89 dzię­ku­ję za ko­men­tarz! Fa­bu­ła zo­sta­ła skró­co­na ale tak jak mó­wisz, może być kró­cej, a “tre­ści­wiej”. Będę nad tym pra­co­wać!

@Re­gu­la­to­rzy wy­szcze­gól­ni­łeś dla mnie bar­dzo istot­ne man­ka­men­ty, a tro­chę tego jest! Dzię­ki, że po­świę­ci­łeś swój czas i wpraw­ne oko. Przy­da się przy nad­cią­ga­ją­cych po­praw­kach ;)

@No­Whe­re­Man dzię­ku­ję za linki i uwagi o in­fo­dum­pach! Wezmę pod uwagę, przy wy­gła­dza­niu tego tek­stu i przy two­rze­niu ko­lej­nych. Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

MG

Miło mi, Ad­ga­ma­ris, że mo­głam się przy­dać i że uzna­łaś uwagi za przy­dat­ne. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Jest jakiś po­mysł, ale jesz­cze wy­pa­da­ło­by go ocio­sać.

Tro­chę za­sko­czy­ło mnie, że dziew­czy­na jest taka wy­jąt­ko­wa – budzi się w szpi­ta­lu i od razu chcą ją pro­wa­dzić do wład­czy­ni. Tak się nie robi z każdą bun­tow­nicz­ką. No, ale je­że­li wy­rocz­nia ka­za­ła… Tylko nie wia­do­mo, po co dziew­czy­na wy­rocz­ni jest, a w ten spo­sób z tek­stu robi się frag­ment.

Tro­chę była nie­przy­tom­na, skoro w tym cza­sie zdą­ży­li wy­ła­pać jej bandę, pod­dać zmia­nom, prze­ka­ba­cić…

Czy zmur­sza­ła lina utrzy­ma­ła­by cię­żar dziew­czy­ny? Liny na świe­żym po­wie­trzu bar­dzo szyb­ko tra­fia szlag.

O tech­ni­ka­liach już sporo było. Dodam, że in­ter­punk­cja ku­le­je.

a na wło­sach miała błę­kit­no-ró­żo­we dredy.

A to by zna­czy­ło, że na wło­sach rosły jej ko­lej­ne włosy (jak pe­ru­ka albo jak list­ki aka­cji na ło­dyż­ce) i te były prze­ro­bio­ne na dredy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka