- Opowiadanie: Kinga37 - Nie zadzieraj z wilkołakiem

Nie zadzieraj z wilkołakiem

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Nie zadzieraj z wilkołakiem

Sta­ra­łem się nie krzy­wić, ale je­dy­ne o czym ma­rzy­łem w tym mo­men­cie to wiel­ki me­te­oryt, który ude­rza­jąc, skró­cił­by moje cier­pie­nia. Za­miast tego wy­si­li­łem się na nie­mra­wy uśmiech, który nie mógł wyjść szcze­gól­nie prze­ko­nu­ją­co.

– Pew­nie. Z przy­jem­no­ścią cię pod­wio­zę. – Te słowa z tru­dem prze­szły mi przez gar­dło. W my­ślach z kolei krzy­cza­łem: Dla­cze­go za­wsze ruj­nu­jesz mi życie, ty chory po­je­bie?!

Car­los od­po­wie­dział sze­ro­kim uśmie­chem, nie zda­jąc sobie spra­wy, jak bar­dzo go nie­na­wi­dzi­łem. A może wie­dział, ale uda­wał?

Z Car­lo­sem tak się spra­wy miały: ide­al­ny pra­cow­nik, nigdy się nie spóź­niał, przy­cho­dził w ko­szu­li i spodniach za­wsze ide­al­nie wy­pra­so­wa­nych w kant. Okrą­głe oku­la­ry w czar­nej opraw­ce, które z po­cząt­ku wy­glą­da­ły jak te Har­re­go Pot­te­ra spra­wi­ły, że z po­cząt­ku go nie do­ce­ni­łem. My­śla­łem sobie, pew­nie miły z niego facet.

Otóż nie. Miłe to były szcze­niacz­ki, nie on. Istny dia­beł wcie­lo­ny w nie­wy­so­kie­go męż­czy­znę, z przy­li­za­ny­mi wło­sa­mi i hi­tle­row­skim wąsem. W sumie, sam Hi­tler nie po­wsty­dził­by się ta­kie­go po­tom­ka, bo Car­los mimo iż sze­fem nie był, całą firmę trzy­mał w gar­ści. Miał haka na pra­cow­ni­ków i wy­ko­rzy­sty­wał to jak mógł.

A co miał na mnie?

Nie je­stem z tego dumny, od razu za­zna­czę. Nie mia­łem po­ję­cia, że ta ko­bie­ta ma męża i że tym mężem jest wła­ści­ciel firmy. Przy­pad­ko­wy seks, przy­pad­ko­we spo­tka­nie Car­lo­sa tuż po, i już. Je­stem w czar­nej dupie. A teraz? Nie mogę mu ni­cze­go od­mó­wić, bo jak to zro­bię, Car­los nie za­wa­ha się na­po­mknąć sze­fo­wi o moim małym spo­tka­niu z jego żoną.

Wy­ma­ca­łem klu­czy­ki przez spodnie i otwo­rzy­łem sa­mo­chód, choć zanim wsia­dłem rzu­ci­łem mu spod byka złe spoj­rze­nie. Nie za­uwa­żył.

– Wiesz Roger, mógł­byś tu tro­chę po­sprzą­tać. – Z wy­ra­zem obrzy­dze­nia na twa­rzy, dwoma pal­ca­mi chwy­cił po­jem­nik po chiń­skim żar­ciu i prze­rzu­cił go na tylne sie­dze­nie. Potem usa­do­wił się wy­god­nie za­pi­na­jąc pas, jed­nak za­marł na widok brud­nej skar­pe­ty na desce roz­dziel­czej. Osten­ta­cyj­nie za­sy­mu­lo­wał od­ruch wy­miot­ny i za­tkał nos.

– Jazda w ta­kich wa­run­kach wpły­wa ne­ga­tyw­nie na moją aurę – oznaj­mił.

W dupie mia­łem jego aurę. Do­sko­na­le wie­dzia­łem jaki z niego pe­dant, i choć zo­sta­wie­nie auta w takim sta­nie bo­la­ło, mu­sia­łem zro­bić coś żeby nie chciał już ze mną jeź­dzić. Ani ja, ani bied­na Ana­sta­zja, mój uko­cha­ny sa­mo­chód, nie za­słu­ży­li­śmy sobie ni­czym na wo­że­nie tego gbura. Cóż, ja może nie byłem bez grze­chu, ale Ana­sta­zja nie po­win­na cier­pieć z tego po­wo­du.

Z czu­ło­ścią po­gła­ska­łem kie­row­ni­cę.

– Ach tak. Po­sprzą­tam kie­dyś. Jak nie za­po­mnę. – Uru­cho­mi­łem sil­nik, i w tym samym mo­men­cie Car­los kich­nął.

– Na zdro­wie. – Obyś zdechł.

Car­los znowu kich­nął i zaraz spoj­rzał na mnie z ukosa, a jego spoj­rze­nie zdra­dza­ło po­dejrz­li­wość. Po­dra­pał się po ręku.

– Trzy­ma­łeś tu ja­kieś koty?

– Ja? Nie wiem, może. – Na razie kot ciot­ki sie­dział cicho za sie­dze­nia­mi, nawet nie miauk­nął. Moja cio­cia miała pięć kotów, ale tylko Pul­pe­ta udało się zwa­bić do sa­mo­cho­du na ten jeden dzień. Po­zo­sta­łej czwór­ki nie udało się prze­ku­pić żadną szyn­ką. Ciot­ka kar­mi­ła je zde­cy­do­wa­nie zbyt do­brze. – Ach tak, ostat­nio mu­sia­łem za­wieźć kota cioci do we­te­ry­na­rza.

– Je­stem uczu­lo­ny na koty. Apsik! – Czy mi się wy­da­wa­ło czy w tym kich­nię­ciu po­brzmie­wa­ła nuta urazy?

– Przy­kro mi, nie wie­dzia­łem. Silna ta aler­gia?

Kich­nął znowu, dra­piąc się coraz bar­dziej.

– Po pro­stu przy­śpiesz – wark­nął.

– Jest ogra­ni­cze­nie do czter­dzie­stu – po­wie­dzia­łem z uda­wa­nym żalem. – Nic nie mogę zro­bić, prawo nie jest po to by je łamać, praw­da?

Pod­skór­nie czu­łem, że przej­rzał moją grę. Zwłasz­cza, że wcze­śniej nie­szcze­gól­nie przej­mo­wa­łem się ogra­ni­cze­nia­mi pręd­ko­ści. Wciąż mia­łem dwa nie­za­pła­co­ne, za­le­głe man­da­ty. Im dłu­żej je­cha­li­śmy, tym bar­dziej aler­gia da­wa­ła mu się we znaki.

Car­los się­gnął do torby, wyjął z niej chu­s­tecz­kę i smark­nął gło­śno, ni­czym trą­bią­ce sło­ni­sko. Aż się wzdry­gną­łem. Zaraz smark­nął znowu, jesz­cze gło­śniej, aż na­szła mnie prze­moż­na ocho­ta by wy­rzu­cić go z sa­mo­cho­du. Gło­śne dźwię­ki przy­pra­wia­ły mnie o zgrzy­ta­nie zębów.

Ale nie to, było naj­gor­sze, bo Car­los gdy tylko zużył chu­s­tecz­kę, wrzu­cił ją za­smar­ka­ną do schow­ka mo­je­go sa­mo­cho­du!

– E… ej! Nie tam! Ubru­dzisz mi książ­kę!

– Nie sądzę, by por­no­sa można było na­zwać książ­ką – rzu­cił obo­jęt­nie przez za­tka­ny nos. – Może cho­ciaż szyb­ciej po­sprzą­tasz.

Za­ci­sną­łem mocno dło­nie na kie­row­ni­cy. Po­wo­li od­wró­ci­łem głowę w jego stro­nę, by wy­gar­nąć mu wszyst­ko, tu i teraz. By skoń­czyć z tą grą i wy­słać Car­lo­sa w cho­le­rę, co po­wi­nie­nem zro­bić już dawno. Mia­łem już dość! Trud­no, naj­wy­żej znaj­dę sobie inną pracę, ale nie mo­głem już dłu­żej go zno­sić. Nie po tym jak ska­lał swo­imi smar­ka­mi moją bied­ną Ana­sta­zję!

– Słu­chaj ty no…

Car­los wy­pro­sto­wał się jak stru­na z ocza­mi jak spodki.

– Uwa­żaj! – Pal­cem wska­zał jezd­nię.

Sa­mo­chód rąb­nął w coś z całej siły, nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny obiekt prze­to­czył się przez maskę, a ja wci­sną­łem z ca­łych sił ha­mu­lec. Serce wa­li­ło mi jak osza­la­łe kiedy zer­ka­łem we wstecz­ne lu­ster­ko. Na ulicy le­ża­ła ko­bie­ta.

Wła­śnie ją po­trą­ci­łem.

Zer­k­ną­łem w bok. Car­los z sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi wpa­try­wał się w przed­nią szybę. Prze­ły­ka­jąc gło­śno ślinę, wbił plecy w fotel pa­sa­że­ra. Szyb­ko oce­ni­łem sy­tu­ację. Pusta ulica, las po obu stro­nach, nikt nie wi­dział wy­pad­ku. Nikt prócz Hi­tle­ra Ju­nio­ra.

– Ty… ty… za­bi­łeś ją! Za­bi­łeś! – Oszo­ło­mie­nie spra­wi­ło, że przez dłuż­szą chwi­lę nie byłem w sta­nie się po­ru­szyć. Car­los z kolei darł się jak opę­ta­ny. – I co ja teraz zro­bię?! – Zła­pał się za głowę. Po chwi­li drżą­cy­mi rę­ka­mi wy­cią­gnął z kie­sze­ni te­le­fon. – Po­li­cja. Za­dzwo­nię na po­li­cję. Po­wiem im… po­wiem, że to nie ja, to ty ją za­bi­łeś.

Le­d­wie tra­fiał w od­po­wied­nie cy­fer­ki na te­le­fo­nie. Kiedy przy­ło­żył te­le­fon do ucha, oprzy­tom­nia­łem. Wy­rwa­łem mu go z rąk, roz­łą­czy­łem się, a potem zrzu­ci­łem na zie­mię i dla pew­no­ści przy­dep­ną­łem jesz­cze butem.

– Hej! Co ty wy­pra­wiasz?!!! – wy­darł się, dło­nią szu­ka­jąc klam­ki – Mu­si­my za­dzwo­nić, że ją za­bi­łeś. Muszą cię za­brać. Mor­der­ca. – Ostat­nie słowo wy­szep­tał.

– Głupi je­steś? – Się­gną­łem do klam­ki, a potem po­ka­za­łem przed sie­bie. – Prze­cież ona żyje. Spójrz!

Po­trą­co­na ko­bie­ta istot­nie, wła­śnie wsta­wa­ła z ziemi. Nieco się chwia­ła, ale skoro sama wsta­ła, to nie mogło być z nią źle, praw­da? Nie chcia­łem iść do wię­zie­nia. Nie mia­łem też pie­nię­dzy na żadne od­szko­do­wa­nie. W pracy pła­ci­li gro­sze, a za coś mu­sia­łem żyć. Piwo i McDo­nald’s kosz­to­wa­ły. Już nie mó­wiąc o prze­glą­dzie Ana­sta­zji.

– Och. Jak do­brze. – Car­los przy­ło­żył dłoń do serca, choć w jego gło­sie można było wy­czuć nutę za­wo­du. Jak go znam, pew­nie chciał­by zo­ba­czyć mnie za krat­ka­mi.

– Na pewno po­trze­bu­je po­mo­cy. – Już otwie­ra­łem drzwi, ale Car­los po­wstrzy­mał mnie ła­piąc za rękaw i wcią­ga­jąc z po­wro­tem do środ­ka.

– Nie, nie! Ja pójdę – za­pro­te­sto­wał ga­piąc się przez szybę – Ty, dość już na­ro­bi­łeś. Prawą dło­nią przy­gła­dził włosy, a na ko­niec po­gła­skał wąs. Zer­k­nął w bocz­ne lu­ster­ko, a potem wy­siadł z auta.

Do­pie­ro kiedy zo­ba­czy­łem po­szko­do­wa­ną zro­zu­mia­łem jego po­stę­po­wa­nie. Mimo iż do­słow­nie rąb­nął w nią sa­mo­chód, wy­glą­da­ła zja­wi­sko­wo. Dłu­gie, lśnią­ce włosy. Gład­ka cera i duże, cudne oczy. Za­mru­ga­łem. Przez mo­ment, mógł­bym przy­siąc, że oczy ko­bie­ty bły­snę­ły żół­cią.

Prze­cież to nie­moż­li­we. Wy­sia­dłem z auta i do­łą­czy­łem do sto­ją­cej przed maską dwój­ki, aku­rat w mo­men­cie gdy Hi­tler Ju­nior prze­szedł do dzia­ła­nia.

– Och, jak to do­brze, że nic pani nie jest! Po­trze­bu­je pani szpi­ta­la? A może od­wio­zę… od­wie­zie­my do domu? Da­le­ko pani miesz­ka? – Do­tknął jej ra­mie­nia, ale z gar­dła po­trą­co­nej wy­do­by­ło się wark­nię­cie. Car­los za­brał dłoń.

– To ty mnie we mnie ude­rzy­łeś? – Zgro­mi­ła wzro­kiem Hi­tle­ra Ju­nio­ra.

– Ależ skąd! W życiu. To on, ten ła­chu­dra! – Wska­zał na mnie pal­cem. – Gdy­bym tylko wie­dział że z niego taki okrut­nik, nigdy bym z nim nie wsiadł do sa­mo­cho­du. Prze­klę­ty dra­niu! – Tym razem zwró­cił się do mnie – Jak śmia­łeś po­trą­cić tę pięk­ną panią! Ta­kich jak ty, to tylko ubi­jać!

Unio­słem dło­nie w obron­nym ge­ście, kiedy jej oczy skie­ro­wa­ły się na mnie.

– Tak mi przy­kro! Przy­się­gam, że nie chcia­łem.

Zmru­ży­ła oczy. Po­cią­gnę­ła nosem.

– Co tak pach­nie?

– Woda ko­loń­ska. – Car­los wy­piął dum­nie pierś – Kosz­tu­je nie­ma­ło, ale warta swo­jej ceny, praw­da?

– Nie, ty aku­rat śmier­dzisz – burk­nę­ła – Coś w sa­mo­cho­dzie. Czy to kot?

Wy­czu­ła kota? Za­czą­łem mieć po­dej­rze­nia, że z tą ko­bie­tą może być coś nie tak.

– Śmier­dzę? – Hi­tler Ju­nior za­po­wie­trzył się. – Jak… jak pani może tak mówić! To ja pani po­ma­gam, nawet ofe­ru­je pod­wóz­kę do domu, i co z tego mam? Oszczer­stwa!

– Za­mknij się. – Po­de­szła bli­żej sa­mo­cho­du. Po­czu­łem ogrom­ną ocho­tę by sta­nąć mię­dzy nią i Ana­sta­zją, nie chcia­łem by obca zbli­ża­ła się do sa­mo­cho­du. Na szczę­ście nie mu­sia­łem nic robić, bo Car­los zajął się od­wró­ce­niem jej uwagi.

– Ej! Mówię do cie­bie. Jak śmiesz mnie lek­ce­wa­żyć? – Opluł się śliną. Starł ją po­śpiesz­nie z brody – Ej! Do cie­bie mówię. Głu­cha je­steś, czy może głu­pia?

Nie­zna­jo­ma za­trzy­ma­ła się jak wryta, wbi­ja­jąc w Car­lo­sa roz­ju­szo­ne spoj­rze­nie. Cof­ną­łem się prze­zor­nie o krok. Wo­la­łem jej nie wcho­dzić w drogę. Szyb­ko po­de­szła do Car­lo­sa i bez wa­ha­nia zła­pa­ła go za gar­dło. Jej oczy za­lśni­ły zło­wro­go gdy wy­ci­ska­ła z Hi­tle­ra Ju­nio­ra po­wie­trze.

– Nie draż­nij mnie.

Pu­ści­ła go, a Car­los za­to­czył się w tył ła­piąc za gar­dło. Gdyby miał choć odro­bi­nę oleju w gło­wie, ustą­pił­by i trzy­mał gębę na kłód­kę. Ale nie. Za­ci­snął szczę­kę, zgrzyt­nął zę­ba­mi, a potem wy­pro­sto­wał się jakby po­łknął kij. Zna­łem tę po­sta­wę i ten wyraz twa­rzy. Wy­glą­dał do­kład­nie tak samo jak wtedy, gdy wro­bił mnie w bycie jego pry­wat­nym szo­fe­rem.

– Po­cze­kaj no tylko.

Po­trą­co­na, która wła­śnie wy­da­wa­ła się stra­cić nim za­in­te­re­so­wa­nie i chcia­ła odejść, przy­sta­nę­ła znowu, jakby i ona wy­czu­ła groź­bę w jego gło­sie.

– Mó­wi­łeś coś?

– Nie uj­dzie ci to na sucho. Ja… mam zna­jo­mo­ści – Za­darł głowę. – To była na­paść. Chcia­łaś mnie udu­sić. Ja, znam po­li­cjan­ta! Po­li­cjan­ta który mógł­by cię za­mknąć, żebyś zgni­ła w celi. Tak. Uschniesz w celi, twoja ładna buźka już w ni­czym ci nie po­mo­że. I nie myśl sobie. – Po­ki­wał pal­cem jak pri­ma­don­na – To, że mnie teraz prze­pro­sisz, nic ci nie da.

– Wcale nie mia­łam za­mia­ru prze­pra­szać młot­ku.

Car­los sap­nął obu­rzo­ny. Spoj­rzał na mnie, jakby są­dził że coś po­wiem. Unio­słem tylko obron­nie ręce. Nie mia­łem za­mia­ru się wtrą­cać, nie­wtrą­ca­nie się to je­dy­na rzecz, która mi wy­cho­dzi­ła, byłem w tym mi­strzem. Naj­chęt­niej sko­rzy­stał­bym z oka­zji, wsiadł do sa­mo­cho­du i od­je­chał, ale cie­ka­wość trzy­ma­ła mnie na miej­scu.

– Młot­ku? No to się do­igra­łaś, ty… ty… dziw­ko jedna!

Pra­wie za­chły­sną­łem się po­wie­trzem. Nigdy nie sły­sza­łem by Car­los kogoś wy­zwał. Był mę­czą­cym su­kin­sy­nem, który wszyst­kich draż­nił, ale nigdy nie ata­ko­wał wprost, a już na pewno nie ko­biet.

Po­szko­do­wa­na uchy­li­ła usta, jakby zdu­mio­na. Wy­star­czy­ły se­kun­dy. Do­sko­czy­ła do Car­lo­sa, i ob­na­ża­jąc sze­reg szpi­cza­stych zębów, wbiła kły w jego szyję. Try­snę­ła krew. Car­los za­to­czył się w przód kiedy ode­rwa­ła kawał mięsa z jego ciała. Pró­bo­wał nie­zdar­nie ją ode­pchnąć, ale z każdą chwi­lą tra­cił wię­cej sił. Rzu­cił mi roz­pacz­li­we spoj­rze­nie, ale je­dy­ne co byłem w sta­nie zro­bić, to gapić się na nich jak kołek. Chwi­lę trwa­ło, nim lo­gi­ka ca­łe­go zaj­ścia do­tar­ła do mojej tępej głowy.

Żółte oczy i ostre zęby.

– Wam­pir! – wy­krzyk­ną­łem

Ko­bie­ta zgro­mi­ła mnie wzro­kiem.

– Wil­ko­łak – wark­nę­ła. Hi­tler Ju­nior upadł na ko­la­na, by zaraz zwa­lić się u jej stóp jak długi. Nie żył? Są­dząc po ilo­ści krwi try­ska­ją­cej z jego szyi, cał­kiem praw­do­po­dob­ne. – Ty je­steś na­stęp­ny.

Unio­słem głowę. Ko­bie­ta-wil­ko­łak całą twarz miała uma­za­ną krwią. I pa­trzy­ła na mnie.

– Ja? Prze­cież… ale… dla­cze­go? – wy­du­ka­łem wcale nie chcąc umie­rać.

– Nie prze­pusz­czę ci tego, że rąb­ną­łeś we mnie sa­mo­cho­dem! Może je­stem wy­trzy­ma­ła, ale i tak bo­la­ło jak skur­wy­syn! A teraz po­sta­ram się, żeby i cie­bie za­bo­la­ło.

Ani my­śla­łem dać się ze­żreć ja­kiejś ko­bie­cie z kłami. Do­pa­dłem do Ana­sta­zji, ale szyb­ko prze­ko­na­łem się, że drzwi są za­mknię­te, a ja zo­sta­wi­łem klu­czy­ki w sa­mo­cho­dzie. Niech to! Za­czą­łem biec ile sił w no­gach. Prze­bie­głem przez drogę i wpa­dłem do lasu.

– Wy­da­je ci się, że mo­żesz przede mną uciec? – Do moich uszu do­tarł jej per­li­sty śmiech. – Głu­piec z cie­bie.

Ga­łę­zie chla­sta­ły mnie po twa­rzy, a bez­na­dziej­na kon­dy­cja szyb­ko dała o sobie znać. Już po chwi­li sa­pa­łem jak po dłu­gim ma­ra­to­nie. Zła­pa­ła mnie kolka. Jeśli tylko wyjdę z tego żywy, od jutra bie­gam, co­dzien­nie. Może gdy­bym wie­dział, że kie­dyś przyj­dzie mi ucie­kać przed żąd­nym krwi wil­ko­ła­kiem, już dawno bym za­czął.

W od­da­li do­strze­głem mały, drew­nia­ny domek. Ide­al­ne miej­sce by się ukryć. Ru­szy­łem pędem igno­ru­jąc kolkę, ale w nodze zła­pał mnie skurcz więc skoń­czy­ło się na szyb­kim cho­dzie.

– Nawet sta­rusz­ki ucie­ka­ją szyb­ciej. – Opie­ra­ła się o jedno z drzew, nie­opo­dal, szcze­rząc zęby – To jak? Koń­czy­my tę za­ba­wę?

Po­trzą­sną­łem głową. Zbyt zzia­ja­ny, nie byłem w sta­nie wy­du­sić z sie­bie słowa. Szyb­ko po­kuś­ty­ka­łem do chaty, a ona po­zwo­li­ła mi na to. Domek oka­zał się otwar­ty, i bar­dzo stary. Za­ba­ry­ka­do­wa­łem się w środ­ku, ale mia­łem nie­przy­jem­ną pew­ność, że te drzwi, nie po­wstrzy­ma­ły­by nawet czło­wie­ka.

– Coś na wil­ko­ła­ki, coś na wil­ko­ła­ki… – szep­ta­łem go­rącz­ko­wo, roz­glą­da­jąc się. Pró­bo­wa­łem przy­po­mnieć sobie wszyst­kie filmy i se­ria­le o tych stwo­rze­niach, ale stres zwią­za­ny z myślą o byciu roz­szar­pa­nym, prze­mie­nił mój mózg, w budyń.

– Kołek w serce na wam­pi­ry – mam­ro­ta­łem – Eee… czo­snek? Nie, to też na wam­pi­ry.

Ogłu­sza­ją­ce skro­ba­nie, jakby pa­zu­ra­mi o drew­no, na mo­ment prze­rwa­ło go­ni­twę myśli. Już tu była. Mu­sia­łem się śpie­szyć.

Sre­bro – przy­po­mnia­łem sobie, choć za późno. Jed­nym kop­nia­kiem wy­wa­ży­ła drzwi. Sta­nę­ła w nich, pięk­na i ma­je­sta­tycz­na. Efekt psuła tylko krew na twa­rzy.

– Znu­dzi­łam się już. Zwy­kle lubię ga­niać za zdo­by­czą, ale z tobą nie mam za wiele za­ba­wy. Je­steś zbyt po­wol­ny.

Po­ty­ka­jąc się o wy­bra­ko­wa­ne meble, cof­ną­łem się aż do wy­ga­szo­ne­go ko­min­ka. Po­tkną­łem się o coś, co dziw­nym tra­fem, było sie­kie­rą.

– Od­cię­cie głowy dzia­ła na wszyst­ko – szep­ną­łem, cy­tu­jąc jed­ne­go z braci Win­che­ster. Nie pa­mię­ta­łem któ­re­go. A może obaj tak ma­wia­li?

Nagle wstą­pi­ły we mnie siły, czy­sto nie­ludz­kie. Nie chcia­łem tu umie­rać. Może była to tylko ludz­ka chęć prze­trwa­nia, ale czu­łem, jak­bym w tej chwi­li, w tej se­kun­dzie, mógł zro­bić wszyst­ko.

Ko­bie­ta wil­ko­łak ob­na­ży­ła zęby i za­ata­ko­wa­ła, a ja, pod­nio­słem sie­kie­rę i od­rą­ba­łem jej głowę. Czu­łem na twa­rzy i rę­kach krew.

Ale żyłem.

Obej­rze­nie wszyst­kich se­zo­nów Su­per­na­tu­ral się opła­ci­ło.

Do domu wra­ca­łem jak na au­to­pi­lo­cie, wy­peł­nio­ny mie­szan­ką szoku i dziw­ne­go spo­ko­ju. Ciało ko­bie­ty-wil­ko­ła­ka zo­sta­wi­łem tak, jak le­ża­ło. Ukry­wa­nie do­wo­dów, to ostat­nie na co mia­łem teraz ocho­tę.

Ana­sta­zja zo­sta­ła, bo nie mia­łem przy sobie za­pa­so­wych klu­czy­ków. Wró­ci­łem na pie­cho­tę, le­d­wie czła­piąc. Wsze­dłem do miesz­ka­nia, w po­wie­trzu uno­sił się za­pach pu­stych pu­szek po piwie, a na stole le­ża­ła wczo­raj­sza pizza. Zanim ją zja­dłem, po­sta­no­wi­łem się umyć.

Za­czą­łem ża­ło­wać, że zo­sta­wi­łem ciało tak na wi­do­ku. Zwłasz­cza, że nie­da­le­ko stał mój sa­mo­chód. To pra­wie tak, jak gdy­bym na miej­scu zbrod­ni zo­sta­wił swoje na­zwi­sko i adres. Na pewno mi­strzem zbrod­ni nie zo­sta­nę.

Nagły dzwo­nek do drzwi wy­rwał mnie z roz­my­ślań i wpra­wił w pa­ni­kę. Czyż­by tak szyb­ko ją od­na­le­zio­no? Czy po­li­cja przy­szła mnie aresz­to­wać? Przez chwi­lę roz­wa­ża­łem uciecz­kę przez okno, ale miesz­ka­łem na trze­cim pię­trze, i tak wła­ści­wie, to do­pie­ro co wró­ci­łem. A może po­wi­nie­nem uda­wać, że mnie nie ma?

Ode­tchną­łem i wzią­łem się w garść. Otwo­rzę. Wąt­pi­łem, by po­li­cja tak szyb­ko tu tra­fi­ła.

Za pro­giem stał Car­los.

Żywy.

Opie­rał się o fu­try­nę i sapał. Ko­szu­lę spla­mio­ną miał krwią a włosy roz­trze­pa­ne. Nigdy dotąd nie wi­dzia­łem go w takim sta­nie, cho­ciaż, jak na czło­wie­ka któ­re­mu wy­rwa­no zę­ba­mi pół szyi, to nie­źle się trzy­mał.

– Po­trze­bu­je po­mo­cy – chark­nął i uniósł głowę. Wstrzy­ma­łem od­dech. Jego oczy były żółte, a z dzią­seł wy­ro­sły dłu­gie kły – Je­stem po­twor­nie głod­ny.

 

Koniec

Komentarze

Mi­sio­wi ‘rzu­ci­ły się w oczy’

gdy tylko zużył za­faj­da­ną chu­s­tecz­kę, wrzu­cił ją do schow­ka mo­je­go sa­mo­cho­du!

Może le­piej by było

gdy tylko zużył chu­s­tecz­kę, wrzu­cił za­smar­ka­ną do schow­ka mo­je­go sa­mo­cho­du!

Unio­słem obron­nie dło­nie (+,) kiedy jej oczy skie­ro­wa­ły się na mnie.

– Nie. Draż­nij. Mnie.

Chyba Nie draż­nij mnie.

 

Po­trząsnęłam głową.

Po­trząsnąłem głową.

 

…oka­za­ło o sie­kie­rą.

…oka­za­ło się sie­kie­rą. albo le­piej po pro­stu …było sie­kie­rą.

Czu­łem na twa­rzy i rę­kach krew (+.)

Poza tym czy­ta­ło się mi­sio­wi łatwo, z lek­kim uśmie­chem. Akcja szyb­ka i za­koń­cze­nie za­sko­czy­ło. yes Fajne. 

Dzię­ku­ję, wpro­wa­dzę po­praw­ki :) Cie­szę się, że miło się czy­ta­ło smiley 

Dzień do­be­rek.

– Ach tak. Po­sprzą­tam kie­dyś. Jak nie za­po­mnę(+.) – Uru­cho­mi­łem sil­nik, i w tym samym mo­men­cie Car­los kich­nął.

→ brak kropy

 

– Ja? Nie wiem, może (.+)– Na razie kot ciot­ki sie­dział cicho za sie­dze­nia­mi, nawet nie miauk­nął. Moja cio­cia miała pięć kotów, ale tylko Pul­pe­ta udało mi się zwa­bić do sa­mo­cho­du na ten jeden dzień. Po­zo­sta­łej czwór­ki nie udało mi się prze­ku­pić żadną szyn­ką. Ciot­ka kar­mi­ła je zde­cy­do­wa­nie zbyt do­brze. – Ach tak, ostat­nio mu­sia­łem za­wieść kota mojej cioci do we­te­ry­na­rza.

 

→ Tu rów­nież brak kropy. Druga spra­wa – mi/mojej – nieco nad­miar. Nie­któ­re można wy­wa­lić bez żad­nej szko­dy. 

 

– Jest ogra­ni­cze­nie do czter­dzie­stu – po­wie­dzia­łem z uda­wa­nym żalem(.+)Nic nie mogę zro­bić, prawo nie jest po to by je łamać, praw­da?

→ Nowe zda­nie, więc tu rów­nież kropa. Gdyby za­zna­czo­ny frag­ment wy­glą­dał tak:

“więc nic nie mogę zro­bić”, wtedy fak­tycz­nie brak kropy ma swoje miej­sce, ale to nowe zda­nie. 

 

– Nie sądzę, by por­no­sa można było na­zwać książ­ką – rzu­cił obo­jęt­nie przez za­tka­ny nos(+.) – Może cho­ciaż szyb­ciej po­sprzą­tasz.

→ To samo co wyżej. 

 

– Uwa­żaj! – pal­cem wska­zał jezd­nię.

→ Pal­cem

 

Po chwi­li drżą­cy­mi rę­ka­mi wy­cią­gnął z kie­sze­ni te­le­fon(.+)

→ kropa ucie­kła

 

Le­d­wie tra­fiał w od­po­wied­nie cy­fer­ki na te­le­fo­nie. Kiedy przy­ło­żył te­le­fon do ucha, oprzy­tom­nia­łem. Wy­rwa­łem mu ją z rąk, roz­łą­czy­łem się, a potem zrzu­ci­łem na zie­mię i dla pew­no­ści przy­dep­ną­łem jesz­cze butem.

→ Chyba – Wy­rwa­łem mu go z rąk. 

Cho­ciaż jest lep­sza pro­po­zy­cja, a unik­nie po­wtó­rze­nia – wy­star­czy za­mie­nić w dru­gim zda­niu te­le­fon na ko­mór­kę i wtedy trze­cie zda­nie ma swoje miej­sce. 

 

– Głupi je­steś? – Się­gną­łem do klam­ki, a potem po­ka­za­łem przed sie­bie(.+) – Prze­cież ona żyje. Spójrz!

→ Hmmm, no w całym tek­ście tak jest. 

 

Z do­świad­cze­ni wie­dzia­łem żeby złej ko­bie­cie w drogę nie wcho­dzić.

→ Z do­świad­cze­nia

 

Zna­łempo­sta­wę i ten wyraz twa­rzy.

→ tę

 

– Po­cze­kaj no tylko. – Po­trą­co­na, która wła­śnie wy­da­wa­ła stra­cić się nim za­in­te­re­so­wa­nie i chcia­ła odejść,

→ Tu coś nie gra. 

 

– Mó­wi­łeś coś? – zastrzy­gła usza­mi.

→ z dużej 

 

 

– Wy­da­je ci się, że mo­żesz przede mną uciec? – Do moich uszu do­tarł jej per­li­sty śmiech(.+) – Głu­piec z cie­bie.

→ kropa

Za­czą­łem ża­ło­wać(,+) że zo­sta­wi­łem ciało tak na wi­do­ku.

→ prze­ci­nek 

 

No nic, do­trwa­łem do końca, cho­ciaż tro­chę tych błę­dów po dro­dze na­po­tka­łem. Po­le­cał­bym przyj­rzeć się dia­lo­gom. Bra­ku­ją­cych kro­pek jest w nich mnó­stwo, prak­tycz­nie w każ­dym frag­men­cie, więc każ­de­go frag­men­tu tu nie wkle­ja­łem. 

Co do hi­sto­rii, no to nie było naj­go­rzej, ale też jakoś nie zła­pa­łem bak­cyl­ka za­in­te­re­so­wa­nia. Po­czą­tek dość do­brze się za­po­wia­dał – motyw, że Car­los wie o se­kre­cie bo­ha­te­ra – to faj­nie można da­ło­by się pod­cią­gnąć, ale osta­tecz­nie spro­wa­dzi­ło się do jatki z panią wam­pir. Hmmm, no nie moje kli­ma­ty po pro­stu. 

Na ko­niec po­de­ślę po­rad­nik do za­pi­sy­wa­nia dia­lo­gów, warto się przyj­rzeć:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Fakt, nad za­pi­sem dia­lo­gów muszę jesz­cze po­pra­co­wać. Dzię­ki, link się przy­da :)

Mocna hi­sto­ria. Może taka nie do końca wia­ry­god­na, ale czyta się (zwłasz­cza po po­sprzą­ta­niu;)

Poza tym, hor­ror był w opo­wia­da­niu ra­czej taki, nieco umow­ny.

Ana­sta­zja mnie roz­czu­li­ła, bo ja po nie­od­ża­ło­wa­nym For­dzie Fe­li­xie, obec­nie ko­le­gu­ję się z To­yo­tą Tanią…

Dużo za­baw­nych ele­men­tów.

Poza autem po­rzu­ci­łaś rów­nież kota. Skoro szef był wła­ści­cie­lem, to ja­kie­mu sze­fo­wi mógł skar­żyć? Hę?:)

 

Jak dla mnie tro­chę za dużo Hi­tle­ra (od pew­ne­go mo­men­tu – mniej wię­cej od za­bój­stwa) po­czu­łam prze­syt.

 

 

 

 

 

 

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Choć ni­cze­go mi nie urwa­ło, mo­gła­bym na­pi­sać, że czy­ta­ło się bez przy­kro­ści, gdyby nie wy­ko­na­nie, po­zo­sta­wia­ją­ce wiele do ży­cze­nia.

Ufam że Pul­pet za­mknię­ty w Ana­sta­zji, nie do­znał szwan­ku.

Mam na­dzie­ję, Kingo, że Twoje przy­szłe opo­wia­da­nia będą znacz­nie cie­kaw­sze i zde­cy­do­wa­nie le­piej na­pi­sa­ne.

 

Nie Za­dzie­rajWil­ko­ła­kiem → Dla­cze­go wiel­kie li­te­ry? Tytuł wi­nien brzmieć: Nie za­dzie­rajwil­ko­ła­kiem

 

W my­ślach z kolei krzy­cza­łem: „Dla­cze­go za­wsze ruj­nu­jesz mi życie, ty chory po­je­bie?!” → Aby za­pi­sać myśli, uży­wa­my albo kur­sy­wy, albo cu­dzy­sło­wu. Jed­no­cze­sne za­sto­so­wa­nie obu metod jest błę­dem.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać myśli bo­ha­te­rów.

 

Z Car­lo­sem tak się spra­wy miały; ide­al­ny pra­cow­nik… → Za­miast śred­ni­ka po­wi­nien być dwu­kro­pek: Z Car­lo­sem tak się spra­wy miały: ide­al­ny pra­cow­nik

 

sam Hi­tler nie po­wsty­dził­by się takim po­tom­kiem… → …sam Hi­tler nie po­wsty­dził­by się ta­kie­go po­tom­ka

Wsty­dzi­my się kogoś/ cze­goś, nie kimś/ czymś.

 

– Ach tak, ostat­nio mu­sia­łem za­wieść kota mojej cioci do we­te­ry­na­rza.– Ach tak, ostat­nio mu­sia­łem za­wieźć kota mojej cioci do we­te­ry­na­rza.

Sprawdź zna­cze­nie słów za­wieść za­wieźć.

 

– Je­stem uczu­lo­ny na koty. Apsik! → Dla­cze­go kur­sy­wa?

 

tym bar­dziej jego aler­gia da­wa­ła mu się we znaki. → Pierw­szy za­imek jest zbęd­ny.

 

od­wró­ci­łem głowę w jego stro­nę, by wy­gar­nąć mu wszyst­ko, tu i teraz. By skoń­czyć z grą i wy­słać go w cho­le­rę, co po­wi­nie­nem zro­bić już dawno. Mia­łem go dość! Trud­no, naj­wy­żej znaj­dę sobie inną pracę, ale nie mo­głem już dłu­żej go zno­sić. Nie po tym jak ska­lał swo­imi smar­ka­mi moją bied­ną… → Za­im­ko­za.

 

nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny ob­jekt prze­to­czył się… → …nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny ob­iekt prze­to­czył się

 

– Ty… ty… za­bi­łeś ją! ZA­BI­ŁEŚ JĄ! → Czy Car­los umiał mówić wiel­ki­mi li­te­ra­mi?

 

– I CO JA TERAZ ZRO­BIĘ? → Jak wyżej.

A skoro Car­los krzy­czy, to może wy­star­czy dodać wy­krzyk­nik: – I co ja teraz zro­bię?!

 

Kiedy przy­ło­żył te­le­fon do ucha, oprzy­tom­nia­łem. Wy­rwa­łem mu z rąk, roz­łą­czy­łem się, a potem zrzu­ci­łem na zie­mię… → Te­le­fon jest ro­dza­ju mę­skie­go, a rzecz dzie­je się w sa­mo­cho­dzie, więc w dru­gim zda­niu: Wy­rwa­łem mu go z rąk, roz­łą­czy­łem się, a potem zrzu­ci­łem na pod­ło­gę

 

– HEJ! CO TY WY­PRA­WIASZ? – wy­darł się… → Skoro się wy­darł, to gdzie są wy­krzyk­ni­ki?

Pro­po­nu­ję: – Hej! Co ty wy­pra­wiasz!!!? – wy­darł się

 

Piwo i Mc’Do­nald kosz­to­wa­ły. Piwo i McDo­nald’s kosz­to­wa­ły.

 

Zna­jąc go, pew­nie chciał­by zo­ba­czyć mnie za krat­ka­mi.Jak go znam, pew­nie chciał­by zo­ba­czyć mnie za krat­ka­mi. Lub: Zna­jąc go, wie­dzia­łem że chciał­by zo­ba­czyć mnie za krat­ka­mi.

 

– Jak śmia­łeś po­trą­cić pięk­ną panią! → – Jak śmia­łeś po­trą­cić pięk­ną panią!

 

 Unio­słem obron­nie dło­nie→ Unio­słem dło­nie w obron­nym ge­ście

 

w drogę nie wcho­dzić. Szyb­ko po­de­szła do Car­lo­sa… → Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Zna­łem po­sta­wę… → Zna­łem po­sta­wę

 

– Po­cze­kaj no tylko. – Po­trą­co­na, która wła­śnie wy­da­wa­ła stra­cić się nim za­in­te­re­so­wa­nie i chcia­ła odejść, przy­sta­nę­ła znowu, jakby i ona wy­czu­ła groź­bę w jego gło­sie. → Kwe­stię wy­gła­sza Car­los, a potem nie ma di­da­ska­liów, jest nar­ra­cja. Nar­ra­cji nie za­pi­su­je­my tak jak di­da­ska­liów.

– Po­cze­kaj no tylko.

Po­trą­co­na, która wła­śnie wy­da­wa­ła się stra­cić nim za­in­te­re­so­wa­nie i chcia­ła odejść, przy­sta­nę­ła znowu, jakby i ona wy­czu­ła groź­bę w jego gło­sie.

 

– Nie uj­dzie ci to na sucho. Ja… mam zna­jo­mo­ści – za­darł głowę – To była na­paść. Chcia­łaś mnie udu­sić. Ja, znam po­li­cjan­ta! Po­li­cjan­ta który mógł­by cię za­mknąć, żebyś zgni­ła w celi. Tak. Uschniesz w celi, twoja ładna buźka już w ni­czym ci nie po­mo­że. I nie myśl sobie – po­ki­wał pal­cem jak pri­ma­don­na – To, że mnie teraz prze­pro­sisz, nic ci nie da.– Nie uj­dzie ci to na sucho. Ja… mam zna­jo­mo­ści.Za­darł głowę. – To była na­paść. Chcia­łaś mnie udu­sić. Ja znam po­li­cjan­ta! Po­li­cjan­ta który mógł­by cię za­mknąć, żebyś zgni­ła w celi. Tak. Uschniesz w celi, twoja ładna buźka już w ni­czym ci nie po­mo­że. I nie myśl sobie.Po­ki­wał pal­cem jak pri­ma­don­na. – To, że mnie teraz prze­pro­sisz, nic ci nie da.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi.

 

Unio­słem tylko obron­nie ręce. → A może: Znów tylko unio­słem ręce.

 

Car­los za­to­czył się wprzód→ Car­los za­to­czył się w przód

Sprawdź zna­cze­nie słowa wprzód.

 

Chwi­lę się ze­szło nim lo­gi­ka ca­łe­go zaj­ścia→ Chwi­lę trwa­ło, nim lo­gi­ka ca­łe­go zaj­ścia

 

– Ja? Prze­cież… ale… dla­cze­go? – wy­ją­ka­łem wcale nie chcąc umie­rać. → Ra­czej: – Ja? Prze­cież… ale… dla­cze­go? – wy­du­ka­łem, wcale nie chcąc umie­rać.

 

Prze­bie­głem przez ulicę i wpa­dłem do lasu. → W lesie nie ma ulic.

Pro­po­nu­ję: Prze­bie­głem przez drogę i wpa­dłem do lasu.

 

– To jak? Koń­czy­my za­ba­wę? → – To jak? Koń­czy­my za­ba­wę?

 

na mo­ment prze­rwa­ło mi go­ni­twę myśli. → Zbęd­ny za­imek.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć!

Bar­dzo faj­nie na­pi­sa­na opo­wieść, przez co do­brze się czy­ta­ło. Po­do­ba­ło mi się wtrą­ce­nie lek­kie­go hu­mo­ru, dość cie­ka­wie to wy­szło.

Tro­chę za­bra­kło kli­ma­tu, jakoś te dia­lo­gi mi się śred­nio po­do­ba­ły, ale za to za­koń­cze­nie na plus.

Na pewno nie było nudno! 

Tak więc… Po­do­ba­ło mi się ;)

 

Z do­świad­cze­ni wie­dzia­łem - Tutaj chyba po­win­no być z Do­świad­cze­nia ;)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie ;)

Z do­świad­cze­ni wie­dzia­łem - Tutaj chyba po­win­no być z Do­świad­cze­nia ;)

Dovio, dla­cze­go uwa­żasz, że do­świad­cze­nia po­win­no być na­pi­sa­ne wiel­ką li­te­rą?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Re­gu­la­to­rzy, bar­dziej cho­dzi­ło o brak li­te­ry “a” na w sło­wie do­świad­cze­nia ;D

Wiem, o co Ci cho­dzi­ło, ale wiel­ka li­te­ra dez­orien­tu­je. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

A, w po­rząd­ku. W takim razie prze­pra­szam za wpro­wa­dze­nie w błąd ;)

Dzię­ku­je za wszyst­kie ko­men­ta­rze :) Oczy­wi­ście wie­rzę, że każde moje ko­lej­ne opo­wia­da­nie bę­dzie coraz lep­sze, do tego na pewno będę dążyć. A jeśli cho­dzi o Pul­pe­ta, to nie do­znał żad­nych szkód, mimo że Roger o nim za­po­mniał :)

Kingo, uspo­ko­jo­na za­pew­nie­niem, że Pul­pet po­zo­stał cały i zdro­wy, będę cze­kać na Twoje ko­lej­ne opo­wia­da­nia. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cał­kiem nie­zły tekst. Do­brze za­ry­so­wu­jesz po­stać Car­lo­sa, dużo mó­wisz o nim czy­tel­ni­ko­wi, dzię­ki czemu może go sobie do­kład­nie wy­obra­zić. Nieco go­rzej jest z samym nar­ra­to­rem, choć jak na tak krót­ki tekst i tak ser­wu­jesz na jego temat cał­kiem sporo in­for­ma­cji. Po­do­ba mi się spo­sób, w jaki pró­bo­wał się po­zbyć nie­chcia­ne­go pa­sa­że­ra. Też mia­łam na­dzie­ję, że Pul­pet prze­trwa całą im­pre­zę, bo wy­da­wa­ło mi się, że wil­ko­ła­czy­ca pla­nu­je go zwy­czaj­nie ze­żreć.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Pew­nie to by wła­śnie zro­bi­ła, gdyby Car­los nie od­wró­cił jej uwagi ;) Dzię­ki za ko­men­tarz :)

Hi­sto­ry­ka cał­kiem za­baw­na, nie wiem czy efekt ko­micz­ny był za­mie­rzo­ny, ale mnie to ba­wi­ło. Car­los na ko­niec nieco mnie roz­cza­ro­wał. Ocze­ki­wa­łem blon­di, bez urazy ale moja wiara że go­stek z korpo jed­nym cię­ciem ode­tnie sie­kie­rą głowę ko­bie­cie jest nikła. 

 

Tak że po­stu­lu­ję po­wrót blon­di :D 

Pew­nie to by wła­śnie zro­bi­ła, gdyby Car­los nie od­wró­cił jej uwagi ;) Dzię­ki za ko­men­tarz :)

Ma odro­bi­nę mojej sym­pa­tii, skoro ura­to­wał kota. Ale wiel­kie mi­nu­sy za to, że nie­umyśl­nie.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Ocze­ki­wa­łem blon­di, bez urazy ale moja wiara że go­stek z korpo jed­nym cię­ciem ode­tnie sie­kie­rą głowę ko­bie­cie jest nikła. 

Tak, po dłuż­szym za­sta­no­wie­niu wy­da­je mi się, że tutaj za bar­dzo po­szłam na ła­twi­znę. Tro­chę ina­czej po­win­nam była za­koń­czyć spra­wy z wil­ko­ła­czy­cą ;)

Efekt ko­micz­ny za­mie­rzo­ny :)

Ma odro­bi­nę mojej sym­pa­tii, skoro ura­to­wał kota. Ale wiel­kie mi­nu­sy za to, że nie­umyśl­nie.

Car­los nie­ste­ty dba tylko o sie­bie, ale naj­waż­niej­sze że Pul­pet prze­żył :)

Car­los nie­ste­ty dba tylko o sie­bie, ale naj­waż­niej­sze że Pul­pet prze­żył :)

Do­kład­nie!

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Jest tu cał­kiem fajny kon­cept. Car­los jest także bar­dzo wy­raź­nie za­ry­so­wa­ny, a pu­en­ta utwo­ru wy­szła bar­dzo do­brze. Tak więc te rze­czy de­fi­ni­tyw­nie na plus.

Na minus – niby jest ota­go­wa­ny jako “ab­surd”, ale humor tutaj jest mocno su­biek­tyw­ny. Pew­nie miał iść w “czar­ny”, ale sporo scen idzie bar­dziej w po­waż­ne po­dej­ście do sy­tu­acji w nar­ra­cji. W re­zul­ta­cie nie czu­łem tu hu­mo­ry­stycz­nej nuty. Ra­czej tekst pró­bo­wał mi to prze­ka­zać, ale przez do­bra­ne słowa czy opisy nie za bar­dzo mu to wy­cho­dzi­ło.

Tak więc jest tu de­fi­ni­tyw­nie ładny pokaz fa­jer­wer­ków, ale nie do końca ode­bra­łem, jak tenże chciał, bym się czuł. Tym nie­mniej kilka wy­raź­niej­szych i wzbu­dza­ją­cych za­chwyt wy­bu­chow tu wi­dzia­łem :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka