
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
O tym, że potrawy składające się z ryb, krabów, małż i innych przysmaków morza nie mają takiego wzięcia jak na przykład pieczeń z dzika, wiadomo od dawna. Jednak czas jakiś temu, siedząc w karczmie przy butelce rumu (tak, pije często, piję dużo) z braku towarzystwa oddałem się rozmyślaniom na różne tematy. Zawczasu uprzedzam, że nie mam problemów psychicznych, ni żadnych kompleksów, a moje refleksje powstały z braku ciekawszego zajęcia. Tak więc gdy siedziałem na niewygodnym stołku, który kołysał się na boki za sprawą różnej długości drewnianych nóżek, bądź też z powodu nierównej podłogi, skupiłem się na trunku, którego ubywało. Rum ceniłem odkąd pamiętam, to znaczy pamiętałbym odkąd gdyby to nie było tak dawno temu. W każdym razie wiem o tym płynie tyle, że jest koloru bursztynowego i dobrze grzeje (cokolwiek by to nie oznaczało). Kiedyś słyszałem, że trunek ten jest szczególnie ceniony przez żeglarzy. Czemu? Niestety nie zdołałem się tego dowiedzieć, do dziś z moich prób rozwiązania tej zagadki wyszło tyle, że gdy już jakiegoś żeglarza spotkałem i zadawałem te nurtujące mnie nieustannie pytanie, to zazwyczaj padały odpowiedzi w stylu: "Bo tak", "A łyknij troszeczkę to się dowiesz", "Bo nazywa się rum, jak niegdyś moja łajba". Zdaje się jednak, że odbiegłem trochę od tematu. Wróćmy więc do sprawy moich refleksji. Siedząc i rozmyślając o trunku, którym się raczyłem postanowiłem pójść o krok dalej w swoich rozważaniach i natknąłem się na dosyć istotny problem, który chciałbym wam przedstawić.
Każdy wie, że w większych miastach znajdują się porty. Jednak gdy kogoś zapytać co robią tam te nieliczne okręty najpopularniejszą odpowiedzią zdaje się być ta nawiązująca do handlu. Wiadomo! Handel rzecz jasna ważna sprawa. Jednak dlaczego rzadko kto odpowiada że po prostu okręty z połowu wróciły. Czemu przystanie nie śmierdzą rybami, których zresztą nigdzie nie podają do jedzenia chyba, że gdzieś w jakiejś osadzie położonej nad rzeką. Ano dlatego, że po prostu nikt tych ryb z morza nie wyławia. To smutna prawda, nie mamy rybaków co to by zawijali do portów z pełnymi ładowniami różnych ryb. Nie mamy kucharzy, którzy by do swoich najlepszych potraw zaliczali smażoną rybę podawaną z egzotycznymi przyprawami. Tak naprawdę nie mamy nawet dobrych statków rybackich. Poruszony swoim przykrym odkryciem, postanowiłem użyć wszelkich dostępnych mi środków (rozumu, jęzora i łapówek wciskanych w chciwe łapy) by odnaleźć przyczynę tego zła, które opanowało Devortiańskie wody. Nigdy byście nie odgadli na co trafiłem podczas swoich poszukiwań. To straszne! Obawiam się, że mogę pisać po raz ostatni. Gdy wychodzę z własnej rezydencji, czuje na sobie czyjś wzrok jednak gdy się rozglądam nikt nie przygląda mi się z zainteresowaniem, które mogłoby się wydać podejrzliwe. Nie mogę spać po nocach z obawy, że obudzę się ze sztyletem wbitym w klatkę piersiową, czy raczej z obawy, że już się nie obudzę i nie będę wiedział do kogo ów sztylet należał. Nikt by nie wiedział! O Bogowie miejcie mnie w swojej opiece i strzeżcie od mrocznych rąk i umysłów, które z pewnością zechcą po mnie sięgnąć gdy tylko informacje, które tutaj ujawniam zostaną oddane do wglądu opinii publicznej…no ale mam butelkę rumu i zabieram się do przedstawienia owych informacji.
Podczas śledztwa w sprawie braku rybaków i rybnych potraw, które pozwoliłem sobie rozpocząć, początkowo na nic nie trafiałem. W pewnym momencie byłem nawet skłonny poddać się i powrócić do swoich własnych spraw. Jednak pewnego parszywego dnia, kiedy to zbliżała się pora sztormów i co raz więcej okrętów zawijało do portów by zrzucić kotwicę nastąpił przełom! Ha, tak jest przełom w sprawie, która wydawała się beznadziejna. Otóż w porcie nagle ni z tego, ni z owego zaroiło się wprost od gwardzistów. Co najmniej dwóch na pokład każdego statku właziło. Ba! Czasem to nawet i pół tuzina gramoliło się po drewnianym trapie zanosząc się głośnym śmiechem. Widziałem wszystko, no mówię wam. Łazili oni od burty do burty, od rei do rufy jakby statki te to ich własność była. Od razu zwęszyłem że to grubsza afera być musi! Ulotniłem się więc zanim ktoś się zorientował, że węszyć zaczynam, chociaż teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, gdy jestem bogatszy o tę wiedzę którą zdobyłem, dochodzę do wniosku, że oni i tak wiedzieli. No ale zniknąłem z pola widzenia dla samej zasady co by złego nie kusić.
W jakiś czas później wszystkich kapitanów "odwiedzonych statków", którzy jeszcze w porcie się znajdowali, postanowiłem delikatnie wypytać. Wiadomo dyskrecja to moja druga strona więc i powodzenie miałem gwarantowane. Zapowiedziałem każdemu, że źródła informacji nie ujawnię i imion lub nazwisk żadnych nie podam gdyby kto pytał. Rzecz jasna z początku próbowali mnie zbyć informacją, że ponoć strażnicy jedynie towar przyszli obejrzeć zainteresowani kupnem w pierwszej kolejności co ciekawszych dóbr. Pewnie kupiłbym te tłumaczenie, ale ja wiedziałem! Uważnie się każdemu przyjrzałem, który z pokładu schodził. Żaden niczego nie kupił. Ba! Żaden nawet sakiewki przy sobie nie miał! Gdy więc przycisnąłem trochę mocniej, łańcuch milczenia i zepsucia zaczął pękać. To właśnie wtedy zorientowałem się, że własne życie narażam grzebiąc w tych brudach. Okazało się bowiem, że wina leży po stronie urzędników, którzy pobierają opłaty za cumowanie w porcie. Tak jest! Gdy porządny poddany Króla Taya trudzi się w pocie i znoju uczciwą robotą, te łachudry szwindle kręcą na boku, a jakże! Pewnie nawet na kilku bokach ale innych jeszcze nie odkryłem.
Pewnie na tym bym poprzestał bo żadnych dowodów nie miałem, żadnych nazwisk tych oszustów z urzędu nie poznałem gdyby nie załoga jednego ze statków zacumowanych na końcu portu. Ich statek łańcuchami był do bali pomostu przykuty. Żaden natomiast nie miał go jak oswobodzić z metalowych więzów. Ponoć kowali by ściągać musieli, nie jednego, a tuzin i to wprawnych w swym rzemiośle takoż mi rzekli o! I od nich pierwsze nazwisko usłyszałem.
Jeden przez drugiego krzyczał i pomstował na Kanclerza Azkresa. Wysoko to postawiony urzędnik, a całym przedsięwzięciem operuje! Strażnicy, których wcześniej widziałem z jego rozkazu zostali wysłani i na jego polecenie od kapitanów wszystkich okrętów opłaty za postój w porcie mieli pobrać. I załoga, ta która mnie tymi informacjami raczyła wyjaśniła mi o co chodziło. Gdy ktoś nie chciał zapłacić z portu nie miał możliwości wypłynąć dalej w morze, strażnicy okrętu nieustannie pilnowali, a za nie uiszczenie zapłaty w kolejnym terminie lochy dla kapitana przewidywane były. Wtedy wybierano by kolejnego i gdy też nie chciał płacić to jedną celę z e swym poprzednikiem by dzielił.
Tak jest. Takie świństwa na boku urzędnicy robią, tak swą kiesę napełniają złotem i kosztownościami. Jednak nijak oskarżyć tak wysoko postawionej osoby nie idzie. Pewnie zaraz by wydali jakiś dekret dotyczący pobierania opłat za cumowanie w porcie co by cały szwindel zatuszować i lud udobruchać. Ja jednak postanowiłem wam prawdę ukazać. Wam wszystkim co byście wiedzieli, że władza nie zawsze dobro wasze na pierwszym planie stawia. Teraz modlić się iść muszę, do Bogów wszystkich będę zanosił ofiary, nawet do samego Sikha co by mnie swą zabójczą mocą osłonił i zbirów wszelakich co się do mnie zbliżą zgładził. Zapewne gdy wy to czytacie, ja zaszyty gdzieś siedzę przed złością Kanclerza Azkresa się chowając. Jak Bogowie pozwolą to jeszcze będziecie mogli przeczytać relacje, które wyjdą spod mojego pióra.
Napisane nie tak, źle, choć miałem kilka momentów, gdy chciałem to rzucić w cholerę.
Wydaje mi się, że jest tu trochę niespójności. Po pierwsze nie jest wyjaśnione, dlaczego nie ma ryb, przecież opłaty pobiera się od wszystkich statków, nie tylko od rybackich. Jeśli chodziło Ci o to, że statki handlowa mogą sobie na opłatę pozwolić, a małe rybackie kuterki nie, to powinieneś to lepiej zaznaczyć.
Co się zaś tyczy samych opłat, to powinieneś też wyraźnie zaznaczyć, gdzieś w rozważaniach na początków, że odwieczną tradycją są bezpłatne porty. Co prawda nie wiem jak w średniowieczu (czy kiedykolwiek, ciężko powiedzieć w jakim dokładnie czasie dzieje się to opowiadanie) porty były darmowe, ale szczerze nie wydaje mi się.
Pozdrawiam,
Snow
Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem
Opowiadanie te zostało spisane w formie artykułu. Artykuł ten miał na celu ukazanie "przekrętów" władzy, a odniesienie do braku ryb miało jedynie stanowić pretekst całego dochodzenia.
Co zaś się tyczy kolejnego akapitu. Nie należy sugerować się epokami, które ogólnie są nam wszystkim znane, ponieważ akcja nie dzieje się w świecie rzeczywistym. Jest to świat wymyślony, gdzie pojęcie średniowiecza nie ma racji bytu. Porty owszem powinny być darmowe i całe sedno w tym ze chciwy kanclerz postanowił napełnić własną kiesę kosztem Bogom winnych żeglarzy.
Wnioskuję z powyższego komentarza, że bez opisu świata do jakiego odnosi się artykuł, czytelnikowi ciężko jest się zorientować w sytuacji. Mój błąd.
Obiecuję poprawę :)