- Opowiadanie: dawidiq150 - Święty Mikołaj istnieje!

Święty Mikołaj istnieje!

(Świę­ty Mi­ko­łaj, pre­zen­ty, re­ni­fer, ro­dzi­na, śnieg) Faj­nie, że są takie kon­kur­sy. Naj­lep­sze ży­cze­nia dla wszyst­kich!!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Święty Mikołaj istnieje!

PRO­LOG – PO­WAŻ­NIE

 

Pew­ne­go dnia, wie­czo­rem, w bo­ga­tej, sto­ją­cej nieco na ubo­czu willi sa­mot­ny sta­rzec ocze­ki­wał na śmierć. Bę­dą­cy po dwóch za­wa­łach męż­czy­zna, mógł­by jesz­cze spró­bo­wać wy­wi­nąć się ko­stu­sze. Wy­star­czy­ło­by, gdyby za­dzwo­nił na po­go­to­wie. Miał po­waż­ne ob­ja­wy zwia­stu­ją­ce ko­lej­ny zawał i nie­wy­ko­na­nie tego te­le­fo­nu było pew­ne­go ro­dza­ju sa­mo­bój­stwem. Zda­wał sobie z tego spra­wę, ale chciał umrzeć.

Za­miast po­wal­czyć o życie, sie­dział w fo­te­lu i pró­bo­wał się mo­dlić. Aku­rat zbli­ża­ły się świę­ta Bo­że­go Na­ro­dze­nia. Po po­ora­nej zmarszcz­ka­mi twa­rzy spły­wa­ły mu wiel­kie jak gro­chy łzy. Do­pie­ro teraz, po prze­ży­tych osiem­dzie­się­ciu la­tach zro­bi­ło mu się przy­kro, że nie ma ni­ko­go bli­skie­go, że był złym czło­wie­kiem i wiel­kim ego­istą.

Nie miał po­ję­cia skąd w jego gło­wie po­ja­wi­ła się ta re­flek­sja, która wy­da­wa­ła mu się teraz tak bar­dzo mądra. „To chyba cud” – my­ślał.

Męż­czy­zna pra­co­wał w jed­nej z naj­bar­dziej zna­nych kan­ce­la­rii ad­wo­kac­kich w Pol­sce. Był świet­ny w swoim fachu i bar­dzo do­brze za­ra­biał. Ale li­czy­ła się dla niego tylko kasa, wobec bied­nych za­cho­wy­wał się po świń­sku. Czę­sto zda­rza­ło mu się bro­nić ludzi, któ­rzy wy­rzą­dzi­li wiele krzyw­dy. Za­moż­nych osób, które do­pu­ści­ły się mo­le­sto­wa­nia, gwał­tu czy nawet mor­der­stwa.

Nie miał ani, żony ani dzie­ci. Re­gu­lar­nie za­ma­wiał do domu dro­gie pro­sty­tut­ki. Żyło mu się łatwo i przy­jem­nie.

Nigdy mu nie prze­szka­dza­ło, że nie za­ło­żył ro­dzi­ny. Aż do teraz, gdy umie­rał w sa­mot­no­ści. Cią­gle na­cho­dzi­ły go te same myśli; „co spra­wi­ło, że tak zmie­ni­ło się moje na­sta­wie­nie? Może wie­dział­by to jakiś le­karz zna­ją­cy się na mózgu, albo psy­cho­log czy psy­chia­tra.”

Czu­jąc dusz­ność i ból w klat­ce pier­sio­wej pierw­szy raz zwró­cił się do stwór­cy w któ­re­go nigdy nie wie­rzył: „Boże jeśli ist­nie­jesz, wy­bacz mi wszyst­ko i daj mi szan­sę, daj mi jesz­cze jedną szan­sę…” Nagle ból w pier­siach zro­bił się o wiele sil­niej­szy. Po chwi­li umarł.

 

&&&

 

BAJ­KO­WO

 

Gdy od­zy­skał świa­do­mość za­uwa­żył, że znaj­du­je się w nie­wiel­kim po­ko­ju i że jest nagi. Oprócz niego był tu jesz­cze inny nie­przy­tom­ny, rów­nież ro­ze­bra­ny męż­czy­zna. Zlu­stro­wał oto­cze­nie. Żad­nych ża­ró­wek, żad­nych okien jed­nak w po­miesz­cze­niu było jasno.

Drzwi otwar­ły się i wszedł ubra­ny na zie­lo­no niski elf. Na­stęp­nie zwró­cił się do męż­czy­zny pi­skli­wym gło­sem:

– Witam cię w szó­stym wy­mia­rze. Pro­szę, choć ze mną.

– Ale ja je­stem nagi, muszę się w coś ubrać – po­wie­dział stra­pio­ny męż­czy­zna.

– Wła­śnie chcę cię za­pro­wa­dzić do gar­de­ro­by.

I fak­tycz­nie po chwi­li zna­leź­li się w innym więk­szym po­miesz­cze­niu, gdzie przy­wi­ta­ła go bar­dzo ładna elfka. Było tu wiele wie­sza­ków z ubra­nia­mi, które zaj­mo­wa­ły nie­mal cały pokój.

– Teraz cię zmie­rzę – po­wie­dzia­ła i swo­bod­nie, bez żad­nych opo­rów za­czę­ła przy­kła­dać kra­wiec­ki metr do ciała na­gie­go męż­czy­zny.

Na­stęp­nie, gdy już do­ko­na­ła wszyst­kich po­trzeb­nych po­mia­rów, po­szła po­szu­kać pa­su­ją­ce­go ubra­nia. Wró­ci­ła po chwi­li, nio­sąc czer­wo­ne spodnie i czer­wo­ną kurt­kę z bia­łym fu­ter­kiem, a także czap­kę i sztucz­ną, rów­nież białą brodę po­łą­czo­ną z wą­sa­mi.

– Wskocz w to – roz­ka­za­ła.

Za­wsty­dzo­ny męż­czy­zna ubrał się w eks­pre­so­wym tem­pie.

– A teraz choć, zaraz ci wy­tłu­ma­czę o co tu cho­dzi. – ode­zwał się elf.

Szli ko­ry­ta­rzem mi­ja­jąc po bo­kach za­mknię­te po­ko­je, aż do­tar­li do więk­szych po­dwój­nych szkla­nych drzwi, bę­dą­cych głów­nym wej­ściem do bu­dyn­ku. Wy­szli na ze­wnątrz. Była gwiaź­dzi­sta noc i padał ob­fi­cie śnieg. Znaj­do­wa­li się na cał­ko­wi­tym pust­ko­wiu. Jak okiem się­gnąć, wszę­dzie tylko biały puch.

Do­pie­ro teraz sta­rzec za­czy­nał poj­mo­wać sy­tu­ację, w któ­rej się zna­lazł. Nie od­czu­wał bo­wiem żad­ne­go chło­du, choć­by na od­sło­nię­tych dło­niach czy twa­rzy.

Elf za­czął wy­ja­śniać:

– Swoim ży­ciem za­słu­ży­łeś na po­tę­pie­nie. Jed­nak na­wró­ci­łeś się w ostat­niej chwi­li. Masz szan­sę od­po­ku­to­wać swoje grze­chy. Je­ste­śmy w wy­mia­rze, w któ­rym pa­nu­ją nieco inne prawa fi­zy­ki niż w pod­sta­wo­wym, ale szyb­ko się przy­zwy­cza­isz.

– Co mam robić? – spy­tał sta­rzec.

– Bę­dziesz po­moc­ni­kiem Świę­te­go Mi­ko­ła­ja. Twoje za­da­nie to roz­no­sić pre­zen­ty dzie­ciom. Jutro rano wszyst­kie dzie­ci mają być szczę­śli­we.

Sta­rzec nie zdą­żył o nic wię­cej za­py­tać, gdyż wła­śnie na nie­bie uka­zał się wóz za­przę­żo­ny w re­ni­fe­ry. Wy­lą­do­wał tuż przed nimi. W wozie stał męż­czy­zna, tak jak on ubra­ny w strój Mi­ko­ła­ja. Krzyk­nął do niego:

– Je­steś nowy? Wsia­daj!

– Idź – po­wie­dział elf i skie­ro­wał się z po­wro­tem do bramy bu­dyn­ku.

Sta­rzec pod­szedł i za­czął wdra­py­wać się na wóz. Jed­no­cze­śnie po­ja­wi­ły się elfy, które nio­sły za­pa­ko­wa­ne pre­zen­ty. Po­da­wa­ły je, a prze­bie­ra­niec, który go przy­wi­tał, dbał by były ład­nie uło­żo­ne.

– Jak masz na imię? – spy­tał – ja je­stem Krzysz­tof.

– Ma­ciek – od­parł sta­rzec.

– Pew­nie nie znasz szcze­gó­łów za­da­nia, które mamy wy­ko­nać, to ci po­wiem. Na­szym za­da­niem jest do­star­czyć pre­zen­ty dzie­ciom, które ni­ko­go nie mają. Głów­nie trze­ba od­wie­dzić domy dziec­ka. A na­szym te­ry­to­rium jest Pol­ska, wo­je­wódz­twa; za­chod­nie – po­mor­skie, wiel­ko­pol­skie, lu­bu­skie i dol­no­ślą­skie. Po­wiedz kim byłeś za życia? Dla­cze­go tu je­steś? Ja pro­wa­dzi­łem nar­ko­ty­ko­wy biz­nes…

Krzysz­tof oka­zał się być ga­du­łą, ale star­co­wi to nie prze­szka­dza­ło, wręcz prze­ciw­nie, cie­szył się, że ma faj­ne­go kom­pa­na.

Gdy wszyst­kie pre­zen­ty zo­sta­ły za­ła­do­wa­ne, ma­gicz­ne re­ni­fe­ry ru­szy­ły i za­przęg uniósł się bar­dzo wy­so­ko. Z La­po­nii do Pol­ski była da­le­ka droga, ale w tym wy­mia­rze rze­czy dzia­ły się ina­czej. Zwie­rzę­ta do­tar­ły na miej­sce w kwa­drans.

– To nasz pierw­szy cel – po­wie­dział Krzysz­tof wska­zu­jąc na duży dom z czer­wo­nej cegły, nie­da­le­ko któ­re­go za­par­ko­wa­li. – Dzie­cia­ki już śpią, ale jakby co nie martw się i tak je­ste­śmy dla nich nie­wi­dzial­ni.

Potem wy­cią­gnął z kie­sze­ni kart­kę i spraw­dził adres, wszyst­ko się zga­dza­ło.

– Pre­zen­ty są po­se­gre­go­wa­ne, ale od­bie­ra­jąc je czy­taj imio­na. Ja będę spraw­dzał, żeby nie po­my­lić, a także ni­ko­go nie po­mi­nąć.

Chwi­lę póź­niej sta­rzec za­rzu­cił ob­szer­ny, ale nie bar­dzo cięż­ki worek z pre­zen­ta­mi na plecy. A jego kom­pan po­wie­dział:

– Muszę na­uczyć cię prze­cho­dzić przez ścia­ny.

Gdy sta­nę­li bli­sko bu­dyn­ku Krzysz­tof to za­de­mon­stro­wał; wy­su­nął dłoń i pal­cem do­tknął prze­szko­dy, po­stu­kał i po­wie­dział:

– Wi­dzisz teraz nie mo­żesz przejść. Mu­sisz wy­po­wie­dzieć za­klę­cie „dzie­cia­ki mają być jutro bar­dzo szczę­śli­we” i teraz po­patrz!

Palec za­głę­bił się w ścia­nę jakby była wodną taflą. Potem we­szła ręka i po chwi­li całe ciało.

– Nie­zwy­kłe, za­czy­na mi się to po­do­bać – po­wie­dział sta­rzec i za­żar­to­wał – czy jak wy­ko­na­my za­da­nie mo­że­my pod­gląd­nąć ko­bie­ty bio­rą­ce prysz­nic w swo­ich do­mach?

Krzysz­tof za­śmiał się i od­parł:

– Coś ty, jak skoń­czy­my z tym, do­sta­nie­my na­stęp­ną ro­bo­tę.

Po chwi­li byli już we­wnątrz bu­dyn­ku sie­ro­ciń­ca. We­szli do sali z kil­ku­na­sto­ma pry­cza­mi na któ­rych smacz­nie spały dzie­ci. Krzysz­tof wy­cią­gnął z worka pierw­szy pre­zent i prze­czy­tał „Dla Jacka”. Wtedy nad jed­nym z łóżek po­ja­wi­ła się dłoń w czer­wo­nej gru­bej rę­ka­wicz­ce z bia­łym fu­ter­kiem wska­zu­ją­ca na śpią­ce­go malca.

– Po­my­sło­wo to wszyst­ko jest za­pla­no­wa­ne – za­uwa­żył sta­rzec.

Roz­da­nie wszyst­kich pa­czek nie za­ję­ło dużo czasu, po chwi­li byli z po­wro­tem w za­przę­żo­nym w re­ni­fe­ry wozie. Cze­ka­ło ich jesz­cze kilka go­dzin pracy.

 

&&&

 

W pierw­szym sie­ro­ciń­cu, do któ­re­go sta­rzec i jego nowo po­zna­ny ko­le­ga do­star­czy­li pre­zen­ty, rano do­szło do pew­ne­go zda­rze­nia. Chło­piec o imie­niu Grze­siek w swo­jej pacz­ce oprócz ze­sta­wu kloc­ków LEGO zna­lazł kan­gu­rek. Za­czął bawić się kau­czu­ko­wą pi­łecz­ką, rzu­cał w ścia­ny, od­bi­jał… ra­do­chy było co nie­mia­ra. W pew­nym mo­men­cie kulka obiła się i po­le­cia­ła da­le­ko przez ko­ry­tarz. Grze­siek po­biegł za nią. Za­trzy­ma­ła się przy uchy­lo­nych drzwiach pa­lar­ni. Już miał chwy­cić pi­łecz­kę i kon­ty­nu­ować za­ba­wę, gdy usły­szał frag­ment roz­mo­wy dwóch ko­biet, z któ­rych jedna pra­co­wa­ła tu do­pie­ro od trzech mie­się­cy.

– … fan­ta­stycz­nie, że każde dziec­ko do­sta­ło pre­zent, ale skąd wzię­li­ście fun­du­sze. Wi­dzia­łam, te pre­zen­ty są na­praw­dę dro­gie. – po­wie­dzia­ła nowa.

Padła od­po­wiedź:

– To nie my, co roku dzie­cia­ki na Mi­ko­ła­ja otrzy­mu­ją pacz­ki, ale nie od nas. Ktoś przy­cho­dzi, zo­sta­wia pre­zen­ty, a nigdy nie ma żad­nych śla­dów wła­ma­nia. Tak dzie­je się we wszyst­kich sie­ro­ciń­cach. My tu na­praw­dę wie­rzy­my w Świę­te­go Mi­ko­ła­ja.

Grze­siek prze­rwał pod­słu­chi­wa­nie, gdyż usły­szał kroki na po­bli­skich scho­dach. Ale roz­mo­wę za­pa­mię­tał.

 

&&&

 

Tak się zda­rzy­ło, że Grze­siek zna­lazł ro­dzi­nę za­stęp­czą. Kilka lat póź­niej, gdy lepił bał­wa­na razem z ko­le­ga­mi wy­wią­za­ła się roz­mo­wa jakie, kto do­stał pre­zen­ty.

– Kto z was jesz­cze wie­rzy w Świę­te­go Mi­ko­ła­ja? – za­żar­to­wał jeden z chło­pa­ków.

– Ja wie­rzę, on ist­nie­je na­praw­dę! – po­wie­dział Grze­siek.

Wszy­scy za­czę­li się śmiać my­śląc, że ich ko­le­ga żar­tu­je. Po chwi­li się zo­rien­to­wa­li, że mówił po­waż­nie.

– Czło­wie­ku, pre­zen­ty dają ro­dzi­ce. – po­wie­dział ten który roz­po­czął roz­mo­wę.

– Nie­praw­da, jak byłem w domu dziec­ka sły­sza­łem roz­mo­wę dwóch wy­cho­waw­czyń, jedna tłu­ma­czy­ła dru­giej, że to Świę­ty Mi­ko­łaj.

Wszy­scy za­czę­li się z niego jesz­cze bar­dziej śmiać.

Koniec

Komentarze

Miś prze­czy­tał. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie.

Spły­wa­ły mu wiel­kie jak gro­chy łzy– szyk zda­nia jak ję­zy­ku nie­miec­kim. Tro­chę mi za­zgrzy­ta­ło. No i chodź, na­pi­sa­ne przez ć. Ogól­nie nie po­rwa­ło.

Kaw­koj piew­cy pie­śni se­ro­wych

Astri­dLun­gren czyli kon­kur­su nie wy­gram?

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Baj­ko­we i świą­tecz­ne. Po­mysł od­pra­co­wy­wa­nia złych uczyn­ków jako po­moc­nik Mi­ko­ła­ja fajny.

Jest znowu tro­chę mo­ra­li­za­tor­stwa, ale mniej, więc czyta się le­piej;)

 

Po­ni­żej ba­bo­le:

 

Czę­sto zda­rza­ło mu się bro­nić ludzi, któ­rzy wy­rzą­dzi­li wiele krzyw­dy.

Nie le­piej krzywd?

 

I fak­tycz­nie po chwi­li zna­leź­li się w innym więk­szym po­miesz­cze­niu, gdzie przy­wi­ta­ła go bar­dzo ładna elfka. Było tu wiele wie­sza­ków z ubra­nia­mi, które zaj­mo­wa­ły nie­mal cały pokój.

Mie­szasz czasy.

 

– A teraz choć, zaraz ci wy­tłu­ma­czę o co tu cho­dzi. – ode­zwał się elf.

Nie­po­trzeb­na kropa.

za­chod­nie – po­mor­skie

Może jest do­pusz­czal­ne, ale jak znam za­chod­nio­po­mor­skie.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

No sama nie wiem… Może jak­byś zmie­nił tytuł na "Jeźdź­cy Hau­ne­bu, czyli Hans i jego latajácy dzwon"" to wy­da­je mi się że szan­se zna­czą­co by wzro­sły :D

Kaw­koj piew­cy pie­śni se­ro­wych

W świą­tecz­ny na­strój mo­gła­by na przy­kład wpro­wa­dzać cho­in­ka z ko­ścio­tru­pa es­es­ma­na w ro­ze­rwa­nym wy­bu­chem mun­du­rze. Opa Uwe wie­szał by na od­sło­nię­tych że­brach, czar­no białe, szkla­ne bomb­ki w kształ­cie, a jakże… Dzwon­ków. A cio­cia Hilda owi­ja­ła by tę wiel­ce ory­gi­nal­ną cho­in­kę, nie łań­cu­cha­mi, tylko gór­ni­czym lon­tem:D Po­zdro­wie­nia i we­so­łych!

Kaw­koj piew­cy pie­śni se­ro­wych

Jak mo­głeś tak po­trak­to­wać szó­sty wy­miar… Prawa fi­zy­ki w każ­dym wy­mia­rze dzia­ła­ją tak samo :) W wy­mia­rze nie można „być”, można za to być sze­ścio­wy­mia­ro­wym – i wtedy praw­do­po­dob­nie nie­wi­dzial­nym w swej peł­nej kra­sie dla mniej-wy­mia­row­ców. A i do prze­cho­dze­nia przez ścia­ny nie­po­trzeb­ne by było żadne za­klę­cie, ot tak dzia­ła fi­zy­ka i geo­me­tria :)

 

Ostat­nią część bym usu­nął, resz­tę skró­cił ze zbęd­nych wtrą­ceń. No i co się stało z głów­nym bo­ha­te­rem? Bo za­po­mnia­łeś o nim na ko­niec…

Cześć, Da­wi­dzie!

 

Wy­biór­czo:

– A teraz choć,

chodź

A na­szym te­ry­to­rium jest Pol­ska, wo­je­wódz­twa; za­chod­nie – po­mor­skie, wiel­ko­pol­skie, lu­bu­skie i dol­no­ślą­skie

Za­miast śred­ni­ka dwu­kro­pek, a za nim “za­chod­nio-po­mor­skie”

 

Jest świą­tecz­nie i z na­dzie­ją; faj­nie, że rów­nież “ci źli” mogą czy­nić dobro, nawet jeśli jest to ich po­ku­ta. No i wła­śnie – szko­da, że wątek Ma­cie­ja koń­czy się w chwi­li, gdy roz­da­ją już pre­zen­ty – wy­kre­owa­łeś go na głów­ne­go bo­ha­te­ra, a tekst su­ge­ro­wał, że doj­dzie do jego prze­mia­ny. Trud­no tu ją jed­nak do­strzec. Je­dy­na zmia­na za­szła w nim, gdy go przed­sta­wia­łeś – mó­wisz, że się na­wró­cił.

No i wła­śnie – po­czą­tek jest mocno in­for­ma­cyj­ny – dużo mó­wisz, mało po­ka­zu­jesz. Do­wie­dzia­łem się, że robił takie, takie i takie złe rze­czy, ale żad­nej nie zo­ba­czy­łem, zatem i żad­nej nie po­czu­łem. Może warto by było wpro­wa­dzić go jedną scen­ką, gdzie robi coś złego? Bar­dziej wku­rzył­bym się na star­ca np. gdy­bym zo­ba­czył, że zło­śli­wie pod­kła­da nogę sta­rej są­siad­ce, albo strze­la z procy do go­łę­bia, niż jak mi wy­mie­niasz listę jego prze­win.

Także czuć tu kli­mat świą­tecz­ny, cie­ka­wa kon­cep­cja, ale warta jesz­cze do­pra­co­wa­nia.

 

Po­zdra­wiam!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Dzię­ki Kro­kus !!!

 

Po­spie­szy­łem się tro­chę, tekst nie zo­stał wy­star­cza­ją­co prze­my­śla­ny.

 

Rów­nież ser­decz­nie po­zdra­wiam!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Przy­jem­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Ech, Da­wi­dzie, mam pro­blem z tymi Two­imi bo­ha­te­ra­mi, (któ­rzy w więk­szo­ści Two­ich opo­wia­dań zde­fi­nio­wa­ni są w spo­sób: nie­wie­rzą­cy = zły, wie­rzą­cy = dobry) i całą tą mo­ra­li­za­tor­ską otocz­ką, która temu to­wa­rzy­szy. Wiem, że to jest Twój spo­sób po­strze­ga­nia, ale lep­szy efekt byś osią­gnął, ro­biąc to tro­chę bar­dziej sub­tel­nie. Po­ka­zać jakąś scen­kę z życia bo­ha­te­ra (może być jako wspo­mnie­nie), gdzie nie pi­szesz wprost jaki jest, tylko po­ka­zu­jesz w kon­kret­nej sy­tu­acji (np. ubra­ny w drogi płaszcz wsia­da do luk­su­so­we­go sa­mo­cho­du i po­gar­dli­wie od­trą­ca że­brzą­ce­go dziad­ka spod ko­ścio­ła – jedną taką sceną po­ka­żesz, że bo­ha­ter jest bo­ga­ty, nie­wraż­li­wy i praw­do­po­dob­nie nie­wie­rzą­cy a czy­tel­nik bar­dziej Ci w to uwie­rzy).

Po­mysł na od­ku­pie­nie złych uczyn­ków jako praca w roli “Mi­ko­ła­ja” dla sie­rot przy­jem­ny i cie­pły. I ładna klam­ra na za­koń­cze­nie Ci wy­szła (”nie wie­rzą w Mi­ko­ła­ja, bo do nich nie przy­szedł, a dziec­ko z sie­ro­ciń­ca WIE, że on ist­nie­je → tak jak bo­ha­ter nie wie­rzył w Boga”). I nawet da się to zin­ter­pre­to­wać w drugą stro­nę, dla ate­istów ;) (prze­cież św. Mi­ko­łaj w praw­dzi­wym nie ist­nie­je, ana­lo­gicz­nie Bóg :)).

Hej Bel­la­trix !!!

 

Ja bar­dzo ubo­le­wa­łem nad tym, że jest tu znowu ten aspekt wiary tak jak mi na­pi­sa­łaś, chcę wszem i wobec po­in­for­mo­wać, że w cza­sie pi­sa­nia wer­sji ro­bo­czej okro­iłem go mak­sy­mal­nie, bo też mi się to nie po­do­ba­ło, jed­nak nie umia­łem z pra­wie go­to­we­go tek­stu cał­kiem go usu­nąć :)

 

Dzię­ku­ję i po­zdra­wiam :) :)

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Cześć!

Jest parę błę­dów, kilka zdań za­pi­sał­bym ina­czej, ale są wyżej lu­dzie, któ­rzy już Ci to pod­kre­śli­li, więc nie będę tu już nic wy­ty­kał.

Ogól­nie nieco cha­otycz­na ta opo­wieść, wszyst­ko zmie­nia się jak w ka­lej­do­sko­pie, co nie­ste­ty w tym przy­pad­ku nie do końca jest po­zy­ty­wem. Cały czas mam wra­że­nie, że za szyb­ko dą­żysz w tej opo­wie­ści do końca i można było ją nieco bar­dziej roz­bu­do­wać. Epi­log moim zda­niem zbęd­ny, wo­lał­bym do­wie­dzieć się co dalej z głów­nym bo­ha­te­rem niż zo­ba­czyć scenę, jak się śmie­ją z bied­ne­go dziec­ka (bo to nie o tym jest to opo­wia­da­nie.)

Po­chwa­lę jed­nak po­mysł, nawet jeśli jako chrze­ści­ja­nin nie ro­zu­miem na­wró­ce­nia przed śmier­cią. Ogól­nie myślę, że ten kon­cept mógł się roz­wi­nąć w dużo lep­szy tekst. 

Po­wo­dze­nia, weny i we­so­łych świąt!

Słowo i po­ezja czy coś!

Dzię­ki Sza­tan­sky­07 bar­dzo m miło :)))

 

Po­zdra­wiam!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

No to jest tutaj znów le­piej. Hi­sto­ria nawet, nawet, po­mysł z od­ku­pie­niem win jako po­moc­nik nie nowy, ale jest w po­rząd­ku. Bella już Ci na­pi­sa­ła co tu znowu jest nie teges z tymi po­sta­cia­mi, ja się pod­pi­su­ję.

No i oczy­wi­ście zgu­bi­łeś gdzieś głów­ne­go bo­ha­te­ra na końcu. Zo­sta­wi­łeś wątek ad­wo­ka­ta otwar­ty, bez ja­kich­kol­wiek wy­ja­śnień, prze­sze­dłeś do Grześ­ka, prze­sko­czy­łeś kilka lat do przo­du i znów zo­sta­wi­łeś otwar­ty wątek, koń­cząc po­spiesz­nie cały tekst.

 

A żeby Ci nie spa­mo­wać pod innym Twoim opo­wia­da­niem, to z tego miej­sca chciał­bym Ci ży­czyć zdro­wych i we­so­łych Świąt Bo­że­go Na­ro­dze­nia. A także weny i spo­ko­ju ducha. Peace :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Outta Sewer bar­dzo ci dzię­ku­ję, fajny je­steś ko­le­ga :)))

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Prze­czy­ta­ne.

Prze­czy­ta­łam.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Zga­dzam się z przed­pi­ś­ca­mi – nie do­mkną­łeś wątku głów­ne­go bo­ha­te­ra (jak mu szło asy­sto­wa­nie, długo to trwa­ło, od­ku­pił winy?), dużo rze­czy mó­wisz, za­miast je po­ka­zać, po­sta­cie czar­no-bia­łe.

Pro­szę, choć ze mną.

Chodź od cho­dze­nia, a nie choć o cho­ciaż.

Była gwiaź­dzi­sta noc i padał ob­fi­cie śnieg.

W takim razie śnieg (i chmu­ry) po­wi­nien za­sła­niać gwiaz­dy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ku­ję Fin­kla !!!!!

 

Pozdrawiaserdecznie :)))

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Nowa Fantastyka