
Takie tam napisane dziś z myślą o świętach. Za ewentualne literówki przepraszam z góry i życzę wesołych świąt Bożego Narodzenia
Takie tam napisane dziś z myślą o świętach. Za ewentualne literówki przepraszam z góry i życzę wesołych świąt Bożego Narodzenia
Władysław Twardowski wyjrzał za okno. Było już ciemno, a więc warunki wstępnie sprzyjały wyruszeniu na misję. Szybko ubierał się w spodnie, bluzę i kurtkę, tyleż nieprzemakalne, co zdobione maskującymi biało-szarymi łatami zimowego kamuflażu, do kompletu założył takąż kominiarkę. Sprawdził działanie gogli noktowizyjnych i słonecznego kamienia, zawsze wskazującego południe. Artefakt ten był pamiątką po jednym z przodków, sławnym magu. Dłuższą chwilę oglądał nóż, z jednej strony posiadający piłkę, a z drugiej naostrzony jak brzytwa. Do kieszeni na piersiach włożył niewielką dmuchawkę i zasobnik z kilkunastoma strzałkami, pokrytymi środkiem, powodującym natychmiastową utratę przytomności. Do kompletu zarzucił na ramiona pokryty białym pokrowcem plecak z resztą sprzętu. Przygotowaniem tym, z absolutnym spokojem przyglądała się jego żona Alina. Nie było to najdziwniejsze, co widziała w tej rodzinie.
– Wychodzisz? – spytała.
– Tak, mam misję do zrealizowania.
– Fajnie. Bierzesz może samochód?
– Nie. Bezpieczniej będzie, gdy wykonam ją pieszo.
– A długo ci się zejdzie?
– Przewiduje powrót po trzech godzinach, no może trzech i pół.
– Dobrze misiu. Połamania długopisu, czy co tam się do tej misji życzy na szczęście.
– Na razie nie dziękuję.
Władysław wkrótce znikł za drzwiami. Alina odczekała jeszcze kwadrans dla pewności, a potem wzięła kluczyki i wyjechała w swoją świąteczną misję. W pokoju na piętrze zostawiła włączone światło i telewizor, na wszelki wypadek. Od kiedy okazało się, że jest w ciąży, Władkowi uruchomił się mechanizm nadopiekuńczości i choć bywało to miłe, to czasem, gdy zdmuchiwał jej sprzed nóg każdy pyłek, bywało irytujące i ograniczało jej aktywność.
Twardowski nie miał jednak czasu na sprawdzanie, co działo się w domu. Właśnie przeskakiwał kolejny płot na przedmieściach. Wreszcie jego oczom ukazały się przyprószone ledwie centymetrowym śniegiem łąki. Ruszył przez nie na przełaj szybkim marszem. Za wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności traktował to, że od czasu do czasu znowu sypało białym puchem. Trzymając się niewielkiego strumienia, parł na północ. Niestety wkrótce zauważył przeszkodę, drewnianą wieżyczkę, co gorsza była obsadzona. Obejście jej nie wchodziło w grę, straciłby za dużo czasu i mógłby mieć problemy z prawidłowym odszukaniem dalszej drogi. Musiał się przekradać.
Powietrze przeszył strzał.
– Dostałem warchlaka dzika.
– Kaziu zbastuj. Już czwarty raz strzelasz i krzyczysz, że coś masz. Dwie małpki temu zastrzeliłeś jelenia. Jak zeszliśmy z ambony. jeleń okazał się krzakiem. Trzy małpki temu strzeliłeś sarnę. Na ziemi okazała się psem.
– Wojtek nie czepiaj się, bo z tym psem to twoja wina.
– Niby jakim cudem?
– A kto sobie na prymusie podgrzewał kiełbaski?
– Co to ma tym wspólnego?
– Kundel musiał poczuć zapach, przyszedł, a że był wysoki, to w noktowizji wziąłem go za sarnę.
– A lisa pięć małpek temu pamiętasz.
– No co, wtedy jeszcze nie uruchomiłem sprzętu.
– Tak, za to zastrzeliłeś reklamówkę.
– Dobra nie marudź, tylko chodź, sam nie wtacham warchlaka pod ambonę.
– O ile będziemy mieli co tu przyciągać.
– Jest dobrze, strzał był pewny, nawet słyszałem brzęk.
– Niby ten dzik był w stalowej kamizelce?
– Nie, ale pewnie obżarł się puszek na wysypisku.
– Kazik, ale jak się okaże, że zastrzeliłeś jakiś kubeł, który ktoś wywalił do parowu, nad tym strumieniem, to się pogniewamy.
– Wojtuś, co ty taki nerwowy.
– Bo właśnie sobie kawę zaparzyłem w wulkanie i nie chce mi się biegać po drabinach.
– Chodź, tym razem dobrze widziałem w noktowizji, jak szedł brzegiem strumienia, więc na pewno to nie wiadro.
– Dobra idziemy, oby tylko było po co.
Podeszli nad sam brzeg strumienia.
– I gdzie ten warchlak?
– Musi tu gdzieś być.
– Daj sobie siana, tu tylko komary tną. – Wojtek podrapał się w szyję.
– W grudniu komary, to wiatr igliwie poderwał – odrzekł Kazik.
Chwilę później obaj leżeli na ziemi zmożeni sztucznym snem. Władysław Twardowski wyczołgał się z parowu. Schował dmuchawkę, z której strzelił środkiem usypiającym. Przyjrzał się myśliwym. No cóż, miał i tak szczęście, bo jedynie przestrzelili mu plecak. Dłuższą chwilę przyglądał się sztucerowi, z którego do niego strzelano, Mauser z wypasioną lunetą i jeszcze noktowizją. Słyszał rozmowę na ambonie i coś w nim się burzyło, że taki sprzęt jest w rękach, zapijaczonego idioty strzelającego, do czego popadnie. Podjął szybką decyzję i ruszył dalej.
W lesie musiał porzucić strumyk i ruszyć na przełaj orientując się nie tyle po sieci dróg pożarowych i przesiek, co po zostawionych wcześniej fluorescencyjnych znacznikach. Wreszcie dotarł na miejsce. Grupa wysokich świerków w pobliżu drogi była tym, czego szukał. Z plecaka wyciągnął linkę i przestrzelone nakładki na buty do chodzenia po drewnianych słupach. Wspinał się na wybrane drzewo zręcznie i szybko. Co prawda, tam gdzie dotarł, było ono już cienkie, ale znalazł linkę nawiniętą w miejscu gdzie należało ciąć. Nóż gładko wyszedł z pochwy, a piłka na grzbiecie ostrza bez problemów odcięła czub świerku. Naraz zamarł, bo po pobliskiej drodze jechał samochód. Co gorsza, z bliżej nieznanych powodów kierowca zatrzymał go w pobliżu kępy świerków. Trzasnęły drzwi, a Twardowski zamarł.
– Szefie, po co mu to stajemy, przecież tu nie ma plantacji choinek?
– Ktoś oznaczył jeden ze świerków świecącym w ciemnościach żelem.
– Złodziej? – zdziwił się pytający.
– Nie wiem, ale trzeba sprawdzić, czy go nie wycięto.
– To niby ta świecąca strzałka, to te oznaczenie?
– Faktycznie.
– Skoro stoi jak stał, to może podjedziemy w stronę młodniaków, tam pewnie będą amatorzy darmowych choinek.
– Wątpię. Młody pomyśl, kto normalny kradłby choinki dzień przed wigilią, przecież nawet tego nie sprzeda.
– Niby fakt. To co robimy?
– Jedziemy do młodniaków?
– Ale zaraz…
– Młody myśl. To, że nie będzie złodziei, to jedno. To, że w nissanie mamy końcówkę systemu informującego nadleśniczego o przejechanej trasie to drugie.
– Znaczy się, nas szpiegują.
– Jasne że tak.
– Teraz kumam, posłali nas by pilnować młodniaków, to musimy tam być niezależnie czy to ma sens.
– Dokładnie, a teraz wsiadaj i ruszamy.
Gdy samochód leśników odjechał, Twardowski zszedł ze swym łupem ze świerku i truchtem ruszył w stronę domu. Dotarł tam bez większych komplikacji.
– Kochanie mam choinkę zawołał już na progu.
– Ja też – odrzekła Alina.
– Ale jak? – Władysław patrzył na swoją żonę, nic nie rozumiejąc.
– Normalnie misiu, pojechałam pod market i kupiłam.
– Acha… – Zmartwił się.
– Twoja też jest piękna – dodała pojednawczo. – Ubierzemy obie.
– Super kochanie.
– Tylko, misiu, powiedz mi, skąd masz ten sztucer?
– To dłuższa historia, którą kiedyś ci opowiem, a teraz z uwagi na twój stan, by cię nie stresować, przyjmijmy, że dostałem go od Mikołaja.
Alina popatrzyła na swego męża z powątpiewaniem. Nie denerwowanie jej jakoś mu niespecjalnie wyszło, ale szły święta i postanowiła go na razie nie naciskać, w końcu na awanturę zawsze znajdzie się czas, a teraz miała ochotę na świąteczną atmosferę.
OK, jest jakaś historia. Świąteczna. Ale gdzie w niej fantastyka?
Interpunkcja kuleje tak mocno, że czasami trzeba się zastanawiać, co poeta chciał przez to powiedzieć. Literówek też trochę masz. I ortografa.
przypruszone ledwie centymetrowym śniegiem łąki.
Ojjj. One z Prus były, te łąki?
Babska logika rządzi!
Ok biję się w piersi, faktycznie w pogoni za przerysowaną misją zdobycia choinki uciekły mi elementy fantastyczne…. A może pomoże gdy powiem, że Władek to potomek tego Twardowskiego, co na kogucie latał, a Alina ma praprababkę rusałkę
Poszukam na spokojnie błędów i postaram się je ogarnąć
.
Taaa i wszyscy wywodzą się od tych ludzi, którzy wyrośli z zasianych zębów smoka… ;-)
Babska logika rządzi!
Kiedyś może tak, ale dziś ludzie są strasznie pierdołowaci, Nastolatek w rurkach raczej przypomina półelfa na którego rzucono urok ciągłego patrzenia w magiczne pudełko niż kogoś kto narodził się z zębów smoka
;)
Ale za młodu smoczka podgryzał. Musi wystarczyć…
Babska logika rządzi!
Bo ja wiem czy teraz dzieci karmi się smoczkiem, czy od razu smartfonem??????
No interpunkcja dramatyczna nawet jak dla mnie.
Ale jak już zacisnęłam zęby to sztucer od świętego Mikołaja i całe polowanie mnie rozłożyły na łopatki. Ten motyw ciąży nie wiadomo po co, ale dwie choinki też ładne.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ho, ho, ho! To ja, Twój wigilijny dyżurny!
Było już ciemno(+,) a więc warunki
Szybko ubierał się w spodnie(+,) bluzę i kurtkę(+,) tyleż nieprzemakalne
słonecznego kamienia(+,) zawsze wskazującego południe
z kilkunastoma strzałkami(+,) pokrytymi środkiem(+,) powodującym natychmiastową utratę przytomności.
Dobra, odpuszczę łapankę interpunkcyjną…
W pokoju na piętrze (+zostawiła) włączone światło i telewizor
Tak by było lepiej.
– Dobra nie marudź, tylko choć,
chodź
– Choć(+,) tym razem dobrze widziałem
znów “chodź” plus brakujący przecinek
Przyjrzał +się myśliwym.
Grupa wysokich świerków w pobliżu drobi była tym czego szukał.
chyba “drogi”, bo “drób” raczej by się rozlazł…
– Złodziej? – zdziwił się pytający.
Nie wiem, ale trzeba sprawdzić, czy go nie wycięto.
– To niby ta świecąca strzałka, to te oznaczenie?
Zabrakło półpauzy do oznaczenia wypowiedzi w środkowej linijce.
Nie denerwowane jej
denerwowanie
Lekko i bez zadęcia, kilka życiem zmęczonych postaci splecionych losem Władysława. Nikt się nie bawił w bycie tym wzorowym dobrym. To fajnie wyszło :) Nie porwało, szczególnie zważywszy na jakość wykonania, ale potencjał zamajaczył :)
Faktycznie brakło fantastyki.
Pozdrawiam!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Zabawna świąteczna historia. Fakt, fantastyki trochę mało, dodałabym bohaterowi jakieś supermoce. ;) O interpunkcji już wiesz, więc nie będę powtarzać. Ogólnie, czytało się dobrze.
Krokus
Wskazane błędy poprawiłem.
Ambush
Co do interpunkcji opowiadanie powstało w dwie wigilijne godziny po tym jak uprałem dywany a przed pucowaniem łazienki na błysk stąd jakość :(
Co do stanu Aliny. W “szufladzie” mam jeszcze inne opowiadania z cyklu Twardowskich. Nie trafiły na ten portal z różnych powodów: pomysł wygasł nim go spisałem, nie wyrobiłem się z czasem na konkurs, albo konkretny dzień w roku, wymagają dopieszczenia, itd. Zdaje się, że tam przyczyny i powody ciąży były opisane lepiej, a tu jest po prostu w ramach zgodności świata.
Czy Twardowski jest eko-terrorystą (jak ma żonę z rusałek, to nawet wypada), czy po prostu miłośnikiem odbierania broni palnej ludziom, którzy niesprawnie posługują się noktowizją?
Dlaczego kradnie czubek (odcina stożek wzrostu) świerka i zaśmieca las fluoresceiną?
Czytało mi się dobrze, przecinków nie widzę (uczę się zauważać), ale motywacje imć Twardowskiego byłyby dla mnie jaśniejsze, jakby to on owe małpki obalał.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
przecinków nie widzę
W tym problem, że nikt ich nie widzi. A powinniśmy. ;-)
Babska logika rządzi!
Z noworoczną dedykacją dla Finkli:
– Nie. Bezpieczniej będzie[,] gdy wykonam ją pieszo. → – Nie! Bezpieczniej będzie, gdy wykonam ją pieszo. [trochę co innego znaczy, ale lepiej IMHO]
gdy zdmuchiwał jej sprzed nóg każdy pyłek[,] bywało irytujące i ograniczało jej aktywność.
Twardowski nie miał jednak czasu na sprawdzanie[,] co działo się w domu.
Trzymając się niewielkiego strumienia[,] parł na północ.
Jak zeszliśmy z ambony[,] jeleń okazał się krzakiem[. ← kropka na końcu zdania]
– Kundel musiał poczuć zapach, przyszedł, a że był wysoki[,] to w noktowizji wziąłem go za sarnę.
– Nie[,] ale pewnie obżarł się puszek na wysypisku.
– Bo właśnie sobie kawę zaparzyłem w wulkanie[,] i nie chce mi się biegać po drabinach. [bez przecinka]
– Chodź, tym razem dobrze widziałem w noktowizji[,] jak szedł brzegiem strumienia, więc na pewno to nie wiadro.
Przyjrzał myśliwym. → Przyjrzał się myśliwym.
No cóż[,] miał i tak szczęście, bo jedynie przestrzelili mu plecak.
Słyszał rozmowę na ambonie i coś w nim się burzyło, że taki sprzęt jest w rękach, zapijaczonego idioty strzelającego[,] do czego popadnie.
Podjął szybką decyzjĘ i ruszył dalej.
Grupa wysokich świerków w pobliżu drogi była tym[,] czego szukał.
Co prawda, tam gdzie dotarł, było ono już cienkie ale znalazł linkę i naznaczoną na korze linię. →
Co prawda tam, gdzie dotarł, było ono już cienkie, ale znalazł linkę i naznaczoną na korze linię. [nie jestem pewny, ale oryginalnie i tak było źle]
Co gorsza[,] z bliżej nieznanych powodów kierowca zatrzymał go w pobliżu kępy świerków.
– Skoro stoi jak stał[,] to może podjedziemy w stronę młodniaków,
– Znaczy się[,] nas szpiegują.
– Teraz kumam[,] posłali nas by pilnować młodniaków, to musimy tam być[,] niezależnie czy to ma sens.
Gdy samochód leśników odjechał[,] Twardowski zszedł ze swym łupem ze świerku i truchtem ruszył w stronę domu.
– Ale jak? – Władysław patrzył na swoją żonę[,] nic nie rozumiejąc.
– Tylko misiu powiedz mi[,] skąd masz ten sztucer.
– To dłuższa historia, którą kiedyś ci opowiem, a teraz z uwagi na twój stan, by cię nie stresować[,] przyjmijmy, że dostałem go od Mikołaja.
Uwaga dla autora: przecinków się uczę, więc proszę stosować z odpowiednią dozą nieufności.
W tym problem, że nikt ich nie widzi. A powinniśmy. ;-)
Oprócz tego, że ich nie widzę, to jeszcze je widzę tam, gdzie ich nie ma.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Och, dziękuję, jestem wzruszona. :-)
I jeszcze przy wołaczach. Na przykład:
– Tylko[,] misiu[,] powiedz mi[,] skąd masz ten sztucer.
Babska logika rządzi!
Władysław Twardowski ekologiem. Radek zlituj się, on po prostu wziął sztucer, jako pamiątkę. Z resztą tamten myśliwy i tak nie potrafił się nim posługiwać.
Ścina czubek świerku, bo cały świerk nadaje się na choinkę tylko dla papieża albo dużego miasta, Natomiast ostatnie półtora metra, takiego dużego świerku to idealna choinka do domu. :D
Zaraz wezmę się za poprawki
Misiowi, jak zwykle, nie przeszkadzał brak klasycznej fantastyki. Bo fantastyka była na przykład w tym, że leśnicy nie zauważyli Władysława na świerku. Interesujący jest pomysł zawierający w podtekście, zdaniem misia, kpinę z pseudoekologicznych działań bohatera, przy krytycznym przedstawieniu polujących idiotów i słusznym rozprawieniu się z nimi.
Świąteczny, miły tekst. Nawet uśmiechnął mnie parę razy :) Choć trochę mi brakowało jakiegoś mocniejszego w puencie, ale to tylko moje odczucie.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?