
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
„DZWON ŚMIERCI"
Konie głośno ryczały. Kolejne uderzenia bicza rozcinały skórę do krwi. Ostry galop. Krzyki woźnicy. Tętent kopyt , który echem roznosił się daleko poza mury miasteczka. Gdzieniegdzie psy donośnie ujadały. Sierpowaty księżyc znalazł się dokładnie pomiędzy szczytami Al'korp i Al' Alor. Była północ. Deszcz zacinał w twarz. Wóz skrzypiał niemiłosiernie. W kilku gospodarstwach ludzie obudzili się ze snu. W powietrzu dało się słyszeć groźne złorzeczenia i posyłanie do wszystkich diabłów. Pośpiech , byle zdążyć na czas. Sekundy były na wagę złota.
-Szybciej leniwe, pieprzone chabety ! Naprzód ! – Krzyczał gorączkowo woźnica, spazmatycznie wymachując przy tym batem.
Wierzchowce coraz bardziej słabły , parskały i dyszały ciężko.
Mężczyzną , który siedział na powozie był młody filid. Ubrany w szary płaszcz z kapturem zarzuconym na twarz , spod którego błyskały tylko wielkie , jasne oczy. Na kolanach kurczowo trzymał wielką , brązową torbę.
-No dalej , szkapy ! – Wołał Sromon na całe gardło.
Szarpnął z całej siły za wodze. Wywinął biczem. Trafił konia wyjątkowo boleśnie. Rumak zaczął kwiczeć .
-Wystarczy ! Natychmiast przestań , głupcze!- syknął Navel.– Po prostu jedź i zostaw je w spokoju. Już dłużej nie będę przymykał na to oka.
-Przepraszam , Panie. Inaczej nie mogę ich nakłonić do szybszego biegu. Pan życzył sobie by być na miejscu jak najszybciej.– mruknął powożący.
Woźnicą był mężczyzna w starszym wieku , około sześćdziesięciu lat. Miał kilka włosów na głowie , ale za to bujną , długą brodę. Oczy miał przepite, a gdy się uśmiechał , co nie było za częste , widać było jeden tylko popsuty ząb. Twarz zdobiły mu także olbrzymie pryszcze. Pochodził z ubogiej rodziny. Od pokoleń zajmowali się wynajmem powozów w Rodinii. Znani byli także z tego , iż od lat toczą spór z druidami. Zarzucało się im znęcanie nad końmi, które były niedożywione i obciążane zbyt wysokimi ciężarami.
Mijali kolejne chaty , zbite z wielkich dębowych pali. Z małymi oknami , które dodatkowe osłaniały ciężkie okiennice. Znaleźli się w najdalszych i najbardziej nieprzyjaznych zaułkach Rodinii. Znowu krzyki. Tym razem dochodziły z miejscowej karczmy – Zgorzelni . Zawzięcie toczyła się tam jakaś pijacka bijatyka. Pod jej murami buszowały szczury , które złowrogo syczały na nieproszonych gości.
-Już prawie jesteśmy. Za karczmą w lewo i prosto tą ulicą i będziemy na miejscu.– Stwierdził nerwowym tonem Navel .– Niecierpliwie wyglądając przy tym przez okienka w powozie.
Sromon zatrzymał się pod małym , szarym domem z czerwonym dachem i takimi samymi okiennicami. Okna były otwarte i wydobywał się z nich nikły odblask palących się świec. W powietrzu czuć było okropny smród zgnilizny , wdzierający się do nozdrzy.
-Proszę mości Panie. Mam nadzieję , że wystarczająco szybko się tu znaleźliśmy.-rzucił oschle mężczyzna.
-Dzięki…! – Krzyknął Navel , rzucając pod nogi woźnicy zapłatę .
Pośpieszył co sił do drzwi , dźwigając swą torbę i dysząc ciężko. Zapukał głośno. Po chwili otworzyła mu sędziwa staruszka. Miała siwe włosy , zapadnięte , podkrążone oczy i lekką szczecinę na brodzie i pod nosem. Twarz zakrywała jej szczelnie stara chusta. Z nosa jej ciekło. Zapewne płakała.
-Przybył Pan wreszcie! Jednak nasze modlitwy zostały wysłuchane!- powiedziała skrzekliwym głosem kobieta.-Proszę pomóż!
Chwyciła go za ramię i pociągnęła w głąb chaty. W domu słychać było czyjeś pojękiwania. Gdy przechodzili obok pierwszego pokoju , oczom filida ukazał się nieciekawy widok. Dwoje małych dzieci przytulonych do siebie w kącie , cicho płakało. W kolejnym , przy stole siedział mężczyzna. Obok stało kilka pustych butelek po piwie i winie. Odór był odpychający. Zapewne był to gospodarz domu. Ubranie miał obrzygane . Powoli podniósł głowę z ramienia opartego na stoliku. Gdy ich ujrzał , gwałtownie zerwał się z krzesła . Ledwo stał na nogach , kiwając się jak przy huraganie. Parę slalomów później , doszedł do nich i wrzasnął:
– A to , kuźwa , kto ?! Kto śmiał wejść do mojego domu , hę!? Wynoś się przybłędo ! Nikt nam tu nie jest potrzebny , hik!
Od jego oddechu Navela zapiekły oczy. Przerażony lekko ,zdołał wykrztusić :
-Ja, eee… do pana żony…Dostałem dziś list. Przybyłem jak najszybciej się dało. Chciałbym ją zobaczyć.
-Hę ?! Co ją zrobić ?! Wychędożyć?! Ty zwyrodnialcu , wynocha mi stąd!
-Co , ja nie…– wychrypiał Navel
-Jowan , proszę , synu idź się położyć.-babcia szybko chwyciła mężczyznę w pasie i popchnęła do najbliższej izby. – no już , już , szybciutko!
-Nigdzie nie pójdę do cholery , zaraz złoję skórę t-temu eeelegancikowi , o ! – bełkotał pijak
Po chwili jednak przez rozpaczliwe nakłanianie matki , uspokoił się,położył na pryczy i zaraz zasnął.
-Szybko zaprowadź mnie do niej , bo może być za późno .Gdzie ona jest?-spytał filid. Przeszli przez długi korytarz. Wspięli się po drabince , które były prowizorycznymi schodami. Klapka była zamknięta na klucz. Staruszce trzęsły się ręce. Udało jej się jednak w końcu otworzyć .Kobieta leżała w pokoju na strychu.
·
Wiatr głośno gwizdał. Deszcz nadal padał, słychać było jak walił po parapecie na zewnątrz. Gdzieś w oddali rozpętała się burza. Stłumione grzmoty przechodziły przez ściany i dobiegały do uszu. Starsi mieszkańcy powiadali – Gdy grom rozbrzmiewa , a na niebie pojawia się błyskawica , potężny Aeneas wpada w gniew. Przez zdradę jednego ze swoich najbliższych podwładnych , ogarnęła go furia . Zaczął wznosić głośne okrzyki ku niebiosom , a z oczu strzelał piorunami , które rozeszły się na wszystkie strony świata.
·
W izbie panował półmrok .Nikłe światło rzucała tylko na wpół wypalona świeczka , stojąca w rogu na taborecie. Ściany pokryte były schodzącą gdzieniegdzie tapetą w kwiatki i licznymi pajęczynami. Na podłodze znajdował się tylko surowy beton i mały poszarpany dywan. Ciągnął przez nią okropny chłód. Przy oknie stało niskie łóżko. Było ono szczelnie zasłonięte szmacianą kotarą.
Navel zbliżył się , postawił przy łożku torbę i powoli odsunął zasłonę.
Widok był przerażający.
Kobieta leżała na wznak z rozłożonymi na boki rękami. Drżała lekko. Trawiła ją wysoka gorączka. Była opuchnięta. Oczy miała podkrążone i sine , a skórę żółtą jak cytryna. Ciężko dyszała i pojękiwała agonalnie.
Była to młoda osoba , miała na oko jakieś dwadzieścia pięć lat. Długie blond włosy opadały jej na ramiona i czoło. Teraz co prawda posklejane i skołtunione. Gdzieniegdzie buszowały wszy. Gdyby nie zżerała jej choroba , na pewno byłaby dość ładna.
Navel ostrożnie odsłonił kołdrę. Cała była przepocona ,śmierdząca i brudna.
-Bogowie , nikt nawet jej nie zmienił pościeli , mogli chociaż tyle dla niej zrobić…-pomyślał z rozpaczą filid.
Jego oczom ukazał się jeszcze gorszy obraz. Brzuch dziewczyny był ogromny. Jakby ktoś wsadził jej pod skórę słusznych rozmiarów piłkę. Na wierzch wyszły żyły. Z pępka wydobywała się ropa.
W pomieszczeniu pojawiła się staruszka. Była szczelnie opatulona różnymi szmatami, widać było tylko stare oczy.
– Czy czegoś pan nie potrzebuje? -spytała kobieta.
-Dlaczego ona jest w takim stanie ?! Czemu nikt się nie zajmuje tą dziewczyną?! Przecież ona umiera!- Krzyknął rozwścieczony Navel.
-Nie wiem , panie-wyjąkała babcia-Robimy co możemy ,tak ,tak…
Spuściła głowę . Nie odzywała się dłuższą chwilę , po czym powiedziała.
– Już jestem stara ,Panie , nie mam siły się nią opiekować , a chłop , sam Pan widział. Pijaczyna . Odkąd zachorowała jeno pije i pije . Dzieci leje , ale nic nie pomoże. Tylko ja ją osłoniłam , żeby dzieciaków nie pozarażała.
-Podaj mi wodę , kobieto i mydło. Trzeba ją umyć. Przecież ona leży w chlewie! I jakiś stolik , prędko.
Staruszka po chwili wróciła z potrzebnymi rzeczami.
Umył dziewczynę dokładnie. Ściągnął z niej brudną pościel i zamiast tego przykrył ją kocem. Na stoliku postawił torbę , otworzył i wyjął z niej różne dziwne rzeczy. Długą drewnianą rurkę , zakończoną gumowym rożkiem , kilka menzurek , lniany woreczek , różdżkę , buteleczki z kolorowymi płynami.
Zaczął przyrządzać eliksir , który miał zbić gorączkę i ulżyć kobiecie w bólu.
Gdy skończył , powoli przystawił buteleczkę do ust chorej i podał jej zawartość. Kobieta się zakrztusiła , ale zdołała przełknąć ohydny płyn. Po chwili otwarła oczy. Światło było jednak zbyt drażniące. Przymknęła je więc z powrotem , wybełkotała kilka słów ,po czym odwróciła głowę i straciła przytomność.
-Niedobrze…-mruknął Navel.
Zazwyczaj eliksir pomagał większości z jego pacjentów.
Spróbował więc uciec się do czarów , poznanych w Akademii. Lecz żadne zaklęcie nie podziałało.
-Myśl , myśl ! – powtarzał w głowie filid.– Dobrze , jeśli zaklęcia nie pomagają spróbujmy tradycyjnych metod. Dawno tego nie praktykował , ale co nieco pamiętał z nauk wykładowców.
Zaczął obmacywać brzuch , by wykryć jakiegoś guza , który powoduje chorobę. Nic jednak nie czuł. Następnie wziął swoją drewnianą rurkę. Gumową końcówkę wsadził sobie do ucha , a drugi koniec przystawił do brzucha chorej.
·
Akademia.Zajęcia z medycyny przewodu pokarmowego.
-Zapamiętajcie sobie to do końca życia , drodzy studenci-mówił nauczyciel.-gdy pacjent ma wzdęty brzuch , gorączkę , potworne bóle , to wystarczy go osłuchać. Będziecie wiedzieć wówczas , że dla pacjenta nie ma już ratunku , nawet czary są w tej sytuacji zbędne.
·
-O, Bogowie…-szepnął Navel.
Serce mu się ścisnęło, ręce się trzęsły.
-Nic już tu nie mogę zrobić. Może się Pani tylko modlić, ale to nie na wiele się zda.
Wsadził twarz w dłonie , pokręcił nerwowo głową , próbując wyrzucić z głowy tą przerażającą diagnozę. Nigdy nie mógł się pogodzić z tym , że nie zdołał komuś pomóc.
-Słychać tu dzwon śmierci. To koniec-szepnął.
____________________________________________________________________________________________
Witam , byłabym wdzięczna za jakąś krytykę. Dopiero zaczęłam przygodę z pisaniem i wiem , że nie idzie mi to najlepiej :DTo opowiadanie jest wstępem ( jeszcze będzie dopracowane) do mojej ekhm…książki.-_-
No, jakoś trzeba zacząć. Ja zacznę od tego, że witam na stronie nową użytkowniczkę :). Tekst, cóż, jak na początek nie jest źle. Najważniejsze błędy to:
1. Kiedy stawiamy kropkę lub przecinek, spację wstawiamy po, ale nie przed. Poprawiać, poprawiać, bo wygląda koszmarnie!
2. Kiedy budujemy dialog, przed i po pauzie koniecznie spacja! A szczegółowy poradnik jest tutaj (http://www.fantastyka.pl/10,2112.html), przeczytaj, popraw resztę.
3.Nie załapałem, kto to jest fidil. Pewnie jakaś rasa, ale jeśli jest to wstęp, a nie fragment gdzieś ze środka, to powinnaś dokładnie wyjaśnić znaczenie słowa.
4. Powtórzenia. Szczególnie "być". Na każdym kroku. "widać było", "czuć było". Na przykład tutaj: "Odór był odpychający. Zapewne był to gospodarz domu.". Nie mówiąc już o tym, że z kontekstu wynika, iż odór był gospodarzem... Spróbuj może tak: "W kolejnym, przy stole siedział mężczyzna w obrzyganym ubraniu, zapewne gospodarz domu. Obok stało kilka itd..."
5. Aha, słowa "panie" nie piszemy wielką literą, no, chyba że w liście (się to nazywa "apostrofa", zwrot do adraseta). W dialogu - zawsze małą.
To tyle z gramatyki, błędów ortograficznych się nie dopatrzyłem. Teraz fabuła. Zaistniały pewne nieścisłości. Domyślam się, że klimat miał być "średniowieczny", i spoko, klimatyczne to jest, ale betonowa posadzka? Klepisko, w takich realiach betonu być nie może, a trzeba być konsekwentnym. A sama akcja... - dość nudna. W zasadzie nic się nie dzieje. Na początku wczuwam się w klimat, zapadła dziura, noc, deszcz, burza z piorunami i Navel spieszący się za bardzo nie wiadomo gdzie. Fajnie. A potem taki zawód, zwykły lekarz i nudnawy opis choroby. Szkoda.
A teraz, reasumując, trzeba wystawić ocenę. Opowiadanie jest przeciętne, więc 3. Do tego subiektywne uczucia autora. Mi się podobało, więc 3 z plusem. Na dodatek to pierwszy Twój tekst i jak na początek nie tak źle, zatem 4. Ale są błędy, i to dużo, ocena znów spada do trzech. Może z małym plusikiem, tak na zachętę. Jakby co, czekam na kolejną część (części?).
Pozdrawiam i życzę powodzenia.
LK
Konie głośno ryczały.
Odpadłabym już w przedbiegach, gdybym po chwilowym, doszczętnym zaskoczeniu nie uświadomiła sobie, że trafia mi się jedyna okazja dogłębnego zrozumienia cytatu z polskiej klasyki filmowej: „- -- Koń. Podać jego odgłos.
- Pa-ta-taj.
-Odpowiedź Pa-ta-taj jest oczywiście błędna, bo chodziło o odgłos paszczą."
Pasuje! Wio dalej!
„Ostry galop."
Galop. O północy. W deszczu. Przy świetle księżyca, który jakimściś cudem świeci, choć nie powinien, bo deszczowe chmury zwykle go zakrywają. Po drodze, której pewnie nie widać, bo o ulicznym oświetleniu w tekście nic nie ma! Zanućmy podróżnym requiem, bo daleko nie zajadą. Może to i dobrze. Dla czytelnika.
„Wóz skrzypiał niemiłosiernie."
„Mężczyzną , który siedział na powozie był młody filid."
„Wierzchowce coraz bardziej słabły , parskały i dyszały ciężko."
Konie głośno ryczały.
„Rumak zaczął kwiczeć ."
Cuda, cuda, cuda! Jak to w okolicy wigilii bywa. Galopujące na wstępie parzystokopytne pociągowe uczepione dyszla wozu, zmieniają się w wierzchowce, ale nadal dzielnie ciągną (pomimo, że są wierzchowcami), tyle że już powóz. Na dodatek co rusz zmieniają wydawane przez siebie odgłosy paszczowe! Żeby uniknąć jałowej dyskusji o tym, że w słowniku wyrazów bliskoznacznych koń, rumak, chabeta i wierzchowiec tworzą zgodny zaprzęg kwadrygi, wklejam LINK. Kwestie synonimów już raz komentowałam i nie chce mi się wszystkiego od nowa pisać.
„W powietrzu dało się słyszeć groźne złorzeczenia i posyłanie do wszystkich diabłów.", dochodzące z chat, „zbitych z wielkich dębowych pali. (Bali-poziomych, nie pali-pionowych. Naturalnie dźwiękoszczelny budulec!) Z małymi oknami , które dodatkowe osłaniały ciężkie okiennice." Jak się do tego doda hałas spowodowany tętentem końskich kopyt oraz rumor wydawany przez koła powozu, to zaspani mieszkańcy wiochy musieli drzeć mordy z siłą jerychońskich trąb. Jakże inaczej byłoby ich słychać?
"Zawzięcie toczyła się tam jakaś pijacka bijatyka. Pod jej murami buszowały szczury , które złowrogo syczały na nieproszonych gości."
Pod murami bijatyki buszowały szczury. I syczały, żmije jedne! Niestety dalej nie dałam rady. Odpuszczam.
@ LordKovir napisał:: „Powtórzenia. Szczególnie "być". Na każdym kroku. "widać było", "czuć było". Na przykład tutaj: "Odór był odpychający. Zapewne był to gospodarz domu.". Nie mówiąc już o tym, że z kontekstu wynika, iż odór był gospodarzem... Spróbuj może tak: "W kolejnym, przy stole siedział mężczyzna w obrzyganym ubraniu, zapewne gospodarz domu. Obok stało kilka itd..."
Niezła rada! Jak obrzygany, to „zapewne gospodarz". Wszak nie od dziś wiadomo, że każdy fantazy-przystojniak obowiązkowo otula się płaszczem wyposażonym w olbrzymi kaptur, a karczmarze i oberżyści to spasieni niechluje, pomykający wśród klienteli w ufloganych szmatach. Koloryt taki po prostu. Fantasy, kurza twarz! Fantasy! O matko jedyna!
@ LordKovir napisał: „Aha, słowa "panie" nie piszemy wielką literą, no, chyba że w liście (się to nazywa "apostrofa", zwrot do adraseta). W dialogu - zawsze małą."
Lordzie Kovir - myśl i szukaj! Cierp, guglaj i czytaj,
Jeśli w głowie nadal pustka, Bralczyka zapytaj!
TOTO rymowane powyżej byłoby prawie podniosłą APOSTROFĄ - składniową figurą stylistyczną - gdyby z zamierzenia nie było żartem! Mylisz apostrofę ze zwyczajową formą grzecznościową. Wielką literą istotnie piszemy nazwy osób, do których się zwracamy w listach. Pisownia taka obejmuje również odnoszące się do nich przymiotniki i zaimki: „Serdecznie Szanownych Państwa.. . Jest nam miło zaprosić Was..." Z apostrofą nie mają jednak te formy nic wspólnego. Twoje pouczenie jest więc takie trochę z czapy czyli na pół gwizdka trzymające się prawdy.
Proszę Diuny! Podejrzewam u Ciebie (forma grzecznościowa, NIE apostrofa) małoletniość. Jeszcze podstawówka czy już gimnazjum? Trochę Cię to usprawiedliwia, ale tylko TROCHĘ! Piszesz - dobrze, pisz. Ale zacznij od form krótszych, które będziesz potrafiła ogarnąć. Pilnuj szczegółów i tego, by ze sobą współgrały. Logika świata przedstawionego jest obligatoryjna w absolutnie każdym gatunku literackim, z fantasy włącznie! Nie daj się bezwolnie ponosić wyobraźni i nie łudź się, że jeśli ogarnięta twórczą weną wysmarujesz osiem stron A-4, to Twoja praca skończona. Nic podobnego. Wszystko musi dojrzeć. Tekst również. Żeby móc go obiektywnie ocenić i poprawić, najpierw powinien Ci się wyresetować z pamięci. Po tygodniu, a jeszcze lepiej dwóch, sama będziesz mogła wyłapać mnóstwo błędów i sprzeczności. Życzę powodzenia.
Wow, to się nazywa konstruktywna krytyka! O, matko, pojechałaś po mnie. We wszystkim masz rację, oprócz tych dzwięków wydawanych przez konie - http://www.konie.biz/modules.php?name=News&file=article&sid=464 .Eh nie jestem małoletnia (niestety) , ale mogę się usprawiedliwić tylko tym , że w szkole praktycznie nigdy nic nie pisałam, żadnych wypracowań itp. :P Dzięki za taką krytykę, wzięłam sobie to do serca. I na pewno następnym razem pomyślę tysiąc razy nad tekstem !! O ile jeszcze coś napiszę -_-'
Lord Kovir- filid , to nie rasa. Zapraszam tu http://pl.wikipedia.org/wiki/Filidowie :)
Otwierałem ten tekst minimum trzy razy i tylekroć zamykałem go, nie potrafiąc zdecydować się, od czego zacząć. Doskonale zrobiła to baskerville, więc tym wpisem jedynie sygnalizuję, że nosiłem się z zamiarem podobnego "zjechania"...
@ w baskerville
No to przy okazji pojechałaś sobie także po mnie :/. Ale, przepraszam bardzo, jak inaczej Ty byś napisała to zdanie o gospodarzu, unikając powtórzeń? I, oczywiście, pomijamy tu opcję całkowitej zmiany brzmienia i kontekstu, bo to miała być poprawa, a nie wymyślanie od podstaw. Sorki, ale ja nic innego nie mogłem wymyślić. No, ale jakbyś była tak uprzejma coś mądrego doradzić, to byłbym wdzięczny.
Co do tej apostrofy, to chyba rzeczywiście coś mi się pomyliło. Więc dobrze, że poprawiłaś. Tylko, zaklinam Cię, nie wspominaj przy mnie Bralczyka! Nigdy!!!
Dziękuję.
Co masz przeciw jednemu z najlepszych, drogi Lordzie?
Moja polonistka ciągle się na niego powołuje i wychwala pod niebiosa, hehe. Może i jest dobry, ale tak już się do niego zraziłem na lekcjach, że samo brzmienie nazwiska wywołuje u mnie mdłości :). To już lepszy miodek. Przynajmniej jego ktoś sparodiował.
* Miodek, oczywiście.
Rozumiem. Po tysięcznym siedemsetnym usłyszeniu nabiera się do nigdy nie widzianego na oczy*) urazy... Ale fachowość uznajesz, mam nadzieję.
*) poza Internetem i telewizją.
Ale fachowośc uznajesz, mam nadzieję.
Powiedzmy... Ale na następny raz proszę jednak powoływać się na Miodka :)
Problem w tym, że tego słodkiego pana to z kolei ja nie uwielbiam...
Wiem! Markowski. Neutralny. OK?
Grzegorz? Super, gra niezgorszą muzę!
A tak na serio, to chodzi o Andrzeja? Bo trochę dużo tych Markowskich mi w googlu wyskoczyło. Ale i tak o nim nie słyszałem, więc czemu nie. Może być!
@Lord Kovir: "Ale, przepraszam bardzo, jak inaczej Ty byś napisała to zdanie o gospodarzu, unikając powtórzeń? I, oczywiście, pomijamy tu opcję całkowitej zmiany brzmienia i kontekstu, bo to miała być poprawa, a nie wymyślanie od podstaw."
Dlaczego, Lordzie, miałabym poprawiać zdanie, którego nie jestem autorem? Nieważne co ja bym z nim zrobiła, ważne, co z nim pocznie Diuna, jego „właścicielka". Własność intelektualna autora to święta rzecz, więc rycie się komentującego z hasłami typu „JA napisałabym to TAK", uznaję za nieuprawnione i wystrzegam się proponowania „gotowców" produkcji własnej.
Co do Bralczyka, temat wyczerpał w moim imieniu AdaśKB.
Nie, pewnie. Po prostu napisz "tu jest powtórznie, popraw to". Nie przejmuj się, że ktoś może nie wiedzieć. TY zrobiłaś swoje. Nie ma poprawy (bo ktoś może kompletnie nie wiedzieć, jak to zrobić)? To stawiamy 2 i fora ze dwora. Dobre podejście do sprawy, naprawdę...
To portal literacki, a nie korki z podstawowych zasad języka polskiego. Jeśli ktoś, kto publikuje tutaj swoje prace nie potrafi sam po sobie poprawić wytkniętego mu błędu, powinien poważnie zastanowić się nie tylko nad uzupełnieniem swojej edukacji, ale i nad sensem własnego pisania. Grafomanów ci u nas dostatek. Szanse mają tylko ci, którzy szybko i skutecznie się uczą. Po reszcie nikt płakać nie będzie, a lasy deszczowe, to się wręcz ucieszą.
Coś okropnie kłótliwy się robisz, Lordzie.
Generalnie baskerville ma rację. Wskazać, wytłumaczyć, podszepnąć, gdzie szukać i czego, żeby nie powtarzać błędów --- i to wyczerpuje uprawnienia komentującego. Obowiązku redagowania tekstu nie ma! Z dobrej woli, ale i z wyraźnym zastrzeżeniem, że tylko przykładowo, można pokazać, jak przekonstruować zdanie, jakie słowo jakim zastąpić, ale trudno robić to w każdym przypadku. Poza tym rozleniwisz autorów, pisząc za nich...
Lepiej żeby byli leniwi autorzy niż żeby w ogóle ich nie było... Bez odbioru.
Średnie opowiadanie. Chciałbym dostać tyle uwag do swoich tekstów, siedziałbym potem i dłuuuuugo się im przyglądał, żeby zapamiętać, bo jest to szansa na to, żeby pisać lepiej.
Nie wiem, czy ktoś to jeszcze przeczyta i będzie tym zainteresowany, ale ryczące konie zaintrygowały mnie na tyle, by zająć trochę czasu osobie, która posiadła niemałą wiedzę o koniach.
Po przeczytaniu zalinkowanego przez Diunę artykułu z "końskiej strony" pojawiły się dwa pewnego rodzaju podejrzenia. Pierwsze: niekompetencja tłumacza/czki, czyli niewłaściwy dobór słowa polskiego. Drugie: brak w słownikach ogólnych odpowiedniego słowa, znanego bardzo wąskiemu kręgowi "koniarzy", lub brak tego słowa w ogóle, ponieważ (co przegapiła również Diuna!) mowa o "ryku" wydawanym przez konie w stanie dzikim lub półdzikim --- a takich stad w Polsce praktycznie nie ma.
Reasumująć: nie ma co napadać na Diunę, że to i tamto, ale też nie ma za co jej chwalić --- skoro mowa o "ryku" dzikich koni, a jej konie z opowiadania idą w zaprzęgu...