
Serdecznie dziękuję betującym: NearDeath, Golodh i Sagitt. Bez nich dostalibyście niestrawną, niezrozumiałą, niefajną i ogółem wszystkie przymiotniki na nie, opowiastkę.
Serdecznie dziękuję betującym: NearDeath, Golodh i Sagitt. Bez nich dostalibyście niestrawną, niezrozumiałą, niefajną i ogółem wszystkie przymiotniki na nie, opowiastkę.
W podręcznikach do historii ten dzień nazwano Dniem Zrozumienia. Zupełnie niepotrzebnie, a nazwa, moim zdaniem, prosiła się o pomstę do niebios. Oczywiście, nie chcę umniejszać jego rangi, był przełomowy w historii świata. Religie masowo upadały, inne przeżywały rozkwit. Ludzie szaleli; starali się zaakceptować nową rzeczywistość, bądź szukać dowodów aby móc jej zaprzeczyć. Słowem – świat stanął na głowie.
Ale wtedy, kilka tygodni wcześniej, nikt nie potrafił przewidzieć konsekwencji naszych poczynań. Ani tym bardziej tego, jak wiele one zmienią.
*
Życie jest niesprawiedliwe, myślałam, patrząc na dzieci grające w piłkę. Zawsze zastanawiałam się jak to jest biegać. Czujesz wiatr we włosach, zmęczenie w mięśniach, kłucie w płucach? Kiedyś podobno to robiłam, ale nie potrafię udzielić odpowiedzi. Chociaż biegać to może za dużo powiedziane, ale chodziłam na własnych nogach, nawet jeśli przez chwilę, bo potem przesiadłam się na wózek.
Problemy zaczęły się, gdy miałam dwa lata. Inne dzieci poruszały się już sprawnie, ja zawsze byłam w tyle, ledwie stawiając kroki. Mama mówiła, że byłam "wiotka". Ze mną i tak nie jest najgorzej. SMA3 to stosunkowo łagodny objaw rdzeniowego zaniku mięśni. Miałam szczęście, moi rodzice zareagowali szybko. Terapia genowa nie naprawiła wyrządzonych szkód, jednak zatrzymała rozwój choroby. Wiem, że już nigdy nie wstanę, jednak pocieszam się myślą, że potrafię sama siedzieć, jeść czy oddychać.
Odwróciłam wzrok od gromadki roześmianych dzieci i ruszyłam dalej. Mój przyjaciel nie mieszkał daleko, a ja lubiłam do niego jeździć. Obserwować po drodze ludzi zajętych sobą, ich małe katastrofy. Ktoś obok mnie zatrąbił klaksonem; rowerzysta, pokazując środkowy palec, szybko skręcił na bok jezdni. Jakiś chłopczyk głośno płakał, szarpiąc matkę za spodnie. Młoda dziewczyna starała się wepchnąć przechodniom ulotki. Mnie jakby nie widziała.
Skręciłam w bok, wjechałam po kładce przed drzwi bloku i zadzwoniłam domofonem. Na szczęście budynek miał windę. Chwilę potem byłam już w przedsionku małego mieszkania Patryka.
– No wreszcie. – Uśmiechnął się na mój widok. Wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle, ciemne sińce znaczyły jego oczy, a koszulka zwisała z ramion. – Właź szybko, muszę ci coś pokazać.
– Kiedy ostatnio spałeś? – spytałam, gdy koła wózka minęły próg. Nigdy się nie witaliśmy i nigdy nie żegnaliśmy. Nie wiem skąd się to wzięło, ale lubiłam ten zwyczaj. Jakbyśmy nie rozstawali się na tyle długo, by było warto to mówić, chociaż prawda prezentowała się zupełnie inaczej. Mojego przyjaciela widziałam po raz pierwszy od miesiąca. Ostatnimi czasy za bardzo zajmowała go nauka.
– Sen jest nieistotny w kontekście tego, co udało mi się zrobić. – Patryk zamknął drzwi wejściowe i popędził korytarzem, by zrobić miejsce na przejazd. – Promotor padnie z wrażenia, od razu awansują mnie na doktora. Ha, co ja mówię, będę profesorem!
– Profesorem? Za nisko się cenisz – mruknęłam, wjeżdżając do jego pracowni. Parsknęłam, marszcząc nos. Wszędzie dookoła walały się puszki po energetykach, stosy brudnych kubków oraz talerze z przyschniętym jedzeniem.
– Śmiej się póki możesz. Zaraz zobaczysz moje cudeńko – powiedział, podchodząc do stojącego na biurku monitora.
Spojrzałam na ekran z ciekawością. W gęstym lesie biegały ludziki, fizjonomią i ubiorem przypominające jaskiniowców. Wyglądały tak realistycznie, mogłabym przysiąc, że to nagranie z jakiejś kamery. Widziałam jak grupka kobiet rozmawiała między sobą, podczas plecenia koszy z długich traw, czy oprawiania zwierząt. Wokół biegały dzieci, a mężczyźni szykowali się na polowanie.
– Zrobiłeś grę? – zapytałam.
– Lepiej. – Patryk z dumą usiadł na wysłużonym gamingowym fotelu, chwycił myszkę i przeciągnął obraz, tak że widziałam całą krainę z lotu ptaka. – Zrobiłem symulację. I to jaką! Przedstawiam ci Ziemię dwa zero. W końcu się kompiluje. Żadnych błędów, nie wywala wyjątków, tylko kilka warningów, ale kto by się przejmował? Cud miód kodzik, a co najlepsze, działa!
– Nieźle. – Wpatrywałam się w monitor. Każdy mały detal wyglądał jak prawdziwy, od rozłożystych drzew, aż po kolonię mrówek. Całość wydawała się idealnie współgrać, aż niedowierzałam, że za wszystkim stoją linijki znaków kodu.
– Ale nie to jest najlepsze. Zobacz, mogę zmieniać parametry, chociaż z tym to ostrożnie. Da się też coś stworzyć, wywołać burzę, ba! Nawet sterować jednostkami.
Patryk włączył konsolę, wpisał kilka poleceń i nad jedną z wiosek zaczął padać deszcz. Zdziwione ludziki natychmiast pouciekały do chat.
– Od czasu do czasu wywołuję jakąś katastrofę czy zarazę. Sztuczna inteligencja musi mieć nowe bodźce, by się rozwijać. Podstawą uczenia maszynowego jest dostarczanie nowych próbek. Wiesz, jakichś zagrożeń z którymi poradzi sobie tylko kilka obiektów. I właśnie one będą prawidłowe, reszta to odstępstwa. I tak nie dałyby sobie rady.
Chcąc potwierdzić własne słowa, przeciągnął myszką na pole obok. Plemię, które mi pokazał, było prawie wymarłe. Na skraju obozowiska leżały gnijące trupy, przyciągając padlinożerców. W środku przy ognisku siedziało kilka osób, wychudłych, ale żywych.
– Mają gen, który pomaga im przetrwać – wyjaśnił Patryk. – Dzięki temu uczą się jak przeżyć katastrofy, walczyć o siebie. Muszą się stale rozwijać, inaczej wymrą. Najlepsze jednostki zostają, te gorsze odpadną. Sztuczna inteligencja się uczy, sama przebudowuje swój kod!
Patryk spojrzał na mnie, dumny z osiągnięcia. Z uznaniem pokiwałam głową. Ci, którzy przeżyli w obozie, już wytwarzali broń, by walczyć z drapieżnikami. Zacięcie w ich oczach zdradzało desperacką chęć życia.
– Nauczyłem ich wytwarzać narzędzia i uprawiać rolę dzięki stworzeniu potrzeby – kontynuował, z uśmiechem na ustach. – Ich celem jest się rozmnażać, przekazywać kod dalej. Chociaż pod względem ilości osobników gatunku pszenica wygrała, to ludzie też mają się nieźle. Powoli przechodzą na osiadły tryb życia. Jest ich coraz więcej, ale komputer wytrzyma. Obciążenie CPU jest potężne, dlatego część obliczeń wykonują inne urządzenia. Zrobiłem apkę, pobierasz i twój komputer przejmuje niektóre procesy, a w zamian za to od czasu do czasu robię streama z postępów. Stronka powoli się rozrasta, ludzie chętnie oglądają Ziemię dwa zero.
– Nieźle – powtórzyłam, wychylając się z fotela. – Nie bardzo rozumiem, ale oni będą budować miasta? Jak normalni ludzie?
– Powinni – przytaknął Patryk. – To się jeszcze stabilizuje, czasami muszę ingerować, ale w przyszłości mam zamiar ich zostawić. Wiesz, oni naprawdę myślą. Chwilowo przybieram postać bogów, żeby nie szaleli, ale jak zmądrzeją będzie mi gorzej. Wyobraź sobie, że teraz ktoś tworzy w środku miasta wielki głaz. Ludzie by powariowali. Ale kiedy nie ma internetu ani mediów, można wszystko, informacja nie poniesie się daleko, a i tak nie będzie ciekawsza niż to, co sami wymyślą. No wiesz, zginie w tłumie innych plotek.
– Ale skoro symulacja jest w czasie rzeczywistym, miną stulecia, zanim dotrą tak daleko – zauważyłam. – Zestarzejemy się zanim tamci zrobią coś ciekawego.
– O to się nie martw, z czasem to przyspieszę, jak tylko dojdzie mi chętnych do pomocy. Na razie procesy były dość proste, więc do czasu ewolucji małp w ludzi, leciałem na ogromnej prędkości. U nich minęły już miliony lat, teraz tylko jest zastój, bo zaczęli się rozmnażać i dużo myśleć – parsknął, pusząc się jak paw.
– No, tym razem zaskoczyłeś. – Nie mogłam oderwać wzroku od monitora. Obraz zatrzymał się na skraju polany. Jakieś wielkie zwierzę właśnie jadło coś, co pewnie kiedyś było sarną. Nie tylko ludzie potrzebują rozwoju, ruch to życie, stagnacja to śmierć.
– Jest jeszcze lepiej – rzucił, ponownie wpisując coś w konsolę. – Można się całkiem nieźle bawić. Zobacz, to moje ulubione plemię. Jako ich bóg, kazałem składać krwawe ofiary. Teraz za każdym razem jak kogoś porwą, rąbią na kawałki i oddają mi w darze. Jeśli nie dopełnią obowiązków, zsyłam im klątwy. A to wyślę jakiegoś zwierza, a to deszczu nie dostaną przez kilka tygodni. Można nakarmić wewnętrznego diabełka – zaśmiał się. – Trochę jak w tej grze, "Black and White", jesteś dobrym bogiem albo złym.
– Nie kusi cię, żeby sprawić sobie jakiegoś fantastycznego chowańca? Smoka, na przykład? – zażartowałam.
– Nie, nie, wykluczone. Ma być jak najbliżej naszej rzeczywistości. Chciałbym, żeby ostatecznie symulacja nie różniła się zbytnio od świata w którym żyjemy. Nawet kontynenty przeniosłem takie same.
Mruknęłam jedynie na zgodę, zapatrzona w rodzącą kobietę. Po chwili na świat przyszedł nowy człowieczek. Zlepek pikseli na ekranie monitora, ciąg zer i jedynek.
*
– Niemożliwe, co to się na świecie dzieje – westchnęła matka, wpatrując się w telewizor.
Wokół reportera leżało pełno śmieci, blaszanych części czy kawałków muru. Drzewa złamały się wpół, a strażacy uwijali się jak w ukropie. Ocaleni siedzieli, okryci kocem; starszy pan ze łzami w oczach ściskał małe kocię. Jakaś kobieta zawijała sobie podartą bluzką ranę na głowie.
Huragan, nawet nie wiem jaką nadali mu nazwę, zniszczył kilka miast – oczywiście tam, gdzie ledwie wiążą koniec z końcem. Pomoc już wysłana, zdjęcia do kamery zrobione, zapłakane dzieci wcinają obiad. A potem sprawa przycichnie, zrobi się nieaktualna, i kto wie co się dalej stanie? A kogo to zresztą obchodzi? Będą nowe katastrofy, pilniejsze, ciekawsze.
Spuściłam głowę, wpatrując się w talerz. Na mnie też była zbiórka. Udała się, więcej od losu wymagać nie mogę, mam dług wobec tylu ludzi. Chwyciłam widelec, o mało nie wypadł mi z rąk. To nic, można się przyzwyczaić, zwłaszcza nie znając innego życia.
– Huragany często nawiedzają tę strefę. Tak bywa – powiedział tata, kończąc kotlet i spokojnie popijając wodą. – Nie mamy na to wpływu.
– Jakbym mogła, to bym zatrzymała te katastrofy. – Mama wciąż wpatrywała się w ekran. – Jakbym tylko miała taką moc.
– Działalność człowieka – wyjaśnił tata, inżynier z krwi i kości. Zawsze widział sprawy w praktyczny sposób. – Inny klimat. Szkoda mi ich, ale mają pecha. Po prostu.
Mają pecha, pomyślałam. Niczyja wina, tak się po prostu dzieje, nikt nie jest pewien jutra, nikt nie wie, kiedy będzie mieć pecha. Próbowałam podnieść szklankę, zamiast tego, potrąciłam ją i wylałam na obrus. Mama wstała bez słowa i poszła po ścierkę. Bardzo chciałam jeść sama, więc przyzwyczaiła się już do zabrudzonych ubrań, czy lepiących się od soku mebli. Czułam się winna, ale nie chciałam rezygnować z tej namiastki samodzielności.
– Przepraszam – wymamrotałam pod nosem, swoim zwyczajem. Poczułam uścisk i pocałunek w czoło. Uśmiechnęłam się gorzko. Nigdy nie dam sobie rady sama, i nie wiem co będzie, kiedy ich zabraknie, albo nie będą w stanie mi pomagać.
Czy wtedy, także będę mieć pecha?
*
– Zobacz jak się rozwinęli! – rzucił Patryk. Po pikselowym porcie uwijała się chmara ludzików. Małe, metalowe statki podskakiwały, kołysane falami. Nieznane mi miasto zasnuwały opary dymów, wydobywających się z wielkich, fabrycznych kominów. Pociągi mknęły po torach, zasilane parowymi silnikami. Komputerowy świat właśnie przeżywał rewolucję przemysłową.
– Przepisałem nieco kodu do assemblera – mruknął. – Okropny język, ale jak wszystko przyspiesza.
Faktycznie, minął ledwie jeden dzień, by cyfrowa cywilizacja rozwinęła się gwałtownie.
– W takim tempie niedługo dobrniesz do naszych czasów – zauważyłam. – A co będzie potem?
– Przewidzimy przyszłość! – stwierdził pół żartem, pół serio, przecierając oczy. Wyglądał okropnie i cudownie jednocześnie. Nigdy nie widziałam, by czymś tak się ekscytował. Zawsze trzymał się na uboczu, może to właśnie nas do siebie zbliżyło. Oboje byliśmy gdzieś poza społeczeństwem, z tą tylko różnicą, że on z wyboru, ja z przymusu.
– Swoją drogą, nieźle przybyło mi patronów. – Wyraźnie dumny Patryk szybko poklikał myszką i moim oczom ukazała się imponująca lista nazwisk. – A wiesz co im się podoba najbardziej? Ach, zresztą, pokażę ci.
Wstukał kilka komend w klawiaturę i kamera popędziła w stronę samotnie płynącego statku, prawie na samym środku morza.
Na konsoli wywołał metodę obiektu Weather, jako argumenty podając kilka parametrów. Zaraz na morzu wezbrały fale, a ciemne chmury przysłoniły widok. Patryk przybliżył kamerę, tak, że mogliśmy swobodnie obserwować statek.
Ludziki zaczęły w panice biegać po pokładzie, desperacko starając się ratować życia. Nie mieli żadnych szans, pierwsza fala zmyła kilku marynarzy. Usłyszałam ich krzyki, przebijające się przez wściekłe wycie wiatru, gdy Patryk włączył głośniki. Uśmiechnął się, zadowolony z efektu. Wiedziałam, że to tylko symulacja, ale ciarki mnie przeszły. Oto na moich oczach ginęli ludzie, nieważne, że sztuczni.
– Przestań – powiedziałam, jeszcze zanim zdążyłam się nad tym dobrze zastanowić. Przypomniałam sobie dzisiejsze wiadomości. No tak, marynarze także mieli pecha.
– No co ty? – Patryk spojrzał na mnie z mieszanką zdziwienia i rozczarowania. Wzburzone fale porywały coraz więcej osób, wyglądało na to, że statek całkowicie zatonie. – Spokojnie, to nie jest prawdziwe. Nigdy nie usuwałaś simom drabiny z basenu?
Zamilkłam, speszona, nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu mój przyjaciel miał rację, oni tak naprawdę nie żyją, to obraz na ekranie. Realistyczny, ale wciąż obraz.
– Dobra, poszukajmy czegoś innego. – Patryk znowu dorwał się do konsoli, przenosząc nas na zatłoczone ulice brudnego miasta.
Setki robotników w wypłowiałych strojach zmierzało tam we wszystkie strony. Co chwila ktoś uskakiwał przed konnym powozem. Jakiś dzieciak wył wniebogłosy, starając się sprzedać gazety. Inny, z przejęciem pucował buty. Zauważyłam coś jeszcze, czającego się w cieniu bocznej uliczki, przykrytego brudnymi szmatami.
Człowiek, bardzo niski. Kulił się pod ciężarem garbu, a jedną rękę, podejrzanie małą, przyciskał do siebie.
– A to co? – spytałam, wskazując na niego.
– To? – Patryk zaszczycił uwagą szafę, byle tylko nie patrzeć mi w oczy. – No wiesz, żeby kod się rozwijał, kilka razy musi zabrnąć w ślepą uliczkę. – Zamilkł, ważąc słowa. – Zmiana osobników występuje na ślepo, więc kilku będzie udanych, a kilku nie.
Teraz już widziałam wyraźnie, że spogląda na mnie, niezręcznie drapiąc się po karku. Znałam ten gest, Patryk zawsze wolał udawać, że nie zauważa mojej choroby.
– Ja tak muszę, to inaczej nie pójdzie do przodu. To jedyny sposób – tłumaczył, zupełnie niepotrzebnie. – No wiesz, to tylko taki projekt…
– Wiem – przerwałam mu. – Wiem dobrze.
*
Przez kilka dni nie rozmawiałam z Patrykiem. Nie byłam na niego zła, rozumiałam. Jednak to wciąż bolało. Mam pecha, życie musi się rozwijać, choćby metodą prób i błędów.
Raz weszłam na jego stronę. Nie było trudno ją znaleźć, Ziemia dwa zero zyskała już popularność w sieci. Stąd wiedziałam, że symulacja nieźle się rozwinęła, i była na najlepszej drodze do czasów współczesnych. Patryk już prawie wcale nie ingerował w jej życie, na stronie pisał, że stawała się stabilna. Świętował sukces.
Wydawać by się mogło, że już nic nie zaburzy jego zadowolenia, nic go nie zaskoczy, w końcu symulacja rozwinęła się już wstarczająco.
Było późne południe, gdy do mnie zadzwonił. Przez długi czas milczał, jakby zastanawiał się czy powinien mi o tym powiedzieć, mnie jednak zżerała ciekawość. Nie dałam za wygraną, aż w końcu pękł.
– Dobrnąłem do czasów współczesnych. Jest bardzo podobnie jak u nas, z małymi tylko różnicami – wymamrotał Patryk, po czym znowu zamilkł na dłuższy moment.
– I co? – dopytywałam.
– Zrobiłem streama, ludzie bardzo chcieli pooglądać postępy, a ja nie mogłem zawieść sponsorów. Pokazywałem im więc miasto, różnych ludzi, no, takie tam. I coś zauważyłem… – Znów zamilkł, jakby zbierając się w sobie.
– No mówże wreszcie o co chodzi! – ponagliłam go.
– Oni… stworzyli symulację. Taką samą jak moja.
– Nie rozumiem… – mruknęłam, próbując połączyć wątki. – Symulacja zrobiła symulację?
– Tak. I wiesz co to oznacza? Skoro oni byli w stanie ją zrobić, to skąd pewność że… no wiesz, że sami nie jesteśmy… w rodzaju takiej pętli…
Przez chwilę mnie zatkało, chociaż w głowie już układałam plan. Bo jeśli to prawda, jeśli jest szansa, choćby najmniejsza. W końcu Patryk robił z ludzikami co zechciał, z łatwością mógł zmienić im kod, przeprogramować, ulepszyć.
Zrozumiałam, że mogło być dobrze. Że to wszystko, cały ten świat, nie musi tak wyglądać, wystarczy tylko odrobina dobrych chęci.
– Hej, jesteś tam? – przerwał mi rozmyślania. – Jest jeszcze coś. Odkryłem to na streamie, oglądało mnie tysiące osób. Już wybuchła panika, na razie tylko w internecie, ale to przecież kwestia czasu, zanim nagranie trafi do telewizji. Wiesz, co to może oznaczać?
Nie wiedziałam, ale czas pokazał, że i on nie miał pojęcia. Potem, nazywali ten dzień Dniem Zrozumienia, a Patryk stał się ważną osobą, tylko co z tego, skoro nic już nie wyglądało jak dawniej?
*
Biurowiec na skraju miasta był najwyższym budynkiem, na który dało się wejść. Nie zdołałam znaleźć większego, ten musiał wystarczyć. Widziałam stąd morze świateł, rozjaśniających nocne drogi. Miałam przy sobie kilka fajerwerków, tyle musiało wystarczyć, by zwrócić ich uwagę. Jeśli w ogóle ktoś jest i jeśli akurat patrzy.
Nie interesował mnie wywołany odkryciem chaos. W takich chwilach, każdy zajmował się sobą.
Nikomu nie powiedziałam co planuję. I tak by mnie wyśmiali, mimo całego absurdu sytuacji. Najtrudniej było samej sporządzić tabliczki z wiadomością, napisać ją wyraźnie. Robiąc to, czułam się idiotycznie, ale co mi szkodzi? Widziałam w telewizji osoby, postępujące głupiej na wieść o odkryciu Patryka, mimo iż eksperci zapewniali, że nie ma żadnej pewności, nie wiadomo czy teoria jest prawdziwa. Ciekawe, na ile chcieli uspokoić tę burzę, a na ile przekonać samych siebie. W gąszczu dezinformacji prawda nie miała znaczenia, albo nawet nie istniała. Liczyło się tylko to, co każdy uważał za słuszne.
Wiatr zadął mocniej, rozwiewając włosy. Odetchnęłam głęboko.
Odpalenie knota okazało się dużo trudniejsze niż myślałam, kilka z fajerwerków upadło i już nie zdołałam ich podnieść. Trudno, zajęłam się tymi które pozostały. Patrzyłam jak strzelają w górę i wybuchają na niebie, skrząc się kolorami, jakby chciały dosięgnąć adresatów. Wiedziałam jak bardzo jest to absurdalne, jednak głupia nadzieja każe robić rzeczy bezsensowne, byle tylko trzymać się iluzji. Kiedy ostatni z ogni zgasł na niebie, podniosłam jak najwyżej mogłam duży karton, z odręcznym napisem. Da się żyć szczęśliwie, można to wybłagać. A jeśli nie, to może chociaż nogi. Chociaż nogi.
Żeby wstać i biegać, jak reszta.
Może tym razem, zamiast pecha, będę mieć szczęście.
Cześć,
dobre opowiadanie, technicznie i fabularnie, chociaż w tym drugim przypadku zastanawia mnie tylko panika. To teoria, jakich mamy wiele, czy faktycznie tak by poruszyła społeczeństwo? Zwłaszcza że społeczeństwo neguje nawet niepodważalne fakty.
Taka myśl krążyła mi po głowie, gdy czytałam opowiadanie:
Zrozumiałam, że mogło być dobrze. Że to wszystko, cały ten świat, nie musi tak wyglądać, wystarczy tylko odrobina dobrych chęci.
W sumie my zazwyczaj też, kreując nasze małe fikcyjne światy, nie oszczędzamy ich.
Może niezbyt odkrywcze, ale za to fajnie przedstawione. Ot klasyczna powiastka szkatułkowa. Kto wie, może znany nam wszechświat jest krótkim momentem wybuchu granata wyrzuconego przez Ganimedejskiego galareciaka w ramach zalotów, w kierunku skłlorkkocza? Kurka, chyba jednak jestem nieuleczalną romantyczką;)
Kawkoj piewcy pieśni serowych
Hej OldGuard, fajnie że się podobało ;P Chwilowo eksperymentuję, więc nie wszystko wyszło idealnie. No i masz rację, może panika niewspółmierna do odkrycia?
Hej AstridLundgren, odkrywcze raczej nie ;P Możliwe że nasz wszechświat to moment wybuchu, kto wie?
No to przybywam z krótką opinią, żeby móc zajść jeszcze do klikarni.
Opowiadanie jest ubraniem na nowo tego samego pomysłu w swój oryginalny sposób. Sprawnie napisane, potrafi zaciekawić (jak w momencie poznania ludzików), kompozycyjnie jest to w miarę rozplanowane i rzeczywiście w jakiś sposób zbiega do końca – twist na końcu jest rzeczywiście osadzony w tekście, a nie znikąd wzięty. No i trochę przewidywalny dla każdego, kto takie teksty już czytał. Ale ogólnie fajnie :)
Слава Україні!
Dzięki za opinię, choć dłuższą wysłuchałam już wcześniej ;P Tak, końcówka przewidywalna, ale, jak już pisaliśmy, ciężko o inną, a przynajmniej ja nie widzę takiego wyjścia.
No i masz rację, może panika niewspółmierna do odkrycia?
Uzasadniona fabułą, ale może mocniej by to wybrzmiało w dłuższym opowiadaniu. Sam eksperyment – zarówno Twój z opowiadaniem, jak i Patryka – można jednak zaliczyć do udanych ;)
Dobra, to teraz ja.
Dzień doberek.
Na becie już się rozpisałem, więc teraz tak ogólnikowo:
Widzę tu plusy i minusy, jednak w ostatecznym rozrachunku te pierwsze nieco przeważają. Do plusów zaliczyłem ogólny pomysł na Matrix ludzików i konsekwencje związane z tym światem na świat rzeczywisty – jeśli w ogóle można tak powiedzieć, bo ups [SPOJLERY] nasza bohaterka jak i Patryk i ludzie dookoła nich, również żyją w pewnej symulacji. Całość ogólnie zaciekawia mimo przewidywalnego zakończenia, o które nie chcę Cię już męczyć, bo wystarczająco już pomęczyliśmy Cię o to na becie.
Jak był plus, warto i nadmienić jakiś minus, no a jak!
A brzmi on – bohaterowie i ich motywacje. Zdecydowanie widziałbym bohaterkę w roli stwórcy symulacji, niż Patryka, który nie posiada w moim odczuciu jakiś cech osobowości – jest po prostu nudny, nic o nim nie wiemy, oprócz kwestii zaburzenia snu. Bohaterka biernie się przygląda całej historii, przez co nie mamy kogoś, z kim można się nie tylko utożsamić, ale i zainteresować. Bo gdyby główną bohaterkę wyciąć z historii i wprowadzić narrację trzecio osobową to przebieg, skutek historii byłby taki sam.
Napisane było całkiem okej, co poczytuję jako plus i wygodę, że nie wymęczyło mnie to opowiadanie do reszty. Więc technicznie – też gra gitarka.
Tak więc – z dotychczas opublikowanych tekstów, widzę progres, a ten tekst zaliczam do wartych tutejszej biblioteki, tak więc również pacnę klika.
Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada
Bardzo interesująco napisane. Myśl chodząca po głowie już od pierwszych gier ‘kreacjonistycznych’. Splot z reakcją i działaniem chorej dziewczyny dał nowy ‘smak’ tej historii. Klik!
Uzasadniona fabułą, ale może mocniej by to wybrzmiało w dłuższym opowiadaniu. Sam eksperyment – zarówno Twój z opowiadaniem, jak i Patryka – można jednak zaliczyć do udanych ;)
OldGuard możliwe. Z pewnością wiele rzeczy dałoby się tutaj opowiedzieć lepiej.
Tak więc – z dotychczas opublikowanych tekstów, widzę progres, a ten tekst zaliczam do wartych tutejszej biblioteki, tak więc również pacnę klika.
NearDeath, ważne że progres jest, można być spokojnym ;P Dzięki za betę i za klika!
Koalo, super że się spodobało ;P Mam nadzieję że w końcu dorosnę do poziomu tego portalu ^^
Koncepcja życia w symulacji nie jest nowa, to temat poruszany już w literaturze (np. lemowskie “Dziwne skrzynie profesora Corcorana”), więc w chwili, gdy padło słowo o pracy nad symulacją, w zasadzie wiedziałam, w którą stronę opowieść będzie zmierzać. Natomiast podobało mi się to, co dodałaś od siebie – chorą bohaterkę, która wcale nie chce zbawiać świata, tylko chce z tej symulacji coś dla siebie i próbuje, jak umie (niemniej, skoro obserwowała reakcje kolegi na to, co się działo w symulacji, to nadzieja, że “autor symulacji” okaże łaskę jest nieco naiwna, ale z kolei dobrze też pokazuje jej desperację). Czytałam z zaciekawieniem, co wyciśniesz z tego tematu. Klikam biblio.
Hej Bellatrix, super że wpadłaś! :D
niemniej, skoro obserwowała reakcje kolegi na to, co się działo w symulacji, to nadzieja, że “autor symulacji” okaże łaskę jest nieco naiwna, ale z kolei dobrze też pokazuje jej desperację
Z tym że jej kolega nie wiedział jak podobna do prawdziwego życia jest symulacja ;P Może złagodniał po swoim odkryciu? ;P Wcześniej nie wkładał w projekt emocji, robił wszystko by rozwinąć symulację. Dla niego to było coś w stylu gry, a kto z nas nie gnoił simów czy urządzał rzeź NPC’om, niech pierwszy rzuci kamieniem xD Możliwe że potem, już doświadczając na własnej skórze jak to jest być na łasce kogoś innego, zmieni zdanie. A może i nie, może zabraknie mu współczucia.
Dzięki za klik <3
a kto z nas nie gnoił simów czy urządzał rzeź NPC’om, niech pierwszy rzuci kamieniem xD
No to rzucam. Nigdy celowo nie urządziłam rzezi NPCom. Raz tylko w Might&Magic VI wybiłam miasto, ale niechcący, bo rzuciłam w podziemiach jakiś armageddon, a się okazało, że to miało działanie na większy obszar, niż myślałam.
No to rzucam.
*Obrywa kamieniem*
No anioł, nie człowiek ;P Ja tam topiłam simów w basenie i urządzałam rzezie w Fable, by potem kupić domy zamordowanych i na tym zarabiać ;D Okej, nie przewidziałam że są jeszcze ludzie o czystym sercu xD
Prawdą jest, że wszystko już było, ale Twoje opowiadanie robi wrażenie.
Spojrzenie na ludzi z poziomu osoby chorej i gracza, relacje bohaterów i desperackie działania na końcu poruszyły mnie.
Bardzo ładnie napisane.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dziękuję bardzo ;D Opowiadanie nie aspirowało bo bycia awangardą, ale cieszę się że i tak coś wniosło ;P
No to ja też z pewną taką nieśmiałością rzucę kamyczkiem. Nigdy nie uśmierciłam żadnego simsa ani nic takiego, bo miałam coś znacznie lepszego ;) “SINDICATE” produkcja Bullfroga ze wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Porywa się w niej z ulicy osobniki płci obojga nadające się do przeróbki na cyborgi. W kolejnych misjach podbija się kolejne państwa, przedstawione jako stosunkowo niewielkie mapki w rzucie izometrycznym. Dysponujemy składem od jednego do czterech cyborgów. W podbitych państwach mamy określony udział oraz ilość cywili i criminals, zdarza się też natknąć na siły policyjne, jak i cyborgi konkurencyjnych syndykatów. Po podbiciu państwa, możemy zmniejszyć lub zwiększyć w nim podatki, które z kolei możemy wykorzystać na resarch broni i komponentów do naszych cyborgów, możemy kupić im nowe mózgi, klatki, nogi, serca, ramiona, które to z kolei wpływają na ich prędkość udźwig broni i percepcję. Te z kolei regulujemy im za pomocą nieskomplikowanego menu pozwalającego na bieżącą ich regulację w trakcie misji, np: dopływu adrenaliny za której transmisję są odpowiedzialne Heart v1, v2 aż po v3. Odpowiednio za percepcję odpowiada Brain. oczywiście też v, raz, dwa, trzy :D Startujemy z gołymi cyborgami wyposażonymi w pistol :) . Potem mamy resarch wielu ciekawych broni jak uzi, long range aż po gauss gun. Nową broń możemy też oczywiście zdobyć na criminals. Policjantach czy też obcych cyborgach. Maksymalnie uproszczone menu. Realistyczna grafika… Może to i ramotka, ale moim zdaniem wyprzedza swoje czasy. Do tej pory stoi u mnie w kącie zakurzony komp i zapewniam że nic nie poprawia tak humoru jak wrzaski biegnącego, potraktowanego Flamethrowerem wrogiego cyborga. Ale simsom czy innym takim krzywdy nigdy bym nie zrobiła ;D Sorki że trochę nie na temat, ale nie mogłam się powstrzymać, stara już jestem i ramotki ludziom wciskam. Ehh, przypadłość wieku, przepraszam.
Kawkoj piewcy pieśni serowych
Astrid, nie ma sprawy ;P Gra brzmi ciekawie, gdybym miała więcej czasu pewnie bym pograła.
Ok, ale serio NIKT nie topił simów? Czyli tylko ja jestem taki zwyrolem? Proszę, chociaż jedna osoba niech się przyzna, to żaden wstyd usuwać im drabinki xD
Bardzo sympatyczne opowiadanie Gruszel. Mam nadzieję, że naprawili jej te nogi. Fajnie by było gdyby nikt się tym odkryciem nie przejął. Ona by dostała nogi, a z dachu wieżowca obserwowała by jak ludziki toną w nagłej powodzi.:) Hehe pozdrawiam.
Dzięki vrchamps, fajnie że zawitałeś ;D
Racja, mieliby kolejny potop ;D Usunąć im drabinki jak simom!
Gruszel, mam po lekturze dwoiste odczucia – z jednej strony nie pojmuję tego, co robił Patryk, albowiem zupełnie się na tym nie znam, a z drugiej czytałam z pewnym zainteresowaniem, ciekawa, co z tego wyniknie. Innymi słowy – sprawy opisane w opowiadaniu są dla mnie mało zrozumiałe, jednakowoż czytało się nieźle.
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
Odwróciłam wzrok od roześmianej gromadki dzieci i ruszyłam dalej. → Odwróciłam wzrok od gromadki roześmianych dzieci i ruszyłam dalej.
Przypuszczam, że roześmiane były dzieci, nie gromadka.
Wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle, ciemne sińce znaczyły jego oczy, a bluzka zwisała z ramion. → Bluzka jest strojem damskim. Chłopcy i mężczyźni noszą koszule, koszulki, T-shirty, bluzy.
…spytałam, gdy koła wózka przekroczyły próg. → Nie wydaje mi się, aby koła mogły coś przekroczyć.
Proponuję: …spytałam, gdy koła wózka minęły/ przetoczyły się przez próg.
– Zrobiłem symulację. I to jaką! Przedstawiam ci Ziemię2.0. → – Zrobiłem symulację. I to jaką! Przedstawiam ci Ziemię dwa zero.
Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.
Wiesz, jakichś zagrożeń z którym poradzi sobie… → Wiesz, jakichś zagrożeń, z którymi poradzi sobie…
…ludzie chętnie oglądają Ziemię2.0. → …ludzie chętnie oglądają Ziemię dwa zero.
…powiedział tata, kończąc kotleta… → …powiedział tata, kończąc kotlet…
Setki wypłowiałych robotników zmierzało… → Co to znaczy, że robotnicy byli wypłowiali?
Kulił się pod ciężarem garba… → Kulił się pod ciężarem garbu…
– Zmiana osobników występuje na ślepo, więc kilka będzie udanych, a kilka nie. → Piszesz o osobnikach, którzy są rodzaju męskiego, więc: – Zmiana osobników występuje na ślepo, więc kilku będzie udanych, a kilku nie.
Nie było ciężko ją znaleźć… → Nie było trudno ją znaleźć…
…w końcu symulacja była gotowa.
Było późne południe… → Nie brzmi to najlepiej.
I coś zauważyłem… – znów zamilkł, jakby zbierając się w sobie. → I coś zauważyłem… – Znów zamilkł, jakby zbierając się w sobie.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
– Hej, jesteś tam? – Przerwał mi rozmyślania Patryk. → Wiemy, kto mógł przerwać rozmyślania, więc wystarczy:– Hej, jesteś tam? – przerwał mi rozmyślania.
Tu znajdziesz listę czasowników dla didaskaliów dialogowych.
Widziałam stąd morze świateł, rozświetlających nocne drogi. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Widziałam stąd morze świateł, rozjaśniających nocne drogi.
Najciężej było samemu sporządzić tabliczki z wiadomością… → Najtrudniej było samej sporządzić tabliczki z wiadomością…
Wiatr zawiał mocniej, rozwiewając moje włosy. → Nie brzmi to najlepiej. Czy zaimek jest konieczny?
Może wystarczy: Wiatr zadął mocniej, rozwiewając włosy.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wow, zawsze jestem pod wrażeniem twojej wiedzy, regulatorzy. Cenne uwagi, poprawię jak najszybciej. Dziękuję za spędzony czas i chęci! Teraz wydają mi się oczywiste, ale wcześniej nie widziałam tych błędów. Ach, jeszcze długa droga przede mną ;D Dziękuję raz jeszcze! Cieszę się ze wpadłaś ;)
Gruszel, dziękuję za uznanie. :)
Niezmiernie mi miło, że mogłam się przydać i że uznałaś uwagi za przydatne. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Niezmiernie mi miło, że mogłam się przydać i że uznałaś uwagi za przydatne. :)
Twoje uwagi są na wagę złota ;P
Ech, Gruszel, czuję się bardzo doceniona, ale mam też wrażenie, że mocno przesadzasz. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie sądzę bym przesadzała ;P Powie ci to wiele użytkowników nfu ;) Zawsze jestem zdziwiona jak wiele uchybień mają moje opowieści które przecież tak “dokładnie” przejrzałam. Pomagasz rozwijać się nie tylko mnie, ale i wielu innym osobom.
Gruszel, mam pełną świadomość, że przydaję się tutaj, ale choć miło czyta się pochwały, to nie ukrywam, że pochwał tych nadmiar szalenie mnie deprymuje. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Och, w takim razie, od czasu do czasu mogę napisać ci kontrolne “a fe”, jeśli chcesz xD Nadmiar pochwał raczej bierze się z wdzięczności, więc nic tylko się cieszyć ^^
Zgodzę się z przedpiścami pod wieloma względami. Oczywiście, że można przewidzieć istnienie kolejnego poziomu symulatorów. Tak, reakcja bohaterki jest o wiele ciekawsza. Zastanawiam się, czy przerzucenie akcji nie o jeden szczebel w drabince w górę, ale o dwa, coś by zmieniło.
Nigdy nie grałam w Simy. Moje rodzeństwo to lubiło, ale mnie jakoś nie ciągnęło. Wolałam gry, gdzie dostajesz od razu całą gospodarkę (Settlersi, Cywilizacja), a nie urządzasz ludzikom chałupy. Tam, owszem, zabijało się, ale tylko wrogów. W ogóle nie było opcji, żeby zaatakować swojego. O istnieniu NPC dowiedziałam się dopiero na portalu, z jakiegoś tekstu. Tak że tego…
Babska logika rządzi!
Tekst z początku mnie uwiódł. Co prawda motyw jest popularny i nie zaskoczył mnie obrót spraw (a może i trochę zaskoczył, bo myślałem, że potraktujesz temat mniej standardowo), ale dobrałaś świetną parę bohaterów i idealnie wyważyłaś proporcje między wątkami fantastycznym i obyczajowym. Już w pewnej chwili myślałem, że tekst zgłoszę do piórka, tak wsiąkłem w twoją wizję… a tu nagle ciach! i się urwała. Szkoda, wielka szkoda, bo wydaje mi się, że zakończyłaś tekst w najlepszym momencie historii.
Nie zdążyłem dać klika, bo mnie Finkla ubiegła. :(
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Rzutem na taśmę… :-)
Babska logika rządzi!
Hej Finklo, super że wpadłaś ;P
Zastanawiam się, czy przerzucenie akcji nie o jeden szczebel w drabince w górę, ale o dwa, coś by zmieniło.
Mogłabyś doprecyzować? Jakoś prościej, dla mojego prostego umysłu ;P
Tak że tego…
Ok, trzy osoby pod rząd powiedziały że nie męczyły NPC’ów. Może to ze mną jest coś nie tak? xD
Hej Gekikaro
Już w pewnej chwili myślałem, że tekst zgłoszę do piórka
Oh… czytałam kilka piórkowych tekstów, stąd wiem że ten się nie nadaje. Ale sam fakt, że pomyślałeś… dziękuję. Obrosłam w piórka hehe xD Pewnie jeszcze nie w tym opku, nie w następnym i następnym też nie, ale w końcu pójdę po to piórko, choć nie wiem ile czasu mi to zajmie ;P To moja brzydka, arogancka zapowiedź ;P
Szkoda, wielka szkoda, bo wydaje mi się, że zakończyłaś tekst w najlepszym momencie historii.
Wiem, ale w sumie nie mam pojęcia jak pociągnąć historię dalej. Bardzo nie chciałam dać odpowiedzi, czy odzyskała sprawność, czy też nie. Nawet oczywistych, dobitnych dowodów na to, że faktycznie żyją w symulacji, też wolałam nie dać, chociaż tutaj akurat mocno zasugerowałam ;P
Hej, Gruszel!
Nie za szybko do tej biblioteki wpadłaś? Jak to mówił żółw po zderzeniu ze ślimakiem – “Panie władzo, to był moment”.
Fajne to było. Zrobiłaś obyczajówkę mieszając trochę Matrixa z Truman Show (swoją drogą – uwielbiam ten film). Choć i wiele innych przykładów filmów i tekstów by się znalazło.
Dałaś przy tym fajną perspektywę poprzez główną bohaterkę i aż żal, że nie wiadomo co było dalej.
Bardzo mi się podobało.
Aż szkoda, że nie mogę dać kliczka ;)
Pozdrawiam!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Hej Krokusie!
Nie za szybko do tej biblioteki wpadłaś?
Za szybko ;P
Dałaś przy tym fajną perspektywę poprzez główną bohaterkę i aż żal, że nie wiadomo co było dalej.
Miałam nadzieję że każdy dopowie sobie co będzie chciał. Nie nie tak to powinno wyglądać?
Aż szkoda, że nie mogę dać kliczka ;)
Postaram się jeszcze stworzyć okazję ;P
Pozdrawiam ;)
Zastanawiam się, czy przerzucenie akcji nie o jeden szczebel w drabince w górę, ale o dwa, coś by zmieniło.
Mogłabyś doprecyzować? Jakoś prościej, dla mojego prostego umysłu ;P
No, każdy się spodziewa nawiązania do ludzi, którzy stworzyli naszą symulację. Ale gdybyś wplątała w opowieść ludzi, którzy zasymulowali naszych twórców, to może dałoby się zaskoczyć.
Babska logika rządzi!
Ale gdybyś wplątała w opowieść ludzi, którzy zasymulowali naszych twórców, to może dałoby się zaskoczyć.
Genialne! Nie pomyślałam o tym. Dzięki ^^
Nic odkrywczego nie powiem, ale sam tekst mi się podobał, osobiście lubię oklepane pomysły opowiedziane w nietuzinkowy sposób lub z perspektywy nietuzinkowych bohaterów. Z jednej strony chciałoby się przeczytać tego więcej, ale z drugiej myślę, że zakończyłaś w dobrym momencie. Ogólnie mocno na plus.
Hej elprophetov!
Fajnie, że tekst się podobał, mi też wydaje się że gdybym opowiedziała trochę więcej, nie zostawiłabym miejsca na domysły ;P Pomysł oklepany, ale jakoś tak mi podszedł, że nie mogłam nie napisać ;D Dzięki że wpadłeś.
Cześć!
Dobrze napisane i bardzo ciekawe opowiadanie. Wciąga, trzyma w napięciu. Trochę zgrzytała mi tu perspektywa niepełnosprawnej bohaterki, ale wykorzystujesz to w końcówce w dosyć budujący (dający nadzieję) sposób, więc ma to sens. Początkowo nie rozumiałem, co chcesz przez to powiedzieć i bałem się, że to ma tylko “ukontrowersyjnić” tekst zahaczając o pomijany przez mainstream temat. Obrazowo i sugestywnie pokazujesz jej położenie, to zdecydowanie wyszło.
Pomysł i przedstawienie koncepcji symulacji super, trochę szkoda, że nie poszłaś głębiej w realizm i nie urealniłaś bardziej całości, bo taka symulacja na domowym komputerze to… Tak trochę niefizycznie imho (Przepraszam, takie moje zboczenie zawodowe):
Skoro oni byli w stanie ją zrobić, to skąd pewność że… no wiesz, że sami nie jesteśmy… w rodzaju takiej pętli…
Koncept przeciekawy, natomiast gorzej z detalami. Komputer do “symulowania” planety Ziemi w czasie ważyłby pewnie znacznie więcej niż sama planeta i potrzebowałby DUŻO prądu. A tu teraz jeszcze robią to nieco szybciej, tak że kilka tyś lat przelatuje w kilkanaście dni… Koncept ciekawy, natomiast spójne z obecna wiedzą techniczną to to nie jest.
I jeszcze ten szok społeczny:
Potem, nazywali ten dzień Dniem Zrozumienia,
Jesteś pewna, że kogokolwiek zainteresowałoby takie odkrycie? Bo ja mam niestety raczej wrażenie, że byłoby jak z huraganem. Słuchasz z ciekawością a potem zmieniasz kanał, albo idziesz się zająć resztą swojego życia. Pokazujesz tu potężną (imho zbyt potężną) wiarę w to, że takie nieweryfikowalne informacje cokolwiek zmieniają. Większość ludzi nie przywiązuje żadnej wagi do spraw, które nie mają bezpośredniego, weryfikowalnego przełożenia na ich własne życie.
Koncepcja symulacji nie jest niczym nowym, powstała zapewne kilka lat po tym, jak ludzkość zaczęła być w stanie robić symulacje numeryczne ale póki co jest tylko kolejna absolutnie nieweryfikowalną koncepcją.
Podsumowując, bardzo dobre opowiadanie, spójna i ciekawa kreacja świata (choć teoria symulacji to nic nowego), przystępnie napisane i wyważone.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cześć krarze!
Fajnie że wpadłeś, trochę się pobronię, ale tylko troszeczkę ;P
Pomysł i przedstawienie koncepcji symulacji super, trochę szkoda, że nie poszłaś głębiej w realizm i nie urealniłaś bardziej całości, bo taka symulacja na domowym komputerze to… Tak trochę niefizycznie imho (Przepraszam, takie moje zboczenie zawodowe):
Tak, zgadzam się, mi też zgrzytało, więc próbowałam nieudolnie załatać tą dziurę stroną internetową. W zamyśle to miało działać jak coś typu koparki kryptowalut – pewne obliczenia robiłyby inne komputery. To wciąż nie zadziała, wiem, nic lepszego nie wymyśliłam.
Jesteś pewna, że kogokolwiek zainteresowałoby takie odkrycie?
Już wcześniej mi to wytykano, i akurat tego nie mam jak wybronić. Masz rację, ostro przesadziłam. Chciałam zasugerować, że “bogowie” wyżej dali później jakiś znak, potwierdzenie, ale nie pisać o tym wprost. Nie wyszło, mea culpa.
Brakuje mi wiedzy naukowej, żeby pisać z sensem. Remedium to więcej książek i więcej nauki ^^ Daj mi tylko trochę czasu (od kilku do kilkunastu lat ;P).
Mimo wszystko cieszę się że się podobało ;D
Pozdrawiam!
Tak po prawdzie, to cały pomysł jest z założenia w pewnym stopniu nienaukowym. Jak chcemy robić takie szkatułkowe symulacje, to ilość obliczeń z każdą kolejną rosłaby eksponencjalnie, a zasoby do przeprowadzania obliczeń mamy w przyrodzie ograniczone. Dlatego ja bym chyba przymknął na to oko ;) Bo zresztą, to ten typ historii, gdzie takie rzeczy można wybaczyć.
Chociaż można pociągnąć też i taką myśl i zastanowić się, jak różniłyby się kolejne iteracje rzeczywistości przy ograniczonych zasobach. Bo – skoro każda niższa cywilizacja miałaby odpowiednio mniej zasobów obliczeniowych – to wpłynęłoby to na ich odbieranie rzeczywistości. Która musiałaby być trochę prostsza, matematyka zapewne mniej rozwinięta… To rzecz jasna materiał na zupełnie inną historię; może ktoś w taki sposób właśnie odkryłby naturę świata jako symulacji? Zresztą przy pracach nad superinteligencją bierze się takie czynniki pod uwagę :P
Слава Україні!
Oho, też ciekawy pomysł ;D Na samym końcu świat byłby w 2D, i popylałyby po nim takie ludziki jak z Mario. Godne rozważenia, i jako komedia i może coś poważniejszego? Także no, darmowy pomysł do brania, kto pierwszy ten lepszy ;D
No i przypomniałem sobie, że to już było xP
https://en.wikipedia.org/wiki/Extremis_(Doctor_Who)
SPOILER ALERT!
Jak komuś nie chce się oglądać: obca cywilizacja tworzy symulację całego świata, żeby zaplanować podbój Ziemi. Niestety – zasymulowany Doktor ogarnia, że jest symulacją i przesyła ostrzeżenie do prawdziwego Doktora.
Слава Україні!
Doktor Who, z tego co widzę, to odpowiedź na wszystko ;D Muszę się kiedyś wziąć za oglądanie. Ale jednak, ktoś tu jest prawdziwy, a co jeśli pętla jest nieskończona, i wszyscy są symulacją wszystkich xD? Nie w dół, oczywiście, bo zasoby, ale górę? Czy ma to sens?
Na pewno byłoby to możliwe :P
Doktor Who, z tego co widzę, to odpowiedź na wszystko ;D
Doctor Who i Philip Dick. Każdy tekst SF został wcześniej napisany przez Dicka albo scenarzystów DW :P
Слава Україні!
Doctor Who i Philip Dick. Każdy tekst SF został wcześniej napisany przez Dicka albo scenarzystów DW
Dobrze wiedzieć ;P Muszę kiedyś sięgnąć po Dicka, sf to dla mnie niezbadany teren ;P Na razie zacieram ręce na Lema.
Gruszel
Brakuje mi wiedzy naukowej, żeby pisać z sensem.
Nie, idź dalej w fantazje. Trochę wybiegnij w przyszłość, wprowadź komputer kwantowy, cokolwiek, co ma ręce i nogi, a jednocześnie jakoś koresponduje pojęciowo ze światem naukowy. Wtedy nie będzie tak zgrzytać.
Golodh
Dlatego ja bym chyba przymknął na to oko ;) Bo zresztą, to ten typ historii, gdzie takie rzeczy można wybaczyć.
Wiem i rozumiem, ale (niestety) mam takie zboczenie zawodowe. Szukam tego, co nie zadziała i wiem conieco o symulacjach numerycznych. Czasem, na komputerze, który ma kilkaset rdzeni przez pół roku “liczy się” model wtrysku paliwa do cylindra. Mechanika płynów i wymiana ciepła, niby znany i poznany proces, a zajmuje to dużo czasu, a rozdzielczość modelu jest grubo powyżej atomowej.
Niestety – zasymulowany Doktor ogarnia, że jest symulacją i przesyła ostrzeżenie do prawdziwego Doktora.
Dobre ;-) Sami zaprogramowali jak zniweczyć własne przedsięwzięcie.
Każdy tekst SF został wcześniej napisany przez Dicka albo scenarzystów DW :P
Coś w tym jest.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Nie, idź dalej w fantazje. Trochę wybiegnij w przyszłość, wprowadź komputer kwantowy, cokolwiek, co ma ręce i nogi, a jednocześnie jakoś koresponduje pojęciowo ze światem naukowy. Wtedy nie będzie tak zgrzytać.
W sumie miałam tak zrobić, ale z jakiegoś powodu pomysł zagubił się w tłumie innych. Niedobrze, na przyszłość powinnam być bardziej czepliwa do swoich tekstów. Dzięki że zwróciłeś mi na to uwagę, mam nadzieję, że dzięki temu w następnych tekstach będę mieć się na baczności ;P
Ładne, dobrze napisane. Temat może nie całkiem świeży, ale końcówka sprawiła, że wniosłaś do niego coś nowego. Podobała mi się wizja bohaterki, która wśród powszechnej paniki zwraca się wprost do twórców. Ktoś wcześniej napisał, że po tym, co obserwowała u Patryka, nie powinna liczyć na pomoc, ale wydaje mi się, że przeciwnie, a to z uwagi na to, że była pierwsza, więc możliwe, że udałoby jej się zwrócić uwagę :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Hej Irko!
Cieszę się że wpadłaś.
Ładne, dobrze napisane.
To betom trzeba dziękować ;D
Podobała mi się wizja bohaterki, która wśród powszechnej paniki zwraca się wprost do twórców.
Trochę się bałam że wkraczam na wody których nie rozumiem. Temat choroby to jednak ciężka sprawa i miałam nadzieję że nie będzie wyglądać to tak, jakbym wrzuciła jej chorobę tylko dla taniego dramatyzmu.
Bardzo się cieszę że ci się podobało ;)
Dziękuję za komentarz
Hej, Gruszel!
Obiecałem, że wpadnę. Po przeczytaniu – żałuję, że tak późno, bo opowiadanie bardzo mi się podobało.
Przyjemnie mi się czytało. Wydaje mi się, że gdyby bohaterka była stwórcą, to historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Na początku mylnie odczytałem Twoje intencje i spodziewałem się, że historia właśnie pójdzie innym torem.
Mimo, że prostota mi się podobała, to miałem wrażenie, że stworzenie takiej symulacji jest zbyt proste w tym tekście. Jeszcze przepisywanie jej na assembler w czasie działania symulacji – wydaje się szaleństwem :) Klikasz “kompiluj” i jak coś się wywali, to wszyscy ludzie na ziemi giną i rozmnażać się muszą raz jeszcze.
Swoją drogą, polecam: “Cykl życia oprogramowania” ze zbioru opowiadań “Wydech”.
Przekierowanie mocy na inne komputery, było dobrym rozwiązaniem – na początku zastanawiałem się jak on chce to pociągnąć na swoim PCcie :)
Świetne – pisz tak dalej!
Pozdrawiam
Hej Ramshiri!
Fajnie że tekst się podobał ;P Co do assemblera – miałam nadzieję że choć trochę usprawiedliwię czemu to w ogóle działa xD Wiem że to wciąż nierealne, ale może chociaż nieco bliżej ;)
Również uważam, że tekst jest bardzo dobrze napisany. Szczególnie moją uwagę zwróciła bardzo poprawna programistyczna terminologia, poza jednym wyjątkiem:
Na konsoli wywołał funkcję obiektu Weather, jako argumenty podając kilka parametrów.
W terminologii programistycznej obiekty nie mają funkcji, tylko metody ;) .
Podobał mi się, chociaż tak rozpędza się, rozpędza i kończy nie jakimś wielkim fajerwerkiem, ale najwyżej zimnym ogniem. Brakowało mi w nim też czegoś oryginalnego, jakiegoś zaskoczenia, jakiejś przyprawy. Stylistycznie uwodzi, ale treść nie jest jakaś szczególna. Na przyszłość sugerowałbym więcej odwagi w zabieraniu podłogi spod nóg czytelnika :) .
Łukasz
Nie chcę się wtrącać, ale akurat kończy się fajerwerkiem. Literalnie ;)
Слава Україні!
Tu mnie masz ;) .
Łukasz
Hej Luken!
W terminologii programistycznej obiekty nie mają funkcji, tylko metody ;) .
Informatyczna faux pas, wybacz, zmienię to jak najszybciej ;P
Nie chcę się wtrącać, ale akurat kończy się fajerwerkiem. Literalnie ;)
Ach.. nie zdażyłam xD
Brakowało mi w nim też czegoś oryginalnego, jakiegoś zaskoczenia, jakiejś przyprawy. Stylistycznie uwodzi, ale treść nie jest jakaś szczególna. Na przyszłość sugerowałbym więcej odwagi w zabieraniu podłogi spod nóg czytelnika :) .
Tak, w pewnym momencie nieco zabrakło pomysłu, nie powiem, chociaż tutaj skupiłam “na przesłaniu”, jeśli owe w ogóle istnieje. Fajnie że spodobał Ci się mój styl, jeszcze nad nim pracuję ^^ Na przyszłość postaram się bardziej zaskoczyć.
Dzięki że wpadłeś!
Tekst mi się podobał, główną zaletą jest ciekawa główna bohaterka i jej podejście do całej zaistniałej sytuacji. Pomysł, że jeden człowiek może stworzyć symulację tak skomplikowaną, że zmienia świat, trochę naciągany, ale rozumiem, że taka konwencja.
Hej zygfrydzie!
Miło że wpadłeś ;)
Tak, pomysł mocno naciągany, nie tylko z tej strony, ale również od strony wydajności komputerów. Ale no cóż, wydaje mi się że konwencja pozwoliła, choć w przyszłości postaram się bardziej zwracać uwagę na takie rzeczy ;P
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Hej Anet!
Ciszę się ;)
Dzięki za komentarz i odwiedziny ;)