
Rozmokła ziemia prysnęła spod nieco już zniszczonego buta, a na nogawkach spodni pojawiły się drobne grudki zbitego piasku. Otwarte z hukiem drzwi karczmy oraz nagły powiew wiatru, który wpadł do rozgrzanego pomieszczenia, zwiastowały przybycie gości. Jeden z nich trzasnął za sobą drzwiami, po czym pociągnął za sznurki lichego płaszcza, aby jak najszybciej pozbyć się ciężkiego od deszczu odzienia.
– Psia pogoda, jasna mać! – wrzasnął, zupełnie jakby stan nieba był winą zebranych w karczmie.
– Ciesz się, że jest miejsce – rzucił w jego stronę drugi mężczyzna, ostrożnie zdejmując płaszcz z grubszego materiału. Rzucił jedno spojrzenie stojącemu za szynkwasem karczmarzowi, a on wskazał podbródkiem na rozpalony kominek.
Mężczyźni rozwiesili okrycia w pobliżu ognia, po czym zajęli ostatni wolny stół na sali. Dookoła nich rozbrzmiewały donośne rozmowy, a dziesiątki głosów tworzyły kakofonię, z której nie dało się wyodrębnić tematów pogadanek. Goście opadli na ławy, siadając jeden obok drugiego, po czym głośnym krzyknięciem zamówili po talerzu gorącej potrawki. Było im wszystko jedno z czego mogła być zrobiona, najważniejsze były rozgrzewające właściwości dania.
– Nie sądziłem, że będzie tutaj aż tyle osób – mruknął. – Przecie kiedy wstąpiliśmy tu kilka dni temu była niemalże pusta – zaczął narzekać Gres, przeczesując nerwowo jasnobrązowe włosy. Spod pojedynczych kosmyków wystawały szpiczaste uszy, choć jedno z nich było nieco mniejsze od drugiego.
– Pogoda – odpowiedział mu nieco podirytowany Edgar, opierając łokcie na stole. Przerzucanie kamienia na wóz bardzo go męczyło, choć pracował już kilka lat w tym fachu.
Dopiero, gdy przed dwójką pojawiły się dwie parujące miski z posiłkiem, ich humory polepszyły się, ale dopiero przy pełnych jasnego piwa kuflach tematy rozmów nasuwały się same. Dyskusje o zasłyszanych na szlaku tematach mieszały się z zabawnymi wspominkami, dotyczącymi ostatniej pracy przy zbiórce kamienia.
Mimo paskudnej pogody na zewnątrz, w karczmie każdy był rozgrzany, a humory dopisywały większości. Przynajmniej tej części osób, która jeszcze nie spała z powodu nadmiaru wypitego trunku. Ciekawe czy przebudzą się o poranku z pustymi kieszeniami czy z twarzą w błocie. Gwar śmiechów i głosów przerywały skrzypiące drzwi, w których co chwilę pojawiali się spragnieni ciepła ognia podróżni. Spoglądali bardzo pobieżnie po sali, po czym przekonani o braku miejsc wyruszali w dalszą drogę.
Nagle rozmowę Edgara i Gresa przerwało męskie chrząknięcie. Obaj unieśli wzrok znad stołu, gdzie napotkali dwóch mężczyzn, okrytych mokrymi płaszczami. Jeden z nich, wyższy, miał jasne, fantazyjnie upięte włosy, spod których wystawały elfie uszy, a tęczówki miały barwę piękniejszą niż najczystszy strumień jaki kamieniarze mogli kiedykolwiek widzieć. Towarzysz elfa uśmiechnął się delikatnie, po czym wskazał palcem na pustą ławę.
– Można? – spytał niższy mężczyzna.
– A można – zezwolił Gres, dopijając resztkę trunku. – Skąd to jedziecie? – zagadnął, a elf spojrzał na towarzysza, jakby chciał upewnić się, który ma pierwszy odpowiedzieć.
– W zasadzie to od dawna jestem w podróży, od miasta do miasta – zaczął mężczyzna i usiadłszy na ławie odrzucił kaptur na plecy, odsłaniając ciemnobrązowe włosy do połowy szyi. Jego uszy były niewidoczne. – Kolejny przystanek to Aruda – dodał, wspominając o oddalonym od karczmy o kilkanaście dni mieście.
– Ja zaś wybieram się do jednej z wiosek przed Arudą. Matka Natura chciała chyba dla mnie wsparcia w tej drodze, gdyż na szlaku napotkałem Mogarta. A raczej on spotkał mnie. Zostałem zaatakowany przez dzikie psy podczas postoju i Mogart okazał się moim wybawicielem. Zgadaliśmy się i tak podróżujemy razem. Na szlaku zawsze bezpiecznej jest we dwójkę niż w pojedynkę – opowiedział elf. – Wybaczcie mi moje maniery, jestem Loryon Tarn Ayar-kan – dodał, posyłając kamieniarzom uśmiech.
Mężczyźni przedstawili się, a karczmarz podał nowym gościom po misie zupy. Pomiędzy nieznajomymi prędko pojawiła się nić porozumienia, a rozmowy ciągnęły się przy kolejnych kuflach trunków.
– To… co dzieje się na południu? Jak mniemam stamtąd przybywacie – odezwał się Edgar, który w odróżnieniu od swojego przyjaciela mógł pochwalić się mocną głową.
– Ano… różne rzeczy się dzieją – stwierdził elf, spoglądając tęsknie na dno kufla. Wkrótce uniósł dłoń i krzyknął w stronę karczmarza z prośbą o kolejną kolejkę.
– Opowiedz im o Innie – zasugerował Mogart, który wyraźnie ożywił się, wprawiając swojego kompana w pewne zamyślenie.
– To jedna z elfich wiosek, niedaleko której się poznaliśmy – zaczął, spoglądając porozumiewawczo na Mogarta. – Jakiś czas temu zdarzyła się tam ogromna tragedia. W wyschniętej studni znaleziono kilkoro elfów w różnym wieku… nieżywych, a w dodatku bez uszu – przełknął nerwowo ślinę. – Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że – wziął głęboki wdech – kiedy jechałem w kierunku Arudy natrafiłem już na wieś z podobnym problemem. Tam jednak ofiarą były elfie dzieci.
– Kto mógł zrobić coś tak okrutnego? I w jakim celu? – oburzył się Edgar. Siedzący obok niego Gres wychylił jedynie resztę swojego piwa, a gdy karczmarz doniósł kolejny kufel dla Loryona, kamieniarz uprzedził elfa i upił nieco trunku.
Nagle drzwi karczmy otworzyły się po raz kolejny, a w progu pojawił się wysoki, smukły jegomość w ciemnym płaszczu. Rozglądał się długo po sali przy akompaniamencie głosów niezadowolenia gości, z powodu wpadającego do środka chłodu. Podróżny pchnął drzwi, które zamknęły się z hukiem, po czym wszedł między stoły, aby zająć miejsce na podłodze.
– Jakiś nieprzyjemny typ – wymamrotał blady na twarzy Gres, choć reszta zdawała się nie zauważyć przybycia nieznajomego.
– Podejrzewam, że mógłby to być… och… no… – zaczął elf, wyraźnie nie mogąc zebrać myśli.
– Ihred – dokończył Mogart, a na jego odpowiedź jasnowłosy pokiwał zamaszyście głową. Niezrozumienie wymalowane na twarzach kamieniarzy skłoniło ich towarzyszy do rozwinięcia tematu.
– Ihred to szlachcic, na którego rodzinie ciążyło jakieś choróbsko. Każdy z jej członków umierał bardzo młodo. Kobiety ledwo powiły dzieci, a już były na tamtym świecie. Mężczyźni zaraz po odchowaniu dziatek żegnali się z życiem. Straszna sprawa – westchnął elf, gładząc dwoma palcami podbródek.
– Mam wrażenie, że skądś kojarzę tę historię – mruknął Gres, myśląc intensywnie.
– Jak głosi legenda mężczyzna chciał przerwać ten pechowy krąg i zadarł z czarownicami z Wielkiego Jaru. Wszedł z nimi w pakt, zgodnie z którym w zamian za elfie uszy lub krew do eliksirów, otrzymywał dar wiecznej młodości – dodał Mogart.
– Matka opowiadała mi tę historię kiedy byłem dzieckiem, dobre… sto dwadzieścia lat temu – zauważył Loryon. – Kto wie więc ile lat mógłby mieć teraz ów Ihred, ale zgodnie z legendą wciąż podąża szlakami w poszukiwaniu ofiar – dodał, a ciałem Gresa wstrząsnął dreszcz. – Możliwe jest więc, że sprawcą tych okrucieństw jest właśnie on.
Przy stole zapanowała głucha cisza, którą przerwało dopiero wejście do sali barda w towarzystwie kilku grajków oraz tańczących do muzyki kurtyzan. Czyżby to wyjaśniało powodzenie tej karczmy na szlaku? O ile trzej panowie bardzo prędko zainteresowali się nowymi widokami, tak Gres siedział nieco zamyślony z głową wspartą na dłoni. Długo nie wytrzymał i w pewnej chwili zaczepił bawiącego się w najlepsze elfa.
– Czy ten… Ihred ma jakieś znaki szczególne? – spytał, a jasnowłosy zastanowił się poważnie.
– Mawiają, że ma spalone lewe ucho. Tak naznaczyły go czarownice, aby nigdy nie zapomniał jak ma zapłacić za swoje życie – odpowiedział mu, nim został porwany do tańca przez jedną z kobiet.
Ludzie bawili się w najlepsze i tylko Gres przesiedział do rana zamyślony, aż wyparował z niego cały wypity trunek. Loryon ożywił się wtedy nieco i spojrzał znacząco na przyjaciela. To był ich czas na wyruszenie w dalszą drogę. Dzięki wczesnej porze szlaki nie były jeszcze tłumnie uczęszczane i mogli nadrobić nieco czasu. Podnieśli się z ławy i wyciągnęli dłonie w stronę kamieniarzy, pragnąc się z nimi pożegnać i podziękować za towarzystwo.
– Och, wybacz przyjacielu – odezwał się Loryon, który biorąc swój tobołek, przypadkowo strącił leżący na ławie płaszcz Mogarta.
– Nic się nie stało – odparł z uśmiechem, po czym przechylił się, aby po niego sięgnąć.
Gres spojrzał przelotnie na towarzysza elfa. Wówczas dostrzegł jak kilka kosmyków jego włosów zsunęło się, odsłaniając czarne, przypalone ucho. Elf przełknął nerwowo ślinę, a serce zaczęło bić mu szybciej niż podczas ucieczki przed niedźwiedziem. Mogart podniósł się i usiadł, a po założeniu płaszcza rzucił okiem na siedzącego naprzeciwko Gresa. Uśmiechnął się jedynie do niego i dyskretnie przyłożył palec do ust, po czym wstał z ławy. Poprawiwszy kaptur ruszył za elfem w stronę drzwi, pozostawiając Gresa z wymalowanym na twarzy przerażeniem i niedowierzaniem.
Justyno, niespełna dziewięć tysięcy znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na SZORT. Na tym portalu opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.
Sugeruję lekturę tego poradnika: Portal dla żółtodziobów.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, bardzo dziękuję za poradę i podlinkowanie poradnika
Miś przeczytał. Nie ma nic przeciw dalszemu ciągowi. Lubi szorty z otwartym zakończeniem. Budzą wyobraźnię i ciekawość, jak autorka widzi kontynuację. Łapankę miś zostawia mądrzejszym.
– To…co dzieje się na południu? – zjadło spację po wielokropku.
– Ano…różne rzeczy się dzieją – to samo. I dalej też ma to miejsce, więc przyjrzyj się fragmentom z wielokropkami.
W wyschniętej studni znaleziono kilkoro elfów w różnym wieku…nie żywych, – nieżywych.
– Jakiś nieprzyjemny typ – skrzywił się blady na twarzy Gres – Skrzywił się. Skrzywienie się nie jest odgłosem gębowym, tak więc powinno być z dużej litery.
dobre…120 lat temu – sto dwadzieścia. Liczebniki zapisujemy słownie.
– Och wybacz przyjacielu. – interpunkcja mnie nie lubi, ale tutaj aż się prosi o przecinek.
Niby na końcu jest jakieś rozwiązanie, ale całość zbyt mocno pachnie fragmentem. Ale nawet, jeśli rozpatrując ten tekst jako zamkniętą całość, to jest, no, szczerze mówiąc, mało porywający. Cały szort to jeno gadka w karczmie, a na końcu tej gadki okazuje się, że ten, o kim bajdurzą, siedział z nimi. Za mało, żeby zainteresować, za mało, żeby mocniej zaciekawić. Pachnie jednak potencjałem, więc życzę powodzenia w przekuwanie tego potencjału w lepsze teksty.
Pozdrawiam.
Realuc, dziękuję za wskazanie tego, co umknęło mojej uwadze i miłe słowo!
Ta krótka scenka przypadkowego spotkania w karczmie, wzbogacona wspomnieniami z podróży bohaterów i pewną elfią legendą, nie zdołała mnie zbytnio zaciekawić, więc i w pamięci pewnie długo nie zabawi.
Zastanawiam się tylko, jakie znaczenie dla tej historii miało pojawienie się smukłego gościa, który zajął miejsce na podłodze…
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Jeden z nich trzasnął za sobą zbitkiem desek… → Czym trzasnął? Co to jest zbitek desek?
…po czym w popłochu pociągnął za sznurki lichego płaszcza. → Co go wprawiło w popłoch?
…rzucił w jego stronę drugi mężczyzna, ostrożnie zdejmując narzutę z grubszego materiału. Rzucił jedno spojrzenie… → Nie brzmi to najlepiej. Z czego zdejmował narzutę w karczmie?
Mężczyźni rozwiesili swoje płaszcze w pobliżu ognia… → Zbędny zaimek – czy rozwieszaliby cudze płaszcze?
…dziesiątki głosów tworzyły nieskładną kakofonię… → Zbędne dopowiedzenie – kakofonia jest nieskładna z definicji.
Oboje unieśli wzrok znad stołu w górę… → Masło maślane – czy można unieść coś w dół? Piszesz o dwóch mężczyznach, więc: Obaj unieśli wzrok znad stołu…
Oboje to mężczyzna i kobieta.
– W zasadzie to od dawna jestem w trasie, od miasta do miasta… → Trasa, jako słowo zbyt współczesne, nie powinno znaleźć się w tym opowiadaniu.
Proponuję: – W zasadzie to od dawna jestem w drodze/ podróży, od miasta do miast…
…zaczął mężczyzna i siadając na ławie kaptur opadł mu na plecy… → Czy dobrze rozumiem, że kiedy mężczyzna zaczął, kaptur siadał na ławie, ale chyba zmienił zamiar, bo opadł mężczyźnie na plecy?
Proponuję: …zaczął mężczyzna i usiadłszy na ławie odrzucił kaptur na plecy…
…stwierdził elf, spoglądając tęsknie na dno swojego kufla. → Zbędny zaimek – chyba nie zaglądałby do kufli towarzyszy?
…kiedy jechałem w tym kierunku… → A w którym kierunku jechał?
Siedzący obok niego Gres wychylił jedynie resztę swojego piwa, a gdy karczmarz doniósł kolejny kufel dla Loryona, sięgnął po naczynie, aby upić z niego kolejne łyki. → Czy dobrze rozumiem, że kiedy Gres wypił swoje piwo, sięgnął po kufel przyniesiony dla Loryona i upił z niego kolejne łyki?
…pojawił się wysoki, smukłej sylwetki jegomość… → Wystarczy: …pojawił się wysoki, smukły jegomość…
Rozejrzał się długo po sali… → Rozglądał się długo po sali…
– Jakiś nieprzyjemny typ. – Skrzywił się blady na twarzy Gres… → – Jakiś nieprzyjemny typ – skrzywił się blady na twarzy Gres…
Tu znajdziesz listę czasowników dla didaskaliów dialogowych.
– Ihred – dokończył Mogart, a na jego odpowiedź jasnowłosy pokiwał zamaszyście. → Czym pokiwał?
…ile lat mógłby mieć teraz owy Ihred… → …ile lat mógłby mieć teraz ów Ihred…
Tu znajdziesz odmianę słowa ów.
– Możliwym jest więc, że sprawcą… → – Możliwe jest więc, że sprawcą…
Uśmiechnął się jedynie w jego kierunku… → Uśmiechnął się jedynie do niego…
Uśmiechamy się do kogoś, nie w czyimś kierunku.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej
-Psia pogoda, jasna mać!
Wydaje mi się że albo “psia mać“ albo “jasna cholera”
Opowiadanie ciekawe chociaż jak już usłyszałem o nadpalonym uchu to wiedziałem jak to się skończy.
Nie zmienia to faktu że przyjemnie się czytał.
Pozdrawiam.
Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać
Koala75, dzięki za docenienie otwartego zakończenia. Nie ukrywam, że są one moimi ulubionymi, bo zostawiają nutę niepewności i pozwalają na własną ingerencję czytelnika w tekst.
Regulatorzy, dziękuję za konstruktywną krytykę. Takie cenię najbardziej, gdyż dopiero stawiam swoje kroki w publikacji tekstów i ogólnym przenoszeniu ich z głowy na Worda. Przydaje się więc pewne otrzeźwienie z pewności, że wszystko może być dość dobre. A co do cytatu z kuflem, to dokładnie tak. Gres miał chwycić tyle co przyniesiony Loryonowi kufel i upić z niego. Myślę, że zmiana, którą dokonałam w tym zdaniu czyni je teraz bardziej czytelnym. Przy kapturze oczywiście wkradł się mój błąd składniowy.
aKuba139, długo myślałam nad tym czy rozdzielić to utarte stwierdzenie, ale pomyślałam, że można w pewnym stopniu udziwnić ten język dla zwrócenia uwagi czytelnika. Nie jestem jednak pewna na ile było to dobrym zabiegiem.
Justyno, bardzo się ciesze, że mogłam się przydać i że uznałaś uwagi za przydatne.
Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć!
Gratuluję debiutu na portalu!
Pamiętaj, wszystko co piszę to tylko moja opinia.
Tekst przeczytałem i pomysł całkiem mi się spodobał, ale warto trochę popracować nad warsztatem. wszystko jest napisane poprawnie, ale miejscami mocno skupiasz się na opisie elementów drugoplanowych, pomijając te pierwszoplanowe. Przykład: Mocno skupiłaś się na detalach w pierwszym akapicie, ale później jakiegoś choćby podstawowego wprowadzenia bohaterów zabrakło. Nie wiem, jak wyglądają, z rozmowy trudno cokolwiek wywnioskować o ich sytuacji.
Opis gospody bardzo przystępny imho, udany, ale samej karczmie też brakuje nieco życia, ferworu, rozgardiaszu – bo jak rozumiem to taka karczma z atrakcjami dla zmęczonych po całym dniu.
Sam pomysł na historię całkiem ciekawy, tylko że jak cokolwiek zaczyna się dziać, to tekst się kończy. Zabrakło jakiego – choć krótkiego – dalszego ciągu. Zbudowałaś scenę i opuściłaś kurtynę nim historia na dobre zdołała ją dźwignąć.
Z kwestii edycyjnych:
Rozmokła ziemia prysnęła spod czarnego, nieco już zniszczonego buta, a na nogawkach spodni pojawiły się drobne grudki zbitego, mokrego piasku. Otwarte z hukiem drzwi karczmy oraz nagły powiew zimnego wiatru, który wpadł do rozgrzanego pomieszczenia, zwiastowały przybycie nowych gości. Jeden z nich trzasnął za sobą drzwiami, po czym nagle pociągnął za sznurki lichego płaszcza, aby jak najszybciej pozbyć się ciężkiego od deszczu odzienia.
Sporo tu tych przymiotników, przeczytaj to może na głos i zastanów się, czy nie lepiej by było, gdyby kilka wykreślić.
Dyskusje na zasłyszane na szlaku tematy mieszały się z zabawnymi wspominkami
Powtórzenie, brzmi trochę osobliwie.
Podsumowując, całkiem ciekawa rozbiegówka z potencjałem i dosyć rozbudowanymi (jak na opowiadanie) opisami, ale bez większych fajerwerków.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
krar85, dziękuję za miłe słowa i sugestie w kwestii kompozycji tekstu. Wezmę je sobie do serca i następnym razem, mam nadzieję, że nie zabraknie dbałości o detale pierwszego planu!
Cześć, Justyna!
Z takich rzeczy wyłapanych na bieżąco:
Mimo paskudnej pogody na zewnątrz(+,) w karczmie każdy był rozgrzany
Przecinek
a humory dopisywały większości. Przynajmniej tej części gości,
rym
– Opowiedz im o Innie – zasugerował Mogart, który wyraźnie ożywił się, wprawiając jednak swojego kompana w dziwny humor.
Nic mi to w sumie nie powiedziało. Nie wiem jak się to objawiło, bo w końcu jest “dziwne”
mruknął Gres, myśląc intensywnie. On rzeczywiście mógł ją znać.
Ten narrator nie wychodzi za bardzo przed szereg?
zgodnie z którym(+,) w zamian za elfie uszy lub krew do eliksirów(+,) otrzymywał dar wiecznej młodości
Dodałbym przecinki, choć w interpunkcji jestem średni – upewnij się, proszę
odpowiedział mu(+,) nim został porwany do tańca przez jedną z kobiet.
Tu chyba też przecinek
Motałem się nieco. To tylko szort, a wprowadzasz na początek dwóch bohaterów, potem dokładasz kolejnych dwóch, jeszcze nie oswoiłem się z nimi, a wchodzi kolejny (który w sumie nic więcej oprócz wchodzenia nie robi). Dobry przepis na zamieszanie czytelnika. Czy obaj kamieniarze są potrzebni? Czy nie dałoby się ich sprowadzić do pojedynczej postaci? To oczywiście luźne pytania i (jednak) sugestie.
Kończysz małym twistem z dreszczykiem, który jednak nie był dla mnie wielkim zaskoczeniem – gdy mówią o elfiej legendzie, to musi się ona gdzieś pokazać – w szorcie trudno jest ukryć takie rzeczy.
Nie mogę wyjść z wrażenia, że to jednak fragment czegoś większego. Ale to nie wygląda wcale tak źle, jak mogłoby wynikać z mojego komentarza – ja często mam więcej uwag niż pochwał :)
Ostatecznie doszłaś do miejsca, które założyłaś na początku, miałaś pomysł. To już coś :)
Zapraszam Cię, byś rozgościła się na portalu, który docenia pisarzy aktywnych :) czytaj i komentuj, a na pewno wyciągniesz z tego również naukę dla siebie. Portal dla żółtodziobów podlinkowała Ci już Reg, a to dość fajna lektura na początek :)
Pozdrawiam i powodzenia w dalszych tekstach!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Krokus, bardzo dziękuję za zapoznanie się z moim tekstem oraz uwagi co do kompozycji. Rzeczywiście lepszym wyborem byłoby wprowadzenie jednej postaci kamieniarza. Dwójka mogła wprowadzić tu lekki chaos. Nie chciałabym jednak edytować na razie całego tekstu, ale wszelkie rady wykorzystam przy kolejnej pracy.
Wielkie dzięki!
Witaj Justynko! Ja trochę nie na temat, za co przepraszam: czy my się czasem z opowi.pl nie znamy?
A wracając do opka, a raczej szorta, z którym zapoznałem się już po naniesieniu poprawek: co my tu mamy? Fajne i bogate słownictwo, plastyczne opisy, staranna – wydaje się – interpunkcja i – taki detal, czytaj: wartość sama w sobie – spora ilość komentarzy pod tekstem. To wszystko sprawia, że JESTEM NA TAK! Pozdrawiam elfastycznie, cokolwiek to znaczy, M. :)
maciekzolnowski, pewnie cię rozczaruję, ale nigdy nie korzystałam z opowi.pl, więc na pewno nie znamy się stamtąd.
Dziękuję za opinie co do mojego tekstu, napawa mnie wiarą w siebie :)
Pomysł jest, ale zrealizowałaś go w bardzo statyczny sposób. Właściwie wszystkiego dowiadujemy się z rozmowy w karczmie. Na dodatek sporą część opka zajmuje przedstawienie bohaterów, widoczki z karczmy, i to, co najważniejsze może czytelnikowi umknąć. Wielość postaci jeszcze pogłębia chaos.
Wolałabym zawędrować z Loryonem do naznaczonej tragedią elfiej wioski, zobaczyć to, co on zobaczył i poczuć, co on poczuł, a potem spotkać na szlaku Mogarta, wędrować z nim przez pewien czas, nie podejrzewając, kim jest. Domyślam się, że dzięki towarzystwu elfa, mordercy łatwiej było wślizgnąć się do elfickich wiosek, ale wolałabym tego doświadzyć, zobaczyć w praktyce, niż się domyślać. No, chyba że Loryon doskonale iedział, z kim wędruje i był świadomym wspólnikiem, bo i tak można interpretować wydarzenia.
Nie rozumiem, czemu Gres nie zareagował, gdy odkrył, kim jest Mogart.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irka_Luz, dziękuję za opinię i będę miała na uwadze panowanie nad mnogością postaci. A co do Gresa. Jego brak reakcji miał być wynikiem strachu i pozostawienia ogólnego opowiadania w kompozycji otwartej, która jednak daje różne pole do interpretacji przez każdego odbiorcę.
W kwestii fabuły, a raczej jej przedstawienia, zgadzam się z Irką. Dlaczego nie napisałaś tej historii jako tej historii, całej do końca, tylko ją de facto relacjonujesz i urywasz? Tzn. zakończenie mogłoby być i szort mógłby być zamiast pełnowymiarowej opowieści o Ihredzie, gdyby nie to, że proporcje się zachwiały: przydługie wprowadzenie, potem dopiero ekspozycja fabuły, a potem buch – koniec w momencie, w którym zawiązuje się prawdziwa akcja.
A sama scenka nie jest jakoś szczególnie oryginalna: takich horrorowych twistów znamy wiele z literatury i filmu. Oczywiście można z najbardziej ogranego motywu zrobić perełkę, więc samo w sobie to nie zarzut, ale ogólnie na satysfakcję czytelniczą ta scenka to trochę za mało.
Co do stylu, interpunkcji i tak dalej, nie mogę się zgodzić z Maćkiem. Jest bardzo źle. Piszesz dziwacznym, nienaturalnym stylem, niepotrzebnie komplikujesz proste wypowiedzi. Np. “podniósł się do pozycji siedzącej” – to brzmi jak z relacji policyjnej, a nie literatury. “Podniósł się i usiadł” całkowicie by wystarczyło. Nie bój się prostoty języka, jest lepsza niż udziwnienia, które brzmią nienaturalnie.
Albo ten kawałek:
Ihred to legendarny szlachcic, na którego rodzinie ciążyło jakieś choróbsko. Każdy z nich umierał bardzo młodo. Kobiety ledwo powiły dziecko, a już były na tamtym świecie, mężczyźni po jego odchowaniu przenosili się zaś na drugi świat.
Co to znaczy “legendarny szlachcic”? Szlachcic to postać całkowicie realna, Ihred też. Może być lokalną legendą, okej, to jest określenie metaforyczne.
Choróbsko nie może na nikim ciążyć, ciąży klątwa.
“Każdy z nich” – czyli kto? Jasne, z kontekstu można się domyślić, ale stylistycznie jest fatalnie.
“Kobiety ledwo powiły dziecko” – wszystkie kobiety jedno i to samo dziecko? Znowu: wiadomo, o co chodzi, ale jest niezgrabnie.
“Mężczyźni po jego odchowaniu” – z logiki poprzedniego zdania wynika, że odchowywali świat. I w sumie są trzy światy ;)
Plus masz powtórzenie.
Technicznie zatem długa droga przed Tobą, żeby naprawdę dobrze pisać. Zajrzałam do drugiego tekstu i tam pierwsze akapity są podobnie niezręcznie napisane, więc niestety nie poszłam dalej, bo ciężko się to czyta.
Sugerowałabym skorzystanie z opcji bety i popracowanie nad stylem w komfortowych warunkach z miłymi ludźmi, którzy pomogą w różnych sprawach :)
Poradnik już dostałaś, więc pozostaje życzyć powodzenia.
http://altronapoleone.home.blog
No, wytknięto Ci już sporo błędów, niedociągnięć, rzeczy do poprawienia i doszlifowania, więc powtarzać się nie będę. Choć pewnie będę ;)
Zacznijmy od warsztatu, nad którym musisz popracować. Tekst niestety nie płynie, a historia opowiedziana jest IMHO w dość chaotyczny, a zarazem mało dynamiczny sposób. Przypomina wstęp do czegoś większego, jak typowy początek przygody w randomowym erpegu high fantasy.
Świata za wiele nie pokazujesz, dajesz tylko elfy, jakieś wioski gdzieś tam, hen, makabryczne mordy, legendę, dwójkę bohaterów kamieniarzy, całkiem przyjemną i przytulną karczmę… Niby tego dużo, a jednocześnie mało, bo fabularnie to za wiele tutaj nie ma. Ot, scenka z życia, w której końcowy twist pozostawia mnie zawieszonego w czasoprzestrzeni, taki cliffhanger jak z tasiemcowatych seriali, gdzie na końcu zostawia się zahaczkę, mającą zrobić apetyt na więcej i zapewnić powrót odbiorcy przy emisji kolejnego odcinka.
Zastosuj się do udzielanych Ci przez moich przedpiśców rad, a będzie lepiej i klarowniej. Wiem co piszę, każdy z nas tutaj kiedyś zaczynał :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
@drakaina, dziękuję za kolejny, przydatny, kubeł zimnej wody. Wyjściowy pomysł bazował tylko na tym, aby urwać w punkcie kulminacyjnym, nie dając jednoznacznej odpowiedzi co mogło wydarzyć się dalej. Miało to zostawić nutę niepewności i niedookreślenia, ale najwyraźniej efekt był zupełnie odwrotny. Dziękuję za wypunktowanie uwag. Dopiero zaczynam z pisaniem i czasem mam wrażenie, że prosty język w kreowaniu tekstu nie byłby odpowiedni; że potrzebuje on dodatkowego “udziwnienia”. Jeszcze raz dziękuję za zajrzenie do tekstu i następnym razem muszę spróbować z betowaniem.
@Outta Sewer, dziękuję za zapoznanie się z szortem i opinię. Ciężko jest odnaleźć się po rzuceniu się na głęboką wodę, ale staram się mieć nadzieję, że uda mi się nauczyć czegoś więcej i pisać choć trochę lepiej.
czasem mam wrażenie, że prosty język w kreowaniu tekstu nie byłby odpowiedni; że potrzebuje on dodatkowego “udziwnienia”
Myślę, że jednak lepiej zaczynać pisać językiem dość normalnym, a umiejętność takiego “udziwniania”, żeby to był własny styl autora, a nie niezamierzenie komiczne efekty lub też wrażenie niezdarności, przychodzi wraz z doświadczeniem. No i oczywiście trzeba znać umiar, chyba że się celowo wprowadza przesadę, ale to musi mieć uzasadnienie w tekście :)
A co do fabuły. Można pisać szorty, w których chodzi wyłącznie o zaskoczenie i twist. Ale to dość wysoka szkoła jazdy, bo takie coś musi być perełką. Tu na dodatek wybrałaś motyw dość znany: jeden z przypadkowych rozmówców okazuje się groźnym kimś, o kim się właśnie rozmawiało. To nawet w erpegu nie zagra w nieskończoność, bo gracze się połapią, a tym bardziej w literaturze. Ergo musiałoby być oprawione w taki sposób, żeby stereotypowość twista była do wybaczenia, podobnie jak zawieszenie akcji w tym momencie.
http://altronapoleone.home.blog
Dość urwane zakończenie może być dużym plusem, natomiast ja zostałem z niedosytem, bo zaciekawiłem się, co może być dalej. Sympatyczny debiut. Może nie za bardzo lubię stereotypowe, piękne elfy ale każdy ma swoje gusta. :P
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.