
Krótkie opowiadanie, napisane w celach szkoleniowych.
Krótkie opowiadanie, napisane w celach szkoleniowych.
Mroźny wiatr zawitał do doliny od zachodu. Poderwał w swym szalonym tańcu śnieg. Natychmiast powstała potężna zawierucha. Wszechobecny, majaczący puch zaczynał przybierać kształt niedźwiedzia. Gerevre stał dokładnie naprzeciw śnieżnej bestii. Dobył miecza i ustawił się gotowy do odparcia ataku. Powstający przed nim stwór zaryczał głośno i spojrzał za siebie. Elf zrozumiał, że niedźwiedź nawet go nie dostrzega. Krzyk. Przeraźliwy krzyk bezsilności. Tylko tyle mógł zrobić. Bestia ruszyła na północ. Gerevre pozostał sam w dolinie. Wichura odeszła. Zapadła nienaturalna cisza. Schował miecz do pochwy i rozpoczął bieg. Krok za krokiem. Szybko, bez wytchnienia. Wbiegając na szczyt nasypu, dojrzał śnieżnego niedźwiedzia w oddali. Było za późno. Potwór niszczył wszystko. Stojąc na dwóch łapach, uderzał przednimi kończynami o mury miasta. Nyrpool waliło się pod naporem niedźwiedzia. Z pyska ogromnej bestii toczyła się piana.
– Spóźniłem się – rzekł elf. – To już koniec.
Upadł na kolana pośród bieli odbijającej światło księżyca. Poczuł ucisk w brzuchu. Obłęd w głowie. Setki myśli i znowu cisza. Po policzkach pociekły mu łzy. Śmiech. Przerażający dźwięk drwiny zabrzmiał tuż obok. Rozjerzal się, ale nikogo nie dostrzegł.
– Kto urządza sobie parodie z mojego nieszczęścia? – Gerevre rzucił pytanie w bezkres nicości.
Nie odpowiedział nikt. A sam rechot przybrał na sile. Coś dotknęło jego skroni. Odruchowo obrócił się i ujrzał młodą brzozę wędrowną. Cieniutkie korzenie splatały się w podnóża chudego pnia. Porośnięta była białą korą. Gałązki były bujnie porośnięte liśćmi, zupełnie jak latem.
– To ty się śmiejesz z upadku mojego plemienia. – Gerevre dobył miecza.
Jego złość potęgowała uciechę drzewa. Próbował dosięgnąć ją ostrzem, ale gdy tylko zbliżał miecz brzoza znikała, aby zaraz pojawić się dziesięć kroków dalej. Elf podbiegał do niej próbując trafić. Powtarzał to jeszcze kilkukrotnie. Z każdą nieudaną próbą śmiech się nasilał. Bezsilny Gerevre wypuścił z ręki oręż, ostrze zatopiło się w bieli.
– Poddaje się. – Opadł na kolana i złapał się za głowę.
Zapadła cisza. Po chwili gdzieś z oddali, usłyszał dzwonek. Dzyń dzyń. Jego rytmiczne bicie zbliżało się. Coraz głośniej i głośniej wybijał rytm. Dostrzegł go tuż przed sobą. To nie był wielki dzwon, to mały dzwoneczek z delikatnymi, ptasimi skrzydłami.
– Przenieś mnie do miasta. – Gerevre złożył dłonie. – Błagam, daj mi moc, by obronić moje Nyrpool.
Odpowiedzią na prośbę była cisza. Elf zacisnął wargi, a z oczu poleciały mu łzy. Dzyń dzyń. Znikąd pojawił się wiatr, otoczył go i wzniósł wysoko. Widział dolinę i drogę przed sobą. Poczuł się jak ptak. Nie napawał się tą chwilą. Leciał przed siebie. Zbliżał się do potężnego niedźwiedzia, który w morderczym szale tańczył nad gruzami miasta. Podczas lotu towarzyszył mu dzwoneczek. Machał energicznie skrzydełkami, by dotrzymać tempa. Gerevre spojrzał na niego.
– Dziękuję wam bogowie – krzyknął. – Dziękuję za wsparcie waszych darów.
Gdy zbliżył się do ruin, ocenił straty wyrządzone przez potwora. Z miasta zostało wielkie pobojowisko. Nie dostrzegł choćby jednej nienaruszonej chaty. Wylądował w miejscu, gdzie niegdyś stało targowisko. Pod nogami miał gruz i kawałki kolorowych baldachimów. Dobył miecza.
– Bogowie! – Uniósł broń w górę, a ostrze odbiło światło księżyca. – Bądźcie ze mną podczas ostatniej drogi.
Bogowie mu nie odpowiedzieli. To było wezwanie. Wezwanie wszystkich ocalałych, by stanęli u jego boku i odeszli z podniesionym czołem. Z przeróżnych kryjówek, wychodzili mieszkańcy. Gromadzili się przy Gerevre, swojej ostatniej nadziei. Nie umknęło to uwadze niedźwiedzia. Gdy tylko zauważył, jak elfy skonsolidowały się w jednym miejscu, przeszedł do ataku. Uderzył otwartą łapą prosto w nich.
– Stójcie w miejscu! – Wydał rozkaz Gerevre.
Jego ostrze zebrało już wystarczająco siły księżycowej. Zakręcił orężem i cisnął biały płomień w stronę wściekłego zwierza. Trafił prosto w łapę, która opadła bezsilnie. Niedźwiedź wydał z siebie przeraźliwy ryk. Elfy otrzymały kolejną dawkę nadziei. Gerevre wiedział, że nawet z błogosławieństwem nie będzie w stanie wygrać tej walki. Gdy opuścił broń, pośród krzyków usłyszał śmiech. Obejrzał się by go namierzyć. Była to dobrze mu znana brzoza wędrowna. Stała pomiędzy ruinami i ruchem gałązki wskazywała, by iść za nią. To znak od bogów. Czas na ewakuację. Przepowiednia się ziściła.
– Odwrót! – Nawoływał pozostałych przy życiu. – Odwrót na północ. Musimy przejść przez górską bramę.
Blisko setka ocalałych ruszyła za swoim przywódcą. Wbiegli w wąską uliczkę otoczoną rozpadającymi się, kamiennymi budynkami. Dawniej prowadziła ona prosto do północnej bramy. Ich ucieczka nie umknęła uwadze potwora. Był on zbyt wielki by ich dogonić. Sapał głośno i wydawał odgłosy konwulsji. W pewnym momencie z jego paszczy wyskoczył tuzin małych – a raczej naturalnych rozmiarów – niedźwiedzi. Gerevre obejrzał się i pojął, że stwór to wielka niedźwiedzica. Dawniej służyła bogom ale odwróciła się od łaski gwiazd i wsparła boga węża. Nie mogli tracić czasu, mniejsze bestie były szybkie. Gdy już wszyscy przekroczyli bramę Gerevre zwrócił się do jednego z elfów.
– Teraz ty poprowadzisz nasz lud do górskiej bramy.
– Opuszczasz nas? – Twarz młodzieńca pobladła.
– Ja zatrzymam wroga. – Gerevre obejrzał swoje ostrze. – A ty poprowadzisz elfy przez szczyty gór. Daleko od znanego nam świata, założycie osadę. Musicie przetrwać. Siły mroku nie będą się tam zapuszczać. Idziecie już!
Grupa ocalałych ruszyła traktem, nie oglądając się za siebie. Prowadził ich młodzieniec imieniem Belnoir. Gerevre pozostał wraz z brzozą tuż za bramą miasta. Ponownie wyciągnął ku górze miecz, zbierając moc księżyca. Gdy niedźwiedzie ich dopadły, walczyli dzielnie. Osiągnęli swój cel, zatrzymali wrogów na tyle długo by elfy mogły uciec. Nyrpool zostało zrównane z ziemią. Zginęli prawie wszyscy mieszkańcy. Tylko garstce udało się umknąć. Stara pieśń mówi, że w miejscu gdzie poległ Gerevre, wyrosła potężna brzoza. Drzewo podobno przechadza się po okolicy, w blasku księżyca. Z wschodem słońca zawsze wraca na swoje miejsce.
Według mnie sporo zostało w głowie autora. Opowiadanie jest interesujące ale tak skondensowane, że aż trudne do zrozumienia. A może po prostu brakuje mi znajomości jakiejś mitologii;)
W moim odczuciu, zamiast snuć opowieść, przedstawiasz fakt, po fakcie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Misiowi się podobało, bo lubi takie króciaki. Oczywiście mógłbyś to rozwinąć. Bardziej ‘w cenie’ są dłuższe teksty. Pozdrowienia.
Mroźny wiatr zawitał do doliny od zachodu. Poderwał w swym szalonym tańcu śnieg. Natychmiast powstała potężna zawierucha. Wszechobecny, majaczący puch zaczynał przybierać kształt niedźwiedzia.
Strasznie krótkie i rwane masz te zdania. To się sprawdza przy dynamicznych opisach, kiedy jest akcja, walka, pościg czy coś, ale przy narracji opisującej krajobraz to nie bangla. Do tego mam wątpliwość natury technicznej – co ten puch majczył? ;)
– Kto urządza sobie parodie z mojego nieszczęścia? – Gerevre rzucił pytanie w bezkres nicości.
Parodia to nie jest dobre słowo. Kto dworuje sobie z mojego nieszczęścia, kto drwi albo coś takiego, ale nie parodia.
Jego rytmiczne bicie zbliżało się. Coraz głośniej i głośniej wybijał rytm. Dostrzegł go tuż przed sobą.
Dzwonek wybijał rytm? To nie jest bębenek. Słowo wybijał mi tutaj ewidentnie nie pasuje. W dodatku ostatnie zdanie, podkreślone, sugeruje, że Gerevre dostrzegł tuż przed sobą rytm, bo to on, a nie dzwonek, jest ostatnim podmiotem.
Gdy tylko zauważył, jak elfy skonsolidowały się w jednym miejscu, przeszedł do ataku.
Skonsolidowały? To nie pasuje.
Sapał głośno i wydawał odgłosy konwulsji.
Co to są odgłosy konwulsji?
W ogóle to mnóstwo masz drobnych potknięć, urwanych, zbyt krótkich zdań i dziwnych konstrukcji – a to wpływa na płynność czytania i satysfakcję z lektury. Sporo do podszlifowania, ale sam piszesz, że to wprawka.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Hej,
jako wprawka, niech będzie. Generalnie to taki fragment epic fantasy z kilkoma ciekawymi motywami, ale w ogólnym rozrachunku wydaje się być jeno urywkiem jakiegoś świata, jakiejś dłuższej historii. Przeszkadzały mi, szczególnie na początku, te krótkie, urywane zdania. Generalnie lubię tego typu zabieg, jednak sprawdza się on w konkretnych warunkach. Nie wszystko można wepchnąć wszędzie, a tutaj moim zdaniem to po prostu nie pasowało. Za dużo, za gęsto, za często. Wędrowne drzewko i elementy mitologiczne fajne, choć to tylko ozdobniki, które nie są w stanie dźwignąć całość na jakiś wyższy podest.
Pozdrawiam!
Cześć!
Tak tylko szybko po becie, już bez marudzenia. Ja jestem fanką tej wędrowne brzozy, mnie to bardzo działa na wyobraźnię. Postrzegam tę historię trochę jako legendę o Gerevre, którego upamiętnia brzoza, i przy takim założeniu nawet mi nie przeszkadza to, że niewiele jest tu wyjaśnione.
Dziękuję wszystkim za opinie.
Ambush To prawda – bardzo dużo zostało w mojej głowie. Opowiadanie w formie szorta ma miejsce w świecie, który sam tworzę.
Koala75 Oczywiście chciałbym rozwinąć temat. Planuję jeszcze opublikować coś w tym temacie. Następne opowiadanie będzie dłuższe.
Outta Sewer Opowiadanie służyło głównie celom szkoleniowym. Za sugestie dziękuję.
Realuc To niewielki urywek wymyślonego świata. Mam napisany rys kilku innych opowieści związanych z brzozą wędrowną. Nie wykluczam, że kolejne opowiadanie będzie pewną kontynuacją.
Alicella Za betowania serdecznie dziękuję.
Fabularnie nawet, nawet. Taka legenda rycerska. Ale z warsztatem gorzej: zdania krótkie, rwane i szarpane, kuleje melodyka tekstu. To z pewnością do poprawy. Pozdrawiam.
Zmęczył mnie ten tekst, mimo swej niewielkiej długości.
O rwanych zdaniach już ci pisano. Dodatkowo, wrzucasz mnie niemal w sam środek akcji, jednak nic nie wiem o żadnej ze stron i dlatego niewiele mnie obchodzi wynik potyczki – tu zdecydowanie brak kontekstu.
Nie zaszkodziłoby również, gdyby całość byłą bardziej dynamiczna – obecnie bohater przez większość czasu nie robi nic konkretnego, a jedynie stoi i czeka na coś. Zaś ostatni bój, kiedy faktycznie coś się dzieje, opisu się nie doczekał.
To nie jest fatalny szort. Ale nie jest też niestety za dobry. Niemniej, widać potencjał na coś więcej. Walcz dalej. ;)
Hej pawłowskipisze.
Dzięki za opowiadanie.
Czytało się nieźle, acz nierówno. Fabuła nie płynie, ale podnosi się i opada z dużą amplitudą – momentami zbyt dużą.
Co do krótkich zdań, to rzeczywiście jest trochę niewypałów:
Poczuł ucisk w brzuchu. Obłęd w głowie. Setki myśli i znowu cisza. Po policzkach pociekły mu łzy. Śmiech. Przerażający dźwięk drwiny zabrzmiał tuż obok.
ale były też momenty, kiedy trafiłeś formą w treść:
Schował miecz do pochwy i rozpoczął bieg. Krok za krokiem. Szybko, bez wytchnienia.
O to chodzi, doznania bohaterów, opisy świata przedstawionego, skomplikowane migotanie tła – to można trochę wydłużyć, czytelnik nie potknie się o łzy, nie przeleci przez śmiech i nie wyląduje na drwinie.
Z kolei tam gdzie jest ogień – można walić krótkimi seriami. Czytelnik wtedy biegnie razem z bohaterem. Czuje za plecami kanonadę. Przewraca się. Podnosi, skacze przez płonące ruiny i resztką sił dociera do celu. Uff.
Idąc dalej: Mi się ten majaczący puch podobał, jakoś sobie to wyobraziłem i, szczerze mówiąc, czekałem na więcej. Nie pokażę, co zobaczyłem, bo może wybronisz się sam. Dalej też dobra jest dawka nadziei (niestety – na czasie).
Rzeczywiście, w tekście jest sporo „zarodników”, które mogą się ładnie rozrosnąć we wszystkie strony, więc nie składaj broni.
Trochę szlifierki:
Dobył miecza i ustawił się gotowy do odparcia ataku. Zgrabniej: stanął w gotowości.
Powstający przed nim stwór zaryczał głośno – powstający […] stwór sprawia wrażenie, że coś dopiero powstaje, tu ten niedźwiedź już istniał a pewnie „powstawał” z czterech łap na dwie. Może: Stwór, stając na dwóch łapach, zaryczał głośno..
Nie odpowiedział nikt – Nikt nie odpowiedział – ten nikt jest ważniejszy
korzenie splatały się w podnóża chudego pnia. – albo splatały się z podnóżem, albo wplatały się w podnóża (swoją drogą, to nie wiem czy drzewo ma podnóża, nóg nie ma na pewno… ale to jest literatura).
Porośnięta była białą korą. Gałązki były bujnie porośnięte liśćmi – powtórzenie, pokryte?
Jego złość potęgowała uciechę drzewa – jakoś źle leży – rozumiem, że im bardziej był zły, tym większą odczuwała radość.
Próbował dosięgnąć ją ostrzem, ale gdy tylko zbliżał miecz (+,) brzoza znikała, – w poprzednim zdaniu jest drzewo, więc je.
To nie był wielki dzwon, to mały dzwoneczek – to tylko mały dzwoneczek.
Znikąd pojawił się wiatr, otoczył go i wzniósł wysoko – uniósł, wznosimy siebie, unosimy coś, co nie jest nami.
tańczył nad gruzami miasta – jeżeli lewitował to ok, jeżeli nie, to raczej tańczył na gruzach miasta.
Dziękuję za wsparcie waszych darów – jeżeli bogowie wsparli własne dary to ok, ale myślę, że to te dary były wsparciem i już wsparcia (owe dary) nie potrzebowały.
Z miasta zostało wielkie pobojowisko. […]gdzie niegdyś stało targowisko. Niezamierzony rym, zawsze brzmi komicznie, może jaki bazar, albo inny rynek?
Bądźcie ze mną podczas ostatniej drogi. – ta, którą rozpoczynał była co najmniej przedostatnia.
Z przeróżnych kryjówek, wychodzili mieszkańcy. – szyk, mieszkańcy są ważniejsi niż kryjówki więc: Mieszkańcy wychodzili z kryjówek.
O konsolidacji elfów pisał już Outta – tylko proszę, bez koncentracji.
Uderzył otwartą łapą prosto w nich. – rozumiem, że był duży, ale tu coś nie gra, za duży skrót.
Gdy opuścił broń, pośród krzyków usłyszał śmiech. Obejrzał się by go namierzyć. – ciężko namierzyć śmiech, zwłaszcza narratorowi, który może tylko np.: zlokalizować źródło.
Była to(+,) dobrze mu znana (już +,) brzoza wędrowna.
wskazywała, by iść za nią – wskazywała kierunek, w którym trzeba iść, do marszu mogła zachęcać (ew. rozkazywać).
Wbiegli w wąską uliczkę otoczoną rozpadającymi się, kamiennymi budynkami. Dawniej prowadziła ona prosto do północnej bramy. Ich ucieczka nie umknęła uwadze potwora. Był on zbyt wielki by ich dogonić – generalnie w całym tekście jest bardzo dużo zaimków, na których czytelnik gubi rytm i może się przewrócić. Spróbuj wyrzucić co drugi (mówię poważnie), myślę, że tekst na tym nie straci.
pojął, że stwór to wielka niedźwiedzica – to jakaś legendarna istota, więc napisałbym z dużej. Zostawiając małą, sugerujesz, że to zwykła niedźwiedzica, tyle, że wielka.
Teraz ty poprowadzisz nasz lud do górskiej bramy. […] A ty poprowadzisz elfy przez szczyty gór. – powtórzyło się, poza tym lepiej prowadzić przez góry (w domyśle – przez przełęcze) niż przez szczyty (chyba, że łączą ucieczkę ze sportem).
Gdy już wszyscy przekroczyli bramę […] Osiągnęli swój cel, zatrzymali wrogów na tyle długo by elfy mogły uciec. – tu mi trochę nie klika. Czyli samo przekroczenie bramy nie było wystarczające?
Generalnie sporo potknięć, ale jest w tym tekście coś, co może dać początek fajnej historii.
Polecam też czytanie tekstu na głos (kilka razy), wyobraźnia jest szybsza od narządów mowy i potrafi się prześlizgnąć po powierzchni, język się potknie i już widać (słychać) gdzie coś wystaje.
Trzymaj się
Al
Był pomysł na ćwiczenie się w pisaniu, widać też pomysł na historię. Największe zastrzeżenia, tak jak wcześniej komentujący, mam do wykonania. Tu czeka Cię jeszcze sporo pracy, ale mam nadzieję, że z każdym opowiadaniem będzie coraz lepiej.
Rozjerzal się, ale nikogo nie dostrzegł. → Literówka.
Porośnięta była białą korą. Gałązki były bujnie porośnięte liśćmi… → Czy to celowe powtórzenie?
Proponuję w pierwszym zdaniu: Pokrywała ją biała kora.
Cieniutkie korzenie splatały się w podnóża chudego pnia. → Jeden pień może mieć jedno podnóże. Korzenie nie splatają się w podnóże.
Jego złość potęgowała uciechę drzewa. Próbował dosięgnąć ją ostrzem… → Piszesz o drzewie, które jest rodzaju nijakiego, więc: Próbował dosięgnąć je ostrzem…
– Poddaje się. –> Literówka.
Z miasta zostało wielkie pobojowisko. Nie dostrzegł choćby jednej nienaruszonej chaty. → Chaty, o ile mi wiadomo, buduje się na wsi, nie w mieście.
Uniósł broń w górę… → Masło maślane – czy mógł unieść broń w dół?
Nie umknęło to uwadze niedźwiedzia. Gdy tylko zauważył… → Nie brzmi to najlepiej.
Gdy tylko zauważył, jak elfy skonsolidowały się w jednym miejscu, przeszedł do ataku. → Proponuję: Gdy tylko zauważył, że elfy zeszły się w jednym miejscu, przeszedł do ataku.
– Stójcie w miejscu! – Wydał rozkaz Gerevre. → – Stójcie w miejscu! – wydał rozkaz Gerevre.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
Trafił prosto w łapę, która opadła bezsilnie. → Chyba miało być: Trafił prosto w łapę, która opadła bezwładnie.
– Odwrót! – Nawoływał pozostałych przy życiu. → – Odwrót! – nawoływał pozostałych przy życiu.
Blisko setka ocalałych ruszyła za swoim przywódcą. → Zbędny zaimek.
Sapał głośno i wydawał odgłosy konwulsji. → Może ktoś targany konwulsjami będzie wydawać jakieś odgłosy, ale to nie konwulsje będą ich źródłem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.