
Dziękuję betom za pomoc, ci ludzie to anioły, przysięgam ;P
Dziękuję betom za pomoc, ci ludzie to anioły, przysięgam ;P
Odrzucenie
Siewko zawsze starał się być taki jak inni, choć zamiast świąt i tańców, wolał ciszę lasu. Gdy Jaczemir do wsi Strumyki powrócił, młodzieniec słuchał jego przechwałek, mimo, że wcale go nie zachwycały. Gdy zdanie o nowym sołtysie miał powiedzieć, ugryzł się w język, choć wiedział, że ojciec posłuchałby jego zdania i nie zgodził się na tak wysoką pańszczyznę. Gdy wyśmiewano Bognę, córkę ubogiego pasterza, śmiał się razem z innymi, choć wcale go to nie bawiło.
Pewnego dnia Siewko ukończył pierwszą rzeźbę i zaraz ukrył, by reszta mieszkańców wsi nie widziała. Gdy matka spytała, co też cały dzień wyczyniał, zamiast na polu pracować, skłamał, że pomagał staremu Bożydarowi, co mu dziatki pomarły i sam jeden został.
Dla cienia Siewka to było zbyt wiele. Wyskoczył do przodu, zupełnie ignorując palące słońce i pomknął w krzewy czeremchy, znikając z oczu młodzieńcowi. Najpierw chłopak zupełnie się tym nie przejął, gdyż, jak uważał, cień do niczego w życiu potrzebny nie był, a nawet kłopotu napytać potrafił, kiedy to zakradał się do Jagny, by zakryć oczy i w objęciach zamknąć.
Bogaty był ojciec Jagienki, to cud że córę za Siewka chciał wydać. Rodzina weselisko szykowała, bo i posag pokaźny, lecz młodzieniec skrycie gardził Jagną, gdyż niedobra to była dziewucha, pyszna i nadęta.
I żył tak dni kilka, za nic mając uwagi starszyzny, że bez cienia to już nie ten sam Siewko, bo choć porządny, to jednak nijaki. Chłopak przeraził się dopiero, gdy do strumyka podszedł, by twarz obmyć, a odbicie jego niewyraźne się stało. Wielkie było jego zdziwienie, gdy patrząc na swą dłoń i mrużąc oczy, potrafił dostrzec wierzbę, co po drugiej stronie rzeczki rosła. Zrozumiał, że zaczął znikać.
Wpadł tedy młodzieniec do chatki na skraju wioski, by szeptuchę wiekową o pomoc prosić.
– Ach, łobuzie – rzekła, wpatrując się w niego pokrytymi bielmem oczami – cień twój uciekł, a wraz z nim i ciebie kawałek. Nie jesteś już sobą, mieszasz się z otoczeniem, aż w końcu zupełnie niewidoczny się staniesz i będzie Jagienka płakać po tobie rzęsiście.
Zadrżały usta Siewka, lecz nie żalił się on nigdy, tedy pierś wypiął do przodu i głowę podniósł do góry.
– Co robić, babciu? – spytał. – Nie chcę tak skończyć, chcę dom zbudować, drzewo posadzić i… i żonę posiąść!
– Wiem, że wiele ciebie w środku pozostaje i może tylko jedna Mokosz prawdę zna o tobie. – Pogładziła go po głowie, jak miała w zwyczaju. – Ale jeśli dalej będziesz żył w swoim środku, nikt nie będzie potrafił cię odróżnić od reszty, bo staniesz się żaden, i jako chorągiew na wietrze będziesz powiewać.
Młodzieniec jak zawsze spuścił wzrok i nabrał wody w usta. Niemiły był to dla starej kobiety widok, więc ulitowała się nad biedakiem.
– Niedaleko stąd – powiedziała szeptucha – na Kopnej Górze, mieszkają trzy siostry, co lasem się opiekują. Do nich też dziwy wszelkie zagubione zdążają. Jeśli twój cień ma choć krztynę rozumu, tam też go znajdziesz.
– Dziękuję, babciu! – Uśmiechnął się Siewko.
– Ale miej baczenie! – Twarz kobiety nabrała powagi. – Bo Zmora straszliwa tam grasuje, co mięso ludzkie za jadło obrała, ale i cieniem nie pogardzi. Zważaj tedy, by nie przyszło ci głową zapłacić.
Młodzieniec przełknął głośno ślinę, złożył podarek z króliczej skórki i odszedł w pośpiechu.
Wahał się początkowo, bo starucha nie miała w naturze skłonności do bajań, lecz gdy spostrzegł, że znów mu kolorów ubyło, ruszył na wyprawę.
Dom na Kopnej Górze
Gdy Siewko dotarł wreszcie na szczyt góry, potwierdziły się słowa szeptuchy i oczom jego ukazała się chatka. Nie była ona bynajmniej zwykła, oj nie.
Ta chatka bowiem na trzech nogach stała, jednej kurzej, jednej sarniej i jednej wilczej. Kołysała się lekko w rytm wiatru, a co chwila wydawała ciche sapnięcia, jakby we śnie pogrążona.
Podszedł pod nią ostrożnie, szukając wejścia, ale żadnego znaleźć nie potrafił. Obszedł dookoła i nic. Żadnych schodów, żadnej liny. Uznał więc, że po jednej z nóg się wespnie, najlepiej kurzej, bo tam jest czego się chwycić. Już miał podchodzić, już rękę wyciągał, gdy usłyszał trzask łamanej gałązki. Odwrócił się szybko i ujrzał dziewczynkę ubraną jedynie w liście klonu, związane tak umiejętnie, że wyglądały jakby rosły na jej skórze.
– Kim jesteś i czego tu szukasz? – spytała, a głos miała jak śpiew ptaków wiosenny.
– Jestem Siewko ze Strumyka, przybyłem po mój cień.
– Chodź zatem ze mną, Siewku ze Strumyka, zaprowadzę cię do mych sióstr, bo nic tutaj nie wskórasz.
Zgodził się i poszedł z dziewczynką. Poprowadziła go na kraniec polany, gdzie za świerkiem ukryto palenisko. Obok niego siedziały dwie kobiety, jedna w kwiecie wieku, druga o twarzy pokrytej zmarszczkami. Ich ciała również pokrywały liście, starszą oplatała wierzba, młodszą jabłoń.
– Jestem Dąbrówka, a to Mojmira i nasza dziecina, Pężyrka. Usiądź chłopcze, do zmierzchu jeszcze daleko – powiedziała staruszka.
– Nie mam czasu – odparł, nie postępując ani kroku. – Straciłem swój cień, znikam. Nie w głowie mi biesiady ni zabawy.
– Pośpiech cię zgubi – odrzekła kobieta odziana w liście jabłoni. – A cierpliwość uratuje. Usiądź, chatka i tak budzi się razem z gwiazdami.
– Możesz też odejść i postarać się wspiąć na chatkę – dodała Pężyrka. – Kto wie, może cię wpuści?
Stanął Siewko pomiędzy domkiem a paleniskiem, co chwila błądząc wzrokiem od jednego do drugiego. Już postąpił krok w stronę chatki, to cofnął się, by na wiedźmy spojrzeć. I stałby tak może i do rana, choć spieszył się ponoć, gdyby nie kształt po drugiej stronie polany majaczący. Dostrzegł stworzenie dziwaczne, wodą ociekające, o pysku rybim, ale łapach wydrzych.
Poczłapało w ich stronę, bez słowa minęło Siewka i zasiadło obok najstarszej wiedźmy.
Zawrócił młodzieniec do paleniska, na chwilę zapominając o cieniu i nie spuszczając stworzenia z oczu.
– Kim jesteś? – spytał.
– Jestem Perepłut, to oczywiste jak to, że blade oblicze Horsa nocą nadejdzie – odparło stworzenie. – Lepszym pytaniem jest, kim ty jesteś? Patrzę na ciebie, ale świerki widzę, im bardziej szczegóły chcę dostrzec, tym bardziej mi umykasz.
– Jestem… – odpowiedział młodzieniec, ale nie potrafił dokończyć. – Jestem… kim ja jestem?
Spojrzał na niebo, które szarzeć zaczęło i dreszcz zimny przebiegł mu po plecach. Z dala od wioski nic nie było takie pewne i oczywiste.
– Muszę już iść! – powiedział, kierując kroki w stronę chatki.
– Zaczekaj!
Siewko poczuł na dłoni mokry uścisk Perepłuta.
– Czuję twoje ciepło – powiedział stwór. – Więc jest jeszcze szansa. Jednak jeśli teraz pójdziesz, chatka pożre cię i nigdy nie odnajdziesz tego, po co tu przyszedłeś. A jeśli to prawda, że cień chcesz odzyskać, jak wiedźmom mówiłeś, będziesz musiał na swej drodze Zmorę spotkać. Proszę, zaufaj mi i poczekaj bo droga twa niełatwa.
Chłopak zastanawiał się chwilę, po czym dostrzegł, jak ściana lasu błyska tysiącami ślepi, gdy za jego plecami buchnęło ognisko, rozpalone przez Mojmirę.
– Uczta już się zaczyna. – Najstarsza z wiedźm wyprostowała się nad paleniskiem.
Ślepia rozbłysły, odbijając blask płomieni. Siewko powiódł wzrokiem dookoła, po czym westchnął i usiadł między wiedźmami.
Nie minęło wiele czasu, gdy do ognia poczęły podchodzić stwory wszelkiej maści. Naprzeciw młodzieńca zasiadła dziwożona o skórze chropowatej niczym kora drzewa, zaraz obok przycupnął bies, stopan i ubożę, rozpoznawał je wszystkie z bajań szeptuchy opowiadanych w ciepłe, letnie noce. Każde z nich kłaniało się reszcie i zasiadało przy palenisku.
Drżało serce Siewka, a nogi wyrywały się do biegu, mimo to został, aż mrok nie zapadł zupełnie. Wtedy noc przeszył ryk rozrywający chmury. Gwiazdy wyjrzały zza igieł świerku, a przybysze wstali, jak jeden mąż.
– Jeśli naprawdę chcesz odzyskać swój cień, musisz wejść do chatki odziany jedynie w odwagę i upór – powiedziała Pężyrka.
Młodzieniec przestąpił z nogi na nogę, niepewnie rozglądając się wokół. W końcu jednak kiwnął głową.
– A więc tak będzie – odparł jej Siewko i ściągnął ubrania. Zadrżał, gdy poczuł na nagiej skórze zimne powietrze.
Najstarsza z wiedźm chwyciła płonącą szczapę i ruszyła w stronę polany. Wtedy oczom Siewka ukazała się chatka, jednak zamiast okiennic, patrzyła na niego żółtymi ślepiami, a drzwi kłapały niczym paszcza. Długa drabina wysunęła się z nich jak język, trzy nogi zatupotały.
– Weź to i nie puszczaj, jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swój cień i ze Zmorą spotkanie przeżyć. – Stara kobieta podała mu szczapę i delikatnie popchnęła ku chatce.
– Ruszaj, Siewko ze Strumyka, odnajdź, co zagubiłeś! – rzekła Mojmira.
Nogi ugięły się pod strwożonym chłopakiem, mimo tego zmusił się, by podejść do tajemniczej bestii. Zebrane stwory zapiszczały, zaskrzeczały i zarechotały, aż podniósł się śpiew setek gardeł, dziki i pierwotny.
Młodzieniec ruszył przed siebie, domek spostrzegł go niemal natychmiast. Jeszcze krok i trójka nóg poruszyła się niecierpliwie. Po chwili pędziła już z prędkością rozjuszonego tura.
Stwory zawyły, gdy chatka oplotła młodzieńca drabiną, niczym językiem i wciągnęła do środka. Po chwili zniknął w paszczy i on, i pochodnia.
Trzewia własnego jestestwa
Wnętrze chatki było pogrążone w całkowitej ciemności i gdyby nie płonący kawał drewna, Siewko nie odnalazłby drogi.
Izdebka w której się znajdował, pachniała suszonymi ziołami i stęchlizną. Powała wisiała nisko nad głową, a całość ruszała się nieznacznie, w rytm oddechów chatki. Na drugim końcu pomieszczenia widniało przejście, o surowych, jakby wykutych w skale ścianach, prowadzące schodami w dół.
Zawahał się, lecz nie widząc innej drogi, ruszył nimi. Jego droga nie była długa, już po chwili usłyszał nucenie pieśni, którą kiedyś matka śpiewała do snu. Zaciekawiony zszedł do końca, wkraczając w jasny blask setek lamp.
To pomieszczenie okazało się tak wielkie, że Siewko zaczął zastanawiać się, jakim cudem chatka je pomieściła. Wszędzie unosił się zapach żywicy, a w powietrzu tańczyły drobinki kurzu. Ogromne płótna, zawieszone wiele pięter wyżej, przedstawiały wspaniałe sceny bitew, wydarzenia, których Siewko nie rozpoznawał i potężne sylwetki, przywodzące na myśl bogów. Te wiszące niżej, zakrywające ściany, zwykle prezentowały niesamowite krajobrazy, portrety i owoce, na tle kwiatów i wazonów. Pomiędzy nimi, nucąc spokojnie, spacerował sturęki mężczyzna, od stóp do głów pomalowany farbą w najbardziej fantazyjne kolory, jakich młodzieniec nigdy nie widział i wyobrazić sobie nie mógł.
Artysta odwrócił głowę w jego stronę i podszedł, odkładając pędzle na stół. Gdy znalazł się już zupełnie blisko, chłopak zauważył, że na jego powiekach namalowane są złote źrenice, a te prawdziwe pozostają niewidoczne.
Mężczyzna przyjrzał się młodzieńcowi sztucznymi oczyma, po czym posłał uśmiech.
– Witaj chłopcze, przybyłeś po nauki? – spytał. – Sprawię, że zakochasz się w czym zechcesz, nabierzesz pasji i zrozumiesz, czym jest dreszcz wywołany tworzeniem nowego.
– Witaj, nieznajomy – odparł Siewko. – Przybyłem tu, by odnaleźć swój cień. Nie jestem twoim uczniem.
– Kimże więc jesteś?
Mężczyzna odsunął się od młodzieńca i zaczął oglądać obrazy, marszcząc brwi.
– Jestem… – Siewko zawahał się. – Kim jestem?
– Och, mój drogi, to oczywiste. Jesteś potencjałem, jesteś artystą, jesteś rzemieślnikiem i wojownikiem. Każda z tych cech tworzy cząstkę ciebie i pomogę je rozwinąć. Pokażę kim jesteś i co powinieneś robić.
– Czy wtedy powróci mój cień i kolory?
Mężczyzna milczał dłuższą chwilę, co rusz rozrabiając farbę lub czyszcząc pędzle.
– Mam propozycję. Pomaluję twoje ciało, byś już nigdy nie bał się, że znikniesz.
– Przecież wtedy będę pusty w środku, a farba może się zetrzeć.
– Nie zetrze się – zapewnił mężczyzna. – Dopilnuję tego.
Siewko przeszedł wzdłuż pokoju, przyglądając się obrazom tak pięknym, tak realnym, że młodzieńcowi wydawało się, że ruszają się i żyją. Przeszedł obok galopującego konia, podziwiając potężne mięśnie pracujące pod sierścią. Minął wzgórze porośnięte bukiem i wazę w towarzystwie jabłek na złotym talerzu. Zatrzymał się dopiero przy portretach dziewuszki, która wyglądała jakby miała tyle wiosen, co on sam.
Pierwszy obraz przedstawiał jej łagodne oblicze i roześmiane oczy, a blade lico poplamione było farbami. Kolejny, gdzie plamy farb niemal przesłaniały skórę, lecz próżno Siewko szukał poprzedniego blasku w oczach. I ostatni, z wykrzywionymi ustami w niemym krzyku. Jedynie plamka policzka wystawała spod grubej warstwy barwnika.
– Kto to? – spytał młodzieniec.
Malowany mężczyzna niemal przybiegł.
– Moja pierwsza uczennica – odparł. – Zdolna, lecz słabowita, nie miała tej pasji, która utrzymałaby ją przy mnie. Zobacz, obraz nędzy i rozpaczy, choć malowałem jej lico najlepszymi barwnikami. Ale ty jesteś inny. Tobie się uda, wierzę w to.
Młodzieniec zastanowił się przez chwilę, bo słowa mężczyzny miłe były jego uchu. Jednak, zaraz potem dostrzegł w oddali więcej portretów, pokręcił więc głową i zaczął iść przed siebie, pilnując, by żaden obraz nie zajął się od płonącej szczapy.
– Zaczekaj młodzieńcze!
Mężczyzna chwycił pędzel i znów podszedł do chłopaka.
– Pozwól choć na jedno pociągnięcie.
Siewko zastanowił się moment, ale gdy spojrzał na obrazy, tak wspaniałe i pełne pasji, przyzwalająco wyciągnął rękę.
Opuszczając pokój, oglądał kolorową farbę zdobiącą nadgarstek. Przed nim rozciągał się ciemny korytarz, pusty i złowrogi. Usłyszał potępieńcze wycie, jakby zszyte z tysięcy głosów. Zadrżał i nieomal szczapy nie puścił. Zmora dawała ostrzeżenie, wypędzała go z chatki.
Siewka znów naszły wątpliwości i znów zwolnił kroku, jednak płomień dodawał mu odwagi, rozświetlając korytarz. Ruszył szybko i już po chwili dotarł do pięknie zdobionych drzwi. Gdy pociągnął klamkę, owiał go gorący podmuch, a uszy wypełniły szmery rozmów. Ucichły zaraz potem, dziesiątki małych twarzyczek zwróciło się w jego stronę. Każda z nich wyglądała dziecięco i równocześnie łudząco podobnie do reszty.
Pomieszczenie było małe, lecz przytulne. Podłogę wyłożono wilczymi skórami, tak przyjemnymi dla bosych stóp młodzieńca. Ciepło biło z pieca, w środku wypiekał się chleb.
– Witaj, przyjacielu – odezwał się jeden ze stworków, w którym Siewko rozpoznał Pokucia. – Przybywasz tutaj, by się ogrzać, zasmakować towarzystwa i umilić czas zabawą?
– Witajcie, nieznajomi – odrzekł młodzieniec. – Przybyłem tu, by znaleźć swój cień. Nie jestem waszym przyjacielem.
– A więc kim jesteś? – Z tłumu wyłonił się kolejny duszek, wbijając w młodzieńca spojrzenie.
– Tego nie wiem.
– My ci powiemy. – Pierwszy Pokuć usiadł na wilczej skórze. – Jesteś bratem, jesteś synem i przyszłym ojcem, jesteś towarzyszem i przeciwnikiem, władcą i podwładnym. Zostań, a pokażemy ci, czym jest przyjaźń oraz nienawiść.
– A czy wtedy wróci mój cień i kolory?
Pokuć wstał z podłogi i podszedł do tłumu. Duszki zaszumiały, poczęły szeptać między sobą. W końcu skłębiły się, tworząc wielką kopię siebie samych.
– Jeden z nas złapie cię za rękę, byś po zniknięciu zawsze miał pewność, że wciąż istniejesz – odpowiedziały chórem.
– Wtedy wciąż będę niewidoczny, a mój przewodnik może mnie puścić.
– Zapewniamy, nie puści.
Zamyślił się Siewko, wzrokiem lustrując pokój. Jego uwagę przykuło łoże, wyglądające jakby ktoś niedawno na nim spał.
– Czyje ono jest? – spytał.
– Naszego pierwszego przyjaciela – odrzekły duszki. – Bawił się z nami i był szczęśliwy, ale z czasem zaczął pragnąć samotności. Jednak, być samemu jest źle, nie dałyśmy mu tego zaznać. Tedy odszedł dnia pewnego, biedak, i teraz pewnie krząta się gdzieś, nosząc w sercu smutek. Ty jesteś inny, widzimy to. Będziemy razem już na zawsze, nie odstąpimy cię na krok!
Młodzieniec zastanowił się, wbijając wzrok w puste łoże, które mogło być jego. Gdy dostrzegł mokre ślady łez, pokręcił głową, idąc przed siebie. Szczapę drewna trzymał blisko, by nie spalić wilczego futra.
– Zaczekaj! – powiedziały Pokucie. – Pozwól, że złożymy na twej dłoni pocałunek, byś w dalszej podróży czuł nasze ciepło.
Siewko zwolnił kroku, aż przystanął. Chwilę zastanawiał się, jednak ostatecznie wyciągnął dłoń w ich stronę. Gdy opuszczał pokój, czuł bijące ciepło w dłoni.
Tym razem nie było ni schodów, ni korytarza, jedynie ogromna nicość, której nie potrafił rozświetlić nawet blask płomieni. Ugięły się kolana pod chłopcem, a włosy stanęły dęba, gdy zawiał wiatr tak silny, że prawie zgasił pochodnię. Znów usłyszał wycie Zmory i zgrzyt pazurów drapiących o kamień.
Kusiło Siewka by zawrócić, zostać już na zawsze w pokoju pełnym duszków, bądź pobierać nauki u malowanego mężczyzny. Poczuł się samotny i opuszczony, a nagie ciało drżało z zimna.
Mimo to zebrał się w sobie i ruszył dalej, ciepłą ręką osłaniając się od wiatru. Gdy spojrzał na nią, ze zgrozą stwierdził, że prawie jej nie dostrzega, jedynie jaskrawa plama farby świeciła w ciemnościach.
Po chwili dotarł do ściany kamiennej, z wydrążonym przejściem, osłoniętym kotarą. Przeszedł przez nie i jego oczom ukazał się gęsty las, pachnący żywicą i roślinnymi sokami. A wszystko to tak intensywne, tak kolorowe i mocne, że młodzieńcowi zakręciło się w głowie.
Pośrodku, na omszałym pniu, siedziała kobieta, mocząc stopy w sadzawce. Spojrzała na niego, posyłając uśmiech.
– Witaj, wędrowcze – rzekła. – Czy przybyłeś tu, by dotykać zioła, poczuć zimną toń wody i wąchać kwiaty?
– Witaj, nieznajoma – odparł Siewko. – Przybyłem tu, by znaleźć swój cień. Nie jestem mieszkańcem tej chatki.
– Och – zdziwiła się. – A więc kim jesteś?
– Kim jestem? – powtórzył za nią młodzieniec.
– Jeśli nie wiesz, ja odpowiem. – Zeskoczyła z pnia i podeszła bliżej. – Jesteś kimś, kto czuje, widzi i smakuje. Jesteś częścią lasu, a las jest częścią ciebie. Jesteś wysokimi górami i wartkimi strumykami, słońcem, które ogrzewa i wiatrem, który ziębi. Jesteś gwiazdami na niebie i ziemią pod stopami, bo składasz się z tego samego, co one. Zostań, a pokażę ci smaki, jakich jeszcze nie próbowałeś, zapachy, jakich jeszcze nie czułeś i widoki, jakich jeszcze nie widziałeś.
– A czy wtedy powróci mój cień i kolory?
Zatroskała się kobieta, krzywiąc oblicze. Weszła po kolana do wody i spojrzała w górę, na błękitne niebo.
– Uplotę ci z polnych kwiatów wieniec, byś nawet gdy znikniesz, czuł jego dotyk i zapach. Zgadzasz się?
– Wianek uschnie, a ja wciąż pozostanę niewidoczny.
– Uplotę ci nowy i tak do końca twych dni.
Zastanowił się Siewko nad propozycją, a kusiła go wielce. Przeszedł wzdłuż brzegu sadzawki, wpatrując się w mętną toń. Spojrzał na piękne lilie, rosnące na jej środku. Każda z nich miała niespotykany kształt i kolor.
– Piękne – stwierdził.
– Symbolizują każdego towarzysza, który zatracił się w mym lesie. Byli szczęśliwi, jednak twierdzili, że przytłoczyły ich doznania, dotyk wilgotnej ziemi i woń mchu. Odeszli, a teraz pewnie oglądają szary świat, szukając wrażeń jakich zaznali tylko tutaj. Ale ty jesteś inny, tobie się tu spodoba. Dusza twoja wrażliwa, oczy wielkie. Będziemy razem śpiewać pieśni niosące radość życia.
Młodzieniec zastanowił się przez chwilę, jednak dostrzegł, że kwiaty rosną daleko od brzegu, niedostępne i obojętne. I tym razem pokręcił głową, ruszając przed siebie. Ogień trzymał blisko, by nie zajęły się od niego źdźbła trawy.
– Zaczekaj! – Usłyszał za plecami. – Pozwól chociaż wsunąć za twe włosy kwiat gerbery, by zapachem podróż umilał.
Siewko odwrócił się i pochylił głowę, a woń kwiatu wypełniła nozdrza.
Rzeka, co rwie i topi
Usłyszał szum wody, gdy tylko zasunął za sobą kotarę. To pomieszczenie oświetlała lekka poświata, bijąca od kryształów wyrastających z każdej skalnej szpary. Powietrze przesiąknęło wilgocią, nagie ciało Siewka przeszył dreszcz.
Młodzieniec ruszył przed siebie, unosząc pochodnię. Znikł już niemal zupełnie, jedynie delikatny kontur dłoni przypominał mu, że wciąż istnieje.
Parł naprzód, raniąc bose stopy o ostre kamienie. Po chwili musiał się zatrzymać, gdyż przed nim płynęła rzeka, wściekła i rozpędzona. Wyła niczym najstraszniejsza z bestii, z furią godną Welesa.
Chłopak dostrzegł po drugiej stronie coś ciemnego, o Siewkowej posturze. Cień! Cień jego na drugim brzegu czeka, wbija w niego wzrok tęskny!
Stopy młodzieńca oparły się o skraj brzegu, oczy wpatrzyły w ciemną toń. I gdy stał tak, pochłonięty myślami, brzeg zarwał się, pociągając go za sobą.
Siewko zakrzyczał, wypuścił szczapę, którą natychmiast pochłonęła rzeka, lecz wdrapał się na brzeg z powrotem.
Usiadł na skraju, otoczony nikłym światłem kryształów. Nie widział już cienia, zlał się z mrokiem. I zrozumiał, że nie przekroczy rzeki, że gdy tylko w niej stopy postawi, ta go porwie, a nurt poniesie daleko. Zapłakał cicho, bo oto tutaj przyszło mu zniknąć samotnie, w otoczeniu zimnych skał.
Zawołał swój cień, błagał o powrót, jednak odpowiedział mu tylko wściekły ryk rzeki. Począł przeklinać ją, okrutną, nieprzebłaganą, ale ta zdawała się nie słyszeć. Spojrzał na siebie ostatni raz, nie dostrzegając już prawie nic i zawrócił, chcąc chociaż raz jeszcze ujrzeć soczystą trawę, wilgotny mech i ciepło słońca.
Ryk rzeki cichł powoli, a w młodzieńcu wzbierała rozpacz. I gdy już miał chwytać kotarę i z życiem się żegnać, tupnął mocno piętami o ziemię.
– Nie! – ryknął. – Tak być nie może!
I zawrócił, rozpędzając się coraz bardziej. Skoro i tak nie ma już żadnych szans, skoro i tak jego los jest przypieczętowany, niechaj zginie w czarnych głębinach, ale na Peruna! Niechże spróbuje! Biegł ile sił w nogach, nie zważając na ostre kamienie i łzy spływające po policzkach. Jeśli zginie, to chociaż walcząc o swoje, sobą będąc ten jeden raz!
Dziki krzyk wydarł się z jego gardła, płuca paliły, a stopy zdarł do krwi.
Dotarł do brzegu, jednak zamiast zwolnić, przyspieszył jeszcze bardziej i w jednym, długim susie pokonał część rzeki. Gotowy na spotkanie z zimną jak dłonie Welesa wodą, zacisnął powieki i napiął mięśnie.
Jednak zamiast w wodzie zniknąć, Siewko stał w rzece, z kostkami jedynie zanurzonymi.
– Jest płytka! – Zdumiał się. – Płyciutka!
Echo jaskini niosło śmiech młodzieńca, gdy ten brnął przed siebie.
Wtem coś oplotło jego kostkę, jakby ręka trupia, i przewróciło w lodowatą wodę. Pociągnęło wzdłuż rzeki, raniąc plecy o kamienie.
Zmora, co mięso ludzkie jada
Siewko nie zdążył nawet krzyknąć, gdy tuż przed nim objawiła się twarz upiorna, pozszywana z dziesiątek dziecięcych skór.
– Przybyłeś, mimo moich gróźb – rzekła Zmora. – Tedy pożrę cię jak resztę, skórę przywdzieję, a z kości stworzę lichtarz!
Obróciła się, falujące cielsko zadygotało, zatrzęsło się i Zmora przybrała groteskowy, jak w krzywym zwierciadle wizerunek Jagny, obiecanej mu dziewuszki.
– Och, Siewko – powiedziała, naśladując jej głos. – Czemuż nie możesz być taki jak reszta?
Z każdym jej słowem świat wokół tracił barwy, a rzeka nabierała ciemnego koloru.
– Ze mną będziesz żył dostatnio, niczego naszym dziatkom nie braknie! Co może być lepsze nad bogactwo i bezpieczeństwo?
Siewko nie odpowiedział, wiedząc, że Zmora głucha na jego słowa. Zamiast tego zanurzył pomalowaną rękę w wodzie, a ona od razu nabrała żywych barw i kolorów. Zaraz zajęły się od niej ściany, a Zmora zawyła i znów zafalowała.
Przybrała twarz Jaczemira, przystojną i rumianą.
– Chodź Siewko, pojedziemy razem do karczmy, będziemy pić i bawić się do rana – rzekła tubalnym głosem. – Będziemy rządzić i wydawać rozkazy, a kto się nam sprzeciwi, temu biada!
Z każdym jego słowem robiło się coraz zimniej, aż rzeka zamarzła, łapiąc kostki Siewka. Młodzieniec zaszamotał się, gdy Zmora wyciągnęła rękę.
Wtedy jednak dłoń chłopaka, ta na której Pokucie złożyły pocałunek, buchnęła żywym ogniem, ale nie oparzyła Siewka.
Podniósł ją wysoko nad siebie, a rzeka stopniała.
Zmora zaskrzeczała, wijąc się z bólu i znów przybrała nową twarz.
Tym razem był to sam Siewko, lecz inny, dojrzalszy i bardziej ponury. Ubrany w czystą koszulę, o jakiej młodzieniec nie śnił, a brodę miał bujną i zadbaną.
– Jestem tobą, więc chcę twojego dobra – powiedział. – Piękne są twe ideały, lecz zwiodą cię na manowce. Skończysz zgorzkniały, a życia będzie w tobie tyle, ile w twych rzeźbach. Nie założysz rodziny ani uznania nie zdobędziesz, a to sprawi, że świat znienawidzisz i nie będzie on już nigdy ani twój, ani dla ciebie.
Z każdym słowem Zmory kamienna jaskinia pękała coraz bardziej, a tuż obok Siewka upadały ogromne głazy, rozbryzgując wodę. Odłamki raniły młodzieńca, rozcinając twarz.
Zachwiał się Siewko, a z włosów wypadł kwiat i zatonął w rzece. Po chwili urósł i korzenie zapuścił. Wiły się pędy, skały łapiąc i wiążąc je do sklepienia, tak, że powstała piękna mozaika, przeplatana korzeniami i liśćmi.
Zaskowyczała Zmora w agonii i odbiegła, umykając przed pędami.
Odetchnął Siewko z ulgą i pierś dumnie wypiął. W pewnym momencie usłyszał wołanie, lecz to do niego należał głos. Po drugiej stronie rzeki dostrzegł swoją sylwetkę, machającą mu na powitanie. Przyspieszył i już zaraz wdrapywał się na suchy brzeg.
Siewko
Młodzieniec przystanął kilka piędzi przed cieniem, wpatrując się w niego z uśmiechem.
– Zasiadałem przy ognisku z największymi dziwami, jakiem widział, żyjąca chatka wciągnęła mnie do środka, przebyłem wiele pokoi i wiele pokus odparłem, Zmorę pokonałem, by w końcu cię znaleźć – rzekł młodzieniec. – Jednak nie rozumiem, dlaczego ode mnie odszedłeś?
– Nie odszedłem – odparł cień. – Jeno ty mnie wyrzuciłeś, gdy nie chciałeś przyjąć, jako siebie samego. Tedy zabrakło dla mnie miejsca i odejść musiałem.
– Żałuję, szczerze żałuję, bo czas traciłem na bycie tym, kim nie byłem i nie chciałem być. Wróć do mnie, proszę. – Siewko wyciągnął rękę, ale cofnął ją, nie potrafiąc nic zobaczyć.
– Wrócę, jeśli odpowiesz na moje pytanie. – Cień obszedł go wokół, jakby oglądał po raz pierwszy. – Kim jesteś?
Młodzieniec zamilkł, marszcząc brwi. Kilka razy otworzył usta, nabrał powietrza i tyleż samo razy je wypuścił. Czas leciał, a on nadal milczał. Cień czekał cierpliwie, nie poganiał, nie grymasił.
W końcu młodzieniec wypiął dumnie pierś i uniósł głowę.
– Jestem artystą, wojownikiem i rzemieślnikiem. Jestem bratem, kochankiem i przyjacielem. Jestem niebem i ziemią, lasem i rzeką. Jestem Siewko ze Strumyka – odpowiedział, a głos jego zlał się z głosami Dąbrówki, Mojmiry i Pężyrki. Perepłuta, malowanego mężczyzny, dziesiątek stworków i kobiety znad sadzawki.
Zaklaskał cień radośnie, zapląsał i wskoczył w skórę Siewka. Kolory powróciły na jego oblicze, a płuca jakby pierwszy raz nabrały powietrza.
– Wracajmy – rzekł cień. – Lecz co zrobisz dalej?
– Wciąż nie jestem pełny – głos młodzieńca stał się zdecydowany. – Zamierzam wrócić do wszystkich pokojów, które odwiedziłem i skorzystać z propozycji, jeśli jeszcze mogę. Ale to ja pomaluję swoje ciało, to ja wybiorę towarzysza, jeśli ten mnie zechce, i to ja uplotę sobie wianek. A kiedy wrócę… może pokażę swoje rzeźby ludziom z wioski?
– Wiedz jednak, że to dopiero początek twej podróży, a prawdziwe wyzwania i straszliwsze jeszcze Zmory dopiero czekają na ciebie. Nie powita cię wioska jak bohatera, a przy pierwszej sposobności wytknie palcem, jak to ma w zwyczaju. Możliwe, że się złamiesz, a im materiał twardszy, tym głośniej słychać huk. Czy jesteś na to gotów?
– Nie wiem – odrzekł Siewko.
– Dobra odpowiedź – powiedział cień, milknąc na wieki.
Bo i nic nie miał do dodania, choć droga dopiero się zaczęła i trwać miała, póki młodzieniec nie wyzionie ducha.
Cześć,
najpierw uwagi:
Siewko zawsze starał się być taki jak inni, choć zamiast świąt i tańców, wolał ciszę lasu. Gdy Jaczemir do wsi Strumyki powrócił, młodzieniec słuchał jego przechwałek, mimo, że wcale mu nie imponowały. Gdy zdanie o nowym sołtysie miał powiedzieć, ugryzł się w język, choć wiedział, że ojciec posłuchałby jego opinii i nie zgodził się na tak wysoką pańszczyznę. Gdy wyśmiewano Bognę, córkę ubogiego pasterza, śmiał się razem z innymi, choć wcale go to nie bawiło.
Stylizacja językowa na baśń, więc rażą takie słowa, jak: imponować i opinie. Później też się wkradają takie bardziej współczesne określenia, które łatwo zastąpić (np. realne, furia). Dużo chociów.
Dla cienia Siewka to było zbyt wiele. Wyskoczył do przodu, zupełnie ignorując palące słońce i pomknął w krzewy czeremchy, znikając z oczu młodzieńca.
A nie czasem młodzieńcowi, bo teraz zdanie sugeruje, że cień był na oczach.
kiedy to zakradał się do Jagny, by zakryć oczy i w objęciach zamknąć.
Bogaty był ojciec Jagienki, to cud że córę za Siewka chciał wydać. Rodzina weselisko szykowała, bo i posag pokaźny, lecz młodzieniec skrycie gardził Jagną, gdyż niedobra to była dziewucha, pyszna i nadęta.
Skoro gardził, to czemu się do niej zakradał, oczy zakrywał, przytulał itd?
Dostrzegł stworzenie dziwaczne, wodą ociekające, o pysku rybim ale łapach wydrzych.
Przecinek przed “ale”
a ze stóp leciała krew.
To mi jakoś koślawie brzmi. Może – stopy zdarł do krwi albo stopy pokryły się krwią.
Mam problem z bohaterem. Wg tytułu i niektórych określeń to chłopiec, kiedy indziej zaś młodzieniec, więc mi się to trochę gryzie i nie umiem go sobie dobrze wyobrazić. Podróż przez chatkę przypomina mi trochę podróż Małego Księcia i odwiedzanie kolejnych planet. To też sprawia, że bohatera postrzegam jako młodszego niż jest zapewne w Twoim zamyśle.
Co do samego opowiadania to trudno mi powiedzieć. Nie czytało się źle, ale targetem baśni nie jestem, więc też specjalnie nie porwało. Mimo wszystko uważam, że całkiem udana zabawa ze stylizacją :)
Hejka, Gruszel. Na becie trochę się rozpisałem, więc teraz bardziej ogólnikowo. Historia w zamyśle miała być osadzona w baśniowych klimatach z nutą Słowiańskich wierzeń. Sens fabuły, jest dość prosty, nieskomplikowany, co samo w sobie jest w porządku przy obranej konwencj. Po namyśle stwierdzę, że może brakowało mi podbudowy grzeszków Siewka, bo o każdym z nich strzelasz dość skromnie, po jednym zdaniu, przez co ten przekaz i sens ostrego cienia mgły mógłby wybrzmieć nieco bardziej. Ale z uwagi na troskę o psychikę Autorki uznałem, ze juz nie będę więcej siał wątpliwości w głowie na becie, iż juz wcześniej trochę do tego się przyczyniłem :P Sama stylizacja jednak mi tutaj nie przeszkadza, a nawet dobrze komponuje się z założona lekka formą. Może faktycznie pewne słówka, niepasujące do tych czasów dałoby sie jeszcze wyłowić, ale nie razi mi to mojego oka na tyle, aby popsuło to odbioru całości. A sam tytuł… myślałem, że jak mówiłem Ci o zamienniku formy Siewka, to będzie to oczywiste, ze ten chlopiec to pasuje troche tak słabo xD Ale dobra, było bez szału, ale przyzwoicie, stąd tekst polecę jak dojdę do laptoka. Koniec końców jednak ciekawy eksperyment formą jak na to co wczesniej pisałaś.
Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada
Hej OldGuard!
Co do choci, w zamyśle było to celowe powtórzenie, nie wiem jak wyszło ;V I tak, kilka słów jest dość współczesnych, poprawię je, dzięki. Po prostu ciężko mi było je wszystkie wyłapać.
Co do samego opowiadania to trudno mi powiedzieć. Nie czytało się źle, ale targetem baśni nie jestem, więc też specjalnie nie porwało. Mimo wszystko uważam, że całkiem udana zabawa ze stylizacją :)
To troszkę taki mój eksperyment z baśnią i drogą bohatera ;) Rozumiem, że tematyka nie twoja i cieszę się że uważasz zabawę ze stylizacją “całkiem udaną” ;)
Dzięki za komentarz!
Hej NearDeath!
Po namyśle stwierdzę, że może brakowało mi podbudowy grzeszków Siewka, bo o każdym z nich strzelasz dość skromnie, po jednym zdaniu, przez co ten przekaz i sens ostrego cienia mgły mógłby wybrzmieć nieco bardziej.
Możliwe, ale już zbyt wiele było zmian ;P A i nie chciałam się zbytnio rozpisywać.
Ale z uwagi na troskę o psychikę Autorki uznałem, ze juz nie będę więcej siał wątpliwości w głowie na becie, iż juz wcześniej trochę do tego się przyczyniłem :P
Dziękuję za troskę, moja psychika już siadała xD
A sam tytuł… myślałem, że jak mówiłem Ci o zamienniku formy Siewka, to będzie to oczywiste, ze ten chlopiec to pasuje troche tak słabo xD
Ach, nie wpadłam na to xDD Poprawiłam tytuł!
Ładna baśń. Misiowi spodobała się. Dobrze, że tytuł został zmieniony. Przesłanie podane jest w naturalny sposób. Bajkowe działanie pomocnych artefaktów zgodne z regułami baśni. Pomysł z zanikaniem po utraceniu cienia interesujący. Całość udana. Czyta się dobrze. Klik.
Hej Misiu!
Bardzo mi miło że ci się podobała ;) Tak, tytuł powinien zostać zmieniony, czujny NearDeath zawsze czuwa ;P Dziękuję za klika!
No, podoba mi się, przyjemnie się czytało, co tu więcej mówić :). Fajna baśniowa stylizacja, coś nowego w twojej twórczości, a to zawsze na plusik. Błędów nie widzę, ale może ślepiec ze mnie xd
Jesteś żukiem, Siewko! xD
Ech, Gruszel, nie najlepiej czytało mi się historię o Siewku.
Najbardziej irytowała mnie nieudolna stylizacja (zastosowanie inwersji nie jest wystarczającym zabiegiem), zwłaszcza że w tekst wplatasz sporo zbyt współczesnych słów, a to, przynajmniej mnie, dezorientuje i zaczynam zachodzić w głowę, skąd Siewko wie o martwej naturze i skąd tam się wzięła gerbera. I proszę mi nie mówić, że w baśni wszystko jest możliwe.
Zastanawiam się też, dla kogo przeznaczona jest opowieść, bo chyba nie dla najmłodszych czytelników – obawiam się, że nie dostrzegą tu wyłożonej przez Ciebie baśniowej mądrości. Młodzież, przypuszczam, woli całkiem inny rodzaj literatury, a dorośli raczej nie znajdą tu nic nowego, pozwalającego im odkryć siebie.
Poczekam, Gruszel, na Twoje kolejne opowiadanie.
…odziany jedynie w odwagę i determinację… → Czy w czasach tej baśni wiedziano, co to determinacja?
Może: …odziany jedynie w odwagę i upór/ gorliwość…
Najstarsza z wiedźm chwyciła płonącą szczapę drewna… → Masło maślane – szczapa nie może być inna, jak tylko drewniana.
…aż w górę podniósł się śpiew… → Masło maślane – czy coś może podnieść się w dół?
Pokoik w którym się znajdował, pachniał suszonymi ziołami i stęchlizną. → W chatkach nie ma pokoików.
Proponuję: Izdebka w której się znajdował pachniała suszonymi ziołami i stęchlizną.
Wszędzie unosił się zapach terpentyny… → Czy w czasach tej baśni wiedziano, co to terpentyna?
Proponuję: Wszędzie unosił się zapach żywicy…
Ogromne płótna, zawieszone wiele pięter wyżej, przedstawiały wspaniałe sceny bitew, historyczne wydarzenia i panteon bogów. → Skąd Siewko ze wsi Strumyk wiedział, co przedstawiają płótna? Skąd wiedział, co to są historyczne wydarzenia i panteon?
Te wiszące niżej, zapełniające każdą piędź ścian… → Obawiam się, że nie można zapełnić piędzi ścian, bo piędź jest miara długości, nie powierzchni.
…prezentowały niesamowite krajobrazy, portrety i martwą naturę. → Czy Twój bohater na pewno wiedział, co to martwa natura?
– Bawił się z nami i był szczęśliwy, ale z czasem zaczął pragnąć samotności. Jednak, być samemu jest źle, nie dałyśmy mu. → Czego mu nie dały?
…wiatr tak silny, że prawie zgasił szczapę drewna. → A może: …wiatr tak silny, że prawie zgasił pochodnię.
Każda z nich miała unikatowy kształt i kolor. → Raczej: Każda z nich miała niespotykany kształt i kolor.
– Pozwól chociaż wsunąć za twe włosy kwiat gerberu… → Gerbera jest rodzaju żeńskiego, więc: – Pozwól chociaż wsunąć za twe włosy kwiat gerbery…
Skąd w czasach tej baśni znano gerbery?
…a woń kwiatu wypełniła nozdrza. → Czy gerbery pachną?
Siewko zakrzyczał, wypuścił szczapę drewna… → Siewko zakrzyczał, wypuścił szczapę/ pochodnię…
…przyszło mu zniknąć samotnie, otoczony zimną skałą. → Czy skała może kogoś otoczyć?
Proponuję: …przyszło mu zniknąć samotnie, w otoczeniu zimnych skał.
…a w młodzieńcowi wzbierała rozpacz. → …a w młodzieńcu wzbierała rozpacz.
Ubrany w czyste koszule, o jakich młodzieniec nie śnił… → W ile koszul był ubrany?
Młodzieniec zatrzymał się kilka piędzi przed cieniem, wpatrując w niego z uśmiechem. → A może: Młodzieniec przystanął kilka piędzi przed cieniem, wpatrując się w niego z uśmiechem.
– Jestem artystą, wojownikiem i rzemieślnikiem. Jestem bratem, kochankiem i przyjacielem. → Obawiam się, że Siewko ze Strumyka nie używałby taki słów.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć,
niestety zgodzę się ze stanowiskiem regulatorów. Uważam, że stylizacja w tym tekście nie wyszła zbyt szczęśliwie. Zwłaszcza że jest niekonsekwentna. W części zdań wprowadzasz inwersję, by w innych zupełnie ten pomysł porzucić. Do tego, przyznam szczerze, stylizacja ta była po prostu męcząca.
Miałaś niezły pomysł, przedstawiłaś bardzo barwny, żywy i zróżnicowany świat. Na plus także słowiańskość.
Morał, tak ważny dla baśni element, dla dorosłych ludzi będzie raczej truizmem. Czy to źle? Myślę, że nie. Czasem warto przypomnieć, że nie warto porzucać własnej indywidualności na rzecz rzekomo wartościowego gremium :) Toteż morał również na plus.
Tyle ode mnie, mam nadzieję, że niezbyt surowo Cię potraktowałem. Opowiadanie zabiła stylizacja. Jeśli ją poprawisz, możesz zrobić z tego naprawdę niezłą baśń.
Pozdrawiam,
fmsduval
"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf
Hej Reg!
Cieszę się że przyszłaś i przepraszam że znów Cię zawiodłam ;( Ostatnio bardziej zleży mi na twojej opinii niż na kilkach do biblio xD Mój życiowy cel to napisanie czegoś co Ci się spodoba i jeśli masz jeszcze do mnie cierpliwość, proszę, zaczekaj chwilę, może akurat się zbiorę i dam radę ;P
Masz rację, porwałam się na coś, co wymagało wiedzy znacznie większej niż ta, która posiadam, stąd wyszedł zakalec ;P Mimo tego, nie żałuję, dowiedziałam się bardzo wiele na tej opowieści, bo chociaż nieudana, była dla mnie eksperymentem na wielu płaszczyznach.
Wybacz że znowu nie podeszło. Bardzo dziękuję za cierpliwość. Większość błędów poprawiona, zatrzymałam się jedynie na gerberze (masz rację, ale nie wiem jak ją poprawić, stąd muszę zdobyć chwilę do namysłu, ew. przeszukać internet dla zamiennika). Bardzo dziękuję za komentarze.
Jedna uwaga, gdzie spróbuję się obronić:
– Jestem artystą, wojownikiem i rzemieślnikiem. Jestem bratem, kochankiem i przyjacielem. → Obawiam się, że Siewko ze Strumyka nie używałby taki słów.
Tak, Siewko nie użyłby takich słów, ale to też nie jego słowa, tylko zasłyszane. Zrozumiał je, przetrawił, ale przemawiał głosem napotkanych osób, które przekazały mu “cząstkę siebie”. Stąd nie wiem czy to błąd, muszę się zastanowić.
Dziękuję za komentarze i uwagę!
Hej fmsduval!
Miło mi, że wpadłeś i postanowiłeś się podzielić wrażeniami ^^ Jak już pisałam wcześniej, tak, to nieudany eksperyment i porwałam się na coś, na co miałam zbyt małą wiedzę.
Mimo tego, cieszę się że pomysł Ci się podobał i cała reszta nie kulała ;)
Dzięki za komentarz!
Początek opowiadania trochę mnie zmęczył. Nie zdołałam wczuć się w bohatera, ponieważ pierwsze wydarzenia po prostu streszcza nam narrator. Z tego też powodu odejście cienia nie było dla mnie dostatecznie umotywowane na poziomie emocjonalny. Później opowieść nabiera tempa i od wejścia do chatki zupełnie mnie kupiła ;)
Gruszel, nie przepraszaj, bo nie po temu powodu!
Sama mówisz, że chcesz się uczysz, a skoro tak, to na drodze osiagania coraz lepszych umiejętności, obok przeżywania radości sukcesów, czasem trafi się także tekst mniej udany. I to jest normalne – staraj się wyciągać naukę z niepowodzeń i unikaj podobnych w przyszłości.
Owszem, Gruszel, mam sporo cierpliwości i na pewno mi jej dla Ciebie nie zabraknie. Wiem, że zbierzesz się w sobie i dasz radę. I jakkolwiek niezmierni mi miło, gdy czytam: „Mój życiowy cel to napisanie czegoś co Ci się spodoba…” to wiedz, że będzie mi znacznie przyjemniej, kiedy przeczytam porządnie napisane dobre opowiadanie, z którego Ty będziesz bardzo zadowolona. I wiem, że tak się stanie.
A na razie eksperymentuj, bo bez eksperymentów nie będzie postępu.
…zatrzymałam się jedynie na gerberze…
Sugeruję, abyś zastąpiła gerberę różą, lilią lub konwalią. Te rośliny znane są ludzkości od dawna, a ich zapach jest intensywny, wręcz upajający. W tekście wspominasz też o czeremsze – jej kwiaty również są niezwykle wonne.
Tak, Siewko nie użyłby takich słów, ale to też nie jego słowa, tylko zasłyszane. Zrozumiał je, przetrawił, ale przemawiał głosem napotkanych osób…
Mam poważne obawy, czy Siewko, wieki temu wychowany w pogańskiej wioseczce, usłyszawszy słowa, których znaczenie z pewnością było mu obce, będzie je przetrawiał i próbował pojąć. Czy Ty, gdy ktoś będzie mówił do Ciebie językiem np. prawniczym, pojmiesz wszystko, czy raczej sięgniesz do słowników? Siewko, nie tylko nie miał słowników, ale w jego otoczeniu nie było nikogo, kto by mu znaczenie tych słów wyłożył. I nie wierzę, że bez niczyjej pomocy, bez wytłumaczenia, mógłby samodzielnie je „przetrawić” i właściwie pojąć to, co usłyszał.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej ośmiornico!
Racja, początek mógłby być lepszy, ale cieszę się, że końcówka ratuje ;)
Reg
cieszę się, że mogę się tu spokojnie uczyć i że tylu o wiele mądrzejszych ode mnie użytkowników ma ochotę wejść i powiedzieć co o mojej pisaninie uważają ;)
Owszem, Gruszel, mam sporo cierpliwości i na pewno mi jej dla Ciebie nie zabraknie.
Uff ;)
„Mój życiowy cel to napisanie czegoś co Ci się spodoba…” to wiedz, że będzie mi znacznie przyjemniej, kiedy przeczytam porządnie napisane dobre opowiadanie, z którego Ty będziesz bardzo zadowolona. I wiem, że tak się stanie.
Po prostu lubię wyzwania ;) Bez celu jakoś mi tak… no nie wiem, pusto?
Sugeruję, abyś zastąpiła gerberę różą, lilią lub konwalią. Te rośliny znane są ludzkości od dawna, a ich zapach jest intensywny, wręcz upajający. W tekście wspominasz też o czeremsze – jej kwiaty również są niezwykle wonne.
Och, dzięki. Gerberę wybrałam ze względu na znaczenie, o którym doczytałam na jednej ze stron. Ale racja, gryzie się ze światem przedstawionym.
Mam poważne obawy, czy Siewko, wieki temu wychowany w pogańskiej wioseczce, usłyszawszy słowa, których znaczenie z pewnością było mu obce, będzie je przetrawiał i próbował pojąć.
Dobry argument, choć rozsypuje mi całą końcówkę. No nic, posiedzę, pomyślę i zmienię ;D Dzięki za uwagi!
Bardzo proszę, Gruszel. I życzę Ci wielu wyzwań podsycających chęć pisania i pozwalających rozwijać talent. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A mnie się baśń podobała. Całkiem niegłupia.
Gdyby tak od razu było widać, kogo cień opuścił…
Trochę dziwne, że ojciec Jagienki chciał wydać córkę za o wiele biedniejszego chłopca, ale pewnie nie jest to niemożliwe.
mimo, że wcale go
Nie wtrynia się przecinka w zestaw mimo że. Ani w chyba że itp. Stawia się go przed całością.
Babska logika rządzi!
Reg,
dziękuję
Hej Finklo
A mnie się baśń podobała. Całkiem niegłupia.
Baardzo mnie to cieszy ;)
Trochę dziwne, że ojciec Jagienki chciał wydać córkę za o wiele biedniejszego chłopca, ale pewnie nie jest to niemożliwe.
Początkowo wątków było znacznie więcej i jakoś to umotywowałam, ale zrobił się niezły bajzel. Masz rację, teraz jest to s umie niewytłumaczone.
Nie wtrynia się przecinka w zestaw mimo że. Ani w chyba że itp. Stawia się go przed całością.
Och, dzięki, nie wiedziałam.
Dziękuję za komentarz! ;)
Cześć!
Jak dla mnie to udało Ci się stworzyć taki baśniowy klimat. Wiadomo, że to opowieść nastawiona na jakiś morał, ale fajnie to wszystko urozmaiciłaś. Jest nietypowy powód zniknięcia cienia, tajemnicza chatka, cała masa dziwnych stworów. Całkiem udany tekst. Zgłaszam do biblioteki.
Cześć, Gruszel!
Bardzo mi się podobało! Przeleciałem wzrokiem komentarze i większość wskazuje na baśń, a ja tu wypatruję raczej takiej swojskiej bajędy, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
Czytałem z przyjemnością, nie zacinałem się – technicznie jest naprawdę super.
Początkowo nie ogarnąłem dlaczego cień zniknął, potraktowałem to jako ot, taki początek opowieści, ale pod jej koniec wróciłem do tego momentu i dotarło do mnie kilka faktów :P W ogólę pochwalę, że w takiej mnogości postaci i sytuacji, w której bohater się znalazł, na koniec mam wrażenie, że to wszystko jest spójne. Poskładałaś to wszystko bardzo sprawnie.
Tyle ode mnie, mam nadzieję, że wypełniłaś pole z reprezentatywnym fragmentem do biblioteki, bo Siewko właśnie tam leci ;)
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Hej Alicello!
Cieszę się że ostatecznie tekst Ci się podobał, dzięki za polecenia do biblioteki!
Dziękuję za komentarz!
Hej Krokusie!
Bardzo mi się podobało! Przeleciałem wzrokiem komentarze i większość wskazuje na baśń, a ja tu wypatruję raczej takiej swojskiej bajędy, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
Miło mi to czytać ;P Faktycznie, chciałam nastawić się na taką bajędę, cos w stylu tych które opowiadając babcie do snu ;)
W ogólę pochwalę, że w takiej mnogości postaci i sytuacji, w której bohater się znalazł, na koniec mam wrażenie, że to wszystko jest spójne. Poskładałaś to wszystko bardzo sprawnie.
Dzięki! Właśnie przy tylu wątkach, postaciach i miejscach nieco bałam się, że czytelnik się pogubi. Dobrze że tak nie jest ;)
Tyle ode mnie, mam nadzieję, że wypełniłaś pole z reprezentatywnym fragmentem do biblioteki, bo Siewko właśnie tam leci ;)
Wypełnione! Dzieki!
Dziękuję za komentarz!
Ładna baśń, dobrze mi się czytało. Mimo sporej ilości postaci nie gubiłam się. Miałam jednak wrażenie, że tekst był mocno skrócony i pozostawały Ci niepowyjaśniane rzeczy. Na przykład: co takiego było w Siewku, że ojciec Jagienki chciał mu dać córkę za żonę?
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Hej Irko!
Miło mi że dobrze Ci się czytało ;) Co do skrócenia tekstu było wręcz przeciwnie – został wydłużony ;) Ale bałam się że jeśli rozrośnie się jeszcze bardziej, straci na szybkości akcji i zrobi się nużący, a nie chciałam wchodzić zbytnio w poboczne wątki. Ale oczywiście, możliwe że to błąd, właśnie dlatego że niektórzy rzeczy po prostu nie wyjaśniłam. Dzięki, postaram się pamiętać następnym razem ;D
Hej, ho :)
Zgodzę się z częścią przedmówców, że stylizacja niezbyt udana… I mnie osobiście mocno to opowiadanie zepsuła, zwłaszcza na początku, zanim ją “z rezygnacją zaakceptowałam”. Po pierwsze, ta inwersja rzeczywiście nie wystarcza – a po drugie, może w ogóle nie ma potrzeby tak tego tekstu “postarzać”? Nie twierdzę, że się znam – ale tak sobie pomyślałam – czy współczesny czytelnik ma szansę coś takiego docenić? ;)
Myślę, że wystarczyłby prosty, nieskomplikowany (być może pozornie) język.
Co do odbiorcy – to rzeczywiście jest pewna zagwozdka. ;) To nie jest tekst dla dzieci, może dla młodzieży… Ale jednak określiłabym to "baśnią dla dorosłych”. ;)
Ja uważam, że pierwszy akapit jest w porządku – nie widzę potrzeby rozwijania go. Błyskawicznie zarysowuje charakter bohatera i tematykę opowiadania.
Gorzej z przejściem do drugiego akapitu… ;) Bo nagle tak ni z gruchy, ni z pietruchy mamy tę “rzeźbę”. Te artystyczne aspiracje są tutaj wskazane, hm… Odrobinę niezdarnie? ^^’ I ta ucieczka cienia też zbyt nagła…
Fragment z wiedźmami wydał mi się niepotrzebnie rozwlekły; te wszystkie oczy wyglądające z lasu, potworki itp. nie służyły raczej żadnemu celowi… Jeżeli to taki ozdobnik, to moim zdaniem za długi. Zastanawiam się również, czy rzeczywiście jest konieczne, by bohater ujrzał chatkę przed spotkaniem trzech czarownic – właściwie nic z tego nie wynika, tylko czytelnik jest skołowany, bo nie wie, czy to chatka zmory czy trzech dobrych wiedźm.
Dlaczego “pokuć” z wielkiej litery? To chyba tak, jakby “smoka”, “krasnoluda” itp. pisać z wielkiej?
Nie bardzo rozumiem postać artysty – a może nie rozumiem tylko motywu portretów uczennicy.
Ja to zrozumiałam tak, że ta uczennica jakimś sposobem zamieniła się w ten portret – czy może on zaklął ją w ten portret – i ten artysta wydał mi się straszny, zwłaszcza, że poza tym brzmiał na miłego… Słowem – zajechało psychopatą. xD Ale potem okazało się, że jednak był miły i miał dobre intencje…?
Przez to dziwne wrażenie z nim związane pokucie również wydały mi się jakieś takie mroczne i straszne – nie wiedziałam, czy można im ufać, czy nie będą chciały zatrzymać Siewka siłą itp. I tak samo miałam z kobietą na łące (zastanawiałam się, czy te lilie na sadzawce to nie są przemienieni “towarzysze”. Może powiedziała, że tylko ich symbolizują – a tak naprawdę była złą wiedźmą i uwięziła ich na zawsze…?
Nie wiem, czy to celowy zabieg – że czytelnik nie wie, czy te postaci są pozytywne, czy jednak ma się ich bać. Jeżeli tak – to cholernie udany. Jeżeli nie – chyba spróbowałabym przepisać ten fragment o portretach, wyjaśnić, dlaczego właściwie tam wiszą, kto je malował – artysta czy uczniowie? (Może np. uczniowie, malując swój smutny/przerażony portret, zrozumieli, że jednak są nieszczęśliwi.)
– Jestem artystą, wojownikiem i rzemieślnikiem. Jestem bratem, kochankiem i przyjacielem. Jestem niebem i ziemią, lasem i rzeką. Jestem Siewko ze Strumyka.
Mnie ten fragment nie wydał się “nieprawdopodobny” czy coś takiego. Moim zdaniem jest jasne, że to powtórzenie zasłyszanych wcześniej słów. Inna sprawa, że nie jestem fanką takich górnolotnych przemów – no, ale w baśni to aż tak bardzo nie razi.
No i wreszcie – cień. Nie bardzo rozumiem tutaj jego symbolikę. Ma chyba reprezentować “prawdziwe ja” Siewka, jego ego, w tym talent rzeźbiarski – i to ego w końcu nie wytrzymuje, “obraża się” i ucieka. Tylko że… hm… “Cień” zasadniczo kojarzy mi się bardziej z jakimiś skrytymi obawami, traumami, “ciemną stroną” ludzkiej osobowości. “Cień” to dla mnie coś takiego, co wyciąga z ciebie psychoterapeuta, żebyście mogli to razem pomaglować, rozpracować, a wreszcie zaakceptować. ;) ;)
To moje podstawowe skojarzenie nie do końca pokrywa się z Twoją symboliką – i teraz pytanie, czy to tylko moje skojarzenie… Bo może warto byłoby jakoś bardziej uzasadnić to umiejscowienie tego “ego”, tych artystycznych aspiracji, tego pragnienia wyrażenia siebie – właśnie w cieniu.
Od razu zaznaczam – wiem, że to nie byłoby łatwe – ale uważam również, że zgrabnie ujęte, wyniosłoby to opowiadanie na zupełnie nowy poziom. ;)
A na koniec – coś miłego. ;) Typowa bajkowa/baśniowa struktura 3 + 1 – zachowana. Zazdroszczę wyobraźni – motywy z artystą, pokuciami i kobietą na łące – bardzo ciekawe (choć wolałabym, by były bardziej jednoznaczne – j.w. ;)). Podobnie podobały mi się trzy pokolenia wiedźm oraz wiedźmowe ubranka. ;) Walka ze zmorą – ciekawa i bardzo udana. (Zwłaszcza rzucony do walki gerber robi wrażenie). Język – niepotrzebnie stylizowany, ale poza tym bardzo ładny – gdyby nie ta męcząca inwersja, byłoby super.
Myślę, że niełatwo jest napisać ciekawą i oryginalną baśń – w końcu wszystko już było… A Tobie się jednak udało. :)
Przepraszam, jeśli byłam zbyt wredna – ale uważam, że opowiadanie zasługuje na wnikliwą analizę. ;) Raz jeszcze, zazdroszczę wyobraźni. Naprawdę.
Pozdrawiam :)
She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.
Hej DHBW!
Bardzo się cieszę że wpadłaś, jeszcze z tak obszernym komentarzem!
Zgodzę się z częścią przedmówców, że stylizacja niezbyt udana… I mnie osobiście mocno to opowiadanie zepsuła, zwłaszcza na początku, zanim ją “z rezygnacją zaakceptowałam”. Po pierwsze, ta inwersja rzeczywiście nie wystarcza – a po drugie, może w ogóle nie ma potrzeby tak tego tekstu “postarzać”? Nie twierdzę, że się znam – ale tak sobie pomyślałam – czy współczesny czytelnik ma szansę coś takiego docenić? ;)
Tak, trochę zepsułam, rzuciłam się na coś, na czym się nie znam. Mój błąd. Chciałam się wzorować na Mitologii Słowiańskiej Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony. To jednak nie takie proste jak myślałam ;P
Dlaczego “pokuć” z wielkiej litery? To chyba tak, jakby “smoka”, “krasnoluda” itp. pisać z wielkiej?
Racja, nie wpadłam na to xD
Przez to dziwne wrażenie z nim związane pokucie również wydały mi się jakieś takie mroczne i straszne – nie wiedziałam, czy można im ufać, czy nie będą chciały zatrzymać Siewka siłą itp. I tak samo miałam z kobietą na łące (zastanawiałam się, czy te lilie na sadzawce to nie są przemienieni “towarzysze”. Może powiedziała, że tylko ich symbolizują – a tak naprawdę była złą wiedźmą i uwięziła ich na zawsze…?
Zabieg był celowy, nie chciałam żeby te postacie były jednoznacznie złe lub dobre. Bardziej chodziło mi o to, że mogą przynieść coś dobrego, jeśli odpowiednio się do nich podejdzie. Ale jeśli pozwolisz im całkowicie pokierować twoim życiem, to nie będzie miało dobrych konsekwencji i Siewko musiał to zrozumieć. Więc może oni nie końca mieli złe intencje, ale czasami wyszło jak wyszło ;) Ich całkowite oddanie pasji nie każdemu mogłoby się spodobać i nie każdy mógłby wytrzymać.
– Jestem artystą, wojownikiem i rzemieślnikiem. Jestem bratem, kochankiem i przyjacielem. Jestem niebem i ziemią, lasem i rzeką. Jestem Siewko ze Strumyka.
Mnie ten fragment nie wydał się “nieprawdopodobny” czy coś takiego. Moim zdaniem jest jasne, że to powtórzenie zasłyszanych wcześniej słów. Inna sprawa, że nie jestem fanką takich górnolotnych przemów – no, ale w baśni to aż tak bardzo nie razi.
Ja też nie, ale zależało mi, żeby to była baśń pełną gębą, czyli z oczywistym przekazem, stąd te słowa.
No i wreszcie – cień. Nie bardzo rozumiem tutaj jego symbolikę. Ma chyba reprezentować “prawdziwe ja” Siewka, jego ego, w tym talent rzeźbiarski – i to ego w końcu nie wytrzymuje, “obraża się” i ucieka. Tylko że… hm… “Cień” zasadniczo kojarzy mi się bardziej z jakimiś skrytymi obawami, traumami, “ciemną stroną” ludzkiej osobowości. “Cień” to dla mnie coś takiego, co wyciąga z ciebie psychoterapeuta, żebyście mogli to razem pomaglować, rozpracować, a wreszcie zaakceptować. ;) ;)
Cień miał być tym, co spycha się w głąb siebie i za nic nie pozwala, by ktoś go odkrył. Myślałam przy tym nad cechami, których Siewko się wstydził, dlatego z początku nawet cieszył się, że poszły.
A na koniec – coś miłego. ;) Typowa bajkowa/baśniowa struktura 3 + 1 – zachowana. Zazdroszczę wyobraźni – motywy z artystą, pokuciami i kobietą na łące – bardzo ciekawe (choć wolałabym, by były bardziej jednoznaczne – j.w. ;)).
Dzięki, chodziło mi waśnie o to, jak sprawdzę się w typowej baśni i drodze bohatera. Co do jednoznaczności to wybacz, nie przepadam za nią i nawet w baśni nie dałam rady. Nie cierpię gdy postacie są jednoznacznie dobre lub złe, jak dla mnie to wszystko spłaszcza.
Przepraszam, jeśli byłam zbyt wredna – ale uważam, że opowiadanie zasługuje na wnikliwą analizę. ;) Raz jeszcze, zazdroszczę wyobraźni. Naprawdę.
Nie byłaś wredna, cieszę się, że masz odwagę napisać, jeśli czegoś nie rozumiesz, bądź coś Ci nie pasuje. Dla mnie to też bardzo cenne wskazówki, na co zwrócić uwagę następnym razem. Jeszcze raz bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz! ;)
Pozdrawiam!
Co do jednoznaczności to wybacz, nie przepadam za nią i nawet w baśni nie dałam rady.
Hm, nie chodziło mi tutaj o taką “jednoznaczność-jednoznaczność” – tylko o to, jakie emocje wzbudziły we mnie te postacie. Ten przekaz:
Zabieg był celowy, nie chciałam żeby te postacie były jednoznacznie złe lub dobre. Bardziej chodziło mi o to, że mogą przynieść coś dobrego, jeśli odpowiednio się do nich podejdzie. Ale jeśli pozwolisz im całkowicie pokierować twoim życiem, to nie będzie miało dobrych konsekwencji (…).
– zrozumiałam. Chciałam raczej zwrócić uwagę na to, że te postaci wzbudziły we mnie strach – nie wiedziałam właśnie, czy chcą dobrze, ale czasem im nie wychodzi, a w takim wypadku wzruszają ramionami i żyją dalej – czy może chcą dobrze, a jak im nie wychodzi, to zamieniają się w bestie i swoich uczniów mordują/przemieniają/permanentnie więżą. ;) To znaczy nie byłam pewna, czy artysta nie będzie próbował fizycznie powstrzymać Siewka, podobnie pokucie, czy kobieta nie zastosuje na nim jakiejś czarnej magii. I myślę, że to niezrozumienie wynika z tego fragmentu z portretami – nie wiem, czy jestem jedyna, ale naprawdę odniosłam wrażenie, że ci uczniowie zostali w te portrety zaklęci. Tak jak wspomniałam, uważam, że ten fragment skorzystałby na lekkim rozbudowaniu i wyjaśnieniu.
Cień miał być tym, co spycha się w głąb siebie i za nic nie pozwala, by ktoś go odkrył. Myślałam przy tym nad cechami, których Siewko się wstydził, dlatego z początku nawet cieszył się, że poszły.
Tak, to dla większości czytelników będzie jasne, natomiast – jest po prostu mało zgrabnie… hm… wprowadzone. Po przeczytaniu Twojego komentarza przyszła mi do głowy taka scena – powiedzmy, jako drugi paragraf:
Siewko jest w lesie i oddaje się w tajemnicy swojej pasji – rzeźbieniu. Wtedy Cień ożywa, przyjmuje różne formy (pozuje?), cieszy się – są jednością i są ze sobą szczęśliwi. Siewko wraca do wioski – i Cień odchodzi w zapomnienie, zostaje odrzucony, stłamszony – bo Siewko podporządkowuje się oczekiwaniom reszty.
Myślę, że coś w tym stylu załatwiłoby kilka rzeczy naraz: 1) zarysowałoby naturę Cienia i jego symbolikę, powiedziałoby czytelnikowi, jak ma go rozumieć; 2) opisałoby relację pomiędzy Siewkiem a Cieniem (na ten moment wszelką relację czytelnik musi sobie dopowiedzieć); 3) pozwoliłoby płynniej przejść do ucieczki Cienia (bo wtedy wiedzielibyśmy, “kim” jest, co musiał “znosić”, dlaczego nie wytrzymał i uciekł).
Heh. ^^’
She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.
Wybacz, ze tak długo nie odpisywałam DHBW, ostatnio dzieje się wszystko na raz ;-;
Chciałam raczej zwrócić uwagę na to, że te postaci wzbudziły we mnie strach – nie wiedziałam właśnie, czy chcą dobrze, ale czasem im nie wychodzi, a w takim wypadku wzruszają ramionami i żyją dalej – czy może chcą dobrze, a jak im nie wychodzi, to zamieniają się w bestie i swoich uczniów mordują/przemieniają/permanentnie więżą. ;)
Tak, i właśnie o to mi chodziło. Chatka nie miała być bezpieczna, nie ma gwarancji co zrobią napotkane tam osoby, więc to całkiem naturalne, że wzbudzają strach i nieufność. Mówiąc że nie lubię jednoznaczności, chodziło mi o nią na wszystkich frontach.
Tak jak wspomniałam, uważam, że ten fragment skorzystałby na lekkim rozbudowaniu i wyjaśnieniu.
Możliwe że tak, ale tez możliwe ze nie. Z pewnością wydźwięk byłby wtedy inny, ale właśnie straciłoby na tajemniczości i tym niepokoju, bo ludzie zazwyczaj boją się tego, czego nie rozumieją.
Co do sceny z cieniem, faktycznie, mogłaby się przydać, dzięki za wskazówkę. Możliwe że kiedyś, za jakieś kilka lat, wrócę do tej opowieści i ją rozbuduję, a może i zmienię kompletnie. Wtedy na pewno te uwagi będę dla mnie cenne, dzięki.
Okej, jeśli to było zamierzone, to pełen sukces. ;)
Cieszę się, że mogłam pomóc. :)
She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.
Dzięki za pomoc, wezmę sobie uwagi do serca ;D
Hej Gruszel,
Zbierałem się, zbierałem i… żałuję, że dopiero teraz przeczytałem, bo podobało mi się bardzo :)
Stylizacja jak najbardziej na plus – choć widziałem, że zdania były podzielone.
Takie klimaty słowiańskie zawsze mi przeszkadzają i unikam ich jak mogę, ale w Twoim opowiadaniu wyszło to fajnie. Przeczytałem jednym tchem, zastanawiając się co się stanie dalej.
Pozdrawiam
Hej Ramshiri!
Miło mi że jednak się zebrałeś ;) Co do stylizacji, to jeszcze nieco mi brakuje, ale dowiedziałam się naprawdę wiele, więc niczego nie żałuję ;P Fajnie, że Ci się podobała i że przeczytałeś tekst na raz. To duży komplement.
Dzięki za komentarz!
Hej, bardzo miłe opowiadanie, ujmujące i z morałem. Zgadzam się z poprzednikami, że nie wszystko jest jasne, aczkolwiek mi to akurat dało troche przestrzeni na interpretacje.
Sam początek jednak musiałem przeczytać parę razy, ponieważ jest nieoczywiste dla mnie o kim mowa.
Siewko zawsze starał się być taki jak inni, choć zamiast świąt i tańców, wolał ciszę lasu. Gdy Jaczemir do wsi Strumyki powrócił, młodzieniec (kto jest młodzieńcem? Czemu mam myśleć, że Siewko?) słuchał jego przechwałek, mimo, że wcale go nie zachwycały. Gdy zdanie o nowym sołtysie miał powiedzieć (Siewko, Jaczemir czy młodzieniec?), ugryzł się w język, choć wiedział, że ojciec posłuchałby jego (kogo?) zdania i nie zgodził się na tak wysoką pańszczyznę. Gdy wyśmiewano Bognę, córkę ubogiego pasterza, śmiał się (kto? :) ) razem z innymi, choć wcale go to nie bawiło.
Pozdrwiam!
Hej Velendirze!
Miło mi, że wpadłeś i jeszcze milej, że uznałeś opowiadanie za ujmujące ;)
Co do początku, zgodzę się, jest dość (bardzo) niezręczny. Mam naukę na przyszłość czego nie robić. Masz rację, pierwszy akapit jest nieczytelny, dziękuję za opinię!
Cześć!
Wybrałem akurat to z Twoich opowiadań, bo ma najwięcej komentarzy… zobaczymy, co przyciągnęło publiczność.
Stylizacja jest ciekawa, ale co mnie uderza od samego początku, to jakby taki wysyp przecinków – chociaż może to też element stylizacji?
Czasem zdarzają się powtórzenia:
– Kim jesteś i czego tu szukasz? – spytała, a głos miała jak śpiew ptaków wiosenny.
– Jestem Siewko ze Strumyka, przybyłem tutaj po mój cień.
– Chodź zatem ze mną, Siewku ze Strumyka, zaprowadzę cię do mych sióstr, bo nic tutaj nie wskórasz.
Schemat oczywiście znany jest z baśni: wędrowiec szuka czegoś bardzo ważnego i po drodze zbiera pozornie niepotrzebne “gadżety”, najczęściej trzy, które w starciu ze strażnikiem (Zmorą) okazują się bardzo przydatne. Co do tego schematu nie pasuje – i co mi się podoba – to że dawcy tych “gadżetów” początkowo próbują wędrowca zatrzymać, a dopiero kiedy wykazuje upór, udzielają mu pomocy.
I gdy już miał chwytać kotarę i z życiem się żegnać
Tego nie chwytam. Chciał się powiesić na tej kotarze, czy jak?
Historia ogólnie fajna. Motyw rzeźbiarstwa został wspomniany chyba tylko raz – trochę szkoda, bo to było zdaje się ważne. Ale czytało się szybko i przyjemnie.
Pozdróweczka!
Precz z sygnaturkami.
Hej kosmito!
Wybrałem akurat to z Twoich opowiadań, bo ma najwięcej komentarzy… zobaczymy, co przyciągnęło publiczność.
To raczej zawdzięczam komentarzom z bety xD
Stylizacja jest ciekawa, ale co mnie uderza od samego początku, to jakby taki wysyp przecinków – chociaż może to też element stylizacji?
Nie, to mój osobisty problem xD
Schemat oczywiście znany jest z baśni: wędrowiec szuka czegoś bardzo ważnego i po drodze zbiera pozornie niepotrzebne “gadżety”, najczęściej trzy, które w starciu ze strażnikiem (Zmorą) okazują się bardzo przydatne. Co do tego schematu nie pasuje – i co mi się podoba – to że dawcy tych “gadżetów” początkowo próbują wędrowca zatrzymać, a dopiero kiedy wykazuje upór, udzielają mu pomocy.
Tak, chciałam wypróbować ten schemat w praktyce, więc fajnie, że go widać ^^ Co do gadżetów, to żeby je zdobyć, Siewko musiał wykazać się jakąś cechą, to była swoista próba przed ostatecznym bossem ;P
Tego nie chwytam. Chciał się powiesić na tej kotarze, czy jak?
Nie, nie, bardziej przejść i zostać na łące póki nie zniknie ;P A wiele czasu mu nie zostało, stąd to żegnanie się z życiem.
Historia ogólnie fajna. Motyw rzeźbiarstwa został wspomniany chyba tylko raz – trochę szkoda, bo to było zdaje się ważne. Ale czytało się szybko i przyjemnie.
Tak, motyw rzeźbiarstwa potraktowałam trochę po macoszemu, jednak chciałam skupić się na drodze. Faktycznie, mogło go być więcej ;P
Dzięki za odwiedziny i komentarz!
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Dziękuję ;)
Cześć, Gruszelko. Głęboki wdech :)
Siewko zawsze starał się być taki jak inni, choć zamiast świąt i tańców, wolał ciszę lasu.
Siewko zawsze starał się być taki, jak inni, choć od świąt i tańców wolał ciszę lasu.
mimo, że wcale go nie zachwycały
Ja też mam odruch pisania "mimo, że" zamiast "mimo że", chociaż to niepoprawne. Ale o wiele lepiej jest napisać "choć". I brzmi ładniej, i przecinek się nie pcha. I "choć" można powtarzać, jest raczej przejrzyste.
Gdy zdanie o nowym sołtysie miał powiedzieć
Nie przesadzasz z tym archaizowanym szykiem? Właściwie czasownik na koniec daje (szkolna) łacina… I "zdanie" tutaj trochę źle się parsuje, pomyślałam o zdaniu gramatycznym, a nie o zdaniu – opinii. Poza tym – powtarza się.
nie zgodził się na tak wysoką pańszczyznę
Nieuctwo historyczne ze mnie wyłazi, ale – miałby coś do gadania?
Pewnego dnia Siewko ukończył pierwszą rzeźbę
Hmm. Może jednak: Gdy? "Ukończył" trochę za wysokie.
by reszta mieszkańców wsi nie widziała
Hmmm.
spytała, co też cały dzień wyczyniał, zamiast na polu
Nie. https://sjp.pwn.pl/sjp/wyczyniac;2538897.html
zupełnie ignorując
Bardzo zgrzyta, to anglicyzm. Cień mógł na przykład wyskoczyć mimo palącego słońca.
pomknął w krzewy czeremchy, znikając
Najpierw pomknął, potem zniknął (wyobraź sobie!) więc albo: pomknąwszy między krzewy czeremchy, zniknął; albo: pomknął między krzewy czeremchy i zniknął.
Najpierw chłopak zupełnie się tym nie przejął, gdyż, jak uważał, cień do niczego w życiu potrzebny nie był, a nawet kłopotu napytać potrafił, kiedy to zakradał się do Jagny, by zakryć oczy i w objęciach zamknąć.
Hmm. Może tak: Z początku chłopak wcale się tym nie przejął, bo przecież cień do niczego w życiu nie jest potrzebny, a nawet kłopotu napytać potrafi, kiedy się człowiek podkrada do Jagny, by zakryć oczy i w objęciach zamknąć.
to cud że
To cud, że. Trochę tu przeskoczyłaś z tematu na temat.
młodzieniec skrycie gardził Jagną, gdyż niedobra to była dziewucha, pyszna i nadęta
A zdanie wyżej wyraźnie ją podrywał…?
za nic mając uwagi starszyzny
"Uwagi" jakieś nowoczesne. A, i "starszyzna" to nie to samo, co starsi ludzie – nie wiem, czy o tym wiesz, więc piszę na wszelki wypadek.
Chłopak przeraził się dopiero, gdy do strumyka podszedł, by twarz obmyć, a odbicie jego niewyraźne się stało.
Trochę Ci nie wychodzi z tą stylizacją. Na razie – uprość.
potrafił dostrzec wierzbę
Ujrzał. Albo dostrzegł, jeśli chcesz. Ale nie "potrafił", bo taka konstrukcja jest angielska.
mieszasz się z otoczeniem
Nie leży w stylu, ale poza tym – dlaczego właściwie miałby się mieszać z otoczeniem? Co właściwie robi ten cień? Nie może być zasadą jednostkowienia, bo Siewko pozostał Siewkiem…
Zadrżały usta Siewka
Zadrżały wargi Siewkowi; albo: zadrżały wargi Siewkowe (jeśli chcesz mocno stylizować).
lecz nie żalił się on nigdy, tedy pierś wypiął do przodu i głowę podniósł do góry
Stylizacja, pustosłowie: lecz, że nie żalił się nigdy, pierś wypiął i głowę podniósł.
że wiele ciebie w środku pozostaje i może tylko jedna Mokosz prawdę zna o tobie
Nie wiem, o co chodzi. Może się wyklaruje dalej.
Ale jeśli dalej będziesz żył w swoim środku, nikt nie będzie potrafił cię odróżnić od reszty
Hmm. Nikt nie zdoła cię od innych odróżnić. Ale początku zdania nie umiem poprawić.
staniesz się żaden
Zrozumiałam to tak, że wtedy Siewko będzie nikim. Dobrze?
Młodzieniec jak zawsze spuścił wzrok
Młodzieniec, jak zawsze, spuścił wzrok.
Niemiły był to dla starej kobiety widok
Archaizuj też gramatykę: Niemiły był ten widok starowince.
Twarz kobiety nabrała powagi.
Twarz, nie będąc osobą, nie może nabrać powagi.
co mięso ludzkie za jadło obrała
Pewnego dnia wstała i powiedziała sobie – będę ludożercą? :D
Wahał się początkowo,
"Początkowo" jest współczesne, lepiej "z początku". Albo: wahał się trochę.
starucha nie miała w naturze skłonności do bajań
Dziwne i nie pasuje do stylizacji. "Starucha" jest pejoratywnie nacechowane, a to przecież dobra wiedźma? Może: stara bajek opowiadać nie zwykła?
znów mu kolorów ubyło
Ale przedtem tylko nabierał przezroczystości, są rzeczy przejrzyste – a barwne?
potwierdziły się słowa szeptuchy
Nowoczesne.
i oczom jego ukazała się chatka
Hmm. Może po prostu: ujrzał chatkę?
Nie była ona bynajmniej zwykła, oj nie.
I zamiast mi od razu powiedzieć, jaka była niezwykła, zapewniasz o tym. A ja się zastanawiam, czy naprawdę była niezwykła, czy to tylko takie gadanie…
Kołysała się lekko w rytm wiatru,
Czy wiatr ma rytm?
Uznał więc
Nowoczesne.
wyglądały jakby
Wyglądały, jakby.
Zgodził się i poszedł z dziewczynką.
W sumie można wyciąć, chociaż…
za świerkiem ukryto palenisko
Palenisko to raczej w chacie, ale niech tam. Tylko jak je ukryjesz za drzewem?
Ich ciała również pokrywały liście, starszą oplatała wierzba, młodszą jabłoń.
Hmm. Może tak: Ich ciała również okrywały liście, starszą wierzbowe, młodszą jabłoniowe.
Usiądź chłopcze
Usiądź, chłopcze.
odparł, nie postępując ani kroku
Hmm.
Straciłem swój cień, znikam.
Powiedziałabym, że ta wypowiedź jest zbyt pospieszna, ale że siostry zaraz mówią właściwie to samo, chyba taka miała być.
co chwila błądząc wzrokiem
A błądzenie jest działaniem jednorazowym? Nooo?
Już postąpił krok w stronę chatki, to cofnął się
To postąpił krok ku chatce, to cofnął się.
I stałby tak może i do rana
Ale nie stał, tylko się cofał i wracał.
choć spieszył się ponoć
Spokojnie, rozumiemy. Nie zapewniaj.
gdyby nie kształt po drugiej stronie polany majaczący.
Nienaturalne, nie pasuje ze stylizacją. I zaraz opisujesz to stworzenie, a "majaczący kształt" to właśnie takie niewiadomoco:
Zawrócił młodzieniec do paleniska, na chwilę zapominając o cieniu i nie spuszczając stworzenia z oczu.
Może jednak: zapomniawszy? I oddziel to niespuszczanie z oczu, bo zeugma.
to oczywiste jak to
Hmm.
Lepszym pytaniem jest,
Hmmmmmmmmm.
im bardziej szczegóły chcę dostrzec, tym bardziej mi umykasz
Zdecydowanie coś tu nie wyszło stylistycznie.
Z dala od wioski nic nie było takie pewne i oczywiste.
Temat. Plusik.
kierując kroki
Tak po prostu? Czy on nie ma tu panikować?
Jednak jeśli teraz pójdziesz
Trochę łamie język.
A jeśli to prawda, że cień chcesz odzyskać, jak wiedźmom mówiłeś, będziesz musiał na swej drodze Zmorę spotkać.
Primo – czemu nie miałaby to być prawda? I secundo – źle się czyta takie zdania z orzeczeniami na końcu.
Proszę, zaufaj mi i poczekaj bo droga twa niełatwa.
Hmm. Poczekaj, bo droga twa niełatwa.
zastanawiał się chwilę, po czym dostrzegł
Coś tu jest nie tak…
Ślepia rozbłysły, odbijając blask płomieni
A to nie była jedna czynność? Np: Ślepia rozbłysły odbitym blaskiem płomieni?
poczęły podchodzić
Aliteracja.
rozpoznawał je wszystkie z bajań szeptuchy
Znał je wszystkie z bajań szeptuchy. Która, jak powiedziałaś wyżej, bajać nie zwykła. Hmm? Wiem, że używasz tego słowa w dwóch znaczeniach, ale jednak.
został, aż mrok nie zapadł zupełnie
Został, póki mrok nie zapadł zupełny. Albo: aż mrok zapadł zupełny.
Wtedy noc przeszył ryk rozrywający chmury.
Hmm?
– A więc tak będzie – odparł jej Siewko
Lepiej: rzekł.
ściągnął ubrania
Ubranie. Czyli wszystko to, w co był ubrany.
poczuł na nagiej skórze zimne powietrze
A może po prostu: zimno?
ukazała się chatka, jednak zamiast okiennic, patrzyła na niego żółtymi ślepiami
Chatki normalnie nie patrzą. Ukazała się chatka, jednak zamiast okiennic, żółte ślepia wpatrywały się w niego. Taki musi być szyk, jeśli chcesz zachować to "zamiast", ale istnieją obejścia.
ze Zmorą spotkanie przeżyć
Tak nie można: spotkanie ze Zmorą przeżyć.
Ruszaj, Siewko ze Strumyka
Odmieniłabym imię: Siewku.
mimo tego zmusił się
Nowoczesne i powtarza "się".
zapiszczały, zaskrzeczały i zarechotały, aż podniósł się śpiew setek gardeł
Hmmm. Aż? Ale czasowe aż, czy tak, że aż, czy…?
Młodzieniec ruszył przed siebie, domek spostrzegł go niemal natychmiast.
Hmm. Dałabym na pewno "a", ale poza tym…
Po chwili pędziła już
Hmm.
oplotła młodzieńca drabiną, niczym językiem
Oplotła?
Izdebka w której się znajdował, pachniała
Wtrącenie: Izdebka, w której się znajdował, pachniała.
w rytm oddechów chatki
W rytm oddechu chatki.
widniało przejście, o surowych, jakby wykutych w skale ścianach, prowadzące schodami w dół
Hmmmmmmmmmmmm. Czyli drzwi, korytarz? I – surowych ścianach? Hę?
ruszył nimi
Hmm.
Jego droga nie była długa
Anglicyzm, powtórzona "droga".
nucenie pieśni
Nucenie jest czyjeś. Może: usłyszał nucenie i rozpoznał pieśń?
Zaciekawiony zszedł do końca, wkraczając w jasny blask setek lamp.
Hmmmm. Imiesłów!
okazało się tak wielkie, że Siewko zaczął zastanawiać się
Dwa "się", i to na akcentowanych miejscach. Może: Siewko zachodził w głowę? Albo: nie mógł pojąć?
Ogromne płótna, zawieszone wiele pięter wyżej, przedstawiały wspaniałe sceny
Zaraz, zaraz, ale – ponad kręgiem światła? To jak on je widzi?
wydarzenia, których Siewko nie rozpoznawał
Hmmm.
zwykle prezentowały niesamowite krajobrazy
Nie "zwykle", tylko "w większości" (zwykle odnosi się do większej próbki i raczej do czasu), i "prezentowały"?
złote źrenice
Źrenice? Na pewno?
po czym posłał uśmiech
Hmm. To wymaga dopełnienia dalszego, ale nawet z nim…
Witaj chłopcze
Przecinek!
zakochasz się w czym zechcesz
Zakochasz się, w czym zechcesz.
czym jest dreszcz wywołany tworzeniem nowego
Hmm. Od początku się domyślałam, że będzie chodziło o sztukę (i bycie sobą). Ale to zdanie brzmi dziwnie.
Jesteś potencjałem
Słowo nie pasuje do stylizacji. No, naprawdę.
Każda z tych cech
To nie są cechy. To są role.
Pokażę kim jesteś
Pokażę, kim jesteś. Pokazać trzeba komuś.
co rusz rozrabiając farbę lub czyszcząc pędzle
Dlaczego "co rusz"? Masz na myśli, że był ciągle w ruchu?
Pomaluję twoje ciało, byś już nigdy nie bał się, że znikniesz.
Niezbyt zgrabne.
tak realnym, że młodzieńcowi wydawało się, że ruszają się i żyją
Na tym polega realność obrazów, nie?
podziwiając potężne
Aliteracja.
wyglądała jakby
Wyglądała, jakby.
miała tyle wiosen
Może być, ale lepiej będzie: liczyła.
Kolejny, gdzie
To nie pasuje do poprzedniego zdania. Na kolejnym plamy farb….
lecz próżno Siewko szukał poprzedniego blasku w oczach
Lecz Siewko na próżno szukał blasku, który znikł z jej oczu. Lepiej nie potrafię :(
z wykrzywionymi ustami w niemym krzyku
Szyk! Z ustami wykrzywionymi w niemym krzyku.
wystawała spod grubej warstwy barwnika
Barwnik i farba – to nie to samo.
Jednak, zaraz potem
Bez przecinka.
Zaczekaj młodzieńcze!
Zaczekaj, młodzieńcze!
przyzwalająco wyciągnął rękę
"Przyzwalająco" zapewnia. Wycięłabym.
korytarz, pusty i złowrogi. Usłyszał potępieńcze wycie
Korytarz usłyszał wycie, hmm? I trochę zapomniałaś o stylizacji.
nieomal szczapy nie puścił
Omal szczapy nie puścił.
Zmora dawała ostrzeżenie
Hmm.
Ucichły zaraz potem, dziesiątki małych twarzyczek zwróciło się w jego stronę.
Ucichły zaraz, a dziesiątki małych twarzyczek zwróciły się ku Siewkowi.
Każda z nich wyglądała dziecięco i równocześnie łudząco podobnie do reszty.
A jak to się wyklucza?
A więc kim jesteś?
A więc: kim jesteś?
zaszumiały, poczęły szeptać
Tu akurat aliteracja byłaby dobra, dałaby efekt dźwiękowy: zaszumiały, zaszeptały.
tworząc wielką kopię siebie samych
"Kopia" zgrzyta ze stylizacją, ale w ogóle chwilę mi zajęło, zanim się połapałam, o co chodzi.
byś po zniknięciu zawsze miał pewność, że wciąż istniejesz
Jest tu pewien brak logiki…
Wtedy wciąż będę niewidoczny
Wtedy i tak będę niewidoczny.
wzrokiem lustrując
A można lustrować czym innym?
Jego uwagę przykuło łoże, wyglądające jakby ktoś niedawno na nim spał.
Hmmm.
Jednak, być samemu jest źle
Bez przecinka. “Być” też można wyciąć.
krząta się
Ty jesteś inny, widzimy to.
Ciut angielskie.
wbijając wzrok w puste łoże
Hmmmm.
pokręcił głową, idąc przed siebie
Czyli wszedł dalej do pokoju?
zwolnił kroku, aż przystanął
Hmm. Aż?
Chwilę zastanawiał się
Zastanawiał się chwilę.
bijące ciepło w dłoni
Hmmm.
Kusiło Siewka by zawrócić
Kusiło Siewka, by zawrócić.
ze zgrozą stwierdził, że prawie jej nie dostrzega
I znowu: hmmmmmmmmmmmmmmmmmmm. Stylizacja się rozłazi.
jedynie jaskrawa
Nie brzmi za dobrze.
do ściany kamiennej, z wydrążonym przejściem, osłoniętym kotarą
Do ściany kamiennej, w której było przejście, zasłonięte kotarą.
intensywne
Nowoczesne.
Spojrzała na niego, posyłając uśmiech.
Uśmiech posyła się zawsze komuś.
dotykać zioła
Dotykać kogo, czego? ziół.
krzywiąc oblicze
Hmmmm.
byś nawet gdy znikniesz, czuł
Wtrącenie: byś, nawet gdy znikniesz, czuł.
ja wciąż pozostanę niewidoczny
Znowu – "wciąż" jest anglicyzmem, powinno być "i tak".
rosnące na jej środku
Wychodzi na to, że lilie rosną na środku toni.
Symbolizują
Nie pasuje do stylizacji.
przytłoczyły ich doznania
Jak wyżej.
szukając wrażeń jakich zaznali tylko tutaj
To też, a poza tym: wrażeń, jakich.
jednak dostrzegł, że kwiaty rosną daleko od brzegu
Ale to widział od początku?
wsunąć za twe włosy
Raczej we włosy (w twe włosy), albo za ucho.
woń kwiatu wypełniła nozdrza
Przyda się jednak zaimek.
To pomieszczenie oświetlała lekka poświata
Masło maślane trochę.
Powietrze przesiąknęło wilgocią
A przedtem było suche?
jedynie delikatny kontur dłoni
Ledwo widoczny, blady, słaby. P. tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860
raniąc bose stopy o ostre kamienie
Czyli – był!
gdyż przed nim płynęła rzeka, wściekła i rozpędzona
Tak nagle? I "gdyż"?
I gdy stał tak, pochłonięty myślami,
Ale on tylko obserwuje cień?
Siewko zakrzyczał
Krzyknął.
Usiadł na skraju
Na skraju czego?
oto tutaj przyszło
"Tutaj" psuje rytm, wycięłabym.
błagał o powrót
Hmmmm?
Począł przeklinać ją
Począł ją przeklinać.
ale ta zdawała się nie słyszeć
"Ta" zbędne, wiemy, kto.
Spojrzał na siebie ostatni raz, nie dostrzegając już prawie nic i zawrócił, chcąc
Spojrzał na siebie ostatni raz i nie dostrzegł już prawie niczego. Zawrócił więc, by.
ciepło słońca
Ujrzeć ciepło?
tupnął mocno piętami o ziemię
Obiema?
I zawrócił, rozpędzając się coraz bardziej
Naraz?
Skoro i tak nie ma już żadnych szans
Nowoczesne trochę.
skoro i tak jego los jest przypieczętowany,
Skoro los jego i tak już przypieczętowany.
Biegł ile sił w nogach
Biegł, ile sił w nogach.
Dotarł do brzegu, jednak zamiast zwolnić, przyspieszył jeszcze bardziej
A dlaczego miałby zwolnić?
w jednym, długim susie pokonał część rzeki
Jednym długim susem. Ale poza tym… hmm.
Gotowy na spotkanie z zimną jak dłonie Welesa wodą, zacisnął powieki i napiął mięśnie.
Nowoczesne, ale kiedy on miał czas na to wszystko?
z kostkami jedynie zanurzonymi.
Zanurzony tylko po kostki.
śmiech młodzieńca, gdy ten brnął przed siebie
"Ten" zbędne – wiemy, kto.
coś oplotło jego kostkę, jakby ręka trupia
Hmmm.
gdy tuż przed nim objawiła się twarz upiorna
Twarz objawiła się jemu, nie przed nim. Przed nim mogła się pojawić.
dziesiątek dziecięcych skór
Do zobaczenia w koszmarnych snach… ale kto te skóry liczył?
Tedy pożrę cię jak resztę,
Znowu coś się tu ze stylizacją potentegowało.
kości stworzę lichtarz
ZROBIĘ.
Zmora przybrała groteskowy, jak w krzywym zwierciadle wizerunek
Przybrać mogła kształt, formę, pozór. Ale w żadnym wypadku "wizerunek".
taki jak reszta
Taki, jak reszta.
świat wokół tracił barwy, a rzeka nabierała ciemnego koloru
Czyli rzeka nie jest częścią świata?
wiedząc, że Zmora głucha na jego słowa
Jednak przydałoby się "jest".
barw i kolorów
To to samo.
zajęły się od niej ściany
Zająć się coś może ogniem. Ale kolorami?
Przybrała twarz Jaczemira, przystojną i rumianą.
Znowu – twarzy przybrać nie mogła. Tylko postać.
Chodź Siewko
Chodź, Siewko.
rzeka zamarzła, łapiąc kostki
Więżąc, chyba, że bardzo chcesz antropomorfizować rzekę.
Młodzieniec zaszamotał się
Szarpnął się. Albo zaczął się szamotać.
ta na której
Ta, na której.
przybrała nową twarz
Jak wyżej.
Ubrany w czystą koszulę, o jakiej młodzieniec nie śnił
Zrobienie prania przekraczało bowiem jego siły… :P
nie będzie on już nigdy ani twój, ani dla ciebie
Dygresja filozoficzna – no, bo nie jest.
kamienna jaskinia pękała coraz bardziej
Jaskinia… pękała? Przecież jaskinia to pęknięcie (albo wydrążenie) w skale!
Odłamki raniły młodzieńca, rozcinając twarz.
Nie przedłużaj: Odłamki cięły twarz młodzieńca.
z włosów wypadł kwiat
Z włosów wypadł mu kwiat.
wiążąc je do sklepienia, tak
Tu bez przecinka.
Zaskowyczała Zmora w agonii i odbiegła, umykając przed pędami.
Hmm.
W pewnym momencie
Nowoczesne.
lecz to do niego należał głos
Głosy do nikogo nie należą.
dostrzegł swoją sylwetkę, machającą mu na powitanie
A może: ujrzał siebie samego, machającego na powitanie?
już zaraz wdrapywał się
"Już" bym wycięła.
mnie wyrzuciłeś, gdy nie chciałeś przyjąć
"Gdy" też można wyciąć, będzie zgrabniej.
czas traciłem na bycie tym, kim nie byłem i nie chciałem być
Dość współczesne.
cofnął ją, nie potrafiąc nic zobaczyć
Imiesłowy! Nie zdoławszy niczego zobaczyć, jak już.
Młodzieniec zamilkł, marszcząc brwi.
A mówił?
płuca jakby pierwszy raz nabrały powietrza
Nie to, co przed chwilą, hmm? :)
głos młodzieńca stał się zdecydowany
Dużą literą: Głos młodzieńca nabrał zdecydowania.
Nie powita cię wioska jak bohatera, a przy pierwszej sposobności wytknie palcem, jak to ma w zwyczaju
Wioska nie ma palca :P
powiedział cień, milknąc na wieki
Imiesłów! Powiedział cień i zamilkł na wieki.
Jasne przesłanie i całkiem zgrabnie przedstawione, choć stylizacja się potyka. Kilka opisów można by podszlifować. W paru miejscach troszeczkę łopatologiczne. Ale zależało mi, żeby Siewko cień odnalazł :) baśniowy z niego chłopczyna, to i czytelnik może siebie pod niego podstawić, więc nie brakowało mi specjalnie tła. Nie jest to jeszcze rasowa baśń, chociaż wyraźnie goni ten ideał.
Z myślą zawartą w tej historii można się jednak nie zgodzić ;)
porwałam się na coś, co wymagało wiedzy znacznie większej niż ta, która posiadam, stąd wyszedł zakalec
Trochę wiedzy, a trochę umiejętności powiązania rzeczy ze sobą. Ot, choćby:
zatrzymałam się jedynie na gerberze (masz rację, ale nie wiem jak ją poprawić, stąd muszę zdobyć chwilę do namysłu, ew. przeszukać internet dla zamiennika)
Dlaczego potrzebujesz nazwy gatunku? Możesz kwiat opisać, możesz po prostu powiedzieć "kwiat" – i będzie dobrze.
Siewko nie użyłby takich słów, ale to też nie jego słowa, tylko zasłyszane. Zrozumiał je, przetrawił, ale przemawiał głosem napotkanych osób, które przekazały mu “cząstkę siebie”
A jak je zrozumiał?
Mam poważne obawy, czy Siewko, wieki temu wychowany w pogańskiej wioseczce, usłyszawszy słowa, których znaczenie z pewnością było mu obce, będzie je przetrawiał i próbował pojąć.
O, właśnie.
może w ogóle nie ma potrzeby tak tego tekstu “postarzać”?
Zwłaszcza, że jego przesłanie jest o wiele bardziej nowoczesne, niż Ci się może wydawać :)
Ja to zrozumiałam tak, że ta uczennica jakimś sposobem zamieniła się w ten portret – czy może on zaklął ją w ten portret
Ja z początku też, ale niekoniecznie interpretowałabym go jako psychopatę, raczej jako siłę (sztuki), która może człowieka pochłonąć, jeśli on się da.
zastanawiałam się, czy te lilie na sadzawce to nie są przemienieni “towarzysze”
Też o tym pomyślałam.
czytelnik nie wie, czy te postaci są pozytywne, czy jednak ma się ich bać
Myślę, że jednak ambiwalentne. Jak dla mnie reprezentują różne sprawy w życiu, po prostu. Sprawy, które nie powinny być (według Autorki przynajmniej) szczytem ordo amoris, ale nie należy ich też lekceważyć.
“Cień” to dla mnie coś takiego, co wyciąga z ciebie psychoterapeuta, żebyście mogli to razem pomaglować, rozpracować, a wreszcie zaakceptować. ;) ;)
"Czarnoksiężnik z Archipelagu"? ;)
Typowa bajkowa/baśniowa struktura 3 + 1 – zachowana
Tak, zdecydowanie widać, że przemyślałaś konstrukcję.
Chciałam się wzorować na Mitologii Słowiańskiej Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony. To jednak nie takie proste jak myślałam ;P
Za mało wzorców. Poszerz wokabularzyk :)
baśń pełną gębą, czyli z oczywistym przekazem
Hmmm… ale czy baśnie mają oczywisty przekaz? Poza dużym naciskiem na porządek moralny, oczywiście?
Cień miał być tym, co spycha się w głąb siebie i za nic nie pozwala, by ktoś go odkrył. Myślałam przy tym nad cechami, których Siewko się wstydził
Klasyczny jungowski cień, znaczy. Ale czy to wyszło…
Chatka nie miała być bezpieczna, nie ma gwarancji co zrobią napotkane tam osoby, więc to całkiem naturalne, że wzbudzają strach i nieufność.
Życie nie jest bezpieczne :)
motyw rzeźbiarstwa potraktowałam trochę po macoszemu
Trochę tak.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej Tarnino!
Jak zawsze przeraża mnie długość twojego komentarza. I jak zawsze, na strawienie go trochę mi zejdzie (jeszcze trawię komentarz poprzedni ;P).
Jasne przesłanie i całkiem zgrabnie przedstawione, choć stylizacja się potyka.
Oj nie, droga Tarnino. Ona leży i kwiczy xD Poszalałam tutaj, nie powinnam, zdarza się ;P Fajnie jednak, że chociaż fabuła dawała radę ;P
Kilka opisów można by podszlifować. W paru miejscach troszeczkę łopatologiczne.
To chyba mój najgorzej napisany tekst (poza tymi pierwszymi, ale to jest temat tabu ;P).
Ale zależało mi, żeby Siewko cień odnalazł :) baśniowy z niego chłopczyna, to i czytelnik może siebie pod niego podstawić, więc nie brakowało mi specjalnie tła. Nie jest to jeszcze rasowa baśń, chociaż wyraźnie goni ten ideał.
Och, dobrze że jednak był jakieś pozytywy ;P Historii trochę brakuje, ale moim zdaniem ma swoje momenty.
Z myślą zawartą w tej historii można się jednak nie zgodzić ;)
Jasne, że tak! Z każdą myślą można się nie zgodzić. Jednak jeśli uparłam się na baśń, to i morał starałam się jakiś zawrzeć (a czy mądry to już inna kwestia).
Trochę wiedzy, a trochę umiejętności powiązania rzeczy ze sobą.
Może kiedyś, kiedy nabiorę doświadczenia, spróbuję się z tą historią zmierzyć na nowo, chociaż wtedy zmianie ulegnie pewnie coś więcej niż tylko stylistyka ;P
Zwłaszcza, że jego przesłanie jest o wiele bardziej nowoczesne, niż Ci się może wydawać :)
Jest to dobry i z pewnością łatwiejszy trop. Mi po prostu spodobał się taki starodawny klimat.
Ja z początku też, ale niekoniecznie interpretowałabym go jako psychopatę, raczej jako siłę (sztuki), która może człowieka pochłonąć, jeśli on się da.
O to chodziło, z tego co pamiętam, z całą trójką. Więc i dla mnie żadna z postaci nie była psychopatami, raczej mieli inne spojrzenie na świat. Problem w tym, że chcieli swoje wartości wpychać innym, choć raczej z dobrymi intencjami.
Myślę, że jednak ambiwalentne. Jak dla mnie reprezentują różne sprawy w życiu, po prostu. Sprawy, które nie powinny być (według Autorki przynajmniej) szczytem ordo amoris, ale nie należy ich też lekceważyć.
No o to chodziło. Mogą to być sprawy miłe, przyjemne, w końcu wszystkie trzy pokoje zdawały się przytulne, albo przynajmniej zachęcające, ale kryją w sobie też niebezpieczeństwo w jakie wpadnie ktoś, kto za długo tam przebywa. Nie lubię dzielić postacie na złe i dobre, dla mnie raczej powinny po prostu być i mieć swój cel ;V
Tak, zdecydowanie widać, że przemyślałaś konstrukcję.
Yupi!
Za mało wzorców. Poszerz wokabularzyk :)
Oj zdecydowanie muszę! Wrócę silniejsza!
Klasyczny jungowski cień, znaczy. Ale czy to wyszło…
Ulubiona_emotka_Baila xD
Dzięki za komentarz, potężny jak zwykle! Fajnie, że jednak coś Ci się podobało i szkoda tylko, że tak zepsułam tą stylizacją ;P
Oj nie, droga Tarnino. Ona leży i kwiczy xD Poszalałam tutaj, nie powinnam, zdarza się ;P
I bądź tu, człowieku, dyplomatyczny XD
Mi po prostu spodobał się taki starodawny klimat.
Uważaj tylko, żeby klimat pasował do historii.
Problem w tym, że chcieli swoje wartości wpychać innym, choć raczej z dobrymi intencjami.
Hmm, a ja ich zrozumiałam jako wcielenie samych tych wartości. Tj. nie mają niczego innego, tylko to potrafią.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
I bądź tu, człowieku, dyplomatyczny XD
Czasami nie trzeba xD
Uważaj tylko, żeby klimat pasował do historii.
Ok, chyba rozumiem o co Ci chodzi.
Hmm, a ja ich zrozumiałam jako wcielenie samych tych wartości. Tj. nie mają niczego innego, tylko to potrafią.
To się nie wyklucza ;P
To się nie wyklucza ;P
Nie, pewnie, że nie. Tylko, gdyby nie byli wcieleniem tych wartości, to mogliby odpuścić. A chyba nie mogą ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie, pewnie, że nie. Tylko, gdyby nie byli wcieleniem tych wartości, to mogliby odpuścić. A chyba nie mogą ^^
Nie, nie mogą ;P Tak, tez myślałam o takich wartościach, które niekontrolowane mogą wciągnąć (pewnie niektórzy tak mają, że nie mogą przestać pisać, choćby mieli dość xD), ale niosą też wiele dobrego.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.