- Opowiadanie: Luken - W głębi nieba

W głębi nieba

Na­pi­sa­łem ten tekst w nowym dla mnie stylu: tym razem, poza prze­my­śle­nia­mi, po­sta­no­wi­łem wstrzyk­nąć w niego też tro­chę emo­cji. Czy wy­szło? Sami oceń­cie.

 

Chciał­bym po­dzię­ko­wać wszyst­kim be­tu­ją­cym, tj.: Am­bushOld­Gu­ardRadek i SNDWLKR , bez któ­rych krew la­ła­by się z oczu i trud­no by było oglą­dać nimi gwiaz­dy :) .

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

W głębi nieba

Ten dzień za­padł mi w pa­mięć, po­nie­waż to wtedy po­zna­łem Bart­ka. Był wie­czór. Bu­dy­nek In­sty­tu­tu Astro­no­mii świe­cił pust­ka­mi już od kilku go­dzin. Gdy zwy­kli lu­dzie spę­dza­li czas ze swo­imi ro­dzi­na­mi, ja wciąż pra­co­wa­łem. Byłem za­stęp­cą dy­rek­to­ra i ana­li­zo­wa­łem nie­ści­sło­ści w wy­ni­kach ob­ser­wa­cji, które od mie­się­cy nie da­wa­ły mi spo­ko­ju. Wtedy była to dla mnie naj­waż­niej­sza spra­wa. Za­baw­ne, że teraz to naj­mniej istot­ny szcze­gół. Gdy usły­sza­łem pu­ka­nie do drzwi ga­bi­ne­tu, unio­słem głowę znad se­gre­ga­to­ra i po­pra­wi­łem oku­la­ry. Ni­ko­go się nie spo­dzie­wa­łem. Do po­ko­ju wkro­czy­ła za­dba­na ko­bie­ta w śred­nim wieku, a za nią, na oko szes­na­sto­let­ni, chło­pak. Jesz­cze zanim się ode­zwa­ła, po­czu­łem in­ten­syw­ny za­pach per­fum.

– Pan dy­rek­tor Urba­niak? – za­py­ta­ła.

– Tak – przy­zna­łem nie­chęt­nie. – Jak się pani tu do­sta­ła? Bu­dy­nek jest już za­mknię­ty.

– Pana ko­le­ga, dok­tor Wik­tor Cze­chow­ski, za­dzwo­nił do ochro­ny, żeby nas wpusz­czo­no. Pró­bo­wał do­dzwo­nić się też do pana, ale bez po­wo­dze­nia. – W gło­sie ko­bie­ty usły­sza­łem wy­rzut.

Po chwi­li za­sta­no­wie­nia za­mkną­łem se­gre­ga­tor. I tak mia­łem już koń­czyć.

– Jaka spra­wa jest aż tak pilna? – za­py­ta­łem, się­ga­jąc po wy­ci­szo­ny te­le­fon.

Pięt­na­ście nie­ode­bra­nych po­łą­czeń. Za­le­ża­ło mu.

– Na­zy­wam się Do­ro­ta Ku­dzia, a to mój syn, Bar­tosz, który ma wy­jąt­ko­wy ta­lent.

Chło­pak nie­chęt­nie do mnie pod­szedł pod wpły­wem de­li­kat­ne­go pchnię­cia. Do­pie­ro teraz mu się przyj­rza­łem.

Nosił duże, ciem­ne oku­la­ry, nie­pa­su­ją­ce do pory dnia ani roku. Chude nogi ko­micz­nie kon­tra­sto­wa­ły z ob­fi­to­ścią pu­cho­wej kurt­ki. Jego gęste, czar­ne włosy były w zu­peł­nym nie­ła­dzie, a blada twarz wy­ra­ża­ła na­pię­cie.

– I jak ob­ja­wia się ten ta­lent, żeby nie można było go za­pre­zen­to­wać jutro? – za­py­ta­łem zmę­czo­ny.

Ko­bie­ta wy­glą­da­ła na za­kło­po­ta­ną.

– Wy­ja­śnisz panu? – za­py­ta­ła Bart­ka.

Gry­mas na twa­rzy su­ge­ro­wał, że chło­piec pró­bu­je coś po­wie­dzieć. W końcu wy­du­sił z sie­bie:

– Ja… widzę gwiaz­dy.

Po­sta­no­wi­łem od­dzwo­nić do Wik­to­ra.

– Wresz­cie! – ode­zwał się w te­le­fo­nie. – Chło­pak ma ja­kieś pro­ble­my, ale daj mu szan­sę! Wiesz co, teraz ja nie mogę roz­ma­wiać, ale weź go na ob­ser­wa­cję nieba, to od razu zro­zu­miesz! Nie będę ci psuł za­ba­wy.

– Nie da­ło­by rady jutro? – za­py­ta­łem.

– Jutro ma lać. Muszę koń­czyć, za­ufaj mi. Na razie! – od­po­wie­dział Wik­tor, po czym się roz­łą­czył.

Ab­surd jest uwo­dzi­ciel­ski. Po­cią­ga na­ukow­ca jak każda ta­jem­ni­ca. To chyba dla­te­go, wbrew wszel­kim na­tu­ral­nym od­ru­chom, po­sta­no­wi­łem za­pro­wa­dzić swo­ich gości na dach In­sty­tu­tu.

Gdy wcho­dzi­li­śmy po scho­dach, ko­bie­ta pro­wa­dzi­ła Bart­ka za rękę. Chło­pak sta­wiał nie­zgrab­ne kroki, gło­śno ude­rza­jąc czub­ka­mi butów o ko­lej­ne stop­nie. Za­sta­na­wia­łem się, czy nie­do­wi­dział.

Na dachu było ciem­no; gó­ro­wa­li­śmy nad ota­cza­ją­cy­mi In­sty­tut miej­ski­mi świa­tła­mi. Niebo było przej­rzy­ste a po­wie­trze rześ­kie. Matka Bart­ka stwier­dzi­ła, że ma do za­ła­twie­nia ważne spra­wy i zo­sta­wi­ła nas sa­mych. Usta­li­li­śmy, że gdy skoń­czy­my, po chło­pa­ka ma przy­je­chać szo­fer. Czu­łem się dziw­nie, sta­jąc się w tym mo­men­cie opie­ku­nem ob­ce­go dziec­ka, ale byłem zbyt odu­rzo­ny ab­sur­dem, żeby to prze­rwać.

– Chciał­byś mi coś po­ka­zać? – za­py­ta­łem, sta­ra­jąc się nie wy­wie­rać nad­mier­nej pre­sji na chłop­ca, który był wi­docz­nie spię­ty. Przez cały czas mia­łem z tyłu głowy prze­ko­na­nie, że to wszyst­ko jest ja­kimś dziw­nym żar­tem.

Drgnął.

– Jaka jest pana ulu­bio­na ga­lak­ty­ka? – od­po­wie­dział po chwi­li py­ta­niem. – Z tych na nie­bie.

Jego głos był słaby. Chło­pak spra­wiał wra­że­nie, jakby mó­wie­nie kosz­to­wa­ło go wiele wy­sił­ku.

Py­ta­nie mnie za­sko­czy­ło. Po­da­łem pierw­szą lep­szą, którą ak­tu­al­nie in­te­re­so­wał się In­sty­tut. Jesz­cze bar­dziej mnie zdzi­wi­ło, kiedy po­pro­sił, żebym ją opi­sał.

Na­stęp­nie zdjął oku­la­ry. Oczy miał za­mknię­te. Otwo­rzył je do­pie­ro po skie­ro­wa­niu twa­rzy w stro­nę nieba. Miały wiel­kie źre­ni­ce, nie­zo­sta­wia­ją­ce miej­sca na tę­czów­ki; czar­niej­sze od każ­dej ciem­no­ści, jaką do tej pory wi­dzia­łem. Ja­kimś dziw­nym spo­so­bem, wy­róż­nia­ły się swoją czer­nią nawet w zu­peł­nym mroku. Mia­łem wra­że­nie, że gdy za­mknę po­wie­ki, wciąż będę je wi­dział.

Bałem się ich spoj­rze­nia.

Wtedy Bar­tek się oży­wił. Pytał o obiek­ty astro­no­micz­ne, które znaj­du­ją się w po­bli­żu ga­lak­ty­ki, którą opi­sa­łem. Mu­sia­łem się wspo­móc smart­fo­nem. Nie cho­dzi­ło mu jed­nak o nazwy, tylko o wy­gląd. Opi­sy­wa­nie ga­lak­tyk czy mgła­wic, przy­po­mi­na­ło mi od­naj­dy­wa­nie zna­jo­mych kształ­tów w prze­la­tu­ją­cych chmu­rach. Nie mia­łem po­ję­cia, do czego to zmie­rza.

Do­pó­ki jej nie zna­lazł.

Na po­cząt­ku my­śla­łem, że to sztucz­ka; że jakiś wro­dzo­ny ta­lent umoż­li­wił mu za­pa­mię­ta­nie całej mapy nieba. Prze­cież to nie­moż­li­we, żeby wi­dział coś, czego le­d­wie do­się­ga­ły ko­smicz­ne te­le­sko­py.

Za­czą­łem więc Bart­ka te­sto­wać. Opi­sy­wa­łem mu coraz bar­dziej eg­zo­tycz­ne obiek­ty, a on je znaj­do­wał. Na­bra­ło to cha­rak­te­ru dzi­wacz­nej ry­wa­li­za­cji. Byłem wście­kły, gdy mnie po­ko­ny­wał. Li­czył sa­te­li­ty prze­la­tu­ją­ce w ciem­no­ści przed wska­za­ny­mi gwiaz­da­mi. Cza­sa­mi po­da­wał ich nazwy, twier­dząc, że od­czy­tał je z me­ta­lo­wych ka­dłu­bów.

Mi­nę­ło wiele go­dzin, a ja nawet nie za­uwa­ży­łem, że wze­szło słoń­ce. Gdy w końcu to do mnie do­tar­ło, na­gro­ma­dzo­ne przez noc na­pię­cie gwał­tow­nie się ulot­ni­ło, ro­biąc miej­sce zmę­cze­niu.

– Prze­pra­szam, że prze­trzy­ma­łem cię całą noc – po­wie­dzia­łem za­kło­po­ta­ny, nie do­wie­rza­jąc wła­snym zmy­słom. – Le­piej już chodź­my.

– To nic – od­po­wie­dział chło­pak. – Ja i tak nie śpię. – Po czym drżą­cy­mi rę­ka­mi za­ło­żył oku­la­ry.

– Twoja mama pew­nie się przej­mu­je – za­uwa­ży­łem, po­ma­ga­jąc mu po­ko­ny­wać scho­dy.

– Ra­czej nie.

– Takie są mamy.

– Ona nie jest moją mamą.

Ugry­złem się w język i dal­szą drogę do wyj­ścia z bu­dyn­ku po­ko­na­li­śmy w ciszy.

Przed In­sty­tu­tem cze­ka­ła wcze­śniej we­zwa­na li­mu­zy­na. Pa­trzy­łem, jak od­jeż­dżał wciąż śpią­cą ulicą, do­pó­ki sa­mo­chód nie znik­nął po­mię­dzy bu­dyn­ka­mi. Sta­łem tam jesz­cze przez jakiś czas, za­sta­na­wia­jąc się nad wszyst­kim, co się wła­śnie wy­da­rzy­ło. Z roz­my­ślań wy­bu­dził mnie do­pie­ro ko­le­ga, który przy­szedł do pracy.

Za­py­tał, od kiedy tak wcze­śnie wsta­ję.

 

Od tego mo­men­tu Bar­tek przy­jeż­dżał do In­sty­tu­tu, kiedy tylko była ładna po­go­da. Szyb­ko po­twier­dzi­li­śmy, że wi­dział rze­czy, któ­rych nie mógł się na­uczyć i stał się lo­kal­nym ce­le­bry­tą, choć nie­zbyt mu to od­po­wia­da­ło. Nikt nie miał po­ję­cia, jak dzia­ła ta­lent chłop­ca. Każdy był zgod­ny, że to, co się dzie­je, łamie prawa fi­zy­ki.

Każdą ob­ser­wa­cję za­czy­na­li­śmy od kilku pytań kon­tro­l­nych. Opi­sy­wa­łem przy­pad­ko­we ciała nie­bie­skie, a on je znaj­do­wał. Na­stęp­nie na­pro­wa­dza­łem go na jedną z od­le­głych mgła­wic i pro­si­łem, żeby sam ją opi­sał.

Nigdy się nie mylił.

Przez po­zo­sta­łą część nocy ob­ser­wo­wa­li­śmy obiek­ty, które były poza za­się­giem ko­smicz­nych te­le­sko­pów. Wtedy to Bar­tek opi­sy­wał, a ja szki­co­wa­łem. On nie po­tra­fił; zbyt drża­ły mu ręce. Ry­su­jąc ko­lej­ne wie­lo­gwiaz­do­we ukła­dy, tar­cze eg­zo­pla­net, spi­ra­le ga­lak­tyk i puch mgła­wic, czu­łem się znowu tak, jak wtedy, kiedy do­sta­łem w pre­zen­cie pierw­szy te­le­skop; jak­bym zu­chwa­le po­zna­wał ta­jem­ni­ce, które nie były prze­zna­czo­ne dla ludz­kich oczu. Jak sta­ro­żyt­ny Grek spi­su­ją­cy słowa Del­fic­kiej Wy­rocz­ni.

Wtedy do­strze­głem jego cier­pie­nie.

Za­glą­da­nie w głę­bo­ki ko­smos kosz­to­wa­ło Bart­ka wiele wy­sił­ku; wię­cej niż był skłon­ny przy­znać. Szyb­ko oka­za­ło się, że im dalej się­gał wzro­kiem, tym bar­dziej się mę­czył. Za­re­je­stro­wa­nie tego, co dzia­ło się w trak­cie i tuż po Wiel­kim Wy­bu­chu jest nie­osią­gal­nym ma­rze­niem astro­no­mii; mo­gło­by wy­wró­cić nasze ro­zu­mie­nie Wszech­świa­ta do góry no­ga­mi, jed­nak coś po­wstrzy­my­wa­ło chło­pa­ka, przed się­gnię­ciem tak da­le­ko.

Coś, o czym nie chciał roz­ma­wiać.

Żeby mu tro­chę ulżyć, za­rzą­dza­łem prze­rwy. Sam nigdy by ich nie za­pro­po­no­wał. Jadł wtedy przy­no­szo­ne prze­ze mnie ka­nap­ki, a ja opo­wia­da­łem o swo­jej pracy oraz In­sty­tu­cie. Gdy już się otwie­rał, sta­wał się bar­dzo cie­kaw­ski i błysz­czał mą­dro­ścią. To były je­dy­ne chwi­le, kiedy wi­dzia­łem jego uśmiech.

Wkrót­ce nie chciał ob­ser­wo­wać nieba z nikim innym.

Dzię­ki Bart­ko­wi stwo­rzy­li­śmy zu­peł­nie nowy model ewo­lu­cji Wszech­świa­ta. Po­zna­li­śmy na­tu­rę Ciem­nej Ma­te­rii. Te od­kry­cia się­ga­ły znacz­nie dalej niż astro­no­mia. Ostat­ni ka­wa­łek ukła­dan­ki, który po­zwo­lił­by stwo­rzyć teo­rię łą­czą­cą me­cha­ni­kę kwan­to­wą z Ogól­ną Teo­rią Względ­no­ści, krył się w pierw­szych chwi­lach Wiel­kie­go Wy­bu­chu. Nie mia­łem jed­nak od­wa­gi skło­nić Bart­ka, żeby spró­bo­wał tam zaj­rzeć.

W końcu w In­sty­tu­cie po­ja­wi­ły się głosy, że po­win­ni­śmy od­kryć chłop­ca przed świa­tem nauki. Że mar­nu­je­my go na oglą­da­niu nieba, pod­czas gdy naj­cen­niej­sza wie­dza, która mo­gła­by od­mie­nić ludz­kość, tkwi w nim samym. Wie­dzie­li­śmy, że gdy tylko do­pu­ści­my tę myśl do sie­bie, to go stra­ci­my.

Tak też się stało.

Gdy tylko resz­ta świa­ta do­wie­dzia­ła się o chło­pa­ku, prze­stał od­wie­dzać In­sty­tut. Przez na­stęp­nych kilka ty­go­dni nie mie­li­śmy z nim żad­ne­go kon­tak­tu. Po­wrót do sza­rej co­dzien­no­ści uświa­do­mił mi, jak bar­dzo się z nim zży­łem. Do­pie­ro czas spę­dzo­ny z Bart­kiem una­ocz­nił mi, że mia­łem w In­sty­tu­cie wielu ko­le­gów, ale żad­ne­go przy­ja­cie­la.

Wtedy od­wie­dził mnie w domu mój stary zna­jo­my, pro­fe­sor Bog­dan Zu­ka­jew, który twier­dził, że utrzy­mu­je z nim kon­takt.

– We­dług psy­chia­trów Bar­tek cier­pi na ze­spół stre­su po­ura­zo­we­go – po­wie­dział. – Przy­znał się, że kie­dyś zaj­rzał znacz­nie dalej, niż to, co nam opi­su­je. Mu­si­my tylko wy­do­być z niego, co tam zo­ba­czył.

– I jak chcesz to zro­bić, je­że­li on nie chce? – za­py­ta­łem.

– Hip­no­za – od­po­wie­dział z uśmie­chem.

– Tego też trze­ba chcieć – od­par­łem.

– I tu wcho­dzisz do gry ty. – Po­pra­wił się na krze­śle. – Hip­no­te­ra­pią można le­czyć stres po­ura­zo­wy. Mo­że­my mu pomóc, mu­sisz go tylko prze­ko­nać. Z nikim innym nie chce roz­ma­wiać.

Chcia­łem mu pomóc, dla­te­go się zgo­dzi­łem.

 

Wspie­ra­łem go tuż przed sesją hip­no­zy.

– Warto spró­bo­wać – po­wie­dzia­łem. – Je­że­li le­ka­rze twier­dzą, że mogą ci pomóc, to warto im za­ufać.

Ski­nął tylko głową, choć biła od niego nie­pew­ność.

Tego dnia mia­łem też oka­zję po­roz­ma­wiać na osob­no­ści z jego szo­fe­rem. To on mi po­wie­dział o tym, że Bar­tek jest ad­op­to­wa­ny.

– Nie sądzę, żeby pani Ku­dzia na­praw­dę go ko­cha­ła – wy­znał mi, gdy roz­ma­wia­li­śmy przed bu­dyn­kiem kli­ni­ki psy­cho­te­ra­pii. – Ona nawet z nim nie roz­ma­wia. W Domu Dziec­ka są­dzi­li, że chło­pak jest nie­wi­do­my. Ta ko­bie­ta w jakiś spo­sób do­wie­dzia­ła się o jego ta­len­cie i są­dzi­ła, że może go wy­ko­rzy­stać. Ma­ją­tek już miała, bra­ko­wa­ło jej tylko sławy. Ale kto by uwie­rzył w taką hi­sto­rię? Pan był pierw­szy.

Za­la­ły mnie wy­rzu­ty su­mie­nia, bo czy wszy­scy nie wy­ko­rzy­sty­wa­li­śmy Bart­ka?

Wtedy zni­kąd po­ja­wił się Zu­ka­jew i po­wie­dział, żebym za nim po­szedł. We­szli­śmy do kli­ni­ki. Za­pro­wa­dził mnie do przy­ciem­nio­ne­go po­ko­ju i po­sa­dził na krze­śle po­mię­dzy ob­cy­mi ludź­mi. Ścia­nę przed nami sta­no­wi­ła wiel­ka szyba. Do­pie­ro gdy po dru­giej stro­nie za­pa­li­ło się świa­tło, uświa­do­mi­łem sobie, co się dzie­je.

To było lu­stro we­nec­kie.

Spró­bo­wa­łem wstać, żeby za­pro­te­sto­wać, ale Zu­ka­jew po­ło­żył mi ręce na ra­mio­nach i do­ci­snął do krze­sła.

– Nie rób scen, tylko ciesz się, że zo­sta­łeś tu za­pro­szo­ny – syk­nął mi do ucha.

Gdy do po­ko­ju po dru­giej stro­nie szyby we­szła hip­no­te­ra­peut­ka z Bart­kiem, ja ner­wo­wo roz­glą­da­łem się na boki. Zna­łem nie­któ­re twa­rze. Było tam wiele gwiazd astro­fi­zy­ki: pro­fe­so­ro­wie Adam Mit­ten, Da­ichi Su­giy­ama, Ru Wan czy dok­tor Ro­bert Ther­mann. To tylko nie­któ­rzy, któ­rych po­zna­łem. Wszy­scy mieli wy­cią­gnię­te no­te­sy. Po­czu­łem się przy­tło­czo­ny ota­cza­ją­cym mnie au­to­ry­te­tem. Nie mia­łem od­wa­gi się prze­ciw­sta­wić, więc wbrew swo­je­mu su­mie­niu za­ci­sną­łem zęby i wbi­łem wzrok w pod­ło­gę.

Wpro­wa­dze­nie Bart­ka w stan do­sta­tecz­nej re­lak­sa­cji było wy­jąt­ko­wo trud­ne, ale w końcu się po­wio­dło. Hip­no­te­ra­peut­ka za­ło­ży­ła na ucho słu­chaw­kę.

– Spró­buj przy­po­mnieć sobie mo­ment, w któ­rym zaj­rza­łeś w niebo naj­głę­biej – po­wie­dział do mi­kro­fo­nu pro­fe­sor Mit­ten. – Co wtedy zo­ba­czy­łeś?

Ko­bie­ta po­wtó­rzy­ła jego słowa.

– Świa­tło – od­po­wie­dział Bar­tek spo­koj­nie. – Wszę­dzie świa­tło. Pie­kło mnie w oczy.

– Czy je­steś w sta­nie roz­po­znać ja­kie­kol­wiek kształ­ty? – kon­ty­nu­ował Mit­ten.

– Jest jedno miej­sce, które jest ciem­niej­sze. – Chło­pak prze­rwał na chwi­lę. – Jakby… samo nie świe­ci, ale resz­ta świa­tła z niego wy­pły­wa.

Usły­sza­łem szmer szep­tów roz­le­wa­ją­cy się po po­miesz­cze­niu.

– Wiesz, gdzie się ono znaj­du­je na nie­bie? – za­py­tał na­uko­wiec.

– Tuż nad Pasem Orio­na.

– Pró­bo­wa­łeś przyj­rzeć się temu miej­scu?

– Tak – po­twier­dził Bar­tek.

– Co tam zo­ba­czy­łeś?

Na twa­rzy chłop­ca po­ja­wił się gry­mas.

– Zu­peł­nie jakby chło­pak cofał się w cza­sie! – Zza ple­ców do­biegł mnie pod­nie­co­ny szept.

– Widzę czło­wie­ka otwie­ra­ją­ce­go oczy – od­po­wie­dział chło­piec. – Jakby się obu­dził.

Od­gło­sy roz­mów się wzmo­gły.

– Scho­dzi po dra­bi­nie, która nie ma końca – kon­ty­nu­ował, a jego twarz za­czę­ły opa­no­wy­wać tiki.

Dzwo­ni­ło mi w uszach. Mia­łem wra­że­nie, że serce wy­sko­czy mi z klat­ki pier­sio­wej. Uświa­do­mi­łem sobie, że ci lu­dzie by­li­by w sta­nie chłop­ca zabić, żeby tylko uzy­skać to, czego chcą.

– To non­sens! – pod­niósł się jakiś głos obok.

– Cicho! – za­re­ago­wał inny. – Może jego umysł pró­bu­je zin­ter­pre­to­wać to, czego nie po­tra­fi zro­zu­mieć. To wciąż mogą być war­to­ścio­we in­for­ma­cje!

Ro­zej­rza­łem się po po­miesz­cze­niu. Pra­wie wszy­scy dys­ku­to­wa­li. Je­dy­nie Ther­mann no­to­wał coś w sku­pie­niu.

Wtedy Bar­tek prze­stał re­ago­wać na po­le­ce­nia. Hip­no­te­ra­peut­ka zdję­ła słu­chaw­kę, wy­raź­nie zi­ry­to­wa­na Mit­te­nem, który są­dził, że zdoła z chło­pa­ka jesz­cze coś wy­ci­snąć.

– Wszyst­ko w po­rząd­ku? – za­py­ta­ła Bart­ka, który był cały roz­dy­go­ta­ny. – Pa­mię­taj, że mo­że­my prze­rwać w każ­dej chwi­li.

Od­po­wie­dzia­ła jej cisza.

Roz­trzę­sio­ny, ze­rwa­łem się z miej­sca i wy­sze­dłem. Gdy przy­je­cha­ła ka­ret­ka na sy­gna­le, sie­dzia­łem na scho­dach przed kli­ni­ką. Pła­ka­łem.

 

Bar­tek za­padł w śpiącz­kę.

 

Przy­naj­mniej raz w ty­go­dniu od­wie­dza­łem go w szpi­ta­lu i opo­wia­da­łem o tym, co dzia­ło się w In­sty­tu­cie od czasu mojej ostat­niej wi­zy­ty. Czu­łem, że je­stem mu winny cho­ciaż tyle. W od­po­wie­dzi sły­sza­łem je­dy­nie mia­ro­wy od­dech. Jego matki nigdy tam nie spo­tka­łem.

Nie miał już opa­ski na oczach. Stra­szy­ły pod nimi ciem­ne sińce. Gdy zo­ba­czy­łem je pierw­szy raz w świe­tle, przy­po­mnia­łem sobie, jak po­wie­dział, że nie śpi.

 

Ku mo­je­mu zdzi­wie­niu, z każ­dym ty­go­dniem Bar­tek wy­glą­dał coraz zdro­wiej. Sińce za­czę­ły za­ni­kać, a bla­dość za­stą­pił zdro­wy, cie­pły kolor. Gdy pew­ne­go razu go od­wie­dzi­łem, do­strze­głem opa­tru­nek na jed­nym z jego oczu. Pie­lę­gniar­ka po­wie­dzia­ła, że chi­rurg mu­siał je usu­nąć, bo wdar­ło się za­ka­że­nie.

Nie uwie­rzy­łem jej.

 

Po kilku mie­sią­cach, gdy wer­to­wa­łem stare ra­por­ty, po­now­nie prze­sia­du­jąc w In­sty­tu­cie po go­dzi­nach, uchy­li­ły się drzwi.

Stał w nich Bar­tek.

Choć nigdy nie byłem wy­lew­ny, to po­czu­łem chęć, by rzu­cić mu się na szyję. Po­wstrzy­mał mnie ge­stem. Do­pie­ro gdy emo­cje opa­dły, za­uwa­ży­łem, że choć jedno oko miał opa­trzo­ne, to dru­gie nie było osło­nię­te. Miało zie­lo­ną tę­czów­kę. Pa­trzył się na mnie z uśmie­chem, tak zwy­czaj­nie.

– Dzię­ku­ję, że mnie pan od­wie­dzał – po­wie­dział. – Wszyst­ko sły­sza­łem, nie mo­głem się tylko ru­szyć. Nie czu­łem ciała.

– Za­bra­li ci oko – po­wie­dzia­łem z go­ry­czą.

– Wiem. Wszyst­ko wi­dzia­łem. – Jego głos był za­ska­ku­ją­co spo­koj­ny. – Dla­te­go ucie­kłem od razu po od­zy­ska­niu czu­cia.

Mia­łem łzy w oczach.

– Wie­dza po­tra­fi być klą­twą – stwier­dzi­łem po chwi­li.

– Chyba że wie się, na kim można po­le­gać – od­parł.

– A co się stało z twoim wzro­kiem? – za­py­ta­łem.

– W końcu widzę nor­mal­nie. Nie wiem jak to się stało – od­po­wie­dział z uśmie­chem. – Pój­dzie­my na dach? Tak się śpie­szy­łem, że nie przyj­rza­łem się jesz­cze praw­dzi­we­mu niebu.

Wy­ru­szy­li­śmy w stro­nę scho­dów. Tym razem Bar­tek pew­nie po­ko­ny­wał ko­lej­ne stop­nie.

– Trud­no uwie­rzyć, że gwiaz­dy za­wsze były takie pięk­ne – stwier­dził, za­dzie­ra­jąc głowę.

Mil­cza­łem.

– Wie pan, że będą mnie szu­ka­li – po­wie­dział. – Nie mogę tu zo­stać.

Ski­ną­łem smut­no głową.

Roz­ma­wia­li­śmy jesz­cze przez chwi­lę, pod­czas któ­rej upew­ni­łem się, że chło­pak sobie po­ra­dzi, po czym się po­że­gna­li­śmy.

Wię­cej go nie wi­dzia­łem.

 

*

 

– Nie mam ni­cze­go wię­cej do po­wie­dze­nia – stwier­dził dok­tor Urba­niak, były wi­ce­dy­rek­tor In­sty­tu­tu Astro­no­mii.

– Czy wie pan, gdzie znaj­du­je się obec­nie Bar­tosz Ku­dzia? – za­py­tał prze­słu­chu­ją­cy go męż­czy­zna.

– Nie, a nawet gdy­bym wie­dział, to ode mnie by­ście się tego nie do­wie­dzie­li! – od­parł ze zło­ścią.

– Są spo­so­by na zaj­rze­nie do pana głowy. – Z głosu prze­słu­chu­ją­ce­go nie dało się wy­czy­tać żad­nych emo­cji.

Koniec

Komentarze

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło to opo­wia­da­nie. Prze­czy­ta­łem jed­nym cią­giem. Cie­ka­wy po­mysł. Mam da­le­ko idące sko­ja­rze­nia, więc pro­szę mi wy­ba­czyć nad­in­ter­pre­ta­cję. ;)

 

– Widzę czło­wie­ka otwie­ra­ją­ce­go oczy – od­po­wie­dział chło­piec. – Jakby się obu­dził.

Od­gło­sy roz­mów się wzmo­gły.

– Scho­dzi po dra­bi­nie, która nie ma końca – kon­ty­nu­ował, a jego twarz za­czę­ły opa­no­wy­wać tiki.

Bu­dzą­ce­go się czło­wie­ka, któ­re­go uj­rzał Bar­tek, od­czy­ta­łem jako sym­bol po­cząt­ku stwo­rze­nia. Tro­chę jak pierw­sza świa­do­mość, która po­wo­du­je re­duk­cję stanu kwan­to­we­go wszech­świa­ta i w ten spo­sób z nie­skoń­czo­nej ilo­ści po­ten­cjal­nych świa­tów ak­tu­ali­zu­je się ten jeden, an­tro­picz­ny. Ogól­nie mó­wiąc, świa­do­mość i ma­te­ria prze­ni­ka­ją się i współ­two­rzą.

Potem dra­bi­na, która nie ma końca – stwa­rza­nie jest pro­ce­sem, ko­smos pod­le­ga bez­u­stan­nej trans­for­ma­cji i ewo­lu­cji.

 

– Jest jedno miej­sce, które jest ciem­niej­sze. – Chło­pak prze­rwał na chwi­lę. – Jakby… samo nie świe­ci, ale resz­ta świa­tła z niego wy­pły­wa.

Pier­wot­na pust­ka, z któ­rej wy­pły­wa wszyst­ko – Tao.

Dzię­ki za wpad­nię­cie kronos.maximus. Tu nie ma cze­goś ta­kie­go jak nad­in­ter­pre­ta­cje :) . Żeby po­bu­dzić sko­ja­rze­nia jesz­cze bar­dziej: za­uważ, że Bar­tek pa­trząc coraz dalej, cofa się w cza­sie, więc całą scenę można sobie wy­obra­zić… od końca ;) .

Łu­kasz

Hej Luken.

 

Świet­ne opo­wia­da­nie, dzię­ki.

 

Fa­bu­ła po­pro­wa­dzo­na wart­ko, bez dłu­żyzn, kom­po­zy­cja zrów­no­wa­żo­na, do­mknię­ta. Tekst schlud­ny, es­te­ty­ka na wy­so­kim po­zio­mie. Bo­ha­te­ro­wie za­ry­so­wa­ni wy­raź­nie. Czy­ta­ło się do­brze i płyn­nie, bez po­tknięć. Na­praw­dę – kawał do­brej ro­bo­ty.

 

Faj­nie opi­su­jesz roz­wój re­la­cji mie­dzy chło­pa­kiem a Urba­nia­kiem, re­ali­stycz­nie, bez zbęd­nych ozdob­ni­ków. Myślę, że tak by to wła­śnie wy­glą­da­ło. A i „pa­zer­ność” świa­ta nauki na od­kry­cia, bez wzglę­du na kosz­ty, przed­sta­wio­na jest nie­źle. Po­mi­mo tego, że tekst jest krót­ki udało Ci się stwo­rzyć at­mos­fe­rę za­gad­ki i utrzy­mać ją do końca. Super.

 

Po­do­ba­ło mi się stwier­dze­nie, że ab­surd jest uwo­dzi­ciel­ski – coś w tym jest.

Wie­dza po­tra­fi być klą­twą jak nie­wie­dza – bło­go­sła­wień­stwem – do­mkną­łeś przy­sło­wie. Fajne.

biła od niego nie­pew­ność – po­do­ba mnie się. smiley

 

Nie ma się za bar­dzo do czego przy­cze­pić, opko wcią­ga tak, że prze­sta­łem w pew­nym mo­men­cie zwra­cać uwagę na formę.

 

Dużo się dzie­je z ocza­mi Bart­ka… ale o tym po­ni­żej.

 

Tro­chę tylko ta­kie­go ma­ru­dze­nia, nie żadne wiel­kie błędy. Bez zo­bo­wią­zań.

 

Można by pierw­szy aka­pit gdzieś zła­mać, bo cięż­ko „wisi” nad ca­ło­ścią.

Jesz­cze zanim się ode­zwa­ła, do­tarł do mnie in­ten­syw­ny za­pach per­fum.

Nie żaden błąd, ale może: do­le­ciał? Zwy­kle za­pach kon­kre­ty­zu­je­my jako chmu­rę, czy obłok.

Pięt­na­ście nie­ode­bra­nych po­łą­czeń. Za­le­ża­ło mu.

Tu nie wia­do­mo jesz­cze do kogo za­imek się od­no­si i brzmi jakby cho­dzi­ło o chłop­ca, a prze­cież cho­dzi o Wik­to­ra.

Chło­pak nie­chęt­nie do mnie pod­szedł pod wpły­wem de­li­kat­ne­go pchnię­cia.

Niby okej ale wpływ de­li­kat­ne­go pchnię­cia nie brzmi do­brze, może: Chło­pak, de­li­kat­nie pchnię­ty przez matkę, pod­szedł do mnie nie­chęt­nie.

Nosił duże ciem­ne oku­la­ry […] Jego gęste, czar­ne włosy […]

Tu po­trze­ba kon­se­kwen­cji mię­dzy przy­miot­ni­ka­mi – prze­ci­nek: albo w obu miej­scach, albo w żad­nym.

– Ja… widzę gwiaz­dy.

Po­sta­no­wi­łem od­dzwo­nić do Wik­to­ra.

Tu coś za­zgrzy­ta­ło. Czy on dzwo­ni zaraz po tym jak chło­pak po­wie­dział, że widzi gwiaz­dy? Tro­chę ko­micz­ne i, nomen omen, ab­sur­dal­ne. Dal­sza część tek­stu po­twier­dza, że jed­nak tak było.

gó­ro­wa­li­śmy nad ota­cza­ją­cy­mi In­sty­tut miej­ski­mi świa­tła­mi.

Tro­chę pom­pa­tycz­nie, wg słow­ni­ka ok, ale się po­tkną­łem. Wzgó­rza gó­ru­ją nad mia­stem, ale lu­dzie rzad­ko gó­ru­ją nad czymś (czę­ściej, me­ta­fo­rycz­nie – nad kimś).

Usta­li­li­śmy, że gdy skoń­czy­my, po chło­pa­ka miał przy­je­chać szo­fer.

Uzgod­nił­bym czas gra­ma­tycz­ny, skoń­czy­my – ma przy­je­chać.

Jego głos był słaby. Spra­wiał wra­że­nie, jakby mó­wie­nie kosz­to­wa­ło go wiele wy­sił­ku.

Pod­mio­tem do­myśl­nym w dru­gim zda­niu jest głos, może: Chło­pak spra­wiał wra­że­nie?

Oczy miał za­mknię­te […] Miały wiel­kie źre­ni­ce

Py­ta­nie aka­de­mic­kie: czy to oczy mają źre­ni­ce czy czło­wiek ma źre­ni­ce, chyba jed­nak czło­wiek. (Tak jak noga nie ma pal­ców).

wy­róż­nia­ły się swoją czer­nią nawet w zu­peł­nym mroku.

No dobra, tu tro­chę za ostro smiley w zu­peł­nym mroku nie widać nic, nawet źre­nic, tym bar­dziej czar­nych.

Bałem się ich spoj­rze­nia.

Jw. Spoj­rze­nie źre­nic, czy spoj­rze­nie Bart­ka?

Ja i tak nie śpię.

Może: nie sy­piam? W tym mo­men­cie nie spał na pewno.

Pa­trzy­łem, jak od­jeż­dżał jesz­cze śpią­cą ulicą, do­pó­ki sa­mo­chód nie znik­nął po­mię­dzy bu­dyn­ka­mi. Sta­łem tam jesz­cze przez jakiś czas […]

Po­wtó­rzy­ło się.

Szyb­ko po­twier­dzi­li­śmy, że wi­dział rze­czy, któ­rych nie miał prawa się na­uczyć

E, no prawo chyba miał, nikt mu nie za­bra­niał.

jak dzia­ła ta­lent chłop­ca

Tu też nie je­stem pe­wien, czy ta­lent dzia­ła czy się czymś prze­ja­wia.

W końcu w In­sty­tu­cie po­ja­wi­ły się głosy, że po­win­ni­śmy od­kryć chłop­ca przed świa­tem nauki.

Za­kry­ty (na­kry­ty) nie był. Może: ujaw­nić zdol­no­ści?

Wie­dzie­li­śmy, że gdy tylko do­pu­ści­my tę myśl, to go stra­ci­my.

Peł­niej – do­pu­ścić myśl do sie­bie.

Nie miał już opa­ski na oczachstra­szy­ły one ciem­ny­mi siń­ca­mi.

Oczy stra­szy­ły siń­ca­mi?

przy­po­mnia­łem sobie, jak po­wie­dział, że nie śpi.

„Jak” wska­zu­je na spo­sób, tu ra­czej: że.

do­strze­głem opa­tru­nek na jed­nym z jego oczu

Okej, ale może: na jed­nym oku?

 

Jesz­cze na ko­niec kwe­stia za­ufa­nia. Bar­tek mówi: Chyba że wie się, na kim można po­le­gać. Czy aby na pewno mógł po­le­gać na Urba­nia­ku? Dok­tor w sumie nie sprze­ci­wiał się za ostro ujaw­nie­niu zdol­no­ści Bart­ka.

 

Tyle

 

Jesz­cze raz wiel­kie dzię­ki. Dobra „fan­ta­stycz­na” ro­bo­ta.

 

Trzy­maj się.

Al

Och, Lu­ke­nie, jakże do­brze się to czy­ta­ło! Za­cie­ka­wi­łeś od po­cząt­ku tym, co po­tra­fił Bar­tek i całą hi­sto­rię opi­sa­łeś tak zaj­mu­ją­co, że cie­ka­wość to­wa­rzy­szy­ła mi do końca lek­tu­ry i nie wy­zby­łam się jej nawet teraz.

W przed­mo­wie wspo­mi­nasz, że sta­ra­łeś się za­dbać, aby w tej hi­sto­rii były emo­cje, ale nie masz pew­no­ści, czy to się udało. Otóż, Lu­ke­nie, bądź uprzej­my wy­zbyć się wszel­kich wąt­pli­wo­ści, bo opo­wia­da­nie, moim zda­niem, jest na­ła­do­wa­ne emo­cja­mi – po­tra­fi­łeś za­cie­ka­wić, wzru­szyć, wzbu­dzić współ­czu­cie a nawet złość na mało etycz­ne za­cho­wa­nie uczo­nych.

Bie­gnę do kli­kar­ni. ;)

 

Jesz­cze zanim się ode­zwa­ła, do­tarł do mnie in­ten­syw­ny za­pach per­fum. → A może: Jesz­cze zanim się ode­zwa­ła, po­czu­łem in­ten­syw­ny za­pach per­fum.

 

Nie miał już opa­ski na oczach i stra­szy­ły one ciem­ny­mi siń­ca­mi. → Można mieć sińce pod ocza­mi, ale chyba nie na oczach.

Pro­po­nu­ję: Nie miał już opa­ski na oczach, ale były one pod­krą­żo­ne ciem­ny­mi siń­ca­mi.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Bar­dzo dobre opo­wia­da­nie. Bar­dzo pro­sty­mi środ­ka­mi za­pre­zen­to­wa­łeś zaj­mu­ją­cą hi­sto­rię i do sa­me­go końca byłam cie­ka­wa, co wy­da­rzy się dalej. W trak­cie lek­tu­ry na­su­nę­ło mi się sko­ja­rze­nie z se­ria­lem OA do któ­re­go teraz mam ocho­tę po­wró­cić. 

A co do emo­cji w opo­wia­da­niach – nie ro­zu­miem do końca obaw. Moja in­ter­pre­ta­cja jest taka, że od­biór emo­cjo­nal­ny jest po stro­nie czy­tel­ni­ka. Ty jako twór­ca opo­wia­da­nia nie masz na to wpły­wu – po pro­stu po­przez słowa prze­ka­zu­jesz pewną wizję, a to co wzbu­dzi lub nie – nad tym już nie masz kon­tro­li. 

Bar­dzo przy­pa­dło mi do gustu. Na­pi­sa­ne lekko, świet­ny kli­mat. Finał słod­ko-gorz­ki, do­sko­na­le wień­czy tekst. Re­la­cja mię­dzy bo­ha­te­ra­mi wy­szła na­tu­ral­nie, ład­nie się wy­bi­ja na tle nik­czem­no­ści po­zo­sta­łych po­sta­ci. 

 

Dra­bi­na od razu pod­su­nę­ła mi re­li­gij­ną in­ter­pre­ta­cję opo­wia­da­nia. Po prze­czy­ta­niu ca­ło­ści po­zo­sta­ję przy niej, jakby nie pa­trzeć jest to hi­sto­ria o czło­wie­ku, który jako je­dy­ny myśli i po­stę­pu­je słusz­nie, oto­czo­ny przez ludzi chci­wych i amo­ral­nych. Urba­niak był zresz­tą bar­dzo pa­syw­ną po­sta­cią przez więk­szość testu, więc jego wy­raź­ne prze­ciw­sta­wie­nie się na samym końcu jest sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce.

 

Po­zdra­wiam!

Dzię­ku­ję wszyst­kim za ko­men­ta­rze. Je­stem aż tro­chę onie­śmie­lo­ny tak po­zy­tyw­ną re­ak­cją :) . Wszyst­kie do­tych­cza­so­we su­ge­stie były dla mnie bar­dzo in­te­re­su­ją­ce. Część uwzględ­ni­łem, nad czę­ścią muszę się jesz­cze za­sta­no­wić, co do czę­ści nie mam prze­ko­na­nia, a na nie­któ­re chciał­bym od­po­wie­dzieć:

 

@Al

Tu coś za­zgrzy­ta­ło. Czy on dzwo­ni zaraz po tym jak chło­pak po­wie­dział, że widzi gwiaz­dy? Tro­chę ko­micz­ne i, nomen omen, ab­sur­dal­ne. Dal­sza część tek­stu po­twier­dza, że jed­nak tak było.

Efekt ko­micz­ny był tu za­mie­rzo­ny, jest to wła­śnie pod­par­cie dla póź­niej­sze­go “ab­sur­du”.

No dobra, tu tro­chę za ostro smiley w zu­peł­nym mroku nie widać nic, nawet źre­nic, tym bar­dziej czar­nych.

W za­sa­dzie to miało wła­śnie pod­kre­ślić ich nad­na­tu­ral­ny cha­rak­ter :) . Wra­że­nie ciem­no­ści więk­szej niż cał­ko­wi­ta. Jak oświe­tle­nie ujem­ne ;) .

Może: nie sy­piam? W tym mo­men­cie nie spał na pewno.

Bar­tek wy­ra­ża się jak zwy­kły czło­wiek, uży­wa­jąc po­tocz­nych sfor­mu­ło­wań :) .

Tu też nie je­stem pe­wien, czy ta­lent dzia­ła czy się czymś prze­ja­wia.

To jak się prze­ja­wia to wła­śnie wia­do­mo i z tego ko­rzy­sta­ją, a to jak “dzia­ła” in­te­re­su­je na­ukow­ców i taką ter­mi­no­lo­gią po­słu­gu­je się nar­ra­tor, który na­ukow­cem jest :) . Stąd taka me­cha­ni­stycz­na per­spek­ty­wa.

Za­kry­ty (na­kry­ty) nie był. Może: ujaw­nić zdol­no­ści?

Hm, a jak od­kry­wa­my kon­ty­nent to zna­czy, że był on wcze­śniej na­kry­ty/za­kry­ty?

Edy­to­wa­ne: W za­sa­dzie po­przed­nie to był kiep­ski przy­kład. Po pro­stu prze­ci­wień­stwem “od­kry­ty” w uży­tym tam zna­cze­niu było “ukry­ty”, a nie za­kry­ty czy na­kry­ty. Ale osta­tecz­nie zmie­ni­łem na “ujaw­nić”, po­nie­waż jest to pre­cy­zyj­niej­sze słowo, które nie jest tak wie­lo­znacz­ne. Dzię­ki!

 

Jesz­cze na ko­niec kwe­stia za­ufa­nia. Bar­tek mówi: Chyba że wie się, na kim można po­le­gać. Czy aby na pewno mógł po­le­gać na Urba­nia­ku? Dok­tor w sumie nie sprze­ci­wiał się za ostro ujaw­nie­niu zdol­no­ści Bart­ka.

Gdy Urba­niak od­wie­dzał Bart­ka w szpi­ta­lu, ni­cze­go od niego nie chciał. W prze­ci­wień­stwie do in­nych.

 

@Reg

Och, Lu­ke­nie, jakże do­brze się to czy­ta­ło! Za­cie­ka­wi­łeś od po­cząt­ku tym, co po­tra­fił Bar­tek i całą hi­sto­rię opi­sa­łeś tak zaj­mu­ją­co, że cie­ka­wość to­wa­rzy­szy­ła mi do końca lek­tu­ry i nie wy­zby­łam się jej nawet teraz.

Nie­zmier­nie się z tego po­wo­du cie­szę :) .

 

@De­ir­driu

A co do emo­cji w opo­wia­da­niach – nie ro­zu­miem do końca obaw. Moja in­ter­pre­ta­cja jest taka, że od­biór emo­cjo­nal­ny jest po stro­nie czy­tel­ni­ka. Ty jako twór­ca opo­wia­da­nia nie masz na to wpły­wu – po pro­stu po­przez słowa prze­ka­zu­jesz pewną wizję, a to co wzbu­dzi lub nie – nad tym już nie masz kon­tro­li. 

Może tro­chę źle się wy­ra­zi­łem. To po pro­stu pierw­szy tekst, w któ­rym tak istot­ną rolę peł­nią emo­cje i in­te­rak­cje mię­dzy­ludz­kie. Pierw­szy raz po­sta­ra­łem się wcie­lić w życie swoje prze­ko­na­nie, że naj­czyst­sze emo­cje wy­pły­wa­ją z wia­ry­god­nej hi­sto­rii, a nie z opi­sów czy sty­li­sty­ki. Wpły­wu na koń­co­wy efekt tro­chę mam. Myślę, że to jest to bar­dziej współ­pra­ca mię­dzy twór­cą a czy­tel­ni­kiem, niż kwe­stia wy­łącz­nie czy­tel­ni­ka :) .

 

@Re­inee

Urba­niak był zresz­tą bar­dzo pa­syw­ną po­sta­cią przez więk­szość testu, więc jego wy­raź­ne prze­ciw­sta­wie­nie się na samym końcu jest sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce.

Oby­śmy wszy­scy byli w sta­nie zbu­do­wać w sobie od­wa­gę do prze­ciw­sta­wia­nia się złu :) (choć w tym przy­pad­ku chyba pre­cy­zyj­niej: obo­jęt­no­ści).

Łu­kasz

Bar­dzo cie­ka­we i na­pi­sa­ne tak, że czyta się ‘na jed­nym od­de­chu’. Gorz­ko su­ro­we przed­sta­wie­nie re­ak­cji na­ukow­ców, ale bar­dzo praw­do­po­dob­ne. Za­koń­cze­nie smut­nie re­ali­stycz­ne.

Wow, prze­le­cia­łem całe opo­wia­da­nie pod­ska­ku­jąc we wła­snym umy­śle, ale jed­no­cze­śnie z uwagą chło­nąc każde zda­nie.

 

Ko­cham pro­ble­my Stwo­rze­nia, uwiel­biam ko­smos, a jed­no­cze­śnie fa­scy­nu­je mnie ludz­ka świa­do­mość i jej roz­bu­do­wa­nie. Być może nasz Wszech­świat to jeden wiel­ki “me­me­tycz­ny agent”, ży­ją­cy w pod­świa­do­mo­ści każ­de­go z nas? A może to wła­śnie pod­świa­do­mość ja­kiejś więk­szej siły?

 

Po­do­ba­ło mi się ^^

 

Po­zdra­wiam!

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

To ja się tro­chę wy­bi­ję i po­ma­ru­dzę.

Pierw­szy aka­pit tek­stu mocno mnie od­stra­szył. Kilka pierw­szych zdań:

 

Był dwu­dzie­sty siód­my stycz­nia. Czwar­tek. Za­pa­mię­ta­łem ten dzień bar­dzo do­brze. Wie­lo­krot­nie wra­ca­łem do niego my­śla­mi, po­nie­waż to wtedy po­zna­łem Bart­ka. Było bar­dzo późno. Poza mną w In­sty­tu­cie Astro­no­mii znaj­do­wa­li się już tylko ochro­nia­rze i sprzą­tacz­ki.

Pro­ste, krót­kie, rwane. Nie obraź się, ale na­su­wa­ły mi się sko­ja­rze­nia z roz­praw­ka­mi w gim­na­zjum. Potem na szczę­ście jest już nieco le­piej, a może po pro­stu czy­tel­nik się przy­zwy­cza­ja, w każ­dym razie tekst czyta się cał­kiem płyn­nie. Cho­ciaż mój we­wnętrz­ny es­te­ta nadal krę­cił nosem.

Po­mysł cie­ka­wy, cho­ciaż nie do końca wy­eks­plo­ato­wa­ny. Po­wie­dzia­ła­bym, że le­d­wie li­zną­łeś po­ten­cjał po­sta­ci Bart­ka, któ­re­go war­tość dla świa­ta nauki była prze­cież nie­oce­nio­na. I w tym kon­tek­ście tro­chę dziwi, że tak łatwo mu przy­szła uciecz­ka ze szpi­ta­la – prze­cież kimś takim na­tych­miast za­in­te­re­so­wa­ły­by się roz­ma­ite agen­cje, od NASA po­cząw­szy, na CIA i wuj wie czym jesz­cze skoń­czyw­szy.

Jeśli cho­dzi o emo­cjo­nal­ną stro­nę tek­stu, to się nie wy­po­wia­dam, bo po­trze­bu­ję dłuż­szych tek­stów, żeby wy­ro­bić sobie więź emo­cjo­nal­ną z bo­ha­te­ra­mi, więc opo­wia­da­nia trak­tu­ję głów­nie jako no­śni­ki cie­ka­wych idei i kon­cep­tów. Na tym polu od­czu­wam lekki nie­do­syt, cho­ciaż nie było źle ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Dzię­ki za ko­men­ta­rze :) .

 

@gra­vel

Ma­ru­dze­nie za­wsze w cenie :) . Nie spo­dzie­wa­łem się tra­fić w gust każ­de­go i każde ma­ru­dze­nie po­ma­ga mi le­piej zro­zu­mieć słabe stro­ny mo­je­go pi­sa­nia. Dobra uwaga do­ty­czą­ca po­cząt­ku – tro­chę go teraz wy­gła­dzi­łem. Na pewno moja sty­li­sty­ka nie jest szcze­gól­nie wy­ra­fi­no­wa­na i sam ten fakt spra­wia, że nie każ­de­mu tra­fię w gust, ale myślę, że dla nie­któ­rych może to być nawet plus. Przy­naj­mniej ja sam pre­fe­ru­ję pro­sty język, który zmie­rza bez­po­śred­nio do celu.

Po­mysł cie­ka­wy, cho­ciaż nie do końca wy­eks­plo­ato­wa­ny. Po­wie­dzia­ła­bym, że le­d­wie li­zną­łeś po­ten­cjał po­sta­ci Bart­ka, któ­re­go war­tość dla świa­ta nauki była prze­cież nie­oce­nio­na. I w tym kon­tek­ście tro­chę dziwi, że tak łatwo mu przy­szła uciecz­ka ze szpi­ta­la – prze­cież kimś takim na­tych­miast za­in­te­re­so­wa­ły­by się roz­ma­ite agen­cje, od NASA po­cząw­szy, na CIA i wuj wie czym jesz­cze skoń­czyw­szy.

Ta zdol­ność nie ma wiel­kiej uży­tecz­no­ści po­za­nau­ko­wej, ale ktoś mógł chcieć go po­rwać, tak jak ktoś mógł chcieć spra­wić, żeby ni­g­dzie się nie ru­szył. Na pewno były na nim pro­wa­dzo­ne ja­kieś ba­da­nia na miej­scu, które za­koń­czy­ły się za­bra­niem jed­ne­go oka. Osta­tecz­nie bez wzglę­du na po­wyż­sze, nikt nie spo­dzie­wał się jego na­głe­go ozdro­wie­nia i chęci uciecz­ki, i wy­da­je mi się, że to wy­star­cza­ją­co ją upraw­do­po­dab­nia, szcze­gól­nie po ty­go­dniach, które mo­gły­by uśpić czuj­ność każ­de­go.

 

Cie­szę się, że osta­tecz­nie uwa­żasz, że nie było źle :) .

Łu­kasz

Cześć!

 

Moc jaką dys­po­nu­je Bar­tek, to zde­cy­do­wa­nie naj­cie­kaw­szy ele­ment opo­wia­da­nia. Może trosz­kę za­bra­kło mi tu opisu choć jed­nej gwiaz­dy, ta­kie­go po­ka­za­nia czy­tel­ni­ko­wi tego, co widzi Bar­tek. Do­brze zbu­do­wa­łeś na­pię­cie, bo wia­do­mo, że w któ­rymś mo­men­cie spo­tka bo­ha­te­ra coś złego, ale nie wia­do­mo, co do­kład­nie to bę­dzie. Wy­bra­łeś spo­sób nar­ra­cji, który nieco dy­stan­su­je od wy­da­rzeń, ale i tak hi­sto­ria była wcią­ga­ją­ca. Zgła­szam do bi­blio­te­ki :)

Hej Luken

 

Sorki, że tak późno, ale ostat­nie dni dały w kość i do­pie­ro usia­dłem.

 

Dzię­ki za od­po­wiedź. Widzę, że Klicz­ki do­cho­dzą, więc na do­brej dro­dze. smiley

 

(Moje pierw­sze skła­dam kur­sy­wą, Twoje w cu­dzy­sło­wie, moje dru­gie – pi­smem pro­stym.)

 

Tu coś za­zgrzy­ta­ło. Czy on dzwo­ni zaraz po tym jak chło­pak po­wie­dział, że widzi gwiaz­dy? Tro­chę ko­micz­ne i, nomen omen, ab­sur­dal­ne. Dal­sza część tek­stu po­twier­dza, że jed­nak tak było.

Efekt ko­micz­ny był tu za­mie­rzo­ny, jest to wła­śnie pod­par­cie dla póź­niej­sze­go “ab­sur­du”.

A no to ok, przy­znam, że skrót ra­dy­kal­ny, ale jak świa­do­mie to git. (Na po­cząt­ku to chcia­łem za­pro­po­no­wać trzy gwiazd­ki, bo byłem pewny, że Ci wy­cię­ło, hehe)

 

 

No dobra, tu tro­chę za ostro w zu­peł­nym mroku nie widać nic, nawet źre­nic, tym bar­dziej czar­nych.

W za­sa­dzie to miało wła­śnie pod­kre­ślić ich nad­na­tu­ral­ny cha­rak­ter :) . Wra­że­nie ciem­no­ści więk­szej niż cał­ko­wi­ta. Jak oświe­tle­nie ujem­ne ;).

Oki, ha, oświe­tle­nie ujem­ne – super. Po­do­ba­ło mi się, że dużo uwagi po­świę­casz oczom Bart­ka, w za­sa­dzie są bo­ha­te­rem (zbio­ro­wym? smiley) opo­wia­da­nia.

 

 

Może: nie sy­piam? W tym mo­men­cie nie spał na pewno.

Bar­tek wy­ra­ża się jak zwy­kły czło­wiek, uży­wa­jąc po­tocz­nych sfor­mu­ło­wań :)

Oki, ja bym po­wie­dział „nie sy­piam” lub „nie śpię w nocy” a uwa­żam się za zwy­kłe­go czło­wie­ka smiley ale kwe­stia gustu, jest ok.

 

 

Tu też nie je­stem pe­wien, czy ta­lent dzia­ła czy się czymś prze­ja­wia.

To jak się prze­ja­wia to wła­śnie wia­do­mo i z tego ko­rzy­sta­ją, a to jak “dzia­ła” in­te­re­su­je na­ukow­ców i taką ter­mi­no­lo­gią po­słu­gu­je się nar­ra­tor, który na­ukow­cem jest :) . Stąd taka me­cha­ni­stycz­na per­spek­ty­wa.

Ha, jasne, teraz to widzę (oświe­tle­nie do­dat­niesmiley), nie tylko: co jest, ale: dla­cze­go jest. Pełna zgoda.

 

 

Za­kry­ty (na­kry­ty) nie był. Może: ujaw­nić zdol­no­ści?

 

Edy­to­wa­ne: W za­sa­dzie po­przed­nie to był kiep­ski przy­kład. Po pro­stu prze­ci­wień­stwem “od­kry­ty” w uży­tym tam zna­cze­niu było “ukry­ty”, a nie za­kry­ty czy na­kry­ty. Ale osta­tecz­nie zmie­ni­łem na “ujaw­nić”, po­nie­waż jest to pre­cy­zyj­niej­sze słowo, które nie jest tak wie­lo­znacz­ne. Dzię­ki!

O to to! Super, nie wy­ra­zi­łem się jasno, ale zna­leź­li­śmy się bez la­tar­ki. smiley

 

 

Jesz­cze na ko­niec kwe­stia za­ufa­nia. Bar­tek mówi: Chyba że wie się, na kim można po­le­gać. Czy aby na pewno mógł po­le­gać na Urba­nia­ku? Dok­tor w sumie nie sprze­ci­wiał się za ostro ujaw­nie­niu zdol­no­ści Bart­ka.

Gdy Urba­niak od­wie­dzał Bart­ka w szpi­ta­lu, ni­cze­go od niego nie chciał. W prze­ci­wień­stwie do in­nych.

Okej, ale tu mia­łem wra­że­nie, że nie bro­nił Bart­ka jakoś za­wzię­cie, skon­sta­to­wał, że ujaw­nie­nie zdol­no­ści chło­pa­ka znisz­czy, ale mimo to nie wal­czył jak lew, żeby temu prze­ciw­dzia­łać. Stąd zgrzyt z tym za­ufa­niem, ale fak­tycz­nie, Urba­niak był, w tym mo­men­cie, jego je­dy­nym przy­ja­cie­lem, więc wątek się spina.

 

Dzię­ki raz jesz­cze

 

Trzy­maj się

Al

Cześć!

 

Za­czy­na się nieco ocię­ża­le, dużo po­sta­ci i nie­wie­le kon­kre­tów, ale od sceny na dachu robi się cie­ka­wiej. Ta­lent chłop­ca jest nieco oso­bli­wy i zde­cy­do­wa­nie “nie fi­zycz­ny”, ale szyb­ko po­ka­zu­jesz, że to nie o wzrok cho­dzi, a o jakiś “ta­jem­ni­czy” zmysł, który po­zwa­la zo­ba­czyć to, co wciąż te­le­sko­pom umyka. Koń­ców­ka (od sceny z lu­strem we­nec­kim) jest smut­na i ludz­ka, ale moim zda­niem sta­no­wi jeden z moc­niej­szych punk­tów. Proza życia, żądza wie­dzy, która pro­wa­dzi nie­mal­że do od­czło­wie­cze­nia bo­ha­te­ra w oczach aka­de­mi­ków.

W przed­sta­wio­nej hi­sto­rii za­bra­kło mi słów (lub scen) kilku z ad­op­cyj­ną matką chłop­ca. Pi­szesz, że ad­op­to­wa­ła go dla ko­rzy­ści, na­to­miast kom­plet­nie tego nie po­ka­zu­jesz, a szko­da, bo to do­sko­na­le “zwia­sto­wał by” przy­szłe wy­da­rze­nia. Ko­bie­ta po­ja­wia się je­dy­nie na po­cząt­ku, a potem znika, co nie pa­su­je do osoby pra­gną­cej sławy, przez co po­stać jest nieco nie­wia­ry­god­na.

Smut­ne, po­my­sło­we i trzy­ma­ją­ce w na­pię­ciu s-f.

 

2P dla Cie­bie: Po­zdra­wiam i Po­le­cam do Bi­blio­te­ki!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Dzię­ki za ko­men­ta­rze. Cie­szę się, że się spodo­ba­ło :) .

W przed­sta­wio­nej hi­sto­rii za­bra­kło mi słów (lub scen) kilku z ad­op­cyj­ną matką chłop­ca.

Mo­żesz mieć rację, że można było tam jesz­cze umie­ścić jedno albo dwa do­dat­ko­we zda­nia w tym stresz­cze­niu wspól­nych ob­ser­wa­cji. Nie wy­klu­czo­ne, że je jesz­cze dodam, jak będę miał chwi­lę, żeby się nad nimi za­sta­no­wić.

Łu­kasz

Hej

Do­brze, ale za krót­ko. Przy­łą­czę się do opi­nii Gra­vel, że po­czą­tek nieco “ste­ryl­ny”, ale potem się roz­krę­ci­ło. Po­stać chłop­ca na­praw­dę mnie za­cie­ka­wi­ła, świet­ny po­mysł na moc.

Tro­chę za­bra­kło roz­wi­nię­cia wąt­ków po­bocz­nych, np. matki albo dy­wa­ga­cji na­ukow­ców nad wi­zja­mi Bart­ka.

Mimo wszyst­ko za­słu­gu­je na Bi­blio­te­kę, więc do­kli­ku­ję.

Po kilku wer­sach, w mojej gło­wie za­czę­ły ro­dzić się sko­ja­rze­nia, a głów­ne to film K-Pax. Twoje opo­wia­da­nie za­wie­ra po­dob­ny, ta­jem­ni­czy kli­mat. Przy­cze­pił­bym się do koń­ców­ki.

roz­ma­wia­li­śmy jesz­cze przez chwi­lę, pod­czas któ­rej upew­ni­łem się, że chło­pak sobie po­ra­dzi, po czym się po­że­gna­li­śmy.

Wię­cej go nie wi­dzia­łem.

Na tym bym za­koń­czył. Albo:

– Są spo­so­by na zaj­rze­nie do pana głowy. – Z głosu prze­słu­chu­ją­ce­go nie dało się wy­czy­tać żad­nych emo­cji.

Po pro­stu widzę tego go­ścia, a to skre­ślo­ne jest w mojej gło­wie tro­chę jak prze­krę­co­na skar­pet­ka w bucie, która szwem spra­wia dys­kom­fort na małym pa­lusz­ku.

Dzię­ki za to opo­wia­da­nie:)

Był dwu­dzie­sty siód­my stycz­nia. Czwar­tek. Wie­lo­krot­nie wra­ca­łem do tego dnia my­śla­mi, po­nie­waż to wtedy po­zna­łem Bart­ka. Było bar­dzo późno.Poza mną w In­sty­tu­cie Astro­no­mii znaj­do­wa­li się już tylko ochro­nia­rze i sprzą­tacz­ki. Pra­co­wa­łem jako za­stęp­ca dy­rek­to­ra i ana­li­zo­wa­łem nie­ści­sło­ści w wy­ni­kach ob­ser­wa­cji, które od mie­się­cy nie da­wa­ły mi spo­ko­ju. Wtedy była to dla mnie naj­waż­niej­sza spra­wa.

No, przy­znam, że się skrzy­wi­łam. Masz tyle moż­li­wo­ści, a wy­bra­łeś tę naj­mniej ele­ganc­ką. Po co Ci tam tyle in­for­ma­cji, i data, i dzień ty­go­dnia. Przez ten nad­miar in­for­ma­cji, któ­rych czy­tel­nik i tak nie spa­mię­ta, po­ja­wi­ła się by­ło­za i nie­ład­ne: znaj­do­wa­li się.

Przy tym bo­ha­ter opo­wia­da wy­da­rze­nia sprzed lat, do któ­rych (skoro je opo­wia­da) wciąż wraca my­śla­mi ;)

 

O ile pierw­szy aka­pit no… nie spa­so­wał, to póź­niej opko wcią­gnę­ło i ca­łość nie­zmier­nie mi się po­do­ba­ła. Wstrzyk­nię­cie emo­cji do opka za­dzia­ła­ło na medal, po­wie­dzia­ła­bym wręcz, że opko emo­cja­mi stoi. O kwe­stii na­uko­wej wy­po­wi­dać się nie będę, bo się nie znam, ale hi­sto­ria dzie­cia­ka wy­ko­rzy­sty­wa­ne­go przez armię na­ukow­ców jest po­ru­sza­ją­ca.

 

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Witaj, Lu­ke­nie!

Opo­wia­da­nie po­do­ba­ło mi się. Ję­zy­ko­wo może nieco od­sta­je, na­to­miast bar­dzo spodo­ba­ła mi się re­la­cja Bart­ka i na­ukow­ca, dia­lo­gi ode­bra­łem jako na­tu­ral­ne, za to duży plus. Z nie­do­sy­tem po­zo­sta­wia mnie re­ali­za­cja po­my­słu na dar chło­pa­ka – myślę, że temat zo­stał le­d­wie liź­nię­ty, da­ło­by się tutaj wy­krze­sać z tego ra­so­we SF, które aż się prosi o nieco więk­szy me­traż.

Choć tekst jest krót­ki, zmie­nił­bym nieco pro­por­cje, bo np. po­cząt­ko­wo dłuży się całe to nie­do­wie­rza­nie na­ukow­ca, jego scep­ty­cyzm; moim zda­niem nie trze­ba było tego po­wta­rzać aż tyle razy. Za­miast tego aż się prosi wrzu­cić tu i ów­dzie opis dzi­wów, jakie Bar­tek jest w sta­nie doj­rzeć w od­le­głym ko­smo­sie.

Dzię­ki za ko­men­ta­rze :) .

 

@Za­na­is

Do­brze, ale za krót­ko. Przy­łą­czę się do opi­nii Gra­vel, że po­czą­tek nieco “ste­ryl­ny”, ale potem się roz­krę­ci­ło. Po­stać chłop­ca na­praw­dę mnie za­cie­ka­wi­ła, świet­ny po­mysł na moc.

Po­czą­tek fak­tycz­nie wy­szedł naj­sła­biej, pew­nie dla­te­go, że do­pie­ro wpa­da­łem w rytm. Tro­chę go wy­gła­dzi­łem, mam na­dzie­ję, że teraz mniej męczy tych kilka pierw­szych zdań.

Cie­szę się, że udało mi się za­cie­ka­wić :) .

 

@vr­champs

“roz­ma­wia­li­śmy jesz­cze przez chwi­lę, pod­czas któ­rej upew­ni­łem się, że chło­pak sobie po­ra­dzi, po czym się po­że­gna­li­śmy.

Wię­cej go nie wi­dzia­łem.”

Na tym bym za­koń­czył. Albo:

“– Są spo­so­by na zaj­rze­nie do pana głowy. – Z głosu prze­słu­chu­ją­ce­go nie dało się wy­czy­tać żad­nych emo­cji.”

Oba­wiam się, że ucię­cie w pierw­szym miej­scu, ucię­ło­by prze­mia­nę Urba­nia­ka, który w ostat­niej sce­nie na­brał tro­chę od­wa­gi i rzu­cił pracę w In­sty­tu­cie.

Nad drugą pro­po­zy­cją się nawet ory­gi­nal­nie za­sta­na­wia­łem. I mam przy­naj­mniej jeden tekst, który się wła­śnie tak koń­czy, tj. dia­lo­giem bez dal­sze­go opisu, bę­dą­cym jed­no­cze­śnie jakby pu­en­tą, ale od tam­te­go czasu na­bra­łem prze­ko­na­nia, że ten opis pełni w pew­nym sen­sie funk­cję klam­ry. Tak jak krop­ka na końcu zda­nia. Chęt­nie prze­czy­tam opi­nie in­nych na ten temat, bo je­stem cie­kaw co na ten temat myślą.

 

@Ir­ka­_Luz

No, przy­znam, że się skrzy­wi­łam. Masz tyle moż­li­wo­ści, a wy­bra­łeś tę naj­mniej ele­ganc­ką. Po co Ci tam tyle in­for­ma­cji, i data, i dzień ty­go­dnia. Przez ten nad­miar in­for­ma­cji, któ­rych czy­tel­nik i tak nie spa­mię­ta, po­ja­wi­ła się by­ło­za i nie­ład­ne: znaj­do­wa­li się.

Przy tym bo­ha­ter opo­wia­da wy­da­rze­nia sprzed lat, do któ­rych (skoro je opo­wia­da) wciąż wraca my­śla­mi ;)

Po­zwo­li­łem sobie upro­ścić tych pierw­szych kilka zdań, bo fak­tycz­nie były tro­chę prze­kom­bi­no­wa­ne.

Cie­szę się, że wcią­gnę­ło. :)

 

@Mr­Bri­ght­si­de

Opo­wia­da­nie po­do­ba­ło mi się. Ję­zy­ko­wo może nieco od­sta­je, na­to­miast bar­dzo spodo­ba­ła mi się re­la­cja Bart­ka i na­ukow­ca, dia­lo­gi ode­bra­łem jako na­tu­ral­ne, za to duży plus. Z nie­do­sy­tem po­zo­sta­wia mnie re­ali­za­cja po­my­słu na dar chło­pa­ka – myślę, że temat zo­stał le­d­wie liź­nię­ty, da­ło­by się tutaj wy­krze­sać z tego ra­so­we SF, które aż się prosi o nieco więk­szy me­traż.

Choć tekst jest krót­ki, zmie­nił­bym nieco pro­por­cje, bo np. po­cząt­ko­wo dłuży się całe to nie­do­wie­rza­nie na­ukow­ca, jego scep­ty­cyzm; moim zda­niem nie trze­ba było tego po­wta­rzać aż tyle razy. Za­miast tego aż się prosi wrzu­cić tu i ów­dzie opis dzi­wów, jakie Bar­tek jest w sta­nie doj­rzeć w od­le­głym ko­smo­sie.

W za­sa­dzie cie­szę się, że wy­wo­ła­łem nie­do­syt, bo to znacz­nie le­piej niż prze­syt ;) .

Je­że­li cho­dzi o pro­por­cje to za­wsze bę­dzie coś za coś i tu sta­łem przed wie­lo­ma dy­le­ma­ta­mi, które nie wiem czy roz­wią­za­łem naj­le­piej, ale sta­ra­łem się. Oso­bi­ście uwa­żam, że to co zo­ba­czył tam Bar­tek jest dru­go­rzęd­ne w tej hi­sto­rii, i je­że­li opi­sał­bym coś “zbyt cie­ka­we­go”, to by tylko od­wró­ci­ło uwagę od waż­niej­szych rze­czy.

Cie­szę się, że się po­do­ba­ło :) .

No, przy­znam, że się skrzy­wi­łam. Masz tyle moż­li­wo­ści, a wy­bra­łeś tę naj­mniej ele­ganc­ką. Po co Ci tam tyle in­for­ma­cji, i data, i dzień ty­go­dnia. Przez ten nad­miar in­for­ma­cji, któ­rych czy­tel­nik i tak nie spa­mię­ta, po­ja­wi­ła się by­ło­za i nie­ład­ne: znaj­do­wa­li się.Przy tym bo­ha­ter opo­wia­da wy­da­rze­nia sprzed lat, do któ­rych (skoro je opo­wia­da) wciąż wraca my­śla­mi ;

No, przy­znam, że się skrzy­wi­łam. Masz tyle moż­li­wo­ści, a wy­bra­łeś tę naj­mniej ele­ganc­ką. Po co Ci tam tyle in­for­ma­cji, i data, i dzień ty­go­dnia. Przez ten nad­miar in­for­ma­cji, któ­rych czy­tel­nik i tak nie spa­mię­ta, po­ja­wi­ła się by­ło­za i nie­ład­ne: znaj­do­wa­li się.

Przy tym bo­ha­ter opo­wia­da wy­da­rze­nia sprzed lat, do któ­rych (skoro je opo­wia­da) wciąż wraca my­śla­mi ;)

Łu­kasz

Jak widać, liczy się po­mysł. Od razu gna się do przo­du, prze­ska­ku­jąc wersy w po­szu­ki­wa­niach od­po­wie­dzi na py­ta­nie: Co bę­dzie dale?

Jedna uwaga co do tych emo­cji: Nie­ste­ty nie czu­łem. 

Za­sta­na­wia­łem się, gdzie znik­nę­ły. Ale Nie! Są tam. Tylko ukry­te. 

Tekst, mimo że cie­ka­wy to czyta się go miej­sca­mi jak opis sy­tu­acji. Chciał­bym być po­rwa­ny sceną do tego świa­ta, wpaść tam i prze­ży­wać wszyst­ko razem z bo­ha­te­rem. Tutaj mam wra­że­nie, że wszyst­ko ob­ser­wu­je z boku i chciał­bym, aby scena trwa­ła i się roz­wi­nę­ła, ale ona już ule­cia­ła i za­stą­pił ją na­stęp­ny opis.

Szu­ka­łem i szu­ka­łem tych emo­cji i zna­la­złem.

 Dia­lo­gi!. Jeśli pi­szesz w pierw­szej oso­bie, to uwa­żam, że nie jest łatwo oddać uczu­cie bo­ha­te­ra: "Zde­ner­wo­wa­łem się, Bałem się…" Może jakby coś dodać ? "Byłem zde­ner­wo­wa­ny, aż trzę­sły mi się ręce. Puls rósł chyba wy­kład­ni­czo. Na czoło wy­peł­zła już pierw­sza war­stew­ka wil­go­ci. Jesz­cze chwi­la i za­czną spa­dać kro­ple, za­le­wa­jąc mi oczy."

Za to w dia­lo­gu: "– Nie wie­rzę! Nie wie­rzę! Jak ty to ro­bisz chło­pa­ku? – pra­wie krzy­cza­łem". Chyba ła­twiej, ale sam oceń. 

Pew­nie za­mie­sza­łem, ale tak to czuje. Mam na­dzie­je, że bę­dzie to przy­dat­ne.

Hej,

 

W sumie zgo­dzę się z Wiecz­nym – po­mysł jest ba­aar­dzo cie­ka­wy, ale bra­ku­je mi tro­chę eks­pre­syw­no­ści u po­sta­ci.

I ja rów­nież chęt­nie prze­czy­ta­ła­bym jakiś opis gwiaz­dy/ga­lak­ty­ki itp. ;)

 

Co do tego, co Bar­tek zo­ba­czył na “po­cząt­ku wszech­świa­ta” – nie bar­dzo po­tra­fi­łam sobie do tego przy­ło­żyć jakąś in­ter­pre­ta­cję. Ale ja aku­rat je­stem w takie kloc­ki kiep­ska. ;)

 

Kilka uwag i uwa­żek devil

 

Pa­trzył się na mnie

Bez “się” by­ło­by IMO le­piej.

 

 

Za­baw­ne, że teraz to naj­mniej istot­ny szcze­gół.

W świe­tle ca­łe­go opo­wia­da­nia to nie jest moim zda­niem dobre sfor­mu­ło­wa­nie – może bar­dziej: “Za­baw­ne, że teraz nie in­te­re­su­je mnie to wcale” itp.

I tak jakoś pa­su­je mi to jako ko­niec aka­pi­tu…

 

Ko­bie­ta wy­glą­da­ła na za­kło­po­ta­ną.

– Wy­ja­śnisz panu? – za­py­ta­ła Bart­ka.

Nie wiem, czy taki babsz­tyl – ad­op­tu­ją­cy dzie­cia­ka dla sławy – byłby “za­kło­po­ta­ny”. Może ra­czej: roz­ka­za­ła – czy coś ta­kie­go?

 

– Wresz­cie! – ode­zwał się w te­le­fo­nie. – Chło­pak ma ja­kieś pro­ble­my, ale daj mu szan­sę! Wiesz co, teraz ja nie mogę roz­ma­wiać, ale weź go na ob­ser­wa­cję nieba, to od razu zro­zu­miesz! Nie będę ci psuł za­ba­wy.

Wszyst­kie kwe­stie Wik­to­ra wy­da­ją mi się strasz­nie na­cią­ga­ne i nie­na­tu­ral­ne w ta­kiej sy­tu­acji. Może ra­czej po­wi­nien być ta­jem­ni­czy? Taki “po­nu­ro ta­jem­ni­czy”? Coś w stylu: “Mu­sisz sam się prze­ko­nać. Za­ufaj mi. Wy­słu­chaj tego chło­pa­ka”. “Sam oce­nisz, czy było warto”. Itp. Bo on też do­wie­dział się o tym chyba dość nie­daw­no – rzecz jest prze­cież nie­sa­mo­wi­ta – a go­ściu brzmi, jakby bie­gał po parku. ;D

 

No, mu­sia­łam się do­cze­pić – i uczy­ni­łam to. :D

 

Po­do­ba­ło mi się. Naj­bar­dziej po­mysł. Ale wcią­gnę­ło. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Byłem wtedy za­stęp­cą dy­rek­to­ra i ana­li­zo­wa­łem nie­ści­sło­ści w wy­ni­kach ob­ser­wa­cji, które od mie­się­cy nie da­wa­ły mi spo­ko­ju. Wtedy była to dla mnie naj­waż­niej­sza spra­wa.

Tro­chę brzyd­ko.

 

Ku mo­je­mu zdzi­wie­niu, z każ­dym ty­go­dniem Bar­tek wy­glą­dał coraz zdro­wiej. Sińce za­czę­ły za­ni­kać, a bla­dość za­stą­pił zdro­wy, cie­pły kolor. Gdy pew­ne­go razu go od­wie­dzi­łem, do­strze­głem opa­tru­nek na jed­nym z jego oczu. Pie­lę­gniar­ka po­wie­dzia­ła, że chi­rurg mu­siał je usu­nąć, bo wdar­ło się za­ka­że­nie.

Nie uwie­rzy­łem jej.

Świet­ny frag­ment.

 

– Wiem. Wszyst­ko wi­dzia­łem. – Jego głos był za­ska­ku­ją­co spo­koj­ny. – Dla­te­go ucie­kłem od razu po od­zy­ska­niu czu­cia.

Nikt go nie pil­no­wał?

 

Bar­dzo dobre opo­wia­da­nie.

A nie spo­dzie­wa­łem się, że tak się wcią­gnę.

Po­mysł pro­sty, ale po­rząd­nie wy­ko­na­ny. Dość szyb­ko po­my­śla­łem o tym, do czego będą chcie­li wy­ko­rzy­stać ta­lent chło­pa­ka, ale w ni­czym to nie prze­szka­dza­ło, bo było to naj­bar­dziej sen­sow­nym roz­wi­nię­ciem tego po­my­słu.

Scena z za­bra­niem oka mi­strzow­ska.

Za to opis tego, co wi­dział w cen­trum wszech­świa­ta:

 

“– Widzę czło­wie­ka otwie­ra­ją­ce­go oczy – od­po­wie­dział chło­piec. – Jakby się obu­dził.

Od­gło­sy roz­mów się wzmo­gły.

– Scho­dzi po dra­bi­nie, która nie ma końca – kon­ty­nu­ował, a jego twarz za­czę­ły opa­no­wy­wać tiki.”

 

Bę­dzie mnie na­wie­dzać przez naj­bliż­sze dni. Na pewno coś chcia­łeś przez to prze­ka­zać, ale na razie nie je­stem pe­wien, co. Świet­na za­gad­ka.

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Prze­pięk­ne, głę­bo­kie opo­wia­da­nie:) nie czy­ta­łam wszyst­kich ko­men­ta­rzy po­wy­żej, ale mi się na­su­wa jesz­cze tro­chę jedna in­ter­pre­ta­cja – chło­pak z PTSD i od­czu­cie po­sze­rzo­nej świa­do­mo­ści, takie jak nie­któ­rzy mie­wa­ją pod­czas/ po „ciem­nej nocy duszy”.  Je­stem za­uro­czo­na:) Luken heart rzą­dzisz! 

Only Kpax :)

Dzię­ki za ko­men­ta­rze, cie­szę się, że się spodo­ba­ło :) .

 

@Geki 

Tro­chę brzyd­ko.

Masz zu­peł­ną rację. Po­pra­wi­łem.

Łu­kasz

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Bar­dzo fajny po­mysł na ta­lent i prze­kleń­stwo chło­pa­ka. Cie­ka­we, co wi­dział na Ziemi.

Czy jakaś ko­mi­sja etyki po­zwo­li­ła na wy­ra­bia­nie mu ta­kich rze­czy? O ile hip­no­zę jesz­cze jakoś można tłu­ma­czyć, to wy­cię­cie oka jest podłe. Ale, cho­le­ra, ra­czej praw­do­po­dob­ne.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka