- Opowiadanie: DHBW - Szpital dla wyświechtańców

Szpital dla wyświechtańców

Cześć Wszyst­kim,

Po­ni­żej za­miesz­czam moje de­biu­tanc­kie (na tym por­ta­lu :)) opo­wia­da­nie – w za­ło­że­niu lek­kie i przy­jem­ne, dobre do po­gim­na­sty­ko­wa­nia wy­obraź­ni. Mam na­dzie­ję, że się spodo­ba – i że choć raz drgną Wam ką­ci­ki ust. ;)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Szpital dla wyświechtańców

To był po­nie­dzia­łek. Wcze­sny ranek, śro­dek je­sie­ni. Za­trzy­ma­łem się na wy­so­ko­ści nie­po­zor­nych, prze­szklo­nych drzwi. O tej porze prze­chod­niów było jak na le­kar­stwo, toteż bez skrę­po­wa­nia roz­go­ści­łem się na środ­ku chod­ni­ka. Za­dar­łem głowę ku wid­nie­ją­ce­mu nad drzwia­mi szyl­do­wi.

 

SZPI­TAL DLA PRZY­SŁÓW, UTAR­TYCH WY­RA­ŻEŃ I WY­ŚWIECH­TA­NYCH ME­TA­FOR

 

Prze­łkną­łem ślinę. Za spra­wą sta­rej, drew­no­po­dob­nej sklej­ki i szkła o gru­bo­ziar­ni­stej struk­tu­rze drzwi na­tych­miast sko­ja­rzy­ły mi się z nie­do­sta­tecz­nym fi­nan­so­wa­niem służ­by zdro­wia i chu­dy­mi la­ta­mi mi­nio­ne­go sys­te­mu po­li­tycz­ne­go. Jesz­cze bar­dziej onie­śmie­la­ją­ca była świa­do­mość, że to za nimi od­bę­dę swoje pierw­sze prak­ty­ki le­kar­skie. W pla­ców­ce, któ­rej inni stu­den­ci bali się jak ognia.

Ja pod­ją­łem wy­zwa­nie. Zgło­si­łem się sam, bez przy­mu­su, nie dla­te­go, że jako ostat­ni wpi­sy­wa­łem się na listę. W głębi serca czu­łem, że wyj­dzie mi to na dobre, a w przy­szło­ści może je­dy­nie za­owo­co­wać. Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da mi w kość, spo­nie­wie­ra mnie i do­pro­wa­dzi na skraj wy­trzy­ma­ło­ści – ale i za­har­tu­je, przy­go­tu­je na trud­ny le­kar­ski los. Swoją de­cy­zję, na którą inni pu­ka­li się w czoło, trak­to­wa­łem jako in­we­sty­cję.

Wzią­łem głę­bo­ki wdech i pchną­łem lewe, ru­cho­me skrzy­dło drzwi. Zna­la­złem się w cia­snej klit­ce o ścia­nach po­kry­tych po­ły­skli­wą, szarą ema­lią. Świe­tlów­ka na su­fi­cie po­wi­ta­ła mnie ner­wo­wym mru­ga­niem. Za ladą re­cep­cji sie­dzia­ła pulch­na, nie­mło­da już ko­bie­ta w bia­łym far­tu­chu i pie­lę­gniar­skim czep­ku. Je­dy­ne czte­ry krze­sła, usta­wio­ne w rząd­ku przy ścia­nie po lewej, za­ję­te były przez dłu­gie ciel­sko naj­praw­dziw­sze­go w świe­cie kro­ko­dy­la. Kro­ko­dyl łkał, chli­pał, szlo­chał, a przede wszyst­kim – ronił łzy. W wiel­kiej ob­fi­to­ści.

Na po­sadz­ce utwo­rzy­ła się już mała ka­łu­ża.

Od­chrząk­ną­łem.

 – Dzień dobry. Ta­de­usz Pum­per­ni­kiel, nowy prak­ty­kant… Je­stem umó­wio­ny z dok­to­rem Mor­dę­gą.

 – Usiąść sobie – za­ko­men­de­ro­wa­ła re­cep­cjo­nist­ka, ni­skim, acz nad wyraz do­no­śnym gło­sem. – Po­cze­kać. Zaraz prze­krę­cę do dok­to­ra.

Ro­zej­rza­łem się bez­rad­nie wo­ko­ło – po czym przy­lgną­łem do ścia­ny na­prze­ciw za­pła­ka­ne­go gada. Po­cząt­ko­wo prze­ra­ża­ły mnie jego ogrom­ne roz­mia­ry i ster­czą­ce z pasz­czy zę­bi­ska, lecz jego kon­se­kwent­na, nie­słab­ną­ca roz­pacz spra­wi­ła, że szyb­ko zdję­ło mnie współ­czu­cie. Uśmiech­ną­łem się doń po­cie­sza­ją­co, a po chwi­li wa­ha­nia po­ma­cha­łem w przy­ja­ciel­skim ge­ście.

Re­cep­cjo­nist­ka prych­nę­ła z po­li­to­wa­niem.

 – Igno­ro­wać, nie zwra­cać uwagi – po­ra­dzi­ła znu­dzo­nym tonem. – To są wszyst­ko kro­ko­dy­le łzy.

Na to kro­ko­dyl za­prze­stał chli­pa­nia i łyp­nął na mnie by­stro, chy­trze, jakby spraw­dza­jąc moją re­ak­cję. Za­mru­ga­łem, wiel­ce skon­ster­no­wa­ny, a wów­czas chlip­nął krót­ko, nie za gło­śno – jakby na próbę. Po­ma­so­wa­łem w roz­tar­gnie­niu brodę; do­praw­dy nie wie­dzia­łem, jak się w tej nie­zręcz­nej sy­tu­acji za­cho­wać. Szczę­śli­wie z opre­sji wy­ba­wił mnie dok­tor Mor­dę­ga, który wła­śnie uchy­lił drzwi na da­le­kim końcu po­miesz­cze­nia.

 – Pan Pum­per­ni­kiel? Za­pra­szam tu do mnie. An­to­ni Mor­dę­ga. – Uści­snę­li­śmy sobie dło­nie ponad pro­giem. – Pro­szę, pro­szę, opro­wa­dzę pana, tak na dobry po­czą­tek. – Piąty rok? – za­ga­dał, gdy ru­szy­li­śmy po­nu­rym ko­ry­ta­rzem, ogól­nym wy­stro­jem nie od­bie­ga­ją­cym od re­cep­cji.

 – Nie ina­czej, panie dok­to­rze. – Przyj­rza­łem się ukrad­kiem jego przed­wcze­śnie po­si­wia­łym wło­som i pod­krą­żo­nym na śliw­ko­wo oczom. Zło­wróżb­ne były to omeny.

 – Na se­sjach dają po­pa­lić?

 – I to jak, panie dok­to­rze.

 – To do­brze. Bar­dzo do­brze.

Za­trzy­mał się pod pierw­szy­mi drzwia­mi na lewo; umiesz­czo­na w nich była, mniej wię­cej na wy­so­ko­ści ludz­kiej twa­rzy, nie­wiel­ka, pro­sto­kąt­na szyb­ka. Mor­dę­ga ge­stem za­chę­cił mnie, bym zaj­rzał do środ­ka.

 – To nasz ga­bi­net den­ty­stycz­ny. Wiecz­nie oku­po­wa­ny… Ale pan ze spe­cja­li­za­cji chi­rur­gicz­nej?

 – Zga­dza się – od­par­łem, za­glą­da­jąc przez szyb­kę. Uj­rza­łem ty­po­wy fotel den­ty­stycz­ny z ty­po­wą den­ty­stycz­ną apa­ra­tu­rą, jak rów­nież cał­kiem ty­po­we­go den­ty­stę. Nie­ty­po­wy był je­dy­nie pa­cjent – ogrom­ny, żół­ta­wy, tu i ów­dzie nad­kru­szo­ny – ząb.

 – To Ząb Czasu – wy­ja­śnił Mor­dę­ga. – Wiecz­nie coś nad­gry­za, nawet naj­tward­sze ma­te­ria­ły, naj­so­lid­niej­sze struk­tu­ry. A to nie po­zo­sta­je bez wpły­wu na zdro­wie.

Po­ki­wa­łem ze zro­zu­mie­niem głową; Mor­dę­ga po­pro­wa­dził mnie dalej.

 – To po­win­no bar­dziej pana za­in­te­re­so­wać. Jedna z na­szych sal ope­ra­cyj­nych.

Za­chę­co­ny przez dok­to­ra, spoj­rza­łem przez iden­tycz­ne jak w po­przed­nich drzwiach prze­szkle­nie. O mało nie krzyk­ną­łem z wra­że­nia. Na stole ope­ra­cyj­nym leżał indyk w dwóch ka­wał­kach: ten mniej­szy sta­no­wi­ła głowa z frag­men­tem szyi, ten więk­szy – resz­ta in­dy­cze­go ciała.

Głowa ob­ra­ca­ła się to na jedną, to na drugą stro­nę; małe, czar­ne oczka za­pa­mię­ta­le mru­ga­ły.

 – T-t-t-ooo… To chyba jakiś cięż­ki przy­pa­dek – wy­ją­ka­łem, czu­jąc, że robię się blady jak prze­ście­ra­dło.

Mój prze­wod­nik zer­k­nął na mnie spode łba, tak jakby po­dej­rze­wał, że stro­ję sobie żarty.

 – Mamy tak co so­bo­tę – od­parł z lekką na­ga­ną w gło­sie. – Ten tutaj to już na szczę­ście ostat­ni.

 – No tak, oczy­wi­ście – za­szem­ra­łem i zaraz od­chrząk­ną­łem. – A na co oni jesz­cze cze­ka­ją?

Chi­rurg w szpi­tal­nej zie­le­ni stał przy stole ope­ra­cyj­nym, lecz przy­mknię­te oczy miał utkwio­ne w su­fi­cie; po jego głę­bo­kich wes­tchnie­niach po­zna­łem, że na coś czeka. Cze­kał rów­nież indyk, ły­pią­cy prze­ra­żo­ny­mi oczka­mi to na mnie, to na chi­rur­ga. Pie­lę­gniarz, ewi­dent­nie za­afe­ro­wa­ny, krzą­tał się na czwo­ra­ka w od­le­głym kącie, roz­gar­nia­jąc coś ra­mio­na­mi; zmar­twio­na sa­lo­wa przy­świe­ca­ła mu la­tar­ką. Czemu słu­ży­ły te za­bie­gi – tego nie po­tra­fi­łem od­gad­nąć.

 – Szu­ka­ją igły – wy­ja­śnił Mor­dę­ga, takim tonem, jakby to było oczy­wi­ste. – W stogu siana – dodał cier­pli­wie, wi­dząc, że nie­wie­le z tego zro­zu­mia­łem.

Czer­wo­ny po same czub­ki uszu, po­zwo­li­łem po­pro­wa­dzić się dalej. Nie­ste­ty, nim zdo­ła­łem przy­tknąć nos do ko­lej­nej szyb­ki, do Mor­dę­gi pod­bie­gła za­sa­pa­na pie­lę­gniar­ka. Na jej po­sza­rza­łej twa­rzy ma­lo­wa­ło się zmę­cze­nie; zda­wa­ło się, że wal­czy z opa­da­ją­cy­mi po­wie­ka­mi. Far­tuch miała wy­mię­ty, dłu­gie, czar­ne włosy – nie­przy­zwo­icie prze­tłusz­czo­ne. Po­mi­mo prze­ciw­no­ści losu, któ­rych na ten mo­ment nawet nie pró­bo­wa­łem sobie wy­obra­żać, pa­trzy­ła na świat przez ró­żo­we oku­la­ry.

 – Panie dok­to­rze, jest pan pil­nie po­trzeb­ny na czwór­ce. Z dużej chmu­ry znowu pada duży deszcz.

 – Już bie­gnę – od­parł męż­czy­zna, wy­raź­nie za­nie­po­ko­jo­ny, po czym zwró­cił się do mnie: – Pro­szę się tutaj ro­zej­rzeć na wła­sną rękę… Wrócę tak szyb­ko, jak to bę­dzie moż­li­we.

Nie zdą­ży­łem nic od­po­wie­dzieć; od­bie­gli mnie oboje i zaraz znik­nę­li za za­krę­tem. Tak osa­mot­nio­ny nie czu­łem się jesz­cze nigdy; byłem jed­nak zde­ter­mi­no­wa­ny, by wy­wrzeć na nowym oto­cze­niu dobre wra­że­nie. Nie byłem ja­kimś tam nie­opie­rzo­nym żół­to­dzio­bem – a pew­nym sie­bie pro­fe­sjo­na­li­stą.

Za­ło­ży­łem ręce za plecy i nucąc bez­tro­sko pod nosem, spa­cer­kiem prze­mie­ści­łem się pod ko­lej­ne drzwi; maska, ledwo przy­wdzia­na, pod wpły­wem prze­ży­te­go szoku na­tych­miast opa­dła. Za­miast ty­po­wej szpi­tal­nej sali uj­rza­łem za prze­szkle­niem coś w ro­dza­ju mi­nia­tu­ro­we­go placu zabaw, z li­na­mi, dra­bin­ka­mi, pę­tla­mi, huś­taw­ka­mi i to­ra­mi prze­szkód. Har­co­wa­ły na nim stad­nie zie­lo­ne, szpi­cza­sto­uche cho­chli­ki dru­kar­skie – po­zna­łem je po wszech­obec­nych pla­mach atra­men­tu, zdo­bią­cych za­rów­no ich zło­śli­wie wy­krzy­wio­ne buźki, jak i ko­lo­ro­we ubran­ka. Nawet przez drzwi do­bie­ga­ły do mnie ich ra­do­sne piski i dia­bo­licz­ne chi­cho­ty. Ponad tym har­mi­drem, na osa­dzo­nych tuż pod su­fi­tem pół­kach i żer­dziach, gnieź­dzi­ły się nie­wzru­szo­ne białe kruki. Jeden łyp­nął na mnie nie­przy­jaź­nie, jak gdyby przy­ła­pał mnie na pod­glą­da­niu; drgną­łem ner­wo­wo i już chcia­łem wziąć nogi za pas, gdy moją uwagę przy­ku­ło coś dziw­ne­go. Zmru­ży­łem oczy, któ­rym po­wo­li prze­sta­wa­łem do­wie­rzać; a jed­nak nie my­li­ły się.

W po­ko­ju za drzwia­mi ścia­ny miały uszy.

Po­trzą­sną­łem ener­gicz­nie głową, lecz na próż­no – to nie był sen. Teraz do­strze­głem rów­nież na­ścien­ną ga­blo­tę, a w niej całą gamę środ­ków uspo­ka­ja­ją­cych i wzmac­nia­ją­cych; były tam rów­nież pa­tycz­ki ko­sme­tycz­ne i pre­pa­ra­ty do czysz­cze­nia uszu. „Przy­naj­mniej są czy­ste”, po­my­śla­łem, i ta myśl na­tchnę­ła mnie jakąś hi­gie­nicz­ną otu­chą.

Tylko odro­bi­nę roz­trzę­sio­ny, przy­lgną­łem ple­ca­mi do ścia­ny i ro­zej­rza­łem się za na­stęp­nym celem. Po dru­giej stro­nie ko­ry­ta­rza spo­strze­głem drzwi ozna­czo­ne na­pi­sem „La­bo­ra­to­rium”. Pełen na­dziei – la­bo­ra­to­rium ko­ja­rzy­ło mi się ste­ryl­nie z nauką i lo­gicz­ną ana­li­zą – pod­sze­dłem do nich i zaj­rza­łem do środ­ka.

To było kró­le­stwo szkła i for­ma­li­ny. W roz­licz­nych sło­ikach pły­wa­ły naj­róż­niej­sze ele­men­ty ana­to­mii, prze­waż­nie ludz­kiej. Czego tam nie było! Usta jak ma­li­ny; oczy jak gwiaz­dy; nosy orle i ha­czy­ko­wa­te; zęby jak perły; pępki świa­ta. Zło­tych war­ko­czy było od groma, sta­lo­wych ner­wów – na pęcz­ki. W wy­smu­kłych fiol­kach fos­fo­ry­zo­wa­ła de­li­kat­nie błę­kit­na krew. Ję­zy­ków cały prze­krój: cięte, gięt­kie, nie­wy­pa­rzo­ne; obok serca: złote i go­łę­bie, z lodu i z ka­mie­nia. Na sto­li­ku w kącie stało coś w ro­dza­ju ma­lut­kie­go po­pier­sia, rzeź­by osa­dzo­nej na po­stu­men­cie; pro­sto­ta formy, do­peł­nio­na po­ły­skli­wo­ścią kre­mo­wej bieli, pod­po­wie­dzia­ła mi, że mam przed sobą ala­ba­stro­we czoło.

Czu­jąc, że dy­go­czę na całym ciele, na mięk­kich no­gach ru­szy­łem dalej. Na­stęp­ny pokój za­snu­wał gąszcz pa­ję­czyn. Widok był na tyle swoj­ski, że na­tych­miast wzbu­dził moje po­dej­rze­nia; przyj­rza­łem im się do­kład­niej. Prze­czu­cie mnie nie my­li­ło. Były tam pa­ję­czy­ny in­tryg i po­wią­zań, zna­czeń i kłamstw, stra­chu i ciem­no­ści; zmarsz­czek, blizn i ran; pęk­nięć, ulic i prze­wo­dów. Ocza­mi prze­cie­ra­ny­mi ze zdu­mie­nia śle­dzi­łem bieg po­szcze­gól­nych ni­tek-nie­ni­tek, a każda taka sieć zda­wa­ła mi się nie­omal od­ręb­nym świa­tem. Wbrew moim oba­wom, a ku mojej wiel­kiej uldze, pa­ją­ków-rze­mieśl­ni­ków ni­g­dzie nie było widać.

Dalej sze­dłem już nie­mal po omac­ku, po­dob­ny błą­dzą­ce­mu lu­na­ty­ko­wi; od nad­mia­ru wra­żeń roz­bo­la­ła mnie głowa. Po­cząt­ko­wo za­mie­rza­łem zi­gno­ro­wać ten ka­ry­god­ny objaw sła­bo­ści, lecz z każdą salą, z każ­dym za­pusz­czo­nym żu­ra­wiem ból przy­bie­rał na sile. Zre­zy­gno­wa­ny, nie­chęt­nie ro­zej­rza­łem się za kimś, kto mógł­by mnie po­ra­to­wać ja­kimś far­ma­ceu­ty­kiem; jak na złość, je­dy­na pie­lę­gniar­ka, która mi­nę­ła mnie w dro­dze do swo­ich zajęć, cho­dzi­ła z głową w chmu­rach.

Wy­naj­do­wa­łem zatem coraz to nowe dziwy. Tam ktoś pier­nik do wia­tra­ka ni przy­piął, ni przy­ła­tał; tam wyło prze­stra­szo­ne wil­cze szcze­nię, przed­wcze­śnie wy­wo­ła­ne z lasu. Jesz­cze gdzie in­dziej – ręka rękę myła; obie ob­tar­te, spierzch­nię­te, za­czer­wie­nio­ne, za­pew­ne nie zda­wa­ły sobie spra­wy, że uzbro­jo­ny w no­tat­nik i dłu­go­pis męż­czy­zna dia­gno­zu­je u nich wła­śnie cięż­ki przy­pa­dek ner­wi­cy na­tręctw.

Co dalej? Jedna z odnóg ko­ry­ta­rza do­pro­wa­dzi­ła mnie do izby przy­jęć, gdzie od­ma­lo­wa­ła się przede mną cała ga­le­ria prze­waż­nie ludz­kich tra­ge­dii. Ten jadł, aż mu się uszy trzę­sły; tam­tej włosy sta­nę­ły dęba; jeden mądry nic nie robił, tylko pisał wier­sze, jakby nic in­ne­go już się nie li­czy­ło. Tam cała grupa ma węże w kie­sze­niach, po­ką­sa­ne całe ro­dzi­ny wo­ła­ją o an­ti­do­tum – a tu cho­dzą po­gło­ski, że su­ro­wi­cy brak.

Za­ta­cza­jąc się jak czło­wiek pod wpły­wem, do­tań­czy­łem do drzwi na­prze­ciw­ko i z ulgą przy­ci­sną­łem czoło do chłod­nej szyby. Pa­mię­ta­jąc, że sam zgło­si­łem się do tego wła­śnie szpi­ta­la i że teraz od­wro­tu już nie ma, ni­czym naj­bar­dziej per­wer­syj­ny z ma­so­chi­stów, bez­li­to­śnie po­de­rwa­łem głowę – i spoj­rza­łem.

W środ­ku – ko­bie­ta. Młoda, po­rząd­nie ubra­na. Wy­glą­da­ła­by zu­peł­nie zwy­czaj­nie, gdyby nie fakt, że sza­mo­ta­ła się cha­otycz­nie i za­pa­mię­ta­le ni­czym ama­zoń­ski cza­row­nik od­pra­wia­ją­cy naj­dzik­sze ry­tu­al­ne pląsy: a to wy­ma­chi­wa­ła za­ci­śnię­ty­mi pię­ścia­mi, a to dra­pa­ła i ko­pa­ła po­wie­trze, a to po­trzą­sa­ła głową… War­cza­ła.

Dy­sza­łem teraz i po­ci­łem się jak przy naj­sroż­szej go­rącz­ce.

 – Panie Pum­per­ni­kiel…?

Obej­rza­łem się przez ramię; to był Mor­dę­ga, stał kilka kro­ków dalej i nawet nie pró­bo­wał ukryć nie­po­ko­ju.

Tak jakby wie­dział, że upar­te pa­skudz­two i tak wy­sta­wi zza poły jego far­tu­cha swój pa­skud­ny pysk.

 – Do­brze się pan czuje? – do­py­tał, pod­cho­dząc bli­żej.

Po­ki­wa­łem ener­gicz­nie głową; zda­wa­ła mi się cięż­ka i lekka za­ra­zem.

 – Jest pan pe­wien? – Mor­dę­ga nie wy­glą­dał na prze­ko­na­ne­go.

 – Tak, tak… To tylko… Uff… Lekka nie­straw­ność.

 – Ro­zu­miem. – Jako do­świad­czo­ny spe­cja­li­sta, nie spusz­czał ze mnie czuj­ne­go spoj­rze­nia. – Zdą­żył pan sobie wszyst­ko obej­rzeć?

I znów po­tak­ną­łem gor­li­wie, po czym wy­ce­lo­wa­łem roz­trzę­sio­ny palec w ko­bie­tę za szybą.

 – Co… – Prze­łkną­łem ślinę. – Co do­le­ga tej pa­cjent­ce?

Za­in­try­go­wa­ny Mor­dę­ga zaj­rzał do środ­ka. Przez chwi­lę marsz­czył w sku­pie­niu czoło, lecz zaraz się roz­po­go­dził.

 – A, to! To jest pani Mał­go­sia. Od pew­ne­go czasu za­wzię­cie bije się z my­śla­mi. To jak? Uśmiech­nął się za­chę­ca­ją­co i za­tarł ręce. – Po­ka­żę panu za­ple­cze – i bie­rze­my się do ro­bo­ty?

Po­pro­wa­dził mnie be­to­no­wy­mi scho­da­mi w dół. Przy­jem­ny chłód, który pa­no­wał w pod­ziem­nym ko­ry­ta­rzu, nieco mnie otrzeź­wił. Chcąc otrzeć spo­co­ne czoło, się­gną­łem do kie­sze­ni po chust­kę; ku mojej roz­pa­czy, zna­la­złem je­dy­nie ku­kuł­cze jajo.

Zza da­le­kie­go za­krę­tu do­bie­ga­ły nas ja­kieś mia­ro­we ude­rze­nia, ja­kieś draż­nią­ce zgrzy­ty, me­ta­licz­ne szczęk­nię­cia – coraz to gło­śniej­sze.

 – Co to ta­kie­go? – wy­dy­sza­łem Mor­dę­dze w kark, zdję­ty ir­ra­cjo­nal­ną zgro­zą.

 – Te dźwię­ki? To nasza kuź­nia. W tego ro­dza­ju pla­ców­ce nie­odzow­na. Chce pan zo­ba­czyć?

Nie chcia­łem; wie­dzia­łem jed­nak, że po­wi­nie­nem. Po­de­szli­śmy do drzwi, zza któ­rych do­bie­gał zło­wiesz­czy hałas; były uchy­lo­ne, za­pew­ne dla wy­pusz­cze­nia go­rą­ca. Od­waż­nie zaj­rza­łem do środ­ka, a pierw­szym, co zo­ba­czy­łem, były sze­ro­kie plecy i mu­sku­lar­ne ra­mio­na ko­wa­la. Na jego szla­chet­nym fachu nie zna­łem się wcale, lecz wi­dzia­łem, że nie próż­no­wał – kuł że­la­zo, póki go­rą­ce. Pod ścia­ną pię­trzył się cały stos motyk o nad­to­pio­nych ostrzach, zaś bli­żej roz­bu­cha­ne­go pieca wa­la­ły się same osmo­lo­ne trzon­ki; czu­łem, że tych dru­gich nic już nie ura­tu­je z opa­łów. Na prawo od drzwi, na pół­kach ogrom­ne­go re­ga­łu, usta­wi­ły się w kar­nych rząd­kach dzie­siąt­ki par butów.

 – To już na luty – wy­ja­śnił szep­tem Mor­dę­ga. – Dla ca­łe­go per­so­ne­lu.

Za­czy­na­łem po­dej­rze­wać, że czyta mi w my­ślach.

– To nie tak – za­pew­nił ła­god­nie, je­dy­nie wzma­ga­jąc moje po­dej­rze­nia.

Wy­co­fa­li­śmy się na pa­lusz­kach, nie chcąc prze­szka­dzać si­ła­czo­wi w pracy; a kiedy tak przy­my­ka­łem te ognio­od­por­ne drzwi, kiedy tra­ci­łem z oczu te sze­ro­kie plecy, tę syl­wet­kę niedź­wie­dzią a pro­me­te­uszo­wą, w gło­wie mojej za­ko­ła­ta­ło się do­nio­słe py­ta­nie: „Je­st­że li on czy nie jest – ko­wa­lem wła­sne­go losu?”.

Od­po­wie­dzi nie zna­łem; być może dane mi bę­dzie ją od­kryć. W mię­dzy­cza­sie zaj­rze­li­śmy jesz­cze do ma­ga­zy­nu leków, do skła­dzi­ku z apa­ra­tu­rą, do bru­dow­ni­ka; na ko­niec Mor­dę­ga za­pro­wa­dził mnie do pral­ni. Widok uło­żo­nych w równe stosy ręcz­ni­ków, koł­der, prze­ście­ra­deł, po­dzia­łał na mnie do­praw­dy uspo­ka­ja­ją­co; do mo­men­tu, kiedy zza brzyd­kiej, bla­sza­nej prze­gro­dy do­biegł mnie jakiś dziw­ny szum, który przy­wo­dził na myśl prze­sy­pu­ją­cy się pia­sek. Mia­łem wra­że­nie, że śmi­gnął w dół, jakby prze­miesz­cza­jąc się spod su­fi­tu ku pod­ło­dze.

Zer­k­ną­łem na Mor­dę­gę. Ski­nął przy­zwa­la­ją­co głową i ru­szył przo­dem.

Szum mu­siał po­cho­dzić z prze­past­nej rury, która rze­czy­wi­ście wy­ła­nia­ła się z su­fi­tu, a swój wylot miała ja­kieś pół metra nad so­lid­nym, sta­lo­wym po­jem­ni­kiem. Po­chy­li­li­śmy się nad tym ostat­nim; wy­peł­niał go do po­ło­wy miał­ki pro­szek o nie­cie­ka­wej, sza­rej bar­wie; gdzie­nie­gdzie tra­fia­ły się więk­sze okru­chy czy też grud­ki tej samej nie­okre­ślo­nej sub­stan­cji.

Nie mu­sia­łem strzę­pić sobie ję­zy­ka – wy­star­czy­ło spoj­rzeć py­ta­ją­co na mo­je­go na­uczy­cie­la. Ów uśmiech­nął się wy­ro­zu­mia­le, się­gnął do kon­te­ne­ra i roz­tarł odro­bi­nę pyłu w pal­cach.

 – To, pro­szę pana stu­den­ta… Są utar­te wy­ra­że­nia.

Ożeż! Wstyd mi było, że sam się tego nie do­my­śli­łem. Aby wy­ka­zać się wresz­cie jakąś ini­cja­ty­wą, za­ka­sa­łem rę­ka­wy, spoj­rza­łem Mor­dę­dze głę­bo­ko w oczy – i z po­wa­gą ski­ną­łem głową.

 – Panie dok­to­rze, mel­du­ję go­to­wość do od­by­cia prak­tyk. Od czego po­wi­nie­nem za­cząć?

Mor­dę­ga wes­tchnął prze­cią­gle i po­słał mi ty­po­wo bel­frow­skie spoj­rze­nie: kar­cą­ce i po­błaż­li­we za­ra­zem, pełne po­li­to­wa­nia, a jed­no­cze­śnie wcale przy­chyl­ne.

 – Nie wiem, pro­szę pana stu­den­ta, czego pana uczy­li na tych stu­diach… Ale my tutaj, w szpi­ta­lu, w pierw­szej ko­lej­no­ści…? No?

Za­wie­sił głos, jakby ocze­ki­wał, że do­koń­czę; kom­plet­nie zdez­o­rien­to­wa­ny, od­wza­jem­ni­łem py­ta­ją­ce spoj­rze­nie. Cier­pli­wy mój men­tor wska­zał brodą na ster­czą­cy ze ścia­ny kran.

 – W pierw­szej ko­lej­no­ści… Od wszyst­kie­go umy­wa­my ręce.

 

Koniec

Komentarze

Je­że­li ktoś ma jesz­cze inne po­my­sły na “wy­świech­tań­ców” – za­pra­szam do opi­sa­nia ich w ko­men­ta­rzach. Chęt­nie wkom­po­nu­ję je do utwo­ru. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Cześć DHBW !!!

 

Do­brze się to czy­ta­ło. Tylko, że to bar­dziej dla dzie­ci :) Ja wolę opo­wie­ści o wam­pi­rach i wil­ko­ła­kach. Na po­cząt­ku byłem mile za­sko­czo­ny po­my­słem. Po­do­bał mi się motyw z wiel­kim zębem i in­dy­kiem. Póź­niej tro­chę było prze­wi­dy­wal­nie. 

 

Po­zdra­wiam!!!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Hej, DHBW!

 

Czy­ta­ło się bar­dzo płyn­nie, przy­jem­na lek­tur­ka. Wy­ko­rzy­sta­nie związ­ków fra­ze­olo­gicz­nych, przy­słów i tym po­dob­nych sfor­mu­ło­wań w do­słow­ny spo­sób, two­rząc pew­ne­go ro­dza­ju ,,wa­riat­ko­wo” to fajny po­mysł i we­dług mnie świet­nie go wy­ko­rzy­sta­łaś!

 

pępki świa­ta.

Prych­ną­łem fest na tym frag­men­cie xD

 

 

Parę uwag co do samej tre­ści:

Ja pod­ją­łem wy­zwa­nie.

Tutaj usu­nął­bym “ja”. :3

 

Za­trzy­mał się pod pierw­szy­mi drzwia­mi na lewo. W drzwiach,

Po­wtó­rzon­ko się wkra­dło.

 

byłem jed­nak zde­ter­mi­no­wa­ny, by wy­wrzeć na nowym oto­cze­niu dobre wra­że­nie. Nie byłem ja­kimś tam nie­opie­rzo­nym żół­to­dzio­bem – a pew­nym sie­bie pro­fe­sjo­na­li­stą.

Ko­lej­ne.

 

Na­stęp­ny pokój cały za­snu­ty był pa­ję­czy­na­mi. Widok był na tyle swoj­ski,

 

Znowu.

 

Po­zdra­wiam!

 

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

da­wi­di­q150 – dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i za miłe słowa. ;) Co do prze­wi­dy­wal­no­ści, to… hm… Jeśli to opo­wia­da­nie miało być za­ska­ku­ją­ce, to tylko na po­cząt­ku – bar­dziej cho­dzi­ło mi tutaj o za­ba­wę ję­zy­kiem i skło­nie­nie czy­tel­ni­ka do po­ru­sze­nia wy­obraź­nią. :)

 

Bar­ba­rian­Ca­ta­ph­ract – wow, masz na­praw­dę czuj­ne oko. ;) Cie­szę się, że Ci się po­do­ba­ło, a nawet Cię roz­ba­wi­ło. Co do uwag:

 

Ja – uwa­żam – jest na miej­scu. :3 xD Pod­kre­śla kon­trast z po­przed­nim pa­ra­gra­fem:

W pla­ców­ce, któ­rej inni stu­den­ci bali się jak ognia. Ja pod­ją­łem wy­zwa­nie.

 

Co do po­wtó­rzeń – wszyst­kie były, że tak po­wiem, za­mie­rzo­ne – a już na pewno “w drzwiach”. Ale to aku­rat zaraz zmie­nię, bo skoro kogoś “ura­zi­ło”, to co będę tak kłuć w oczy. ;)

---> Za­trzy­mał się pod pierw­szy­mi drzwia­mi na lewo; umiesz­czo­na w nich była, mniej wię­cej na wy­so­ko­ści ludz­kiej twa­rzy, nie­wiel­ka, pro­sto­kąt­na szyb­ka.

 

Co do dwóch dal­szych po­wtó­rzeń – hm… Bar­dzo długo nie umia­łam ich w cy­to­wa­nych frag­men­tach od­na­leźć. ^^’ Przy­się­gam – pa­trzę, szu­kam, mówię: coś się chło­pa­ko­wi po­my­li­ło wink Nawet się za­sta­na­wia­łam, czy nie prze­kle­iłeś przy­pad­kiem złych frag­men­tów… ^^’ Potem zo­rien­to­wa­łam się wresz­cie, że cho­dzi o “być”. Wy­da­je mi się, że aku­rat ten cza­sow­nik jest dość spe­cy­ficz­ny – ma zbyt mały “ła­du­nek se­man­tycz­ny”, żeby ko­niecz­nie uni­kać po­wtó­rzeń z nim – i dla­te­go mnie w tych zda­niach nie prze­szka­dza. Nie wy­klu­czam na­to­miast, że mogę się mylić. Faj­nie by­ło­by usły­szeć wy­po­wiedź stro­ny trze­ciej na ten temat. :>

 

Dzię­ku­ję moim pierw­szym Czy­tel­ni­kom ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

DBHW, mogę wy­ra­zić po­dziw, że po­mie­ści­łaś tu tak wiele przy­słów, po­wie­dzeń i zwro­tów, a jed­no­cze­śnie wy­ra­zić żal, że za­pre­zen­to­wa­łaś tę hi­sto­rię w po­sta­ci dość mo­no­ton­nej wy­li­czan­ki, którą trud­no na­zwać opo­wia­da­niem. Mam wra­że­nie, że chcia­łaś, aby w tek­ście zna­la­zło się jak naj­wię­cej „oso­bli­wych przy­pad­ków”, a zu­peł­nie nie po­sta­ra­łaś się, by przed­sta­wić rzecz w bar­dziej atrak­cyj­nej for­mie.

Jakiś czas temu jedna z użyt­kow­ni­czek tego por­ta­lu, Jo­se­he­im, za­mie­ści­ła opo­wia­da­nie Panna z wil­kiem,  opar­te na po­dob­nym po­my­śle. Myślę, że może Ci się spodo­bać.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia nieco do ży­cze­nia. Mam też wra­że­nie, że nad­uży­wasz śred­ni­ków.

 

wyj­dzie mi to na dobre, a w przy­szło­ści może je­dy­nie za­owo­co­wać. Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da mi w kość, spo­nie­wie­ra mnie i… → Czy wszyst­kie za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

ko­bie­ta w bia­łym far­tu­chu i pie­lę­gniar­skim czep­ku na gło­wie. → Czy do­okre­śle­nie jest ko­niecz­ne – czy mogła mieć cze­pek w innym miej­scu, nie na gło­wie?

 

Je­dy­ne czte­ry krze­sła… → Skoro krze­sła były czte­ry, to czy mogły być je­dy­ne?

 

Głowa ob­ra­ca­ła się to na jedną, to na drugą stro­nę… → Głowa ob­ra­ca­ła się to w jedną, to w drugą stro­nę

 

od­bie­gli mnie oboje i zaraz znik­nę­li za za­krę­tem. → …od­bie­gli oboje i zaraz znik­nę­li za za­krę­tem.

 

la­bo­ra­to­rium ko­ja­rzy­ło mi się ste­ryl­nie z nauką… → Na czym po­le­ga ste­ryl­ność ko­ja­rze­nia?

 

je­dy­na pie­lę­gniar­ka, jaka mi­nę­ła mnie… → …je­dy­na pie­lę­gniar­ka, która mi­nę­ła mnie

 

Wy­naj­do­wa­łem zatem coraz to nowe dziwy. → Bo­ha­ter ich nie wy­naj­do­wał, one tam były.

 

do­pro­wa­dzi­ła mnie do izby przy­jęć, gdzie od­ma­lo­wa­ła się przede mną cała ga­le­ria… → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne? Czy ga­le­ria może się od­ma­lo­wać?

Pro­po­nu­ję: …do­pro­wa­dzi­ła mnie do izby przy­jęć, gdzie zo­ba­czy­łem całą ga­le­rię

 

sza­mo­ta­ła się era­tycz­nie i za­pa­mię­ta­le… → Na czym po­le­ga era­tycz­ne sza­mo­ta­nie się?

 

zaj­rza­łem do środ­ka, a pierw­szym, co zo­ba­czy­łem… → …zaj­rza­łem do środ­ka, a pierw­sze, co zo­ba­czy­łem

 

tę syl­wet­kę niedź­wie­dzią a pro­me­te­uszo­wą… → …tę syl­wet­kę niedź­wie­dzią a Pro­me­te­uszo­wą

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Re­gu­la­to­rzy – dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. Tak jak wspo­mnia­łam we wstę­pie, miało być lekko, przy­jem­nie i gim­na­stycz­nie, hi­sto­ria jest nie­po­waż­na, toteż nie si­li­łam się na głę­bie i po­waż­ne mo­ra­ły. ;)

 

Po­le­co­ne opo­wia­da­nie ob­cza­ję, ob­cza­ję. ;)

 

wyj­dzie mi to na dobre, a w przy­szło­ści może je­dy­nie za­owo­co­wać. Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da mi w kość, spo­nie­wie­ra mnie i… → Czy wszyst­kie za­im­ki są ko­niecz­ne?

Hm… Moim zda­niem tak. W “wyj­dzie mi to na dobre” za­imek jest oczy­wi­ście nie­zbęd­ny; po­dob­nie jak w “da mi w kość”. A przy spo­nie­wie­ra? – uwa­żam, że rów­nież – bo to jest od­mien­ny przy­pa­dek, tutaj ce­low­nik, tam bier­nik.

“Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da mi w kość, spo­nie­wie­ra i do­pro­wa­dzi na skraj wy­trzy­ma­ło­ści” – mnie jed­nak by tam cze­goś bra­ko­wa­ło.

 

Z czep­kiem – masz rację, usunę “na gło­wie”.

 

Je­dy­ne czte­ry krze­sła… → Skoro krze­sła były czte­ry, to czy mogły być je­dy­ne?

Oczy­wi­ście, że mogły być “je­dy­ne” – gdyby rze­czy w licz­bie mno­giej nie mogły być “je­dy­ne”, to owo słowo w tej wła­śnie licz­bie ra­czej by nie wy­stę­po­wa­ło. ;p Mogły być czte­ry krze­sła po lewej, trzy po pra­wej – i w mojej wy­obraź­ni zmie­ści­ło­by się jesz­cze jedno za re­cep­cją. ;)

Jeśli cho­dzi o Twój link – rze­czy­wi­ście, stoi jak byk: “tylko jeden”. Tyle że tutaj cho­dzi o grupę – te krze­sła sta­no­wią swego ro­dza­ju jed­ność. Poza tym – patrz wyżej, kwe­stia ist­nie­nia licz­by mno­giej tego słowa.

 

Głowa ob­ra­ca­ła się to na jedną, to na drugą stro­nę… → Głowa ob­ra­ca­ła się to w jedną, to w drugą stro­nę

Hmm… To chyba kwe­stia gustu? Nie sądzę, żeby był to błąd, cho­ciaż­by sty­li­stycz­ny. A “na” pod­kre­śla w mojej wy­obraź­ni przy­wie­ra­nie jed­nej płasz­czy­zny – in­dy­cze­go “po­licz­ka” – do dru­giej.

 

od­bie­gli mnie oboje i zaraz znik­nę­li za za­krę­tem. → …od­bie­gli oboje i zaraz znik­nę­li za za­krę­tem.

Moim zda­niem w pełni po­praw­nie: zob. zna­cze­nie 2. w haśle od­biec:

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/odbiec;5463014.html

Ow­szem, jest tam in­for­ma­cja, że jest to wy­ra­że­nie prze­sta­rza­łe – ale też opo­wia­da­nie, choć teo­re­tycz­nie osa­dzo­ne w cza­sach po ko­mu­ni­zmie :), spe­cjal­nie jest sty­li­zo­wa­ne ję­zy­ko­wo na nie takie zno­wuż no­wo­cze­sne.

 

la­bo­ra­to­rium ko­ja­rzy­ło mi się ste­ryl­nie z nauką… → Na czym po­le­ga ste­ryl­ność ko­ja­rze­nia?

https://sjp.pwn.pl/szukaj/sterylny.html – zna­cze­nie 2. – “nie­ska­zi­tel­nie czy­sty”. La­bo­ra­to­rium ko­ja­rzy­ło mu się wy­łącz­nie, a więc czy­sto, z nauką – a “ste­ryl­nie” sta­no­wi od­nie­sie­nie do cha­rak­te­ru tego po­miesz­cze­nia (w la­bo­ra­to­rium bar­dzo czę­sto pa­nu­ją ste­ryl­ne wa­run­ki).

Ow­szem, nie jest to stan­dar­do­we po­łą­cze­nie – ale rów­nież nie widzę, żeby było w nic coś “nie­do­pusz­czal­ne­go”. ;)

 

Jaki/który – po zro­bie­niu re­se­ar­chu w go­ogle rze­czy­wi­ście to zmie­nię.

 

“Wy­naj­do­wać” – tutaj w zna­cze­niu 2. – https://sjp.pwn.pl/szukaj/wynajdowa%C4%87.html

Ow­szem, tutaj nie mu­siał szu­kać ani “długo”, ani da­le­ko – ale jed­nak tro­chę szu­kał, za­glą­dał to tu, to tam – nie wia­do­mo, czy w każ­dym po­ko­ju było coś dziw­ne­go i ude­rza­ją­ce­go. :> Na pewno nie cho­dzi­ło mi o “opra­co­wy­wa­nie cze­goś no­we­go”.

 

“Od­ma­lo­wu­ją­ca się ga­le­ria” było spe­cjal­nie – ga­le­ria ko­ja­rzy się prze­cież z rze­cza­mi ma­lo­wa­ny­mi, a nie­jed­na rzecz już się komuś gdzieś od­ma­lo­wa­ła. Więc po­łą­czy­łam te dwie rze­czy. Czy po­praw­nie, czy ład­nie – to już kwe­stia dys­ku­syj­na, ale ktoś inny mu­siał­by Cię po­przeć, żebym dała się prze­ko­nać. ;)

 

Era­tycz­nie – Hm. Za­sta­na­wia­łam się, czy ktoś zwró­ci uwagę na to słowo. Szcze­rze mó­wiąc, wzię­łam je od an­giel­skie­go er­ra­tic… laugh ^^’ I uzna­łam – wy­rzu­cę to na jed­nym tchu – że na pewno ma ła­ciń­skie ko­rze­nie i po pol­sku musi mieć takie samo zna­cze­nie!  devil devil laugh laugh 

No dobra, to aku­rat było tro­chę takie “ry­zyk-fi­zyk”. Nie za­dzia­ła­ło, to nie. :( xD Po­szu­kam lep­sze­go okre­śle­nia. cool

P.S. Dla ja­sno­ści – spraw­dzi­łam, że nie ma tego słowa w słow­ni­kach, zna­la­złam tylko głaz na­rzu­to­wy – er­ra­tyk… Ale po­mi­mo tego się­gnę­łam do ła­ciń­skich ko­rze­ni. angel

 

Pierw­szym, co zo­ba­czy­łem/pierw­sze, co zo­ba­czy­łem – rze­czy­wi­ście, moja wer­sja tra­fia się w Go­ogle, ale ta pro­po­no­wa­na przez Cie­bie ma znacz­nie wię­cej wy­ni­ków. Wła­ści­wie nie wiem dla­cze­go, mnie to za­wsze do­brze brzmia­ło…

No bo – w drugą stro­nę:

Jego zła­ma­na noga była?/było? pierw­sze, co zo­ba­czy­łem. (Pa­so­wa­ło­by mi tutaj ewen­tu­al­nie toJego zła­ma­na noga to było pierw­sze, co zo­ba­czy­łem).

Jego zła­ma­na noga była pierw­szym, co zo­ba­czy­łem. <– Eee? Wy­da­je mi się je­dy­ną po­praw­ną wer­sją?

Więc dla­cze­go nie w drugą stro­nę…? Na­praw­dę, nie ro­zu­miem.

Pró­bo­wa­łam coś zna­leźć na PWN i nie ma – dla­te­go przed po­pra­wie­niem tego chęt­nie przy­gar­nę­ła­bym ja­kieś uczo­ne wy­ja­śnie­nie.

 

Dla­cze­go “pro­me­te­uszo­wa syl­wet­ka” ma być z wiel­kiej? Jak dla mnie nie ma to żad­nych pod­staw. Może gdyby to był praw­dzi­wy Pro­me­te­usz – ale nie, to nie był praw­dzi­wy Pro­me­te­usz. ;)

I na dowód:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/mechanika-newtonowska-czy-Newtonowska;12593.html

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/prometeuszowy;5481908.html

 

Swoją drogą – czy mogę wie­dzieć, skąd ten nick? ;) I to jesz­cze w licz­bie mno­giej? Trud­ny do od­mia­ny crying A, i po­nie­waż widzę, że ucho­dzisz tutaj za swego ro­dza­ju guru ;) – co są­dzisz o dwóch ostat­nich po­wtó­rze­niach wska­za­nych w ko­men­ta­rzu Bar­ba­rian­Ca­ta­ph­ract? Czy to całe “bycie” ucho­dzi w ta­kiej sy­tu­acji za po­wtó­rze­nie?

 

Raz jesz­cze dzię­ku­ję i po­zdra­wiam ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Hu­mo­ry­stycz­ny i lekki tekst, zgrab­nie na­pi­sa­ny, z dużą dawką wy­obraź­ni, róż­nią­cy się tre­ścią od więk­szo­ści opo­wia­dań tu pu­bli­ko­wa­nych. Z przy­jem­no­ścią prze­czy­ta­łem!

Jak sama przy­zna­jesz, tekst jest za­ba­wą ce­lu­ją­cą w wy­wo­ła­nie uśmie­chu i po­ru­sze­nie wy­obraź­ni. I ten cel moim zda­niem udało się osią­gnąć.

Zgo­dzę się z nie­któ­ry­mi z po­wyż­szych ko­men­ta­rzy, że w tekst wple­cio­nych jest zbyt dużo przy­słów, me­ta­for i wy­ra­żeń, przez co od pew­ne­go mo­men­tu staje się prze­wi­dy­wal­ny. Jako tekst lekki i przy­jem­ny, w po­rząd­ku, cel osią­gnię­ty, ale gdy­byś chcia­ła zro­bić z niego coś wię­cej, pro­po­no­wał­bym za­sto­so­wać mniej przy­słów (wy­brać te naj­bar­dziej atrak­cyj­ne) i moc­niej osa­dzić je w fa­bu­le opo­wia­da­nia, tzn. zwią­zać or­ga­nicz­nie z ca­ło­ścią. Ta sama uwaga do­ty­czy koń­ców­ki, która jest na­pi­sa­na zręcz­nie, ale od­dzia­łu­je tylko w war­twie for­mal­nej (tzn. jest ko­lej­nym po­wie­dze­niem: “umy­wa­my ręce”), za­miast za­my­kać ca­łość w war­stwie tre­ści (dla­cze­go umy­wa­ją ręce? Robią coś nie­zgod­ne­go z pra­wem, nie­etycz­ne­go? To ja­kieś na­wią­za­nie do służ­by zdro­wia w ogóle?)

Kronos.maximus – bar­dzo dzię­ku­ję. :) Myślę, że tekst zo­sta­wię tak jak jest, to bar­dziej taka za­ba­wa ję­zy­kiem. ;) Co do koń­ców­ki – tu aku­rat in­ten­cja jest taka, żeby to “umy­wa­nie rąk” zro­zu­mieć do­słow­nie . Po pierw­sze – Mor­dę­ga wska­zu­je wy­mow­nie na kran, po dru­gie – to szpi­tal, gdzie czy­ste ręce są za­pew­ne w cenie. ;) Ale tak, wie­dzia­łam, że czy­tel­nik może tutaj mieć za­gwozd­kę. Raz jesz­cze dzię­ki! :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

wyj­dzie mi to na dobre, a w przy­szło­ści może je­dy­nie za­owo­co­wać. Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da mi w kość, spo­nie­wie­ra mnie i… → Czy wszyst­kie za­im­ki są ko­niecz­ne?

Hm… Moim zda­niem tak. W “wyj­dzie mi to na dobre” za­imek jest oczy­wi­ście nie­zbęd­ny; po­dob­nie jak w “da mi w kość”. A przy spo­nie­wie­ra? – uwa­żam, że rów­nież – bo to jest od­mien­ny przy­pa­dek, tutaj ce­low­nik, tam bier­nik.

“Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da mi w kość, spo­nie­wie­ra i do­pro­wa­dzi na skraj wy­trzy­ma­ło­ści” – mnie jed­nak by tam cze­goś bra­ko­wa­ło.

Za­sto­so­wa­łaś nar­ra­cję pierw­szo­oso­bo­wą, więc z tek­stu jasno wy­ni­ka, że bo­ha­ter mówi o wła­snym wra­że­niach i od­czu­ciach. Opo­wia­da o tym, co sam widzi i czego do­świad­cza. Czy na­praw­dę za każ­dym razem trze­ba pod­kre­ślać to ko­lej­ny­mi za­im­ka­mi?

 

Oczy­wi­ście, że mogły być “je­dy­ne” – gdyby rze­czy w licz­bie mno­giej nie mogły być “je­dy­ne”, to owo słowo w tej wła­śnie licz­bie ra­czej by nie wy­stę­po­wa­ło. ;p Mogły być czte­ry krze­sła po lewej, trzy po pra­wej – i w mojej wy­obraź­ni zmie­ści­ło­by się jesz­cze jedno za re­cep­cją. ;)

Jeśli cho­dzi o Twój link – rze­czy­wi­ście, stoi jak byk: “tylko jeden”. Tyle że tutaj cho­dzi o grupę – te krze­sła sta­no­wią swego ro­dza­ju jed­ność. Poza tym – patrz wyżej, kwe­stia ist­nie­nia licz­by mno­giej tego słowa.

Nie prze­ko­na­łaś mnie. Nadal uwa­żam, że coś, co jest je­dy­ne, nie może wy­stę­po­wać w czte­rech eg­zem­pla­rzach. O czte­rech jed­na­ko­wych krze­słach po­wie­dzia­ła­bym, że to je­dy­ny taki kom­plet, nie że to je­dy­ne takie krze­sła.

Je­dy­ne nie ozna­cza licz­by mno­giej, a ro­dzaj: To moje je­dy­ne dziec­ko. To mój je­dy­ny syn. To moja je­dy­na córka.

 

Głowa ob­ra­ca­ła się to na jedną, to na drugą stro­nę… → Głowa ob­ra­ca­ła się to w jedną, to w drugą stro­nę

Hmm… To chyba kwe­stia gustu? Nie sądzę, żeby był to błąd, cho­ciaż­by sty­li­stycz­ny. A “na” pod­kre­śla w mojej wy­obraź­ni przy­wie­ra­nie jed­nej płasz­czy­zny – in­dy­cze­go “po­licz­ka” – do dru­giej.

Nie za­rzu­ci­łam Ci błędu.

Kiedy ob­ra­cam głowę to w jakąś stro­nę, np.: w bok lub w jedną czy w drugą stro­nę, ale nie ob­ra­cam jej na stro­nę.

Jed­na­ko­woż bywa, kiedy smażę ko­tle­ty, plac­ki kar­to­fla­ne, albo na­le­śni­ki, to usma­żo­ne z jed­nej stro­ny, ob­ra­cam na drugą stro­nę. No, ale głowa to nie ko­tlet i nie pla­cek. ;)

 

Moim zda­niem w pełni po­praw­nie: zob. zna­cze­nie 2. w haśle od­biec:

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/odbiec;5463014.html

Ow­szem, jest tam in­for­ma­cja, że jest to wy­ra­że­nie prze­sta­rza­łe – ale też opo­wia­da­nie, choć teo­re­tycz­nie osa­dzo­ne w cza­sach po ko­mu­ni­zmie :), spe­cjal­nie jest sty­li­zo­wa­ne ję­zy­ko­wo na nie takie zno­wuż no­wo­cze­sne.

Tu też nie za­rzu­ci­łam Ci błędu, tylko za­sta­na­wiam się, czemu ma słu­żyć mocno prze­sta­rza­łe po­wie­dze­nie w cał­kiem współ­cze­snym tek­ście. A tak po praw­dzie to muszę wy­znać, że nie za­uwa­ży­łam, aby opo­wia­da­nie było sty­li­zo­wa­ne na co­kol­wiek.

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/sterylny.html – zna­cze­nie 2. – “nie­ska­zi­tel­nie czy­sty”. La­bo­ra­to­rium ko­ja­rzy­ło mu się wy­łącz­nie, a więc czy­sto, z nauką – a “ste­ryl­nie” sta­no­wi od­nie­sie­nie do cha­rak­te­ru tego po­miesz­cze­nia (w la­bo­ra­to­rium bar­dzo czę­sto pa­nu­ją ste­ryl­ne wa­run­ki).

Ow­szem, nie jest to stan­dar­do­we po­łą­cze­nie – ale rów­nież nie widzę, żeby było w nic coś “nie­do­pusz­czal­ne­go”. ;)

Tak się skła­da, że wiem, co to zna­czy słowo ste­ryl­ny. Ty na­pi­sa­łaś (pod­kre­śle­nie moje): …la­bo­ra­to­rium ko­ja­rzy­ło mi się ste­ryl­nie z nauką i lo­gicz­ną ana­li­zą… więc za­py­ta­łam na czym po­le­ga ste­ryl­ność ko­ja­rze­nia, bo tego, nie­ste­ty, nie wiem. Gdy­byś na­pi­sa­ła …la­bo­ra­to­rium ko­ja­rzy­ło mi się ze ste­ryl­no­ścią, nauką i lo­gicz­ną ana­li­zą… nie za­da­wa­ła­bym żad­nych pytań.

 

“Wy­naj­do­wać” – tutaj w zna­cze­niu 2. – https://sjp.pwn.pl/szukaj/wynajdowa%C4%87.html

Ow­szem, tutaj nie mu­siał szu­kać ani “długo”, ani da­le­ko – ale jed­nak tro­chę szu­kał, za­glą­dał to tu, to tam – nie wia­do­mo, czy w każ­dym po­ko­ju było coś dziw­ne­go i ude­rza­ją­ce­go. :> Na pewno nie cho­dzi­ło mi o “opra­co­wy­wa­nie cze­goś no­we­go”.

Skoro tak twier­dzisz…

 

“Od­ma­lo­wu­ją­ca się ga­le­ria” było spe­cjal­nie – ga­le­ria ko­ja­rzy się prze­cież z rze­cza­mi ma­lo­wa­ny­mi, a nie­jed­na rzecz już się komuś gdzieś od­ma­lo­wa­ła. Więc po­łą­czy­łam te dwie rze­czy. Czy po­praw­nie, czy ład­nie – to już kwe­stia dys­ku­syj­na, ale ktoś inny mu­siał­by Cię po­przeć, żebym dała się prze­ko­nać. ;)

Otóż, moim zda­niem, ga­le­ria nie­ko­niecz­nie ko­ja­rzy się z ma­lar­stwem, al­bo­wiem by­wa­ją i takie, w któ­rych pre­zen­tu­je się rzeź­by, gra­fi­kę, tu­dzież eks­po­na­ty in­nych dzie­dzin sztu­ki. Poza tym pod po­ję­ciem ga­le­rii kryje się tyle zna­czeń, że nie utoż­sa­miał­bym jej wy­łącz­nie z wy­sta­wą ma­lar­stwa.

 

Jego zła­ma­na noga była pierw­szym, co zo­ba­czy­łem. <– Eee? Wy­da­je mi się je­dy­ną po­praw­ną wer­sją?

Więc dla­cze­go nie w drugą stro­nę…? Na­praw­dę, nie ro­zu­miem.

Pró­bo­wa­łam coś zna­leźć na PWN i nie ma – dla­te­go przed po­pra­wie­niem tego chęt­nie przy­gar­nę­ła­bym ja­kieś uczo­ne wy­ja­śnie­nie.

Ja bym na­pi­sa­ła: Pierw­sze co zo­ba­czy­łam, to jego zła­ma­na noga.

Nie je­stem ani po­lo­nist­ką, ani ję­zy­ko­znaw­czy­nią, więc nie spo­dzie­waj się ode mnie „uczo­nych wy­ja­śnień”.

 

Dla­cze­go “pro­me­te­uszo­wa syl­wet­ka” ma być z wiel­kiej? Jak dla mnie nie ma to żad­nych pod­staw. Może gdyby to był praw­dzi­wy Pro­me­te­usz – ale nie, to nie był praw­dzi­wy Pro­me­te­usz. ;)

Istot­nie. Chyba nie po­win­nam robić ła­pa­nek o tak póź­nej porze. ;)

 

 

Dodam jesz­cze, że wszyst­kie moje uwagi to tylko pro­po­zy­cje i su­ge­stie. Bę­dzie mi miło, jeśli ze­chcesz sko­rzy­stać choć z jed­nej, zro­zu­miem, gdy bę­dziesz wo­la­ła po­zo­stać przy wła­snych sfor­mu­ło­wa­niach. To Twoje opo­wia­da­nie i bę­dzie na­pi­sa­ne ta­ki­mi sło­wa­mi, które Ty uznasz za naj­wła­ściw­sze.

 

 

…czy mogę wie­dzieć, skąd ten nick? ;) I to jesz­cze w licz­bie mno­giej? Trud­ny do od­mia­ny

„Re­gu­la­to­rzy” to tytuł książ­ki Ste­phe­na Kinga – stąd się wziął login w moim ad­re­sie e-ma­ilo­wym i por­ta­lo­wy nick. Jeśli re­gu­la­to­rzy spra­wia­ją kło­pot, uży­waj skró­tu Reg. ;)

 

 

A, i po­nie­waż widzę, że ucho­dzisz tutaj za swego ro­dza­ju guru ;) – co są­dzisz o dwóch ostat­nich po­wtó­rze­niach wska­za­nych w ko­men­ta­rzu Bar­ba­rian­Ca­ta­ph­ract? Czy to całe “bycie” ucho­dzi w ta­kiej sy­tu­acji za po­wtó­rze­nie?

Nie wiem, gdzie to zo­ba­czy­łaś, ale pra­gnę wy­pro­wa­dzić Cię z błędu – nie je­stem żad­nym guru.

Jeśli ja­kieś słowo po­wta­rza się w ko­lej­nych zda­niach to ow­szem, mamy do czy­nie­nia z po­wtó­rze­nia­mi. W rze­czo­nych przy­kła­dach jesz­cze nie ma ra­żą­cej by­ło­zy, ale zda­nia można nieco po­pra­wić.

Za­miast: …byłem jed­nak zde­ter­mi­no­wa­ny, by wy­wrzeć na nowym oto­cze­niu dobre wra­że­nie. Nie byłem ja­kimś tam nie­opie­rzo­nym żół­to­dzio­bem… w pierw­szym zda­niu na­pi­sa­ła­bym: …bar­dzo mi za­le­ża­ło, aby wy­wrzeć na nowym oto­cze­niu dobre wra­że­nie.

Za­miast: Na­stęp­ny pokój cały za­snu­ty był pa­ję­czy­na­mi. Widok był na tyle swoj­ski… w pierw­szym zda­niu na­pi­sa­ła­bym: Na­stęp­ny pokój za­snu­wa­ły pa­ję­czy­ny.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Reg,

 

Co do je­dy­ne­go – bar­dzo łatwo spraw­dzić, czy ma czy nie ma licz­by mno­giej…

https://pl.wiktionary.org/wiki/jedyny

https://odmiana.net/odmiana-przez-przypadki-przymiotnika-jedyny

Po­le­cam rów­nież przej­rzeć wy­ni­ki na Go­ogle – Książ­ki: "były to je­dy­ne" (w cu­dzy­sło­wie). Jest tego cał­kiem sporo – te rze­czy/osoby są po pro­stu uwa­ża­ne za jedną grupę, w jakiś spo­sób od­ręb­ną od innej grupy.

 

Wia­do­mo, że ga­le­rie mogą być różne, na­to­miast ja nie widzę nic dziw­ne­go w na­wią­za­niu w ten spo­sób do jed­ne­go z tych roz­licz­nych ro­dza­jów (i to ra­czej jed­ne­go z po­wszech­niej­szych).

 

Pierw­sze, co – hm, nie ocze­ki­wa­łam aka­de­mic­ko “uczo­ne­go” wy­ja­śnie­nia, tylko ja­kie­goś uza­sad­nio­ne­go ar­gu­men­tu, który by mnie prze­ko­nał. ^^’ Na ten mo­ment zo­sta­nę przy “pierw­szym, co” – prze­pro­wa­dzo­ny po­wy­żej eks­pe­ry­ment z za­mia­ną ko­lej­no­ści zdań skła­do­wych utwier­dził mnie w prze­ko­na­niu, że tak to po­win­no wy­glą­dać. ;)

 

Co do po­wtó­rzeń – dzię­ku­ję za udział w – hm – dys­ku­sji ;). Tro­chę się zga­dzam i przy­zna­ję, że do tej pory nie zwra­ca­łam na ten cza­sow­nik na­le­ży­tej uwagi (lubię pro­ste roz­wią­za­nia, które gład­ko się czyta ;)). To z de­ter­mi­na­cją zo­sta­wię – “być” jest tam od sie­bie dość da­le­ko. To z pa­ję­czy­na­mi zmie­nię.

 

Reg, dzię­ku­ję za wszyst­kie uwagi – z więk­szo­ścią nie mo­głam się co praw­da zgo­dzić, ale co tylko się dało – uwzględ­ni­łam. ;) Widzę, że udzie­lasz się tutaj z dużym za­an­ga­żo­wa­niem (może je­steś ja­kimś ad­mi­nem i wła­śnie pal­nę­łam gafę, ale co tam xD), toteż liczę na ko­lej­ne takie ko­men­ta­rze pod in­ny­mi opo­wia­da­nia­mi – dobry beszt nie jest zły! laugh

P.S. Tak, wiem, że to nie “beszt”. ;)

 

Po­zdra­wiam :)

 

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

DHBW, miło mi, jeśli w jakiś spo­sób po­mo­głam, ale, jak już wspo­mnia­łam – to Twoje opo­wia­da­nie, Ty tu rzą­dzisz.

I ni­cze­go nie pal­nę­łaś. Wszak za­da­wa­nie pytań i dzie­le­nie się wra­że­nia­mi nie nie jest żadną gafą. A ja nie je­stem tu nikim waż­nym, je­stem zwy­kłą użyt­kow­nicz­ką. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Bar­dzo fajny po­mysł. Oczy­wi­ście w końcu się wy­czer­pu­je, ale czy­ta­ło mi się przy­jem­nie.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Dzię­ki Wam, dobre ko­bie­ty. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Hej, DHBW, zanim prze­czy­tam – mała uwaga. Ka­te­go­ria “fan­ta­sy” ozna­cza tu, no, fan­ta­sy ;) Czyli fan­ta­sy­lan­dy, elfy, karcz­my, kra­sno­lu­dy, mie­cze, śre­dnio­wie­cze i tak dalej, oj­ca­mi Tol­kien, Ho­ward i Sap­kow­ski. Na ile zdą­ży­łam się zo­rien­to­wać, Twoje opo­wia­da­nie to ka­te­go­ria “inne”. Bo “inne” to też – tutaj – fan­ta­sty­ka, ale taka, która nie mie­ści się w kon­wen­cjach okre­śla­nych jako “fan­ta­sy”, “scien­ce fic­tion” czy “hor­ror”, a na tagi ka­te­go­rii w ro­dza­ju “urban fan­ta­sy” nie ma co li­czyć (zob. p. 13 w Por­tal dla żół­to­dzio­bów; chyba jest w zwy­kłych ta­gach, ale nie je­stem pewna), ergo nawet urban fan­ta­sy to “inne”. Jeśli dasz “fan­ta­sy”, to lu­dzie będą się spo­dzie­wa­li tego, co wy­li­czy­łam, a że pa­ra­dok­sal­nie sporo użyt­kow­ni­ków nie prze­pa­da za kla­sycz­ną fan­ta­sy, “inne” jest bez­piecz­niej­sze.

Po­wo­dze­nia!

http://altronapoleone.home.blog

Hm… Dra­ka­ina, bar­dzo cenna uwaga. Co praw­da na ka­te­go­riach fan­ta­sty­ki znam się bar­dzo słabo – roz­róż­niam fan­ta­sy i scien­ce fic­tion ^^’ – ale teraz już wiem, na co zwra­cać uwagę. ;) Już po­pra­wio­ne. Dzię­ki!

Będę rów­nież wdzięcz­na za sko­men­to­wa­nie samej tre­ści. :>

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Jak prze­czy­tam, to sko­men­tu­ję, ale czy­tać opka por­ta­lo­we będę na więk­szą skalę do­pie­ro za ok. ty­dzień, jak dotrę do Pa­ry­ża i będę dużo czasu spę­dzać w zbior­ko­mie, na razie gonię to, co muszę sama przed wy­jaz­dem na­pi­sać, głów­nie na­uko­wo ;)

http://altronapoleone.home.blog

Ach, Paryż! Nigdy nie byłam broken heart Czyż­by coś zwią­za­ne­go z Na­po­le­onem? ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Oui :) Kon­kret­nie z jego synem.

http://altronapoleone.home.blog

Cześć, DHBW!

 

Witaj na piąt­ko­wym dy­żu­rze!

od­bie­gli mnie oboje i zaraz znik­nę­li za za­krę­tem.

coś tu po­szło nie tak

 

Tak sobie wę­dru­ję po szpi­ta­lu z Ta­dziem, ale za­czy­nam przy­sy­piać, bo nic się nie dzie­je. Bra­ku­je mi tu fa­bu­ły i cze­goś, co by mnie przy tek­ście trzy­ma­ło. Oczy­wi­ście osta­tecz­nie do­brną­łem do końca, choć z kon­cen­tra­cją było coraz sła­biej.

Masz fajne miej­sce, tytuł przy­cią­ga uwagę, ale za­bra­kło “mięsa”. Gdyby te wszyst­kie ozdob­ni­ki po­ja­wia­ły się nie w trak­cie mo­no­ton­nej wę­drów­ki przez szpi­tal, a pod­czas roz­wi­kły­wa­nia sza­lo­nej in­try­gi, czy de­spe­rac­kie­go po­szu­ki­wa­nia spo­so­bu le­cze­nia no­we­go wy­świech­tań­ca – wtedy czy­tał­bym i wię­cej!

Tech­nicz­nie dość faj­nie, nie za­trzy­my­wa­łem się na ni­czym.

 

Po­zdrów­ka!

 

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Ech, w sumie masz rację. Wszy­scy macie rację. Ale to było tak na roz­grzew­kę, dla za­ba­wy crying crying

To chyba dla­te­go, że je­stem nie­po­praw­nym śmiesz­kiem – może czas do­ro­snąć crying crying crying crying crying

xD xD

 

No cóż, dzię­ki za do­brnię­cie do końca. ;) Po­pra­wy nie obie­cu­ję, bo to była jed­no­ra­zo­wa akcja. Na­stęp­ne opo­wia­da­nia będą już z fa­bu­łą. ;)

 

Po­zdra­wiam :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Cześć!

 

Fajne to, po­do­ba­ło mi się. Taki lekki, za­baw­ny tekst, który czyta się bar­dzo przy­jem­nie. Już sama nazwa szpi­ta­la wy­wo­ła­ła uśmiech, a wszel­ki po­wie­dzon­ka, fra­ze­sy i utar­te zwro­ty bar­dzo spraw­nie tu wkom­po­no­wa­łaś. Nie ma tu ga­lo­pu­ją­cej akcji, ale i tak opo­wia­da­nie za­cie­ka­wi­ło, bo chcia­łam się do­wie­dzieć, jacy pa­cjen­ci się tu jesz­cze po­ja­wią.

Reg. już Ci zro­bi­ła po­rząd­ną ła­pan­kę, to ja tylko dodam, że miej­sca­mi masz się­ko­zę, np.: Za­trzy­ma­łem się na wy­so­ko­ści nie­po­zor­nych, prze­szklo­nych drzwi. O tej porze prze­chod­niów było jak na le­kar­stwo, toteż nie krę­po­wa­łem się wcale i roz­go­ści­łem się na środ­ku chod­ni­ka, warto z tym po­wal­czyć.

Nie za­uwa­ży­łam tu po­wie­dze­nia: gdyby kózka nie ska­ka­ła, to by nóżki nie zła­ma­ła ;) Naj­bar­dziej po­do­bał mi się ząb czasu.

Tekst jest na tyle po­my­sło­wy i lekki, że moim zda­niem za­słu­gu­je na zgło­sze­nie do bi­blio­te­ki.

Och, Ali­cel­lo, dzię­ku­ję! Jako jedna z nie­licz­nych zro­zu­mia­łaś głę­bo­ki prze­kaz au­tor­ki. ;) ;) Na­to­miast ko­men­tarz Kro­ku­sa (su­ge­stie al­ter­na­tyw­nej fa­bu­ły) prze­ko­na­ły mnie, że mo­głam ten po­mysł wy­ko­rzy­stać le­piej. Co do bi­blio­te­ki – nie mam jesz­cze 50 ko­men­ta­rzy. Po­cze­kaj­my, aż na­pi­szę coś lep­sze­go. ;) (Oby!)

 

Wiem, ząb czasu był fajny, tro­chę mi smut­no, że nikt nie do­ce­nił kro­ko­dy­la, no ale cóż. ;( xD

 

I ow­szem, cier­pię na się­ko­zę. Nie wiem tylko, jak się z nią wal­czy (w szpi­ta­lu dla wy­świech­tań­ców nie ma dla niej spe­cjal­ne­go od­dzia­łu…). Czy mam usu­nąć ostat­nie się? Czy trze­ba tak to prze­for­mu­ło­wać, żeby cza­sow­ni­ków zwrot­nych było mniej? Hm.

 

Po­zdra­wiam :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

I ow­szem, cier­pię na się­ko­zę. Nie wiem tylko, jak się z nią wal­czy…

DHBW, a może: Przy­sta­ną­łem na wy­so­ko­ści nie­po­zor­nych, prze­szklo­nych drzwi. O tej porze prze­chod­niów było jak na le­kar­stwo, toteż bez­ce­re­mo­nial­nie roz­go­ści­łem się na środ­ku chod­ni­ka

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hm… “Przy­sta­nąć” su­ge­ru­je, że ktoś zaraz ruszy dalej. Ale masz rację, można usu­nąć to z krę­po­wa­niem. Albo: “bez skrę­po­wa­nia roz­go­ści­łem się”. Hehe. Dzię­ki.

 

“Się­ko­za” jest nie­spra­wie­dli­wa. A się jest podłe. Takie mało zna­czą­ce słowo, które psuje fajne cza­sow­ni­ki. Fujka.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Na­to­miast ko­men­tarz Kro­ku­sa (su­ge­stie al­ter­na­tyw­nej fa­bu­ły) prze­ko­na­ły mnie, że mo­głam ten po­mysł wy­ko­rzy­stać le­piej.

Tak, można by to roz­wi­nąć w bar­dziej “fa­bu­lar­ny” tekst, ale wcale nie jest po­wie­dzia­ne, że by­ło­by le­piej, w każ­dym razie nic nie stoi na prze­szko­dzie, żebyś kie­dyś spró­bo­wa­ła, bo ten po­mysł jest na tyle fajny, że można w nim po­rzeź­bić jesz­cze.

Co do bi­blio­te­ki – nie mam jesz­cze 50 ko­men­ta­rzy. Po­cze­kaj­my, aż na­pi­szę coś lep­sze­go. ;) (Oby!)

50 sko­men­to­wa­nych opo­wia­dań to trze­ba mieć, żeby zgła­szać do bi­blio­te­ko, ale żeby zo­stać zgło­szo­nym nie ma wy­mo­gów. Żeby tekst tra­fił do bi­blio­te­ki musi uzbie­rać 5 punk­tów.

Wiem, ząb czasu był fajny, tro­chę mi smut­no, że nikt nie do­ce­nił kro­ko­dy­la, no ale cóż. ;( xD

Kro­ko­dyl też był fajny :)

I ow­szem, cier­pię na się­ko­zę. Nie wiem tylko, jak się z nią wal­czy (w szpi­ta­lu dla wy­świech­tań­ców nie ma dla niej spe­cjal­ne­go od­dzia­łu…). Czy mam usu­nąć ostat­nie się? Czy trze­ba tak to prze­for­mu­ło­wać, żeby cza­sow­ni­ków zwrot­nych było mniej? Hm.

Spo­so­bów jest za­wsze sporo, naj­le­piej szu­kać zwro­tów, które “się” nie wy­ma­ga­ją. Pro­po­zy­cja Reg. jest bar­dzo dobra.

DHBW, przy­sta­ną­łem nie za­po­wia­da, co bo­ha­ter bę­dzie robił za chwi­lę. Mówi je­dy­nie o tym, że prze­stał iść.

Przy­sta­ną­łem zna­czy to samo, co za­trzy­ma­łem się.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

EHHHHH, REG cool

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/przystan%C4%85%C4%87.html

«za­trzy­mać się w ruchu na krót­ko»

Czyli ten ktoś zaraz ruszy dalej…

 

Mam na­dzie­ję, że to po­czą­tek pięk­nej przy­jaź­ni crying crying crying crying xD

 

Ali­cel­la – ten “się­sio­wy” frag­ment już zmie­ni­łam. ;) Nie wiem, czy uzbie­ram pięć klik­nięć, jeśli tak, pro­szę bar­dzo – nie będę pro­te­sto­wać. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Ech, DHBW, jak już mó­wi­łam, to Twoje opo­wia­da­nie i to Ty de­cy­du­jesz, ja­ki­mi sło­wa­mi bę­dzie na­pi­sa­ne. Oba­wiam się jed­nak, że pod­czas lek­tu­ry Two­ich przy­szłych opo­wia­dań, pew­nie po­wstrzy­mam się od wszel­kich uwag i su­ge­stii.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Reg… Ja je­stem pierw­sza do wpro­wa­dze­nia uza­sad­nio­nych po­pra­wek/su­ge­stii, ale prze­cież nie mogę ich wpro­wa­dzić, je­że­li się z nimi nie zga­dzam – a tak się skła­da, że za każ­dym razem wy­ja­śniam, dla­cze­go się z nimi nie zga­dzam.

Spójrz na to z dru­giej stro­ny – być może przed wy­ra­że­niem ja­kiejś uwagi, albo usto­sun­ko­wa­niem się do mo­je­go kontr­ar­gu­men­tu, mo­gła­byś zro­bić mały re­se­arch…? ^^’ I to do tego od­no­si­ło się to moje “EHHHH” na górze.

No bo po­patrz: Ty su­ge­ru­jesz słowo; ja mówię, że ono nie do końca to wła­śnie zna­czy – a Ty, za­miast spraw­dzić w słow­ni­ku, idziesz w za­par­te, za­prze­czasz – a za­prze­czasz nie­słusz­nie. Je­że­li nie wie­rzysz lin­ko­wi po­wy­żej, to łap jesz­cze ten:

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/przystanac;5487145.html – Tutaj są przy­kła­dy, we wszyst­kich widać dość wy­raź­nie, że in­ten­cją jest “ru­sze­nie dalej” w bli­skiej przy­szło­ści. “Przy­sta­je się” nie­ja­ko mi­mo­cho­dem.

 

Mam na­dzie­ję, że zmie­nisz zda­nie i bę­dziesz uwa­go­wać i su­ge­ro­wać, ile wle­zie – prze­cież kilka uwag było bar­dzo tra­fio­nych, jako je­dy­na wy­ła­pa­łaś moje zmy­ślo­ne “era­tycz­nie”. ;) Ja ser­decz­nie do tego za­pra­szam, tylko że miło by­ło­by, gdy­byś przed po­wtó­rze­niem tego sa­me­go (nie za­szko­dzi nawet przed pierw­szym sko­men­to­wa­niem) spraw­dzi­ła, czy jed­nak mogę mieć rację. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

DHBW, ro­zu­miem Cię, ale po­sta­raj się zro­zu­mieć także mnie i nie miej żalu, jeśli lek­tu­rze Two­ich przy­szłych opo­wia­dań nie będę mogła po­świę­cić tyle czasu, ile po­świę­ci­łam Szpi­ta­lo­wi dla wy­świech­tan­ców.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Do­brze. Bę­dzie mi smut­no, ale nie będę mieć żalu. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Mi­sio­wi się po­do­ba­ło. Wy­so­ko ceni za­ba­wy ję­zy­ko­we. Czy­ta­jąc łapał się na tym, że czeka co bę­dzie na­stęp­nym wy­świech­tań­cem. 

Do­oooobry Misio. Miiiii­ły Misio. <głasz­cze>

 

Je­że­li Mi­sio­wi się po­do­ba­ło wy­star­cza­ją­co, to może klik­nąć na bi­blio­te­kę – jed­ne­go klika Ziem­nia­czek już ma, może uzbie­ra jesz­cze te czte­ry. ;) ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Nie­ste­ty, nie po­rwa­ło mnie. Fajny tytuł, przy­cią­gnął mnie do tek­stu, do­ce­niam też kre­atyw­ność we wkom­po­no­wy­wa­niu związ­ków fra­ze­olo­gicz­nych, ale poza tymi plu­sa­mi tekst nie ofe­ru­je wiele. Jako czy­ta­deł­ko na nie­dziel­ne po­po­łu­dnie spraw­dza się nie­źle, jest lekko na­pi­sa­ny, tu i ów­dzie uśmiech­nął, jed­nak widzę w nim ra­czej coś w ro­dza­ju bajki dla dzie­ci. Albo ma­te­ria­łu dla na­uczy­cie­li w pod­sta­wów­ce, żeby za­po­znać uczniów z “wy­świech­ta­ny­mi wy­ra­że­nia­mi” ;)

 

Tro­chę nad­uży­wasz śred­ni­ków. Wiem, że w wy­daw­nic­twach zwra­ca­ją uwagę na takie rze­czy, poza tym wy­da­je mi się, że warto mieć świa­do­mość wła­snych ma­nie­ry­zmów, żeby w przy­szło­ści za bar­dzo z nimi nie po­pły­nąć :P

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Wiem, że tro­chę nad­uży­wam, ale lubię śred­ni­ki… Do­szłam do wnio­sku, że to ele­ment mo­je­go stylu. ;)

 

No cóż, przy­kro mi, że nie po­rwa­ło – ale też nie miało być ni­czym wię­cej jak czy­ta­deł­kiem, co po­wta­rza­łam wie­lo­krot­nie już po­wy­żej crying

 

Ale dzię­ku­ję za po­świę­co­ny czas :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Hej DHBW

Je­stem roz­dar­ty. Z jed­nej stro­ny, cie­ka­wy po­mysł i brawa za to. Z dru­giej: zga­dzam się re­gu­la­to­rzy co do wy­li­czan­ki i braku “opo­wia­da­nia w opo­wia­da­niu”. Było tego sta­now­czo za dużo. Spo­dzie­wa­łem się ja­kie­goś twi­stu np. że mu wytną złote serce albo… co­kol­wiek.

 

Nie­mniej jed­nak cie­szę się, że tu zaj­rza­łem i prze­czy­ta­łem.

 

Mam na­dzie­ję, że się spodo­ba – i że choć raz drgną Wam ką­ci­ki ust. ;)

Drgnę­ły :) Po­zdra­wiam

Ram­shi­ri, dzię­ku­ję bar­dzo – cie­szę się zwłasz­cza, że ką­ci­ki zmo­bi­li­zo­wa­ne. ;) Co do wy­li­czan­ki – kurde, tyle osób prze­ma­wia w tym tonie, że chyba kie­dyś to opo­wia­da­nie prze­pi­szę… Cho­ciaż na pewno nie w naj­bliż­szym cza­sie.

 

Rów­nież cie­szę się, że zaj­rza­łeś i prze­czy­ta­łeś. :)

 

P.S. Masz cho­ler­nie sek­sow­ny awa­tar.

xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Pisz dalej :) Prze­pi­sy­wa­nie sta­rych tek­stów po pu­bli­ka­cji jest czymś czego uni­kam. Pew­nie masz dużo in­nych po­my­słów, nie po­zwól im kisić się w szu­fla­dzie…

 

P.S. Masz cho­ler­nie sek­sow­ny awa­tar.

Dzię­ku­ję ;)

Hej, prze­czy­ta­łam w tym pa­ry­skim zbior­ko­mie, ale potem mia­łam ty­dzień jeż­dże­nia z miej­sca w miej­sce i osta­tecz­nie ko­men­tarz się nieco od­wlókł, więc oczy­wi­ście nie pa­mię­tam już szcze­gó­ło­wych uwag, no i nie znaj­dę miejsc, do któ­rych bym się tech­nicz­nie przy­cze­pi­ła ;)

 

Zgo­dzę się na­to­miast z przed­mów­ca­mi, że trosz­kę tu za dużo wy­li­czan­ki, a za mało “akcji”. Kiedy Dante wę­dru­je z We­rgi­liu­szem przez pie­kło, z kręgu do kręgu, to jest cie­ka­wie przez to, że naj­pierw wi­dzi­my, że coś się dzie­je, a potem We­rgi­liusz opo­wia­da różne zaj­mu­ją­ce hi­sto­rie, wy­ja­śnia­ją­ce, dla­cze­go kon­kret­ni lu­dzie cier­pią kon­kret­ne kary. To są takie mi­kro­opo­wiast­ki wple­cio­ne w wę­drów­kę. Jak potem Dante wę­dru­je z ko­lej­ny­mi prze­wod­ni­ka­mi przez czy­ściec i raj jest już nud­niej, bo zo­sta­je głów­nie wy­li­czan­ka – czyny, które ich bo­ha­te­rom za­pew­ni­ły takie za­świa­ty są po pro­stu mniej zaj­mu­ją­ce niż zbrod­nie i ro­man­se ;) I u Cie­bie mamy taki czy­ściec: tylko i wy­łącz­nie ko­lej­ne grep­sy. Bo­ha­ter to ob­ser­wu­je, nar­ra­tor to wy­ja­śnia, idzie­my dalej.

Oczy­wi­ście takie jest za­ło­że­nie – tylko że po­my­słu wy­star­cza na kilka grep­sów, potem to już się robi trosz­kę mno­że­nie bytów, można by do­pi­sać ko­lej­ne i ko­lej­ne, ale to ni­cze­go nie wnosi, poza ka­ta­lo­giem fra­ze­olo­gi­zmów. Ten wy­bra­ny na za­koń­cze­nie jest fajny i pa­su­je, ale ca­łość lekko nuży. W sumie tytuł i finał to naj­moc­niej­sze punk­ty tek­stu. I to jest głów­ny pro­blem tego tek­stu: że po­my­słu za­trzy­mu­ją­ce­go czy­tel­ni­ka przy lek­tu­rze jest za mało. Może dało się tu jed­nak zbu­do­wać jakąś akcję, ja­kieś przy­sło­wio­we za­gro­że­nie dla bo­ha­te­ra (nie musi być do­słow­nie, choć nie­któ­re fra­ze­olo­gi­zmy mo­gły­by się bar­dziej ma­te­ria­li­zo­wać i sta­no­wić za­gro­że­nie).

Ewen­tu­al­nie to jest ma­te­riał na ko­miks ;)

 

W kwe­stii nad­uży­wa­nia śred­ni­ków zga­dzam się z Gra­vel (czyli pie­kło za­mar­z­ło, choć skoro już przy­wo­ła­łam Dan­te­go, to wspo­mnę, że ten kon­kret­ny fra­ze­olo­gizm w jego kon­tek­ście nie ma sensu, bo naj­głęb­szy krąg pie­kła jest u niego wła­śnie lo­do­wy) – po pol­sku one są mniej na­tu­ral­ne niż np. po an­giel­sku i na­le­ży ich uży­wać z umia­rem (o ile pa­mię­tam, masz kilka nie­zbyt po­praw­nie).

 

Na­to­miast punk­tu­jesz u mnie za “po­czą­tek pięk­nej przy­jaź­ni” w jed­nym z ko­men­ta­rzy. To ulu­bio­ny cytat jed­ne­go z moich bo­ha­te­rów, tak btw XD

http://altronapoleone.home.blog

Cóż mogę rzec – przy­zwy­cza­iłam się już do czy­ta­nia tego ro­dza­ju opi­nii. :( xD Toteż nie będę po­wta­rzać tego, co po­wie­dzia­łam już wcze­śniej. Tak, biję się w pierś, moja wina, moja wina, moja bar­dzo wiel­ka wina.

 

Po­cie­szam się, że nie­któ­rym i tak się po­do­ba­ło. devil <bez­czel­nie po­cie­sza się>

 

A skąd ten cytat o po­cząt­ku pięk­nej przy­jaź­ni? ;) I co to za bo­ha­ter?

 

P.S. Aku­rat Pie­kło prze­czy­ta­łam i ono rów­nież mnie nie wcią­gnę­ło. :( Dla­te­go po­zwól, że z ca­łe­go tego po­rów­na­nia za­pa­mię­tam tylko to, że po­rów­na­łaś mnie do Dan­te­go.

devil devil devil devil

No dobra, żar­tu­ję. xD

 

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Ostat­nie słowa “Ca­sa­blan­ki”, ofkors XD

 

A lubi ten cytat nie­ja­ki Gie­nek Widok, bo­ha­ter kilku moich opo­wia­dań, ich lista jest pod ostat­nim Pa­mięt­na szar­ża

http://altronapoleone.home.blog

Ca­sa­blan­ki nie oglą­da­łam :( A do opo­wia­dań może kie­dyś do­brnę, po­wiedz­my, że wal­czę z za­le­gło­ścia­mi. xD

Sko­men­to­wa­łam za to Twoje opo­wia­da­nie na “Tu był las”, nie wiem, czy wi­dzia­łaś. ;p

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

In­te­re­su­ją­cy tekst. Ko­niec koń­ców mia­łem wra­że­nie, że uczest­ni­czę w wy­li­czan­ce ko­lej­nych przy­słów i związ­ków fra­ze­olo­gicz­nych, które czę­sto były po­ka­zy­wa­ne w za­baw­ny spo­sób (mój ulu­bio­ny to Ząb Czasu). Jed­nak fi­nal­nie za­bra­kło mi ja­kiejś pu­en­ty – dokąd to zmie­rza­ło. Po prze­czy­ta­niu po­mysł nadal wy­da­wał się fajny, ale nie zo­sta­wił moc­ne­go wra­że­nia, dzię­ki czemu mógł­by na dłu­żej ze mną po­zo­stać.

Pod­su­mo­wu­jąc: so­lid­ny kon­cert fa­jer­wer­ków, ale w moim od­czu­ciu ra­czej to pre­zen­ta­cja niż ukie­run­ko­wa­na fa­bu­ła – co ma swoje plusy i mi­nu­sy.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

smiley xD

(Patrz ko­men­ta­rze po­wy­żej. ;)

 

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i do­strze­że­nie po­zy­ty­wów. :) Po­zdra­wiam!

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Cześć,

 

re­wi­zy­tu­ję i nie ża­łu­ję, bo opo­wia­da­nie cał­kiem przy­jem­nie się czy­ta­ło, kilka przy­kła­dów bym do­da­łam:

 

– drzwi, przez które nie można przejść, bo wy­wo­dzą w pole

– coś o mło­dym, dy­na­micz­nym ze­spo­le i owo­co­wych czwart­kach ^^

– piąte koło u wozu sto­ją­ce w rogu po­ko­ju

 

I cho­ciaż zga­dzam się z przed­pi­ś­ca­mi, że jest to wy­li­czan­ka, to spra­wi­ła mi przy­jem­ność, parę razy śmie­chłam – o to chyba cho­dzi.

 

Zgła­szam do bi­blio­te­ki, bo po­mysł ory­gi­nal­ny, a wy­ko­na­nie nie zgrzy­ta. 

 

Po­zdra­wiam

OG

 

Ha! Dzię­ku­ję. xD

Ali­cel­la też chcia­ła dodać kózkę, co to zła­ma­ła nóżkę, ale lu­dzie już mnie tak po­besz­ta­li za tę wy­li­czan­kę, że wię­cej nie do­da­ję. xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Oj tam, naj­waż­niej­sze to do­brze się bawić przy pi­sa­niu ;) 

Nad­peł­zam po­wo­li acz nie­ubła­ga­nie, wy­wi­ja­jąc czuł­ka­mi!

Sztam­py nie ma, dobra, świe­ża kon­cep­cja. Naj­bar­dziej za­pa­da w pa­mięć pierw­szy mocny akord, czyli kro­ko­dyl. Cho­ciaż na przy­kład ku­kuł­cze jajo też ni­cze­go sobie, a bicie się z my­śla­mi opi­sa­ne bar­dzo doj­mu­ją­co. Czego za­bra­kło – nie będę tu szcze­gól­nie ory­gi­nal­ny – głę­biej za­ry­so­wa­nej fa­bu­ły lub za­ska­ku­ją­ce­go zwro­tu akcji. Wy­obraź­my sobie na przy­kład, ile trud­no­ści spra­wi­ło­by zdia­gno­zo­wa­nie za­gra­nicz­ne­go pa­cjen­ta, sie­dzi taki cho­ciaż­by nad ster­tą po­dro­bów i cze­muś re­cho­cze… (smi­vat’ sa ako Honza na je­li­to).

Tro­chę nie­rów­na sty­li­za­cja, frag­men­ty na­sy­co­ne wznio­słą re­to­ry­ką ni­czym z Ludzi bez­dom­nych:

Dalej sze­dłem już nie­mal po omac­ku, po­dob­ny błą­dzą­ce­mu lu­na­ty­ko­wi;

kiedy tra­ci­łem z oczu te sze­ro­kie plecy, tę syl­wet­kę niedź­wie­dzią a pro­me­te­uszo­wą, w gło­wie mojej za­ko­ła­ta­ło się do­nio­słe py­ta­nie: „Je­st­że li on czy nie jest – ko­wa­lem wła­sne­go losu?”,

a tym­cza­sem tuż obok lek­kie i lekko po­da­ne żar­ci­ki:

Obej­rza­łem się przez ramię; to był Mor­dę­ga, stał kilka kro­ków dalej i nawet nie pró­bo­wał ukryć nie­po­ko­ju.

Tak jakby wie­dział, że upar­te pa­skudz­two i tak wy­sta­wi zza poły jego far­tu­cha swój pa­skud­ny pysk.

Ro­zu­miem, że to był świa­do­my za­mysł, ale nie je­stem pe­wien, czy w pełni się udał.

 

Widzę na do­da­tek, że prze­oczy­łem małą psy­cho­dra­mę ję­zy­ko­wą. Szko­da, wo­lał­bym wziąć udział na bie­żą­co, po­mógł­bym usta­lić pra­wi­dło­we wa­rian­ty i może uda­ło­by się unik­nąć zgrzy­tów… Sko­men­tu­ję jed­nak parę wy­ra­żeń po­zo­sta­łych na po­bo­jo­wi­sku.

Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da mi w kość, spo­nie­wie­ra mnie i do­pro­wa­dzi na skraj wy­trzy­ma­ło­ści – ale i za­har­tu­je, przy­go­tu­je na trud­ny le­kar­ski los.

W ję­zy­ku pol­skim, ina­czej niż w an­giel­skim, nad­miar za­im­ków oso­bo­wych jest jed­nak naj­czę­ściej uwa­ża­ny za uchy­bie­nie sty­li­stycz­ne. Gdyby za­le­ża­ło Ci na za­zna­cze­niu, że efekt psy­cho­lo­gicz­ny cięż­kiej prze­pra­wy bę­dzie z ja­kie­goś po­wo­du szcze­gól­nie silny w przy­pad­ku da­ne­go bo­ha­te­ra, może jeden z nich byłby uspra­wie­dli­wio­ny – a je­że­li prze­pra­wa ogó­łem jest cięż­ka i każdy by tak na nią za­re­ago­wał, to chyba są zbęd­ne.

la­bo­ra­to­rium ko­ja­rzy­ło mi się ste­ryl­nie z nauką

Ta ko­lo­ka­cja na­praw­dę się nie broni. Przy­naj­mniej w mojej opi­nii, SJP po­da­je za­kres zna­cze­nio­wy tego przy­miot­ni­ka zbyt sze­ro­ko, wolę sta­no­wi­sko Do­ro­szew­skie­go: “po­zba­wio­ny drob­no­ustro­jów; wy­ja­ło­wio­ny”. Ro­zu­mo­wa­nie czy sko­ja­rze­nie nie może być ste­ryl­ne.

Zre­zy­gno­wa­ny, nie­chęt­nie roz­gląd­ną­łem się za kimś, kto mógł­by mnie po­ra­to­wać ja­kimś far­ma­ceu­ty­kiem

Ma­ło­pol­ski re­gio­na­lizm. Ogól­no­pol­ska forma aspek­tu do­ko­na­ne­go od “roz­glą­dać” brzmi “ro­zej­rzeć”.

Wy­naj­do­wa­łem zatem coraz to nowe dziwy.

Tech­nicz­nie po­praw­ne, ale prze­sta­rza­łe w stop­niu utrud­nia­ją­cym uchwy­ce­nie sensu; obec­nie używa się w tym zna­cze­niu ra­czej słowa “od­naj­do­wać”.

Jedna z odnóg ko­ry­ta­rza do­pro­wa­dzi­ła mnie do izby przy­jęć, gdzie od­ma­lo­wa­ła się przede mną cała ga­le­ria prze­waż­nie ludz­kich tra­ge­dii.

Mnie to sfor­mu­ło­wa­nie się po­do­ba, “od­ma­lo­wać się” w zna­cze­niu “stać się wi­docz­nym” obec­ne w słow­ni­kach, a do kon­tek­stu ga­le­rii pa­su­je, ale je­że­li Re­gu­la­tor­ka bie­rze to za fał­szy­wą nutę, zwy­kle nie warto lek­ce­wa­żyć jej wy­czu­cia ję­zy­ko­we­go. Cie­kaw był­bym tutaj opi­nii in­nych od­bior­ców.

Od­waż­nie zaj­rza­łem do środ­ka, a pierw­szym, co zo­ba­czy­łem, były sze­ro­kie plecy i mu­sku­lar­ne ra­mio­na ko­wa­la.

Po­praw­ne bez cie­nia wąt­pli­wo­ści. Oczy­wi­ście można też na­pi­sać “pierw­sze, co zo­ba­czy­łem, były to…”, ale wcale nie mam pew­no­ści, czy takie roz­wią­za­nie by­ło­by wła­ściw­sze sty­li­stycz­nie.

Za­trzy­ma­łem się na wy­so­ko­ści nie­po­zor­nych, prze­szklo­nych drzwi. O tej porze prze­chod­niów było jak na le­kar­stwo, toteż bez skrę­po­wa­nia roz­go­ści­łem się na środ­ku chod­ni­ka.

Dwa “się” w dwóch śred­niej dłu­go­ści zda­niach to nie jest nie­pro­por­cjo­nal­nie długo, a w mojej przy­naj­mniej opi­nii nie można tutaj użyć słowa “przy­sta­ną­łem”. Re­gu­la­to­rzy ma wpraw­dzie rację, że przy­sta­ną­łem nie za­po­wia­da dal­sze­go fak­tycz­ne­go prze­bie­gu zda­rzeń – nie za­po­wia­da, ale an­ty­cy­pu­je, wska­zu­jąc in­ten­cję. Może się zda­rzyć, że przy­sta­niesz i tak zo­sta­niesz z ja­kiejś przy­czy­ny, ale w mo­men­cie przy­sta­wa­nia masz jed­nak za­miar zaraz ru­szać dalej. Tutaj Ta­dzio przy­był do miej­sca swo­je­go stażu, nie wy­obra­żam sobie na­pi­sa­nia, ja­ko­by przy nim przy­sta­nął. Dawno, dawno temu ist­nia­ła forma do­ko­na­na przy­stać “przy­sta­nąć bez in­ten­cji ru­sze­nia dalej”, ale chyba ostat­ni po­da­je ją Linde, potem za­ni­kła i już Mic­kie­wicz znał ją tylko w utar­tej ko­lo­ka­cji przy­stać za żoł­nie­rza “wstą­pić do woj­ska”, dziś także nie­zmier­nie rzad­kiej.

Za­dar­łem głowę na wid­nie­ją­cy nad drzwia­mi szyld.

Głowy ra­czej nie za­dzie­ra się “na coś”. Za­dar­łem głowę ku wid­nie­ją­ce­mu nad drzwia­mi szyl­do­wi? Odro­bi­nę sta­ro­świec­ka kon­struk­cja, ale skoro i tak sty­li­zu­jesz…

 

Dzię­ku­ję za ory­gi­nal­ną lek­tu­rę i od­peł­zam w stro­nę wątku bi­blio­tecz­ne­go!

Nad­peł­zam po­wo­li acz nie­ubła­ga­nie, wy­wi­ja­jąc czuł­ka­mi!

Wi­ta­my ośli­zgłe wasz­mo­ści! :3

Dzię­ku­ję za wszyst­kie uwagi, w nie­któ­rych przy­pad­kach nadal upar­cie bro­nię swo­je­go (ste­ryl­nie, wy­naj­do­wać). Po­pra­wię za to tę za­dzie­ra­ną głowę, cenna uwaga, przy­da się na przy­szłość. ;)

 

frag­men­ty na­sy­co­ne wznio­słą re­to­ry­ką ni­czym z Ludzi bez­dom­nych

Ta re­to­ry­ka miała być żar­to­bli­wa, stąd jej obec­ność wśród żar­ci­ków wy­po­wia­da­nych lek­kim tonem. Wła­ści­wie to ta wznio­słość miała być ko­lej­nym żar­ci­kiem, o. ;)

 

Ma­ło­pol­ski re­gio­na­lizm

Nie wiem jakim cudem, je­stem ze Ślą­ska. :( xD Po­pra­wiam i sta­ram się pa­mię­tać na przy­szłość.

 

Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da mi w kość, spo­nie­wie­ra mnie i do­pro­wa­dzi na skraj wy­trzy­ma­ło­ści – ale i za­har­tu­je, przy­go­tu­je na trud­ny le­kar­ski los.

(…) może jeden z nich byłby uspra­wie­dli­wio­ny – a je­że­li prze­pra­wa ogó­łem jest cięż­ka i każdy by tak na nią za­re­ago­wał, to chyba są zbęd­ne.

Z za­im­ko­zy nadal się leczę (na in­ten­syw­nej te­ra­pii!), ale choć pierw­szy krok za mną – uświa­do­mi­łam sobie pro­blem – to tutaj na­praw­dę nie mogę się zgo­dzić. O ile na tor­tu­rach usu­nę­ła­bym “mnie” po “spo­nie­wie­ra”, to ten pierw­szy za­imek jest moim zda­niem nie­zbęd­ny. No bo jak by to brzmia­ło?

 

Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da w kość, spo­nie­wie­ra i do­pro­wa­dzi na skraj wy­trzy­ma­ło­ści – ale i za­har­tu­je, przy­go­tu­je na trud­ny le­kar­ski los.

 

Po­wtó­rzę:

Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da w kość

 

No za nic mi to nie brzmi, “dać” po­trze­bu­je do­peł­nie­nia! ;) Jak­bym prze­czy­ta­ła:

Taka cięż­ka prze­pra­wa nie­wąt­pli­wie da w kość, spo­nie­wie­ra i do­pro­wa­dzi na skraj wy­trzy­ma­ło­ści – ale i za­har­tu­je, przy­go­tu­je na trud­ny le­kar­ski los.

w mojej gło­wie z miej­sca po­ja­wi­ło­by się za­da­ne wiel­ką czcion­ką py­ta­nie: “KOMU”?! ;p

 

Dzię­ku­ję za ory­gi­nal­ną lek­tu­rę i od­peł­zam w stro­nę wątku bi­blio­tecz­ne­go!

Cała ośli­zgłość po Two­jej stro­nie <3 <3

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Wi­ta­my ośli­zgłe wasz­mo­ści!

Je­że­li nie urzą­dzi­łaś się far­ma­ko­lo­gicz­nie w takim stop­niu, aby wi­dzieć mnie po­dwój­nie, wi­ta­my kogo? czego? – ośli­zgłe­go wasz­mo­ści. Rów­nież ser­decz­nie witam!

O ile na tor­tu­rach usu­nę­ła­bym “mnie” po “spo­nie­wie­ra”, to ten pierw­szy za­imek jest moim zda­niem nie­zbęd­ny. No bo jak by to brzmia­ło? (…) No za nic mi to nie brzmi, “dać” po­trze­bu­je do­peł­nie­nia! (…) w mojej gło­wie z miej­sca po­ja­wi­ło­by się za­da­ne wiel­ką czcion­ką py­ta­nie: “KOMU”?!

Od­po­wiedź wy­da­wa­ła­by mi się na­tu­ral­na: ogól­nie każ­de­mu, można za­ło­żyć, że jest to uni­wer­sal­na praw­da dla tej cięż­kiej prze­pra­wy, ale siłą rze­czy po­strze­ga­my to z su­biek­tyw­nej per­spek­ty­wy nar­ra­to­ra pierw­szo­oso­bo­we­go. Je­że­li jed­nak chciał­bym pod­kre­ślić, że nar­ra­tor po­tra­fi abs­tra­ho­wać od swo­ich od­czuć i ro­zu­mie, że kto inny mógł­by za­re­ago­wać ina­czej, to chyba też od­czu­wał­bym po­trze­bę po­sta­wie­nia tego za­im­ka… Gdy­bym miał jeden po­zo­sta­wić, to ra­czej wo­lał­bym zmie­nić ko­lej­ność czło­nów i utrzy­mać “mnie”, skoro w po­przed­nim zda­niu było “mi”. Nie je­stem pe­wien, czy wła­ści­wą drogą jest wy­ru­go­wa­nie Two­jej za­im­ko­zy po­przez trau­mę, więc tor­tu­ro­wał Cię nie będę, chyba że sama po­pro­sisz… (Wy­su­wam się po­ma­łu ze sko­ru­py i za­wi­sam nad Tobą tyleż in­try­gu­ją­co, co zło­wro­go).

w nie­któ­rych przy­pad­kach nadal upar­cie bro­nię swo­je­go (ste­ryl­nie, wy­naj­do­wać).

Cze­kam…

Cała ośli­zgłość po Two­jej stro­nie

Dzię­ku­ję pięk­nie! A co bę­dzie po Two­jej? Są­dząc po ob­raz­ku pro­fi­lo­wym, może ob­łość?

Par­don cool, oczy­wi­ście, że wi­ta­my ośli­zgłe­go wasz­mo­ści!

 

A co bę­dzie po Two­jej? Są­dząc po ob­raz­ku pro­fi­lo­wym, może ob­łość?

Oba­wiam się, że ston­ka albo inne pa­skudz­two. :( xD

 

siłą rze­czy po­strze­ga­my to z su­biek­tyw­nej per­spek­ty­wy nar­ra­to­ra pierw­szo­oso­bo­we­go

No wła­śnie o to cho­dzi, on tam nie mówi o ludz­ko­ści i praw­dach obiek­tyw­nych, jest stu­den­tem na pierw­szych prak­ty­kach – zde­cy­do­wa­nie ma prawo kon­cen­tro­wać się na wła­snej bied­nej, stu­denc­kiej oso­bie. ;)

 

Cze­kam…

Oj no, co tu dużo mówić.

Ko­ja­rzy mi się ste­ryl­nie – a więc “czy­sto” → “bez za­nie­czysz­czeń (czymś innym)” → “wy­łącz­nie”.

Wy­naj­do­wać – bo jakoś bar­dziej pa­su­je mi se­man­tycz­nie, mimo wszyst­ko, bar­dziej niż “od­naj­do­wać”. A sty­lo­wo nadal mnie nie razi, zwłasz­cza, że – jak sam Śli­mak za­uwa­żył – mam takie mo­men­ty, gdzie piszę tro­chę pod­nio­słym sty­lem, to może być i prze­sta­rza­ły. ;)

Zo­sta­wiam! devil

 

Wy­su­wam się po­ma­łu ze sko­ru­py i za­wi­sam nad Tobą tyleż in­try­gu­ją­co, co zło­wro­go.

<3 Na szczę­ście je­stem ziem­nia­kiem, a nie sa­ła­tą.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Ko­ja­rzy mi się ste­ryl­nie – a więc “czy­sto” → “bez za­nie­czysz­czeń (czymś innym)” → “wy­łącz­nie”.

Jak już uprzed­nio pi­sa­łem, ste­ryl­ny to przede wszyst­kim “po­zba­wio­ny drob­no­ustro­jów, wy­ja­ło­wio­ny”, nie uwa­żam, aby sko­ja­rze­nie mogło być ste­ryl­ne. Za­pew­ne można od­gad­nąć za­mysł twór­czy, ale takie po­łą­cze­nie jest wy­so­ce nie­na­tu­ral­ne, wy­bi­ja z toku lek­tu­ry.

Wy­naj­do­wać – bo jakoś bar­dziej pa­su­je mi se­man­tycz­nie, mimo wszyst­ko, bar­dziej niż “od­naj­do­wać”. A sty­lo­wo nadal mnie nie razi

Nie mówię, że jest w tym coś ra­żą­ce­go. Pod­sta­wo­we zna­cze­nie wy­naj­do­wać to obec­nie “opra­co­wy­wać nowy przed­miot lub struk­tu­rę w ra­mach od­kry­cia na­uko­we­go”, więc trze­ba się li­czyć z tym, że czy­tel­nik nie od razu zro­zu­mie sens i bę­dzie my­ślał, o jaki to wy­na­la­zek cho­dzi. A w zna­cze­niu, które za­mie­rzy­łaś, nie widzę istot­nej róż­ni­cy w sto­sun­ku do od­naj­do­wać.

<3 Na szczę­ście je­stem ziem­nia­kiem, a nie sa­ła­tą.

Może i nie spa­ła­szu­ję ziem­niacz­ka (ziem­niacz­ki?), ale mogę skub­nąć tu i ów­dzie, po­draż­nić czuł­ka­mi – nie uciek­nie prze­cież?…

Tak teraz pa­trzę na tę wia­do­mość i myślę, że za­nu­rzy­łem się men­tal­nie w sce­nie ze śli­ma­kiem na­chy­la­ją­cym się nad ziem­nia­kiem, a sfor­mu­ło­wa­nie wy­szło jed­nak bar­dziej dwu­znacz­nie, niż­bym chciał. Prze­pra­szam ser­decz­nie! Mam na­dzie­ję, że nie ura­zi­łem?

xD Nie. Po pro­stu nie chcia­łam tutaj robić ziem­nia­cza­no-śli­ma­czej te­le­no­we­li. xD Ale nie za­nu­rzaj się tak men­tal­nie w po­bli­żu przed­szko­li. ;D

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

XDSDDD 

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

Fajny po­mysł na szpi­tal dla wy­ra­żeń. By­wa­ły już na por­ta­lu za­ba­wy z idio­ma­mi i po­wie­dzon­ka­mi, ale w wer­sji szpi­tal­nej chyba jesz­cze nie.

Zgo­dzę się z ogó­łem, że opisy przy­gnia­ta­ją wątłą oś fa­bu­lar­ną.

Tro­chę dziw­ne, że w tym szpi­ta­lu zwro­ty nie są le­czo­ne, a tylko w nim prze­by­wa­ją. No, ale w pew­nym stop­niu wy­ja­śnia to pu­en­ta.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Zgo­dzę się z ogó­łem, że opisy przy­gnia­ta­ją wątłą oś fa­bu­lar­ną.

crying crying crying Nie mogę już tego słu­chać xD

 

Tro­chę dziw­ne, że w tym szpi­ta­lu zwro­ty nie są le­czo­ne, a tylko w nim prze­by­wa­ją. No, ale w pew­nym stop­niu wy­ja­śnia to pu­en­ta.

Ależ są! Albo le­czo­ne, albo za­opie­ko­wa­ne. cool Prze­cież białe kruki trze­ba kar­mić i szcze­pić, pa­ję­czy­ny dróg kon­ser­wo­wać. Cho­chli­ki mają miej­sce, gdzie mogą się wy­ła­do­wać, i dzię­ki temu jest ich mniej rów­nież w Two­ich opo­wia­da­niach, Fin­klo.

A Ząb Czasu? Le­czo­ny. A indyk? Chyba wszy­scy ro­zu­mie­my, jakie to dla niego ważne. A uszy? Czysz­czo­ne. A ręce z ner­wi­cą na­tręctw? Wła­śnie dia­gno­zo­wa­ne, pew­nie do­sta­ną krem i Zo­loft.

A chmu­ra, do któ­rej po­pę­dził Mor­dę­ga? Otrzy­ma­ła pro­fe­sjo­nal­ną pomoc. A pani Mał­go­sia? Będą ją ra­to­wać.

Szpi­tal pełni rów­nież funk­cję la­bo­ra­to­ryj­ną, ow­szem, stąd te wszyst­kie cie­ka­wost­ki w sło­ikach.

Za­rzut uwa­żam za nie­uza­sad­nio­ny. frown xDD

 

To chyba od Cie­bie do­sta­łam klika do ko­lek­cji, a zatem – dzię­ku­ję ślicz­nie! <3 Nor­mal­nie ten Szpi­tal, wi­szą­cy na 4 kli­kach, spę­dzał mi sen z oczu. wink

 

Po­zdra­wiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

No, niech bę­dzie, że frazy są le­czo­ne. Ale ra­czej na NFZ… ;-)

Jam to, nie chwa­ląc się, uczy­ni­ła.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No, niech bę­dzie, że frazy są le­czo­ne. Ale ra­czej na NFZ… ;-)

I tu mnie masz cool Ale bę­dzie­my się sta­rać o pry­wa­ty­za­cję.

 

Jam to, nie chwa­ląc się, uczy­ni­ła.

A zatem już z pełną wie­dzą i świa­do­mo­ścią – dzię­ki Ci skła­dam. blush

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Z tą pry­wa­ty­za­cją bym uwa­ża­ła. Jesz­cze frazy zo­sta­ną cał­ko­wi­cie wy­le­czo­ne… I co wtedy? Język nam zu­bo­że­je?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ale pry­wa­cia­rze się wzbo­ga­cą. cool

 

A tak na po­waż­nie – spo­koj­nie. Wszyst­kich nie wy­le­czy­my. Toż nie o to cho­dzi, żeby wy­le­czyć, tylko żeby le­czyć… devil

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Aaaa, czyli to jak u praw­ni­ków!

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Sym­pa­tycz­ny de­biut (na tym por­ta­lu, jak przy­zna­jesz sama).

Resz­tę już na­pi­sa­li inni :-) ,

Wła­śnie, sym­pa­tycz­ny! Na­pi­sa­łam, że to roz­grzew­ka, na uśmiech­nię­cie, a nie po­ry­wa­ją­ca, mro­żą­ca/bu­rzą­ca krew w ży­łach opo­wieść spod znaku mie­cza i szpa­dy, czy tam szasz­ły­ka! :( Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i prze­czy­ta­nie ;D Po­zdra­wiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Hej DHBW!

 

Do­tar­łam!

No więc, ogól­nie się po­do­ba­ło, przede wszyst­kim przez po­mysł i cie­ka­we wy­ko­rzy­sta­nie po­wie­dzo­nek, me­ta­for itp. 

Ale były też pro­ble­my ;) O braku fa­bu­ły nie będę się roz­pi­sy­wać bo już chyba na­pi­sa­no wszyst­ko. Nie wiem, czy ktoś zwró­ci uwagę na dwie rze­czy które bar­dzo mnie gry­zły: 

Re­ak­cje bo­ha­te­ra wy­da­ją mi się prze­sa­dzo­ne, na prze­mian się czer­wie­ni, chwie­je, trzę­sie itp. choć nie ro­zu­miem dla­cze­go. Nic mu nie grozi, wie­dział gdzie idzie, skąd więc to zdzi­wie­nie?

I ko­lej­na mała uwaga: raz bo­ha­ter jest nie­zbyt do­myśl­ny, jak przy igle, a raz, aku­rat wtedy gdy prze­by­wa sam i nikt mu nie pod­po­wie, wie do­kład­nie co jest czym, jak przy zło­tych lo­kach itp. 

Czyli sło­wem, re­ak­cje bo­ha­te­ra i jego kre­acja nie­zbyt mnie prze­ko­nu­ją, zbyt­nio wy­glą­da jakby grał pod fa­bu­łę.

Było też kilka dziw­nie zbu­do­wa­nych zdań i ma­łych po­tknięć. Wy­bacz, że wszyst­kich nie wy­pi­szę, czy­ta­łam tekst w nieco po­lo­wych wa­run­kach ;P Jeden przy­kład:

Nie zdą­ży­łem nic od­po­wie­dzieć; od­bie­gli mnie oboje i zaraz znik­nę­li za za­krę­tem.

Nie do końca ro­zu­miem tą część. Cho­dzi­ło o obie­gli, czy o od­bie­gnie­cie od cze­goś? 

 

Ale ogól­nie, było do­brze. Tekst mnie nie mę­czył, nie gu­bi­łam się i czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią ;) Za­grał tutaj głów­nie po­mysł i cie­ka­wa gra słów ;)

 

Dzię­ku­ję za lek­tu­rę!

Cześć, Głus… Grrusz… Cześć! :)

xD

 

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę i prze­czy­ta­nie!

 

O braku fa­bu­ły nie będę się roz­pi­sy­wać bo już chyba na­pi­sa­no wszyst­ko.

A i tak każdy o tym pisze crying crying Sama nie­dłu­go tra­fię do tego szpi­ta­la xD

 

Re­ak­cje bo­ha­te­ra wy­da­ją mi się prze­sa­dzo­ne (…) skąd więc to zdzi­wie­nie?

Cóż, taka jest kon­cep­cja tek­stu – który, khę khę, nie jest re­ali­stycz­ny, a ra­czej na­sta­wio­ny na za­ba­wę – bar­dziej jak teatr niż se­rial, że tak po­wiem.

Co do zdzi­wie­nia, wspo­mi­nam na po­cząt­ku, że nikt nie chciał w tym szpi­ta­lu prak­ty­ko­wać – za­pew­ne szpi­tal jest wy­jąt­ko­wy, wia­do­mo, że jest tam ostra jazda, ale czło­wiek do końca nie wie, czego się spo­dzie­wać. ;) Myślę, że nawet w praw­dzi­wym szpi­ta­lu prak­ty­kant może na po­cząt­ku wpa­dać w prze­ra­że­nie. ;)

 

I ko­lej­na mała uwaga: raz bo­ha­ter jest nie­zbyt do­myśl­ny, jak przy igle, a raz, aku­rat wtedy gdy prze­by­wa sam i nikt mu nie pod­po­wie, wie do­kład­nie co jest czym, jak przy zło­tych lo­kach itp. 

Bar­dziej teatr niż se­rial cool W sen­sie, przed­mio­tem/te­ma­tem opo­wia­da­nia jest sam szpi­tal i jego pa­cjen­ci, na­to­miast głów­ny bo­ha­ter jest tylko “ocza­mi” czy­tel­ni­ka, toteż nie mu­siał być kon­se­kwent­ny/wia­ry­god­ny/skom­pli­ko­wa­ny itp. ;)

 

wy­glą­da jakby grał pod fa­bu­łę.

Otóż to! ;)

 

Nie do końca ro­zu­miem tą część. Cho­dzi­ło o obie­gli, czy o od­bie­gnie­cie od cze­goś? 

Mo­men­ta­mi wy­stę­pu­ją w tym tek­ście ja­kieś takie “po­ry­wy” ję­zy­ko­we, że tak po­wiem (głów­nie z ko­wa­lem i pro­me­te­uszo­wą syl­wet­ką), i to jest jeden z nich. Jest to stara kon­struk­cja z uży­ciem tego słowa: LINK, zna­cze­nie 2, ow­szem, prze­starz. ^^

 

czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią ;)

Naj­waż­niej­sze. :D Mam na­dzie­ję, że uśmie­chło, hue hue. blush

 

Dzię­ki i po­zdła­wiam! ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Takie miało być :D Dzię­ki :D

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Zga­dzam się z Anet, że sym­pa­tycz­ne :)

 

Przy­wiódł mnie tutaj Twój ko­men­tarz pod moim opo­wia­da­niem WA­LEN­TYN­KO­WE RO­ZE­DR­GA­NIE WA­LEN­CYJ­NE O WA­LE­NIACH, tam ośmie­li­łem się od­po­wie­dzieć nań i wdać w lekką po­le­mi­kę (hehe, nie taką lekką, bar­dziej po ban­dzie, jak bę­dziesz miała chwil­kę to sprawdź pro­szę ;-) ), i muszę przy­znać, że nie za­wio­dłem się, zna­la­złem tu to, co chcia­łem, nawet zda­rzy­ło mi się lekko z raz czy dwa razy uśmiech­nąć czy­ta­jąc – a to w moim przy­pad­ku bar­dzo dużo ;-)

 

Tam ktoś pier­nik do wia­tra­ka ni przy­piął, ni przy­ła­tał

 

Pięk­ne. 100/100

 

 

Opo­wia­dan­ko jest fajne, mimo braku po­ry­wa­ją­cej fa­bu­ły – nie zga­dzam się z opi­nia­mi, że opo­wia­da­nie ko­niecz­nie musi ją mieć. Opo­wia­da­nie może być nawet i listą za­ku­pów, byle tylko po­tra­fi­ło utrzy­mać czy­tel­ni­ka przy sobie…

 

I tutaj nie­ste­ty przed­pi­ś­cy mają nieco racji – że Twoja “lista za­ku­pów” trosz­kę ku­le­je w tym utrzy­my­wa­niu czy­ta­ją­ce­go w ocze­ki­wa­niu – i to wcale nie przez brak akcji. Uwa­żam, że po pro­stu tu bra­ku­je pew­nej eska­la­cji, pew­ne­go stop­nio­wa­nia ab­sur­du, pew­ne­go zwięk­sza­ją­ce­go się na­si­le­nia gro­te­ski. Ocze­ki­wa­łem, że bę­dzie dziw­nie i coraz dziw­niej, na­to­miast od po­cząt­ku było tro­chę dziw­nie – a potem już na tym samym po­zio­mie. Ale może to tylko ja – po pro­stu ina­czej bym to na­pi­sał – a Ty mia­łaś aku­rat taki za­mysł – nie wiem.

 

"Ali­cel­la też chcia­ła dodać kózkę, co to zła­ma­ła nóżkę, ale lu­dzie już mnie tak po­besz­ta­li za tę wy­li­czan­kę, że wię­cej nie do­da­ję. xD"

 

Aj waj. Ja bym mimo wszyst­ko dodał XD

 

dra­ka­ina

Ewen­tu­al­nie to jest ma­te­riał na ko­miks ;)

 

Taki w stylu "Po­dróż smo­kiem Di­plo­do­kiem"

 

dra­ka­ina

Na­to­miast punk­tu­jesz u mnie za “po­czą­tek pięk­nej przy­jaź­ni” w jed­nym z ko­men­ta­rzy. To ulu­bio­ny cytat jed­ne­go z moich bo­ha­te­rów, tak btw XD

U mnie też, choć słabo już pa­mię­tam Ca­sa­blan­cę – bar­dziej z kli­ma­tu, niż z tre­ści, muszę kie­dyś obej­rzeć na nowo, bo kiedy ostat­nio oglą­da­łem, nie byłem jesz­cze chyba do­sta­tecz­nie zgorzk­nia­ły, by się w pełni iden­ty­fi­ko­wać z głów­nym bo­ha­te­rem ;-)

 

“Się­ko­za” jest nie­spra­wie­dli­wa. A się jest podłe. Takie mało zna­czą­ce słowo, które psuje fajne cza­sow­ni­ki. Fujka.

 

Zga­dzam SIĘ!

Tfu… Chcia­łem na­pi­sać: Po­twier­dzam!! ;-)

 

re­gu­la­to­rzy

Nie wiem, gdzie to zo­ba­czy­łaś, ale pra­gnę wy­pro­wa­dzić Cię z błędu – nie je­stem żad­nym guru.

 

Nie słu­chaj jej. Jest ;-)

 

 

re­gu­la­to­rzy

Ech, DHBW, jak już mó­wi­łam, to Twoje opo­wia­da­nie i to Ty de­cy­du­jesz, ja­ki­mi sło­wa­mi bę­dzie na­pi­sa­ne. Oba­wiam się jed­nak, że pod­czas lek­tu­ry Two­ich przy­szłych opo­wia­dań, pew­nie po­wstrzy­mam się od wszel­kich uwag i su­ge­stii.

 

I to mnie u Cie­bie Reg, iry­tu­je nie­sa­mo­wi­cie – Twoje uwagi są bar­dzo traf­ne i przy­dat­ne, warto je za­wsze roz­wa­żać, sama pod­kre­ślasz, że to autor jest osta­tecz­ną in­stan­cją i to on / ona bie­rze od­po­wie­dzial­ność za utwór – ale jak ktoś wdaje się w mocną po­le­mi­kę i broni swo­ich wy­bo­rów (w do­brej wie­rze prze­cież, a nie z au­tor­skiej pychy), albo po pro­stu chce do­py­tać czemu, jak, dla­cze­go (chyba by ro­zu­mieć le­piej, w do­my­śle – le­piej pisać w przy­szło­ści) – to już, że ko­men­to­wać nie będę… i tup ślicz­ną nóżką… co praw­da w na­stęp­nym ko­men­ta­rzu to zła­ga­dzasz, ale dziew­czy­no – na­praw­dę ro­bisz tu masę do­brej ro­bo­ty, nie ob­ra­żaj się pro­szę, jeśli ktoś broni swo­ich sfor­mu­ło­wań. Dys­ku­sja pod opo­wia­da­niem jest prze­cież – chyba – dys­ku­sją i nawet jakby ktoś chciał na­pi­sać rzułć rzuł­ta zrze­raua gszeg­szuł­kę – to jego / jej prawo ;-)

 

 

kronos.maximus

(…) do­ty­czy koń­ców­ki, która jest na­pi­sa­na zręcz­nie, ale od­dzia­łu­je tylko w war­twie for­mal­nej (tzn. jest ko­lej­nym po­wie­dze­niem: “umy­wa­my ręce”), za­miast za­my­kać ca­łość w war­stwie tre­ści (dla­cze­go umy­wa­ją ręce? Robią coś nie­zgod­ne­go z pra­wem, nie­etycz­ne­go? To ja­kieś na­wią­za­nie do służ­by zdro­wia w ogóle?)

Co do koń­ców­ki – tu aku­rat in­ten­cja jest taka, żeby to “umy­wa­nie rąk” zro­zu­mieć do­słow­nie . Po pierw­sze – Mor­dę­ga wska­zu­je wy­mow­nie na kran, po dru­gie – to szpi­tal, gdzie czy­ste ręce są za­pew­ne w cenie. ;) Ale tak, wie­dzia­łam, że czy­tel­nik może tutaj mieć za­gwozd­kę. Raz jesz­cze dzię­ki! :)

 

A ja zro­zu­mia­łem me­ta­fo­rycz­nie i wła­śnie dla­te­go mi się spodo­ba­ło… i co teraz? Czy waż­niej­sze co "poeta miał na myśli", czy jak czy­tel­nik zro­zu­miał? ;-)

 

Pora na odro­bi­nę cze­pial­stwa, co do świa­ta przed­sta­wio­ne­go.

Ja ro­zu­miem wiel­ki Ząb Czasu na fo­te­lu den­ty­stycz­nym, czy kro­ko­dy­la ro­szą­ce­go łzy w po­cze­kal­ni, wszyst­ko to być może, ale żeby Ra­dzi­wił w nie­bie świ­nie pasał? Tfu… nie o tym chcia­łem…

Więc – wszyst­ko to być może, ab­surd ab­sur­dem, ale jed­nak re­alia me­dycz­ne po­win­ny być po­trak­to­wa­ne bar­dziej serio, a naj­le­piej ze śmier­tel­ną po­wa­gą – jak przy­sta­ło na coś, czego do­ty­ka NFZ.

Wy­star­czy­ło­by tro­chę po­go­oglać, lub pod­py­tać kogoś, kto ma ze świat­kiem me­dycz­nym co­kol­wiek wspól­ne­go. To mi wła­śnie nie pa­su­je – ale może to tylko moje wi­dzi­mi­się – ja bym po pro­stu robił to na za­sa­dzie kon­tra­stu – z jed­nej stro­ny bar­dzo dziw­ni i coraz dziw­niej­si pa­cjen­ci, z dru­giej – stu­dent me­dy­cy­ny za­cho­wu­ją­cy się jak stu­dent me­dy­cy­ny a nie jak ko­smi­ta, nie­mie­sza­nie me­dy­cy­ny ze sto­ma­to­lo­gią, prak­tyk ze sta­żem, kie­run­ku ze spe­cja­li­za­cją itp. Sło­wem – wo­lał­bym re­alizm z jed­nej stro­ny, a sur­re­alizm z dru­giej = w coraz więk­szym kon­tra­ście – ale to ja, a to jak zro­bi­łaś to Ty, to był Twój wybór i Twoje opko.

 

Ogól­nie ca­łość się cał­kiem przy­jem­nie czy­ta­ło i tak jak wspo­mnia­łem – po­ja­wił się cień uśmie­chu na mej za­ka­za­nej gębie – a to dużo.

 

PS.

 

Za­cie­ka­wi­ła mnie Twoja stop­ka (nie to, żebym był fe­ty­szy­stą sto­pek):

"She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love."

Z kogo (i czego) to cytat?

 

 

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Do­brze się czy­ta­ło i mnie uba­wi­ło. Wy­da­wa­ło mi się, że short ma cha­rak­ter dow­ci­pu, a to ponad 15k zna­ków, nie zgadł­bym.

Nie wiem, jak to po­przed­nio prze­ga­pi­łem.

Pokój – szczę­śli­wość; ale bo­jo­wa­nie Byt nasz pod­nieb­ny

OMG, so cute, nie my­śla­łam, że ktoś jesz­cze tutaj kie­dy­kol­wiek zaj­rzy! ^^ Dzię­ku­ję ślicz­nie, cie­szę się, że się spodo­ba­ło. ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Ach, bo Jim był pierw­szy! ^^ Prze­scrol­lo­wa­łam na dół i nie za­uwa­ży­łam. No to ale od­nio­sę się po pracy, bo to widzę, grub­sza spra­wa. xD I do wa­len­cyj­nych wa­le­ni też wrócę.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Nie słu­chaj jej. Jest ;-)

My­lisz się, Jimie. Po­wtó­rzę: nie je­stem żad­nym guru.

 

I to mnie u Cie­bie Reg, iry­tu­je nie­sa­mo­wi­cie…

Bar­dzo mi przy­kro, Jimie, że prze­ze mnie czu­jesz się nie­sa­mo­wi­cie po­iry­to­wa­ny, ale cóż… Oba­wiam się, że bę­dziesz mu­siał z tym żyć, bo ja się już nie zmie­nię. Tak jak nie prze­sa­dza się sta­rych drzew, tak trud­no wy­ma­gać od sta­rych ludzi, aby zmie­nia­li do­tych­cza­so­we me­to­dy pracy, tu­dzież inne na­wy­ki, bo nie­zbyt się one po­do­ba­ją nie­któ­rym użyt­kow­ni­kom/ użyt­kow­nicz­ką. Wtedy wolę zająć się opo­wia­da­nia­mi in­nych twór­ców/ twór­czyń – a tych prze­cież mamy tutaj do­sta­tek – niż ba­ro­wać się z jed­nym czy dru­gim nie­za­do­wo­lo­nym au­to­rem/ au­tor­ką.

Nie mam nic prze­ciw wda­wa­niu się w po­le­mi­kę i ro­zu­miem tych, któ­rzy bro­nią swo­ich wy­bo­rów, jeśli jed­nak czy­nią to w spo­sób znie­chę­ca­ją­cy mnie do pracy i dają jasno do zro­zu­mie­nia, że wie­dzą le­piej, a ja tylko wy­dzi­wiam, zwy­czaj­nie od­pusz­czam.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

…no tak, będę mu­siał z tym, żyć, ale…

 

re­gu­la­to­rzy

Nie mam nic prze­ciw wda­wa­niu się w po­le­mi­kę i ro­zu­miem tych, któ­rzy bro­nią swo­ich wy­bo­rów, jeśli jed­nak czy­nią to w spo­sób znie­chę­ca­ją­cy mnie do pracy i dają jasno do zro­zu­mie­nia, że wie­dzą le­piej, a ja tylko wy­dzi­wiam, zwy­czaj­nie od­pusz­czam.

 

A gdzie niby DHBW dała do zro­zu­mie­nia, że wie le­piej i tylko wy­dzi­wiasz?

 

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

A gdzie niby DHBW dała do zro­zu­mie­nia, że wie le­piej i tylko wy­dzi­wiasz?

Jimie, ocho­tę do zaj­mo­wa­nia się tek­sta­mi DHBW stra­ci­łam po wy­mia­nie zdań pod tym opo­wia­da­niem: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/28514

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Widzę dość go­rą­cą po­le­mi­kę, kie­dyś sobie ją prze­czy­tam w ce­lach po­znaw­czych, bo za­wsze miło po­czy­tać, jak dwój­ka (lub wię­cej) mą­drzej­szych ode mnie się kłóci.

A tak z cie­ka­wo­ści, Reg, skoro jak pi­szesz:

 

 

re­gu­la­to­rzy

Nie je­stem ani po­lo­nist­ką, ani ję­zy­ko­znaw­czy­nią, więc nie spo­dzie­waj się ode mnie „uczo­nych wy­ja­śnień”.

 

skąd u Cie­bie taki zmysł ję­zy­ko­wy i tak głę­bo­ka i do­brze ugrun­to­wa­na wie­dza? Za­wsze mnie zdu­mie­wa, z jaką “nie­zno­śną lek­ko­ścią” od­naj­du­jesz w tek­stach grze­chy, błędy i po­tknię­cia. Da się tego na­uczyć czy to jakiś boski dar, ta­lent, który ob­ja­wia­łaś już od pierw­szych chwil, gdy tylko po­zna­łaś abe­ca­dło?

 

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

skąd u Cie­bie taki zmysł ję­zy­ko­wy i tak głę­bo­ka i do­brze ugrun­to­wa­na wie­dza?

Nie od­po­wiem Ci na to, Jimie, bo nie wiem. Mogę tylko wy­znać, że za­wsze cier­pia­łam, kiedy sły­sza­łam kogoś mó­wią­ce­go nie­po­praw­nie. Na­to­miast nie mogę się zgo­dzić, że mam „głę­bo­ką i do­brze ugrun­to­wa­ną wie­dzę”, bo ta­kiej nie mam, choć znaj­do­wa­nie błę­dów i uste­rek w opo­wia­da­niach przy­cho­dzi mi dość łatwo, nie prze­czę. Nie wy­klu­czam, że to swego ro­dza­ju ta­lent, bo wszak każdy jakiś ma – jedni piszą, inni śpie­wa­ją, ma­lu­ją, rzeź­bią, go­tu­ją, są mi­strza­mi w róż­nych dys­cy­pli­nach spor­tu, że na tym po­prze­sta­nę. A je widzę bycz­ki i różne nie­do­sko­na­ło­ści w tek­ście, i to wszyst­ko. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Reg – dziew­czy­na to tańca i ró­żań­ca. Nie dość, że uta­len­to­wa­na, to jesz­cze skrom­na ;)

 

Nie za­wsze się z Tobą zga­dzam i cza­sem jak lew bro­nię swo­ich wy­bo­rów (po­dob­nie jak widzę czyni DHBW, być może cza­sem po­pa­da­jąc w pewną prze­sa­dę, ale co ja tam wiem), jed­nak mam na­dzie­ję, że nigdy nie po­my­ślisz, że po­zo­sta­ję przy swoim li tylko z czy­stej próż­no­ści (choć próż­ny z pew­no­ścią je­stem, nie­ste­ty) – a skoro już tu wró­ci­łem, to mam na­dzie­ję Cię pod moimi tek­sta­mi (jeśli takie po­wsta­ną, oby) zo­ba­czyć – jak zwy­kle bez­li­to­sną dla byków, a li­to­ści­wą dla by­ko­twór­cy ;-)

 

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jimie, jeśli tylko coś na­pi­szesz i za­mie­ścisz na stro­nie, Twoja na­dzie­ja na pewno nie bę­dzie płon­na. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Uff, no, zna­la­złam chwi­lę na od­po­wiedź :D

 

A zatem, Jimie:

 

Uwa­żam, że po pro­stu tu bra­ku­je pew­nej eska­la­cji, pew­ne­go stop­nio­wa­nia ab­sur­du, pew­ne­go zwięk­sza­ją­ce­go się na­si­le­nia gro­te­ski.

Zga­dzam się! Po pro­stu w mojej gło­wie po­wsta­ło to opo­wia­da­nie w ta­kiej for­mie i nawet mi przez myśl nie prze­szło, żeby to jakoś udo­sko­na­lać. Chyba cho­dzi też o to, że ja trak­to­wa­łam to bar­dziej jako żart, taką tro­chę za­ba­wę ję­zy­kiem, niż coś, co ma po­ry­wać za spra­wą akcji albo gro­te­ski. No, trud­no, stało się. xD

 

stu­dent me­dy­cy­ny za­cho­wu­ją­cy się jak stu­dent me­dy­cy­ny a nie jak ko­smi­ta

Eee… Uwa­żasz, że ja­ki­kol­wiek stu­dent jest zwie­rzę­ciem po­waż­nym i sta­tecz­nym? xD Aku­rat uwa­żam, że idąc na takie prak­ty­ki, miał prawo być prze­ra­żo­ny. ^^

 

nie­mie­sza­nie me­dy­cy­ny ze sto­ma­to­lo­gią, prak­tyk ze sta­żem, kie­run­ku ze spe­cja­li­za­cją itp.

OMG, no to już jest prze­sa­da ;) Szpi­tal jest zwa­rio­wa­ny, to i nie wszyst­ko musi być re­ali­stycz­ne. Nie sądzę, żeby aż tak wiele po­wie­dzo­nek i me­ta­for miało pro­ble­my z zę­ba­mi – otwie­ra­nie osob­ne­go ga­bi­ne­tu den­ty­stycz­ne­go by­ło­by zwy­czaj­nie nie­opła­cal­ne. ;)

 

Bar­dzo się cie­szę, że na Two­jej za­ka­za­nej gębie po­ja­wił się cień uśmie­chu! laugh :D

 

Za­cie­ka­wi­ła mnie Twoja stop­ka (nie to, żebym był fe­ty­szy­stą sto­pek):

^^’ xD

 

"She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love."

Eve­ry­thing Is Il­lu­mi­na­ted Jo­na­tha­na Sa­fra­na Foera. Wspa­nia­ła książ­ka (choć po­dob­no “nie­aku­rat­na” hi­sto­rycz­nie), go­rą­co po­le­cam! Po­le­cam rów­nież wspa­nia­ły film na pod­sta­wie po­wie­ści, z moim uko­cha­nym Frodo Eli­jah Wo­odem w roli głów­nej. ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Nowa Fantastyka