Na pamiątkę dla mojej córeczki, która dorasta w towarzystwie wspaniałej czarnej kuleczki.
Na pamiątkę dla mojej córeczki, która dorasta w towarzystwie wspaniałej czarnej kuleczki.
Była końcówka maja. Złociste słoneczko, tańcząc radośnie na błękitnym niebie, słało światu ciepłe promienie. Beniu, nasz mały, czarny piesio (z białą plamką na szyi), uwielbiał taką pogodę. Najbardziej lubił zabawy w ogrodzie ze swoją Pańcią lub Panciem, którzy rzucali mu tenisową piłeczkę, a Beniu żwawo gnał za nią i przynosił z powrotem. Wiedział, że w nagrodę za wykonanie zadania czeka na niego smakołyk. Choć sama pogoń za piłeczką i radosne hasanie po soczystej, pachnącej, wiosennej trawie było wystarczającą nagrodą, to taki smakołyk był jak wisienka na torcie. „Lub kilka wisienek”, jak sobie myślał wówczas Beniu.
Dochodziło południe. Piesek wylegiwał się w nasłonecznionym, ciepłym miejscu na podłodze w salonie, (to również była jedna z jego ulubionych czynności). Pancio, który akurat był w domu (parę razy w tygodniu znikał na kilka godzin. Beniu nigdy nie wiedział, po co w ogóle wychodził, ale zapamiętał, że wiąże się to ze słowami wypowiadanymi przez Pancia do Pańci „do pracy”) zawołał:
– Beniu! Idziemy na dworek?
Piesek, gdy tylko słyszał słowo kończące się na „-rek”, takie jak „spacerek” czy „dworek”, podrywał główkę i przekręcał ją na bok, jakby pokazując, że doskonale wie o czym mowa. Chęć i gotowość do zabawy oznajmiał wesołym merdaniem puszystego ogonka.
Pancio zabrał ze sobą kilka smakołyków i wyszedł z Beniem do ogrodu. Ostatnie kropelki porannej rosy połyskiwały promieniami słońca na świeżo skoszonym trawniku. Beniu rozejrzał się dookoła, czy przypadkiem jakiś kotek nie grasuje po jego ogrodzie. Wziął głębszy oddech i pobiegł do wołającego go Pancia.
Ależ było pięknie w ogrodzie tego dnia. Z jednej strony kwitnące na biało, czerwono i fioletowo rozłożyste krzewy rododendronów. Z drugiej pachnący nieziemską słodyczą bez. Karmazynowe i śnieżnobiałe azalie w narożniku. Trzmiele i pszczółki krzątały się wesoło, w pocie czoła zbierając pyłek kwiatowy. Na gałęziach radośnie ćwierkały wróble. Tak, to była ulubiona pora roku Benia.
– Przynieś piłeczkę, przynieś! – Rozlegało się wołanie Pancia po każdym rzucie.
Beniu gnał co sił w nogach, łapiąc wiatr w czarne włosy (niektóre pieski mają włosy zamiast sierści i czasami muszą iść do fryzjera, ale o tym opowiem wam innym razem), chwytał w pyszczek piłeczkę i wracał przynosząc ją swojemu Panciowi. Tam czekała już na niego „wisienka na torcie” i Pancio mówił:
– Grzeczny piesio!
Głaskał go kilka razy, prosił o podanie łapki i ponownie rzucał piłeczkę.
Po jednym z takich rzutów odbiła się od kępki trawy i wpadła głęboko pod krzew białego rododendronu. Beniu zatrzymał się na końcu trawnika, popatrzył do tyłu w stronę Pancia, który krzyknął wesoło:
– No Beniu, przynieś piłeczkę!
Piesek zawahał się, nigdy dotąd nie wchodził pod krzewy i troszkę się wystraszył takiej atrakcji. Widział swój cel pod jedną z gałęzi i nagle usłyszał:
– Chodź tutaj piesku, podam ci piłeczkę.
Słów tych nie wypowiedział Pancio i, co ciekawsze, Beniu zrozumiał je wszystkie, jakby były mówione w jego psim języku.
– Śmiało, zapraszam, jestem tutaj – kontynuował tajemniczy głos dobiegający spod zielonych liści.
Zaciekawiony piesek postąpił kilka kroków naprzód, pomiędzy gałęzie pięknego krzewu. Za jedną z grubszych z nich jego oczom ukazała się piłeczka leżąca obok… malutkiego stolika, przy którym stało jedno miniaturowe krzesełko. Stoliczek nakryty był, haftowanym obrusikiem, na którym czekała na kogoś filiżanka, z której unosiła się przyjemna woń świeżo zaparzonej herbaty.
Beniu usiadł obok stoliczka nachylając się aby powąchać napar, gdy w tej samej w chwili zza jednego z liści wyszła dziwna postać. Z wyglądu podobna do człowieka, ale bardzo malutka (tylko troszkę większa od piłeczki tenisowej), z długą siwą brodą, ubrana w czerwoną koszulkę zapinaną na guziki, zielone spodnie, brązowe, spiczaste buty i niebieską czapkę, podobną do takiej jaką nosi święty mikołaj, tyle tylko, że bez białego pomponika na końcu.
– Witaj piesku, miło cię widzieć, przyszedłeś po piłeczkę prawda? – zapytała postać.
– Tak, po piłeczkę, którą rzucił mi Pancio – odparł Beniu w swoim psim języku, ponownie zdziwiony, że spotkał kogoś, kto nie jest pieskiem, a kto potrafi mówić tak jak on.
– Wybacz, nie przedstawiłem się, nazywam się Kwiatko i jestem Ogrodowym Skrzatem – to mówiąc zdjął czapeczkę i ukłonił się nisko.
– Jestem Beniu i mieszkam w domu obok ogrodu – odparł piesek unosząc jedną łapkę w taki sam sposób jak wówczas, gdy Pancio mówił „daj łapkę”.
– Miło mi cię poznać Beniu – odpowiedział skrzat. – Pozwolisz, że usiądę i wypiję pierwszą popołudniową herbatkę? To taki mój mały rytuał i nie chciałbym, aby wystygła.
– Tak, oczywiście – odpowiedział piesek. – Czy mogę o coś zapytać? – zapytał niepewnie.
– Śmiało i proszę wybacz, że nie mam drugiej filiżanki z herbatką, ale nie spodziewałem się dziś gościa, wpadłeś tak nagle…
– Nic się nie stało, przepraszam za niezapowiedzianą wizytę. Zaraz uciekam do Pancia. Powiedz mi proszę, skąd się tutaj wziąłeś? Nigdy wcześniej cię nie widziałem, Pancio też nic nie wspominał o tym, że w krzewach ktoś mieszka.
– Oj Beniu, Beniu. To miło, że pytasz. Bardzo ciekawski z ciebie piesek. Jak już mówiłem wcześniej, jestem Skrzatem Ogrodowym. Tacy jak ja wybierają piękne, zadbane ogrody i zamieszkują je, by pomagać w niewidzialny sposób, dobrym, pielęgnującym je ludziom. Ze szczególnym naciskiem na „dobrym ludziom”. Widzisz piesku, jeśli człowiek część życia poświęca roślinom, po to, aby je pielęgnować, tworzy się między nimi niewidzialna więź. Prawda, że ten ogród jest bardzo piękny? – zapytał Kwiatko.
– Bardzo, bardzo piękny – odpowiedział Beniu merdając ogonkiem i robiąc kółko. – Uwielbiam spędzać w nim czas, bawić się i biegać za piłeczką.
– No widzisz, to bardzo fajnie. Ogród sam z siebie taki nie jest – kontynuował Skrzat. – Rośliny swoim pięknem i cudownym zapachem oddają ludziom miłość, którą ci okazali im podczas podlewania, pielęgnacji i doglądania. Jeśli człowiek przestanie się nimi interesować to zaczynają cierpieć.
Kwiatko pociągnął łyk herbatki.
– Zamieszkałem tutaj – podjął – ponieważ ta magiczna więź, która wytworzyła się między ludźmi, którzy tutaj mieszkają i roślinami z ich ogrodu przyciąga takie istoty jak ja. Jestem takim dobrym duszkiem ogrodu. Dopomagam ludziom i roślinom pielęgnując powstałą między nimi magię, ale tak żeby mnie nie zauważyli. Stąd nie mają pojęcia o moim istnieniu.
– To niesłychane, myślałem, że czary i magia istnieją tylko w bajkach, które Pancio czyta wieczorami swojej córeczce – zachwycił się Beniu i zrobił kółko goniąc za własnym ogonem.
– Oj Beniu, Beniu. Musisz wiedzieć, że takie bajki nie biorą się znikąd. W każdej z nich jest ziarnko prawdy – powiedział Skrzat Ogrodowy.
– Ziarnko czego? – zapytał piesek przekręcając na bok głowę.
– Prawdy. Oj nieważne. Tak się mówi, a przynajmniej ludzie tak mówią – odpowiedział skrzat i pociągnął kolejny łyczek herbatki.
– Chyba rozumiem – powiedział Beniu drapiąc się za uchem.
– Mądry z ciebie piesek. Widać, że bardzo kochasz ludzi, z którymi mieszkasz. – Kwiatko popatrzył na pieska z uśmiechem. – W tym także jest sporo magii – dodał po chwili.
– Tak, to prawda, bardzo ich kocham – odpowiedział Beniu. – Nigdy jednak nie myślałem o tym, że jest to magiczne, choć gdyby się tak głębiej zastanowić…
– Jest, jest – rzekł skrzat. – Powiedz mi co czujesz, gdy bawisz się z Pańcią lub Panciem? O, na przykład podczas takiej zabawy z piłeczką w ogrodzie?
– Hmmm… – zastanowił się Beniu. – Gdy biegnę po piłeczkę, to wydaje mi się, jakbym frunął niczym ptak, a gdy jestem głaskany lub tulony, to już zupełnie fantastyczne uczucie.
– No widzisz, to jest właśnie prawdziwa magia – powiedział Kwiatko wychylając ostatni łyczek herbatki.
Beniu, podczas rozmowy ze skrzatem, zupełnie zapomniał o tym, po co wszedł pod rododendron.
– Piłeczka! – wykrzyknął nagle. – Pancio będzie się martwił, że długo mnie nie ma!
– Spokojnie piesku – odrzekł Kwiatko. – Trafiłeś w magiczne miejsce, rozmawiasz z czarodziejskim skrzatem, który popija sobie herbatkę w cieniu rododendronu, czas tutaj płynie zupełnie inaczej, również w sposób magiczny. Wybiegniesz spod krzaczka dokładnie w momencie, kiedy twój Pancio zawoła cię drugi raz.
– Uf, to dobre wieści. – Uspokoił się piesek. – Bardzo miło było cię poznać Panie Skrzacie.
– Mów mi Kwiatko. Ciebie również hultaju było bardzo miło poznać i jeszcze raz przepraszam, za brak herbatki.
– Nic się nie stało. – Beniu podszedł do piłeczki. – Czy spotkamy się jeszcze Kwiatko?
– Myślę, że tak – odparł skrzat. – Za każdym razem, gdy wpadnie ci tutaj piłeczka albo będziesz hasał sobie po ogrodzie, to serdecznie zapraszam. Nie zawsze jednak jestem pod rododendronem. Tutaj lubię pić herbatkę w południe. Czasami możesz mnie spotkać za tujami przy ogrodzeniu, czasem leżę sobie w cieniu bzu zachwycając się jego cudownym, słodkim zapachem. Bywam też między tymi wysokim trawami pod tamtym płotem.
Wskazał palcem kierunek.
– Lubię też doglądać krzewów róż za domem, ale tam musisz uważać, bo róże, choć piękne i pachnące, to mają ostre kolce.
– Będę pamiętał – odparł Beniu chwytając piłeczkę w pyszczek. – Do zobaczenia, mój nowy przyjacielu.
– Do zobaczenia Beniu – powiedział Kwiatko i pomachał serdecznie odchodzącemu pieskowi.
Beniu wybiegł spod krzewu dokładnie w momencie, kiedy Pancio drugi raz wołał „przynieś piłeczkę piesku!”. Pognał co sił w nogach po „wisienkę na torcie”. Podał łapę, zamerdał ogonem. Nic nie wspominał Panciowi o przygodzie ze skrzatem, zresztą i tak nie umiał mówić w ludzkim języku, a Pancio nie rozumiał tego psiego.
Od tej pory, gdy Pańcia lub Pancio wyprowadzali Benia do ogrodu, za każdym razem zdarzało się, że piesek znikał na chwilkę. Raz za tujami, innym razem wśród wysokich traw rosnących pod płotem, jeszcze innym razem pod rozłożystym krzewem bzu. Bywało też, że zaglądał w maliny bądź hortensje. Ludzie nazywali to „obchodzeniem swojego terytorium”, ale jak było naprawdę wiedzą tylko Beniu, Kwiatko, ja i teraz także Ty.
Przyjemna bajeczka. Raczej dla młodszych czytelników, ale czyta się fajnie.
Lożanka bezprenumeratowa
Ambush – dziękuję za opinię. Bardzo mnie cieszy, że się podoba. W tym rzecz, że chciałem użyć języka w miarę delikatnego, aby młodszy czytelnik mógł bez problemu odnaleźć coś dla siebie w tym opowiadaniu.
Pozdrawiam
Rzeczywiście bajeczka dla dziecka, milusia i tyle.
Technicznie nie najgorzej, stylistycznie bez fajerwerków. Rzuciło mi się w oczy do poprawki trochę interpunkcji i literówka:
Z jednej strony kwitnące na biało, czerwono i fioletowo[-,] rozłożyste krzewy rododendronów.
W tym kawałku skądinąd lekko zgrzyta przemieszanie równoważników zdań i zdań z orzeczeniem.
Do zobaczeni
ua[+,] mój nowy przyjacielu.
tam musisz uważać, bo róże[+,] choć piękne i pachnące[+,] to mają ostre kolce.
To “to trochę niezgrabne”.
Oraz: o ile “pancio” chyba może być przez “n”, o tyle “pańcia” na pewno przez “ń”.
Aha, mimo że to przekracza o kilka znaków 10k, dałabym jednak oznaczenie “szort”, bo krucha fabułka jest szortowa, nie opoiwadaniowa.
http://altronapoleone.home.blog
Miła bajeczka. Rzeczywiście trochę chochlik pohasał po tekście, ale to jest do poprawienia.
Sympatyczny początek przyjaźni pieska i skrzata.
Jak na mój gust strasznie dużo tu zdrobnień, ale też rozumiem, że to jest opowiastka przeznaczona dla dzieci.
Wykonanie pozostawia trochę do życzenia.
Beniu, nasz mały, czarny piesio… → Dlaczego wołacz, a nie mianownik? Dlaczego Beniu, a nie Benio? Ten błąd pojawia się wielokrotnie.
…zabawy w ogrodzie ze swoją Pancią lub Panciem… → …zabawy w ogrodzie ze swoją Pańcią lub Panciem…
Ten błąd pojawia się wielokrotnie.
…podrywał swoją główkę i przekręcał ją na bok… → Zbędny zaimek – czy podrywałby cudzą główkę?
Swoją chęć i gotowość do zabawy… → Zbędny zaimek.
– Przynieś piłeczkę, przynieś! – rozlegało się wołanie Pancia po każdym rzucie. → – Przynieś piłeczkę, przynieś! – Rozlegało się wołanie Pancia po każdym rzucie.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
…łapiąc wiatr w swoje czarne włosy… → Zbędny zaimek.
…jeśli człowiek oddaje część swojego życia poświęcając swój roślinom… → Zbędne zaimki.
Proponuję: …jeśli człowiek część życia poświęca roślinom…
– Zamieszkałem tutaj, – podjął dalej… → – Zamieszkałem tutaj – podjął…
Przed półpauzą nie stawiamy przecinka. Zbędne dopowiedzenie – skoro podjął to wiadomo, że mówił dalej.
– Mądry z ciebie piesek. Widać, że bardzo kochasz ludzi, z którymi mieszkasz.
– Kwiatko popatrzył na pieska z uśmiechem.
– W tym także jest sporo magii – dodał po chwili. → Tu chyba miało być:
– Mądry z ciebie piesek. Widać, że bardzo kochasz ludzi, z którymi mieszkasz. – Kwiatko popatrzył na pieska z uśmiechem. – W tym także jest sporo magii – dodał po chwili.
– Uf, to dobre wieści – uspokoił się piesek. → – Uf, to dobre wieści. – Uspokoił się piesek.
– Nic się nie stało – Beniu podszedł do piłeczki. → Brak kropki po wypowiedzi.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
drakaina – dziękuje za uwagi, poprawki wprowadzone. Oczywiście przeniosę do “szortów”.
Rzeczywiście bajeczka dla dziecka, milusia i tyle. – cieszę się, że udało mi się uzyskać taki efekt. Córka będzie zadowolona, jak podrośnie.
regulatorzy – dziękuję za poświęcony czas i wykonaną pracę. Mój podziw rośnie z każdym kolejnym razem.
Wykonanie pozostawia trochę do życzenia.
To już spory progres względem:
Wykonanie, co stwierdzam z ogromną przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia.
DZIĘKUJĘ
Dlaczego wołacz, a nie mianownik? Dlaczego Beniu, a nie Benio? Ten błąd pojawia się wielokrotnie. → Ów piesio tak się właśnie wabi. Nie Benio tylko Beniu. Oczywiście na potrzeby tego szorta mogę to zmienić, jednak w oryginale zostawię Beniu, aby w przyszłości uniknąć pytań córki o to, dlaczego jest inaczej niż naprawdę.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi. →
Zaglądałem, czytałem. Czynność muszę powtórzyć jeszcze z dziesięć razy, aby uzupełnić braki w edukacji.
Poprawki naniesione.
Kolejne moje opowiadania będą na pewno trafiać na Betalistę. Być może znajdzie się ktoś chętny, aby pomóc w pracy nad nimi. Będzie mi bardzo miło.
Hej, Greg, jak to dla małej córki, to w sam raz ;) Uwielbiałam opowieści wymyślane przez Tatę, po części dlatego pewnie piszę, więc to skarb.
http://altronapoleone.home.blog
Bardzo proszę, Gregu. Dziękuję za uznanie i za wyjaśnienia, i jakkolwiek przyjmuję do wiadomości, że imię pieska brzmi Beniu, to nie ukrywam, że podczas lektury ta forma mocno mnie irytowała. Ale cóż, chyba już tak zostanie, skoro chcesz uniknąć kłopotliwych pytań córki.
Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne i pozostaję z nadzieją, że Twoje dalsze postępy będą przebiegać w zawrotnym tempie. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej GregMaj
Spodziewałem się tam jakiejś krwiożerczej bestii. Tekst jak do horroru:
Widział swój cel pod jedną z gałęzi i nagle usłyszał:
– Chodź tutaj piesku, podam ci piłeczkę.
A tu proszę :) Fajna bajeczka. Szybko i przyjemnie się czytało.
Pozdrawiam
Sympatyczna bajka, o dobrym tempie i w miarę sprawnym wykonaniu. Przyjemna w odbiorze, nawet jeśli nie jestem już dzieckiem ;)
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
NoWhereMan – dziękuję za pozytywną opinię :)
Ramshiri – to by było ciekawe, Beniu bohaterem horroru. Przekażę mu jutro na spacerze tę informację. Ciekawe jak zareaguje :) Dziękuję :)
Piesek, gdy tylko słyszał słowo kończące się na „-rek”, takie jak „spacerek” czy „dworek”, podrywał główkę i przekręcał ją na bok
Moje dwa już na sam dźwięk “spacerek” albo “dworek” dostają szału :)