
Witajcie! Poniższa opowieść może wydawać się mocno absurdalna, ale starałem się napisać ją możliwie jak najciekawiej. Mam nadzieje, że komuś się spodoba. Pozdrawiam i zapraszam do czytania ;).
Witajcie! Poniższa opowieść może wydawać się mocno absurdalna, ale starałem się napisać ją możliwie jak najciekawiej. Mam nadzieje, że komuś się spodoba. Pozdrawiam i zapraszam do czytania ;).
W jednym z mieszkań w centrum miasta znaleziono zwłoki trójki mężczyzn w wieku od osiemnastu do dwudziestu pięciu lat. Zwłoki wyglądały, jakby mężczyźni zostali zaatakowani przez grupę dzikich zwierząt. “Widok był naprawdę potworny” – powiedział komendant policji Tomasz Wir. “W całej swojej karierze nie widziałem czegoś takiego. Zwłoki były tak zmasakrowane, że identyfikacja ofiar była bardzo trudna. Z przeprowadzonego śledztwa udało się ustalić, że mężczyźni najpierw byli na meczu, a następnie udali się do małego, nowo otwartego sklepiku Trafkol niedaleko lasu…
Kolejna szokująca wiadomość od mojej dziewczyny Karoliny. Czasem wysyłała mi takich po kilka w ciągu dnia, jakby nie miała nic ciekawszego do roboty, oprócz wyszukiwania coraz bardziej drastycznych artykułów.
To w naszym mieście – napisała mi na Messengerze. Dziwna sprawa, nie? Taka masakra w centrum miasta!! Kto mógł zrobić coś takiego?!
Odpisałem, że nie wiem, co w zasadzie było zgodne z prawdą.
No a Ty jak się czujesz? – Zapytała dodając na koniec emotkę pocałunku.
Jest okej, właśnie przeglądam jego rzeczy – Odpisałem.
Dwa dni temu zmarł mój dziadek. Za bardzo się z nim nie dogadywałem, więc nie odwiedzałem go zbyt często i prawdę mówiąc – praktycznie go nie znałem. Widywaliśmy się tylko na święta i podczas niewielu imprez rodzinnych, jednak wracając z pogrzebu postanowiłem zajrzeć do jego domu, co ucieszyło babcię, która teraz siedziała w kuchni i piła w milczeniu herbatę oglądając stare zdjęcia.
Nie mam pojęcia czemu tu przyszedłem, czego szukałem. Może żałowałem, że nie poświęciłem więcej czasu dziadkowi, gdy jeszcze żył. No cóż, nie wiem, teraz jestem w tym małym pokoju patrzę, czym zajmował się dziadek.
Nic niesamowitego – szachy, kilka starych książek ze zniszczonymi okładkami i puchar z okazji zajęcia pierwszego miejsca w turnieju szachowym w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym ósmym roku. Wygląda na to, że dziadek lubił szachy. Nieźle. Szkoda, że nie wiedziałem wcześniej. Po obejrzeniu Gambitu królowej przez jakiś czas miałem na nie mocną chrapkę.
Na stole leżał zamknięty notes. Zastanawiałem się, czy mogę go otworzyć, czy nie będzie to naruszeniem prywatności dziadka. Wysłałem pytanie do Karoliny i jako, że dziewczyna zawsze była głodna nowych wrażeń odpisała tylko, że powinienem otworzyć go czym prędzej!
No cóż, czemu nie? Dziadek się raczej o tym nie dowie.
Usiadłem na drewnianym krześle i zacząłem czytać napisane starannym pismem zapiski dziadka.
We wtorek o osiemnastej – partia szachów z Jurkiem – Znowu te szachy. Nie wiem, kim był Jurek, ale jego imię pojawiło się jeszcze kilka razy.
Przeszedłem do najnowszego wpisu.
Spotkanie klubu stówka przełożone z soboty na niedzielę!!!!!! Tyle wykrzykników, więc sprawa musiała być poważna!!!!!
Co to mógł być klub stówka? Starsi panowie spotykali się tam i planowali dożyć stu lat? No cóż, mojemu dziadkowi się nie udało.
Pewnie nie o to chodziło, ale mam wrażenie, że klub ma coś wspólnego z szachami. Pewnie grali do stu partyjek, czy coś.
Nigdy nie słyszałam o klubie stówka. Zapytaj babci! To może być interesujące – Napisała Karolina, gdy poinformowałem ją o znalezisku.
Ciekawa sprawa, na STÓWKĘ, że pozwolę sobie użyć gry słownej.
W każdym razie, klub zaciekawił mnie, a że nie chciałem się domyślać o co może chodzić, zszedłem do kuchni, gdzie babcia właśnie dopiła herbatę i teraz tylko oglądała zdjęcia.
– Znalazłeś coś ciekawego, Michałku? – zapytała patrząc na mnie ze smutnym uśmiechem.
Tak. Uśmiechała się, ale jej oczy były takie mętne, jakby schowane za mgłą. Dlatego uśmiech sprawiał wrażenie smutnego.
Usiadłem obok niej. Zrobiło mi się szkoda babci. Przeżyła z dziadkiem tyle lat, a teraz odszedł. Musiało być jej ciężko.
– Zauważyłem, że dziadek lubił szachy – powiedziałem cicho.
– O tak! – Babcia zaśmiała się. – Uwielbiał szachy! Tak naprawdę nie wyobrażał sobie bez nich życia. Raz nawet wygrał puchar na turnieju.
– Tak, widziałem w pokoju – odparłem uśmiechając się delikatnie. Trudno było się nie uśmiechnąć, gdy słuchało się babci mówiącej o dziadku z taką… Miłością. – Wiesz może czym jest klub stówka? – zapytałem.
Babcia zastanawiała się chwilę patrząc na mnie, jakby nie wiedziała o czym mówię.
– Artur wychodził czasem wieczorami – mówiła powoli. – Wspominał o klubie. Spotykali się chyba… Na ulicy Sezamkowej.
– Babciu, ulica Sezamkowa była w bajce – zaśmiałem się, a babcia wciąż intensywnie myślała.
– Zaraz…
Zrobiło się cicho, a ja nie chciałem tej ciszy przerywać. Babcia mrużyła oczy i nagle…
– Na ulicy Kowalskiego! – wrzasnęła tak głośno, że podskoczyłem na krześle.
– Dziękuję za informację – powiedziałem cicho, bo z zaskoczenia lekko drżał mi głos. – A co oni w ogóle robili w tym klubie?
– Nie mam pojęcia – odparła babcia wzruszając ramionami i wracając do spokojnego tonu głosu. – Nigdy mnie tam nie zabierał, a ja nie nalegałam. Spotykali się u Jurka w piwnicy, chyba świetnie się tam bawili, bo Artur wracał z tych spotkań bardzo zadowolony.
– W porządku. Chyba już pójdę. – powiedziałem wstając od stołu.
– Nie chcesz może zjeść zupy ogórkowej? – zapytała babcia, a ja… No cóż, zostałem jeszcze chwilę.
***
Jako, że dzisiaj była sobota, a dziadek zmarł dwa dni temu, przypuszczałem, że spotkanie klubu stówka odbędzie się jutro. A nawet jeśli nie, trudno, nie zaszkodzi sprawdzić. Znałem ulicę Kowalskiego. Znajdowała się niedaleko od mojego domu, więc dostać się tam nie będzie jakimś większym problemem. Babcia Stefania napisała mi na kartce adres Jurka, podczas gdy ja zajadałem się pyszną zupą. Teraz wystarczyło tylko zaczekać do następnego dnia i udać się na spotkanie. Szczerze mówiąc, czułem dziwną ekscytację.
Wróciłem do domu i chwilę później wpadła Karolina, która czuła się jak u siebie. Wyciągnęła z lodówki zimną pepsi i piła ją łapczywie, jakby spędziła tydzień na pustyni.
– Ale upał – skomentowała i odruchowo spojrzałem na termometr za oknem. Plus trzydzieści stopni i to w cieniu!
– Nie da się ukryć. – odparłem siadając wygodnie na kanapie. – Czyli co? Jutro idziemy do klubu! – Uśmiechnąłem się szeroko, ale Karolina nie wydawała się zachwycona.
– Powinieneś iść sam – powiedziała i zarumieniła się lekko. – To w końcu twój dziadek i… Chyba byłoby dziwnie, gdybym poszła tam z tobą. – mówiła cicho i powoli, jak dziecko, które opowiada mamie o kolejnej jedynce w szkole.
– Nie widzę w tym nic dziwnego. – Wstałem i podszedłem do niej. – Jesteśmy razem, nie? A mnie będzie z tobą raźniej.
Uśmiechała się niepewnie, jakbym powiedział coś dziwnego.
Wiedziałem, że nie da się przekonać. Ona już taka była… Specyficzna. Z jakiegoś powodu ludzie ją przerażali i na samą myśl o większym towarzystwie robiło się jej niedobrze.
Nie naciskałem więc. Nie chce iść to trudno. Najwyżej ominie ją niezła przygoda. Albo nudna partia szachów.
***
Kolejne ciało znalezione! Wczoraj wieczorem spacerowicz z psem natknął się na przerażające i wstrząsające odkrycie. Były to zwłoki mężczyzny, wyglądające, jakby został rozszarpany przez stado dzikich bestii.
“Azor zaczął węszyć” – opowiadał pan Adam wskazując na owczarka niemieckiego. “Ruszyłem za nim i wtedy go znalazłem. Widok był potworny!”
Policja zaczęła prowadzić dochodzenie.
“Jak na razie nie mamy żadnego podejrzanego” – mówił komendant Tomasz Wir z miejscowej policji. “Niedaleko miejsca zdarzenia znajduje się sklepik Trafkol, więc przesłuchaliśmy sprzedawcę. Niestety, nie udzielił nam zadowalających odpowiedzi.
Taa, cudownie zacząć niedzielny poranek od cudownych wiadomości od Karoliny. Była dopiero ósma, a ona już zaczęła czytać o kolejnej masakrze.
To już kolejna taka ofiara! Pisała, zapewne w niemałej ekscytacji. Czyżby do naszego miasta przybyły wilkołaki?!
Na pewno. Apokalipsa zombie! – odpisałem.
Jakby to były zombie, to gość by ożył, durniu!
No cóż, było w tym trochę prawdy. Drzwi mojego pokoju otworzyły się i do środka wparował Mruczek, nasz cudowny czarny kot z czerwoną kokardą pod szyją. Od razu położył się na łóżku.
Wstałem. To wielki dzień! Już za kilka godzin odkryję tajemnicę klubu stówka! Ależ emocje! Na pewno nic lepszego się nie wydarzy w te wakacje!
***
– Może to sprzedawca zabija? – zastanawiała się Karolina siedząc na ziemi i rzucając kamieniami w wodę.
Dzisiaj nad jeziorem zebrało się całkiem sporo osób, ale nic dziwnego, w końcu upał był taki, że dziwne, iż woda jeszcze nie wyparowała.
– A może pogadamy o czymś przyjemnym, co? Wejdźmy do wody! Ochłodzimy się.
Karolina wykrzywiła usta w niezadowoleniu. Tak jakby ktoś miał ją utopić.
– Daj spokój, nie będziemy się chyba chować w cieniu tylko dlatego, że jest trochę większy tłum. Lepsze to niż myślenie o tej ponurej sprawie.
– Ale wiesz, jacy są sprzedawcy. Na przykład ci z Chin. Mają u siebie różne dziwne rzeczy.
– Nie zmieniaj tematu. Ja idę się kąpać, w końcu po to tutaj przyszliśmy, nie?
Nie powinienem jej zostawiać samej, ale byliśmy rówieśnikami, a w wieku dziewiętnastu lat już nie powinna być taka strachliwa.
Poza tym, nie miałem zamiaru już słuchać jej kryminalnych zagadek, jakbyśmy byli w CSI.
***
Dzień minął spokojnie. Karolina nie weszła do wody ani razu i słońce tak ją opaliło, że była czerwona jak diabeł. Nic tylko doprawić jej rogi.
– No cóż, dzięki za dzisiaj, bawiłem się fajnie! – powiedziałem.
– Tak, ja też. – Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami, co sprawiło jej lekki ból.
– W takim razie do jutra.
– Do jutra. I pisz do mnie! Chcę wiedzieć wszystko o klubie!
– Nie zapomnę. A ty użyj jakiegoś kremu, bo za chwilę zrzucisz skórę jak wąż.
Ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach. Była dopiero dwudziesta i jeszcze się nie ściemniło, ale uznałem, że to dobra pora na przygodę.
Szybko dotarłem na ulicę Kowalskiego i odnalazłem adres wskazany przez babcię. W oknach świeciły się lampy, więc na pewno ktoś był w domu. Zadzwoniłem do drzwi i czekałem.
Otworzyła starsza kobieta o siwych włosach ułożonych w kucyk. Spojrzała na mnie badawczo, jakbym miał jej sprzedać garnki, albo pościel.
– Słucham? – odezwała się ostro skrzekliwym tonem.
– Czy tutaj znajduje się klub stówka? Jestem…
– Korytarzem w prawo, pierwsze drzwi prowadzą do piwnicy.
Co ona taka wkurzona? Nawet nie dała mi dokończyć. Cała sprawa zaczęła mnie coraz bardziej ciekawić. Co te dziadki robiły w piwnicy, że starsza pani o mało co nie zabiła mnie wzrokiem?
Pierwsze drzwi. Biorę głęboki wdech i wchodzę.
W środku starsi panowie siedzą przy stole i popijają whisky. Black Label, taki napis widniał na etykiecie butelki stojącej na stole. Pomieszczenie było całkiem ładnie urządzone. Dywanik, duża lampa, która świeciła mocno niczym latarnia morska. No, całkiem sympatycznie.
Panowie w garniturach spojrzeli na mnie zaskoczeni.
– Dobry wieczór. – odezwałem się, starając się brzmieć jak najbardziej pewnie siebie. – Mam na imię Michał i jestem wnukiem Artura. Podobno przychodził tu na spotkania.
Panowie najwyraźniej się rozluźnili i skinieniem ręki zawołali mnie do stołu.
– Ach, Artur. Straszna szkoda, że odszedł z tego świata – powiedział starszy pan, który praktycznie nie miał włosów. – Jestem Jurek. – Wyciągnął dłoń, którą od razu uścisnąłem.
– Andrzej. – przedstawił się kolejny jegomość. Jako jedyny miał tu krawat.
– Stefan. – Kolejna wyciągnięta dłoń. Ten pan miał bardzo ostre rysy twarzy i usta ułożone w pałąk od wiadra. Wyglądał, jakby nigdy w życiu nawet nie pomyślał o uśmiechu.
– Miło mi was poznać. – powiedziałem.
– No więc, Michale, co cię do nas sprowadza? – zapytał Jurek.
– No cóż. – Wzruszyłem ramionami. – Chciałem zobaczyć, czym zajmował się dziadek. Szczerze mówiąc, nie znałem go za dobrze.
Spojrzałem na stół, butelka whisky przyciągała mój wzrok. Mam nadzieję, że dadzą się napić chociaż łyk. Dopiero wtedy zauważyłem, że na stole jest coś jeszcze. Wyglądało jak indeksy, które mają studenci.
– Jesteśmy klubem stówka! – mówił dalej Jurek dumnym głosem.
– I czym się tu zajmujecie? – zapytałem.
Spojrzeli po sobie, jakby się zastanawiali, kto ma odpowiedzieć na to pytanie.
– Płacimy stówkami. – odpowiedział ponuro Stefan i ciarki mnie przeszły jak na horrorze.
– Chyba… Nie rozumiem. – odparłem zmieszany.
– Idziemy do sklepu – tłumaczył Stefan – kupujemy coś, a potem płacimy stówką. Wszystko zapisujemy tutaj, w indeksach.
– Znaczy się… Dziwne to dla mnie, w sensie… Po co? Dlaczego? – Robili sobie ze mnie jaja, czy co?
– Tak to wygląda! Czasem reakcje sprzedawców są cudowne i wszystko zapisujemy, a później dzielimy się ze sobą wrażeniami. – powiedział Andrzej wyraźnie zadowolony.
– Jaka może być reakcja na zapłatę stówką? – prychnąłem rozbawiony.
– Różna. Czasem tłumaczą, że nie mają jak wydać, a czasem biegają i rozmieniają. Zwykle jest przy tym dobra zabawa. – mówił Andrzej.
– No, a jak akurat mają jak wydać? – Wydawało mi się to tak absurdalne, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– Drogi chłopcze, to nie chodzi o wydawanie. – odezwał się znowu Ponury Stefan. – Chodzi o to, żeby kogoś solidnie zgnoić.
– Ale… Dlaczego? – Teraz się trochę zaniepokoiłem.
Wszyscy wzruszyli ramionami.
– A czemu wy młodzi gracie w te durne gry? Bo to wasza zabawa. My bawimy się na swój sposób. – odezwał się Jurek. – Jeśli chcesz zobaczyć, jak wygląda to w praktyce, chodź jutro z nami o szóstej do kiosku.
– Dlaczego akurat o szóstej?
– Bo wtedy nigdy nie mają jak wydać. – odparł spokojnie Andrzej.
***
Cóż za dziwne spotkanie z dziwnymi ludźmi. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś mógłby chodzić do sklepu i płacić stówką tylko dlatego, żeby zepsuć komuś dzień. Musiałem to zobaczyć na własne oczy. Wszystko to, o czym mówili wydawało się takie durne, że musiało być żartem. Wkręcali mnie! Pewnie babcia Stefania skontaktowała się z Jurkiem i robią mi jakąś ukrytą kamerę. Jutro pod kioskiem pewnie będą na mnie czekać śmiejąc się w najlepsze, że oto jakiś młody kretyn wstał w wakacje o szóstej rano, żeby zobaczyć jak trójka dziadków płaci stówką. Boże, będzie niezły ubaw.
O wszystkim niezwłocznie poinformowałem Karolinę i w odpowiedzi dostałem emotki buźki płaczącej ze śmiechu.
Żartujesz, prawda?! Chyba wypili za dużo alko, czy coś, i dostali zwarcia w mózgownicy!
Alko, fakt. Uświadomiłem sobie, że nie dostałem ani kropli.
To na pewno wkrętka. Ale i tak dziwnie mnie to ciekawi. Trudno, najwyżej wyląduje na YouTube. – odpisałem.
Nie zapomnij później wysłać mi linka.
Położyłem się wcześniej. Ustawiłem budzik na piątą trzydzieści nie mogąc uwierzyć jakim jestem kretynem, że robię coś takiego w wakacje. Masakra, co ja robię ze swoim życiem? Czy już do końca mi odwaliło?
***
Kolejne zmasakrowane zwłoki znalezione! W jednym z mieszkań na południowym końcu miasta, późnym wieczorem, odkryte zostały ciała.
“Usłyszałam hałas, jakby ktoś przewracał wszystkie meble w domu, a następnie krzyk! Od razu wezwałam policję” – mówi pięćdziesięcioletnia sąsiadka. Z naszych ustaleń wynika, że zwłoki są w podobnym stanie, co poprzednie. Komendant Tomasz Wir nie przedstawił żadnego komentarza. Czy policja jest nieudolna? Kto lub co stoi za tymi morderstwami? Czy możemy czuć się bezpieczni?
Na dzień dobry moim oczom ukazała się ta piękna wiadomość wysłana o pierwszej w nocy przez Karolinę. Chciałem nawet coś odpisać, ale w mojej głowie była jedynie pustka. Ale tak to już jest, gdy wstaje się o tak nieludzkiej godzinie.
Ubrałem się ziewając przy tym jak dziecko i poszedłem na spotkanie z klubowiczami.
Kiosk znajdował się w centrum handlowym – jedynym w tym mieście. Starsi panowie siedzieli przed nim na ławce co jakiś czas zerkając na zegarek. Zanim dotarłem było kilka minut po szóstej i moje spóźnienie niespecjalnie się im podobało.
– Dzień dobry – powiedziałem podchodząc.
– Witaj, Michale. – odezwał się Jurek. – Gotowy zobaczyć klub stówka w akcji?
– Oczywiście. W końcu po to tutaj przyszedłem.
– Stefan, pokaż młodemu, jak to się robi.
Zadowolony Stefan ruszył przodem, ja byłem zaraz za nim.
Po tej krótkiej wymianie zdań razem z panami wszedłem do sklepu i naszym oczom ukazał się niewielki salonik prasowy.
Znajdująca się w nim młoda sprzedawczyni nie wyglądała na więcej niż dwadzieścia lat i gdy tylko Stefan wszedł do środka uśmiechnęła się na jego widok. Ja i Jurek staliśmy przed wejściem wszystko obserwując.
Dziewczyna była bardzo ładna i wydawała się dość… nieśmiała.
– Dzień dobry! – zawołała wesoło bawiąc się palcami.
Stefan nawet się nie odezwał. Spojrzał na dziewczynę tak, że aż się cofnęła. Wydawała się mocno zestresowana.
Mężczyzna podszedł do lodówki i wyciągnął mała butelkę pepsi w cenie pięć złotych i czterdzieści groszy i położył ją przy kasie.
– Strasznie tu macie drogo, w tym sklepie – skomentował piorunując sprzedawczynie wzrokiem.
– No… cóż… wiem, ale… ale nie my ustalamy ceny, przykro mi. – odparła dziewczyna niepewnie.
– Oczywiście, przecież to nigdy nie jest wasza wina. – Stefan lekko podniósł głos, a sprzedawczyni spuściła głowę bez słowa.
Stefan rzucił na ladę banknot stuzłotowy obserwując dziewczynę, która powoli wzięła go do ręki i otworzyła kasę. Nawet stojąc trochę dalej od Stefana mogłem dostrzec, jak przełknęła ślinę i zmarszczyła brwi.
– Przepraszam, nie miałby pan trochę drobniej? – zapytała cicho. – Dopiero… otworzyłam i… i…
– Nie, nie będzie nic drobnych! – krzyknął Stefan i dziewczyna aż podskoczyła.
– A… ale ja…. Nie mam jak wydać… – Cała się trzęsła. Chciałem podejść i powstrzymać Stefana, ale Jurek zatrzymał mnie kładąc mi dłoń na ramieniu.
– A co mnie to obchodzi?! – wrzeszczał Stefan. – Proszę mi wydać, albo zadzwonię na policję!
– Kiedy ja naprawdę… proszę sekundkę poczekać. – Wyciągnęła portfel i wydała Stefanowi resztę ze swoich pieniędzy.
Jurek szturchnął mnie.
– Patrz teraz – powiedział i wszedł do sklepu.
– Dzień dobry – powiedziała sprzedawczyni łamiącym się głosem.
Jurek, tak jak Stefan, nic nie odpowiedział.
– Ale tu macie brudno. Pani tak nic nie robi tylko siedzi za tą kasą? – Zgromił ją wzrokiem.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko znów spuściła głowę. Z jakiegoś powodu przypominała mi Karolinę, co sprawiło, że chciałem zakończyć całe to przedstawienie. Niestety, byłem zbyt ciekawy, więc obserwowałem Jurka, który wziął gazetę i podszedł do kasy.
– To będzie dwa złote i dwadzieścia groszy. – powiedziała dziewczyna, a Jurek rzucił stówkę.
– Bardzo pana przepraszam, ale… Nie będę miała jak wydać.
– Gówno mnie to obchodzi! Wy to nigdy nic nie macie. Płacę i wymagam – krzyknął Jurek.
Dziewczyna wydawała się bliska płaczu. Trzymając banknot w ręku, nie wiedząc, co zrobić.
Wtedy spojrzała na mnie, stojącego za salonikiem i obserwującego całą sytuację. Pewnie miała nadzieję, że przyjdę jej z pomocą.
– Nawet o tym nie myśl. – powiedział Stefan, który zapisywał coś w swoim indeksie.
Jurek wciąż wpatrywał się w sprzedawczynię.
– No wyda mi pani w końcu tę resztę, czy nie?! – krzyknął.
– Kiedy… Ja naprawdę nie mam jak… – odparła dziewczyna.
Jurek zaśmiał się złowrogo.
– Posłuchaj, głupia suko. Albo wydasz mi tę resztę, albo wejdę tam do ciebie i sam sobie wezmę. Rozumiesz mnie?
Dziewczyna wydawała się naprawdę przerażona. Po jej policzku spłynęła łza. Był początek wakacji, więc mogła dopiero zaczynać pracę w saloniku. Uznałem, że Jurek przesadził, ale ciągle nic nie zrobiłem, a ona po raz kolejny na mnie spojrzała, kiedy stałem jak zahipnotyzowany.
– A… Ale… – Próbowała coś powiedzieć, ale wyglądała, jakby nagle straciła głos.
– Do niczego się nie nadajesz – Jurek pokręcił głową.
Chwycił gazetę i rzucił w sprzedawczynię.
– Żegnam. – powiedział i opuścił salonik.
***
– Jurek, dzisiaj przeszedłeś samego siebie – mówił Stefan, gdy znaleźliśmy się poza galerią. Na jego twarzy pojawiło się coś przypominającego uśmiech. – I jeszcze to żegnam. Jak w filmie akcji.
Jurek zaśmiał się widocznie zadowolony z siebie.
– No cóż, uczę się od najlepszych. – Spojrzał na mnie. – Tak, młody. Twój dziadek był w tym prawdziwym mistrzem.
Mój dziadek? Ciekawe, czy babcia o tym wiedziała.
– Co tak zamilkłeś? Nic nie powiesz? Akcja się nie podobała? – Jurek wciąż wpatrywał się we mnie, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot.
– To była miła dziewczyna… – odparłem.
– Miła, niemiła, ważne, że zabawa była udana – powiedział Jurek chowając zapisany indeks.
– Co tam zapisujecie? – zapytałem.
Różne takie. Zachowania sprzedawców, całą akcję. – Wzruszył ramionami. – A później, na spotkaniach, przyznajemy sobie punkty. Twój dziadek miał zawsze najwięcej. – powiedział w zadumie, jakby była to najwspanialsza rzecz, jakiej można dokonać.
Nie podobało mi się to ani trochę. Nie chciałem spędzić w tym towarzystwie więcej czasu, więc pożegnałem się i poszedłem w swoją stronę.
***
Opowiedziałem o wszystkim Karolinie, która nie kryła swojego oburzenia.
– Mówisz poważnie? – zapytała niedowierzając.
– No tak, przecież tego nie wymyśliłem. Najlepsze jest to, że wszystko notują, a później dzielą się swoimi… Osiągnięciami.
– To straszne! Biedna dziewczyna. Powinniśmy do niej iść, jakoś ją przeprosić, wynagrodzić.
W zasadzie uznałem, że to całkiem niegłupi pomysł. Razem z Karoliną ruszyłem z powrotem do galerii, jednak gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyliśmy kiosk zasłonięty roletą.
– Co teraz? – Spojrzałem na Karolinę.
– Czekamy. – odparła.
I tak też zrobiliśmy. Czekaliśmy jakiś czas, jednak sprzedawczyni nie pojawiała się. Podszedłem do sąsiedniego sklepiku z nadzieją, że uda mi się czegoś dowiedzieć.
– Zamknęła i poszła. – powiedział wyraźnie znudzony sprzedawca patrząc w telefon. – Pewnie zaraz wróci.
– Nie wydawała się panu jakaś… Dziwna?
Sprzedawca wzruszył ramionami.
– Wiesz, nie zwracałem uwagi. Mam tu swoje problemy.
No cóż, próbowałem, nie wyszło. Karolina była bardzo zawiedziona i chciała jeszcze rozejrzeć się po galerii. Nic to nie dało.
Pogoda na zewnątrz była tak cudowna, że uznałem, że pora znowu wybrać się nad wodę. Karolina, po długich namowach, w końcu odważyła się zanurzyć i… Nawet jej się to podobało, z czego byłem bardzo zadowolony.
Dzień mijał nam miło i przyjemnie, więc przestałem myśleć o klubie i dziewczynie z kiosku. Do domu wróciłem zmęczony i opalony, więc od razu położyłem się do łóżka. Zasnąłem niemal natychmiast.
***
Martwa dziewczyna znaleziona w parku. Popełniła samobójstwo.
Ojciec dwudziestoletniej Natalii zgłosił na policję zaginięcie tłumacząc, że córka popadła w depresję po śmierci matki z którą była bardzo zżyta. Niestety, dziewczyna została odnaleziona martwa. Jak udało nam się ustalić – powiesiła się w parku. Ciało odnalazł przypadkowy spacerowicz. Natalia pracowała w kiosku w miejscowej galerii. Około godziny ósmej zamknęła salonik i już nie wróciła…
Z samego rana dostałem taką wiadomość od Karoliny i zrobiło mi się słabo. To dziewczyna, którą wczoraj widziałem, zginęła przez dziadów, którzy chcieli się zabawić. Poczułem złość, bardzo pragnąłem pójść do tego durnego klubu i zrobić im krzywdę. Zacisnąłem pięści, aż mi kostki zbielały. Wiedziałem, że dzisiaj się spotykali, więc postanowiłem udać się do piwnicy Jurka.
Biedna dziewczyna – napisała Karolina.
Tak samo pomyślałem i żałowałem, że nic nie zrobiłem, kiedy miałem okazję.
Cały dzień myślałem o Natalii. Wydawała się taka miła i… Krucha. Moja mama stwierdziła, że jestem bardziej cichy niż zwykle, ale nie chciałem nikomu mówić, co się stało. Czekałem do wieczora, aż odbędzie się kolejne spotkanie klubu. Na myśl o tych dziadach, które będą się śmiać i przyznawać sobie punkty poczułem taką złość, że aż ręce mi się trzęsły jak delirykowi.
Wieczorem udałem się do domu Jurka starając się opanować, żeby przypadkiem nie zrobić nikomu krzywdy. Dziadki raczej nie używali Facebooka, więc pewnie nie wiedzieli o Natalii i jej śmierci. Byłem ciekaw, jak zareagują, kiedy im o wszystkim powiem.
Po raz kolejny drzwi otworzyła mi ta sama kobieta, co wcześniej i tylko skinęła głową pozwalając mi wejść.
Już z korytarza słyszałem śmiech tych paskudnych dziadów i serce zabiło mi mocniej z napięcia.
Wszedłem. Wszyscy nagle zamilkli i spojrzeli na mnie. Po chwili Jurek uśmiechnął się.
– Michał! – krzyknął. – Nie spodziewaliśmy się ciebie, zapraszamy!
Gestem przywołał mnie do stołu i gdy powoli do niego szedłem czułem, jak drżą mi nogi. Żebym tylko się nie przewrócił – powtarzałem sobie w myślach.
– Wczoraj byliśmy w kiosku… – zacząłem patrząc na Jurka i Stefana. – Była tam taka dziewczyna.
– No była. – odezwał się Jurek zaskoczony. – Rozpłakała się.
Na te słowa wszyscy ryknęli śmiechem. Znowu zacząłem się denerwować.
– No cóż, ona… Nie żyje, popełniła samobójstwo. – Nastała cisza. – Najpierw umarła jej mama, a później ta cała akcja w sklepie… Dziewczyna się załamała. – mówiłem powoli, patrząc w dół.
Cisza przedłużała się. Pewnie nikt nie spodziewał się takiej wiadomości i teraz każdemu jest przykro, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Przez chwilę nawet poczułem współczucie dla klubu. Oto kilku znudzonych życiem dziadków, którzy chcieli się tylko zabawić, jednak stała się tragedia.
Spojrzałem na Jurka i zauważyłem, że mężczyzna… Uśmiecha się. Najpierw delikatnie, a później coraz szerzej, aż nagle ryknął śmiechem, a za nim całe towarzystwo.
Zrobiło mi się gorąco, nie wiedziałem, co się dzieje, o co chodzi?
Patrzyłem na każdego po kolei i każdy zanosił się donośnym śmiechem, jakbym opowiedział najlepszy żart na świecie.
– To naprawdę wstrząsająca wiadomość! – powiedział Jurek trzymając się za brzuch.
– Dzięki, młody, poprawiłeś mi humor. – dodał Stefan.
– Ale… – Zabrakło mi słów, całkiem mnie zatkało. Takiej reakcji się nie spodziewałem. – Ona nie żyje, przez to, co zrobiliśmy wczoraj.
– Posłuchaj mnie uważnie. – powiedział Jurek, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Trudno, nie żyje to nie żyje.
– Im więcej samobójców, tym mniej samobójców! – ryknął dotąd milczący Andrzej.
– Dokładnie. – kontynuował Jurek. – W naszym społeczeństwie nie ma miejsca na takie słabe jednostki, które zabijają się, bo dwie osoby na nią nakrzyczą. – Znowu zaczął się śmiać. – Tak że może i dobrze się stało, że nie żyje, teraz przynajmniej spotka się z matką po tamtej stronie. – Wszyscy znowu głośno się zaśmiali.
Nie wierzyłem w to, co słyszę. Czy to dzieje się naprawdę? Zakręciło mi się w głowie, poczułem się jak pijany, jakbym był w innym świecie.
– Musimy się zastanowić, gdzie możemy teraz zaatakować. – Jak przez szkło słyszałem głos Jurka.
Z jakiegoś dziwnego powodu przypomniały mi się te wszystkie wiadomości od Karoliny.
– Może Traffkol? – powiedziałem automatycznie.
Wszyscy znowu spojrzeli na mnie.
– Traffkol? A co to? – zapytał Jurek.
– Taki mały salonik niedaleko lasu. Niedawno go postawili. Czytałem na Facebooku, że jest tam całkiem spoko.
Dziady zastanawiały się i już po chwili stwierdzili, że warto będzie to sprawdzić. Postanowiłem im towarzyszyć. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Miałem tylko nadzieję, że dziadki będą cierpieć.
***
Do sklepiku udaliśmy się następnego dnia i było tam, jak w typowym sklepie. Jakieś gazety, papierosy za ladą – nic specjalnego. Na małym krzesełku przed komputerem, siedział chudy sprzedawca w okularach. Spojrzał na nas i przyjaźnie się uśmiechnął.
– Dzień dobry! – powiedział. W sklepie było dość pusto.
Dziadygi oczywiście słowem się nie odezwali. Jurek wyciągnął małą Colę z lodówki i podszedł do kasy.
– Dwa dziewięćdziesiąt dziewięć. – powiedział sprzedawca.
Jurek wyciągnął z portfela banknot stuzłotowy i rzucił mężczyźnie jak kość niegrzecznemu psu.
Sprzedawca skrzywił się lekko, ale bez żadnego problemu wydał resztę.
– Strasznie tu brudno… – odezwał się Stefan. – Syf taki, że chodzić się nie da.
– Dopiero zamiatałem. – powiedział gość za ladą, a z twarzy wciąż nie schodził mu uśmiech.
– To do dupy pan pozamiatał, jak dalej jest taki gnój! Nie ma co się dziwić, że nikogo tu nie ma.
– Jest pan bardzo niemiły, nie rozumiem dlaczego. – mówił sprzedawca spokojnie.
– JA jestem niemiły?! – krzyknął Stefan. – Ty chamie, jestem BARDZO miły! Tylko nie podoba mi się ten syf w sklepie.
– To jak się panu nie podoba, może sobie pan wyjść i pójść gdzie indziej. Nikt tu pana na siłę nie trzyma.
– Ej, chłopie, może trochę grzeczniej, co? – odezwał się Jurek. – Bo za chwilę możesz wylecieć z tego sklepu.
– Okej. – powiedział sprzedawca wzruszając ramionami.
Dziadki czekały na coś więcej, ale on tylko usiadł na krzesełku i zaczął przeglądać coś w komputerze.
Widziałem, że dziadkom zaczynały puszczać nerwy. Pewnie myśleli, że zabawią się, jak z Natalią. Uśmiechnąłem się pod nosem. Czułem satysfakcję, że młody sprzedawca nie wdaje się w durne gierki dwóch nudzących się dziadów.
Stefan podszedł do stojaka z gazetami i kopnął go na tyle mocno, na ile pozwalał jego wiek. Wystarczyło jednak, żeby stojak się przewrócił rozwalając prasę po całym sklepie.
– Mówiłem, że syf. – skomentował Stefan robiąc przy tym minę obrażonego dziecka, które nie dostało cukierka.
– Co pan robi? – Sprzedawca spojrzał na Stefana, który stał wśród rozrzuconych gazet.
– Gówno. – powiedział Stefan.
Mężczyzna podszedł do stojaka i zaczął na nowo układać gazety.
– Lepiej, niech panowie stąd wyjdą, inaczej zadzwonię na policję.
– Na policję?! – wrzasnął Jurek. – Lepiej uważaj, żebyśmy MY nie zadzwonili! – Pchnął stojak, który przewrócił się na sprzedawcę uderzając go w głowę i rozcinając brew.
Dziadki chyba trochę przestraszyli się całego zamieszania i szybko wyszli ze sklepu.
– Trudny klient. – skomentował Jurek. – Ci obojętni są najgorsi, ale i na nich jest sposób. – zaśmiał się.
Nie spodziewałem się takiej reakcji. Myślałem, że spotkanie w Traffkol okazało się kompletną klapą, ale starsi panowie wydawali się zadowoleni.
– Pięknie zrzuciłeś na niego ten stojak, Jurek. – pochwalił Stefan.
Jurek zaśmiał się.
– Szkoda, że czegoś mu nie powiedziałeś na koniec. Wyszłoby tak… Filmowo.
Stefan wzruszył ramionami.
– Do tak pięknej akcji nie trzeba było nic dodawać. To jak? Dzisiaj u ciebie.
– Oczywiście.
***
Opisałem Karolinie całe wydarzenie w Traffkol i, ku mojemu zaskoczeniu, zadzwoniła do mnie.
– Nie idź tam dzisiaj – mówiła zmartwionym głosem – ci goście wydają się jacyś… no, niebezpieczni. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Zastanowiłem się chwilę nad tym. Być może faktycznie miała rację, ale z drugiej strony… Co mogą mi zrobić? Przecież mnie nie zabiją… Chyba.
– Pójdę, ostatni raz – odparłem zamykając oczy i mocniej zaciskając palce na telefonie. – oni muszą dostać nauczkę. Przez nich ta dziewczyna nie żyje.
– Michał, proszę, zostaw to. – Głośno wciągnęła powietrze. – Co niby chcesz zrobić?
– Jeszcze nie wiem, ale coś zrobić muszę. Nie może im to ujść na sucho.
– To… Chociaż uważaj na siebie, dobra? I nie zrób nic głupiego, proszę.
Uśmiechnąłem się.
– Spokojnie, nic złego mi się nie stanie. Nie musisz się niczym martwić. Ale w razie czego, wiesz gdzie mnie znaleźć.
***
Dzień niezwykle mi się ciągnął. Nie miałem pojęcia, czym się zająć, żeby zleciał choć trochę szybciej. Nie mogłem spotkać się z Karoliną, bo pojechała z ojcem do dziadka, który mieszkał w innym mieście, więc po prostu czekałem na nadejście wieczora. Czekałem zastanawiając się, w jaki sposób mógłbym ukarać członków tego chorego klubu, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Uznałem, że trzeba będzie improwizować i na miejscu wszystko się okaże, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
W końcu nadeszła godzina spotkania. Ruszyłem do domu Jurka, gdzie po raz kolejny przywitała mnie ta dziwna, nieuprzejma kobieta.
Na dole klubowicze palili cygara i opowiadali sobie o całej akcji w Traffkol.
– Gość zaczynał powoli działać mi na nerwy. – opowiadał Jurek podekscytowany. – Następnym razem musimy tam iść wszyscy i zrobić niezłą rozróbę. Ten gnojek w okularach zasłużył sobie na to, jak mało kto! – Wszyscy zaśmiali się.
I co ja mam teraz zrobić? Podejść i dać im w mordę? Czy może wylać whisky, które pili, na podłogę?
Słuchając ich denerwowałem się tak bardzo, że trzęsły mi się dłonie.
– Michał, coś ty taki cichy? Jak ci się podobała dzisiejsza akcja? – zapytał Stefan przebijając mnie wzrokiem na wylot.
Wzruszyłem ramionami i poczułem, że zaschło mi w gardle. Zupełnie nie wiedziałem, co powiedzieć.
Czułem spojrzenie wszystkich klubowiczów, ale wciąż się nie odzywałem. Zacząłem się pocić, miałem ochotę wszystkich ich tam pozabijać, a później uciec i nigdy nie wracać do tego okropnego miejsca.
Nagle w pokoju zgasło światło i pokój pogrążył się w ciemności.
– Jurek, co jest? – odezwał się zdenerwowany Andrzej – coś ci bezpieczniki walnęły.
– Spokojnie, panowie, światło zaraz wróci i sytuacja zostanie opanowana. – Jurek nie wydawał się przejmować czymkolwiek.
– Mam nadzieję. Nie mam zamiaru całą noc siedzieć po ciemku.
Nagle do pokoju otworzyły się drzwi. W tej ciemności nie było widać kto wszedł. Na początku pomyślałem, że była to ta dziwna kobieta. Wyciągnąłem telefon i włączyłem latarkę. To nie była kobieta, tylko coś dziwnego. Z przerażenia upadłem na podłogę. To coś było… Czerwone i miało skrzydła. Chciałem krzyknąć, ale gardło miałem tak ściśnięte, jakby ktoś mnie dusił.
– Michał, co jest z tobą? – zaczął Jurek, a po chwili widziałem jak dziwne stworzenie wbija w niego ostre pazury.
Podniosło Jurka i rzuciło nim o ścianę, jakby mężczyzna zupełnie nic nie ważył.
– Byliście dzisiaj bardzo niemili, panowie – odezwał się stwór gardłowym głosem i podszedł do Stefana.
Dziadek próbował uciekać, ale nie miał szans w starciu z przybyszem. Stwór wgryzł się w niego, a jego zęby wyglądały jak miliony małych szpilek. Widząc to telefon wypadł mi z dłoni i śmierci Andrzeja już nie zobaczyłem. Słyszałem jedynie jego przeraźliwy krzyk i odgłos łamanych kości. Następnie wszystko ucichło.
Czułem, jak stwór zbliża się do mnie. Widziałem jego czerwone oczy i czułem dziwny zapach przypominający siarkę.
– Pr… Proszę… – bełkotałem cofając się zalany potem i łzami. – Błagam… Ja… Ja… Nic nie zrobiłem.
– Zgadza się… – wysyczała postać. – Nie zrobiłeś nic.
Czułem jego dotyk. Spuściłem głowę nie mogąc już dłużej wpatrywać się w te okropne czerwone ślepia. Zamknąłem oczy czekając na śmierć, ale wszystko się skończyło. Wróciło światło i wydawałoby się, że nic się nie stało, gdyby nie zmasakrowane ciała dziadków, którzy przed chwilą świetnie się bawili.
– Michał…?
O nie, co tu robi Karolina? Wstałem na drżących nogach. Musiałem przytrzymać się ściany, żeby nie upaść. Dziewczyna była przerażona. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, była blada jak trup.
– Michał… Ty… Ty to zrobiłeś? – zapytała zachrypniętym głosem.
– Co? Nie… Nie, to nie ja! Był tu taki stwór, wszystkich pozabijał! – krzyknąłem. Dopiero wtedy zauważyłem plamy krwi na mojej koszulce. – On do mnie podszedł, musiał zostawić te ślady! Ja… Nie mógłbym zrobić czegoś takiego!
Krzyczałem, ale do Karoliny wydawało się nic nie docierać. Pokręciła głową i zaczęła powoli się ode mnie oddalać.
– Karolina, znasz mnie! To nie ja! – Podchodziłem do niej coraz bliżej, ale w pewnym momencie dziewczyna zaczęła uciekać.
Gdy otworzyła drzwi i ruszyła po schodach, a dobiegłem do niej i chwyciłem za tył koszulki. Karolina straciła równowagę i upadła, staczając się po schodach. Krew popłynęła jej po twarzy, przestała się ruszać.
– Karolina? – zacząłem delikatnie klepać ją po policzkach, ale dziewczyna nie wykazywała żadnej reakcji.
Jej oczy były szeroko otwarte z szoku i przerażenia. Usiadłem obok i wziąłem ją w ramiona.
– Karolina… – powiedziałem cicho i zacząłem płakać.
Bałem się to zrobić, ale w końcu sprawdziłem jej puls… Nie poczułem nic.
***
Całkiem straciłem poczucie czasu i gdy w końcu rzeczywistość zaczęła do mnie docierać zauważyłem, że nadszedł ranek. Zostawiłem martwą Karolinę w pokoju i wyszedłem. W domu panowała całkowita cisza. Nie miałem pojęcia, gdzie podziała się dziwna kobieta, czy też nie żyła? Nie wiedziałem i nic mnie to nie obchodziło.
Wyszedłem z domu i szedłem, nawet nie wiedząc dokąd. Po prostu, prowadziły mnie nogi. Po jakimś czasie zauważyłem, że jestem niedaleko sklepu Traffkol. Postanowiłem wejść do środka.
Sprzedawca spojrzał na mnie i uśmiechnął lekko.
– Co cię do mnie sprowadza? – zapytał.
– To byłeś ty, prawda?
Mężczyzna wciąż się we mnie wpatrywał uśmiechając się szerzej. Podszedłem bliżej stając przy kasie.
– Chcę… Chcę ją tylko odzyskać, proszę, chcę, żeby Karolina do mnie wróciła.
– No cóż, to nie będzie takie proste. Najpierw musisz coś dla mnie zrobić.
– Co?! – krzyknąłem szerzej otwierając oczy. – Powiedz, zrobię wszystko!
– Wszystko? – wyszeptał sprzedawca i wtedy usłyszałem tamten głos, który tak przeraził mnie w nocy. – Doskonale. – Uśmiechał się szeroko. Widziałem te same czerwone oczy i poczułem jak oblewa mnie pot.
Bałem się, o mało co nie upadłem na podłogę. Ale musiałem się trzymać, żeby Karolina mogła do mnie wrócić, abyśmy znowu mogli być razem.
– Co… Co muszę zrobić? – zapytałem drżącym głosem.
– Dobrze się spisałeś przyprowadzając tych dziadków. Przyprowadź więcej. A gdy spotkasz kogoś, kto zasłuży na śmierć, po prostu mnie wezwij.
– Jak… Jak mam cię wezwać? – Z oczu zaczęły spływać mi łzy.
– Będziesz wiedział… Będziesz wiedział doskonale.
Nie wiem kiedy znalazłem się znowu na zewnątrz. Nie odważyłem się nawet obejrzeć, nie chciałem widzieć sklepu.
Liczyło się tylko to, żeby znowu odzyskać Karolinę, a teraz wiedziałem jak to zrobić!
Wyciągnąłem telefon i wszedłem na Facebooka, gdzie na mojej tablicy wyświetliła się wiadomość:
Kolejne zmasakrowane zwłoki znalezione!
Uśmiechnąłem się. Dziadki dostały, na co zasłużyły, ale Karolina niedługo znowu będzie ze mną i wtedy wszystko będzie w porządku.
Pomysł fajny, ale wykonanie nie.
Zakładam, że to początki Twojej pisarskiej drogi, więc zachęcam do poprawek, bet i rozwoju.
Dziadki odrażające, co rzutuje na dziadka bohatera.
Dialog w komunikatorze też należałoby zapisywać jak dialog.
Za bardzo się z nim nie dogadywałem, więc nie odwiedzałem go zbyt często i prawdę mówiąc – praktycznie go nie znałem.
Te relacje są przedstawione zawile i nieprzekonująco. Czemu się nie dogadywali, skoro go nie znał?
Widywaliśmy się tylko na święta i podczas niewielu imprez rodzinnych, jednak wracając z pogrzebu postanowiłem zajrzeć do jego domu, co ucieszyło babcię, która teraz siedziała w kuchni i piła w milczeniu herbatę oglądając stare zdjęcia.
Podczas niewielu imprez brzmi dziwnie.
Przeszkadza mi mieszanie czasu teraźniejszego i przeszłego. Nie bardzo wiadomo, czy rzecz dzieje się teraz, czy to relacja z przeszłości. Wielokrotnie coś dzieje się dziś, a kolejnego dnia dziś i tak bez końca.
Sezamkowa powinna być z dużej litery.
– Ale upał. – skomentowała i odruchowo spojrzałem na termometr za oknem. Plus trzydzieści stopni i to w cieniu!
Bez kropki po upał. Zbędny wykrzyknik, chyba, że to myśli bohatera, ale wtedy powinny być odróżnione od dialogu.
Potem dalej błąd, ze zbędną kropką, kiedy ktoś coś mówi w dialogu.
Tu znajdziesz wszystko o zapisie dialogu: https://www.fantastyka.pl/loza/14
Kolejne zwłoki znalezione! Wczoraj wieczorem mężczyzna spacerujący z psem natknął się na przerażające i wstrząsające odkrycie. Były to zwłoki mężczyzny, wyglądające, jakby został rozszarpany przez stado dzikich bestii.
Żadna redakcja nie wypuściłaby tekstu z powtórzeniami????
Nie powinienem jej zostawiać samej, ale dziewczyna była w moim wieku, a w wieku dziewiętnastu lat już nie powinna być taka strachliwa.
Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem.
Rzadko dzwonią czymś innym.
– Ah, Artur. Straszna szkoda, że odszedł z tego świata – powiedział starszy pan, który praktycznie nie miał włosów. – Jestem Jurek. – Wyciągnął dłoń, którą od razu uścisnąłem.
Przeczytaj to sobie na głos.
Dziewczyna była bardzo ładna i wydawała się dość… nieśmiała.
– Dzień dobry! – zawołała wesoło bawiąc się palcami.
Stefan nawet się nie odezwał. Spojrzał na dziewczynę tak, że aż się cofnęła. Wydawała się mocno zestresowana.
Wiem, że „la donna a mobile” ale była nieśmiała, wołała wesoło, czy była zestresowana? Trzeba by się na coś zdecydować.
Mężczyzna podszedł do lodówki i wyciągnął mała butelkę pepsi w cenie pięć czterdzieści złotych I położył przy kasie.
Co to za cena pięć czterdzieści? I co położył przy kasie?
Nie ma też ceny dwa dwadzieścia.
Chwycił gazetę i rzucił w sprzedawczynię.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Drogi autorze, nazwanie swojego dzieła absurdalnym to bardzo odważne posunięcie. Brak sensu nie jest tutaj efektem twojego zamierzonego działania, a raczej braku doświadczenia.
Podoba mi się koncept dziadków – pranksterów, ale tutaj mój entuzjazm się kończy. Nie wierzę, żeby klub mógł bezkarnie prowadzić działalność w taki sposób. Staruszkowie bardzo szybko byliby znani w całej okolicy i nie zrobiliby nigdzie normalnych zakupów nawet jeśli nie ukarano by ich za rozbój. I jak długo takie figle mogą bawić? Możliwe reakcje często by się powtarzały i nie byłyby godne wspominania. Często też w ogóle by ich nie było, bo sprzedawcy na co dzień mają do czynienia z niegrzecznymi klientami. I co z punktami? Podobno panowie je sobie przyznawali, ale niczego takiego nie byłem świadkiem. Ile punktów przypada za doprowadzenie kogoś do płaczu? Ile za wyprowadzenie z równowagi? Dlaczego nie było rekordu za spowodowanie samobójstwa? Rywalizacja choć trochę przypominałaby wtedy grę.
Nie, ich żarty musiałyby być dużo bardziej wyrafinowane. Jestem w stanie sobie wyobrazić nietypowe wybory zakupowe, udawane ataki serca, napady demencji, czy wspólne skecze. Coś w stylu „Kim jesteś i gdzie jest mój koń?”. To otwierałoby olbrzymie pole do popisu i miałoby szansę dać dziadkom zajęcie na bardzo długo. Problem w tym, że nie zasługiwaliby już na śmierć i całe opowiadanie by się posypało. Swoją drogą, naprawdę uważasz, że człowiekowi należy się śmierć za bycie zwykłym chamem?
Ze wszystkich bohaterów niemal żaden nie jest interesujący. Staruszkowie są przesadnie źli tylko po to, by historia mogła mieć miejsce. Główny bohater błądzi jak we mgle. Między młodymi nie ma nawet nuty chemii. Miałem wrażenie, że spędzają ze sobą czas na siłę i to zupełnie odebrało dramatyzm ostatnim scenom. Tylko Pan Adam wzbudził we mnie sympatię. Mogłoby być go więcej.
Pozostaje też mnóstwo pytań, którym należy się odpowiedź. Skąd chłopak wiedział, że sprawcą jest sprzedawca? Dlaczego założył od razu, że ten spełnia życzenia? Dlaczego sprzedawca miałby potrzebować pomocy, skoro radził sobie wcześniej bardzo dobrze? Skąd na miejscu wzięła się Karolina? Czy naprawdę pierwszą rzeczą, jaką zrobiłaby po odzyskaniu życia jest wysłanie kolejnego artykułu?
Mocno nieprzemyślane dzieło. Oby następne otrzymały więcej uwagi.
Czytał Mieczysław Gajda
Ambush
Dzięki za wskazanie błędów, postaram się je w najbliższym czasie poprawić ;)
Wiem, że „la donna a mobile” ale była nieśmiała, wołała wesoło, czy była zestresowana? Trzeba by się na coś zdecydować.
tutaj trochę nie rozumiem. W związku z następującymi po sobie wydarzeniami mogły zmieniać się jej emocje. Na początku była wesoła, później przez zachowanie dziadka się zestresowała ;P
pozdrawiam ;)
P3rshing
Nie wierzę, żeby klub mógł bezkarnie prowadzić działalność w taki sposób. Staruszkowie bardzo szybko byliby znani w całej okolicy i nie zrobiliby nigdzie normalnych zakupów nawet jeśli nie ukarano by ich za rozbój
No cóż, w każdym mieście jest tyle sklepów, że na pewno jest w czym wybierać. Poza tym w takich małych sklepikach często zmienia się personel, więc ciągle są nowe osoby do zaatakowania.
Swoją drogą, naprawdę uważasz, że człowiekowi należy się śmierć za bycie zwykłym chamem?
Nie wiem, skąd taki wniosek, to tylko opowieść ;). Ale odpowiadając na pytanie – nie uważam tak ;P
Skąd chłopak wiedział, że sprawcą jest sprzedawca? Dlaczego założył od razu, że ten spełnia życzenia? Dlaczego sprzedawca miałby potrzebować pomocy, skoro radził sobie wcześniej bardzo dobrze? Skąd na miejscu wzięła się Karolina? Czy naprawdę pierwszą rzeczą, jaką zrobiłaby po odzyskaniu życia jest wysłanie kolejnego artykułu?
Mógł się tego domyślić po słowach demona. No i sprzedawca Traffkol był ostatnią ofiarą dziadków.
Był zrozpaczony po śmierci dziewczyny, wiec powiedział, że chciałby ją odzyskać . Zreszta zakończenie starałem się napisać tak, żeby można było je zinterpretować też w inny, mniej horrorowy sposób ;)
Karolina przyszła na miejsce, bo bała sie o chłopaka, a nie chciała, żeby zrobił coś głupiego.
Artykuł chłopak zobaczył, gdy wszedł na Facebooka. Po prostu wyświetliła mu sie kolejna wstrząsająca informacja. To nie dziewczyna wysłała wiadomość ;)
pozdrawiam ;)
Sklepików może być dużo, ale nie zapominaj, że ludzie jednak ze sobą rozmawiają. Wieści o gangu sadystycznych emerytów rozniosłyby się bardzo szybko. Zwłaszcza jeśli mieli swój znak rozpoznawczy – rozpoczynanie akcji od płacenia stuzłotówką. Nie mieliśmy przedstawionych kryteriów jakimi panowie się kierują poza tym, żeby nie było jak wydać. Nie było nic o braku kamer, ubogim ruchu, czy ograniczonej obsłudze. Zupełnie jakby nie zależało im na anonimowości. Listy gończe typu „tych panów nie obsługujemy” to byłby stały element krajobrazu. Niewykluczone też, że stanowiliby łakomy kąsek dla mediów społecznościowych. Od początku nawiązywałeś do tego zagadnienia. Ten proceder w wygodny sposób został przez nie u ciebie pominięty.
„Nie wiem, skąd taki wniosek, to tylko opowieść ;) "
Stąd, że to główny przekaz Twojej opowieści. Demon poluje na osoby, które zasłużyły na śmierć, a dziadkowie okazali się godni jego wizyty. Główny bohater przyznał mu rację i zgodził się pomóc w jego działalności. Nie chodzi mi o Twoje osobiste przekonania, nawet jeśli wyraziłem to w ten sposób. Całe opowiadanie oparte jest właśnie na tej myśli. Z jakiegoś powodu uznałeś, że jest ona warta eksploracji i będzie satysfakcjonująca dla czytelnika.
"– Byliście dzisiaj bardzo niemili, panowie – odezwał się stwór gardłowym głosem"
Potwór nie powiedział, że byli niemili dla niego. To, że był ostatnią ofiarą też niczego nie tłumaczy. Chcesz powiedzieć, że bohater w swoim stanie nabrał superintuicji i pamiętał takie szczegóły jak słowa demona?
"– Chcę… Chcę ją tylko odzyskać, proszę, chcę, żeby Karolina do mnie wróciła. "
To brzmi jak wyraźna prośba do osoby, która zna cały kontekst i może coś z tym faktem zrobić. Mocno, mocno naciągane. Demon swoim wyglądem i zachowaniem nie przypomina dżinna.
"Nie mogłem spotkać się z Karoliną, bo pojechała z ojcem do dziadka, który mieszkał w innym mieście"
Moja percepcja zamyka się w tym, co mi powiesz. Skoro nie mogło jej tam być, to dlaczego nagle ją tam teleportujesz? Jeśli miała się tam pojawić w tym czasie, to wpis o wyjeździe powinien zniknąć albo zostać wytłumaczony w inny sposób. Jeśli zmieniła zdanie i nie wyjechała, to muszę o tym wiedzieć. Inaczej wygląda to tak, jakbyś nie pamiętał, że to napisałeś, albo założyłeś, że to ja nie będę pamiętał. Pamiętam.
Od początku opowieści to dziewczyna była źródłem informacji o morderstwach w mieście. Bohater wyraził się na temat jej hobby w sposób "jakby nie miała nic ciekawszego do roboty". To sugeruje, że w ogóle nie jest zainteresowany tematem. Jest dla mnie bardzo dziwne, żeby algorytm wybrał akurat ten moment, żeby zmienić jego szacowane preferencje.
"Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na ekran. Od razu moim oczom ukazała się wiadomość"
różni się trochę od "wszedłem na Facebooka i zobaczyłem artykuł". Ja tutaj bardziej widzę powiadomienie o prywatnej wiadomości. Pamiętaj, ja widzę to, co mi pokażesz, a nie to, co myślisz.
Czytał Mieczysław Gajda
Można ich potraktować, jako kolejnych chamskich klientów, których nie brakuje, a rozpoczęcie zakupów od rzucenia stówki to również całkiem normalna sprawa, ot choćby po to, żeby rozmienić kasę ;)
Opowieść jest z perspektywy Michała, więc chłopak opisuje tylko to, co wie, chociaż po Twoim komentarzu widzę, że mogłem wspomnieć o innych akcjach starszych panów, jak np. Opowiadają młodemu o dziadku – nie pomyślałem o tym wcześniej, a byłoby ciekawe uzupełnienie całej historii.
Demon po prostu zabijał złych ludzi. Dziadki byli źli, więc zostali przez demona zgładzeni ;P
Bohater był mocno zrozpaczony po śmierci dziewczyny, a że spotkał demona uznał, że będzie miał on moc przywrócenia jej do życia. Tutaj również przyznam, że mogłem lepiej to rozbudować.
Co do dziewczyny, która wyjechała… Napisałem to dlatego, żeby jej pojawienie się na końcu było większym zaskoczeniem
Ostatni fragment zmienię, żeby był bardziej czytelny.
Przykro mi to pisać, Dovio, ale opowiadanie zdało mi się dość nudne, a notatki o znalezieniu kolejnych zwłok nie zaspokoiły mojego apetytu na zapowiedziany horror. W zasadzie historia sprowadza się do opisania wybryków starszych panów i czegoś na kształt walki wewnętrznej Michała, który jednakowoż nie robi nic, by się dziadkom przeciwstawić, by czemukolwiek zapobiec.
Wzmianki o zmasakrowanych zwłokach sugerują, że sprawy w jakiś sposób łączą się, ale nie przypuszczałam, że w finale nagle, nie wiadomo skąd, zjawi się krwiożerczy demon, za dnia będący sklepikarzem, i dokona srogiej pomsty. Takie rozwiązanie sprawy zupełnie mnie nie przekonało.
Wykonanie, co stwierdzam z ogromnym smutkiem, pozostawia bardzo wiele do życzenia.
To w naszym mieście – napisała mi na Messengerze. Dziwna sprawa, nie? Taka masakra w centrum miasta!! Kto mógł zrobić coś takiego?!” → Czemu tu służy cudzysłów?
No a Ty jak się czujesz? – Zapytała dodając na koniec emotkę pocałunku. → Pisałabym to jak dialog: – No a Ty jak się czujesz? – zapytała, dodając na koniec emotkę pocałunku.
Uwaga dotyczy także dalszej korespondencji z Karoliną.
Nic niesamowitego – Szachy, kilka starych książek… → Dlaczego wielka litera?
Po obejrzeniu Gambit królowej… → Po obejrzeniu Gambitu królowej…
…zapytała patrząc na mnie ze smutnym uśmiechem na twarzy. → Zbędne dopowiedzenie – czy mogła mieć uśmiech w innym miejscu, nie na twarzy?
Wystarczy: …zapytała, patrząc na mnie ze smutnym uśmiechem.
– Tak, uśmiechała się, ale jej oczy były takie mętne, jakby schowane za mgłą. Dlatego uśmiech sprawiał wrażenie smutnego. →
– Tak.
Uśmiechała się, ale jej oczy były takie mętne, jakby schowane za mgłą. Dlatego uśmiech sprawiał wrażenie smutnego.
– Artur wychodził czasem wieczorami. – mówiła powoli. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Ten błąd pojawia się wielokrotnie w całym opowiadaniu.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
Na ulicy sezamkowej. → Na ulicy Sezamkowej.
– Babciu, ulica sezamkowa była w bajce… → – Babciu, ulica Sezamkowa była w bajce…
…zostałem jeszczę chwilę. → Literówka.
Wróciłem do domu i chwilę później wpadła do niego Karolina, która czuła się jak u siebie. → Zdaje mi się, że Karolina wpadła do bohatera, nie do jego domu.
Proponuję: Wróciłem do domu i chwilę później wpadła Karolina, która czuła się tu jak u siebie.
Wyciągnęła z lodówki zimną pepsi pijąc łapczywie… → Co piła Karolina, wyciągając pepsi z lodówki?
Proponuję: Wyciągnęła z lodówki zimną pepsi i piła ją łapczywie…
A mi będzie z tobą raźniej. → A mnie będzie z tobą raźniej.
“Azor zaczął węszyć” – opowiadał Pan Adam… → “Azor zaczął węszyć” – opowiadał pan Adam…
Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
…zaczęła czytać o kolejnej masakrze.
To już kolejna taka ofiara! → Czy to celowe powtórzenie?
Już za kilka godzin odkryję tajemnicę Klubu Stówka! → Wcześniej pisałeś o klubie małymi literami. Należałoby ujednolicić zapis w całym opowiadaniu.
…nic lepszego się nie wydarzy w te wakację! → Literówka.
Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem. → Brzmi to fatalnie.
Proponuję: Zadzwoniłem do drzwi i czekałem.
…o siwych włosach ułożonych w kucyk. → …o siwych włosach związanych/ uczesanych w kucyk.
Co te dziadki robiły w tej piwnicy, że ta starsza pani… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?
– Dobry wieczór. – odezwałem się jak najbardziej pewnie siebie. → Raczej: – Dobry wieczór – powiedziałem, starając się brzmieć jak najpewniej.
…i skinienem ręki zawołali mnie do stołu. → Literówka. Nie nikogo można zawołać skinieniem.
Proponuję: …i skinieniem ręki zaprosili mnie do stołu.
– Ah, Artur. Straszna szkoda… → – Ach, Artur. Straszna szkoda…
Ah to symbol amperogodziny.
…że dadzą się napić chociaż łyka. → …że dadzą się napić chociaż łyk.
…kupujemy sobie coś, a potem płacimy stówką. Wszystko zapisujemy sobie tutaj… → Czy to celowe powtórzenie?
- Jeśli chcesz zobaczyć, jak wygląda to w praktyce, chodź jutro z nami o szóstej do kiosku → Nie dywiz a półpauza powinna zaczynać wypowiedź. Brak kropki na końcu zdania.
…kretyn wstał w wakację o szóstej rano… → Literówka.
Boże, będzie niezły ubaw, → Dlaczego zdanie kończy przecinek?
…że robię coś takiego w wakację. → Literówka.
…wyciągnął mała butelkę pepsi w cenie pięć czterdzieści złotych I położył przy kasie. → Literówka. Zbędne dopowiedzenie. Dlaczego wielka litera?
Proponuję: …wyciągnął małą butelkę pepsi za pięć czterdzieści i położył przy kasie.
…skomentował piorunując sprzedawczynie wzrokiem. → Tam była jedna sprzedawczyni, więc: …skomentował, piorunując sprzedawczynię wzrokiem.
– A… ale ja…. Nie mam jak wydać… → Zbędna jedna kropka w drugim wielokropku – po wielokropku nie stawia się kropki.
Trzymając banknot w ręku i nie wiedząc, co zrobić. → Trzymała banknot w ręku, nie wiedząc, co zrobić.
Jurek wciąż wpatrywał się w sprzedawczynie. → Literówka.
Na myśl o tych dziadach, które będą się śmiać… → Dziad jest rodzaju męskiego, więc: Na myśl o tych dziadach, którzy będą się śmiać…
…otworzyła mi ta sama kobieta, co wcześniej i tylko skinęła głową pozwalając mi wejść. → Czy te zaimki są konieczne?
Na te słowa wszyscy rykneli śmiechem. → Literówka.
– Także może i dobrze się stało, że nie żyje… → – Tak że może i dobrze się stało, że nie żyje…
Jurek wyciągnął małą Colę z lodówki… → Jurek wyciągnął małą colę z lodówki…
Nazwę napoju piszemy małą literą.
…wyciągnął z portfela banknot sto złotych… → …wyciągnął z portfela banknot stuzłotowy…
Stefan podszedł do stojaka z gazetami i kopnął go na tyle silno… → Stefan podszedł do stojaka z gazetami i kopnął go na tyle silnie/ mocno…
Na dole klubowicze palili cygaro… → Wszyscy klubowicze palili jedno cygaro?
Słuchając ich coraz bardziej z nerwów trzęsły mi się dłonie. → Czy dobrze rozumiem, że dłonie, słuchając ich z nerwów, trzęsły się coraz bardziej?
Proponuję: Słuchając ich denerwowałem się tak bardzo, że trzęsły mi się dłonie.
Zupełnie nie wiedziałem, co powiedzieć → Brak kropki na końcu zdania.
Nagle w pokoju zgasły światła pozbawiając nas całkowicie jasności. → A może: Nagle zgasło światło i pokój pogrążył się w ciemności.
Stwór wgryzł się w niego zębami… → Masło maślane – czy stwór mógł wgryźć się w niego inaczej, nie zębami?
Widząc to telefon wypadł mi z dłoni i śmierci Andrzeja już nie widziałem. → Czy dobrze rozumiem, że telefon zobaczył wgryzanie się i wypadł z dłoni, a Michał nie zobaczył śmierci Andrzeja? Powtórzenie.
Proponuję: Widząc to, upuściłem telefon i śmierci Andrzeja już nie zobaczyłem.
Podchodziłem coraz bliżej niej… → Raczej: Podchodziłem do niej coraz bliżej…
Gdy otworzyła drzwi, ruszyła po schodach, a dobiegłem do niej i chwyciłem ją za tył koszulki. → A może: Gdy otworzyła drzwi i ruszyła po schodach, dobiegłem do niej i chwyciłem za tył koszulki.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Szkoda, że opowieść nie bardzo Ci się spodobała i wydawała się dość nudna.
I nie spodziewałem się, że znowu popełniłem tyle błędów mimo starań, by ich uniknąć ;D
Ale dziękuje za przeczytanie i wyłapanie wszystkich nieprawidłowości. Postaram się je poprawić, gdy tylko znajdę na to więcej czasu.
Pozdrawiam serdecznie! ;)
I ja żałuję, Dovio, ale cóż… Bywa tak, że trafi się opowiadanie, które nie spełnia moich oczekiwań i tak było w przypadku tej historii. Nie tracę jednak nadziei, że niebawem zaprezentujesz interesujący i świetnie napisany tekst. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mam taką nadzieję. Błędy zostały poprawione ;)
To bardzo ładnie z Twojej strony. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.