
Witam. Szort opowiada o człowieku siedzącym na maszcie antenowym, czekając na zagładę świata przez spadający meteoryt.
Witam. Szort opowiada o człowieku siedzącym na maszcie antenowym, czekając na zagładę świata przez spadający meteoryt.
W oddali widział swój domek. Był zaledwie nieistotną kropką pośród innych budowli. To samo zresztą mógłby rzec o otaczających miasteczko drzewach, przypominających cienki, zielonkawy mur.
Gdy stanął u podstawy masztu antenowego, miał jeszcze dobre pięćdziesiąt minut, lecz teraz, kiedy machał obiema nogami w przód i w tył, siedząc na szczycie, zostało mu zaledwie piętnaście.
Piętnaście minut, do niechybnej zagłady.
Dokładnie tydzień temu, ludzkość dowiedziała się o nadchodzącym zagrożeniu z kosmosu. Wszyscy jednak postanowili nie dać się ponieść emocjom – przynajmniej nie od razu – gdyż NASA zagwarantowała, iż ich innowacyjny system ochrony przed obcymi obiektami z kosmosu, da radę uporać się nawet z tak dużym zagrożeniem, jak Asteroida N-221C.
Wszyscy odetchnęli z ulgą – My ludzie od zarania dziejów przejawialiśmy talent do tworzenia najbardziej niszczycielskich rodzajów broni. Kiedy jak kiedy, ale właśnie w tym kluczowym monecie trwania naszej cywilizacji, mogliśmy to wykorzystać dla dobra ogółu. Niestety plan nie poszedł po naszej myśli.
Żadna z dostępnego arsenału rakiet – atomowa, termojądrowa, hipersoniczna, polaryzacyjno – kompresyjna – nie poradziła sobie z pędzącym – jak wściekły byk za czerwoną zasłoną – wielkoludem. Niektórzy naukowcy sądzili, że na skutek wybuchu rakiet uda się chociaż zmienić trajektorię lotu kolosa, lecz finalnie kurs został ten sam, a powłoka asteroidy została bez zmian.
Ludzie usłyszawszy, iż zagrożenie nie zniknęło, zaczęli masowo i panicznie wykupować różne artykuły spożywczo-przemysłowe, oraz medyczne. Schrony i bunkry stały się bezcenne, bo gwarantowały dużą szanse na przeżycie nadchodzącego kataklizmu, więc nie dało się ich zdobyć za żadne pieniądze. Jeżeli nie posiadałeś prywatnego schronu ani nie miałeś dość dobrych znajomości, to pozostało ci albo czekać na niechybną śmierć, albo w akcie desperacji musiałeś złamać jedne z ważniejszych przykazań – nie zabijaj i nie kradnij. Wielu ludzi w ciągu tego ostatniego tygodnia zrobiło wiele złych rzeczy, nieraz mając krew na rękach i usprawiedliwiając swoje straszne czyny brakiem wyboru. Wybór taki jednak mieli, lecz instynkt mówił in co innego – przeżyć za wszelką cenne. Człowiek przyciśnięty do muru musi szacować co bardziej mu się opłaca i czy może zaryzykować, a w konsekwencji tego toku rozumowania dokonuje wyboru, nie przejmując się zbytnio moralnością.
Pewnie każdy człowiek, siedząc i wpatrując się w nieduże miasto, oświetlone blaskiem zachodzącego słońca, pomyślałby o tych wszystkich wspomnieniach z całego życia. Pierwsza jazda na rowerze, pierwsze „kocham cię” do naszej drugiej połówki, pierwsze auto, które nie rozwijało zawrotnej prędkości, ale miało swój urok. Pierwsze złamane serce i pierwszy pogrzeb. Spotkania, rozmowy z rodzicami, przyjaciółmi, dziewczynami i chłopakami. Można by wymieniać jeszcze wiele przykładów, ale to wszystko ma jeden wspólny element, jakim jest pamięć, którą człowiek za wszelką cenę chce zachować, ochronić, zabezpieczyć, bo tylko ona po nas zostanie. Dlatego tak boimy się całkowitej zagłady. Bo co po nas pozostanie, oprócz pyłu?
Z oddali dało się słyszeć syrenę. Zostało mi już tylko kilka minut, pomyślał. Wziął piwo, leżące koło niego i wypił resztkę, a następnie cisnął puszkę w siną dal.
Zostało mi jeszcze kilka minut, powtórzył w duchu.
O dziwo nie czuł się zbulwersowany ani zły.
Większość swojego życia spędził, idąc na skróty, jak mógł się obijać, to robił to bez najmniejszego problemu czy wstydu. Nigdy nie dbał o swoje zdrowie – pączki, chipsy i czekoladę jadł bez umiaru, do tego często pił i palił zielsko. Mówił wprost, co myślał do kogokolwiek mając w gdzieś, czy jego światopogląd kogoś odstrasza lub mu nie pasuje. Miał talent do obrażania ludzi w sposób wyrafinowany, bez używania przekleństw i obelg, lecz z wykorzystaniem słów dobitnych, dający równie dotkliwy efekt. Jeśli przyszło przepraszać, to szło mu to bardzo, ale to bardzo wylewnie.
Jednak ta cała sytuacja z lecącą na łeb na szyje asteroidą zmieniła to i owo.
Cztery dni temu pierwszy raz wyszedł z inicjatywą do bliźniego. Na chodniku przed jego domem usiadł bezdomny z kartką – proszę o trochę funduszy na jedzenie – taki widniał napis. Akurat się tak złożyło, że Markowi zostało jeszcze kilka kawałków niedojedzonej pizzy, więc postanowił je oddać. Żul przyjął darowiznę, jednak na widok kilku zielonkawych plamek na jedzeniu zrobił dziwną minę. Wybredny menel – pomyślał Marek – niech się cieszy, że cokolwiek dostał.
Dwa dni temu pierwszy raz sam z siebie postanowił się przebiegnąć. Okazało się, że w sklepie nieopodal znajduje się ostatnie opakowanie ulubionych chipsów – maczug. Przy okazji zawinął kilka piw do plecaka, jeden litr whisky, dwa litry coca-coli, sześć opakowań pizzy i dziesięć opakowań papierosów – oczywiście nie zrobił by tego, gdyby wszyscy nie zaczęli masowo kraść i doszczętnie czyścić wszystkie sklepy z ich zaopatrzenia, na terenie całego kraju tego, co się tylko da. To kolejny przejaw desperacji i patologicznego zachowania rasy ludzkiej w obliczu masowej klęski. Jednak Marek widział w tym całym chaosie pewien plus. Gdyby nie ta cała kometa czy meteoryt powodujący histeryczny strach, nigdy by nie przebiegł czterdziestu metrów. Zaistniała sytuacja sprawiła, iż zrobił pierwszy krok ku zmianie na lepsze. No przynajmniej tak mu się wydawało.
Ostatniego wieczoru obudził się w nim pisarz. Postanowił, że ostatnią noc spędzi na napisaniu najlepszej powieści fantastycznej. Z początku miała ona opowiadać o szlachetnym rodzie kosmitów odwiedzającym rasę ludzką. Miały znajdować się tam barwne opisy religii, zachowań i majestatycznych dzieł kultury obcych, mających pomóc nam z naszą niszczycielską naturą.
Stało się jednak trochę inaczej – po siódmej stronie ostro odjechał od zamierzonego tematu. Kosmici postanowili jednak zniszczyć nas przy pomocy maszyny, zwanej konstruktorem, która sprowadzała najgorsze potwory z horrorów i innych światów. Uratować nas miała drużyna Specjalna: Pudzian, Maciek z Klanu, Piotr Żyła i Łysy z Brazzers, którzy dzięki staremu artefaktowi spoczywającemu w ziemi nabrali super mocy. Całe pięćdziesięciostronicowe opowiadanie wysłał do przeróżnych wydawnictw, mimo że marna była szansa, aby ktokolwiek dzień przed zagładą je przeczytał, nie mówiąc w ogóle, o wydaniu. Ale cóż – przynajmniej się spełnił.
Z nieba zaczęły dochodzić głośne i przerażające odgłosy, podobne do tych, które wydają przelatujące myśliwce przekraczające prędkość dźwięku.
Gwałtownie wstał, po czym uniósł głowę ku niebu. Jaskrawożółte i oślepiające światło, o kulistym kształcie zbliżało się ku ziemi. Po chwili nie mógł spoglądać na pędzący meteoryt, bo całkowicie go oślepił. Poczuł, jak temperatura gwałtownie się podnosi, a z jego zatłuszczonej twarzy opadają dynamicznie krople potu. Oddychanie stało się prawie niemożliwe. Stojąc jak słup, poczuł, że zaraz chyba zacznie się topić. Już wiedział, że to koniec, że za niecałą minutę wyparuje. W takim razie jedyne co mi pozostało, to umrzeć na własnych zasadach, pomyślał. Wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalniczkę. Wsadził szybko papierosa do kąciku ust i zapalił ostatniego w jego życiu szluga. Złapał się rękami masztu antenowego, odchylił do tyłu, następnie z dużą siłą odepchnął się nogami – w tej samej chwili puścił chwyt – a jego ciało powędrowało ruchem parabolicznym w dół.
Przez chwilę nie był skupiony na niczym innym, oprócz przyjemnego i chłodnego pędu powietrza, zawiewającego dynamicznie od strony pleców, jak i magicznym smaku papierosa.
Miś przeczytał. Nie sprawiło to przykrości i nie wywołało ‘wow’. Może usuń przedmowę, bo w tekście jest wyraźnie powiedziane kto, gdzie i kiedy.
Przeczytałem. Masz sporo literówek jeszcze w tekście, są też pozamieniane słowa i przecinki w dośc dyskusyjnych miejscach. No i kilka niefortunnych sformułowań, jak na przykład powtórzone dwa razy “dynamiczne”, które jest albo niepoprawnie użyte, albo znow dyskusyjne.
Starałeś się opowiedzieć o ostatnich chwilach człowieka, który czka na śmierć, okraszając całość dawką rubasznego humoru, który jednak nie przypadł mi do gustu. Czytało się nieźle, choć co i rusz potykałem się w trakcie lektury o wymienione wcześniej mankamenty. Sama historia, cóż, ani odkrywcza, ani specjalnie ciekawa. Powinieneś potraktować ten tekst raczej jako wprawkę, bo niczego ciekawego w nim nie mówisz, nie masz też żadnego twistu, który byłby mnie zaskoczył.
Reasumując: nie jest źle, ale sporo rzeczy do poprawy. Pisz dalej, a ja mam nadzieję, że Twój kolejny tekst, który wezmę na tapetę, żeby umilić sobie kilka nocnych chwil, będzie lepszy.
Pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
Owszem, widzę tu pomysł na ostatnie chwile delikwenta w obliczu nieuchronnej zagłady, ale, co stwierdzam z przykrością, wykonanie skutecznie zakłóciło odbiór.
Mam nadzieję, Piotrullu, że Twoje przyszłe opowiadania będą coraz lepsze.
Wszyscy odetchnęli z ulgą – My ludzie od zarania dziejów… → Wszyscy odetchnęli z ulgą – my, ludzie, od zarania dziejów…
…w tym kluczowym monecie trwania… → …w tym kluczowym momencie trwania…
Żadna z dostępnego arsenału rakiet – atomowa, termojądrowa, hipersoniczna, polaryzacyjno – kompresyjna – nie poradziła… → Żadna z dostępnego arsenału rakiet: atomowa, termojądrowa, hipersoniczna, polaryzacyjno-kompresyjna – nie poradziła…
Wymieniając coś, używamy dwukropka, nie półpauzy.
W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy; bez spacji.
…z pędzącym – jak wściekły byk za czerwoną zasłoną – wielkoludem. → Meteoryt nie jest wielkoludem.
Proponuję: …z pędzącym, jak wściekły byk za czerwoną muletą, olbrzymem.
Wielu ludzi w ciągu tego ostatniego tygodnia zrobiło wiele złych rzeczy… → Powtórzenie.
…instynkt mówił in co innego – przeżyć za wszelką cenne. → Literówki.
Zostało mi już tylko kilka minut, pomyślał. → Tu znajdziesz wskazówki jak można zapisywać myśli bohaterów.
Wziął piwo, leżące koło niego… → Wziął piwo, stojące obok…
Z leżącej puszki piwo by się wylało.
…z wykorzystaniem słów dobitnych, dający równie… → …z wykorzystaniem słów dobitnych, dających równie…
…niech się cieszy, że cokolwiek dostał.
Dwa dni temu pierwszy raz sam z siebie postanowił się przebiegnąć. Okazało się, że w sklepie nieopodal znajduje się ostatnie… → Lekka siękoza.
…oczywiście nie zrobił by tego… → …oczywiście nie zrobiłby tego…
Uratować nas miała drużyna Specjalna… → Dlaczego wielka litera?
…nabrali super mocy. → …nabrali supermocy.
Wsadził szybko papierosa do kąciku ust i zapalił ostatniego w jego życiu szluga. → Wsadził szybko papierosa do kącika ust i zapalił ostatniego w życiu szluga.
…w tej samej chwili puścił chwyt – a jego ciało powędrowało ruchem parabolicznym w dół. → A może zwyczajnie: …w tej samej chwili puścił maszt i poleciał w dół.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć!
Co tu napisać, wprawka z pomysłem, nie powala, ale nie jest zła. Pisz, czytaj, a będzie progres. Szkoda, że nie poprawiłeś błędów wskazanych przez Reg, bo wtedy czytałoby się znacznie lepiej. Od strony science trochę zgrzyta:
Żadna z dostępnego arsenału rakiet – atomowa, termojądrowa, hipersoniczna, polaryzacyjno – kompresyjna – nie poradziła sobie z pędzącym – jak wściekły byk za czerwoną zasłoną – wielkoludem.
Jak piszesz o rakietach to warto trochę się zapoznać z tematem, a nie rzucać nazwy. Atomowa czy termojądrowa to cech głowicy (tego, co powoduje zniszczenia), hipersoniczność to cecha nosiciela. Rakiety generalnie służą do wynoszenia czegoś na orbitę, a asteroida – jak rozumiem – była nieco dalej, jak strzelali.
Zgrzyta też trochę obraz w końcówce. Planetoida, która jest zdolna zniszczyć cywilizację jest raczej duża i leci szybko. Od zauważenia przez bohatera na ziemi (gołym okiem) do “uderzenia” minie 2, 3, może 4 sekundy. Nie będzie też odgłosów, bo taki obiekt leci DUŻO szybciej niż dźwięk. Będzie tylko światło, ciepło… coraz cieplej i coraz więcej światła…
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Przeczytałem. Może tekst nie jest rewolucyjny, ale stanowi pewną wprawkę.
Nie podobał mi się oceniający narrator, czy to w kontekście bezdomnego czy innych wydarzeń. Trochę tak, jakby narzucał wnioski i stosunek do tego, co się dzieje.
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.