- Opowiadanie: barton - Luis Cypher i Święty Mikołaj

Luis Cypher i Święty Mikołaj

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Luis Cypher i Święty Mikołaj

– Wesołych Świąt! – wołał mężczyzna w ubraniu czerwonego krasnala stojąc na rogu ulic Spokojnej i Cichej.

Luis obejrzał go dokładnie, był wysoki i chudy. Biała broda odlepiała się przy lewym uchu, a strój wyglądał na trzy numery za duży i Luis pomyślał, że gdyby nie ten pasek w rejonie brzucha, całe wdzianko spadłoby z niego z wielkim hukiem. Niemniej była to dość interesująca figura.

Luis słyszał opowieści o przedterminowych świętych pojawiających się dobry miesiąc przed umówioną datą ich święta, ale zwykle uważał je za brednie. Dopiero teraz, kiedy trafił do wielkiego miasta, mógł się przekonać, że mieli rację.

Zajął strategiczne miejsce w kawiarence naprzeciw. Usiadł przy oknie, zamówił kawę i spokojnie obserwował czerwonego krasnala.

Dziwny święty uśmiechał się do ludzi, wyciągał z worka lizaki i wręczał je dzieciom, które miały na tyle odwagi, żeby zaciągnąć w jego stronę rodzica. Pytał wtedy, czy były grzeczne, chociaż zapewniał, że wie wszystko. Dlatego Luis zdziwił się, kiedy następnie zwrócił się z tym pytaniem do rodziców. Ci oczywiście, sterroryzowani wcześniej przez dzieci i obawiając się późniejszej histerii, odpowiadali: tak, były grzeczne. Po prostu aniołki, jak na obrazie Raphaela.

Luis sięgnął pamięcią i wydobył replikę obrazu. Zemdliło go, kiedy pomyślał o tłustych amorkowatych bachorkach ze skrzydełkami od „Madonny Sykstyńskiej". Zupełnie nie rozumiał jak można się zachwycać czymś takim. A jeszcze, kiedy uświadomił sobie, że te amorkowate istoty Raphaela mają przypominać bestie cherubów ryknął śmiechem tak potężnym, że obecni w restauracji spojrzeli w jego stronę. Zignorował to skupiony na postaci czerwonego krasnala.

Pociągnął łyk kawy; skrzywił się. Jak na kawę była gorzka, słaba i czarna jedynie, a kelnerka zapewniała, że jest jak szatan – pomyślał z wyrzutem – najwyżej podrzędny daimon. Cóż, kawy dziś nie zasmakuje. Odsunął filiżankę z niesmakiem; I wtedy to zauważył. Czerwony człowiek wręczał prezenty dorosłym! Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, iż prezent ten przypominał zwykłą kartkę papieru – w kolorze czerwonym.

Luis zaciekawiony przysunął się do szyby. Z tego miejsca nie mógł dostrzec zawartości kartki, postanowił zbadać sytuację z bliska. Zapiął się więc wysoko, naciągnął kapelusz na oczy i wolnym, znudzonym krokiem ruszył w kierunku domniemanego świętego.

Mroźne powietrze uderzyło go po policzkach. Wypuścił parę przez usta. To zabawne – zima, mróz, śnieg trzeszczący pod butami – w takich chwilach zdawało mu się, że może zmrozić swoją ciemną stronę i na powrót być aniołem. Pobożne życzenie. Po tylu wiekach zamknięty w ciemnej przestrzeni Pandemonium, zima wzbudzała w nim zapomniane już uczucia – piękna. Piękna kojarzonego z czystością, której nie posiadał i wolnością, której nigdy nie zdobył.

Bawiły go bałwany z węglowymi oczami i pinokiowatymi nosami, a bardziej te z różdżką przypominające gorszą wersję Harry'ego Pottera. Rozśmieszały zakorkowane ulice za każdym razem kiedy spadł śnieg i zdenerwowani ludzie, którzy nigdy nie potrafili nauczyć się, że w taką pogodę miejskie autobusy nie kursują. Zadziwiał heroizm nielicznych, którzy z łopatą w ręku próbowali dokopać się do samochodu. Podziwiał tych ludzi. Byli wtedy do niego podobni: próbowali walczyć z pewnym przeznaczeniem – zawsze walczy się z wizją porażki. Przynajmniej próbowali.

Zwolnił. Czerwony święty pozdrawiał kolejnych przechodniów. Ukłonił się Luisowi.

– Wesołych Świąt! – powiedział wyjmując z worka kartkę.

– Do Świąt jeszcze daleko – odparł Luis przyjmując prezent. – Poza tym nie wyglądasz na świętego od charytatywności.

– To nowa moda. Stary styl – Luis chwycił go za szeroki skafander. – Dużo ćwiczeń. Elfy wymyśliły aerobik.

– Przypominasz pogańskie bóstwo. A ja nie lubię pogańskich bóstw.

Luis rzucił mu nienawistne spojrzenie pod którym człowiek zmieszał się i odpowiedział nerwowym śmiechem.

– Nie, nie, nie. Święty. Jak najbardziej święty.

Cypher zmierzył go wzrokiem. Podejrzenie wyraźne na jego twarzy.

– A zrób ho-ho – rozkazał.

– Ho-ho-ho.

Luis pokręcił głową.

– Zajechało pogańszczyzną. To musi brzmieć głęboko. Jeszcze raz.

– HO-HO-HO.

– Teraz lepiej.

Przebieraniec odetchnął z ulgą, przybrał pozytywny wyraz twarzy i spytał

– Co chciałbyś dostać od Mikołaja?

Luis zastanowił się. Właściwie nigdy nikt go o to nie pytał – pewnie dlatego, że w Piekle nie obchodzono niebiańskich świąt. I nagle uderzyło go jak wiele rzeczy znajduje się na jego liście rzeczy, które „chciałby dostać".

– Więc tak – odchrząknął – chciałbym rząd dusz, władzy nad światem, w końcu pobić Michaela, Armagedonu, takiego ze spadającymi gwiazdami, czterema jeźdźcami i w ogóle; co jeszcze? Pluszowego misia; demokracji w Niebie, anarchii na Ziemi, władzy absolutnej w Piekle, kolonii w Czyśćcu, mostu nad Jeziorem Ognia i żeby ktoś w końcu przebudował lewe skrzydło Pandemonium…

Mikołaj zamrugał kilkakrotnie.

– Tak – wręczył Luisowi lizaka. – W takim razie zapraszam do nowo otwartego hipermarketu. Na pewno znajdzie pan coś dla siebie.

Z tymi słowami wycofał się pospiesznie i rzucił w kierunku najbliższego przechodnia.

– Wesołych Świąt!

Luis trzymał w ręku kartkę – ulotkę z pięcioprocentową zniżką na zakupy w owym hipermarkecie. Bezwiednie rozluźnił uścisk – wypadła; przyjaciel wiatr porwał ją nim zdążyła dotknąć ośnieżonego chodnika.

Długo wpatrywał się w cukierka na patyku. W oku zakręciła mu się łza – nie zauważył, (a gdyby nawet, nigdy by się nie przyznał, że płakał). Czy to miało znaczyć, że te pragnienia nigdy się nie spełnią? A ten lizak? Miał być tylko nagrodą pocieszenia? Jakimś zastępstwem?

Pierwszy raz tej zimy poczuł się naprawdę smutny. Skoro marzenia się nie spełniają, po co w ogóle marzyć?

Koniec

Komentarze

Wysoki, chudy mężczyzna przebrany za krasnala. Khe, Khe...
"nie ten pasek w rejonie brzucha, całe wdzianko spadłoby z niego z wielkim hukiem."- belly zone:). Nie lepiej "na brzuchu"?. I, do jasnej cholery, z jakim hukiem?
"Dopiero teraz, kiedy trafił do wielkiego miasta, mógł się przekonać, że mieli rację."- kto miał rację? opowieści?
"Zajął strategiczne miejsce w kawiarence naprzeciw."- Osłaniaj mnie! Zmieniam magazynek!
"amorkowate istoty Raphaela mają przypominać bestie cherubów ryknął"- bestie cherubów. bestie cherubów. bestie cherubów. WTF?
"Jak na kawę była gorzka, słaba i czarna jedynie"- "czarna jedynie?" Że co? I "Jak na kawę była gorzka"- rozumiem, że kawa zwykle jest słodka?
"Cóż, kawy dziś nie zasmakuje"- "w kawie dziś nie zasmakuje" or "kawa dziś nie będzie mu smakować".
"Zapiął się więc wysoko"- Eee... jak przekazać wariacki śmiech w formie pisanej?
"Wypuścił parę przez usta."- a wiesz ty, co to para?
"Z tymi słowami wycofał się pospiesznie i rzucił w kierunku najbliższego przechodnia."- co rzucił? Granat fosforowy:)?
Cienko, oj, cienko. Tylko te ważniejsze błędy poprawiłem. HO! HO! HO!

Luis słyszał opowieści o przedterminowych świętych pojawiających się dobry miesiąc przed umówioną datą ich święta, ale zwykle uważał je za brednie. Dopiero teraz, kiedy trafił do wielkiego miasta, mógł się przekonać, że mieli rację. – Kto miał rację? Opowiadający te historie, czy ci przedterminowi święci?

 

Pociągnął łyk kawy; skrzywił się. Jak na kawę była gorzka, słaba i czarna jedynie, a kelnerka zapewniała, że jest jak szatan - pomyślał z wyrzutem - najwyżej podrzędny daimon. Cóż, kawy dziś nie zasmakuje. – przecież pociągając łyk, właśnie jej zasmakował, czy tez posmakował. Chodziło o to, że ta kawa mu po prostu nie smakuje?

 

Czerwony człowiek wręczał prezenty dorosłym! Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, iż prezent ten przypominał zwykłą kartkę papieru - w kolorze czerwonym.

 

Przebieraniec odetchnął z ulgą, przybrał pozytywny wyraz twarzy i spytał – pozytywny wyraz twarzy?

 

Ja jeszze tyle dodam od siebie. Coś się chyba powtórzyło, ale trudno. Takie se to opowiadanie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka