- Opowiadanie: Nikaszko - Wspomnienia pozbawione krwi

Wspomnienia pozbawione krwi

Jest krew, les­bij­ki i śmier­dzą­cy wam­pir. To zde­cy­do­wa­nie wspa­nia­ła i sen­sow­na hi­sto­ria.

Dzię­ku­je Ali­cel­la i Ma­Skrol za betę!

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wspomnienia pozbawione krwi

Ciche od­gło­sy lofi be­atów wy­peł­nia­ły pust­kę aka­de­mi­ka. Zer­k­nę­łam przez okno na okry­ty mgłą i kro­pla­mi desz­czu głów­ny bu­dy­nek szko­ły. Zwy­kle, nawet o tak póź­nej go­dzi­nie, kilka świa­teł się pa­li­ło. Wszyst­kie świa­tła, poza tymi w ga­bi­ne­cie dy­rek­to­ra, były zga­szo­ne. Pio­run bły­snął gdzieś nad lasem, chcia­łam od­li­czyć do grzmo­tu, jed­nak dźwięk roz­legł się, nim zdą­ży­łam po­wie­dzieć jeden.

– Jak my­ślisz… Nad mo­rzem też jest tak bez­na­dziej­nie? – spy­ta­ła Bro­oke, moja uko­cha­na współ­lo­ka­tor­ka, sia­da­jąc na swoim łóżku.

– Ta. – Za­śmia­łam się i od­cho­dząc od okna, do­łą­czy­łam do niej.– Pew­nie, za­miast bawić się do późna na pia­sku, sie­dzą po­za­my­ka­ni w po­ko­jach. – Zła­pa­łam jej dłoń.

– Ponoć mają bu­do­wać nowy aka­de­mik – Ziew­nę­ła.

– Pew­nie li­czysz na to, że za­pa­sy na tyle am­bit­nych uczniów, by zdać wy­mo­gi na­szej szko­ły, już się skoń­czy­ły? – Szturch­nę­łam ją w ramie.

– Do­kład­nie. A dzię­ki temu, część osób prze­nie­sie się do no­we­go, a u nas bę­dzie ci­szej. Może bę­dzie mi ła­twiej za­snąć…

– Serio mu­sisz po­ga­dać z le­ka­rzem o pro­ble­mach ze snem. To może być ob­ja­wa cze­goś po­waż­niej­sze­go.

– Wiem wiem no! – Ucie­kła ode mnie wzro­kiem, pa­trząc na swoje tan­det­nie po­ma­lo­wa­ne pa­znok­cie.

– W sumie czemu nie po­je­cha­łaś?

– Bo ty nie mo­żesz. – Uśmiech­nę­ła się i po­ca­ło­wa­ła mnie. Jej usta były tak samo słod­kie i mięk­kie jak za­wsze.

Ko­lej­ny grzmot. Cicho pi­snę­łam i od­sko­czy­łam.

– Nic się nie dzie­je, głup­ta­sie, – Za­chi­cho­ta­ła

Rzu­ci­łam w nią po­dusz­ką. Cho­ciaż było to zu­peł­nie ir­ra­cjo­nal­ne, spraw­dzi­łam za oknem czy na pewno żadne zom­bia­ki nie po­wsta­ły z ziemi

– Ile osób nie po­je­cha­ło? – spy­ta­łam.

– Poza nami i Timem… chyba jesz­cze dwa­na­ście.– Po­ło­ży­ła się na łóżku – Wiem, tak że mają po­ko­je na tyle da­le­ko od sie­bie, że nikt nie usły­szał­by gdy­by­śmy tro­chę po­cha­ła­so­wa­ły – Za­chi­cho­ta­ła.

Cicho prze­klę­łam pod nosem. Za­uwa­ży­łam na pa­ra­pe­cie fi­gur­kę Space Ma­ri­nes, którą po­ży­czył mi Tim do jed­nej gry.

– Isa­bel­la? Coś się stało? – spy­ta­ła Bro­oke.

– Za­po­mnia­łam oddać fi­gur­kę Ti­mo­wi…

– Kotku… Na co cze­kasz?! – Po­de­rwa­ła się z łóżka. – Leć do niego! Może cię nie za­bi­je.

Wy­szłam na ko­ry­tarz czę­ści sy­pial­nej szko­ły. Gdy tylko z ci­chym stuk­nię­ciem, za­mknę­łam drzwi na­sze­go po­ko­ju, ko­ją­ca mu­zy­ka cał­ko­wi­cie wy­ga­sła. Poza od­gło­sa­mi desz­czu pa­no­wa­ła nie­po­ko­ją­ca cisza. Stu­kot moich tramp­ków wy­peł­nił prze­strzeń. Czemu Tim mu­siał mieć pokój tak da­le­ko? 

– Spo­koj­nie… tutaj nic – mó­wi­łam do sie­bie.

Zga­sło świa­tło.

– Cho­le­ra – jęk­nę­łam.

Przy­spie­szy­łam kroku. Bałam się ciem­no­ści. Każde tup­nię­cie moich wła­snych stóp, każde dep­nię­cie na scho­dach. W końcu do­tar­łam do upra­gnio­nych drzwi. Uśmiech­nę­łam się na widok cha­rak­te­ry­stycz­nej na­klej­ki Pi­ka­chu tuż nad klam­ką. Za­pu­ka­łam, li­cząc na to, że zo­ba­czę miłą twarz Tima. Mo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la i kom­pa­na od fi­gu­rek. Przy­ja­cie­la, z któ­rym oglą­da­nie fan­ta­sty­ki za­wsze było naj­lep­sze. Cała szko­ła uwa­ża­ła za mo­je­go chło­pa­ka, cał­ko­wi­cie igno­ru­jąc fakt, że żadne z nas nie było w naj­mniej­szym stop­niu he­te­ro. Jesz­cze kilka dni temu, sie­dzie­li­śmy w jego po­ko­ju. Je­dli­śmy po­pcorn, oglą­da­jąc stare tra­ile­ry fil­mów, gdy Tim opo­wie­dział mi , że przez uczu­le­nie na glony woli nie je­chać na wy­ciecz­kę, a ja za­pro­po­no­wa­łam, że rów­nież nie po­ja­dę i razem z Bro­oke urzą­dzi­my sobie ma­ra­ton Wład­cy Pier­ście­ni. Szko­da tylko że pew­nie zaraz za­mor­du­je mnie, za nie od­da­nie fi­gur­ki.

Tim nie od­po­wia­dał. On pra­wie nigdy nie opusz­czał łą­zien­ki. Jak już to po to, by wyjść na dwór. W taką po­go­dę było to nie­moż­li­we. Wy­szedł do ła­zien­ki? Jeśli tak to zna­jąc go, pew­nie za­mknął drzwi. Po­cią­gnę­łam za klam­kę, ku zdzi­wie­niu drzwi się uchy­li­ły. Moje noz­drza zalał smród, któ­re­go nigdy wcze­śniej nie czu­łam. Coś jest mocno nie tak. Zaj­rza­łam do środ­ka, gdy huk­nął ko­lej­ny pio­run. Wa­war­tość żo­łąd­ka od razu cof­nę­ła się do gar­dła. Wy­mio­to­wa­łam, gdy wspo­mnie­nia na­szych wspól­nych chwil prze­la­ty­wa­ły mi przez głowę.

To jak jesz­cze kilka dni temu słu­cha­jąc wspól­nie Wind Rose, ba­wi­li­śmy się ża­ro­wym świa­tłem dwóch lam­pek noc­nych. Sie­dzie­li­śmy przy sto­li­ku peł­nym nie­sch­ną­cych palet, cie­niut­kich pę­dzel­ków i su­per­dro­gich, sil­nie pig­men­to­wa­nych farb. Po­cią­gnię­cie za po­cią­gnię­ciem pędz­la, nada­wa­li­śmy barwy małym, czar­nym fi­gur­kom. Co chwi­la, rzu­ca­li­śmy coraz to no­wy­mi żar­ta­mi i de­ba­to­wa­li­śmy o Wiedź­mi­nie. Pa­mię­tam jego czar­ne włosy, piwne oczy i uśmiech, uśmiech, który po­tra­fił ła­go­dzić każdy ból. Upa­dłam na ko­la­na, pa­trząc na blade zwło­ki mo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la, nie­ru­cho­mą pierś, roz­sze­rzo­ne źre­ni­ce i usta wy­krzy­wio­ne w gry­ma­sie bólu. Na dwie kłute rany, zna­czą­ce jego szyję. Nie wie­rzy­łam, że to nie sen, że mój przy­ja­ciel na­praw­dę umarł. Nawet nie zo­rien­to­wa­łam się, kiedy łzy za­czę­ły mo­czyć moje po­licz­ki, spa­da­jąc z twa­rzy, stu­ka­jąc o pod­ło­gę.

– Ej! Ej! – Po­trzą­snę­łam jego ra­mio­na­mi! – Obudź się! Obudź się! Nie zo­sta­wiaj mnie… Nie wolno… Zro­zu­miesz? 

 Do­no­śne kroki tak zna­nych mi butów bie­gły w moją stro­nę.

– Ko­cha­nie? Wszyst­ko do­brze? Bałam się, że do­sta­łaś ataku pa­ni­ki… przez to całe zga­sze­nie świa… – Bro­oke sta­nę­ła w drzwiach.

Pa­trzy­ła się na mar­twe ciało Tima. Wiatr po­łą­czo­ny z desz­czem za­czął moc­niej do­bi­jać się do okien. Jakby chciał wejść do środ­ka, i śmiać się z nie­słu­żą­cej ni­cze­mu, śmier­ci mo­je­go przy­ja­cie­la.

– Czy on… – spy­ta­ła Bro­oke.

Kiw­nę­łam głową.

– Chodź – Po­cią­gnę­ła mnie za ramię – Chodź… Do na­uczy­cie­la. Na­uczy­cie­la… Na­uczy­cie­lo­wi mu­si­my… – Wzię­ła głę­bo­ki wdech – Mu­si­my po­wie­dzieć na­uczy­cie­lo­wi.

– Coś? – Przy jej po­mo­cy wsta­łam – On nie żyje!

– Szyb­ko… do na­uczy­cie­la – Po­cią­gnę­ła mnie.

Deszcz coraz moc­niej ude­rzał w szyby. Ciem­ność ko­ry­ta­rza prze­sta­ła być tylko strasz­na, za­miast tego wy­peł­nił ją smu­tek. Wła­ści­wie smu­tek to złe słowo. Mój naj­lep­szy przy­ja­ciel wła­śnie był tru­pem, już nigdy nie uśmiech­nie się, który nigdy nie po­ma­lu­je ze mną fi­gur­ki, który nigdy nie po­kłó­ci się z na­uczy­cie­lem i już nigdy nie obej­rzy z nikim Wład­cy Pier­ście­ni.

– Stój… – Za­trzy­ma­łam się.

– Isa­bel­la?

– Idzie­my w złą stro­nę… Od­da­la­my się od niego… Od na­uczy­cie­la.

 

Źre­ni­ce Bro­oke się roz­sze­rzy­ły. Nawet w tym sła­bym świe­tle, wi­dzia­łam, że jej bladą skórę. Pa­trzy­ła ze stra­chem na coś, tuż za mną. Oblał mnie zimny pot. Po­mi­mo ciała pra­gną­ce­go za­sty­gnąć, ob­ró­ci­łam się. Bro­oke w pa­ni­ce przy­ci­snę­ła się do mnie. Nawet jeśli zna­łam chło­pa­ka, który wła­śnie się w nas wpa­try­wał. Zna­łam go, cho­ciaż nie ta­kie­go. Pa­mię­ta­łam bru­ne­ta, , z któ­rym już kilka razy gra­łam w RPG, mie­rzy­łam się w fi­gur­ko­wych grach bi­tew­nych. Chcia­łam ze­rwać zna­jo­mość, bo po­mi­mo cią­głe­go od­rzu­ca­nia, wciąż za­le­cał się do mnie. Nie po­tra­fił zro­zu­mieć, że mam dziew­czy­nę i je­stem les­bij­ką. Chło­pa­ka, który ko­chał się we mnie w naj­bar­dziej tok­sycz­ny spo­sób. Chło­pa­ka, który na imię miał Jo­seph. Tylko tym razem nie wi­dzia­łam zwy­kłe­go ucznia, w za dużej blu­zie, z za­wsze ide­al­nie po­ma­lo­wa­ny­mi fi­gur­ka­mi. Teraz wy­glą­dał zu­peł­nie ina­czej, bu­dził ogrom­ną grozę. Jego wcze­śniej drob­na syl­wet­ka, stała się mu­sku­lar­na. Brą­zo­we oczy ustą­pi­ły miej­sca szkar­ła­to­wi. Zwy­kła blada skóra, bar­wi­ła się sza­ro­ścią. Jego twarz umo­ru­sa­na była we krwi, która po­win­na pły­nąć w czy­imś krwio­bie­gu i po­wstrzy­my­wać życie. Jego twarz tkwi­ła w mar­twym uśmie­chu, przez który widać było okrop­ne i prze­ra­ża­ją­ce kły.

– Isa­bel­la – mruk­nął – Och Isa­bel­la? – Zbli­żył się.

Nawet nie­bę­dą­cy ta­ki­mi ner­da­mi jak ja, mogli by jasno stwier­dzić kim był Jo­seph. Wam­pir, lub coś bar­dzo po­dob­ne­go do wam­pi­ra. Przez strach nie mo­głam się ru­szyć.

 – Nie mu­sisz się bać Isa­bel­la. – Uśmiech­nął się. Był coraz bli­żej. Tak bli­sko, że mógł mnie do­tknąć. – Po­zby­łem się tego dra­nia, mo­żesz ko­chać tylko mnie.

Ostat­nie zda­nie spra­wi­ło, że coś we mnie pękło. Rzu­ci­łam się na niego. Ude­rzy­łam go w twarz. On po pro­stu zła­pał moją dłoń w locie. Uśmiech na jego twa­rzy znik­nął. To on go zabił. To on zabił Tima. Mój przy­ja­ciel nigdy nie wyj­dzie do lasu, nigdy nie wyśle mi zdję­cia zna­le­zio­ne­go grzy­ba, py­ta­jąc, czy jest ja­dal­ny.

– Och Isa­bel­la… Czemu nie ro­zu­miesz, jak bar­dzo cię ko­cham… – Ude­rzył mnie w czoło. Usły­sza­łam krót­ki pisk w uchu i na­sta­ła ciem­ność.

 

 

Mru­ga­jąc, po­wo­li otwo­rzy­łam oczy. Moje uszy wy­peł­nia­ło okrop­ny pisk. Z tru­dem pró­bo­wa­łam, do­strzec gdzie się znaj­du­ję. Je­dy­ne co czu­łam, to przy­wią­za­nie do krze­sła. Po krót­kiej chwi­li zro­zu­mia­łam, gdzie się znaj­do­wa­łam. Było to ostat­nie miej­sce, któ­re­go się nie spo­dzie­wa­łam. Sie­dzia­łam zwią­za­na w po­ko­ju szkol­ne­go klubu fan­ta­sty­ki. Pla­ka­ty z róż­nych serii fan­ta­sy wi­sia­ły tak jak wcze­śniej, tylko jeden iro­nicz­nie spadł. Wiel­ki pla­kat z Wiedź­mi­nem, ten który tak nie­daw­no wie­sza­łam z Timem. Przede mną nadal stał zna­jo­my stół. Nadal le­ża­ła na nim mapka do gier bi­tew­nych. A na niej zna­jo­me fi­gur­ki orków. Któ­ry­mi jesz­cze nie­daw­no grał mój po­ry­wacz. Nie­ca­ły ty­dzień temu, uży­wał ich prze­ciw Ti­mo­wi. Pa­mię­tam, jak prze­su­wa­li fi­gur­ki, uży­wa­li ata­ków i gro­zi­li sobie na­wza­jem. Tim przej­mo­wał się tą walką bar­dziej niż ja­ką­kol­wiek inną. Nie wiem czemu i już nigdy się nie do­wiem.

– Isa­bel­la. – Dwa tru­pio­bla­de ra­mio­na ob­ję­ły mnie od tyłu.

Pi­snę­łam. W mojej gło­wie po­ja­wi­ły się wspo­mnie­nia tych wszyst­kich hor­ro­rów, które jesz­cze tak nie­daw­no oglą­da­łam z Bro­oke. Czu­łam to co po­sta­cie z hor­ro­rów, gdy trzy­ma­ły je po­two­ry. Obrzy­dli­we łapy wam­pi­ra ła­pa­ły mój pod­bró­dek.

– Czemu… – po­wie­dzia­łam cicho, schy­la­jąc głowę.

– Co rze­czesz, moja droga? – Za­py­tał wam­pir, gdy jego dło­nie gła­ska­ły mnie po oboj­czy­ku.

– Czemu, do je­ba­nej kurwy, mnie po­rwa­łeś!? – krzyk­nę­łam, szar­piąc się.

– Kotku – Ude­rzył mnie w po­li­czek.

Tępy ból roz­lał się po twa­rzy. Uszy wy­peł­ni­ły się krót­kim pi­śnię­ciem.

– Przy­po­mi­nam, że wciąż je­steś tylko ludz­ką ko­bie­tą. Nawet nie pró­buj pod­no­sić na mnie głosu… Je­steś słab­szą płcią słab­szej rasy. – Głasz­cząc mnie po dłoni, ob­ró­cił się w po­wie­trzu tak, że w ciągu se­kun­dy stał tuż przede mną. – W po­rów­na­niu do cie­bie, nie je­stem isto­tą bez krzty ma­gicz­nej mocy. Je­stem wam­pi­rem. – Jego twarz wy­peł­nił ten sam, pa­skud­ny uśmiech – Jeśli bę­dziesz mi po­słusz­na i ko­cha­ją­ca dam ci wszyst­ko, o czym mo­żesz tylko ma­rzyć…

Jego obrzy­dli­wa dłoń gła­ska­ła mój po­li­czek, po­wo­li sunąc w stro­nę szyi. Ze­bra­ło mi się na wy­mio­ty. Uśmiech­nął się jesz­cze sze­rzej, za­pew­ne uzna­jąc moją kwa­śną minę za pod­nie­ce­nie. Przy­bli­żył swoją twarz do mo­je­go ucha i za­czął mi­ziać moją szyję. Każde po­su­nię­cie wy­wo­ły­wa­ło coraz gor­sze obrzy­dze­nie. Chcia­łam go ode­pchnąć. Krzyk­nąć, żeby prze­stał. Jed­nak byłam zwią­za­na. Przy­par­ta do muru. Jeśli za­cznę krzy­czeć, bę­dzie jesz­cze go­rzej.

– Cz-cze­mu? – spy­ta­łam, po­wstrzy­mu­jąc mój żo­łą­dek od wy­rzu­ce­nia swo­jej za­war­to­ści.

Do­ty­kał mnie bez zgody zaraz po tym jak skrzyw­dził każdą moją sferę życia. Kiedy Bro­oke do­ty­ka­ła mnie, w po­dob­ny spo­sób czu­łam się do­brze, czu­łam, że ją ko­cham, że za­le­ży mi na niej a jej na mnie. Z Jo­se­phem było na od­wrót. Aż do tych kilku miź­nięć dło­nią, nie są­dzi­łam, że zwy­kłe do­ty­ka­nie szyi może być tak okrut­ne.

– Wiesz, że je­steś taka nie­win­na? – Mruk­nął do moje ucha – Coraz bar­dziej uświa­da­miasz mnie czemu to robię – Za­chi­cho­tał ob­le­śnie.

Od­su­nął się i zo­sta­wił w spo­ko­ju moje ucho i szyję. Łu­dząc się, że cho­ciaż już prze­sta­nie mnie do­ty­kać, wzię­łam wdech ulgi. Jed­nak gdy uchy­li­łam wargi, na­tych­miast mnie po­ca­ło­wał. Jego język, jak obrzy­dli­wy robal wę­dro­wał po moich ustach. Z całej siły pró­bo­wa­łam go ode­pchnąć. Po kilku se­kun­dach, w końcu zo­sta­wił w spo­ko­ju moje usta.

– Och… Isa­bel­la – Po­gła­skał mój po­li­czek – Ty nie wiesz, jak bar­dzo cię uwiel­biam… Twój de­li­kat­ny głos… mięk­ką skórę… Włosy w ko­lo­rze słomy… Ko­cham cię Isa­bel­la! Dla­te­go porwę cię i zro­bię z cie­bie moją żonę… – Pu­ścił moją twarz i po­ło­żył dłoń na moim udzie. Nie mo­głam opa­no­wać drże­nia.

Za­mknę­łam oczy, nie mó­wiąc już nic. Wie­dzia­łam, że był sza­lo­nym wam­pi­rem. Nie wiem, jak w na­szym świe­cie dzia­ła ich rasa, na pewno mają więk­szą siłę niż czło­wiek. Łu­dzi­łam się, że mil­cze­nie spra­wi, że może się mną znu­dzi. Po­wo­li prze­su­wał dłoń w moją stro­nę. Roz­ledł się huk dzrwi. Do po­ko­ju wpa­ro­wa­ła Bro­oke z ga­śni­cą. Ude­rzy­ła Jo­se­pha w głowę. Wam­pir padł ze­mdlo­ny.

– Ży­jesz, Isa­bel­le? – spy­ta­ła Bro­oke.

W szoku po­ki­wa­łam głową. Wy­cią­gnę­ła z kie­sze­ni no­życz­ki i roz­cię­ła mi więzy. Zła­pa­ła mnie za rękę i wy­bie­gły­śmy z po­ko­ju.

– Co tu się, kurwa, od­pier­da­la? – spy­ta­ła Bro­oke w biegu.

– Kurwa.. ja.. ja nie wiem! Tam­ten debil oka­zu­je się być cho­ler­nym wam­pi­rem, za­ko­cha­nym we mnie w nie­ludz­ko tok­sycz­ny spo­sób!

– Nie mó­wi­łaś mu, że wo­lisz dziew­czy­ny? I że w ogóle je­steś za­ję­ta?

– Wiesz! Kiedy po­ry­wa cię wam­pir, przy­wią­zu­je do krze­sła i do­ty­ka bez zgody, ostat­nie, o czym my­ślisz to wy­ja­śnia­nie mu, że je­steś lesbą.

– Ja pier­dzie­le. Wam­pi­ry ist­nie­ją i nie mogą się zde­cy­do­wać czy są ze Zmierz­chu, czy w Dra­ku­li! – Bro­oke za­czę­ła się gło­śno śmiać. Zna­łam ten śmiech. Śmia­ła się tak przed każ­dym te­stem, czy oglą­da­jąc hor­ror.

– Ko­cham cię Bro­oke… – mruk­nę­łam.

Gdy za­czę­łam cał­ko­wi­cie tra­cić rów­no­wa­gę. Jak­bym ze­szła z super szyb­kiej ka­ru­ze­li. Tra­ci­łam rów­no­wa­gę. Tylko pod­pie­ra­jąc się ścia­ny, udało mi się ustać. Bro­oke upa­dła i się krztu­si­ła. Od­dech przy­śpie­szył. Ata­ko­wał nas? Wam­pir za­ata­ko­wał nas? Wam­pir za­ata­ko­wał nas swoją mocą? W na­szym świe­cie wam­pi­rze moce ist­nie­ją? Pa­trzy­łam się z prze­ra­że­niem na po­wo­li wy­ła­nia­ją­ce­go się z cie­nia Jo­se­pha.

– Huu? Ko­bie­ta ko­cha­ją­ca drugą ko­bie­tę? – Pod­niósł Bro­oke za szyję.

Pa­trzył się w jej za­ję­te prze­ra­że­niem oczy. Uśmiech­nął się w ten sam prze­ra­ża­ją­cy spo­sób co wcze­śniej. Tylko tym razem ob­na­żył swoje wam­pi­rze kły, po­wo­li wy­su­wa­ją­ce się z jego szczę­ki. Bru­tal­nie wpił je w szyję mojej uko­cha­nej. Jej twarz wy­krzy­wi­ła się w gry­ma­sie bólu i prze­ra­że­nia. Ska­mie­nia­łam. Nawet jeśli znowu czu­łam rów­no­wa­gę, moje ciało nie chcia­ło się ru­szyć. Jed­nak gdy usły­sza­łam pierw­szy krzyk. Sa­mo­ist­nie po­bie­głam. Chwy­ci­łam ga­śni­cę, która przed chwi­lą wy­pa­dła z dłoni Bro­oke. Ude­rzy­łam Jo­se­pha w głowę. Wy­pu­ścił Bro­oke. Upa­dła na zie­mię, krew wciąż le­cia­ła z jej szyi. Stra­ci­ła przy­tom­ność. Jed­nak od­dy­cha­ła, tak od­dy­cha­ła. Żyła. Wciąż żyła. To teraz naj­waż­niej­sze.

Zo­ba­czy­łam oczy Jo­se­pha. Tym razem prze­peł­nio­ne gnie­wem. skie­ro­wa­nym do mnie. Zza to, że bro­ni­łam Bro­oke. Bez słowa rzu­cił się na mnie. Wbił kły pro­sto w moją szyję. Naj­pierw po­czu­łam tylko lek­kie szczyp­nię­cie. Potem cie­płą ciecz le­cą­cą po­wo­li po mojej skó­rze. Szczy­pa­nie za­czę­ło zmie­niać się w ból, coraz więk­szy i więk­szy. Oczy za­czę­ły na­cho­dzić ciem­no­ścią. Czu­łam, że wła­śnie umie­ram, umie­ram za­bi­ja­na przez wam­pi­ra, za­bi­ja­na po to, by ura­to­wać dziew­czy­nę, którą tak ko­cham.

Koniec

Komentarze

Nie­ste­ty, ale dla mnie hi­sto­ria wspa­nia­ła nie była. Być może dla­te­go, że kie­ro­wa­na jest chyba do na­sto­lat­ków. Ale i poza samym tym fak­tem, do­brze nie jest. Mnó­stwo błę­dów i nie­chluj­ność na każ­dym kroku, okle­pa­ny temat (wam­pi­ry), z któ­re­go nie wy­do­by­łaś ni­cze­go no­we­go. Hor­ror na siłę, to zna­czy mamy burzę i inne ste­reo­ty­py i nar­ra­tor każe nam się bać, mó­wiąc jak to jest strasz­nie (jest na tyle gro­te­sko­we, iż mia­łem wra­że­nie, że dziew­czy­na pierw­szy raz w życiu ma do­czy­nie­nia z burzą i spa­ce­rem po ko­ry­ta­rzu) za­miast spra­wić, aby­śmy sami tę grozę po­czu­li. Prze­ry­wasz akcję i klu­czo­we mo­men­ty (np. po­ja­wie­nie się wam­pi­ra) dłu­gi­mi opi­sa­mi, co nisz­czy dy­na­mi­kę i cały sens sceny. Rzu­ce­nie kilku prze­kleństw i zro­bie­nie z bo­ha­ter­ki les­bij­ki nie spra­wi, że tekst bę­dzie bar­dziej doj­rza­ły. Po­zdra­wiam.

Zaj­rza­łam z cie­ka­wo­ści, ale… mia­łam wra­że­nie, że tra­fi­łam do kon­kur­su “gra­fo­ma­nia” :(

 

Ten ka­wa­łek na­praw­dę wy­glą­da jak pi­sa­ny na tamtą oka­zję:

 

Pa­trzył się w jej za­ję­te prze­ra­że­niem oczy. Uśmiech­nął się w ten sam prze­ra­ża­ją­cy spo­sób co wcze­śniej. Tylko tym razem ob­na­żył swoje wam­pi­rze kły, po­wo­li wy­su­wa­ją­ce się z jego szczę­ki.

http://altronapoleone.home.blog

Po­dzie­lam zda­nie dra­ka­iny.

Może au­tor­ka za­po­mnia­ła dodac taga?

Też na po­cząt­ku tak my­śla­łem, iż za­bra­kło taga, ale potem zo­ba­czy­łem wiek au­tor­ki i po­sta­no­wi­łem uznać, że to jed­nak na serio. Po­cze­ka­my, to się może do­wie­my.

Mu­sku­lar­ny wam­pir za­bi­ja nerdy les­bij­kę po tym, jak do­stał ga­śni­cą. Ja, jeśli o mnie cho­dzi, ba­wi­łem się set­nie.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nie no, myślę, że sama przed­mo­wa już wska­zu­je na fakt, że to żar­to­bli­we opo­wia­da­nie.

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

 sama przed­mo­wa już wska­zu­je na fakt, że to żar­to­bli­we opo­wia­da­nie.

 

No wła­śnie. Może by jed­nak tag dodać? W kon­kur­sie udzia­łu nie weź­mie, bo po de­dlaj­nie, ale niech bę­dzie pod­pię­te ;) Zwłasz­cza że Au­tor­ka na Gra­fo­ma­nię coś wrzu­ci­ła.

http://altronapoleone.home.blog

To teraz ja, jako że wiem o tym jak bar­dzo stre­su­ją Cię wrzu­co­ne opo­wia­da­nia i pró­bu­jesz zdu­sić strach pi­sząc takie głup­ko­wa­to-bra­wu­ro­we wstę­py. Wiem, że bar­dzo Ci za­le­ży na roz­wo­ju, tylko boisz się do­py­tać o po­ra­dy i wiem, że bar­dzo chcesz, żeby lu­dzie mieli ra­do­chę z two­ich opo­wia­dań, ale nie są jesz­cze wy­star­cza­ją­co dobre. Dla­te­go wy­czer­pu­ją­cy ko­men­tarz.

Pierw­sze dwie rze­czy to pro­gres. Rzad­ko prze­sa­dzasz z za­im­ka­mi i by­ciem, wciąż to ro­bisz, ale przy­pad­ków jest dra­stycz­nie mniej (na­uczy­łaś się dużo szyb­ciej niż ja). Coraz wię­cej po­ka­zu­jesz i mniej opi­su­jesz, a dys­pro­por­cja wciąż jest za duża, ro­bisz tak czy ina­czej po­stę­py. Naj­gor­sze są te po­wtó­rze­nia, bo prze­sa­dzasz z nimi tak jak ja kie­dyś z wie­lo­krop­ka­mi.

Pa­mię­taj, żeby po­dzię­ko­wać w przed­mo­wie, gdy ktoś Cię zbe­tu­ję, bo tutaj chyba za­po­mnia­łaś o kimś. 

Ge­ne­ral­nie kli­mat grozy Ci nie wy­cho­dzi zbyt­nio, ale to nic dziw­ne­go, więc się nie przej­muj. Do­pie­ro za­czy­nasz i mało pi­sa­łaś grozy, mu­sisz nieco pod­chwy­cić, po­pa­trzeć z czym to się je i na­stęp­na próba bę­dzie dużo lep­sza. Trud­ny tekst wy­bra­łaś, bo groza wy­ma­ga jesz­cze więk­sze­go sku­pie­nia na ob­ra­zie i emo­cjach niż “zwy­kłe” opo­wia­da­nia.

Jeśli te po­wtó­rze­nia po kilka razy tego sa­me­go słowa w środ­ku zdań lub na ich po­cząt­ku znik­nę­ły, czy­ta­ło­by się bar­dzo do­brze. I wiem, że one się tutaj zna­la­zły tro­chę dla­te­go, że kie­dyś dałem Ci z nimi przy­kład. Naj­wi­docz­niej wtedy nie wy­ja­śni­łem Ci tego w pełni i to tro­chę moje wina.

Po­ni­żej moje roz­ło­że­nie tek­stu na czę­ści pierw­sze:

Zwy­kle, nawet o tak póź­nej go­dzi­nie, kilka świa­teł się pa­li­ło.

“kilka świa­teł się pa­li­ło” chyba brzmi nieco po­praw­niej.

Zwy­kle, nawet o tak póź­nej go­dzi­nie, kilka świa­teł się pa­li­ło. Teraz wszyst­kie[+,| poza ga­bi­ne­tem wi­ce­dy­rek­to­ra, były zga­szo­ne.

W taj bu­do­wie dru­gie zda­nie budzi lek­kie po­tknię­cie i gubi się flow, może z po­wo­du dwóch zdań po­świę­co­nych świa­tłu. Niby to nie jest ge­ne­ral­nie tak bar­dzo pa­lą­ce w oczy, ale wła­śnie ta­ki­mi drob­nost­ka­mi za­czy­nasz nie­ja­ko bu­do­wać kli­mat. Za­sta­nów­my się, co tutaj może być może być nie tak, co jest po­trzeb­ne, a co mniej. Ge­ne­ral­nie lu­bi­my za bar­dzo pod­kre­ślać pewne rze­czy (co jest dość in­tu­icyj­ne i ja też wciąż to robię), jed­nak tak na­praw­dę cała struk­tu­ra ze “zwy­kle, nawet o tak póź­nej…” jest formą opisu, jak­byś pró­bo­wa­ła prze­ko­nać czy­tel­ni­ka, że coś było ja­kieś. I to cza­sem się spraw­dza, ale naj­czę­ściej chce­my po­ka­zy­wać pod­czas bu­do­wa­ni kli­ma­tu. Czyli:

“Wszyst­kie świa­tła, poza tymi w ga­bi­ne­cie dy­rek­to­ra, były zga­szo­ne” – to wciąż nie jest ide­al­ne za­dnie, mo­żesz po­my­śleć co z nim zro­bić, żeby brzmia­ło le­piej, ale jed­nak da­jesz czy­tel­ni­ko­wi obraz.

To dzia­ła na po­dob­nych za­sa­dach do rze­czy­wi­sto­ści – po­wiesz komuś kilka razy, że ławka jest świe­żo ma­lo­wa­na, po­sta­wisz nawet znak, że jest świe­żo ma­lo­wa­na, a on i tak chce spraw­dzić i ubru­dzi pa­lu­cha. W przy­pad­ku pi­sa­nia sami chce­my mu od razu po­bru­dzić pa­lu­cha, żeby nie mu­siał spraw­dzać i szu­kać.

– Ta[+.] – Za­śmia­łam się i od­cho­dząc od okna, do­łą­czy­łam do niej[+.] – Pew­nie, za­miast bawić się do późna na pia­sku, sie­dzą po­za­my­ka­ni w po­ko­jach[+.] – Zła­pa­łam jej dłoń.

Błąd w za­pi­sie dia­lo­gu. Da się to też nieco ina­czej za­pi­sać za­leż­nie od Był o tym ar­ty­kuł tutaj na por­ta­lu, ale nie­ste­ty nie pa­mię­tam gdzie można go zna­leźć. Wy­tłusz­czam to zda­nie, żeby ktoś zo­ba­czył i może on pod­lin­ku­je.

– Niby je­ste­śmy tą su­per­pre­sti­żo­wą szko­łą z in­ter­na­tem, a w ciągu roku szkol­ne­go wszy­scy po pro­stu jadą sobie nad morze, igno­ru­jąc cał­ko­wi­cie naukę… – Za­czę­ła bawić się swo­imi cu­dow­ny­mi kasz­ta­no­wy­mi wło­sa­mi – Mamy tu wię­cej wy­jaz­dów niż lek­cji – Mruk­nę­ła z nutką roz­ba­wie­nia.

To moje wła­sne zda­nie, ale chyba taką in­for­ma­cję wsta­wił­bym jako opis, ale roz­bił na dłuż­szy dia­log, bo w tej sy­tu­acji brzmi jak próba prze­ka­za­nia in­for­ma­cji tro­chę na siłę, śmier­dzi in­fo­dum­pem.

Ko­lej­ny grzmot. Cicho pi­snę­łam i od­sko­czy­łam.

Prze­sa­dzi­łaś nieco z re­ak­cją, pew­nie od tego mo­men­tu ktoś mógł uznać, ze to żar­to­bli­we. Rze­czy­wi­ście tro­chę wjeż­dża na sztam­pę, hmm. Po­le­cam spoj­rzeć na ja­kieś opo­wia­da­nia grozy bar­dziej po­czyt­nych por­ta­lo­wi­czów i zo­ba­czyć jak bu­du­ją kli­mat.

Chyba, że to miał być taki hu­mo­ry­stycz­ny ala hor­ror z ele­men­ta­mi sztam­py jako żart, to wtedy spoko.

Rzu­ci­łam w nią po­dusz­ką. Cho­ciaż wie­dzia­łam, jak ir­ra­cjo­nal­ne to było, spraw­dzi­łam za oknem czy na pewno żadne zom­bia­ki nie po­wsta­ły z ziemi. Zde­cy­do­wa­nie czy­ta­łam za dużo każ­de­go ro­dza­ju fan­ta­sty­ki.

Bar­dzo mocno od­pły­wasz i przez to po­now­nie gubi się kli­mat. 

Pod­kre­śli­łem cza­sow­ni­ki z ta­ki­mi sa­my­mi koń­ców­ka­mi, ge­ne­ral­nie nie mo­żesz mieć ich za dużo obok sie­bie, bo wtedy zda­nia brzmią bar­dzo źle, a flow upada na łeb na szyję. Po­gru­bio­ne brzmi po pro­stu zbyt ab­sur­dal­nie i nisz­czy kli­mat. Na­to­miast skre­ślo­ne to taka nie­po­trzeb­na in­for­ma­cja, którą pod­su­mo­wa­łaś śred­nio po­trzeb­ny wnio­sek. Ge­ne­ral­nie w po­wie­ściach może i mo­gło­by to ujść, ale w przy­pad­ku opo­wia­dań wo­lisz uni­kać ta­kich in­for­ma­cji, o ile ni­cze­go waż­ne­go nie wno­szą. I (moje oso­bi­ste zda­nie), takie au­to­pod­su­mo­wa­nia brzmią dość ten­det­nie – jeśli cho­dzi oczy­wi­ście o wnio­ski tego typu, bo w ja­kimś spe­cy­ficz­nym over­thin­ku wi­dział­bym nawet nie­zły spo­sób na przed­sta­wie­nie bo­ha­te­ra.

Ile osób nie po­je­cha­ło na wy­ciecz­kę? – spy­ta­łam.

Wy­ciecz­ka leży w kon­tek­ście, nie mu­sisz znów o tym wspo­mi­nać. I “zo­sta­ło” brzmi chyba nieco nor­mal­niej, w sen­sie, że prę­dzej tak by ktoś po­wie­dział.

Wiem, tak że mają po­ko­je na tyle da­le­ko od sie­bie, że nikt nie usły­szał­by gdy­by­śmy krzy­cza­ły – Za­chi­cho­ta­ła.

A to brzmi… takie skąd w ogóle ten wnio­sek? Brzmi jak dość nie­udol­ne ro­bie­nie grun­tu pod coś niby strasz­ne­go, że niby usły­szą krzyk z tak da­le­ka czy coś. Ge­ne­ral­nie dia­log do prze­ka­zy­wa­nia tak spe­cy­ficz­nych in­for­ma­cji chyba nie jest naj­lep­szy… ale z kolei mógł­by pa­so­wać do over­thin­ku głów­nej bo­ha­ter­ki, skoro chcesz zro­bić z niej tę bar­dzo wy­stra­szo­ną.

Na przy­kład jej ko­le­żan­ka mówi kto nie po­je­chał i do­da­je, że w sumie i tak po­ko­je mają bar­dzo da­le­ko. Wtedy bo­ha­ter­ka do­da­je tę myśl o krzy­ku, jeśli już mu­sia­ła­by ją do­da­wać – ale to moja myśl i nieco od­pły­ną­łem.

Sia­da­jąc na pa­ra­pe­cie, za­uwa­ży­łam to, o czym na śmierć za­po­mnia­łam.

Zda­nie brzmi źle głów­nie przez po­gru­bio­ną struk­tu­rę. Gdy­bym miał to za­mie­nić, w spo­sób który jako pierw­szy przy­szedł mi do głowy (czyli na pewno nie naj­lep­szy), to:

“Cicho prze­klę­łam pod nosem. Za­uwa­ży­łam na pa­ra­pe­cie fi­gur­kę Space Ma­ri­nes, którą po­ży­czył mi Tim do jed­nej gry.”

Ma­lo­wa­nie ze zda­nia znik­nę­ło, bo nie wno­si­ło ni­cze­go aż tak waż­ne­go. Ewen­tu­al­nie dał­bym “ręcz­nie ma­lo­wa­ną fi­gur­kę”. Pro­blem z tym zda­niem był w po­wtó­rze­niu słowa “fi­gur­ka”, jak­byś pró­bo­wa­ła zro­bić super emo­cjo­nal­ne, dość wy­nio­słe zda­nie przez co ca­łość za­brzmia­ła śmiesz­nie. Ge­ne­ral­nie lubię te struk­tu­rę, czę­sto jej uży­wasz do bu­do­wa­ni kli­ma­tu, ale uży­łaś jej w złym miej­scu.

Wy­szłam z po­ko­ju na ko­ry­tarz czę­ści sy­pial­nej szko­ły. Gdy tylko z ci­chym stuk­nię­ciem, za­mknę­łam drzwi na­sze­go po­ko­ju, ko­ją­ca mu­zy­ka cał­ko­wi­cie wy­ga­sła. Poza od­gło­sa­mi desz­czu pa­no­wa­ła nie­po­ko­ją­ca cisza. Stu­kot moich tramp­ków wy­peł­nił prze­strzeń. Czemu Tim mu­siał mieć pokój tak da­le­ko? Po­tęż­ny grzmot roz­brzmiał tuż przy bu­dyn­ku. Pi­snę­łam ze stra­chu. 

Wiemy, że z po­ko­ju. Ta część sy­pial­na też jest pod zna­kiem za­py­ta­nia, bo tego też nie­ja­ko można się do­my­ślić. “z ci­chym stuk­nię­ciem” z tym mam pro­blem, bo to nie ma ta­kie­go ła­dun­ku kli­ma­tycz­ne­go jak po­win­no. Na pewno po czę­ści przez “gdy tylko”, bo już kie­dyś Ci o tym mó­wi­łem, takie formy w wielu zda­niach brzmi jak ostrze­że­nie, że coś się sta­nie, a my nie chce­my ni­ko­go ostrze­gać. Ja bym to wi­dział tak:

“Wy­szłam na ko­ry­tarz, drzwi stuk­nę­ły cicho, od­ci­na­jąc mnie od ko­ją­cej mu­zy­ki. Po­zo­sta­ła cisza, zle­wa­ją­ca się z od­gło­sa­mi desz­czu. Stu­kot tramp­ków wy­peł­niał prze­strzeń”

Przy­rów­naj mój frag­ment ze swoim. Po­myśl, co kon­kret­nie z niego za­bra­łem, co zmie­ni­łem i jak to wpły­nę­ło na od­czu­cia zwią­za­ne z tym zda­niem. Jak już to zro­bisz, to po­wiedz mi o tym w od­po­wie­dzi na ko­men­tarz, a ja do­kład­nie Ci opi­szę co jak i dla­cze­go.

A pod­kre­ślo­na część brzmi śmiesz­nie, dla­te­go lu­dzie mogli uznać, ze to żar­to­bli­we.

Nie­spo­dzie­wa­nie zga­sło świa­tło.

Wła­śnie dzię­ki uży­ciu słowa “nie­spo­dzie­wa­nie” spraw­dzi­łaś, że coś stało się bar­dziej spo­dzie­wa­ne. Samo “zga­sło świa­tło” jest zde­cy­do­wa­nie bar­dziej od­czu­wal­ne, tak samo jak dużo in­nych zdań. Wia­do­mo, cza­sem można użyć tego “nagle” lub “nie­spo­dzie­wa­nie”, ale naj­czę­ściej to daje efekt od­wrot­ny do za­mie­rzo­ne­go.

Przy­spie­szy­łam kroku, coraz bar­dziej się spi­na­jąc. Bałam się ciem­no­ści. Każde tup­nię­cie moich wła­snych stóp, każde dep­nię­cie na scho­dach. Wszyst­ko do­da­wa­ło grozy.

Po kolei zda­nia­mi. Fajne, nie­faj­ne, fajne, nie­faj­ne.

Pierw­sze dobre, bo bu­du­je dy­na­mi­kę. Dru­gie nie, bo to po­win­naś po­ka­zać, a nie mówić o tym wprost. Do­słow­nie brak tego zda­nia prze­ka­zu­je strach le­piej niż jego obec­ność. Groza to kli­mat, a kli­mat masz bu­do­wać, a nie prze­ko­ny­wać do niego.

Jeśli ktoś chce cię wkur­wić, to bę­dzie robił rze­czy, które Cię zde­ner­wu­ją, za­miast po­wie­dzieć Ci na ucho, że “po­win­naś czuć się zde­ner­wo­wa­na”. Więc niech bo­ha­ter­ka tutaj robi rze­czy, które po­ka­żą, że się boi, a nie mówi, że się boi.

Uśmiech­nę­łam się na widok cha­rak­te­ry­stycz­nej na­klej­ki Pi­ka­chu tuż nad klam­ką.

Ale ona wi­dzia­ła, skoro zga­sło świa­tło?

Mo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la, mo­je­go kom­pa­na od fi­gu­rek.

Takie po­wtó­rze­nia wcale nie do­da­ją ja­kiejś ma­gicz­nej at­mos­fe­ry.

Zmie­nił­bym na “Mo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la i kom­pa­na od fi­gu­rek”.

Przy­ja­cie­la, z któ­rym oglą­da­nie fan­ta­sty­ki za­wsze było naj­lep­sze. Przy­ja­cie­la, któ­re­go cała szko­ła uwa­ża­ła za mo­je­go chło­pa­ka, cał­ko­wi­cie igno­ru­jąc fakt, że żadne z nas nie było w naj­mniej­szym stop­niu he­te­ro

Ej serio, spo­koj­nie. On od ta­kich opi­sów nie uro­śnie do miana pół­bo­ga. Ge­ne­ral­nie one dzia­ła­ją, tylko kiedy ich się używa bar­dzo oszczęd­nie i w od­po­wied­nich miej­scach. I wiem, że cięż­ko się cze­goś od­czuć, jak się tylko to od­kry­je, ale mu­sisz na to uwa­żać.

Wczo­raj sie­dzie­li­śmy razem w jego po­ko­ju. Je­dli­śmy po­pcorn, oglą­da­jąc stare tra­ile­ry fil­mów, gdy Tim opo­wie­dział mi, że przez jego uczu­le­nie na glony woli nie je­chać na wy­ciecz­kę, a ja za­pro­po­no­wa­łam, że rów­nież nie po­ja­dę i razem z Bro­oke urzą­dzi­my sobie ma­ra­ton Wład­cy Pier­ście­ni. 

W sen­sie wczo­raj po­wie­dział, że ma uczu­le­nie i nie je­dzie, a ona też wczo­raj, czyli dzień wcze­śniej stwier­dzi­ła, że nie je­dzie na wy­ciecz­kę, która jest dziś? Mało to chyba moż­li­we. Może “a ja za­pro­po­no­wa­łam, że skoro rów­nież nie po­ja­dę, urzą­dzi­my sobie…”

Gdy zo­rien­to­wa­łam się, że Tim nie od­po­wia­dał.

Wy­glą­da jak nie do końca po­pra­wia­ny resz­tek z be­to­wa­nia, bo to “gdy” nie jest do ni­cze­go pod­pię­te.

Było to dziw­ne, on ra­czej nie opusz­czał po­ko­ju.

Pa­mię­taj o ogra­ni­cza­niu “było”, kiedy tylko mo­żesz. Tutaj mo­żesz spró­bo­wać po­łą­czyć dwa zda­nia, pierw­sze z tym po­wy­żej. Po­myśl jak to zro­bić.

Jak już to po to, by wyjść na dwór. W taką po­go­dę było to nie­moż­li­we. Wy­szedł do ła­zien­ki? Jeśli tak to zna­jąc go, pew­nie za­mknął drzwi.

Ge­ne­ral­nie taka roz­k­mi­na niby coś wnosi, ale nie za dużo. Mo­gła­byś to nawet po­mi­nąć. Pierw­sze zda­nie niby może zo­stać, ale po­gru­bio­na część brzmi dość nie­przy­jem­nie. Po­myśl jak ina­czej można to sfor­mu­ować.

Po­cią­gnę­łam za klam­kę, ku zdzi­wie­niu drzwi się uchy­li­ły. Moje noz­drza zalał dziw­ny za­pach, któ­re­go nigdy wcze­śniej nie czu­łam.

W czte­rech zda­niach masz trzy razy słowo “dziw­ny”, ogra­nicz do jed­ne­go i za­sta­nów się czy w każ­dym miej­scu w ogóle po­trze­by jest przy­miot­nik.

Na przy­kład w po­ka­za­nym zda­niu, mo­żesz po pro­stu ska­so­wać dziw­ny i już bę­dzie brzmia­ło le­piej.

Otwo­rzy­łam drzwi, gdy huk­nął ko­lej­ny pio­run.

Trzy razy po­wtó­rze­nie “drzwi” w czte­rech zda­niach.

Zo­ba­czy­łam wnę­trze po­ko­ju, Za­war­tość mo­je­go żo­łąd­ka od razu cof­nę­ła się do gar­dła. Wy­mio­tu­jąc, wspo­mnie­nia na­szych wspól­nych chwil prze­la­ty­wa­ły mi przez głowę.

Tutaj mo­żesz nieco pod­krę­cić dy­na­mi­kę. Ge­ne­ral­nie wiemy, że drzwi się uchy­li­ły, więc kon­tekst – boi się, widzi wnę­trze po­ko­ju, więc bach, mo­że­my ska­so­wać “zo­ba­czy­łam…”. “Od razu” tutaj nie służy do­brze i nieco spo­wal­nia wszyst­ko. 

Coś jest mocno nie tak.

Ge­ne­ral­nie jak mó­wi­łem wcze­śniej, za­pew­nie­nie takie wcale nie zbu­du­je kli­ma­tu, pa­mię­taj pró­buj po­ka­zy­wać co się dzie­je. Jeśli coś jest mocno nie tak, mu­sisz opi­sać coś, co się ko­ja­rzy mocno z by­ciem nie tak. Wiem, że to bar­dzo trud­ne, ale kiedy na­uczysz się po­ka­zy­wać rze­czy, które po­ka­zu­ją emo­cje bez po­śred­nie­go wska­zy­wa­nia na nie, na­uczysz się to od­róż­niać i wy­ko­rzy­sty­wać, to to pi­sa­nie bar­dzo na tym sko­rzy­sta. I muszę też dodać, że to Ci się już cał­kiem czę­sto udaje, nawet w tym tek­ście było już kilka ta­kich rze­czy, tylko prze­pla­tasz to z tymi za­pew­nie­nia­mi, które wszyst­ko psują.

Sie­dzie­li­śmy przy sto­li­ku peł­nym nie­sch­ną­cych palet,

Co to nie­sch­ną­ce pa­le­ty?

po­cią­gnię­cie za po­cią­gnię­ciem pędz­la, nada­wa­li­śmy barwy małym, czar­nym fi­gur­kom.

Wsta­wił­bym jako od­dziel­ne zda­nie.

Upa­dłam na ko­la­na, pa­trząc na blade zwło­ki mo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la. Pa­trzy­łam na jego nie­ru­cho­mą pierś, roz­sze­rzo­ne źre­ni­ce i usta wy­krzy­wio­ne w gry­ma­sie bólu.

Zmie­nił­bym na:

“Upa­dłam na ko­la­na, pa­trząc na blade zwło­ki mo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la, nie­ru­cho­mą pierś, roz­sze­rzo­ne źre­ni­ce i usta wy­krzy­wio­ne w gry­ma­sie bólu.”

Tutaj takie wy­mie­nia­nie brzmi chyba le­piej, do­dat­ko­wo nie po­wta­rzasz pa­trze­nia.

Na dwie kłute rany, zna­czą­ce jego szyję. Na ciało, które zmar­ło, cho­ciaż nie le­ża­ło we krwi. Na ciało wy­glą­da­ją­ce, jakby stra­ci­ło ja­ką­kol­wiek krew. Pa­trzy­łam się na niego, nie wie­rząc, że to nie sen, że mój przy­ja­ciel na­praw­dę umarł. Nawet nie zo­rien­to­wa­łam się, kiedy łzy za­czę­ły mo­czyć moje po­licz­ki, spa­da­jąc z twa­rzy, stu­ka­jąc o pod­ło­gę. Do­no­śne kroki tak zna­nych mi butów bie­gły w moją stro­nę.

Pierw­sze skre­ślo­ne, bo po­twa­rzasz w za­sa­dzie dwa razy to samo. Po­gru­bio­ne nie­ste­ty brzmi nieco… ża­ło­śnie, jakby nie było emo­cji w tym wszyst­kim, więc też bym ka­so­wał, a “Nawet nie zo­rien­to­wa­łam się”, jest tym, co spo­wal­nia wy­da­rze­nia i jest ostrze­że­niem przed tym, co na­pi­szesz.

Spró­buj tutaj opi­sać nieco bar­dziej re­al­ną akcję. Na przy­kład roz­trzę­sio­ną dziew­czy­nę, która spraw­dza puls, mówi jak po­tłu­czo­na i nie ma po­ję­cia, co ze sobą zro­bić. Ewen­tu­al­nie, za­le­ży od cha­rak­te­ru, osobę prze­ra­żo­ną, ale au­to­ma­tycz­nie bar­dzo czuj­ną.

Co do pod­kre­ślo­ne­go – nie wiem czy tak na­praw­dę roz­po­zna­nie dźwię­ków butów jest takie łatwe i na pewno kroki nie mogą biec w czy­jąś stro­nę. Od­głos mógł być bliż­szy i gło­śniej­szy.

Pa­trzy­ła się bez słów na mar­twe ciało Tima.

Bez słów jest w kon­tek­ście, bo nie mówi.

Wiatr po­łą­czo­ny z desz­czem za­czął moc­niej do­bi­jać się do okien. Jakby chciał wejść do środ­ka, jakby chciał razem z nami pa­trzeć się na to, co kie­dyś było przy­ja­cie­lem.

“Deszcz tłukł o okna, jakby chciał wejść do środ­ka”. Cza­sem mniej zna­czy le­piej, im­mer­sja jest nieco inna. I ge­ne­ral­nie ten opis jest bar­dzo fajny, ale dru­gie jakby jest znów takim wbi­ja­niem do­bi­te­go gwoź­dzia.

Lub jakby chciał się śmiać. Śmiać się ze śmier­ci Tima, śmier­ci, która nie służy ni­cze­mu, ni­cze­mu poza roz­pa­czą.

W tym mo­men­cie to po pro­stu męczy czy­tel­ni­ka. To po­wta­rza­nie na po­cząt­ku zdań. A z dru­giej stro­ny by­ło­by tutaj lep­sze niż w in­nych miej­scach, gdy­byś tego nie nad­uży­wa­ła do gra­nic moż­li­wo­ści. Pa­mię­taj o umia­rze. Z za­bie­ga­mi sty­li­stycz­ny­mi jest tro­chę jak z przy­pra­wa­mi – mu­sisz dać nieco soli, a póź­niej octu i cukru, żeby każdy smak się wy­rów­nał, jeśli nie dasz ni­cze­go to bę­dzie do dupy, ale je­że­li dasz cze­go­kol­wiek za dużo, okaże się jesz­cze gor­sze.

– Chodź – Po­cią­gnę­ła mnie za ramię – Chodź… Do na­uczy­cie­la. Na­uczy­cie­la… Na­uczy­cie­lo­wi mu­si­my… – Wzię­ła głę­bo­ki wdech – Mu­si­my po­wie­dzieć na­uczy­cie­lo­wi, że coś stało się Ti­mo­wi…

Jeśli ska­su­jesz pod­kre­ślo­ne, to bę­dzie ab­so­lut­nie świet­na i re­ali­stycz­na re­ak­cja.

Deszcz coraz moc­niej ude­rzał w szyby.

Już mia­łaś o do­bi­ja­niu, ale w sumie ko­lej­ne wspo­mnie­nie o desz­czu to nie jest naj­gor­szy po­mysł. Pod­nieś to nieco, ale nie do gra­ni­cy ab­sur­du “Deszcz tłukł w szyby”, albo “Deszcz ude­rzał w szyby, jakby chciał je sfor­so­wać”.

Deszcz coraz moc­niej ude­rzał w szyby. Ciem­ność ko­ry­ta­rza prze­sta­ła być strasz­na, za­miast tego była po pro­stu smut­na. Wła­ści­wie smu­tek to złe słowo. Mój naj­lep­szy przy­ja­ciel wła­śnie był tru­pem, tru­pem, który już nigdy nie uśmiech­nie się, który nigdy nie po­ma­lu­je ze mną fi­gur­ki, który nigdy nie po­kłó­ci się z na­uczy­cie­lem i już nigdy nie obej­rzy z nikim Wład­cy Pier­ście­ni.

Tutaj za­czę­łaś z po­ten­cja­łem, brzmia­ło na­praw­dę ład­nie, ale dwa czepy:

– Ge­ne­ral­nie ra­czej by­ło­by strasz­nie, bo wy­obraź sobie, że je­steś w ta­kiej sy­tu­acji, strasz­ne, że hej.

– Pod­kre­ślo­na część to takie roz­ga­da­nie, któ­rym ro­zu­miem, że chcesz zbu­do­wać smu­tek, ale to nie po­wieść, nikt nie jest na tyle przy­wią­za­ny do bo­ha­te­ra, żeby się przej­mo­wać.

– Idzie­my w złą stro­nę… Od­da­la­my się od niego…

Jeśli cho­dzi o jej przy­ja­cie­la, to może coś w stylu “nie zo­sta­wię go”? Choć to ab­sur­dal­ne w sy­tu­acji, gdy jest tru­pem, ale nieco bar­dziej emo­cjo­nal­ne.

Nawet w tym sła­bym świe­tle, wi­dzia­łam, że jej skóra stała się blada.

Jej bladą skórę po pro­stu.

Pa­trzy­ła ze stra­chem na coś, co stało tuż za mną. Oblał mnie zimny pot. Co spra­wi­ło, że moja uko­cha­na Bro­oke, dziew­czy­na, która nigdy ni­cze­go się nie boi, wła­śnie wy­glą­da­ła, jakby miała paść ze stra­chu? Cho­ciaż moje ciało były sztyw­ne, za­czę­łam po­wo­li się od­wra­cać.

Pod­kre­ślo­ne brzmi nieco sztyw­no, znacz­nie le­piej bez fra­men­tu skre­ślo­ne­go, ale wciąż nie­ide­al­nie.

Po­gru­bio­ne jest prze­ga­da­niem, któ­re­go w tym mo­men­cie tu ab­so­lut­nie nie po­win­no być. 

Cho­ciaż moje ciało były sztyw­ne, za­czę­łam po­wo­li się od­wra­cać” Nie ope­ruj na cho­cia­żach i tak dalej, bo to jest za mało dy­na­micz­ne. “Od­wró­ci­łam sztyw­ne ciało, które za wszel­ką cenę chcia­ło po­zo­stać w miej­scu” – nie­ide­al­ne, ale nieco bar­dziej bez­po­śred­nie.

Bro­oke w pa­ni­ce przy­ci­snę­ła się do mnie. Gdy tylko zo­ba­czy­łam to, co stało za mną, ogar­nął mnie strach.

Ka­sa­cja, nie mów o stra­chu bez­po­śred­nio, na pewno nie w takim zda­niu i nie tak czę­sto.

Zna­łam go, cho­ciaż nie ta­kie­go, jakim wi­dzia­łam go [+jak] teraz. Pa­mię­ta­łam go jako bru­ne­ta, bru­ne­ta, z któ­rym już kilka razy gra­łam w RPG, z któ­rym [+i] mie­rzy­łam się w fi­gur­ko­wych grach bi­tew­nych. Jako bru­ne­ta, z któ­rym chcia­łam ze­rwać zna­jo­mość. Ze­rwać zna­jo­mość, bo po­mi­mo cią­głe­go od­rzu­ca­nia, wciąż za­le­cał się do mnie. Który nie po­tra­fił zro­zu­mieć, że mam dziew­czy­nę i je­stem les­bij­ką. Chło­pa­ka, który ko­chał się we mnie w naj­bar­dziej tok­sycz­ny spo­sób. Chło­pa­ka, który na imię miał Jo­seph. Tylko tym razem nie był zwy­kłym uczniem, w za dużej blu­zie, z za­wsze ide­al­nie po­ma­lo­wa­ny­mi fi­gur­ka­mi.

Pod­kre­ślo­ne nie pa­su­je. Ogól­nie frag­ment z po­ten­cja­łem, bo przed­sta­wiasz go w do­brym mo­men­cie i dość do­brze – O ILE od­li­czy­my to cią­głe po­wta­rza­nie, to prze­so­le­nie z prze­sło­dze­niem i z ilo­ścią octu, która wy­krę­ca twarz. Od teraz twoim głów­nym za­da­niem przy pi­sa­niu jest wy­strze­ga­nie się tych po­wtó­rzeń, za­wsze gdy je na­pi­szesz, za­sta­nów się, czy na pewno robią dobrą ro­bo­tę i czy na pewno chcesz je tutaj dać, bo może póź­niej bę­dziesz chciał tego użyć kil­ku­krot­nie w lep­szych mie­sj­cach.

Teraz wy­glą­dał zu­peł­nie ina­czej, bu­dził ogrom­ną grozę. Jego wcze­śniej drob­na syl­wet­ka, teraz była mu­sku­lar­na. Brą­zo­we oczy ustą­pi­ły miej­sca szkar­ła­to­wi. Zwy­kła blada skóra, bar­wi­ła się sza­ro­ścią. Jego twarz umo­ru­sa­na była we krwi, która po­win­na pły­nąć w czy­imś krwio­bie­gu i po­wstrzy­my­wać życie. Jego twarz tkwi­ła w mar­twym uśmie­chu, przez który widać było okrop­ne i prze­ra­ża­ją­ce kły.

Za­sad­na nr1. nie pi­sze­my do­słow­nie o gro­zie, jeśli coś m wzbu­dzać grozę.

Pod­kre­ślo­ne brzmi nieco go­rzej i wy­bi­ja z rytmu, cho­dzi o samą bu­do­wę zda­nia i do­bra­ne słowa. Dal­sza część w sumie spoko, jed­nak za­czy­nasz za dużo czasu po­świę­cać na taki wła­śnie opis i po pro­stu naj­zwy­czaj­niej w świe­cie nu­dzić.

– Isa­bel­la – mruk­nął – Och Isa­bel­la? – Zbli­żył się, teraz do­kład­nie wi­dzia­łam jego obrzy­dli­we ob­li­cze.

NIe­po­trzeb­ne przy tak dłu­gim opi­sie.

Nawet nie­bę­dą­cy ta­ki­mi ner­da­mi jak ja, mogli by jasno stwier­dzić kim był Jo­seph. Wam­pir, lub coś bar­dzo po­dob­ne­go do wam­pi­ra. Przez strach nie mo­głam się ru­szyć.

Mało emo­cji w tym opi­sie.

Gdy pPo­zby­łem się tego dra­nia, mo­żesz ko­chać tylko mnie.

Ostat­nie zda­nie spra­wi­ło, że coś we mnie pękło. Nie pa­trząc na to, jak bar­dzo nie miało to sensu, ani że był wam­pi­rem.

To jest opis typu nie­po­trzeb­ny i przy­go­to­wu­je Cię na coś dy­na­micz­ne­go, nisz­cząc dy­na­mi­kę. Frag­ment bę­dzie super, jeśli się go po­zbę­dziesz.

To on zabił Tima. Tima, który już nigdy nie wyj­dzie do lasu, nigdy nie wyśle mi zdję­cia zna­le­zio­ne­go grzy­ba, py­ta­jąc, czy jest ja­dal­ny.

XD to jest ge­ne­ral­nie fajne, ale przez masę ta­kich po­wtó­rzeń nie­straw­ne nie­ste­ty.

Mru­ga­jąc, po­wo­li otwo­rzy­łam oczy. Moje uszy wy­peł­nia­ło okrop­ne pisz­cze­nie. Spoj­rze­nie nie chcia­ło ze­brać ostro­ści. Z tru­dem pró­bo­wa­łam, do­strzec gdzie się znaj­du­ję.

Ge­ne­ral­nie uni­kaj rymów tak bli­sko sie­bie. Trze­cie zda­nie jest nie­mal rów­no­waż­ne z dru­gim, więc mo­żesz zre­zy­gno­wać z dru­gie­go i po pros­ble­mie.

Je­dy­ne co czu­łam, to przy­wią­za­nia do krze­sła.

To nie po pol­sku.

Sły­sza­łam, że deszcz padał jesz­cze moc­niej.

Wy­star­czy tego pi­sa­nia o desz­czu, bo to czwar­ty raz. Mo­żesz o nim wspo­mnieć, ale już nie zwięk­szaj po­zio­mu mocy, bo się sta­nie to samo co w dra­gon ballu. Spró­buj wy­my­ślić coś in­ne­go. Mo­żesz nawet opi­sać tego go­ścia, który coś robi od­wró­co­ny do niej pla­ca­mi, tak na­praw­dę wszyst­ko, co może być dziw­ne i prze­ra­ża­ją­ce, niby nor­mal­ne, ale wy­kra­cza­ją­ce poza tę nor­mal­ność. Coś nie­zwy­kłe­go – jak na przy­kład nie­skoń­czo­ne klat­ki scho­do­we. To bar­dziej pa­su­je do weird fic­tion, ale przy­kład spraw­dzi się i tutaj. Graj na nie­do­po­wie­dze­niu i nie­peł­nej per­cep­cji bo­ha­ter­ki. Mo­żesz zbu­do­wać dusz­ny kli­mat, mó­wiąc o tym, jak cięż­ko jej się od­dy­cha, o tym jak przy­tła­cza ją obec­ność tego go­ścia w po­ko­ju, jak wal­czy pod sznu­rem, o każdą dro­bi­nę po­wie­trza, a sznu­ry ob­cie­ra­ją jej nad­garst­ki.

Pla­ka­ty z róż­nych serii fan­ta­sy wi­sia­ły tak jak wcze­śniej, tylko jeden spadł. Spadł ku iro­nii. Wiel­ki pla­kat z Wiedź­mi­nem, pla­kat, który jesz­cze mie­siąc temu wie­sza­łam tu razem z Timem. Przede mną nadal stał zna­jo­my stół. Nadal le­ża­ła na nim mapka do gier bi­tew­nych. A na niej zna­jo­me fi­gur­ki orków. Któ­ry­mi jesz­cze nie­daw­no grał mój po­ry­wacz. Nie­ca­ły ty­dzień temu, uży­wał ich prze­ciw Ti­mo­wi. Pa­mię­tam, jak prze­su­wa­li fi­gur­ki, uży­wa­li ata­ków i gro­zi­li sobie na­wza­jem. Tim przej­mo­wał się tą walką bar­dziej niż ja­ką­kol­wiek inną. Nie wiem czemu i już nigdy się nie do­wiem.

Ge­ne­ral­nie ten opis jest za długi i nie­po­trzeb­ny – po­nie­waż nie po­tę­gu­je kli­ma­tu i za­bi­ja dy­na­mi­kę. Więk­szość trze­ba by usu­nąć lub za­stą­pić.

Pi­snę­łam ze stra­chu.

W mojej gło­wie po­ja­wi­ły się wspo­mnie­nia tych wszyst­kich hor­ro­rów, które jesz­cze tak nie­daw­no oglą­da­łam z Bro­oke. Mocno ści­ska­łam jej ramię, pisz­cząc gdy coś się dzia­ło. A moja uko­cha­na de­li­kat­nie gła­ska­ła mnie po gło­wie. Jej dło­nie były cie­płem, były bez­pie­czeń­stwem. Jed­nak teraz nie do­ty­ka­ły mnie mięk­kie rącz­ki mojej dziew­czy­ny, teraz ła­pa­ły mnie ohyd­ne łapy. Łapy wam­pi­ra, który wła­śnie zwią­zał mnie we wła­snej sali klu­bo­wej. Który zabił mo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la.

Też za dłu­gie, plus od­wo­ła­nie do wspo­mnień hor­ro­rów… no trud­no w to nieco uwie­rzyć. Trud­no my­śleć o tych wspo­mnie­niach na­głych. Do­dat­ko­wo cią­gle te po­wtó­rze­nia na po­cząt­ku zdań, nie do­pi­su­ję tu nic wię­cej, bo wszyst­ko opi­sa­łem już po­wy­żej.

polik

W sen­sie po­li­czek?

Uszy wy­peł­ni­ły się krót­kim pi­śnię­ciem.

Pisz o nie­któ­rych rze­czach bar­dziej bez­po­śnied­nio. “Pisz­cza­ło mi w uszach”. Tylko utaj do­pie­ro co mia­łaś pisk, więc za­mie­nił­bym tamtą re­ak­cję na coś in­ne­go.

Jego twarz wy­peł­nił ten sam, prze­ra­ża­ją­cy uśmiech[+.]

Gdy tylko do niej do­tarł, ze­bra­ło mi się na wy­mio­ty.

Do­kład­nie to samo, co wcze­śniej. Takie prze­dłu­ża­nie i ostrze­ga­nie.

Jed­nak byłam zwią­za­na. Przy­par­ta do muru.

O i tutaj ury­wa­ne zda­nie wy­szło Ci świet­nie! Dobre uży­cie.

Nawet nie ważne było to, że był męż­czy­zną, świa­do­mie do­ty­ka­ją­cym sfery, które dla więk­szo­ści dziew­czyn jest ero­gen­na.

Takie no nie wiem, nie wiem czy po­trzeb­ny ten fakt.

Nawet nie ważne było to, że był męż­czy­zną, świa­do­mie do­ty­ka­ją­cym sfery, które dla więk­szo­ści dziew­czyn jest ero­gen­na. Nie cho­dzi­ło nawet o to, że byłam les­bij­ką. Do­ty­kał mnie bez mojej zgody. Do­ty­kał mnie zaraz po tym jak skrzyw­dził każdą moją sferę życia.

Teraz masz mech aka­pit, a jak ska­su­jesz skre­ślo­ne, to wa­lisz czy­tel­ni­ka w brzuch, mocne.

Kiedy Bro­oke do­ty­ka­ła mnie, w po­dob­ny spo­sób czu­łam się do­brze, czu­łam, że ją ko­cham, że za­le­ży mi na niej a jej na mnie. Gdy mó­wi­łam jej nie, od­su­wa­ła się ode mnie i prze­pra­sza­ła. Bez wzglę­du na wszyst­ko wie­dzia­łam, że mnie nie skrzyw­dzi. Z Jo­se­phem było na od­wrót. Aż do tych kilku miź­nięć dło­nią, nie są­dzi­łam, że zwy­kłe do­ty­ka­nie szyi może być tak okrop­ne.

Nie wiem czy po­trzeb­ne w sumie, ko­lej­ne prze­dłu­ża­nie i wcho­dze­nie w głowę bo­ha­ter­ki, kiedy to nie jest po­trzeb­ne. Mu­sisz wie­dzieć, kiedy jest czas na opisy, a kiedy na utrzy­ma­nie dużej dy­na­mi­ki.

Od­su­nął się i zo­stał w spo­ko­ju moje ucho i szyję.

Zo­sta­wił.

Łu­dząc się, że cho­ciaż już prze­sta­nie mnie do­ty­kać, wzię­łam wdech ulgi.

Takie śred­nie, bo – ge­ne­ral­nie wy­ja­śnia­nie wła­snych mo­ty­wa­cji przez bo­ha­te­ra w więk­szość przy­pad­ków brzmi dość dziw­nie.

Jed­nak gdy uchy­li­łam wargi, na­tych­miast [+mnie] po­ca­ło­wał mnie.

Z całej siły pró­bo­wa­łam go ode­pchnąć. Jed­nak on na­cie­rał na mnie bar­dziej, ła­miąc ja­kie­kol­wiek gra­ni­ce pry­wat­no­ści. Po kilku se­kun­dach, w końcu zo­sta­wił w spo­ko­ju moje usta.

Nie mogła ugryźć? I dał­bym “w końcu od­pu­ścił”

– Och… Isa­bel­la – Po­gła­skał mój po­li­czek – Ty nie wiesz, jak bar­dzo cię uwiel­biam… Twój de­li­kat­ny głos… mięk­ką skórę… Włosy w ko­lo­rze słomy… Ko­cham cię Isa­bel­la! Dla­te­go porwę cię i zro­bię z cie­bie moją żonę… – Pu­ścił moją twarz i po­ło­żył dłoń na moim udzie. Jego dotyk po­wo­do­wał dresz­cze, dresz­cze stra­chu, dresz­cze bła­ga­ją­ce, żeby od­szedł ode mnie jak naj­da­lej.

Ge­ne­ral­nie bar­dzo fajny frag­ment, poza ostat­nim zda­niem, które jest śred­nie. Nie mów o przy­czy­no­wo­ści, tylko po­ka­zuj. Po­ka­zuj, po­ka­zuj, cały czas po­ka­zuj. “Nie mo­głam opa­no­wać drże­nia, dresz­cze… coś tam”.

No i te po­wtó­rze­nia, jeśli ana­li­zu­ję twój tekst teraz, to o nie głów­nie się roz­cho­dzi. Przez ich prze­syt i wrzu­ce­nie w złych miej­scach, ca­łość brzmi bar­dzo dziw­nie.

Wie­dzia­łam, że był sza­lo­ny, że był wam­pi­rem.

Do ka­sa­cji, co wcho­dze­nie w myśli i to po­wtó­rze­nie.

Wie­dzia­łam że gdy po­wiem co­kol­wiek, sta­nie się jesz­cze go­rzej.

Ko­lej­ne nie­po­trzeb­ne wcho­dze­nie w głowe, wy­ja­śnia­nie oczy­wi­sto­ści. Ufaj czy­tel­ni­ko­wi.

Łdzi­łam się, że mil­cze­nie spra­wi, że może się mną znu­dzi, że może [+i] da mi spo­kój.

A to się świet­nie zgry­wa, jeśli usu­niesz jedno po­przed­nie zda­nie.

Jed­nak prze­rwa­ło to [+mu] gwał­tow­ne huk­nię­cie drzwi.

O, a tutaj bar­dziej prze­szka­dza “jed­nak” niż “gwał­tow­ne”, więc masz przy­kład, kiedy to bywa spoko.

Wy­ko­rzy­stu­jąc jego roz­ko­ja­rze­nie, ude­rzy­ła Jo­se­pha w głowę. Wam­pir padł ze­mdlo­ny.

Tutaj za­miast coś tak spo­wal­nia­ją­ce­go mo­żesz wła­śnie użyć cze­goś typu “bez wa­ha­nia”, albo nawet “na­tych­miast”, po­trze­bu­jesz tego punku za­cze­pia­nia, żeby za­cząć zda­nie, więc te jakby “ostrze­ga­cza” tutaj dzia­ła­ją spraw­nie. Prze­pra­szam, że piszę już mniej zro­zu­mia­le, ale nieco je­stem zmę­czo­ny od tych li­te­rek.

Wy­cią­gnę­ła z kie­sze­ni no­życz­ki i roz­cię­ła moje więzy. Zła­pa­ła mnie za rękę i wy­bie­gły­śmy z po­ko­ju.

Zmień ni

Ni­kasz­ko, mam na­dzie­ję, że się nie prze­stra­szy­łaś ko­men­ta­rzy. Naj­waż­niej­sze jest to, że chcesz się uczyć. Praca nad warsz­ta­tem jest trud­na, ale na pewno przy­nie­sie efek­ty :)

Po­twier­dzam, jesz­cze rok temu byłem to­tal­nym pierd­kiem pi­sar­skim, a teraz je­stem tylko pierd­kiem pi­sar­skim (a to wbrew po­zo­rom duży pro­gress, zwa­ża­jąc na fakt, że po­waż­nie pisać za­czą­łem do­pier ow tym roku xD)

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

Upra­gnio­ne drzwi na­le­ża­ło­by zmie­nić. Może wy­cze­ka­ne?

 

Po­cią­gnę­łam za klam­kę, ku zdzi­wie­niu drzwi się uchy­li­ły.

Ku czy­je­mu zdzi­wie­niu? może z zdzi­wie­niem stwier­dzi­łam?

Coś jest mocno nie tak.

To bo­ha­ter­ka sobie myśli, po­win­no być wy­dzie­lo­ne.

 

Wy­mio­tu­jąc, wspo­mnie­nia na­szych wspól­nych chwil prze­la­ty­wa­ły mi przez głowę.

To jest do gru­bej re­kon­struk­cji. Co do za­sa­dy trze­ba roz­dzie­lać czyn­no­ści, opisy i myśli;)

 

 

Hi­sto­ria nie jest mega od­kryw­cza, ale po po­pra­wie błę­dów (a widzę, że zna­le­zio­no ich co nie miara;) da­wa­ła­by się czy­tać. Naj­le­piej wy­szła CI war­stwa oby­cza­jo­wa, czyli re­la­cje dziew­czyn. Nie­ste­ty dla hor­ro­ru ele­men­ty grozy wy­szły ko­micz­nie.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Dla mnie to wszyst­ko było szyte zbyt gru­by­mi nićmi. Po­sta­cie czar­no-bia­łe; wam­pir taki obrzy­dli­wy, że już go­rzej nie można, przy­ja­ciel wspa­nia­ły, part­ner­ka cu­dow­na pod każ­dym wzglę­dem – czuła, nie­ustra­szo­na, lo­jal­na… Spró­buj tro­chę po­prze­ła­my­wać te sche­ma­ty, dać zło­lo­wi jakąś za­le­tę – niech bę­dzie przy­stoj­ny, albo naj­lep­szy w ma­te­ma­ty­ce, co­kol­wiek (przy czym pa­mię­taj, że głupi, ale przy­stoj­ny i wy­spor­to­wa­ny chło­pak (naj­le­piej ka­pi­tan szkol­nej dru­ży­ny cze­goś tam) jest mocno okle­pa­ny).

Hi­sto­ria dość pro­sta (w sen­sie, że bez wiel­kich twi­stów), ale od cze­goś trze­ba za­czy­nać. Pew­nie można coś do niej dodać, na przy­kład oko­licz­no­ści, w któ­rych ten złol stał się wam­pi­rem. Może od trzech dni nie cho­dził na lek­cje albo cho­ciaż nie wy­ściu­biał nosa na dwór, cho­ciaż pół szko­ły spa­ce­ro­wa­ło, ko­rzy­sta­jąc z prze­ślicz­nej po­go­dy?

Wy­mio­tu­jąc, wspo­mnie­nia na­szych wspól­nych chwil prze­la­ty­wa­ły mi przez głowę.

W zda­niach tego typu nie wolno zmie­niać pod­mio­tu, bo wy­cho­dzi, że to wspo­mnie­nia wy­mio­to­wa­ły. Żeby roz­wiać wąt­pli­wo­ści, mo­żesz prze­sta­wić ko­lej­ność w zda­niu:

Wspo­mnie­nia na­szych wspól­nych chwil prze­la­ty­wa­ły mi przez głowę, wy­mio­tu­jąc.

Bez sensu, praw­da? A zna­czy do­kład­nie to samo, co pier­wot­na wer­sja.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla

 

Dzię­ku­je za ko­men­tarz!

"Po­sta­cie czar­no-bia­łe; wam­pir taki obrzy­dli­wy, że już go­rzej nie można, przy­ja­ciel wspa­nia­ły, part­ner­ka cu­dow­na pod każ­dym wzglę­dem – czuła, nie­ustra­szo­na, lo­jal­na… Spró­buj tro­chę po­prze­ła­my­wać te sche­ma­ty, dać zło­lo­wi jakąś za­le­tę – niech bę­dzie przy­stoj­ny, albo naj­lep­szy w ma­te­ma­ty­ce, co­kol­wiek (przy czym pa­mię­taj, że głupi, ale przy­stoj­ny i wy­spor­to­wa­ny chło­pak (naj­le­piej ka­pi­tan szkol­nej dru­ży­ny cze­goś tam) jest mocno okle­pa­ny"

 

Mam tutaj mały pro­blem… Two­rzę po­sta­cie ra­czej dosyć roz­bu­do­wa­ne, z wa­da­mi, za­le­ta­mi i in­ny­mi pier­do­ła­mi, ale nigdy nie znaj­du­ję miej­sca w opo­wia­da­niu by to po­ka­zać…

"Pew­nie można coś do niej dodać, na przy­kład oko­licz­no­ści, w któ­rych ten złol stał się wam­pi­rem."

 

On cały czas był wam­pi­rem. Po pro­stu do tej pory ukry­wał to za­klę­ciem.

 

"W zda­niach tego typu nie wolno zmie­niać pod­mio­tu, bo wy­cho­dzi, że to wspo­mnie­nia wy­mio­to­wa­ły."

 

Jup. Je­stem kre­tem i do­pie­ro teraz to widzę. Po­pra­wię za jutro!

 

Po­zdra­wiam! Pa­mię­taj by nosić teraz czap­kę! 

 

Am­bush

Dzię­ku­je za zna­le­zie­nie kilku błę­dów. Po­pra­wię nie­dłu­go

 

"Upra­gnio­ne drzwi na­le­ża­ło­by zmie­nić. Może wy­cze­ka­ne?"

 

Wła­ści­wie to tak, to rze­czy­wi­ście brzmi do kitu.

 

"Nie­ste­ty dla hor­ro­ru ele­men­ty grozy wy­szły ko­micz­nie."

 

Wła­ści­wie takie miały wyjść. Nie mo­głam zna­leźć od­po­wied­nie­go taga do hor­ro­ko­me­dyj­ki.

 

Po­zdra­wiam i pa­mię­taj by czę­sto się uśmie­chać! 

 

Bar­ba­rian­Ca­ta­ph­ract

Jup! Nie miało być na Gra­fo­ma­nie, to po pro­stu luźna hor­ro­ko­me­dyj­ka z les­ba­mi w tle.

 

 

 

Ali­cel­la dzię­ku­je :D

 

Gre­asy­Smo­oth

Dzię­ku­je! Ga­śni­ca to naj­po­tęż­niej­sza broń :D

 

 

dra­ka­ina

Nie, to nie było pi­sa­ne na Gra­fo­ma­nie, to luźna hor­ro­ko­me­dyj­ka.

Bdw… Sta­ra­łam się, więc Twój ko­men­tarz tak tro­chę mnie za­bo­lał :<

 

 

Re­aluc

 

"Nie­ste­ty, ale dla mnie hi­sto­ria wspa­nia­ła nie była."

 

Dru­chu! "Wspa­nia­ła" w opi­sie zo­sta­ło użyte dla śmie­chu!

 

"za­miast spra­wić, aby­śmy sami tę grozę po­czu­li."

Jup. Teraz widzę że nie­chcą­cy to zro­bi­łam

 

"Rzu­ce­nie kilku prze­kleństw i zro­bie­nie z bo­ha­ter­ki les­bij­ki nie spra­wi, że tekst bę­dzie bar­dziej doj­rza­ły."

Wul­ga­ry­zmy i ho­mo­sek­su­al­ność nie miały zmie­nić luź­nej hor­ro­ro­ko­me­dyj­ki w po­waż­ne dzie­ło na miarę XXII wieku :D. To są zwy­kłe ele­men­ty rze­czy­wi­sto­ści. 

Rów­nież po­zdra­wiam!

 

 

Obudź się – Jeśli to czy­tasz, je­steś w śpiącz­ce od pra­wie 15 lat. Pró­bu­je­my nowej me­to­dy. Nie wiemy gdzie ta wia­do­mość po­ja­wi się w Twoim śnie ale mamy na­dzie­ję, że uda nam się do Cie­bie do­trzeć. Pro­si­my, obudź się.

Na po­czą­tek uwaga tech­nicz­na: za­sa­da na forum jest taka, że od­po­wia­da­my wszyst­kim ko­men­ta­to­rom w jed­nym ko­men­ta­rzu (mo­żesz np. dać bol­dem ko­lej­ne nicki, żeby każdy łatwo zna­lazł od­po­wiedź do sie­bie). Ma to uza­sad­nie­nie prak­tycz­ne: ko­men­ta­rze nie zo­sta­ją na wieki, po setce [edyta po ko­men­ta­rzu Fin­kli: po pię­ciu­set] pierw­sze zni­ka­ją. Jeśli więc za­wsze bę­dziesz po­wie­lać licz­bę otrzy­ma­nych ko­men­ta­rzy, doj­dziesz w końcu do tego, że część stra­cisz [edyta j.w.: a jesz­cze waż­nie­sze jest to w in­nych miej­scach por­ta­lu]. Poza tym, wbrew po­zo­rom, tak się go­rzej czyta. Su­ge­ru­ję, żebyś za po­mo­cą edy­cji ko­men­ta­rzy (na­jedź w prawo od go­dzi­ny do­da­nia, po­ja­wi się m.in. przy­cisk “edy­tuj”) po­łą­czy­ła wszyst­kie sie­dem w jeden, bo ina­czej jest szan­sa, że mo­de­ra­cja i tak to zrobi albo też zwró­ci Ci uwagę.

 

Na­to­miast me­ry­to­rycz­nie… Po­nie­waż spra­wi­łam Ci przy­krość po­dej­rze­niem, że na­pi­sa­łaś dru­gie opo­wia­da­nie na wia­do­my kon­kurs, bo spraw­dzi­łam, że jedno na­pi­sa­łaś, to wy­ja­śnię, skąd to po­dej­rze­nie. (Co wię­cej, dziś to gra­fo­ma­nij­ne prze­czy­ta­łam i uwa­żam, że jest ono… lep­sze, obiek­tyw­nie, li­te­rac­ko lep­sze, od tego. Na przy­kład dla­te­go, że tam całą hi­sto­ryj­kę bie­rzesz w na­wias iro­nicz­ny – a to już nie jest gra­fo­ma­nia. Ale wię­cej na­pi­szę tam).

 

To opo­wia­da­nie jest nie­ste­ty bar­dzo złe, ma wszel­kie wady pi­sa­nia z do­sko­ku, bez prze­my­śle­nia, co w duszy gra. Twoje tłu­ma­cze­nia, dla­cze­go tak jest i że to w za­ło­że­niu ma być za­baw­ne, ni­cze­go nie wy­ja­śnia­ją ani nie uspra­wie­dli­wia­ją. Część za­rzu­tów zby­wasz zresz­tą ar­gu­men­ta­mi o ele­men­tach fa­bu­lar­nych, któ­rych nie umie­ści­łaś w tek­ście, a prze­cież czy­tel­nik nie sie­dzi w Two­jej gło­wie i nie ma po­ję­cia: “On cały czas był wam­pi­rem. Po pro­stu do tej pory ukry­wał to za­klę­ciem.” A skąd niby czy­tel­nik ma to wie­dzieć? Jasne, bo­ha­ter­ka nie wie, w związ­ku z czym tro­chę trud­no to prze­ka­zać, ale można by jej choć­by dać chwi­lę re­flek­sji nad tym, co się stało z ko­le­gą, a nie tylko opis, że się zmie­nił. W ogóle za dużo opo­wia­dasz, de­kla­ru­jesz, za mało po­ka­zu­jesz. Czy­tel­nik ma nikłe szan­se wcią­gnąć się w grozę, kiedy jej ele­men­ty są mu po­da­wa­ne re­la­cjo­nu­ją­cym sty­lem, na do­da­tek bar­dzo złym.

Masz tu bo­wiem na­praw­dę sporo zdań, które wy­glą­da­ją jak­byś nawet nie prze­czy­ta­ła tego, co w sza­lo­nym wi­dzie prze­la­łaś na ekran, tylko od razu wrzu­ci­ła. Poza tym zda­niem, które już przy­to­czy­łam, na przy­kład takie:

Gdy zo­rien­to­wa­łam się, że Tim nie od­po­wia­dał.

Co się stało, gdy się zo­rien­to­wa­ła? A może cho­dzi­ło o to, że ona się nagle zo­rien­to­wa­ła. To nie jest dobry po­czą­tek sceny, po­win­no być “od­po­wia­da”, bo tak chce pol­skie na­stęp­stwo cza­sów, a ra­czej jego brak, ale przy­naj­mniej po zmia­nach samo zda­nie by­ło­by po­praw­ne.

In­ter­punk­cja w ogóle dla Cie­bie nie ist­nie­je. W ko­men­ta­rzach ro­bisz orty (druh, nie druch, za to duch). Może po­ja­wi się ko­lej­na dobra dusza, która wy­ła­pie Ci wszyst­kie ba­bo­le.

 

Wul­ga­ry­zmy i ho­mo­sek­su­al­ność nie miały zmie­nić luź­nej hor­ro­ro­ko­me­dyj­ki w po­waż­ne dzie­ło na miarę XXII wieku :D. To są zwy­kłe ele­men­ty rze­czy­wi­sto­ści. 

W pierw­szym przy­pad­ku nie­ste­ty tak, w dru­gim – no, umiesz­czasz to w Ame­ry­ce chyba, więc można za­ło­żyć, że tak. Ale dla pol­skie­go czy­tel­ni­ka to nadal sy­tu­acja nie­ty­po­wa (w li­te­ra­tu­rze, zwłasz­cza pol­skiej po­pu­lar­nej). Na­to­miast w od­bio­rze wielu czy­tel­ni­ków au­to­rzy nie­rzad­ko ma­sku­ją bez­rad­ność fa­bu­lar­ną i nar­ra­cyj­ną wul­ga­ry­zma­mi i ele­men­ta­mi, które nie są cał­kiem oczy­wi­ste, więc nie dziw się, że ktoś z ko­men­ta­to­rów tak to ode­brał.

Ską­d­inąd ten an­glo­sa­ski szta­faż jest tu cał­kiem nie­po­trzeb­ny, a cała hi­sto­ryj­ka do bólu nie­ory­gi­nal­na. Jest sporo po­wie­ści o wam­pi­rach w kon­tek­stach szkol­nych, oso­bi­ście naj­bar­dziej po­do­ba­ły mi się nie­do­ce­nio­ne “Dziew­czy­ny z Hex Hall”, więc nawet – na co Ci zresz­tą zwró­co­no uwagę –

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Dra­ka­ino, po stu ko­men­ta­rzach na pewno nie zni­ka­ją. Jeśli już, to po 500.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wy­da­wa­ło mi się, że już po 100 licz­nik się ob­ra­ca, rze­czy­wi­ście po 500 (wy­my­śli­łam, jak je szyb­ko po­li­czyć na HP, są wszyst­kie), ale za­sa­da po­zo­sta­je w mocy ;) Pod opo­wia­da­nia­mi jest to mniej istot­ne, ale na HP już ow­szem.

http://altronapoleone.home.blog

dra­ka­ina

 

za­sa­da na forum jest taka, że od­po­wia­da­my wszyst­kim ko­men­ta­to­rom w jed­nym ko­men­ta­rzu

Och dzię­ku­je. My­śla­łam że to jedno jojo!

 

Jasne, bo­ha­ter­ka nie wie, w związ­ku z czym tro­chę trud­no to prze­ka­zać, ale można by jej choć­by dać chwi­lę re­flek­sji nad tym, co się stało z ko­le­gą, a nie tylko opis, że się zmie­nił.

Szcze­rze nie po­my­śla­łam o tym by pisać jej prze­my­śle­nia o zmia­nie w wam­pi­ra.

 

To nie jest dobry po­czą­tek sceny, po­win­no być “od­po­wia­da”,

Och rze­czy­wi­ście!

 

Ale dla pol­skie­go czy­tel­ni­ka to nadal sy­tu­acja nie­ty­po­wa

I to jest bar­dzo smut­ne :(

 

Na­to­miast w od­bio­rze wielu czy­tel­ni­ków au­to­rzy nie­rzad­ko ma­sku­ją bez­rad­ność fa­bu­lar­ną i nar­ra­cyj­ną wul­ga­ry­zma­mi i ele­men­ta­mi, które nie są cał­kiem oczy­wi­ste, więc nie dziw się, że ktoś z ko­men­ta­to­rów tak to ode­brał.

W sumie nawet nie wie­dzia­łam że to tak dzia­ła.

 

Dzię­ku­je za kry­ty­kę!

Pa­mię­taj no no­sze­niu czap­ki w sło­necz­ne dni! 

 

 

Obudź się – Jeśli to czy­tasz, je­steś w śpiącz­ce od pra­wie 15 lat. Pró­bu­je­my nowej me­to­dy. Nie wiemy gdzie ta wia­do­mość po­ja­wi się w Twoim śnie ale mamy na­dzie­ję, że uda nam się do Cie­bie do­trzeć. Pro­si­my, obudź się.

Ale dla pol­skie­go czy­tel­ni­ka to nadal sy­tu­acja nie­ty­po­wa

I to jest bar­dzo smut­ne :(

 

Z tym oczy­wi­ście się zga­dzam, ale takie ukła­du są wciąż od­bie­ra­ne jako “edgy”, zwłasz­cza jeśli resz­ta ku­le­je. Gdyby opo­wia­da­nie było bar­dzo dobre, nikt oprócz ja­kie­goś za­twar­dzia­łe­go ho­mo­fo­ba (a ta­kich na por­ta­lu nie mamy) by na to nie zwró­cił uwagi. Na­to­miast tu re­ak­cja “aha, au­tor­ce nie chcia­ło się wy­si­lać, więc za­ło­ży­ła, że jak bę­dzie o les­bij­kach, nikt się nie od­wa­ży skry­ty­ko­wać” albo “aha, au­tor­ka na siłę chce być edgy, bo nie ma po­my­słu” jest nie­ste­ty uza­sad­nio­na, nawet jeśli nie od­da­je Two­ich in­ten­cji ;)

 

Ską­d­inąd mo­żesz na LC po­czy­tać re­cen­zje an­to­lo­gii “Tę­czo­we i fan­ta­stycz­ne” – jakie re­ak­cje po­wo­du­je kry­ty­ka czy­sto li­te­rac­ka tego tomu (jako ca­łość sła­be­go, pod­pie­ra­ją­ce­go się wła­śnie tę­czo­wo­ścią, choć za­błą­ka­ło się tam parę przy­zwo­itych opo­wia­dań, czę­ścio­wo por­ta­lo­wi­czów zresz­tą).

http://altronapoleone.home.blog

No, nie po­rwa­ło :/

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka